Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy często masz poczucie, że pozwalasz ludziom przekraczać swoje granice?
Czy potrafisz rozpoznać ten moment?
Jak sobie z tym radzisz?
TU jest moja granica to książka, z której dowiesz się wszystkiego, co musisz wiedzieć o swoich (i nie tylko) wewnętrznych granicach:
• Co robić, gdy czujesz, że twoje ciało spina się w reakcji na zachowanie innych?
• Jak odważanie mówić „nie” i wyrażać swoje zdanie?
• Kiedy i jak w bezpieczny sposób pozwolić otoczeniu na więcej?
• W jaki sposób poszerzać swoje granice, by zapewnić sobie zdrowy rozwój?
• Jaką rolę w wytyczaniu granic odgrywa dzieciństwo i jak wspierać dzieci w tym procesie?
Test samooceny, przystępnie wyłożona teoria i praktyczne porady, które znajdziesz w tej książce, pomogą ci stworzyć własną mapę wewnętrznych granic. Dzięki temu nie tylko zwiększysz swoją asertywność, ale i zaczniesz bardziej świadomie budować relacje rodzinne i zawodowe, przyjaźnie oraz związki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 236
Czy często trudno ci odmówić czyjejś prośbie?
Czy zdarza się, że pracujesz bardzo długo bez żadnych przerw, by następnego dnia stwierdzić, że na nic nie masz siły?
Czy często dajesz z siebie więcej, niż byłoby to wskazane, patrząc z perspektywy czasu?
Czy w pewnych sytuacjach byłbyś zdolny wpaść w furię? A może rzeczywiście w nią wpadasz?
Czy zdarzyło ci się zerwać kontakty, które wcześniej były bardzo bliskie?
Czy masz czasem poczucie, że zbyt długo wysłuchujesz innych, podczas gdy nikt nie chce wysłuchać ciebie, gdy tego potrzebujesz?
Czy spędzanie czasu z innymi ludźmi często uważasz za wyczerpujące?
Czy w kontaktach z innymi zdarza ci się tracić z oczu własny punkt widzenia?
Czy czujesz przymus zgadzania się z innymi i przyjmowania ich punktu widzenia?
Czy zdarza ci się długo wykręcać od odpowiedzi, gdy nie chcesz przyjąć zaproszenia?
Czy zdarza się, że łamiesz sobie głowę nad problemami innych ludzi, po czym spotykasz się z odrzuceniem, gdy przedstawiasz propozycję rozwiązania?
Czy często jesz ponad miarę?
Czy często uznajesz sprawy innych ludzi za ważniejsze od twoich własnych?
Czy zdarza się, że podczas wizyty lub przyjęcia siedzisz jak na rozżarzonych węglach? Właściwie chciałbyś już wrócić do domu, ale nie masz śmiałości, żeby pożegnać się i wyjść.
Czy niekiedy trudno ci jest oderwać się od telewizora czy komputera i następnego dnia jesteś przez to niedospany?
Czy zdarza się, że zgadzasz się na coś lub obiecujesz coś bez namysłu? I czy potem trudno ci jest dotrzymać słowa?
Jeżeli ty również wolałbyś odpowiednio wcześnie robić sobie przerwę, żeby ostatecznie móc zdziałać więcej,
jeśli ty również chcesz lepiej o siebie zadbać,
jeśli chciałbyś umieć w odpowiednim momencie powiedzieć „nie”,
jeśli chciałbyś mieć więcej swobody w kontaktach z innymi,
jeżeli nie chciałbyś dochodzić do punktu, w którym zerwanie kontaktów wydaje się jedynym możliwym wyjściem,
jeśli postawa „wszystko albo nic” nie wydaje ci się najlepszym rozwiązaniem,
jeśli masz już dosyć sytuacji, w których nigdy nie wychodzisz na swoje,
jeżeli ty również chciałbyś wiedzieć, na czym stoisz w życiu,
to w niniejszej książce znajdziesz wiele ważnych informacji i konkretnych rad, które pozwolą ci w porę stawiać granice w codziennym życiu. Test samooceny oraz pytania do zastanowienia zamieszczone pod koniec pierwszego rozdziału pozwolą ci lepiej zidentyfikować sfery życia, w których warto byłoby rozbudować umiejętności stawiania granic.
„Wyznacz wreszcie granice!” – ale jak?
„Postaw wreszcie granice!” Ba, łatwo powiedzieć. Ile razy zdarzyło nam się już słyszeć coś takiego. I to akurat wtedy, kiedy była to ostatnia rzecz, jaką potrzebowaliśmy usłyszeć! Dawniej, gdy sam nie umiałem jeszcze stawiać granic, nie raz i nie dwa musiałem pokornie wysłuchiwać takich „mądrości”. Nie mogę powiedzieć, by były szczególnie pomocne. Wprost przeciwnie, sprawiały, że moja sytuacja robiła się jeszcze trudniejsza do zniesienia. Bo nie dość, że walczyłem z tym, czemu właśnie nie potrafiłem postawić granic, to jeszcze czułem się rozczarowany, że ktoś, komu zwierzyłem się ze swoich kłopotów, nie tylko mnie nie zrozumiał ani mi nie pomógł, ale, co gorsza, bagatelizował moją sytuację, wykorzystując taki właśnie oklepany frazes. Zdarzało się, że był to ktoś, kogo przy innej okazji wysłuchałem z cierpliwością i ze zrozumieniem i komu pomogłem stanąć na nogi. I oto nagle zderzałem się z faktem, że ten sam człowiek po prostu odgrodził się od moich problemów i nie mogę do niego dotrzeć. Niestety jednak nie zdradził mi, co konkretnie powinienem robić, żeby w danej sytuacji osiągnąć stan zwany „odgraniczeniem się”. Krótko mówiąc, musiałem teraz wyznaczyć granice nie tylko względem tego, co było początkowym źródłem moich problemów, ale na dodatek wobec człowieka, który tak niefrasobliwie się na ten temat mądrzył! W dalszym ciągu nie miałem jednak pojęcia, jak to zrobić. Tyle że presja wzrosła.
Wszyscy wiedzą, że umiejętność stawiania granic jest konieczna. Na każdym kroku ktoś nas do tego namawia i zachęca. Najczęściej jednak poradom tym nie towarzyszą żadne sprawdzone metody, które moglibyśmy zrealizować w praktyce.
Niejasne też jest, gdzie dokładnie należy wyznaczyć owe granice. A nawet jeśli opanujemy taką czy inną metodę odgraniczania się, często i tak nie udaje się jej wcielić w życie, bo pojawiają się nieoczekiwane przeszkody i nasze wysiłki spełzają na niczym. I właśnie tej tematyce poświęcona jest niniejsza książka: czym są granice i gdzie tak naprawdę przebiegają, a także co konkretnie można zrobić, by się odgraniczyć mentalnie, fizycznie (z wykorzystaniem określonych sygnałów komunikacyjnych), a także energetycznie. Omawiam w niej też wspomniane wyżej przeszkody oraz ewentualny opór, na który możemy natrafić, a także przedstawiam metodę, która wykracza poza samo stawianie granic. Pomaga ona w sytuacjach, w których nie mamy żadnej możliwości, żeby się odgraniczyć.
Cały czas stykam się w tej kwestii z rozmaitymi nieporozumieniami, dlatego to od niej chciałbym zacząć. Pod pojęciem odgraniczenia niektórzy rozumieją wznoszenie wokół siebie murów nie do sforsowania, całkowite wycofanie się ze świata albo zerwanie kontaktów. W opinii takich osób możliwe są tylko dwa rozwiązania: albo jesteśmy całkowicie otwarci na wszystkich i wszystko, albo całkowicie się zamykamy. Albo – albo i nic pośrodku. Kiedyś też się tak zachowywałem. Albo byłem otwarty na innych w sposób graniczący z naiwnością, a tym samym podatny na ewentualne zranienia, albo też zraniony wycofywałem się nieufnie i odgradzałem od innych, tylko dlatego, że wcześniej byłem zdecydowanie zbyt otwarty. W skrajnym przypadku zdarzyło mi się nawet całkowicie zerwać kontakty. Wszystkie te błędy przećwiczyłem na własnej skórze! Niekiedy zresztą pomyłek po prostu nie da się uniknąć. Z perspektywy czasu jestem wręcz za nie wdzięczny, bo błędy, poczucie winy i ból pozwalają na uświadomienie sobie pewnych rzeczy i rozwój. Dopiero stopniowo zaczynałem rozumieć, że pomiędzy tymi dwiema skrajnymi postawami istnieje jeszcze nieskończenie wiele bardziej zniuansowanych możliwości utrzymywania bliskości lub zachowywania dystansu. Właśnie precyzyjne wyregulowanie mechanizmu otwierania się i zamykania pozwala nam na prawdziwe spotkanie z innymi i bliskość. Nie pozwala za to nam samym zagubić się i stracić z oczu własnych potrzeb, chroni też przed ewentualnym zranieniem bądź wykorzystaniem.
Dopiero wówczas można mówić o umiejętnym odgraniczaniu się: chodzi o to, by w określonych sytuacjach każdorazowo ustanawiać odpowiednie proporcje pomiędzy bliskością a dystansem. To właśnie wtedy, wychodząc innym naprzeciw, wciąż jesteśmy świadomi siebie samych – jesteśmy w kontakcie z innymi, nie zatracając własnej odrębności. Stawiając granice, wcale nie wykluczamy drugiej osoby. Odgraniczanie się nie ma nic wspólnego ze wznoszeniem murów i zrywaniem kontaktów. To właśnie dzięki jasno wytyczonym granicom możliwa jest komunikacja i przyjaźń. Granice umożliwiają stabilne stosunki społeczne, a nawet pokój i harmonię. Jak mówi niemieckie przysłowie: gdzie dobre płoty, tam dobrzy sąsiedzi!
Ludzie często przymykają oczy na to, jak sami przyczyniają się do przekraczania swoich własnych granic – na przykład wysyłając niejasne sygnały komunikacyjne. Być może wręcz formułują ukryte zaproszenia, by jednak próbować podejść nieco bliżej. W skrajnych przypadkach całkiem zapominamy, że wcześniej rozdaliśmy liczne „kupony rabatowe” i wystawiliśmy „czeki in blanco”. Niektórzy z nas nie dostrzegają też własnej tendencji do przekraczania granic innych, po prostu dlatego, że w ogóle nie zdołali wykształcić w sobie zrozumienia, czym są granice.
Jednak bodaj najczęściej naruszamy je w kontakcie z samymi sobą. Tymczasem ważne są nie tylko granice wobec innych ludzi, ale także własne, na przykład w odniesieniu do naszej wydajności, wymagań wobec życia i wobec samych siebie. Jeżeli w nieskończoność zwiększamy presję, jaką na siebie wywieramy, w rzeczywistości osiągamy coraz mniej. Cierpimy wówczas nie tylko wskutek wewnętrznego niezadowolenia – pojawiają się też dolegliwości, które w gruncie rzeczy stanowią opóźnione meldunki naszej „straży granicznej”.
Nawet ta książka powstała dzięki umiejętności odgraniczania. Bez rozgraniczenia tematów, bez ograniczenia się do określonej objętości, bez odgrodzenia się od innych kwestii i skupienia tylko na tym, co można przekazać za pomocą słów, raczej nic by z tego nie wyszło. Hipotetyczna książka „bez granic” byłaby o wiele za długa, znacznie droższa, a w ogóle najpewniej do dziś by nie powstała… Wreszcie przecież i ty możesz poświęcić tylko ograniczony czas tematyce stawiania granic, bo życie składa się z wielu innych problemów, a także wielu innych zajęć niż czytanie.
Moją pierwszą książkę Wenn die Haut zu dünn ist: Hochsensibilitãt – vom Manko zum Plus (Gdy skóra jest zbyt cienka: Wysoka wrażliwość – jak z wady zrobić zaletę) poświęciłem wysoko wrażliwym osobom (WWO, ang. highly sensitive persons), do których sam się zaliczam. Osoby wysoko wrażliwe to ludzie odbierający więcej bodźców niż pozostali. Spoglądają poza granicę własnego płotu i widzą więcej: w swoim własnym ogródku, a często także w ogródkach innych. W rezultacie muszą także przetwarzać odpowiednio więcej bodźców. Osoby wysoko wrażliwe, które spróbowały się dopasować i włożyły sporo wysiłku, by zmniejszyć własną przyrodzoną wrażliwość, mają generalnie problem ze stawianiem granic. W efekcie zwykle nie są zintegrowane i nie zachowują równowagi energetycznej. Na przykład podczas rozmowy dosłownie zamieniają się w słuch i często zatracają w swoim rozmówcy. Tymczasem ktoś, kto w sensie energetycznym nie jest „u siebie”, nie będzie także potrafił stawiać granic.
Ci wrażliwcy, którzy znają już Wenn die Haut zu dünn ist, mogą potraktować książkę Tu jest moja granica jako jej kontynuację, znajdą tu bowiem jeszcze więcej praktycznych wskazówek, przydatnych w codziennym życiu. Jednak niniejsza książka z całą pewnością jest przeznaczona nie tylko dla osób wysoko wrażliwych, ale dla wszystkich czytelników mających problemy ze stawianiem granic, a więc dla mnóstwa osób, których wrażliwość całkowicie mieści się w normie. Jeżeli jednak w trakcie lektury złapiesz się kilka razy na myśli, że być może i ty należysz do grupy WWO (bo przecież szacuje się, że jest to od 15 do 20 procent ludzi), polecam ci zapoznanie się z moją pierwszą książką. Poza wszystkim innym zawiera ona także dwa testy, z których dowiesz się, czy ty sam (lub twoje dziecko) zaliczasz się do osób wysoko wrażliwych1.
Już moja pierwsza książka stała się dla wielu osób wierną towarzyszką codziennego życia, niemal czymś w rodzaju książeczki do nabożeństwa, która na długi czas znalazła stałe miejsce na stoliku nocnym czy biurku. Po niektórych egzemplarzach od razu było widać, jak intensywnie były czytane, na przykład co kilka stron ktoś zaznaczał karteczkami ważne fragmenty. Niemal na każdej stronie podkreślano coś ołówkiem lub kolorowym markerem. Nie było wątpliwości, że lektura towarzyszy czytelnikowi na co dzień i że on nadal z nią pracuje. Również i ta książka pomyślana została jako kompendium. Choćby dzięki wielu przedstawionym tutaj metodom można korzystać z niej aktywnie przez dłuższy czas.
Tu jest moja granica to więcej niż tylko zbiór informacji na temat stawiania granic. To także wiele konkretnych instrukcji, jak dokładnie to robić, i zachęt do samodzielnego wypróbowania poszczególnych metod. Dlatego może towarzyszyć ci przez długi czas. Być może na początku przeczytasz ją dość pobieżnie, by zorientować się w treści i zrozumieć, jak brak umiejętności stawiania granic wpływa na twoje życie, a dopiero później wypróbujesz konkretne techniki, które stanowią o właściwej wartości tej książki. Lektura taka jak ta ma dużo do zaoferowania czytelnikowi, ale też odpowiednio dużo od niego wymaga. Czytając tę książkę, będziesz musiał rozstrzygnąć, na ile chcesz dopuścić do siebie tę wiedzę, a w którym miejscu postawisz granicę.
Naukę stawiania granic też trzeba ograniczać
Kwestię ograniczania się i stawiania granic innym omówię tutaj nie tylko teoretycznie, ale też jak najbardziej praktycznie, z prezentacją konkretnych metod. Co więcej: nawet przy nauce wykorzystania technik stawiania granic możesz uczyć się je stawiać samemu sobie. Mówiąc prościej: nie przesadź z wypróbowywaniem wszystkiego za jednym zamachem.
Lepiej wykorzystać kilka metod niż wszystkie naraz. Jeżeli spróbujesz robić zbyt wiele jednocześnie, w ostatecznym rozrachunku osiągniesz znacznie mniej. Dlatego ograniczaj się sam, nawet jeśli wiesz, że już na kolejnych stronach znajdziesz więcej, a potem jeszcze więcej. Daj sobie czas, choćby kwestia stawiania granic była w twoim przypadku paląca. Krok po kroku – tylko w ten sposób zdołasz się czegoś nauczyć i poszerzyć swoje możliwości działania.
Czy w ogóle chcemy się ograniczać?
Większość ludzi nie lubi słuchać o takich czy innych granicach. Świat bez granic – któż by go nie pragnął? Również i moje najwcześniejsze wspomnienia związane z granicami nie są najlepsze. Zaraz za wsią, w której spędziłem pierwsze lata życia, zaczynała się pilnie strzeżona strefa graniczna. Dorośli wciąż jeszcze opowiadali sobie historie o tych, którzy próbowali ją przekroczyć, ale im się to nie udało. A jeszcze później praktycznie nie było szans, by bez szwanku prześliznąć się przez metalowe płoty wyposażone w urządzenia samostrzelające. Na tym nie koniec: kontroli granicznych w pociągach międzystrefowych2 też zawsze wyczekiwano z drżącym sercem.
Również z granicami w sensie metaforycznym – a o takich jest przecież mowa w tej książce – nie miałem wcale początkowo dobrych doświadczeń. Gdy jako chłopiec posuwałem się za daleko, zdarzało się, że mój tak zwykle dobroduszny i tolerancyjny ojciec nagle pokazywał zupełnie inną twarz, zaczynał wrzeszczeć i tracił panowanie nad sobą. Radził sobie z granicami tak samo kiepsko, jak moja matka. Ona jednak nie wybuchała złością, tylko milkła i bladła jak ściana. Nadal robiła to, co trzeba było zrobić przy dzieciach, jednak stawała się dla nas całkowicie niedostępna. Te granice dawało się odczuć dopiero wówczas, gdy wiązało się to z eksplozją bądź implozją, a więc wtedy, gdy było już za późno. Przy tej okazji ktoś zawsze czuł się winny. A niekiedy dotyczyło to wszystkich zainteresowanych.
Mógłbym też co prawda dostrzec odwrotną stronę medalu, czyli korzyści z jasno wytyczonych w dzieciństwie granic. Te jednak rzucały się w oczy znacznie słabiej, ponieważ były czymś zupełnie codziennym i zwyczajnym. Przychodzi mi na myśl nasze ogrodzenie z bukowym żywopłotem – dzięki tej granicy mogliśmy się jako dzieci bawić w ogrodzie bez niczyjego nadzoru, bezpiecznie odgrodzeni od ulicy. A pomiędzy żywopłotem a rabatkami nasze koty mogły spokojnie drzemać i przeciągać się do woli, nawet wtedy, gdy po drugiej stronie płotu psy sąsiadów ujadały jak szalone. Kiedy chciałem mieć święty spokój, mogłem zamknąć za sobą drzwi do swojego pokoju, równie dobrze jednak mogłem zostawić je otwarte, gdy nie chciałem czuć się samotny podczas odrabiania prac domowych. Ale nawet przy otwartych drzwiach jasne było, że tu właśnie jest moje królestwo. Stał tam stary sekretarzyk, w którym odkryłem szufladkę otwieraną za pomocą specjalnego mechanizmu. Z początku przechowywałem w niej różne dziecięce skarby, potem pamiętnik, któremu zwierzałem się z moich sekretów. Szczypta mąki w charakterze proszku do zdejmowania odcisków palców zdradziłaby mi ewentualne najście. Wszystkie te granice zapewniały ochronę i pozwalały uzyskać spokój, harmonię i wolność.
Jednak w dzisiejszych czasach dominuje raczej podejście odwrotne. Należy mierzyć wysoko i spoglądać daleko poza własne granice. Dziesiątki reklam przekonują nas, by kupić dziś, a zapłacić… dużo, dużo później. Pokus, by wykraczać daleko poza własne granice, nie brakuje. Choćby w sensie finansowym – za wszystko można przecież zapłacić kartą. Łatwo w takiej sytuacji stracić rozeznanie, gdzie znajdują się granice naszego budżetu. Cios przychodzi z opóźnieniem, ale jego siła może okazać się niszcząca i sprawić, że znajdziemy się w sytuacji jeszcze gorszej niż wyjściowa. Na koniec bowiem drogo się płaci za pozornie nieograniczoną swobodę finansową. Rezultatem myślenia w kategoriach nieograniczonego wzrostu był nie tylko globalny kryzys bankowy z 2008 roku, ale także wiele pomniejszych indywidualnych kryzysów – nie tylko na płaszczyźnie finansowej.
Reklamy i media nieustannie kuszą nas, by przekraczać własne granice. Iluzja nieograniczoności mami nas i utwierdza w przekonaniu, że wszystko i zawsze jest dostępne dla każdego. Dotyczy to zresztą rozmaitych sfer życia, choćby wymagań pod adresem wydajności własnej i innych. A jeśli wciąż jeszcze nie udało nam się spełnić tych wymagań, ideologia bezgraniczności natychmiast podsuwa nam zgrabne wyjaśnienie: tak naprawdę wcale tego nie pragnęliśmy! Ten sposób myślenia znalazł bodaj najdobitniejszy wyraz w piosence You can get it, if you really want. Swobodny, kołyszący rytm reggae tworzy dla niego doskonały kamuflaż.
Ideologia bezgraniczności zakłada, że nie istnieją granice tego, co można osiągnąć, zwodzi też wizją pozornej równości. Zgodnie z nią wszyscy mamy rzekomo równe warunki startowe, takie jak zdolności, talenty, uwarunkowania fizyczne, zdrowotne i społeczne, a na drodze życiowej każdego z nas w równym stopniu pojawiają się nieoczekiwane szczęśliwe zrządzenia losu i korzystne okazje, a także przeszkody. Taką wizję pozornej równości wykorzystuje się następnie sprytnie do ukrycia faktycznych nierówności społecznych i ostracyzmu wobec tych, którym się gorzej powiodło: „Skoro czegoś nie osiągnął, to znaczy, że po prostu wcale nie chciał nic zmieniać!”.
Siedemnastoletnią Nicole chyba każdy uznałby za piękną młodą kobietę. Chłopakom w jej wieku też się bardzo podoba. Jednak matka Nicole wie, jak bardzo dziewczyna cierpi z powodu swego wyglądu: sama siebie bynajmniej nie uważa za atrakcyjną. Często długo stoi przed lustrem i w efekcie wpada w taką rozpacz, że matce bardzo trudno wyciągnąć ją z dołka. Potem następują ciągnące się w nieskończoność krytyczne rozważania Nicole na temat szczegółów jej wyglądu, od kształtu i rozmiaru biustu przez talię i biodra, aż po nos, który kiedyś, gdy już będzie miała własne pieniądze, może sobie poprawi chirurgicznie. Koncentracja na domniemanych wadach i ciągłe porównywanie się z innymi zatruwają życie dziewczyny, które przecież mogłoby być radosne i beztroskie…
Powszechnie wiadomo, że takie problemy dręczą wiele młodych dziewcząt. Ale i ich rówieśnicy płci męskiej nie są wolni od tego ciężaru. Z podobnymi kłopotami zmaga się też wielu szczególnie podatnych na wpływ mediów nastoletnich chłopców, poszukujących wzorców i autorytetów. Dotyczy to także Karstena, brata Nicole. Uważa on, że nie jest dostatecznie męski i wyluzowany, nawet jeśli tak właśnie stara się prezentować na zewnątrz. Niekiedy zdarza mu się z tym przesadzać, czym z kolei rani rodziców. W dodatku ich matka wciąż zadaje sobie pytanie, jakie błędy wychowawcze popełniła. Przecież zawsze robiła dla swoich dzieci wszystko! W trakcie rozmowy dociera do niej, jak wielką presję wywiera na samą siebie, stawiając sobie tak wysokie wymagania: jako kobiecie, jako partnerce, jako matce, a na dodatek jako pracownicy… We wszystkich tych sferach uważa siebie za nie dość dobrą, a niekiedy całkiem nieudolną, mimo że obiektywnie nie ma ku temu żadnych podstaw. Naprawdę zrobiła wszystko, co mogła, i osiągnęła bardzo wiele.
Wszystkie te sytuacje mają jeden punkt wspólny: otóż stan faktyczny z jego nieodłącznymi ograniczeniami porównuje się tu z pozbawionym jakichkolwiek ograniczeń stanem wyobrażonym, tym, co naszym zdaniem powinno zaistnieć. W ten sposób ludzie sami tworzą sobie problem, który nie istniałby na taką skalę, gdyby nie owo wyobrażenie, że można mieć zawsze wszystko, bez żadnych ograniczeń. To, co jest, uznajemy za mierne lub niedostateczne, bo ukazuje nam naszą ograniczoność. Nie dostrzegamy już zalet stanu faktycznego, pomijamy to, co udało nam się osiągnąć. Gdy pozbawiony wszelkich ograniczeń stan wyobrażony uznaje się za punkt wyjścia, zaczynamy żyć w wiecznym deficycie. Ideologia bezgraniczności to sprawdzony sposób na to, by unieszczęśliwić samego siebie i żyć w ciągłym poczuciu niezadowolenia. Tymczasem spojrzenie na to, co już zostało osiągnięte, daje nam poczucie spełnienia i sprawia, że raczej skupiamy się na rubryce „zysków” niż „strat”. Zaś dążenie do tego, co jest możliwe do osiągnięcia, sprawia, że w ograniczonym zakresie rzeczywiście nam się to udaje i możemy doświadczać kolejnych sukcesów, jednego po drugim.
Żeby uniknąć nieporozumień: nie chodzi o to, by zastępować szeroko rozpowszechniony pesymizm jednostronnym optymizmem albo by półprawdy negatywnego myślenia zamieniać na świadomie wybraną ignorancję myślenia pozytywnego. Chodzi o to, by zastanowić się, jak wpływa na nas wizja braku wszelkich granic, jak może nas ona osłabiać i unieszczęśliwiać. Gdy pomijamy i lekceważymy swoje aktualne granice, zwykle wpadamy w absurdalne błędne koło: staramy się ze wszystkich sił, a jednocześnie czujemy się bezsilni i nie osiągamy zbyt wiele. W rezultacie cały czas pozostajemy na minusie. Wówczas albo poddajemy się i popadamy w rezygnację, albo ponownie zwiększamy presję na siebie samych i spinamy się jeszcze bardziej. Tyle że na dłuższą metę jeszcze bardziej nas to osłabia.
Ktoś, kto nie potrafi stawiać granic, jest też idealnym pracownikiem, bo nieustannie sam wywiera na siebie presję, aż całkiem się wypali. Kiedy sami uważamy, że czegoś nam brak, skłonni jesteśmy dostosowywać się za wszelką cenę i łatwo wtedy nami sterować. Jako konsumenci nie zauważamy tego wszystkiego, co już mamy, dostrzegając tylko to, czego właśnie nie mamy, i gorączkowo za tym goniąc. Kupione produkty tracą urok już przy rozpakowywaniu. Bo oto już kusi nas najnowszy model, który jeszcze przewyższa dotychczasowy. A ponieważ nie umiemy się ograniczać, musimy go zdobyć, nawet jeśli nie wypróbowaliśmy jeszcze możliwości dopiero co nabytej rzeczy. Poza tym wszyscy przecież tak robią, my zaś nie potrafimy stawiać granic również w kontaktach z innymi. Zawodzimy również jako obywatele, bo nasza otwartość na wszystkie problemy całego świata sprawia, że nie dostrzegamy zadań wokół nas, za które rzeczywiście moglibyśmy się zabrać. W rezultacie brak nam sił do podjęcia konkretnych obywatelskich działań. Gdy nie potrafimy się samoograniczać, wciąż uznajemy, że czegoś nam brakuje, a przez to stajemy się niebywale podatni na manipulację.
W swojej książce Vom Haben zum Sein: Wege Und Irrwege der Selbserfahrung (Od mieć do być: Drogi i bezdroża samopoznania) Erich Fromm analizuje kwestię przejścia od „mieć” do „być”. Sądzę, że w obecnym klimacie społecznym należałoby najpierw przejść od „chcieć mieć” do „mieć”, zanim w ogóle będzie można otworzyć się na zmianę ku „być”.
Ogranicz swój „plac budowy”
Nikt nie jest w stanie jednocześnie skutecznie działać na wszystkich frontach. Zastanów się: w jakiej sferze masz największe braki? Na co chciałbyś położyć nacisk w kwestii stawiania granic, na czym się skoncentrować? W jakim obszarze pragniesz najpierw osiągnąć konkretne rezultaty?
Nie umiem się ograniczać…
przy rozumowym analizowaniu i roztrząsaniu wszystkiego,w moich uczuciach i emocjach,odnośnie do moich reakcji fizycznych,w pracy,w wymaganiach pod własnym adresem,w wymaganiach wobec innych,w odniesieniu do wymagań, jakie inni mają wobec mnie,w odniesieniu do zewnętrznych bodźców.Z wielkim trudem udaje mi się wytyczyć granice wobec…
moich dzieci,mojego partnera,moich przyjaciół,moich znajomych,obcych ludzi,moich współpracowników,moich przełożonych,moich klientów/interesantów/pacjentów.Mam problem z dostrzeganiem i respektowaniem granic u…
moich dzieci,mojego partnera,moich przyjaciół,moich znajomych,obcych ludzi,moich współpracowników,moich przełożonych,moich klientów/interesantów/pacjentów.Z faktu, że ograniczysz swój „plac budowy”, bynajmniej nie wynika, że nie zechcesz czy nie zdołasz rozwijać się także w innych sferach. Tak, zrobisz to, ale po kolei. Najlepsze rezultaty osiągniesz, jeśli na początek skupisz się na najsłabszym miejscu twoich granicznych „umocnień” i ograniczysz swoje wysiłki wyłącznie do tego miejsca.
Przyjrzyj się także tym sferom, w których potrafisz całkiem nieźle stawiać granice. Raz jeszcze przeanalizuj powyższą listę, tym razem zadając sobie odwrotne pytanie: w jakich dziedzinach życia udaje ci się jasno wyznaczać granice? Być może odkryłeś różne dobre sposoby, dzięki czemu na tych frontach masz spokój i możesz skupić się na najsłabszych punktach.
Gdzie przebiegają granice i po czym poznać, że zostały przekroczone
Wielu ludzi z wielką chęcią wyznaczyłoby jasne granice i zadeklarowało: „Dotąd tak, ale nie dalej!”. Jednak po pierwsze brakuje im do tego narzędzi, po drugie zaś często sami do końca nie wiedzą, gdzie właściwie są ich granice. Tymczasem z różnych wypowiedzi na ten temat można by wręcz wyciągnąć wniosek, że daje się je wytyczać zupełnie dowolnie i wedle uznania. Jednak takie arbitralne i z sufitu wzięte granice sami z trudem będziemy dostrzegali i łatwo nam przyjdzie ich ignorowanie. Nie da się ich też utrzymać przez dłuższy czas.
Granice nie są celem samym w sobie. Każda z nich stanowi krawędź danego obszaru czy rewiru. Nasze terytorium należy do nas, pragniemy rozporządzać nim swobodnie i samodzielnie. Trzeba więc pamiętać, że gdy mówimy o granicach, chodzi przede wszystkim nie o nie same w sobie, ale właśnie o chroniony przez nie obszar, który chcemy kształtować według własnych wyobrażeń, za który ponosimy odpowiedzialność i w ramach którego możemy się autonomicznie rozwijać. Granice w dosłownym sensie (żywopłoty, ogrodzenia, granice między państwami) wyznaczają przejście z jednego terytorium na terytorium podległe już komuś innemu, względnie na ziemię niczyją. Podobnie jest z granicami rozumianymi metaforycznie: również w tym przypadku sygnalizują one przejście pomiędzy naszym rewirem a rewirem drugiego człowieka albo też pomiędzy naszym terytorium a całym światem zewnętrznym. Dlatego też nasze granice decydują także o naszym stosunku do samych siebie, do innych ludzi i do tego, co nas otacza.
To właśnie w obszarach przygranicznych rodzą się małe konflikty i wielkie wojny. Ktoś, kto ma świadomość własnych granic, czytelnie je oznacza i jest gotów ich pilnować, a do tego znajduje w sobie dość siły i odwagi, by ich bronić, ma największe szanse na życie w harmonii z innymi. Zazwyczaj im mniej ewentualnych nieporozumień, tym mniejsze ryzyko sporów z sąsiadami. Ten, kto potrafi wyznaczyć jasne i rozsądne granice, a jednocześnie sam przestrzega tych stawianych przez innych, ma najlepsze widoki na pokojowe współistnienie.
Jednak po to, by w ogóle móc stawiać granice, trzeba najpierw mieć pewność, gdzie one właściwie przebiegają. Jeżeli są zbyt blisko, będą nas osłabiać. Zbyt małe poletko nikogo nie wyżywi, a zbyt mały zakres zadań stanowi dla nas niedostateczne wyzwanie. W obrębie zbyt ciasnych granic czujemy się przyblokowani i zachodzi niebezpieczeństwo, że zaczniemy się wówczas nudzić. Robimy mniej, niż pozwalają nam nasze możliwości, i w zbyt małym stopniu wykorzystujemy nasz potencjał. Tęsknie spoglądamy na ziemie sąsiadów i rozległe przestrzenie tuż za naszą granicą, które moglibyśmy objąć w posiadanie. Może się zdarzyć, że będzie nas kusić bardziej zielona trawa w ogrodzie sąsiada, niewykluczone też, że popchnie nas to do drobnych zawłaszczeń – na przykład w pracy zaczniemy ingerować w zakres kompetencji naszego współpracownika… I od razu harmonia pryska!
Na naszą niekorzyść działa również sytuacja odwrotna, w której nasze granice są zanadto rozciągnięte. Zbyt wielkie terytorium sprawi, że przeliczymy się z siłami. Być może nie będziemy nawet dostrzegać naszych granic, bo będą odsunięte zbyt daleko. W rewirze, którego nie jesteśmy w stanie obronić, nie będziemy się czuć bezpiecznie. A skoro sami nie jesteśmy w stanie wypełnić naszego terytorium, inni łatwo mogą wpaść na pomysł, by zakwestionować nasze prawa do niego. Ponadto, gdy nasze granice są zbyt daleko od nas, skutecznie odgradzają nas też od innych. Czujemy się wówczas samotni i wyizolowani.
W idealnym przypadku nasz rewir nie jest więc dla nas zbyt mały, a zatem nas nie osłabia. Ale i nie za duży, bo taka sytuacja stawia przed nami zbyt wiele wyzwań, co w konsekwencji także prowadzi do osłabienia. Najlepsze jest takie terytorium, które odpowiada naszym siłom i możliwościom, które możemy samodzielnie kształtować, o które dbamy, za które ponosimy odpowiedzialność i które otaczamy ochroną. Nasza granica powinna zatem przebiegać dokładnie w miejscu, w którym wyczerpują się nasze siły i kończy terytorium.
Brak granic może spowodować, że będziemy bez sensu trwonić siły. Pozbawiony granic świat nieskończonych możliwości łatwo może nas przytłoczyć. Od czasu do czasu bardziej się w coś zaangażujemy, jednak rezultaty będą zbyt małe jak na włożony wysiłek. Taka sytuacja pozbawia nas sił. Czujemy się bezbronni wobec otaczającego nas świata i wszystkich możliwości, jakie oferuje. Tymczasem z zewnątrz napierają inni, którzy pragną zwiększyć swój stan posiadania. Naturalnie, gdybyśmy byli bardzo silni, moglibyśmy z łatwością narzucić im nasze warunki. Tyle że wówczas to my moglibyśmy stać się zagrożeniem dla ich granic… Również w takim przypadku musielibyśmy dostosować usytuowanie naszych granic do naszych sił. Rewir, który odzwierciedla nasze siły i zasoby, może nas wręcz wzmocnić i zapewnić nam oparcie. Nasza granica leży tam, gdzie kończą nam się siły. Również w przenośnym sensie.
Problemy ze stawianiem granic to często problemy z dostrzeganiem ich obecności. Dopiero po fakcie orientujemy się, że sami przekroczyliśmy własne granice i wzięliśmy na siebie zbyt wiele. Często też z dużym opóźnieniem zdajemy sobie sprawę, że to inni je naruszyli. Zauważamy to dopiero wtedy, gdy są już na naszym terytorium tak głęboko, że trudno nam w jakikolwiek sposób temu zaradzić. Zazwyczaj przyzwalamy im na to całkowicie bezczynnie z bardzo prostej przyczyny – w ogóle nie zauważyliśmy, co się właśnie wydarzyło. Nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy, że została przekroczona nasza granica. A teraz jest już za późno. Niekiedy nawet sami przyczyniliśmy się do takiego obrotu wydarzeń, wysyłając fałszywe sygnały i na przykład uśmiechając się, jak gdybyśmy chcieli zachęcić naszego interlokutora, by zbliżył się bardziej. Krótko mówiąc, sami przyłożyliśmy rękę do naruszenia naszych granic. Dlatego nie ma większego sensu obarczanie winą innych. Bez naszego udziału sprawy w większości wypadków nie zaszłyby tak daleko.
Pierwszym krokiem w zakresie ochrony naszych granic jest zatem nie ich obrona, tylko postrzeganie ich obecności. A tego wielu ludzi po prostu nie umie. A przecież, skoro usytuowanie naszych granic stanowi zwierciadło naszej siły, nic dziwnego, że istnieje odczuwalna różnica pomiędzy obszarem w ich obrębie a terenem poza nimi: do chwili, gdy nasze granice nie zostaną przekroczone, czujemy się pełni sił. Stan ten zmienia się, gdy dojdzie do ich naruszenia, bo wówczas zwykle odczuwamy presję. Powstałe napięcie możemy wykorzystać do obrony własnego terytorium, możemy też się wycofać, przez co czujemy się słabi. Chodzi więc o inny rodzaj postrzegania niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni i o którym myślimy, gdy słyszymy to słowo. Nie o widzenie, słyszenie, wąchanie czy smakowanie, ale o postrzeganie za pomocą ciała, o wyczuwanie swojego bieżącego nastroju: czy wciąż jeszcze jestem w pełni sił, czy właśnie zaczynam tracić energię?
PRZYKŁAD PRZY STOLE: Pierwszy kęs tortu szwarcwaldzkiego smakuje całkiem dobrze, drugi zwykle jeszcze lepiej. Całkiem możliwe, że wraz z kolejnymi kęsami smak będzie wydawał się coraz lepszy i lepszy. Jednak w pewnym momencie bierzesz widelczyk i nagle tort nie smakuje ci już tak, jak jeszcze przed chwilą. Jeśli będziesz jeść dalej, bardzo prawdopodobne, że przyjemność będzie się coraz bardziej zmniejszać. W tym przypadku twoja granica przebiegała dokładnie w tym punkcie, w którym tort smakował ci najbardziej.
NA SIŁOWNI: Podnoszenie wyłącznie niewielkich ciężarów sprawia, że nie wykorzystujemy w pełni naszych możliwości. W ten sposób szybko odechce nam się ćwiczyć, bo trening nie sprawia nam już żadnej frajdy. Jeżeli jednak spróbujemy podnieść zbyt dużo, możemy tego nie wytrzymać. I choć dołożenie raptem jednego kilograma nie wydaje się wielką sprawą, może doprowadzić do tego, że nagle nie będziemy już w stanie podnieść nic więcej. Taka sytuacja hamuje nasze postępy i sprawia, że czujemy się słabi.
W PRACY: Ktoś, kto przez cały czas robi zbyt mało albo wykonuje zadania poniżej własnych możliwości, będzie się nudził. Dlatego po spędzonym w pracy dniu, w którym znów nie było praktycznie nic do roboty, czujemy się bardziej zmęczeni niż po takim, w którym nasze możliwości zostały w pełni wykorzystane. Ale sytuacja, w której jesteśmy obciążeni ponad miarę, też nam nie służy. W pracy najlepiej czujemy się wtedy, gdy zadania, które mamy do wykonania, wymagają dotarcia do naszych granic, ale nie zmuszają nas do zbytniego ich przekraczania.
Zarówno przy jedzeniu tortu, jak i na siłowni czy w pracy najlepiej czujemy się w obszarze „przygranicznym”, a więc w strefie przejściowej pomiędzy „zbyt mało” a „zbyt wiele”. Ten optymalny zakres znajduje się tuż poniżej naszej granicy. Jeżeli uda nam się go zidentyfikować dzięki sygnałom płynącym z ciała i zatrzymać się, zdołamy nie przekroczyć granicy. Dzięki temu wszystkie powyższe działania (jedzenie tortu, trening, praca) przyniosą nam satysfakcję, a w przypadku ćwiczeń czy pracy możliwy będzie też dalszy rozwój. O tym, czy właśnie znajdujemy się w optymalnej strefie, poinformować może nas tylko i wyłącznie nasze ciało.
Aby w ogóle móc odpowiednio wcześnie zarejestrować naruszenie naszych granic – w pracy, w kręgu przyjaciół czy w gronie rodziny – niezbędne jest nawiązanie kontaktu z własnym ciałem, umiejętność odczytywania jego sygnałów. Gdy dochodzi do naruszenia granic, pojawiają się reakcje cielesne, a zaraz za nimi impulsy, na przykład walki lub ucieczki. Jeszcze przed chwilą panowała pełna harmonia i oto nagle znaleźliśmy się poza strefą naszego komfortu.
Tak to się robi
Elfriede czuła się nieprzyjemnie i miała opory przed rozczarowaniem akwizytora czasopisma, który w rozmowie telefonicznej ze szczegółami opisywał swój ciężki los, aby nakłonić ją do wykupienia prenumeraty. Jednak gdy pomyślała, że w przyszłości miałaby co tydzień wyciągać ze skrzynki na listy czasopismo, którym nie była szczególnie zainteresowana, z jej konta co miesiąc będzie ściągana odpowiednia suma, a późniejsze wypowiedzenie abonamentu będzie bardzo kłopotliwe, uświadomiła sobie jedno: prościej będzie stanąć na straży własnych granic teraz, nawet jeśli musi się w tym celu przemóc, niż narażać się w przyszłości na zupełnie niepotrzebne nerwy.
Gdy zbadamy sprawę dokładniej, okaże się, że nasz umysł bardzo słabo nadaje się do rozpoznawania zakresu naszych granic i ich pilnowania. Aż nazbyt często próbuje nam mieszać szyki, podsuwając najrozmaitsze myśli.
Oto przykład: mój mózg bardzo często jest zdania, że i ja koniecznie powinienem umieć zrobić to, co robią inni. Mówi mi: „Skoro temu czy tamtemu się udało, to przecież i ty dasz radę!”. Jeśli zastosuję się do jego sugestii, szybko wezmę na siebie zbyt wiele. Potem zaś z reguły będę w stanie udźwignąć jeszcze mniej niż wcześniej. Mój racjonalny umysł w ogóle nie ogląda się przy tym na mnie i moje samopoczucie. Wpatrzony jest w konkretną osobę, która potrafi udźwignąć takie obciążenia albo też w mitycznego „każdego”, dobrze znanego ze zdań typu: „każdy powinien…” czy „dobrze byłoby, żeby każdy…”.
Pamiętam jednak i takie sytuacje, w których mój rozum, nieadekwatnie do okoliczności, namawiał mnie, bym się oszczędzał i zachował ostrożność. W takim przypadku nie wykorzystywałem w pełni moich możliwości. Mózg wmawiał mi słabość, choć wcale nie byłem słaby.
A jak to wygląda u ciebie?
Do rozważenia: Gdy bierzemy na siebie zbyt wiele
Przeanalizuj teraz w myślach konkretną sytuację, w której sam postawiłeś przed sobą zbyt wysokie wymagania i przekroczyłeś przy tym własne granice, tak że musiałeś później ponieść nieprzyjemne konsekwencje tego stanu. Spróbuj przypomnieć sobie jakiś przykład, choćby drobny, z ostatniego tygodnia.
O czym wtedy myślałeś?Co myślałeś?Kiedy dokładnie nastąpił moment przekroczenia granicy?Jakie myśli do tego doprowadziły?Jakie uczucia się do tego przyczyniły?Przyjrzyj się całej tej sytuacji raz jeszcze, ale tym razem wyobraź sobie, że skutecznie bronisz swoich granic:
Jak rozpoznałeś, gdzie przebiega granica?Co jeszcze teraz dostrzegasz?Na co jeszcze zwracasz uwagę?Co trzeba było zrobić, by nie naruszyć granicy?Co mogłeś zrobić zawczasu, aby ostatecznie odczuwać większe zadowolenie z końcowego rezultatu?Gdy nauczysz się rejestrować sygnały swojego ciała i dostrzegać swój aktualny stan, skorzystasz na tym na wiele sposobów. Będziesz się orientował w odpowiednim momencie, że potrzebujesz przerwy. Że chce ci się pić. Że przybierasz taką pozycję ciała, która ci nie służy.
Rejestrowanie stanu swojego ciała i zdawanie sobie z niego sprawy to warunek niezbędny do tego, by o siebie zadbać i ponosić za siebie odpowiedzialność. Dzięki temu będziesz w stanie zachować wydajność na dłuższą metę. Tylko tak można gospodarować siłami ekonomicznie i ekologicznie zarazem.
Nasze myślenie stanowi formę adaptacji do otaczającego świata. Na początku, a więc we wczesnym dzieciństwie, za jego rozwój niekoniecznie odpowiadaliśmy jednak my sami – często po prostu przejmowaliśmy je od dorosłych z najbliższego otoczenia. Ich modele myślowe, a także treść ich wypowiedzi, odcisnęły na nas trwałe piętno. I nawet gdy w późniejszym życiu staramy się (używając tego samego mózgu) myśleć inaczej, stare wzorce tkwią głęboko w naszych synapsach i nierzadko są silniejsze niż nowe, nieco bardziej świadome ścieżki myślenia (choć i one często stanowią zaledwie odbłyski starych wzorców bądź opozycję dla nich).
Charakterystyczną cechą naszego myślenia jest dostosowywanie się do norm i wzorców otaczającego świata. Dlatego też orientujemy się na innych i z nimi porównujemy. Inni także stosują wobec nas ten sposób postrzegania i oceny: czy sprostaliśmy stawianym nam wymaganiom? Czy zaliczyliśmy test? Jesteśmy chwaleni, ganieni i oceniani. A nasze myślenie się do tego dostosowuje. Dlatego zerkamy na innych, porównujemy się z nimi i dopasowujemy się do kryteriów ustanowionych poza nami.
W wyznaczaniu granic nie pomoże mi także moje serce, bo nadaje się do tego jeszcze mniej niż mózg. Uczucia łączą nas z innymi ludźmi i służą jako barometr naszych społecznych kontaktów i relacji. Kiedy mamy dobrą i satysfakcjonującą więź z innymi, wypełniają nas pozytywne uczucia. Gdy nam tej więzi brakuje lub jej istnienie jest zagrożone, nasze uczucia odpowiednio reagują. Oczywiście serce chciałoby być szczęśliwe, dlatego próbuje przerzucać mosty, by połączyć nas z innymi ludźmi i uszczęśliwić od razu także i ich.
Jeśli wskutek nadmiernej otwartości uczucia zostaną zranione, serce ma tendencję do wycofywania się i zajmowania własnym bólem. Potrafi reagować tak skrajnie, że w takiej sytuacji najchętniej skreśliłoby innych na dobre. Generowane przez serce uczucia są nadzwyczaj spontaniczne. Jeżeli serce odczuwa błogość i sympatię (czy wręcz miłość!), trzeba się pilnować, ponieważ uczucia mogą wówczas łatwo i pochopnie przekroczyć granice drugiego człowieka. A wtedy łatwo o zranienia i rozczarowania.
W kwestii stawiania granic nasze uczucia nie będą nam szczególnie pomocne. Na przykład moje serce mówi niekiedy tak: „Ależ nie można kazać tak długo czekać tej biednej klientce. Daj spokój, popracuj dziś wieczorem trochę dłużej! Przecież to lubisz!”. A gdy w poszukiwaniu wsparcia zwraca się do mózgu, ten potakuje i przypomina o młodych lekarzach z przychodni piętro niżej, którzy przecież też często przyjmują wizyty do późna.
Jedyną instancją, która orientuje się w naszych granicach, jest nasze ciało. Gdy przekraczamy granice, odczuwamy to „w trzewiach”. Czujemy się słabi. Ale jakże często ignorujemy te sygnały, ponieważ jesteśmy całkowicie pochłonięci czynnością, która właśnie prowadzi do nadwyrężenia naszych sił. Ciało wyczuwa też, kiedy to inni naruszają nasze granice. Na przykład doświadczamy wtedy jakichś dziwnych sensacji w brzuchu albo czujemy ucisk w klatce piersiowej lub nieprzyjemne mrowienie. Z czasem odczucie to się nasila. Być może rejestrujemy wtedy gotujące się w nas złość i agresję. U innych reakcja ta objawia się impulsem ucieczki, więc się wycofują. W gruncie rzeczy ciało przez cały czas mówi nam, jak się sprawy mają. Gdyby tylko mogło dojść do głosu. Gdybyśmy zechcieli go słuchać. Często jednak w tym momencie wtrąca się mózg i próbuje nas ugłaskać: już nie przesadzaj, nie jest przecież tak źle, inni jakoś to znoszą, nie ma co robić fochów i dzielić włosa na czworo. Przy okazji melduje się także serce: „No przecież ją lubisz. Nic złego nie miała na myśli”. Dlatego tak ważne jest, by wyćwiczyć umiejętność wsłuchiwania się w „głos z brzucha” już z wyprzedzeniem. Dzięki temu będziemy mogli reagować na czas, a nie z dużym opóźnieniem, kiedy tak naprawdę jest już po wszystkim.
Dopiero w chwili, gdy żona zajrzała na moment do jego gabinetu i z lekkim wyrzutem w głosie życzyła mu dobrej nocy, Ludwig uświadomił sobie, że od kolacji nie wstał nawet na moment od komputera. Surfując po różnych forach, kompletnie zapomniał, że obiecał jej jeszcze wspólny spacer wieczorem. Teraz ma wyrzuty sumienia i pretensje do siebie, że znowu, jak już tyle razy wcześniej, nie skończył w porę przeglądania stron. Jednocześnie inny głos w jego wnętrzu podpowiada przekornie, że przecież surfowanie po internecie było bardzo ciekawe i że ma do niego prawo. Ludwig dobrze zna ten wewnętrzny konflikt, przez który niemal do świtu nie zmruży oka. Za każdym razem podejmuje mocne postanowienie, że będzie sobie stawiał granice. Tyle że to raczej nie jest sposób, dzięki któremu uda mu się uniknąć tego konfliktu w przyszłości.
Dopytywany o to Ludwig mówi, że już kilka godzin wcześniej przestał zwracać uwagę na własne ciało i dostrzegać wysyłane przez nie sygnały. Po tylu godzinach przed komputerem pieką go oczy, kręgosłup zesztywniał, a on znów czuje się jak przepuszczony przez wyżymaczkę. A tymczasem to właśnie rejestracja płynących z ciała sygnałów pozwoliłaby mu odnaleźć granicę bez odwoływania się do moralności i późniejszych wewnętrznych konfliktów.
Tak naprawdę chodzi tutaj po prostu o czułe zadbanie o samego siebie. Dzięki nawiązaniu kontaktu z ciałem takie podejście pomaga też odpowiednio ograniczyć nasze zachowania w odniesieniu do jedzenia, picia i innych nawyków konsumpcyjnych.
Aby nauczyć się dobrze wyczuwać własne ciało, musimy zarezerwować sobie trochę czasu. Ciało nie jest tak szybkie jak mózg. Na dodatek komunikacja werbalna nie jest jego specjalnością, trzeba się więc aktywnie w nie wsłuchiwać. Musimy wyczuć, co chce nam na swój sposób przekazać. A do tego trzeba mnóstwo cierpliwości. U wielu osób ciało samo z siebie w ogóle się już nie odzywa.
Dawno przywykło od tego, że nie zwraca się na nie uwagi. Przecież całymi latami było ignorowane, często wręcz lekceważone. Wielu z nas troszczy się o nie tylko wtedy, gdy zaczyna sprawiać jakieś problemy, jakby było tylko dokuczliwym balastem. Ludzie często traktują ciało po prostu jako organ wykonawczy. Dla niektórych jest swego rodzaju opakowaniem zapobiegającym temu, by duch nie bujał swobodnie w powietrzu. Inni uznają je za rodzaj sprzętu sportowego, pozwalający na bicie rekordów. Jeszcze inni nieustannie z nim walczą, bo nie odpowiada ich ideałowi piękna. Naturalnie istnieje także trend przeciwny, w ramach którego ciało wciąż jest trenowane na siłowni. Mogłoby się wydawać, że dzięki temu ma szansę odzyskać wreszcie swoje prawa. Ale gdy przyjrzeć się bliżej, okaże się, że nawet taki kult ciała także zakłada jego przedmiotowe traktowanie.
Tymczasem ciało ma swój własny sposób postrzegania rzeczywistości, swoją własną inteligencję. Najwyższy czas je docenić i obdarzyć uwagą, na jaką zasługuje.
Rozpoznać reakcję ciała na naruszenie granic
Jeżeli chcesz poprawić swoją znajomość języka ciała i wyraźnie poczuć jego zróżnicowane reakcje w różnych sytuacjach dotyczących twoich granic, przeprowadź następujący eksperyment:
Przypomnij sobie trzy sytuacje wiążące się z określoną reakcją ciała odnośnie do twoich granic. W pierwszej byłeś znudzony i nie wykorzystywałeś w pełni swoich możliwości. W drugiej byłeś ewidentnie przeciążony. W trzeciej natomiast miałeś dużo do zrobienia, ale nie obciążało cię to ponad miarę. Inaczej mówiąc: raz byłeś daleko przed swoją granicą, raz znacznie ją przekraczałeś, natomiast w ostatnim przykładzie znajdowałeś się wprawdzie tuż przed granicą, ale wciąż jeszcze w ramach swojego terytorium, twojej strefy komfortu.
Eksperyment najłatwiej przeprowadzić, rozkładając trzy niewielkie kartki, by zaznaczyć miejsce każdej z tych sytuacji. Zacznij od tej, w której miałeś zdecydowanie zbyt mało do zrobienia (uwaga: nie należy jej mylić z czasem odpoczynku ani z chwilą, gdy łapiesz oddech i odpuszczasz sobie wszystko po wytężonej pracy). Stań teraz na zaznaczonym miejscu i postaraj się przywołać w pamięci daną sytuację jak najdokładniej, ze wszystkimi szczegółami, tak jakby miała miejsce w tej chwili. Następnie zadaj sobie poniższe pytania, by dowiedzieć się, w jaki sposób ta sytuacja wpływa na twoje ciało:
W jaki sposób stoję (na przykład pewnie, mocno, chwiejnie…)?Co dokładnie odczuwam w całym ciele?Czy wyczuwam coś, co mi przeszkadza?Jak odczuwam własne ciało w tej chwili (na przykład czy wydaje mi się silne czy słabe, czynne czy bierne, ożywione czy znużone)?W jaki sposób oddycham (na przykład płytko czy głęboko, spokojnie czy w przyspieszonym tempie)?Jakie napięcie odczuwam w mięśniach (są napięte czy sprężyste i pełne energii, a może zwiotczałe)?Jak odczuwam ciepłotę ciała?Czy mam wrażenie, że ciało jest dobrze ukrwione?Czy mam jasny umysł, czy raczej głowa wydaje mi się ciężka i „zamulona”?Czy odczuwam ucisk? W którym miejscu?W którym miejscu czuję, że coś mnie krępuje, a w którym odczuwam pełną swobodę?Następnie stań w miejscu symbolizującym stan obciążenia ponad miarę. Również tutaj spróbuj wyobrazić sobie całą sytuację jak najdokładniej i zadaj sobie te same pytania.
Na koniec powtórz całą operację w miejscu oznaczającym strefę tuż przed twoją granicą. Eksperyment najlepiej zakończyć właśnie tutaj, a więc wtedy, gdy zarejestrujesz własne samopoczucie „na granicy”, ale jeszcze w strefie komfortu, i świadomie poczujesz różnice pomiędzy tymi trzema pozycjami. A może ten przyjemny, wyobrażony stan uda się utrzymać jeszcze chwilę dłużej?
Ciało podlega ograniczeniom i może właśnie dlatego nie cieszy się naszą przesadną sympatią. Jak to się mówi, duch ochoczy, ale ciało mdłe. W epoce, w której dominuje postawa „yes, we can”, ciało bezustannie przypomina nam o naszych ograniczeniach. Duch nie zna granic, uczucia także ich nie znają, natomiast ono cały czas ściąga nas na ziemię, na poziom tego, co rzeczywiście jest. Duch i energia same w sobie są nieograniczone, cechą materii natomiast jest jej skończoność. Dlatego ich zachowanie podlega odrębnym prawidłom. Podobnie jak ziemia i wszystko, co ziemskie, ciało reprezentuje materię. Dlatego dobrze rozumie, czym są granice. Co więcej – tylko ono dysponuje odpowiednią aparaturą, dzięki której i my potrafimy wyczuwać usytuowanie naszych granic.
Dawniej często znajdowałem się w następującej sytuacji: chciałem coś osiągnąć, starałem się, jak mogłem, i w którymś momencie brałem na siebie zbyt wiele. W efekcie całość kończyła się niepowodzeniem. Mnóstwo ludzi także tego doświadcza. Kolejny raz postępują według tego samego wzorca, nie udaje im się, znów zaczynają od zera, pragną wznieść się wysoko, po czym ponownie spadają na ziemię. I tak w kółko… Ktoś, kto zanadto wykracza poza własne granice, od początku pracuje na swoją porażkę. Każde obciążenie ponad miarę prowadzi w konsekwencji do fazy niedostatecznego wykorzystywania własnych sił, ponieważ najpierw musimy dojść do siebie i dopiero wtedy przystąpić do ich odbudowy.
Niektórzy nie tak łatwo regenerują się po takim ciosie i bywa, że całkiem się poddają. Co więcej, ludzie, którzy wcześniej przecenili swoje siły, bardzo często potem przestają się doceniać. Wielu rezygnuje. Jednocześnie, jeżeli przez cały czas trzymalibyśmy się tego, co już umiemy i znamy, też będzie nam czegoś brakowało. Najprawdopodobniej nie będziemy wtedy wykorzystywać w pełni naszych możliwości. Taki stan rozleniwia i frustruje. Nie wykorzystujemy ani nie rozwijamy cennego potencjału. Przy braku odpowiednich wyzwań życie staje się nudne.
A jak to wygląda u ciebie?
Do rozważenia: jak teraz reagujesz, gdy zderzasz się z własnymi granicami?
Każdy człowiek ma swoje granice, które chciałby poszerzyć. W różnych okresach obejmują one raz mniejsze, raz większe terytorium. Jak reagujesz, natrafiając na przykład na granice swojej zdolności przyswajania, a więc rozumienia, wypróbowywania, wcielania w życie i utrwalania nowych rzeczy? Twój czas i zdolność koncentracji też są ograniczone. Potraktuj czytanie niniejszej książki lub pracę z nią jako punkt odniesienia i odpowiedz na poniższe pytania, które pomogą rozpoznać wzorzec twoich reakcji i w razie potrzeby go zmienić:
Czy masz tendencję, by całkowicie rezygnować z przedsięwzięcia, gdy od razu czegoś nie rozumiesz albo gdy natychmiast ci się nie udaje? Czy na przykład masz ochotę przerwać czytanie?Czy w rezultacie deprecjonujesz samego siebie?Czy w rezultacie deprecjonujesz daną rzecz/sytuację, na przykład książkę?Czy potem unikasz danej tematyki, na przykład tej książki?Czy pozwalasz sobie opuszczać określone fragmenty?Czy w takich sytuacjach zachowujesz spokój?Czy dajesz sobie czas?Czy posuwasz się naprzód krok za krokiem?Ważnym krokiem w rozwijaniu umiejętności stawiania granic jest nauka akceptowania własnych bieżących ograniczeń.
Nie mamy jednej uniwersalnej granicy, odpowiedniej na każdą sytuację. Wprost przeciwnie, takich granic jest bardzo wiele, zależnie od naszej wytrzymałości i zasobu sił w poszczególnych sferach życia. Mistrz świata w rzucie młotem bez wątpienia przesunął granicę w tej dyscyplinie dalej niż wszyscy inni sportowcy, ale jeśli chodzi o bieg na sto metrów, granice możliwości biegacza są mocno zawężone.
Granice mogą także zmieniać się w czasie i w różnych okresach obejmować większe lub mniejsze terytorium, zależnie od naszego aktualnego samopoczucia. Jednego dnia możemy czuć się słabiej, więc odpowiednio mniejszy będzie zakres podejmowanych przez nas działań. Wówczas raczej się wycofamy i podołamy mniejszej liczbie spraw. Kiedy dojdziemy do siebie i znów poczujemy się silni, ponownie będziemy mogli wymagać od siebie więcej. Być może nawet przejmiemy inicjatywę i dzięki temu poszerzymy swoje granice. Potem będzie nam też łatwiej je utrzymać, co wkrótce zauważą inni, a tym samym zmniejszy się niebezpieczeństwo, że zechcą je przekroczyć. A jeżeli zacznie rozpierać nas energia, być może odważymy się nawet rozszerzyć swoje dotychczasowe granice kosztem innych.
Za sprawą drobnych, subtelnych przesunięć cały czas dochodzi do regulacji granic, zarówno w ich ogólnym kształcie, jak i bieżącym przebiegu, zależnym od „formy dnia”. Zawsze jednak stanowią one odzwierciedlenie naszej energii, a także naszych kompetencji i zdolności do uprawiania własnego „poletka”, ponoszenia za nie odpowiedzialności i bronienia go w razie potrzeby.
Obrysowana powierzchnia przedstawia nasze terytorium, zaś kręta, ciągła linia – jego granicę. Gdy nie wykorzystujemy w pełni naszego potencjału, pozostajemy, mówiąc obrazowo, w samym środku naszego rewiru, daleko od granic swoich możliwości. W takiej sytuacji nie czujemy się dobrze, jesteśmy niespełnieni i sfrustrowani.
A teraz wyobraźmy sobie, że szef zleca nam nowe zadanie, które zdecydowanie wykracza poza nasze możliwości, a więc nasz rewir. Jesteśmy obciążeni ponad miarę i też nie czujemy się z tym dobrze. Możemy nie podołać wyzwaniu albo rozchorować się z samego tylko stresu. W tej sytuacji przeciążenie stanowi wstęp do związanej z nim nieodłącznie fazy niedostatecznego wykorzystywania własnych możliwości.
Nie służą nam zatem ani niedostateczne, ani zbyt wielkie wyzwania. Najlepiej czujemy się wtedy, gdy musimy stawiać czoła różnym zadaniom, ale nie obciążają nas one ponad miarę. Ta symboliczna, ale jednocześnie całkiem rzeczywista strefa znajduje się wciąż jeszcze w obrębie naszego terytorium, ale tuż przy jego granicy. Właśnie w tym obszarze doświadczamy przypływu sił. I tu także może dojść do dziwnego zjawiska: ponieważ czujemy się dobrze, stajemy się jeszcze silniejsi i możemy więcej. Dzięki temu możemy wyjść krok, czy dwa, poza naszą granicę i poszerzyć własny rewir. Nagle wyrastamy ponad samych siebie! To z kolei również nas uszczęśliwia, czujemy się więc jeszcze potężniejsi i możemy porwać się na więcej. Tak powstaje samonapędzający się mechanizm pozytywnego wzrostu, w którym wytwarzana jest energia. To w zasadzie paradoks. Utrzymywanie własnych granic nie prowadzi do zablokowania, tylko umożliwia nam właśnie przezwyciężanie ograniczeń i rozwój! Takie „wyrastanie ponad samego siebie” bardzo przypomina stan, który węgiersko-amerykański psycholog Mihaly Csikszentmihalyi nazwał flow.
Pod wpływem naszego działania w pewnym sensie rosną nam skrzydła, a my doświadczamy głębokiej radości. Często przy tej okazji zapominamy o bożym świecie, tak bardzo pochłania nas dana czynność.
A skąd wiemy, że wciąż pozostajemy w obrębie naszych granic? Nasz mózg tego nie wie, może tylko z lepszym lub gorszym skutkiem snuć przypuszczenia na ten temat. A nasze serce wprawdzie ucieszy się z tego stanu, bardziej jednak będzie się dopytywać o naszą relację z innymi ludźmi. Jedyną instancją, która wyczuwa, że zbliżamy się do owej tak pożądanej strefy tuż przed granicą, jest – powtórzmy to raz jeszcze – nasze ciało. Kiedy rejestrujemy, co nam przekazuje, uświadamiamy sobie też, na ile możemy urosnąć, jednocześnie nie biorąc na siebie zbyt wiele.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Ponieważ pierwszej, wspomnianej tutaj książki Rolfa Sellina nie ma na razie na polskim rynku, polecamy inną lekturę na temat wysokiej wrażliwości, mianowicie Wysoko wrażliwi. Jak funkcjonować w świecie, który nas przytłacza Elaine N. Aron, Feeria, Łódź 2021 (przyp. red.). [wróć]
2. Tzw. Interzonenzüge, pociągi kursujące pomiędzy NRD a RFN, zwłaszcza po roku 1961 (budowa muru berlińskiego) poddawane bardzo ścisłym i długotrwałym kontrolom (przyp. tłum.). [wróć]