Twoja witalność na co dzień. Jak znaleźć siłę w stresie i szczęście w smutku - Samantha Boardman - ebook

Twoja witalność na co dzień. Jak znaleźć siłę w stresie i szczęście w smutku ebook

Boardman Samantha

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jak znaleźć szczęście w smutku, siłę w stresie i budować zdrowe, długie, szczęśliwe życie.

Przeciwieństwem depresji nie jest szczęście, ale witalność. To niezbędna do funkcjonowania siła życiowa, psychiczna i fizyczna gotowość do działania. Podobnie jak odporność, można ją wypracować świadomym działaniem. Jak wykrzesać z siebie tę dobroczynną energię?

Niektórzy specjaliści od wellness przekonują, że patrzenie w lustro jest najlepszym sposobem na kultywowanie witalności. Doktor Samantha Boardman, psychiatra z bogatym klinicznym doświadczeniem, przekonuje jednak, że wycofanie się w głąb siebie może prowadzić na manowce. Lepiej nam się wiedzie, kiedy odwracamy się od lustra i wyglądamy przez okno. A jeszcze lepiej, gdy otwieramy drzwi i wyruszamy w świat.

Prawdziwa rewolucja w naszym życiu zaczyna się, gdy nabieramy dystansu, uświadamiamy sobie, że inni też są ważni i wszyscy jesteśmy dziełem niedokończonym, choć na ogół uważamy inaczej. Zwykłe, proste zmiany w naszych nawykach i relacjach, które łatwo da się wprowadzić do codziennego harmonogramu, pozwolą przejść suchą nogą przez przeciążenia, frustracje czy poważniejszy kryzys i czerpać radość z każdego dnia.

„Jeśli jesteś przygnębiony, wypalony i podupadasz na duchu, znajdziesz tu niejedną praktyczną poradę. Jeśli rozkwitasz, ta książka przypomni ci, jak zachować energię oraz dobre samopoczucie”.

Adam Grant, autor bestsellera „The New York Timesa” Think Again

„Pamiętnik, mądrość płynąca z wieloletniego doświadczenia psychiatry i najnowocześniejsze dowody naukowe. Błyskotliwy, ciepły i co najważniejsze praktyczny przewodnik po dobrze przeżytym życiu”.

Angela Duckworth, autorka bestsellera „The New York Timesa” The Power of Passion and Perseverance

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 314

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka re­dak­cyjna: KA­TA­RZYNA KRZY­ŻAN-PE­REK
Re­dak­cja: ANNA MI­LEW­SKA
Ko­rekta: ANNA DO­BOSZ, EWA KO­CHA­NO­WICZ, ANETA TKA­CZYK
Okładka, opra­co­wa­nie gra­ficzne: PA­WEŁ PAN­CZA­KIE­WICZ
Ilu­stra­cje w tek­ście: 177 Pie­ter Bru­egel (star­szy), Pej­zaż z upad­kiem Ikara, Kró­lew­skie Mu­zeum Sztuk Pięk­nych Bel­gii (Bruk­sela), fot. J. Ge­leyns /Art. Pho­to­gra­phy. s. 252 fot. z ar­ty­kułu Bar­bara Tver­sky, Brid­gette Mar­tin Hard Em­bo­died and Di­sem­bo­died Co­gni­tion: Spa­tial Per­spec­tive-ta­king, „Co­gni­tion” 110, nr 1, s. 124–129, 2009.
Re­dak­cja tech­niczna: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght 2021 by Sa­man­tha Bo­ard­man © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2023
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07889-1
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

ROZ­DZIAŁ 3

OD­POR­NOŚĆ PRZEZ MAŁE O

Dwie nie­dawne roz­mowy, które prze­pro­wa­dzi­łam, uświa­do­miły mi, że w na­szej kul­tu­rze nad­używa się słowa  o d p o r n o ś ć. Naj­pierw fry­zjer po­le­cił mi nowy szam­pon wzmac­nia­jący od­por­ność wło­sów, a po­tem we­te­ry­narz za­su­ge­ro­wał, że moja suczka, Pana, po­winna być bar­dziej „od­porna” w kon­tak­tach z in­nymi psami (jest ra­czej pło­chliwa).

Na­to­miast w cza­sie gdy ro­bi­łam spe­cja­li­za­cję z psy­chia­trii, po­ję­cie od­por­no­ści pra­wie się nie po­ja­wiało. Wtedy nie uwa­żano jej za umie­jęt­ność, którą można na­być czy roz­wi­jać. Pa­no­wało prze­ko­na­nie, że każdy, kto do­brze ra­dzi so­bie z traumą czy ze stratą, albo jest mar­gi­nal­nym wy­jąt­kiem, albo wy­piera tra­ge­dię. Je­śli wdowa nie oka­zy­wała „wy­star­cza­ją­cego” smutku, po­strze­gano ją jako osobę ozię­błą lub ko­goś, kto nie do­pusz­cza do sie­bie faktu, że stra­cił naj­bliż­szą osobę. W na­szej kul­tu­rze „we­soła wdówka” od dawna jest przed­mio­tem plo­tek i wzbu­dza po­dejrz­li­wość. De­tek­tywi w kry­mi­na­łach na­uczyli nas ob­ser­wo­wać wdowę po ofie­rze, bo naj­drob­niej­szy prze­jaw ra­do­ści może świad­czyć o tym, że jest mor­der­czy­nią!

Pod­czas stu­diów do­wie­dzia­łam się, że każdy, kto prze­szedł ży­ciową traumę, wy­maga in­ter­wen­cji w po­staci le­ków albo te­ra­pii, żeby po­ra­dzić so­bie ze stre­sem. Ba­da­nia wy­ka­zały jed­nak, że wcale tak nie jest. Psy­cho­log Geo­rge A. Bo­nanno[1] udo­wod­nił, że po przej­ścio­wym kry­zy­sie więk­szość lu­dzi funk­cjo­nuje w za­sa­dzie nor­mal­nie. Są w sta­nie wró­cić do pracy. Ich związki się nie roz­pa­dają. Na­dal po­tra­fią do­świad­czać po­zy­tyw­nych emo­cji, ta­kich jak mi­łość czy wdzięcz­ność. Żyją nor­mal­nie i po­dej­mują nowe wy­zwa­nia. In­nymi słowy, wielu do­brze so­bie ra­dzi.

W sze­roko za­kro­jo­nych ba­da­niach Bo­nanna wzięli udział: czło­wiek, który ucier­piał w ata­kach je­de­na­stego wrze­śnia, miesz­kańcy Hong­kongu do­tknięci epi­de­mią SARS, bo­ry­ka­jący się z chro­nicz­nym stre­sem miesz­kańcy te­ry­to­rium pa­le­styń­skiego oraz lu­dzie po stra­cie part­nera. Nie­sa­mo­wite jest to, że naj­częst­szą od­po­wie­dzią na traumę jest wła­śnie od­por­ność. Oka­zuje się, że od­por­ność jest normą, a nie wy­jąt­kiem.

Ten ro­dzaj od­por­no­ści okre­ślam mia­nem od­por­no­ści przez duże O – to ad­ap­ta­cja w ob­li­czu ży­cio­wej tra­ge­dii, za­gro­że­nia lub po­waż­nych stre­so­rów. Ba­da­nia prze­pro­wa­dzone w gru­pie by­łych jeń­ców wo­jen­nych i cy­wi­lów, któ­rzy do­świad­czyli głę­bo­kich kry­zy­sów psy­cho­lo­gicz­nych, po­mo­gły na­ukow­com zi­den­ty­fi­ko­wać czyn­niki uła­twia­jące lu­dziom wyj­ście z traumy[2]. Są wśród nich:

• zdol­ność re­ali­stycz­nego pla­no­wa­nia i re­ali­za­cji pla­nów;

• po­zy­tywny ob­raz sie­bie;

• wiara we wła­sne umie­jęt­no­ści i siły;

• zdol­no­ści ko­mu­ni­ka­cyjne i umie­jęt­ność roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów;

• zdol­ność ra­dze­nia so­bie z sil­nymi emo­cjami i im­pul­sami.

Od­por­ność przez duże O do­ty­czy wy­cho­dze­nia z ży­cio­wych traum, które są sto­sun­kowo rzad­kie. Psy­chia­trzy po­winni po­świę­cać wię­cej uwagi od­por­no­ści przez małe o. To ona po­maga sta­wiać czoło co­dzien­no­ści. Jak pi­sał An­toni Cze­chow, byle idiota po­ra­dzi so­bie z kry­zy­sem, ale to co­dzien­ność nas do­bija. Po prze­ba­da­niu po­nad ty­siąca dwu­stu osób[3] stwier­dzono, że u tych, które de­kla­rują dużo co­dzien­nych kło­po­tów, ry­zyko przed­wcze­snej śmierci wzra­sta trzy­krot­nie. To tyle, je­śli cho­dzi o Nie­tz­sche­ań­ską mak­symę: „Co nas nie za­bije, to nas wzmocni”.

LU­DZIE: RZEP KON­TRA TE­FLON

Coś, co dla jed­nego jest pro­ble­mem, komu in­nemu może w ogóle nie prze­szka­dzać. Ko­niecz­ność wy­pro­wa­dze­nia psa na spa­cer można uznać za uciąż­liwy obo­wią­zek lub przy­jem­ność w za­leż­no­ści od po­gody, pory dnia, sto­sunku do psa czy na­sta­wie­nia do zbie­ra­nia kup. Pro­blemy, tak jak piękno, są su­biek­tywne.

Lu­dzie róż­nie re­agują także na źró­dła stresu. Nie­któ­rych ła­twiej wy­pro­wa­dzić z rów­no­wagi, są bar­dziej „re­ak­tywni” – tak psy­chia­trzy i psy­cho­lo­go­wie okre­ślają osoby re­agu­jące bar­dziej ne­ga­tyw­nie. Kiedy coś idzie nie po ich my­śli, lu­dzie re­ak­tywni czę­ściej się ob­wi­niają, bar­dziej się de­ner­wują i wy­co­fują z ży­cia, gdyż czują się przy­tło­czeni. Trud­niej im też po­zbyć się ne­ga­tyw­nych emo­cji. Kon­se­kwen­cje nie­przy­jem­nego zda­rze­nia – kłótni z ko­legą w pracy albo korka na dro­dze – utrzy­mują się długo i mogą ze­psuć cały dzień... a na­wet kilka dni.

Pro­fe­sor Da­vid Al­me­ida wy­dzie­lił dwa typy ludz­kie: rzep i te­flon. „Lu­dzie rzepy długo no­szą w so­bie żal i urazę – stre­sor się do nich przy­cze­pia i pod ko­niec dnia na­dal są wście­kli i na­bur­mu­szeni. Osób typu te­flon stres się po pro­stu nie trzyma, bły­ska­wicz­nie o nim za­po­mi­nają. W dłuż­szej per­spek­ty­wie to lu­dzie rzepy po­no­szą ne­ga­tywne skutki zdro­wotne stresu”, tłu­ma­czy pro­fe­sor Al­me­ida. Pro­fe­sor wraz z ze­spo­łem[4] prze­pro­wa­dził na Uni­wer­sy­te­cie Stanu Pen­syl­wa­nia dzie­się­cio­let­nie ba­da­nia, wy­ka­zu­jąc, że lu­dzie, któ­rzy ła­two się stre­sują[5], a po­tem długo roz­pa­mię­tują ne­ga­tywne emo­cje, czę­ściej cier­pią na bóle, reu­ma­tyzm, za­bu­rze­nia krą­że­nia i cho­roby psy­chiczne.

Zna­joma ba­daczka hi­sto­rii na­uki po­wie­działa mi kie­dyś, że w XVII wieku na­ukowcy uwa­żali, że złość czy nerwy pro­wa­dzą do do­słow­nego za­go­to­wa­nia krwi. Dziś wiemy, że krew się nie go­tuje, ale w kon­tak­cie ze stre­so­rem w ciele za­cho­dzą zmiany fi­zjo­lo­giczne. Tętno przy­spie­sza, ci­śnie­nie wzra­sta, nad­ner­cza wy­dzie­lają kor­ty­zol. Je­śli nie prze­sta­jesz my­śleć o tym, co cię ze­stre­so­wało, or­ga­nizm pod­trzy­muje re­ak­cję stre­sową.

Stres przy­cze­pia się do cie­bie jak rzep. I psuje nie tylko na­strój – ne­ga­tywne emo­cje wpły­wają na za­cho­wa­nia i mogą pro­wa­dzić do ogra­ni­cze­nia ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej, złych wy­bo­rów ży­wie­nio­wych, wy­co­fa­nia się z ży­cia spo­łecz­nego, stra­te­gii uni­ko­wych i za­bu­rzeń snu. A kon­se­kwen­cje za­go­to­wa­nej krwi by­wają dłu­go­trwałe. Być może za­brzmi to ab­sur­dal­nie, ale to, jak za­re­agu­jesz na man­dat dziś, wpły­nie na twoje zdro­wie za dzie­sięć lat.

Dla­czego nie­któ­rzy de­ner­wują się ła­twiej niż inni? Nie bez zna­cze­nia jest tem­pe­ra­ment. U lu­dzi wy­soko wraż­li­wych ne­ga­tywne emo­cje po­ja­wiają się czę­ściej, są sil­niej­sze i utrzy­mują się dłu­żej. Zmę­cze­nie, brak wi­tal­no­ści i emo­cjo­nalne wy­czer­pa­nie za­ostrzają re­ak­cje stre­sowe.

Wszy­scy mie­wamy złe dni i wiemy, z czego się skła­dają – z za­kłó­ceń, pro­ble­mów, kon­flik­tów, ne­ga­tyw­nych my­śli, złych wie­ści... Li­sta jest długa. Ale co po­pra­wia nam na­strój i po­maga zwal­czać stres? Na­ukowcy z Uni­wer­sy­tetu w Ro­che­ster ba­dali te za­gad­nie­nia i od­kryli trzy czyn­niki (choć trudno w to uwie­rzyć, nie ma wśród nich cze­ko­lady). Bu­do­wa­nie wi­tal­no­ści wy­maga re­gu­lar­nego za­spo­ka­ja­nia trzech pod­sta­wo­wych po­trzeb[6]. Są to:

1. Au­to­no­mia

To po­czu­cie, że sam de­cy­du­jesz o swoim za­cho­wa­niu i swo­bod­nie po­dej­mu­jesz de­cy­zje. Sta­nowi prze­ci­wień­stwo sy­tu­acji, w któ­rej czu­jemy się kon­tro­lo­wani jak pionki na sza­chow­nicy. Po­czu­cie au­to­no­mii chroni przed fru­stra­cją i nie­za­do­wo­le­niem. Wy­maga ak­tyw­no­ści, pla­no­wa­nia i po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji, które są od­zwier­cie­dle­niem two­ich war­to­ści.

2. Kom­pe­ten­cja

To po­czu­cie sku­tecz­no­ści w dzia­ła­niu. Do­ty­czy sze­roko za­kro­jo­nych dzia­łań, ta­kich jak pro­jekty za­wo­dowe, i drob­nych czyn­no­ści, jak sła­nie łóżka czy upra­wia­nie hobby. Kom­pe­ten­cja chroni przed po­czu­ciem bez­na­dziei.

3. Przy­na­leż­ność i więź

To do­świad­cze­nie bli­sko­ści i związku z oto­cze­niem. Im wię­cej głę­bo­kich roz­mów czło­wiek prze­pro­wa­dza, im bar­dziej czuje się ro­zu­miany i do­ce­niany, tym sil­niej­sze ma po­czu­cie łącz­no­ści z part­ne­rem i przy­ja­ciółmi.

Zgod­nie z teo­rią au­to­de­ter­mi­na­cji, opra­co­waną przez Eda De­ciego i Ri­charda Ry­ana, re­ali­za­cja tych trzech pod­sta­wo­wych po­trzeb jest nie­zbędna do roz­woju, po­czu­cia in­te­gral­no­ści i zdro­wia. Ana­liza tych po­trzeb wy­ja­śnia, dla­czego – co ni­kogo nie zdziwi – lu­dzie są szczę­śliwsi w week­endy. Mają wtedy wię­cej oka­zji do kon­tak­tów z in­nymi (po­czu­cie więzi), mniej obo­wiąz­ków i czę­ściej dzia­łają z wła­snej ini­cja­tywy (po­czu­cie au­to­no­mii) niż w dzień po­wsze­dni (po­czu­cie kom­pe­ten­cji utrzy­muje się na mniej wię­cej sta­łym po­zio­mie przez cały ty­dzień). Je­śli w ty­go­dniu świa­do­mie po­dej­miesz dzia­ła­nia, które zwięk­szają au­to­no­mię i wzmac­niają więzi spo­łeczne, zła­go­dzisz efekt co­dzien­nej ru­tyny. I prze­sta­niesz nie­na­wi­dzić po­nie­dział­ków.

Na po­czątku na­szej zna­jo­mo­ści Gina przy­po­mi­nała mi Kła­po­uchego z Ku­bu­sia Pu­chatka – była smutną mal­kon­tentką. Po­wie­działa, że taka się uro­dziła, że ma to po matce, która też jest wiecz­nie ze­stre­so­wana, cią­gle się za­mar­twia i źle znosi wszelką kry­tykę czy od­rzu­ce­nie. Wra­ca­jąc do me­ta­fory rzepu – Gina była rze­pem ge­ne­tycz­nym. W in­ter­ne­to­wym te­ście wy­szło jej, że ma oso­bo­wość „skraj­nie neu­ro­tyczną”. Przy­jęła ten wy­nik bez dys­ku­sji i za­ło­żyła, że taki już jej los. Wszę­dzie znaj­do­wała po­twier­dze­nie, że tak wła­śnie jest – z ar­ty­kułu w pra­sie do­wie­działa się na przy­kład, że lu­dzie mają w miarę stałe usta­wie­nia emo­cjo­nalne, a do­bro­stan jest de­ter­mi­no­wany ge­ne­tycz­nie. „Prze­czy­ta­łam, że je­śli wy­gram los na lo­te­rii albo mnie spa­ra­li­żuje, po kilku mie­sią­cach znów będę do­kład­nie tak samo nie­szczę­śliwa”, po­wie­działa.

Gina zgło­siła się do mnie, bo cier­piała na pro­blemy ze snem – nie in­te­re­so­wała jej zmiana, bo prze­cież w nią nie wie­rzyła. Inni le­ka­rze za­le­cali me­dy­ta­cję i jogę. Spró­bo­wała, ale, jak twier­dziła, me­dy­to­wa­nie tylko jesz­cze bar­dziej ją stre­so­wało, a od jogi bo­lały ją plecy. Pe­wien spe­cja­li­sta po­ra­dził jej usu­nąć te­le­wi­zor z sy­pialni, co uznała za ab­surd, cho­ciaż ge­ne­ra­tory bia­łego szumu ją de­ner­wo­wały.

Ja ob­ra­łam inną stra­te­gię. Za­miast sku­piać się wy­łącz­nie na tym, jak Gina mo­głaby ogra­ni­czyć stres, po­pro­si­łam, żeby za­sta­no­wiła się nad czyn­no­ściami, które zwięk­szy­łyby jej po­czu­cie kon­troli, więzi mię­dzy­ludz­kich i kom­pe­ten­cji. Mu­siały być dla niej ważne i wy­pły­wać z jej ini­cja­tywy.

Oma­wia­ły­śmy różne opcje, aż wresz­cie Gina po­sta­no­wiła za­jąć się swoim snem. Miała wpro­wa­dzić wie­czorny ry­tuał, który roz­po­czy­nała go­dzina wy­ci­sze­nia. O dwu­dzie­stej pierw­szej za­no­siła pi­lota od te­le­wi­zora oraz te­le­fon do kuchni. Po­sta­no­wiła też zre­zy­gno­wać z die­te­tycz­nej coli i kawy po po­łu­dniu. Zde­cy­do­wała po­nadto, że do­łą­czy do grupy po­ran­nych bie­ga­czy i wy­zna­czyła so­bie cel, że prze­bie­gnie milę w sześć mi­nut.

Na efekty nie trzeba było długo cze­kać: Gina za­częła prze­sy­piać noce, jej sa­mo­po­czu­cie w ciągu dnia też się po­pra­wiło, bo była wy­po­częta i an­ga­żo­wała się w czyn­no­ści, które za­spo­ka­jały jej po­trzebę au­to­no­mii, kom­pe­ten­cji i więzi. Była po­god­niej­sza i mniej gwał­tow­nie re­ago­wała na stres. Choć na lo­te­rii ge­ne­tycz­nej wy­padł jej rzep, z dnia na dzień upo­dab­niała się do te­flonu. Geny nie­wąt­pli­wie nas kształ­tują, ale, jak po­ka­zuje przy­pa­dek Giny, czło­wiek nie spro­wa­dza się do ge­nów. To, jak spę­dzamy czas, wpływa na to, kim je­ste­śmy.

RO­BIĆ Z IGŁY WI­DŁY

Przez lata moją główną stra­te­gią te­ra­peu­tyczną, oprócz do­bie­ra­nia le­ków, była kon­cen­tra­cja na pro­ce­sach my­ślo­wych i uczu­ciach pa­cjen­tów. Za­chę­ca­łam ich do re­flek­sji, żeby le­piej ro­zu­mieli sie­bie i swoje we­wnętrzne kon­flikty. Kiedy tra­fiała do mnie osoba z de­pre­sją, sta­nami lę­ko­wymi albo w głę­bo­kim stre­sie, za­kła­da­łam, że źró­dło pro­blemu tkwi w jej mó­zgu czy umy­śle.

W wy­padku tych, któ­rych przy­tła­czała co­dzien­ność, sku­pia­łam się na ogra­ni­cza­niu stresu. Długo oma­wia­li­śmy, co im do­skwiera, żeby osła­bić kon­flikt i zła­go­dzić jego kon­se­kwen­cje. W ra­zie po­trzeby prze­pi­sy­wa­łam zol­pi­dem na kło­poty ze snem oraz we­nla­fak­synę z odro­biną klo­na­ze­pamu na na­pady pa­niki czy stany lę­kowe. Na ob­jawy de­pre­sji za­le­ca­łam bu­pro­pion.

Kiedy by­łam mała, moja uko­chana nia­nia miała stałą od­po­wiedź na moje bo­lączki, którą do dziś sły­szę w gło­wie. Ile­kroć ogła­sza­łam ko­niec świata, bo na przy­kład w dru­giej kla­sie nie wy­brano mnie do śpie­wa­nia na ja­seł­kach, nia­nia prze­wra­cała oczami i mó­wiła: „Sa­man­tho, ro­bisz z igły wi­dły”.

W ga­bi­ne­cie pró­bo­wa­łam po­stę­po­wać od­wrot­nie – moim ce­lem było zre­du­ko­wać wi­dły do igieł.

Typy rzep, ta­kie jak Gina, nie da­wały się prze­ko­nać. Ich re­ak­cją na trudne czy nie­ja­sne sy­tu­acje czę­sto było wy­ol­brzy­mia­nie po­ten­cjału ne­ga­tyw­nego. Psy­chia­trzy na­zy­wają to my­śle­niem ka­ta­stro­ficz­nym. Wy­obraźmy so­bie na przy­kład, że ka­ta­stro­fistka od­bywa roz­mowę kwa­li­fi­ka­cyjną i po dwu­dzie­stu mi­nu­tach osoba, która ją prze­pro­wa­dza, na­gle wstaje, dzię­kuje jej za przyj­ście i wy­cho­dzi. Ka­ta­stro­fistka po­my­śli za­pewne, że:

a. w ogóle się nie spodo­bała;

b. spa­liła od­po­wiedź na py­ta­nie o swoje słabe strony;

c. po­wie­działa coś strasz­nie ob­raź­li­wego.

Spi­rala ne­ga­tyw­nych my­śli się roz­kręca, aż w końcu ka­ta­stro­fistka stwier­dza, że na pewno nie do­sta­nie tej pracy – ani żad­nej in­nej.

Nie­zwy­kle wy­raź­nie wy­obraża so­bie naj­czar­niej­szy sce­na­riusz, wie­rzy, że na­prawdę się wy­da­rzył, więc nie wy­syła do firmy ma­ila z po­dzię­ko­wa­niem za roz­mowę i nie zgła­sza go­to­wo­ści do pod­ję­cia pracy. Zroz­pa­czona wie­czo­rem nie idzie na spo­tka­nie dla po­ten­cjal­nych pra­cow­ni­ków. Re­zul­tat jest do prze­wi­dze­nia.

Na stu­diach na­uczy­łam się, że naj­lep­szym re­me­dium na my­śle­nie ka­ta­stro­ficzne jest uświa­do­mie­nie pa­cjen­tom, że ich in­ter­pre­ta­cje nie­ko­niecz­nie są praw­dziwe, i że po­winni roz­wa­żyć inne moż­li­wo­ści. Choć nie­wy­klu­czone, że roz­mowa fak­tycz­nie prze­bie­gła nie­po­myśl­nie, jej gwał­towne za­koń­cze­nie można wy­tłu­ma­czyć w inny spo­sób. Może osoba prze­pro­wa­dza­jąca roz­mowę prze­wi­działa na nią tylko dwa­dzie­ścia mi­nut. Może jej kot na­gle się roz­cho­ro­wał. Może była pod ta­kim wra­że­niem, że nie wi­działa po­trzeby za­da­wa­nia ko­lej­nych py­tań.

To in­ter­pre­ta­cja zda­rze­nia, a nie samo zda­rze­nie, wy­wo­łała la­winę ka­ta­stro­ficz­nych my­śli i roz­pę­dziła śnie­gową kulę ne­ga­tyw­nych emo­cji. Moim ce­lem było po­móc pa­cjentce zo­ba­czyć, że jej ob­raz sy­tu­acji może być skrzy­wiony, a wiel­kie wi­dły, które wi­dzi, po­ten­cjal­nie są nie­szko­dliwą igiełką.

Sku­pia­nie się na jed­no­stce i jej pro­ble­mach nie jest bez­war­to­ściowe, ale je­śli psy­chia­trzy ogra­ni­czają się do tego, wiele tracą. Po­czu­cie siły i spraw­czo­ści pa­cjenta też ma zna­cze­nie. Ba­da­cze Har­wardz­kiej Szkoły Zdro­wia Pu­blicz­nego prze­pro­wa­dzili an­kietę[7], w któ­rej py­tali, skąd lu­dzie czer­pią siłę w sy­tu­acjach stre­so­wych. Re­spon­denci wska­zy­wali na czyn­no­ści, które do­da­wały im ener­gii. Leki na re­ceptę i pro­fe­sjo­nalna po­moc też zna­la­zły się na li­ście, ale znacz­nie ni­żej, przy końcu.

Li­stę otwiera re­gu­larne spę­dza­nie czasu na po­wie­trzu, a tuż za nim pla­sują się po­świę­ca­nie czasu na hobby i re­gu­larne ćwi­cze­nia. Re­spon­denci wy­mie­niają też do­bre prze­sy­pia­nie nocy, zdrową dietę i spę­dza­nie czasu z bli­skimi. Za­równo eks­tra­wer­tycy, jak i in­tro­wer­tycy ko­rzy­stają z prze­by­wa­nia z in­nymi[8].

Sku­tecz­ność dzia­łań ła­go­dzą­cych stres wśród osób, które w ostat­nim mie­siącu do­świad­czyły go zna­cząco dużo

Od­se­tek osób, które do­świad­czyły zna­cząco dużo stresu w ciągu ostat­niego mie­siąca, wy­ko­nały po­dane dzia­ła­nia i od­po­wie­działy twier­dząco na py­ta­nie, czy oka­zały się po­mocne

Brak da­nych ze względu na zbyt małą próbkę dla: płatna po­moc do­mowa / pro­wa­dze­nie domu; pro­fe­sjo­nalny kurs sa­mo­po­mocy.

Ha­rvard Opi­nion Re­se­arch Pro­gram Su­rvey Se­ries. The Bur­den of Stress in Ame­rica (con­duc­ted by Ha­rvard School of Pu­blic He­alth from March 5 to April 8, 2014, in part­ner­ship with NPR and the Ro­bert Wood John­son Fo­un­da­tion).

Wśród ak­tyw­no­ści po­pra­wia­ją­cych na­strój zna­la­zły się rów­nież:

• ro­bie­nie cze­goś dla in­nych;

• dzia­ła­nie na rzecz wspól­nego do­bra[9];

• opa­no­wa­nie no­wej umie­jęt­no­ści[10];

• twór­cza roz­rywka[11];

• ruch i ćwi­cze­nia fi­zyczne;

• ro­bie­nie cze­goś, co czło­wie­kowi wy­cho­dzi naj­le­piej (im dłu­żej w ciągu dnia dana osoba wy­ko­rzy­stuje swoje mocne strony, tym rza­dziej skarży się na lęki, stres czy smu­tek[12]).

Nie­mal wszyst­kie skład­niki „do­brego dnia” za­kła­dają ak­tyw­ność i za­an­ga­żo­wa­nie. Trzeba mniej za­sta­na­wiać się nad sobą, a czę­ściej wy­cho­dzić do lu­dzi i na­wią­zy­wać z nimi kon­takty. Do­bro­stan w du­żej mie­rze nie za­leży od tego, co dzieje się w na­szej gło­wie. Co­dzienne dzia­ła­nia i ak­tyw­no­ści[13], które po­ma­gają nam się roz­wi­jać i wzmac­niać po­zy­tywne za­soby, nie są wi­sienką na tor­cie, tylko klu­czo­wym ele­men­tem co­dzien­nej od­por­no­ści. Może i o jest małe, ale ko­rzy­ści są duże.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

ROZ­DZIAŁ 3. OD­POR­NOŚĆ PRZEZ MAŁE O

[1] Geo­rge A. Bo­nanno, Loss, Trauma, and Hu­man Re­si­lience: Have We Un­de­re­sti­ma­ted the Hu­man Ca­pa­city to Thrive After Extre­mely Aver­sive Events?, „Ame­ri­can Psy­cho­lo­gist” 59, nr 1 (luty 2004), s. 20, https://doi.apa.org/do­iLan­ding?doi=10.1037%2F0003-066X.59.1.20.
[2] Da­vid Pal­mi­ter i wsp., Bu­il­ding Your Re­si­lience, Ame­ri­can Psy­cho­lo­gi­cal As­so­cia­tion 2012, wwwapa.org/help­cen­ter/road-re­si­lience.aspx.
[3] Ca­ro­lyn M. Al­dwin i wsp., Do Has­sles Me­diate be­tween Life Events and Mor­ta­lity in Ol­der Men? Lon­gi­tu­di­nal Fin­dings from the VA Nor­ma­tive Aging Study, „Expe­ri­men­tal Ge­ron­to­logy” 59 (li­sto­pad 2014), s. 74–80, https://doi.org/10.1016/j.exger.2014.06.019.
[4] Science News, Re­ac­tions to Eve­ry­day Stres­sors Pre­dict Fu­ture He­alth, Scien­ce­Da­ily, 2 li­sto­pada 2012, www­scien­ce­da­ily.com/re­le­ases/2012/11/121102205143.htm.
[5] Kate A. Le­ger i wsp., Per­so­na­lity and Stres­sor-Re­la­ted Af­fect, „Jo­ur­nal of Per­so­na­lity and So­cial Psy­cho­logy” 111, nr 6 (gru­dzień 2016), s. 917–928, https://doi.org/10.1037/psp­p0000083.
[6] Ri­chard M. Ryan, Edward L. Deci, From Ego De­ple­tion to Vi­ta­lity: The­ory and Fin­dings Con­cer­ning the Fa­ci­li­ta­tion of Energy Ava­ila­ble to the Self, „So­cial and Per­so­na­lity Psy­cho­logy Com­pass” 2, nr 2 (2008), s. 702–717, https://doi.org/10.1111/j.1751-9004.2008.00098.x.
[7] Ha­rvard Opi­nion Re­se­arch Pro­gram Su­rvey Se­ries, The Bur­den of Stress in Ame­rica (con­duc­ted by Ha­rvard School of Pu­blic He­alth from March 5 to April 8, 2014, in part­ner­ship with NPR and the Ro­bert Wood John­son Fo­un­da­tion), wwwrwjf.org/con­tent/dam/farm/re­ports/su­rvey­s_an­d_polls/2014/rwj­f414295.
[8] Wil­liam Fle­eson i wsp., An In­tra­in­di­vi­dual Pro­cess Ap­pro­ach to the Re­la­tion­ship be­tween Extra­ver­sion and Po­si­tive Af­fect: Is Ac­ting Extra­ver­ted as ‘Good’ as Be­ing Extra­ver­ted?, „Jo­ur­nal of Per­so­na­lity and So­cial Psy­cho­logy” 83, nr 6 (sty­czeń 2003), s. 1409, https://doi.org/10.1037/0022-3514.83.6.1409.
[9] S. Ka­the­rine Nel­son-Cof­fey i wsp., Do Unto Others or Treat Your­self? The Ef­fects of Pro­so­cial and Self-Fo­cu­sed Be­ha­vior on Psy­cho­lo­gi­cal Flo­uri­shing, „Emo­tion” 16, nr 6 (wrze­sień 2016), s. 850, https://doi.org/10.1037/emo­0000178.
[10] Jon Cli­fton, Mood of the World Upbeat on In­ter­na­tio­nal Hap­pi­ness Day, Gal­lup, 19 marca 2005, https://news.gal­lup.com/poll/182009/mood-world-upbeat-in­ter­na­tio­nal-hap­pi­ness-day.aspx.
[11] Tam­lin S. Con­ner i wsp., Eve­ry­day Cre­ative Ac­ti­vity as a Path to Flo­uri­shing, „Jo­ur­nal of Po­si­tive Psy­cho­logy” 13, nr 2 (17 li­sto­pada 2016), s. 181–189, https://doi.org/10.1080/17439760.2016.1257049.
[12] Jim Asplund, When Ame­ri­cans Use Their Streng­ths More, They Stress Less, Gal­lup, 27 wrze­śnia 2012, https://news.gal­lup.com/poll/157679/ame­ri­cans-streng­ths-stress-less.aspx?utm_so­urce=lin­k_new­sv9&utm_cam­pa­ign=ite­m_158573&utm_me­dium=copy.
[13] Harry T. Reis i wsp., Da­ily Well-Be­ing: The Role of Au­to­nomy, Com­pe­tence, and Re­la­ted­ness, „Per­so­na­lity and So­cial Psy­cho­logy Bul­le­tin” 26, nr 4 (2000), s. 419–435, https://doi.org/10.1177/0146167200266002.