Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
17 osób interesuje się tą książką
Przekłady na 40 języków.
Ponad 3,5 miliona sprzedanych egzemplarzy „Za zamkniętymi drzwiami” – w tym ponad 400 tysięcy w Polsce.
3 nominacje do tytułu Książki Roku Lubimy Czytać w kategorii kryminał, sensacja/thriller.
4 nominacje do Bestsellera Empiku. I tytuł Bestsellera Empiku dla „Terapeutki” w kategorii literatura popularna.
Jest ciemno. Nie wiesz, gdzie jesteś. Słyszysz zbliżające się kroki.
A potem… krzyki swojego męża.
Misterna, porywająca fabuła pełna zwrotów akcji!
Autorka międzynarodowego fenomenu wydawniczego, „Za zamkniętymi drzwiami”, powraca z nowym mrocznym thrillerem, który nie pozwoli ci zasnąć.
Kiedyś
Amelie zawsze musiała sama o siebie zadbać. Ojciec osierocił ją, gdy była nastolatką, ale zanim wpadła w tryby opieki społecznej, udało jej się uciec i zacząć życie od nowa w Londynie. Poznała wpływowych przyjaciół i zdobyła pracę w redakcji luksusowego magazynu. Wkrótce zgodziła się poślubić jego właściciela, miliardera Neda Hawthorpe’a.
Ich związek dla obojga był układem, ale dla Amelie okazał się śmiertelnie niebezpieczną pułapką.
Teraz
Amelie budzi się w ciemnym pokoju bez okien. Nie ma pojęcia, dokąd ją zabrano i dlaczego. Kim są jej tajemniczy porywacze? I dlaczego czuje się w tym więzieniu bezpieczniejsza niż u boku swojego męża Neda?
"B.A. Paris mistrzowsko celuje w te lęki, o których nawet nie wiedzieliście, że istnieją."
Jane Corry
"Mistrzyni zwrotów akcji i gry na emocjach."
OK
"B.A. Paris jest prawdziwą królową wśród autorek thrillerów psychologicznych."
My Weekly
"Porywająca akcja i misternie utkana fabuła B.A. Paris wspina się na wyżyny!"
Lucy Clarke
"Mroczny, śmiały, zniewalający. B.A. Paris zręcznie opowiada ponurą historię o przetrwaniu, ale wynosi ją na wyższy poziom, robiąc to w swoim niepowtarzalnym, doskonałym stylu – tej książki po prostu nie da się odłożyć przed końcem." Chris Whitaker
"Wstrząsający thriller o Kopciuszku – ze zdeterminowaną, zahartowaną życiem bohaterką, której przeciwnik najwyraźniej nie docenia. Jej żywiołowa, błyskotliwa narracja sprawia, że napięcie rośnie i stanowi przeciwwagę dla złowrogiego świata kreowanego przez Hawthorpe’a." Christine Tran, „Booklist”
"Przed nową powieścią B.A. Paris nie ma ucieczki".
Katarzyna Puzyńska
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 328
Tytuł oryginału:
THE PRISONER
Copyright © B.A. Paris 2022
All rights reserved
Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2023
Polish translation copyright © Robert Waliś 2023
Redakcja: Joanna Kumaszewska
Projekt graficzny okładki: Kasia Meszka
Zdjęcie na okładce: Richard Nixon/Arcangel Images
ISBN 978-83-6751-305-0
Wydawca
Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.
Hlonda 2A/25, 02-972 Warszawa
wydawnictwoalbatros.com
Facebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros
Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.
Konwersja do formatu epub na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik
B.A. PARIS, MISTRZYNI THRILLERÓW POWRACA Z KSIĄŻKĄ, W KTÓREJ ŁĄCZY ELEMENTY POWIEŚCI SENSACYJNEJ I THRILLERA PSYCHOLOGICZNEGO, TWORZĄC MISTERNĄ FABUŁĘ I PRZYPRAWIAJĄCĄ O DRESZCZE MROCZNĄ ATMOSFERĘ.
KIEDYŚ
Amelie zawsze musiała sama o siebie zadbać. Ojciec osierocił ją, gdy była nastolatką, ale zanim wpadła w tryby opieki społecznej, udało jej się uciec i zacząć nowe życie w Londynie. Poznała wpływowych przyjaciół i zdobyła pracę w redakcji ekskluzywnego magazynu. Wkrótce zgodziła się poślubić jego właściciela, Neda Hawthorpe’a, syna miliardera. Ich związek dla obojga był układem, ale dla Amelie okazał się śmiertelnie niebezpieczną pułapką.
TERAZ
Amelie budzi się w ciemnym pokoju. Nie ma pojęcia, dokąd ją zabrano i dlaczego. Kim są jej tajemniczy porywacze? I dlaczego czuje się w tym więzieniu bezpieczniejsza niż u boku męża?
B.A. Paris mistrzowsko celuje w te lęki, o których nawet nie wiedzieliście, że istnieją.
Jane Corry, autorka powieściWszystkie nasze kłamstwa
B.A.PARIS
Brytyjska pisarka, autorka bestsellerowych thrillerów psychologicznych. Przez wiele lat mieszkała we Francji, pracowała w finansach i prowadziła szkołę językową. Po wielkim sukcesie jej książek całkowicie poświęciła się pisarstwu i wraz z mężem wróciła do Anglii.
Jej pierwsza powieść – Za zamkniętymi drzwiami – została uznana za najlepszy debiut 2016 roku. W samej tylko Wielkiej Brytanii sprzedano ponad milion egzemplarzy i przez wiele tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów „New York Timesa”. Rok później (w Polsce w 2018 roku) ukazał się drugi thriller B.A. Paris, Na skraju załamania, który powtórzył sukces debiutu. W roku 2019 do polskich księgarni trafiła kolejna świetnie przyjęta książka tej autorki, Pozwól mi wrócić, a w 2020 roku powieść psychologiczna Dylemat. W tym samym roku B.A. Paris uczestniczyła w wyjątkowym projekcie pisarskim – połączyła siły z Sophie Hannah, Clare Mackintosh i Holly Brown, czego efektem jest thriller Dublerka, który natychmiast wspiął się na szczyt listy bestsellerów!
Wszystkie powieści autorki były nominowane do Bestsellera Empiku, a wydana w 2021 roku Terapeutka zdobyła tę nagrodę.
Tej autorki
ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI
NA SKRAJU ZAŁAMANIA
POZWÓL MI WRÓCIĆ
DYLEMAT
DUBLERKA
TERAPEUTKA
UWIĘZIONA
Dwóm mężczyznom mojego życia,
Calumowi i Henry’emu
Wyczuwam pod nosem ruch powietrza milisekundę przed tym, jak coś – gruba, lepka taśma – zasłania mi usta, uciszając krzyk, który by się z nich wyrwał. Gwałtownie otwieram oczy. Nad moim łóżkiem pochyla się jakaś ciemna sylwetka.
Dostaję zastrzyk adrenaliny. Rusz się! Chwyć nóż! Sięgam ręką w stronę poduszki, ale czyjaś dłoń spada na mój nadgarstek i go przytrzymuje. Wierzgam nogami, gdy napastnik ściąga mnie z łóżka, ale nie udaje mi się go kopnąć. Próbuję się skupić, lecz kręci mi się w głowie. Dlaczego zasnęłam? Powinnam była się tego spodziewać.
Wykręca mi ręce z tyłu i związuje nadgarstki. Chcę się wyrwać, zakrywa mi jednak głowę szorstkim i ciasnym workiem. Panika buzuje we mnie jak ogień. Nie, mówię sobie. Zachowaj spokój, Amelie. Wiesz, co się dzieje.
Kiedy wypycha mnie z pokoju, plączą mi się stopy, zataczam się, ale stawia mnie do pionu. Głowę pod workiem wypełnia mi rozpaczliwe bicie serca. Powstrzymuję lęk. Mogę go przechytrzyć; już to robiłam.
Miękki materiał pod moimi stopami ustępuje miejsca zimnej wypolerowanej posadzce półpiętra. Dotykam palcami dywanu i w myślach widzę zdobiące go kunsztowne zielono-czerwone wzory roślinno-zwierzęce. Wdycham chemiczną woń kleju z taśmy i krztuszę się, aż pali mnie w gardle. Wciągam powietrze i tkanina worka zatyka mi nozdrza. Dokąd on mnie zabiera?
Uścisk na moich ramionach przybiera na sile i czuję lekkie szarpnięcie do tyłu. Instynkt podpowiada mi, że jesteśmy na szczycie schodów, więc zatrzymuję się, bojąc się upadku. Kiedy popycha mnie do przodu, znajduję pierwszy stopień i ruszam w dół; w końcu czuję pod stopami chłodną szachownicę płytek w holu. Gdy idziemy korytarzem w lewo, w niesamowitej ciszy jeszcze bardziej słychać mój urywany oddech. Wiem, dokąd idziemy. Zabiera mnie do piwnicy, gdzie jest garaż.
Wykręcam mu się i na krótką chwilę jego uścisk słabnie. Ale to za mało; przyciąga mnie z powrotem do siebie i ręce przeszywa mi ból. Odbijamy w prawo i znów idziemy schodami w dół; robi się coraz ciaśniej, powietrze porusza się i staje się chłodniejsze.
A potem napływ dźwięków, stłumionych przez worek, ale i tak rozpoznawalnych: szuranie stóp, zduszony jęk, poczucie, że ktoś na nas czeka. Opieram się i zatrzymuję. To nie są moje jęki i szuranie. Mam mętlik w głowie. Przecież to niemożliwe.
Ale znam głos, który próbuje protestować – Ned.
To nie jest tak, jak myślałam.
Rozpaczliwie rozglądam się pod workiem, szukając drogi wyjścia z tego koszmaru. Myśl, Amelie, myśl! Ale mój umysł jest sparaliżowany. Co się dzieje? Kim oni są?
Słyszę trzask otwieranego bagażnika. Znów szurają stopy, stłumione protesty Neda stają się głośniejsze. Rozlega się stęknięcie, a potem głuchy huk. Czyżby zapakowali go do bagażnika? Moje ciało tężeje; nie mogę tam trafić razem z nim. Nagle, bez ostrzeżenia, ktoś wpycha mnie do samochodu, tak że ląduję twarzą w przestrzeni między siedzeniami. Moje kolana napinają cienki materiał piżamy. Czyjeś ciężkie buty dociskają mnie do siedzenia, gdy usiłuję się podnieść.
Początkowo staram się śledzić naszą trasę, ale szybko tracę orientację i skupiam się na chwytaniu niewielkich łyków powietrza. Mój brzuch unosi się i opada; oddycham za szybko. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jestem na chłodnym wieczornym powietrzu, patrzę na niebo, gwiazdy i nieskończony kosmos. Stopniowo uspokajam oddech.
Później – mam wrażenie, że po kilku godzinach – samochód zwalnia, a droga staje się bardziej wyboista. Zamyśliłam się, więc teraz zmuszam umysł do skupienia. Wiem, że gdy chodzi o przeżycie, liczy się każda sekunda. Samochodem trzęsie; wyobrażam sobie gruntową drogę z lasem po obu stronach. Powinnam bardziej się bać. Ale już nie obawiam się śmierci. Nie po tym wszystkim.
Z bagażnika dobiegają odgłosy uderzeń i okrzyki bólu Neda. Na pewno jest przerażony, ale czy nie powinien się tego spodziewać? Trzy dni temu został brutalnie zamordowany jego ochroniarz Hunter i zastąpił go Carl, którego nikt nie znał. Gdzie był, kiedy nas porywano? Do czegoś takiego nie mogło dojść bez drastycznego naruszenia zasad bezpieczeństwa. Wszystkie oczy na Carla.
Samochód się zatrzymuje. Drzwi otwierają się z trzaskiem, but przestaje naciskać moje plecy. Ktoś wyciąga mnie z auta i stawia na nogi. Łydki owiewa mi chłodne wieczorne sierpniowe powietrze, na rękach dostaję gęsiej skórki. Czuję woń ziemi, liści i żywicy.
Słyszę, jak wyciągają Neda z bagażnika. Pchają nas przed siebie, Neda pierwszego, słyszę jego mamrotanie. Czuję pod bosymi stopami ostre podłoże; kamyki wbijają się w miękkie ciało, jakbym chodziła po kamienistej plaży. Czekam na miękkość paproci, ostre trzaskanie gałązek, ale wchodzimy na gładkie płyty, które tworzą ścieżkę. A więc to nie egzekucja. Przynajmniej nie w lesie.
Zatrzymujemy się. Słyszę skrzypienie otwieranych drzwi, szorowanie drewna o ziemię. To nie są drzwi domu, raczej jakiegoś budynku gospodarczego. Kiedy uderza we mnie podmuch zimnego powietrza, zaczynam dygotać. A więc nie szopa, tylko loch lub piwnica, której grube ściany nie znają ciepła słońca.
Drżę, mimo że otaczają mnie stłoczeni ludzie. Gdzieś przed nami otwierają się drzwi, znów słyszę szuranie stóp; Ned zaczyna panikować, a ja potykam się, podczas gdy go obezwładniają. Wstrzymuję oddech, przeczekuję. Trzaskają drzwi, a potem Ned z hukiem się na nie rzuca, wściekle pokrzykując pod kneblem. Ucisz się, myślę. To nic nie da.
Idziemy dalej, wspinamy się po kamiennych stopniach. Jest ich dwanaście. Na szczycie wytarty kamień zmienia się w ciepłe drewno, miękkie w dotyku. Otwierają się drzwi i ktoś pcha mnie naprzód.
Czuję za sobą jakiś ruch i przygotowuję się na cios. Tymczasem ściągają mi worek z głowy. Po włosach przeskakują mi iskry, wciągam powietrze nosem i kilkakrotnie mrugam, próbując przyzwyczaić wzrok do ciemności. Ale niczego nie widzę. Żadnego błysku światła, żadnego bledszego odcienia czerni.
Ktoś bez ostrzeżenia szarpie mnie za rękę i na moim nadgarstku zaciskają się silne palce. W krtani wzbiera mi krzyk niepokoju. Tylko nie to. Wierzgam nogą do tyłu i trafiam w ciało i mięśnie, ale ktoś, kto stoi za mną, tylko wzmacnia uchwyt. Rozlega się odgłos piłowania, odbijające się echem szorstkie skrobanie noża, a potem głośny trzask. Napór na moje nadgarstki maleje i zataczam się do przodu. Zanim mam szansę się obejrzeć, trzaskają drzwi i szczęka zamek.
Wtedy uświadamiam sobie, że od chwili, gdy tamten człowiek wszedł do mojej sypialni, porywacze nie odezwali się ani słowem.
– Kiedy przyjedzie twoja ciotka? – spytał lekarz, odchodząc od łóżka taty.
– Jeszcze dzisiaj. Leci z Paryża.
Lekarz wyraźnie odetchnął z ulgą.
– To dobrze.
Tata sprawiał w łóżku wrażenie tak drobnego; skórę miał cienką i żółtą jak papier, a ręce chude jak patyki. To przerażające, jak szybko rak zapanował nad jego ciałem. Minęło zaledwie pół roku od postawienia diagnozy, a jeszcze w zeszłym tygodniu był na nogach, mógł jeść i pić. Teraz nie był w stanie niczego zrobić samodzielnie. Musiałam go karmić i myć, jakby był moim dzieckiem.
– Co zamierzasz zrobić? – spytał lekarz. – Kiedy już będzie po wszystkim?
Wiedziałam, że chodzi mu o śmierć taty, i poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
– Zamieszkam w Paryżu z ciotką – odparłam, powstrzymując płacz.
Nie chciałam kłamać, ale bałam się, że jeśli dowie się, że tylko ja opiekuję się tatą, będzie nalegał, bym oddała go do hospicjum. A tata się tam nie wybierał; chciał zostać w domu. Tylko że ja nie miałam ciotki ani nikogo innego. Wkrótce miałam zostać w wieku szesnastu lat sama na świecie.
Po odejściu taty najbardziej chciałabym zostać w domu. Potrafiłam o siebie zadbać, od lat robiłam zakupy, gotowałam i sprzątałam. Musiałam wyręczać tatę, kiedy z powodu picia już nie mógł tego robić. Ale tylko wynajmowaliśmy ten dom, a skoro nie miałam żadnych krewnych, którzy mogliby mnie przygarnąć, wiedziałam, że trafię do ośrodka, czego za wszelką cenę próbowałam uniknąć.
Najpierw pomyślałam, że poproszę swoją przyjaciółkę Shannon i jej mamę, żeby pozwoliły mi ze sobą pomieszkać, dopóki Shannon i ja w przyszłym roku nie skończymy szkoły. Na pewno by się zgodziły. Ale okazało się, że latem przeprowadzają się do Irlandii, skąd pochodziła mama Shannon.
Żadna z nich nie wiedziała, że sama zajmuję się tatą. Kiedy o to zapytały, wymyśliłam ciotkę Francuzkę, żeby się o mnie nie martwiły.
– Myślałam, że nie masz żadnych krewnych – zdziwiła się Shannon.
– Tata stracił z nią kontakt przed laty – wyjaśniłam. – Ale kiedy zachorował, powiadomił ją o tym. – Na chwilę zamilkłam. – Zamieszkam z nią w Paryżu.
Shannon mnie przytuliła.
– Twoja ciocia jest miła?
– Urocza.
Nie chodziłam do szkoły od dwóch tygodni. To nie miało znaczenia, ponieważ już prawie skończyłam naukę. Nauczyciele wiedzieli, że tata jest chory, a ja powiedziałam im to samo co Shannon – że zamieszkam u ciotki w Paryżu i w następnym roku już nie wrócę.
Ale wcale nie wybierałam się do Paryża, tylko do Londynu. Na miejscu zamierzałam poszukać pracy kelnerki i zacząć odkładać pieniądze na studia.
Podnoszę drżące ręce do twarzy, zaczynam szarpać taśmę, która wciąż zakrywa mi usta, a potem nieruchomieję. Ktoś jest ze mną w pokoju, słyszę chrapliwy oddech.
Moje nozdrza się wydymają i przyciskam dłonie do twarzy; tak bardzo się boję, że mam ochotę krzyczeć. Kiedy przestaję na chwilę oddychać i nie słyszę żadnego dźwięku, uświadamiam sobie, że to był mój oddech. Nikogo tu nie ma; jestem sama.
Rozpaczliwie pragnę normalnie oddychać, więc jednym bolesnym ruchem zrywam taśmę i czując ogniste pieczenie wokół ust, zaczynam łapczywie chwytać powietrze. Od smaku kleju robi mi się niedobrze. Biorę głęboki oddech i uspokajam się. Muszę mieć jasny umysł.
Obracam się w ciemności z rękami wyciągniętymi przed siebie, a potem powoli wracam do miejsca, w którym zapewne są drzwi. Dotykam palcami ściany i zatrzymuję się. Jej powierzchnia jest zimna i pomalowana, a nie pokryta tapetą. Sunę po niej dłońmi, wyczuwając wszystkie drobne nierówności i zadrapania, aż w końcu docieram do futryny i szorstkich drzwi. Odnajduję gałkę, okrągłą i gładką, obejmuję ją palcami i przekręcam. Nie porusza się.
Obmacuję ścianę obok drzwi, szukając włącznika światła, ale nie mogę go znaleźć.
Uderzam pięścią w drzwi.
– Halo?! – wołam.
Nikt nie przychodzi.
– Halo! – tym razem wrzeszczę.
Żadnej odpowiedzi.
Padam na kolana, odszukuję palcami dziurkę od klucza i przykładam do niej oko. Tylko ciemność. Mój strach rośnie.
– Wypuśćcie mnie! Proszę!
Przestań, upominam się. Panuj nad sobą. Nie możesz pozwolić, żeby strach wygrał.
Myślę o Nedzie. Przypominam sobie jego głos i to, co powiedział zeszłego wieczoru. Czy pokój, w którym go trzymają, znajduje się w piwnicy pod tym pomieszczeniem? Czy Ned słyszy, że panikuję? Łzy napływają mi do oczu. Opieram czoło o drewniane drzwi i rozpłaszczam na nich dłonie. Czuję nity, którymi przymocowano panele, i myślę o Carolyn. O jej mieszkaniu w Londynie z obitymi drewnem drzwiami. O domu, który dla mnie stworzyła. Biorę kolejny oddech. Nie mogę się poddać, muszę wszystko naprawić.
– Rusz się, Amelie – szepczę. – Znajdź ten włącznik. Musi gdzieś tu być.
Przesuwam się w lewo, wodząc dłońmi po ścianie, tak wysoko, jak jestem w stanie dosięgnąć, a potem w dół, do podłogi. Spodziewałam się natrafić na włącznik niedaleko drzwi, ale docieram do narożnika pomieszczenia i go nie znajduję. Przemieszczam się wzdłuż drugiej ściany i po kilku krokach wymacuję gniazdko elektryczne tuż nad posadzką. Prostuję się, kładę dłonie na ścianie i kontynuuję poszukiwania. Po chwili lewa ręka zaczepia o coś wystającego. Badam to po omacku i odkrywam, że to drewniana płyta, za którą kryje się okno; czuję jego ramę. Szarpię palcami krawędzie płyty, próbując ją oderwać, i czuję główki niewielkich gwoździ wbitych w drewno, zbyt głęboko, bym mogła je podważyć. Ale świadomość, że znalazłam okno, dodaje mi nadziei.
Idę dalej i od razu natrafiam na jakiś przedmiot. Obmacuję go: to materac oparty o ścianę w kącie pokoju. Ostrożnie go wącham; sprawia wrażenie nowego. Przez chwilę opieram się o niego głową i poziom adrenaliny w moim ciele stopniowo opada. Ale nie mogę odpoczywać, muszę znaleźć włącznik światła.
Za materacem niczego nie ma, więc okrążam go i staję przed kolejną ścianą. Po czterech drobnych krokach natrafiam na drzwi. Przez chwilę myślę, że straciłam orientację w ciemności i wróciłam do punktu wyjścia. Ale nie, to muszą być inne drzwi.
– Halo?! – wołam.
Odpowiada mi tylko cisza.
Wymacuję gałkę i ją przekręcam. Drzwi otwierają się bez najmniejszego oporu.
Serce podskakuje mi w piersi. Szybko cofam się o krok. Niczego nie słyszę. Żadnego ruchu. Ostrożnie wychodzę na zewnątrz z rękami wyciągniętymi przed siebie i niemal natychmiast uderzam o coś kolanem. Lecę do przodu, wpadam rękami na ścianę i z krzykiem się przewracam. Z czym się zderzyłam? Okręcam się i natrafiam dłońmi na zimny szklisty sedes.
Wstaję z podłogi, obracam się, znajduję drzwi i szukam włącznika światła. Wygląda na to, że go tu nie ma; pewnie jest na zewnątrz. Ostrożnie wracam do głównego pomieszczenia, zamykam drzwi i obmacuję ścianę. Nic z tego. Drżę na myśl o tym, że jestem zamknięta na tak niewielkiej przestrzeni bez światła. Jeśli zechcę skorzystać z toalety, będę musiała zostawić otwarte drzwi.
Całe ciało mi drży, a zęby szczękają, gdy mijam wejście do łazienki i dalej przesuwam się wzdłuż ściany. Docieram do narożnika, skręcam w lewo i zaczynam przeszukiwać ścianę, która, jak sądzę, znajduje się naprzeciwko zasłoniętego okna. Wciąż nie znajduję włącznika, tylko gniazdko nisko nad podłogą. Znów skręcam w lewo i wracam do głównych drzwi.
Zatrzymuję się, by uporządkować myśli. Na tej ścianie jest główne wejście, na następnej zasłonięte okno, na trzeciej drzwi toalety. Czwarta jest pusta. Są dwa gniazdka elektryczne, ale żadnego włącznika światła. Będą mnie trzymać w ciemności.
Wpadam w przerażenie. Walcząc o oddech, osuwam się na kolana, zamykam oczy i przypominam sobie wszystko, co przeszłam. Poradzę sobie, muszę.
Podnoszę się, opieram plecami o drzwi i odliczając w myślach, ostrożnie idę po drewnianej podłodze w linii prostej z wyciągniętymi przed siebie rękami. Po siedmiu drobnych krokach dotykam palcami czegoś drewnianego. Po kolejnych trzech przywieram do tego całym ciałem. Sięgam w dół, znajduję gałkę. Tak jak myślałam: drzwi łazienki znajdują się dokładnie naprzeciwko głównego wejścia. Zadowolona, opadam na kolana i zaczynam mozolnie przesuwać się z powrotem, by upewnić się, czy w pomieszczeniu nie ma czegoś jeszcze. Poza materacem nie znajduję niczego.
Opuszczają mnie siły. Pełznę do materaca, kładę go na podłodze i siadam. Po chwili spoglądam w stronę drzwi; nie widzę ich, ale wiem, gdzie są. Myślę o materacu i jego położeniu, a następnie o drzwiach. Kiedy stałam przed nimi, gałka znajdowała się po lewej stronie, co oznacza, że otwierają się w lewo. Po raz pierwszy coś tutaj zaczyna mieć sens: umieścili materac po prawej stronie pokoju, żeby po wejściu mieć mnie jak na talerzu.
Wstaję, chwytam go, przeciągam go na drugą stronę i układam w kącie pomieszczenia. Teraz po wejściu będą musieli okrążyć otwarte drzwi, żeby się do mnie dostać.
Siadam, obejmuję rękami kolana i robię jedyną rzecz, która mi pozostała. Czekam.
Popijałam kawę, mając nadzieję, że oszukam głód. Siedziałam w kawiarni już od godziny, a na zewnątrz było tak zimno, że nie miałam ochoty się tam znaleźć. Ale wiedziałam, że wkrótce będę musiała zamówić coś innego albo wyjść. Jak dotąd nikt mi nie przeszkadzał.
Byłam w Londynie od siedmiu miesięcy i początkowo wszystko szło dobrze, jednak kilka tygodni temu sprawy się skomplikowały. Znalazłam pracę w restauracji i pomieszkiwałam w schroniskach dla młodzieży. Ale ze względu na limit czasu pobytu co dwa tygodnie musiałam się przeprowadzać i coraz bardziej oddalałam się od miejsca pracy. Koszty dojazdu tak bardzo wzrosły, że w końcu jedna z kelnerek, która nie radziła sobie z płaceniem czynszu, zaproponowała, żebym sypiała u niej na podłodze za dziesięć funtów za noc. Dzięki temu mogłam wreszcie zacząć odkładać pieniądze na studia.
Trzy tygodnie temu wezwał mnie kierownik L’Escargot. Wytłumaczył, że skończył się sezon świąteczny i do restauracji przychodzi tak mało osób, że już go nie stać na moje wynagrodzenie. Chciałam krzyknąć: „Przecież płaci mi pan tylko pięć funtów za godzinę!”, nie zrobiłam tego jednak, na wypadek gdybym kiedyś musiała tu wrócić. Próbowałam znaleźć inną pracę, ale nikt nie szukał pomocy przed wiosną, do której zostały jeszcze trzy miesiące.
Wydałam już prawie wszystkie oszczędności. W zeszłym tygodniu musiałam wyprowadzić się z mieszkania, ponieważ nie było mnie stać nawet na materac na podłodze, i od tamtej pory nocowałam pod gołym niebem. Pierwszej nocy przysiadłam się do grupki młodych ludzi, którzy zaproponowali, bym do nich dołączyła. Wyjaśnili, że przyjechali do Londynu na koncert rockowy i spóźnili się na ostatni pociąg. Później nie miałam już tyle szczęścia. Ostatnią noc spędziłam na ławce, osłaniając ciałem cały dobytek. Kilka razy mnie zaczepiano i musiałam odpędzić bezdomnego, który próbował ściągnąć mnie z ławki, żeby zagarnąć moje miejsce albo rzeczy, sama nie wiem. Przez większość chłodnej nocy dygotałam.
Bałam się nocować pod gołym niebem; wiedziałam, że jeśli mam to robić, będę musiała kupić śpiwór, wydając resztę skromnych oszczędności. Wciąż nosiłam w saszetce sto funtów, więc sumienie nie pozwalało mi się udać do schroniska dla bezdomnych, ale liczyłam się z tym, że w końcu będę zmuszona to zrobić.
Wypiłam kolejny łyczek kawy. W kawiarni było ciepło i przytulnie; na chwilę przymknęłam oczy.
Nagle otworzyły się drzwi, a ja ocknęłam się, zamrugałam i popatrzyłam na dwie kobiety, które weszły do lokalu. Jedna była wysoka i piękna; miała długie nogi, nieskazitelną cerę i krótkie tlenione blond włosy. Jej czarny płaszcz z paskiem, czerwone buty do kostek i pasująca do nich torebka wyglądały na drogie. Druga kobieta, niższa, ładna i krótkowłosa, miała na sobie beżowy płaszcz przeciwdeszczowy. Kiedy podeszły do sąsiedniego stolika i powiesiły okrycia na pustym krześle, zauważyłam, że płaszcz ma podszewkę ze sztucznego futra, i żałowałam, że nie jest mój. Kobieta miała granatowy żakiet i białą jedwabną bluzkę; poczułam się straszliwie niechlujna w dżinsach i swetrze.
Patrzyłam zafascynowana, jak kelnerka przyjmuje ich zamówienie, a potem wraca z kawą i ciastkami. Od razu wbiłam wzrok w muffiny z jagodami. Blondynka zabrała się do jedzenia; odrywała małe kawałki ciasta delikatnymi palcami i wkładała je do ust. Jej przyjaciółka odsunęła od siebie talerz i zostawiła muffina nietkniętego.
Nie słyszałam, o czym rozmawiają, ale oczy ciemnowłosej kobiety nagle wypełniły się łzami. Kiwała głową, słuchając słów swojej towarzyszki, a ja widziałam, że powstrzymuje się przed płaczem. Po kilku minutach blondynka zerknęła na złoty zegarek, który sprawiał wrażenie za dużego jak na jej drobny nadgarstek, dotknęła wypielęgnowaną dłonią ręki przyjaciółki i wstała od stolika.
– Wszystko będzie w porządku, Carolyn, na pewno – powiedziała z lekkim akcentem.
Zarzuciła czerwoną torebkę na ramię i swobodnym krokiem wyszła z kawiarni, przyciągając pełne podziwu spojrzenia klientów. Ciemnowłosa kobieta wyjęła telefon z torebki i zaczęła przesuwać palcem po ekranie. Kiedy po jej policzkach popłynęły łzy, pośpiesznie otarła je rogiem serwetki, po czym odsunęła od stołu krzesło i wstała. Czekałam, aż zabierze babeczkę, ale tego nie zrobiła.
– Przepraszam – zagadnęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Jeśli nie zamierza pani zjeść tego ciastka, to czy mogłabym się poczęstować?
Kobieta się obejrzała.
– Tak, oczywiście – odpowiedziała pośpiesznie. – Smacznego. – Potem odwróciła głowę, być może zawstydzona, że zobaczyłam jej łzy, i wyszła z kawiarni.
Zanim kelnerka zdążyła posprzątać ze stolika, zawinęłam babeczkę w serwetkę i również wyszłam z lokalu. Nie wiedziałam, dlaczego idę za tą kobietą, ale czułam, że powinnam upewnić się, że nic jej nie jest. Spodziewałam się, że zejdzie do metra albo zaczeka na autobus, ale szła dalej chodnikiem, aż w końcu zatrzymała się przed nowoczesnym apartamentowcem przy Warren Street. Wcisnęła guzik domofonu, a następnie zniknęła za drzwiami. Obserwowałam ją w lustrze w holu, gdy czekała na windę. Być może zauważyła moje odbicie w jej lśniących drzwiach, bo kiedy wsiadła do środka, obejrzała się i popatrzyła na mnie przez szybę. Nasze spojrzenia na chwilę się skrzyżowały. Potem drzwi się zamknęły.
Musiałam się zdrzemnąć, ponieważ budzi mnie grzechot klucza w zamku. Przez chwilę jestem zdezorientowana, a potem przypominam sobie, gdzie jestem: siedzę na materacu w całkowitej ciemności. Słyszę szum otwieranych drzwi i wytężam wzrok, licząc na to, że zobaczę chociaż odrobinę światła wpadającego z korytarza. Ale nic z tego – tylko wyczuwam czyjąś obecność. Mój oddech przyśpiesza. Czy to już? Czy zaraz wszystko się skończy?
Ktoś idzie w moją stronę, a ja kulę się w kącie. Jestem przerażona, bo skoro niczego nie widzę, to nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Słyszę oddech… to chyba mężczyzna, jeden z tych, którzy przywieźli tutaj Neda i mnie, a może inny, nie wiem. Odnalazł mnie w kącie pokoju, więc pewnie mnie widzi. Na pewno używa noktowizora. Słyszę zgrzyt, gdy stawia coś na podłodze.
– Proszę… Nie powinnam tutaj być – odzywam się chrapliwym głosem.
Wyczuwam, że się oddala, i zastanawiam się, jak mogę zwrócić na siebie jego uwagę i przekonać go, że nie stanowię zagrożenia.
– Mogłabym napić się wody?
Ktoś porusza się w ciemności, a potem chwyta mnie za ramiona i stawia na nogi. Czy to ten sam człowiek, który zabrał mnie z mojej sypialni? Popycha mnie naprzód, wzdłuż ściany w stronę łazienki. Czuję dotkliwe i gwałtowne ukłucie strachu. Zamknie mnie w środku! Gdy otwiera drzwi, wpadam w panikę.
– Nie – błagam, obracając się w jego stronę. – Niech mnie pan tam nie zamyka. – Próbuję się od niego odsunąć, ale wpycha mnie tyłem do łazienki.
Adrenalina zalewa moje ciało. Próbuję wyjść, mężczyzna przytrzymuje mnie jednak przed sobą. Bezradnie wymachuję rękami i kopię, lecz trafiam w pustkę. Nagle, bez ostrzeżenia, zdejmuje rękę z mojego ramienia. Zanim udaje mi się zareagować, drzwi zatrzaskują mi się przed nosem.
– Niech mnie pan wypuści! – krzyczę.
Z rosnącym przerażeniem czekam na szczęk zamka, ale nic takiego nie słyszę, więc odzyskuję nadzieję. Może te drzwi nie zamykają się na klucz – w końcu nie znalazłam na nich dziurki – i uda mi się wydostać. Po omacku szukam gałki; obraca się bez trudu, nie jestem jednak w stanie otworzyć drzwi. Napieram na nie ramieniem, wkładając w to wszystkie siły. Lekko się uchylają, a potem gwałtownie zatrzaskują. Zdaję sobie sprawę, że mężczyzna opiera się o nie, żebym nie mogła się wydostać.
Oszołomiona, przestaję pchać. Po co mnie tutaj wepchnął, skoro drzwi nie mają zamka? Uderzam w nie otwartymi dłońmi i natrafiam na coś w rodzaju zasuwki. Bez namysłu przesuwam rygiel i wtedy w środku zapala się słabe światło.
Mrugam i powoli się obracam. Widzę sedes, z którym wcześniej się zderzyłam, a obok niego niewielką ceramiczną umywalkę z kurkami od zimnej i gorącej wody oraz szafkę. Wepchnął mnie tutaj, żebym napiła się wody. Po czołganiu się po podłodze mam brudne ręce, więc odkręcam ciepłą wodę i myję je bardzo dokładnie. Potem nabieram w nie zimnej i gaszę pragnienie.
Rozglądam się. Pomalowane na kremowo ściany i biała boazeria. W łazience nie ma niczego oprócz umywalki i sedesu. Podnoszę klapę i zaglądam do środka. Muszla jest czysta, a ze środka bije woń środka odkażającego. Szybko korzystam z toalety i pomiędzy sedesem a ścianą znajduję rolkę papieru.
Spuszczam wodę, ponownie myję ręce, wycieram je w piżamę i wysuwam szufladę szafki, chociaż spodziewam się, że niczego tam nie ma, najwyżej zapasowa rolka papieru. Ku mojemu zaskoczeniu oprócz niej znajduję złożony ręcznik i myjkę do twarzy oraz materiałową kosmetyczkę z suwakiem.
Kładę ją w umywalce i sprawdzam zawartość. Mała tubka pasty do zębów, szczoteczka i kostka mydła owinięta w miękki biały papier. Patrzę na te skarby, a potem jeszcze raz zaglądam do szafki i na dolnej półce natrafiam na pudełko tamponów. Serce zamiera mi w piersi. Ile tygodni będą mnie tutaj trzymać? Nie może chodzić o zabójstwo z zemsty, jak początkowo podejrzewałam.
Nagle ogarnia mnie klaustrofobia i odwracam się do drzwi. Czy mężczyzna wciąż stoi po drugiej stronie? Przesuwam rygiel w prawo i łazienka natychmiast pogrąża się w ciemności. Spanikowana, ponownie rygluję drzwi, licząc na to, że światło się zapali. I tak się dzieje. Biorę głęboki oddech, żeby się uspokoić. Pewnie zaprojektowano to tak, bym miała światło tylko w łazience, a nie w głównym pomieszczeniu. Szybko otwieram zasuwkę i napieram na drzwi. Nie napotykam żadnego oporu. Wita mnie taka sama czerń. Czekam, uważnie nasłuchując. Cisza. Mężczyzna odszedł.
Robię kilka kroków w głąb pomieszczenia i zamykam za sobą drzwi łazienki. Dotykając ręką ściany, wracam do narożnika, w którym siedziałam. Uderzam stopą o coś twardego. Kucam i szukam po omacku – to taca z głębokim talerzem i łyżką oraz kubkiem. Wszystkie są plastikowe. Kubek jest pusty. Jeśli będę chciała się napić, będę musiała napełnić go wodą z łazienki. Ale na talerzu coś jest, czuję zapach jedzenia.
Siadam na materacu, chwytam łyżkę i kieruję ją do talerza, który przytrzymuję drugą dłonią. To taki prosty ruch, mogę jednak polegać tylko na dotyku. Zanurzam łyżkę, a potem ostrożnie unoszę ją do ust, jednocześnie lekko się pochylając. Moje usta natrafiają na coś kleistego. Owsianka, bez dodatków, ale zjadliwa. Zaczynam jeść, powoli, na wypadek gdyby czekała na mnie jakaś niespodzianka. Jedząc, rozmyślam o Nedzie.
Ned nienawidzi owsianki.
Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam nikogo przy swoim stoliku, dopóki nie stanął przede mną talerz. Popatrzyłam na muffina z jagodami i podniosłam wzrok, by powiedzieć kelnerce, że to nie dla mnie. Ale to nie była kelnerka, tylko kobieta, za którą poszłam tydzień wcześniej, kiedy zobaczyłam, że płacze.
– Mogę usiąść? – spytała, wskazując puste krzesło naprzeciwko mnie.
Pokiwałam głową, wciąż zbita z tropu tym, że kupiła mi muffina.
– Pomyślałam, że możesz być głodna – powiedziała, wyczytując pytanie z moich oczu.
– Dziękuję. – Nie było sensu udawać, że jest inaczej.
– Więc smacznego.
Próbowałam nie wepchnąć sobie całego muffina do ust.
– Mieszkasz w okolicy? – spytała, kiedy jadłam.
Pokiwałam głową.
– Masz mieszkanie?
– Nocuję w schronisku młodzieżowym – skłamałam.
Przyglądała mi się przez chwilę.
– Ile masz lat?
– Osiemnaście – odparłam, dodając sobie rok.
– A gdzie jest twoja rodzina?
– Nie żyje. – Widząc jej minę, szybko dodałam: – Ojciec zmarł na raka na początku tego roku, a matka, kiedy byłam mała.
– To bardzo smutne, przykro mi. – Na chwilę dotknęła mojej ręki.
– Dziękuję.
– Czym się zajmujesz? – spytała, upijając łyk kawy.
– Głównie pracowałam w kuchni, ale właśnie mnie zwolnili. – Wzruszyłam ramionami. – Za mało klientów.
– Jakiej pracy szukasz?
– Jakiejkolwiek. Próbuję odłożyć pieniądze na studia.
Pokiwała głową.
– Potrafisz zajmować się domem?
– Całkiem dobrze. Kiedy ojciec był chory, sama wszystko robiłam.
Przez chwilę mi się przyglądała, a potem uniosła brwi.
– Tydzień temu za mną poszłaś.
– Nie po to, żeby sprawdzić, gdzie pani mieszka, ani nic w tym rodzaju – zapewniłam ją pośpiesznie, na wypadek gdyby uznała, że zamierzam ją obrabować. – Zobaczyłam, że jest pani zdenerwowana, i chciałam się upewnić, że nic pani nie jest.
Uśmiechnęła się smutno.
– To bardzo miło z twojej strony. Może powinnyśmy się sobie przedstawić. Nazywam się Carolyn Blakely, a mój mąż właśnie zostawił mnie dla młodszej, co zakrawa na ironię, ponieważ mam dopiero trzydzieści trzy lata i nigdy nie czułam się staro, dopóki nie powiedział mi, że ona ma dwadzieścia pięć. – Sięgnęła do torebki, wyjęła srebrną szminkę i pomalowała usta; stały się równie czerwone, jak jej paznokcie. – Pracuję całymi dniami w public relations, mam własną firmę i to mąż najczęściej dla nas gotował, co było bardzo wygodne. Robił też zakupy. No i częściowo zajmował się sprzątaniem. Dlatego szukam kogoś, kto będzie robił to wszystko co on, ale bez narzekania.
– Ja nie narzekam, naprawdę – odpowiedziałam, a ona się roześmiała.
– Możliwe, że będziesz pracowała późnymi wieczorami, bo chcę, żeby czekała na mnie kolacja, kiedy wracam do domu, a to może być nawet o dziesiątej. Ale kiedy już zrobisz zakupy, posprzątasz i przygotujesz posiłek, reszta dnia jest twoja.
– Naprawdę? – Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. – To wszystko?
Carolyn się uśmiechnęła.
– Tak mi się wydaje. Jak masz na imię?
– Amelie, Amelie Lamont.
– Ładnie. To francuskie nazwisko?
Pokiwałam głową.
– Mój ojciec był Francuzem.
– Może najpierw uzgodnimy wysokość wynagrodzenia?
Złożyłam papierek po muffinie w malutki trójkąt i pokiwałam głową.
– Proponuję sto pięćdziesiąt funtów tygodniowo. Czy to ci odpowiada?
Wiedziałam, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Szybko policzyłam w myślach, ale wiedziałam, że nie mogę wiecznie mieszkać w schronisku, a skoro wynajem pokoju kosztował mniej więcej sto dwadzieścia funtów tygodniowo, zostałoby mi tylko trzydzieści funtów na jedzenie, przejazdy i inne niezbędne wydatki. Nie chciałam jednak odmawiać. W końcu mogłam poszukać jakiejś dodatkowej pracy. Albo tak dokładnie sprzątać mieszkanie i gotować tak pyszne posiłki, że Carolyn da mi podwyżkę.
– Tak, może być – odpowiedziałam. – Dziękuję. Nie pożałuje pani, obiecuję.
– Świetnie! W takim razie chodź teraz ze mną, to zobaczysz swój pokój. Wolę, żebyś mu się przyjrzała przed przeprowadzką, na wypadek gdyby ci się nie spodobał.
Wbiłam w nią wzrok, niepewna, czy dobrze zrozumiałam.
– Będę mieszkała u pani?
– Tak. Mam nadzieję, że to nie problem?
– Nie, w żadnym razie.
– Możemy się umówić na miesiąc okresu próbnego? Kiedy możesz zacząć?
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Od razu – odpowiedziałam, mrugając. – Mogę zacząć od razu.
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji