Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jesteś singlem. Masz dość odwagi, by żyć po swojemu. Mówisz, co myślisz i pokazujesz, co czujesz. Do szczęścia zmierzasz może nie najprostszą, ale na pewno własną drogą.
W książce tej nie znajdziesz gotowych przepisów na życie ani informacji, jak w ciągu tygodnia spotkać wielką miłość. Jednak rady w niej zawarte mogą ci pomóc zorganizować swoje życie w pojedynkę. Dzięki nim dostrzeżesz plusy bycia singlem i nauczysz się, jak będąc sam, radzić sobie zarówno w pracy, jak i w domu, wśród rodziny i znajomych.A jeśli czujesz, że zaczyna ci brakować towarzystwa, być może zechcesz skorzystać z opisanych w książce sposobów zawierania nowych znajomości, randkowego savoir-vivre'u lub wskazówek, gdzie i jak poznać swoją drugą połówkę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 194
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kiedyś nazwano by cię starą panną lub starym kawalerem – dziś jesteś singlem. Trzeba przyznać, że brzmi to znacznie sympatyczniej. Ma też szersze znaczenie, więc nie musisz się przyznawać do swojego stanu cywilnego. Pozostajesz tajemniczym, nieco romantycznym samotnikiem. O ileż zwiększają się dzięki temu twoje notowania na międzyludzkiej giełdzie...
Choć puryści językowi próbowali odrzeć singla z obco brzmiącej aury, żaden „solista” czy „nieparzysty” nie przyjął się w naszym kraju. Singiel to singiel, ma swój smak i styl. I niech tak zostanie.
Świat dopiero od niedawna zdaje się zauważać potrzeby osób żyjących w pojedynkę. Producenci odkrywają siłę nabywczą singli, media prowadzą dyskusje o ich roli w życiu społecznym. Single zaczynają być traktowani jak partnerzy, choć wciąż jeszcze wiele osób próbuje im udowadniać, że jedynym celem życiowym singla powinno być szukanie drugiej połówki.
A przecież każdy ma prawo do swoich celów i pomysłów na życie. Może wcale nie czujesz się samotny, a jedynym problemem jest trudność ze zorganizowaniem sobie życia w pojedynkę. No i wytłumaczenie ludziom, że choć żyjesz bez pary, wcale nie czujesz się z tym źle. W tej książce znajdziesz informacje, jak sobie to życie ułatwić.
Może jednak wśród wielu towarzyszących ci uczuć pojawia się samotność czy tęsknota za byciem w związku? Nie podajemy tu gotowych przepisów na życie ani złotych rad, jak w ciągu tygodnia spotkać miłość swego życia, ale podpowiadamy, jak odnaleźć własny sposób na zerwanie z samotnością.
Książka nie udzieli odpowiedzi na wszystkie pytania, nie wskaże wszystkich dróg, nie obali każdego mitu. Ale na pewno pokaże, że problemy podobne do twoich ma wiele osób – w Polsce jest aż pięć milionów singli. Nawet jeśli żyjesz samotnie, na pewno nie jesteś z tym sam. Możesz razem z nami poszukać sposobu na zmianę lub po prostu lepiej urządzić swoje pojedyncze życie.
Singiel nie jest już dzisiaj zahukanym, pozbawionym siły i pewności siebie obywatelem drugiej kategorii. Ma dość odwagi, by żyć po swojemu. Mówi, co myśli, pokazuje, co czuje. Nie żyje w związkach, które mu szkodzą. Nie idzie do ołtarza, bo tak wypada. Nie ulega naciskom rodziny. Do szczęścia zmierza może nie najprostszą, ale na pewno własną drogą.
Rozdział pierwszy
Rzecz w tym, że znaczenie słowa „singiel” poszerza się z dnia na dzień i dotyczy coraz większej liczby osób. Według statystyk w Polsce jest aż pięć milionów ludzi bez pary. Ale jeśli dokładniej przyjrzeć się temu zjawisku, okaże się, że osób żyjących w pojedynkę jest znacznie więcej, bo statystyki nie biorą pod uwagę singli czasowych i nadchodzących, a przecież oni także zmagają się z problemami charakterystycznymi dla nieparzystych, nawet jeśli tylko w ograniczonym zakresie. Dlatego kiedy mówimy „singiel”, warto wiedzieć, kogo mamy na myśli. Kim zatem jest polski singiel?
Słowo „singiel” kojarzy nam się z osobą stanu wolnego. Pojemność tego słowa pozwala określać w ten sposób zarówno panny i kawalerów, jak i rozwodników oraz wdowców. Choć żadna z tych osób nie ma małżeńskich zobowiązań, różnią się one od siebie nie tylko doświadczeniami, ale także problemami, jakie stają na ich drodze.
Panna i kawaler
To najbardziej oczywista grupa singli. Mogą mieć na swoim uczuciowym koncie wiele bliskich, a nawet intymnych znajomości, ale ta jedna, jedyna, zakończona małżeństwem wciąż jeszcze jest przed nimi. Kiedyś pannom i kawalerom wyznaczano pewne granice wiekowe, po przekroczeniu których dziewczyny nazywano starymi pannami, a chłopcy zyskiwali miano starych kawalerów. Dziewczyny musiały spieszyć się bardziej niż ich rówieśnicy, bo znacznie wcześniej kończyła się społeczna tolerancja na ich życie w pojedynkę. W środowiskach bardzo tradycyjnych koniec edukacji oznaczał dla panien koniec swobody, podczas gdy kawalerowie mogli jeszcze przez jakiś czas cieszyć się niezależnością. Dziś nadal są środowiska, w których starą panną nazywa się już dwudziestolatkę, ale zasadniczo granica wieku zawierania małżeństw została przesunięta o kilka, a gdzieniegdzie nawet kilkanaście lat. Na wsiach i w małych miasteczkach dziewczyna w wieku 25 lat zaczyna być poważną kandydatką na starą pannę, ale w większych miastach nawet samotnym kobietom po trzydziestce nie przypina się tej niesympatycznej etykiety. Kawalerowie mają jeszcze łatwiej, bo nieżonaty pan przed czterdziestką, o ile nie zachowuje się jak safandułowaty maminsynek, nie budzi złych skojarzeń i nie wywołuje komentarzy. Słowem, współczesne panny i kawalerowie mają prostsze życie niż ich krewni z pokolenia rodziców czy nawet starsze rodzeństwo. Łatwiej im też dotrzeć do większej liczby poszukujących, na pomoc przychodzą bowiem media, na czele z Internetem, w którym serwisy towarzyskie mnożą się i rozrastają, a największe z nich zapewniają ponad milion ofert. Jednak duży wybór i społeczne przyzwolenie na dłuższe niż kiedyś szukanie sprawia, że przed singlami pojawia się niebezpieczeństwo uzależnienia od niezależności. Osoba, która dawniej uznana byłaby za dar niebios, dziś podlega tak szczegółowym porównaniom, że traci swój urok i niepowtarzalność. Pogubieni w nadmiarze czasami odrzucamy to, co cenne, w nadziei, że na naszej drodze pojawi się ktoś bardziej wartościowy. I to chyba główny problem współczesnych panien i kawalerów.
Wolni z odzysku
Z innymi trudnościami zmagają się single po przejściach. Należą do nich rozwodnicy oraz wdowcy płci obojga i wieku dowolnego – wbrew pozorom nie są to tylko osoby starsze i bierne. To ogromna i niestety powiększająca się grupa nieparzystych.
Już cię nie chcę
Kiedyś rozwody były mniej akceptowane społecznie, więc rzadsze. Poza tym jeśli już dochodziło do rozwodu, to jego przyczyny bywały naprawdę bolesne – zdrada czy przemoc domowa naznaczały piętnem nierzadko na całe dalsze życie. Dziś nadal ludzie rozwodzą się z poważnych powodów, jednak coraz więcej osób akceptuje rozpadanie się małżeństw z przyczyn znacznie mniej dramatycznych, np. różnicy charakterów. Przyzwolenie na częstsze niż kiedyś kończenie związków sakramentalnych skutkuje tym, że rozrasta się segment singli z odzysku. To grupa, w której spotykają się bardzo różni ludzie – rozczarowani niepowodzeniami i pełni zapału do budowania kolejnych związków; trzydziestolatkowie, którzy nie przetrwali pierwszych małżeńskich kryzysów, i znacznie starsi od nich „wyjadacze”, dla których przełomowy okazał się dopiero kryzys wieku średniego. Są wśród nich zarówno niedojrzali poszukiwacze przygód, jak i ciężko doświadczeni przez los, otwarci na kolejne uczucia i marzący o znalezieniu się na uboczu wydarzeń, porzucający i porzucani. Często łączy ich to, że zdążyli już zostać rodzicami i teraz próbują pogodzić swoje macierzyństwo czy ojcostwo z poszukiwaniem nowej miłości. Na szczęście stygmat rozwodnika nie jest już dzisiaj przekleństwem i nie wyklucza dalszej aktywności uczuciowej, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia w wielu środowiskach bardziej tradycyjnych. Związek z rozwodnikiem nie uchodzi za mniej wartościowy czy wręcz desperacki, a problemem dla osoby związanej z rozwiedzionym nie jest już wstyd, lecz zaakceptowanie przeszłości partnera, w tym przede wszystkim dzieci z poprzedniego związku.
Byłeś dla mnie wszystkim
Wdowieństwo jest najsmutniejszym rodzajem singielstwa, bo wiąże się z nieodwracalną utratą kogoś kochanego, często miłości życia. Rozwodnik wycofuje się ze związku, bo przestał on być porywający i satysfakcjonujący, wdowiec traci często to, co zapewnia mu największe szczęście. Nie rezygnuje, ale i tak przestaje być w związku. To narzucenie mu samotności często wyzwala rozpacz i poddanie się wyrokom losu. Wdowy przywdziewają żałobę i zaczynają życie w świecie wspomnień i podstawowych potrzeb, wśród których nowa miłość nie występuje. Wdowcy czasami pozwalają się pocieszać sąsiadkom i znajomym, ale wynika to raczej nie z otwartości na uczucia, lecz z nieumiejętności radzenia sobie z rzeczami, o które kiedyś troszczyła się żona. Nowe osoby w życiu wdów i wdowców porównywane są do utraconych współmałżonków i zazwyczaj nie wygrywają tych zawodów, bo ciężko konkurować z ideałami, a do takich wyidealizowanych pomników urastają z czasem zmarli. Single z tej grupy często nie decydują się już na nowe związki, ale są i tacy, którzy po okresie rozpaczy i bólu próbują znaleźć bliską sercu osobę. Mają trudne zadanie, bo choć większość znajomych namawia do aktywności, wielu nie może pogodzić się z pojawieniem się w życiu wdowy kolejnego partnera. Szczególnie ciężko znoszą to dzieci, którym nowy związek owdowiałego rodzica wydaje się zdradą pamięci po utraconej kochanej osobie. Ci, którzy decydują się na zerwanie ze swoim stanem pojedynczym, muszą zatem – poza szukaniem właściwej osoby – przekonywać świat, że nowe uczucie i nowy związek nie oznaczają nielojalności wobec przeszłości.
Zdarza się i tak, że singlem staje się osoba nosząca na palcu obrączkę. Jest jej o tyle trudniej, że żyjąc samotnie, pozostaje w formalnym związku i nie szuka nowego partnera. Wydaje się, że to sytuacje ekstremalne, ale singli-niesingli jest wokół nas coraz więcej. Różne są przyczyny ich samotności, najczęściej jednak bywają one niezawinione przez drugą stronę, co znacznie utrudnia tę sytuację.
W oczekiwaniu na powrót
Penelopa przez dwadzieścia lat czekała na swego ukochanego męża, odpierając w tym czasie zaloty konkurentów, wychowując syna i opiekując się domem. Wierzyła, że Odyseusz wróci, choć kazał jej czekać na swój powrót wyjątkowo długo. Kiedy świat zwątpił w jego pojawienie się na wyspie, w pobliżu osamotnionej żony pojawili się inni mężczyźni. Mit podkreśla wierność Penelopy, nie wspomina o jej łzach, cierpieniu, a może i pokusach, a przecież kobieta pozostawiona sama sobie przez długie lata musiała mieć chwile zwątpienia. Współczesne Penelopy bywają równie szlachetne i wierne, ale i niewolne od rozmaitych słabości i zmagające się z wieloma przeciwnościami. Znakiem czasów jest także i to, że dziś Penelopy są często płci męskiej. Nieusankcjonowane bycie singlem przez cały czas czy samotność w odcinkach to sytuacje znane wielu osobom, jednak wciąż lekceważąco pomijane milczeniem przez otoczenie. A przecież choć teoretycznie nie mamy do czynienia z singlem, osamotniony współmałżonek zmaga się z tymi samymi problemami, z którymi musi sobie radzić klasyczny singiel bez zobowiązań.
Chabry z poligonu
Nie zawsze związek ma szansę rozkwitać dzień po dniu, w każdy poranek i wieczór. Jeśli naszym życiowym partnerem jest zawodowy żołnierz, musimy liczyć się z tym, że jego praca może zdominować nasze życie. Wielomiesięczne wyjazdy np. na misje powodują, że obie strony tęsknią, lecz to ta pozostająca w domu musi przejąć trud radzenia sobie z codziennością. Żołnierz ma wszystko zorganizowane, a jego partnerka staje przed koniecznością wzięcia na swoje barki wszystkich obowiązków, które dotychczas można było dzielić na dwoje. Utrudniony kontakt sprawia, że także radość przeżywa się w pojedynkę. Żołnierz w służbie zasadniczej musi znieść jedną dłuższą rozłąkę, ale zawodowiec naraża swój związek na stałą pojedynczość we dwoje.
Pocztówka z nieobecności
Marynarze, kierowcy TIR-ów, piloci wycieczek zagranicznych, nadzorcy inwestycji poza miejscem zamieszkania, pracownicy delegowani do tworzenia nowych oddziałów – to tylko nieliczni z wielu, którzy pracując poza domem, tworzą z jednej pary dwie pojedyncze osoby. Niektórzy wracają na weekendy do swoich rodzin, inni mają tak ułożone obowiązki, że pojawiają się w domu znacznie rzadziej. Zarówno oni, jak i ich połówki muszą sobie jakoś radzić z dala od siebie. Rozmowy przez telefon nie zastąpią bezpośredniego kontaktu, mogą jedynie wzmacniać poczucie rozłąki. A im częstsze i dłuższe nieobecności, tym większe niebezpieczeństwo, że pękną małżeńskie więzy. Miłość wymaga codziennej pielęgnacji i trzeba wielkiego hartu ducha, by w pewnym momencie nie ulec zwątpieniu.
Jeszcze tylko dom i samochód
Emigracja zarobkowa istniała zawsze, ale w ostatnich latach pojawiła się nowa fala Polaków wyjeżdżających do pracy za granicę. Może nie jadą już za chlebem, bo to mogą zdobyć w pobliżu swego domu, ale wyjeżdżają, by podnieść standard życia. Możliwości legalnej pracy w krajach, które płacą znacznie większe pieniądze za wykonywanie tych samych zadań, są dużą pokusą, więc ulega jej coraz więcej osób, zwłaszcza tych, które mają atrakcyjne zawody. Pół biedy, gdy wyjeżdżają całe rodziny, bo razem zmagają się z nowymi problemami. Ale często jest tak, że jedno z małżonków wyjeżdża samo, a pozostali członkowie rodziny mają dojechać później lub w ogóle nie pojawia się pomysł życia za granicą i wyjazd ma charakter czasowy. Nie jest jeszcze tak źle, gdy rozłąka trwa krótko. Jednak nierzadko szansa zdobycia większych pieniędzy sprawia, iż zarobkowa nieobecność dotkliwie się wydłuża. I chociaż partnerzy wciąż są małżeństwem, to na co dzień żyją jak single.
Kiedy nadchodzi koniec, czyli separacja
Odrębną kategorią singli są osoby formalnie pozostające w związkach, jednak praktycznie żyjące w pojedynkę. Małżeństwa, które istnieją tylko na papierze lub właśnie przygotowują się do ostatecznego zakończenia, nie są już parą, lecz dwójką niezależnych singli, choć łączy ich jeszcze prawo. Życie w takich układach ma znamiona bycia we dwoje, bo wspólne pozostają czasami np. sprawy finansowe, ale w sferze emocji i uczuć są to już dwa odrębne światy. Każde z małżonków ma coraz więcej własnych spraw, a coraz mniej wspólnych. Nawet obrączka na palcu nie jest w stanie zatrzymać postępującej pojedynczości, a wraz z nią singlowych problemów.
Separacja to rozwiązanie nie tylko dla bogatych, chcących uniknąć podziału majątku. Wykorzystują je również małżeństwa, dla których istotne jest zachowanie pozorów – czy to ze względu na dzieci, czy interesy. Czasami separacja jest też sposobem na sprawdzenie, czy rzeczywiście nie da się zrobić nic, co mogłoby uratować związek. Jeśli żadna ze stron nie zwiąże się z kimś innym, małżonkowie zaczynają prowadzić życie, które można by nazwać nieformalnym singlowaniem. Świat widzi często małżeństwo, a oni są już dwoma singlami. Specyfika tej sytuacji wymaga często zwiększonej dyskrecji, a zatem należy się liczyć z utrudnieniami w układaniu sobie życia bez pary. O ile nie chodzi o fikcję usankcjonowaną na stałe, zwykle jest to stan przejściowy, ale nawet wtedy problem bycia singlem nie kończy się, a jedynie zmienia swe oblicze na bardziej „legalne”.
Rozdział drugi
Bez względu na to, jakim jesteś singlem i jakie są tego powody, żyjesz w pojedynkę – stuprocentowo bądź częściowo – i musisz sobie radzić w świecie, w którym w zasadzie dominują pary. To niełatwe, zwłaszcza że mimo rosnącej tolerancji single wciąż spotykają się z nieżyczliwością i złośliwością bliższych oraz dalszych znajomych. Istnieje niestety wiele osób, które wartość człowieka ustalają na podstawie tego, czy jest on z kimś w związku, czy nie i rzecz jasna na wyższej pozycji stawiają tych, którzy nie żyją sami. Co można zrobić w tej sytuacji? Uciekać od ludzi i jeszcze bardziej pogrążać się w swej samotni albo iść naprzód, szukając wokół siebie pozytywnych bodźców.
Nikt tak dobrze nie zrozumie singla jak inny singiel. Nie trzeba mu tłumaczyć, co się czuje podczas samotnych wieczorów i jak boli pojawiająca się czasami pustka, na co dzień głęboko ukryta pod licznymi atrakcjami, na które pozwala życie bez zobowiązań. Single wiedzą, jak wygląda ich życie, znają jego walory, ale też pokusy i trudności. Porozumiewanie się singli jest prostsze, bo oparte na wspólnych doświadczeniach. Dlatego osoby bez pary często chętnie utrzymują ze sobą kontakty. Razem łatwiej jest im prowadzić życie towarzyskie, a kiedy zajdzie taka potrzeba, wspierają się w trudnych chwilach. Zespołowe singlowanie dodaje śmiałości i otwiera na wyzwania, a jeśli grupa singli nie zamyka się w swoim gronie, rosną szanse na poznanie nowych nieparzystych albo nawet na związek, być może raz na zawsze kończący życiową pojedynczość. Wszak w większości przypadków single szukają singli, więc poruszanie się wśród nich jest rozwiązaniem optymalnym.
Wspólnie można singlować na kilka sposobów. Jednym z nich są prywatne przyjaźnie i znajomości z ludźmi, którzy również pozostają bez pary. To rozwiązanie raczej kameralne, a wielkość takiej grupy w dużej mierze zależy od naszej aktywności i zazwyczaj ogranicza się do kilku sprawdzonych osób. Zaprzyjaźnione single chętnie spędzają ze sobą czas wolny, wspólnie odwiedzając znajomych, kluby czy kina.
Singlować w grupie można też na znacznie większą skalę. Taką możliwość stwarzają rozmaite akcje organizowane przez instytucje, zainteresowane tym ze względów zawodowych bądź komercyjnych. Powstaje coraz więcej inicjatyw mających na celu integrowanie nieparzystych. Obcy sobie ludzie, których łączy życie w pojedynkę, mogą dzięki temu razem spędzać czas wolny, bawić się i realizować swoje pasje. Aranżowane przez profesjonalistów spotkania przyciągają wiele osób, które przy odrobinie zaangażowania mogą stać się naszymi nowymi znajomymi. Jest to zatem dobry pomysł na poszerzanie swojego osobistego grona zaprzyjaźnionych singli. Możliwości jest sporo. Biura podróży organizują wyjazdy dla jedynek, restauracje włączają w swą ofertę imprezy dla poszukujących, a portale randkowe od czasu do czasu organizują masowe wyjście z sieci i spotkanie w tzw. realu, jakże dalekie od wieczorków dla samotnych, które kiedyś wyznaczały standard zabawy nieparzystych. Na uwagę zasługują też specjalne kluby zrzeszające singli, w których karta klubowa uprawnia nie tylko do udziału w wielu singlowych imprezach, ale też ułatwia dostęp do wielu atrakcji o charakterze bardziej ogólnym, np. bezpłatne wejściówki do klubów czy systemy rabatowe w wybranych placówkach. Przedsięwzięcia takie lansują pewną elitarność i zapewniają singlom poczucie przynależności do wspólnoty. Mogą też w znaczącym stopniu ułatwić poznawanie interesujących osób i urozmaicić życie niewypełnione obowiązkami rodzinnymi.
Choć single rozumieją singla, na pojedynczych świat się nie kończy. Mitem jest, że sparowani odcinają pojedynczych od swojego towarzystwa, uznając ich za przegranych i niebezpiecznych. To single często tak uważają, a następnie podświadomie przekazują swoje przekonanie dalej, tworząc wokół siebie niezbyt przychylną towarzysko atmosferę. Zabawa w pojedynkę wśród par nie jest szczytem marzeń singla, ale to od niego w dużej mierze zależy, czy zostanie sam wśród ludzi, czy zintegruje się z resztą. Można świetnie się bawić w grupie, nie rozbijając par. Naprawdę rzadko nie zaprasza się singli z obawy, że zagrożą istniejącym już związkom. Najczęściej na pomijanie singla podczas układania listy gości ma wpływ pewna niezręczność, jaka wytwarza się w sytuacji, kiedy trzeba zabawiać osobę, która przyszła sama. Ale uśmiech, chęć kontaktu i zabawy mogą tak skutecznie osłabić owe obawy, że nawet zatwardziały singiel chętnie będzie zapraszany przez pary. Ma to tę zaletę, że miłość bywa zaraźliwa, a w towarzystwie szczęśliwie zakochanych łatwiej o własną gotowość do miłości.
Rozdział trzeci
Nierozstrzygnięta pozostaje kwestia przyznawania się do swojej nieparzystości. Rzecz jest prosta, gdy na swej drodze spotykamy singla. Wówczas singielstwo staje się hasłem, które zbliża, przyciąga bratnią duszę. Nie jest też wielkim problemem mówienie o braku partnera, gdy jest się w młodym wieku, który nie budzi negatywnych skojarzeń.
Z czasem jest coraz trudniej. Pojawiają się wścibskie pytania i niezbyt miłe komentarze. Nawet jeśli mamy tolerancyjnych przyjaciół, nie sposób uniknąć w swoim otoczeniu osób, które nie wykazują się życzliwością. Dalsza rodzina, koledzy z pracy, sąsiedzi, znajomi z siłowni czy basenu mogą nam przypiąć łatkę. Im więcej takich ludzi w pobliżu, tym trudniej przyznawać się do swojej sytuacji. Inna sprawa, że czasami wystarczy jedna upiorna ciotka czy złośliwa koleżanka, by stworzyć wrażenie, że cały świat jest przeciwko nam. Jak się wtedy zachować? Jest wiele metod przyznawania się do nieparzystości i jej tłumaczenia, a także równie dużo, a może nawet więcej, sposobów unikania prawdy. To, jak przekazujemy informację o swojej nieparzystości, wiele mówi o naszym stosunku do życia i do zaistniałej sytuacji życiowej. Daje rozmówcy sygnał, jak sobie radzimy z niewygodnymi pytaniami i trudnymi odpowiedziami. Jest swego rodzaju testem, którego wprawdzie nie można oblać, ale jego wynik może wpłynąć na nasz wizerunek.
„Nie mam czasu na związki”
To argument, który przekona wyłącznie pracoholików i pasjonatów, ale warto go mieć w zanadrzu, bo istnieje i czasami bywa pomocny, ucinając dyskusje. Dobrze jednak znać jego słabe strony. Kiedy twierdzimy, że nie mamy czasu na coś tak ważnego jak uczucie, to sobie sami wystawiamy kiepską ocenę. Pokazujemy, że nasza hierarchia wartości ustawiona jest według przedziwnych kryteriów, a to z kolei stawia pod znakiem zapytania naszą wiarygodność, lojalność, uczciwość, czyli wszystko to, co wiąże się właśnie z systemem wartości.
„Tak mi dobrze!”
Wśród singli, które w ten sposób ogłaszają światu swoją nieparzystość, tylko część rzeczywiście czuje się dobrze. Reszta wybrała taką formę, bo zapewnia im ona – w ich pojęciu – wyjście z twarzą z sytuacji, w której się znalazła. Przyznanie się do samotności, zdaniem wielu osób, jest równoznaczne z przyznaniem się do porażki życiowej, więc aby tego uniknąć, lepiej uciec w swego rodzaju manifest. Zaletą tego pomysłu jest jego wyrazistość, wykluczająca dyskusję, wadą zaś – jednoznaczność, która blokuje sytuacje, mogące przynieść nowy związek.
„Sam nie znaczy samotny”
To jak tłumaczenie się, że jest tylko trochę źle. Dobre wśród osób tolerancyjnych i życzliwych, kiepsko jednak sprawdza się wobec ludzi o usposobieniu mniej serdecznym. Zdradza podskórny problem z zaakceptowaniem tego stanu i otwiera drogę do mniej lub bardziej oczywistych kąśliwości.
„Nie idę w życiu na łatwiznę”
Jasna informacja, że mamy do czynienia z kimś, kto ma wymagania. Odsiewa amatorów łatwych zdobyczy, pozostałym sugeruje, że muszą się postarać. Uczciwe postawienie sprawy. Rodzi jednak jedno niebezpieczeństwo – buduje wokół nas mur, na sforsowanie którego nie każdy (nawet potencjalnie świetny kandydat) będzie miał ochotę. Znajomość rozpoczynana od pokazania trudności może nie przerodzić się w coś bliższego. Choć jeżeli już to się uda, jest szansa na naprawdę trwały związek.
„Wciąż szukam”
Łagodniejsza wersja niezgody na tak zwane „byle co”. Nie ma tak dużej siły odrzutu jak „nie idę na łatwiznę”, nie obudowuje nas przezroczystym murem. Może jednak wskazywać na niezdecydowanie i marudzenie. Zwłaszcza w przypadku nieco starszych singli budzi podejrzenie, że szukają, by szukać, a nie znaleźć.
„Singiel, ale nieortodoksyjny”
Tak sformułowane „przyznanie się do winy” informuje o nieparzystości, a jednocześnie wyklucza nas z grona zatwardziałych ideologów życia bez pary. To przekaz, że tak się ułożyło, ale nie mamy nic przeciwko temu, by w przyszłości ułożyło się inaczej. Sygnał, że mamy sympatyczny dystans do siebie.
Przed ludźmi możesz odgrywać dowolną sztukę, od romantycznej komedii, w której wystąpisz w roli oczekującej ukochanej, po pełen smutku melodramat. Rodzaj wcielenia wybierzesz zgodnie ze swym „scenicznym” (czytaj: życiowym) temperamentem. Ale najważniejsze jest nie to, co pokażesz ludziom, lecz to, co naprawdę czai się w tobie. Czy jesteś singlem szczęśliwym, pogodzonym czy zrozpaczonym? Przyzwyczaiłeś się do nieparzystości tak bardzo, że jesteś już prawie uzależniony od wolności? A może każdej nocy płaczesz, bo wciąż u twego boku nie stoi nikt niepowtarzalnie bliski? Potrafisz machnąć ręką na drobne złośliwości znajomych czy reagujesz depresją na każdą niesympatyczną ocenę twej nieparzystości?
Na pewno nie wszystkim podoba się twoje życie bez pary. Jest wysoce prawdopodobne, że sam zaliczasz się do tych osób. W końcu kiedyś plany były inne. Miał być dom z ogródkiem, mąż z dziećmi na ganku i pies szalejący na trawniku. Albo nowoczesny apartament, a w nim piękna kobieta, która nigdy nie ma złego humoru. Może i jest dom z ogródkiem lub nowoczesny apartament, ale mieszka w nim tylko samotny marzyciel. Jak się z tym czujesz? Pewnie raz lepiej, raz gorzej. Jednego dnia błogosławisz swoją wolność i swobodę, innego płaczesz za niespełnioną miłością. Czasami jesteś niczym chomik na karuzeli – ciągle biegniesz i biegniesz, a końca tej „ścieżki zdrowia” nie widać. Może masz żal do rodziców, że źle cię wychowali. Może obwiniasz byłych partnerów, bo zniechęcili cię do kolejnych prób. Bywa, że jesteś zła na cały świat, ponieważ nie stawia na twojej drodze tych najwłaściwszych. Są chwile, gdy oskarżasz na oślep, byle tylko zrzucić z siebie odpowiedzialność za to, że jesteś sam. Ale życie singla, nawet niezbyt pogodzonego ze swoim losem, to także momenty niezwykłej radości i wewnętrznej swobody. Przecież randki to nie zawsze droga przez mękę, ale i uniesienia, rodzące się namiętności. Powroty do domu to nie tylko świadomość, że nikt tam nie czeka, to również niczym nieskrępowana swoboda bycia sobą. To także kontrola nad wolnym czasem, możliwość realizowania zachcianek, aktywność, przyjemność i rozwój. Choć można tego doświadczyć będąc w związku i w rodzinie, singlowi łatwiej jest zapanować nad swoim życiem, bo w zasadzie wszystko (lub prawie wszystko) zależy od niego samego.
Znasz na pewno plusy i minusy życia w pojedynkę. Zazwyczaj dostrzegasz oba te bieguny, ale życiowe doświadczenie i skłonność do optymizmu lub pesymizmu ciągnie cię w którąś ze stron. Złoty środek jest ideałem, ale mało kto zbliża się do niego na tyle blisko, by osiągnąć trwałą równowagę. Warto jednak próbować.