W objęciach magii. Miłość od elfiego wejrzenia - Kerrelyn Sparks - ebook + audiobook

W objęciach magii. Miłość od elfiego wejrzenia ebook i audiobook

Kerrelyn Sparks

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zabawna historia łącząca romans z fantasy, autorstwa Kerrelyn Sparks, bestsellerowej autorki według New York Times i USA TODAY. Pięć dziewczynek wychowanych w izolacji na owianej magią Wyspie, wyrasta na dorosłe kobiety, które postanawiają wyraźnie zaznaczyć swoje miejsce na świecie – i być może zmienić go na zawsze! Sorcha wiedziała, że opuszczenie bezpiecznych terenów królestwa i pertraktowanie z elfami to niepewna, ale jednak konieczna misja. Pomimo uporu, honoru i buntu u progu wojny z wrogiem, między kobietą, a jej oprawcą zaczyna płonąć uczucie, którego żadne z nich się nie spodziewało. I sami już nie wiedzą czy chcą nadal tkwić w nienawiści, czy jednak się pocałować…

„Niezwykła chemia między bohaterami, zabawne poczucie humoru, przygody i groźba nadchodzącego niebezpieczeństwa sprawiają, że chce się przewracać kolejne strony. Czytelnicy będą zachwyceni tym dynamicznym romansem fantasy!” – Publishers Weekly

„Tworzenie przez Sparks odrębnych królestw i fantastycznych ras, jest najmocniejszą częścią tej serii. Prawdziwa przygodowa igraszka fantasy!” – Kirkus Reviews

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 389

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 32 min

Oceny
3,9 (175 ocen)
69
47
36
16
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DzikieNieogary

Nie polecam

Byłam pewna, że bohaterka ma jakieś 10 lat, bo jej zachowanie i dojrzałość na to wskazują. A tam nagle bam - le Wild scena bez gaci appeared. Generalnie nie polecam - klimat nawet nie młodzieżówki, żarciki nawet nie wujaszkowe :( Postacie bez jakiejś głębszej osobowości, wszyscy czarno-biali, fabuła ssie zamiast rwać, całość infantylna, a to wzajemne roztrząsanie się nad sobą obojga jest niepoważne (I nie w zabawny sposób). W dodatku mam wrażenie, że osoba przygotowująca opis trochę popłynęła: "między kobietą, a jej OPRAWCĄ zaczyna płonąć uczucie,". Sorchę w najlepszym wypadku można nazwać nastolatką, Leśniczy nie jest jej oprawcą, a osobą, która pomaga jej wiać z niewoli. Dodatkowo nie ma tam dorosłych istot. Jak tylko wbijają do jakiejś wioski, to wszyscy dookoła zachowują się tak bezsensownie, że aż czekam jak zaczną nucić za nimi "Zakochana para, Jacek i Barbara" :v Jak jest scena "tych złych", to zachowują się jak rozkapryszone dzieciaki i ich intryga jest tak grubymi nićmi szyt...
110
enaax5

Nie polecam

Przygotujcie się na to, że przez 1/3 książki dowiecie się tyle, że Leśniczy ma takie piękne usta 🙆🏼‍♀️
70
FROSIA

Z braku laku…

Naiwna i fatalnie przetłumaczona
10
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna Polecam
00
Tysiulec87

Z braku laku…

Ledwo dałam radę doczytać do końca. Sam pomysł fajny, gorzej z wykonaniem. Główna bohaterka irytująca mega, do tego zaliczam ją do tych bohaterek z bardzo małym rozumkiem. Sama fabuła bardzo przewidywalna, bohaterów tak naprawdę nie mamy szans dobrze poznać, bo wszystko kręci się wokół romansu, a można by pociągnąć bardziej szczegółowo niektóre kwestie i byłoby naprawdę fajnie. No i dialogi oraz sceny zbliżeń głównych bohaterów były wręcz żenujące.
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nałuHow to Love Your Elf
Re­dak­cjaPa­weł Wie­lo­pol­ski
Tłu­ma­cze­nieKrzysz­tof Kiet­zman
Ko­rektaMag­da­lena Świer­czek-Gry­boś
Pro­jekt gra­ficzny okładkiAn­drzej Ko­men­dziń­ski
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Co­py­ri­ght © 2020 by Ker­re­lyn Sparks First pu­bli­shed by Ken­sing­ton Pu­bli­shing Corp. All Ri­ghts Re­se­rved Po­lish edi­tion co­py­ri­ght © 2023 Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o. o. Po­lish trans­la­tion co­py­ri­ght © 2023 Krzysz­tof Kiet­zman
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83291-93-2
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Pa­mięci mo­jej matki, która ode­szła,gdy pi­sa­łam tę po­wieść.

Do szczę­ścia star­czała jej do­bra książka.

Te­raz masz już do­stęp do wszyst­kichopo­wie­ści we wszech­świe­cie

POD­ZIĘ­KO­WA­NIA

Przede wszyst­kim za­wsze pra­gnę po­dzię­ko­wać czy­tel­ni­kom, bez któ­rych moja ka­riera pi­sar­ska już dawno do­bie­głaby końca. Dzię­kuję, że na­dal się­ga­cie po książki z tej se­rii! Je­śli chce­cie zwie­dzić Aer­th­lan, zaj­rzyj­cie na moją stronę in­ter­ne­tową pod ad­re­sem www.ker­re­lyn­sparks.com. Znaj­dzie­cie tam mapę, która uła­twi po­dróże po tym ma­gicz­nym świe­cie!

Po dru­gie, dzię­kuję Ali­cii Con­don i wspa­nia­łej eki­pie z Ken­sing­ton Pu­bli­shing, wy­daw­nic­twa, które po­sta­no­wiło opu­bli­ko­wać ostat­nie dwa tomy se­rii. Współ­praca z wami to sama przy­jem­ność! Po­nadto ślę go­rące po­dzię­ko­wa­nia mo­jej agentce, Mi­chelle Graj­kow­ski z Three Seas, za to, że za­wsze mogę na nią li­czyć.

Wresz­cie ser­decz­nie dzię­kuję wszyst­kim tym, któ­rzy wspie­rają mnie w pi­sa­niu na do­mo­wym fron­cie: moim naj­lep­szym przy­ja­ciół­kom i wni­kli­wym czy­tel­nicz­kom, MJ Selle i San­drze Wel­ler, mo­jemu ojcu Le­sowi, moim dzie­ciom i mo­jemu naj­lep­szemu przy­ja­cie­lowi/mę­żowi/głów­nemu księ­go­wemu/me­ne­dże­rowi tras sa­mo­cho­do­wych/oso­bi­stemu bo­ha­te­rowi, Do­nowi. Bar­dzo was wszyst­kich ko­cham!

PRO­LOG

W in­nym cza­sie, na in­nym świe­cie, który zwie się Aer­th­lan, ist­nieje pięć kró­lestw. Cztery się­gają krań­ców roz­le­głego kon­ty­nentu. Na piąte skła­dają się dwie wy­spy na Wiel­kim Oce­anie Za­chod­nim: Wy­spa Księ­ży­ców i Wy­spa Mgieł. Tę ostat­nią za­miesz­kuje jedna osoba: Wi­dzący.

Dwa razy w roku je­den z dwu księ­ży­ców Aer­th­lanu za­ćmiewa albo – jak mó­wią tu­tejsi – „obej­muje” drugi. Pod­czas Ob­ję­cia ro­dzą się dzieci ob­da­rzone ma­giczną mocą, z tej oko­licz­no­ści zwane Ob­ję­tymi. Więk­szość wład­ców z kon­ty­nentu wy­szu­kuje je, by po­zba­wić ży­cia. Część nowo na­ro­dzo­nych Ob­ję­tych po­ta­jem­nie tra­fia na Wy­spę Księ­ży­ców, gdzie może bez­piecz­nie do­ra­stać.

Przez wiele lat Wi­dzący wiesz­czył wieczną wojnę i to­talne znisz­cze­nie czte­rech kró­lestw kon­ty­nentu. Do czasu. Te­raz bo­wiem utrzy­muje, że przez Aer­th­lan przej­dzie fala zmian, które przy­niosą po­kój światu zbyt długo nę­ka­nemu prze­mocą. I sta­nie się tak dzięki pię­ciu mło­dym ko­bie­tom z pią­tego kró­le­stwa. Ich imiona to: Lu­ciana, Bri­gitta, Gwen­nore, Sor­cha i Ma­eve.

Ukryto je na Wy­spie Księ­ży­ców jesz­cze w wieku nie­mow­lę­cym. Tam do­ra­stały jako przy­brane sio­stry. Nie wie­dzą, skąd po­cho­dzą ani czy mają krew­nych. Wie­dzą je­dy­nie, że każda jest Ob­jętą.

ROZDZIAŁ 1

Sor­cha wy­pro­wa­dziła atak, ale prze­ciw­niczka wy­trą­ciła jej broń z ręki szyb­kim kop­nię­ciem.

– Aua! – Sor­cha chwy­ciła się za nad­gar­stek, gdy szty­let upadł ze stu­kiem na drew­nianą pod­łogę gór­nej, otwar­tej kon­dy­gna­cji zamku. – Bo­lało. – Spoj­rzała z pre­ten­sją na ku­zynkę.

An­nika mach­nęła ręką.

– Gdy­by­śmy brały udział w praw­dzi­wej bi­twie, już bym cię dźgnęła z tu­zin razy. Wtedy do­piero byś na­rze­kała, że boli.

– Wtedy to już po pta­kach – burk­nął Di­mi­tri. – W końcu by­łaby mar­twa.

– No dzięki. Te­raz to mnie do­piero pod­bu­do­wa­łeś. – Sor­cha po­słała mu roz­draż­nione spoj­rze­nie, lecz Di­mi­tri skwi­to­wał je wzru­sze­niem ra­mion.

– Pod­nieś nóż – na­ka­zała An­nika, roz­sta­wia­jąc sze­rzej nogi. Miała na so­bie brą­zowe bry­czesy i re­gu­la­mi­nową zie­loną ko­szulę no­rvesz­kań­skiej ar­mii. Na po­trzeby lek­cji po­ży­czyła ku­zynce je­den z za­pa­so­wych mun­du­rów. – Ko­lejna próba.

– Mu­simy? – Sor­cha kiw­nęła głową ku broni po­roz­rzu­ca­nej na sze­ro­kich de­skach da­chu, zsza­rza­łej od lat na słońcu, desz­czu i śniegu. – Roz­bro­iłaś mnie już dzie­sięć razy z rzędu. Ewi­dent­nie się do tego nie na­daję.

– Ewi­dent­nie – zgo­dził się Di­mi­tri, igno­ru­jąc jej minę. – Ale król na­ka­zał, aby­śmy na­uczyli cię sztuki sa­mo­obrony, więc mu­simy być wy­trwali.

– Nie przej­muj się – po­cie­szyła ją An­nika. – Prak­tyka czyni mi­strza. Mnie też szło kiep­sko, gdy do­piero za­czy­na­łam.

– Nie aż tak – mruk­nął Di­mi­tri.

Sor­cha schy­liła się po szty­let.

– Mogę go dźgnąć? Pro­ooszę!

An­nice za­drżały ką­ciki ust.

– Di­mi­tri byłby kiep­skim part­ne­rem do walki. Jesz­cze by ci po­ła­mał ko­ści.

Męż­czy­zna ze­sztyw­niał ob­ru­szony.

– Ni­gdy bym nie skrzyw­dził Jej Wy­so­ko­ści.

Sor­cha skrzy­wiła się na dźwięk ty­tułu, który na­dal wy­da­wał się jej obcy. Ży­cie było o wiele prost­sze w Za­ko­nie Dwu Księ­ży­ców, gdzie do­ra­stała wraz z przy­bra­nymi sio­strami. Nie my­ślały wtedy o wy­szu­ka­nej ty­tu­la­tu­rze, nie przy­wdzie­wały nie­wy­god­nych sukni ani uci­ska­ją­cych na­kryć głowy. Nie uczest­ni­czyły w dłu­gich, nu­żą­cych ban­kie­tach i nie mu­siały po­zna­wać ar­ka­nów sa­mo­obrony.

– Nie je­stem pewna, czy mo­gła­bym ko­goś ot tak dźgnąć, gdy przyj­dzie co do czego.

Di­mi­tri zmie­rzył ją kar­cą­cym spoj­rze­niem od stóp do głów.

– Gdy sta­niesz na­prze­ciwko skry­to­bójcy, nie bę­dziesz miała wy­boru.

– Na­prawdę jest tak nie­bez­piecz­nie? – zdzi­wiła się. – Czy Si­las aby nie pod­pi­sał za­wie­sze­nia broni z Wo­odwy­nem? – Jej brat, Si­las Dra­venko, do­piero co mia­no­wany król No­rveszki, ro­bił, co mógł, by żyć w zgo­dzie z el­fami na gra­nicy pań­stwa.

– Nie mo­żemy po­kła­dać wiary w to, że elfy usza­nują za­pisy ro­zejmu. – Di­mi­tri skrzy­wił się i skrzy­żo­wał ręce na sze­ro­kiej piersi. – Zresztą nie­bez­pie­czeń­stwo przy­biera różne po­staci. Kto wie, moż­liwe, że Ka­me­leon upodobni się do ko­goś, komu ufasz, i za­ata­kuje z za­sko­cze­nia.

Sor­cha wes­tchnęła. „Co prawda, to prawda”. W ostat­nich paru la­tach Ka­me­leon dał się po­znać jako nie­zwy­kle groźny prze­ciw­nik. Nie dość, że był uzdol­nio­nym zmien­no­kształt­nym, to rów­nież bez­względ­nym mor­dercą. Nie­po­do­bień­stwem było go poj­mać, bo nikt nie wie­dział, jak na­prawdę wy­gląda.

– Za­łożę się, że jesz­cze nie­raz da się nam we znaki – skwi­to­wała An­nika. – Uda­rem­ni­li­śmy jego plan zdo­by­cia No­rveszki, więc te­raz pew­nie sie­dzi i pla­nuje ze­mstę.

– I mamy na gło­wie Krąg Pię­ciorga – pod­kre­ślił Di­mi­tri. – Je­ste­śmy nie­mal pewni, że mają kon­szachty z Ka­me­le­onem, ale nie znamy toż­sa­mo­ści człon­ków, więc mogą ude­rzyć w do­wol­nej chwili.

– Do­kład­nie. – An­nika zgo­dziła się z mę­żem i ob­ró­ciła się w stronę Sor­chy. – Je­śli Krąg chce pod­bić No­rveszkę, moż­liwe, że sta­niesz się ich ce­lem jako na­stęp­czyni tronu.

– Ty też je­steś na­stęp­czy­nią – burk­nęła Sor­cha. Jej ku­zynka obec­nie była druga w li­nii suk­ce­sji.

– Ale ja po­tra­fię się obro­nić. Czego nie można po­wie­dzieć o to­bie. – An­nika wes­tchnęła i zło­żyła dło­nie na bio­drach. – Gdy za­ata­kuje cię męż­czy­zna, pa­mię­taj o jed­nym: na­dep­nij mu na stopy, zdziel w oczy, a po­tem kop­nij w jajka.

Di­mi­tri aż się skrzy­wił.

– Nie mu­sia­łaby się ucie­kać do cze­goś ta­kiego, gdy­byś ją na­uczyła, jak się po­słu­gi­wać ostrzem.

Sor­cha prych­nęła.

– Nie mów, że wo­lisz, by ktoś cię dźgnął, niż zdzie­lił w klej­noty.

Di­mi­tri wzru­szył ra­mio­nami.

– Męż­czyźni mają swoje prio­ry­tety.

– Ko­biety tak samo – za­de­kla­ro­wała An­nika. – Ro­bimy, co w na­szej mocy, by prze­trwać. – Uśmiech­nęła się ser­decz­nie do świeżo po­ślu­bio­nego part­nera. – Może po­mógł­byś mi za­de­mon­stro­wać, co mam na my­śli?

Di­mi­tri przy­mru­żył oczy, a Sor­cha stłu­miła uśmiech.

– Tak! – za­wo­łała. – Mu­szę wie­dzieć, gdzie do­kład­nie kop­nąć.

Gdy An­nika przy­wo­łała ge­stem męża, ten uniósł brew.

– Je­śli mnie za­ata­ku­jesz – ode­zwał się ła­god­nie, po­su­wa­jąc się o krok na­przód – będę zmu­szony się bro­nić w spo­sób, który mo­żesz uznać za... zbyt agre­sywny.

An­nika unio­sła wy­zy­wa­jąco brodę, choć jej po­liczki po­kryły się ru­mień­cem.

– Spró­buj. Po­ra­dzę so­bie.

Pod­szedł bli­żej.

– Je­steś pewna? Jesz­cze nie do­świad­czy­łaś pełni mo­jej... fu­rii.

An­nika przy­gry­zła wargę.

– Prze­ko­najmy się.

Gdy po­chy­lił się, by wy­szep­tać jej coś na ucho, An­nika spie­kła raka.

„Bleee. – Sor­cha się skrzy­wiła. – No­wo­żeńcy”. Spo­dzie­wała się, że lada chwila rzucą się na sie­bie.

– Mnie tu nie ma. Po pro­stu za­raz sko­czę z naj­bliż­szej baszty.

An­nika przy­tak­nęła.

– Wy­śmie­ni­cie... – Jej głos prze­szedł w mru­cze­nie, gdy Di­mi­tri po­wiódł pal­cem po jej po­liczku.

Sor­cha prych­nęła i od­wró­ciła się, by dać im nieco pry­wat­no­ści. Nie żeby jej ocze­ki­wali. Oboje za­po­mnieli o jej obec­no­ści. Na do­miar złego po­dob­nie za­cho­wy­wała się Gwen­nore, która czę­sto za­szy­wała się z Si­la­sem w ich kom­na­tach. Na­wet w po­łu­dnie. A prze­cież byli już mał­żeń­stwem od sze­ściu ty­go­dni. Jesz­cze się sobą nie zmę­czyli?

Obej­rzała się przez ra­mię i pew­nie, że tak. An­nika i Di­mi­tri się ca­ło­wali. Spu­ściła wzrok, coś ją ukłuło w serce. W ja­kimś stop­niu się mar­twiła, że jej sa­mej nie jest pi­sana taka na­miętna, pełna unie­sień mi­łość, którą cie­szyły się jej ku­zynka i star­sze sio­stry.

Ale naj­bar­dziej mar­twiła się, że jed­nak ją od­naj­dzie. I skoń­czy się to to­talną klapą.

W za­ko­nie do­ra­stała w mi­ło­ści do przy­bra­nych sióstr i za­kon­nic, które wy­cho­wy­wały je w do­broci. Tamto uczu­cie było ła­godne i ko­jące. Przy­cho­dziło z ła­two­ścią i było na­tu­ralne. Ale bez­pieczny ko­kon zo­stał ro­ze­rwany na strzępy w dniu, gdy ode­szła Lu­ciana, by sta­wić czoła nie­zna­nemu.

Wtedy Sor­cha po raz pierw­szy po­grą­żyła się w głę­bo­kim, nę­ka­ją­cym stra­chu, stra­chu tak prze­moż­nym, że z tru­dem ja­dła i za­sy­piała. Po kilku ty­go­dniach do­wie­działy się, że Lu­ciana od­na­la­zła praw­dziwą mi­łość, ale do tam­tej pory Sor­cha czuła się już fi­zycz­nie chora. Do­brze się z tym kryła; ta­iła przed świa­tem ból i nie­po­kój za fa­sadą zło­ści i siły.

Przez krótki czas do jej ży­cia po­wró­cił spo­kój, ale wtedy nie­sławny pi­rat Ru­pert po­rwał Bri­gittę w po­ło­wie drogi po Wiel­kim Oce­anie Za­chod­nim. I tym ra­zem Sor­chę po­chło­nęła do szczętu tro­ska o uko­chaną sio­strę.

No, po­tem Bri­gitta za­ko­chała się w swoim po­ry­wa­czu, więc Sor­cha przez ko­lejne trzy spo­kojne lata pró­bo­wała nieco ochło­nąć. Ale wtedy stało się coś prze­ra­ża­ją­cego. Naj­bliż­sza jej sercu sio­stra, Gwen­nore, zo­stała po­chwy­cona przez smoka i upro­wa­dzona do No­rveszki. Tam Gwen do­wie­działa się, że jest pół­elfką i pół­no­rvesz­kanką, a elfy i No­rvesz­ka­nie nie­ustan­nie to­czyli mię­dzy sobą boje.

I choć te­raz Gwen­nore była w szczę­śli­wym związku z Si­la­sem, no­wym kró­lem No­rveszki, wszyst­kie te wy­da­rze­nia je­dy­nie utwier­dzały Sor­chę w czymś, co po­dej­rze­wała od po­nad trzech lat. Mia­no­wi­cie gdy ko­chała, ko­chała zbyt de­spe­racko. Nie­ra­cjo­nal­nie. Nie po­tra­fiła być rów­nie prak­tyczna co Lu­ciana, ufna jak Bri­gitta czy mą­dra jak Gwen­nore. Gdy umi­ło­wa­nym oso­bom gro­ziło nie­bez­pie­czeń­stwo, ogar­niało ją po­czu­cie bez­sil­no­ści.

Ja­sne, po­tra­fiła uda­wać przed in­nymi, że jest nie­ustra­szona. Gdy ktoś był nie­miły dla jej sióstr, nie miała pro­blemu, by ta­kiej oso­bie gro­zić czy ją zmie­szać z bło­tem. I tak oto więk­szość na­bie­rała się, że jest silna, ale sama w głębi serca wie­działa, że tak nie jest. Ile­kroć jej sio­stry zna­la­zły się w po­trza­sku, nie po­tra­fiła im po­móc. Bar­dzo jej to cią­żyło.

Dla­tego te­raz za naj­lep­sze roz­wią­za­nie uwa­żała, by już ni­gdy nie do­pu­ścić ni­kogo do tego ma­łego grona osób, które ko­cha. Nie­dawno mu­siała uczy­nić wy­ją­tek dla od­na­le­zio­nego brata i od­na­le­zio­nej ku­zynki, ale na nich miała po­prze­stać. Nie za­mie­rzała już ni­komu ofia­ro­wać serca.

Nie­stety, jej star­sze sio­stry były tak szczę­śliwe w związ­kach, że chciały, by i ona sama do­świad­czyła mał­żeń­skiej bło­go­ści. Jakby tego było mało, te­raz, gdy wszy­scy już wie­dzieli, że jest no­rvesz­kań­ską księż­niczką, za­lot­nicy kłę­bili się wo­kół niej ni­czym horda za­chłan­nych mu­szek.

Możni z No­rveszki i z po­bli­skich kró­lestw Ebe­ronu i To­urinu za­bie­gali o jej rękę i ofe­ro­wali liczne bo­gac­twa. Wszyst­kich spła­wiła. Po­je­dyn­czy absz­ty­fi­kanci z No­rveszki nie da­wali za wy­graną, aż wresz­cie każ­dego z osobna pu­blicz­nie spo­licz­ko­wała w Wiel­kiej Sali. I te­raz dwo­rza­nie roz­sie­wali plotki, że księż­niczka jest hu­mo­rza­stą damą, o tem­pe­ra­men­cie rów­nie ogni­stym, co jej włosy.

Za­ci­snęła dło­nie w pię­ści, pod­cho­dząc do kre­ne­lażu. Znaj­do­wała się na gór­nej, otwar­tej kon­dy­gna­cji po­łu­dnio­wego skrzy­dła zamku Dra­ven, gdzie – jak uparła się An­nika – było wy­star­cza­jąco miej­sca na po­rządne za­ję­cia z sa­mo­obrony. Te­raz, gdy za­warli ro­zejm z Wo­odwy­nem, nie było już za­po­trze­bo­wa­nia na zdol­no­ści lecz­ni­cze jej ku­zynki w no­rvesz­kań­skim obo­zie woj­sko­wym.

Jed­nak mimo ro­zejmu elfy na­dal sta­cjo­no­wały na po­łu­dnie od Vo­rusy. Si­las nie miał wy­boru – mu­siał trzy­mać ar­mię bli­sko gra­nicy, na wy­pa­dek gdyby elfy na­gle po­sta­no­wiły wzno­wić wojnę, która cią­gnęła się po­nad dwa lata.

Sor­cha oparła łok­cie o ka­mienne blanki i wyj­rzała za kra­wędź, by spoj­rzeć na znaj­du­jący się po­ni­żej ogród. Po­ża­ło­wała, że w prze­ci­wień­stwie do brata nie po­trafi za­mie­nić się w smoka – ku­si­łoby ją, by po pro­stu wzbić się w po­wie­trze i od­le­cieć. Albo spo­pie­lić ogniem każ­dego, kto za­grozi jej sio­strom.

Tak bar­dzo za nimi tę­sk­niła! Ja­sne, sześć ty­go­dni temu zja­wiły się na ślub Gwen i ko­ro­na­cję, ale przed mie­sią­cem znów ją zo­sta­wiły. Bri­gitta wraz z mę­żem Ru­per­tem wró­cili do To­urinu, a Lu­ciana wraz z Leo udali się do Ebe­ronu w to­wa­rzy­stwie Ma­eve. Naj­młod­sza z sióstr nie lu­biła od­da­lać się od rzeki Ebe – co mie­siąc pod­czas pełni księ­ży­ców mo­gła przy­brać po­stać foki.

Gdy wszyst­kie ze­brały się w zamku, roz­ma­wiały i śmiały się do roz­puku aż do świtu. Brały też udział w Grze Ka­mieni, by prze­wi­dzieć przy­szłość Sor­chy.

Lu­ciana z my­ślą o sio­strze wy­brała cy­frę pięć oraz dwie barwy ka­mieni: białe i la­wen­dowe. Przy­pusz­czała, że piątka od­nosi się do za­snu­tego ta­jem­nicą Kręgu Pię­ciorga, sto­wa­rzy­sze­nia pra­gną­cego prze­jąć wła­dzę nad świa­tem. Nikt nie był pe­wien toż­sa­mo­ści jego człon­ków, choć za­kła­dano, że na­leżą do niego Ka­me­leon i żądny wła­dzy ka­płan, lord Mor­ris.

Co zaś się ty­czy barw, bieli i la­wendy, żadna z sióstr nie chciała po­wie­dzieć gło­śno tego, co oczy­wi­ste. Wy­star­czyło spoj­rzeć na nie­mal po­pie­late blond włosy Gwen­nore i jej la­wen­dowe oczy, by prze­wi­dzieć, że prze­zna­cze­niem Sor­chy jest spo­tkać elfa.

„Ha! Ba­nia­luki”. Prze­cież ni­gdy by nie po­le­ciała na elfa. Biel i la­wenda mu­siały zwia­sto­wać coś in­nego. Białe zęby? By­łoby miło. A może za­lot­nik wrę­czy jej bu­kiet la­wendy. Albo jego ubra­nia będą miały kwie­ci­sty za­pach. Nie żeby to miało zna­cze­nie, bo prze­cież po­przy­się­gła so­bie, że ni­gdy się nie za­ko­cha.

Ja­kiś ruch w od­dali wy­rwał ją z roz­my­ślań. Grupa jeźdź­ców kie­ro­wała się na pół­noc wzdłuż rzeki No­rvy ku wio­sce o na­zwie Dreszka. Męż­czyźni na ty­łach trzy­mali wy­soko pod­nie­sione sztan­dary – je­den biały, a drugi ciemny. Ma­te­riał po­wie­wał lekko na wiecz­nej bry­zie, która scho­dziła do­liną rzeki z oko­licz­nych gór.

„Może to kupcy?” Wi­zy­tom w wio­sce Sor­cha za­wdzię­czała wie­dzę, że sklepy ko­rzy­stają z róż­nych flag wska­zu­ją­cych na ro­dzaj sprze­da­wa­nych dóbr. A tej gru­pie męż­czyzn to­wa­rzy­szyło kilka mu­łów z pa­kun­kami na grzbie­tach.

Gdy jeźdźcy się zbli­żyli, na­li­czyła dzie­się­ciu męż­czyzn. Sze­ściu miało na so­bie mun­dury no­rvesz­kań­skiej ar­mii. Wy­glą­dało na to, że eskor­tują po­zo­stałą czwórkę w sza­rych płasz­czach z kap­tu­rami.

Na­gle w do­li­nie ze­rwał się sil­niej­szy wiatr, który spra­wił, że sztan­dary roz­wi­nęły się w pełni na kilka se­kund. Dziew­czy­nie za­bra­kło tchu, gdy uświa­do­miła so­bie, że na bia­łym pła­cie po­środku wid­nieje złote słońce. Miesz­kańcy wszyst­kich czte­rech państw kon­ty­nentu od­da­wali cześć słońcu, które na­zy­wali Świa­tłem – uosa­biało je wszech­po­tężne mę­skie bó­stwo, które po­nadto było od­bi­ciem zdo­mi­no­wa­nego przez męż­czyzn spo­łe­czeń­stwa. Sztan­dar ze słoń­cem ozna­czał, że przy­jezdni zo­stali wy­słani z po­sel­stwem. Przy­pusz­czal­nie byli dy­plo­ma­tami.

Ale skąd? Bri­gitta wraz z mę­żem za­zwy­czaj wy­sy­łała wia­do­mo­ści go­łę­biem pocz­to­wym, a Lu­ciana i jej mał­żo­nek po­sy­łali Brody’ego, który jako Ob­jęty po­tra­fił przy­jąć po­stać do­wol­nego zwie­rzę­cia. Bez trudu po­ko­ny­wał dzie­lący ich dy­stans – wy­star­czyło, że za­mieni się w orła.

Po­zo­sta­wał więc Wo­odwyn.

„Elfy”. Sor­cha aż się spięła. Czyżby cho­dziło o elfa, któ­rego wska­zały ka­mie­nie wró­żebne? Miał za­miar ją tu spo­tkać? Jejku, miała na­dzieję, że nie. Po­krę­ciła głową. Pró­bo­wała się prze­ko­nać, że dy­plo­maci nie mogą nad­jeż­dżać z Wo­odwynu. Elfy ni­gdy nie za­pusz­czały się tak da­leko od swo­jej kra­iny.

Tylko raz je spo­tkała. Przed pa­roma mie­sią­cami trzej el­ficcy po­sło­wie prze­kro­czyli gra­nicę i udali się do po­bli­skiego obo­zo­wi­ska w Ebe­ro­nie, a tam do­ma­gali się po­wrotu ich księż­niczki Gwen­nore.

Po­cząt­kowo ich uroda i ele­gan­cja zro­biły na dziew­czy­nie nie lada wra­że­nie, ale oka­zali się tak na­dęci, że cały czar prysł. A gdy Brody przy­pad­kiem usły­szał, jak wy­zy­wają Gwen od skun­dlo­nych pion­ków, Sor­cha zro­zu­miała, że pod ładną po­włoką kryje się ohydne, dwu­li­cowe wnę­trze. Lu­ciana i Leo po­czuli ulgę, że Gwen znaj­duje się da­leko w zamku Dra­ven. Nie po­zo­stało im nic in­nego, jak po­słać na­trę­tów na drzewo.

A te­raz Sor­cha przy­glą­dała się jeźdź­com. Sku­piła się na czte­rech za­kap­tu­rzo­nych męż­czy­znach w ciem­nych płasz­czach. Kto za­kła­dał ta­kie odzie­nie la­tem? Może elf, który chciał ukryć szpi­cza­ste uszy, by nikt go nie roz­po­znał?

W końcu więk­szość tu­tej­szych nie­na­wi­dziło el­fów. No­rvesz­ka­nie stra­cili zbyt wielu bli­skich w woj­nie z Wo­odwy­nem. Co by tłu­ma­czyło, dla­czego go­ściom to­wa­rzy­szy woj­skowa eskorta.

Sku­piła wzrok na dru­gim pro­porcu. Tej brą­zo­wej. Na wo­odwyń­skiej fla­dze wid­niało wy­so­kie zie­lone drzewo na brą­zo­wym polu. Ko­lejny silny po­dmuch wia­tru znów roz­wi­nął sztan­dary i strą­cił z głów kap­tury dwóm męż­czy­znom. Dziew­czy­nie aż za­parło dech. Mieli po­pie­la­to­blond włosy, tak jak Gwen­nore. A brą­zowe pole sztan­daru miało po­środku zie­lone drzewo.

Pod­sko­czyła, gdy z po­łu­dniowo-wschod­niej baszty na­gle do­biegł dźwięk rogu. War­tow­nik in­for­mo­wał miesz­kań­ców zamku o go­ściach.

– Co się dzieje? – spy­tał Di­mi­tri, pod­bie­gł­szy do bla­nek wraz z An­niką.

– Elfy. – Sor­cha wska­zała jeźdź­ców, a w jej sercu znów za­go­ścił lęk o naj­bliż­szych. – A je­śli za­żą­dają wy­da­nia Gwen­nore?

An­nika zmarsz­czyła brwi.

– Nie­do­cze­ka­nie. Jest na­szą kró­lową.

Di­mi­tri zbył jej słowa mach­nię­ciem ręki.

– Pew­nie tylko chcą po­roz­ma­wiać. Wiemy o nich, od­kąd przed dwoma dniami prze­kro­czyli gra­nicę.

An­nika roz­dzia­wiła usta.

– I nie wpa­dłeś na to, by mi o tym po­wie­dzieć?

– Cóż... Le­piej prze­każę Si­la­sowi, że już tu są. – Di­mi­tri po­biegł w kie­runku scho­dów.

– Nie za­po­mnę ci tego! – za­wo­łała za nim An­nika, gdy zni­kał na scho­dach. – Nie mogę uwie­rzyć, że mnie nie po­in­for­mo­wał...

Sor­cha prych­nęła gniew­nie.

– Ja też pierw­sze sły­szę. Po­my­ślałby kto, że Si­las bę­dzie nam mó­wił o ta­kich rze­czach. W końcu obie je­ste­śmy w li­nii suk­ce­sji.

– Męż­czyźni – skwi­to­wała An­nika.

– Cóż, cie­szę się, że na­dal po­tra­fisz się ze­zło­ścić. Ba­łam się, że mał­żeń­stwo zmie­niło cię w po­tulną owieczkę.

An­nika prych­nęła i oparła się o kre­ne­laż, by przyj­rzeć się el­fom.

– Ci dwaj z przodu mają po­pie­la­to­blond włosy el­fów rzecz­nych, więc mu­szą po­cho­dzić z re­gionu rzeki Wyn. Moż­liwe, że nad­je­chali z for­tecy Wyn­de­las, gdzie re­zy­duje król Wo­odwynu.

– Czyli dzia­dek Gwen? – do­py­tała Sor­cha.

– Tak przy­pusz­czamy – po­twier­dziła An­nika. – Są­dzimy, że gdy wuj Di­mi­triego udał się do Wo­odwynu z po­sel­stwem, wdał się w ro­mans z córką króla, w efek­cie któ­rego uro­dziła się Gwen­nore. Po­nie­waż jest pół­no­rvesz­kanką i na­szą kró­lową, nie ma mowy, aby­śmy ją pu­ścili z tymi wy­słan­ni­kami.

Sor­cha od­pro­wa­dzała wzro­kiem Di­mi­triego, który wraz z grupą żoł­nie­rzy wy­ru­szył spod po­łu­dnio­wej bramy, by wy­je­chać na spo­tka­nie el­fom.

– Jak są­dzisz, gdzie Si­las i Gwen ich przyjmą?

– Pew­nie w Wiel­kiej Sali.

– To chodźmy. – Sor­cha ru­szyła ku scho­dom.

– Za­cze­kaj. – An­nika pod­nio­sła szty­let z pod­łogi i wsu­nęła go do buta. – Nie wpusz­czą nas.

– Ale mu­szę wie­dzieć, co się dzieję. Mu­szę... – Strach bo­le­śnie ści­snął jej serce. Bo­gi­nie, miała już ser­decz­nie dość po­czu­cia bez­sil­no­ści, które na­wie­dzało ją, ile­kroć jej sio­strom gro­ziło nie­bez­pie­czeń­stwo. – Nie będę stała z boku!

An­nice roz­bły­sły oczy.

– Ga­le­ria min­streli. Znam tajne wej­ście.

Mo­gły się tam ukryć i usły­szeć każde słowo. Sor­cha pod­bie­gła do scho­dów.

– Idziemy!

Sor­cha po­czuła ulgę, że ma na so­bie ko­szulę i bry­czesy, gdy kła­dła się na drew­nia­nej pod­ło­dze ga­le­rii min­streli w Wiel­kiej Sali. Za­zwy­czaj na ga­le­rię wcho­dziło się scho­dami pro­wa­dzą­cymi z sa­mej sali, ale An­nika po­ka­zała jej ukryte stop­nie, które wio­dły z po­bli­skiej sali po­cze­kal­nej.

Gdy zdmuch­nęły świeczkę, którą oświe­cały ciemne schody, czym prę­dzej za­su­nęły grube, ak­sa­mitne za­słony. A te­raz le­żały plac­kiem na pod­ło­dze pod kra­wę­dzią za­słony i ły­pały mię­dzy drew­nia­nymi słup­kami ba­lu­strady.

Po­po­łu­dniowe słońce za­glą­dało do środka przez wy­so­kie okna usy­tu­owane po za­chod­niej stro­nie Wiel­kiej Sali i roz­świe­tlały prze­stronne, pro­sto­kątne po­miesz­cze­nie, wy­chło­dzone przez wiatr hu­la­jący po do­li­nie. Tu­taj, na ga­le­rii, przy za­su­nię­tych za­sło­nach było co prawda ciemno, ale cie­pło.

– Co się tak guz­drają? – Sor­cha po­pra­wiła sprzączkę pa­ska, wpi­ja­jącą się w brzuch.

– Za­łożę się, że Si­las i Gwen prze­bie­rają się w naj­wy­kwint­niej­sze stroje. I pew­nie po­słali ko­goś po ko­rony – szep­nęła An­nika. – Każą el­fom cze­kać.

Sor­cha zmarsz­czyła no­sek. Miała na­dzieję, że emi­sa­riu­szom ka­zano za­cze­kać na ze­wnątrz na dzie­dzińcu, gdzie o tej po­rze dnia ro­biło się go­rąco i duszno.

– Je­ste­śmy suk­ce­sor­kami Si­lasa – burk­nęła. – Po­wi­nien był za­pro­sić nas na spo­tka­nie. Już ja mu dam do zro­zu­mie­nia, jak bar­dzo je­stem...

– Sor­cho! – Głos An­niki zdra­dzał znie­cier­pli­wie­nie. – Na­dal je­steś zbyt na­iwna. Cóż, skutki do­ra­sta­nia w za­ko­nie. Ale to stra­te­gia.

– Co masz na my­śli?

– Si­las nie chce, by elfy wie­działy, jak wy­glą­dają jego na­stęp­czy­nie. Dzięki temu nie sta­niemy się ła­twymi ce­lami.

Jej ku­zynka do­brze kom­bi­no­wała. Je­śli miała się na coś przy­dać, mu­siała być spryt­niej­sza. I sil­niej­sza. A je­śli miała prze­żyć jako na­stęp­czyni tronu, mu­siała być po­dejrz­liwa wo­bec pra­wie każ­dego. Zu­peł­nie ina­czej niż w za­ko­nie.

– No tak. – Sor­cha gło­śno prze­łknęła ślinę. – Cie­szę się, że tu je­steś, An­niko.

Ku­zynka ści­snęła jej ra­mię i unio­sła odro­binę za­słonę, by wię­cej zo­ba­czyć.

Za­równo kur­tyna, jak i pod­łoga były po­kryte ku­rzem, przez który Sor­chę za­swę­dział nos.

– Boję się, że za­raz kichnę.

– Ani się waż. – An­nika po­dała jej chustkę. – Za­słoń nią usta i nos.

Sor­cha przy­ło­żyła do nosa ma­te­riał o za­pa­chu la­wendy. Na­gle z dołu do­bie­gło je skrzy­pie­nie. Wrota wła­śnie się otwie­rały. Po Wiel­kiej Sali po­niósł się stu­kot bu­tów ude­rza­ją­cych o ka­mienną po­sadzkę; po­tem ktoś prze­mó­wił ni­skim gło­sem w ję­zyku no­rvesz­kań­skim. To Di­mi­tri wy­da­wał roz­kazy. Do środka wpusz­czono tylko dwu el­fów – tych z po­pie­la­to­blond wło­sami. Po­zo­stali, któ­rzy dzier­żyli sztan­dary, praw­do­po­dob­nie byli słu­żą­cymi.

Sor­cha nie po­tra­fi­łaby wiele po­wie­dzieć o el­fic­kich go­ściach, bo wi­działa ich od tyłu. Do­piero gdy zdjęli płasz­cze, do­strze­gła ich wy­kwintne stroje – błę­kitne ak­sa­mitne tu­niki na­rzu­cone na kre­mowe je­dwabne ko­szule i skó­rzane bry­czesy tej sa­mej barwy. „Musi być im go­rąco” – po­my­ślała, choć nie da­wały tego po so­bie po­znać. Przy­by­sze do­rów­ny­wali wzro­stem Di­mi­triemu, ale o ile ten po­ru­szał się ni­czym żbik pod­kra­da­jący się do ofiar, obaj szli gładko ni­czym para ła­bę­dzi su­ną­cych po ta­fli chłod­nego je­ziora.

Di­mi­tri po­in­stru­ował go­ści, by za­trzy­mali się w od­le­gło­ści do­brych sze­ściu stóp od po­de­stu i od­bili w lewo. Po­sta­wili na pod­ło­dze dwa pa­kunki za­wi­nięte w błę­kitny je­dwab, po czym wstali i ob­ró­cili się w stronę Di­mi­triego.

Te­raz, gdy Sor­cha mo­gła się im przyj­rzeć z pro­filu, zo­ba­czyła, że to nie ci sami po­słańcy, co w ebe­roń­skim obo­zo­wi­sku. Jed­nak byli, cho­lera, rów­nie przy­stojni.

Miała na­dzieję, że ka­mie­nie wró­żebne nie od­no­siły się do żad­nego z nich. Je­den był niż­szy i spra­wiał wra­że­nie zde­cy­do­wa­nie star­szego niż kom­pan, bo­wiem miał przy­pró­szone si­wi­zną włosy. Sor­cha wpa­trzyła się w młod­szego, wyż­szego elfa. Pod wzglę­dem po­wabu do­rów­ny­wał Gwen­nore. Kor­ciło ją, by pod­biec do niego i po­tar­gać mu włosy.

Przy­by­sze byli zbyt ide­alni. Ele­ganc­kie szaty nie miały choćby jed­nej zmarszczki, na­wet po tak dłu­giej po­dróży. Elfy miały cerę wręcz osza­ła­mia­jąco nie­ska­zi­telną. Po­dob­nie jak Gwen­nore, ich czarne brwi mocno kon­tra­sto­wały z po­pie­la­to­blond wło­sami, opa­da­ją­cymi do ło­pa­tek ni­czym je­dwabne za­słony. Za­ple­tli je po bo­kach w war­ko­cze, by nie opa­dały na szla­chetne czoła ude­ko­ro­wane zło­tymi dia­de­mami.

Nie mieli przy so­bie broni, ta pew­nie zo­stała im ode­brana, nim wkro­czyli do Wiel­kiej Sali. Jed­nak nie wy­da­wali się onie­śmie­leni ły­pią­cym na nich Di­mi­trim, któ­rego dłoń spo­czy­wała na rę­ko­je­ści mie­cza. Drugą po­chwę miał przy­cze­pioną do pasa na udzie – in­kru­sto­wana szla­chet­nymi ka­mie­niami rę­ko­jeść śmier­cio­no­śnego szty­letu wy­raź­nie rzu­cała się w oczy.

– Znaj­du­je­cie się w No­rveszce, więc ocze­ku­jemy, że bę­dzie­cie się wy­sła­wiać w ję­zyku no­rvesz­kań­skim – ogło­sił Di­mi­tri.

Elfy spoj­rzały na niego bez wy­razu, po czym star­szy prze­mó­wił ci­cho w ide­al­nym no­rvesz­kań­skim.

– Nie przy­by­li­śmy tu, by roz­ma­wiać z tobą.

Sor­cha za­ci­snęła zęby. „Aro­ganc­kie gnojki”.

Drzwi znów skrzyp­nęły i roz­le­gły się dźwięki ko­lej­nych kro­ków. Sor­cha przy­ło­żyła twarz do ba­lu­strady i uj­rzała Si­lasa i Gwen­nore, idą­cych pod rękę ku po­de­stowi. Za nimi kro­czył Aleksi Ma­renko, ka­pi­tan no­rvesz­kań­skiej ar­mii, uzbro­jony po zęby tak samo jak Di­mi­tri.

Sor­cha uśmiech­nęła się na wi­dok Gwen, która pre­zen­to­wała się pięk­nie w błysz­czą­cej zło­tej sukni. No, Si­las też wy­glą­dał przy­stoj­nie w woj­sko­wym mun­du­rze. Oboje mieli na so­bie świeżo wy­kute ko­rony.

Za­trzy­mali się na chwilę przed go­śćmi i skło­nili głowy. Elfy miały przy­naj­mniej na tyle do­brych ma­nier, by od­wza­jem­nić gest. Jed­nak Sor­cha nie mo­gła po­zbyć się wra­że­nia, że zło­żyli po­kłon Gwen­nore, a nie Si­la­sowi.

Jej brat po­mógł żo­nie wejść na po­dest; po­tem oboje za­sie­dli na zło­tych, in­kru­sto­wa­nych szla­chet­nymi ka­mie­niami tro­nach. Aleksi przy­sta­nął obok tronu Gwen­nore i spoj­rzał po­dejrz­li­wie na przy­by­szów.

– Wa­sza Kró­lew­ska Mość. – Di­mi­tri skło­nił się przed ob­li­czem Gwen i Si­lasa, po czym do­dał: – Ge­ne­rał Ca­la­dras wraz z sy­nem, puł­kow­ni­kiem Grif­fi­nem Ca­la­dra­sem, prze­ka­zują po­zdro­wie­nia od króla Ren­delfa z Wo­odwynu.

Si­las znów kiw­nął głową.

– Ser­decz­nie wi­tam wiel­moż­nych pa­nów w No­rveszce.

Elfy lekko skło­niły głowy, po czym prze­mó­wił ge­ne­rał.

– Jego Kró­lew­ska Mość Ren­delf po­pro­sił mnie, abym po­gra­tu­lo­wał Wa­szej Wy­so­ko­ści w jego imie­niu. Był pod wra­że­niem szyb­kiego i sku­tecz­nego ob­ję­cia tronu.

Si­las przy­mru­żył oczy.

Sor­cha się skrzy­wiła. Si­las nie zo­stałby kró­lem, gdyby nie to, że jego star­szy brat padł mar­twy z ręki Ka­me­le­ona. A po­nie­waż zła­pali szpiega, który usi­ło­wał prze­drzeć się do Wo­odwynu, cał­kiem moż­liwe, że mor­derca był w zmo­wie z el­fami. Ba, Si­las po­dej­rze­wał, że Ka­me­leon sam jest el­fem.

– Dzię­kuję – od­parł zdaw­kowo Si­las. – Ufam, że wasz król pra­gnie utrzy­mać ro­zejm mię­dzy na­szymi pań­stwami?

– Oczy­wi­ście. – Ge­ne­rał wska­zał ge­stem Gwen­nore. – Chcie­li­by­śmy rów­nież po­gra­tu­lo­wać Wa­szej Wy­so­ko­ści mał­żeń­stwa z na­szą uko­chaną księż­niczką Gwen­nore.

Sor­cha ści­snęła w pię­ści chustkę. „Uko­cha­nej, taa”. Ge­ne­rał mu­siał wie­dzieć, że Gwen zo­stała po­rzu­cona jako dziecko i wy­słana do za­konu.

Gwen­nore spra­wiała wra­że­nie spię­tej, ale ro­biła, co mo­gła, by nie dać tego po so­bie po­znać.

– Jego Kró­lew­ska Mość Ren­delf prze­ka­zuje w da­rze pre­zent ślubny. Mamy na­dzieję, że spo­tka się z uzna­niem.

Ge­ne­rał Ca­la­dras roz­wią­zał su­peł wień­czący więk­szy pa­ku­nek. Po­zwo­lił, by błę­kitny je­dwab utwo­rzył ka­łużę wo­kół bo­gato zdo­bio­nego, rzeź­bio­nego drew­nia­nego pu­dełka, wy­kła­da­nego masą per­łową.

Gdy ge­ne­rał otwie­rał wieko, Di­mi­tri zbli­żył się, by przyj­rzeć się za­war­to­ści. Na­stęp­nie od­stą­pił do tyłu i ści­snął rę­ko­jeść mie­cza, aż zbie­lały mu kłyk­cie.

Ge­ne­rał wy­jął z pu­dełka rzeźbę, w ca­ło­ści wy­ko­naną z drewna.

– Nie że­bym prze­sad­nie wy­chwa­lał kunszt na­szych ar­ty­stów, ale śmiem twier­dzić, że to dzieło do­bit­nie prze­są­dza o tym, że wo­odwyń­scy rze­mieśl­nicy nie mają so­bie rów­nych w ca­łym Aer­th­la­nie. Za­piera dech w piersi, prawda?

Mi­sterna rzeźba przed­sta­wiała smoka, od­da­nego w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach i wy­po­le­ro­wa­nego aż do po­ły­sku. Oczy be­stii miały po­stać po­ły­sku­ją­cych ru­bi­nów.

Sor­cha gło­śno prze­łknęła ślinę, a le­żąca obok An­nika szybko wy­pu­ściła po­wie­trze. Czy to moż­liwe, że elfy zdo­były się na szczery po­da­rek? A może in­sy­nu­owały, że zdają so­bie sprawę z praw­dzi­wej na­tury no­rvesz­kań­skich smo­ków?

Jako człon­kini rodu kró­lew­skiego Sor­cha zo­stała wta­jem­ni­czona, że nie­liczni mę­scy po­tom­ko­wie Trzech Prze­klę­tych Kla­nów po­tra­fią przyj­mo­wać po­stać smo­ków. Zdol­ność ta przy­pa­dła w udziale Si­la­sowi, Alek­siemu i Di­mi­triemu i ja­kie­muś tu­zi­nowi in­nych męż­czyzn. Był to naj­sil­niej od wie­ków strze­żony se­kret No­rveszki.

Trzej smo­ko­kształtni za­marli.

Si­las zło­żył usta w cienką kre­skę i przy­tak­nął.

– Za­iste, to praw­dziwe dzieło sztuki. Dzię­kuję.

– Cie­szymy się, że nasz dar zy­skał uzna­nie Wa­szej Wy­so­ko­ści.

Głos ge­ne­rała ocie­kał sar­ka­zmem, gdy elf od­kła­dał pre­zent do pu­dełka. Przy­bysz roz­pa­ko­wał mniej­sze pu­dełko i wy­jął zeń małą pła­ską szka­tułkę z wy­po­le­ro­wa­nego drewna.

– A oto dar dla na­szej księż­niczki Gwen­nore.

– Jest kró­lową– po­pra­wił go Si­las. – Na­szą kró­lową.

– Oczy­wi­ście. – Ge­ne­rał otwo­rzył szka­tułkę, by za­de­mon­stro­wać za­war­tość. – Wo­odwyn może się też po­chwa­lić nie­zrów­na­nymi srebr­ni­kami. Na­szyj­nik zo­stał wy­ko­nany spe­cjal­nie dla Wa­szej Wy­so­ko­ści.

– Jest piękny. Dzię­kuję. – Gwen­nore przy­jęła otwartą szka­tułkę.

– Zo­stał za­pro­jek­to­wany oso­bi­ście przez matkę Wa­szej Wy­so­ko­ści – do­dał ge­ne­rał, na co dło­nie Gwen lekko za­drżały. – Jest za­chwy­cona szansą po­now­nego uj­rze­nia córki.

– Kim jest jej matka? – spy­tał Si­las.

– To Wa­sza Wy­so­kość nie wie? – Ge­ne­rał i jego syn po­słali so­bie uśmieszki. – To księżna Je­netta, rzecz ja­sna.

– Skąd mie­li­by­śmy wie­dzieć, kim jest? – spy­tała ci­cho Gwen­nore. – Ode­słała mnie, gdy mia­łam za­le­d­wie dwa mie­siące.

– I zła­mało jej to serce! – Ge­ne­rał zło­żył dłoń na piersi. – Ona też pa­dła ofiarą tam­tego okrut­nego losu. Nie dość, że mu­siała się po­że­gnać z Wa­szą Wy­so­ko­ścią, to zo­stała ska­zana na sie­dem lat od­osob­nie­nia w bia­łej wieży.

Gwen­nore po­bla­dła.

– Moja... matka zo­stała uka­rana?

– Ow­szem. Ale te­raz, gdy księżna Je­netta zo­stała na­stęp­czy­nią tronu, Jego Kró­lew­ska Mość da­lece ża­łuje swo­jej de­cy­zji. Już nie ob­wi­nia córki, która zwy­czaj­nie pa­dła ofiarą uwo­dzi­ciela, prze­bie­głego ob­co­kra­jowca, lorda To­lenki.

Na dźwięk oczy­wi­stej ob­razy w stronę wuja Di­mi­triego An­nika znów wcią­gnęła ze świ­stem po­wie­trze.

Di­mi­tri zmełł w ustach prze­kleń­stwo i zro­bił krok do przodu, ale Si­las uniósł dłoń, by go po­wstrzy­mać.

Po­liczki Gwen­nore pło­nęły czer­wie­nią. Kró­lowa za­trza­snęła wieko szka­tułki.

– Pro­szę nie ob­ra­żać mo­jego ojca. Już wy­star­czy, że zmarł przed­wcze­śnie na ob­czyź­nie, w wa­szym kraju.

– Ro­zu­miem. – Ge­ne­rał czym prę­dzej się skło­nił. – Lo­jal­ność Wa­szej Wy­so­ko­ści wo­bec jej ojca jest godna po­dziwu. – Przy­bysz wy­jął pi­smo z poły tu­niki. – Mam na­dzieję, że nie prze­szko­dzi Wa­szej Wy­so­ko­ści w za­po­zna­niu się z tre­ścią tego oto li­stu. Wy­szedł spod pióra jej matki.

Gwen­nore przy­jęła list i znów po­bla­dła.

– Za­po­znam się z nim póź­niej.

– Oczy­wi­ście. – Ge­ne­rał skło­nił głowę. – Matka i dzia­dek Jej Wy­so­ko­ści nie mogą się do­cze­kać spo­tka­nia. Oba­wiam się, że Jego Kró­lew­ska Mość nie­do­maga, więc gdyby kró­lew­ska para była tak ła­skawa i od­wie­dziła go w for­tecy Wyn­de­las...

– Za da­leko – wtrą­cił Si­las.

– Za­gwa­ran­to­wa­li­by­śmy kom­for­tową po­dróż – za­pew­nił ge­ne­rał. – W końcu Jej Wy­so­kość jest na­szą księż­niczką.

– Za da­leko – po­wtó­rzył Si­las i wy­chy­lił się w tro­nie. – Nie mogę do­pu­ścić, by na­sza kró­lowa za­pusz­czała się tak głę­boko na te­ry­to­rium, które le­d­wie parę ty­go­dni temu było nam wro­gie.

Ge­ne­rał na­gle ze­sztyw­niał.

– Jak już wspo­mnia­łem, król Ren­delf nie­do­maga. Obec­nie jest zbyt osła­biony, by pod­jąć tak długą po­dróż.

– Moja żona też się jej nie po­dej­mie – skon­tro­wał Si­las. – Nosi pod ser­cem mo­jego na­stępcę.

Sor­cha my­ślała, że za­brak­nie jej tchu. Gwen­nore była w ciąży? I do­wia­dy­wała się o tym w ten spo­sób? An­nika dała jej kuk­sańca. Sor­cha się skrzy­wiła, gdy uświa­do­miła so­bie, że Gwen na krótką chwilę za­darła głowę w kie­runku ga­le­rii. Elfy sły­nęły ze zna­ko­mi­tego słu­chu; i choć Sor­cha po­wie­działa rap­tem parę słów przez chustkę, to wy­star­czyło, żeby zwró­cić uwagę Gwen. Na­wet młod­szy elf puł­kow­nik lekko prze­chy­lił głowę.

Kró­lowa kaszl­nęła, jakby chciała ścią­gnąć na sie­bie uwagę.

– Nie ro­zu­mie pan jed­nego, ge­ne­rale. Nie mam ochoty po­zna­wać dziadka, skoro stra­cił mo­jego ojca i uwię­ził matkę.

Ge­ne­rał za­ci­snął dło­nie w pię­ści na kilka se­kund, po czym je roz­luź­nił.

– Wo­bec tego spo­tkamy się na gra­nicy.

– Do­sko­nale. – Si­las wstał. – Po­czy­nimy przy­go­to­wa­nia. Nie wąt­pię, że te­raz pa­no­wie ze­chcą od­po­cząć po dłu­giej po­dróży.

Wraz z Gwen zstą­pili z po­de­stu, prze­ma­sze­ro­wali przez salę i w asy­ście Alek­siego prze­kro­czyli próg.

– Eskor­tuję pa­nów do kom­nat – prze­ka­zał el­fom Di­mi­tri.

– Je­śli nie ma pan nic prze­ciwko, je­ste­śmy wy­jąt­kowo spra­gnieni po na­szej po­dróży – burk­nął ge­ne­rał. – Byłby pan tak miły i przy­niósł nam wino?

Di­mi­tri się wy­pro­sto­wał. Przy­by­sze po­trak­to­wali go jak byle słu­żą­cego.

– W pań­stwa kom­na­tach są prze­ką­ski i na­poje orzeź­wia­jące, ale skoro nie znie­sie pan dys­kom­fortu ani chwili dłu­żej, po­pro­szę słu­żą­cego, by za­opie­ko­wał się pa­nem w sali po­cze­kal­nej. – Wska­zał drzwi. – Tędy.

Ge­ne­rał wraz z sy­nem po­stą­pili za Di­mi­trim.

Gdy drzwi za­mknęły się z hu­kiem, Sor­cha ze­rwała się na nogi.

– Co za du­pek – mruk­nęła An­nika. – Sły­sza­łaś, jak wy­sko­czył z gębą do mo­jego męża?

– Chodź. Mu­simy się śpie­szyć.

Sor­cha wy­ko­rzy­stała dar Ob­ję­tej. Pstryk­nęła pal­cami, by przy­wo­łać pło­mień i za­pa­lić świeczkę. Na­stęp­nie, unió­sł­szy świecz­nik, po ci­chu za­częła scho­dzić ukry­tymi scho­dami.

– Nie mo­żemy tędy wyjść – szep­nęła zza jej ple­ców An­nika. – Wy­lą­du­jemy w sali po­cze­kal­nej wraz z el­fami.

– Nie bę­dziemy wy­cho­dzić. – Sor­cha ze­szła ze scho­dów i przy­ło­żyła pa­lec do ust, by uci­szyć ku­zynkę.

An­nika do­łą­czyła do niej przy wyj­ściu i Sor­cha po ci­chu od­sta­wiła świecz­nik i zdmuch­nęła pło­mień. Na­stęp­nie przy­ło­żyła ucho do gru­bego płótna, które ro­biło za ko­tarę przy­sła­nia­jącą tajne przej­ście.

Sala po­cze­kalna była mała. Jej ściany po­kryto drew­nianą bo­aze­rią. Bie­gły nimi liczne ma­lo­wi­dła przed­sta­wia­jące daw­nych mo­nar­chów i dawne mo­nar­chi­nie. Je­den z por­tre­tów, duży, się­ga­jący ziemi, miał ukrytą za­suwkę, dzięki któ­rej otwie­rał się jak drzwi. A po­nie­waż Sor­chę od izby dzie­liła tylko war­stwa płótna, sły­szała każde wy­po­wia­dane słowo.

– Bez­zwłocz­nie zjawi się słu­żący – ogło­sił Di­mi­tri. – Przed drzwiami bę­dzie peł­nił wartę gwar­dzi­sta, więc mogą pa­no­wie swo­bod­nie od­po­cząć. – Za­mknął za nimi drzwi.

– Od­po­cząć? – burk­nął po el­ficku puł­kow­nik. – W tej ciem­nej, po­nu­rej iz­debce? I to bez okien, z tymi ohyd­nymi por­tre­tami?

– Nie­stety – zgo­dził się ge­ne­rał. – Tu­tejsi ar­ty­ści zde­cy­do­wa­nie nie do­rów­nują na­szym.

– Spójrz tylko na tę po­twor­ność. Ci bar­ba­rzyńcy pew­nie uwa­żają, że im więk­sze, tym lep­sze.

Sor­cha miała wra­że­nie, że głos młod­szego elfa do­biega z bar­dzo bli­ska. Strze­liła, że jego wła­ści­ciel od­da­lony jest od niej o ja­kąś stopę.

– Pew­nie masz ra­cję – burk­nął oj­ciec. Z dźwięku jego kro­ków wy­ni­kało, że snuł się po po­miesz­cze­niu.

– Wi­dzia­łeś, ile klej­no­tów wbili w te krzy­kliwe trony? Mu­sia­łem się po­wstrzy­my­wać ze wszel­kich sił, by nie wy­szar­pać księż­niczki z...

– Uwa­żaj na słowa, Grif­fi­nie – prze­rwał mu ge­ne­rał. – Ściany mają uszy.

Puł­kow­nik za­milk­nął na dłuż­szą chwilę.

– Mam wra­że­nie, że usły­sza­łem ko­goś w ga­le­rii min­streli. – Za­pu­kał w bo­aze­rię. – Choć tu ściana wy­daje się dość gruba. Zresztą nie są­dzę, by ci bar­ba­rzyńcy znali el­ficki.

Sor­cha uśmiech­nęła się trium­fal­nie.

„My­lisz się, tłuku”.

Grif­fin ude­rzył pię­ścią w bo­aze­rię.

– To nie­spra­wie­dliwe! Obie­cano mi księż­niczkę!

– Spo­koj­nie – rzu­cił ge­ne­rał. – Cier­pli­wo­ści. Do tej pory wszystko po­szło zgod­nie z pla­nem.

– Zgod­nie z pla­nem? – Grif­fin jęk­nął. – Już i tak wy­star­czy, że mu­szę wziąć za żonę tego mie­szańca nie pierw­szej świe­żo­ści, a jakby tego było mało, te­raz jesz­cze się oka­zuje, że jest w ciąży!

– Uspo­kój się – wark­nął jego oj­ciec. – Aku­rat dziecka ła­two się po­zbyć. Co in­nego tego jej cho­ler­nego męża.

Sor­cha przy­ło­żyła dłoń do ust, by nie wy­dać z sie­bie ani pi­sku.

Drzwi uchy­liły się ze zgrzy­tem i słu­żący ode­zwał się w ję­zyku no­rvesz­kań­skim:

– Prze­pra­szam wiel­moż­nych pa­nów, przy­nio­słem wino.

– Pro­szę na­lać mi kie­li­szek, byle żwawo – po­le­cił w tym sa­mym ję­zyku ge­ne­rał. – Na­stęp­nie pro­szę nas za­pro­wa­dzić do kom­nat.

– Tak, wiel­możni pa­no­wie.

Po kilku mi­nu­tach do­biegł je stu­kot bu­tów o drew­nianą pod­łogę i skrzek za­my­ka­nych drzwi.

Sor­cha jesz­cze przez mi­nutę wstrzy­my­wała dech, by upew­nić się, że elfy na­prawdę opu­ściły salę.

– Zro­zu­mia­łaś, o czym mó­wili? – szep­nęła w ciem­no­ściach An­nika.

– Tak. – Sor­cha głę­boko za­czerp­nęła tchu. Elfy pla­no­wały po­rwać Gwen i za­mor­do­wać jej brata. – Gdy Si­las i Gwen uda­dzą się na gra­nicę, mu­simy im to­wa­rzy­szyć.

– Do­brze – zgo­dziła się An­nika.

Sor­cha przy­ło­żyła palce do kciu­ków i wy­ry­so­wała w po­wie­trzu okręgi sym­bo­li­zu­jące dwa księ­życe.

„Bo­gi­nie, usłysz­cie moją przy­sięgę. Nie za­mie­rzam przy­glą­dać się bier­nie, bez­silna, gdy moim bli­skim grozi nie­bez­pie­czeń­stwo. Ni­gdy wię­cej”.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki