Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zabawna historia łącząca romans z fantasy, autorstwa Kerrelyn Sparks, bestsellerowej autorki według New York Times i USA TODAY. Pięć dziewczynek wychowanych w izolacji na owianej magią Wyspie, wyrasta na dorosłe kobiety, które postanawiają wyraźnie zaznaczyć swoje miejsce na świecie – i być może zmienić go na zawsze! Sorcha wiedziała, że opuszczenie bezpiecznych terenów królestwa i pertraktowanie z elfami to niepewna, ale jednak konieczna misja. Pomimo uporu, honoru i buntu u progu wojny z wrogiem, między kobietą, a jej oprawcą zaczyna płonąć uczucie, którego żadne z nich się nie spodziewało. I sami już nie wiedzą czy chcą nadal tkwić w nienawiści, czy jednak się pocałować…
„Niezwykła chemia między bohaterami, zabawne poczucie humoru, przygody i groźba nadchodzącego niebezpieczeństwa sprawiają, że chce się przewracać kolejne strony. Czytelnicy będą zachwyceni tym dynamicznym romansem fantasy!” – Publishers Weekly
„Tworzenie przez Sparks odrębnych królestw i fantastycznych ras, jest najmocniejszą częścią tej serii. Prawdziwa przygodowa igraszka fantasy!” – Kirkus Reviews
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 389
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 10 godz. 32 min
Pamięci mojej matki, która odeszła,gdy pisałam tę powieść.
Do szczęścia starczała jej dobra książka.
Teraz masz już dostęp do wszystkichopowieści we wszechświecie
PODZIĘKOWANIA
Przede wszystkim zawsze pragnę podziękować czytelnikom, bez których moja kariera pisarska już dawno dobiegłaby końca. Dziękuję, że nadal sięgacie po książki z tej serii! Jeśli chcecie zwiedzić Aerthlan, zajrzyjcie na moją stronę internetową pod adresem www.kerrelynsparks.com. Znajdziecie tam mapę, która ułatwi podróże po tym magicznym świecie!
Po drugie, dziękuję Alicii Condon i wspaniałej ekipie z Kensington Publishing, wydawnictwa, które postanowiło opublikować ostatnie dwa tomy serii. Współpraca z wami to sama przyjemność! Ponadto ślę gorące podziękowania mojej agentce, Michelle Grajkowski z Three Seas, za to, że zawsze mogę na nią liczyć.
Wreszcie serdecznie dziękuję wszystkim tym, którzy wspierają mnie w pisaniu na domowym froncie: moim najlepszym przyjaciółkom i wnikliwym czytelniczkom, MJ Selle i Sandrze Weller, mojemu ojcu Lesowi, moim dzieciom i mojemu najlepszemu przyjacielowi/mężowi/głównemu księgowemu/menedżerowi tras samochodowych/osobistemu bohaterowi, Donowi. Bardzo was wszystkich kocham!
PROLOG
W innym czasie, na innym świecie, który zwie się Aerthlan, istnieje pięć królestw. Cztery sięgają krańców rozległego kontynentu. Na piąte składają się dwie wyspy na Wielkim Oceanie Zachodnim: Wyspa Księżyców i Wyspa Mgieł. Tę ostatnią zamieszkuje jedna osoba: Widzący.
Dwa razy w roku jeden z dwu księżyców Aerthlanu zaćmiewa albo – jak mówią tutejsi – „obejmuje” drugi. Podczas Objęcia rodzą się dzieci obdarzone magiczną mocą, z tej okoliczności zwane Objętymi. Większość władców z kontynentu wyszukuje je, by pozbawić życia. Część nowo narodzonych Objętych potajemnie trafia na Wyspę Księżyców, gdzie może bezpiecznie dorastać.
Przez wiele lat Widzący wieszczył wieczną wojnę i totalne zniszczenie czterech królestw kontynentu. Do czasu. Teraz bowiem utrzymuje, że przez Aerthlan przejdzie fala zmian, które przyniosą pokój światu zbyt długo nękanemu przemocą. I stanie się tak dzięki pięciu młodym kobietom z piątego królestwa. Ich imiona to: Luciana, Brigitta, Gwennore, Sorcha i Maeve.
Ukryto je na Wyspie Księżyców jeszcze w wieku niemowlęcym. Tam dorastały jako przybrane siostry. Nie wiedzą, skąd pochodzą ani czy mają krewnych. Wiedzą jedynie, że każda jest Objętą.
ROZDZIAŁ 1
Sorcha wyprowadziła atak, ale przeciwniczka wytrąciła jej broń z ręki szybkim kopnięciem.
– Aua! – Sorcha chwyciła się za nadgarstek, gdy sztylet upadł ze stukiem na drewnianą podłogę górnej, otwartej kondygnacji zamku. – Bolało. – Spojrzała z pretensją na kuzynkę.
Annika machnęła ręką.
– Gdybyśmy brały udział w prawdziwej bitwie, już bym cię dźgnęła z tuzin razy. Wtedy dopiero byś narzekała, że boli.
– Wtedy to już po ptakach – burknął Dimitri. – W końcu byłaby martwa.
– No dzięki. Teraz to mnie dopiero podbudowałeś. – Sorcha posłała mu rozdrażnione spojrzenie, lecz Dimitri skwitował je wzruszeniem ramion.
– Podnieś nóż – nakazała Annika, rozstawiając szerzej nogi. Miała na sobie brązowe bryczesy i regulaminową zieloną koszulę norveszkańskiej armii. Na potrzeby lekcji pożyczyła kuzynce jeden z zapasowych mundurów. – Kolejna próba.
– Musimy? – Sorcha kiwnęła głową ku broni porozrzucanej na szerokich deskach dachu, zszarzałej od lat na słońcu, deszczu i śniegu. – Rozbroiłaś mnie już dziesięć razy z rzędu. Ewidentnie się do tego nie nadaję.
– Ewidentnie – zgodził się Dimitri, ignorując jej minę. – Ale król nakazał, abyśmy nauczyli cię sztuki samoobrony, więc musimy być wytrwali.
– Nie przejmuj się – pocieszyła ją Annika. – Praktyka czyni mistrza. Mnie też szło kiepsko, gdy dopiero zaczynałam.
– Nie aż tak – mruknął Dimitri.
Sorcha schyliła się po sztylet.
– Mogę go dźgnąć? Proooszę!
Annice zadrżały kąciki ust.
– Dimitri byłby kiepskim partnerem do walki. Jeszcze by ci połamał kości.
Mężczyzna zesztywniał obruszony.
– Nigdy bym nie skrzywdził Jej Wysokości.
Sorcha skrzywiła się na dźwięk tytułu, który nadal wydawał się jej obcy. Życie było o wiele prostsze w Zakonie Dwu Księżyców, gdzie dorastała wraz z przybranymi siostrami. Nie myślały wtedy o wyszukanej tytulaturze, nie przywdziewały niewygodnych sukni ani uciskających nakryć głowy. Nie uczestniczyły w długich, nużących bankietach i nie musiały poznawać arkanów samoobrony.
– Nie jestem pewna, czy mogłabym kogoś ot tak dźgnąć, gdy przyjdzie co do czego.
Dimitri zmierzył ją karcącym spojrzeniem od stóp do głów.
– Gdy staniesz naprzeciwko skrytobójcy, nie będziesz miała wyboru.
– Naprawdę jest tak niebezpiecznie? – zdziwiła się. – Czy Silas aby nie podpisał zawieszenia broni z Woodwynem? – Jej brat, Silas Dravenko, dopiero co mianowany król Norveszki, robił, co mógł, by żyć w zgodzie z elfami na granicy państwa.
– Nie możemy pokładać wiary w to, że elfy uszanują zapisy rozejmu. – Dimitri skrzywił się i skrzyżował ręce na szerokiej piersi. – Zresztą niebezpieczeństwo przybiera różne postaci. Kto wie, możliwe, że Kameleon upodobni się do kogoś, komu ufasz, i zaatakuje z zaskoczenia.
Sorcha westchnęła. „Co prawda, to prawda”. W ostatnich paru latach Kameleon dał się poznać jako niezwykle groźny przeciwnik. Nie dość, że był uzdolnionym zmiennokształtnym, to również bezwzględnym mordercą. Niepodobieństwem było go pojmać, bo nikt nie wiedział, jak naprawdę wygląda.
– Założę się, że jeszcze nieraz da się nam we znaki – skwitowała Annika. – Udaremniliśmy jego plan zdobycia Norveszki, więc teraz pewnie siedzi i planuje zemstę.
– I mamy na głowie Krąg Pięciorga – podkreślił Dimitri. – Jesteśmy niemal pewni, że mają konszachty z Kameleonem, ale nie znamy tożsamości członków, więc mogą uderzyć w dowolnej chwili.
– Dokładnie. – Annika zgodziła się z mężem i obróciła się w stronę Sorchy. – Jeśli Krąg chce podbić Norveszkę, możliwe, że staniesz się ich celem jako następczyni tronu.
– Ty też jesteś następczynią – burknęła Sorcha. Jej kuzynka obecnie była druga w linii sukcesji.
– Ale ja potrafię się obronić. Czego nie można powiedzieć o tobie. – Annika westchnęła i złożyła dłonie na biodrach. – Gdy zaatakuje cię mężczyzna, pamiętaj o jednym: nadepnij mu na stopy, zdziel w oczy, a potem kopnij w jajka.
Dimitri aż się skrzywił.
– Nie musiałaby się uciekać do czegoś takiego, gdybyś ją nauczyła, jak się posługiwać ostrzem.
Sorcha prychnęła.
– Nie mów, że wolisz, by ktoś cię dźgnął, niż zdzielił w klejnoty.
Dimitri wzruszył ramionami.
– Mężczyźni mają swoje priorytety.
– Kobiety tak samo – zadeklarowała Annika. – Robimy, co w naszej mocy, by przetrwać. – Uśmiechnęła się serdecznie do świeżo poślubionego partnera. – Może pomógłbyś mi zademonstrować, co mam na myśli?
Dimitri przymrużył oczy, a Sorcha stłumiła uśmiech.
– Tak! – zawołała. – Muszę wiedzieć, gdzie dokładnie kopnąć.
Gdy Annika przywołała gestem męża, ten uniósł brew.
– Jeśli mnie zaatakujesz – odezwał się łagodnie, posuwając się o krok naprzód – będę zmuszony się bronić w sposób, który możesz uznać za... zbyt agresywny.
Annika uniosła wyzywająco brodę, choć jej policzki pokryły się rumieńcem.
– Spróbuj. Poradzę sobie.
Podszedł bliżej.
– Jesteś pewna? Jeszcze nie doświadczyłaś pełni mojej... furii.
Annika przygryzła wargę.
– Przekonajmy się.
Gdy pochylił się, by wyszeptać jej coś na ucho, Annika spiekła raka.
„Bleee. – Sorcha się skrzywiła. – Nowożeńcy”. Spodziewała się, że lada chwila rzucą się na siebie.
– Mnie tu nie ma. Po prostu zaraz skoczę z najbliższej baszty.
Annika przytaknęła.
– Wyśmienicie... – Jej głos przeszedł w mruczenie, gdy Dimitri powiódł palcem po jej policzku.
Sorcha prychnęła i odwróciła się, by dać im nieco prywatności. Nie żeby jej oczekiwali. Oboje zapomnieli o jej obecności. Na domiar złego podobnie zachowywała się Gwennore, która często zaszywała się z Silasem w ich komnatach. Nawet w południe. A przecież byli już małżeństwem od sześciu tygodni. Jeszcze się sobą nie zmęczyli?
Obejrzała się przez ramię i pewnie, że tak. Annika i Dimitri się całowali. Spuściła wzrok, coś ją ukłuło w serce. W jakimś stopniu się martwiła, że jej samej nie jest pisana taka namiętna, pełna uniesień miłość, którą cieszyły się jej kuzynka i starsze siostry.
Ale najbardziej martwiła się, że jednak ją odnajdzie. I skończy się to totalną klapą.
W zakonie dorastała w miłości do przybranych sióstr i zakonnic, które wychowywały je w dobroci. Tamto uczucie było łagodne i kojące. Przychodziło z łatwością i było naturalne. Ale bezpieczny kokon został rozerwany na strzępy w dniu, gdy odeszła Luciana, by stawić czoła nieznanemu.
Wtedy Sorcha po raz pierwszy pogrążyła się w głębokim, nękającym strachu, strachu tak przemożnym, że z trudem jadła i zasypiała. Po kilku tygodniach dowiedziały się, że Luciana odnalazła prawdziwą miłość, ale do tamtej pory Sorcha czuła się już fizycznie chora. Dobrze się z tym kryła; taiła przed światem ból i niepokój za fasadą złości i siły.
Przez krótki czas do jej życia powrócił spokój, ale wtedy niesławny pirat Rupert porwał Brigittę w połowie drogi po Wielkim Oceanie Zachodnim. I tym razem Sorchę pochłonęła do szczętu troska o ukochaną siostrę.
No, potem Brigitta zakochała się w swoim porywaczu, więc Sorcha przez kolejne trzy spokojne lata próbowała nieco ochłonąć. Ale wtedy stało się coś przerażającego. Najbliższa jej sercu siostra, Gwennore, została pochwycona przez smoka i uprowadzona do Norveszki. Tam Gwen dowiedziała się, że jest półelfką i półnorveszkanką, a elfy i Norveszkanie nieustannie toczyli między sobą boje.
I choć teraz Gwennore była w szczęśliwym związku z Silasem, nowym królem Norveszki, wszystkie te wydarzenia jedynie utwierdzały Sorchę w czymś, co podejrzewała od ponad trzech lat. Mianowicie gdy kochała, kochała zbyt desperacko. Nieracjonalnie. Nie potrafiła być równie praktyczna co Luciana, ufna jak Brigitta czy mądra jak Gwennore. Gdy umiłowanym osobom groziło niebezpieczeństwo, ogarniało ją poczucie bezsilności.
Jasne, potrafiła udawać przed innymi, że jest nieustraszona. Gdy ktoś był niemiły dla jej sióstr, nie miała problemu, by takiej osobie grozić czy ją zmieszać z błotem. I tak oto większość nabierała się, że jest silna, ale sama w głębi serca wiedziała, że tak nie jest. Ilekroć jej siostry znalazły się w potrzasku, nie potrafiła im pomóc. Bardzo jej to ciążyło.
Dlatego teraz za najlepsze rozwiązanie uważała, by już nigdy nie dopuścić nikogo do tego małego grona osób, które kocha. Niedawno musiała uczynić wyjątek dla odnalezionego brata i odnalezionej kuzynki, ale na nich miała poprzestać. Nie zamierzała już nikomu ofiarować serca.
Niestety, jej starsze siostry były tak szczęśliwe w związkach, że chciały, by i ona sama doświadczyła małżeńskiej błogości. Jakby tego było mało, teraz, gdy wszyscy już wiedzieli, że jest norveszkańską księżniczką, zalotnicy kłębili się wokół niej niczym horda zachłannych muszek.
Możni z Norveszki i z pobliskich królestw Eberonu i Tourinu zabiegali o jej rękę i oferowali liczne bogactwa. Wszystkich spławiła. Pojedynczy absztyfikanci z Norveszki nie dawali za wygraną, aż wreszcie każdego z osobna publicznie spoliczkowała w Wielkiej Sali. I teraz dworzanie rozsiewali plotki, że księżniczka jest humorzastą damą, o temperamencie równie ognistym, co jej włosy.
Zacisnęła dłonie w pięści, podchodząc do krenelażu. Znajdowała się na górnej, otwartej kondygnacji południowego skrzydła zamku Draven, gdzie – jak uparła się Annika – było wystarczająco miejsca na porządne zajęcia z samoobrony. Teraz, gdy zawarli rozejm z Woodwynem, nie było już zapotrzebowania na zdolności lecznicze jej kuzynki w norveszkańskim obozie wojskowym.
Jednak mimo rozejmu elfy nadal stacjonowały na południe od Vorusy. Silas nie miał wyboru – musiał trzymać armię blisko granicy, na wypadek gdyby elfy nagle postanowiły wznowić wojnę, która ciągnęła się ponad dwa lata.
Sorcha oparła łokcie o kamienne blanki i wyjrzała za krawędź, by spojrzeć na znajdujący się poniżej ogród. Pożałowała, że w przeciwieństwie do brata nie potrafi zamienić się w smoka – kusiłoby ją, by po prostu wzbić się w powietrze i odlecieć. Albo spopielić ogniem każdego, kto zagrozi jej siostrom.
Tak bardzo za nimi tęskniła! Jasne, sześć tygodni temu zjawiły się na ślub Gwen i koronację, ale przed miesiącem znów ją zostawiły. Brigitta wraz z mężem Rupertem wrócili do Tourinu, a Luciana wraz z Leo udali się do Eberonu w towarzystwie Maeve. Najmłodsza z sióstr nie lubiła oddalać się od rzeki Ebe – co miesiąc podczas pełni księżyców mogła przybrać postać foki.
Gdy wszystkie zebrały się w zamku, rozmawiały i śmiały się do rozpuku aż do świtu. Brały też udział w Grze Kamieni, by przewidzieć przyszłość Sorchy.
Luciana z myślą o siostrze wybrała cyfrę pięć oraz dwie barwy kamieni: białe i lawendowe. Przypuszczała, że piątka odnosi się do zasnutego tajemnicą Kręgu Pięciorga, stowarzyszenia pragnącego przejąć władzę nad światem. Nikt nie był pewien tożsamości jego członków, choć zakładano, że należą do niego Kameleon i żądny władzy kapłan, lord Morris.
Co zaś się tyczy barw, bieli i lawendy, żadna z sióstr nie chciała powiedzieć głośno tego, co oczywiste. Wystarczyło spojrzeć na niemal popielate blond włosy Gwennore i jej lawendowe oczy, by przewidzieć, że przeznaczeniem Sorchy jest spotkać elfa.
„Ha! Banialuki”. Przecież nigdy by nie poleciała na elfa. Biel i lawenda musiały zwiastować coś innego. Białe zęby? Byłoby miło. A może zalotnik wręczy jej bukiet lawendy. Albo jego ubrania będą miały kwiecisty zapach. Nie żeby to miało znaczenie, bo przecież poprzysięgła sobie, że nigdy się nie zakocha.
Jakiś ruch w oddali wyrwał ją z rozmyślań. Grupa jeźdźców kierowała się na północ wzdłuż rzeki Norvy ku wiosce o nazwie Dreszka. Mężczyźni na tyłach trzymali wysoko podniesione sztandary – jeden biały, a drugi ciemny. Materiał powiewał lekko na wiecznej bryzie, która schodziła doliną rzeki z okolicznych gór.
„Może to kupcy?” Wizytom w wiosce Sorcha zawdzięczała wiedzę, że sklepy korzystają z różnych flag wskazujących na rodzaj sprzedawanych dóbr. A tej grupie mężczyzn towarzyszyło kilka mułów z pakunkami na grzbietach.
Gdy jeźdźcy się zbliżyli, naliczyła dziesięciu mężczyzn. Sześciu miało na sobie mundury norveszkańskiej armii. Wyglądało na to, że eskortują pozostałą czwórkę w szarych płaszczach z kapturami.
Nagle w dolinie zerwał się silniejszy wiatr, który sprawił, że sztandary rozwinęły się w pełni na kilka sekund. Dziewczynie zabrakło tchu, gdy uświadomiła sobie, że na białym płacie pośrodku widnieje złote słońce. Mieszkańcy wszystkich czterech państw kontynentu oddawali cześć słońcu, które nazywali Światłem – uosabiało je wszechpotężne męskie bóstwo, które ponadto było odbiciem zdominowanego przez mężczyzn społeczeństwa. Sztandar ze słońcem oznaczał, że przyjezdni zostali wysłani z poselstwem. Przypuszczalnie byli dyplomatami.
Ale skąd? Brigitta wraz z mężem zazwyczaj wysyłała wiadomości gołębiem pocztowym, a Luciana i jej małżonek posyłali Brody’ego, który jako Objęty potrafił przyjąć postać dowolnego zwierzęcia. Bez trudu pokonywał dzielący ich dystans – wystarczyło, że zamieni się w orła.
Pozostawał więc Woodwyn.
„Elfy”. Sorcha aż się spięła. Czyżby chodziło o elfa, którego wskazały kamienie wróżebne? Miał zamiar ją tu spotkać? Jejku, miała nadzieję, że nie. Pokręciła głową. Próbowała się przekonać, że dyplomaci nie mogą nadjeżdżać z Woodwynu. Elfy nigdy nie zapuszczały się tak daleko od swojej krainy.
Tylko raz je spotkała. Przed paroma miesiącami trzej elficcy posłowie przekroczyli granicę i udali się do pobliskiego obozowiska w Eberonie, a tam domagali się powrotu ich księżniczki Gwennore.
Początkowo ich uroda i elegancja zrobiły na dziewczynie nie lada wrażenie, ale okazali się tak nadęci, że cały czar prysł. A gdy Brody przypadkiem usłyszał, jak wyzywają Gwen od skundlonych pionków, Sorcha zrozumiała, że pod ładną powłoką kryje się ohydne, dwulicowe wnętrze. Luciana i Leo poczuli ulgę, że Gwen znajduje się daleko w zamku Draven. Nie pozostało im nic innego, jak posłać natrętów na drzewo.
A teraz Sorcha przyglądała się jeźdźcom. Skupiła się na czterech zakapturzonych mężczyznach w ciemnych płaszczach. Kto zakładał takie odzienie latem? Może elf, który chciał ukryć szpiczaste uszy, by nikt go nie rozpoznał?
W końcu większość tutejszych nienawidziło elfów. Norveszkanie stracili zbyt wielu bliskich w wojnie z Woodwynem. Co by tłumaczyło, dlaczego gościom towarzyszy wojskowa eskorta.
Skupiła wzrok na drugim proporcu. Tej brązowej. Na woodwyńskiej fladze widniało wysokie zielone drzewo na brązowym polu. Kolejny silny podmuch wiatru znów rozwinął sztandary i strącił z głów kaptury dwóm mężczyznom. Dziewczynie aż zaparło dech. Mieli popielatoblond włosy, tak jak Gwennore. A brązowe pole sztandaru miało pośrodku zielone drzewo.
Podskoczyła, gdy z południowo-wschodniej baszty nagle dobiegł dźwięk rogu. Wartownik informował mieszkańców zamku o gościach.
– Co się dzieje? – spytał Dimitri, podbiegłszy do blanek wraz z Anniką.
– Elfy. – Sorcha wskazała jeźdźców, a w jej sercu znów zagościł lęk o najbliższych. – A jeśli zażądają wydania Gwennore?
Annika zmarszczyła brwi.
– Niedoczekanie. Jest naszą królową.
Dimitri zbył jej słowa machnięciem ręki.
– Pewnie tylko chcą porozmawiać. Wiemy o nich, odkąd przed dwoma dniami przekroczyli granicę.
Annika rozdziawiła usta.
– I nie wpadłeś na to, by mi o tym powiedzieć?
– Cóż... Lepiej przekażę Silasowi, że już tu są. – Dimitri pobiegł w kierunku schodów.
– Nie zapomnę ci tego! – zawołała za nim Annika, gdy znikał na schodach. – Nie mogę uwierzyć, że mnie nie poinformował...
Sorcha prychnęła gniewnie.
– Ja też pierwsze słyszę. Pomyślałby kto, że Silas będzie nam mówił o takich rzeczach. W końcu obie jesteśmy w linii sukcesji.
– Mężczyźni – skwitowała Annika.
– Cóż, cieszę się, że nadal potrafisz się zezłościć. Bałam się, że małżeństwo zmieniło cię w potulną owieczkę.
Annika prychnęła i oparła się o krenelaż, by przyjrzeć się elfom.
– Ci dwaj z przodu mają popielatoblond włosy elfów rzecznych, więc muszą pochodzić z regionu rzeki Wyn. Możliwe, że nadjechali z fortecy Wyndelas, gdzie rezyduje król Woodwynu.
– Czyli dziadek Gwen? – dopytała Sorcha.
– Tak przypuszczamy – potwierdziła Annika. – Sądzimy, że gdy wuj Dimitriego udał się do Woodwynu z poselstwem, wdał się w romans z córką króla, w efekcie którego urodziła się Gwennore. Ponieważ jest półnorveszkanką i naszą królową, nie ma mowy, abyśmy ją puścili z tymi wysłannikami.
Sorcha odprowadzała wzrokiem Dimitriego, który wraz z grupą żołnierzy wyruszył spod południowej bramy, by wyjechać na spotkanie elfom.
– Jak sądzisz, gdzie Silas i Gwen ich przyjmą?
– Pewnie w Wielkiej Sali.
– To chodźmy. – Sorcha ruszyła ku schodom.
– Zaczekaj. – Annika podniosła sztylet z podłogi i wsunęła go do buta. – Nie wpuszczą nas.
– Ale muszę wiedzieć, co się dzieję. Muszę... – Strach boleśnie ścisnął jej serce. Boginie, miała już serdecznie dość poczucia bezsilności, które nawiedzało ją, ilekroć jej siostrom groziło niebezpieczeństwo. – Nie będę stała z boku!
Annice rozbłysły oczy.
– Galeria minstreli. Znam tajne wejście.
Mogły się tam ukryć i usłyszeć każde słowo. Sorcha podbiegła do schodów.
– Idziemy!
Sorcha poczuła ulgę, że ma na sobie koszulę i bryczesy, gdy kładła się na drewnianej podłodze galerii minstreli w Wielkiej Sali. Zazwyczaj na galerię wchodziło się schodami prowadzącymi z samej sali, ale Annika pokazała jej ukryte stopnie, które wiodły z pobliskiej sali poczekalnej.
Gdy zdmuchnęły świeczkę, którą oświecały ciemne schody, czym prędzej zasunęły grube, aksamitne zasłony. A teraz leżały plackiem na podłodze pod krawędzią zasłony i łypały między drewnianymi słupkami balustrady.
Popołudniowe słońce zaglądało do środka przez wysokie okna usytuowane po zachodniej stronie Wielkiej Sali i rozświetlały przestronne, prostokątne pomieszczenie, wychłodzone przez wiatr hulający po dolinie. Tutaj, na galerii, przy zasuniętych zasłonach było co prawda ciemno, ale ciepło.
– Co się tak guzdrają? – Sorcha poprawiła sprzączkę paska, wpijającą się w brzuch.
– Założę się, że Silas i Gwen przebierają się w najwykwintniejsze stroje. I pewnie posłali kogoś po korony – szepnęła Annika. – Każą elfom czekać.
Sorcha zmarszczyła nosek. Miała nadzieję, że emisariuszom kazano zaczekać na zewnątrz na dziedzińcu, gdzie o tej porze dnia robiło się gorąco i duszno.
– Jesteśmy sukcesorkami Silasa – burknęła. – Powinien był zaprosić nas na spotkanie. Już ja mu dam do zrozumienia, jak bardzo jestem...
– Sorcho! – Głos Anniki zdradzał zniecierpliwienie. – Nadal jesteś zbyt naiwna. Cóż, skutki dorastania w zakonie. Ale to strategia.
– Co masz na myśli?
– Silas nie chce, by elfy wiedziały, jak wyglądają jego następczynie. Dzięki temu nie staniemy się łatwymi celami.
Jej kuzynka dobrze kombinowała. Jeśli miała się na coś przydać, musiała być sprytniejsza. I silniejsza. A jeśli miała przeżyć jako następczyni tronu, musiała być podejrzliwa wobec prawie każdego. Zupełnie inaczej niż w zakonie.
– No tak. – Sorcha głośno przełknęła ślinę. – Cieszę się, że tu jesteś, Anniko.
Kuzynka ścisnęła jej ramię i uniosła odrobinę zasłonę, by więcej zobaczyć.
Zarówno kurtyna, jak i podłoga były pokryte kurzem, przez który Sorchę zaswędział nos.
– Boję się, że zaraz kichnę.
– Ani się waż. – Annika podała jej chustkę. – Zasłoń nią usta i nos.
Sorcha przyłożyła do nosa materiał o zapachu lawendy. Nagle z dołu dobiegło je skrzypienie. Wrota właśnie się otwierały. Po Wielkiej Sali poniósł się stukot butów uderzających o kamienną posadzkę; potem ktoś przemówił niskim głosem w języku norveszkańskim. To Dimitri wydawał rozkazy. Do środka wpuszczono tylko dwu elfów – tych z popielatoblond włosami. Pozostali, którzy dzierżyli sztandary, prawdopodobnie byli służącymi.
Sorcha nie potrafiłaby wiele powiedzieć o elfickich gościach, bo widziała ich od tyłu. Dopiero gdy zdjęli płaszcze, dostrzegła ich wykwintne stroje – błękitne aksamitne tuniki narzucone na kremowe jedwabne koszule i skórzane bryczesy tej samej barwy. „Musi być im gorąco” – pomyślała, choć nie dawały tego po sobie poznać. Przybysze dorównywali wzrostem Dimitriemu, ale o ile ten poruszał się niczym żbik podkradający się do ofiar, obaj szli gładko niczym para łabędzi sunących po tafli chłodnego jeziora.
Dimitri poinstruował gości, by zatrzymali się w odległości dobrych sześciu stóp od podestu i odbili w lewo. Postawili na podłodze dwa pakunki zawinięte w błękitny jedwab, po czym wstali i obrócili się w stronę Dimitriego.
Teraz, gdy Sorcha mogła się im przyjrzeć z profilu, zobaczyła, że to nie ci sami posłańcy, co w eberońskim obozowisku. Jednak byli, cholera, równie przystojni.
Miała nadzieję, że kamienie wróżebne nie odnosiły się do żadnego z nich. Jeden był niższy i sprawiał wrażenie zdecydowanie starszego niż kompan, bowiem miał przyprószone siwizną włosy. Sorcha wpatrzyła się w młodszego, wyższego elfa. Pod względem powabu dorównywał Gwennore. Korciło ją, by podbiec do niego i potargać mu włosy.
Przybysze byli zbyt idealni. Eleganckie szaty nie miały choćby jednej zmarszczki, nawet po tak długiej podróży. Elfy miały cerę wręcz oszałamiająco nieskazitelną. Podobnie jak Gwennore, ich czarne brwi mocno kontrastowały z popielatoblond włosami, opadającymi do łopatek niczym jedwabne zasłony. Zapletli je po bokach w warkocze, by nie opadały na szlachetne czoła udekorowane złotymi diademami.
Nie mieli przy sobie broni, ta pewnie została im odebrana, nim wkroczyli do Wielkiej Sali. Jednak nie wydawali się onieśmieleni łypiącym na nich Dimitrim, którego dłoń spoczywała na rękojeści miecza. Drugą pochwę miał przyczepioną do pasa na udzie – inkrustowana szlachetnymi kamieniami rękojeść śmiercionośnego sztyletu wyraźnie rzucała się w oczy.
– Znajdujecie się w Norveszce, więc oczekujemy, że będziecie się wysławiać w języku norveszkańskim – ogłosił Dimitri.
Elfy spojrzały na niego bez wyrazu, po czym starszy przemówił cicho w idealnym norveszkańskim.
– Nie przybyliśmy tu, by rozmawiać z tobą.
Sorcha zacisnęła zęby. „Aroganckie gnojki”.
Drzwi znów skrzypnęły i rozległy się dźwięki kolejnych kroków. Sorcha przyłożyła twarz do balustrady i ujrzała Silasa i Gwennore, idących pod rękę ku podestowi. Za nimi kroczył Aleksi Marenko, kapitan norveszkańskiej armii, uzbrojony po zęby tak samo jak Dimitri.
Sorcha uśmiechnęła się na widok Gwen, która prezentowała się pięknie w błyszczącej złotej sukni. No, Silas też wyglądał przystojnie w wojskowym mundurze. Oboje mieli na sobie świeżo wykute korony.
Zatrzymali się na chwilę przed gośćmi i skłonili głowy. Elfy miały przynajmniej na tyle dobrych manier, by odwzajemnić gest. Jednak Sorcha nie mogła pozbyć się wrażenia, że złożyli pokłon Gwennore, a nie Silasowi.
Jej brat pomógł żonie wejść na podest; potem oboje zasiedli na złotych, inkrustowanych szlachetnymi kamieniami tronach. Aleksi przystanął obok tronu Gwennore i spojrzał podejrzliwie na przybyszów.
– Wasza Królewska Mość. – Dimitri skłonił się przed obliczem Gwen i Silasa, po czym dodał: – Generał Caladras wraz z synem, pułkownikiem Griffinem Caladrasem, przekazują pozdrowienia od króla Rendelfa z Woodwynu.
Silas znów kiwnął głową.
– Serdecznie witam wielmożnych panów w Norveszce.
Elfy lekko skłoniły głowy, po czym przemówił generał.
– Jego Królewska Mość Rendelf poprosił mnie, abym pogratulował Waszej Wysokości w jego imieniu. Był pod wrażeniem szybkiego i skutecznego objęcia tronu.
Silas przymrużył oczy.
Sorcha się skrzywiła. Silas nie zostałby królem, gdyby nie to, że jego starszy brat padł martwy z ręki Kameleona. A ponieważ złapali szpiega, który usiłował przedrzeć się do Woodwynu, całkiem możliwe, że morderca był w zmowie z elfami. Ba, Silas podejrzewał, że Kameleon sam jest elfem.
– Dziękuję – odparł zdawkowo Silas. – Ufam, że wasz król pragnie utrzymać rozejm między naszymi państwami?
– Oczywiście. – Generał wskazał gestem Gwennore. – Chcielibyśmy również pogratulować Waszej Wysokości małżeństwa z naszą ukochaną księżniczką Gwennore.
Sorcha ścisnęła w pięści chustkę. „Ukochanej, taa”. Generał musiał wiedzieć, że Gwen została porzucona jako dziecko i wysłana do zakonu.
Gwennore sprawiała wrażenie spiętej, ale robiła, co mogła, by nie dać tego po sobie poznać.
– Jego Królewska Mość Rendelf przekazuje w darze prezent ślubny. Mamy nadzieję, że spotka się z uznaniem.
Generał Caladras rozwiązał supeł wieńczący większy pakunek. Pozwolił, by błękitny jedwab utworzył kałużę wokół bogato zdobionego, rzeźbionego drewnianego pudełka, wykładanego masą perłową.
Gdy generał otwierał wieko, Dimitri zbliżył się, by przyjrzeć się zawartości. Następnie odstąpił do tyłu i ścisnął rękojeść miecza, aż zbielały mu kłykcie.
Generał wyjął z pudełka rzeźbę, w całości wykonaną z drewna.
– Nie żebym przesadnie wychwalał kunszt naszych artystów, ale śmiem twierdzić, że to dzieło dobitnie przesądza o tym, że woodwyńscy rzemieślnicy nie mają sobie równych w całym Aerthlanie. Zapiera dech w piersi, prawda?
Misterna rzeźba przedstawiała smoka, oddanego w najdrobniejszych szczegółach i wypolerowanego aż do połysku. Oczy bestii miały postać połyskujących rubinów.
Sorcha głośno przełknęła ślinę, a leżąca obok Annika szybko wypuściła powietrze. Czy to możliwe, że elfy zdobyły się na szczery podarek? A może insynuowały, że zdają sobie sprawę z prawdziwej natury norveszkańskich smoków?
Jako członkini rodu królewskiego Sorcha została wtajemniczona, że nieliczni męscy potomkowie Trzech Przeklętych Klanów potrafią przyjmować postać smoków. Zdolność ta przypadła w udziale Silasowi, Aleksiemu i Dimitriemu i jakiemuś tuzinowi innych mężczyzn. Był to najsilniej od wieków strzeżony sekret Norveszki.
Trzej smokokształtni zamarli.
Silas złożył usta w cienką kreskę i przytaknął.
– Zaiste, to prawdziwe dzieło sztuki. Dziękuję.
– Cieszymy się, że nasz dar zyskał uznanie Waszej Wysokości.
Głos generała ociekał sarkazmem, gdy elf odkładał prezent do pudełka. Przybysz rozpakował mniejsze pudełko i wyjął zeń małą płaską szkatułkę z wypolerowanego drewna.
– A oto dar dla naszej księżniczki Gwennore.
– Jest królową– poprawił go Silas. – Naszą królową.
– Oczywiście. – Generał otworzył szkatułkę, by zademonstrować zawartość. – Woodwyn może się też pochwalić niezrównanymi srebrnikami. Naszyjnik został wykonany specjalnie dla Waszej Wysokości.
– Jest piękny. Dziękuję. – Gwennore przyjęła otwartą szkatułkę.
– Został zaprojektowany osobiście przez matkę Waszej Wysokości – dodał generał, na co dłonie Gwen lekko zadrżały. – Jest zachwycona szansą ponownego ujrzenia córki.
– Kim jest jej matka? – spytał Silas.
– To Wasza Wysokość nie wie? – Generał i jego syn posłali sobie uśmieszki. – To księżna Jenetta, rzecz jasna.
– Skąd mielibyśmy wiedzieć, kim jest? – spytała cicho Gwennore. – Odesłała mnie, gdy miałam zaledwie dwa miesiące.
– I złamało jej to serce! – Generał złożył dłoń na piersi. – Ona też padła ofiarą tamtego okrutnego losu. Nie dość, że musiała się pożegnać z Waszą Wysokością, to została skazana na siedem lat odosobnienia w białej wieży.
Gwennore pobladła.
– Moja... matka została ukarana?
– Owszem. Ale teraz, gdy księżna Jenetta została następczynią tronu, Jego Królewska Mość dalece żałuje swojej decyzji. Już nie obwinia córki, która zwyczajnie padła ofiarą uwodziciela, przebiegłego obcokrajowca, lorda Tolenki.
Na dźwięk oczywistej obrazy w stronę wuja Dimitriego Annika znów wciągnęła ze świstem powietrze.
Dimitri zmełł w ustach przekleństwo i zrobił krok do przodu, ale Silas uniósł dłoń, by go powstrzymać.
Policzki Gwennore płonęły czerwienią. Królowa zatrzasnęła wieko szkatułki.
– Proszę nie obrażać mojego ojca. Już wystarczy, że zmarł przedwcześnie na obczyźnie, w waszym kraju.
– Rozumiem. – Generał czym prędzej się skłonił. – Lojalność Waszej Wysokości wobec jej ojca jest godna podziwu. – Przybysz wyjął pismo z poły tuniki. – Mam nadzieję, że nie przeszkodzi Waszej Wysokości w zapoznaniu się z treścią tego oto listu. Wyszedł spod pióra jej matki.
Gwennore przyjęła list i znów pobladła.
– Zapoznam się z nim później.
– Oczywiście. – Generał skłonił głowę. – Matka i dziadek Jej Wysokości nie mogą się doczekać spotkania. Obawiam się, że Jego Królewska Mość niedomaga, więc gdyby królewska para była tak łaskawa i odwiedziła go w fortecy Wyndelas...
– Za daleko – wtrącił Silas.
– Zagwarantowalibyśmy komfortową podróż – zapewnił generał. – W końcu Jej Wysokość jest naszą księżniczką.
– Za daleko – powtórzył Silas i wychylił się w tronie. – Nie mogę dopuścić, by nasza królowa zapuszczała się tak głęboko na terytorium, które ledwie parę tygodni temu było nam wrogie.
Generał nagle zesztywniał.
– Jak już wspomniałem, król Rendelf niedomaga. Obecnie jest zbyt osłabiony, by podjąć tak długą podróż.
– Moja żona też się jej nie podejmie – skontrował Silas. – Nosi pod sercem mojego następcę.
Sorcha myślała, że zabraknie jej tchu. Gwennore była w ciąży? I dowiadywała się o tym w ten sposób? Annika dała jej kuksańca. Sorcha się skrzywiła, gdy uświadomiła sobie, że Gwen na krótką chwilę zadarła głowę w kierunku galerii. Elfy słynęły ze znakomitego słuchu; i choć Sorcha powiedziała raptem parę słów przez chustkę, to wystarczyło, żeby zwrócić uwagę Gwen. Nawet młodszy elf pułkownik lekko przechylił głowę.
Królowa kaszlnęła, jakby chciała ściągnąć na siebie uwagę.
– Nie rozumie pan jednego, generale. Nie mam ochoty poznawać dziadka, skoro stracił mojego ojca i uwięził matkę.
Generał zacisnął dłonie w pięści na kilka sekund, po czym je rozluźnił.
– Wobec tego spotkamy się na granicy.
– Doskonale. – Silas wstał. – Poczynimy przygotowania. Nie wątpię, że teraz panowie zechcą odpocząć po długiej podróży.
Wraz z Gwen zstąpili z podestu, przemaszerowali przez salę i w asyście Aleksiego przekroczyli próg.
– Eskortuję panów do komnat – przekazał elfom Dimitri.
– Jeśli nie ma pan nic przeciwko, jesteśmy wyjątkowo spragnieni po naszej podróży – burknął generał. – Byłby pan tak miły i przyniósł nam wino?
Dimitri się wyprostował. Przybysze potraktowali go jak byle służącego.
– W państwa komnatach są przekąski i napoje orzeźwiające, ale skoro nie zniesie pan dyskomfortu ani chwili dłużej, poproszę służącego, by zaopiekował się panem w sali poczekalnej. – Wskazał drzwi. – Tędy.
Generał wraz z synem postąpili za Dimitrim.
Gdy drzwi zamknęły się z hukiem, Sorcha zerwała się na nogi.
– Co za dupek – mruknęła Annika. – Słyszałaś, jak wyskoczył z gębą do mojego męża?
– Chodź. Musimy się śpieszyć.
Sorcha wykorzystała dar Objętej. Pstryknęła palcami, by przywołać płomień i zapalić świeczkę. Następnie, uniósłszy świecznik, po cichu zaczęła schodzić ukrytymi schodami.
– Nie możemy tędy wyjść – szepnęła zza jej pleców Annika. – Wylądujemy w sali poczekalnej wraz z elfami.
– Nie będziemy wychodzić. – Sorcha zeszła ze schodów i przyłożyła palec do ust, by uciszyć kuzynkę.
Annika dołączyła do niej przy wyjściu i Sorcha po cichu odstawiła świecznik i zdmuchnęła płomień. Następnie przyłożyła ucho do grubego płótna, które robiło za kotarę przysłaniającą tajne przejście.
Sala poczekalna była mała. Jej ściany pokryto drewnianą boazerią. Biegły nimi liczne malowidła przedstawiające dawnych monarchów i dawne monarchinie. Jeden z portretów, duży, sięgający ziemi, miał ukrytą zasuwkę, dzięki której otwierał się jak drzwi. A ponieważ Sorchę od izby dzieliła tylko warstwa płótna, słyszała każde wypowiadane słowo.
– Bezzwłocznie zjawi się służący – ogłosił Dimitri. – Przed drzwiami będzie pełnił wartę gwardzista, więc mogą panowie swobodnie odpocząć. – Zamknął za nimi drzwi.
– Odpocząć? – burknął po elficku pułkownik. – W tej ciemnej, ponurej izdebce? I to bez okien, z tymi ohydnymi portretami?
– Niestety – zgodził się generał. – Tutejsi artyści zdecydowanie nie dorównują naszym.
– Spójrz tylko na tę potworność. Ci barbarzyńcy pewnie uważają, że im większe, tym lepsze.
Sorcha miała wrażenie, że głos młodszego elfa dobiega z bardzo bliska. Strzeliła, że jego właściciel oddalony jest od niej o jakąś stopę.
– Pewnie masz rację – burknął ojciec. Z dźwięku jego kroków wynikało, że snuł się po pomieszczeniu.
– Widziałeś, ile klejnotów wbili w te krzykliwe trony? Musiałem się powstrzymywać ze wszelkich sił, by nie wyszarpać księżniczki z...
– Uważaj na słowa, Griffinie – przerwał mu generał. – Ściany mają uszy.
Pułkownik zamilknął na dłuższą chwilę.
– Mam wrażenie, że usłyszałem kogoś w galerii minstreli. – Zapukał w boazerię. – Choć tu ściana wydaje się dość gruba. Zresztą nie sądzę, by ci barbarzyńcy znali elficki.
Sorcha uśmiechnęła się triumfalnie.
„Mylisz się, tłuku”.
Griffin uderzył pięścią w boazerię.
– To niesprawiedliwe! Obiecano mi księżniczkę!
– Spokojnie – rzucił generał. – Cierpliwości. Do tej pory wszystko poszło zgodnie z planem.
– Zgodnie z planem? – Griffin jęknął. – Już i tak wystarczy, że muszę wziąć za żonę tego mieszańca nie pierwszej świeżości, a jakby tego było mało, teraz jeszcze się okazuje, że jest w ciąży!
– Uspokój się – warknął jego ojciec. – Akurat dziecka łatwo się pozbyć. Co innego tego jej cholernego męża.
Sorcha przyłożyła dłoń do ust, by nie wydać z siebie ani pisku.
Drzwi uchyliły się ze zgrzytem i służący odezwał się w języku norveszkańskim:
– Przepraszam wielmożnych panów, przyniosłem wino.
– Proszę nalać mi kieliszek, byle żwawo – polecił w tym samym języku generał. – Następnie proszę nas zaprowadzić do komnat.
– Tak, wielmożni panowie.
Po kilku minutach dobiegł je stukot butów o drewnianą podłogę i skrzek zamykanych drzwi.
Sorcha jeszcze przez minutę wstrzymywała dech, by upewnić się, że elfy naprawdę opuściły salę.
– Zrozumiałaś, o czym mówili? – szepnęła w ciemnościach Annika.
– Tak. – Sorcha głęboko zaczerpnęła tchu. Elfy planowały porwać Gwen i zamordować jej brata. – Gdy Silas i Gwen udadzą się na granicę, musimy im towarzyszyć.
– Dobrze – zgodziła się Annika.
Sorcha przyłożyła palce do kciuków i wyrysowała w powietrzu okręgi symbolizujące dwa księżyce.
„Boginie, usłyszcie moją przysięgę. Nie zamierzam przyglądać się biernie, bezsilna, gdy moim bliskim grozi niebezpieczeństwo. Nigdy więcej”.