W objęciach magii. Niegodny i nieopierzona - Kerrelyn Sparks - ebook + audiobook

W objęciach magii. Niegodny i nieopierzona ebook i audiobook

Kerrelyn Sparks

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Najnowsza odsłona „W objęciach magii” – książki, która w doskonały sposób łączy w sobie romans, fantazję i humor!

Zaciekła księżniczka i mężczyzna, który w tajemniczy sposób potrafi zmienić się w orła muszą wyruszyć w epicką podróż, aby odkryć kto zagraża ich światu. Ale nawet w przebraniu nie da się ukryć wzajemnego pożądania, a nowe podstępne zagrożenie, wystawia na próbę kolejne pokolenie…

Księżniczka Eviana potrzebuje ucieczki. Posiadła niefortunny i niezwykły dar, którego zakazano jej używać. Teraz jej nadopiekuńczy rodzice chcą, aby wyszła za mąż. Pałac zapełnia się odrażającymi szlachcicami, do czasu, gdy enigmatyczny Quentin namawia kilku nieodpowiednich zalotników, by wyjawili przed sądem swoje najbardziej zawstydzające sekrety.

Eviana ma pretekst by się uwolnić! Quentin wie jednak, że mimo zauroczenia musi trzymać się od księżniczki z daleka, dla własnego dobra. Jednak po serii podejrzanych zgonów wie, że razem mogą ujawnić czyhające niebezpieczeństwo…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 472

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 31 min

Lektor: Klaudia Bełcik
Oceny
4,3 (79 ocen)
40
27
9
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
quass

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przyjemna lektura. Zdecydowanie jest to moje guilty pleasure. Niby nic nadzwyczajnego, ale jednak nie mogłam się oderwać.
10
mater0pocztaonetpl

Dobrze spędzony czas

Słabsze od pozostałych ale i tak super
00
Veronica41pl

Nie oderwiesz się od lektury

Daj sie porwac tej magicznej histori.Ksiazka, z ktora cudownie spedzisz czas! Polecam!
00
klaudiaciacho

Całkiem niezła

Przyjemna, lekka, ale odrobinę się nudziłam i chyba ten tom podobał mi się najmniej z tych, które do tej pory przeczytałam🤔
00
Anitka170

Nie oderwiesz się od lektury

To kolejna książka z serii w objęciach magii. Cieszę się, że otrzymaliśmy kontynuację przygód w tym uniwersum. Bardzo mi przypadło do gustu i miło było do niego wrócić. Z początku musiałam sobie wszystko przypomnieć, lecz nie było tak źle jak zakładałam. Całość wypadła dobrze. Jak już zaczęłam czytać, to trudno mi się było oderwać. Spędziłam miłe chwile z wszystkimi bohaterami. I już za nimi tęsknię. Jak zwykle nie mogłam i nie chciałam się z nimi rozstawać. Czekam na więcej.
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nałuWhen a Prin­cess Pro­po­ses
Re­dak­cjaPa­weł Wie­lo­pol­ski
Tłu­ma­cze­nieKrzysz­tof Kiet­zman
Ko­rektaMag­da­lena Świer­czek-Gry­boś
Pro­jekt gra­ficzny okładkiAn­drzej Ko­men­dziń­ski
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Co­py­ri­ght © 2022 by Ker­re­lyn Sparks First pu­bli­shed by Ken­sing­ton Pu­bli­shing Corp. All Ri­ghts Re­se­rved
Po­lish edi­tion co­py­ri­ght © 2024 Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o. o. Po­lish trans­la­tion co­py­ri­ght © 2024 Krzysz­tof Kiet­zman
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83293-90-5
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Nie­od­ża­ło­wa­nej pa­mięci

na­szego dro­giego przy­ja­ciela Paula Ste­warda.

Ubó­stwiał żonę, uwa­żał ro­dzinę za wielki skarb

i za­wsze był go­tów wy­ru­szyć w ko­lejną wspa­niałą po­dróż.

PRO­LOG

W in­nym cza­sie, na in­nym świe­cie, który zwie się Aer­th­lan, ist­nieje pięć kró­lestw. Cztery się­gają krań­ców roz­le­głego kon­ty­nentu, a piąte, wy­spiar­skie, leży na Wiel­kim Oce­anie Za­chod­nim.

Dwa razy w roku je­den z dwu księ­ży­ców Aer­th­lanu za­ćmiewa albo – jak mó­wią tu­tejsi – „obej­muje” drugi. Pod­czas wio­sen­nego lub je­sien­nego Ob­ję­cia ro­dzą się dzieci ob­da­rzone ma­giczną mocą, z tej oko­licz­no­ści zwane Ob­ję­tymi. Daw­niej miesz­kańcy kon­ty­nentu się ich lę­kali, ale te­raz są po­wszech­nie ak­cep­to­wane. W końcu to ob­da­rzeni da­rami Ob­ję­tych kró­lo­wie i kró­lowe po­ko­nali naj­gor­sze zło, ja­kie kie­dy­kol­wiek za­gra­żało Aer­th­la­nowi – or­ga­ni­za­cję zwaną Krę­giem Pię­ciorga.

Po sied­miu­set la­tach wo­jen i znisz­czeń na świe­cie wresz­cie za­pa­no­wał po­kój. We­dług no­wej Wi­dzą­cej, kró­lo­wej Ma­eve, obecna era spo­koju i do­statku po­winna trwać ko­lejne sie­dem­set lat.

A przy­naj­mniej Ma­eve uwa­żała tak daw­niej. Te­raz bo­wiem, dwa­dzie­ścia lat po znisz­cze­niu Kręgu Pię­ciorga, trapi ją ta­jem­ni­czy, nie­po­ko­jący sen. Ro­śnie ciemna chmura, ale Ma­eve nie po­trafi po­wie­dzieć, skąd nad­ciąga. Ani kogo skrywa. Wie tylko tyle, że miesz­kań­com Aer­th­lanu znów grozi nie­bez­pie­czeń­stwo.

Szcze­gól­nie tym z da­rem Ob­ję­tych.

ROZDZIAŁ 1

Rok 720

Pa­łac Eb­ton, Ebe­ron

„Tor­tury do­bie­gną końca za go­dzinę lub dwie” – po­cie­szył się w du­chu Qu­en­tin, gdy pa­trzył, jak ona po­ru­sza się z gra­cją w ko­lej­nym tańcu. Miała na so­bie lśniącą zie­loną suk­nię pod ko­lor oczu, te­raz roz­pro­mie­nio­nych. Była tak piękna, że chciał zmie­nić się w orła i od­le­cieć hen, da­leko. W głębi serca jed­nak wie­dział, że nie ma ucieczki. Na­wet gdyby po­fru­nął jak naj­da­lej stąd, nie usu­nąłby spod po­wiek ob­razu pięk­nej twa­rzy ani wspo­mnie­nia słod­kiego śmie­chu. Nie po­wstrzy­ma­łoby to jego serca przed pra­gnie­niem nie­moż­li­wego.

Stał więc w miej­scu. Czaił się za mar­mu­rową ko­lumną w Wiel­kiej Sali, w pa­łacu Eb­ton, na wpół skryty, na wpół od­sło­nięty, by na­dal mógł wi­dzieć ją i roz­gry­wa­jący się na jego oczach wielki bal. Tak już wy­glą­dało jego ży­cie – za­wsze był obecny pod­czas waż­nych wy­da­rzeń, a jed­no­cze­śnie po­zo­sta­wał moż­li­wie nie­wi­doczny. Ob­ser­wo­wał, na­słu­chi­wał i zbie­rał in­for­ma­cje.

Jako ofi­cjalny po­słan­nik i nie­ofi­cjalny szpieg aer­th­lań­skich mo­nar­chów czę­sto go­ścił we wszyst­kich pię­ciu kró­lew­skich pa­ła­cach. Po­nadto dwa razy w roku, pod­czas wio­sen­nego i je­sien­nego Ob­ję­cia, zo­bo­wią­zany był do uczest­nic­twa w im­pre­zach uro­dzi­no­wych, ta­kich jak ta. Dziś, w dniu je­sien­nego Ob­ję­cia, król Leo z Ebe­ronu świę­to­wał pięć­dzie­siąte pierw­sze uro­dziny.

Qu­en­tin po­wiódł oczyma ku po­de­stowi, gdzie Leo i Lu­ciana za­sia­dali ra­mię w ra­mię na tro­nach. Mo­nar­cha spoj­rzał na żonę, uśmiech­nął się i ujął jej dłoń. „Mi­łość aż po grób” – uznał Qu­en­tin z ukłu­ciem za­zdro­ści i prze­niósł wzrok z po­wro­tem na tań­czą­cych. Ona tań­czyła już z pre­ten­den­tem do ręki nu­mer je­de­na­ście.

Po­dobne bale od­by­wały się dziś na wszyst­kich kró­lew­skich dwo­rach, bo tego sa­mego dnia uro­dziny świę­to­wały kró­lowa Bri­gitta z To­urinu, kró­lowa Gwen­nore z No­rveszki, król Bren­nan z Wo­odwynu i król Brod­gar z Wysp. „Szkoda – po­my­ślał Qu­en­tin – że nie mo­głem zo­stać ko­lej­nej doby na Wy­spie Księ­ży­ców. Oszczę­dził­bym so­bie tej tor­tury”. Ma­eve, kró­lowa pa­nu­jąca na Wy­spach, na­le­gała jed­nak, by wy­ru­szył na­tych­miast i ostrzegł Leo i Lu­cianę przed tym, co ob­ja­wiło się jej w naj­now­szym śnie. „Kosz­mar” – tak to ujęła. Ciemna chmura za­wi­sła nad Ebe­ro­nem – miała spu­ścić na wszyst­kich śmierć i znisz­cze­nie.

Jako Wi­dząca kró­lowa Ma­eve rzadko się my­liła, ale Qu­en­tin miał wąt­pli­wo­ści co do naj­now­szej wi­zji. Ebe­ron był do­stat­nim pań­stwem za­miesz­ka­nym przez do­brze od­ży­wio­nych i szczę­śli­wych pod­da­nych. Wszy­scy możni ze­brani w Wiel­kiej Sali, odziani w wy­kwintne stroje, śmiali się i do­ka­zy­wali. „Może aż za bar­dzo do­ka­zują” – skwi­to­wał, bo wła­śnie był świad­kiem, jak nieco już wsta­wiony ba­ron usi­ło­wał za­im­po­no­wać part­nerce ta­necz­nej. Męż­czy­zna sko­czył w po­wie­trze, by w na­stęp­nej chwili wy­lą­do­wać na tyłku na twar­dej po­sadzce. Przez salę prze­to­czyła się fala śmie­chu, a Qu­en­tin uchwy­cił na jej twa­rzy piękny, choć prze­lotny uśmiech. „Nie zniosę tej tor­tury”.

„Nie myśl o niej” – upo­mniał się w du­chu. Sku­pił my­śli na tym, jak mało praw­do­po­dobne jest za­gro­że­nie, które rze­komo za­wi­sło nad Ebe­ro­nem. W ostat­nich la­tach w kró­le­stwie zro­biło się tak spo­koj­nie, że ge­ne­rał Ne­vis Har­den po­słał do do­mów więk­szość żoł­nie­rzy z ebe­roń­skiej ar­mii. Wy­star­czyło kilka ob­sa­dzo­nych gar­ni­zo­nów na pro­win­cji, by upo­rać się z oka­zjo­nal­nymi ra­bu­siami.

W po­dzię­ko­wa­niu za lata służby Ne­vis otrzy­mał miano Lorda Pro­tek­tora Kró­le­stwa wraz z ty­tu­łem hra­biego i zie­mią. Ra­zem z żoną, księż­niczką Eli­nor, pro­wa­dził w swo­ich wło­ściach aka­de­mię i obóz szko­le­niowy dla dzieci z kró­lew­skich ro­dów oraz ta­kich z da­rami Ob­ję­tych. Dwaj sy­no­wie Leo – Eric i jego młod­szy brat Do­mi­nic – po­bie­rali na­uki w Aka­de­mii w zamku Ben­wick, ale wró­cili do domu na uro­dziny ojca.

Qu­en­tin znów za­cho­dził w głowę, dla­czego ona ni­gdy nie uczęsz­czała do Aka­de­mii. Była za­równo z kró­lew­skiej ro­dziny, jak i Ob­jętą, więc mia­łoby to sens. Ale choć jej star­szy brat bliź­niak Eric dys­po­no­wał im­po­nu­ją­cym da­rem to­pie­nia me­tali, zdol­ność księż­niczki była ści­śle skry­waną ta­jem­nicą. Co ta­kiego, do dia­ska, po­tra­fiła?

Po­nie­waż sam pa­rał się gro­ma­dze­niem in­for­ma­cji, do­skwie­rała mu świa­do­mość, że tego jed­nego se­kretu ni­gdy nie od­krył. Prych­nął. Gdyby na­wet go po­znał, na nic by mu się to nie przy­dało. Komu by o tym za­mel­do­wał? Ma się ro­zu­mieć, że Leo i Lu­ciana wie­dzieli o da­rze córki. Po­zo­stali kró­lo­wie i po­zo­stałe kró­lowe pew­nie też. Ale Qu­en­tin ani my­ślał zdra­dzać się z tym, że to go cie­kawi, py­ta­jąc wprost. Ro­dzice dziew­czyny mo­gliby się do­my­śleć jego naj­skryt­szej ta­jem­nicy: mia­no­wi­cie tego, że w du­chu po­żąda uro­dzi­wej, acz cał­ko­wi­cie mu nie­do­stęp­nej Eviany.

Pod­czas ostat­niego wio­sen­nego Ob­ję­cia skoń­czyła dwa­dzie­ścia trzy lata i naj­wi­docz­niej jej matka uznała, że je­śli tylko nie znaj­dzie wła­ści­wego part­nera tego wie­czoru, nie­chyb­nie grozi jej sta­ro­pa­nień­stwo. Bal, wy­dany na cześć Leo, za­roił się od do­bra­nych przed­sta­wi­cieli ebe­roń­skiej szlachty, go­to­wych ubie­gać się o rękę księż­niczki i za­ra­zem przy­szłej hra­biny Vin­da­lynu. Ko­lejka do tańca z Evianą była tak długa, że księż­niczka tań­czyła po pół utworu z każ­dym absz­ty­fi­kan­tem. A każdy przez ten krótki czas de­spe­racko pró­bo­wał jej za­im­po­no­wać.

– Stań w ko­lejce. Wiesz, że tego chcesz. – Zza ple­ców Qu­en­tina do­biegł ko­biecy szept.

Męż­czy­zna się ob­ró­cił, by prze­ko­nać się, kto po­znał ta­jem­nicę, którą skry­wał przez sześć lat.

– O, lady Olano. – Z tymi słowy cof­nął się o krok, po czym skrzy­wił się na wi­dok jej ura­żo­nej miny. – Prze­pra­szam.

Wzru­szyła ra­mio­nami.

– Nie szko­dzi. Wszy­scy tak ro­bią.

Mimo wszystko czuł się od­po­wie­dzialny. To nie była jej wina, że dys­po­nuje tak prze­ra­ża­jącą mocą. Przed dwu­dzie­stoma laty, gdy Qu­en­tin i Olana opu­ścili Wy­spę Ta­jem­nic, byli zbyt mło­dzi, by wie­dzieć, na czym będą po­le­gały ich dary.

Qu­en­ti­nowi do­pi­sało szczę­ście. Cho­lerne szczę­ście. Jako or­ło­kształtny był oczy­wi­stym kan­dy­da­tem na za­stępcę króla Brod­gara w roli ofi­cjal­nego po­słan­nika kró­lów i kró­lo­wych Aer­th­lanu. I tak samo jak Brody na­uczył się zdo­by­wać in­for­ma­cje.

Do dwu­dzie­stego dru­giego roku ży­cia zo­stał nie­oce­nio­nym człon­kiem wszyst­kich pię­ciu mo­nar­szych dwo­rów.

Olana peł­niła rów­nie nie­oce­nioną rolę na dwo­rze, ale Qu­en­tin szcze­rze wąt­pił, by uwa­żała swój dar za bło­go­sła­wień­stwo. W wieku pięt­na­stu lat zo­stała damą dworu kró­lo­wej Lu­ciany i to wtedy ob­ja­wiła się jej moc Ob­ję­tej. Moc wręcz pod­stępna. Mi­nęło kilka ty­go­dni, nim kró­lowa i Olana uświa­do­miły so­bie, co się dzieje.

Sied­mio­letni Eric przy­pad­kiem ska­le­czył się w pa­lec pod­czas lek­cji łucz­nic­twa i Olana za­kła­dała mu opa­tru­nek, gdy na­gle pal­nął, że to on stłukł wa­zon w pra­cowni matki. Dwa ty­go­dnie póź­niej, gdy cze­sała włosy Evia­nie, młoda księż­niczka na­gle za­lała się łzami i wy­znała, że to ona przedarła ko­ron­kowy rą­bek halki swo­jej mamy, gdy ba­wiła się w prze­bie­ranki.

Ty­dzień póź­niej słu­żący nie­chcący do­tknął dłoni Olany przy po­da­wa­niu her­baty, po czym na­gle przy­znał, że ukradł pięć srebr­nych ły­że­czek. Za­cie­ka­wiona Lu­ciana za­brała Olanę do kwa­ter służby. Wy­star­czył do­tyk dziew­czyny, by obecni ko­lejno wy­znali naj­skryt­sze ta­jem­nice.

Te­raz na­zy­wano ją Spo­wied­niczką, a gdy kro­czyła ko­ry­ta­rzami pa­łacu Eb­ton, wszy­scy omi­jali ją sze­ro­kim łu­kiem. Nie­któ­rzy na jej wi­dok wręcz pisz­czeli i ucie­kali.

Kró­lo­wie Aer­th­lanu wkrótce uświa­do­mili so­bie, że prze­słu­chi­wa­nie więź­niów nie bę­dzie ko­nieczne – wy­star­czy we­zwać Spo­wied­niczkę. Przez ko­lejne lata lady Olana okryła się złą sławą. Wy­star­czyło za­gro­zić, że jest w dro­dze, by po­dej­rzany wy­śpie­wał wszyst­kie prze­winy.

Ale to, co było do­bre dla pię­ciu kró­lestw, nie­ko­niecz­nie było do­bre dla sa­mej Olany. Nikt nie chciał się z nią oże­nić ani choćby za­przy­jaź­nić, więc miesz­kała sama we wschod­niej wieży w zamku Eb­ton. Ja­kiś rok temu Qu­en­tin chwy­cił ją, gdy po­tknęła się na scho­dach, co spra­wiło, że wy­ja­wił jej swoją ta­jem­nicę. Całe szczę­ście, że nikt inny ich nie usły­szał, a Olana obie­cała, że bę­dzie mil­czała.

Qu­en­tin wes­tchnął, gdy zro­zu­miał, że te­raz Olana skrywa się w cie­niu tak samo jak on. Nikt nie za­mie­rzał jej po­pro­sić do tańca. Jed­no­cze­śnie była sza­no­wana i trzy­mana na dy­stans.

Spoj­rzał na par­kiet. Księż­niczka na­dal tań­czyła – te­raz już z kan­dy­da­tem nu­mer sie­dem­na­ście, hra­bią Ba­edanu. W ko­lejce cze­kało jesz­cze około trzy­dzie­stu męż­czyzn.

– Dla­czego nie sta­niesz z nimi? – spy­tała ła­god­nym gło­sem Olana. – Wąt­pię, by od­mó­wiła ci tańca.

Fuk­nął. Nie, nie od­mó­wi­łaby. Na­uczono ją do­brych ma­nier. Uzna­łaby to za jej dwor­ską po­win­ność. Na­wet te­raz, gdy przy­glą­dał się jej twa­rzy, miał nie­od­parte wra­że­nie, że jej uśmiech jest wy­mu­szony. Nie ba­wiła się do­brze tego wie­czora – po pro­stu ro­biła to, co do niej na­leży; czego od niej ocze­kują.

Dla­czego miałby jej przy­spa­rzać cier­pień, zmu­sza­jąc ją do tańca? „Nie ma mowy” – obie­cał so­bie w du­chu. Chwy­cił dwie czarki z wi­nem z tacki nie­sio­nej przez słu­żą­cego.

– Wiesz, Olano, bar­dzo mi miło, że mogę tu z tobą po­stać. Co po­ra­bia­łaś?

Z uśmie­chem przy­jęła jedną z cza­rek.

– Pra­co­wa­łam w bi­blio­tece. Jest tam ogromna liczba ksiąg, ale nie­które jesz­cze nie zo­stały ska­ta­lo­go­wane. I w warsz­ta­cie. Wy­pla­tam tar­tan, z któ­rego je­stem bar­dzo za­do­wo­lona. Ma piękne barwy.

Ma się ro­zu­mieć, że Olana mo­gła do­ty­kać ksią­żek i ma­te­riału.

– Chęt­nie go zo­ba­czę, gdy już skoń­czysz.

Olana uśmiech­nęła się sze­roko.

– To bar­dzo miłe z two­jej strony. – Upiła wina. – Uwie­rzysz, że mi­nęło dwa­dzie­ścia lat, od­kąd opu­ści­li­śmy Wy­spę Ta­jem­nic?

Qu­en­tin przy­tak­nął. Olana wio­dła sa­motne ży­cie, więc ro­zu­miał, dla­czego tak lubi pro­wa­dzić ko­re­spon­den­cję ze wszyst­kimi po­zo­sta­łymi z da­rem Ob­ję­tych, wów­czas dziećmi, któ­rzy do­ra­stali na Wy­spie Ta­jem­nic.

– Kto ci ostat­nio od­pi­sał?

– Wczo­raj do­tarł list od Irene. Te­raz pra­cuje jako główna ogrod­niczka w pa­łacu Wyn­de­las w Wo­odwy­nie. Oże­niła się z nie­ja­kim Hal­fri­kiem i do­cze­kali się dwójki uro­czych dzieci. – Ola­nie zrze­dła mina, a w jej nie­bie­skich oczach po­ja­wił się ślad go­ry­czy.

„Pew­nie chcia­łaby mieć wła­sne po­cie­chy” – uznał Qu­en­tin. Nie wy­ja­wił jej, że spo­tkał się z Irene i jej ro­dziną ostat­nim ra­zem, gdy go­ścił w pa­łacu Wyn­de­las. Tylko by jej spra­wił przy­krość, bo Olana rzadko kiedy wi­dy­wała się z ich daw­nymi przy­ja­ciółmi.

Spo­wied­niczka wes­tchnęła gło­śno.

– Dwa dni temu do­sta­łam list od Pe­tera. Prze­ka­zał w nim straszne wie­ści.

Qu­en­tin przy­po­mi­nał so­bie, że obec­nie Pe­ter jest rol­ni­kiem. Pro­wa­dzi go­spo­dar­stwo tuż na po­łu­dnie od rzeki Ron.

– Co się stało?

– Pa­mię­tasz Umę? Miała tylko cztery latka, gdy opusz­cza­li­śmy Wy­spę Ta­jem­nic.

– Le­d­wie, le­d­wie. – Uma i Vic­tor miesz­kali w żłobku w Or­lim Gnieź­dzie. Byli zbyt mło­dzi, by pra­co­wać fi­zycz­nie, czego wy­ma­gano od wszyst­kich miesz­kań­ców wio­ski.

– Cóż, oka­zało się, że Uma jest w isto­cie trze­cią córką hra­biego Ron­ford.

– Nie brzmi wcale tak tra­gicz­nie – mruk­nął Qu­en­tin. Ba, o wiele le­piej niż w jego przy­padku. Od­kry­cie, że był nie­ślub­nym i nie­chcia­nym sy­nem sta­jen­nego i po­my­waczki, pod­cięło mu nieco skrzy­dła i po­zba­wiło w czę­ści tego prze­mą­drza­łego cha­rak­terku, który prze­ja­wiał jako dziecko.

– Zmarła – po­wie­działa Olana. – Miała tylko dwa­dzie­ścia cztery lata.

Qu­en­tin za­mru­gał. „Szlag”.

– Jak? Co się stało?

Olana wzru­szyła ra­mio­nami.

– Nie wiem. Pe­ter wspo­mniał tylko, że przy­da­rzył się jej tra­giczny wy­pa­dek.

Qu­en­tin zmru­żył oczy. Może po­wi­nien zło­żyć Pe­te­rowi wi­zytę.

– A ty, Quen? – Olana przyj­rzała mu się z za­cie­ka­wie­niem. – Co ta­kiego po­ra­bia­łeś?

– Wró­ci­łem z Wy­spy Księ­ży­ców przed około go­dziną. – Po­pra­wił czarny skó­rzany pas. Po­nie­waż czę­sto go­ścił we wszyst­kich kró­lew­skich pa­ła­cach i w Aka­de­mii w Ben­wick, w jed­nej z izb w wieży każ­dego z zam­ków trzy­mał po nie­wiel­kim ku­frze z odzieżą. Z my­ślą o balu ubrał się naj­le­piej, jak mógł: przy­wdział ciem­no­nie­bie­ską ak­sa­mitną tu­nikę, czarne bry­czesy i buty tej sa­mej barwy. – Mu­szę się roz­mó­wić z Jego Kró­lew­ską Mo­ścią, ale bę­dzie wolny do­piero ju­tro rano.

Olana przy­tak­nęła.

– Za­wsze tak jest wie­czo­rami pod­czas Ob­ję­cia.

– Za­raz, za­raz, no prze­cież!... – Qu­en­tin stuk­nął czarką w jej na­czy­nie. – Wszyst­kiego naj­lep­szego!

– Dzię­kuję. – Olana się uśmiech­nęła i wy­gła­dziła spód­nicę la­wen­do­wej je­dwab­nej sukni. Jej dłu­gie blond włosy zo­stały zwią­zane je­dwabną wstążką tego sa­mego ko­loru. – Kró­lowa po­da­ro­wała mi tę suk­nię. – Zrze­dła jej mina. – Choć mu­szę przy­znać, że nie­spe­cjal­nie mnie cie­szy to, że mam trzy­dzie­ści trzy lata.

– A mógł­bym przy­siąc, że dwa­dzie­ścia trzy.

Prych­nęła, ale aż roz­bły­sły jej oczy.

– Po­wi­nie­neś ćwi­czyć po­chleb­stwa na kimś, kto ci uwie­rzy.

Udał, że go ugo­dziła.

– My­ślisz, że ośmie­lił­bym się kła­mać przed ob­li­czem Spo­wied­niczki?

– To może cię do­tknę i się prze­ko­namy? – Uśmiech­nęła się, gdy od­sko­czył z uda­wa­nym prze­ra­że­niem na twa­rzy. – Oj, Quen, do­brze cię znów wi­dzieć.

– Wza­jem­nie – przy­tak­nął za­do­wo­lony, że dzięki niemu mo­gła się po­czuć choć tro­chę mniej sa­motna.

– Uro­dzi­łeś się pod­czas wio­sen­nego Ob­ję­cia, prawda? – Po­twier­dził, a ona spy­tała: – To skoń­czy­łeś dwa­dzie­ścia dzie­więć lat?

– Zga­dza się. – Spoj­rzał na par­kiet. Eviana dzie­liła z nim uro­dziny, choć nie przy­pusz­czał, by to za­uwa­żyła.

– I nie cią­gnęło cię do ożenku?

Skrzy­wił się w du­chu. Kto by chciał wyjść za nie­chcia­nego bę­karta, syna słu­żą­cych? I tak miał cho­lerne szczę­ście, że zo­stał przy­jęty przez króla Si­lasa i kró­lową Gwen­nore z No­rveszki. Był im tak wdzięczny, że pra­co­wał z wy­tę­że­niem, opa­no­wał wszyst­kie cztery aer­th­lań­skie ję­zyki i wszel­kie inne nie­zbędne mu umie­jęt­no­ści, dzięki któ­rym dziś peł­nił taką, a nie inną rolę. – Ile­kroć pod­py­tuje mnie o to Gwen­nore, od­po­wia­dam, że jesz­cze nie zna­la­złem wła­ści­wej kan­dy­datki.

Olana spoj­rzała na Evianę.

– A może już zna­la­złeś.

Prych­nął.

– Księż­niczkę? Leo po­wa­liłby mnie pio­ru­nem, gdy­bym od­wa­żył się choć do niej po­dejść.

– Moż­liwe. Fakt, że jego zda­niem ża­den męż­czy­zna na świe­cie nie jest jej go­dzien.

– Naj­wi­docz­niej Lu­ciana uważa, że ta­kich męż­czyzn jest po­nad pięć­dzie­się­ciu. Patrz tylko. Tań­czy z absz­ty­fi­kan­tem nu­mer dwa­dzie­ścia je­den.

– Li­czysz ich?

Wzru­szył ra­mio­nami.

– Ochrona kró­lew­skich ro­dów to je­den z mo­ich obo­wiąz­ków. Na przy­kład jej obec­nym part­ne­rem do tańca jest ba­ron Nor­tham, który lubi się wy­my­kać z wła­snej sy­pialni, by prze­bie­rać się za mle­czarkę.

Ola­nie opa­dła szczęka.

– Co ta­kiego?

Qu­en­tin przy­tak­nął, a ona się skrzy­wiła.

– Stro­isz so­bie ze mnie żarty.

– Nie wie­rzysz? Do­tknij go tylko. Przy­zna się do tego przed wszyst­kimi.

Wes­tchnęła gło­śno.

– Straszne. Przez cie­bie za­czy­nam się za­sta­na­wiać, ilu z tych szlach­ci­ców oka­za­łoby się fa­talną par­tią dla księż­niczki.

– Mo­gli­by­śmy się prze­ko­nać. – Qu­en­ti­nowi przy­szedł do głowy bły­sko­tliwy po­mysł.

– Te­raz? – Olana zro­biła wiel­kie oczy. – Tak pu­blicz­nie?

Wy­cią­gnął ku niej dłoń.

– Lady Olano, zro­bisz mi tę przy­jem­ność i dasz się za­pro­sić do tańca?

– Quen. – Spoj­rzała z nie­po­ko­jem na jego dłoń. – Gdy tylko cię do­tknę, wy­ja­wisz swoją ta­jem­nicę.

– Wy­szep­czę ją. Zresztą już ją znasz.

Przy­gry­zła wargę, ale za­sta­na­wiała się nad jego po­my­słem.

– By­łoby miło. Nie tań­czy­łam od lat. Wszy­scy się mnie boją...

– Ja nie. Chodź.

– Mo­żemy zro­bić nieco za­mie­sza­nia.

– Na to li­czę.

Prych­nęła.

– Chcesz, by król i kró­lowa byli na cie­bie źli?

– Może i będą w pierw­szej chwili – przy­znał, od­kła­da­jąc czarki na po­bli­ski stół – ale je­śli zdo­łamy usta­lić, któ­rzy kan­dy­daci do ręki księż­niczki nie na­dają się do ni­czego, wy­świad­czymy przy­sługę, za którą ko­niec koń­ców nam po­dzię­kują. – Znów wy­cią­gnął dłoń w jej stronę i się przy­go­to­wał, za­ci­ska­jąc usta. Gdy go do­tknęła, szep­tem wy­ce­dził przez zęby se­kretne słowa:

– Moje serce po wsze czasy na­leży do Eviany.

Olana spoj­rzała na niego ze współ­czu­ciem.

– To się prze­ko­najmy, co mo­żemy dla niej zro­bić.

Po­pro­wa­dził Olanę skra­jem par­kietu. Całe szczę­ście, że po­zo­stali tań­czący byli zbyt pod­pici i za­jęci, by ich za­uwa­żyć. Po­ma­gało i to, że w sali znaj­do­wały się miej­sca skryte w cie­niu, do­kąd nie do­cie­rało świa­tło świec, a Olana była na tyle drobna, że Qu­en­tin mógł ją za­sła­niać wła­snym cia­łem przed wzro­kiem więk­szo­ści zgro­ma­dzo­nych.

Gdy po­zwo­lił Ola­nie, by na­cie­szyła się kil­koma tak­tami ży­wego walca, po­kie­ro­wał ją bli­żej Eviany. Na ra­zie szło im do­brze. Nikt ich nie za­uwa­żył. Kan­dy­dat do ręki nu­mer dwa­dzie­ścia dwa w pełni sku­piał się na pró­bach za­im­po­no­wa­nia księż­niczce.

– Go­towa? – szep­nął Qu­en­tin, a Olana przy­tak­nęła.

Z eks­cy­ta­cji błysz­czały jej oczy. Ob­ró­cił nią i Olana mu­snęła dło­nią ra­mię pre­ten­denta. Na­stęp­nie Qu­en­tin rów­nie szybko się z nią od­da­lił i oboje skryli się w cie­niu.

Part­ner Eviany na­gle prze­rwał ta­niec, po czym ogło­sił gło­śno:

– Tak się składa, że już je­stem żo­naty, ale je­śli tylko mam szansę u Wa­szej Wy­so­ko­ści, spra­wię, by moja obecna part­nerka prze­pa­dła w nie­szczę­śli­wym wy­padku.

Evia­nie za­parło dech. Tań­czące obok pary za­trzy­mały się i wbiły wzrok w jej part­nera.

Męż­czy­zna przy­ło­żył dłoń do ust i po­to­czył wo­kół prze­ra­żo­nym wzro­kiem, by na­stęp­nie ze­rwać się do biegu w stronę wyj­ścia.

Tym­cza­sem kan­dy­dat do ręki nu­mer dwa­dzie­ścia trzy do­strzegł szansę. Sko­rzy­stał z bla­mażu po­przed­nika i po­pę­dził ku księż­niczce z peł­nym na­dziei uśmie­chem na ustach. Qu­en­tin po­kie­ro­wał part­nerkę ta­neczną w jego stronę i Olana do­tknęła jego dłoni.

– Na­dal po­pusz­czam w łóżku! – ogło­sił, po czym jęk­nął. – Nie! Nie­prawda! Nie zda­rzyło mi się od ty­go­dnia... Oj! – Rów­nież po­pę­dził ku drzwiom.

Po­zo­stali kan­dy­daci jak je­den mąż ru­szyli ku Evia­nie. Gdy Qu­en­tin i Olana tań­czyli w ich kie­runku, ci, któ­rzy wie­dzieli, kim jest Spo­wied­niczka, wrzesz­czeli i rzu­cali się ku drzwiom. Po­zo­stali, na­dal chętni, by zy­skać uzna­nie księż­niczki, prze­py­chali się wza­jem­nie, by do­trzeć do niej jako pierwsi. Gdy mi­jali Olanę, ta wy­cią­gała dłoń i ich do­ty­kała.

– Pra­gnę two­ich pie­nię­dzy!

– Chcę się wże­nić w ród kró­lew­ski!

– Gdy już obejmę wła­dzę nad hrab­stwem Vin­da­lyn, wtrącę cię do lo­chu.

– Je­stem pi­ro­ma­nem.

– Boję się wła­snego cie­nia.

– Bra­kuje mi po­łowy mó­zgu... chyba.

– Roz­ma­wiam z wie­wiór­kami. A one mi od­po­wia­dają.

– Chra­pię tak gło­śno, że pę­kają szyby w oknach.

– Ca­pią mi nogi.

– Ca­pie mi całe ciało!

– Je­stem ma­min­syn­kiem!

Ko­lejne ofiary rzu­cały się ku drzwiom z tłu­mio­nymi dźwię­kami prze­ra­że­nia.

Przez salę prze­szła fala szoku, gdy zgro­ma­dzeni z pi­skiem po­pę­dzili ku skra­jom par­kietu, byle zna­leźć się jak naj­da­lej od Olany, która wraz z Qu­en­ti­nem stała po­środku Wiel­kiej Sali. W po­bliżu zo­stała sama Eviana z wy­ra­zem prze­ra­że­nia na twa­rzy.

Gdy Leo i Lu­ciana ze­rwali się na nogi, mu­zyka za­marła. A po­tem sala wy­peł­niła się śmie­chami i szep­tami, które sta­wały się co­raz gło­śniej­sze. Eviana za­mru­gała i otrzą­snęła sięz szoku. Po­wio­dła nie­pew­nym wzro­kiem po twa­rzach pod­śmie­wu­ją­cych się go­ści.

Qu­en­tin skrzy­wił się na wi­dok jej skrzyw­dzo­nej miny i za­ru­mie­nio­nych po­licz­ków, które sta­wały się co­raz czer­wień­sze. „Cho­lera. W ogóle jej nie po­mo­głem. Za­wsty­dzi­łem ją. Zra­ni­łem”.

Lu­ciana prze­szła przez par­kiet. Na jej twa­rzy ma­lo­wała się wście­kłość.

– Lady Olano, jak mo­głaś? – Nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, od­wró­ciła się w stronę córki. – Nic ci nie jest, ko­cha­nie?

Eviana po­krę­ciła głową, po czym chwy­ciła za spód­nicę i po­pę­dziła ku drzwiom wio­dą­cym do pry­wat­nych kom­nat kró­lew­skiego rodu. Przy­sta­nęła w progu i obej­rzała się na Qu­en­tina.

Serce ści­snęło mu się w piersi. Wresz­cie go do­strze­gła, wresz­cie na niego spo­glą­dała, ale szlag, gdy pa­trzył jej w oczy, do­strze­gał w nich ból i złość. Nie był pe­wien, jak zdoła ją prze­pro­sić, ale wie­dział, że nie ma chwili do stra­ce­nia. Gdy już się od­dali, mogą mi­nąć całe mie­siące, nim uj­rzy ją po­now­nie. Zro­bił krok w jej stronę, ale księż­niczka znik­nęła za drzwiami i za­trza­snęła je za sobą z hu­kiem.

„Niech to. Schrza­ni­łem to kon­cer­towo”.

I to na oczach ksią­żąt. Za­równo Eric, jak i Do­mi­nic ru­szyli w jego stronę ze zmru­żo­nymi oczyma i za­ci­śnię­tymi pię­ściami, jakby pla­no­wali mu spra­wić sro­gie la­nie.

Qu­en­tin spu­ścił głowę.

– Naj­moc­niej prze...

– I twoim zda­niem to wy­star­czy? – wark­nął Eric, pod­cho­dząc bli­żej, ale za­trzy­mał się, gdy jego matka unio­sła dłoń.

– Nie po­gar­szajmy sy­tu­acji – za­ape­lo­wała ci­cho Lu­ciana.

Olana skło­niła się ni­sko.

– Jest mi nie­zmier­nie przy­kro, że spo­wo­do­wa­łam tyle cier­pień.

– To był mój po­mysł – przy­znał Qu­en­tin. Nie chciał, by do­stało się Ola­nie. – To ja ją do tego na­mó­wi­łem, a te­raz ża­łuję.

Lu­ciana wes­tchnęła i otak­so­wała ich smut­nym wzro­kiem.

– Je­śli ma­cie ko­goś prze­pra­szać, to Evianę. – Po­de­szła bli­żej i zni­żyła głos. – Póź­niej po­dzię­ku­jemy wam za wa­sze sta­ra­nia, ale te­raz wo­la­ła­bym, by im­preza uro­dzi­nowa mo­jego męża mo­gła się to­czyć da­lej bez ko­lej­nych za­kłó­ceń. – Spoj­rzała na sy­nów. – Zro­zu­miano?

Do­mi­nic wska­zał drzwi, przez które wy­bie­gło tylu kan­dy­da­tów do ręki księż­niczki.

– Ale chyba nie bę­dziemy po­now­nie za­pra­szać tych ła­chu­drów?

– Nie. Zo­staną wy­da­leni z dworu. Ostrzegę ka­pi­tana straży. – Lu­ciana zwró­ciła się do Olany. – Mu­szę się udać do kuchni, by spraw­dzić, czy tort Leo jest już go­towy. Ze­chcesz mi to­wa­rzy­szyć?

– Oczy­wi­ście, Wa­sza Kró­lew­ska Mość – od­parła Olana.

– Qu­en­ti­nie, chciał­bym się z tobą roz­mó­wić – za­wo­łał przez salę Leo, idąc w kie­runku pry­wat­nej izby. – Teraz.

Qu­en­tin się skrzy­wił. „Jesz­cze nie ko­niec kło­po­tów”.

Olana spoj­rzała ze współ­czu­ciem na Qu­en­tina, po czym udała się za Lu­cianą ku przed­nim drzwiom.

Eric kiw­nął w stronę mu­zy­ków, by wzno­wili grę, po czym skie­ro­wał się wraz z bra­tem ku tłu­mowi. Młode szlach­cianki po­pę­dziły w ich stronę – każda chciała za­tań­czyć z księ­ciem. Gdy go­ście wró­cili na śro­dek par­kietu, Qu­en­tin ob­szedł go bo­kiem i udał się ku izbie króla.

Wtem drogę za­stą­pili mu ba­ron Nor­tham, ten sam, który cza­sami się prze­biera za mle­czarkę, i spoj­rzał na niego z nie­do­wie­rza­niem.

– Te­raz to się do­igra­łeś, Po­słan­niku.

– Tak, a z tego wszyst­kiego bar­dzo chce mi się pić – od­parł bez­na­mięt­nym to­nem Qu­en­tin. – Do­star­cza pan mleko pod drzwi, mój lor­dzie?

Ba­ron Nor­tham aż się za­po­wie­trzył, po czym spoj­rzał ner­wowo na part­nerkę do tańca.

– N-nie mam po­ję­cia, o czym bre­dzisz.

Qu­en­tin skrzy­wił się w du­chu i wzno­wił marsz. Po­peł­nił drugi błąd. Po­zwo­lił, by za­wład­nęła nim fru­stra­cja – nie po­wi­nien był wy­ja­wiać ba­ro­nowi, że po­znał jego ta­jem­nicę.

Mimo wszystko przy­spa­rza­nie so­bie no­wych wro­gów było te­raz jego naj­mniej­szym zmar­twie­niem. Przy­pusz­czal­nie ze­zło­ścił króla, ale wąt­pił, by Leo długo cho­wał urazę. Nie, naj­gor­szą rze­czą, jaką wi­dział tego wie­czoru, był wy­raz twa­rzy Eviany.

Ile razy przez ostat­nie sześć lat ży­wił na­dzieję, że księż­niczka wresz­cie zwróci na niego uwagę? No to te­raz zwró­ciła.

I miał nie­od­parte prze­czu­cie, że go nie­na­wi­dzi.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki