Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nadzieje, wzloty i upadki.
Kompletna historia reprezentacji Anglii!
30 listopada 1872 roku Anglia stanęła naprzeciw Szkocji na stadionie Hamilton Crescent w Glasgow. Ponad pięć tysięcy kibiców oglądało zakończone remisem 0:0 starcie, które uważa się za pierwsze spotkanie międzynarodowe w historii futbolu. Był to pierwszy z ponad tysiąca meczów rozegranych przez reprezentację Albionu, a jednocześnie początek narodowego zauroczenia, które do dziś jednoczy Anglików tak jak żadne inne wydarzenie.
W tej fenomenalnej książce opartej na wywiadach z kilkudziesięcioma byłymi i obecnymi reprezentantami, takimi jak Viv Anderson, Gary Lineker czy Alan Shearer, otrzymujemy barwny, żywy obraz dziejów angielskiej drużyny narodowej. Są tu zarówno jej wzloty, jak triumf w mistrzostwach świata w 1966 roku i „powrót piłki do domu”, czyli finały mistrzostw Europy w 1996 roku, jak i upadki, takie jak nazistowski salut, którym angielscy piłkarze pozdrawiali niemiecką publiczność w 1938 roku, czy tragedie spowodowane przez chuliganów.
Dzięki Haywardowi na nowo ożywa cały szereg znamienitych postaci, takich jak Stanley Matthews i Bobby Moore, czy bardziej współcześni idole, jak choćby Paul Gascoigne, David Beckham, Wayne Rooney i Harry Kane. Po tę książkę powinien koniecznie sięgnąć każdy, kto chce zrozumieć angielski futbol oraz poznać powody, dla których znaczy on tak wiele dla tak wielu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 883
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Lewisa i Marthy
Tu skrzyżowaniem czasów wiekuistej chwili
Jest Anglia i nigdzie. Nigdy i zawsze1.
T.S. Eliot
Linda Spraggon, córka Harolda Shepherdsona, wraca ze starą torbą sportową w ręku. Wyszła z pokoju właśnie po to, by jej poszukać. Wyciąga górę i dół od niebieskiego dresu. Milkniemy w obliczu prostoty, piękna i wymowy tego stroju. Linda, jej mąż Frank i ja zwracamy uwagę na niebieski materiał, czerwone i białe wykończenia oraz złotą nić na herbie przedstawiającym trzy lwy. To w tym dresie Shepherdson wyszedł na Wembley, gdy w koszulce z numerem 2 sięgał z reprezentacją Alfa Ramseya po jedyne z wielkich trofeów w historii angielskiego futbolu – mistrzostwo świata w 1966 roku. Doniosłość i symbolika tego stroju wywołują uśmiech na naszych twarzach. Przystajemy na chwilę i zastanawiamy się nad tym, jak szybko płynie czas.
Pięćdziesiąt pięć lat później, gdy ostatnim żyjącym członkiem tamtej reprezentacji jest Geoff Hurst, Anglia znów gra w finale na Wembley, tym razem o złoto mistrzostw Europy 2020, przełożonych z powodu pandemii COVID-19 na rok 2021. Przed meczem setki angielskich kibiców bez biletów wdarło się na stadion, a po porażce z Włochami w serii jedenastek trzem czarnym graczom reprezentacji Anglii, którzy nie wykorzystali swoich karnych, nie szczędzono rasistowskich obelg. We wcześniejszych spotkaniach jednak Marcus Rashford, Jadon Sancho i Bukayo Saka mogli liczyć na wsparcie fanów. Panowało poczucie, że reprezentacja Anglii w piłce nożnej mężczyzn wreszcie może coś osiągnąć.
Gdy Saka nie wykorzystał jedenastki, a Włosi wybuchli radością, niektórzy zapewne pomyśleli sobie: „Oho, znowu to samo”. Historia angielskiej piłki pełna jest tego typu rozczarowań. Tym razem jednak nastroje przeważającej części kibiców były inne. Nie unosili się gniewem, nie było „godnych pożałowania scen” na Trafalgar Square. Owszem, rozgorzała zupełnie uzasadniona debata na temat taktyki, ale jednocześnie zapanowało poczucie ulgi, że Anglia znów ma znakomitych piłkarzy i poważanego selekcjonera. Ten zaś w listopadzie 2019 roku tak oto zdefiniował dylemat angielskiej piłki: „Tamto zwycięstwo stanowi wyjątek, my zaś traktujemy je jak punkt odniesienia”.
Wspomniany przez Southgate’a „wyjątek” będzie w tej książce powracał. Oczekiwanie reprezentacji na drugie wielkie trofeum pozostaje jedną z największych anomalii w światowym sporcie – czymś, co nie daje Anglikom spokoju.
Być może czas na kilka słów otuchy – ta książka nie będzie listą żalów. Owszem, żalu tu nie brakuje, podobnie jak różnorakich dociekań, ale historia najpopularniejszej dyscypliny sportowej w Anglii naprawdę nie składa się tylko z tego. Gdy w 2018 roku Mohamed Salah został wybrany Piłkarzem Roku Stowarzyszenia Dziennikarzy Piłkarskich (Football Writers’ Association), Jürgen Klopp, menedżer Liverpoolu, powiedział zebranym: „Macie w tym kraju szczęście do zawodników utalentowanych, świetnie wyszkolonych technicznie, rzetelnych, zaangażowanych i zdyscyplinowanych taktycznie. Macie szczęście do znakomitego selekcjonera [Garetha Southgate’a], odważnego i z innowacyjnym podejściem. Anglia dysponuje właściwymi narzędziami, a jej selekcjoner i piłkarze mają odpowiednie mentalność i charakter. Macie wszystko, czego potrzeba”.
Dobrych wieści jest więcej. Wszystkie popełnione błędy i zaniechania w trakcie długiej walki Anglików o sukces można naprawić. Nic nie jest przesądzone, Anglia na nic nie jest skazana. To nie tak, że zainfekowany jest cały organizm.
To książka poświęcona męskiej reprezentacji Anglii w piłce nożnej, której historia przez większość tych 150 lat toczyła się niezależnie od losów reprezentacji kobiet oraz reprezentacji Anglii na innych szczeblach – ich dzieje zasługują na odrębną opowieść.
To obejmująca 150 lat biografia – nieułożona bynajmniej chronologicznie – zespołu, który po raz pierwszy wyszedł na boisko do krykieta w Partick w Glasgow, by 30 listopada 1872 roku zmierzyć się ze Szkocją. Mecz tych sąsiadów, których stosunki nie należały do najłatwiejszych, dał początek nie tylko pierwszej rywalizacji w historii futbolu, ale wręcz całej piłce nożnej na szczeblu międzynarodowym.
W trakcie opisanych tutaj 150 lat ten „szkodliwy chwast” – jak określali futbol ludzie zakochani w rugby – z lokalnie uprawianej dyscypliny rozwinął się w sport o globalnym zasięgu. Angielska piłka przechodziła różne fazy: od traumy pierwszej wojny światowej przez izolacjonizm, wyzwania polityczne lat 30., etap wszechwładzy działaczy z Football Association, wybitnych piłkarzy wychowanych na ulicy i debiut Anglii na mistrzostwach świata w 1950 roku, katastrofę lotniczą w Monachium, złotą epokę Alfa Ramseya, zmarnowane lata 70., nierówne lata 80. i 90., zróżnicowanie – w tym zróżnicowanie rasowe – jako jeden z głównych atutów reprezentacji Anglii, próby z obcokrajowcami w osobach Svena-Görana Erikssona i Fabio Capello, chwilę oddechu pod wodzą Roya Hodgsona aż po wybór Garetha Southgate’a i sukcesy na wielkich turniejach w latach 2018–2021.
Gdy Wayne’a Rooneya poproszono o podsumowanie kariery reprezentacyjnej, udzielił poetyckiej odpowiedzi: „Dobra. Frustrująca. O krok od sukcesu”. Dziennikarz Richard Jolly podczas Euro 2020 napisał żartobliwie na Twitterze o „55 latach Hursta”2; okres ten odcisnął trwałe piętno w sercach wielu znakomitych piłkarzy reprezentacji Anglii oraz jej niespełnionych selekcjonerów.
Od 1966 roku w kontekście angielskiej piłki reprezentacyjnej padają określenia największego kalibru: złudzenia, sukcesy na wyciągnięcie ręki, zwolnienia, żale, recenzje i oceny, katastrofy jedenastek, nadzieje, obietnice i potencjał. Ta historia naprawdę nie potrzebuje dalszego generalizowania w tym stylu. Dlatego zamierzam przedstawić szerszy kontekst, nowe interpretacje, ale przede wszystkim wyjaśnić i zrozumieć – połączyć wątki od Glasgow w 1872 roku aż po Katar w roku 2022.
Słowo od autora: pracowałem jako reporter na mistrzostwach świata w piłce nożnej mężczyzn w latach 1998, 2002, 2006, 2010, 2014 i 2018 i na mistrzostwach Europy w latach 1996, 2000, 2004, 2012, 2016 i 2020 (rozegranych w 2021), opisywałem również niezliczone mecze eliminacyjne i towarzyskie reprezentacji Anglii, zarówno w kraju, jak i za granicą. Gdy piszę tutaj o prasie lub dziennikarzach, to mam na myśli także samego siebie. Nie zamierzam się dystansować od swojego zawodu. Jako dziennikarz opisywałem angielskie i brytyjskie sukcesy we wszystkich popularnych dyscyplinach sportu – oprócz futbolu reprezentacyjnego. Ten trend przełamała dopiero kobieca kadra, która odniosła sukces na Euro 2022, 56 lat po roku 1966. Triumf piłkarek to zaproszenie dla reprezentacji mężczyzn na dołączenie do grona zwycięzców.
Od 1966 roku Francja w latach 1998–2000 sięgnęła po tytuły mistrzów świata i Europy, a w 2018 roku ponownie wygrała mundial. W latach 2008–2012 Hiszpanie zdobyli mistrzostwo Europy, mistrzostwo świata i kolejne mistrzostwo Europy. Od porażki na Wembley w 1966 roku Niemcy trzykrotnie zostawali mistrzami świata i trzykrotnie mistrzami Europy. Na Euro 2016 po raz pierwszy turniej rangi mistrzowskiej wygrała Portugalia, a na przełożonym o rok Euro 2020 triumfowali Włosi.
Anglia – której Premier League to plutokracja tworzona przez miliarderów, oligarchów i państwowe fundusze inwestycyjne – musi znosić kolejne turnieje, podczas których jej niedalecy geograficznie sąsiedzi wznoszą trofea i pozdrawiają uszczęśliwionych fanów. Wreszcie jednak obserwujemy zbliżenie gry reprezentacji do poziomu angielskich klubów. Drużyna narodowa w końcu porzuciła typowo wyspiarskie podejście, które można by sprowadzić do prostego systemu 4-4-2, na rzecz tego, co gra dzisiaj cały świat – posiadania piłki i futbolu opartego na technice. Byłem kiedyś świadkiem, jak pewnego znanego brazylijskiego trenera poproszono o scharakteryzowanie angielskiego stylu gry. Uniósł dłoń, naśladując wystrzeloną rakietę, a potem wydał gwizd typowy dla spadającej bomby. Tony Adams zwrócił na to uwagę przed Euro 1996: „Wiecie, jak myślą o nas inni? »Anglicy, no cóż, wielkie serce do gry, ale zero myślenia«”. Dzisiaj już nikt nie opisałby tak angielskiej piłki.
Pracę nad tą książką zacząłem od wizyty w bibliotece w Glasgow, gdzie szukałem artykułów prasowych na temat wspomnianego już pierwszego meczu reprezentacji Anglii, rozegranego właśnie w tym mieście w 1872 roku. Znalazłem je na kliszach wąskich i długich mikrofilmów. Druk gazet z tamtej epoki był tak gęsty, że przy wiktoriańskim stole śniadaniowym do czytania potrzebowano chyba lupy. Z miejsca pochłonęła mnie ta historia, stanowiąca nieodłączny element angielskich dziejów, rzadko jednak analizowana w kontekście związków z teraźniejszością i tego, co wspólne dla przeszłości i obecnych czasów. Chciałem wydobyć esencję z ogromu informacji. Jak zawsze w takich sytuacjach, także i w tym przypadku zastosowanie znalazły fundamentalne składowe dziennikarstwa: pytania kto, kiedy, jak i – co w tym kontekście najważniejsze – dlaczego.
Wczesną jesienią 2020 roku wyrwałem się z mojej covidowej nory i ruszyłem w trasę po Anglii i Szkocji. Spotykałem się z ludźmi, którzy tworzyli historię angielskiej piłki reprezentacyjnej, zatrzymywałem się też w najważniejszych miejscach, by przywołać nastrój tamtych czasów. Zajrzałem do cudownej Lindy Spraggon, skąd udałem się do South Bank w Middlesbrough, posępnej dzielnicy przemysłowej, z której uciekł Wilf Mannion. Już po zakończeniu kariery piłkarskiej wrócił tam, wdział roboczy kombinezon i został pomocnikiem montera.
Pojechałem do Ashington i stanąłem na uliczce osiedla robotniczego, na którym wychowali się Bobby i Jack Charltonowie. Jest tam lokal Milburn Chippy, nazwany tak na cześć „Wor Jackiego”, czyli Jackiego Milburna, legendy Newcastle, a górnicza niegdyś społeczność stara się znaleźć sobie miejsce w postindustrialnej Anglii. Na północy i południu, na wschodzie i zachodzie kraju – wszędzie czuć ducha angielskiej piłki. Spacer ulicami i po parkach Preston, gdzie tak pięknie nauczył się grać Tom Finney, otworzył mi oczy na kreatywność, której angielski futbol tak bardzo potrzebował, a którą jednocześnie tak nisko cenił. Echem powracały tam do mnie słowa George’a Raynora, nieżyjącego już proroka angielskiej piłki: „To trudna gra, ale przy tym bazująca na umiejętnościach – gra wymagająca myślenia, taktyki i zręczności”.
Na południu pojechałem samochodem tam, gdzie w „wiejskim ubóstwie” wychował się Alf Ramsey. Następnie ruszyłem do oddalonego o nieco ponad pięć kilometrów szeregowca, na którego ścianie zawisła tabliczka upamiętniająca najwybitniejszego angielskiego obrońcę:
Bobby Moore
1941–1993
Tutaj mieszkał kapitan
reprezentacji Anglii w piłce nożnej,
triumfator mistrzostw świata.
Podczas innych wyjazdów odwiedziłem w Shropshire grób Williama Kenyona-Slaneya, strzelca pierwszego gola w narodowych barwach, dotarłem też do Dudley, na elegancki grób Duncana Edwardsa, tragicznie zmarłego cudownego dziecka angielskiej piłki. Do wielu tych miejsc pojechałem po to, by nakreślić sobie w głowie mapę opowieści o angielskim futbolu – uznałem, że tak będzie mi łatwiej powiązać różne fakty.
Od 1872 roku wszystkich Anglików jednoczy spór o to, jak powinna grać reprezentacja: kreatywnie, z finezją, śmiało i technicznie czy jednak siłowo, fizycznie, bezpośrednio i z determinacją. W tym 150-letnim przeciąganiu liny widać odbicie zmagań społeczeństwa z własną tożsamością: czasami Anglicy postrzegają swoje państwo jako uprzywilejowane z definicji, biorące siłą to, co chce – i jednocześnie podejrzliwie traktujące intelektualistów – a czasami jako kraj ludzi, którzy chcą być kreatywni i wolni.
W XX wieku Anglik miał często klapki na oczach, zmieniło się to jednak wraz z napływem zagranicznych graczy do Premier League. W tym samym momencie pojawiło się zjawisko barcelonizacji myśli szkoleniowej. Angielskiej „wyjątkowości” nie dało się dłużej godzić z faktem, że najwyższa klasa rozgrywkowa tego kraju była poddana oddziaływaniu najróżniejszych globalnych wpływów.
Inne problemy, które nazwalibyśmy współczesnymi, są tak naprawdę obecne w piłce od samego początku: klub kontra reprezentacja, wtrącanie się biurokratów, spory o zbyt dużą liczbę meczów i zmęczenie piłkarzy. Przed mistrzostwami świata w 2010 roku Michel Platini określił Anglię mianem „lwów zimą i baranków latem”. Diagnoza, zgodnie z którą kolejnym angielskim drużynom narodowym brakowało pary w letnim upale, nie była niczym nowym. Już w 1935 roku sir Frederick Wall, sekretarz generalny FA w latach 1895–1934, tak oto pisał o trasach objazdowych reprezentacji Anglii po krajach, gdzie futbol dopiero się rozwijał: „Minęły czasy, w których te wyjazdy można było traktować jak wakacyjne mecze po długim i mozolnym sezonie złożonym ze spotkań ligowych i pucharowych. Raz za razem pojawiają się głosy, że gdy reprezentanci Anglii lub Szkocji odwiedzają te kraje, piłkarze są zmęczeni i powolni, a także nie podchodzą do tych spotkań zbyt poważnie”.
Wspominając swoją pracę z reprezentacją Anglii, Roy Hodgson natomiast powiedział: „Za każdym razem z piłkarzy bił entuzjazm, nie mogli się doczekać zgrupowań. Pytanie było inne: czy zdołają strząsnąć z siebie nieuniknione po całym sezonie zmęczenie?”.
Kolejną stałą bolączką jest to, jak trudno przekonać piłkarzy, by traktowali występy w reprezentacji jako szczytowe osiągnięcie kariery. Z problemem tym zmaga się każdy selekcjoner. Kolejne drużyny narodowe żyły w obawie, że zostaną rzucone na pożarcie trzem lwom z herbu. Southgate, pomysłodawca budowy St George’s Park, ośrodka treningowego kadry, postawił sobie za cel przywrócenie zawodnikom radości i poczucia sensu płynących z gry w drużynie narodowej. Selekcjoner uważał, że koszulka reprezentacji Anglii już nigdy nikomu nie powinna „ciążyć”, jak ujął to kiedyś Fabio Capello.
Na kartach tej książki zastanawiam się, czy kolejne niewykorzystane szanse lub katastrofy angielskiej kadry należy rozpatrywać z osobna, czy raczej jako prawidłowość trwającą od 1950 roku – a nie od 1966 – aż do dzisiaj. Na przykład: czy dużą rotację w składzie reprezentacji Dona Reviego i jego brak zaufania do boiskowych indywidualistów można wiązać z późniejszą nieporadnością Anglii w konkursach rzutów karnych albo z różnicami kulturowymi między Fabio Capello a kadrowiczami na mistrzostwach świata w 2010 roku? Czy porażki w kolejnych turniejach finałowych mistrzostw Europy i na mundialach wynikają z wyssanych z mlekiem matki urojeń – lub szkodliwego przywiązania do bezpośredniej gry – czy też każdą z nich należy analizować osobno i szukać dla nich własnych, konkretnych przyczyn?
Anglia – szalony wynalazca futbolu – nadal kurczowo trzyma się patentu, który w swoim mniemaniu posiada. Jest natomiast faktem, że młodsze pokolenia w mniejszym stopniu utożsamiają „wynalezienie piłki” z posiadaniem na nią monopolu. W opisywanej tu wieloletniej historii angielskiego futbolu wyraźnie widać, jak ów mit założycielski zniekształca (a czasem, i owszem, inspiruje) wizerunek tego kraju, świętującego wielkie sukcesy klubów i popadającego w rozpacz z powodu występów reprezentacji.
W czerwcu 2012 roku, przed rozgrywanymi tego lata finałami mistrzostw Europy, amerykański „Time” informował swoich czytelników: „Zdaniem naukowców wielkie oczekiwania angielskich kibiców są – co zrozumiałe – głęboko zakorzenione w historii imperium oraz poczuciu brytyjskiej wyjątkowości”. Brzmiało to rozsądnie, nawet jeśli 20-letni fani z Kettering lub Torquay nie rozmawiali o tym przy piwie przy okazji wyjazdowych meczów reprezentacji.
Z istoty tego błędu sprawę zdawał sobie Graham Taylor, oceniany zwykle jako wsteczny trener stawiający na grę długimi piłkami. „Obecnie nie ma najmniejszego znaczenia, że to akurat Anglia podarowała światu futbol – mówił. – Piłka nożna nie jest własnością Anglików. Gra w nią cały świat. FIFA zrzesza coś koło 160 krajów i futbol należy do nich wszystkich bez względu na to, czy powstał w Anglii, czy nie”.
Analiza drużyn narodowych z lat 1872–2021 na nowo obudziła we mnie szacunek dla reprezentantów, moją świadomość talentu i pracy, które są niezbędne, aby choć raz wystąpić z trzema lwami na koszulce. Anglia wydała tylko jedną „wybitną” drużynę narodową – jeżeli „wybitność” definiować przez pryzmat wywalczonych trofeów – z pewnością natomiast w historii angielskiego futbolu nie brakowało wspaniałych piłkarzy. Część z nich wciąż prześladuje żal z powodu wyników osiąganych z kadrą w najważniejszych turniejach, nawet jeśli niechętnie o tym mówią. Gdy moi rozmówcy wracali myślami do tych porażek, niejednokrotnie widziałem na ich twarzach refleksyjny czy wręcz obronny grymas.
To przecież piłkarze ponoszą odpowiedzialność, gdy reprezentacji się nie powiedzie. To nie my, ale oni są prawdziwymi bohaterami dramatów rozgrywających się na oczach 20–30 milionów widzów. Ich ból jest nieporównywalny z naszym. Nasze życie toczy się dalej, a zawodnicy nigdy nie pozbędą się myśli o tym, co mogło się wydarzyć. Marcus Rashford obawia się tego już teraz: „Jeżeli nie wygramy czegoś z chłopakami z reprezentacji, na koniec kariery będę miał poczucie, że coś poszło nie tak”.
Część wczesnych bohaterów tej opowieści spoczęła w anonimowych mogiłach, a miejsc ich pochówku szukali kibice reprezentacji Anglii, historycy i biografowie. Chodziło o przywrócenie godności ludziom, którzy na zawsze pozostaną członkami tej wielkiej rodziny, gdziekolwiek spoczęły ich ciała albo wiatr rozwiał ich prochy. Obecnie FA każdemu z reprezentantów Anglii przyporządkowuje numer historyczny, co ma wyrażać uznanie dla roli, którą odgrywają.
Podczas podróży po kraju coś sobie uświadomiłem. Ludzie piszący historię reprezentacji Anglii nie pochodzili z uprzywilejowanych sfer. Ich matki i ojcowie nie należeli do klasy średniej. Praca wykonywana przez rodziców i członków społeczności, w których dorastali, wpływała na to, kim się stawali. Futbol był w ich przypadku trudną i wąską ścieżką do lepszego życia. Nie wszyscy doświadczyli stabilizacji i szczęścia, ale spotkał ich awans społeczny, zdobyli uznanie, a w późniejszych latach także wielki majątek.
Podam przykład: jak udało mi się ustalić, William Garraty, prapradziadek Jacka Grealisha, dostał karę 20 szylingów plus koszty procesu za kłusownictwo na terenach należących do lorda Aylesforda. Kłusownictwo było wówczas na porządku dziennym; niecodziennym zjawiskiem wydaje się natomiast fakt, że przed sądem stanął Garraty, reprezentant Anglii (wystąpił w drużynie narodowej jeden raz, w 1903 roku). W trakcie procesu utrzymywał, że nie kłusował, a jedynie poszedł na spacer, by zadbać o formę.
Struktura społeczna reprezentacji Anglii zaczęła się zmieniać znacznie później, gdy trafili do niej synowie imigrantów z Indii Zachodnich, bez których trudno sobie dzisiaj wyobrazić ten zespół. W każdym meczu reprezentacji Anglii pojawiają się kwestie rasy i pochodzenia klasowego. Jadon Sancho gry w piłkę uczył się na ogrodzonych boiskach, tak zwanych klatkach, w Kennington Park, w odległości krótkiego spaceru od stadionu The Oval, gdzie w 1873 roku Anglia rozegrała swój pierwszy mecz u siebie, ze Szkocją. Raheem Sterling dorastał w cieniu Wembley. Jeździł rowerem dookoła tego najważniejszego angielskiego obiektu piłkarskiego, a dziś ma tatuaż z sobą samym w koszulce z numerem 10, wpatrującym się w tenże stadion.
Podczas Euro 2020 Football Association opublikowała mapę prezentującą miejsca pochodzenia zawodników angielskiej kadry; zaznaczono na niej zespoły młodzieżowe i malutkie, lokalne kluby, z których wyszli reprezentanci powołani przez Southgate’a. Mniej więcej z tych samych obszarów pochodzili zawodnicy sprzed stu i więcej lat, gdy kolejne drużyny narodowe składały się z przedstawicieli klasy robotniczej. Pionierami futbolu w drugiej połowie XIX wieku byli wprawdzie ludzie lepiej urodzeni, dyscyplina ta szybko stała się jednak rozrywką dla mas, ludzi pracujących w przemyśle. Współczesnym odpowiednikiem przejścia od amatorstwa do zawodowstwa jest przemiana piłki jako sportu dla białych w sport zróżnicowany etnicznie, przeobrażenie się jej z dyscypliny zamkniętej, uprawianej niegdyś przez wąski krąg ludzi w otwartą, bardziej reprezentatywną dla ogółu społeczeństwa.
W książce nie podejmuję próby przedstawienia całych dziejów angielskiego futbolu ani rozwoju piłki klubowej. Nie zamierzam poświęcać tysięcy słów na opisywanie doskonale dzisiaj znanych kwestii. Interesują mnie one tylko o tyle, o ile możliwa jest ich reinterpretacja. Uważam, że opowiadanie tutaj historii Stanleya Matthewsa jest mniej ważne niż próba wyjaśnienia, dlaczego jego znakomite pokolenie nie osiągnęło niczego wielkiego na arenie międzynarodowej. Biografowie powinni próbować podważać konwencjonalną wiedzę. Ta książka stanowi efekt moich poszukiwań i badań, nie składa się wyłącznie z wypowiedzi innych osób, choć oczywiście nie brak w niej wywiadów. Losami reprezentacji Anglii zajmuję się zawodowo od 30 lat, przeprowadziłem więc niezliczone rozmowy z piłkarzami, trenerami i działaczami.
Podczas uroczystej kolacji wydanej przed Euro 2020 przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Piłkarskich siedziałem obok Belga Vincenta Kompany’ego. W trakcie rozmowy o mojej książce powiedziałem:
– Na ten moment wszystko, co mam, to jedno trofeum na całe 150 lat. Przydałoby się następne.
– To i tak o jedno więcej niż w naszym przypadku – odparł Kompany.
Tytuł mistrzów świata wywalczyli piłkarze ośmiu krajów. Anglia należy do tego grona. Po mistrzostwo Europy sięgnęło 11 państw (jeżeli liczyć osobno dzisiejsze Niemcy i RFN), ale nie ma w tym gronie Anglii. To wciąż niezaspokojone pragnienie.
Gdy Włosi triumfowali na Euro 2020, do mistrzostw świata w Katarze pozostawało 18 miesięcy. Tym samym zyskaliśmy gwarancję, że 55 lat bez tytułu przeciągnie się w przypadku angielskiej drużyny narodowej do co najmniej 56. Ludzie urodzeni po 30 lipca 1966 roku nie widzieli Anglików sięgających po puchar (gdy Bobby Moore odbierał z rąk królowej Puchar Rimeta, miałem zaledwie 18 miesięcy). Kiedy po półfinale mistrzostw świata w 2018 roku Anglia awansowała do finału Euro 2020, była to dobra wróżba.
Wieczorem 11 lipca 2021 roku maraton taneczny Anglików i Włochów na antenach BBC i ITV oglądało łącznie 31 milionów ludzi. W całej Anglii chciano, żeby „wyjątek” z 1966 roku wreszcie przestał być wyjątkiem.
Na stronie internetowej Players’ Tribune w dniu meczu finałowego Gary Lineker dał upust swojemu znużeniu – miał dość pułapki finału z 1966 roku. Lineker nazwał finał Euro 2020 „najważniejszym meczem, w który byłem zaangażowany, czy to jako zawodnik, czy jako komentator”. Następnie dodał: „Przyznam szczerze, że zdarzało mi się wątpić, czy będzie mi dane dożyć takiej chwili. Byłem za mały, żeby zapamiętać finał mistrzostw świata z 1966 roku i mam już po dziurki w nosie słuchania o tych zamierzchłych czasach – sorry, panowie!”.
Na finał Euro 2020 nie mogli dotrzeć Bobby Charlton, Roger Hunt i George Cohen, albo z powodów zdrowotnych, albo logistycznych. Hunt zmarł 79 dni później, w wieku 83 lat. Można powiedzieć, że tego dnia na Wembley ze starej gwardii ostał się już tylko Hurst. Anglia zdążyła już wcześniej na nowo zapałać miłością do reprezentacji. W 1/8 finału Anglicy pokonali Niemców w fazie pucharowej po raz pierwszy od 1966 roku.
„The Observer”, gazeta ukazująca się od 1791 roku (czyli jej pierwsze wydanie trafiło do sprzedaży 81 lat przed pierwszym meczem reprezentacji Anglii), pisał:
Gdy dziś wieczorem o 19.50 zespół Garetha Southgate’a wyjdzie na zieloną murawę Wembley, jedno zwycięstwo będzie mieć już w garści. W ostatnich tygodniach piłkarze konsekwentnie uosabiali to, czemu tak zajadle sprzeciwiają się dzisiejsi politycy: udowadniali, że patriotyzm nie musi być zakorzeniony w podziałach na nas i na nich, że prawdziwa patriotyczna duma bierze się z zasad i wartości, a nie z flag kupowanych na straganie. Zawodnicy pokazują, że w przyszłości naszą siłą nie będzie tęsknota za białą przeszłością, tylko celebrowanie różnorodnej teraźniejszości. Do boju, Harry, Raheemie, Declanie, Kalvinie, Anglio i Święty Jerzy!
UEFA promowała ten mecz jako starcie „Nowej Anglii” z Włochami; jak jednak wszyscy wiemy, w ostatecznym rozrachunku liczy się wynik. Kiedy Bukayo Saka nie wykorzystał jedenastki, a Kalvin Phillips rzucił się go pocieszać, niczym szalupa ratunkowa na zielonym morzu, odrodzenie Anglii pozostało zawieszone między „nigdy i zawsze” Eliota.
1 T.S. Eliot, Szepty nieśmiertelności. Poezje wybrane z komentarzem, przeł. K. Boczkowski, Kraków 2001, s. 163.
2 Gra słów – nazwisko Hurst różni się tylko jedną literą od słowa hurt, cierpienie (przyp. red.).
– Tatusiu, a co tam jest? – pyta mały chłopiec w spacerówce.
– Krykiet – odpowiada ojciec, mijając szybkim krokiem miejsce narodzin światowej piłki reprezentacyjnej.
Któregoś dnia ten chłopiec z Glasgow pozna prawdę. Przejdzie przez bramę, minie malutki ogród i przeczyta, co napisano na tabliczce umieszczonej na ścianie pawilonu:
Pierwszy w historii mecz drużyn narodowych
został rozegrany między Szkocją i Anglią
na stadionie West of Scotland Cricket Ground
w Hamilton Crescent w Glasgow
w Dzień Świętego Andrzeja, 30 listopada 1872 roku.
West of Scotland Cricket Ground to malowniczy owal otoczony eleganckimi domami z piaskowca. Niemal namacalna cisza i dojmujący spokój wywołują wrażenie, że to miejsce w jakiś sposób święte.
To na tej murawie oraz w pierwszych relacjach z tamtego meczu należy szukać korzeni światowej pasji do piłki nożnej, pozostającej do dziś ulubionym sportem na ziemi. Pierwsze oficjalne starcie Szkocji i Anglii stanowiło nie tylko początek wewnętrznej brytyjskiej rywalizacji, przedłużenie politycznych i kulturowych tarć między The Auld Enemies (Odwiecznymi Wrogami) – było również zalążkiem rozgrywek o tytuły mistrzów kraju, mistrzostw świata, mistrzostw Europy. To z tego ziarna zrodziły się turnieje, przy okazji których wielu ludzi doświadcza największych emocji w życiu.
Pierwszy mundial w 1930 roku, powstawanie europejskich potęg, narodziny futbolu w Ameryce Południowej i wielka Brazylia, reprezentacja Anglii z 1966 roku, piękny styl z lat 70., organizacja finałów mistrzostw świata w nowych miejscach, czyli w USA, Japonii i Korei Południowej, RPA, Rosji i Katarze – to wszystko zaczęło się na boisku do krykieta w West Endzie w Glasgow, nieopodal miejsca, w którym zamieszkał Steven Gerrard, legenda reprezentacji Anglii, gdy w 2018 roku objął stanowisko menedżera Glasgow Rangers. Wewnątrz pawilonu można obejrzeć odrestaurowane klasyczne meble z lat 70., klubowe komunikaty na tablicach, zdjęcia i różne pamiątki. To taki sam klub krykietowy jak wszystkie inne, tyle że był on świadkiem narodzin widowiska o globalnym zasięgu, skalą dorównującego igrzyskom olimpijskim.
Mecze Anglii ze Szkocją dały również początek pewnej zasadzie – starcia reprezentacji narodowych należą do ogółu ludności, drużyna narodowa to zespół wszystkich obywateli. Spotkania międzypaństwowe i futbol klubowy narodziły się w tym samym 1872 roku: najpierw 16 marca na stadionie Kennington Oval (obecnie The Oval) zespoły Wanderers i Royal Engineers wystąpiły w finale pierwszej edycji Pucharu Anglii. Kennington Oval to także boisko do krykieta. Piłkarze Engineers dali na nim przedsmak kombinacyjnej gry podaniami. Osiem miesięcy później do tego nowego, ciekawego turnieju klubowego dołączyły „oficjalne” mecze między Anglią i Szkocją.
W latach 1870–1872 Szkocja i Anglia rozegrały pięć spotkań, których nie uznaje się za oficjalne. Jak zapewnia mnie Guy Oliver z Muzeum FIFA w Zurychu, nie były one zwykłą kopaniną na trawie. Od pierwszego meczu z marca 1870 roku prasa postrzegała starcia Anglii ze Szkocją jako poważną rywalizację. Ukazująca się w Glasgow gazeta „Daily Herald” pisała o „wielkim meczu piłkarskim reprezentacji” na Kennington Oval, w którym zasady „pod każdym istotnym względem różniły się radykalnie od reguł rugby”. Nie można było biegać z piłką, nie można było dotykać jej ręką; wyjątek stanowił bramkarz, który i tak mógł korzystać z rąk „tylko w związku z próbą obrony strzału”.
W barwach Szkocji zagrali gracze Civil Service FC, Crusaders, Old Harrovian, Old Wykehamist, Old Etonians oraz Old Carthusians. Byli to Szkoci zamieszkali w południowej Anglii, przez co Charles W. Alcock, działacz angielskiej reprezentacji, mógł twierdzić, że mecze te nie były w pełni reprezentatywne dla szkockiej piłki. Jak wynika z ustaleń, mówił o tym tylko po to, by odeprzeć ataki wrogiej szkockiej frakcji rugbistów.
Pierwszy międzynarodowy mecz rugby odbył się w 1871 roku. Miłośnicy tej gry uważali, że przepisy mówiące o okrągłej piłce to zwykła próba przewrotu. Decydując o tym, że pierwsze „oficjalne” spotkanie odbędzie się w 1872 roku w Glasgow, Alcock de facto usankcjonował piłkę nożną w Szkocji. Szkoci mogli wreszcie powoływać zawodników ze swoich klubów – a w pierwszych dniach wyłącznie z jednego klubu – na północ od rzeki Tweed. Nie musieli już brać do reprezentacji mieszkańców Londynu, w których żyłach płynęła jakaś część szkockiej krwi. Tak oto dzięki meczowi z listopada 1872 roku piłka nożna zyskała w Szkocji status, z którym rugby nie było w stanie rywalizować.
Pasmo rozczarowujących wyników reprezentacji Anglii miało się rozpocząć już od jej pierwszego meczu. Bukmacherzy byli pewni, że Anglicy wygrają. „Szanse przemawiały mocno na rzecz »Johna Bulla«” – czytamy na ósmej stronie „Bell’s Life in London and Sporting Chronicle” z 7 grudnia 1872 roku (jakieś szczegóły na temat tego spotkania znalazły się też w popołudniowym wydaniu numeru, który ukazał się tydzień wcześniej). W obliczu szaleńczego naporu Anglików Szkocję uratowała „wspaniała gra w defensywie oraz taktyka przyjęta przez obrońców”. Co najmniej 2500 kibiców zapłaciło szylinga od głowy, a w zamian dostało wiele hałasu o nic i bezbramkowy remis.
W okresie 36 lat od tamtego pierwszego spotkania w Glasgow, czyli do 1908 roku, gdy Anglia po raz pierwszy w historii pojechała na mecz międzypaństwowy do Wiednia, Anglia, Szkocja, Irlandia i Walia stanowiły światową wylęgarnię koncepcji taktycznych, techniki, turniejów, przepisów. To tam nastąpiła demokratyzacja futbolu – piłka nożna opuściła mury elitarnych szkół prywatnych. Na Wyspach pojawili się również pierwsi właściciele i administratorzy, czyli pierwsi działacze.
West of Scotland Cricket Club od samego początku był klubem ambitnym, uważał się za szkocki odpowiednik słynnego MCC. To właśnie w Glasgow zakończyła się pierwsza angielska trasa australijskich krykiecistów. Z tytułu organizacji meczu piłkarskiego Anglia – Szkocja klub zarobił 1 funta i 10 szylingów, chętnie myślano tam więc o organizowaniu kolejnych wydarzeń tego typu. Dlatego na terenach West of Scotland w 1874 i 1876 roku reprezentacje te rozegrały dwa inne mecze, w obu zwyciężyła Szkocja.
Tak właśnie wyglądały mecze przed pierwszymi spotkaniami na Hampden Park, gdzie piłkarze drużyny angielskiej musieli stawić czoła tłumowi złożonemu z ponad 100 tysięcy Szkotów. Nie da się zrozumieć 150-letniej historii angielskiego futbolu bez wiedzy na temat tamtych pierwszych, formatywnych starć między „Kaledończykami” i „Angolami”, jak początkowo określały Anglików szkockie gazety. Producenci kronik filmowych Pathé zainteresowali się tym tematem na początku lat 20. XX wieku. Jeden z materiałów przedstawia 85 tysięcy kibiców na Hampden Park, którzy przyglądają się graczowi prowadzącemu piłkę z narożnika boiska pod czujnym okiem sędziów w wełnianych marynarkach.
Podobnie jak rugby, futbol zaczynał się od „walki o piłkę” i pogoni za napompowanym pęcherzem – była to gra oparta na fizycznej dominacji, odzwierciedlenie polityki i wojny. Ta charakterystyka prześladowała angielską piłkę przez półtora stulecia, chociaż nie zawsze rzetelnie oddawała rzeczywistość. Mimo wszystko do pierwszej wojny światowej jakiekolwiek boiskowe wyrafinowanie zdecydowanie ustępowało miejsca mięśniom i grze siłowej. W 1913 roku podczas meczu Szkocja – Anglia na stadionie Chelsea Hampton zaatakował barkiem bramkarza Szkotów Brownliego i wepchnął go do bramki. Frederick Wall, sekretarz generalny FA, zapewniał, że „nikt nie miał z tym problemu”, choć atak na bramkarza został zakazany w przepisach już w sezonie 1892/93. Wcześniej jeden gracz atakował ciałem bramkarza, a w tym czasie jego zespołowy kolega strzelał gola.
Pierwszym krokiem w kierunku odejścia od boiskowego bandytyzmu były przepisy z Cambridge University z 1863 roku, które zakazywały trzymania, popychania, podstawiania nóg i chwytania za łydki. W tamtym momencie futbol wszedł na mozolną drogę prowadzącą od destrukcji ku budowaniu.
W pierwszych, najczystszych latach piłki nożnej Anglików oskarżano o podejście sprowadzające się do fizycznego tłamszenia rywali, o swego rodzaju zapędy imperialne polegające na próbach wymuszenia poddaństwa. Mało kto chętnie to przyzna, prawda jest jednak taka, że Anglicy pierwsze lekcje techniki pobierali u Szkotów. To Kaledończycy zaczęli grać podaniami, podczas gdy Angole nadal stawiali na drybling.
Wielkim orędownikiem meczu z 1872 roku był wspomniany Charles William Alcock, w latach 1870–1895 sekretarz generalny Football Association, założonej 26 października 1863 roku we Freemasons’ Tavern nieopodal Lincoln’s Inn Fields w Londynie. Alcock w jednym z meczów ze Szkocją odgrywał rolę kapitana reprezentacji Anglii, strzelił gola w zremisowanym 2:2 spotkaniu, sędziował mecze finałowe Pucharu Anglii, a później redagował poczytny „Football Annual”. Pierwsi działacze piłkarscy szczycili się zarówno popisami na boisku, jak i pracą w komitetach, zajmowali się papierami i jednocześnie dbali o finanse niezbędne do rozkwitu drużyny narodowej. Najczęściej byli to konserwatywni prawnicy, kupcy, ludzie pobożni, więc jako tacy zabiegali o coś, czemu wiktoriańska mentalność przydawała najwyższą wartość: szacowność.
First Elevens. The Birth of International Football, książka autorstwa Andy’ego Mitchella, to najbardziej szczegółowa historia początków reprezentacyjnej piłki nożnej. Można w niej znaleźć potwierdzenie, że od samego zarania futbolu księgowość stanowiła swego rodzaju imperatyw moralny. Ludzie w wiktoriańskich marynarkach – a w zasadzie w wełnianych płaszczach – nieustannie rozmawiali o pieniądzach i nimi obracali. Przychody, które przyniósł mecz Anglia – Szkocja, musiały zrobić na nich wrażenie, więc wydatkami FA zarządzali niczym urzędnicy opisywani w powieściach Dickensa.
Wpływy z pierwszego w historii meczu reprezentacji przekroczyły 100 funtów, a zysk wyniósł 33 funty i 8 szylingów. Środki te stały się zalążkiem Funduszu Reprezentacji – sfinansowano z nich organizację spotkania rewanżowego, rozegranego w marcu 1873 roku na The Oval. Kobiety, które stawiły się „licznie”, wchodziły na stadion za darmo. Za dowód lukratywności meczów reprezentacyjnych niech starczy fakt, że klub West of Scotland, który zaczynał sezon z 8 funtami, kończył rozgrywki z nadwyżką 33 funtów.
Keeping Warm, szkic Williama Ralstona, ukazuje graczy reprezentacji Anglii, którzy palą fajki i cygara. Na głowach mają kaszkiety i cylindry, a nawet czapki bez daszka, tyle że z epoki wiktoriańskiej. Kolejne rysunki były zatytułowane The Auld Enemies i przedstawiały strzał z przewrotki, uderzenie głową, bramkarza szykującego się do interwencji, piłkę trafiającą w twarz kibica w cylindrze, a także wślizgi. Była to pierwsza wizualna forma reportażu sportowego. Pod koniec stulecia Ralston zasłynął swoimi szkicami politycznymi i społecznymi, publikowanymi na łamach „Punch”.
Naukowiec Alex Leese badał prace Ralstona z „The Graphic”, które opublikowano tam obok ilustracji na całą stronę przedstawiającej ludzi podziwiających zwierzęta w chlewie podczas Smithfield Club Cattle Show. Leese napisał: „[Szkocja] wystąpiła w swoich tradycyjnych barwach, czyli w granatowych koszulkach przyozdobionych herbem z lwem, zapożyczonym z Królewskiego Sztandaru Szkocji. Do tego dochodziły charakterystyczne czerwone kapelusze, przypominające nakrycia głowy noszone przez »królów piratów« oraz przemytników z początku XIX wieku. Anglia wystąpiła w białych koszulkach z wczesną wersją herbu z trzema lwami oraz w granatowych czapkach”.
Trzy lwy od samego początku były emblematem związanym z FA oraz angielską reprezentacją, choć – jak stwierdza pisarz Dominic Selwood – „angielskie lwy wyginęły jakieś 12–14 tysięcy lat temu”.
Te trzy stworzenia zostały po raz pierwszy zestawione razem na królewskiej pieczęci Ryszarda Lwie Serce z 1198 roku. Selwood pisał na łamach „The Spectator”: „Stanowią one część dawnej angielskiej machiny wojennej, ich korzenie sięgają bitew, które ukształtowały średniowieczną Europę i Bliski Wschód”.
Dla porządku – oto składy obu zespołów:
Szkocja: R. Gardner (Queen’s Park, kapitan) – bramkarz, potem napastnik, W. Ker (Granville, Queen’s Park) – obrońca, J. Taylor (Queen’s Park) – obrońca, J.J. Thomson (Queen’s Park) – pomocnik, J. Smith (South Norwood, Queen’s Park) – pomocnik, R. Smith (South Norwood, Queen’s Park) – napastnik, potem bramkarz, J.B. Weir (Queen’s Park) – napastnik, R. Leckie (Queen’s Park) – napastnik, A. Rhind (Queen’s Park) – napastnik, W.M. Mackinnon (Queen’s Park) – napastnik, D. Wotherspoon (Queen’s Park) – napastnik.
Anglia: R. Barker (Hertfordshire Rangers) – bramkarz, potem napastnik, E.H. Greenhalgh (Notts Club) – obrońca, R.C. Welch (Harrow Chequers, Wanderers) – pomocnik, F. Chappell (Oxford University) – łącznik3, C.J. Ottaway (Oxford University, kapitan) – napastnik, A.K. Smith (Oxford University) – napastnik, C.J. Chenery (Crystal Palace) – napastnik, J.C. Clegg (Sheffield) – napastnik, J. Brockbank (Cambridge University) – napastnik, W.J. Maynard (1st Surrey Rifles) – napastnik, potem bramkarz, C.J. Morice (Barnes) – napastnik.
Arbiter: W. Keay (honorowy skarbnik, Queen’s Park).
Sędziowie liniowi: C.W. Alcock (honorowy sekretarz FA), H.N. Smith (prezes Queen’s Park).
Barker był synem duchownego i inżynierem budownictwa. Ojciec Ernesta Harwooda Greenhalgha pracował jako koronkarz w Nottingham, a jego syn miał zostać w przyszłości właścicielem Field Mill, ziemi, na której znajdował się stadion Mansfield Town. Chappell był prawnikiem, rok później – z nieznanych powodów – zmienił nazwisko na Frederick Brunning Maddison. Brockbank ze Shrewsbury School oraz Cambridge w 1874 roku grał w krykieta w MCC, był również aktorem, posługiwał się pseudonimem scenicznym John Benn. Arnold Kirke Smith, który miał w przyszłości zostać pastorem, przed 1872 rokiem występował w nieoficjalnych meczach w drużynie narodowej Szkocji. Chenery w 1872 roku wyemigrował do Australii. Morice, działacz FA i członek Londyńskiej Giełdy Papierów Wartościowych, jest dzisiaj najbardziej znany jako pradziad aktorów Edwarda i Jamesa Foxów. Cuthbert Ottaway, pierwszy kapitan reprezentacji Anglii, to kolejny sportowiec utalentowany w wielu dziedzinach – odnosiło się wrażenie, że życie przychodzi mu z równą łatwością jak uprawianie różnorakich sportów.
Zebrali się tam zatem ludzie z wyższych sfer, choć w zespole byli i inni – Charlie Clegg, który wystąpił w meczu z 1872 roku, uskarżał się na wyczuwalny w szatni snobizm.
Wszystkie ówczesne sprawozdania podkreślały różnicę masy między oboma zespołami: Anglicy ważyli średnio 76 kilogramów, a Szkoci tylko 63 kilogramy. Stąd w karykaturalnym ujęciu przedstawiano tych drugich jako drużynę słabszą, złożoną z niemalże niedożywionych piłkarzy, którzy potędze Anglii przeciwstawiali szybkość i zwinność. „Zawodnicy szkoccy, choć drobnej budowy ciała, robili wrażenie nad wyraz żylastych i twardych, a przy tym (przynajmniej w zdecydowanej większości) należeli do tego samego klubu, w swoim towarzystwie czuli się jak w domu, doskonale wiedzieli, co mają robić” – pisano w „Bell’s Life”.
Szkocja wybrała rozpoczęcie meczu spod trybuny Pavilion End, ponieważ stamtąd boisko delikatnie opadało w kierunku bramki Anglików. Anglia zaczynała ośmioma napastnikami, jednym obrońcą, jednym pomocnikiem i bramkarzem4. Szkocja wystawiła sześciu napastników (w tym dwóch środkowych), dwóch pomocników, dwóch obrońców i bramkarza. Alcock pisał o „chaosie wokół piłki” i „ostrej indywidualnej rywalizacji”, a jednocześnie wyrażał zdumienie, że „armia 14 napastników nie potrafiła strzelić ani jednego gola”.
Po raz pierwszy bezbramkowy remis przedstawiano w kategoriach znakomitego widowiska. W „Bell’s Life” pisano o „świetnym pokazie futbolu w czysto naukowym sensie tego słowa, wielkiej determinacji zawodników obu drużyn narodowych, by pokonać przeciwnika”.
„The Scotsman” informował czytelników: „W pierwszej połowie meczu angielscy piłkarze nie najlepiej ze sobą współpracowali, ale już w drugiej części nie pozostawiali pod tym względem nic do życzenia”. Można powiedzieć, że to dokładna odwrotność słów, które jakże często padały z ust Svena-Görana Erikssona: „Pierwsza połowa dobra, druga połowa mniej dobra”.
Niektóre z prasowych relacji z 1872 roku pozostawały jednak nieco zachowawcze i chwaliły Anglików za łamanie stereotypów. Znów „Bell’s Life”: „Wszyscy zakładali, że piłkarze angielscy, znakomici indywidualnie, będą wykazywać braki w zakresie współpracy na boisku, ponieważ należą do tak wielu różnych klubów, ale nie trzeba było długo czekać, by te założenia zostały rozwiane niczym mgła w kontakcie ze słońcem”. W tym samym artykule czytamy, że dryblingi Ottawaya i A.K. Smitha „budziły powszechny podziw”. Na spotkanie Anglii ze Szkocją wysłano tych samych reporterów, którzy relacjonowali ligę rugby oraz mecz Oxfordu z Cambridge.
Wizerunek grającej zespołowo Szkocji oraz angielskiej drużyny złożonej z 11 popisujących się graczy trwał do momentu, gdy w reprezentacji Anglii zaczęli dominować piłkarze Corinthian F.C. i promować inteligentne podawanie piłki. Jak na mecz, o którym napisano w sumie tak niewiele, pierwsze starcie Szkocji i Anglii relacjonowano – niezwykle odważnie – jako wielki sukces organizacyjny oraz objawienie, po którym już nic nie będzie takie samo.
Alcock z satysfakcją przyjmował fakt, że udało mu się dopiec działaczom rugby, i wspominał, że „sprzeciw rywali dodawał działaniom promotorów energii” oraz że „FA naprawdę nie mogła liczyć na lepszą reklamę”. Piłka nożna otrzymała „olbrzymi impuls do rozwoju w całej zachodniej Szkocji”. Na północ od granicy Anglii „rugby zyskało groźnego rywala. Wszędzie powstawały prężnie działające kluby”.
W latach 70. XIX wieku po raz pierwszy ktoś spróbował podważyć przekonanie sympatyków rugby, że to właśnie ta dyscyplina – a nie futbol – jest sportem klas wyższych. Opór wobec piłki nożnej, traktowanej jako sport dla każdego, do dzisiaj da się wyczuć w niektórych kręgach klasy średniej oraz w systemie szkolnictwa prywatnego, gdzie wybór futbolu jako sportu numer jeden w programie nauczania oznacza, że w bardziej tradycyjnych, skłaniających się ku rugby placówkach na takiego kandydata patrzy się mniej przychylnie.
Cztery miesiące później, po meczu rewanżowym w Kennington, utworzono Scottish Football Association. W 1876 roku na stadionie krykietowym West of Scotland stawiła się reprezentacja Walii, by zagrać z gospodarzami. Kilka tygodni przed tym spotkaniem utworzono Welsh Football Association.
Wall pisał o sukcesie komercyjnym, wyśnionym i osiągniętym przez jego poprzedników: „Nieco ponad 50 lat później na Wembley przyszło prawie 90 tysięcy ludzi, a wpływy ze sprzedaży biletów sięgnęły 20 173 funtów. W 1933 roku na Hampden Park starcie tych dwóch drużyn przyciągnęło 136 259 kibiców”.
Pierwszy mecz dwóch reprezentacji stanowił precedens, taka atmosfera nie miała szans utrzymać się dłużej. Po zakończeniu spotkania wiwatowano na cześć obu zespołów, co współczesnemu kibicowi kojarzy się zapewne z komentarzem Alfa Ramseya, gdy na szkockim lotnisku Prestwick powitał go lokalny dziennikarz: „Chyba se, kurwa, jaja robisz” – rzucił Ramsey.
Dziennikarzy zebranych na terenie klubu krykietowego poinformowano, że późną zimą 1873 roku planowany jest mecz rewanżowy. Serdeczna atmosfera trwała również podczas kolacji w hotelu Carrick’s Royal przy George Square, gdzie wznoszono toasty na cześć wszelkich form tej gry, w tym na cześć reprezentacji Szkocji w rugby.
Reprezentacyjni pionierzy nie wytrwali w drużynie narodowej długo. Sześciu zawodników z wyjściowej jedenastki Anglii już nigdy więcej nie zagrało w tym zespole, co nie oznacza, że kadra straciła na wytworności. Dla tych, którzy uważają, że podział na klasy społeczne jest decydującym czynnikiem definiującym Anglię, nie będzie zaskoczeniem, że sir Charles Clegg, pochodzący „z rodziny całkowitych abstynentów” prawnik z Sheffield, zagrał w pierwszym meczu reprezentacji Anglii i potem tego żałował.
Dlaczego? Wall wyjaśniał to w pamiętnikach. O Cleggu pisał tak: „Z tamtego meczu zapamiętał, że znakomita większość graczy była snobami z południa, którzy nie chcieli nawet spojrzeć na jakiegoś tam prawnika z Sheffield. Nikt mu nie podawał, nikt się do niego nie odzywał. Pan Clegg także z nimi nie rozmawiał ani nie pragnął ich towarzystwa. Oni go nie rozumieli, a on źle się czuł w roztaczanej przez nich aurze wyższości. Po zakończeniu spotkania uznał, że już nigdy nie chce brać udziału w żadnym meczu reprezentacji”.
Życzeniu Clegga stało się zadość. Jego kariera reprezentacyjna dobiegła końca po jednym występie w drużynie narodowej. Pozostał jednak w kręgach piłkarskich, sędziował mecz Szkocja – Anglia w 1893 roku, później zaś został przewodniczącym FA, a w podziękowaniu za pracę na rzecz futbolu nadano mu tytuł szlachecki.
Nie mielibyśmy natłoku wspomnień związanych z finałami mistrzostw świata i mistrzostw Europy oraz budzących emocje meczów eliminacyjnych i baraży, gdyby nie tamten mecz w spokojnej części Glasgow w listopadzie 1872 roku. Poczucie uprzywilejowania wynikającego z dobrego urodzenia było obecne w angielskiej piłce reprezentacyjnej jeszcze przez jakieś 100 lat, a ślady tego przekonania można zauważyć do dzisiaj.
Sto czterdzieści lat później, w 2012 roku, podczas konferencji prasowej w Katarze, sir Dave Richards, ówczesny prezes Premier League, powiedział zebranym: „Anglia dała światu futbol. Pięćdziesiąt lat później pojawił się ktoś, kto nazwał nas kłamcami i ukradł nam piłkę. Mam na myśli FIFA”. Później Richards przepraszał za swoje „beztroskie” słowa.
Wyspiarski charakter futbolu oraz zaczątki tej wspaniałej koncepcji zrodziły się na stadionie krykietowym w Hamilton Crescent w Glasgow. Gdy podczas przełożonych finałów Euro 2020 Szkocja i Anglia remisowały bezbramkowo na Wembley, angielsko-szkocka unia realna z 1707 roku przeżywała największe trudności w swej 314-letniej historii. Duża autonomia szkockich władz i równie silne dążenia niepodległościowe Szkocji powodowały, że te dwa narody coraz bardziej się od siebie oddalały. Jeżeli chodzi jednak o futbol, ich dzieje nadal zdawały się nierozłączne.
3 W oryginale fly kick. Jonathan Wilson w Odwróconej piramidzie (w przekładzie Andrzeja Gomołyska) wyjaśnia, że w angielskiej drużynie wystąpili „dwaj pomocnicy – jeden klasyczny (half-back) i jeden o funkcji zbliżonej do łącznika ataku, znanego z terminologii rugby (fly-kick)” (przyp. red.).
4 Wilson w Odwróconej piramidzie opisuje ustawienie Anglików nieco inaczej: „składało się z bramkarza, jednego obrońcy, dwóch pomocników, czterech graczy oznaczonych po prostu jako »środek«, dwóch jako »lewa strona« i jednego jako »prawa strona«. Przy próbie odniesienia tego do współczesnej numeracji otrzymalibyśmy coś na kształt asymetrycznego 1-2-7, z mocniejszą lewą stroną” (przyp. red.).
Wieczór na parkiecie drogo kosztował wielu reprezentantów Anglii. Pierwszy oficjalny kapitan drużyny narodowej zapłacił za balowanie na mieście najwyższą cenę.
Wczesną wiosną 1878 roku Cuthbert John Ottaway, kapitan reprezentacji Anglii w pierwszym oficjalnym meczu drużyn narodowych, wrócił do domu przy Westbourne Place 34 w Londynie po nocy przetańczonej na mieście. Zaczęło go trząść, a wkrótce przeziębienie rozwinęło się w coś poważniejszego, co wyglądało na zapalenie płuc. Zmarł w domu 2 kwietnia 1878 roku, w wieku 27 lat. Zostawił 18-letnią żonę Marion, która była w szóstym miesiącu ciąży z ich córką, Lilian.
Najwszechstronniej uzdolniony sportowiec swoich czasów, pierwszy kapitan reprezentacji Anglii, został na długi czas zapomniany. Miejsce jego spoczynku odnaleziono dopiero w 2006 roku – nagrobek na cmentarzu Paddington Old w Londynie był gładki, napis nieczytelny. Kiedyś istniał poświęcony mu granitowy pomnik, lecz w latach 70. XX wieku został usunięty. Pracownicy cmentarza potrzebowali 20 minut na zebranie gruzu i ziemi z miejsca, w którym miał stanąć nowy pomnik ku czci legendarnego kapitana, odsłonięty w 2013 roku. Pamięć o Ottawayu uratowali jego biograf Michael Southwick oraz Paul McKay, fan reprezentacji Anglii, który zebrał 2500 funtów na nowy pomnik. „Większość ludzi nie ma pojęcia, kim był Cuthbert Ottaway” – stwierdził ten ostatni.
Fiksacja Anglików na punkcie opasek kapitańskich, zaciśniętych pięści i okrzyków zagrzewających do walki to fenomen XX-wieczny. W XIX wieku funkcja kapitana była honorowa, oznaczała coś w rodzaju szczytnego powołania, nie miała natomiast charakteru wojskowego przywództwa, czego w czasach brytyjskiego imperializmu można by w sumie oczekiwać. Od 1872 roku do Euro 2020 drużyna narodowa miała 125 kapitanów. Większość z nich nie pełniła żadnych szczególnych obowiązków, dopiero Billy Wright i Bobby Moore nadali tej funkcji powagę, jaką cieszą się mężowie stanu. Obaj w tej roli poprowadzili reprezentację Anglii po 90 razy.
Warto podkreślić, że żaden z nich nie krzyczał na partnerów ani nie bawił się w generała, co cechuje przecież kapitanów reprezentacji Anglii od lat 80. XX wieku aż do dzisiaj. Wybór zawodnika z opaską stanowi zresztą temat niekończącej się dyskusji. Moore był spokojnym liderem i grał tak, jak oczekiwał tego od innych. Wright deklarował, że kapitan „ma być liderem, a nie dyktatorem”.
Pół wieku później zagranicznym selekcjonerom reprezentacji Anglii – Svenowi-Göranowi Erikssonowi i Fabio Capello – nie udało się uciec od tej obsesji na punkcie wyboru kapitana. Pracowali zresztą w czasach nieustępliwych gwiazd Premier League, takich jak Steven Gerrard, John Terry, Frank Lampard czy David Beckham – pierwszy kapitan kadry i jednocześnie rozpoznawalny na całym świecie celebryta, o silnej pozycji zarówno w kraju, jak i poza nim.
Wymiana pamiątek z rywalami, asysta przy rzucie monetą, wpływ na wybór sprzętu i logistykę związaną z wyjazdami, rola łącznika między zespołem a selekcjonerem – tak mniej więcej prezentują się zadania kapitana w piłce nożnej. Inaczej wygląda to w krykiecie, gdzie na kapitanie spoczywają też niemałe obowiązki taktyczne. W futbolu funkcja ta nadal ma raczej symboliczny charakter, choć obecnie związane z nią tradycje nie sięgają pierwszych lat reprezentacji Anglii, a raczej czasów Wrighta i Moore’a.
Ottaway, dżentelmen i zawodnik Corinthian F.C., był kapitanem angielskiego zespołu w meczu ze Szkocją w 1872 roku, a potem ponownie dwa lata później – wystąpił w drużynie narodowej jedynie w tych dwóch spotkaniach. Charles Alcock, piłkarz, sędzia i pierwszy działacz FA, sprawował obowiązki kapitana we wszystkich nieoficjalnych meczach Anglii ze Szkocją. Później zostały one zdeprecjonowane i za początek historii reprezentacji uznano rok 1872. W efekcie to nie Alcock, a Ottaway zostanie po wsze czasy zapamiętany jako pierwszy kapitan angielskiej drużyny narodowej.
Równolegle z dwoma rozegranymi meczami w reprezentacji Ottaway prowadził wręcz niedorzecznie intensywne życie sportowe. Można powiedzieć, że kolekcjonował osiągnięcia. Urodził się w 1850 roku w Dover, jego rodzicami byli Jane i James Cuthbert Ottawayowie. Ottaway senior był chirurgiem, sędzią pokoju i burmistrzem. Jego syn uczył się w Eton, gdzie grał w krykieta w pierwszej drużynie i dwukrotnie wygrał z tym zespołem szkolne mistrzostwa. W 2021 roku Dover postanowiło go upamiętnić, udostępniając przystępne cenowo mieszkania w budynku nazwanym Ottaway House.
Studiował w Brasenose College w Oxfordzie, tej samej uczelni, z której wyszli William Webb Ellis, twórca rugby, Douglas Haig, pierwszy hrabia Haig5, który sprowadził śmierć na tak wielu ludzi na froncie zachodnim pierwszej wojny światowej, krykiecista Colin Cowdrey oraz William Golding. W pierwszych latach studiów grał w Marlow oraz w Crystal Palace w Pucharze Anglii, ponadto reprezentował uczelnię w tenisie, krykiecie, lekkiej atletyce i piłce nożnej. W 1873 roku dotarł do finału Pucharu Anglii, a rok później w nim triumfował.
Na zdjęciach z Brasenose można zobaczyć go w towarzystwie członków rodziny królewskiej i aktorek. Notesy angielskich krykiecistów – między innymi W.G. Grace’a – z zapiskami z trasy po Kanadzie i Stanach Zjednoczonych z 1872 roku pełne są wyników oraz „zanotowanych wyrażeń amerykańskich”. Pamiętniki Ottawaya wypełniają informacje o osiągnięciach sportowych. Nawet jak na ówczesne standardy wydawał się sportowym supermanem, brylował w pięciu dyscyplinach sportu, nauce i prawie, a przy tym był duszą londyńskiego towarzystwa.
W krótkim, acz jakże barwnym życiu od 1874 roku aż do śmierci pozostawał członkiem Garrick Club, w marcu 1875 roku został prawnikiem i jeszcze w tym samym roku wystąpił w barwach Old Etonians w swoim trzecim finale Pucharu Anglii6. Dopiero wtedy szczęście się od niego odwróciło. Na skutek poważnej kontuzji kostki musiał zakończyć karierę piłkarską, dalej grał natomiast w krykieta w klubie Middlesex. Wiktoriańska śmietanka towarzyska zapamiętała go przede wszystkim właśnie z krykieta.
6 kwietnia 1878 roku w „Bell’s Life in London and Sporting Chronicle”, w sekcji poświęconej krykietowi, pojawił się następujący akapit:
Czwartkowe gazety przyniosły wieści, które musiały zostać odebrane z największym smutkiem i żalem przez wszystkie osoby choć trochę zainteresowane krykietem i krykiecistami. Mamy na myśli śmierć pana Cuthberta Johna Ottawaya, którego nazwisko należy kojarzyć z niemal wszystkimi dyscyplinami sportu. Najbardziej słynął jednak ze swojej gry w krykieta i występów w czterech turniejach uniwersyteckich oraz innych meczach na najwyższym poziomie. Zostanie zapamiętany na wiele lat. Nie było wielu lepszych graczy defensywnych. Zaledwie kilka miesięcy temu ożenił się w Kanadzie z Kanadyjką.
Ottaway zdobył dwie setki w meczach pierwszej klasy, a w 1876 roku zajął czwarte miejsce w krajowym rankingu batsmanów z najlepszą średnią. W Kanadzie i Ameryce zaczynał wybicia wraz z W.G. Grace’em i stał za bramką. W 1916 roku na łamach „Wisden” w tekście poświęconym W.G. anonimowy zawodnik wspominał: „Gdy w 1872 roku Gentlemen of England grali w Kanadzie i w Stanach, było nam bardzo ciężko, ponieważ W.G. i Ottaway zdobywali zwykle setkę, zanim padła ich bramka. Wierzyliśmy, że nam też poszłoby dobrze, gdybyśmy tylko dostali szansę, ale gdy wreszcie nadchodził nasz czas, nie mogliśmy już zbyt wiele zdziałać”.
Funkcja kapitana reprezentacji Anglii w 1872 roku przypadła mu w związku z kontuzją Alcocka, której ten nabawił się, występując w Old Harrovians. Prawdopodobnie Ottaway został wybrany przez samego Alcocka, ponieważ to on podejmował wszystkie ważniejsze decyzje. W relacjach z meczu Szkocja – Anglia pojawiają się wzmianki o co najmniej jednym dryblingu Ottawaya, który porwał tłumy – to również ważny aspekt jego sławy. Został zapamiętany jako gracz dzięki swym śmiałym poczynaniom na boisku w Glasgow, a będąc kapitanem, dowiódł, że można mu powierzać odpowiedzialne funkcje.
Douglas Lamming, historyk futbolu, stwierdził: „Trudno sobie wyobrazić, by w tak tragicznie krótkim życiu dało się osiągnąć więcej”. Southwick, wspomniany już biograf, mówi dzisiaj: „Pytanie o to, kim był pierwszy kapitan reprezentacji Anglii, któregoś dnia po prostu pojawiło mi się w głowie bez żadnego konkretnego powodu. Pomyślałem, że raz-dwa sprawdzę to w internecie. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że na jego temat nie ma niemal żadnych informacji. Skoro prawie nic nie było o nim wiadomo, postanowiłem to ustalić”.
Podczas uroczystości na cmentarzu Paddington Old zebrani odśpiewali Abide With Me i z dumą patrzyli na prosty napis wyryty w marmurze:
Pamięci
CUTHBERTA
JOHNA
OTTAWAYA
Pierwszego kapitana
reprezentacji Anglii w piłce nożnej
i
jedynego dziecka
Jamesa Cuthberta i Jane Ottawayów
Ur. 19 lipca 1850 roku
Zm. 2 kwietnia 1878 roku
Uroczystości przewodziła pastorka Christine Cargill z parafii św. Anny, obecni byli również burmistrzyni Marlow (Ottaway grał w Marlow FC), przedstawiciele Old Etonian Association, radna Roxanne Mashari z samorządu Brent, działacze FA, kibice reprezentacji Anglii oraz inni fani.
Pastorka Cargill przepięknie mówiła o tym, jakim przykładem może być życie Ottawaya: „Spotkaliśmy się dzisiaj, by wspomnieć przed Bogiem naszego brata, Cuthberta Ottawaya. Chcemy podziękować za jego życie oraz wielki wkład w dorobek sportowy tego kraju. Wspominamy nie tylko jego osiągnięcia jako piłkarza reprezentacji, ale także dokonania w krykiecie, tenisie, biegach krótkodystansowych. Poza tym Ottaway był prawnikiem i miał rodzinę.
Oddajemy dzisiaj hołd człowiekowi niezwykle wszechstronnemu, który może nas inspirować, byśmy w pełni wykorzystywali nasz własny potencjał życiowy”.
Ottaway wysoko zawiesił poprzeczkę kolejnym kapitanom drużyny narodowej, tylko że przykład, który im dał, bardzo szybko poszedł w zapomnienie.
5 Douglas Haig był podczas pierwszej wojny światowej dowódcą Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych, oskarżanym o nadmierne szafowanie życiem żołnierzy podczas prób przełamania frontu (przyp. red. meryt.).
6 W poprzednich dwóch edycjach reprezentował barwy Oxfordu (przyp. red.).
Zdobywcą tysięcznej bramki dla reprezentacji Anglii został w 1960 roku uroczy londyńczyk Jimmy Greaves. Bramkę numer 2000 zdobył 51 lat później znacznie spokojniejszy i bardziej uniwersalny Gareth Barry. Pierwszego gola dla reprezentacji Anglii strzelił jednak pewien awanturnik, którego Michael Palin śmiało mógłby przedstawić w swoim serialu Nie ma mitu bez kitu.
Wielce Szacowny William Kenyon-Slaney urodził się w Radźkot w stanie Gudźarat w Indiach, lecz jego historyczny gol miał więcej wspólnego z imperializmem niż z różnorodnością. W rozegranym 8 marca 1873 roku na Kennington Oval rewanżowym meczu Szkocji z Anglią Kenyon-Slaney reprezentował krykiecistów z Household Brigade, która – wbrew nazwie – nie była drużyną dla służby. Poza tym grał w piłkę na uniwersytecie w Oxfordzie, a także w Old Etonians, Oxford University oraz w Wanderers, z którym to zespołem triumfował w Pucharze Anglii.
W 1873 roku – podobnie jak w roku 1966 – mecz będący jednym z kamieni milowych angielskiego futbolu zakończył się wynikiem 4:2, a Kenyon-Slaney odegrał w nim rolę nieco bardziej eleganckiego poprzednika Geoffa Hursta. „Bell’s Life” donosił: „Kapitan Kenyon-Slaney oddał nieocenione usługi reprezentacji Anglii”.
Pierwsi bohaterowie drużyny narodowej zyskali nieśmiertelność jako utalentowani herosi sportu, którzy brylowali we wszystkich dyscyplinach letnich i zimowych. Druga możliwa interpretacja jest taka, że byli to ludzie z niesamowicie uprzywilejowanych sfer i korzystali z czasu, jaki mieli do dyspozycji w najlepszych angielskich prywatnych szkołach, więc można zaryzykować stwierdzenie, że byli protoplastami dzisiejszych absolwentów szkółek piłkarskich w Premier League. Organizowano, co prawda, mecze testowe, ale tak naprawdę selekcja do reprezentacji odbywała się metodą „na zaproszenie”.
Reprezentanci Anglii w epoce wiktoriańskiej musieli zwrócić na siebie uwagę ówczesnego selekcjonera, czyli wszędobylskiego Charlesa Alcocka. Jako że w FA, nowo tworzonych klubach amatorskich oraz w Pucharze Anglii dominowali wywodzący się z tych samych kręgów ludzie z wyższych sfer, ustosunkowany i w miarę dobry piłkarz dostawał przynajmniej jedną szansę występu w narodowych barwach.
Kenyon-Slaney, który w meczu z 1873 roku strzelił dwa gole, grał w krykieta także w klubach MCC i Shropshire, służył jako oficer w Grenadier Guards, a ponadto w latach 1886–1908 był parlamentarzystą z Newport (Shropshire). Gdy dwa razy trafiał do bramki Szkocji na Kennington Oval, miał 25 lat. Dziewięć lat później został wysłany na misję wojskową do Egiptu, by „przemówić do rozsądku Urabiemu Paszy i jego zwolennikom”. Brał udział w bitwie pod Tel-el-Kebir.
Uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrzu i sporo polował, a przy tym dość często miewał wypadki. Jego życie stanowiło pasmo przypadłości typowych dla ówczesnej wiktoriańskiej elity. Podczas polowania stempel przebił mu palec, ponieważ wybuchła nabijana przez niego broń. Innym razem oberwał kawałkiem śrutu w oko. Ponadto miał problemy z podagrą, choć, jak napisano w jego biografii z 1909 roku, „nigdy nie dawał po sobie poznać, że coś mu dolega”.
Podobnie jak wielu ówczesnych dżentelmenów z angielskiej wsi, Kenyon-Slaney „zachwycał się przyrodą”, co w praktyce oznaczało, że stanowił śmiertelne zagrożenie dla zwierząt. Brał udział w polowaniach z psami, był też fanatycznym miłośnikiem polowania na jelenie. Bólem się nie przejmował, choć najbardziej zmagał się z nim w 1893 roku, gdy podczas polowania na bażanty w Burwarton upadł i uszkodził sobie rzepkę. Walter Durnford, redaktor wspomnień Kenyona-Slaneya, zatytułowanych Memoir of Colonel the Right Hon. William Kenyon-Slaney, M.P., tak pisał o jego kontuzjowanym kolanie: „Wszyscy uznali, że było osłabione przez jakiś dawny uraz, prawdopodobnie z boisk piłkarskich, a teraz nie wytrzymało nagłego obciążenia”.
Jeżeli diagnoza Durnforda była słuszna, to Kenyon-Slaney został nie tylko pierwszym strzelcem gola dla reprezentacji Anglii, ale także pierwszym zawodnikiem, który karierę reprezentacyjną przypłacił długotrwałym urazem. Po upadku w Burwarton już do końca życia kulał, ale „dzięki determinacji nadal brał udział w całodziennym tropieniu i polowaniach. (…) Futbol jest, co prawda, uważany za grę brutalną, (…) wydaje się jednak, że był jedyną dyscypliną, w której Kenyon-Slaney nie miał mniej lub bardziej poważnego wypadku”.
Nieśmiertelność w historii angielskiej piłki zapewnił sobie jednym meczem. Gdzieniegdzie pierwszego gola dla reprezentacji Anglii przypisuje się Alexandrowi Bonsorowi, lecz według relacji prasowych z tego spotkania autorem premierowego trafienia był Kenyon-Slaney. Anglia wygrała 4:2.
Na Kennington 149 lat temu gazety wieściły drugi przełom w futbolu reprezentacyjnym. W tydzień po triumfie Anglii w prasie ukazały się obszerne relacje z meczu, a szczegółowy opis zdarzeń mieszał się w nich z czymś, co należałoby raczej nazwać prozą. „Przed rozpoczęciem spotkania spadło trochę deszczu, to były lekkie opady typowe dla kwietnia, ale tuż przed pierwszym gwizdkiem na niebie pojawiło się mocne słońce. Bóg deszczu wstrzymywał się z tej okazji jeszcze długo po tym, jak zawodnicy gospodarzy i gości opuścili słynny stadion krykietowy w Surrey”.
Jakiś mniej pobłażliwy redaktor mógłby śmiało usunąć „boga deszczu” z tego tekstu, ale nie pozostaje nam nic innego, jak dopatrzeć się w tym wielkiego podziwu dla faktu, że futbol reprezentacyjny rzucił rękawicę krykietowi i rugby. „Bell’s Life” zapewniał: „Jeżeli potrzeba jakichś dowodów, że ta zimowa gra cieszy się coraz większą popularnością wśród fanów krykieta, to tym razem dostarczono ich chyba wystarczająco wiele, żeby przekonać nawet największych sceptyków – o ile tylko dopisuje pogoda, futbol staje się jedną z naszych ulubionych rozrywek”.
Szkoci nie mieli jeszcze wówczas związku piłkarskiego, więc w skład reprezentacji po raz drugi weszli głównie piłkarze Queen’s Park, choć udało się zebrać pieniądze na podróż tylko siedmiu z nich. Byli to Robert Gardner, J.J. Thomson, William Ker, William Mackinnon, David Wotherspoon, Joseph Taylor i William Gibb, do tego dochodził arbiter Archibald Rae. Zespół uzupełnili czterej Szkoci zamieszkali w Londynie: Robert Smith, John Edward Blackburn (który zagrał w szkarłatno-czarnym fezie na głowie), Henry Waugh Renny-Tailyour oraz charyzmatyczny Arthur Kinnaird, później przez 33 lata przewodniczący FA, który w tym meczu wystąpił w spodniach do kolan, a nie w typowych dla niego białych flanelach. Na stadion przyszło około trzech tysięcy kibiców.
Kenyon-Slaney strzelił gole w 2. i w 50. minucie. Ech, gdyby tylko były to piękne uderzenia z dystansu, po których podkręcona piłka wpada do bramki, co wieńczyłoby dramatyczne okoliczności pierwszego wygranego meczu Anglików. Tak się jednak nie stało – w obu przypadkach były to standardowe wykończenia po dośrodkowaniu. W ten sposób narodził się typowo angielski gol po stałym fragmencie gry. „Już po minucie od rozpoczęcia rywalizacji Howell (…) posłał piłkę na połowę Szkotów, a potem po celnym dośrodkowaniu kapitan Kenyon-Slaney umieścił ją między słupkami bramki rywala”.
Szkoci ruszyli do kontrataków, w których prym wiódł Arthur Kinnaird („filar swojej drużyny”), ale Anglicy nie pozostali dłużni rywalom. Bonsor posłał piłkę do Kenyona-Slaneya, a ten ponownie rozprawił się z nią niczym z jakimś bażantem. Następnie bramkarz Szkocji obronił „cztery czy pięć” trudnych strzałów, ale w końcu Chenery strzelił gola i dał gospodarzom bezpieczne prowadzenie. „Nie pamiętamy tak ekscytującego meczu piłkarskiego w Londynie” – zachwycano się w „Bell’s Life”.
Chwalono Kenyona-Slaneya, Roberta Vidala oraz „znakomitą grę [Alfreda] Goodwyna i Leonarda Howella. Świetnie przy piłce odnajdywał się [William, brat Charlesa] Clegg z Sheffield, poniżej oczekiwań natomiast zagrał Greenhalgh, piłkarz Nottingham. Był to ostatni mecz Greenhalgha i jednocześnie debiut piłkarza o egzotycznym nazwisku, Pelhama George’a von Donopa. Później von Donop został ojcem chrzestnym P.G. Wodehouse’a, który właśnie na jego cześć otrzymał imię Pelham.
W 1957 roku Wodehouse pisał: „Jeśli mam szczerze powiedzieć, czy podoba mi się, że nazywam się Pelham Grenville Wodehouse, to muszę stwierdzić, że nie. (…) Imię to otrzymałem po ojcu chrzestnym, po którym został mi tylko mały srebrny kubek, choć i tak zgubiłem go w 1897 roku”. Chcąc uciec od imienia Pelham, ten wybitny powieściopisarz i komik prosił, by przyjaciele i rodzina mówili o nim „Plum”.
Sam Donop również nie prowadził zwykłego życia. W 1882 roku wystąpił w turnieju tenisowym na Wimbledonie, a w Royal Engineers, królewskich wojskach inżynieryjnych, dosłużył się stopnia podpułkownika. Pierwsi reprezentanci Anglii w piłce nożnej nie byli najlepszymi piłkarzami, ale później nadrabiali to w swoich biograficznych przechwałkach.
Tego wieczoru ludzie z FA zaprosili Szkotów na kolację we Freemasons’ Tavern, tej samej, w której doszło do narodzin angielskiej federacji piłkarskiej. Alcock, człowiek wszechstronny, tym razem pełnił obowiązki „wiceorganizatora” imprezy. Poniższe rachunki stanowią kolejny dowód na to, że piłka reprezentacyjna okazała się kurą znoszącą złote jaja.
Przychód ze sprzedaży biletów w dniu meczu wyniósł 99 funtów i 12 szylingów, poza tym w przedsprzedaży sprzedano bilety za 6 funtów.
Przychody ogółem: 106 funtów 1 szyling
Wynajem stadionu: 10 funtów
Koszty obsługi stadionu: 2 funty
Wynajem namiotu: 1 funt
Druk plakatów: 1 funt 5 szylingów
Rozwieszanie plakatów: 12 szylingów
Drukowanie kart: 10 szylingów 6 pensów
Piłka: 12 szylingów 6 pensów
Policja: 17 szylingów 6 pensów
Lunch dla reprezentacji Szkocji: 2 funty 12 szylingów 6 pensów
Kolacja dla reprezentacji Szkocji: 13 funtów 2 szylingi
Pozostała kwota 73 funtów 8 szylingów i 6 pensów trafiła do FA.
Futbol był sportem przyszłości. W 1935 roku sir Frederick Wall pisał: „Jakieś 70 lat temu osoby uprawiające piłkę nożną powszechnie uważano za niegroźnych wariatów. Ludzie wzruszali ramionami i mówili: »Zaszkodzić mogą wyłącznie sobie, a im mniej wariatów, tym lepiej«”. Uwagi Walla nawiązują do brutalności wczesnego futbolu, był to bowiem wówczas sport bardzo kontaktowy i pod tym względem nie różnił się zbytnio od rugby.
Wall uważał, że najpilniejszym zadaniem FA jest opracowanie „przepisów, według których obecnie większość cywilizowanych krajów świata gra w to, co ja chciałbym nazywać »naszą grą«”. Był już 1935 rok, a Wall nadal nazywał futbol „naszą grą”. Gdy wrogowie futbolu zrzeszeni w środowisku rugby wciąż publicznie dawali wyraz pogardy dla tego sportu, Kinnaird – który był wówczas również Lordem Wysokim Komisarzem Zgromadzenia Ogólnego Kościoła Szkocji – powiedział: „Uważam, że wszyscy rozsądnie myślący ludzie mają powody, by dziękować Bogu za rozwój tej popularnej w całym kraju gry”.
W latach 1872–1914 futbol zadomowił się na Wyspach jako sport zimowy. Szybciej niż rugby wychodził poza wyższe warstwy społeczne i zyskiwał popularność w klasie robotniczej w miastach, gdzie zawodowa piłka musiała walczyć o prawo bytu z piłką amatorską, ponieważ w metropoliach sport ten miał charakter rozrywki, a nie biznesu. W rugby obowiązywał wyraźny podział na grę amatorską i zawodową, futbol natomiast kształtował się przede wszystkim pod wpływem gwałtownego rozrostu miasteczek i miast połączonych koleją. Fabryki, puby i społeczności lokalne stanowiły żyzny grunt dla koncepcji klubowej piłki nożnej. W 1888 roku utworzono Football League i to ona dała początek regularnej rywalizacji między klubami, a także doprowadziła do tego, że piłkarzom zaczęto płacić za grę. Pojawienie się ligi oznaczało początek końca piłki amatorskiej.
Pionierzy futbolu niechętnie traktowali osoby spoza swego kręgu, ale nie oznacza to, że spoczywali na laurach. Już przed pierwszą wojną światową pojawiła się teoria, że kiedy do piłkarskiego pociągu wsiądą kraje łacińskie, Brytyjczycy będą mieli kłopot. Wall zacytował w tym kontekście słowa piłkarskiego mędrca, R.W. Seeldrayersa: „Uważał, że ludzie z krajów łacińskich szybko myślą, szybko działają, a przy tym są bystrzy i śmiali we wszystkim, co przypadnie im do gustu”.
Tak oto futbol zaprzęgnięto w służbę niesienia kaganka oświaty innym narodom – miał być to kolejny dowód, że Anglia otrzymała od Boga rolę nauczyciela i dobroczyńcy dla innych, mniej uprzywilejowanych krajów. W czasach przedwojennych piłka prowincjonalna i reprezentacyjna realizowały tę misję wspólnymi siłami. Wall ujmował to również tak: „Futbol stał się źródłem braterstwa narodowego. Wielka Brytania dała światu rozrywkę, która spodobała się całej ludzkości”. Obsesja na punkcie bycia ojczyzną futbolu miała stanowić później ciężar dla kolejnych pokoleń piłkarzy.
Mecze z 1872 i 1873 roku do dzisiaj są uważane za początek globalnej manii, elitarny społecznie charakter tamtej epoki natomiast przeszedł już do historii tego sportu. Gdy piłka nożna była domeną wyższych sfer, uprawiali ją księża, maklerzy, prawnicy i włodarze miast. Wall, który w ramach przygotowań do meczów zjadał „porządny stek na lunch”, należał do pokolenia, które wniosło do piłki swoje wartości i poglądy polityczne.
Metodą prób i błędów, a także na skutek presji płynącej z innych części kraju futbol zaczął ewoluować poza dotychczasową, pierwotną postać gry reprezentacji Anglii, na którą składały się drybling i akcje przeprowadzane w pojedynkę. Doszło do batalii między admiratorami indywidualizmu a zwolennikami gry kolektywnej. Spór ten jest zresztą widoczny do dzisiaj.