Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"W razie wątpliwości - bądź sobą" opowiada o współczesnych kobiecie, żonie, matce i business woman. Wiedzie one życie wypełnione po brzegi pasmem nie kończących się sukcesów... Brzmi dobrze? Tylko w teorii.
W praktyce bohaterka jest zaganianą samozatrudnioną. Niewątpliwie na co dzień zmaga się z trudami życia. Z pewnością jest narażona na zdrowotny uszczerbek wskutek nasilającej się burzy hormonalnej syna – nastolatka. Dlatego nieustannie jest wystawiana na ryzyko pedagogicznego seppuku przez jego rezolutnego młodszego brata. Bohaterka bezskutecznie walczy o ład i estetykę przestrzeni domowej i wciąż naiwnie wierzy w talię osy po czterdziestym roku życia...
jest żartobliwą, pełną pasji opowieścią o zmaganiach z codziennością. Książka jest podszyta dystansem do świata i jednocześnie bezlitośnie demaskuje wyobrażenia współczesnej kobiety na temat idealnego życia. Dotyczy to różnych jego aspektów: pracy, relacji, urody, kariery czy macierzyństwa. Jest to pozycja wręcz obowiązkowa dla wszystkich (nie) perfekcyjnych żon, matek i kobiet biznesu. Wszystko po to aby wiedziały, że jest ktoś, kto empirycznie doświadczył, że można żyć bardzo nieidealnie i w wyniku przeprowadzonych badań odczuł wielką ulgę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 95
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
5 listopada, wtorek
— Dziś jest pierwszy dzień reszty mojego życia! — krzyknęłam przed lustrem, uśmiechając się w myślach do przebiegłego planu, który skrupulatnie ułożyłam i osobiście zatwierdziłam na cały tak cudownie rozpoczęty poranek. Postanowiłam opracować Plan Reszty Życia.
A że na zegarku dochodziła jedenasta, należało się pospieszyć.
OK — pomyślałam — nic złego się nie dzieje. Trochę późno zaczynasz, Maleńka, ale w gruncie rzeczy przed tobą sprawy ważne, bardzo ważne, w zasadzie fundamentalne, a w tych — jak wiadomo —
pośpiech jest złym doradcą.
A zatem do dzieła. Należało ową resztę życia, którą właśnie dziś inaugurowałam, rozpocząć jakoś zmyślnie i nie roztrwonić na bzdury.
Ułożyłam harmonogram pierwszego dnia, a że plan wydał mi się niesamowicie twórczy i konstruktywny, spisałam go w formie poradnika, żeby inne silne i niezależne kobiety mogły skorzystać z gotowca.
Po pierwsze — uczcij swój pierwszy dzień reszty życia. Kiedy rodzi się człowiek, wszyscy świętują. To zatem wyjątkowa okazja, żebyś mogła uczcić własny początek, bo kiedy rodziłaś się na serio, świętowali w zasadzie wszyscy oprócz ciebie. Tym razem nie zrób błędu — masz niebywałą okazję być na własnym pępkowym. Przygotuj wino i coś słodkiego. W końcu rodzi się nie kto inny, tylko nowa ty. W takim momencie nie będziesz przecież liczyć kalorii. Zresztą niemowlęta muszą jeść, żeby się prawidłowo rozwijać. Najwyżej, niczym położne w przypadku bobasów na porodówce, będziesz regularnie kontrolować swoją wagę.
Po drugie — kup sobie nowy ciuch. Jeśli akurat trwa twoje pępkowe i po kilku lampkach wina nie za bardzo masz jak wyruszyć z domu na zakupy, odpal Internet i daj się ponieść! Wiesz, ile nowy człowiek potrzebuje odzieży? Przebiera się co najmniej kilka razy dziennie, bo albo mu się uleje, albo siusiu zboczy z trasy, albo bobas najzwyczajniej w świecie urośnie. Dlatego nie oszczędzaj na sobie.
Być może już nigdy więcej nie będziesz miała takich potrzeb odzieżowych, jakie masz w tym szczególnym momencie. Tak, szpilki też mogą być. Wprawdzie niemowlęta nie stosują, ale przecież, kurza
stopa, kiedyś wyrastają na kobiety. Przynajmniej te, które urodziły się dziewczynkami.
Po trzecie — dużo odpoczywaj. O tak, nie obwiniaj się za sen, sen od pierwszych chwil życia wywiera zbawienny wpływ na życie człowieka.
Zmęczona świętowaniem swoich narodzin? Odpocznij. Wyczerpujące zakupy w sieci? Zdrzemnij się. W czasie snu przeciętny dorosły człowiek spala około siedemdziesięciu kalorii. Dlatego bez żadnych wyrzutów możesz nadrobić straty jakąś przekąską po przebudzeniu, najlepiej taką, która będzie korespondować z wytrawnym winem i czekoladkami. Wiadomo, żeby ci się nie ulało.
Po czwarte — nie tłum emocji. Jest ci zimno, zrobiłaś się głodna, mąż zapomniał o rocznicy, waga pokazuje za dużo kilogramów — płacz, głośno i donośnie. Niech każdy wie, że oto dziś jest pierwszy dzień reszty twojego życia i że jesteś na tym świecie. Gdy rodziłaś się naprawdę, też darłaś się na cały szpital położniczy i nikt nie czuł do ciebie urazy. Dlaczego nie powtórzyć taktyki? Na wszelki wypadek rycz i obserwuj reakcje.
Plan wydawał się genialny, więc postanowiłam wdrożyć go w całości.
I tak minął pierwszy dzień reszty mojego życia. Spłakana, spłukana, objedzona słodyczami i nietrzeźwa rzuciłam się w objęcia Morfeusza, mimo że trzeci punkt harmonogramu wychodził mi już bokiem.
Na szczęście jutro znów mam szansę. Licząc barany, przemyślę dokładnie, jak uczcić kolejny pierwszy dzień reszty mojego życia.
13 listopada, środa
— Mamooo, a wiesz? Jednak świetnie, że chodzę na te szachy! — taki wywód snuje w drodze ze szkoły moja młodsza latorośl, zdzierając przy tym o betonowy chodnik czubki nowiutkich butów
przewidzianych na cały sezon zimowy. — Naprawdę warto! —
dorzuca, jakby chcąc zagłuszyć odgłosy masakry popełnianej z każdym krokiem na świeżo zakupionym obuwiu.
Nic to buty, nic czubki. Tym razem nie słyszę, nie dostrzegam. Poziom endorfin w moim organizmie przekroczył dopuszczalne normy, twarz łagodnieje, a kręgosłup napina się z dumą jak struna w gitarze akustycznej.
On powiedział, że ŚWIETNIE! Że WARTO!
Wiedziałam. Wiedziałam, że jeszcze odkryje w sobie pasję, że zrozumie, ile korzyści osiąga siedmioletnie dziecko, zasiadając do kratkowanej planszy z opracowaną w pocie czoła strategią wojny na drewniane figurki! Wzrost IQ, progresja rozwoju wyobraźni, poszerzenie umiejętności matematycznych, a nawet zbawienny wpływ na sferę językową — to wszystko obiecywali guru polskiej myśli psychologicznej rodzicom brodzącym w gąszczu zajęć dodatkowych dla nieletnich intelektualistów. No i proszę! Efekty już są, nie trzeba było długo czekać! Mój potomek tak drastycznie poszerzył swoje horyzonty, że po zaledwie dwóch miesiącach zajęć sam konstruktywnie przeanalizował sytuację i wyciągnął słuszne wnioski!
Suniemy teraz w stronę domu. Ja – dryfując w myślach po bezkresnych przestrzeniach genialnego umysłu mojego urwipołcia, on
– głośno szurając i zahaczając przy tym podeszwą o zwłoki rozjechanego gołębia w stanie głębokiego rozkładu.
— A wiesz, dlaczego lubię te szachy? — wyrywa mnie z zadumy nad geniuszem potomka głos gołębiego profanatora. — Bo po każdych zajęciach pani daje nam cukierki! Niestety coca-colowe już się skończyły, ale są jeszcze karmelowe, też dobre! — ciągnie wywód syn szachista.
Poczułam się jak hetman skoszony bez uprzedzenia przez szeregowego pionka.
No i pięknie, matka. No i pięknie.
Szach-mat!
— Kochanie, może jednak kupimy psa? Podobno badania dowodzą, że dziewięcioro na dziesięcioro dzieci w wieku szkolnym wychowywanych w towarzystwie zwierząt osiągało ponadprzeciętne wyniki w nauce. To chyba wystarczająco silne uzasadnienie. Nie zależy ci na rozwoju twoich synów?
— Ależ zależy. Tylko że ja z kolei czytałem, iż zgodnie z wynikami badań amerykańskich naukowców u dziewięciu na dziesięciu mężczyzn posiadających psa poziom satysfakcji z życia osobistego ulegał dynamicznemu obniżeniu wskutek przelania uczuć małżonki na zwierzę. Ponadto u sześciu na dziesięciu mężczyzn całkowitej degradacji ulegało ich życie intymne z powodu dzielenia sypialni z czworonogiem, któremu zapatrzone weń partnerki po14
zwalały spać w łóżku i który zwykle zajmował przestrzeń pomiędzy małżonkami, uniemożliwiając jakiekolwiek zbliżenie. W niezależnych periodykach odnalazłem ostatnio ciekawy artykuł, w którym autorzy
— kadra profesorska czołowych europejskich uczelni — przytaczała statystyki mówiące o tym, że w przypadku ośmiu na dziesięć mał-żeństw zakończonych rozwodem partnerka cieplej wypowiadała się o swoim zwierzęciu niż o małżonku, podczas gdy dziewięćdziesiąt procent ankietowanych par wskazywało, że początek ich kłopotów małżeńskich zbiegał się z momentem przygarnięcia pupila.
Przypadek? Nie sądzę. Naprawdę, kochanie, dla kilku piątek w szkolnym dzienniku jesteś w stanie poświęcić nasz związek?