56,00 zł
Wiersze znane i nieznane, śpiewane i nieśpiewane, już publikowane i całkowicie premierowe!
Wiersze mniejsze. Wiersze większe. Liryczne, satyryczne, dramatyczne, polityczne, rodzinne, osobiste, dla chłopców i dla dziewcząt. Dla maturzystów, studentów, początkujących i zaawansowanych koneserów polszczyzny.
W zbiorze zgromadzone są zarówno teksty, które ukazywały się w niewielkich tomikach redagowanych przez Osiecką w latach 60., 70. i 80., jak i wiersze nigdy dotąd niepublikowane, a odkryte podczas pracy Fundacji Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej nad katalogowaniem archiwum Autorki. Czytelnik znajdzie tu też teksty piosenek, których Osiecka była mistrzynią.
W wielu tekstach słychać typowe dla Osieckiej poczucie humoru, gry językowe, elementy zabawy, ale i nuty sentymentalne. Konsultantami przy wyborze wierszy byli: Magda Umer, Jan Borkowski oraz rodzina Poetki.
Agnieszka Osiecka (1936-1997)
Poetka, pisarka, dziennikarka, autorka tekstów piosenek, reżyser teatralny i telewizyjny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 382
Copyright © Agata Passent, 2009
Wybór i przygotowanie
Marta Dobromirska-Passent
Wstęp i opracowanie
Jarosław Klejnocki
Korekta
Grażyna Nawrocka
Fundacja wyraża podziękowanie pani Magdzie Umer
i panu Maciejowi Łyszkiewiczowi
za przekazanie kilku nieznanych wierszy Poetki.
Projekt okładki
Maria Bożycka
Autorzy i źródła zdjęć:
Andrzej Zborski/Fotonova, Zygmunt Samosiuk,
Archiwum Fundacji Okularnicy
im. Agnieszki Osieckiej
Książka powstała we współpracy
z Fundacją Okularnicy
im. Agnieszki Osieckiej
ISBN 978-83-8234-573-5
Warszawa 2020
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
Ul. Rzymowskiego 28, 02-651 Warszawa
Nie narzekajmy na klimat
A KIEDY BĘDĘ GOTÓW DO DROGI1
A może to tak,
a może to tak,
– tak właśnie miało być?
A może to tak,
a może to tak,
tak właśnie trzeba żyć?
A może to już,
a może to już,
a może to już wszystko?
A może to już,
a może to już,
do celu całkiem blisko...
A kiedy będę gotów do drogi,
walizkę sznurem przewiążę,
z tobą zostawię mój pałac ubogi,
księżyca złoty pieniążek.
A kiedy będę gotów do drogi,
daruję ci przestrzeń i czas,
a kiedy będę gotów do drogi,
zawrócę od progu nieraz...
nieraz... nieraz...
Bo może to tak,
bo może to tak –
tak właśnie miało być,
bo może to tak,
bo może to tak,
tak właśnie trzeba żyć.
A może tak jest,
a może tak jest,
a może tak jest w niebie –
na pewno to tak,
na pewno to tak,
jeżeli blisko ciebie.
1 Piosenka z musicalu Apetyt na czereśnie.
ACH, PANIE, PANOWIE2
Gasną ognie wśród łąk, biegną chłopcy znad rzek,
chłodna noc, długa noc zawitała na brzeg.
Śpią samotne ziemniaki w popiele,
nie przyjedzie już nikt na niedzielę...
Jeszcze czynny GS, więcej piwa niż łez,
lecz nie taki już tłok – przeszedł rok – minął rok.
Sennie chwieją się łany rzepaku,
umierają co słabsi wśród ptaków...
Ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
czemu ciepła nie ma w nas?
Co było, to było,
co było, to było,
co było, to było,
nie wróci drugi raz.
Ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
już ciepła nie ma w nas.
Co było, to było,
minęło jak miłość,
prześniło, przelśniło –
wyśniło się do dna.
Poczerniały pnie drzew, liście porwał im wiatr,
poznikały gdzieś hen, jak nadziei mych ślad.
Niezłowione figlują szczupaki,
minął rok, znowu rok – byle jaki...
Widzisz, kończy się bal, nie mów mi, że ci żal,
przecież patrzysz nie tak, mówisz „szczęścia nam brak”,
zamarzają na śmierć kartofliska,
wiem, że pora rozstania już bliska.
Ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
czemu ciepła nie ma w nas?
Co było, to było,
co było, to było,
co było, to było,
nie wróci drugi raz.
Ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
już ciepła nie ma w nas.
Co było, to było,
minęło jak miłość,
prześniło, przelśniło –
wyśniło się do dna.
Umiem cenić twój takt,
elegancki twój styl,
kto nauczył cię tak ładnie patrzeć na łzy?
Jeszcze tulisz do ust moją rękę,
lecz zapomnisz mnie jak tę piosenkę.
Żegnaj miły, no cóż,
jak się żegnać – to już,
pięknie było nam z tym,
lecz za dużo jest zim,
ja cię może za mało kochałam,
lecz zapomnieć, to już nie umiałam.
Ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
czemu ciepła nie ma w nas?
Co było, to było,
co było, to było,
co było, to było,
nie wróci drugi raz.
Ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
ach, panie, panowie,
już ciepła nie ma w nas.
Co było, to było,
minęło jak miłość,
prześniło, przelśniło –
wyśniło się do dna...
2 Piosenka z musicalu Apetyt na czereśnie.
ADAM I EWA3
Piosenka o podziale świata
Kiedyśmy jabłko zerwali
(właśnie padał deszcz).
I jabłkośmy podzielili,
historią wstrząsnął dreszcz.
Historią wstrząsnął dreszcz.
Bo nic się nie dzieje bez
konsekwencji ciągu dalszego.
Więc pierwszy ten podział jest
przyczyną podziału wszelkiego.
Świat się podzielił więc
jak jabłko z drzewa brzydkiego.
I wszystko musiało pęc,
i kształtu jest dwoistego.
I kształtu jest dwoistego.
A cała dialektyka
Z podziału pierwszego wynika.
Fatalnie się złożyło,
wszystko się podzieliło:
na brunetów i blondynów,
tych z Kalwarii, tych z Londynu,
i na prawo, i na lewo,
na krzaczynę i na drzewo,
nieparzyste i parzyste,
ręce brudne oraz czyste,
krowy tłuste, krowy chude,
baby białe, baby rude,
i na złe, i dobre czasy,
na klasyków i na klasy,
na czerwone i zielone.
Wszystko, wszystko podzielone.
I na końcu się gdzieś podział
nasz jedyny rajski podział.
On po nocach nam się śni,
ten rozkoszny podział płci.
3 Piosenkę napisali wspólnie: Agnieszka Osiecka i Andrzej Jarecki.
BALLADA O CHMIELNEJ4
Pan słyszał? Chmielnej ma już nie być.
Coś tam rozwalą, coś tam zburzą...
To śmieszne, aż się nie chce wierzyć:
zamiast burdelu ma być urząd
i zamiast budki z piwem w bramie
będzie – ja wiem co? – mieszkanie...
Pan słyszał? Chmielnej ma już nie być,
Chmielnej ma nie być już...
W popołudnie niedzielne
będziesz chodził po Chmielnej
jak po jakiejś normalnej ulicy.
Razem z tobą bezczelnie
będą chodzić po Chmielnej
jacyś, na przykład… urzędnicy.
Ach, co to była za ulica...
Panie, to jeszcze jest ulica!
Niech pan się przejdzie raz po Chmielnej
wieczorem,
przy świetle księżyca...
Panie, w tej bramie – trzecia z lewej –
obok gnojówki stał cadillac.
Ten facet, co go miał, to świnia,
powinien za to dawno siedzieć.
Ale nie będzie siedzieć – panie,
pan wie, z kim on jadł dziś śniadanie?
Pan słyszał? Chmielnej ma już nie być,
Chmielnej ma nie być już...
A te stare kobiety, malowane kobiety,
no – które chodzą tam, chodzą wciąż nocą...
Pan je widział, no nie?
To pan pewnie już wie,
no – po co one tak chodzą, no, po co?
A wie pan?
Na rogu Chmielnej w cedecie
to, wie pan, lalki się paliły!
Zresztą pan czytał, to pan wie.
No, jakoś tam się potem zgasiły...
Ale ludzie, no, to bydło, swoją drogą,
żeby tratować tyle dzieci...
Że oni jeszcze pisać o tym mogą!
No, jeszcze rozejdzie się po świecie...
A tamten stragan za neonem,
patrz pan – naprawa wiecznych piór...
Panie, ten facet to milioner,
on żyje, panie, tak jak król!
W podwórzu – trzecie piętro, dzwonisz,
wchodzisz za kuchnię, drzwi uchylisz...
Możesz pan kupić swojej żonie
taki, proszę pana – brylant!
Pan słyszał? Chmielnej ma już nie być,
Chmielnej ma nie być już...
A ci smutni faceci, grzeczni, ładni faceci,
którzy chodzą tam, chodzą wciąż nocą...
Pan ich widział, no nie? To pan pewnie już wie,
no – po co oni tam chodzą, no, po co?
Ach, co to była za ulica...
Panie, to jeszcze jest ulica!
No chodź pan, przejdziemy się raz po Chmielnej
wieczorem,
przy świetle księżyca...
4 Wersja śpiewana tego utworu jest krótsza.
BALLADA O OGNIU
W mieście Mrągowie, na rogu ulicy
stał pewien człowiek za młodu.
Chociaż nie zaznał blichtru stolicy,
do zmartwień nie miał powodu.
Aż gdy tak stoi na rogu ulicy
i papierosa wyciąga,
nie ma zapałki, lampy i świcy,
więc się za ogniem rozgląda.
Wzrok mu się błąka po różnych osobach,
aż tu kobietę napotka,
nóżka powabna, suknia w ozdobach,
buzia niewinna i słodka.
On z papierosem do niej się garnie,
ona mu ognia podaje,
on proponuje kino, kawiarnię,
wreszcie do ślubu z nią staje.
Wielki tłum ludzi był na pogrzebie,
ziemia biedaka zakryła,
a żonie w ręku iskrzy się grzebień,
którym małżonka zabiła.
Chociaż posępna jest ta ballada,
lecz za to z jasnym morałem;
trzeba przy sobie ogień posiadać
i nie pożyczać zapałek.
BARD
Raz pewien bard
niewiele wart
gdy poczuł pustą kieszeń,
przez ulic sześć
przez godzin sześć
oglądać chodził jesień.
(I w ogóle – miasto.)
A zatem – małe sklepy na Woli
w nich koślawe maczugi buraków,
dancing „Dziesięć mandolin”,
tu reklama Apollo we fraku.
Na dostojną secesję
niepoważnie siusiają gołębie,
dalej ogon po „Express”
z wiadomością, kto kogo po gębie,
dalej sprzedaż dzieł sztuki –
bardzo tanio i wszystko na raty,
na kila oraz na sztuki
pejzaże koloru sałaty.
Astry w kubłach za grosze,
na przedmieściu spalona pokrzywa,
kozy jedzą pachnący groszek,
jesień liście obrywa.
(Wróćmy do bohatera.)
Więc tenże bard
niewiele wart,
zapełnić pragnąc kieszeń,
napisał wiersz
ogromny wiersz
pe te „Widziałem jesień”.
A zatem – ja i sklepy na Woli
ja i dziesięć mandolin,
ja w kolejce po „Express”,
ja w dostojnej secesji
ja i sprzedaż (moich) dzieł sztuki,
ja taniutko i wszystko na raty,
ja na kila oraz na sztuki,
ja w pejzażu koloru sałaty.
Astry mój kwiat ukochany,
pokrzywy i mole raby,
co w życiu dla mnie najdroższe,
to kozy jedzące groszek.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI