Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Klan Nieba został odbudowany i tętni życiem pod czujnym okiem Liściastej Gwiazdy. Jednak niepokojące wizje katastrofy i rosnące konflikty między członkami klanu spędzają sen z powiek nowej przywódczyni. Czy przeznaczeniem Klanu Nieba jest ponownie odejść w zapomnienie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 571
KLAN NIEBA
Przywódczyni
Liściasta Gwiazda— brązowo-kremowa pręgowana kotka o bursztynowych oczach
Zastępca
Ostry Pazur — ciemnorudy kocur
Medyczka
(kocur lub kotka, którzy posiedli zdolność leczenia)
Rozbrzmiewająca Pieśń — srebrzysta pręgowana kotka o zielonych oczach
Wojownicy
(koty i kotki bez młodych)
Łaciata Stopa — czarno-biały kocur
Płatkowy Nos — jasnoszara kotka; uczeń: Szałwiowa Łapa
Wróbla Skóra — ciemnobrązowy pręgowany kocur
Wiśniowy Ogon — szylkretowa kotka
Osi Wąs — szaro-biały kocur; uczennica: Miętowa Łapa
Ryjówczy Ząb — chudy czarny kocur
Hebanowy Pazur — uderzająco czarna kocica; uczennica: Piegowata Łapa
Kozia Burza — rudo-biały kocur; uczeń: Figlarna Łapa
Hiacyntowy Księżyc — biały kocur
Słodowy — czarno-biały kocur
Kamienny Cień — czarny kocur (syn Koniczynowego Ogona)
Żwawy Ogień — rudy kocur (syn Koniczynowego Ogona)
Drobna Chmura — mała biała kotka (córka Koniczynowego Ogona)
Uczniowie
(koty, które skończyły sześć księżyców, szkolące się na wojowników)
Szałwiowa Łapa — jasnoszary kocur (syn Płatkowego Nosa i Deszczowego Futra)
Miętowa Łapa — szara pręgowana kotka (córka Płatkowego Nosa i Deszczowego Futra)
Figlarna Łapa — czarno-biały kocur
Piegowata Łapa — nakrapiana jasnobrązowa kotka w prążki z cętkowanymi nogami
Karmicielki
(kotki oczekujące młodych lub opiekujące się nimi)
Płowa Paproć — blado-brązowa kotka (matka kociąt Osiego Wąsa: Króliczka, Źródełka, Pokrzywka i Śliweczki)
Koniczynowy Ogon — jasnobrązowa kotka o białym brzuchu i łapach (oczekująca kociąt Łaciatej Stopy)
Starszyzna
(byli wojownicy i karmicielki)
Mszyste Futro — szara nakrapiana kocica
Kołtun — pręgowany samotnik o roztrzepanym futrze
KOTY SPOZA KLANU
Omlet — kremowy samotnik
Kleć — ciemnobrązowy pręgowany pieszczoch (wcześniej zwany Krótkim Wąsem)
Oskar — czarny pieszczoch
Bella — pręgowana biała pieszczoszka o bursztynowych oczach
Róża — elegancka brązowo-kremowa syjamska pieszczoszka o niebieskich migdałowych oczach
Lilia — siostra Róży
Patyk — brązowy kocur o żółtych oczach z naderwanym uchem
Kora — czarna kotka
Węgiel — czarny kocur
Krótki — brązowy kocur o bursztynowych oczach z połową ogona
Śnieżynka — biała kotka
Perseusz — ciemnoszary pręgowany kocur
Bordo — ciemnoruda kotka
Bajer — ciemnobrązowy pręgowany kocur
Szyper — rudo-biały kocur
Harlekin — szaro-brązowy pręgowany kocur
Misza — kremowa kotka
Szalotka — srebrzysto-czarna kotka
Muszka — szylkretowa kotka
Satyna — srebrzysta pieszczoszka
STAROŻYTNY KLAN NIEBA
Chmurna Gwiazda — jasnoszary kocur w białe łaty o bardzo jasnych błękitnych oczach (przywódca w momencie opuszczenia lasu przez Klan Nieba)
Myszołowowa Gwiazda — rudy kocur o zielonych oczach (zastępca w momencie opuszczenia lasu przez Klan Nieba)
Płowy Krok — jasnobrązowa pręgowana kotka (medyczka w momencie opuszczenia lasu przez Klan Nieba)
Ptasi Lot — jasnobrązowa pręgowana kotka o długim, puszystym futrze i bursztynowych oczach
Paprotkowa Skóra — ciemnobrązowa pręgowana kotka
Mysi Kieł — piaskowa kotka
Nocne Futro — czarny kocur
Dębowy Krok — szary pręgowany kocur
Pajęcza Gwiazda — ciemny pręgowany kocur (ostatni przywódca starożytnego Klanu Nieba)
Miodowy Liść — ruda pręgowana kotka (ostatnia zastępczyni starożytnego Klanu Nieba)
Orlicowe Serce — brązowy pręgowany kocur (ostatni medyk starożytnego Klanu Nieba)
Jaskółczy Lot — czarny kocur
Obserwujący Niebo — ciemnoszary kocur o bladoniebieskich oczach (zamieszkiwał wąwóz, nim współczesny Klan Nieba został założony)
Deszczowe Futro — jasnoszary kocur w ciemne cętki (zabity w bitwie ze szczurami)
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Słońce już zachodziło, rzucając na wąwóz długie cienie. Zimny wiatr marszczył powierzchnię wody w rzeczce i rozwiewał ostatnie zwiędłe liście. Słychać było jedynie pomruk wody wypływającej z ciemnego otworu pod stosem głazów, rozlewającej się do jeziorka, by potem meandrami odpłynąć w mrok w cieniu klifów.
Prążkowany kocur o ciemnej sierści pojawił się na szczycie wąwozu, a jego sylwetka wyraźnie odcinała się od tła nieba. Zatrzymał się na moment i smakował powietrze. Zachodzące słońce rzucało krwistoczerwony blask na jego sierść, prześlizgując się po miejscu na barku, z którego wyrwana została kępka futra. Po kilku uderzeniach serca kocur dał znak ogonem i zaczął ostrożnie kroczyć w dół wąskiej ścieżki wiodącej zygzakiem wzdłuż ściany klifu. Podążało za nim siedem kolejnych kotów: biała kotka niezdarnie kuśtykała na trzech łapach, czwartą — wyglądającą jak zakrwawiony strzępek futra — przyciskając do piersi; długonogi czarny kocur z zamkniętym okiem o powiece splamionej krwią, ostrożnie stawiający każdy krok; młody rudzielec, który utykał i miał rozszarpane uszy… Żaden z pozostałych również nie był wolny od ran.
Gdy obolała ósemka wojowników powoli zbliżała się ku brzegowi zbiornika wodnego, kolejna czwórka wynurzyła się z jaskini położonej odrobinę dalej wzdłuż skraju wąwozu. Pierwszy szedł młody, brązowy kot w prążki, który szybko zeskoczył ku stosowi głazów. Niecierpliwie dłubał łapami w piachu, czekając na przybycie reszty wojowników. Jego śladem, znacznie wolniej już, bo na chwiejnych łapach, podążyła trójka członków starszyzny.
— No więc, Pajęcza Gwiazdo? — zagaił jeden z leciwych kotów, gdy prowadzący grupę dotarł wreszcie do podnóża klifu. Starszy miał poszarzały z racji wieku pysk, a pod jego rzadką czarną sierścią wyraźnie rysowało się każde żebro. — Co zaszło? Wygraliście?
Kocur o ciemnej prążkowanej sierści zatrzymał się na moment, po czym podszedł do starszego, by przytknąć nos do jego ucha.
— A widzisz, jak wyglądamy, Nocne Futro? — wymamrotał w odpowiedzi. — Orlicowe Serce… — zwrócił się do brązowego kocura w prążki — mam nadzieję, że twoje legowisko jest dobrze zaopatrzone w zioła, bo bardzo nam się teraz przydadzą.
Zanim medyk zdołał cokolwiek odpowiedzieć, długonogi czarny wojownik wepchnął się przed przywódcę i z pogardą uniósł wargę.
— Oczywiście, że nie wygraliśmy. Ta bitwa była przegrana, i to zanim się jeszcze na dobre rozpoczęła.
Ruda prążkowana kotka, ostatnia z korowodu poranionych w boju kotów, które zeszły na dno wąwozu, przyskoczyła do grupki rozmawiających i zgromiła czarnego kota wzrokiem.
— Nie wolno ci tak mówić, Jaskółczy Locie! Musieliśmy walczyć! Klan Nieba wciąż ma swą dumę!
Na te słowa odpowiedziała biała kotka:
— Dumę? Z czego dokładnie, Miodowy Liściu? — Pokręciła głową. — Nie potrafimy nakarmić samych siebie, ponieważ szczury przegoniły nam całą zdobycz. Od księżyców nie narodziło się ani jedno kociątko. Jedyne ceremonie, jakie jeszcze w ogóle miewamy, to te, które wyprawiamy ku przodkom członków naszego klanu.
Ruda kotka potrząsnęła głową z gniewem, a źrenice jej oczu zamieniły się w wąziutkie szparki.
— Słuchaj, Oszroniony Pazurze…
— Czy wyprawimy ceremonie dla Słonecznej Skóry i Opadłego Śniegu? — spytał młody wojownik z rozszarpanymi uszami. Jego głos aż drżał z rozpaczy.
— Tak, Jarzębinowe Futro, odprawimy. — Pajęcza Gwiazda skłonił głowę przed kocurem. — Ich dusze są teraz wolne i mogą spacerować pośród gwiazd.
— Co takiego? — Szary prążkowany starszy zerwał się, ale łapy się pod nim wyraźnie trzęsły. — Słoneczna Skóra i Opadły Śnieg nie żyją? A gdzie ich ciała? Musimy przy nich czuwać, a następnie ich pochować!
— Dębowy Kroku… Musieliśmy ich zostawić — wyrzucił z siebie Jaskółczy Lot, świstając ogonem. — Ratowaliśmy własną skórę, nie zdołalibyśmy nieść poległych członków naszego klanu.
Odwrócił się i spuścił głowę, jak gdyby nie mógł zdobyć się na to, by spojrzeć na pozostałe koty.
Oszroniony Pazur podeszła do niego i przysiadła obok, przyciskając nos do sfilcowanej sierści na barkach czarnego kocura.
— Jaskółczy Locie, nie mogliśmy nic już dla nich zrobić. I żaden kot nie może nas za nic winić.
— Ma rację — miauknął cicho Orlicowe Serce. — Nasi pobratymcy z klanu polują teraz z Klanem Gwiazdy. Zrozumieją.
Pajęcza Gwiazda pokiwał głową, ale oczy miał pociemniałe z powodu bólu i straty.
— Gdybyście przynieśli ich tutaj, moglibyśmy pogrzebać ich ciała! — zaprotestował Dębowy Krok. — To niehonorowe pozostawiać ich tam, na pastwę szczurów. Słoneczna Skóra i Opadły Śnieg nie powinni stać się wronią karmą! — To powiedziawszy, zaczął stawiać z trudem kolejne kroki, by pokuśtykać ścieżką wiodącą ku szczytowi wąwozu. Nim zdążył przejść więcej niż parę długości lisa, Pajęcza Gwiazda dogonił go i stanął mu na drodze, zmuszając przejętego rozpaczą starszego do zatrzymania się.
— Straciliśmy dziś już dość pobratymców — miauknął. — Módlmy się, by ich dusze dołączyły do Klanu Gwiazdy.
Jaskółczy Lot zastrzygł uszami i odwrócił się, by spojrzeć na swego przywódcę.
— Do Klanu Gwiazdy? A sądzisz, że oni w ogóle się nami opiekują? — Z obrzydzeniem się wykrzywił, aż wąsy mu zadrżały. — Gdyby im na nas zależało, nie dopuściliby do pojawienia się tych szczurów.
Miodowy Liść okręciła się w miejscu i stanęła z nim pyskiem w pysk.
— Klan Gwiazdy dał nam kodeks wojownika, z którym wiążą się odwaga i zdolności, by pokonać naszych wrogów. Klan Nieba nie został jeszcze pokonany!
Odpowiedzią na jej słowa była cisza. Nim Pajęcza Gwiazda się odezwał, minęło kilka długich uderzeń serca. Jego głos przejęty był smutkiem.
— Mylisz się, Miodowy Liściu. Zostaliśmy pokonani. Nie mogę się poważyć na poprowadzenie członków mojego klanu ku kolejnej bitwie czy na patrzenie, jak głodują przez następną porę nagich drzew, lękając się każdego odgłosu, każdego porwanego przez wiatr listka. Staliśmy się zwierzyną. — Westchnął z głębi piersi. — Szczury odniosły zwycięstwo. Nie ma już Klanu Nieba.
Chór protestów rozległ się po tych słowach przywódcy. Trzecia starsza, piaskowej barwy kocica, zerwała się na równe łapy i podeszła ku niemu, strzygąc wąsami.
— Nie może tak być, Pajęcza Gwiazdo — warknęła. — Gdy byłam młoda, żyliśmy w lesie, ale Dwunożni wykradli nam nasze terytorium, a pozostałe klany zmusiły nas, byśmy odeszli. Niektóre z kotów już wtedy sądziły, że Klan Nieba jest skończony, znaleźliśmy jednak sobie nowy dom, tu, w tym wąwozie. Jeśli utrata starego domu nas nie pokonała, także i dzisiejsza przegrana bitwa nie może tego uczynić.
— Mysi Kieł ma rację! — Dębowy Krok stanął u boku kocicy. — Nie możemy się teraz poddać.
— Pokaż nam te szczury, a będziemy z nimi walczyć — dodał Nocne Futro.
— Nie dane mi było żyć w lesie, lecz szanuję wasze wspomnienia. — Pajęcza Gwiazda pochylił głowę, a jego spojrzenie pełne było uznania dla starszyzny. — Żaden kot nie wątpi w waszą odwagę, moi przyjaciele, ale nie jesteśmy już w stanie niczego zrobić. Tych szczurów jest najzwyczajniej zbyt wiele.
— Musi istnieć jakiś sposób! — wyrzuciła z siebie Miodowy Liść. — Pajęcza Gwiazdo, starałam się być dobrą, dzielną i lojalną zastępczynią. Dla ciebie i dla klanu. Urabiałam sobie łapy po łokcie, nigdy też nie lękając się walki. Nie przeszłam przez to wszystko po to, by po prostu patrzeć, jak nasz klan umiera!
Pajęcza Gwiazda wyciągnął się i musnął czubkiem swego ogona bark kotki.
— Byłaś najlepszą zastępczynią z możliwych — powiedział. — I powiodłabyś nasz klan z tym samym honorem i odwagą. Wie to każdy z nas.
— Co znaczy „powiodłabym”? — Miodowy Liść odsłoniła zęby i zjeżyła sierść na karku, szykując się do syczenia. — Ja…
— To wszystko niewarte nawet stosiku mysich bobków! — wszedł jej w słowo Nocne Futro. — Jak niby mamy przetrwać sami, skoro nie potrafimy przeżyć jako klan?
Przez kilka uderzeń serca żaden kot nie udzielił odpowiedzi na to pytanie. Patrzyli na siebie z konsternacją, jak gdyby dopiero słowa czarnego kocura uświadomiły im, że czeka ich przyszłość, w której nie będą mogli już liczyć na wsparcie ze strony klanu. Nawet Miodowy Liść ucichła. Jej sierść oklapła, ale czubek ogona wciąż podrygiwał niespokojnie.
— Ja… Ja przyjmowałam od czasu do czasu trochę jedzenia od Dwunożnych — wyznała Oszroniony Pazur, opuszczając głowę i oblizując swą poszarpaną łapę. — Nie jest jakieś przesadnie obrzydliwe, zwłaszcza gdy doskwiera głód.
— Że co? — Miodowy Liść zastrzygła uszami. — Jedzenie od Dwunożnych?! Przecież to absolutnie wbrew zasadom kodeksu wojownika!
Oszroniony Pazur zamrugała z poczuciem winy i nawet nie próbowała się bronić. Młody rudzielec, Jarzębinowe Futro, poczłapał ku niej i przycisnął się do jej boku.
— I co z tego? — miauknął buntowniczo. — Też brałem jedzenie od Dwunożnych. Wolę to niż głodowanie. Podejrzewam, że przyjęliby nas do swych gniazd — dodał lekko drżącym głosem. — Mam wrażenie, że gdy widzą, jak chudzi jesteśmy, robi im się nas żal. Gdybyśmy poszli żyć wraz z nimi, mielibyśmy schronienie, a szczury już by nam nie zagrażały.
Jeden czy dwa koty z reszty grupy pokiwały głowami, mrucząc coś potakująco.
Miodowy Liść weszła w sam środek zgromadzenia i wszystkich omiotła lodowatym spojrzeniem swych zielonych oczu.
— Mówicie o staniu się pieszczoszkami? — spytała. — Pieszczoszkami?! — powtórzyła to słowo z pogardą. — Wojownicy Klanu Nieba nigdy tego nie zrobią! Byłaby to dla nas ogromna hańba, największa z możliwych!
— To prawda! — podchwycił Jaskółczy Lot i groźnie świsnął ogonem. — Wolałbym już zdechnąć, niż pełzać przed Dwunożnymi, by błagać o jedzenie.
Żaden z pozostałych członków klanu nie był w stanie spojrzeć w łypiące oskarżycielsko oczy zastępczyni przywódcy. Wreszcie Mysi Kieł spytała cichutko:
— Orlicowe Serce, czy otrzymałeś jakiś znak od Klanu Gwiazdy? Czy może chociaż oni… — położyła nacisk na ostatnie słowo — są w stanie powiedzieć nam, co mamy robić?
Młody medyk wyszedł z kręgu ze spuszczonym wzrokiem.
— Ze strony naszych przodków nie odczułem niczego poza smutkiem i poczuciem winy — wyznał. — Winy, gdyż sprowadzili nas hen, daleko od lasu. Smutek, gdyż wiedzą, że zbliża się kres Klanu Nieba.
— Co? — Dębowy Krok zrobił okrągłe oczy z przerażenia. — Nawet Klan Gwiazdy porzucił wiarę w nas? — Urwał, ale przemówił ponownie, gdy cisza się przedłużała. — Pamiętam, jak Chmurna Gwiazda wyprowadził nas z lasu. Mówił, że nie powinniśmy już więcej szukać rady u duchów wojowników, którzy są naszymi przodkami. I miał rację. Nigdy nie powinniśmy byli słuchać Klanu Gwiazdy. Niczego dla nas nie zrobili!
Słońce prawie już zaszło, a wraz z nim zniknęło niemalże jego światło. Wojownicy Klanu Gwiazdy zaczęli pojawiać się na ciemniejącym niebie. Żaden z kotów w wąwozie nie zadarł jednak głowy, by spojrzeć na ich chłodny blask. Zbili się w kupkę u stóp klifu, gdzie skały wciąż zachowały odrobinę ciepła od słońca. Tam mogli schronić się przed chłodnym wiatrem.
— Zatem nastał koniec — miauknął czarno-biały kocur. — Jarzębinowe Futro, pokażesz mi, gdzie znajdę jedzenie Dwunożnych?
— Oczywiście — przytaknął rudzielec. — Każdy chętny kot może pójść ze mną i Oszronionym Pazurem.
Szara kotka wstała i podeszła do niego.
— Ja pójdę. U Dwunożnych znajdziemy jedzenie i ciepło. Kodeks wojownika to tylko słowa, nic więcej. A słowa nas nie nakarmią i nie zapewnią nam schronienia.
— W życiu nie pomyślałabym, że wojowniczka Klanu Nieba powie coś takiego! — syknęła Miodowy Liść z przerażeniem. — Kodeks wojownika żyje w nas wszystkich, gdy polujemy, walczymy i dziękujemy za to, że wiedziemy żywot kota z klanu.
Szara kotka odwróciła się jak użądlona i spojrzała jej w oczy.
— Za takie życie to ja nie mam zamiaru składać podziękowań! Koniec z tym!
Miodowy Liść wysunęła pazury i przez uderzenie serca wydawało się, że kotki rzucą się na siebie, by skrzecząc, puścić w ruch pazury. Ale zastępczyni przywódcy klanu się odwróciła.
— Cóż, ja nie zamienię się w skamlącego pieszczoszka — powiedziała z mocą; jej falująca sierść najlepiej pokazywała, jak jest wzburzona. — Jeśli nie możemy zostać tutaj, pójdę w górę wąwozu, z dala od szczurów. Może znajdę tam lepsze tereny łowieckie.
— Pójdę z tobą — miauknął Jaskółczy Lot. — Polując razem, łatwiej będzie nam przetrwać.
Gdy wojownicy omawiali, jakie podejmą kroki, trójka starszych siedziała w milczeniu. Wreszcie Mysi Kieł podniosła głowę, by spojrzeć w smutne oczy Pajęczej Gwiazdy.
— Chcę pozostać tutaj — wyznała bezbarwnym głosem. — Jestem za stara, by poszukiwać dla siebie nowego terytorium. To tu jest moje miejsce.
— I moje — mruknął Nocne Futro, liznąwszy ucho starej kotki. — Tu szczury nie zejdą. Mamy wodę, od czasu do czasu na pewno trafi nam się też jakaś mysz czy żuk.
— I tak nie pozostało nam wiele czasu… — dodał Dębowy Krok.
Raz jeszcze Pajęcza Gwiazda skłonił głowę.
— Zostanę z wami — miauknął. — W podzięce za waszą lojalność dopilnuję, by każde z was odeszło godnie.
Nocne Futro pokiwał głową; w jego oczach były rozpacz i strata, zbyt głębokie, by dały opisać się słowami.
— Ja również zostanę — zadeklarował Orlicowe Serce. — Tu najbardziej przydadzą się moje zdolności medyka… póki jeszcze mogę określać się tym mianem.
Wstał i omiótł wzrokiem członków swego klanu, przyciągając ich uwagę tak, jak karmicielka zagania kocięta do bezpiecznego kręgu tworzonego przez jej ogon. Następnie zwrócił głowę ku niebu i nie mrugając, wpatrzył się w chłodny blask swych przodków.
— Niech Klan Gwiazdy rozświetli twą drogę, Opadły Śniegu, i twoją, Słoneczna Skóro, gdy kroczycie przez niebiosa, aby się do niego przyłączyć — miauknął. — Oby czekała was obfita zwierzyna, zwinny bieg i schronienie na spokojny sen.
Koty wokół niego wymamrotały swoje pożegnania.
Pajęcza Gwiazda westchnął z głębi trzewi.
— Niech Klan Gwiazdy rozświetla drogę każdemu z nas. Wciąż żyjemy, choć nasz klan właśnie umarł.
Żaden kot nie odpowiedział. W blasku gwiazd widać było, jak lśniły ich oczy, pełne lęku i rozpaczy, wszystkie skierowane na kocura, który był przywódcą ich klanu. Pajęcza Gwiazda nie odwzajemnił żadnego ze spojrzeń, ponieważ przerósł go wstyd z powodu upadku klanu, któremu przewodził przez liczne księżyce.
Orlicowe Serce milczał przez uderzenie serca, po czym otrząsnął swą sierść jak po wyjściu na brzeg z lodowatej wody.
— Chodźcie — miauknął. — Czas, bym zajął się waszymi ranami.
Machnąwszy ogonem, poprowadził pokiereszowanych pobratymców do swego legowiska, gdzie z użyciem pajęczej przędzy powstrzymał upływ krwi z najgorszych ran i nałożył okłady z nagietków, by powstrzymać infekcje. Dla Miodowego Liścia i innych kotów, które wyruszały, by zbadać, co znajduje się w górze wąwozu, przygotował zawiniątka z ziołami podróżnymi.
— Niech stąpa z wami Klan Gwiazdy — powiedział, gdy odchodzili.
Miodowy Liść oddaliła się, nie odpowiadając. Orlicowe Serce wyszedł za nią z legowiska i przysiadł obok Pajęczej Gwiazdy, by obserwować, jak członkowie klanu rozdzielają się po raz ostatni. Księżyc wysunął się zza skupiska chmur, rzucając lodowate światło na skały i rzeczkę. Ciemne sylwetki odchodzących kotów prześlizgnęły się po ścieżce wiodącej ku górze wąwozu, a potem zniknęły. Jedynie Pajęcza Gwiazda, Orlicowe Serce i trójka starszych została na miejscu.
— Przenieśmy swoje posłania do legowiska starszyzny — szeptem zasugerował przywódcy medyk. — W ten sposób będziemy mogli opiekować się nimi aż do końca.
Pajęcza Gwiazda pokiwał głową, omiatając wzrokiem pusty wąwóz. Wciąż był pełen śladów odciśniętych przez liczne kocie żywoty, pełen wspomnień, które niby cienie padały na każdą skałę i rozpadlinę.
— Zastanawiam się… — westchnął. — Czy kiedyś znowu zamieszka tu klan?
— Sądzę, że tak. Pewnego dnia koty tu powrócą i znajdą sposób, by zwyciężyć tam, gdzie my ponieśliśmy porażkę. — W głosie Orlicowego Serca zabrzmiało głębokie echo, przepełnione siłą wywodzącą się z dumy i odwagi oraz niezachwianej lojalności wobec kodeksu wojownika. — Dla naszego klanu nastała pora nagich drzew. Nadejdzie i pora zielonych liści, ale przyniesie ona jeszcze silniejsze burze niż te, które targały nami. Jeśli Klan Nieba ma przetrwać, będzie potrzebował głębszych korzeni.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Fala powodziowa z hukiem przewalała się przez dno wąwozu, zmiatając wyrwane z ziemi drzewa i krzewy, jakby były cienkimi patyczkami. Liściasta Gwiazda stała w wejściu do swego legowiska i z przerażeniem obserwowała, jak rwący nurt pieni się i wiruje wokół głazów, podnosząc nieustannie swój poziom. A jego powierzchnię wciąż smagały nowe strugi deszczu, które cięły z czarnych, rozdętych chmurzysk.
Woda zabulgotała w legowisku Rozbrzmiewającej Pieśni. Choć przywódczyni Klanu Nieba wytężała oczy w burzowym mroku, nie była w stanie stwierdzić, co stało się z medyczką. Koci skowyt rozległ się gdzieś z epicentrum huczącej powodzi i Liściasta Gwiazda spostrzegła dwójkę starszych klanu, rozpaczliwie starających się odnaleźć grunt pod nogami, gdy woda zalała ich legowiska. Wiekowe koty młóciły przez chwilę łapami o powierzchnię, po czym zniknęły.
Wiśniowy Ogon i Łaciata Stopa, którzy schodzili właśnie ścieżką ze zdobyczą w zębach, zatrzymali się w zdumieniu, obserwując powódź. Szybko odwrócili się i zaczęli uciekać w górę, ale woda pognała za nimi i poniosła ich, skowyczących, wzdłuż wąwozu. Liściasta Gwiazda straciła ich z oczu, gdy wielkie drzewo, którego korzenie skierowały się ku niebu jak zaciśnięte pazury, przetoczyło się między nią a tonącymi wojownikami.
O wielki Klanie Gwiazdy, dopomóż! — modliła się w duchu przywódczyni. — Ocal mój klan!
Fala powodziowa lizała już wejście do żłobka. Jakieś kociątko wystawiło nosek na zewnątrz, by błyskawicznie się cofnąć z przerażonym piskiem. Liściasta Gwiazda napięła mięśnie, gotowa przesadzić skały i pędzić na pomoc, lecz nim zdążyła się poruszyć, fala wyższa od wszystkich poprzednich sięgnęła i jej. Kotka została zmyta i zrzucona do rzeki obok kawałów strzaskanych drzew.
Stawiała odpór nurtowi i wiła się w wodzie, próbując złapać oddech. Zakaszlała, gdy coś małego i kruchego wpadło do jej rozchylonego pyska. Otworzyła oczy i wypluła pęd zasuszonej paproci orlicy. Jej posłanie było w strzępach, rozrzucone po całym legowisku, poznaczonym licznymi śladami zostawionymi na podłożu przez jej pazury, gdy zmagała się z niewidzialnym przybojem. Strącając kawałek mchu, który przykleił się jej do ucha, z ciężkim dyszeniem siadła prosto.
Dzięki niech będą Klanowi Gwiazdy, to był tylko sen! — pomyślała.
Poczekała, aż uspokoiło się bicie jej serca, a drżenie całego ciała ustąpiło. Ta wizja powodzi na jej oczach zmywającej ze świata członków klanu była tak realna…
Światło słoneczne wpadało pod kątem przez wejście legowiska; wzdychając z ulgą, Liściasta Gwiazda podniosła się i wyszła na półkę skalną przed swym schronieniem. Poniżej rzeka wiła się spokojnie pomiędzy stromymi klifami spinającymi wąwóz. Zbliżało się wysokie słońce, którego blask odbijał się od migoczącej powierzchni wody i zdawał się wsiąkać w brązowo-kremowe futro Liściastej Gwiazdy; rozluźniła mięśnie barków, rozkoszując się ciepłem i lekkim powiewem wiatru mierzwiącym jej sierść.
— To był tylko sen — powtórzyła uspokajająco do samej siebie i zastrzygła uszami, rejestrując ptasi świergot dochodzący z drzew położonych na górnej krawędzi wąwozu. — Nadeszła pora nowych liści, a Klan Nieba przetrwał.
Poczuła w ciele rozchodzącą się ciepłą falę satysfakcji. Przypomniała sobie, że ledwie kilka księżyców temu była po prostu Liściem. Wiodła życie samotniczki, odpowiedzialnej jedynie za samą siebie. Wtedy pojawił się Ognista Gwiazda: przywódca klanu z odległego lasu, który przedstawił jej zdumiewającą historię zaginionego klanu, który niegdyś żył tutaj, w tym wąwozie. Ognista Gwiazda zebrał samotników i pieszczochy, by wskrzesić Klan Nieba. I, co najbardziej niesamowite, to Liść — a właściwie wtedy już Liściasta Łata — została wybrana, by stać się jego nową przywódczynią.
— Nigdy nie zapomnę nocy, gdy duchy mych przodków ofiarowały mi moje dziewięć żywotów i uczyniły mnie Liściastą Gwiazdą — mruknęła pod nosem. — Cały mój świat od razu się zmienił. Ciekawe, czy wciąż czasem o nas myślisz, Ognista Gwiazdo — dodała. — Mam nadzieję, że wiesz, iż dotrzymałam wszystkich obietnic, które złożyłam tobie i członkom mojego klanu.
Przeszywające miauknięcia dochodzące gdzieś z dołu skierowały jej myśli z powrotem ku teraźniejszości. Klan zaczynał się gromadzić przy Stercie Kamieni, spod której wypływała podziemna rzeka, by pierwszy raz zamigotać w blasku słońca. Ryjówczy Ząb, Wróbla Skóra i Wiśniowy Ogon przycupnęli opodal stosu zdobyczy i się posilali. Pierwszy z tej trójki szybko połknął swoją mysz i rzucił podejrzliwe spojrzenia na dwoje młodszych wojowników. Liściasta Gwiazda pamiętała, jak patrol graniczny przyłapał kilka księżyców temu tego czarnego kocura na podglądaniu klanu. Był przerażony i wygłodzony. Przekonali go, by wprowadził się do legowiska wojowników, ale wciąż miał trudności z dostosowaniem się do klanowego życia.
Muszę w jakiś sposób sprawić, by zrozumiał, że teraz znajduje się wśród przyjaciół — postanowiła w myślach przywódczyni. — Jest bardziej znerwicowany od zagnanej w kąt myszki!
Dwoje członków klanowej starszyzny, Mszyste Futro i Kołtun, dzieliło się językami na płaskim, rozgrzanym przez słońce głazie. Wyglądali na zadowolonych; Kołtun był humorzastym starym włóczęgą, który zatrzymywał się w wąwozie na posiłek raz na jakiś czas, by potem wracać do swego legowiska w lesie, ale zdawał się bardzo dobrze dogadywać z Mszystym Futrem. Liściasta Gwiazda liczyła więc, że kocica przekona go do pozostania w obozie klanu już na stałe.
Mszyste Futro też mieszkała niegdyś samotnie w lesie położonym przy wyższych partiach wąwozu. Była świadoma, że powstał tu nowy klan, ale celowo go unikała. Gdy wpadła w pułapkę na lisy, nieomal zginęła, ale została odnaleziona przez patrol Klanu Nieba, który sprowadził ją do obozu, gdzie udzielono jej pomocy. Kocica z radością porzuciła życie samotniczki po tej przygodzie.
— Ma dużo wiedzy, którą może przekazać klanowi — miauknęła Liściasta Gwiazda łagodnym tonem, patrząc na kocicę ze swego punktu obserwacyjnego. — Każdy klan potrzebuje starszyzny.
Głośne dźwięki, które wcześniej słyszała, dochodziły od Żwawej Łapy, Drobnej Łapy i Kamiennej Łapy; trójka młodych kotów ścigała się wzajemnie w kółko; ich futerka jeżyły się z podekscytowania. Gdy przywódczyni ich obserwowała, pojawiła się ich matka, Koniczynowy Ogon, i podeszła do nich, nerwowo strzygąc wąsami. Liściasta Gwiazda nie zdołała dosłyszeć jej słów, ale trójka uczniów zatrzymała się z poślizgiem; matka przywołała Drobną Łapę ruchem czubka ogona i zaczęła dokładnie obmywać jej pyszczek. Przywódczyni zamruczała z zadowolenia. Młoda kotka wierciła się, gdy szorstki język czyścił jej białe futerko; pochłonięta myciem matka miała oczy przepełnione dumą.
Liściastą Gwiazdę przestraszyły drobne kamyczki, które spadły gdzieś obok. Podniosła głowę, by ujrzeć Łaciatą Stopę, który schodził kamienistą ścieżką, trzymając w mocno zaciśniętych zębach wiewiórkę. Za nim podążał Osi Wąs, w ślad za którym dreptała jego uczennica, Miętowa Łapa; oboje nieśli myszy. Przywódczyni z uznaniem skinęła głową mijającemu ją patrolowi łowczemu. Wraz z nastaniem cieplejszej pogody łatwiej było o zwierzynę, stos zdobyczy piął się więc wysoko. Przypomniała sobie Osiego Wąsa, gdy przyłączył się do klanu podczas pierwszego opadu śniegu w porze nagich drzew: zagubiony pieszczoszek, zawodzący z powodu zimna i głodu, snujący się nierównym krokiem wzdłuż wąwozu. Teraz ten szaro-biały kocur był jednym z najbardziej utalentowanych łowców w całym klanie, do tego z własną uczennicą. Doczekał się nawet kociąt z inną niegdyś zagubioną kotką, Płową Paprocią.
Klan Nieba się rozrasta — pomyślała przywódczyni.
Czworo kociąt bryknęło przez wyjście ze żłobka, gdy mijał je ojciec. Pognały za nim, popiskując. Płowa Paproć wysunęła się z legowiska karmicielek powoli i ostrożnie ruszyła w dół ścieżki ich śladem; wciąż nie czuła się zbyt pewnie w obozie ze stromym klifem i spiczastymi skałami.
— Ostrożnie! — zawołała. — Nie spadnijcie!
Kociaki dotarły już do dna wąwozu i kręciły się pod łapami ojca, bijąc się leciutko łapkami po główkach i przetaczając się niebezpiecznie blisko jeziorka. Osi Wąs delikatnie odepchnął bladobrązowego kocurka, Pokrzywka, od brzegu zbiornika wodnego.
Ale gdy tylko ojciec odwrócił się, by upuścić zdobycz na stos, siostrzyczka Pokrzywka, Śliweczka, wskoczyła na brata. Ten zamachnął się łapą, jakby próbując skopiować ruch bitewny, który spostrzegł, podglądając trening uczniów. Koteczka przetoczyła się w bok; kocurek zachwiał się, stracił równowagę i runął do rzeki.
— Pokrzywku! — zaskowyczała Płowa Paproć.
Łapiąc głęboki wdech, Liściasta Gwiazda zerwała się na równe łapy, ale była zbyt daleko, by cokolwiek zrobić. Płowa Paproć skakała zwinnie z kamienia na kamień, Osi Wąs był jednak jeszcze szybszy. Rzucił się do wody za swoim kociątkiem. Na kilka uderzeń serca przywódczyni straciła i jego z oczu. Pozostałe koty stłoczyły się nad brzegiem — wszystkie poza Ryjówczym Zębem, który biegał w tę i z powrotem wzdłuż brzegu, w pobudzeniu smagając powietrze ogonem. Liściasta Gwiazda zamruczała z ulgą, gdy ujrzała dorosłego kocura wynurzającego się z rzeki ze swoim potomkiem pewnie trzymanym w zębach. Łapki kocurka młóciły w powietrzu, aż ojciec postawił go na kamieniu. Następnie otrząsnął się, opryskując każdego kota lśniącymi kropelkami wody. Płowa Paproć pognała ku niemu i zaczęła czyścić mu futerko, ale on wyrwał się i pognał wprost ku Śliweczce.
— Już ja cię nauczę wpychać mnie do rzeki! — pisnął.
— Wcale cię nie wepchnęłam! Sam do niej wpadłeś, a jak! — zaskowyczała jego siostrzyczka.
Przykucnęła i rzuciła się, by w powietrzu zderzyć się z bratem. Kocięta splątały się w jeden malutki kłębek sierści, który starali się rozplątać zrezygnowani rodzice.
Liściasta Gwiazda spojrzała przez bark, bo usłyszała odgłos łap dochodzący z niższych partii wąwozu. Ujrzała Rozbrzmiewającą Pieśń, która niosła w pysku wiecheć ziół. Miękkie futro młodej medyczki lśniło w blasku słońca — to przypomniało Liściastej Gwieździe, że kotka jeszcze niedawno była pieszczoszkiem. Teraz kroczyła pewnie po kamienistym podłożu; poduszki jej łap stwardniały od stąpania po głazach, a ich właścicielka nabrała smukłości i muskularnego wyglądu kota z klanu.
Rozbrzmiewająca Pieśń spojrzała na swą przywódczynię.
— Witaj, Liściasta Gwiazdo! — zawołała, a jej głos tłumiły zioła trzymane w zębach.
— Witaj! — odmiauknęła kotka. — Już wkrótce zaczniemy ceremonię wojowników.
Medyczka machnęła ogonem, przyjmując te słowa do wiadomości, po czym zniknęła w umiejscowionym niemal u stóp klifu legowisku, by dorzucić tam swój dzisiejszy plon do zielnych zapasów.
— Jesteś gotowa?
Liściasta Gwiazda wzdrygnęła się, bo głos dobiegł tuż zza jej barków. Okręciła się i ujrzała swego zastępcę, Ostrego Pazura, stojącego tuż za nią. Zupełnie nie zorientowała się, w którym momencie po cichu się do niej zbliżył.
— Och, to ty! — miauknęła. — Przez to twoje zakradanie się omal mi sierść nie wypadła ze strachu!
Ciemnorudy kocur zmrużył rozbawione ślepia.
— Nic nie mogłoby cię przestraszyć tak mocno, byś zgubiła futro, Liściasta Gwiazdo. — Strzelił spojrzeniem ku niebu i dodał: — Mamy wysokie słońce. Kiedy rozpoczniesz ceremonię?
— Czekam na pozostałych — wyjaśniła.
Wyraz rozbawienia zniknął z pyska kocura. Świsnął czubkiem ogona.
— Powinnaś zaczynać bez nich — miauknął niecierpliwie.
Na te słowa zdziwiona zastrzygła jednym uchem. W jego oczach ujrzała gotowość do obrony.
— Nawet nie wiemy, kiedy się pojawią — stwierdził. — A na dole czeka trójka młodych kotów, które lada moment eksplodują z ekscytacji.
Spojrzawszy ponownie na Stertę Kamieni, zrozumiała, że Ostry Pazur ma rację. Żwawa Łapa i Kamienna Łapa kręcili wokół siebie kółka, jak gdyby szykowali się do kolejnej sesji treningów bitewnych, natomiast Drobna Łapa podskakiwała w miejscu, zbyt pobudzona, by usiedzieć spokojnie. Ich przenikliwe miauknięcia bez trudu docierały do uszu Liściastej Gwiazdy.
— W porządku. — Skinęła głową. — Zaczynajmy więc już teraz.
Raz jeszcze rzuciła okiem ku górnej krawędzi wąwozu, po czym skierowała się w dół, ku Stercie Kamieni. Gdy zbliżała się tam wraz z Ostrym Pazurem, członkowie klanu rozstąpili się, robiąc im miejsce. Przywódczyni naprężyła mięśnie i wskoczyła na szczyt sterty głazów, jej zastępca zaś zajął swoje zwyczajowe miejsce u jego podstawy, nieopodal stosu zdobyczy. Liściasta Gwiazda spojrzała na szerokie barki kocura i poczuła wdzięczność za jego odwagę i lojalność.
To dobry zastępca — pomyślała. — Ognista Gwiazda dobrze mi doradził.
Uniosła głowę i krzyknęła z taką siłą, że jej głos odbił się echem między ścianami wąwozu:
— Niech wszystkie koty zdolne łowić zwierzynę zgromadzą się pod Stertą Kamieni, by wziąć udział w zebraniu klanu!
Szałwiowa Łapa wystrzelił z legowiska uczniów i pognał ścieżką, by dołączyć do swej siostry, Miętowej Łapy, u stóp sterty głazów. Z podrygującymi ogonami przysiedli razem całkiem blisko Ostrego Pazura i Osiego Wąsa. Mentorka Szałwiowej Łapy, Płatkowy Nos, wyszła z legowiska wojowników i ruszyła ku swemu uczniowi. Łaciata Stopa przysiadł obok spodziewającej się kociąt kotki, Koniczynowego Ogona; pochyliła się ona i dotknęła nosem ucho kocura, choć nie spuściła wzroku z trójki uczniów ani na moment.
Liściasta Gwiazda z trudem stłumiła westchnienie rozczarowania; widziała, że gdy pozostali wojownicy podchodzili na miejsce ceremonii, Ryjówczy Ząb wycofał się ostrożnie. Rozglądał się dookoła niespokojnie, jakby sądził, że wąwóz jest pełen wrogów. Wreszcie potruchtał na sam brzeg strumienia, gdzie przysiadł, rzucając naokoło nerwowymi spojrzeniami.
Spędził już w legowisku wojowników kilka księżyców — pomyślała przywódczyni, z rozdrażnieniem przestępując z łapy na łapę. — Nadal nie pojął tego, że żaden z tych kotów nie odgryzie mu ogona?
Zastanawiała się — i to nie po raz pierwszy zresztą — cóż takiego musiało przytrafić się Ryjówczemu Zębowi w przeszłości, że teraz był tak niespokojny. Ale w chwili obecnej nie miała czasu, by dłużej się nim zamartwiać. Czarny kocur zaufa jej i zwierzy się, gdy będzie na to gotowy, tymczasem musiała poprowadzić ceremonię nadawania imion wojownikom. Raz jeszcze rozejrzawszy się, oceniła, że niemal cały klan zgromadził się już dookoła niej. Przez chwilkę zastanawiała się, co zatrzymało Rozbrzmiewającą Pieśń, ale właśnie w tym momencie młoda medyczka wynurzyła się ze swojego legowiska, nawet z takiej odległości pachnąc słodko ziołami. Siadła obok Płatkowego Nosa i w oczekiwaniu uniosła wzrok ku Stercie Kamieni.
— Koty z Klanu Nieba! — zaczęła Liściasta Gwiazda. — Dziś gromadzimy się na jednej z najważniejszych ceremonii w życiu klanu: nadawania imion nowym wojownikom. Żwawa Łapo, Drobna Łapo i Kamienna Łapo — ciągnęła, machnąwszy szeroko ogonem — podejdźcie i stańcie pod Stertą Kamieni.
Trójka młodych kotów podniosła się i zbliżyła. Oczy miały roziskrzone, a wąsy podrygiwały im w oczekiwaniu. Koniczynowy Ogon raz jeszcze na szybko liznęła przechodzącego obok Kamienną Łapę, ale kosmyk sierści na jego głowie nadal sterczał prosto w górę. Jedno z uszu Żwawej Łapy było wywrócone, ale wystarczyło lekkie smagnięcie ogona Drobnej Łapy, by to poprawić.
Troje mentorów również podniosło się i stanęło razem o kilka długości ogona dalej. Liściasta Gwiazda spojrzała na nich, czując całą sobą podniosłość tej chwili. Wiedziała, że nawet jeśli będzie jej dane prowadzić klan przez liczne sezony, nigdy nie przestanie odczuwać wspaniałości momentu, w którym przedstawia Klanowi Gwiazdy nowe koty. Zresztą ta trójka była wyjątkowa: pierwsi wojownicy, którzy przyszli na świat tu, w tym wąwozie.
— Łaciata Stopo… — zaczęła. — Czy twój uczeń, Żwawa Łapa, posiadł odpowiednie zdolności? Czy zapoznał się z kodeksem wojownika i zrozumiał jego ogromne znaczenie dla każdego kota?
Czarno-biały kocur z dumą spojrzał na swego ucznia i powiedział:
— Tak, Liściasta Gwiazdo.
— To samo mogę powiedzieć o Kamiennej Łapie — dodała Wiśniowy Ogon.
Przywódczyni pokiwała głową, przyjąwszy te słowa do wiadomości, choć wolałaby, by Wiśniowy Ogon zaczekała na swoją kolej. Mentorka Kamiennej Łapy była jednakże równie podekscytowana co jej uczeń, więc łajanie jej nie miałoby większego sensu.
— Wróbla Skóro — kontynuowała Liściasta Gwiazda. — Czy jesteś usatysfakcjonowany poziomem opanowania zdolności wojownika i świadomości wagi kierującego nim kodeksu u swej uczennicy Drobnej Łapy?
— Tak, Liściasta Gwiazdo — powiedział kocur. — Jest gotowa, by stać się wojowniczką.
Mrucząc z zadowoleniem, przywódczyni zeskoczyła ze Sterty Kamieni i stanęła przed trójką młodych kotów. Zrobiły okrągłe oczy, gdy uniosła głowę, zwracając się do Klanu Gwiazdy.
— Oto ja, Liściasta Gwiazda, przywódczyni Klanu Nieba, przyzywam swych wojowniczych przodków, by spojrzeli w dół na tę oto trójkę uczniów. Ciężko trenowali, by pojąć w pełni zasady zawarte w waszym szlachetnym kodeksie, a więc powierzam wam ich, by sami teraz stali się wojownikami.
Kotkę przeszedł dreszcz, bo przypomniała sobie zastępy gwieździstych kotów, które stały dookoła niej, gdy otrzymywała swe dziewięć żywotów oraz imię.
Czy patrzą na mnie i teraz? — zastanawiała się. — Czy będą bronić tych młodych wojowników, aż nadejdzie pora, by i oni stąpali pośród gwiazd?
— Żwawa Łapo, Drobna Łapo, Kamienna Łapo — przemówiła. — Czy przysięgacie przestrzegać kodeksu wojownika i chronić ten oto klan oraz walczyć w jego obronie nawet za cenę własnego życia?
Żwawa Łapa przełknął ciężko, ale powiedział:
— Przysięgam.
— Przysięgam — rozbrzmiał krystalicznie czysty głos Kamiennej Łapy.
Drobna Łapa zamrugała; jej oczy były jak dwa granatowe stawy, gdy powiedziała:
— Przysięgam.
— Nadaję wam zatem, mocą Klanu Gwiazdy, imiona wojowników. Żwawa Łapo, od teraz znany będziesz jako Żwawy Ogień. Klan Gwiazdy docenia twą energię i lojalność, a my, Klan Nieba, witamy cię w swych szeregach jako pełnoprawnego członka.
Oparła pysk na czubku głowy Żwawego Ognia, a młody rudy kocur liznął jej bark. Następnie cofnął się o kilka kroków, by dołączyć do pozostałych wojowników.
— Kamienna Łapo — ciągnęła przywódczyni. — Od tego momentu zwiesz się Kamienny Cień. Klan Gwiazdy docenia twą odwagę i siłę, a my, Klan Nieba, witamy cię w swych szeregach jako pełnoprawnego członka.
Czarny kocur zamknął oczy na tę chwilę, w której Liściasta Gwiazda opierała pysk na jego głowie, następnie dotknął jej barku językiem tak samo jak jego brat, do którego teraz podszedł. Drobna Łapa została sama, stojąc naprzeciw przywódczyni swego klanu; ta widziała, że niewielka kotka aż drży, oczekując na swoją kolej.
— Drobna Łapo — miauknęła Liściasta Gwiazda. — Od tej chwili zwana będziesz Drobną Chmurą. Klan Gwiazdy docenia twą inteligencję i entuzjazm, a my, Klan Nieba, witamy cię w swych szeregach jako pełnoprawnego członka.
Oparła pysk na głowie kotki i poczuła muśnięcie jej szorstkiego języka na swym barku. Najmłodsza wojowniczka cofnęła się i dołączyła do rodzeństwa.
— Żwawy Ogień! Kamienny Cień! Drobna Chmura! — Teraz cały klan zaczął głośno wykrzykiwać imiona, witając w swym gronie trójkę nowych wojowników.
Liściasta Gwiazda przyglądała się z dumą swym pobratymcom, którzy stłoczyli się wokół nich, by składać gratulacje.
— „Drobna Chmura”! — Ponad chór głosów przebił się jęk białej kotki. — Ale ja już wcale nie jestem taka drobna. Sądziłam, że stałam się wystarczająco duża, bym mogła otrzymać inne imię…
Koty dookoła mamrotały coś z rozbawieniem. Koniczynowy Ogon podeszła do młodej wojowniczki i polizała ją po uchu uspokajająco.
— Dla mnie zawsze będziesz maluchem — wymruczała.
Liściasta Gwiazda widziała, że biała kotka wciąż nie jest przekonana; Żwawy Ogień i Kamienny Cień wyglądali na zachwyconych swoimi nowymi imionami, natomiast w oczach ich siostry czaił się zawód.
Przywódczyni klanu przecisnęła się przez koci tłum i stanęła przed Drobną Chmurą.
— Twoje imię może sugerować niewielkie rozmiary, ale twój duch temu przeczy — powiedziała ciepło. — Pewnego dnia imię Drobnej Chmury będzie wychwalane przez wszystkich członków twego klanu, a także tych, którzy po nich nadejdą.
Biała kotka wbiła w nią spojrzenie.
— Naprawdę tak sądzisz?
Liściasta Gwiazda pokiwała głową.
— Twoim zadaniem jest dokonać chwalebnych czynów, które zostaną zapamiętane na zawsze. Twoje imię nie decyduje o tym, co postanowisz zrobić.
— Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by stać się wspaniałą wojowniczką — obiecała młoda kotka żarliwie.
Przywódczyni musnęła pyskiem jej bark.
— Wiem, że tak będzie.
Gdy to mówiła, czwórka kociąt Osiego Wąsa pojawiła się znikąd i skłębiła przy łapach swej matki, Płowej Paproci.
— Chcemy zostać uczniami! — oznajmił Pokrzywek.
Płowa Paproć musnęła go swym ogonem.
— Pewnego dnia staniecie się nimi — obiecała. — Ale jeszcze nie dziś. Jesteście na to za mali.
— Nieprawda! — Siostrzyczka kocurka, Śliweczka, wepchnęła się przed niego, by stanąć pyszczkiem w pysk z matką. — Mamy już trzy księżyce!
— A żeby zostać uczniami, musicie ich mieć aż sześć — przypomniała jej Płowa Paproć.
Oczy skonsternowanej Śliweczki zaszły mgłą.
— Ale to przecież nieskończenie długo! — zaskowyczał Króliczek. — Nie chcemy czekać aż tak długo!
— No właśnie! — dodał czwarty kociak, Źródełko. — Chcemy już teraz uczyć się na wojowników!
Płowa Paproć nawiązała nad głowami swych kociąt porozumiewawcze spojrzenie z przywódczynią. W jej oczach widoczna była mieszanina uciechy i bezsilności.
— Cóż mam z nimi zrobić? — spytała.
Liściasta Gwiazda zastrzygła wąsami.
— Staną się uczniami już wkrótce — miauknęła. — A potem zmagać się z nimi będą już ich mentorzy.
Matka urwisów westchnęła ciężko.
— Nie mogę się doczekać — powiedziała, ale w jej spojrzeniu skupionym na rozbrykanej czwórce widać było mnóstwo czułości.
Pokrzywek uniósł wysoko główkę.
— Śliweczka wepchnęła mnie do rzeki! — zaczął się żalić. — Przez to byłem cały mokry podczas ceremonii.
— Nie wepchnęłam! — zaprotestowała jego siostrzyczka. — Popisywałeś się i przez to wpadłeś do wody.
— Dość już tego — miauknęła ostro Płowa Paproć. — Pokrzywku, Śliweczko, nie chcę już więcej słyszeć tego popiskiwania.
Śliweczka zgromiła braciszka wzrokiem.
— Koniczynowy Ogonie, on mówi, że go wepchnęłam! — zawyła, potruchtawszy do jasnobrązowej kotki. — A przecież tak nie było! On się po prostu popisywał. Nie powinien wykonywać takich ruchów bojowych!
— Wiem o tym. — Ciężarna kotka pochyliła się, by liznąć uszko szarej koteczki. — Czasem zdarzają się wypadki. Zresztą nikomu nic się nie stało, Pokrzywek jest cały.
Liściasta Gwiazda była pod wrażeniem uspokajających słów Koniczynowego Ogona. Pamiętała, jak leniwa, rozpieszczona i samolubna była ta kotka, gdy przyłączyła się do Klanu Nieba; wtedy życie w klanie interesowało ją jedynie dlatego, że mogło zapewnić ochronę jej oraz jej kociętom. Od tego czasu jednak stała się jakby matką dla wszystkich kociąt, zawsze gotowa udzielić pociechy i rady. Nigdy nie będzie wielką łowczynią czy wojowniczką, ale to dzięki niej w żłobku panowały czystość i ład.
I nie mam pojęcia, jak bez jej pomocy Płowa Paproć poradziłaby sobie z opieką nad tym rozbestwionym towarzystwem! — pomyślała przywódczyni.
— Chodźcie — ponagliła Koniczynowy Ogon, zagarniając ogonem całą czwórkę. — Wróćmy do żłobka. Opowiem wam wszystko o tych dniach, gdy Ognista Gwiazda przybył do naszego wąwozu.
— Tak! — pisnął Źródełko z blaskiem w oczach. — To najlepsza ze wszystkich opowieści!
Gdy kotka z maluchami skierowała się w górę ścieżki, Liściasta Gwiazda ponownie z dumą spojrzała na swój klan. Ostry Pazur siedział w plamie słonecznego światła, czyszcząc swoje ciemnorude futro długimi, gładkimi pociągnięciami języka. Trójka najmłodszych wojowników zbiła się w podekscytowaną miniaturową gromadkę, podczas gdy ich byli mentorzy wybierali sobie posiłek ze stosu zdobyczy i przysiedli, by go spożyć.
Płatkowy Nos zamachała ogonem w kierunku Osiego Wąsa.
— Chodź, zaoferujmy naszym uczniom odrobinę praktyki bitewnej.
— Wspaniale! — zakwilił Szałwiowa Łapa i pognał w górę wąwozu. Jego siostra, Miętowa Łapa, puściła się w pogoń, zostawiając za sobą chmurkę pyłu. Mentorzy podążyli ich śladem, ale znacznie stateczniejszym krokiem.
Przywódczyni westchnęła, usatysfakcjonowana i dumna. Jej klan przetrwał ciągnącą się porę nagich drzew, a bitwa ze szczurami była tylko powoli gasnącym wspomnieniem.
Nigdy nie zapomnimy Deszczowego Futra — pomyślała. Szary kocur, ojciec Szałwiowej Łapy i Miętowej Łapy, walczył mężnie w imię klanu, do którego tak krótko dane mu było przynależeć. Zawsze będzie pamiętany jako pierwszy z wojowników, który oddał życie dla wskrzeszonego Klanu Nieba. — A teraz Klan Nieba, w tym wąwozie, dzięki Ognistej Gwieździe i Piaskowej Burzy stał się silny.
Myśli przywódczyni poszybowały w przeszłość, niezliczone sezony temu, ku klanowi, który żył tam niegdyś i który zostawił w legowisku wojowników ślady swych pazurów. Ostatnim kotem pamiętającym tamten pradawny klan był Obserwujący Niebo, przezywany też Księżycowym, wyśmiewany i traktowany jak szaleniec przez te same koty, które teraz stały się lojalnymi wojownikami Liściastej Gwiazdy. Pielęgnował pamięć o dawnym Klanie Nieba, jakby podsycając niewielki płomyczek, który Ognista Gwiazda zdołał rozdmuchać i dać nowe, wspaniałe życie świadectwu przeszłości. Przywódczyni uniosła głowę i spojrzała na Niebiańską Skałę, miejsce, gdzie klan gromadził się w czasie pełni księżyca.
Jesteśmy teraz tak liczni, że niektóre koty muszą przycupnąć na zasadniczej części klifu — pomyślała. I zdumiona wzięła wdech, gdy na tle sunących po firmamencie chmur ujrzała rozmytą szarą sylwetkę. — Obserwujący Niebo!
Wypełniło ją ciepło, gdy zdała sobie sprawę, że stary kot przybył, by obserwować ceremonię, która uczyniła wojownikami pierwsze koty narodzone w wąwozie. Uniosła ogon na powitanie, licząc, że przodkowie z Klanu Nieba, teraz zgromadzeni w Klanie Gwiazdy, patrzą na tę scenę z góry, dumni z potomków oraz tych, którzy postanowili stać się kotami z klanu.
— Zawsze będziemy oddawać wam cześć — wymamrotała, wciąż skupiona na ledwie widocznym zarysie Obserwującego Niebo. — I zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by zachować wasz klan przy życiu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki