Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wędrowcy dotarli na kres szlaku słońca, który przywitał ich nowym, obfitym w zwierzynę domem. Niestety wydarzenia tej niebezpiecznej podróży oraz pierwsze księżyce na nowych terytoriach doprowadziły do podziału między osadnikami. W sam środek konfliktu trafia Piorun — odtrącony syn Nieba Czystego. Targany wspomnieniami ich pierwszego spotkania, młody kocur decyduje się opuścić swój dom na wrzosowisku, aby pojednać się z ojcem. Jednak Skrzydło Szare, który wychował porzuconego Pioruna od kocięcia, wie, że więzy krwi mogą nie wystarczyć, by zasypać przepaść, która powstała pomiędzy tą dwójką. Rozdarty pomiędzy ojcem a stryjem Piorun będzie musiał zdecydować, którego z nich wesprzeć, a któremu się przeciwstawić.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 373
OBÓZ NIEBA CZYSTEGO
Przywódca
Niebo Czyste — jasnoszary kocur o niebieskich oczach
CZŁONKOWIE OBOZU
Cień Księżycowy — czarny kocur
Woda Wartka — szaro-biała kotka
Pióro Lotne — biała kotka
Liść — czarno-biały kocur
Płatek — drobna jasnoruda pręgowana kotka
Szron — śnieżnobiały kocur o niebieskich oczach
Szyszka — szylkretowy kocur
Pokrzywa — szary kocur
OBÓZ CIENIA WYSOKIEGO
Przywódczyni
Cień Wysoki — czarna kocica o gęstej sierści i zielonych oczach
CZŁONKOWIE OBOZU
Skrzydło Szare — ciemnoszary kocur o gładkiej sierści i złocistych oczach
Szczyt Szczerbaty — drobny szary pręgowany kocur o niebieskich oczach
Runo Łaciate — drobna szylkretowa kotka o złocistych oczach
Kwiat Słotny — brązowa pręgowana kotka o niebieskich oczach
Lód Trzaskający — szaro-biały kocur o zielonych oczach
Obłok Plamisty — czarny kocur o długiej sierści, białych uszach, białej piersi i dwóch białych łapach
Jastrząb Pikujący — ruda pręgowana kotka
Skrzek Kawki — czarny kocur
Kocięta
Piorun — rudy kocurek o bursztynowych oczach i dużych białych łapach; syn Nieba Czystego
Ogon Błyskający — czarny kocurek; syn Jastrzębia Pikującego i Skrzeku Kawki
Futro Żołędzie — brązoworuda kotka; córka Jastrzębia Pikującego i Skrzeku Kawki
Włóczędzy
Wiatr — żylasta brązowa kocica o żółtych oczach
Janowiec — szczupły szary pręgowany kocur
Cierń — kocur o zmatowiałym nakrapianym futrze
Rosa — szara kotka o krótkim, gęstym futrze i jasnoniebieskich oczach
Rzeka Falująca — srebrzysty długowłosy kocur
Mgła — szaro-biała kocica
Domowe pieszczochy
Pszczółka — pulchna szylkretka o żółtych oczach
Ogon Żółwia — szylkretowa kotka o zielonych oczach; była członkini obozu Cienia Wysokiego
Ciemność wiszącą nad wrzosowiskiem rozświetlał jedynie blask odległych gwiazd i bladego księżyca. Piorun przestąpił z łapy na łapę i zmrużył powieki, kierując wzrok na srebrzystą kulę wznoszącą się nad horyzontem. Nocny wiatr mierzwił mu futro; był chłodny i pokrzepiający. Młody kot przeciągnął się z rozkoszą, lecz raptem zamarł, gdy oprócz delikatnego poruszenia sierści poczuł coś jeszcze. O jego czoło raz po raz ocierało się coś ciepłego.
Podniósł głowę i ujrzał Burzę — swoją matkę — liżącą go po uszach tak, jak robiła to, tuląc go do snu przy swoim miękkim brzuchu, kiedy był jeszcze maleńkim kociakiem. Kocurek wstrzymał oddech. To moja matka! — uświadomił sobie. Minęło wiele księżyców, odkąd ostatni raz czuł dotyk jej sierści.
Gdy Burza przerwała, spojrzenie Pioruna napotkało jej wzrok. Poczuł się tak, jakby topił się w jej zielonych oczach. Wyciągając łapę, matka przyciągnęła go bliżej, aż usłyszał kojące bicie jej serca.
W głowie Pioruna wirowało. To spotkanie było tak dziwne, lecz zarazem znajome. W prawdziwym świecie, gdy nie śnił, nie potrafił przypomnieć sobie swojej matki, jednak teraz rozpoznawał każdą pręgę na jej futrze. Nawet słaby zapach jej oddechu był mu znany i przywoływał wspomnienia ciemnej, rozbrzmiewającej echem jaskini Dwunożnych, w której przyszedł na świat.
Widząc Burzę, przypomniał sobie o kotce, która zaopiekowała się nim, kiedy Skrzydło Szare przyprowadził go na wrzosowisko. Jastrząb Pikujący jest dla mnie dobra — pomyślał. Lecz chociaż jej czułość nie znała granic, miłość i poczucie bezpieczeństwa, które odczuwał przy matce, były silniejsze.
W gardle Pioruna rozbrzmiało mruczenie.
— Opowiedz mi jeszcze raz tę historię — poprosił, chociaż nie był pewien, jaką historię ma na myśli ani skąd wezbrała w nim potrzeba, aby ją usłyszeć.
Burza ułożyła się wygodniej wokół niego, jedną łapę kładąc opiekuńczo na jego barkach. Zawahała się przez chwilę, wyglądając zza Pioruna, jak gdyby dostrzegała coś w oddali.
— Po raz pierwszy spotkałam twojego ojca w lesie — wymruczała, a jej słowa przywołały znajome echo w umyśle kocurka. — Wylegiwał się pod kępą jeżyn w kotlinie, którą zamieszkiwał. Nasze spojrzenia się spotkały, a wtedy… wtedy od razu wiedzieliśmy. Wyczułam w nim miłość.
Piorun zjeżył się ze zdziwienia tak mocno, jak gdyby oblazły go mrówki.
— Więc dlaczego teraz jest inaczej? — zapytał. — Niebo Czyste mnie odrzucił. A przecież to mój ojciec! Gdzie podziała się ta jego miłość?
Poczuł, że Burza kręci się z zakłopotaniem.
— Nadal w nim jest — zapewniła. — Po prostu… Niebo Czyste nie wie, co ma zrobić. Ale ty pomożesz mu znaleźć rozwiązanie. — Pochyliła głowę i zaczęła lizać jego bok mocnymi, uspokajającymi ruchami języka. — Wiem, że ci się uda.
Piorun rozluźnił się, jednak zanim zdążył przymknąć oczy, w oddali dostrzegł niespodziewany ruch. Ciemny kształt kota przebiegł na tle jaśniejącego, okrągłego księżyca. Miał wysoko uniesioną głowę oraz ogon. Chociaż był daleko, Piorun instynktownie rozpoznał w nim swojego ojca.
Burza również musiała go zauważyć, ponieważ jej serce zaczęło bić szybciej. To należące do Pioruna natomiast zabolało, gdy uświadomił sobie, że jego matka wciąż kocha Niebo Czyste.
Podniósł się nieco, pragnąc iść za kocurem, jednak łapa Burzy na jego barkach zacisnęła się i matka przyciągnęła go bliżej siebie.
— Pozwól mu odejść — zamruczała cicho.
— Ale powiedziałaś… — próbował zaprotestować.
— Jeszcze nie czas — odparła. — Kiedy przyjdzie właściwy moment, będziesz o tym wiedział.
Zaczęła ponownie lizać go po uszach, aż z czasem Piorun się uspokoił.
— Ale to mój ojciec… — wymamrotał ze smutkiem.
— Wiem — zapewniła go Burza, po czym z rozbawieniem pacnęła go w nos miękką łapą. — Jesteś do niego bardzo podobny — zamiauczała.
Ból w sercu Pioruna stał się jeszcze ostrzejszy, jak gdyby ktoś rozdzierał je pazurami.
— Więc dlaczego Niebo Czyste mnie nie uznaje? — dopytywał. — Dlaczego nie mogę do niego iść? — Jego głos zamienił się w jęk. — Tak nie powinno być!
Burza spojrzała z rozpaczą w oczach na księżyc w pełni. Letni wiatr przybrał na sile, a gdy potargał jej futro, zawinęła się ciaśniej wokół Pioruna, by chronić go przed chłodem.
Piorun nie widział już wyrazu jej pyska, ale usłyszał, jak ponownie zaczyna mówić.
— Ty wszystko naprawisz — wymruczała, a jej głos ukoił go niczym miód rozlewający się po ciele. — Kiedy nadejdzie właściwy moment, jestem pewna, że ci się uda…
Świeża trawa na wrzosowisku poruszała się na ciepłym wietrze, który mierzwił sierść Skrzydła Szarego i uświadamiał mu, że pora zimna dobiegła końca. Gdziekolwiek spojrzał, z gleby wyrastały zielone pędy, a jaskrawe żółte kwiatki pojawiały się na krzewach janowca w okolicy. Odległe melodie ptasich śpiewów przynosiły obietnicę licznych zdobyczy w czasie kolejnych księżyców.
Kilka długości ogona dalej Piorun zapiszczał z ekscytacją, siłując się radośnie z kociętami Jastrzębia Pikującego — Ogonem Błyskającym i Futrem Żołędzim. Skrzydło Szare zamrugał z rozkoszą, obserwując kociaki tarzające się w miękkiej trawie i walczące ze sobą rozmachanymi łapkami o schowanych pazurach. Poprosił Jastrzębia Pikującego, żeby pozwoliła mu je zabrać na szkolenie łowieckie.
— Dobrze — zgodziła się pręgowana kotka. — Ale niech nie odchodzą zbyt daleko od obozu.
Zadowolony Skrzydło Szare pozwolił kociakom się pobawić i przez kilka chwil nacieszyć się beztroskimi wygłupami przed nauką.
W dalszej części wrzosowiska widział Obłoka Plamistego i Runo Łaciate, którzy wracali od strony rzeki z pękami świeżych ziół w pyskach. Kwiat Słotny wyskoczyła z janowca, niosąc w zębach bezwładne ciało królika. Zaciągnęła zdobycz do kotliny, w której Skrzek Kawki i Lód Trzaskający wykopywali ziemię, aby otworzyć kolejny tunel mający służyć im za legowisko. Jastrząb Pikujący oraz Cień Wysoki siedziały obok siebie i czyściły nawzajem swoje futra podczas rozmowy.
Teraz czujemy się tu jak w domu — pomyślał Skrzydło Szare, przypominając sobie ich długą wędrówkę z gór oraz to, z jakim trudem osiedlali się na wrzosowisku. Ciężko było im uwierzyć w wizję Bardy, według której lepszy dom czekał na nich na końcu szlaku słońca. Choć ich wyprawa była pełna niebezpieczeństw, przetrwali ją. A teraz jest nam tu dobrze — uznał w myślach.
— Ogonie Błyskający, ty będziesz zającem! — Wołanie Pioruna zwróciło uwagę Skrzydła Szarego z powrotem na kociaki. — A ja pokażę ci, jak je łapać!
— Dobrze. — Ogon Błyskający zaczął podskakiwać na boki, imitując chaotyczne ruchy zajęcy.
Piorun zerknął na Futro Żołędzie i zamiauczał.
— Popatrz na to! — Przyciskając brzuch do ziemi, podpełznął w stronę Ogona Błyskającego, który nieustannie oglądał się przez ramię i sprawdzał, czy starszy kociak już go dogania.
Piorun poruszył zadem i skoczył naprzód ogromnym susem. Kiedy wylądował na Ogonie Błyskającym, czarny kociak pisnął i przekręcił się na grzbiet, po czym otoczył kark Pioruna łapami tak, że oba kocurki upadły na ziemię w kotłowaninie futer.
Niebo Czyste i ja też tacy kiedyś byliśmy — pomyślał z odrobiną smutku Skrzydło Szare. — Jak do tego doszło, że tak strasznie się pokłóciliśmy?
— Nie żyjesz! — zawył Piorun. — Zabiłem cię!
— Chcę tego spróbować naprawdę! — krzyknęła Futro Żołędzie, doskakując do kocurków. — Będę najlepszą łowczynią w dziejach!
— To świetnie — zamiauczał Skrzydło Szare, gdy do nich podszedł. — Ale najpierw musisz się jeszcze wiele nauczyć.
— Potrafię się skradać tak dobrze jak Piorun! — Ogon Błyskający przycisnął ciało do ziemi i zaczął pełznąć, drapiąc łapami po trawie. — Widzisz?
— Doskonale — odparł Skrzydło Szare, ignorując ogon kociaka, którym ten wymachiwał wysoko w powietrzu. — Ale żeby złapać zdobycz, potrzeba czegoś więcej. Tutaj, na wrzosowisku, zwierzyna zobaczy cię z daleka. A więc co musisz zrobić?
— Skoczyć na nią… o tak! — Futro Żołędzie z piskiem wskoczyła na brata, zwalając go przy tym z łap.
Piorun rzucił się, aby do nich dołączyć. Skrzydło Szare pomyślał, że nigdy niczego nie złapią, jeżeli nie będą skupione, jednak powstrzymał się od upomnienia. Miło mu było oglądać szczęśliwe, zdrowe kociaki.
Są takie duże i silne… Dwa razy większe od biednej Ptaszyny Trzepoczącej — pomyślał.
Poczuł żal na wspomnienie o swojej młodszej siostrzyczce, która umarła w górach, ponieważ zabrakło dla niej pożywienia w porze zimna. Wtem ogarnęła go miłość i pragnienie obrony Pioruna i pozostałych kociaków. Musiał zadbać o to, aby wyrosły na silne, zdrowe koty.
Tutaj pora zimna nie była wcale taka zła. Zawsze starczało nam zwierzyny — przypomniał sobie. Wciąż dziwił się, że na wrzosowisku opady śniegu były mniej obfite niż w górach, a biały puch nie zalegał długo na ziemi. Przymrozki o poranku znikały o wiele szybciej niż w ich dawnym domu. Rzadko kiedy nie byli w stanie zapolować ani odnaleźć niezamarzniętej wody, zwłaszcza że w lesie drzewa tworzyły barierę ochronną przed zimnem. Kocur powstrzymał westchnienie. Czasami wciąż zdarzały mu się momenty, w których tęsknił za domem i swoją matką, Mżawką Głuchą, jednak dzięki łatwiejszemu życiu na wrzosowisku kocięta przetrwały i niedługo będą mogły cieszyć się z powrotu cieplejszych sezonów.
Piorun i Ogon Błyskający nadal walczyli, zawodząc przy tym wystarczająco głośno, aby przepłoszyć całą zwierzynę na wrzosowisku. Futro Żołędzie raptem odskoczyła od nich z piskiem.
— Patrzcie na mnie!
Mała kotka zbiegła do kotliny i zniknęła w tunelu, przy którym pracowali wcześniej Skrzek Kawki i Lód Trzaskający. Skrzydło Szare natychmiast ruszył za nią z mocno bijącym sercem. Pod wrzosowiskiem znajdowała się cała sieć tuneli, w większości będących norami wykopanymi przez króliki. Koty zaczęły je powiększać, żeby przerobić je na legowiska, jednak w niektórych miejscach wciąż było niebezpiecznie. Ponadto przebywanie w norach nigdy nie wydawało się Skrzydłu Szaremu naturalne. Były takie ciemne i ciasne, że ciężko mu było tam złapać oddech. Poza tym, jeżeli Futro Żołędzie dotrze zbyt głęboko, możemy nigdy nie zdołać jej wyciągnąć! — przeraził się w myślach.
Odetchnął jednak z ulgą, ponieważ mała kotka niemal natychmiast pojawiła się z powrotem, wypchnięta przed tunel przez stojącego za nią kota. Skrzydło Szare zauważył, że to jej ojciec, Skrzek Kawki. Lód Trzaskający wysunął głowę za pozostałą dwójką z rozgniewaną miną.
— Nie zbliżaj się tutaj — upomniał córkę Skrzek Kawki. — Ten tunel nie jest jeszcze bezpieczny. Lód Trzaskający i ja nadal w nim kopiemy. — Trącił ją w nos łapą o schowanych pazurach. — Nie powinnaś być teraz na szkoleniu łowieckim ze Skrzydłem Szarym?
— Szkolenie właśnie trwa — zawołał Skrzydło Szare. — Dzięki, Skrzeku Kawki.
Czarny kocur kiwnął do niego głową, po czym ponownie zniknął w tunelu wraz z Lodem Trzaskającym.
Futro Żołędzie odwróciła się, opuszczając ogon, po czym wgramoliła się z powrotem na szczyt kotliny.
— No nieźle! — zawołał Ogon Błyskający, gdy do nich wróciła. — To było doskonałe! Teraz już wiemy, jak zarobić pstryczka w nos!
Futro Żołędzie posłała mu wściekłe spojrzenie, lecz nie odpowiedziała.
— Ale może mogłabyś pokazać nam to jeszcze raz? — prowokował ją brat. — Chyba jeszcze nie do końca to załapałem!
— Ach tak? To patrz, właśnie tak dostaje się po nosie, ty pchli móżdżku! — Futro Żołędzie syknęła, przejeżdżając łapą po nosie swojego brata.
Ogon Błyskający odskoczył w tył.
— Hej, to boli!
— Wystarczy — zamiauczał Skrzydło Szare, wchodząc pomiędzy rodzeństwo, zanim ich walka rozkręciła się na dobre. — Mieliśmy polować, pamiętacie?
Ku jego uldze kocięta rozeszły się, żeby poszukać dla siebie wygodnych miejsc, po czym usiadły i wbiły w niego szeroko otwarte oczka.
Skrzydło Szare rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, na czym mogliby się uczyć. Zauważył ruch pod krzewem janowca, gdzie królik wysunął się na otwartą przestrzeń, żeby poskubać trawę.
— Spójrzcie tam — polecił kociakom, wskazując na niego ogonem — ale się nie ruszajcie. Widzicie królika? Zaraz go schwytam.
Kocięta pokiwały główkami. Ich oczy rozbłysły, a koniuszki ogonów drżały z niecierpliwości.
— Najpierw — kontynuował Skrzydło Szare — poczekam, aż wyjdzie spod krzaka odrobinę dalej. Być może gdzieś niedaleko jest ukryte wejście do jego nory. Podczas pogoni będę to miał na uwadze, żeby odgadnąć, w którą stronę pobiegnie.
Gdy kocur mówił, królik oddalił się od krzewu. Skrzydło Szare uważnie mu się przyglądał w oczekiwaniu na odpowiedni moment. Nagle ruszył na zwierzynę, ciesząc się, gdy poczuł pracę swoich mięśni i powiew wiatru na sierści.
Był zaledwie o kilka długości ogona od królika, kiedy ten zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Piszcząc na alarm, rzucił się do ucieczki, a jego biały ogon podskakiwał przy tym w górę i w dół. Skrzydło Szare nie spuszczał go z oka, biegnąc tak szybko, by odciąć mu drogę, gdyby królik chciał zanurkować z powrotem pod bezpieczny krzew.
Łapy królika zaczęły się ślizgać, gdy ponownie skręcił. Zrobił zaledwie kilka kroków, kiedy Skrzydło Szare złapał go, powalił na ziemię, wciskając łapy w bark, po czym zabił go ugryzieniem w szyję. Kocur poczuł falę satysfakcji.
Podniósłszy jeszcze ciepłe ciało swojej ofiary, przytruchtał z powrotem do obserwujących go z zachwytem kociąt.
— Świetna zdobycz, Skrzydło Szare! — zawołał Piorun.
— Ja też chcę tak polować! — zamiauczała Futro Żołędzie.
— Już niedługo — obiecał, wpychając królika pod gałęzie pobliskiego krzewu janowca. Przyjdę po niego, kiedy skończymy — postanowił w myślach. — Ale możesz spróbować już teraz. Które z was potrafi znaleźć jakąś zwierzynę?
Kociaki skoczyły na łapy, rozglądając się i z ożywieniem obwąchując powietrze.
— Czuję tu tylko tego królika — narzekał Ogon Błyskający.
— W takim razie musimy się ruszyć — zamiauczał Skrzydło Szare, po czym poprowadził kocięta kilka długości ogona od kotliny. — Piorunie, widzisz coś?
Skrzydło Szare zdążył już zauważyć mysz skubiącą ziarenka w kępie wysokiej trawy. Kiedy zwierzę wślizgnęło się pomiędzy źdźbła, te zaczęły falować, a Piorun dostrzegł ich ruch.
— Tam! — wyszeptał, kierując uszy w stronę myszy.
— Dobrze. No to próbuj — polecił mu Skrzydło Szare.
Piorun natychmiast przycisnął brzuch do ziemi i zaczął skradać się naprzód.
Skrzydło Szare pokręcił głową, po czym przemówił najciszej, jak umiał, aby nie zaalarmować myszy.
— Nie. Już ci mówiłem, że ten rodzaj polowania może być skuteczny w lesie, gdzie jest wiele miejsc, w których możemy się ukryć, a dźwięki pośród drzew maskowałyby nasze nadejście. Tutaj się nie sprawdzi, ponieważ zdobycz zobaczy cię z daleka. Dlatego musisz polegać na szybkości.
— Och… w porządku. — Piorun podniósł się z powrotem na łapy, a koniuszek jego ogona zadrżał z bezradności. Ruszył biegiem poprzez wrzosowisko w stronę kępy trawy, w której ukrywała się mysz.
— Szybciej! — zakrzyknęła Futro Żołędzie.
— Głupi futrzak! — Ogon Błyskający uderzył w pysk siostry ogonem. — No i patrz, co narobiłaś!
Mysz zamarła, jak gdyby dosłyszała głos Futra Żołędziego i zdała sobie sprawę z nadbiegającego zagrożenia. Momentalnie wyskoczyła z wysokiej trawy i popędziła w kierunku skalnej wychodni kilka długości ogona dalej. Piorun próbował wykrzesać z siebie więcej siły i przyspieszyć, jednak potknął się przy tym o własne łapy, stracił równowagę i z tąpnięciem wylądował na ziemi. Mysz zanurkowała w szczelinę pomiędzy dwoma kamieniami. Zniknęła.
Piorun podniósł się, otrzepał futro, po czym zaczął ciężko kroczyć z opuszczoną głową w stronę pozostałych.
— Przepraszam — wymamrotał.
— Nic się nie stało — odparł Skrzydło Szare, położywszy koniuszek ogona na ramieniu kociaka. — Następnym razem pójdzie ci lepiej.
Kiedy patrzył na wielkie białe łapy Pioruna, wcale się nie dziwił, dlaczego kocurek jest taki niezdarny. Z całą pewnością miał wyrosnąć na dużego silnego kota, ale w tej chwili znajdował się na takim etapie swojego rozwoju, kiedy jego ruchy były niezgrabne, a on nie do końca nad nimi panował. Jego czas jeszcze nadejdzie — pomyślał Skrzydło Szare. — Musi tylko być cierpliwy.
— Teraz ja chcę spróbować — zamiauczała Futro Żołędzie. — O ile nie odstraszyłeś jeszcze całej zdobyczy.
— Co? — Piorun wytrzeszczył oczy z oburzenia. — Gdyby nie ty…
Skrzydło Szare uniósł łapę, chcąc zapobiec dalszym przekomarzaniom.
— Poszukamy więcej zwierzyny — obiecał. — Na pewno jakaś jeszcze się znajdzie.
— Tam! — Ogon Błyskający wskazał ogonem w dal.
Gdy kocur się odwrócił, ujrzał małe stadko ptaków dziobiących trawę niedaleko skalnej wychodni, za którą zniknęła mysz. Skinął głową.
— Próbuj.
Ogon Błyskający natychmiast przycisnął ciało do ziemi tak jak Piorun, zupełnie jakby instrukcje Skrzydła Szarego wleciały mu jednym uchem, a wyleciały drugim.
— Biegnij, pchli móżdżku! — pisnęła na niego siostra. Wtem jednak sama ruszyła po trawie z powiewającym ogonem.
Skrzydło Szare był pod wrażeniem jej prędkości, ale słyszał, że podczas biegu wydawała z siebie pełne ekscytacji piśnięcia. Kilka ptaków odleciało już na pierwszy dźwięk jej głosu, a pozostała część stada dołączyła do nich na długo, zanim koteczka się do nich zbliżyła.
Ogon Błyskający, który pobiegł za siostrą, gdy tylko zorientował się, że nie powinien się skradać, przystanął i odwrócił pysk ze zniesmaczoną miną.
— I kto teraz jest pchlim móżdżkiem? — zapytał.
Skrzydło Szare potrząsnął głową, próbując ukryć rozbawienie.
— Wszyscy musicie się jeszcze wiele nauczyć — wymamrotał.
Czekał, aż rodzeństwo do niego wróci, kiedy raptem dostrzegł, że Piorun rzuca się do potężnego skoku. Już wcześniej zauważył, że jeden z ptaków wylądował niedaleko. Piorun naskoczył na niego przednimi łapami i przycisnął go do ziemi, podczas gdy ten machał skrzydłami, bezskutecznie usiłując się uwolnić.
Młody kocur wyprostował się, trzymając w zębach nieruchome ciało ptaka. Jego oczy lśniły.
— Złapałem jednego! — zawołał głosem przytłumionym przez pióra.
W pierwszej chwili Skrzydło Szare nie potrafił pochwalić kocurka tak, jak na to zasługiwał. Ten ogromny skok za bardzo przypominał mu skoki jego ojca, Nieba Czystego. Wyglądał jak on, kiedy zabił jastrzębia niedługo przed opuszczeniem górskiego terenu — przypomniał sobie w myślach.
Znów poczuł ból na wspomnienie tamtych dni, kiedy brat był mu bliski. Skrzydło Szare nie wchodził do lasu ani nie próbował się z nim spotkać, odkąd Niebo Czyste odmówił uznania Pioruna za swojego syna, co miało miejsce jeszcze przed rozpoczęciem pory zimna. Kiedy widzieli się po raz ostatni, Skrzydło Szare powiedział, że Niebo Czyste nie jest już jego bratem. Strata najbliższego członka rodziny bolała go niczym cierń wbity w serce, a mimo to nie mógł mu wybaczyć tak okrutnego odrzucenia Pioruna.
Kocur westchnął. Staram się wychowywać Pioruna tak, aby był dobry i pełen współczucia — pomyślał. — Ale czy charakter Nieba Czystego nie ujawni się w nim pomimo wychowania?
Za jego plecami rozległo się ciche mruknięcie, które oderwało go od mrocznych rozmyślań. Gdy się odwrócił, ujrzał biegnącą ku niemu szylkretową kotkę. Wytrzeszczył oczy, bo na jej widok radość rozpaliła go niczym promienie słońca. To Ogon Żółwia! Kotka, która zeszła tu z nimi aż z gór i była ich wierną przyjaciółką, dopóki… Nie. Nie będę teraz o tym myślał — postanowił.
— Ogonie Żółwia! — zawołał. — Jak udało ci się nas znaleźć? — zapytał, ponieważ kotka opuściła swoich górskich towarzyszy, jeszcze zanim wprowadzili się do nowego obozu.
— Najpierw poszłam do kotliny, w której kiedyś mieszkaliśmy — wyjaśniła. — Ale była pusta… Wyczuła tam tylko słaby, zwietrzały zapach. — Przeszedł ją dreszcz. — Przeraziłam się, że lisy wszystkich zabiły. Ale nie chciałam w to uwierzyć! Dlatego wciąż was szukałam, aż wreszcie pochwyciłam trop. I oto jestem!
— Tak dobrze cię widzieć! — zamiauczał Skrzydło Szare.
Ogon Żółwia podeszła do niego i otarła się nosem o jego nos.
— Ciebie również miło jest widzieć — zamruczała. — Minęło wiele czasu. — Obejrzała się na kocięta. — Wygląda na to, że masz teraz pełne łapy roboty!
Skrzydło Szare pokiwał głową. Nie widział Ogona Żółwia, odkąd pomogła mu uratować Pioruna z zawalonego legowiska Dwunożnych. Od tamtej chwili spędziła całą porę zimna pośród wygód siedliska Dwunożnych, wiodąc życie pieszczoszki. Nadal nie mogę uwierzyć, że tak postanowiła — pomyślał Skrzydło Szare, odwracając wzrok, aby nie mogła dostrzec jego miny. Jak można wybrać życie, w którym nie trzeba polować na zwierzynę i nie czuje się podmuchów wiatru mierzwiących futro o poranku? Dla Skrzydła Szarego nie miało to żadnego sensu. Kiedy kotka odeszła, nie potrafił ukryć, że poczuł się zdradzony. Ogon Żółwia stała się dla niego zimna i wyniosła.
Jednak bez wątpienia nowe życie jej odpowiadało. Była teraz pulchna i wyglądała zdrowo. Miała lśniące futerko i jaśniejące oczy, które błyskały, kiedy na niego spoglądała.
— Czy ten wielki kocur to Piorun? — zapytała, odwracając się w stronę kociaka, który stał w pobliżu, wciąż trzymając w pysku zdobycz. Wyglądał na zdziwionego i nieco zranionego.
Skrzydło Szare poczuł wyrzuty sumienia, gdy nagle uświadomił sobie, że wciąż nie pochwalił go za jego zdobycz.
— Ależ on urósł! Pamiętam, jaki był maleńki, kiedy przyprowadziliśmy go do lasu i nadaliśmy mu imię.
Matka Pioruna, Burza, zginęła pod gruzami legowiska Dwunożnych. Skrzydło Szare i Ogon Żółwia zdołali uratować kociaka, jednak jego matka i rodzeństwo nie przeżyli. Miała takie miękkie futerko i piękne oczy… — wspominał Skrzydło Szare, opuszczając ogon, gdy serce rozdarł mu smutek. — Już nigdy więcej jej nie zobaczę.
Z zamyślenia wyrwał go okrzyk Ogona Żółwia:
— Popatrz, Piorun złapał ptaka! Będzie doskonałym łowcą!
Kiedy na nią spojrzał, od razu zauważył, że siliła się na radosny ton. Zupełnie jakby wiedziała, o czym myślę — uznał. — Być może zna mnie tak dobrze, że wie, jak odpędzić ode mnie smutek.
— Ależ oczywiście — przytaknął, otrząsnąwszy się.
Piorun rozchmurzył się w odpowiedzi na pochwałę, a pozostałe dwa kocięta podbiegły do niego.
— My też będziemy doskonałymi łowcami! — ogłosiła Futro Żołędzie.
— Jestem o tym przekonana — odpowiedziała Ogon Żółwia, po czym zamrugała i odwróciła się do Skrzydła Szarego. — To muszą być kocięta Jastrzębia Pikującego, prawda? I tylko popatrz! Też są takie duże i silne!
— Być może nie było cię z nami dłużej, niż myślisz — zamiauczał Skrzydło Szare, jednak ból w oczach kotki sprawił, że natychmiast pożałował swoich słów. — To znaczy, wystarczająco długo, żeby… no… — jąkał się. — Tęskniłem za tobą, Ogonie Żółwia.
Jej oczy rozbłysły.
— Ja za tobą też, Skrzydło Szare.
Raptem kocur odwrócił się do maluchów, uświadomiwszy sobie, że przysłuchują się ich rozmowie.
— To jest Ogon Błyskający, a to Futro Żołędzie.
— Piękne imiona — zamiauczała kotka, z powrotem wyglądając na radosną. — Ja jestem Ogon Żółwia.
— Ogon Błyskający został tak nazwany dlatego, że zawsze kręci się obok Pioruna — wyjaśnił Skrzydło Szare. — Piorun i Błyskawica. Tak tworzy się nasza własna mała burza!
Oczy Ogona Żółwia błysnęły z rozbawienia, kiedy kotka trąciła się nosem z każdym z kociaków.
— Idźcie się pobawić — poprosił je łagodnie Skrzydło Szare. Chciał porozmawiać z Ogonem Żółwia bez tej trójki wsłuchującej się w każdy szczegół.
Kociakom nie trzeba było powtarzać dwa razy. Pomiaukując z radości, zaczęły ścigać się wokół pobliskiego krzewu janowca.
— Jak ci się wiedzie w siedlisku Dwunożnych? — zapytał Skrzydło Szare, nagle czując się niezręcznie. Nie chciał, by kotka pomyślała, że znów ją krytykuje. — Udało ci się bez problemów przetrwać porę zimna?
— Tak, było miło — odparła beztrosko Ogon Żółwia. — Wygodnie i przytulnie. Pszczółka i ja miałyśmy też towarzystwo. Niedługo po tym, jak tam zamieszkałam, dołączył do nas kolejny kot.
— Włóczęga? — zapytał Skrzydło Szare, choć trudno byłoby mu w to uwierzyć.
— Ach, nie — odparła. — Dwunożni wyszli ze swojego gniazda, a kiedy wrócili, przynieśli w rękach kota — dużego kocura. Wyjaśnił nam, że mieszkał wcześniej z innym Dwunożnym, ale któregoś dnia jego Dwunożny przestał przychodzić i go karmić.
Dwunożnym nie można ufać — skomentował w myślach Skrzydło Szare, jednak miał w sobie na tyle rozsądku, aby nie powiedzieć tego na głos.
— Wtedy kocur zamieszkał w miejscu, w którym było wiele różnych kotów. Wszystkie były naprawdę nieszczęśliwe i rozwrzeszczane, zwłaszcza że słyszały niedalekie szczekanie psów. Stłoczyli je wszystkie razem. I wtedy kocur — nazwali go Pieszczoch, zapomniałam wspomnieć…
— Pieszczoch? — przerwał jej Skrzydło Szare. — Nazwali pieszczocha Pieszczoch? Nigdy nie zrozumiem Dwunożnych.
Ogon Żółwia wzruszyła ramionami.
— W każdym razie nasi Dwunożni go stamtąd zabrali, żeby zamieszkał ze mną i Pszczółką.
— Polubiłaś go? Był przyjazny? — zapytał Skrzydło Szare.
Ogon Żółwia zawahała się, po czym spuściła wzrok na łapy.
— Och, tak. Był przyjazny — odparła w końcu. — Dobrze się dogadywaliśmy. — Otrzepała futro. — Ale przyszedł czas wrócić. Tęskniłam za moimi przyjaciółmi na wrzosowisku.
A więc Ogon Żółwia do nas wraca! — pomyślał przepełniony radością Skrzydło Szare. Nim jednak miał okazję cokolwiek odpowiedzieć, podbiegły do nich kocięta, ganiając się w kółko, i usiłowały zatrzymać się z poślizgiem na nieubitej ziemi, jednak nie zdołały wyhamować na czas. Ogon Błyskający przekoziołkował prosto na Ogon Żółwia, która straciła równowagę i upadła na grzbiet, wymachując łapami i ogonem. Jęknęła z bólu.
Skrzydło Szare wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, kiedy spojrzawszy na nią, w końcu zauważył jej nabrzmiały brzuch. Ogon Żółwia oczekiwała kociaków!
— Nic ci nie jest? — zapytał nerwowo, ruszając jej na pomoc.
Kotka oparła się na jego boku i dysząc, podniosła się na łapy. Milczała przez chwilę, po czym odetchnęła.
— Wszystko w porządku… Chyba.
Spojrzenie Skrzydła Szarego przeniosło się z powrotem na trzy kocięta. Ogon Błyskający krył się za Piorunem z przerażoną miną, więc kocur przywołał go naprzód ruchem ogona.
— Chodź tutaj i przeproś Ogon Żółwia — rozkazał surowo.
Ogon Błyskający podszedł do nich z opuszczoną głową, kuląc się i ciągnąc ogon po podłożu.
— Naprawdę strasznie mi przykro — zamiauczał.
— Nic się nie stało. — Ogon Żółwia pospiesznie polizała go po uszach.
— Tylko pamiętaj, żeby nigdy więcej nie biegać, nie patrząc przed siebie — pouczył go Skrzydło Szare, a następnie zamilkł na chwilę, po czym dodał: — No, ale chyba prosiłem, żebyście poszli się bawić, prawda?
Zaczekał, aż trójka maluchów, popiskując z radości, ponownie odbiegnie.
Kto by pomyślał, że Ogon Żółwia spodziewa się kociąt? — pomyślał.
— A więc… — zamruczał do niej, wskazując uszami na nabrzmiały brzuch. — Jak to się stało?
— Jak co się stało? — syknęła kotka, ale raptem jej spojrzenie złagodniało. — Popełniłam błąd — kontynuowała. — Ogromnie tęskniłam za wami wszystkimi, a Pieszczoch wydawał się taki silny i przyjacielski. Miałam nadzieję, że dam radę ułożyć sobie z nim nowe życie. Ale kiedy zrozumiałam, że będę miała kociaki, on… on się zmienił.
Skrzydło Szare poczuł, jak w gardle wzbiera mu groźny warkot.
— Jeżeli cię skrzywdził…
— Och, nie! — zapewniła go Ogon Żółwia. — Pieszczoch nadal był przyjacielski, ale nie chciał rozmawiać o naszej przyszłości z kociętami. Na dodatek Pszczółka wyglądała tak, jakby czuła się niezręcznie za każdym razem, kiedy o nich wspominałam. — Kikut kotki zadrgał. — Ale żadne z nich nie przyznało, że coś jest nie tak.
— Więc co zrobiłaś? — zapytał Skrzydło Szare.
— Błagałam Pszczółkę, żeby była ze mną szczera. Na początku nie chciała mi nic powiedzieć, ale w końcu wyjawiła, że Dwunożni zabiorą moje kocięta z domu i oddadzą je innym Dwunożnym. — Jej głos delikatnie zadrżał. — W chwili, gdy przestałyby potrzebować mojego mleka, straciłabym je na zawsze!
— To przerażające! — krzyknął Skrzydło Szare, przyciskając nos do ramienia kotki.
Jak można w taki sposób rozdzielać rodziny? — oburzył się w myślach. — W górach, a teraz tutaj, na wrzosowisku, koty trzymają się razem i każdy pomaga w opiece nad kociętami. To nie do pomyślenia, żeby któryś kot oddał swoje młode! No, a przynajmniej było to nie do pomyślenia, dopóki Niebo Czyste nie odrzucił Pioruna — przypomniał sobie.
— Pszczółka przyznała się, że Pieszczoch ją prosił, by nie wyjawiała mi prawdy. A teraz… No cóż, nigdy już nie zaufam ani pieszczochom, ani Dwunożnym. Nauczyłam się, kim są moi prawdziwi przyjaciele, i jedyne, czego pragnę, to do was wszystkich wrócić. — Utkwiła wzrok w Skrzydle Szarym i otworzyła szerzej oczy. — Myślisz, że reszta mnie przyjmie?
Kocur poczuł, jak jego serce roztapia się pod jej żarliwym spojrzeniem.
— Jak mogliby cię nie przyjąć? — zamiauczał, raz jeszcze zerkając na zaokrąglony brzuch Ogona Żółwia. Z jakiegoś powodu dziwnie czuł się z myślą o tym, że nosi kocięta innego kocura. — Przecież tutaj jest twoje miejsce.
Wskazując ogonem drogę, Skrzydło Szare poprowadził ją na szczyt kotliny.
— Niesamowite! — zawołała, szeroko otwierając oczy z podziwu na widok ich domu. — Co za wspaniałe miejsce! O wiele lepsze niż nasz dawny obóz.
Skrzydło Szare pokiwał głową.
— Tutaj jesteśmy bezpieczniejsi i lepiej osłonięci — zamiauczał, wskazując jej krzewy janowca.
Kiedy schodzili w dół zbocza, Lód Trzaskający wyskoczył z tunelu, który kopał razem ze Skrzekiem Kawki. Jego białe futro było brudne od ziemi. Gdy zauważył Ogon Żółwia, zatrzymał się i zmrużył powieki.
— Co ty tutaj robisz? — zapytał.
— Witaj, Lodzie Trzaskający! — powitała go kotka. — Miło cię znowu widzieć.
W pierwszej chwili Lód Trzaskający nie odpowiedział. Popatrzył na nią chłodno i odezwał się dopiero po chwili.
— Odwróciłaś się od nas, kiedy tylko zrobiło się zimno. Dlaczego więc teraz taka pieszczoszka jak ty myśli, że jest tutaj mile widziana?
Ogon Żółwia z oburzenia napuszyła futro tak mocno, że jej okrągły brzuch stał się niemal niewidoczny.
— Nie masz prawa zabraniać jakiemukolwiek kotu przyjścia na wrzosowisko! — odpowiedziała. — Myślisz, że kim ty jesteś? Niebem Czystym?
— Posłuchajcie… — zaczął Skrzydło Szare, krzywiąc się na wspomnienie o bracie.
Oboje zignorowali jednak jego próbę wtrącenia się.
— Niebo Czyste w kilku sprawach ma rację — wymamrotał Lód Trzaskający. — Zabieram cię prosto do Cienia Wysokiego — dodał. — Niech ona zadecyduje, co z tobą zrobimy.
— Ogon Żółwia nie musi… — mruknął ponownie Skrzydło Szare.
— Nie kłopocz się, próbując mnie bronić — przerwała mu kotka, opuszczając uszy ze złości. — Bardzo chętnie zobaczę się z Cieniem Wysokim. Stęskniłam się za nią. Poza tym może ona przypomni Lodowi Trzaskającemu, gdzie jest jego miejsce.
Lód Trzaskający i Ogon Żółwia ruszyli więc naprzód razem ze Skrzekiem Kawki, który wynurzył się z tunelu i patrzył zdumiony na przybyłą kotkę. Skrzydło Szare odwrócił się w poszukiwaniu kociaków i zauważył, jak te wdrapują się na pokryty porostem głaz, po czym zeskakują z niego, krzycząc przy tym z radości.
— Chodźcie! — zawołał je. — Czas wracać do domu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki