Wszystko Co Najważniejsze nr 48 - opracowanie zbiorowe - ebook

Wszystko Co Najważniejsze nr 48 ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

„Wszystko co Najważniejsze” – jedyny na polskim rynku wydawniczym miesięcznik bez tekstów dziennikarskich. W każdym numerze Czytelnicy znajdą ważne, kierunkowe teksty liderów opinii: intelektualistów, filozofów, historyków, strategów, polityków. Ukazujące się od 2013 r. pismo cechuje otwartość na nowe trendy, idee, tematy i autorów z różnych rejonów sceny politycznej. „Wszystko co Najważniejsze” jest pieczołowicie redagowane przez zespół, któremu przewodniczy prof. Michał KLEIBER. Teksty są ilustrowane portretami Autorów tworzonymi przez Fabiena CLAIREFONDA z „Le Figaro”. Redakcja przykłada wielką wagę do szacunku dla Czytelników, zachowując styl pism opinii z dawnych, najlepszych lat prasy drukowanej.

WcN 48 – spis treści
Prof. Michał KLEIBER, Rok, w którym optymizm będzie na wagę złota
Michał KŁOSOWSKI, Europa Universalis
Françoise THOM, Jak nie przeoczyć końca putinizmu?
Uilleam BLACKER, Historia buduje wspólnotę ukraińsko-polską
Jana ČERNOCHOVÁ, Łączy nas nasza przeszłość i czujność wobec Rosji
Prof. Piotr GLIŃSKI, omoc dla Ukrainy naszym cywilizacyjnym obowiązkiem
Prof. Zdzisław KRASNODĘBSKI, prof. Michel WIEVIORKA, Wróćmy do Solidarności
Prof. Jacek HOŁÓWKA, Dusza niemiecka, dusza rosyjska
Prof. Jan WOLEŃSKI, Wciąż niezachwiane rozumienie podstaw cywilizacji
Monika KRAWCZYK, Izraelici w powstaniu listopadowym
Paul KINGSNORTH, Technokraci porwali ekologię. I sprowadzili nas na manowce
Prof. Jacek KORONACKI, In vitro i hodowla ludzi
Rafał A. ZIEMKIEWICZ, Wrogie przejęcie wolności
Prof. Pierre MANENT, Alain FINKIELKRAUT, Czy Bóg umarł?
Wiesław KOT, Sensorium ludzkie i międzyplanetarne
Maria MUSTI, Chopin kompozytorem belcanto?
Prof. Ian BOGOST, Era mediów społecznościowych dobiega końca. Nigdy nie powinna była się zacząć

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 175

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis treści

Prof. Michał KLEIBER

Rok, w którym optymizm będzie na wagę złota

Michał Kłosowski

Europa Universalis

Françoise THOM

Jak nie przeoczyć końca putinizmu?

Uilleam BLACKER

Historia buduje wspólnotę ukraińsko-polską

Jana ČERNOCHOVÁ

Łączy nas nasza przeszłość i czujność wobec Rosji

Prof. Piotr GLIŃSKI

Pomoc dla Ukrainy naszym cywilizacyjnym obowiązkiem

Prof. Zdzisław KRASNODĘBSKI, prof. Michel WIEVIORKA

Wróćmy do Solidarności

Prof. Jacek HOŁÓWKA

Dusza niemiecka, dusza rosyjska

Prof. Jan WOLEŃSKI

Wciąż niezachwiane rozumienie podstaw cywilizacji

Monika KRAWCZYK

Izraelici w powstaniu listopadowym

Paul KINGSNORTH

Technokraci porwali ekologię. I sprowadzili nas na manowce

Prof. Jacek KORONACKI

In vitro i hodowla ludzi

Rafał A. ZIEMKIEWICZ

Wrogie przejęcie wolności

Prof. Pierre MANENT, Alain FINKIELKRAUT

Czy Bóg umarł?

Wiesław KOT

Sensorium ludzkie i międzyplanetarne

Maria MUSTI

Chopin kompozytorem belcanto?

Prof. Ian BOGOST

Era mediów społecznościowych dobiega końca. Nigdy nie powinna była się zacząć

Stopka redakcyjna

Prof. Michał KLEIBER

Rok, w którym optymizm będzie na wagę złota

Czeka nas rok pełen najróżniejszych, często złożonych wydarzeń, wymagających przemyślanej aktywności polityczno-gospodarczej wielu państw świata, w tym Polski i całej Unii Europejskiej

Prof. Michał KLEIBER

Redaktor naczelny „Wszystko co Najważniejsze”. Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Kawaler Orderu Orła Białego

Po przeszło dwu latach pandemii nadającej na całym świecie kształt wydarzeniom rolę tę przejęła obecnie wojna na Ukrainie. Jej dramatyczny przebieg przesądza, że nadchodzący rok będzie nieprzewidywalny w kwestiach bezpieczeństwa i ze względu na inne konsekwencje rosyjskiej agresji – chaos na rynkach energii, globalną recesję i inflację, wiele problemów komplikujących i tak bardzo trudne wychodzenie z powszechnych kłopotów spowodowanych wcześniej przez pandemię. Rosja, wywołując najpoważniejsze zagrożenie globalnego bezpieczeństwa od czasu kryzysu kubańskiego, podważyła podstawowe zasady międzynarodowego współżycia – nienaruszalność granic, możliwość użycia broni jądrowej wyłącznie w celach obronnych czy solidarną troskę o choćby elementarny dobrostan obywateli całego świata, w tym powszechną dostępność żywności i energii. Musimy dziś stawiać czoła największym wyzwaniom. Oto one:

Dalszy przebieg rosyjskiej agresji na Ukrainę będzie istotnie wpływać na wszystkie aspekty międzynarodowej polityki i gospodarki. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem rozwoju wydarzeń na Ukrainie wydają się obustronne działania wokół pata, nieprowadzące do zawieszenia broni i jakiegokolwiek trwałego porozumienia. Dla Europy oznacza to kontynuację sankcji nakładanych na Rosję, wspieranie finansowe i obronne Ukrainy. Utrzymają się wysokie ceny energii, ale ponieważ znaleziono alternatywnych dostawców, nie będzie konieczności jej racjonowania. Ewentualne zradykalizowane działania Rosji, np. atak na infrastrukturę importu gazu do Europy, a na rurociągi z Norwegii w szczególności, oznaczałoby jej atak na państwa NATO ze wszystkimi tego konsekwencjami. Konsekwencjami, które mogłyby podważyć i tak dzisiaj niepełną unijną energetyczną solidarność. Wedle przeprowadzonych symulacji praktycznie ustałby przesył gazu przez granice między państwami Unii.

Wojna na Ukrainie wpływać będzie znacząco na międzypaństwowe sojusze i globalną współpracę gospodarczą. Będziemy obserwować rozwój stosunków USA i UE z Chinami, działania Chin wobec Tajwanu i spory na Morzu Wschodnio- i Południowochińskim z innymi państwami Dalekiego Wschodu, w tym Japonią, zapowiadane zmiany w nuklearnej doktrynie Korei Północnej, trudną sytuację na Bliskim Wschodzie czy narastające napięcie między Chinami i Indiami. Ta ostatnia sprawa związana jest z ciekawym zdarzeniem, mającym według prognoz demograficznych nastąpić 14 kwietnia 2023 roku. W tym dniu Indie staną się według przewidywań najludniejszym państwem świata z populacją bliską 1,5 mld osób, czyli większą niż populacja Chin, będących od stuleci niezagrożonym liderem w tym zakresie. Fakt ten będzie miał liczne konsekwencje polityczno-gospodarcze, takie jak np. prawdopodobne domaganie się przez Indie stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

W Unii Europejskiej zaognią się dyskusje dotyczące potrzeby zmian w jej funkcjonowaniu. Do tradycyjnych zarzutów w tym zakresie, takich jak niedemokratyczne sposoby wyboru unijnych władz, dominacja najsilniejszych państw członkowskich czy brak uzgodnień w sprawach kluczowych dla bezpieczeństwa, dojdą zapewne nowe, potwierdzające potrzebę zmian, być może nawet traktatowych. Kryzys energetyczny będzie wzmacniał wspomniane wyżej spory i osłabiał pozycję naszego kontynentu w świecie; konflikt między szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen i przewodniczącym Rady Europejskiej Charles’em Michelem; silne upolitycznienie Parlamentu Europejskiego z jednej strony, a brak typowych dla parlamentu uprawnień, takich jak inicjatywa legislacyjna, z drugiej; daleki od zasad demokracji sposób wyboru przewodniczącego Komisji Europejskiej (tzw. Spitzenkandidat); przerosty biurokracji w instytucjach unijnych i wiele innych. Pamiętajmy jednakże, że to właśnie Unia stworzyła wraz ze Stanami Zjednoczonymi demokratyczną wspólnotę świata zwaną dzisiaj Zachodem. Do wspólnoty tej dołączały potem kolejno inne państwa, takie jak Japonia czy Korea Południowa, tworząc obecnie razem przekonujące polityczne ramy funkcjonowania świata.

Nieunikniona wydaje się głęboka recesja. Ze względu na bliskość konfliktu na Ukrainie i trudności energetyczne najgorsza sytuacja jest w Europie. Problemem będzie też sytuacja w Chinach, gdzie nieprzemyślana polityka gospodarcza autorytarnej władzy, w tym strategia tzw. zero COVID, doprowadziła do kłopotów mogących oddziaływać na cały świat. Autorytarna władza w tym kraju coraz agresywniej grozi odebraniem niepodległości Tajwanowi. W znacznie lepszej gospodarczej sytuacji od Europy i Chin są Stany Zjednoczone, dla których problemem w 2023 roku może jednak być międzypartyjny podział władzy.

Na geopolitykę wpływać będą silnie globalne zmiany demograficzne, wywołując m.in. kolejne, większe niż dotychczas, problemy migracyjne. Optymizm Angeli Merkel, która w obliczu narastającej migracji oświadczyła w 2015 roku: „Wir schaffen das” („damy radę”), nie jest dzisiaj podzielany przez chyba nikogo. Biorąc pod uwagę z jednej strony trwający szybki przyrost globalnej populacji, zwiększającej się o kolejny miliard w ciągu kolejnych parunastu lat – i mający głównie miejsce w państwach, które od dawna udowadniają, że nie są w stanie zadbać o choćby elementarny dobrostan swoich obywateli – a z drugiej strony postępujące zmiany klimatyczne, uderzające najmocniej często niestety w te same rejony świata, wielkie fale migracyjne są nieuniknione. Zaogni to dyskusje nt. zasad polityki migracyjnej.

Prognozy dotyczące zmian klimatycznych i ustalenia podjęte na kolejnej konferencji klimatycznej COP27. Fakty przemawiają jednoznacznie – na zachodzie USA pożary objęły obszary większe niż kiedykolwiek, olbrzymie szkody na niespotykaną skalę w różnych częściach globu wywołały huragany, monsunowe ulewy w Pakistanie wyrządziły straty na poziomie 9 proc. PKB, w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy odnotowano temperaturę 40 st. C, fale upałów spowodowały w oceanach niespotykane dotychczas ubytki raf koralowych i zamieszkujących w nich koralowców, ryb, żółwi i innych gatunków zwierząt. Znikają lodowce na Grenlandii, o prawie 70 proc. w stosunku do okresu sprzed 15 lat zwiększyła się spowodowana upałami globalna liczba zgonów niemowląt i osób starszych. Skala wskazanych na COP27 działań kompensujących straty ponoszone w biedniejszych krajach, określona tam jako fundusz loss and damage („strata i zniszczenie”), a także ciągle kwestionowany przez część polityków wpływ ludzi na zmiany klimatyczne wywoływać będą dyskusje i spory. Aktywne inwestowanie w czystą energię stanie się koniecznością. W Polsce dyskusje koncentrować się będą na przyszłości kopalń węglowych, szczegółach budowy reaktorów jądrowych, regulacjach energetyki wiatrowej oraz walki ze smogiem.

Aktywnie wkraczać będzie w nasze codzienne życie sztuczna inteligencja (AI). Poszerzać się będzie proces wspomagania przez AI pracowników różnych branż, prowadząc niekiedy wręcz do zanikania części profesji, ale tworząc zapotrzebowanie na nowe. Obserwować będziemy kolejne wydarzenia związane z rozwojem internetu rzeczy (IR). Tempo wdrożeń IR będzie szybko rosło wraz z upowszechnianiem się szybkiej komunikacji za pomocą technologii 5G. Dobrze ilustruje to przewidywany globalny nakład środków na rozwój tych wdrożeń, mający w roku 2023 przekroczyć 1 bln dolarów. Rosnąć będą też możliwości wykorzystywania internetu określane jako metaverse. W niezwykle dzisiaj ważnym aspekcie bezpieczeństwa danych rozwijać się będą zastosowania technologii blockchain. Ciekawe innowacje czekają nas w obszarze tzw. poszerzonej rzeczywistości (extended reality), kontynuującej próby przełamywania granic pomiędzy światem realnym i wirtualnym. Dynamicznie rozwijać się będzie robotyka, szeroko dyskutowane będą także kwestie regulacji działań wielkich korporacji internetowych, tzw. Big Tech. Szczególnie trudne będzie uzgodnienie tych spraw pomiędzy USA i UE. Uwagę poświęcać będziemy problemom etycznym wywoływanym przez zastosowania nowych technologii, głównie w medycynie, ale bynajmniej nie tylko tam.

W kontekście wdrażania nowych technologii warto zacząć przyswajać sobie nowe słownictwo. Przykładowo wodór opisywany będzie określeniami „zielony” lub „czarny”, zależnie od metody jego produkcji – za pomocą energii odnawialnej bądź węgla. Upowszechni się termin eSIM, oznaczający cyfrowe zastąpienie dotychczas używanych chipów w naszych telefonach i komputerach. Mówić będziemy o horyzontalnej bądź wertykalnej eskalacji wojny, rozumiejąc odpowiednio jej rozszerzenie na inne kraje bądź intensyfikację już prowadzonych działań. W kontekście długotrwałych susz wywoływanych zmianami klimatu coraz częściej będzie się pojawiał termin acydyfikacja. Z kolei eVTOL (electric vertical take-off and landing) to powietrzna taksówka – pionowo startujący i lądujący dron, wystarczająco duży, aby transportować ludzi.

Czeka nas z pewnością rok pełen najróżniejszych, często bardzo złożonych wydarzeń, mających szeroki międzynarodowy kontekst i wymagających bardzo przemyślanej aktywności polityczno-gospodarczej wielu państw świata, w tym Polski i całej UE. Aktywności będącej choćby małym krokiem ku wymarzonej wspólnej przyszłości świata bez wojen i głodu. Pamiętajmy przy tym, że do osiągnięcia tego celu potrzebna jest nasza powszechna wiara w możliwość odniesienia sukcesu – nie wahajmy się więc wspólnie działać na rzecz powodzenia w tym zakresie.

Michał Kłosowski

Europa Universalis

Polska ma korzenie państwa wielkiego, choć w przeciwieństwie do pozostałych krajów Europy – bez imperialnej historii. I Rzeczpospolita to kontrpropozycja sprawnego, silnego państwa; otwartego choć trudnego do zrozumienia; państwa w którym wolność religijna i duchowa siła stanowiły o sprawności całej machiny państwowej

Felieton na drugą stronę

Europa to więcej niż przestrzeń, więcej niż kontynent: to pomysł na udział w projekcie cywilizacyjnym opartym na wartościach, które dały światu wolność i własność osobistą, wiarę w rozwój i lepszą przyszłość. To także udział we wspólnej historii, która obfituje w wydarzenia wielkie i niezwykłe, ale w której – i trzeba to przyznać z pełną odpowiedzialnością – nie brak też wydarzeń, o których czasem chciałoby się zapomnieć; to opowieść pełna śmierci i zniszczenia, pychy i żądzy władzy oraz zysku. Wszystko to jednak doprowadziło nas do miejsca, w którym znajdujemy się dzisiaj. I możemy być z niego dumni – zwłaszcza my, mieszkający między Odrą a Bugiem – kiedy obecność w Europie znaczy już nie tylko „być” obok światowych imperiów i niejako z tylnego siedzenia obserwować, jak zmienia się świat, ale i mieć apetyt, by wspólnie, ramię w ramię, kształtować rzeczywistość, która nas otacza. Bo nasza część świata to proces, ciągły akt stworzenia, który nie dobiegł końca; droga i zmaganie, z którego wyrosła europejska cywilizacja. Aby tę drogę przebyć, trzeba cierpliwości, ale też dobrej pamięci; trzeba też trochę sprytu, by tę pamięć nieść dalej.

To heglowskie rozumienie historii nabiera znaczenia dzisiaj, kiedy w świecie odżyły dawno już niedoświadczane emocje i podjęte zostały działania, które nie tylko historykom zdają się być znajome: rywalizacja na śmierć i życie, wojna, w której cieniu żyjemy od blisko roku, następujące po sobie kolejne kryzysy, ale i odkrycia, i rozwój technologiczny, nigdy dotąd niespotykany. Przyzwyczajeni do pokojowego współistnienia wręcz zapomnieliśmy o imperialnych ambicjach naszych sąsiadów i ich historii. Narodową pracowitością wybiliśmy się na poziom zapewniający pozornie spokojne życie. Tamten świat skończył się jednak w 2022 roku. Rozleniwiliśmy się i sprawy z pozoru oczywiste, jak obowiązkowe ćwiczenia wojskowe czy cywilne przysposobienie obronne albo nawet dbanie o język ojczysty, urastają przez to do rangi spraw niezwykłych. A historii nie można ani zatrzymać, ani wymazać. Jak pokazują wydarzenia minionego roku, ten, kto nie wyciąga nauki z historii, zmuszony jest ją powtarzać. Bywa to bolesne.

Przebudzenie następuje jednak szybko. W czasie zaledwie kilku miesięcy 2022 roku, tak w polskich miastach, jak i w europejskich stolicach, dostrzeżono brutalność i bezkarność rosyjskich oprawców, katów z Buczy i Irpienia; dostrzeżono zależność między business as usual i imperialnymi zapędami naszego wschodniego sąsiada. A my w Polsce często słyszeliśmy o rosyjskich zbrodniach z pierwszej ręki – od naszych gości z Ukrainy. I właśnie dlatego także 2022 rok był rokiem, w którym dostrzeżone zostało znaczenie sojuszniczej pomocy i wspólnego działania. Wystarczy spojrzeć na rzeszowskie lotnisko czy polsko-ukraińską granicę w pierwszych miesiącach rosyjskiej agresji.

O ile przyśpieszone przebudzenie Polski nie odbyłoby się bez Ukrainy, o tyle przebudzenie świata nie odbyłoby się bez udziału Polski. Byliśmy i jesteśmy głosem Ukraińców na europejskich salonach, w biurach Waszyngtonu i Nowego Jorku. Dlaczego? Dla nas, Polaków, to oczywiste: tak po prostu trzeba, aby powstrzymać wschodni imperializm. Ale kiedy pytają o to koleżanki i koledzy z różnych stron świata, kiedy zastanawiają się: skąd wiedzieliśmy – co wówczas odpowiedzieć więcej niż to, że w Polsce z własnego doświadczenia znamy rosyjski imperializm jak mało kto na świecie; że doświadczyliśmy rosyjskiego imperializmu i brutalności na własnej skórze tak wiele razy, że aż trudno zliczyć. Znamy go od podszewki, zmagając się z nim od XVI wieku. To opowieść o Stefanie Batorym i Iwanie Groźnym, zajęciu Moskwy przez sojusznicze wojska polsko-litewskie, Piotrze I i carycy Katarzynie, o rozbiorach Polski i w końcu o Bitwie Warszawskiej, która zatrzymała pierwszą falę nowoczesnego rosyjskiego imperializmu idącego do Europy pod przykrywką rewolucji komunistycznej. W każdej tych historii Polska była pierwsza.

Teraz zrobiliśmy kolejny krok. Po 1989 roku, gdy jak biedna panna na wydaniu prosiliśmy o przyjęcie nas do Europy, staliśmy się głosem regionu, uświadamiając sobie wreszcie znaczenie słów Jana Pawła II: Polska nigdy – nawet pod komunistycznym jarzmem – nigdy z Europy nie wyszła. A kiedy tłumaczymy Europie naturę rosyjskiego imperializmu i obłudę rosyjskiej kultury, obalamy mity o wielkim rosyjskim teatrze i literaturze, muzeach pełnych dzieł sztuki, dekonstruując rosyjskie „zdobycze” – zazwyczaj są one zagrabione, czy to fizycznie skradzione, czy intelektualnie przejęte – uświadamiamy sobie, jaka jest rola Polski w tej cywilizacyjnej wspólnocie obecnie. Należy ostrzegać i przestrzegać przed imperialnymi zakusami, niezależnie od tego, z której strony się one pojawiają. Wiele bowiem można napisać o historii naszej części Europy, tylko nie to, że była spokojna.

Żyjemy bowiem na styku cywilizacji, w strefie zgniotu między światem wolności a światem poddaństwa, światem woli jednostki i światem siły kolektywu, światem wolnego wyboru i światem przymusu. Jak pisał Feliks Koneczny, cywilizacja łacińska z emancypacją rodziny, monogamiczna, posiada historyzm i poczucie narodowe, opiera państwo na społeczeństwie, od życia publicznego wymaga etyki, uznając supremację sił duchowych.

I to najlepszy skrót tych zmagań, w których środku jest Polska. Mimo to byliśmy w stanie stworzyć własne, autonomiczne rozumienie tego, po co i czym jest nasze państwo, jakich wartości ma bronić. Mimo różnych przeciwności losu byliśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie: po co jest Polska? To umiłowanie wolności – obce zarówno rosyjskiej niewolniczej kulturze – i poczucie solidarności – coraz trudniejsze do znalezienia na Zachodzie, poczucie wspólnoty losu, który połączył narody między Bałtykiem a Morzem Czarnym. To odpowiedź na pytanie, jak państwo ma chronić swoich obywateli, nie stosując przy tym środków przymusu. Warto w tym kontekście odkrywać dziedzictwo I Rzeczypospolitej (przy jej wszystkich powszechnie znanych wadach), bo tam znajduje się początek tej oryginalnej wizji polityczności znad Wisły. A doświadczenie postoświeceniowych imperializmów, które usunęły Rzeczpospolitą z mapy Europy, i to, w jakim kierunku się rozwinęły, pokazuje, że Europa musi mieć dwa płuca, z których jedno znajduje się nad Wisłą, aby móc hamować imperialne zapędy pozostałej części świata: tak Wschodu, jak i Zachodu. Wśród dużych krajów Europy Polska jako jedyna nie miała kolonii, jako jedyna nigdy nie stworzyła imperium. I jest to lekcja dla świata.

Wiedział o tym amerykański arcybiskup Fulton J. Sheen, słusznie twierdząc, że Polska znajduje się w centrum duchowego zmagania, które stanowi o losach każdej cywilizacji. Każdy imperializm opiera się bowiem w gruncie rzeczy najpierw na zniewoleniu jednostki – mentalnym podporządkowaniu machinie państwa i jego interesom – a dopiero potem na aparacie przymusu, który jest tylko narzędziem do osiągnięcia tego pierwszego.

A Polska? To przecież zawsze był kraj bez stosów. Relację tę między władzą a obywatelami najlepiej uchwycił król Zygmunt August, pytając: czyż jestem królem waszych sumień? Kiedy w Europie zasada cuius regio, eius religio zdawała się być odpowiedzią na dramat pierwszej wielkiej europejskiej wojny, której później historycy nadali nazwę „wojna trzydziestoletnia”, w I Rzeczypospolitej mogły współistnieć pokojowo majątki wielkich książąt ruskich, litewskich i polskich, a szlachta wielu wyznań i narodowości dbała o wspólne państwo (res publica), wybierając jego króla we wspólnych wyborach, w których każdy głos liczył się tak samo – od Inflant i Żmudzi, przez Wołyń, aż po Małopolskę. To był ewenement w dziejach świata, wciąż zbyt mało znamy na przykład w Brukseli.

Polska ma bowiem korzenie państwa wielkiego, choć w przeciwieństwie do większości krajów Europy – bez imperialnej historii. Nigdy nie mieliśmy kolonii, choć próby zaimplementowania teorii kolonialnych na gruncie polskim przynoszą zaskakujące rezultaty. Nie zmienia to jednak faktu, że I Rzeczpospolita jest de facto kontrpropozycją sprawnego, silnego państwa, ale wciąż nie imperialnego; multikulturowego, acz pokojowego; otwartego, choć trudnego do zrozumienia; państwa, w którym wolność religijna i duchowa siła stanowiły o sprawności całej machiny państwowej. Może bierze się to stąd, że ten wielki projekt Rzeczypospolitej powstał razem z przyjęciem chrztu przez pierwszego władcę. To symboliczne połączenie polityczności z teologią jest znakiem rozpoznawalnym Polski: nasza kultura jest w pełni zanurzona w chrześcijaństwie, największej idei, jaką Europa dała światu; idei, dzięki której wolność osiąga swoją pełnię i która towarzyszy tej cywilizacyjnej wędrówce do dzisiaj. Leszek Kołakowski pisał, że osoba i nauka Jezusa nie mogą zostać usunięte z naszej kultury ani unieważnione, jeśli kultura ta ma istnieć i tworzyć się nadal. A Europa to kultura, dążenie do wypełnienia człowieczeństwa – dopiero potem następuje wszystko inne.

Zastanawiające jest, dlaczego tradycja I Rzeczypospolitej nie jest znana w salonach Europy. Mało kto w Londynie, Rzymie czy Paryżu wie, że przez wieki w środku Europy istniało silne, wielokulturowe państwo, które włączało, a nie wykluczało, w którym spokój znajdowało wielu uciekinierów z Europy Zachodniej.

Kiedy teraz właśnie na naszych oczach wraca świat silnych, rywalizacja na śmierć i życie, warto wrócić do tradycji I Rzeczypospolitej. Mówią o tym i lokalne konflikty, przeniesione do europejskich metropolii, i to, że żyjemy chyba w jednej z najspokojniejszych epok w historii. Ale przygotować się musimy na większe wstrząsy w najbliższym czasie. I do tego potrzeba silnej Europy, a nie Europy, w której każde z byłych imperiów gra w swoją grę, łudząc się blaskiem minionej przeszłości i chcąc wykorzystać pomysł Wspólnoty do własnych interesów. Wydaje się bowiem, że doświadczenia rozbiorów i upadku państwa dały Polakom wiedzę i pozwoliły im wyciągnąć wnioski. Dobrze byłoby, gdyby reszta naszej części świata zrozumiała, na czym polegał fenomen i dramat I Rzeczypospolitej, dlaczego Polacy tak bardzo wierzą w Europę i obawiają się, kiedy zaczynają dostrzegać, że zmierza ona w złym kierunku. W świecie rosną w siłę centra odległe od Europy, nasza część świata, złożona z (post)imperiów, nie może udźwignąć swojego brzemienia.

W Polsce dobrze wiemy, czym jest imperializm – ten lub inny. I może naszą rolą w świecie jest dzisiaj zachować możliwość prowadzenia dialogu, który Adam Michnik wiele lat temu zdefiniował jako „uznanie różnorodności świata polskiej kultury, aprobatę dla pluralizmu i rozmaitości tradycji wiodących do postaw wartościotwórczych, gotowość do podążania wspólną drogą przy zachowaniu różnic, szacunek dla cudzej podmiotowości i zdolność do krytycznej autorefleksji nad prawdą własnych korzeni”. Bo ta różnorodność i możliwość dialogu są tym właśnie, czego żadne imperium nie znosi.

Michał Kłosowski

Françoise THOM

Jak nie przeoczyć końca putinizmu?

Putin, starzejąc się, jeszcze mocniej będzie wierzył w swoją rolę tego, który „scala rosyjskie ziemie”, czy też w rolę samozwańczego architekta „nowego porządku światowego”, jak ci wszyscy szefowie mafii, którzy u kresu swych dni stają się nad wyraz pobożni

Françoise THOM

Francuska historyk, sowietolog, profesor historii na paryskiej Sorbonie

Nigdy żaden naród nie brnął ku katastrofie w takim stanie ogłupienia i niemocy – pisał Friedrich Reck-Malleczewen w czerwcu 1941 roku. Agonia reżimu mówi nam nieraz więcej o jego naturze niż cała wiedza o nim zdobyta w okresie jego świetności. Nawet najbardziej uważni obserwatorzy systemu putinowskiego byli zaskoczeni tym, czego dowiodła wojna na Ukrainie. Kremlowska propaganda była tak ostra, tak pewna siebie, że zainfekowała nie tylko Rosjan – w tym samych ich przywódców – ale również tych zachodnich ekspertów, którym daleko było do promoskiewskich sympatii. Nawet służby wywiadowcze USA były przeświadczone, że armia ukraińska wytrzyma tylko kilka dni rosyjskiej agresji. Wiedzieliśmy, że reżim Putina jest skorumpowany do szpiku kości, ale sądziliśmy, że podobnie jak robili to przywódcy ZSRR, rosyjski prezydent zazdrośnie chroni przed korupcją cały kompleks przemysłu obronnego i wojsko oraz że kolosalne kwoty zasilające ten sektor przyniosły owoce. Podobnie wyolbrzymialiśmy skuteczność rosyjskich służb, na którą patrzyliśmy przez pryzmat ich sukcesów w kaptowaniu zachodnich elit.

Atak na Ukrainę przekłuł balon. Każdy z nas widział tych rosyjskich żołnierzy – wynędzniałych, głodnych, w żałosnych butach z chińskiego kauczuku, w kaskach, które można rozłupać jednym uderzeniem pięści, pijących z kałuż, jedzących psy, niemających pojęcia o tym, jak używać muszli klozetowej czy uruchomić czajnik elektryczny. Ludzie na Zachodzie dostrzegli, jak spoza moskiewskiego blichtru wyłania się Rosja zabiedzona, miasteczka niepodłączone do sieci gazowej i kanalizacji, Rosja kloszardów i pijaków, Rosja gułagów i szumowin. Mogliśmy się przekonać, że superbroń, którą Putin wymachiwał, aby sterroryzować Zachód, wszystkie te słynne czołgi Armata i rakiety Sarmat istnieją jedynie w postaci makiet i pojedynczych egzemplarzy eksponowanych na defiladach na placu Czerwonym. Rosyjski wywiad okazał się tak żałosny, że skazał na porażkę operację, której plany opracowano na fałszywych przesłankach. Gigantyczne pieniądze wydane przez Kreml na stworzenie siatki tajnych agentów na Ukrainie rozpłynęły się bez śladu, zdefraudowane zarówno przez ich dysponentów, jak i beneficjentów. Pokładając wiarę we wszechmoc pieniądza, Kreml de facto zaniedbał czysto wojskowe aspekty swojej operacji. Miał już przygotowane mundury paradne na defiladę zwycięstwa ulicami Kijowa, ale nie zatroszczył się zbytnio o zabezpieczenie logistyczne swoich wojsk w tym, co miało być triumfalnym przemarszem przez Ukrainę. Przewidując zwycięstwo, Kreml wysłał na operację spore siły policyjne, lepiej przygotowane do pałowania demonstrantów niż do walki ze zmotywowaną armią. Do tego wszystkiego paliwo skończyło się po trzech dniach, a chińskie opony w rosyjskich ciężarówkach sparciały w ukraińskim błocie, paraliżując postępy wojsk.

Długo sądziliśmy, że skuteczność tego reżimu w kontrolowaniu i indoktrynowaniu obywateli musi znaleźć przełożenie na porównywalną skuteczność w innych dziedzinach. Okazuje się tymczasem, że jedynym talentem ludzi Putina było stworzenie tej potiomkinowskiej nadrzeczywistości, którą rosyjski prezydent zwiódł nie tylko swój naród wraz z jego elitami, ale także dużą część ludzi na Zachodzie.

Rządy Putina są rządami propagandy i opierają się na podwójnym kłamstwie założycielskim. Pierwszym jest mit Putina jako „człowieka silnego”. Jesienią 1999 roku stacjom telewizyjnym kontrolowanym przez oligarchów zbliżonych do Kremla udało się przedstawić zupełnie nijakiego faworyta klanu Jelcynów jako patriotę, rodzaj Bruce’a Willisa zesłanego z niebios na ratunek Rosji. W następnych miesiącach i latach Putina ukazywano jako budowniczego nowego państwa rosyjskiego, a potem także jako tego, który przyłącza rosyjskie ziemie do macierzy. Nie miało to nic wspólnego z rzeczywistością.

Ci, którzy znali Putina wcześniej – jak bankier Pugaczew, przechwalający się, że odegrał kluczową rolę w jego dojściu do władzy – opisują go jako człowieka niepewnego w swoich decyzjach, podszytego kompleksami, mającego jedno w głowie: wzbogacenie się. Oto, co powiedział Pugaczew w wywiadzie udzielonym Marcowi Feiguine’owi: „To bezwolny słabeusz nieposiadający żadnego ideału. Na pewno nie ktoś, kto scala rosyjskie ziemie. […] Putin lubi wygodę i bezwstydne pochlebstwa. […] To skończony loser, który nie zacznie nagle w coś wierzyć. Może się wydawać, że jest człowiekiem z żelaza. Sieczin mawiał: »Jak się wyda, że on jest z plasteliny, to po nas«”.

Putin sam przyznawał się, że za młodu marzyła mu się kariera przestępcy, i dopiero sztuki walki odciągnęły go od wyboru tej drogi życia. W rzeczywistości wybrał KGB właśnie dlatego, że zapewniało mu ochronę, jednocześnie pozwalając na robienie wszelkiej maści interesów. Średnia długość życia oficera KGB była znacznie wyższa niż średnia długość życia bossa z półświatka. Napływ gangsterów w szeregi KGB w czasach Breżniewa niepokoił zresztą kierownictwo tej instytucji, ale ideologiczne kryteria naboru dawały pierwszeństwo osobom z „ludu” przed tymi, którzy wywodzili się z warstw inteligenckich, podejrzewanych o „polityczną niedojrzałość”. Za awansem Putina stoi więc owa pragmatyka KGB, przedstawianego zresztą dawniej we Francji jako radziecki odpowiednik ENA.