Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Wszystko co Najważniejsze” – jedyny na polskim rynku wydawniczym miesięcznik bez tekstów dziennikarskich. W każdym numerze Czytelnicy znajdą ważne, kierunkowe teksty liderów opinii: intelektualistów, filozofów, historyków, strategów, polityków. Ukazujące się od 2013 r. pismo cechuje otwartość na nowe trendy, idee, tematy i autorów z różnych rejonów sceny politycznej. „Wszystko co Najważniejsze” jest pieczołowicie redagowane przez zespół, któremu przewodniczy prof. Michał KLEIBER. Teksty są ilustrowane portretami Autorów tworzonymi przez Fabiena CLAIREFONDA z „Le Figaro”. Redakcja przykłada wielką wagę do szacunku dla Czytelników, zachowując styl pism opinii z dawnych, najlepszych lat prasy drukowanej.
WcN 51 – spis treści
Prof. Michał KLEIBER, Édito (nr 51)
Michał KŁOSOWSKI, Podział ostateczny
Mateusz MORAWIECKI, Koniec epoki geopolitycznej naiwności
Prof. Renato CRISTIN, Zachód, patriotyzm ukraiński i idea narodowości
Edward LUCAS, Historia jako broń
Mathias CORMANN, Polska nie marnuje swoich szans
Prof. Serhy YEKELCHYK, Czas pojednania
Prof. Piotr GLIŃSKI, Po stronie wolności – od zawsze
Prof. Arkady RZEGOCKI, Solidarność dla wolności
Henryk GŁĘBOCKI, Jak Polska powoli znikała z wyobraźni Europejczyków
Monika KRAWCZYK, Nie zapomnę o Tobie, Polsko!
Prof. Michel WIEVIORKA, Moment konstytuujący dzisiejszą Francję
Dominic SANDBROOK, Traumatyczna porażka sprzed 50 lat
Bjørn LOMBORG, Potrzebujemy drugiej Zielonej Rewolucji
Prof. Michał KLEIBER, Demokracja w czasach e-polityki
Abp Vincenzo PAGLIA, Między wiedzą a technologią
Prof. Jacek HOŁÓWKA, Gniew i wściekłość
Marta RAKOCZY, Krótka historia rękopiśmienności
Aleksander LASKOWSKI, Muzyka jako pomnik zamordowanego narodu
Prof. Nigel BIGGAR, Historia wciąż uczy nas życia tu i teraz
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 150
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Prof. Michał KLEIBER
Édito (nr 51)
Michał Kłosowski
Podział ostateczny
Mateusz MORAWIECKI
Koniec epoki geopolitycznej naiwności
Prof. Renato CRISTIN
Zachód, patriotyzm ukraiński i idea narodowości
Edward LUCAS
Historia jako broń
Mathias CORMANN
Polska nie marnuje swoich szans
Prof. Serhy YEKELCHYK
Czas pojednania
Prof. Piotr GLIŃSKI
Po stronie wolności – od zawsze
Prof. Arkady RZEGOCKI
Solidarność dla wolności
Henryk GŁĘBOCKI
Jak Polska powoli znikała z wyobraźni Europejczyków
Monika KRAWCZYK
Nie zapomnę o Tobie, Polsko!
Prof. Michel WIEVIORKA
Moment konstytuujący dzisiejszą Francję
Dominic SANDBROOK
Traumatyczna porażka sprzed 50 lat
Bjørn LOMBORG
Potrzebujemy drugiej Zielonej Rewolucji
Prof. Michał KLEIBER
Demokracja w czasach e-polityki
Abp Vincenzo PAGLIA
Między wiedzą a technologią
Prof. Jacek HOŁÓWKA
Gniew i wściekłość
Marta RAKOCZY
Krótka historia rękopiśmienności
Aleksander LASKOWSKI
Muzyka jako pomnik zamordowanego narodu
Prof. Nigel BIGGAR
Historia wciąż uczy nas życia tu i teraz
Stopka redakcyjna
Jest już tradycją naszego miesięcznika, że każdy nowy numer zawiera różnorodne teksty dotyczące ważnych, aktualnych tematów. Nikogo zapewne nie zdziwi więc, że kolejny już raz dominują pogłębione refleksje na temat wojny w Ukrainie. Nasi znakomici polscy i zagraniczni autorzy analizują aspekty trwającego tam dramatu, nawiązują też do historii naszego kraju, który był wielokrotnie niszczony przez zaborczych sąsiadów i lepiej niż ktokolwiek inny rozumie istotę obecnej rosyjskiej polityki. Piszemy także o reakcjach części społeczeństw Zachodu na neosowieckie działania, podkreślając wieloletnie w tych krajach zaniedbania w rozumieniu prawdziwych politycznych intencji Rosji. Zachowanie Polaków powinno okazać się tu przykładem dokumentującym przekonanie, że solidarność i umiłowanie wolności to nie puste slogany, ale kluczowa koncepcja geopolityki.
Znany krytyk nieprzemyślanej promocji działań dotyczących zmian klimatu Bjørn Lomborg pisze o potrzebach ograniczenia głodu na świecie i poważnych skutkach zaniedbań w tym zakresie. Nie pomijamy także roli, nie zawsze pozytywnej, nowych technologii w funkcjonowaniu demokratycznego świata oraz analizujemy filozoficzne aspekty społecznej sprawiedliwości.
W 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim przypominamy postać genialnego, rozkochanego w twórczości Chopina kompozytora i pianisty Mieczysława Wajnberga. Życzymy ciekawej lektury i, jak zawsze, zapraszamy do współpracy.
Felieton na drugą stronę
Dokonało się. Brytyjski pisarz C.S. Lewis ma rację – to „podział ostateczny”. Ale Lewis w swoim krótkim dziele pisze jeszcze coś innego. Otóż twierdzi, że na drugą stronę przeprowadzą nas ci, z którymi za życia mamy największy problem, których nienawidzimy i których kochać jest nam najtrudniej. To oni są nam dani po to, aby nas zmieniać. Nawet jeśli dawno już ich odrzuciliśmy, nawet kiedy nasz podział dawno już się dokonał. Bo kiedy spojrzeć na naszą rzeczywistość i to, co dzieje się dookoła, widać, że kiedy spotkamy się w miejscu ostatecznym, takich wspólnych przejść może wcale nie być wiele. Odrzucenie jest łatwe, kiedy nie znamy konsekwencji. A przecież zmian w nas samych pewnie wiele być powinno, bo może bez nich nie uda się dostać do właściwego autobusu i dotrzeć do celu. Niebo czy piekło? Decyzja należy do nas.
Przypomnę tylko – Podział ostateczny C.S. Lewisa to literacka, alegoryczna opowieść, która pozwala zrozumieć, czym jest zło. A tego w końcu mamy wkoło wiele – stan permanentnej wojny, w której znajdujemy się od kilku lat, powinien pomóc jasno dostrzec, gdzie leży i czym jest zło w otaczającym nas świecie. Autor Opowieści z Narni napisał Podział ostateczny jako autobusową podróż z Piekła do Nieba, która przypomina nieco Boską komedię Dantego i skłania do zastanowienia się nad życiem doczesnym, a w konsekwencji – wiecznym. Dlaczego akurat teraz? Dlaczego nie jutro? Nie wiem, może dlatego, że nie mamy już czasu.
Bo nasz podział ostateczny już się dokonał. Podzieliliśmy się na tych, którzy są z nami, i tych, którzy są przeciwko nam; na tych, z którymi wspólnie zamieszkujemy niebo, i na tych, których czeka wieczne potępienie; w końcu na tych, co są nam braćmi i siostrami, oraz na tych drugich, których nienawidzić to nie tylko obowiązek, ale wręcz już jakaś przedziwna przyjemność. Są inni, nie nasi, dalecy i obcy. A łączy nas już tylko oczekiwanie na nieuchronne, bo przecież już nie łączą nas nawet świętości. I jak pisze C.S. Lewis w tej filozoficzno-teologicznej opowiastce, siedząc na tym samym autobusowym przystanku, sami fundujemy sobie piekło na ziemi – we własnych głowach odsądzając tych drugich od czci i wiary, od honoru i jakichkolwiek cech ludzkich – patrząc na przeciwną stronę drogi, jakby była jakąś niebezpieczną rzeką, której nie da się przekroczyć. Bo to są potwory, które chcą zburzyć nasz świat, i dobrze, że ta rzeka środkiem płynie. I w tym cały kłopot, że kiedy jakość doczesnego życia decyduje, w którym kierunku złapiemy pośmiertny autobus, zapominamy czasem, że relacje w tym wszystkim są najistotniejsze i że stosunkowo najłatwiej byłoby tę drogę-rzekę przekroczyć, przejść – i pogadać.
Może jednak zdążymy oderwać się od naszej własnej egzystencji, aby odjechać kiedyś we właściwą stronę? Wątpię. Sami tego nie zrobimy, a świat nam w tym wcale nie pomaga.
Okopaliśmy się bowiem, każdy ma już własną prawdę. Nie opinie, nie poglądy, wcale nawet nie żadną wiedzę – prawda stała się własna, wyłączna i jedyna – moja, byle nie twoja. Największą myślozbrodnią zaś jest zmiana zdania i przyznanie się do pomyłki czy nawet wyciągnięcie dłoni i zaproszenie do stołu, żeby wspólnie zjeść i podyskutować. Po co? Jakikolwiek dialog stał się niebezpieczny – może się okazać, że nie mam całej racji, a ten drugi wcale nie jest taki straszny. Demony strachu w podzielonym świecie biorą górę nad rozumem, emocje prowadzą nas na wojnę.
To wygodne i dla nas samych, i dla tych, którzy chcą, by konflikt stał się naszą codziennością. A przecież nie przetrwamy tak. Nie łączy nas kultura, nie łączy nawet język, a przecież Polska – odmieniana w tym numerze przez wszystkie przypadki – rozszerzyła nam się o nowych obywateli, ich kulturę oraz język i naszych potomków. Co więc pozostało? Co im zaoferujemy? Jak opowiemy nasze czasy dzieciom? Czy będziemy w stanie przyznać się do tego, że nie było sprawy, której nie położylibyśmy na szali wielkiej i małej polityki? I po co? Aby wygrać kolejny konflikt, aby dać się zabić za sprawy, które w ostatecznym rozrachunku wcale nie są takie ważne?
Świętości, powie ktoś. Na nich należy się oprzeć, na nich budować przyszłość i świat dla dzieci, wnuków, prawnuków. A jednak w swojej słynnej książce Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie Karl Popper stwierdza, że każda świętość jest kłopotem, przeszkodą, problemem, więc – sztucznym bożkiem, którego należy obalić w imię postępu i rozwoju. By osiągnąć pokój, porządek i dobrobyt, należy obalić wszystkich dawnych bogów, zrzucić ich z pomników i przemienić świat.
Ideałem ma być tutaj starożytność. Świat Aten i Sparty, wiecznej wojny między greckimi polis, które mają być sobie przeciwstawne – społeczeństwo otwarte i zamknięte, świat dobrobytu i wiecznej walki. Ta wyidealizowana wizja świata sprzed kilku tysiącleci jest bardziej problematyczna, niż może się wydawać. Antyk bowiem to poza piękną greką i łaciną świat uciemiężonych kobiet, niewolników i nieustannej walki nie o idee wcale, ale o codzienne bytowanie. Choć przyznać trzeba mimo wszystko, że nawet starożytni Grecy posługiwali się tym samym językiem, ubierali się podobnie i używali takich samych talerzy. Kilka lat spędziłem na wykopaliskach archeologicznych w różnych częściach starożytnego świata. Proszę mi pozwolić zauważyć: nie ma na świecie nic, co łączy wszystkich ludzi ze sobą z podobną mocą, jak wszystkie sprawy doczesne, których zabrać nie można na drugą stronę. Nawet jeśli wydaje nam się, że są sprawy, z którymi dyskutować nie sposób.
Oczywiście, pewna tendencja do kanonizacji jednych idei i określonych prawd może być słusznie krytykowana. Idolatria jest zawsze błędem, anachronizm szkodzi – bez różnicy, jak i kiedy jest zastosowany. Każda idea jest żywa tylko wtedy, kiedy jest w ruchu, kiedy się dzieje i rozwija, rozmnaża przez zapładnianie kolejnych umysłów. Ale z ideami i ze świętością można także myśleć. Nie myśleć „o nich”, nie myśleć też „dla nich”, ale razem z nimi. Czy o tym zapomnieliśmy?
Nie można do tego dopuścić, nie można pozwolić, aby na nowo połączyły nas gesty i słowa, wiara i wspólne doświadczenie – słyszymy, jak się wydaje, każdego dnia. Najlepiej schować je w szafie, zamknąć na półkach wśród opasłych ksiąg, obśmiać w internecie. Tak jest i dzisiaj. Nie ma już chyba świętości, na którą by nie podniesiono ręki: naszej czy ich – nieważne. Chcemy się nawzajem skrzywdzić w imię postępu. Jedni: aby nadszedł; drudzy: aby zatrzymać go za wszelką cenę.
A przecież każdy pomnik może runąć, jeśli nie będzie właściwie zabezpieczony, chroniony przed siłami natury, wichrami i burzami, które raz po raz przetaczają się nad naszym Miastem. Z jednej strony, siedząc przy oknie, czekamy i obserwujemy, co się stanie, krzyczymy, że tak nie może być, a z drugiej… Dobrze się siedzi we własnym domu, w bezpiecznych czterech kątach, nie podejmując żadnych działań. W Rzymie na przykład stojąca od wieków na swoim miejscu kolumna Trajana doczekała się dla swoich twórców nieprawdopodobnej zapewne zmiany – zamiast cesarza, który pokonał Daków i zmusił do uległości wobec Cesarstwa ostatnich wówczas barbarzyńców Europy, na jej szczycie znajduje się posąg św. Piotra, który nie dość, że sam rzucił wyzwanie imperium, to jeszcze wobec tego gotów był ponieść śmierć za ideały, w które wierzył. Tak, miał prościej, bo widział i był świadkiem. Ale wiara jest w stanie zwalczyć każdą opresję, każdy system władzy, każdy podział, który nie jest nam dany od początku.
Ten duch walki kwitnie dziś w bardzo wielu miejscach: w Waszyngtonie, Warszawie i Rzymie – tak naprawdę wszędzie tam, gdzie zaangażowani w życie publiczne obywatele, bez względu na różnice ideowe na innych frontach, angażują się w próbę powstrzymania postępującej kampanii zła, dając opór tyranii.
A skąd to zło w dzisiejszym świecie? Wróćmy do C.S. Lewisa i jego „ostatecznego podziału”. Nawet świat polityki zapożyczył sobie hasła moralnego i antropologicznego niemalże sporu o to, gdzie rządzi szatan, a gdzie jest królestwo Boże. Polityczna krucjata przybiera coraz to nowe formy, a w arsenale walki znajdują się kolejne rodzaje broni, z dawna niewidziane i jakoś zapomniane. Bo to już jest gra o wszystko, o przerwanie, a nie na przeczekanie. A będzie tylko gorzej. Żyjemy w czasach ostatecznych.
Zbyt długo bowiem czekaliśmy. Siedząc na swoim przystanku, patrzyliśmy, że idzie jesień, a ci drudzy, którzy siedzą naprzeciwko i jadą w drugą stronę, są wcale podobni do nas i może nie tacy źli? Zdawać się zaczęło, że w obliczu zbliżającej się zimy możemy się porozumieć i jakoś razem przetrwać ten czas, nawet jeśli podział między nami jest nie do przekroczenia. Ten drugi – choć odległy i kompletnie niemożliwy do zrozumienia – może zaczął być bliższy, bardziej zrozumiały. Ale na to przecież pozwolić nie można, to skończyłoby się źle. Święta wojna jest prostsza, znamy ją i bardzo dobrze rozumiemy zasady tej gry.
Wróciliśmy więc do starych czasów. My, oni, źli i dobrzy. Wrogowie są wszędzie, mimo że tak naprawdę to najbardziej są w nas. Obserwując z oddali debatę publiczną i to, czym żyje opinia publiczna w naszym kraju, można mieć wrażenie, że są przecież sprawy ważniejsze: ekonomia, problemy społeczne, wojna za naszą wschodnią granicą czy w końcu słowa Władimira Putina mówiącego o tym, że hegemonia świata Zachodu się skończyła – nieważne, ilu rosyjskich żołnierzy zginie na Ukrainie.
I to też jest święta wojna. Chciałoby się apelować jeszcze o porozumienie, o umiarkowanie i pokój. Szkoda tylko, że przestaliśmy słuchać – nie tylko siebie nawzajem, ale i każdego innego rodzaju komunikatu – przestaliśmy słuchać własnego sumienia. Każdy z nas ma swoją prawdę – dziś dostarczaną za pomocą smartfona wprost do naszych głów. Wygrywają emocje.
Jestem pesymistą. Bez wątpienia należałoby przyjrzeć się tradycji dialogu i wspólnego siadania do stołu, która obecna jest przecież we wszystkich religiach świata – w tradycji chrześcijańskiej i żydowskiej zwłaszcza. Jakoś tak wyszło, że od zarania dziejów ten wspólny stół i wspólny posiłek stały się dla ludzi spod różnych szerokości geograficznych znakiem pojednania. W końcu rodzinny stół to często pole znacznie trudniejszych negocjacji niż niejeden polityczny gabinet, znamy to na co dzień. I może od tego należałoby zacząć? Usiąść, stonować emocje, zapytać: dlaczego? I wyciągnąć rękę, tak jak zrobił to Jan Paweł II, kiedy wybaczył Alemu Ağcy, człowiekowi, który chciał zabić go tu, na ziemi. Sprawiedliwość to jedno, miłosierdzie to drugie. Do jednego potrzeba prawa, do drugiego prawdy.
Nie można więc milczeć. Kiedy dzieje się krzywda, kiedy następuje próba zmiany świata, trzeba walczyć o to, co powinno zostać zachowane, co jest żywe i wciąż wartościowe. W świetle otwartości i prawdy. Dziedzictwo tego świata jest w końcu wspólne. Nieważne, kim jesteśmy na co dzień, nieważne też, po której stronie drogi się znajdujemy – zawsze jest czas, by zastanowić się, dokąd zmierzamy. Kryzys, przez który przechodzimy obecnie, dotkliwie ujawnia niebezpieczeństwo chęci tworzenia „superbohaterów” i ideałów, często niezgodnych z tym, czego sami by sobie życzyli. Zamiast klaskać i wypatrywać z okna, trzeba słuchać i działać w zgodzie z sumieniem i rozumieniem słów proroków – czytać i myśleć razem z nimi, bo w tych słowach zawarta jest prawda i szansa przetrwania. Inaczej zginiemy.
Bo na końcu nie będzie już ani Greka, ani Żyda, ani Rzymianina.
Agresja Rosji na Ukrainę sprawiła, że pozimnowojenny porządek rozpadł się jak domek z kart. Epoka geopolitycznej naiwności przeszła w epokę geopolitycznego realizmu
Premier Rzeczypospolitej Polskiej
Polska od lat ostrzegała przed neoimperialnymi ambicjami Rosji. Atak na Gruzję, zajęcie ukraińskiego Krymu – sygnały były wyraźne, ale przez wielu lekceważone. Wiele zachodnich państw próbowało oswajać Rosję przez kontrakty gazowe. Na ewidentne dowody odradzania się rosyjskiego imperializmu przymykano oczy, dopóki rosyjskie firmy wywiązywały się z kontraktów. Polityka spod znaku „Wandel durch Handel” okazała się jednak podwójną porażką. Po pierwsze, uzależniła mocno europejską gospodarkę od rosyjskich surowców. Rozwój Europy stał się zakładnikiem rosyjskich kaprysów. Po drugie, ta sama polityka skompromitowała Europę moralnie. Dziś już wiemy, że do ceny rosyjskiego gazu i rosyjskiej ropy trzeba doliczyć cenę krwi, jaką płaci Ukraina.
Rację miał prezydent Lech Kaczyński, który już w 2008 r. przestrzegał: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może czas i na mój kraj, na Polskę”. Te słowa są nadal aktualne. Jeśli nie obronimy Ukrainy, przyjdzie kolej na państwa bałtyckie, na Finlandię, na Polskę, a potem może i na Europę Zachodnią. Dlatego po roku wojny determinacja w pomocy Ukrainie nie może słabnąć, ale ciągle musi się umacniać.
Ten rok zdemaskował Rosję jako potęgę, która jest silna tylko na papierze. Bohaterscy obrońcy Ukrainy udowodnili, że rosyjska armia jest do pokonania. Skorumpowany system postradzieckiej Rosji jest nieefektywnym molochem i nie ma szans, żeby rzucić wyzwanie zjednoczonemu Zachodowi. A jednak przez lata Rosja wywoływała strach mimo swojej realnej słabości.
To nie oznacza, że Rosja chyli się ku upadkowi. To nadal jeden z największych krajów na świecie, dysponujący nieprzebranymi zasobami. Choć wojna nie ma już dziś dla Rosji żadnego uzasadnienia o charakterze strategicznym czy gospodarczym, to Władimir Putin niełatwo z niej zrezygnuje. Logika imperialnego myślenia może wydawać się nam niezrozumiała, ale to ona jest siłą napędową moskiewskiego reżimu. Dlatego Zachód musi być gotowy na długotrwałą walkę. Zwycięstwo będzie wymagać przede wszystkim cierpliwości.
Władimir Putin i jego otoczenie próbują siłą nadać światu kształt, który udało się ponad 30 lat temu odrzucić i który powinien wtedy już na zawsze zostać unicestwiony. Dzisiejsza Rosja nie reprezentuje żadnej tradycji ani nie jest symbolem utraconego porządku. Dzisiejsza Rosja to zombie, które żywi się przebrzmiałą ideologią. Próba wskrzeszenia imperializmu z konieczności musi przynieść potworne efekty. Barbarzyństwo, o którym młodzi ludzie na Zachodzie czytają już tylko w podręcznikach do historii, jest codziennym doświadczeniem milionów Ukraińców. Rosyjska armia nie prowadzi wojny. Rosyjska armia prowadzi dzieło zniszczenia – morduje niewinnych ludzi, zabija kobiety i dzieci, pali szkoły i szpitale. Dlatego nie wolno nam zachować dystansu wobec tego konfliktu. To kwestia wyboru między dobrem i złem. Wsparcie Ukrainy to decyzja jednocześnie polityczna i moralna.
Przestrzegając przed Rosją, mój rząd niestety miał rację od samego początku. Wolelibyśmy się mylić, ale polityka nie pozostawia złudzeń. Polska jako pierwsza ruszyła na pomoc Ukrainie. Odzyskaliśmy niepodległość w 1989 r. Pokolenia Polaków przelewały krew za to, by wyzwolić się spod rosyjskiego jarzma. Rosja była od wieków przekleństwem dla Polski, ale tym razem nie zamierzaliśmy czekać z założonymi rękami, aż rosyjskie czołgi pojawią się u bram Warszawy. Wiedzieliśmy, że bitwa o Kijów to również bitwa o wolność Polski i całej Europy.
W momencie dziejowej próby Polska zdała egzamin. Po pierwsze, w ciągu kilku tygodni od rozpoczęcia wojny Polacy przyjęli pod swoje dachy miliony uchodźców wojennych. Kobiety i dzieci uciekające przed barbarzyńską armią Putina znalazły bezpieczne schronienie w polskich domach. Do dziś gościmy u siebie 2 mln uchodźców. Po drugie, w trybie natychmiastowym zaczęliśmy dostarczać Ukrainie sprzęt wojskowy. Przekazaliśmy jej najnowocześniejszy sprzęt produkowany przez polski przemysł obronny, m.in. armatohaubice Krab, karabinki Grot, ręczne wyrzutnie przeciwlotnicze Piorun, samobieżne wyrzutnie rakiet Osa i Newa. Polski rząd przekazał również ponad 300 czołgów T-72 i PT-91, z których obsługą zaznajomieni są ukraińscy żołnierze i które od razu mogły wkroczyć do walki. Teraz dołączyły do nich również polskie Leopardy. Po trzecie, 15 marca 2022 r., niecały miesiąc po rozpoczęciu wojny, rząd Polski zainicjował pierwszą oficjalną wizytę w oblężonym Kijowie. Razem ze mną bezpośredniego wsparcia prezydentowi Zełenskiemu udzielili premier Czech Petr Fiala, ówczesny premier Słowenii Janez Jansa oraz lider partii rządzącej w Polsce Jarosław Kaczyński. To był akt odwagi, który na trwałe wyrył się w sercach narodu ukraińskiego. Po czwarte i najważniejsze, Polska przyjęła rolę lidera w budowie szerokiej koalicji wsparcia dla Ukrainy. To Polska naciskała, aby sankcje nakładane na Rosję były mocniejsze. To Polska apelowała wcześniej o rezygnację z gazociągu Nord Stream 2. To Polska motywowała partnerów do przekazania Ukrainie czołgów Leopard. To Polska walczyła o poszerzenie i jedność NATO wokół sprawy Ukrainy. A teraz to Polska pracuje nad budową koalicji, która przekaże Ukrainie myśliwce MiG.
W tym roku mijają 24 lata od dnia, w którym Polska wstąpiła do NATO. 24 lata temu marzyliśmy, żeby raz na zawsze wyrwać się z zależności Układu Warszawskiego. 24 lata temu potrzebowaliśmy gwarancji bezpieczeństwa ze strony silnych sojuszników. Dziś Polska znajduje się w zupełnie nowej roli. Jesteśmy liderem wschodniej flanki NATO. Jako największy kraj w regionie stanowimy kluczowy element nowej architektury bezpieczeństwa. Polska potrzebuje silnego NATO tak jak kiedyś, ale NATO jak nigdy wcześniej – potrzebuje silnej Polski. Dlatego polskie wydatki na obronność wyniosą aż 4 proc. PKB. Nie czekamy biernie na rozwój wypadków, ale aktywnie zabiegamy o bezpieczeństwo w regionie, inspirując też inne państwa NATO.
Wojna wywołana przez Rosję mogła być początkiem końca Zachodu. Dzięki postawie Polski, USA i całego NATO stało się inaczej. Zachód przebudził się z pozimnowojennej drzemki. Sojusz polsko-amerykański rozkwitł na nowo i jest silniejszy niż kiedykolwiek. Świat zachodni przypomniał sobie, że nasza cywilizacja zbudowana jest na wolności. Broniąc wolności Ukrainy, dbamy nie tylko o swoje bezpieczeństwo – bronimy naszej tożsamości. 24 lutego rosyjskie bomby spadające na Kijów wzbudziły strach. Rok po wojnie strach pozostał, ale coraz częściej silniejsza od niego jest nadzieja na pokonanie imperium zła i zbudowanie nowego, pokojowego ładu.
Tekst publikowany równolegle z „Wszystko co Najważniejsze” w mediach współpracujących, w USA m.in. w „The Chicago Tribune”.
Polska przyjęła największą falę uchodźców i rozmieściła na swoim terytorium potężne siły wojskowe NATO nie tylko z powodu geograficznej bliskości i solidarności, ale także dlatego, że rozumie sowiecką istotę obecnej rosyjskiej nomenklatury, a tym samym zagrożenie płynące dziś z Moskwy
Profesor Uniwersytetu w Trieście, były dyrektor Włoskiego Instytutu Kultury w Berlinie i dyrektor naukowy Fondazione Liberal w Rzymie
W