Wszystko Co Najważniejsze nr 56 - opracowanie zbiorowe - ebook

Wszystko Co Najważniejsze nr 56 ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

WcN 56 – spis treści
Prof. Michał KLEIBER, Édito (nr 56)
Prof. Chantal DELSOL, Stary Kontynent zagrożony od zewnątrz i od wewnątrz
Eryk MISTEWICZ, Pudełko ptasiego mleczka
Pierre BROCHAND, Boli mnie moja Francja
Prof. Michał KLEIBER, Migracje dotykają wszystkich
Jan PARYS, Scenariusze przebudowy świata
Andrzej DUDA, Historia męczeństwa Ulmów powinna być znana na całym świecie
Prof. Piotr GLIŃSKI, Prof. Wojciech ROSZKOWSKI, Naszym obowiązkiem jest pamiętać
Jan ROKITA, Zamordowani za ludzką dobroć
Abp Stanisław GĄDECKI, Polonia semper fidelis – szczególna misja wierności
Jan ŚLIWA, Jeśli nie opowiemy swojej historii, inni zrobią to za nas
David SATTER, prof. Stephen HICKS, prof. Stéphane COURTOIS, prof. Grzegorz KUCHARCZYK, Polacy w starciu z totalitaryzmami
Joseph de WECK, Niemcy znów mogą stać się źródłem niestabilności Europy
Prof. Leszek PACHOLSKI, Ranking szanghajski i nauka polska
Cezary KOŚCIELNIAK, Rankingi niszczą ideę uniwersytetu
Jeffrey MEYERS, Czesław Miłosz. Sztuka ponad życie
Yves HENRY, Chopin w Nohant. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość
Prof. Miles YU, Wielkiej wojny z Chinami jeszcze nie będzie

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis treści

Prof. Michał KLEIBER

Édito (nr 56)

Prof. Chantal DELSOL

Stary Kontynent zagrożony od zewnątrz i od wewnątrz

Eryk MISTEWICZ

Pudełko ptasiego mleczka

Pierre BROCHAND

Boli mnie moja Francja

Prof. Michał KLEIBER

Migracje dotykają wszystkich

Jan PARYS

Scenariusze przebudowy świata

Andrzej DUDA

Historia męczeństwa Ulmów powinna być znana na całym świecie

Prof. Piotr Gliński, Prof. Wojciech ROSZKOWSKI

Naszym obowiązkiem jest pamiętać

Jan ROKITA

Zamordowani za ludzką dobroć

Abp Stanisław GĄDECKI

Polonia semper fidelis – szczególna misja wierności

Jan ŚLIWA

Jeśli nie opowiemy swojej historii, inni zrobią to za nas

David SATTER, prof. Stephen HICKS, prof. Stéphane COURTOIS, prof. Grzegorz KUCHARCZYK

Polacy w starciu z totalitaryzmami

Joseph de WECK

Niemcy znów mogą stać się źródłem niestabilności Europy

Prof. Leszek PACHOLSKI

Ranking szanghajski i nauka polska

Cezary KOŚCIELNIAK

Rankingi niszczą ideę uniwersytetu

Jeffrey MEYERS

Czesław Miłosz. Sztuka ponad życie

Yves HENRY

Chopin w Nohant. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość

Prof. Miles YU

Wielkiej wojny z Chinami jeszcze nie będzie

Prof. Michał KLEIBER

Édito (nr 56)

Zapraszamy do zapoznania się z kolejnym numerem naszego miesięcznika. Otwiera go ważny tekst o coraz wyraźniej widocznej bezradności Zachodu wobec zachodzących obecnie procesów odrzucania jego kultury, w czym główny udział mają kraje muzułmańskie, ale także np. Rosja i Chiny. Piszemy też o błędach i niezbędnych zmianach w polityce francuskiej, od lat zbyt pobłażliwie traktującej coraz częstsze zamieszki wywoływane z narastającą agresją przez osoby pochodzące z państw o całkowicie odmiennej kulturze. Były prezydent Francji François HOLLANDE analizuje z kolei problem bezpieczeństwa Europy i zagrożeń globalnych. W krytycznym artykule o polityce niemieckiej Joseph de WECK przedstawia stojące przed Niemcami wyzwania, które ze względu na dotychczasową rolę tego kraju w Europie dotyczą w istocie całego kontynentu. Dużo miejsca w numerze poświęcamy opisom zbrodniczej polityki Niemiec wobec polskich Żydów w czasie II wojny światowej i w tym kontekście przypominamy o bohaterstwie rodziny Ulmów.

W części numeru poświęconej problemom naszego kraju piszemy szeroko o zagrożeniach wynikających z kształtującego się nowego międzynarodowego ładu i o pilnej potrzebie przemyślanych działań dyplomatycznych na rzecz naszej strategii w tym zakresie. Nie pomijamy spostrzeżeń na temat niezwykłej empatii Polaków wykazywanej w trakcie pomocy dla uchodźców z Ukrainy. Na łamach tradycyjnie zarezerwowanych dla kultury przedstawiamy ciekawe teksty o życiu i twórczości Czesława Miłosza i Fryderyka Chopina.

Życzymy interesującej lektury!

Prof. Michał KLEIBER, redaktor naczelny

Prof. Chantal DELSOL

Stary Kontynent zagrożony od zewnątrz i od wewnątrz

Jesteśmy świadkami upadku duchowego Zachodu, przenikniętego poczuciem winy, wstydzącego się samego siebie, porzucającego wszelką nadzieję

Prof. Chantal DELSOL

Historyk idei, filozof polityki. Założycielka Instytutu Badań im. Hannah Arendt. Szefowa Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée. Publicystka „Le Figaro”. Określa się jako liberalna neokonserwatystka. Najnowsza jej książka to „Zmierzch uniwersalności”

Na przełomie XX i XXI wieku rozpoczął się na świecie proces odrzucenia kultury zachodniej. To zjawisko odwrotne do tego, które nastąpiło po podboju przez Zachód w XVI stuleciu dużej części zamieszkanych ziem naszej planety, a mianowicie fascynacji jego kulturą i pragnieniem upodobnienia się do niego we wszystkim. Przez wieki wszelkie idee modernizacyjne tych obcych kultur jeśli nie całkowicie, to przynajmniej w części sprowadzały się do przyjęcia modelu zachodniego. Przykładów jest mnóstwo, równie wiele, jak kultur na świecie. Tymczasem z końcem XX wieku pojawił się nurt odrzucenia Zachodu i jego zasad, nieprzestający przybierać na sile. Przywołajmy choćby rosyjskiego socjologa i filozofa Aleksandra Zinowjewa i teorię okcydentyzmu, w myśl której prawa człowieka są przejawem zachodniej ideologii podboju. Przykład Putina uzmysławia nam, jak silny jest w Rosji nawrót nurtów słowianofilskich („prawosławie, autokracja, nacjonalizm”), które od czasów rewolucji bolszewickiej służą podsycaniu wojny z kulturą zachodnią. Podobne reakcje widzimy w Chinach – oficjalny państwowy tekst z 2013 roku, zwany Dokumentem nr 9, mówi o bezlitosnej wojnie kulturowej, którą należy wypowiedzieć indywidualistycznemu i dekadenckiemu Zachodowi. Nie zapominajmy również o krajach muzułmańskich, które co prawda nie są jednomyślne w ocenie kultury zachodniej, ale coraz bardziej idą w kierunku jej odrzucenia, by nie powiedzieć – nienawiści do niej.

Wszystkie te postawy są przejawem resentymentu wobec kolonizacji, historycznych zdobyczy Zachodu, poniżeń (to ostatnie wytykają choćby Chiny), ale dostrzec w tym zjawisku można także znak upadku duchowego Zachodu, przenikniętego poczuciem winy, wstydzącego się samego siebie, porzucającego wszelką nadzieję. Jak inni mają kochać Zachód, skoro on sam siebie już nie kocha?

Ten kryzys ducha zachodniego ma głębokie i mocno osadzone w historii przyczyny. Jest on wypadkową zarówno straszliwej depresji, jaką wywołały zdarzenia z XX wieku, jak i zapaści chrześcijaństwa, które dotąd sprawowało rząd dusz i umysłów (można wręcz mówić o końcu świata chrześcijańskiego). Również swoją rolę w tym procesie odegrało pojawienie się wraz z postnowoczesnością rozmaitych odmian nowej „moralności czystości”, tak nieodległej od jej wcześniejszych, utopijnych wcieleń. To wszystko przeorało mentalność ludzi. Jest więc wysoce prawdopodobne, że osłabiony tym sposobem Zachód nie będzie w stanie odpierać stawianych mu zarzutów – tym bardziej że on sam nie chce się bronić czy wręcz, kajając się, sam sobie owe zarzuty stawia…

Równocześnie Stary Kontynent mierzy się z zagrożeniem od wewnątrz. Jego przejawem jest choćby nieprzestrzeganie wcześniej ustalonych wspólnych zasad, co instytucjom unijnym zarzuca wiele państw członkowskich. Nie wolno zapominać, że cała nasza filozofia polityczna zasadza się na pojęciu autonomii osobistej – i to właśnie na bazie tego wierzenia (gdyż mamy tu do czynienia z wierzeniem, wpierw religijnym, a następnie rewolucyjnym) zbudowane zostały nasze demokracje. Europa w swojej niesamowitej różnorodności historycznej jest przeniknięta zasadą pomocniczości, która na piedestale stawia właśnie autonomię osób i grup. Tymczasem obecne struktury instytucji europejskiej zostały w całości przejęte przez nurt technokratyczny. Unia Europejska, odrzucając zasadę pomocniczości, pozwala sobie w imieniu i zamiast krajów członkowskich podejmować decyzje, które te kraje mogłyby i powinny podejmować same (w takich obszarach, jak edukacja, zdrowie, imigracja etc.). Ten model rządzenia byłby uzasadniony z punktu widzenia platońskiego („tylko ten może rządzić, kto wie”) czy wręcz chińskiego („rządzący jest ojcem i matką ludu”), ale z punktu widzenia europejskiego jest on trudną do zaakceptowania ingerencją. To właśnie tłumaczy brexit i rozwój w Europie nurtów i rządów illiberalnych, które dążą do odzyskania przez kraje członkowskie władzy nad sprawami życia codziennego.

Tak oto Stary Kontynent – osłabiany od wewnątrz przez instytucje europejskie, które mają za nic jego fundamentalne wierzenia (autonomię osób i grup), oraz uporczywym poczuciem winy, które sprawia, że zaczyna wątpić w siebie samego, zamiast odpierać ataki z zewnątrz – nie jest najlepiej przygotowany do odpowiedzi na geopolityczne wyzwania chwili. Można mieć jedynie nadzieję, że – jak mówił Hölderlin – „tam, gdzie jest niebezpieczeństwo, wzrasta także to, co ocala”… Pierwszym tego przejawem jest reakcja Zachodu na rosyjską napaść na Ukrainę. Wobec zagrożenia militarnego i kulturowego ideologia pacyfistyczna trafiła do lamusa podobnych szaleństw, a Unia zapowiedziała wdrożenie reform. Oby to był dobry omen na przyszłość.

Eryk MISTEWICZ

Pudełko ptasiego mleczka

Felieton na drugą stronę

Metalowe, pobłyskujące srebrem pudełko mieści w sobie kilka pięterek ptasiego mleczka. Ale też okazja była niezwykła. Spotkanie przyjaciół, podczas którego chciałem po tym, gdy na koniec Francuzi zaserwują sery, prezentując każdy z nich z wielkim pietyzmem, opowiadając o regionie i sposobie przygotowywania, zaproponować polski deser. Najprostszy dla mnie, kupiony tuż przed wylotem z Warszawy.

Na opakowaniu pudełka ptasiego mleczka Zamek Królewski, dumny król Zygmunt III Waza, widok z góry na plac Zamkowy. „Wiecie, że wszystko to zostało odbudowane przez Polaków? Nie było tu nic, jedna wielka ruina, zgliszcza…”. Zapada cisza. Wyjaśniam, że to tutaj, na Zamku Królewskim, przyjęto pierwszą w Europie konstytucję (dobrze, równolegle z Korsyką, punkt dla przyjaciół z Francji), drugą po amerykańskiej. Dodaję od niechcenia, że demokracja jest dla nas bardzo ważna, prawa wyborcze kobietom przyznano o wiele, wiele wcześniej niż w innych krajach, także wcześniej, niż przyznano prawa wyborcze kobietom we Francji.

Napomykam o niezwykłej roli kobiety w społeczeństwie polskim. Całuje się je w rękę, ofiarowuje się im kwiaty, szacunek widoczny jest na każdym kroku. Kobiety wychowywały następne pokolenia, gdy mężczyźni szli na wojnę, bronić kraju. Dziś kobiety dysponują wieloma istotnymi prawami, niespotykanymi w tej skali w wielu krajach. Wiek emerytalny kobiet w Polsce to 60 lat. Tak, nie przesłyszeliście się. Nie 68, nie 67, nie 66, ale 60. Państwo wydaje ogromne środki na pomoc dla matek, dla rodzin. Z reguły nie muszą szybko wracać do pracy po urodzeniu dziecka, nie tak szybko jak we Francji. Każda rodzina dostaje równowartość około 300 euro na każde dziecko co miesiąc, do tego na wyprawkę szkolną. Tej pomocy udaje się udzielać polskim rodzinom, bo ukrócono mafie VAT, zresztą rząd francuski zwrócił się w pewnym momencie do polskiego rządu w tej sprawie; była świetna, długa rozmowa Bruno Le Maire’a, waszego ministra finansów, z mózgiem naszego rządu – Mateuszem Morawieckim. Faceci się polubili, o ile tego typu workaholicy mogą kogoś lubić poza swoją pracą. Ważne, że wasz Le Maire wie już bardzo dokładnie, jak uszczelniliśmy VAT i rozbiliśmy karuzele VAT--owskie. Warto też we Francji skorzystać z tych pomysłów, warto wspierać rodziny i kobiety. Jeśli Bruno Le Maire będzie namaszczony na następnego prezydenta Francji, to może to, o co tak dopytywał naszego premiera, będzie jednym z ważniejszych elementów jego programu?

Nie, Unia Europejska nic nam na to nie dała. Poza tym już dawno Polska nie jest nowym krajem Unii. Śmieję się, ale naprawdę tak nas już nie nazywajcie, bardzo was proszę. No bardzo was proszę. Nie jesteśmy ubogim krewnym wymagającym wciąż opieki i wsparcia, bez pomysłu na siebie, bez wiedzy, doświadczenia, kapitału. To już dawno, dawno minęło. Zobaczcie zresztą dane Eurostatu. Albo właściwie weźcie jakiekolwiek dane. Jesteśmy jedną z największych gospodarek pod względem potencjału, tempa wzrostu, zarządzania długiem publicznym. Dług publiczny nie przekracza u nas 48 proc., gdy we Francji sięga 120 proc. A to bardzo niebezpieczne dla przyszłości kraju. Bezrobocia w Polsce właściwie nie ma, wręcz przeciwnie, potrzebujemy rąk do pracy. Sporo Hiszpanów przyjeżdża ostatnio do pracy, sporo Włochów, Francuzów też. Chwalą sobie Polskę. Przeszliśmy cudem, wspólną pracą Polaków, przez trudny dla wszystkich krajów czas pandemii. No i przez ten kryzys, przed którym przestrzegaliśmy, że ten gaz z Rosji, omijający Polskę – nic dobrego z tego nie wyjdzie. Jednak pazerność niektórych wzięła górę.

Wracam do ptasiego mleczka. Wyjaśniam, jak należy do niego podejść. Nie, odkładamy sztućce, nie będą potrzebne. Do ptasiego mleczka nie powinniśmy używać widelca i noża. Spróbujmy tak po prostu, palcami, jak niegdyś. Pamiętacie, jak jadało się na pikniku albo pod namiotem?

Obracam w rękach opakowanie. Wracam do opowieści o Zamku Królewskim. Wracam do Warszawy bombardowanej, palonej, plądrowanej przez Niemców, przy biernej postawie Rosjan stojących po drugiej stronie Wisły. Do niewinnych ofiar cywilnych, do rzezi Woli. Zdjęcia z Mariupola z wiosny 2022 roku – o czym pisałem w dzienniku „Le Figaro”, przyjaciele czytali ten tekst i zrobił na nich wrażenie – niczym się nie różnią od zdjęć z Warszawy z jesieni roku 1944. Niczym.

Cisza. Całkiem naturalna, każdy naród ma w swoich zasobach takie historie. O niektórych opowiada z dumą, z podniesioną głową, o innych z zadumą, czasami pojawi się łza. Szczególnie gdy historie dotykają losów rodzin. Gdy przyjedziecie do Warszawy, porozmawiacie z ludźmi, zobaczycie, jak do tego podchodzą. Usłyszycie, że właściwie w każdej rodzinie są puste miejsca przy rodzinnych świętach, że właściwie każda rodzina straciła kogoś z rąk jednych albo drugich najeźdźców, zbrodniarzy, przed którymi ostrzegaliśmy świat. Opowiem wam kiedyś o Karskim, Pileckim, o reakcjach Zachodu, Amerykanów, Brytyjczyków. O tym, jak Zachód pod koniec II wojny światowej sprzedał Polaków, tak jak teraz chce zakończyć wojnę na Ukrainie, tymi samymi metodami. Dlatego tak trzymamy kciuki za Ukraińców i im pomagamy. Walczą też za nas. Gdyby nie walczyli, mielibyśmy wojska Putina na polskiej granicy, a za rok, dwa, trzy na linii Wisły.

Historia nas, Polaków, bardzo dużo uczy. Francja miała różne historie tej wojny, mieliście kolejarzy wywożących waszych braci do niemieckich obozów koncentracyjnych. Mieliście kolaboracyjny rząd. W Polsce takiego rządu nie było. Był ruch oporu. Były wyroki śmierci na konfidentów. Była podziemna armia. Nie było kolaboracji. Była pomoc dla Żydów. Niemcy ustanowili karę śmierci dla Polaków pomagających Żydom. Nie wiem, czy jeszcze w jakimś kraju musieli coś takiego wprowadzać. A mimo to pomagaliśmy. Gdy przyjedziecie, pojedziemy do muzeum Ulmów. Pójdziemy do Muzeum Powstania Warszawskiego, może wystarczy nam czasu, to podejdziemy później do muzeum Polin, które dopełnia obraz tego, co się działo. A na końcu tej strasznej wojny wy, Francuzi, w ciągu ośmiu kluczowych miesięcy za sprawą działań de Gaulle’a dostaliście wszystko: miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, własną, francuską strefę okupacyjną w Niemczech, no i przede wszystkim szacunek świata, bo wszyscy zapomnieli już kolaborację Vichy, bo mieliście elity, bo potrafiliście. U nas elity zostały wybite w Katyniu, w lasach piaśnickich, w wyniku pułapki zastawionej na wszystkich profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i w wielu innych miejscach. Walczyliśmy na wszystkich frontach i tysiące naszych chłopaków zginęło – i wiecie co, po prostu przegraliśmy, zostaliśmy oddani do rosyjskiej strefy, podobnie jak inne kraje regionu. RWPG, Układ Warszawski, kontrybucje dla Rosji, czterdzieści lat zatrzymania rozwoju gospodarczego, masło na kartki, brakowało wszystkiego, pomagaliście nam, pamiętamy, dziękujemy.

To pudełko ptasiego mleczka z Zamkiem Królewskim pokazuje jakąś niesamowitą siłę Polaków. Wiecie, jak wygląda taka wańka-wstańka? My tak od kilkuset lat, co któreś pokolenie. Jedno pokolenie spokoju, czasami dwa, i znów przychodzą – albo ze wschodu, albo z zachodu.

Zamek Królewski w Warszawie został odbudowany z ruin. Wciąż nie ma w nim wielu obrazów, dzieł sztuki. Zrabowane polskie dzieła sztuki są dziś w Niemczech, część w Rosji, w prywatnych kolekcjach, ale też w państwowych muzeach. Niemcy nie kwapią się z oddaniem ich Polsce. Nie wiedzieliście?

Odbudowa Zamku Królewskiego to była prawdziwa mobilizacja całej Polski. Mamy coś takiego w sobie, że jesteśmy w stanie mobilizować się w ważnych momentach. Mobilizowaliśmy się przed II wojną światową, oddając wszystko, co mieliśmy, na fundusz wsparcia dla wojska, srebra rodowe, dobra, mobilizowaliśmy się w ostatnich miesiącach dla wsparcia walczącej Ukrainy i mobilizujemy się dalej. W Polsce nie było potrzeby budowania ośrodków dla uchodźców. Otworzyliśmy granice i serca. Po prostu to, co mamy, podzieliliśmy przez dwa. Nawet blisko trzy miliony Ukraińców – głównie są to kobiety i dzieci, bo mężczyźni zostali, by walczyć – znalazło spokój i bezpieczeństwo wśród Polaków. Nie szczędzimy na to środków, uruchomiono zasoby państwa, pokłady dobroci w Polakach były oczywiste, nikt nie musiał o to prosić. Oni tam walczą za nas.

Pudełko ptasiego mleczka to także historia polskiego kapitalizmu. Ostatnich kilkudziesięciu lat. Kiedyś przez dziesięciolecie, pewnie na przełomie XIX i XX wieku, była to firma rodzinna, rzemieślnicza, cukiernicza, Wedel. W międzywojniu zapewne się rozwinęła. Zastrzegam, że nie znam dokładnie jej historii. Po wojnie Polska znalazła się w rosyjskiej strefie wpływów i zapanował socjalizm. Tak, wiem, żałujecie, że nie mogliście tego doświadczyć we Francji, sporo Francuzów z nostalgią wspomina Edwarda Gierka, budowę systemu sprawiedliwości społecznej w Polsce. Ale uwierzcie, nie ma czego żałować. Z daleka wyglądało to inaczej, my musieliśmy w tym żyć.

W socjalizmie producent ptasiego mleczka został znacjonalizowany i odtąd to już nie był Wedel, ale zakłady „22 Lipca”, na rocznicę powstania PRL, jednego z krajów grupy RWPG. A potem Polacy podnieśli głowę, ZSRR chylił się ku upadkowi, Ronald Reagan, Jan Paweł II, zmiany w Europie Centralnej... W efekcie przyszedł kapitalizm. Strasznie agresywny, ale też nie wiedzieliśmy, jakie modele przemian przyjąć. Jak połączyć prawa pracownicze z prawem kapitału, jak ustawić nożyce nierówności społecznej, jak rozwijać Polskę czy też jak lepiej ją wyprzedawać i zwijać. Nie mieliśmy mądrych, którzy by wiedzieli, zdaliśmy się na ekipy z Marriotta, ludzi z Zachodu, którzy nam pomagali. Wtedy Polska podzielona została na dwie: duże miasta – w których żyło się dobrze, powoli się wyswabadzaliśmy z komuny – i interior, w którym likwidowano biblioteki, teatry, połączenia kolejowe, ośrodki zdrowia, zakłady pracy. Cała linia włókiennicza została oddana, stocznie, wyprzedano zakłady papiernicze, a właściwie oddano rynek. Branża po branży. Sporo ludzi na bruk, całe miasteczka na bezrobocie, ze straszliwą biedą, z beznadzieją, z zakupami na kredyt w zeszycie.

W czasie gdy sprzedawano wszystko, sprzedano też producenta ptasiego mleczka. Dziś to już duża międzynarodowa korporacja. Na szczęście od kilku już lat Polska zmienia politykę i powoli odwojowujemy to, co wtedy błędnie zadecydowaliśmy. Odżywa prowincja. W małych miasteczkach powstają ośrodki zdrowia, na nowo kursują pociągi, są nie tylko teatry, biblioteki, kina, ale i muzea, a nawet filharmonie w zupełnie małych miejscowościach. W wyborach decydują nie tylko ludzie z dużych miast. Co ważne, wiemy, gdzie popełniliśmy błędy. Mądrzej budujemy elity. Stawiamy na mądrość, propaństwowe myślenie. Jakoś to wszystko idzie już inaczej. Polacy podnieśli głowy, są dumni ze swojego kraju. Dokładnie tak: wyprostowali się. To chyba jest najważniejsze. Polacy się wyprostowali. Suwerenność, zrównoważony rozwój, demokracja, równość, wolność, solidarność… Polskie DNA... Polska historia. Trudna, ale nas zahartowała.

Opowiedzieliście ciekawie, z pasją o serach z waszego regionu. Ja wam zrewanżowałem się historią z tego opakowania. Pudełka ptasiego mleczka. Może weźcie jeszcze jedno. Tak, tak, bierzcie normalnie, palcami, po polsku. Smacznego.

Eryk MISTEWICZ

Pierre BROCHAND

Boli mnie moja Francja

Przez ostatnie czterdzieści lat w różnych zakątkach Francji dochodziło do zamieszek, które określano technokratycznym terminem „przemocy miejskiej”. Stały się taką oczywistością, że nikt już nie zwracał na nie uwagi, niemal wtopiły się w krajobraz. To błąd fatalny w skutkach

Pierre BROCHAND

Szef francuskich służb specjalnych DGSE (Direction générale de la sécurité extérieure – Generalna Dyrekcja Bezpieczeństwa Zewnętrznego) w latach 2002–2008

Pierre Brochand był od 2002 do 2008 roku dyrektorem generalnym Direction générale de la sécurité extérieure (DGSE, Generalna Dyrekcja Bezpieczeństwa Zewnętrznego), a także ambasadorem Francji na Węgrzech, a następnie w Izraelu. Niezwykle rzadko wypowiada się w mediach. W ekskluzywnym wywiadzie odnosi się do fali ostatnich zamieszek, które jego zdaniem są przełomowym momentem w historii Francji.

Według byłego szefa jednej z najważniejszych francuskich służb specjalnych żyjemy w okresie rewolty wypowiedzianej państwu francuskiemu przez znaczącą część młodych ludzi przebywających na terytorium Francji, a pochodzących spoza Europy. Ta eksplozja przemocy jest owocem całych dekad zaślepienia i propagandy wokół imigracji, której konsekwencji nigdy nie oszacowano. Pierre Brochand analizuje fatalny w skutkach koktajl, jaki przynosi zderzenie społeczeństwa jednostek, opartego na otwartości i demokracji, z napływem całych populacji tworzących diaspory o zupełnie odmiennym bagażu kulturowym. Czy na reakcję jest już za późno?

Pierre Brochand zachęca, aby nie popełniać tych samych błędów co w przeszłości, i wskazuje kierunki, jakimi powinniśmy podążać, aby wyciągnąć Francję z tego niespotykanego wcześniej w jej historii kryzysu.

Eugénie BASTIÉ: W wystąpieniu przed senatem w listopadzie 2022 roku mówił Pan o scenariuszach, jakie może pociągnąć za sobą wieloletnia niekontrolowana imigracja do Francji. Te scenariusze, mówiąc skrótowo, są następujące: zakaz, absorpcja, negocjacja, separacja, starcie. Czy ostatnie zamieszki, które trwały pięć dni, pokazują, że dominuje właśnie scenariusz starcia?

Pierre BROCHAND: W świetle tego, czego byliśmy świadkami, trudno byłoby zaprzeczyć. Chcę wszakże od razu zaznaczyć, że nie zwykłem komentować bieżących wydarzeń na gorąco, gdyż łatwo o uogólnienia i błędy. Kiedy jednak dochodzi do zdarzeń tego typu i o tak dużym zasięgu, trudno oprzeć się pokusie. Wracając zatem do koncepcji starcia, trzeba jasno powiedzieć, że mamy z nim do czynienia wtedy, gdy wszystkie pozostałe scenariusze zawodzą lub świadomie się je porzuca. Gdy bowiem jakaś populacja stara się ulokować tam, gdzie znajduje się inna, jest tylko pięć możliwości. Prześledźmy je pokrótce, gdyż to pozwoli nam pokazać łańcuch przyczyn, które sprowadziły na nas nasze dzisiejsze nieszczęście.

„Zakaz”, czyli zamknięcie granic w imię zasady zapobiegania (opcja przyjęta przez Polskę), nigdy – z powodów tak humanitarnych, jak ekonomicznych – nie był brany poważnie pod uwagę we Francji. Szybko i bez fanfar zrezygnowaliśmy także z modelu „asymilacyjnego”. Był to wyraz naszej niemocy, ale także konieczności, gdyż napływ imigrantów tak się nasilił, że nie mogło już być mowy o tym, by ten model zafunkcjonował. Stąd brał się więc entuzjazm dla „integracji”, pewnego rodzaju cudownego kompromisu na modłę anglosaską, w którym każdy robi krok w stronę drugiego, zachowując przy tym dystans. Musimy przyznać, że ten model we Francji średnio się powiódł. Z jednej strony, w przeciwieństwie do asymilacji, „umowa minimalna”, która leży u jej podstaw – czyli „poszanowanie praw” w zamian za „pracę” – zrzuca na kraj przyjmujący niemal cały wysiłek z tym związany, zarówno jeśli chodzi o koszt finansowy, jak i ustępstwa względem swoich zasad (merytokracja, świeckie państwo). Z drugiej strony dostęp do pracy – dla imigrantów o bardzo niskich kwalifikacjach i którzy sami się wykluczają z rynku z sobie znanych powodów – jest ograniczony. I choć owych „zintegrowanych” jest więcej od „zasymilowanych”, to i tak nie stanowią oni większości. „Separacja” jest jedynie skutkiem tego niesatysfakcjonującego bilansu. Nie powinno nas to dziwić, gdyż podział jest naturalną równią pochyłą wszystkich społeczeństw „multi”, w których każdy głosuje nogami i zamyka się wśród swoich. Nie znam odstępstw od tej żelaznej reguły, zwłaszcza gdy populacje, których to dotyczy, wywodzą się z różnych cywilizacji. To reguła, która zresztą ogranicza się do konstatacji, że zaufanie społeczne załamuje się proporcjonalnie do wzrostu „różnorodności”.