Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Wszystko co Najważniejsze” – jedyny na polskim rynku wydawniczym miesięcznik bez tekstów dziennikarskich. W każdym numerze Czytelnicy znajdą ważne, kierunkowe teksty liderów opinii: intelektualistów, filozofów, historyków, strategów, polityków. Ukazujące się od 2013 r. pismo cechuje otwartość na nowe trendy, idee, tematy i autorów z różnych rejonów sceny politycznej. „Wszystko co Najważniejsze” jest pieczołowicie redagowane przez zespół, któremu przewodniczy prof. Michał KLEIBER. Teksty są ilustrowane portretami Autorów tworzonymi przez Fabiena CLAIREFONDA z „Le Figaro”. Redakcja przykłada wielką wagę do szacunku dla Czytelników, zachowując styl pism opinii z dawnych, najlepszych lat prasy drukowanej.
WcN 57 – spis treści
Prof. Jeffrey SONNENFELD, Polska miała rację. Dziś jesteście wzorem dla innych
Eryk MISTEWICZ, Polacy się wyprostowali
Prof. Michał KLEIBER, Polska dziś – na rzecz naszego dobrostanu jutro
Prof. Arkady RZEGOCKI, Kraj wolności i solidarności
Prof. Jerzy MIZIOŁEK, Polskość to tolerancja
Prof. Ryszard BUGAJ, Czekając na IV RP
Prof. Zdzisław KRASNODĘBSKI, Trudne wybory Polaków
Ks. prof. Piotr MAZURKIEWICZ, Między ojczyzną a synczyzną
Prof. Jacek HOŁÓWKA, Polska, czyli unikalność kwalifikowana
Prof. Hiroaki KUROMIYA, Rosyjski imperializm w pułapce pomiędzy Wschodem a Zachodem
Laure MANDEVILLE, Ołeksij PANYCZ, Eryk MISTEWICZ, prof. Konstantyn SIGOW, Łukasz KAMIŃSKI, Nicolas TENZER, Jak ukarać Putina?
Karol NAWROCKI, Strażnicy obcych interesów
Prof. Marek KORNAT, Trzydzieści lat wolności
Michał KŁOSOWSKI, Burzliwa synodalność
Prof. George WEIGEL, Religijna solidarność
Prof. Massimo FAGGIOLI, Synod jako odpowiedź na fantazje
Lubko PETRENKO, Prorosyjska partia w Niemczech szybko zyskuje na popularności
Prof. Aleksander SURDEJ, Dyplomacja ekonomiczna à la française
Prof. Dana GOOLEY, Wielki improwizator
Aleksander LASKOWSKI, Krzysztof Penderecki. Sacrum i awangarda
Prof. François KERSAUDY, Zła opinia na Zachodzie o Polsce i Polakach to następstwo oddziaływania komunizmu
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 151
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Prof. Jeffrey SONNENFELD
Polska miała rację. Dziś jesteście wzorem dla innych
Eryk MISTEWICZ
Polacy się wyprostowali
Prof. Michał KLEIBER
Polska dziś – na rzecz naszego dobrostanu jutro
Prof. Arkady RZEGOCKI
Kraj wolności i solidarności
Prof. Jerzy MIZIOŁEK
Polskość to tolerancja
Prof. Ryszard BUGAJ
Czekając na IV RP
Prof. Zdzisław KRASNODĘBSKI
Trudne wybory Polaków
Ks. prof. Piotr MAZURKIEWICZ
Między ojczyzną a synczyzną
Prof. Jacek HOŁÓWKA
Polska, czyli unikalność kwalifikowana
Prof. Hiroaki KUROMIYA
Rosyjski imperializm w pułapce pomiędzy Wschodem a Zachodem
Laure MANDEVILLE, Ołeksij PANYCZ, Eryk MISTEWICZ, prof. Konstantyn SIGOW, Łukasz KAMIŃSKI, Nicolas TENZER
Jak ukarać Putina?
Karol NAWROCKI
Strażnicy obcych interesów
Prof. Marek KORNAT
Trzydzieści lat wolności
Michał Kłosowski
Burzliwa synodalność
Prof. George WEIGEL
Religijna solidarność
Prof. Massimo FAGGIOLI
Synod jako odpowiedź na fantazje
Lubko PETRENKO
Prorosyjska partia w Niemczech szybko zyskuje na popularności
Prof. Aleksander SURDEJ
Dyplomacja ekonomiczna à la française
Prof. Dana GOOLEY
Wielki improwizator
Aleksander LASKOWSKI
Krzysztof Penderecki. Sacrum i awangarda
Prof. François KERSAUDY
Zła opinia na Zachodzie o Polsce i Polakach to następstwo oddziaływania komunizmu
Umieliście w porę dostosować się do zachodzących zmian i zauważyć sygnały ostrzegawcze. Na tym polega prawdziwe przywództwo. Dlatego Polska i jej odważni przywódcy są godnym naśladowania wzorem dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej
Wykładowca zarządzania na Uniwersytecie Yale, założyciel Chief Executive Leadership Institute. Był doradcą prezesów największych amerykańskich korporacji oraz prezydentów Billa Clintona, Donalda Trumpa i Joe Bidena
Jeszcze kilka miesięcy przed inwazją eksperci do spraw energii i komentatorzy polityczni krytykowali polskich przywódców za ostrzeżenia dotyczące rosyjskiego gazu. Jeden z wpływowych ekspertów napisał, że „sprzeciw wobec Nord Stream 2 nie ma sensu” i że „trudno zaakceptować pogląd, jakoby interesy Ukrainy lub Polski, z jej coraz bardziej nacjonalistyczną polityką, powinny mieć pierwszeństwo przed interesami Niemiec. Bez niemieckiego przywództwa Unia Europejska nie da rady utrzymać swych podstawowych wartości, w tym ochrony Ukrainy i Polski. Podważanie pozycji Niemiec z powodu rurociągu, którego znaczenie jest wyolbrzymiane, nie ma strategicznego sensu”.
Kto jednak miał rację? Przyjaźnie nastawieni do Rosji niemieccy przywódcy, tacy jak były kanclerz Gerhard Schröder, który zasiadał w zarządzie Rosnieftu i aktywnie lobbował na rzecz Nord Stream, zostali upokorzeni, a ich kraje płacą za zbyt długie uzależnienie od rosyjskiego gazu. W przypadku Polski jest zupełnie inaczej – nie tylko okazało się, że jej przywódcy mieli rację, ale też kraj ten obecnie wyznacza dla Europy Środkowej drogę ku całkowitemu zerwaniu zależności gospodarczej od rosyjskiego gazu.
W krajach takich jak Austria, Węgry i Słowacja około 60 proc. dostaw gazu nadal pochodzi z Rosji. Tymczasem Polska niemal całkowicie z nich zrezygnowała, redukując zależność od rosyjskiego gazu do niemal 0 procent. Sposób, w jaki Polska to osiągnęła, jest lekcją, z której można wyciągnąć wiele wniosków. Terminal LNG w Świnoujściu, pływająca jednostka FSRU w Gdańsku i projekt Baltic Pipe przekształcają Polskę w hub gazowy dla importu LNG, zwłaszcza z USA. Transformacyjne inwestycje ostatnich kilku lat – w połączeniu z geograficznym statusem Polski jako kluczowego kraju tranzytowego, z gazociągami biegnącymi do sąsiednich krajów – oznaczają, że w niedługim czasie LNG raz na zawsze zastąpi rosyjski gaz.
Z działań Polski należy wyciągnąć jeszcze inny, a zarazem najważniejszy wniosek – europejska niezależność od rosyjskiej energii jest wyzwaniem dla politycznej siły woli, nie dla ograniczeń technicznych, limitów dostaw czy ezoterycznej geologii. Innymi słowy, wszystko sprowadza się do woli przywódców politycznych. Polski zwrot w kierunku suwerenności gazowej to zasługa kilku przywódców mających odwagę podejmować niepopularne, a nawet kontrowersyjne decyzje, które po pewnym czasie okazały się trafne.
Pomysł dywersyfikacji dostaw gazu do Polski w celu uniezależnienia się od rosyjskiego monopolisty został przedstawiony przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego ponad dekadę temu. Polski operator gazowy Gaz-System przez lata wdrażał tę strategię, realizując wizję zmarłego prezydenta. W 2016 roku oddano do użytku terminal LNG w Świnoujściu, który dziś nosi jego imię. Z kolei sześć lat później gaz z szelfu norweskiego popłynął do kraju dzięki gazociągowi Baltic Pipe. Oczywiście Gaz-System nie był osamotniony w urzeczywistnianiu wizji prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Inni liderzy, którzy pomimo krytyki mieli odwagę działać w pojedynkę na rzecz polskiej suwerenności energetycznej, to m.in. minister Piotr Naimski oraz kontynuujący projekt pełnomocnicy rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej – Mateusz Berger i obecnie Anna Łukaszewska-Trzeciakowska oraz prezes Gaz-Systemu Marcin Chludziński. Przeforsowali oni projekty LNG w celu zastąpienia rosyjskiego gazu w rekordowym czasie, udowadniając, że każdy kraj Europy Środkowo-Wschodniej może odejść od rosyjskiego gazu – nawet jeśli eksperci w to wątpili. Wytrwali w swoich zamiarach na przekór wszystkiemu.
W sztuce Roberta Bolta A Man for All Seasons (przekład polski: Oto jest głowa zdrajcy) pojawia się zdanie przypisywane Tomaszowi More’owi: „Charakter człowieka jest rzeczą tak kruchą i trudną do utrzymania jak woda zamknięta w dłoniach. Gdy raz rozłączysz palce – przepadnie na zawsze”. Przypominam sobie te słowa, gdy myślę o Polsce – o sile charakteru Waszego państwa, o sile charakteru Polaków. Wielu na świecie mogłoby się od Was nauczyć, co robić, by zachować i wzmocnić swój charakter. Widzę ten charakter w rozwoju Waszego kraju, w imponujących budynkach, w pięknie Warszawy powstałej z gruzów II wojny światowej.
Specjaliści do spraw energii mylą się w swoich prognozach znacznie częściej, niż przyznają. Cynizm tych „ekspertów” nie powinien zniechęcać odważnych przywódców do podejmowania niepopularnych decyzji i zachowania wierności swoim przekonaniom. Przykładem słusznego postępowania jest zwrot Polski w kierunku suwerenności energetycznej, zapoczątkowany przez prezydenta Kaczyńskiego. Choć wówczas analitycy energetyczni wyśmiewali Polskę, dziś chwalą ją za dalekowzroczność i przezorność.
Jeszcze dwa lata temu analitycy energetyczni, publicyści i dyrektorzy generalni z branży energetycznej przekonywali, że surowce energetyczne z Rosji są stabilnym źródłem dla światowej energetyki, a nawet że mają kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego Europy. Gdy Polska sprzeciwiała się tej wizji, ostrzegając światowych przywódców przed zależnością od rosyjskich paliw, powszechnie ją krytykowano. „Bądźmy rozsądni” – mówili. „Nord Stream 1 i Nord Stream 2 to wspaniałe przedsięwzięcia, które wcale nie zagrażają naszej niezależności”. Ale Polska i kraje bałtyckie miały do nich ograniczone zaufanie. Analitycy JP Morgan straszyli, że jeśli Europa zrezygnuje z rosyjskiej ropy, za baryłkę trzeba będzie płacić 400 dolarów. Tak się oczywiście nigdy nie stało, nawet w momentach, gdy ceny były bardzo wysokie.
W podobnym tonie wypowiadali się eksperci z Yale, Harvardu, Stanfordu, Sorbony, Oxfordu i Cambridge. W ich mniemaniu Putin był w stanie za pomocą zależności od swoich surowców rozgrywać globalne koalicje i prowadzić skuteczną politykę opartą na zasadzie „dziel i rządź”. Analitycy ci nie zwrócili jednak wcześniej uwagi na jeden drobny szczegół – gaz nie jest wymienny. Nie da się ot tak przesłać go gdzie indziej bez odpowiedniej infrastruktury. Gaz rurociągowy transportuje się rurami, a rosyjskie gazociągi przesyłające ten surowiec do Europy nie mają w zasadzie połączeń z gazociągami biegnącymi w kierunku Azji. Putin ma tylko jeden rurociąg przesyłający gaz do Azji, a jego możliwości transportowe stanowią ułamek wydolności europejskich gazociągów. Innymi słowy, jeśli Europa zrezygnuje z rosyjskich surowców, to pozbawi Rosję ważnego przychodu gospodarczego, bo ta – bez gazociągów czy ropociągów, które przecież nie powstają z dnia na dzień – nie będzie mogła przesyłać ich w innym kierunku. Ekspertem, który to zauważył, był Polak, Michał Wyrębkowski, analityk pracujący w moim zespole. Niedługo potem stało się jasne, że miał rację. Że rację miała Polska i że rację miały inne kraje regionu, od wieków znające rosyjski styl działania.
Wbrew opiniom ekspertów i ich przewidywaniom to Polska i kraje bałtyckie słusznie ostrzegały Europę i świat przed uzależnianiem się od rosyjskiej ropy i rosyjskiego gazu. Polska miała rację, podczas gdy eksperci się mylili. Dlatego Polska i jej odważni przywódcy są godnym naśladowania wzorem dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Nie ulegliście grupowemu myśleniu i medialnemu powtarzaniu w kółko tych samych opinii, tych samych koncepcji. Umieliście w porę dostosować się do zachodzących zmian i dostrzec sygnały ostrzegawcze. Na tym polega prawdziwe przywództwo.
Współpraca: Steven Tian
Felieton na drugą stronę
Robert Kostro, szef Muzeum Historii Polski, zgodził się podjąć historyków, filozofów, strategów z Francji, Ukrainy i Polski w trudnym dla muzeum czasie, na dwa tygodnie przed jego uroczystym otwarciem. A jednak poświęcił nam ponad godzinę, oprowadzając nas po doprawdy monumentalnym muzeum; muzeum wreszcie godnym nacji, która stanęła mocno na nogach.
Polecam Państwu wizytę w gmachu Muzeum Historii Polski. Nie będę niczego zdradzał. Trzeba jednak bardzo dużo złej woli, by zakwestionować wysiłek ekipy budującej to miejsce i płynące z niego przesłanie. A przesłanie to jest jasne, proste, mocne: Polska jest pięknym krajem z bogatą historią, z której to historii płynie wniosek, że Polacy kochali i kochają swój kraj, gotowi są oddawać za niego swoje życie, do czego niestety w co drugim lub w co trzecim pokoleniu w ostatnich stuleciach byli zmuszani. A mimo to barwy i honor tego narodu trwają. Polska i Polacy potrafią przejść przez największe zawirowania.
Jakże to inne od powszechnie serwowanej wizji i historii, i teraźniejszości, i możliwej przyszłości Polaków; historii, z którą przez ostatnie trzydzieści lat mieliśmy do czynienia. Inne od obrazu sprawnie serwowanego i w porannych programach radiowych, i w internecie, i w prasie oraz rzecz jasna w wieczornych pasmach programów informacyjnych i publicystycznych, których rola wydawała się sprowadzona z jednej strony do edukowania Polaków (wykonawcy często używają słowa „Polaczków”), z drugiej do utrzymywania ich w poczuciu niższości względem innych nacji, w ciągłym pochyleniu, w ciągłym zgięciu karku.
Na swój sposób było to działanie racjonalne. Jeśli Polacy („Polaczki”) mieli być przede wszystkim prostą siłą roboczą dla powstających w latach 90. montowni, ich zbytnie podnoszenie głowy, choćby w kwestiach socjalnych, finansowych, warunków pracy, ograniczałoby zyski przedsiębiorców, ograniczałoby rozwój firm i całej gospodarki (zaklęcie – swoisty bożek w latach 90., latach szczególnie ekstensywnej gospodarki liberalnej). Nie przez przypadek skompromitowano, rozbito i skołowano działające w Polsce związki zawodowe. Nie przez przypadek przekonywano, zarówno na użytek wewnętrzny, jak i zewnętrzny, że Polacy to naród złodziei. Mimo że głośne doświadczenia przeprowadzone w kilkudziesięciu krajach świata z pozostawionym w publicznym miejscu portfelem z niezłą kwotą, ale i z danymi pozwalającymi powiadomić właściciela zguby, wskazały, że Polacy są jedną z najuczciwszych nacji na kilkadziesiąt badanych, tuż za Szwajcarami i Finami. Gdy podaliśmy wyniki tych badań na portalu www.WszystkoCoNajwazniejsze.pl, jeden z komentujących w mediach społecznościowych spytał, dlaczego media wydawane w Polsce, wydawane dla Polaków, w języku polskim, acz najczęściej przez zagraniczny kapitał, nie przedstawiały tych wyników.
Polacy mieli i mają być dla wielu wciąż zaniedbani, słabi, byle jacy. Muszą potrzebować innych, opierać się na innych, bez których nic lub niewiele znaczą. Ot, przeciętniacy z polskiej niziny, z postpegeerowskich czworaków, z interioru z czasem przemianowanego na „wschodnią Polskę”, z zapomnianych miasteczek, do których już nic nie dojeżdża, w których już nic nie ma, bo po co. Muszą mieć pana, muszą czuć jego bicz. Ich cechą charakterystyczną jest też to, że wciąż jeszcze chodzą do kościoła (zwyczaj dawno zarzucony w krajach cywilizowanych), kultywują gusła, choćby ustawiają na ścieżkach rowerowych stacje drogi krzyżowej, przez co ludzie wykształceni, nowocześni, światowi (tacy też zamieszkują tę krainę) muszą schodzić z rowerów, omijać miejsca ich zgromadzeń. Bardzo często bywa, że od rana do nocy piją wódkę, chodzą brudni, biją kobiety albo wręcz przeciwnie – z szacunkiem całują je w ręce, co też nie jest przecież normalne w cywilizowanym świecie równych praw. Mieszanka upadłej szlachty, zdegenerowanego proletariatu, wszelkiego typu przechodzącej z generacji na generację patologii. Słowem: ludzie, którzy rozbijają termos z wodą i podają go człowiekowi, aby ten zaczął pluć krwią i umierać w potwornych męczarniach, w towarzystwie ich rubasznych, pokracznych, zdegenerowanych śmiechów.
Jeśli cokolwiek jeszcze mają, należy sprzedać, sprywatyzować, oddać innym, którzy wiedzą lepiej, co z tym zrobić. To dominująca myśl transformacyjnych guru, osławionych „brygad z Marriotta”, które pomagały na przełomie lat 80. i 90. zmienić upadający PRL w III RP. Zresztą, na kogo innego – my, kraj z wybijanymi co chwilę elitami – mieliśmy się zdać, jeśli nie na „brygady Marriotta”? Wraca do tego momentu naszej najnowszej historii w ciekawym tekście w tym numerze „Wszystko co Najważniejsze” prof. Ryszard Bugaj. Wybory podjęte wówczas skutkowały wytyczeniem kierunku zmian w gospodarce, polityce, życiu społecznym przez kolejne dziesięciolecia, choć zostały zakwestionowane w ostatnich latach.
Warto nakręcić film o polskich latach 90., czekam wciąż na dobrą książkę o tamtym czasie. O latach, w których każdego, kto zadawał pytania (choćby o prywatyzację, czyli sprzedaż zagranicznemu kapitałowi na przykład polskich cukrowni), od razu uznawano za osobę chorą psychicznie. O latach, które zdefiniowały polskość jako nienormalność, jako coś brudnego, wstydliwego, z czym nie należy się identyfikować w dobrym towarzystwie, choćby w pozaeuropejskim, wielogwiazdkowym Club Med.
Czekam więc na dobrą książkę o tamtych latach, wierząc, że człowiek, który mógłby ją popełnić, może to jeszcze zrobić, chociaż jego życie zbliża się do kresu. Człowiek potrafiący świetnie operować piórem, mający w swoim domu w Konstancinie mur z autografem Kisiela, przeniesiony z poprzedniego swego mieszkania. Człowiek, bez którego okres transformacji mógłby skręcić w zupełnie inną stronę. Bez jego i jego kolegów. Chodząca historia Polski ostatnich dekad. Od razu zapewnię – nasze wydawnictwo chętnie wydałoby tę książkę. Pod jednym wszakże warunkiem: musi być do bólu prawdziwa. Do bólu, niestety.
Zagraniczni goście, których przedpremierowo (a nawet „przedprezydencko”) oprowadzał po gmachu Muzeum Historii Polski Robert Kostro ze swoją ekipą (raz jeszcze dziękujemy, goście byli naprawdę poruszeni), to najwybitniejsi historycy z Francji, Ukrainy, Polski, którzy gościli na organizowanej przez nas debacie „Tocqueville w Warszawie”. Rozmawialiśmy o tym, że bez rozliczenia wcześniejszych ekspedycji karnych Niemców i Rosjan na narody Europy Centralnej trudno będzie zapewnić, że w tym regionie pokój zapanuje na dłuższy czas. Muzeum Historii Polski, z widokiem na wschodnie rubieże, było najlepszym miejscem do zrozumienia tych słów. Po obejrzeniu wystawy warto bowiem wejść na dach muzeum (o ile będzie to finalnie miejsce udostępnione dla zwiedzających) i spojrzeć na Wisłę i obszar, z którego tyle już razy nadchodziła imperialna Rosja. „Zbudowaliście prawdziwą twierdzę, prawdziwą fortecę. Macie fortecę do obrony przed kłamstwami Putina i do utrudnienia Rosjanom manipulowania historią regionu, twardo stoicie na gruncie własnej historii, wynikającej z niej własnej wartości” – zauważył prof. Konstantyn Sigow, jeden z najwybitniejszych ukraińskich filozofów, szef zasłużonego wydawnictwa Duch i Litera.
Nie wiem, jaka będzie przyszłość Polski. Nie wiem, czy przetrwamy jako naród z własną walutą, z własną polityką edukacyjną, czerpiący radość i moc z własnej historii, jednocześnie szanujący inne narody i chcący z nimi współpracować w dużych transnarodowych projektach – czy to ekonomicznych, czy militarnych. Nie wiem, czy wykorzystamy ważny moment w dziejach, by kontynuować skok ekonomiczny, którego przecież zazdroszczą nam inni, czego doświadczam w kolejnych odwiedzanych stolicach. Nie wiem, czy znajdziemy czas na zatrzymanie się i zastanowienie, jakie są najważniejsze kwestie, którym powinniśmy podporządkować to, co wszyscy robimy dla Polski budowanej nie na jedną kadencję, nie w ramach takiego czy innego układu politycznego, lecz dla kolejnych pokoleń. Nie wiem, czy będziemy wolni w naszych wyborach.
Żegnając się z nami w upalnym dniu, Robert Kostro przyniósł wszystkim wodę w jednorazowych kubkach. Wtedy któryś z polskich historyków spytał, dlaczego Muzeum Historii Polski powstawało tak wiele lat (właściwie, dobrze licząc, ponad dwadzieścia lat). Było przecież potrzebne wcześniej. Niby tak, niby nie. W latach 2006–2015 prace wstrzymano. Zastanawiano się wówczas, czy Muzeum Historii Polski jest potrzebne, czy nie lepiej by było, aby w tym miejscu powstało muzeum sztuk pięknych. Budowanie poczucia godności, siły wynikającej z polskiej historii, nie mieściło się wówczas w priorytetach.
Polacy się wyprostowali. Jestem ciekawy, co będzie dalej.
Panująca atmosfera życia publicznego tłumi kluczowy atrybut szybko rozwijającego się społeczeństwa – powszechną wiarę w znaczenie wzajemnego zaufania jako warunku wspólnych sukcesów
Redaktor naczelny „Wszystko co Najważniejsze”. Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Kawaler Orderu Orła Białego
Złożoność wielu aspektów funkcjonowania współczesnego świata wymaga stałej, głębokiej refleksji dotyczącej naszej obecnej sytuacji i perspektyw kontynuacji stabilnego, trwałego rozwoju. Zadajmy więc pytanie, czy Polska dzisiaj, taka, jaka ona jest, z wieloma sukcesami ostatnich trzech dziesięcioleci i ciągłe istniejącymi pewnymi słabościami, jest dobrym zwiastunem naszej pomyślnej przyszłości.
Zacznijmy od polityki zagranicznej. Niezbędna jest nam głęboko przemyślana i skutecznie realizowana polityka, strategicznie ukierunkowana i prowadzona na bazie decyzyjnej autonomii państwa, ale z aktywnym udziałem w działaniach ponadnarodowych organizacji ważnych dla naszego bezpieczeństwa i rozwoju. Niezwykle istotne jest więc wykorzystywanie naszego znaczącego potencjału wpływu na politykę Unii Europejskiej oraz naszej roli jako państwa kluczowego dla strategii NATO na wschodnich obrzeżach Sojuszu. Mimo imponującego w ostatnich dekadach wzrostu naszej gospodarki niełatwo być dzisiaj w pełni usatysfakcjonowanym w tej pierwszej sprawie. Nie potrafimy niestety znaleźć wsparcia organów Unii dla wielu aspektów naszej wewnętrznej polityki – wobec dylematów unijnej polityki dotyczących zakresu suwerenności państw członkowskich, zadania skądinąd bardzo trudnego, ale perspektywicznie niezbędnego.
Mimo niezwykle skomplikowanej dzisiaj sytuacji wewnątrz Unii i deklarowanej potrzebie daleko idących zmian w jej działaniu nasze starania o silną w niej pozycję nie powinny więc być zaniedbywane. Pomocne w tym byłoby aktywne zawieranie z różnymi państwami członkowskimi sojuszy niekoniecznie dotyczących całości polityki, ale choćby wielu ważnych dla nas spraw szczegółowych. Szkoda, że praktycznie nie funkcjonuje już tzw. Trójkąt Weimarski, trudno być także zadowolonym z sytuacji w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Dobrze więc, że szybko i skutecznie rozwija się idea Trójmorza, grupująca już 13 unijnych państw mających wiele wspólnych prorozwojowych interesów.
Poszerzanie współpracy gospodarczej z wiarygodnymi partnerami unijnymi w ramach idei regionalizacji gospodarki, zastępującej w istotnej części spraw obarczone niepewnościami kontakty globalne, jest dzisiaj niezwykle ważne. Dobre perspektywy takiej współpracy tworzymy poprzez nasze wiarygodne działania w ramach NATO, takie jak wysoki odsetek PKB przeznaczony u nas na obronność czy pomoc dla Ukrainy. Przysparza nam to wiele uzasadnionych pochwał i skutecznie buduje nasz międzynarodowy pozytywny wizerunek – starajmy się, aby także UE miała udział w jego tworzeniu.
Pozytywnym elementem wizerunku kraju powinno być także demonstrowanie wiary – odwołującej się zarówno do empatii, jak i dobrze rozumianego własnego interesu – w niezbędność niesienia szerokiej pomocy wielu nękanym biedą społeczeństwom krajów tzw. Globalnego Południa. Wobec istniejących w niektórych regionach świata poważnych zagrożeń klimatycznych i ekologicznych, nierównomiernego na świecie wzrostu liczby ludności, masowych migracji i konfliktów międzykulturowych oraz powszechnej dostępności wszelkich informacji, w tym także informacji ujawniających głębokie społeczne nierówności, działania na rzecz wspólnotowego myślenia i solidarności przy podejmowaniu decyzji stają się niezwykle ważne dla naszej przyszłości. Świadoma i kontrolowana pomoc zmniejsza globalne nierówności i wpływa pozytywnie na realia społeczno-polityczne w rozwijających się krajach oraz przynosi wiele korzyści wszystkim na świecie – pomoc tym społeczeństwom, realizowana oczywiście najlepiej w miejscach ich pobytu. Działania na rzecz niwelowania cywilizacyjnego upośledzenia wielu społeczności na świecie jest najlepszym czy może wręcz jedynym gwarantem trwałej globalnej stabilności politycznej. Jednak nie chroni to nas przed stawianiem pytania o ponoszone przy tym koszty i ich rozkład na pomagające państwa. Niezbędnym warunkiem skutecznego pokonywania tych naturalnych niejako problemów jest bez wątpienia międzyludzka solidarność, traktowana w tym kontekście jako pomoc państw bogatych dla społeczeństw biednych.
W sprawach krajowych powinniśmy potwierdzić znaczenie deklarowanej, głęboko przemyślanej i w znacznej mierze już realizowanej dbałości o bezpieczeństwo – militarne, energetyczne, zdrowotne, społeczne czy nowych technologii cyfrowych. Wyzwaniami są także niebudzące nadziei na szybkie rozwiązanie polityczne problemy za naszą wschodnią granicą, łagodzenie dylematów związanych z polityką klimatyczną czy stawienie czoła nasilającym się procesom migracyjnym. Aby odnosić rzeczywiste sukcesy w zakresie trwałego, stabilnego rozwoju społeczno-gospodarczego, niezbędne są nieprzeregulowane prawo, odpowiednie zarządzanie dobrem publicznym czy stale rozbudowywana, nowoczesna infrastruktura.
Strategia rozwoju kraju powinna kłaść coraz mocniejszy nacisk na swój ponadsektorowy, antycypacyjny charakter, pomyślnie realizowane przedsięwzięcia i generowanie efektów synergicznych. Przykładem potrzeby takiego współdziałania może być zdrowie publiczne, wymagające współdziałania klasycznej medycyny z osiągnięciami biologii, inżynierii biomedycznej i z szeroką edukacją prozdrowotną. Innym przykładem potrzeby ponadsektorowego współdziałania może być innowacyjność, wymagająca zgodnej polityki naukowej, gospodarczej i finansowej. Ze względu na olbrzymi potencjał gospodarczy z jednej strony, a zagrożenia etyczne z drugiej – jeszcze innym przykładem szerokiego współdziałania wielu obszarów gospodarki są procesy tworzenia i wdrażania nowych technologii cyfrowych, a sztucznej inteligencji w szczególności.
Kluczową inwestycją prorozwojową, niezbędną w budowie kapitału ludzkiego i społecznego, jest odwołująca się do współczesnych wyzwań edukacja na wszystkich poziomach, potrafiąca przekazywać aktualną wiedzę o świecie i jego problemach oraz pobudzać kreatywność, umiejętność współpracy i międzyludzkie zaufanie. Bardzo niekorzystne w tym kontekście jest to, że nasz obecny system edukacji daleki jest od uzyskania szerokiego społecznego poparcia, co podważa jego stabilność i efektywność. W dzisiejszym szybko zmieniającym się i skomplikowanym świecie powszechna wiara w skuteczność funkcjonowania systemu oświaty jawi się jako jedno z kluczowych dla naszej przyszłości wyzwań.
Niezbywalnym elementem nowoczesnego państwa jest także przemyślane wsparcie dla podstawowych i stosowanych badań naukowych.