Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Wszystko co Najważniejsze” – jedyny na polskim rynku wydawniczym miesięcznik bez tekstów dziennikarskich. W każdym numerze Czytelnicy znajdą ważne, kierunkowe teksty liderów opinii: intelektualistów, filozofów, historyków, strategów, polityków. Ukazujące się od 2013 r. pismo cechuje otwartość na nowe trendy, idee, tematy i autorów z różnych rejonów sceny politycznej. „Wszystko co Najważniejsze” jest pieczołowicie redagowane przez zespół, któremu przewodniczy prof. Michał KLEIBER. Teksty są ilustrowane portretami Autorów tworzonymi przez Fabiena CLAIREFONDA z „Le Figaro”. Redakcja przykłada wielką wagę do szacunku dla Czytelników, zachowując styl pism opinii z dawnych, najlepszych lat prasy drukowanej.
WcN 60 – spis treści
Prof. Michał KLEIBER, Édito (nr 60)
Eryk MISTEWICZ, Warunek zakończenia wojny
Bogusław SONIK, Kiedy opadł bitewny kurz
Prof. Michał KLEIBER, Świat na zakręcie
Prof. Ryszard SZARFENBERG, Pierwszy rok rządów to rok spełniania obietnic
Prof. Chantal DELSOL, Czy Zachód ma wciąż ochotę zmieniać świat?
Jan ŚLIWA, Mowa nienawiści
Jan ROKITA, Czy znów mamy się kryć z naszymi przekonaniami?
Prof. Jacek HOŁÓWKA, Wolność słowa i tęsknota za cenzurą
Siergiej CZERNYSZOW, Naród rosyjski niczego nie miał, niczego więc dziś nie traci
Olha KARI, Rozświetlanie ciemności
Prof. Dmytro SZEWCZUK, Polsko-ukraińska solidarność jako przyjaźń polityczna
Karol NAWROCKI, Polska silna swoją historią i tożsamością
Elizabeth SPALDING, Komunistom udało się pomieszać nam pojęcia
Marek DIETL, Inwestowanie w wiedzę to największy zysk
John KERRY, Przyszłość świata pod znakiem fuzji jądrowej
Bjørn LOMBORG, Prof. Jordan B. PETERSON, Co z Celami Zrównoważonego Rozwoju?
Prof. Jacek KORONACKI, Licencja na zabijanie
Arkadiusz JEŁOWICKI, Polska potrzebuje dziś wielu Oskarów Kolbergów
Josie DIXON, Feliks Janiewicz odkryty na nowo
Nicolas QUÉNEL, Francja była zawsze na pierwszej linii budowania wpływu przez Rosję
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 161
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Prof. Michał KLEIBER
Édito (nr 60)
Eryk MISTEWICZ
Warunek zakończenia wojny
Bogusław SONIK
Kiedy opadł bitewny kurz
Prof. Michał KLEIBER
Świat na zakręcie
Prof. Ryszard SZARFENBERG
Pierwszy rok rządów to rok spełniania obietnic
Prof. Chantal DELSOL
Czy Zachód ma wciąż ochotę zmieniać świat?
Jan ŚLIWA
Mowa nienawiści
Jan ROKITA
Czy znów mamy się kryć z naszymi przekonaniami?
Prof. Jacek HOŁÓWKA
Wolność słowa i tęsknota za cenzurą
Siergiej CZERNYSZOW
Naród rosyjski niczego nie miał, niczego więc dziś nie traci
Olha KARI
Rozświetlanie ciemności
Prof. Dmytro SZEWCZUK
Polsko-ukraińska solidarność jako przyjaźń polityczna
Karol NAWROCKI
Polska silna swoją historią i tożsamością
Elizabeth SPALDING
Komunistom udało się pomieszać nam pojęcia
Marek DIETL
Inwestowanie w wiedzę to największy zysk
John KERRY
Przyszłość świata pod znakiem fuzji jądrowej
Bjørn LOMBORG, Prof. Jordan B. PETERSON
Co z Celami Zrównoważonego Rozwoju?
Prof. Jacek KORONACKI
Licencja na zabijanie
Arkadiusz JEŁOWICKI
Polska potrzebuje dziś wielu Oskarów Kolbergów
Josie DIXON
Feliks Janiewicz odkryty na nowo
Nicolas QUÉNEL
Francja była zawsze na pierwszej linii budowania wpływu przez Rosję
Stopka redakcyjna
Wchodząc w nowy rok 2024, znaczną część tego numeru „Wszystko co Najważniejsze” poświęcamy refleksjom na temat przyszłości. Piszemy o trwającej wojnie w Ukrainie i uczciwych warunkach jej zakończenia, globalnych i lokalnych kwestiach bezpieczeństwa, gospodarki, zmian klimatycznych, zdrowia publicznego, migracji, kształtu zmieniającej się Unii Europejskiej czy wdrażania nowych technologii.
Szczególną uwagę zwracamy oczywiście na sprawy dotyczące sytuacji w naszym kraju, związane z zakresem i konsekwencjami zmian wprowadzanych przez nowy rząd koalicyjny. Dużo miejsca poświęcamy wolności słowa, a także narastającym problemom judeochrześcijańskiego świata Zachodu m.in. w kontekście poglądów młodego pokolenia niedoceniającego roli wielowiekowych tradycji kulturowych.
Sugerujemy też zmianę sposobu realizacji Celów Zrównoważonego Rozwoju i akcentujemy znaczenie czystej energii pozyskiwanej z fuzji jądrowej. Piszemy o Rosji i trudno dla nas zrozumiałych powodach wciąż dużego poparcia społeczeństwa tego kraju dla zbrodniczej polityki jego władz oraz o tym, jak władze te wykorzystują inne państwa do szerzenia prorosyjskiej propagandy. Niezwykle aktualnym tematem jest również analizowany w magazynie problem stosunków polsko-ukraińskich.
Życzymy wszystkim naszym Czytelnikom bardzo udanego nowego roku, a także ciekawej lektury tego i następnych numerów pisma „Wszystko co Najważniejsze”.
Jeśli ta wojna ma się uczciwie zakończyć, okręg królewiecki, enklawa militarna Rosji w centrum Unii Europejskiej, musi być zlikwidowany
Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydającego „Wszystko co Najważniejsze”. Autor m.in. „Anatomii władzy”, „Marketingu narracyjnego”. Laureat Polskiego Pulitzera
Okręg królewiecki to enklawa Rosji nad Morzem Bałtyckim – granicząca z Polską i Litwą. Co ciekawe, nigdy nie było tu Rosji. Przez stulecia były to ziemie wielkiego państwa polsko-litewskiego, rozpościerającego się w najlepszych swoich latach na terytoriach dzisiejszej Polski, Litwy, Łotwy, Białorusi i Ukrainy. Były to też tereny niemieckich Prus, ale nigdy Rosji.
Dziś okręg królewiecki stanowi najbardziej zapalny punkt Europy. Ledwie 15 tys. km kw. nafaszerowane jest rosyjską bronią. Do 1991 r. wjazd obywateli innych państw do tej rosyjskiej enklawy był zakazany, dziś dostęp ten jest utrudniony. Jedną trzecią okręgu stanowią zamknięte tereny wojskowe. Bałtijsk to największa baza floty rosyjskiej operującej stąd na Morzu Bałtyckim, Morzu Północnym i dalej. Czynne są lotniska wojenne Czerniachowsk, Chrabrowo, Donskoje i Czkałowsk, w stanie „uśpienia” są lotniska Bałtijsk-Kosa, Niwienskoje i Dunajewka. Z Królewca mogą być prowadzone operacje zarówno morskie, jak i powietrzne, także z użyciem broni nuklearnej, na obszarze całej Europy, choć oczywiście najbardziej narażone są na wyprowadzony stąd szybki zmasowany atak kraje wschodniej flanki NATO.
Korytarz suwalski, czyli niewielka przestrzeń oddzielająca okręg królewiecki od Białorusi, zwasalizowanej przez Rosję, gdzie przebiega granica między Polską a Litwą, stanowi dziś najgorętszy punkt militarny Europy. Z uwagi na Królewiec właśnie. Poza rosyjskimi bazami wojskowymi nie ma w Królewcu żadnego istotnego cywilnego przemysłu. Jedynie wojsko, armia, naga agresywna siła z rakietami, samolotami i łodziami wszelkiego typu gotowymi do ataku na Europę.
Czy po tej wojnie ma tak zostać? Czy nadal okręg królewiecki ma być militarnym szantażem wycelowanym w bezpieczeństwo Europy? Czy Rosja ma wyjść z tej wojny bez większych strat, zarówno reputacyjnych, ekonomicznych, jak i terytorialnych? Jakie jest uzasadnienie pozostawienia Królewca inkorporowanego do Federacji Rosyjskiej?
Po II wojnie światowej teren ten początkowo został przyznany Polsce, która niegdyś władała nim przez stulecia. Jednak wówczas, po II wojnie światowej, Polskę zajęli Sowieci. Mimo że Polacy walczyli bohatersko u boku aliantów, w wyniku decyzji podjętych w Teheranie i Jałcie Polska na długie dziesięciolecia znalazła się w sowieckiej strefie wpływów, podobnie jak duża część Europy Centralnej i Wschodniej. Okręg kaliningradzki stał się po prostu częścią ZSRS, magazynem wojskowym Sowietów.
Wojna na Ukrainie rozpętana przez Rosję może zakończyć się wyłącznie w sposób uczciwy: zrekompensowaniem szkód, rozliczeniem sprawców zbrodni, wycofaniem wojsk z zajętych terenów. To podstawa wyrażona w 10-punktowym planie pokojowym Zełenskiego. W Europie Centralnej dobrze wiemy, że jeśli agresor nie zostanie ukarany, a zbrodnie nie będą rozliczone, sytuacja powtórzy się z całą intensywnością za kilka lat, w kolejnej ekspansji imperialnej agresji. Od ponad trzystu lat doświadcza tego prawie każde pokolenie Polaków, Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Czechów, Słowaków, Rumunów, Bułgarów – podczas gdy reszta Europy tego nie rozumie. Doświadczamy agresji w najbardziej krwawym wydaniu. Mamy dalej to ułatwiać?
Królewiec jest papierkiem lakmusowym podejścia świata do Rosji, pojęcia jej imperialnego charakteru, który ustanowił już car Piotr I, uznając, że Rosja będzie imperium tylko wtedy, kiedy swoje zachodnie granice oprze na wybrzeżach Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego. Nie wyobrażam sobie, aby okręg królewiecki nadal był terytorium należącym do Federacji Rosyjskiej.
Wariant pierwszy to zdemilitaryzowana strefa nadzorowana przez siły międzynarodowe – jako punkt dopisany do warunków rozmów pokojowych, do których wcześniej czy później dojdzie, a odebranie Rosji jej „centralnego magazynu wojskowego”, wymierzonego w Europę, powinno być wpisane jako oczywisty element pakietu gwarancji powojennego ładu.
Wariant drugi to przekształcenie okręgu królewieckiego w republikę zarządzaną przez Unię Europejską. To także byłoby wynikiem ustaleń pokojowych w momencie zakończenia wojny. Zarządzanie tą republiką przez UE wiązałoby się oczywiście ze zniszczeniem (a de facto wycofaniem w głąb Rosji) królewieckiego potencjału wojskowego, szczególnie nuklearnego.
Wariant trzeci to podział okręgu królewieckiego pomiędzy graniczące z nim państwa, Litwę i Polskę, co jednak wydaje się mało prawdopodobne. Ani Litwa, ani Polska nie chcą obarczać się związanymi z tym problemami (także ekologicznymi). Przypomnę, że już dziś w Polsce przebywa, dysponując olbrzymim wsparciem państwa polskiego, ponad 2,5 mln Ukraińców uciekających przed wojną.
Najgorsze byłoby pozostawienie królewieckiej enklawy rosyjskiej w Europie po wojnie, jakby nic się nie stało. Dziś temat ten powinien być przedmiotem dyskusji, analiz, powinien być wprowadzony do agendy rozmów pokojowych. Rosja nie może wyjść z tej wojny z utrzymaniem swojej imperialnej bramy do Europy i magazynu broni wszelakiej – Królewca. Zachód musi być z kolei świadomy śmiertelnego zagrożenia w samym centrum Europy.
Kraje Europy Centralnej nauczone zostały swoją dramatyczną historią ostatnich 300 lat, że zbrodnie nierozliczone, agresja nieukarana, uznanie przez wielkie mocarstwa, że nic się nie stało, że pokój tu i teraz jest ważniejszy od wprowadzenia konsekwencji wobec agresora – to zaproszenie do kolejnych ekspansji. Nieukarane imperium zawsze się rozzuchwala.
Tekst pierwotnie ukazał się w dzienniku „Le Figaro”. Tłumaczenie z jęz. francuskiego.
Powyborcza euforia sprzyja radykalnym zwolennikom rewanżu i odwetu. Jednak kontynuacja wymiany ciosów w stylu „złodzieje”, „zdrajcy” prowadzi donikąd. Jest z gruntu antyrozwojowa
Polityk przez lata związany z Platformą Obywatelską. Poseł do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji oraz do Sejmu VIII i IX kadencji
Zmagania toczyły się osiem lat, a ciosy stawały się coraz bardziej bezwzględne. W walkach brali udział harcownicy oraz wielkie armie z artylerią, piechotą, nalotami dywanowymi, ale też z intendenturą i najemnikami. Strona opozycyjna konsekwentnie budowała opowieść o złych ludziach, którzy najechali i podbili Rzeczpospolitą.
Polska polityka okazała się wyjątkowo mało odporna na postmodernistyczne trendy. Operuje afektywnym językiem przesady, abstrahując od rzeczywistej sytuacji kraju, który dokonał gigantycznego skoku cywilizacyjnego. W 2015 r. słyszeliśmy, że Polska jest w ruinie, co w nieco innych słowach powtarzano w 2023 r., rysując obraz kraju dewastowanego przez Hunów.
Obóz Zjednoczonej Prawicy prezentował Polakom wizję szybkiego dorównania znaczeniem potęgom Europy Zachodniej. W pogoni za marzeniem stawiał na skuteczność działań, lekceważąc procedury. Jeśli konkret się sypał (jak w projekcie „Mieszkanie Plus”), tym gorzej dla konkretu – i pędzimy dalej. Po nowe wyzwania. Słynnemu „nie da się”, inaczej nazywanemu imposybilizmem, przeciwstawiono zasadę woli politycznej. To kategoria, której lepiej nie lekceważyć ani nie mylić z administracją polityczną. Rządzącym przyświecała idea silnego państwa, silnego aparatu państwowego, który miałby zadbać o sprawne funkcjonowanie we wszystkich dziedzinach, czemu prawne oraz instytucjonalne przeszkody i reguły miały ulec i się podporządkować. W pewnej mierze przypominało to francuski model państwa jako scentralizowanego organizmu z potężnymi spółkami skarbu państwa i kontrolowaniem całego spectrum. Model ten tylko trochę wzruszył François Mitterrand, lecz pozostałości gaullistowskiej wizji tkwią głęboko zakorzenione nad Sekwaną. „Chwała będzie należeć tylko do tych, którzy o niej zawsze marzyli” – mawiał generał de Gaulle, a kiedy przekonywano go, że jakieś przedsięwzięcia są nie do zrealizowania, odpowiadał, że „intendentura ma nadążać” (za jego planami). Sądzę, że podobne cechy można odnaleźć w przywódcy obozu rządzącego Polską przez ostatnie osiem lat.
Uderza też zbieżność spojrzenia na kwestie kształtu polityki europejskiej. De Gaulle pytany o przyszłość EWG (Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej) ostro zdystansował się do „różnych koncepcji federacji europejskiej, w której kraje stracą narodową tożsamość na rzecz zwolenników federacji. Federacja europejska będzie zarządzana przez areopag technokratów i nieodpowiedzialnych bezpaństwowców”.
Chociaż od czasów de Gaulle’a minęła cała epoka i świat ogromnie się zmienił, to spór o przyszły kształt Unii Europejskiej w dalszym ciągu ożywia debatę.
I będzie to, a nawet już jest jednym z pierwszych wyzwań dla nowego rządu, który będzie musiał zająć stanowisko i przedstawić odpowiedź na pytanie, jak postrzega funkcjonowanie UE w sytuacji rysujących się kryzysów: wojny, destabilizacji Bliskiego Wschodu, naporu imigracyjnego, deficytu bezpiecznej energii, globalizacji, ofensywy sztucznej inteligencji i problemów demograficznych. Jak pozyskać wsparcie dla projektu europejskiego, budować do niego zaufanie w obliczu narastającej w wielu państwach niechęci? We Francji na pół roku przed wyborami europejskimi sondaże wskazują na zdecydowaną wygraną Frontu Narodowego – partii mocno sceptycznej wobec dalszego centralizowania Unii. W Niemczech opowiadające się za federalizacją Unii partie rządzące (FDP i Zieloni) biją rekordy niepopularności i braku zaufania. Oczywiście można deklarować dziecięcy optymizm, lecz w końcu trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy zmiany traktatowe ocalą wspólną Europę, czy może raczej doprowadzą do fatalnego kryzysu w wyjątkowo trudnym dzisiaj otoczeniu międzynarodowym i ekonomicznym.
Punktem zwrotnym była pandemia. Okazało się, że Europa jest niemal bezbronna i kompletnie uzależniona od dostaw z Azji – leków, respiratorów, a nawet maseczek. Nawet państwa początkowo niechętne wprowadzaniu lockdownu koniec końców uciekały się do tej metody ograniczania rozprzestrzeniania się wirusa. To oczywiście skutkowało groźbą katastrofy gospodarczej. W Brukseli doskonale pamiętano lekcję poprzedniego kryzysu, kiedy instytucje europejskie zareagowały zbyt późno na globalne załamanie w roku 2008 i strefa euro w latach 2011–2012 chwiała się w posadach. Tym razem było inaczej – zawieszeniu paktu stabilizacyjnego towarzyszyły interwencje Europejskiego Banku Centralnego, których celem było zamortyzowanie szoku i ograniczenie zastoju ekonomicznego na naszym kontynencie. Szybko przystąpiono do opracowania planu działań zarówno ekonomicznych, jak i politycznych. Po przełamaniu oporów niektórych państw (głównie Niemiec) uzgodniono historyczną dla UE decyzję o zaciągnięciu wspólnotowego długu na stworzenie instrumentu odbudowy gospodarek po pandemii. Zapewne nie byłoby to możliwe, gdyby nad przywódcami nie zawisł miecz Damoklesa. Bo takim właśnie straszakiem był wzrost nastrojów antyeuropejskich i populistycznych wywołanych między innymi postępującym marazmem ekonomicznym.
Po zmianie politycznej nowy rząd może liczyć na przychylny dla siebie klimat w Brukseli. Przynajmniej przez pewien czas. Bo nie ulega wątpliwości, że po interwencjach strażaków gaszących pożary Unia Europejska potrzebuje architektów i budowniczych. Polska winna być w tej przestrzeni obecna, w żadnym razie bierna. Zwłaszcza że nasz potencjał gospodarczy i polityczny, w porównaniu z sytuacją sprzed dekady, i innych państw Unii znacznie wzrósł. Nie możemy czekać, tylko się przyglądając, w którą stronę popłynie główny nurt decyzji i wydarzeń. Chodzi o nasze interesy i reputację.
Wyzwaniem jest konieczność uspokojenia wewnętrznej atmosfery polityczno-społecznej. Tymczasem powyborcza euforia sprzyja radykalnym zwolennikom rewanżu i odwetu. Kłopot w tym, że kontynuacja wymiany ciosów w stylu „złodzieje”, „zdrajcy” prowadzi donikąd. Prestidigitatorzy komunikacji mogą wyliczać polityczne tego korzyści, ale nie będą mieli racji – gorący konflikt tego typu jest z gruntu antyrozwojowy.
Poprzednia ekipa rządząca napotkała na swej drodze potężne przeciwności w postaci pandemii i wojny na Ukrainie, jednak początek rządów miała relatywnie spokojny. Dzisiaj jest inaczej. Zewnętrzne zagrożenia widzimy gołym okiem, a przy spojrzeniu bardziej uważnym zdają się tylko rosnąć, a nie łagodnieć. Rząd, który chce temu sprostać, potrzebuje minimum spokoju politycznego wewnątrz kraju. Tego nie da się uzyskać homiliami i wezwaniami w stylu „kochajmy się!”. Działania przestępcze niech trafią w ręce wymiaru sprawiedliwości w sposób, który zapewni Temidzie opaska na oczach. A sam wymiar sprawiedliwości, czyli jego naprawę, jak radzi prof. Andrzej Zoll, należy negocjować z prezydentem. IPN zostawić, doceniając trybut, jaki składa ofiarom dekad prześladowań. Zostawić nie znaczy zamrozić; każda instytucja musi nieustannie ewoluować, żeby nie skostnieć i nie ulec atrofii.
Pozbyć się niechęci wobec CPK. Nie znamy szczegółów zaawansowania prac, ale idea skomunikowanego z całą Polską supernowoczesnego lotniska, położonego na terenach tzw. „głębi strategicznej”, jawi się jako sensowna. Z pewnością ma pierwszorzędne znaczenie strategiczne. To dlatego w II RP mimo finansowej mizerii kraju i mimo że obok leżał Gdańsk, podjęto wysiłek budowy portu w Gdyni. Towarzyszący CPK i niesłusznie zarzucony projekt stworzenia kolei wielkich prędkości jawi się jako sprawa dla Polski witalna. O telewizji publicznej mówi się od zawsze, że powinna przypominać BBC. Nie wiem, czy to możliwe i czy rzeczywiście potrzebne. Wystarczy, żeby nie stała się wojennym łupem. I żeby różniła się od swych komercyjnych konkurentów. Zapominamy, że telewizja publiczna to nie tylko programy informacyjne, ale przede wszystkim szeroka oferta „dla wszystkich”, z kanałami takimi jak TVP Kultura, TVP Historia, TVP ABC, TVP Dokument czy TVP Nauka. „Misja” nie musi być pustym słowem.
Możemy zapomnieć o wewnętrznym pokoju społecznym, jeśli nie zostanie uspokojona retoryka antykościelna. Choć postępująca laicyzacja jest faktem, to tylko nikły margines Polaków zachwyca się hasłem „opiłowywania katolików”. W Polsce radykalizm nie cieszy się uznaniem, a wyprzedzające ewolucję postaw indywidualnych działania „pedagogiczno-odwetowe” wcześniej czy później będą interpretowane jako inżynieria społeczna i spowodują kolejne wychylenia wahadła. Mieliśmy w niedalekiej przeszłości tego krzyczący przykład. Gorące wojny kulturowe z udziałem państwa zawsze niosą problemy. A w sytuacji międzynarodowego napięcia będą skrajnym błędem wzniecania złych emocji „na tyłach”.
Zjednoczona Prawica, dziś w opozycji, też musi przemyśleć sposób uprawiania polityki, retorykę i formuły odpowiedzi na nowoczesność. Co z tego, że w dziedzinie cyfryzacji ułatwiającej życie obywatelom staliśmy się jednym z liderów Europy, kiedy partia kojarzy się z zacofaniem. Że to niesprawiedliwe? A od kiedy opinie polityczne są ciastkiem przyznawanym w nagrodę? Nie sam wynik wyborów, tylko brak zdolności koalicyjnych doprowadził tę formację do porażki. Warto raz jeszcze przypomnieć tu (krótką) historię Trzeciej Drogi. Odżegnani od czci i wiary za postawę „łamistrajka” wobec forsowanej z przytupem koncepcji jednej listy opozycji, nie ulegli presji. Oczywiście mieli rację, co wyborcy potwierdzili. Tych, którzy głosowali na Trzecią Drogę, łączyło w zasadzie jedno – opowiedzieli się za państwem rządzonym w sposób spokojny i transparentny. Jeśli formacja ta wyróżni się merytorycznym językiem debaty publicznej, jeśli zaprezentuje projekty realnie poprawiające jakość życia obywateli, może spodziewać się dalszego wzrostu poparcia. Zimny prysznic, jakim była fatalnie przygotowana ustawa wiatrakowa, powinna Trzecią Drogę wiele nauczyć. Nie ma dziś w Polsce przestrzeni dla amatorszczyzny i dezynwoltury, choćby nie wiem jak dobre intencje za nimi stały.
Doprawdy, nie odważyłbym się dowodzić, że wszystko zaczyna się dziś od nowa, a co było przed nami, było klęską i oszustwem. Odkąd mamy niepodległą Polskę, wszystkie rządy jakoś przyczyniły się do rozwoju, a kiedy rozmijały się z aspiracjami i oczekiwaniami społecznymi, były bez najmniejszego wahania zmiatane przez wyborców. Mężów opatrznościowych mieliśmy już wielu, ale przemijali jak śnieg na przedwiośniu. O sukcesie lub klęsce decydują piechurzy, czyli tzw. zwykli ludzie; a zadaniem rządów jest tworzenie warunków zapewniających im – zwykłym ludziom – bezpieczeństwo i sukcesy.
Mottem prowadzonych działań powinna stać się powtarzana przez licznych ekspertów myśl, że „rozwiązania problemu migracji szukać należy w ojczyznach migrantów, a nie w wybranych przez nich krajach docelowych”
Redaktor naczelny „Wszystko co Najważniejsze”. Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Kawaler Orderu Orła Białego
Świat zmienia się w niespotykanym dotychczas zakresie, a niektóre z tych zmian zachodzą we wręcz zastraszającym tempie. Konflikty militarne, trwające aktualnie bądź grożące wybuchem w nieodległej przyszłości, trudna do przewidzenia polityka potęg gospodarczo-militarnych, konsekwencje anomalii pogodowych, zagrożenia pandemiczne, zmieniający się obraz międzypaństwowej współpracy gospodarczej, szczególnie widoczny w przypadku kwestii energetycznych czy postęp w dziedzinie wdrożeń sztucznej inteligencji to tylko przykłady narastających problemów, wymagających głęboko przemyślanej refleksji i działań.
Wybory na świecie. W roku 2024 będziemy obserwować niespotykaną dotychczas sytuację – w 70 państwach, mających łącznie populację około 4,2 mld osób, co stanowi ponad połowę ludności świata, odbędą się wybory. Podsumowanie tego sprawdzianu funkcjonowania globalnej demokracji i poglądów obywateli będzie z pewnością ważnym świadectwem kierunków zachodzących na świecie zmian. Interpretując wyniki wyborcze, trzeba jednak pamiętać, że w wielu państwach nie w pełni przestrzegane są podstawowe standardy wyborów demokratycznych. Skrajnymi przykładami takich sytuacji będą Białoruś i Rwanda, choć zastrzeżenia towarzyszyć będą także wyborom np. w Indonezji, Bangladeszu czy nawet w tak globalnie ważnym państwie jak Indie. Problemem stało się przestrzeganie zasad demokracji w państwach afrykańskich, gdzie aż w dziewięciu z nich doszło w ostatnich czterech latach do wojskowych zamachów stanu. Szczególne znaczenie dla świata będą miały wybory prezydenckie w USA, gdzie szanse na zwycięstwo ma nieprzewidywalny w wielu sprawach Donald Trump. Jego wybór miałby wielkie światowe, w wielu sprawach prawdopodobnie niekorzystne, konsekwencje, od krytycznego stosunku do militarnej pomocy dla Ukrainy po zasadnicze zmiany w polityce klimatycznej. Doniosłe będą także wybory w Rosji, gdzie oczywisty ponowny wybór urzędującego prezydenta nie przyniesie istotnych zmian w rosyjskiej polityce.
Bezpieczeństwo świata w obliczu wojen na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, choć nie tylko tam. Sytuacja skłania do uznania roku 2024 za przełomowy w sensie możliwości podważenia globalnego ładu obowiązującego od zakończenia II wojny światowej. Państwa takie jak Indie czy Turcja uważają, że instytucje i organizacje międzynarodowe utworzone po wojnie nie odpowiadają problemom współczesności, a takie jak Rosja czy Chiny są wręcz gotowe do oficjalnego zakwestionowania sensu ich dalszego istnienia. Nakłada się na to poczucie końca jednobiegunowego świata pod wodzą Stanów Zjednoczonych. Sytuację pogarsza relatywna słabość międzynarodowych pozycji Unii Europejskiej i Japonii. Wielkim kłopotem będzie dalsze zachowanie Rosji, Iranu, Chin i Korei Północnej, czyli państw aktywnie próbujących kwestionować globalną rolę Stanów Zjednoczonych. Państwa te z zasady nie potępiają zbrodniczych zachowań międzypaństwowych agresorów, nie wahając się w dostarczaniu im broni. Na problem ten nakładają się dzisiejsze polityczne słabości świata Zachodu, widoczne np. w niezgodnym głosowaniu UE i USA na forum ONZ w sprawie Gazy, rosnących różnicach w sprawie pomocy dla Ukrainy czy w braku unijnej deklaracji o wsparciu USA w przypadku ataku Chin na Tajwan. Wobec zwiększającej się na świecie liczby głowic jądrowych, wycofywania się ich głównych posiadaczy z międzynarodowych układów o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej i wobec działań takich jak przekazanie Białorusi przez Rosję taktycznej broni jądrowej rośnie niebezpieczeństwo użycia tej broni. Rozwój sytuacji politycznej na świecie w nadchodzącym roku będzie niestety z pewnością pełen niespodziewanych wydarzeń budzących powszechny niepokój o skuteczność działań na rzecz zapobieżenia rozprzestrzenieniu się istniejących lokalnych wojen.
Problemy rozwoju gospodarczego. Mimo że po paru latach zagrożeń wywołanych pandemią i problemami energetyki gospodarki USA i UE wróciły na ścieżkę wzrostu, to nadchodzący rok nie będzie łatwy. Świadczą o tym m.in. olbrzymie deficyty budżetowe w USA i Niemczech, znaczne spowolnienie ważnej dla światowego handlu gospodarki chińskiej, wysokie w wielu krajach wydatki na obronność wymuszane sytuacją polityczną, zmiany w łańcuchach współpracy czy niepewność co do cen pierwotnych nośników energii. Generatorami potencjalnych kłopotów będą konsekwencje ograniczania emisji gazów cieplarnianych, a także niezbędność wzmocnienia pomocy gospodarczej dla krajów biednych, będącej m.in. elementem zapobiegania problemom migracyjnym. Zagrożeniem ściśle związanym z gospodarką niskoemisyjną mogą być szybko rosnące kłopoty z dostępnością tzw. metali krytycznych, takich jak miedź, lit, nikiel czy kobalt, kluczowych dla rozwoju zeroemisyjnych generatorów prądu, sieci elektroenergetycznych czy samochodów elektrycznych. W tej sprawie będą też globalni beneficjenci – Chile i Peru (jako główni eksporterzy miedzi), Demokratyczna Republika Konga (kobaltu) czy Indonezja (niklu).
Sprzeczności w polityce klimatycznej i kontynuacja globalnych zmian w zakresie energetyki.