64,00 zł
Zaskakujące, kompetentne i odkrywcze spojrzenie na historię naturalną aktywności fizycznej, które zmienia sposób postrzegania przez nas własnego ciała
Jeśli aktywność fizyczna jest zdrowa (i tak dla nas dobra!), dlaczego wiele osób jej nie lubi lub unika?
W swojej rozbrajającej mity książce Daniel Lieberman, profesor biologii ewolucyjnej na Uniwersytecie Harvarda i pionierski badacz ewolucji aktywności fizycznej człowieka, opowiada o tym, że nigdy nie ewoluowaliśmy do ćwiczeń, rozumianych jako dobrowolna aktywność podejmowana dla zdrowia. Korzystając z własnych badań i doświadczeń z całego świata, Lieberman czytelnie wykazuje, jak i dlaczego człowiek ewoluował tak, aby chodzić, biegać, kopać i wykonywać inne niezbędne i satysfakcjonujące czynności fizyczne, unikając zbędnego wysiłku.
Wyćwiczony to książka zajmująca i pouczająca, ale także konstruktywna. Ponieważ nasz coraz bardziej siedzący tryb życia przyczynił się do gwałtownego wzrostu wskaźników otyłości i chorób takich jak cukrzyca, opierając się na spostrzeżeniach z obszaru biologii i antropologii Lieberman podpowiada, jak „uprzyjemnić” ćwiczenia, zamiast zawstydzać i obwiniać za ich unikanie. Autor porusza także kwestię, czy można ćwiczyć za dużo, wyjaśniając jednocześnie, dlaczego ćwiczenia mogą zmniejszyć naszą podatność na choroby najczęściej pogarszające nasz fizyczny dobrostan.
„Nieskończenie fascynująca i pełna niespodzianek lektura. Lieberman idealnie dawkuje wiedzę, dowcip i entuzjazm, zgłębiając swój temat. To zdecydowanie jedna z moich ulubionych książek dekady”.
Bill Bryson, autor bestsellera Ciało
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 746
Aktywność fizyczna: każdy ruch ciała wytwarzany przez mięśnie szkieletowe, który zużywa energię.
Ćwiczenie fizyczne: dobrowolna aktywność fizyczna — zaplanowana, zorganizowana, powtarzalna — podejmowana w celu utrzymania lub poprawy zdrowia i sprawności.
Udręczony: zirytowany, niespokojny, zmartwiony, znękany.
W czerwcu 2017 roku, kiedy przystępowałem do pracy nad tą książką, poleciałem do Kenii, kupiłem bieżnię i przetransportowałem ją land cruiserem do odległego miejsca zwanego Pemja, do społeczności żyjącej w zachodniej części kraju, mniej więcej 2100 metrów nad poziomem morza, na skraju zielonego regionu pagórków i dolin usianych gigantycznymi granitowymi wychodniami. Wszędzie rozrzucone są małe pola i proste domostwa, zazwyczaj jednoizbowe chaty ulepione z błota i łajna, kryte strzechą lub blachą. Pemja jest piękna, ale biedna, nawet jak na kenijskie standardy, i położona z dala od utartych szlaków. Dojazd z Eldoret, najbliższego miasta oddalonego o zaledwie 80 kilometrów, zajmuje niemal cały dzień i wymaga pokonania dróg, które im bliżej Pemja, tym są bardziej zdradliwe. Przy dobrej pogodzie podróż oznacza przemieszczanie się wzdłuż stromych, krętych dróg gruntowych, poprzecinanych wąwozami, które są usiane głazami i innymi przeszkodami. Lecz gdy pada deszcz, trasa zamienia się w koryto rzeki pełnej lepkiego wulkanicznego błota.
Mimo niedogodnego dojazdu niemal co roku przez ostatnią dekadę odbywałem tę podróż z moimi studentami i kenijskimi współpracownikami, aby badać, jak zmieniają się ciała tamtejszych ludzi w dobie globalnej przyspieszonej modernizacji. Pemja zamieszkują rolnicy produkujący na własne potrzeby, którzy od pokoleń żyją jak ich przodkowie, niemal pozbawieni utwardzonych dróg, elektryczności i bieżącej wody. Tubylcy nie mają na ogół tyle pieniędzy, by sobie pozwolić na zakup butów, materacy, lekarstw, krzeseł i wielu innych rzeczy, których posiadanie wydaje mi się oczywiste; głęboko porusza mnie obserwowanie, jak ciężko pracują — bez pomocy maszyn — aby przetrwać i polepszyć swoje życie, a przede wszystkim życie swoich dzieci. Porównując ich z członkami tej samej grupy etnicznej Kalendżin, którzy mieszkają w pobliskim mieście Eldoret, jesteśmy w stanie zbadać, jak zmienia się nasze ciało, gdy przez większą część dnia pracujemy, siedząc przy biurku, a utrzymanie się przy życiu nie wymaga już od nas codziennej pracy fizycznej, chodzenia boso, siadania czy kucania na ziemi.
Dlatego bieżnia? Zamierzaliśmy posłużyć się nią do zbadania poziomu wydolności tamtejszych kobiet podczas chodzenia, noszenia na głowie ciężkich naczyń z wodą, produktów spożywczych i drewna na opał. Ale pomysł z bieżnią okazał się błędem, który wiele nas nauczył. Poprosiliśmy kobiety, aby stanęły na naszej maszynie. Gdy taśma zaczęła się przesuwać, kroczyły po niej niepewnie, niechętnie, niezgrabnie. Prawdopodobnie jak i my sami, wykonujący cudaczne ruchy, kiedy po raz pierwszy weszliśmy na jedno z tych kuriozalnych, hałaśliwych urządzeń, które zmuszają do wysiłku, ale donikąd nie prowadzą. Lecz gdy po nabraniu wprawy kobiety zaczęły lepiej sobie radzić z chodzeniem na bieżni, zdaliśmy sobie sprawę, że aby zmierzyć, jak chodzą w normalnych warunkach, z obciążeniem i bez, musimy odstawić bieżnię i poprosić je o chodzenie po stabilnym podłożu.
Kiedy tak marudziłem, ile to pieniędzy, czasu i wysiłku niepotrzebnie zmarnowaliśmy w związku z naszą bieżnią, uderzyło mnie, że powyższe spotkanie z maszynami świetnie ilustruje główny wątek tej książki: w ewolucji człowieka wysiłek fizyczny nigdy nie był celem samym w sobie.
Co przez to rozumiem? Otóż aktywność fizyczna jest dziś często definiowana jako dobrowolny wysiłek fizyczny podejmowany w trosce o zdrowie i sprawność. Ale wysiłek ten jako taki jest zjawiskiem dość nowym. Nasi niezbyt odlegli przodkowie, trudniący się myślistwem, zbieractwem i uprawą ziemi, musieli być aktywni fizycznie przez wiele godzin dziennie, aby zdobyć wystarczającą ilość pożywienia. I choć czasem bawili się lub tańczyli dla zabawy czy dla towarzystwa, żaden z nich nigdy nie przebiegł ani nie przeszedł kilku kilometrów jedynie dla zdrowia. Nawet zdrowotny kontekst wyrazu „ćwiczenie” jest czymś nowym. Zaadaptowane z łacińskiego czasownika exerceo („pracować, trenować lub ćwiczyć”) angielskie słowo „ćwiczyć” (exercise) zostało pierwszy raz użyte w średniowieczu na określenie żmudnej pracy, takiej jak oranie pola1. Mimo że określenie to jest od dawna stosowane w kontekście uprawiania sportu lub trenowania mającego na celu poprawę umiejętności bądź zdrowia, bycie „ćwiczonym” oznacza również bycie nękanym, dręczonym lub poddawanym trudom.
Podobnie jak współczesna koncepcja wykonywania ćwiczeń fizycznych dla zdrowia, również bieżnie są nowym wynalazkiem, którego początki nie miały nic wspólnego ze zdrowiem czy kondycją. Urządzenia podobne do bieżni zostały pierwszy raz użyte przez Rzymian do obracania wciągarek i podnoszenia ciężkich przedmiotów, a następnie, po zmodyfikowaniu ich w 1818 roku przez wiktoriańskiego wynalazcę Williama Cubitta, do nękania więźniów i zapobiegania bezczynności. Przez ponad sto lat angielskim więźniom (wśród nich Oscarowi Wilde’owi) ordynowano wielogodzinne kroczenie po ogromnych, przypominających stopnie bieżniach2.
Opinie na temat tego, czy z bieżni nadal korzysta się za karę, są podzielone, co nie zmienia faktu, że są one wyrazem dziwnej interpretacji natury ćwiczeń fizycznych przez mieszkańców współczesnego, uprzemysłowionego świata. Jak wyjaśnić, nie wychodząc jednocześnie na szaleńca lub idiotę, myśliwemu, zbieraczowi czy rolnikowi z Pemja, a nawet swoim własnym praprapradziadkom, że większość dnia siedzimy, aby następnie — dobrowolnie — płacić za wstęp na siłownię i nadrabiać własną bezczynność, pocąc się i męcząc na maszynie, na której trzeba walczyć o to, by tkwić w jednym miejscu?
Nasi dalecy przodkowie, poza absurdalnością konceptu bieżni, byliby również zażenowani rozmachem, z jakim ćwiczenia zostały skomercjalizowane, uprzemysłowione, a przede wszystkim umedycznione. Choć niekiedy ćwiczymy dla zabawy, miliony ludzi płacą dziś za podejmowanie aktywności fizycznej, by tym sposobem radzić sobie z nadwagą, zapobiegać chorobom, chronić się przed niedołęstwem i przedwczesną śmiercią. Wysiłek fizyczny stał się ogromnym biznesem. Chodzenie, bieganie i wiele innych form wysiłku fizycznego dostępnych jest, z natury, za darmo, jednak gigantyczne międzynarodowe firmy zachęcają nas do wydawania mnóstwa pieniędzy tylko po to, abyśmy mogli się spocić w specjalnych ubraniach, na specjalnym sprzęcie i w wyznaczonych do tego miejscach, na przykład w klubie fitness. Płacimy też za oglądanie, jak ćwiczą inni, a garstka z nas płaci nawet za przywilej cierpienia podczas maratonów, ultramaratonów, triathlonów i innych ekstremalnych, wyczerpujących lub wręcz potencjalnie niebezpiecznych wydarzeń sportowych. Za kilka tysięcy dolarów i ty możesz pokonać na własnych nogach 240 kilometrów na Saharze3. Przede wszystkim jednak ćwiczenia stały się źródłem niepokoju i przyczyną dezorientacji, bo choć wszyscy wiemy, że są dobre dla zdrowia, większości z nas z trudem przychodzi ćwiczenie w wystarczającym zakresie, w sposób bezpieczny i przyjemny. Jesteśmy ćwiczeni w temacie ćwiczeń.
Z ćwiczeniami związany jest zatem swoisty paradoks: są one zdrowe, ale nienaturalne, z natury darmowe, a mimo to wysoce skomercjalizowane, stanowią zarówno źródło przyjemności i zdrowia, jak i przyczynę dyskomfortu, poczucia winy i publicznego potępienia. Dlaczego świadomość tego skłoniła mnie do napisania tej książki? I dlaczego ktoś chciałby ją przeczytać?
Przez większość życia ja też byłem ćwiczony w temacie ćwiczeń. Podobnie jak wielu wokół mnie, dorastałem w poczuciu zagubienia i niepewności co do moich umiejętności w obszarze aktywności fizycznej. To banał, ale jako wątły kujon naprawdę byłem wybierany jako ostatni do szkolnej drużyny na WF-ie. Chociaż marzyłem o byciu bardziej wysportowanym, poczucie nieadekwatności i zakłopotanie z powodu moich miernych zdolności nasiliły u mnie predylekcję do unikania sportowych wyzwań. W pierwszej klasie schowałem się kiedyś do szafy w sali gimnastycznej. Słowo „ćwiczenie” wciąż wywołuje we mnie nieprzyjemne wspomnienia bycia upokarzanym przez nauczycieli wychowania fizycznego, którzy krzyczeli na mnie, gdy zawstydzony starałem się ze wszystkich sił nadążyć za szybszymi, silniejszymi i bardziej utalentowanymi kolegami z klasy. Nadal słyszę pana B., jak krzyczy: „Lieberman, właź na linę!”. Wprawdzie w czasach szkolnych nie byłem totalnym kanapowcem, a w wieku dwudziestu i trzydziestu lat zdarzało mi się od czasu do czasu biegać i wędrować, jednak nie ćwiczyłem tak dużo, jak powinienem. Byłem też w tej dziedzinie ignorantem i zamartwiłem się, nie wiedząc, jakie ćwiczenia wykonywać, jak często, jak intensywnie, i co tu zrobić, żeby było lepiej.
Mimo że byłem mało usportowiony, w college’u zakochałem się w antropologii i biologii ewolucyjnej, postanowiłem zatem studiować, jak i dlaczego ludzkie ciało jest takie, jakie jest. Na początku swojej kariery skupiałem się na czaszkach, ale przypadkiem zainteresowałem się również ewolucją biegu człowieka. Badania nad bieganiem doprowadziły mnie z kolei do zajęcia się ewolucją innych aktywności fizycznych, takich jak chodzenie, rzucanie, wytwarzanie narzędzi, kopanie i noszenie. W ciągu ostatnich piętnastu lat miałem okazję podróżować po świecie, aby obserwować, jak ciężko pracujący łowcy-zbieracze, rolnicy produkujący na własne potrzeby i inni ludzie wykorzystują swoje ciała. Ponieważ jestem żądny przygód, kiedy tylko jest to możliwe, sam staram się w tych czynnościach uczestniczyć. Między innymi biegałem i nosiłem wodę na głowie w Kenii, tropiłem woły piżmowe i kudu z rdzennymi myśliwymi na Grenlandii i w Tanzanii, dołączyłem do odwiecznego wyścigu rdzennych Amerykanów pod gwiazdami Meksyku, grałem boso w krykieta w indyjskiej wsi i ścigałem się — na własnych nogach — z końmi w górach Arizony. Po powrocie do mojej pracowni na Uniwersytecie Harvarda wraz ze studentami przeprowadzałem eksperymenty, aby badać obszary anatomii, biomechaniki i fizjologii stanowiące fundamenty tych aktywności.
Własne doświadczenia i badania stopniowo doprowadziły mnie do wniosku, że społeczeństwa uprzemysłowione, na przykład mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, nie dostrzegają, iż ćwiczenia fizyczne, choć dobre dla zdrowia, są paradoksalnie wytworem nowoczesności, i wobec tego wiele z naszych przekonań i postaw dotyczących tego zagadnienia to mity (przez „mit” rozumiem twierdzenie, w które powszechnie się wierzy, lecz które jest nieprawdziwe i przesadzone). Aby było jasne, nie twierdzę, że ćwiczenia nie są korzystne lub że wszystko, co można przeczytać o aktywności fizycznej, to kłamstwo. Byłoby to głupie. Niemniej uważam, że w wyniku ignorowania oraz błędnej interpretacji ewolucyjnej i antropologicznej perspektywy aktywności fizycznej współczesne skomercjalizowane podejście do ćwiczeń jest dodatkowo wypaczane przez błędne koncepcje, przesadę, pokrętną logikę, rozmijanie się z prawdą i bezlitosne wytykanie palcami.
Najważniejszym z tych mitów jest przekonanie, że powinniśmy chcieć ćwiczyć. Istnieje klasa ludzi, określanych przeze mnie jako „ćwiczący”, którzy zwyczajnie przechwalają się tym, że ćwiczą, i nieustannie przypominają nam, że ćwiczenia to lekarstwo, magiczna pigułka spowalniająca procesy starzenia i opóźniająca śmierć. Znacie ten typ. Według ćwiczących urodziliśmy się, aby ćwiczyć, ponieważ nasi przodkowie, łowcy-zbieracze, przetrwali miliony lat dzięki chodzeniu, bieganiu, wspinaniu się i innym aktywnościom fizycznym. Nawet ci ćwiczący, którzy podważają teorię ewolucji, uważają, że jesteśmy skazani na to, by ćwiczyć. Kiedy Bóg wygnał Adama i Ewę z Raju, skazał ich na harówkę na roli: „W pocie więc oblicza twego będziesz zdobywać pożywienie, póki nie powrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty” (Księga Rodzaju 3,19, Biblia Tysiąclecia). Szturchają nas zatem, abyśmy ćwiczyli, ponieważ wysiłek nie tylko jest dla nas dobry, ale stanowi także fundamentalny aspekt kondycji człowieka. Ludzie, którzy nie ćwiczą wystarczająco dużo, są uważani za leniwych, a fizyczne cierpienie wynikające z hasła „bez pracy nie ma kołaczy” (ang. no pain no gain — „bez bólu nie ma zysku”) jest uznawane za cnotę.
Inne mity na temat ćwiczeń wręcz trącą przesadą. Jeśli, jak nam się mówi, ćwiczenia fizyczne naprawdę stanowią magiczną pigułkę, która leczy lub zapobiega większości chorób, to dlaczego obecnie więcej ludzi żyje dłużej niż kiedykolwiek, mimo że ruszają się mniej niż kiedykolwiek? Czy ludzie są zasadniczo powolni i słabi? Czy to prawda, że zamieniamy siłę na wytrzymałość? Czy siedzenie za biurkiem w końcu nas zabije? Czy ćwiczenia nie mają znaczenia przy odchudzaniu? Czy to normalne, że z wiekiem nasza aktywność spada? Czy wypicie kieliszka czerwonego wina jest równie korzystne, jak spędzenie godziny na siłowni?4
Pobieżne, chaotyczne i niespójne myślenie o ćwiczeniach przyprawia nas o ból kręgosłupa, sieje zamęt i rodzi sceptycyzm. Z jednej strony zaleca się nam robienie dziesięciu tysięcy kroków dziennie, unikanie krzeseł i windy, ale z drugiej strony słyszymy, że ćwiczenia wcale nie pomogą nam zrzucić zbędnych kilogramów. Jesteśmy zachęcani do spędzania większej ilości czasu w sposób aktywny i napominani, aby się nie garbić, lecz po chwili słyszymy, że dobrze jest więcej spać i korzystać z krzeseł, które zadbają o dolny odcinek kręgosłupa. Eksperci zgodnie twierdzą, że potrzebujemy 150 minut ćwiczeń tygodniowo i że zaledwie kilka minut ćwiczeń o wysokiej intensywności dziennie wystarczy, abyśmy byli w formie. Niektórzy specjaliści fitness zalecają podnoszenie cieżarów, inni zachwalają maszyny do ćwiczeń siłowych, a jeszcze inni zarzucają nam, że robimy za mało cardio. Podczas gdy niektórzy znawcy nakłaniają nas do biegania, inni ostrzegają, że jogging niszczy kolana i sprzyja artretyzmowi. Jednego tygodnia czytamy, że zbyt dużo ćwiczeń może źle wpływać na pracę serca i że potrzebujemy wygodnego obuwia sportowego, a już następnego — że nie da się ćwiczyć za dużo i że im skromniejsze buty, tym lepiej.
Poza sianiem zamętu i wątpliwości, najbardziej zgubną konsekwencję rozdmuchiwania wielu mitów na temat ćwiczeń — zwłaszcza tego, czy ćwiczenie jest normalne — stanowi to, że nie pomagamy sobie ćwiczyć, a następnie niesprawiedliwie zawstydzamy się i wzajemnie obwiniamy, że tego nie robimy. Wszyscy wiedzą, że powinni ćwiczyć, ale trudno o coś bardziej irytującego niż polecenie: a teraz ćwicz tyle i tyle, tak i tak. Nawoływanie typu: Just Do It — „po prostu to zrób” (a może: „no zrób to wreszcie”) jest chyba mniej więcej tak samo pomocne, jak mówienie narkomanowi: „po prostu przestań”. Skoro wykonywanie ćwiczeń ma być czymś naturalnym, dlaczego nikt, pomimo wielu lat wysiłków, nie znalazł skutecznego sposobu, aby pomóc większej liczbie ludzi w obejściu głęboko zakorzenionego, naturalnego i instynktownego odruchu unikania dodatkowego wydatkowania energii? Jak wynika z ankiety przeprowadzonej w 2018 roku wśród milionów Amerykanów, mniej więcej połowa dorosłych i prawie trzy czwarte nastolatków przyznaje, że nie realizuje podstawowej normy 150 minut aktywności fizycznej tygodniowo, a mniej niż jedna trzecia twierdzi, że ćwiczy w wolnym czasie5. Według wszelkich obiektywnych kryteriów w XXI wieku niespecjalnie wychodzi nam promowanie dodatkowego wysiłku, po części dlatego, że nie do końca wiemy, jakie podejście do aktywności fizycznej i braku aktywności zadeklarować.
Ale dość narzekania. Co możemy zrobić lepiej? I co, mam nadzieję, podpowie nam niniejsza książka?
Założeniem tej książki jest to, że perspektywa ewolucyjna i antropologiczna pozwala nam lepiej zrozumieć paradoks ćwiczeń — to znaczy dlaczego i w jaki sposób coś, do czego ewolucja nigdy nas nie „podprowadziła”, tak dobrze służy naszemu zdrowiu. Myślę, że takie ujęcie problemu może również pomóc tym z nas, którzy są zbyt zaniepokojeni, zdezorientowani lub niezdecydowani, by w ogóle zacząć ćwiczyć. Co za tym idzie, książka ta przeznaczona jest zarówno dla entuzjastów ćwiczeń, jak i dla tych, którzy są poddawani ćwiczeniom i mają trudności z ich wykonywaniem.
Na początek wyjaśnię, jak niepodejdę do tego tematu. Czytelnik stron internetowych, artykułów lub książek na temat ćwiczeń szybko dojdzie do wniosku, że większość tego, co wiemy, pochodzi z obserwacji ludzi w nowoczesnych, uprzemysłowionych krajach, takich jak Stany Zjednoczone, Anglia, Szwecja i Japonia. Wiele z tych analiz ma charakter badań epidemiologicznych, to znaczy szukających związków pomiędzy, powiedzmy, stanem zdrowia a aktywnością fizyczną w dużych próbach statystycznych. Na przykład w setkach badań szukano korelacji pomiędzy chorobami serca, nawykami fizycznymi i takimi czynnikami, jak wiek, płeć i poziom dochodów. Analizy te ujawniają korelacje, ale nie związek przyczynowy. Nie brakuje również eksperymentów, w których losowo przydzielano ludzi (najczęściej studentów) lub myszy do kontrastujących grup terapeutycznych na krótkie okresy, aby zmierzyć wpływ poszczególnych zmiennych na określone wyniki. Setki takich badań dotyczyły na przykład oddziaływania różnych zakresów i intensywności ćwiczeń na poziom ciśnienia krwi lub cholesterolu.
Tego rodzaju badania mogą być pożyteczne — sam będę z nich korzystać w mojej książce — jednak traktują one kwestię ćwiczeń zbyt wąsko. Po pierwsze, niemal wszystkie badania na ludziach koncentrują się na współczesnych mieszkańcach Zachodu lub elicie sportowców. Nie ma nic złego w badaniu również tych populacji, niemniej ludzie Zachodu, tacy jak Amerykanie i Europejczycy, to tylko około 12 procent ludzkości i często nie stanowią oni reprezentatywnej próby w kontekście badania ewolucyjnej przeszłości człowieka. Efektem badania elitarnych sportowców jest jeszcze bardziej wypaczone spojrzenie na normalną biologię człowieka. Ilu ludzi było kiedykolwiek w stanie przebiec półtora kilometra poniżej czterech minut lub wycisnąć na ławce w siłowni więcej niż 200 kilogramów? W dodatku, w jakim stopniu fizjologia człowieka przypomina fizjologię myszy? Równie ważne jest to, że badania takie nie są w stanie zająć się kwestią „anormalności” ćwiczeń bez rzeczywistego odniesienia się do kluczowego pytania „dlaczego”. Szeroko zakrojone ankiety epidemiologiczne i kontrolowane eksperymenty laboratoryjne są w stanie wyjaśnić, w jaki sposób ćwiczenia wpływają na organizm, podkreślić korzyści płynące z ćwiczeń i określić, ilu Szwedów lub Kanadyjczyków jest pozbawionych motywacji i zdezorientowanych co do ćwiczeń, ale nie dowiemy się z nich zbyt wiele o tym, dlaczego ćwiczenia wpływają na kondycję naszego ciała w taki, a nie inny sposób, dlaczego tak wielu z nas ma ambiwalentny stosunek do ćwiczeń i dlaczego brak aktywności fizycznej powoduje szybsze starzenie się i zwiększa ryzyko zachorowania.
Aby wypełnić te luki, musimy uzupełnić standardowy zakres badań nad mieszkańcami Zachodu i sportowcami kontekstem ewolucyjnym i antropologicznym. Wyruszymy zatem poza kampusy uniwersyteckie i szpitale w Stanach Zjednoczonych i innych krajach uprzemysłowionych, aby zaobserwować także członków naszej populacji, pracujących, wypoczywających i podejmujących wysiłek fizyczny w tych środowiskach, w których nadal żyje większość ludzi. Przyjrzymy się grupom trudniącym się myślistwem i zbieractwem, rolnikom produkującym na własne potrzeby w różnych warunkach i na różnych kontynentach. Zbadamy też dogłębnie dowody archeologiczne i informacje zachowane w formie skamielin, aby lepiej zrozumieć historię i ewolucję ludzkiej aktywności fizycznej, także w porównaniu z innymi zwierzętami, zwłaszcza z kręgu najbliżej spokrewnionych z nami małp człekokształtnych. I wreszcie, połączymy te różnorodne dowody z obszaru biologii i behawioryzmu człowieka z ich odpowiednimi kontekstami ekologicznymi i kulturowymi. Aby porównać sposób, w jaki amerykańscy studenci, afrykańscy łowcy i zbieracze, a także nepalscy tragarze chodzą, biegają, siedzą i noszą rzeczy oraz jak te czynności wpływają na ich zdrowie, trzeba wiedzieć coś niecoś o ich różnych fizjologiach i kulturach. Krótko mówiąc, żeby naprawdę zrozumieć naturę ćwiczeń, musimy przestudiować naturalną historię aktywności fizycznej człowieka i jego bezczynności.
W związku z tym w kolejnych rozdziałach wykorzystamy perspektywę ewolucyjną i antropologiczną, aby zbadać i przemyśleć na nowo dziesiątki mitów na temat braku oraz występowania aktywności fizycznej, a także ćwiczeń fizycznych. Czy jesteśmy do nich stworzeni? Czy siedzenie to nowe palenie? Czy źle jest się garbić? Czy potrzebujemy ośmiu godzin snu? Czy ludzie są stosunkowo powolni i słabi? Czy chodzenie ma znaczenie przy odchudzaniu? Czy bieganie niszczy kolana? Czy to normalne, że z wiekiem mniej się ruszamy? Jak najskuteczniej przekonać kogoś do ćwiczeń? Czy istnieje ich optymalny rodzaj i ilość? W jakim zakresie ćwiczenia wpływają na naszą podatność na raka lub choroby zakaźne? Motywem przewodnim tej książki jest to, że nic w biologii ćwiczeń nie ma sensu, chyba że uzasadnia to ewolucja, podobnie jak sens mają tylko te aspekty (dobrowolnego) podejmowania ćwiczeń fizycznych, które wyjaśnia antropologia6.
Tym z czytelników, którzy już uwielbiają ćwiczyć, postaram się przedstawić nowe spojrzenie na to, jak i dlaczego różne rodzaje braku aktywności i jej przejawy wpływają na organizm, dlaczego ćwiczenia naprawdę sprzyjają zdrowiu, nie będąc magiczną pigułką, i czemu nie ma optymalnych dawek czy rodzajów ćwiczeń. Z kolei tym, którzy mają opór wobec ćwiczeń, wyjaśnię, że — i dlaczego — są całkiem normalni, podpowiem, jak zacząć się ruszać, oraz pomogę ocenić korzyści i wady różnego rodzaju ćwiczeń. Jednak książka ta nie jest poradnikiem. Nie będę reklamować „siedmiu łatwych kroków do bycia fit” ani namawiać do wchodzenia po schodach, przebiegnięcia maratonu czy przepłynięcia kanału La Manche. Moim celem jest pokazanie — w sposób sceptyczny i bez naukowego żargonu — fascynującej kwestii tego, jak działają nasze ciała, kiedy się poruszamy i odpoczywamy, jak i dlaczego ćwiczenia wpływają na zdrowie i jak sobie wzajemnie pomagać w tym, by zacząć się ruszać.
Książka ta jest zbudowana wokół osi historii naturalnej i składa się z czterech części. Po rozdziale wprowadzającym pierwsze trzy części przedstawiają z grubsza przebieg ewolucyjnych zmian w charakterze ludzkiej aktywności fizycznej i jej braku, przy czym każdy rozdział rozpracowuje inny mit. Ponieważ trudno zrozumieć naturę aktywności fizycznej bez zrozumienia jej braku, część I zaczyna się właśnie od braku aktywności fizycznej. Co robią nasze ciała, kiedy odpoczywamy, na przykład gdy siedzimy czy śpimy? W części II omówimy czynności wymagające prędkości, siły fizycznej i mocy, takie jak sprint, podnoszenie ciężarów i walka. W części III przeanalizujemy czynności fizyczne wymagające wytrzymałości, na przykład chodzenie, bieganie i taniec, a także ich wpływ na procesy starzenia się. Na koniec, w części IV, zastanowimy się, w jaki sposób perspektywa antropologiczna i ewolucyjna może nam pomóc lepiej ćwiczyć we współczesnym świecie. Jak skuteczniej zarządzać ćwiczeniami? W jakim stopniu, w jaki sposób i dlaczego różne rodzaje i dawki ćwiczeń pomagają zapobiegać lub leczyć główne choroby, które mogą prowadzić do śmierci?
Lecz zanim wyciągniemy jakiekolwiek wnioski, mamy jeszcze długą drogę do przebycia. Aby dogłębniej zbadać matkę wszystkich mitów: że ćwiczenie jest czymś naturalnym, zacznijmy od tego, co prawdopodobnie robisz teraz, czytając te słowa — nie ruszasz się.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1Oxford English Dictionary (2016).
2 V. Cregan-Reid, Footnotes: How Running Makes Us Human, London: Ebury Press, 2016.
3Marathon des Sables, www.marathondessables.com.
4 Nie, nie wymyśliłem tego. Czapki z głów przed Johnem Oliverem, który użył tego przykładu w swojej genialnej, zabawnej krytyce dziennikarstwa naukowego, www.youtube.com/watch?v=0Rnq1NpHdmw. Artykuł, o którym mowa, to V.W. Dolinsky et al., Improvements in skeletal muscle strength and cardiac function induced by resveratrol during exercise training contribute to enhanced exercise performance in rats, „Journal of Physiology” 2012, vol. 590, s. 2783–2799. To doskonałe, staranne badanie, ale w niewielu doniesieniach prasowych pojawiła się informacja, że badano szczury, a nie ludzi, nie zadano też sobie trudu, aby właściwie opisać wyniki badania.
52018 Physical Activity Guidelines Advisory Committee Scientific Report, Washington, DC: U.S. Department of Health and Human Services, 2018.
6 To często cytowane zdanie pochodzi od Theodosiusa Dobzhansky’ego, który tuż po przejściu na emeryturę napisał słynny esej pod tym samym tytułem: T. Dobzhansky, Nothing in biology makes sense except in the light of evolution, „American Biology Teacher” 1973, vol. 35, s. 125–129.