Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miron Białoszewski – nieustępliwy poruszyciel słów, kreator odlotowych światów – w stulecie urodzin wciąż zaskakuje aktualnością swojej poezji, nawet jeśli gra jedynie rupieciarskie arie „na rury kanalizacyjne, deszcz i starą windę”. Poeta puszcza słowa wolno na złamanie języka, burzy mury oddzielające to, co zwyczajne, od tego, co najbardziej niezwykłe. Jakub Pszoniak – autor wyboru – bierze 44 wiersze mistrza Mirona w „obroty rzeczywistości”, w której bodźce są coraz mocniejsze, karuzela z madonnami kręci się w szalonym tempie, a świat wirtualny i realny wytrąca nas z beztroskich „leżeń” w kolejne katastrofy. W tym wszystkim Białoszewski z „największego polskiego poety prywatnego” przeobraża się w cichego proroka. A zarazem ma dla nas – prócz gościnnych wersów – zwyczajną wersalkę, gdzie w każdy „mironowy wtorek” można usiąść, i gadać, i słuchać. Tylko naciśnij klamkę, „wejdź i jak chcesz, to sobie to weź”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 19
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
[Nie chcę sprawdzać w rocznice]
Nie chcę sprawdzać w rocznice
Kogo ani siebie
sprawdzanie swojej historii
na miejscu
nie trafia do siebie
czas, wieczność bezstronna
nie ma nic do rzeczy
w jednym człowieku
gubi się wieczność
a między dwoma przez wieki
może zahaczyć się
ta sama chwila
Autoportret odczuwany
Patrzą na mnie,
więc pewnie mam twarz.
Ze wszystkich znajomych twarzy
najmniej pamiętam własną.
Nieraz mi ręce
żyją zupełnie osobno.
Może ich wtedy nie doliczać do siebie?
– – –
Gdzie są moje granice?
– – –
Porośnięty przecież jestem
ruchem albo półżyciem.
Zawsze jednak
pełza we mnie
pełne czy też niepełne,
ale istnienie.
Noszę sobą
jakieś swoje własne
miejsce.
Kiedy je stracę,
to znaczy, że mnie nie ma.
– – –
Nie ma mnie,
więc nie wątpię.
Denderowianka
Jestem Denderowianka.
Nie wiem, co to znaczy.
Przyjdzie kontrol.
Przyjdzie kontrol.
Zapytajcie.
Skończyłam pięć fafultetów.
Nie pasłam nigdy krów.
Kto to leci?
Odrzutowiec.
Narzeczony.
Zrzuci paczkę.
Zrobię kaczkę.
Bz... ps...
Pomyliłam proporcje:
To mucha.
Ej, pojadę do ministra.
Opowiem swoje koleje.
I zemdleję.
[moja głowa była Żydem]
moja głowa była Żydem
jeździła tramwajem
nie wolno wysiadać, Niemcy,
tylko jeździć, jeździć,
żeby się chociaż nie ruszać,
ano można –
aha... bo poduszka
aha... przebudzenie
Niedobrze mieć przeszłość, nawet cudzą
[głowa się wykręca]
głowa się wykręca
od korony
miliard szyj bodzie
uciętych
i tak te gęsi by nie poleciały
a co gest, to gest
Trawopis
mam pisać o trawach
jak zeszłego lata
więc?
trawy są
ja jestem
ale one kuszą, zanim co,
ciągną w górę
a zobaczone
unoszą się w stronę odwrotną
Zmysłów pierwoustroje
mój język są ostre
mój język są trawy
szczypią mnie
w weremień (kwiat)
jeden
a eń-zamachem
ostrza
miękkiego
w ileż kos
brzmienie
łąkom przejadł
a ucho przebódł
Obierzyny (I)
i odejmować słowa od rzeczy
nie maleją
im nie ubywa
a odarte ze skóry
nieczułej długim wymawianiem
owoce!
o one!
oblewające się początkiem
o warzywa!
którym przybywa na wagach
o słowa!
wam
przybywa
rzecz
Karuzela z madonnami
Wsiadajcie madonny
madonny
Do bryk sześciokonnych
...ściokonnych!
Konie wiszą kopytami
nad ziemią.
One w brykach na postoju
już drzemią.
Każda bryka malowana
w trzy ogniste farbki
I trzy są końskie maści:
od sufitu
od dębu
od marchwi.
Drgnęły madonny
I orszak konny
Ruszył z kopyta.
Lata dokoła
Gramofonowa
Płyta,
Taka
płyta:
Migają w krąg anglezy grzyw
I lambrekiny siodeł,
I gorejące wzory bryk
Kwiecisto-laurkowe.
A w każdej bryce vis-à-vis
Madonna i madonna