Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak wydłużyć swoje życie – najnowsza wiedza o zdrowym odżywianiu i poście leczniczym.
Skuteczne terapie najczęstszych chorób przewlekłych.
Nadwaga, cukrzyca, depresja, nadciśnienie, choroby skóry, reumatyzm… Choroby przewlekłe w siedemdziesięciu procentach spowodowane są niewłaściwym odżywianiem. Jedząc to, co dla nas dobre, i mądrze poszcząc, możemy uwolnić się od wielu dolegliwości, wzmocnić w organizmie procesy samonaprawcze i wydłużyć życie.
Prof. dr Andreas Michalsen w swojej najnowszej książce mówi o dobroczynnych skutkach zdrowego żywienia oraz postu leczniczego. Opiera się na faktach, najnowszej wiedzy medycznej, własnej praktyce lekarskiej oraz historiach pacjentów. Proponuje skuteczne programy terapeutyczne do leczenia najczęstszych chorób przewlekłych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 448
Tytuł oryginału: Mit Ernährung heilen
Projekt okładki: Studio projektowe &Visual/www.andvisual.pl
Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko
Redakcja: Irma Iwaszko
Redakcja techniczna: Anna Sawicka-Banaszkiewicz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Barbara Przybylska
© Insel Verlag Berlin 2019All rights reserved by and controlled through Insel Verlag Berlin
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2020
© for the Polish translation by Małgorzata Chudzik
ISBN 978-83-287-1343-7
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2020
FRAGMENT
Od dziesięciu lat jestem ordynatorem Oddziału Medycyny Naturalnej Szpitala Immanuela w Berlinie i profesorem klinicznej medycyny naturalnej w Charité, a sposób odżywiania – także mojej własnej rodziny – jest dla mnie wartością nadrzędną. Ale nie zawsze tak było. Wprawdzie dzięki ojcu, który był lekarzem stosującym naturalne metody leczenia, wiedziałem, że zdrowe żywienie to element medycyny, jednak pracując jako asystent, pełniąc nocne dyżury na oddziale intensywnej opieki i w centrali straży pożarnej czy czekając na wyjazd karetką pogotowia do kolejnego pacjenta, żywiłem się prawie wyłącznie fast foodem i dużą ilością słodyczy. A na dodatek paliłem. Gotowane warzywa i surówki pojawiały się w moim menu sporadycznie. Potrawy musiały być łatwe w przygotowaniu i po prostu sycić. Na skutek nie musiałem długo czekać. Ledwie skończyłem trzydzieści lat, a już wyniki badań zleconych przez lekarza zakładowego wykazały zbyt wysokie ciśnienie krwi i znacznie podwyższone parametry lipidowe. Koleżanka po fachu zaleciła mi wtedy zmianę trybu życia. Wziąłem sobie jej rady do serca. Na co dzień przecież spotykałem się z pacjentami po przebytym zawale lub udarze i na własne oczy widziałem, jakie skutki niosą złe odżywianie oraz niezdrowe przyzwyczajenia. Zdałem też sobie sprawę, jak potrzebne są badania nad rolą żywienia w profilaktyce rozmaitych chorób. Ja sam zacząłem stosować dietę śródziemnomorską i rzuciłem palenie, dzięki czemu po pół roku moje ciśnienie krwi oraz parametry cholesterolu i trójglicerydów wróciły do normy.
Pracowałem wówczas na oddziale internistycznym. Medycyna żywieniowa stała się treścią zarówno moich badań naukowych, jak i praktyki klinicznej. Opracowałem dla pacjentów specjalne programy stylu życia mające zapobiegać chorobom serca oraz układu krążenia. A w końcu zająłem się naturoterapią i ze zdziwieniem obserwowałem, jak zaskakujące rezultaty można osiągnąć dzięki zmianie sposobu odżywiania i postom leczniczym. Prowadziłem badania kliniczne dotyczące efektów postu oraz zdrowego odżywiania i starałem się dociec, jakie są przyczyny ich leczniczego wpływu na organizm. W roku 2008 amerykańscy naukowcy z renomowanych uczelni badający procesy starzenia się oraz pracujący nad sposobami ich spowolnienia doszli do wniosku, że żaden lek ani żadna metoda, które gwarantowałyby długie życie w zdrowiu, nie istnieją. Jedyną szansą jest post! Nawiązałem z nimi kontakt, postarałem się też dotrzeć do innych naukowców na całym świecie, którzy zajmują się postem. Wymiana informacji między nami okazała się bardzo owocna, prowadzimy także intensywne badania laboratoryjne, z których wynika jednoznacznie, że post jest w stanie nader skutecznie przedłużyć życie. Szukamy nieustannie odpowiedzi na nurtujące nas pytanie: Jak to się dzieje?
Kiedy zestawiłem fakty z tym, co wiedziałem na temat zdrowego odżywiania i co wynikało z mojego doświadczenia w tej kwestii, zrozumiałem, że post i żywienie „pracują” w tych samych miejscach organizmu, obsługują te same mechanizmy i pasują do siebie jak klucz do zamka. Za pomocą postu leczniczego i interwałowego oraz odżywiania się głównie produktami roślinnymi z niewielką ilością przetworzonych artykułów spożywczych da się faktycznie zapobiegać większości chorób przewlekłych i oddziaływać na nie w sposób ukierunkowany. Post i jedzenie idealnie się uzupełniają. Sukcesy lecznicze w przypadku tysięcy przebadanych pacjentów zdają się dowodzić, że kombinacja regularnych postów i zdrowego jedzenia to najlepszy dar, jaki możemy ofiarować swojemu organizmowi.
Chodzi o to, żeby to, co, kiedy i jak często jemy, zharmonizować z własnym programem biologicznym, pradawnymi genami i procesem przemiany materii.
Celem tej książki jest pokazanie, jak lepiej jeść i prawidłowo pościć, żeby nie tylko poprawić jakość życia oraz stan zdrowia, ale także – na ile to możliwe – wydłużyć swoje życie. Chciałbym uczulić Was na to, jak ważny jest mądry i zdrowy sposób odżywiania i jak znacząco wpływa na zachowanie lub przywrócenie dobrej kondycji organizmu. Chciałbym zabrać Was w podróż do źródeł, do pradawnych genów, które do dziś funkcjonują w organizmie człowieka. Zaznajomię Was z najzdrowszymi miejscami na świecie, gdzie żyją ludzie odżywiający się od pokoleń w sposób pierwotny i tradycyjny, dzięki czemu zachowują zdrowie znacznie dłużej niż mieszkańcy innych regionów. Objaśnię funkcjonowanie przemiany materii i układu odpornościowego oraz mikrobiomu (flory jelitowej) i udowodnię, jak ważny jest on dla zdrowia, a także wskażę, jak go wspomagać poprzez właściwe odżywianie. Przedstawię główne grupy składników odżywczych oraz produktów spożywczych, które je zawierają, i podążę tropem największych wątpliwości oraz nieporozumień, które się z nimi wiążą, a które dotyczą zwłaszcza tłuszczów, protein i węglowodanów.
W drugiej części książki znajdziecie wszystkie ważne informacje dotyczące poszczenia, poznacie różne jego metody – post leczniczy, pozorny i interwałowy – i dowiecie się, który post stosować przy danej chorobie. Część praktyczna pomoże Wam określić, jakim typem poszczącego jesteście, podpowie, jak powinny przebiegać dni postu oraz odciążenia, podsunie przepis na postną zupę. W ostatnim rozdziale zebrałem zalecenia i sposoby postępowania w najczęściej występujących chorobach, na które bardzo skutecznie można wpływać zdrowym żywieniem i prostym postem.
Chcę nie tylko przekonać Was do tego, żebyście zajęli się swoim odżywianiem, a tym samym zdrowiem, lecz także dać Wam do ręki narzędzie, które skutecznie w tym pomoże. Dbajcie o zdrowie samodzielnie, bo właśnie od Was ono zależy.
Nie polegajcie na medycynie, która zwalcza objawy. Sami zajmijcie się przyczynami dolegliwości. Aż 70 procent chorób przewlekłych, na które zapadamy z wiekiem, to skutek złego odżywiania. Wieloletnie badania globalnego obciążenia chorobami (z ang. Global Burden of Disease, GBD) dowiodły, że geny i opieka medyczna mają dla zdrowia mniejsze znaczenie, niż myślimy, natomiast na zapadalność na choroby przewlekłe wpływają zasadniczo odżywianie się i styl życia. Już w starożytnej Grecji ojciec medycyny Hipokrates i jego uczniowie uważali żywienie i diaita, czyli leczenie trybem życia, za podstawę każdej terapii. Dzisiejsza oparta na kosztach i lekach medycyna ma świadomość tych zależności, ale prawie wcale się nimi nie zajmuje – na nadciśnienie przepisuje się leki hipotensyjne (obniżające ciśnienie), na cukrzycę – przeciwcukrzycowe, na stany zapalne – przeciwzapalne, na podwyższony poziom lipidów – leki go obniżające. A dużą nadwagę coraz częściej leczy się za pomocą operacyjnego zmniejszenia żołądka.
A przecież zapobieganie chorobom za pomocą żywienia i poszczenia kosztuje niewiele i jest bardzo skuteczne. Post powinien ponownie znaleźć stałe miejsce w naszym życiu. Od kiedy współpracuję z naukowcami zajmującymi się poszczeniem, a w Indiach zapoznałem się z etycznym wymiarem żywienia, postanowiłem przejść na dietę wegetariańską – z jednej strony z przyczyn zdrowotnych, a z drugiej dlatego, że bez wątpienia w przyszłości będzie to dieta naszej planety.
Odżywianie się to podstawa naszego życia, kultura, przyjemność, ale także nawyki, a niekiedy nawet nałóg. Może zdziałać w organizmie bardzo dużo. Jeżeli wiemy, jak je prawidłowo wykorzystać, jest zarazem lekiem i rozkoszą, a tym samym najlepszym środkiem zapewniającym długie i zdrowe życie.
Prof. dr med. Andreas Michalsen
Jeszcze 10 tysięcy lat temu nasi przodkowie byli koczownikami – nie osiedlali się nigdzie na stałe, zajmowali się myślistwem i zbieractwem. Podczas swoich wędrówek zbierali jagody, nasiona, korzenie i grzyby, łapali owady i bezkręgowce, polowali na zające lub bawoły. Przy tym zbieractwo było ważniejsze od polowań, bo to właśnie owoce, nasiona i owady pokrywały większą część dziennego zapotrzebowania kalorycznego naszych protoplastów i zaopatrywały ich organizm w witaminy oraz substancje mineralne. Przypuszcza się, że zaspokojenie potrzeb żywieniowych wymagało od trzech do sześciu godzin pracy dziennie. Jeżeli okolica była żyzna, nasi praojcowie najadali się szybciej.
Naukowcy nie zdołali określić, kiedy dokładnie człowiek nauczył się rozpalać ogień, czyli krzesać iskrę, na przykład uderzając kamieniem o kamień. Ale prawdopodobnie już milion lat temu Homo erectus potrafił posługiwać się naturalnym ogniem wywołanym przez uderzenie pioruna. Dzięki wykorzystaniu ognia wiele roślin czy ich części niejadalnych w stanie surowym nadawało się do spożycia, gdyż w wyniku ogrzewania ich włókniste części rozpuszczały się, a substancje toksyczne ulegały zniszczeniu, a więc żywność stawała się lżej strawna. To znacząco wzbogaciło dietę naszych przodków i było korzystne dla ich zdrowia.
Pokarm surowy
Eksperci w dziedzinie żywienia oraz terapeuci i lekarze zajmujący się naturolecznictwem zażarcie dyskutują na temat pokarmu surowego – zastanawiają się, czy jest on zdrowy, a jeżeli tak, to w jakich ilościach. Faktem jest, że obróbka termiczna oraz żucie i mieszanie pokarmu ze śliną odejmują dużą część pracy układowi trawiennemu. Z pewnością podgrzewanie chroniło przede wszystkim przed infekcjami, odegrało więc ważną rolę w procesie ewolucyjnym. Obecnie
jednak dysponujemy takimi metodami przechowywania i schładzania, że poddawanie wszystkich produktów spożywczych obróbce termicznej nie wydaje się konieczne.
Warto przy tym zauważyć, że do strawienia surowych pokarmów potrzebne są inne bakterie jelitowe niż do trawienia pokarmów gotowanych (patrz Mikrobiom, s. 32 i kolejne).
Jeżeli chodzi o pokarmy surowe, to jestem zdania, że decyzję w tej sprawie każdy powinien podjąć samodzielnie, biorąc pod uwagę swój stan zdrowia oraz to, czy jego układ pokarmowy toleruje takie pożywienie. Na przykład jeżeli organizm jest osłabiony chorobą, to przeważnie cierpi na tym także system trawienny. W takich przypadkach radzę, by koniecznie odciążyć żołądek oraz jelita i spożywać potrawy gotowane lub przynajmniej podgrzane.
Przez długi czas zakładano, że na powiększenie się rozmiaru mózgu, a tym samym na osiąganie przez ludzkość kolejnych etapów rozwoju, znaczący wpływ miało włączenie do diety mięsa. Wskazywały na to znaleziska archeologiczne w Afryce. Na ich podstawie stwierdzono, że mózg zwiększył swoją wagę właśnie w tym czasie, kiedy ludzie pierwotni opuścili puszczę i przenieśli się na tereny stepowe. O ile wcześniej zatem żywili się przede wszystkim pokarmem roślinnym, o tyle w nowym środowisku musieli się przestawić na inny jadłospis, gdyż na tych raczej suchych obszarach brakowało drzew oraz krzewów owocowych. W menu pojawiły się więc rozmaite zwierzęta. Okazało się jednak, że popełniono błąd w myśleniu, bo tereny, na które pierwotni ludzie przywędrowali i które dziś są obszarami stepowymi albo wręcz pustynnymi, wcale nie były ubogie w roślinność, ale porastały je gęste lasy. Tak więc teoria łącząca rozwój mózgu z pokarmem mięsnym nie ma żadnego uzasadnienia. Niemalże pewne jest natomiast, że nawet jeśli pierwotny człowiek był wszystkożerny, to mięso pojawiało się w jego jadłospisie wyjątkowo rzadko.
Ówczesna forma odżywiania okazała się pod względem ewolucyjnym idealna – była głównie roślinna i przede wszystkim wszechstronna. Wykopaliska potwierdziły, że zbieracze i myśliwi epoki kamiennej właściwie nie cierpieli z powodu niedożywienia, byli wyżsi od swoich osiadłych potomków oraz cieszyli się lepszym zdrowiem niż oni. Ponadto ówczesny Homo sapiens był bardzo elastyczny. Kiedy w jednym rejonie pojawiała się susza, przenosił się do kolejnego; jeżeli jakiś produkt stawał się niejadalny na skutek plagi szkodników, jadł coś innego. Często mawia się, że ludzie epoki kamiennej stworzyli pierwsze społeczeństwo dobrobytu, bo wiodło im się zadziwiająco dobrze. Odżywiali się w sposób zrównoważony, żyli w społecznościach, bez stresu i nie pracowali do upadłego. Poza tym spędzali całe dnie na świeżym powietrzu i dużo się ruszali.
To nie oznacza oczywiście, że ich życie nie niosło rozmaitych trudności, a jednym z największych problemów było leczenie. Podkreślę jednak jeszcze raz: tradycyjne formy żywienia odpowiadające nawykom żywieniowym zbieraczy i myśliwych, czyli dietę wszechstronną, ale głównie roślinną, obserwuje się jeszcze dzisiaj w rejonach, gdzie ludzie dożywają bardzo sędziwego wieku, a przy tym zachowują zdrowie (patrz blue zones, s. 43 i kolejne).
Bardzo interesująca jest jeszcze jedna kwestia. Chodzi mianowicie o naturalny rytm, w jakim w epoce kamiennej odbywało się spożywanie pokarmów. To natura narzucała, co jeść i kiedy. Gdy nasi przodkowie znaleźli obficie owocujący krzew, najadali się do syta; kiedy zabili zwierzę, zjadali je natychmiast, bo nie znano chłodni. Skoro na danym obszarze nie było już nic do jedzenia, przenosili się na inny, a niekiedy musieli sobie radzić całymi dniami bez pokarmu. Jedzenie kończyło się wraz z zachodem słońca, bo ciemność oznaczała porę na sen. Po wschodzie słońca nie czekało na nich gotowe śniadanie w postaci musli. Trzeba było zwlec się z posłania i czegoś sobie nazbierać. Droga do najbliższego źródła pokarmu bywała daleka i uciążliwa, przy czym w lecie dary natury występowały w większej obfitości niż w czasie skąpych zim.
Pozwólmy układowi trawiennemu na odpoczynek
Co jakiś czas w dostarczaniu pokarmu następowały przerwy, pojawiały się krótsze lub dłuższe okresy głodowania. Przez dziesiątki tysięcy lat ludzie nie mieli wielkiego wyboru, musieli poddawać się rytmowi natury i dostosowywać do warunków. Wydaje się, że organizmowi ludzkiemu nie sprawiało to żadnego problemu. Wręcz przeciwnie – dziś wiemy, że jeżeli organizmowi przez dłuższy czas nie dostarczy się pokarmu, jego komórki odpoczywają i uruchamiają się w nim mechanizmy naprawcze.
Ale człowiek pierwotny, zbieracz i myśliwy, miał w pewnym momencie dość ciągłych wędrówek. Osiedlił się, zaczął uprawiać rolę, hodować bydło i gromadzić zapasy na zimę. W ten sposób przeciwstawił się kaprysom natury. Przestały nękać go pytania: Co zjemy? i Kiedy zjemy? Nawet jeżeli co jakiś czas nieurodzaj sprowadził klęskę głodu, a życie wymagało większego wysiłku niż kiedyś, bo na polu i w oborze trzeba było harować od rana do wieczora, to nagrodą były w miarę regularne posiłki. Dieta jednak stała się mniej urozmaicona, bo ograniczona do uprawianych roślin użytecznych, takich jak zboże. Równocześnie wzrosło spożycie białek pochodzenia zwierzęcego (z mięsa i produktów mlecznych).
I nie zapomnijmy – właśnie wtedy człowiek silniej uzależnił się od otoczenia. Ten proces toczył się nieprzerwanie aż do czasu, kiedy rewolucja przemysłowa ponownie radykalnie zmieniła nasze życie oraz nawyki żywieniowe. I to pod każdym względem. Dzięki elektryczności, lodówkom i szybkiemu transportowi ludzie zyskali nagle prawie nieograniczony dostęp do produktów żywnościowych. Większość z nas może przez cały rok, przez siedem dni w tygodniu i przez dwadzieścia cztery godziny na dobę jeść i pracować. Na pierwszy rzut oka wydaje się to zwycięstwem nad nieprzewidywalną naturą, ale dla biologii ludzkiego organizmu niesie mnóstwo problemów. Sukces zatem jest wątpliwy.
Postęp, przede wszystkim w przemyśle spożywczym, nie zachwycił zbytnio naszych genów i komórek. Pradawny program – jedzenie przeplatane okresami głodu – nadal jest w nich zakodowany. Wprawdzie w naszym organizmie pojawiły się już pewne zmiany i dostosowania genetyczne, jednak są one bardzo rzadkie. I tak na przykład my, Europejczycy, dzięki hodowli bydła rozwinęliśmy przez ostatnie 10 tysięcy lat zdolność do trawienia mleka krowiego. Enzym laktaza rozkładający cukier mleczny sprawia, że większość z nas nie cierpi na skurcze żołądka po wypiciu mleka krowiego czy zjedzeniu sera (patrz s. 86–92). Na początku prawdopodobnie mleko krowie powodowało bóle brzucha u większości osiadłej ludności.
Nie bagatelizujmy potrzeb przemiany materii
Poza tym nasz układ trawienny i przemiana materii nie uległy prawie żadnym zmianom od 100 tysięcy lat. Prawdopodobnie nie było to konieczne. Przez cały czas ewolucji ludzki organizm zachowywał się mądrze. Wciąż próbował znaleźć najlepsze rozwiązanie, aby zachować zdrowie zarówno w okresie głodu, jak i nadmiaru żywności. I tak było dobrze.
Do dziś nasz organizm potrafi sobie świetnie radzić z niepowodzeniami w poszukiwaniu pokarmu. Albo jest coś do jedzenia, albo nie.
Ale tu zaczyna się problem. Organizm ludzki jest przeciążony wskutek kompleksowych zmian nawyków żywieniowych – zwłaszcza tych, które zaszły przez ostatnie dwieście lat. Nowoczesne środki transportu i systemy chłodnicze umożliwiają stały dostęp do żywności z całego świata, i to o każdej porze roku. Do tego dochodzą przemysłowo przetworzone produkty spożywcze z najróżniejszymi sztucznymi dodatkami, z za dużą ilością cukru i z o wiele za dużą ilością soli. Także codziennie spożywane dania mięsne to zdobycz, z którą nie radzi sobie pradawny system przemiany materii.
Przemysłowe produkty spożywcze
Oferta przemysłu spożywczego w dziedzinie produktów gotowych jest coraz szersza: żywność mrożona, konserwy, produkty instant, z chłodni, ale także nieschładzane kompletne posiłki, produkty gotowe bio… Ostatnio do tej listy dołączyły produkty gotowe reklamowane jako wegańskie. Dzięki nim oszczędzamy czas i pracę. Ich producenci jednak szczędzą nam zdrowych składników odżywczych, a w zamian serwują liczne szkodliwe substancje dodatkowe, aromatyzujące, wzmacniające smak, a także w nadmiarze tłuszcz, cukier oraz sól. Pod koniec lat pięćdziesiątych na rynek niemiecki wszedł pierwszy gotowy produkt: niesławne „Ravioli w puszce”. W roku 2018 obrót w sprzedaży dań gotowych wyniósł w Niemczech 3,74 miliarda euro. Branża ma co świętować, bo podobno tendencja wzrostowa się utrzymuje. Należy temu przeciwdziałać! Zdrowe jest to, co trafia na stół świeże, a nie przemysłowo przetworzone.
Dla ludzi problemem jest nie tylko nadmierny asortyment – według Ministerstwa Polityki Żywnościowej i Rolnictwa w 2016 roku na regałach niemieckich supermarketów stało równo 160 tysięcy (!) różnych produktów spożywczych – ale też okresy, w których jemy i nie jemy. Wspaniale, że w naszym rejonie nie występuje głód, dla organizmu ludzkiego jednak to, że momentalnie zaspokajamy najsłabsze nawet uczucie głodu, to katastrofa. Większość z nas je dziś bez powodu, po prostu dlatego, że może. W społeczeństwie dobrobytu pożywienie jest stale dostępne – tu mała przekąska przedpołudniowa, tam coffee to go, w recepcji biura miseczka ze słodyczami, po południu kawałek ciasta w bufecie lub smoothie, bo podobno jest takie zdrowe.
Najbardziej zwariowane jest to, że pomimo tej obfitości dostępnego jedzenia odżywiamy się nie tylko niezdrowo, ale także zbyt jednostronnie. Spożywamy za dużo węglowodanów, białek pochodzenia zwierzęcego, szkodliwych tłuszczów oraz substancji dodatkowych
Dramatyczny wzrost liczby chorób przewlekłych
Skutki widzimy i odczuwamy wszyscy. Od wielu lat lawinowo zwiększa się liczba osób z nadwagą oraz chorób spowodowanych złym żywieniem, takich jak nadciśnienie, artroza, cukrzyca, miażdżyca, niewydolność nerek czy problemy z kręgosłupem.
Do najczęstszych chorób przewlekłych całego zachodniego świata, ale także coraz częściej Afryki i Azji, należą artroza, reumatyzm, nadciśnienie tętnicze, cukrzyca, choroby układu sercowo-naczyniowego, takie jak choroba wieńcowa i zawał, choroby dróg oddechowych oraz rak. Badania prowadzone przez Instytut Roberta Kocha wykazały, że w Niemczech 43 procent kobiet i 38 procent mężczyzn cierpi na co najmniej jedną chorobę przewlekłą. Częstotliwość zachorowań zwiększa się wraz z wiekiem. Od sześćdziesiątego piątego roku życia, niezależnie od płci, pacjenci chorują nawet na kilka chorób przewlekłych (patrz wykres poniżej).
Choroby uwarunkowane sposobem odżywiania nie są jednak naszym biologicznym przeznaczeniem; osiągnęły rozmiary epidemii wraz ze zmianą nawyków życiowych i żywieniowych.
Choroby przewlekłe – leczenie żywieniem
Historia medycyny w ostatnich dwustu latach bez wątpienia może poszczycić się wielkimi sukcesami. Dzięki profilaktyce, higienie, szczepieniom i skutecznym metodom postępowania w przypadkach infekcji oraz ran potrafimy wyleczyć ostre i ciężkie choroby. Na całym świecie znacząco zmniejszył się odsetek zgonów wśród niemowląt, opieka medyczna poprawiła się, a my żyjemy dłużej. Z drugiej strony nowoczesnej medycynie brakuje długofalowych rozwiązań w zwalczaniu mających charakter epidemii chorób przewlekłych, które są skutkiem stałej dostępności jedzenia i wiążącego się z tym przekarmiania. Próbuje się stosować nowoczesne leki opracowywane w tysiącach laboratoriów farmaceutycznych. Ale leki z zasady nigdy nie są tak dobre dla organizmu jak zdrowy pokarm i ruch. Lekarze i farmakolodzy znaleźli na przykład sposób na obniżenie za pomocą leków, tak zwanych statyn, zbyt wysokiego poziomu cholesterolu, który jest efektem niewłaściwego odżywiania. Ta grupa leków blokuje wprawdzie syntezę cholesterolu, jednak przyczynia się do tego, że organizm zaczyna poszukiwać alternatyw, żeby wytworzyć cholesterol. To z kolei pociąga za sobą skutki uboczne. Nie dla każdego zatem pacjenta leczenie statynami będzie korzystne.
Idealna terapia wygląda inaczej. Wiele korzyści, nie tylko w leczeniu hipercholesterolemii, ale także w profilaktyce, przynoszą zmiana sposobu odżywiania i regularny ruch.
Dla organizmu byłoby korzystniejsze, gdybyśmy gorzej przyswajali pokarm, ale ewolucja kazała wygrać innym genom. Nie zamierzała konkurować z lodówkami, chodziło jej jedynie o przeżycie, a w pradawnych czasach oznaczało to skuteczne dostosowanie się do świata, który często jej nie sprzyjał. Zimy bywały ostre i ubogie w pożywienie, a doświadczenie uczyło, że palmy daktylowe owocują co drugi rok. Trzeba było postępować mądrze. Organizm więc szybko gromadził obfite rezerwy tłuszczu na złe czasy. Osobniki dobrze przyswajające pokarm, czyli te z większą ilością tłuszczyku pod skórą, który pomagał im przetrwać gorsze okresy, miały większe szanse na rozmnożenie się. Zdolność do odkładania wystarczającej ilości tłuszczu była przekazywana kolejnym pokoleniom. Dziś jednak zachodnia cywilizacja praktycznie nie zna klęski głodu, rezerwy tłuszczu zatem stają się nieprzydatne. Żadne okoliczności zewnętrzne nie wymagają ich zużywania. W efekcie coraz powszechniej trapią nas nadwaga i choroby będące jej skutkiem.
Gdyby to chodziło o samochód, zapewne wymienilibyśmy go na inny model – zamiast rozbijać się terenówką po polnych drogach (i polować na mamuty), przesiedlibyśmy się do mniejszego auta miejskiego. Organizmu ludzkiego nie da się jednak wymienić, bo ewolucja ukształtowała naszą przemianę materii przed setkami tysięcy lat. Pozostaje nam jedynie zmiana paliwa, i to zarówno jego rodzaju, jak ilości. Powinniśmy przestawić się na lżejszy i zdrowszy pokarm oraz przyswajać znacznie mniej pożywienia (a do tego stosować regularnie posty). Nie biegamy już przecież codziennie sześć godzin po świeżym powietrzu, a zamiast tego przez jedną trzecią doby siedzimy bez ruchu. Zmiana paliwa, czyli pokarmu, to doprawdy jedyne sensowne rozwiązanie.
Jeżeli zaczniemy się odżywiać (znowu) zdrowiej i pościć (znowu) częściej, mamy duże szanse w doskonałej formie dożyć sędziwego wieku.
Już w starożytnej Grecji ojciec medycyny Hipokrates (460–370 r. p.n.e.) uważał diaita (sposób odżywiania się i tryb życia) za podstawę każdej terapii. Co ciekawe, w leczeniu otyłości zalecał aktywność fizyczną i tylko jeden duży posiłek w ciągu doby, czyli typowy post interwałowy!
Także w naszej tradycji regularne powstrzymywanie się od jedzenia zakorzenione jest od setek lat. Post znają wszystkie religie świata. Uważa się go za czas refleksji i skupienia, a dobrowolna rezygnacja z pokarmu jest wyrazem wiary i pokory. Ponadto sprzyja wyostrzeniu zmysłów i jasności myślenia, wprowadza organizm w stan pobudzenia i euforii. W procesie ewolucji miało to duże znaczenie, bo dzięki temu nasi przodkowie nie przeoczyli ani grzybów ukrytych w trawie, ani dzikiej zwierzyny kryjącej się w krzakach. Inaczej mówiąc – dzięki wyostrzonym zmysłom łatwiej im było zbierać pokarm i polować na zwierzynę.
Religia chrześcijańska nakazuje post przez czterdzieści dni, od Środy Popielcowej do Wielkanocy, z wyjątkiem niedziel. Pod koniec swojego postu Jezus był wodzony na pokuszenie, ale nie dał się skusić. Kiedy diabeł podszeptywał mu: „Jeżeli jesteś Synem Bożym, powiedz, aby te kamienie stały się chlebem”, odrzekł: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Ewangelia wg św. Mateusza 4, 3–4). W prawosławnym Kościele Grecji post przypada na różne okresy i trwa w sumie przez 180–200 dni w roku. Kościół ten praktykuje post częściowy, w czasie którego rezygnuje się przede wszystkim z mięsa. Żydzi poszczą przez dwadzieścia pięć godzin przed świętami Purim i Paschy oraz w czasie Jom Kippur. Pościł także prorok Mahomet, kiedy udawał się systematycznie na medytacje na górę Hira, na której w 610 roku doznał pierwszego objawienia. W miesiącu ramadan, który jest dziewiątym miesiącem islamskiego kalendarza księżycowego, otrzymał tam Koran. Dlatego wielu spośród 1,6 miliarda muzułmanów na całym świecie pości podczas ramadanu, powstrzymując się od wschodu do zachodu słońca od jedzenia i picia. Hinduscy sadhu żyją w ascezie przez całe życie, a w buddyzmie wiele osób pości w Wesak, które jest najważniejszym buddyjskim świętem. Buddyzm therawada nakazuje post interwałowy – dozwolone jest spożywanie jednego posiłku w ciągu dnia między późnymi godzinami porannymi a południem.
Już w czasach antycznych dostrzeżono, że post korzystnie wpływa na zdolności bojowe żołnierzy i ich gotowość do walki. Praktykowali go przed bitwą Spartanie i Persowie. W Starym Testamencie znajdujemy informację, że żydowscy powstańcy Machabeusze pościli przez trzy dni przed wyruszeniem do walki przeciwko królowi Antiochowi. W X w. n.e. niemiecki cesarz Otto I przed decydującą bitwą z Węgrami zabronił swoim wojom spożywania pokarmów.
Zdrowotne działanie postu – od antyku do współczesności
O skuteczności postu był przekonany grecki pisarz Plutarch (ok. 45–125 r. n.e.). Zalecał: „Zamiast przyjmować lek, lepiej zachowaj dziś post”. Podobne cytaty znajdziemy u Platona i jego ucznia Arystotelesa. Nie powinno nas dziwić, że poszczenie chwalą nie tylko religie, ale także filozofowie. Jak już wspomniałem, rezygnacja z pożywienia wyostrza zmysły, uwagę i jasność myślenia.
Późniejsi pisarze też sporo miejsca poświęcili postom. Mark Twain na przykład twierdził: „Niewielki głód może dla chorego uczynić więcej dobrego niż najlepsze leki i lekarze”. Post okazał się ratunkiem dla Amerykanina Uptona Sinclaira. Przez wiele lat zbierał on materiał do książki Grzęzawisko poświęconej nieludzkim warunkom panującym w rzeźniach Chicago. Przypłacił to silnym stresem i ciężką chorobą. Leczenie konwencjonalne nie przyniosło efektów, dopiero post przyczynił się do poprawy jego zdrowia. W 1911 roku opublikował książkę The Fasting Cure, w której opisał swoje doświadczenia związane z postem. Sinclair dożył dziewięćdziesiątki i do śmierci pozostał fanem postu.
W tym czasie pojawili się już lekarze, którzy leczyli pacjentów postem i dzielili się swoimi robiącymi wrażenie sukcesami. Brytyjczyk Henry S. Tanner (1831–1918), który przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, pierwszy post przeprowadził w 1877 roku (pościł przez czterdzieści dni). Mniej więcej w tym samym czasie swoje sukcesy lecznicze udokumentował leczący postem amerykański lekarz Edward H. Dewey (1837–1904).
Ale dopiero współczesna medycyna i biologia molekularna zdołały udowodnić korzystny wpływ postu na zdrowie w sposób naukowy. W tym i kolejnych rozdziałach opiszę spektakularne przypadki terapeutycznego działania postu i restrykcyjnego ograniczenia kalorii w leczeniu wielu chorób przewlekłych. Post jest skuteczny zarówno w leczeniu, jak i w profilaktyce i zasłużenie cieszy się coraz większą popularnością. Według ankiety przeprowadzonej w 2017 roku przez Forsa (Niemieckie Towarzystwo Badań Socjologicznych i Analiz Statystycznych) w ciągu pięciu lat odsetek poszczących w Niemczech od Środy Popielcowej wzrósł z 15 do 59 procent.
Gerontolog Valter Longo z Uniwersytetu Południowej Kalifornii został w 2018 roku ze względu na swoje zasługi w badaniach nad postem uznany przez „Time Magazine” za jednego z pięćdziesięciu najbardziej wpływowych ludzi w dziedzinie profilaktyki chorób (health care). Jego prace naukowe dotyczące postu okazały się przełomowe, a ja jestem niezmiernie szczęśliwy, że od pewnego czasu ściśle współpracujemy przy pewnych projektach naukowych.
Aktualnie najważniejszą sprawą jest sposób poszczenia. Kwestia, czy post jest zdrowy, została już dawno rozstrzygnięta. Z obszernego rozdziału poświęconego postowi dowiecie się, jak zwalczać choroby za pomocą tej terapii i jakie są szanse na sukces w leczeniu oraz profilaktyce (patrz s. 165 i kolejne).
Oczywiście nie życzę nikomu, żeby doświadczył głodu, ale wszystkim nam zrobi dobrze, jeżeli z przyczyn zdrowotnych dobrowolnie powstrzymamy się od jedzenia.
Bez przesady można stwierdzić, że nasze dzisiejsze nawyki żywieniowe uległy wynaturzeniu. Badania dowodzą, że większość ludzi jada do dziesięciu razy dziennie. Prawie nikt nie zna już prawdziwego uczucia głodu. Dostarczamy organizmowi kalorii nie tylko w czasie posiłków, ale także między nimi, właściwie nieprzerwanie.
Ale nie chodzi tylko o ilość. My, ludzie, lubimy smakować jedzenie. Przed wiekami znaliśmy jedynie słodycz dojrzałych owoców, z rzadka tylko potrawy słodzono miodem. Dziś przemysł spożywczy zasypuje nas cukrem. Na rynku nie ma już prawie produktów, które by go nie zawierały. Obok mięsa to właśnie cukier sprawia, że odchodzimy od zdrowych tradycyjnych nawyków żywieniowych.
Prapostacią zdrowej diety śródziemnomorskiej (patrz s. 48 i kolejne) była dieta kreteńska. W 2017 roku odwiedziłem Kretę i stwierdziłem, że już prawie nigdzie nie dostanie się tradycyjnego pełnoziarnistego podpłomyka. Za to bez problemu można kupić dosładzane białe pieczywo i nieograniczone ilości słodkich wypieków. I wobec tego nie dziwi wcale, że w Grecji żyje aktualnie więcej osób z nadwagą niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim, a ryzyko wystąpienia zawału serca jest również najwyższe w Europie. Paradoksem się wydaje, że „wynalazcy” najzdrowszego sposobu odżywiania to dziś ludzie chorzy i cierpiący na nadwagę!
Jak nigdy dotąd przez cały rok mamy dostęp do najrozmaitszych owoców, warzyw i przypraw. Skutkiem tego jednak nasze odżywianie w żaden sposób nie wiąże się już z sezonowością występowania niektórych produktów ani z miejscem ich pochodzenia. I najprawdopodobniej jest to niekorzystne dla mikrobiomu, dla jelit (patrz s. 31 i kolejne), a zakłada się, że także dla naszych genów. Instynktownie zresztą czujemy, że truskawki, pomidory czy melony leżące w grudniu na półkach supermarketów to coś nienaturalnego. Ich smak zazwyczaj pozostawia wiele do życzenia, a zawartość witamin i składników odżywczych także jest wątpliwa wskutek przerwania procesu dojrzewania – produkty zazwyczaj ładuje się do kontenerów, kiedy są jeszcze zielone.
Moja rada: zastanówcie się zawsze, czy importowany owoc lub warzywo pasuje do aktualnej pory roku lub którejś regionalnej potrawy. Jeżeli nie, zrezygnujcie z zakupu zamorskiego rarytasu!
Mądry mechanizm ochronny ewolucji
Ciążowe nudności to mechanizm, który wykształcił się w toku ewolucji, aby chronić embrion przed toksynami. Kobiety spodziewające się potomka silnie reagują na zapachy, gorzki smak oraz na produkty zwierzęce i dzięki temu wybierają żywność, która jest zdrowa dla ich dziecka, i rezygnują z produktów potencjalnie szkodliwych.
Fakt, że kobiety w ciąży reagują niechęcią na mięso, ryby oraz jajka, tłumaczy się tym, że od dawien dawna były one siedliskiem pasożytów. Badanie o zasięgu światowym przeprowadzone na dwudziestu siedmiu różnych społecznościach o odmiennych tradycjach wykazało, że w dwudziestu spośród nich ciężarne odczuwały mdłości. W siedmiu, którym ta dolegliwość nie była znana, dominował jadłospis wegetariański, opierający się głównie na kukurydzy. Mdłości są więc wykształconym przez ewolucję mechanizmem ochronnym, działającym zresztą nie tylko u kobiet spodziewających się dziecka.
W przypadku nowoczesnych produktów spożywczych ten mechanizm często osłabiają składniki dodatkowe (cukier lub sól). Bez tych „substancji maskujących” oszczędzilibyśmy sobie wielu chorób, a tym samym wiele cierpienia. Ale lemoniady bez cukru nikt by nie pił, słodycze bez cukru straciłyby swój urok, a gotowych sosów bez wzmacniaczy smaku nikt by nie kupował.
Co ciekawe, prawie wszystkie owoce są z natury nietrujące. Wyglądają tak ładnie, żeby zachęcić ludzi i zwierzęta do ich spożycia, bo tylko wtedy nasiona zostaną rozniesione po świecie. Oczywiste jest zatem, że rośliny zazwyczaj chronią swoje nasiona przed toksynami. Często osłaniają je skórką naszpikowaną naturalnymi substancjami ochronnymi. Innych niż owoce części roślin zazwyczaj unikamy albo przyrządzamy je tak, by nadawały się do strawienia. Natura „przemyślała” wszystko perfekcyjnie.
Podsumowanie
► Przez prawie 100 tysięcy lat historii Homo sapiens przeplatały się fazy spożywania pokarmu i długie okresy głodu. Bardzo długo podstawę pożywienia stanowił urozmaicony pokarm roślinny.
► Dopiero 12 tysięcy lat temu wraz z uprawą ziemi, hodowlą bydła oraz gromadzeniem zapasów zaczął się okres regularnego, ale też jednostronnego odżywiania się. A w „nowoczesnym” jadłospisie pojawiły się duże ilości białek zwierzęcych.
► Od połowy ubiegłego wieku mieszkańcy krajów uprzemysłowionych mają prawie nieograniczony dostęp do produktów spożywczych. Nowoczesne produkty spożywcze, bogate w cukier, sól i substancje dodatkowe, oraz możliwość jedzenia przez całą dobę zmieniły nasze nawyki żywieniowe w sposób dotąd niespotykany.
► Równocześnie dramatycznie zwiększa się liczba osób z nadwagą i cierpiących na choroby przewlekłe. Nic dziwnego, bo w zasadzie nasze geny i przemiana materii od 100 tysięcy lat prawie się nie zmieniły. Dlatego dla ludzkiego organizmu, przez setki tysięcy lat przyzwyczajonego do przerw w jedzeniu i do urozmaiconego, głównie roślinnego pokarmu, dzisiejszy sposób odżywiania się jest trujący.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Dział zamówień: +4822 6286360
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz