Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kto nie zna dokuczliwego i doskwierającego – niekiedy latami – poczucia żalu z powodu niezrobienia czegoś, niewykorzystania jakiejś szansy, zawahania się przed podjęciem decyzji, która mogłaby zmienić nasze życie… Autor dzięki praktycznym poradom i ćwiczeniom pokazuje, jak poradzić sobie z tym niszczącym poczuciem żalu, które nie pozwala nam z satysfakcją spojrzeć na nasze życie i cieszyć się swoimi osiągnięciami. Czerpiąc m.in. z filozofii buddyjskiej, pomaga nam zmienić podejście i unikać choroby objawiającej się słowami: „Będę szczęśliwy, kiedy. . . ”. Dr Marshall Goldsmith jest autorem i redaktorem 41 książek, które sprzedały się w ponad 2,5 miliona egzemplarzy, zostały przetłumaczone na 32 języki i stały się bestsellerami w 12 krajach. Dr Goldsmith ma ponad 1,3 miliona obserwujących na LinkedIn. Jego filmy na YouTube mają ponad 3 miliony wyświetleń. Setki jego artykułów, wywiadów, felietonów i filmów są dostępne online na stronie www.MarshallGoldsmith.com do przeglądania i udostępniania. Odwiedzający oglądali, czytali, słuchali, pobierali lub udostępniali jego zasoby dziesiątki milionów razy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 378
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginalny: The Earned Life: Lose Regret, Choose Fulfillment
Menedżer projektu: Justyna Malatyńska
Przekład: Magda Witkowska
Redakcja: Agnieszka Szajewska
Korekta: Marta Mandżak-Matusek
Projekt okładki: Michał Duława
Skład i łamanie: Amadeusz Targoński | targoński.pl
Grafiki: Nigel Holmes
Opracowanie e-wydania:
Copyright © 2022 by Marshall Goldsmith, Inc.
All rights reserved
All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form.
This edition published by arrangement with Currency, an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLC
Copyright © 2023 for the Polish edition by MT Biznes Ltd.
All rights reserved.
Copyright © 2023 for the Polish translation by MT Biznes Ltd.
All rights reserved
Warszawa 2023
Ten ebook jest materiałem chronionym prawem autorskim i nie może być kopiowany, reprodukowany, przenoszony, rozpowszechniany, wypożyczany, licencjonowany, wykonywany publicznie ani używany w jakikolwiek sposób, z wyjątkiem przypadków wyraźnie dozwolonych na piśmie przez wydawcę, zgodnie z warunkami, na jakich został zakupiony lub ściśle dozwolonym przez obowiązujące prawo autorskie. Jakiekolwiek nieautoryzowane rozpowszechnianie lub wykorzystywanie tego tekstu może stanowić bezpośrednie naruszenie praw autora i wydawcy, a osoby odpowiedzialne mogą ponosić odpowiedzialność prawną.
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
MT Biznes Sp. z o.o.
www.laurum.pl
ISBN 978-83-8231-239-3 (format epub)
ISBN 978-83-8231-240-9 (format mobi)
Wybitni liderzy, myśliciele i coache o Marshallu Goldsmithie i książce Żyj dobrze, niczego nie żałuj
W mojej 50-letniej karierze szkoleniowca oraz coacha menedżerów miałem olbrzymie szczęście pracować z wieloma najwybitniejszymi liderami w Ameryce. Teoretycznie to ja powinienem uczyć ich, w praktyce jednak nauczyłem się od nich więcej niż oni ode mnie. Liderzy, myśliciele i trenerzy, którzy wypowiadają się poniżej, byli uprzejmi zarekomendować moją pracę oraz książkę Żyj dobrze, niczego nie żałuj. Chcąc pomóc czytelnikom zrozumieć doniosłe osiągniecia tych osób, pod każdą wypowiedzią dodałem własne uwagi (oznaczone kursywą).Dzielę się tym, czego się dowiedziałem, w nadziei, że moja książka pomoże ci tak samo jak ci wybitni ludzie pomogli mnie.
− Marshall Goldsmith
***
„Moje życie zmieniło się na lepsze, odkąd zacząłem pracować z Marshallem Goldsmithem. Od tamtego momentu jego mądrość, współczucie i zaangażowanie były dla mnie wsparciem w podejmowaniu ważnych decyzji. W jego społeczności 100 Trenerów wszyscy nawzajem motywujemy się w dążeniu do spełnienia i unikania żalu z powodu tego, że czegoś nie zrobiliśmy. Czytając tę wspaniałą książkę, spróbuj usłyszeć głos Marshalla. Wiedz, że możesz stawić czoła czekającym cię wyzwaniom, że możesz zacząć wszystko od nowa. Podążając za jego radami, dzień w dzień wychodzę z domu i – z pokorą i pasją – staram się dobrze iść przez życie”.
− Dr Jim Yong Kim, były prezes Banku Światowego
Jako założyciel Partners in Health, a później prezes Banku Światowego, Jim kierował akcjami humanitarnymi, które miały olbrzymi wpływ na losy krajów rozwijających się i pomogły uratować życie milionów ludzi.
***
„Istotą coachingu Marshalla Goldsmitha jest pomóc wszystkim i każdemu z osobna, w tym mnie, w odnalezieniu szczęścia i spełnienia, jak również być coraz lepszym dla samego siebie i dla osób, którym się przewodzi. Poprzez tę książkę Marshall poszerza zakres swego oddziaływania na wszystkich czytających. Cóż za wielki dar dla nas – dar, który pomoże nam stać się tym, kim chcemy być, a także spełnić się w życiu, w którym nie będziemy niczego żałować. Marshall, dziękuję! Twoja książkawymiata!”
− Alan Mulally, były dyrektor generalny Forda
Alan był dyrektorem Boeing Commercial Airlines po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku oraz dyrektorem generalnym Forda po kryzysie finansowym, więc kierował dwoma świetnymi i inspirującymi amerykańskimi przedsiębiorstwami w kryzysowych momentach.
***
„Poprzez niesamowite wsparcie coachingowe oraz przyjaźń Marshall Goldsmith bez wątpienia pomógł mi zostać lepszym liderem i bardziej szczęśliwym człowiekiem. Być może największy wpływ, jaki na mnie wywarł, dotyczył informacji zwrotnej. Pomógł mi nauczyć się ją przyjmować, dowiadywać się, jak jestem postrzegany, a następnie stosować feedforward, by wprowadzać zmiany na lepsze. W swojej książce ten najbardziej podziwiany coach na świecie dzieli się jednymi ze swoich najbardziej istotnych i wartościowych spostrzeżeń na temat tego, jak zapewnić sobie szczęśliwe i satysfakcjonujące życie”.
− Hubert Joly, były dyrektor generalny Best Buy
Gdy Hubert przechodził do Best Buy, firmie wróżono bankructwo. Tymczasem po ośmiu latach jego pracy na stanowisku dyrektora generalnego osiągnęła ona niesamowity wzrost i znakomitą rentowność. Swoją wspaniałą historię opisał w bestsellerowej książce The Heart of Business.
***
„Życie wypełnione jest wieloma wspaniałymi rzeczami. W moim jedną z nich jest Marshall Goldsmith. Od pierwszego dnia naszej współpracy, czyli jeszcze od czasów, gdy kierowałam Girl Scouts, zawsze pozostawał szczególnym towarzyszem moich osobistych i zawodowych doświadczeń. W tej książce uczy nas czegoś jakże ważnego – pokazuje nam, jak wieść dobre, spełnione życie. Stworzył arcydzieło, które musisz przeczytać!”
− Frances Hesselbein, była dyrektor Girl Scouts of USA
Jako dyrektor Girl Scouts Frances wywarła tak wielki wpływ na świat, że została odznaczona Prezydenckim Medalem Wolności. Peter Drucker, legenda zarządzania, określił ją mianem najlepszej menedżerki, jaką spotkał na swej drodze.
***
„Marshall Goldsmith ma niesamowity dar – rozmawia ze mną przez pięć minut i potrafi przekazać mi w tym krótkim czasie inspirujące przemyślenia na temat przywództwa i rozwoju, jednocześnie pilnując, żebym koncentrował się na tym, co istotne. To jest naprawdę coś! W czasie pandemii COVID-19, gdy Pfizer odgrywa kluczową rolę w ochronie i ratowaniu życia ludzi, polegam na Marshallu jeszcze bardziej. Rozmawiamy nie tylko o sprawach zawodowych, ale też po prostu gawędzimy o życiu. Jest wspaniałym coachem, nauczycielem i autorem książek”.
− Albert Bourla, dyrektor generalny, Pfizer
Jako dyrektor generalny Pfizera Albert niestrudzenie prowadził tę firmę w obliczu jednego z największych wyzwań, przed jakimi stanęła ludzkość w naszych czasach. Niesamowity sukces tej organizacji nie ma precedensu w historii opracowywania nowych leków.
***
„Marshall Goldsmith jest mędrcem na miarę współczesnego świata. W każdej swojej książce, w każdym wystąpieniu, na każdym spotkaniu i w każdej interakcji dzieli się swoją uczciwością, współczuciem i mądrością”.
− Asheesh Advani, dyrektor generalny, Junior Achievement Worldwide
Junior Achievement to przedsięwzięcie nominowane do Pokojowej Nagrody Nobla w 2022 roku za wysiłek włożony w ekonomiczne wzmocnienie młodych ludzi na całym świecie.
***
„Niepowtarzalne podejście Marshalla Goldsmitha do coachingu nie tylko okazało się dla mnie wyzwaniem, ale także inspiracją do tego, abym został lepszym liderem i lepszym człowiekiem. W swojej nowej książce Marshall przedstawi ci proces budowania życia z poczuciem sensu. Filozoficzne i praktyczne podejście zawarte w tym tekście będą dla ciebie takim samym wyzwaniem, jakim dla mnie była praca z Marshallem”.
− James Downing, prezes i dyrektor generalny, St. Jude Children’s Research Hospital
Downing, onkolog pediatra, w 2014 roku objął stery St. Jude, placówki będącej światowym liderem w walce z rakiem u dzieci.
***
„Żyj dobrze i niczego nie żałuj to znakomite uzupełnienie dotychczasowego dorobku Marshalla. Rady zawarte w tej książce pomogą wam utrzymać kierunek, a niejednokrotnie także spokój i poczucie szczęścia podczas wykonywania waszych obowiązków”.
− Amy Edmonson, Novartis, profesor zarządzania, Harvard Business School
W 2021 roku Amy zajęła pierwsze miejsce w rankingu 50 Najbardziej Wpływowych Teoretyków Zarządzania na Świecie.
***
„Marshall Goldsmith dociera do istoty sprawy. Jeżeli ktoś chce budować swoje życie w poczuciu sensu, Marshall będzie dla niego znakomitym towarzyszem, przewodnikiem i kibicem. Jeśli ktoś nie zna go osobiście, ma olbrzymie szczęście, że może teraz sięgnąć po tę książkę!”
− John Dickerson, główny analityk polityczny w CBS News
John opracowuje reportaże do nowej ramówki CBS, w tym do programów Sunday Morning oraz CBS Evening News. Jest autorem bestsellera The Hardest Job in the World.
***
„Codziennie zwracam uwagę na wdzięczność za każdą chwilę. Jestem do tego stopnia zorientowany na cele, że potrafię zapomnieć, iż sukces i szczęście nie muszą się wzajemnie wykluczać. Dzięki uważniejszej obecności łatwiej jest mi pamiętać, by w podejmowanych decyzjach wykazywać się większym altruizmem. Marshall Goldsmith wydatnie mi w tym pomógł!”
− David Chang, restaurator i autor książek
Dave, założyciel przełomowej restauracji Momofuku, jest laureatem nagrody Jamesa Bearda, osobowością medialną oraz autorem bestsellerowych pamiętników Eat a Peach.
***
„Praca z Marshallem Goldsmithem to prawdziwe błogosławieństwo. Cały czas wspiera mnie w wysiłkach, które podejmuję, aby być lepszym człowiekiem, lepszą żoną, lepszą mamą i lepszym liderem. Podróż w jego towarzystwie to sama radość, nawet wówczas, gdy trzeba coś zasadniczo zmienić. Żyj dobrze i niczego nie żałuj doskonale oddaje istotę jego pracy oraz wpływ, jaki wywiera on na tak wielu z nas”.
− Aicha Evans, dyrektor generalna, Zoox
Aicha, była wiceprezes i dyrektor ds. strategii w Intel Corporation, trafiła na listę „Ones to Watch”, Najpotężniejszych Kobiet w Biznesie magazynu „Fortune”.
***
„Właśnie skończyłam czytać tę książkę. Dziękuję za to wspaniałe zaproszenie do głębszej rozmowy z samą sobą”.
− Nankhonde Kasonde-van den Broek, coach menedżerów, aktywistka, przedsiębiorca
Nankhonde została uznana za Najbardziej Wpływowego Coacha Przywództwa 2021 roku w rankingu Thinkers50.
***
„W swojej nowej książce Marshall Goldsmith w genialny sposób przedstawił zasady, które poznawaliśmy w toku ponad 400 godzin weekendowych rozmów w kameralnym gronie 60 najbardziej wyjątkowych osób z całego świata”.
− Mark C. Thompson, coach zarządzania
Mark jest autorem bestsellerów Admired oraz Success Built to Last. Wybitny specjalista w dziedzinie coachingu menedżerskiego, zaliczany do pierwszej dziesiątki Coachów Zarządzania Thinkers50.
***
„Miałem niesamowite szczęście poznać Marshalla Goldsmitha. Jest on częścią mojego życia i mogę się od niego uczyć, a także do wielu innych wyjątkowych ludzi w jego społeczności 100 Trenerów. Odegrał on bardzo istotną rolę w moim procesie przechodzenia od kariery zawodowego sportowca do następnego rozdziału w życiu”.
− Pau Gasol, były koszykarz NBA, dwukrotnie powołany do NBA All-Star
Pau to dwukrotny mistrz NBA, pięciokrotny olimpijczyk (trzykrotny medalista), prezes Gasol Foundation.
***
„Czy jest jeszcze ktoś oprócz Marshalla Goldsmitha, kto umiałby sprawić, że liderzy z całego świata nie będą się mogli doczekać weekendowych spotkań na Zoomie? Zebrał nieprawdopodobną grupę ludzi z najróżniejszych branż, byśmy mogli się ze sobą dzielić, uczyć i – co najważniejsze − »inwestować w przyszłość«. W ramach jego społeczności 100 Trenerów wszystkie rozmowy kręcą się wokół motywu »przywództwa z ludzką twarzą«. Jestem przekonana, że dużo się z tej książki dowiesz i że zachęci cię ona do dołączenia do nas i do inwestowania w przyszłość!”
− Michelle Seitz, prezes i dyrektor generalna, Russell Investments
Od 2017 roku w roli dyrektor generalnej Michelle prowadzi jedną z najlepszych i najskuteczniejszych na świecie firm inwestycyjnych.
***
„Marshall Goldsmith ratuje życie. W minionych 10 latach pozostawał głównym doradcą we wszystkich moich istotnych decyzjach zawodowych. To dla mnie zaszczyt należeć do jego społeczności 100 Trenerów. Marshall upraszcza to, co skomplikowane, codziennie nas inspiruje i rzuca nam wyzwanie wprowadzania trwałych zmian. W Żyj dobrze i niczego nie żałuj, najważniejszej z jego dotychczasowych książek, przypomina nam, że jeżeli ściśle powiążemy naszą tożsamość z osiąganiem celów, nasza własna ambicja zamieni się w wewnętrzną tyranię. Powinniśmy smakować tę podróż i nasze własne szczęście – to najważniejszy wybór, którego musimy dokonać”.
− Margo Georgiadis, była prezes i dyrektor generalna, Ancestry
Zanim Margo świetnie poprowadziła Ancestry przez proces transformacji, była dyrektor generalną w Mattel i zaliczano ją do grona 50 najpotężniejszych kobiet w biznesie.
***
„Marshall Goldsmith to genialny mentor, który potrafi pomóc odnaleźć szczęście i mądrość. Pomógł już tak wielu osobom, w tym mnie. Czyni dobro w hurtowych ilościach. Nie mogę się doczekać, aż czytelnicy zaczną zauważalnie zmieniać świat na lepsze dzięki temu, czego dowiedzą się z tej książki”.
− Sanyin Siang, specjalistka w dziedzinie coachingu menedżerskiego i doradztwa, pisarka
Założycielka i dyrektor Coach K Leadership & Ethics Center w ramach Fuqua School of Business przy Duke’s University, zajmuje pierwsze miejsce w rankingu najlepszych coachów Thinkers50, napisała książkę The Launch Book.
***
„Mam olbrzymi zaszczyt należeć do szacownej społeczności liderów Marshalla Goldsmitha. Posiada on niezwykłą i zadziwiającą umiejętność budzenia w nas wszystkiego tego, co ludzkie. Dociera do sedna każdej sprawy, osobistej i zawodowej, tworząc przy tym pozytywną i produktywną atmosferę. W ramach jego społeczności otwieramy się przed sobą, a to motywuje nas i inspiruje”.
− Sarah Hirshland, dyrektor generalna Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego i Paraolimpijskiego
Sarah to była wiceprezes ds. pozyskiwania klientów strategicznych w firmie Wasserman, następnie poprowadziła reprezentację olimpijską USA do udanego występu w Tokio już jako szefowa AKOiP.
***
„Żyj dobrze i niczego nie żałuj to Marshall Goldsmith w najlepszym wydaniu. Jednocześnie mądry, spostrzegawczy, empatyczny i praktyczny. Ta książka pomoże ci wieść bardziej kompletne i bardziej spełnione życie”.
− Jeffrey Pfeffer, profesor zachowań organizacyjnych w Graduate School of Business przy Stanford University
Jest profesorem na Stanfordzie od 1970 roku, opublikował ponad 50 książek, w tym Dying For a Paycheck oraz The Knowing-Doing Gap.
***
„Marshall Goldsmith nie owija w bawełnę, a ma przy tym cięty dowcip. Dostrzega nasze słabości i pomaga nam się doskonalić. Czasami nas namawia, innym razem opowie jakąś anegdotę, a gdy trzeba, to potraktuje mniej subtelnie, ponieważ niektórym z nas jest to potrzebne. Żyj dobrze i niczego nie żałuj i inne teksty Marshalla zapewniają mu pozycję coacha całego świata”.
− Tony Marx, prezes i dyrektor generalny, New York Public Library
Były rektor Amherst College, w 2011 roku został prezesem New York Public Library, gdzie przewodzi wielu innowacyjnym inicjatywom.
***
„Nie znam nikogo innego, kto tak jak Marshall Goldsmith umiałby sprawić, że niemożliwe staje się możliwe. Bez niego nie byłbym tu, gdzie jestem dzisiaj. Dzięki niemu moje życie jest bogatsze i fajniejsze. Żyj dobrze i niczego nie żałuj pomoże wam tak samo, jak Marshall pomógł mnie”.
− Martin Lindstrom, pisarz i specjalista w zakresie brandingu konsumenckiego
Martin jest założycielem Lindstrom Company, a także autorem bestsellerów Zakupologia i Small Data. Trafił na listę 100 Najbardziej Wpływowych Ludzi magazynu „Time”. To największy na świecie autorytet w tematyce brandingu.
***
„Marshall Goldsmith od lat zalicza się do największych teoretyków przywództwa na świecie, a mimo to pozostaje jednym z najlepszych i najbardziej troskliwych ludzi, jakich znam. Żyje pełnią życia, a jego książka pomoże wam robić to samo”.
− Ken Blanchard, autor książek, prelegent, konsultant biznesowy
Szanowany i kochany, ikona szkoleń menedżerskich. Ken to jeden z najpoczytniejszych pisarzy non fiction wszech czasów. Jego książki sprzedały się w ponad 23 milionach egzemplarzy.
***
„Marshall Goldsmith odmienił życie tysięcy ludzi na lepsze. Ja też należę do tego grona. Jego interesuje człowiek. Jest przezabawną osobą, która bardzo poważnie podchodzi do pomagania innym. To typ skromnego mnicha. Łączy przeciwstawne cechy, tworząc w ten sposób dużą i ponadczasową wartość”.
− Ayse Birsel, projektantka i pisarka
Ujęta w rankingu 100 Najbardziej Kreatywnych Ludzi w Biznesie magazynu „Fast Company”. Ayse należy do pierwszej dziesiątki w rankingu coachów Thinkers50, napisała książkę Design the Life You Love.
***
„Jako coach i doradca Marshall Goldsmith potrafi zaproponować idealną zmianę w idealnym momencie. Żyj dobrze i niczego nie żałuj to wspaniała książka”.
− Rita McGrath, profesor, Columbia Business School
Rita należy do grona najwybitniejszych światowych ekspertów w zakresie innowacyjności, została uznana najlepszym teoretykiem strategii Thinkers50, napisała książkę Seeing Around Corners.
***
„Wszyscy, którzy poznają Marshalla Goldsmitha, są zachwyceni jego geniuszem i szczodrością. Uczy i udziela się jako coach, a to, co zawarł w tej książce, pomoże ci zostać lepszym człowiekiem. Okazji na »doświadczenie Marshalla Goldsmitha« po prostu nie można przegapić”.
− Chester Elton, Adrian Gostick, autorzy książek
Chester i Adrian są autorami bestsellerów „New York Timesa” All In oraz Leading with Gratitude.
***
„W tej książce Marshall Goldsmith streszcza swoje rozległe doświadczenie coachingowe do postaci mądrego i inspirującego poradnika, który pomoże wam niczego w życiu nie żałować i zaznać spełnienia”.
− Safi Bahcall, fizyk, przedsiębiorca, autor książek
Safi należał do Rady Doradców Naukowo-Technologicznych prezydenta Obamy, jest autorem bestsellerowej książki Odlotowe pomysły.
***
„W Żyj dobrze i niczego nie żałuj Marshall Goldsmith uczy nas »odpuszczać«. Z niewzruszonym współczuciem i mądrością pokazuje nam, jak przestać żałować różnych rzeczy i zacząć się spełniać – bez względu na wiek i etap życia”.
− Sally Helgesen, coach, pisarka
Sally uzyskała tytuł Najlepszego Coacha dla Kobiet Liderów magazynu „Forbes”, jest autorką bestsellera How Women Rise.
***
„Marshall Goldsmith podarował mi szansę przeistoczenia możliwości w rzeczywistość. Przeczytaj tę książkę. Liczę, że na ciebie wpłynie tak samo”.
− Whitney Johnson, dyrektor generalna, Disruption Advisors
Whitney została zaliczona do pierwszej dziesiątki Najlepszych Teoretyków Zarządzania Thinkers50, jest autorką książki Smart Growth.
***
„Ta książka to pomocna dłoń, dzięki której będziecie żyć życiem takim, jakiego naprawdę pragniecie. Kiedy natomiast odwrócicie się od swoich marzeń, ta sama książka uderzy was w głowę”.
− Carol Kauffman, założycielka Institute of Coaching, Harvard Medical School
Carol została zaliczona do pierwszej dziesiątki Najlepszych Coachów dla Menedżerów Thinkers50.
***
„On znowu to zrobił! Żyj dobrze i niczego nie żałuj zawiera tyle pomysłów i narzędzi, że ma się poczucie, jakby Marshall Goldsmith osobiście wspierał nas coachingowo”.
− David Ulrich, profesor, Ross School of Business, University of Michigan
David to najwybitniejszy światowy teoretyk zarządzania zasobami ludzkimi, znany autor i członek Thinkers50 Hall of Fame.
Inne książki Marshalla Goldsmitha i Marka Reitera:
Sukces… i co dalej?
Mojo: How to Get It, How to Keep It, How to Get It Back If You Lose It
Wyzwalacze. Nowe zachowania, trwałe nawyki, lepsze życie
Dla dr. R. Roosevelta Thomasa Jr. (1944–2013)
za wszystkie jego spostrzeżenia i wsparcie
oraz dla Annik LaFarge za to, że nas poznała.
Nie myśl, że jestem, czem niedawno byłem
— William Shakespeare, Król Henryk IV
Kilka lat temu, za czasów prezydentury George’a W. Busha, na jednej z konferencji poświęconych zagadnieniu przywództwa miałem okazję poznać człowieka imieniem Richard. Wspierał on od strony biznesowej artystów, pisarzy i muzyków. Kilku naszych wspólnych znajomych przekonywało mnie, że wiele nas łączy. Richard mieszkał w Nowym Jorku, gdzie ja właśnie kupiłem mieszkanie. Umówiliśmy się więc, że przy okazji mojej najbliższej wizyty w mieście zjemy razem kolację. On w ostatniej chwili odwołał jednak to spotkanie, nie podając żadnego konkretnego powodu. No cóż.
Kilka lat później, już za rządów Obamy, w końcu udało nam się zobaczyć. Jak słusznie przewidywali nasi znajomi, od razu znaleźliśmy wspólny język. Świetnie nam się rozmawiało, dużo się śmialiśmy. W pewnym momencie Richard zaczął mnie przepraszać za to, że tamto nasze wcześniej umówione spotkanie nie doszło do skutku. Wyraził przekonanie, że gdyby sprawy potoczyły się inaczej, zjedlibyśmy razem więcej posiłków i więcej razy byśmy się dobrze bawili. Stwierdził, że „zmarnowaliśmy” przez to parę lat. Żartował oczywiście, ale w jego głosie pobrzmiewała nuta melancholii – zupełnie jakby popełnił życiowy błąd i teraz starał się za niego odpokutować.
Miał w zwyczaju wracać później do tej myśli tak ze dwa czy trzy razy w ciągu roku podczas naszych kolejnych spotkań w Nowym Jorku. Za każdym razem mówiłem mu: „Daj spokój. Przyjmuję przeprosiny”. Za jakiś czas jednak, w trakcie jednej z kolacji, Richard opowiedział mi pewną historię.
Sięgnął pamięcią do czasów, gdy ukończył szkołę średnią na przedmieściach w Maryland. Szkoła niezbyt go pociągała i nie miał pomysłu na studia, więc zaciągnął się do wojska. Nie został wysłany do Wietnamu, spędził trzy lata w bazie wojskowej w Niemczech, a potem powrócił w rodzinne strony i postanowił studiować. Miał 21 lat i wreszcie konkretny pomysł na siebie. Lato przed rozpoczęciem nauki przepracował jako taksówkarz w Waszyngtonie. Pewnego razu wiózł z lotniska do Bethesdy młodą studentkę, która wracała do Stanów Zjednoczonych po roku spędzonym w Niemczech.
„Staliśmy w korku przez godzinę, więc mogliśmy się wymienić wrażeniami z tego kraju”, powiedział Richard. „To była jedna z najbardziej niesamowitych godzin mojego życia. Ależ była między nami chemia. Gdy podjechaliśmy pod bardzo duży dom jej rodziców, zaniosłem jej torby aż pod sam ganek i chwilę się tam jeszcze kręciłem, zastanawiając się, co powinienem teraz zrobić. Chciałem się z nią jeszcze kiedyś zobaczyć, ale jako taksówkarzowi nie wypadało mi zapraszać pasażerki na randkę. Nie pozostawało mi nic innego, jak zapisać moje imię na wizytówce i wręczyć jej ze słowami: »Gdybyś się kiedyś wybierała na lotnisko, poproś dyspozytornię, żeby przysłali właśnie mnie«”.
„Ona odparła: »Fajnie by było«. Zabrzmiało to tak, jakbyśmy się faktycznie umawiali na randkę. Wskoczyłem do taksówki, ucieszony tą wizją. Ona wiedziała, jak się ze mną skontaktować, a ja wiedziałem, gdzie ona mieszka. W jakiś niepozorny sposób coś nas łączyło”.
Słuchałem Richarda i domyślałem się, do czego ta historia zmierza. To był przecież idealny materiał na komedię romantyczną. Chłopak i dziewczyna spotykają się przypadkiem, jedno gubi imię, numer telefonu czy adres tego drugiego, które czeka na próżno na kontakt – ale potem, po latach znów los ich ze sobą łączy i dawna znajomość rozkwita na nowo. Albo coś w tym stylu…
„Zadzwoniła kilka dni później i umówiliśmy się na następny tydzień”, opowiadał Richard. „Podjechałem pod jej dom, ale zatrzymałem się trzy przecznice dalej, bo musiałem się zebrać w sobie. To był dla mnie ważny wieczór. Wyobrażałem sobie, jak spędzam z tą dziewczyną całe życie, mimo że ona pochodziła ze znacznie lepszej rodziny niż ja. Potem jednak wydarzyło się coś zupełnie zaskakującego. Zamurowało mnie. Może to przez ten wielki dom, może przez elegancką okolicę, a może dlatego, że pracowałem jako taksówkarz. W każdym razie nie potrafiłem zebrać się na odwagę, żeby zapukać do jej drzwi. Nigdy się już więcej nie spotkaliśmy, a to moje tchórzostwo nie dawało mi spokoju przez 40 lat. To jeden z głównych powodów, dla których całe dorosłe życie upłynęło mi w samotności”.
Gdy dotarł do tego niepojętego, zaskakującego finału opowieści, głos uwiądł mu w gardle. Na jego twarzy malowało się takie poruszenie, że instynkt nakazał mi odwrócić wzrok. Spodziewałem się wzruszającej historii o niesamowitej pierwszej randce i dalszej świetlanej przyszłości, względnie słodko-gorzkiej opowiastki o kilku spotkaniach, w trakcie których oboje doszli do wniosku, że jednak do siebie nie pasują. Usłyszałem tymczasem relację przesyconą do bólu żalem, najsmutniejszą i najbardziej pustą z ludzkich emocji. Coś takiego radykalnie kładzie kres rozmowie i potem trudno cokolwiek powiedzieć. Nie przychodziło mi do głowy nic, co mogłoby mu przynieść ukojenie albo podnieść go na duchu. Żal to uczucie, którego nikomu nie życzę.
Książki o charakterze poradników generalnie starają się wspierać swoich czytelników w obliczu doniosłych wyzwań. Podpowiadają, jak się pozbyć zbędnych kilogramów, jak zdobyć pieniądze albo znaleźć miłość swojego życia. Ja w swoich wcześniejszych książkach skupiałem się na działaniach, które podejmujemy na styku planów zawodowych i troski o równowagę w życiu osobistym. W książce Sukces… i co dalej? pisałem o tym, jak wyzbyć się nieproduktywnych zachowań w miejscu pracy. W Mojo zajmowałem się zjawiskami, które tłumią impet. W Wyzwalaczach podpowiadałem, jak rozpoznać codzienne sytuacje, które skłaniają nas do dokonywania nietrafionych wyborów i powzięcia nieoptymalnych decyzji.
Tym razem zajmować się będziemy żalem.
Wychodzę z założenia, że oscylujemy w życiu między dwoma emocjonalnymi sprzecznościami. Na jednym biegunie znajduje się poczucie spełnienia, które rozpoznajemy na podstawie sześciu kryteriów:
cel,poczucie sensu,dokonania,relacje,zaangażowanie,szczęście.To właśnie na tych sześciu elementach skupiamy się w ramach naszych życiowych wysiłków[1]. Bardzo dużo czasu i energii poświęcamy na poszukiwanie celu i sensu życia. Chcemy, aby nasze dokonania spotykały się z uznaniem, i dbamy o relacje z innymi ludźmi. Staramy się angażować w to, czym się zajmujemy, no i dążymy do szczęścia. Wykazujemy się przy tym czujnością i determinacją, zdajemy sobie bowiem sprawę, jak kruche, ulotne i kapryśne są to zjawiska.
Na przykład szczęście wydaje się dość uniwersalnym wyznacznikiem naszego dobrostanu – i dlatego niejednokrotnie zastanawiamy się, czy jesteśmy w życiu szczęśliwi. Inni zresztą też nas często o to pytają. Tymczasem szczęście to w istocie jeden z najmniej trwałych stanów emocjonalnych. Potrafi prysnąć jak czar. Nos nas swędzi, więc się drapiemy. To nam przynosi ulgę i daje poczucie szczęścia. Zaraz potem jednak w pokoju pojawia się brzęcząca mucha, przez okno wpada chłodny podmuch wiatru albo naszych uszu dobiega odgłos kapania ze zlewu. I tak w kółko przez cały dzień. Szczęście raz po raz pojawia się i znika. Podobną chwiejnością charakteryzują się poczucie sensu, celu i zaangażowania, a także zadowolenie z relacji czy własnych dokonań. Osiągamy je i chwilę możemy się nimi cieszyć, ale zaraz potem gdzieś nam te wrażenia umykają.
Łudzimy się, że jeśli udałoby się wypracować stan równowagi między wysiłkami, wyborami i ryzykiem, jakie się wiąże z zabieganiem o sześć składników spełnienia, a nagrodą, którą można w ten sposób uzyskać, to wówczas osiągnęlibyśmy coś trwałego – zupełnie jakbyśmy nagle odkryli, że żyjemy w sprawiedliwym świecie równych możliwości. Przypominamy sobie: tego chciałem, na to pracowałem, a oto jest nagroda za mojej starania. Oto jest to, na co zasłużyłem. W ten prosty sposób staramy się opisywać nasze życiowe wysiłki. Jak się jednak za chwilę przekonamy, nie da się tak nakreślić pełnego obrazu dobrego życia.
Jak tu ujęła Kathryn Schulz w swoim wspaniałym wystąpieniu TED z 2011 roku, żal to „emocja, której doświadczamy, gdy nam się wydaje, że gdybyśmy w przeszłości zrobili coś inaczej, to obecnie znajdowalibyśmy się w lepszej sytuacji lub zaznawalibyśmy więcej szczęścia”. Żal to szatańska mieszanka sprawczości (sami na siebie sprowadziliśmy to, czego żałujemy – nie zaistniało to za sprawą nikogo innego) i wyobraźni (przed oczami staje nam wizja, w której dokonujemy w przeszłości innych wyborów, przez co teraźniejszość przedstawia się inaczej). Mamy nad żalem stuprocentową kontrolę, przynajmniej w tym sensie, że to my decydujemy o tym, jak często zapraszamy go do swojego życia i jak długo pozwalamy mu pozostać w naszych sercach. Niektórzy – jak choćby Richard – pozwalają mu się bez końca dręczyć i torturować, inni zaś starają się patrzeć przed siebie (choć wiedzą, że żal prędzej czy później upomni się o swoje i na pewno jeszcze się kiedyś odezwie).
Żale bywają oczywiście różne. Zupełnie jak koszulki, występują w rozmiarach S, M, L, XL, XXL, a nawet większych. Dla jasności zaznaczę, że nie zamierzam się w tej książce zajmować żalami w skali mikro – przypadkowymi potknięciami czy nieprzemyślanymi uwagami, które mogły obrazić tego czy tamtego kolegę z pracy. W takich sytuacjach szczere przeprosiny zwykle wystarczą, aby załatwić sprawę. Nie będę się też zajmować żalami średnich rozmiarów, takimi choćby jak tatuaż. Choć to właśnie tatuaż zainspirował Kathryn Schulz do wygłoszenia takiego, a nie innego wystąpienia podczas konferencji TED i choć myśl: „Co też mi odbiło?” pojawiła się w jej głowie natychmiast po opuszczeniu salonu, ostatecznie autorka jakoś się z tym wszystkim uporała… Uświadomiła sobie, że nieroztropna decyzja zachwiała jej pewnością siebie i naraziła na nieprzyjemne doświadczenia natury społecznej, w związku z czym w przyszłości postanowiła już podobnych błędów nie popełniać.
Rozważania nasze dotyczyć będą natomiast największych żalów natury egzystencjalnej, które często wpływają na losy człowieka i obarczają jego pamięć na długie dziesięciolecia. W takiej skali można żałować, że się zrezygnowało z posiadania dzieci – i że olśnienie w tej kwestii nastąpiło dopiero poniewczasie. Do tej kategorii zalicza się decyzja, aby „pozwolić odejść” bratniej duszy. Tak bardzo można też żałować, że się nie podjęło pracy marzeń, ponieważ wątpiło się we własne możliwości bardziej niż ci, którzy nas chcieli zatrudnić. Można też żałować, że się swego czasu niedostatecznie przykładało do nauki, albo po przejściu na emeryturę wzdychać nad tym, że w okresie aktywności zawodowej nie znalazło się czasu na rozwijanie zainteresowań.
Choć nie jest to łatwe, tego typu żalów egzystencjalnych można uniknąć, trzeba jednak w tym celu skupić się na poczuciu spełnienia. Pomocne jest także wypatrywanie różnych nowych szans i okazji, nawet gdy nam się wydaje, że wszystko jest w porządku i że w naszym życiu niczego nie brakuje. Najprostszym jednak sposobem na to, aby osiągnąć spełnienie, jest pozostać na nie otwartym.
Czytelnicy moich poprzednich książek doskonale wiedzą, jak wielkie żywię uznanie dla mojego przyjaciela Alana Mulally’ego. Alan jest dla mnie wzorem życia pod znakiem spełnienia i wolności od żalu.
W 2006 roku był dyrektorem generalnym Boeing Commercial Airplanes. Zaproponowano mu jednak taką samą posadę, tyle że w Ford Motor Company. Zwrócił się wtedy do mnie z pytaniem, czy powinien odchodzić z firmy, w której pracował przez całe życie. Miałem doświadczenie jako coach, wiedziałem więc, że zdołam mu doradzić. Znałem go jako świetnego lidera i uważałem, że poradzi sobie na każdym stanowisku kierowniczym. Od dłuższego czasu było dla mnie jasne, że spływają do niego oferty z wielu różnych firm – ale rzadko kiedy na tyle interesujące, żeby skłonić go choćby do rozważenia myśli o odejściu z Boeinga. Wiedziałem, że zdecydowałby się na to tylko wtedy, gdyby miał szansę dokonać czegoś naprawdę ważnego. Stawianie na nogi podupadającego Forda wydawało się taką szansą, postanowiłem więc przypomnieć Alanowi to, co mu już kiedyś mówiłem: pozostań otwarty.
Alan najpierw tę ofertę odrzucił, nie zapomniał o niej jednak i cały czas zastanawiał się nad tym, co należałoby zrobić, aby tchnąć nowe życie w motoryzacyjnego giganta. Rozpatrywał zadania stojące przed dyrektorem generalnych z wielu różnych punktów widzenia (to jeden z jego wielkich atutów). Kilka dni później przyjął propozycję. Potem skupiał się już tylko na tym, żeby osiągnąć jak największe spełnienie. O unikaniu żalu nie myślał[2].
Żalem będziemy się jednak zajmować tylko niejako w tle. Początkowo chciałem zatytułować tę książkę Recepta na żal, uznałem jednak, że w ten sposób wprowadzałbym czytelnika w błąd. Żal to przybłęda, który stuka do drzwi, gdy zdarzy nam się popełnić błąd i gdy sprawy się komplikują. Choć nie da się go całkowicie z naszego życia wykluczyć (i też nie byłoby to dobre, ponieważ bardzo skutecznie nas on uczy, czego w przyszłości robić nie należy), z pewnością warto go unikać. Na potrzeby naszych rozważań przyjmiemy, że żalu nie da się uniknąć całkowicie, ale należy ograniczać częstotliwość jego występowania. Uznamy żal za przygnębiającą przeciwwagę dla poszukiwania spełnienia pośród złożoności świata. Głównym zaś tematem książki uczynimy dążenie do życiowego spełnienia, które postanowiłem nazwać dobrym przeżywaniem życia.
Zasadnicze znaczenie dla naszych rozważań będzie miała koncepcja wpisująca nasze życie na poniższą oś łączącą dwa skrajne punkty, a mianowicie żal ze spełnieniem.
Gdyby to od nas zależało, z pewnością wolelibyśmy trzymać się bliżej prawej strony. Na etapie gromadzenia materiałów do tej książki rozmawiałem z różnymi znajomymi z pracy i dopytywałem, gdzie by się na tej skali umieścili. Trudno co prawda mówić w tym przypadku o jakiejkolwiek naukowości, zastanawiało mnie jednak, co skłania ludzi do umiejscowienia się bliżej spełnienia niż żalu. Zastanawiałem się również, w którym konkretnie punkcie tej osi się widzą. Ankietę przeprowadziłem w gronie osób ze wszech miar zasługujących na miano „ludzi sukcesu”. Wszyscy uczestnicy mojego badania mogli się poszczycić dobrym zdrowiem, pochwalić rozlicznymi dokonaniami zawodowymi, a także wysokim statusem społecznym i sporym majątkiem. Z całą pewnością cieszyli się też szacunkiem, który idzie w parze z życiowymi osiągnięciami. Wyobrażałem sobie zatem, że większość z nich ustawi siebie bardzo blisko prawego krańca skali. Wszystko wskazywało przecież na to, że są w życiu bliscy niemal całkowitego spełnienia.
Jakże byłem głupi, tak sądząc! Przekonałem się, że nikt z nas nie wie, o czym marzy drugi człowiek, a tym samym nie może wiedzieć, jak wielkiego doświadcza w życiu rozczarowania czy żalu. Jeżeli chodzi o te kwestie, niczego nie powinniśmy przewidywać czy zakładać, nawet gdy wydaje nam się, że dobrze znamy drugą osobę. Poniżej przedstawiam rysunek, na którym zaznaczyłem punkt wskazany przez jednego z europejskich dyrektorów generalnych, człowieka imieniem Gunther, który cieszy się wielkim uznaniem w swojej branży, ale żałuje, że poświęcił życie rodzinne dla kariery.
Gdy go poprosiłem, aby ocenił swoje poczucie spełnienia, Gunther stwierdził, że tradycyjne wskaźniki sukcesu – w jego przypadku osiągające bardzo wysokie wartości – nijak się mają do skali porażki, jakiej zaznał w roli męża i ojca. To niepowodzenie przyćmiło wszelkie jego osiągnięcia, zupełnie jak gdyby zmarnował życie, zabiegając nie o to, co trzeba.
Podobnie sprawa się miała w przypadku Aarin, którą wspierałem jako coach. Wydawało mi się, że ona osiąga w swoim życiu wszystko, a nawet jeszcze trochę, więc jest z siebie zadowolona i niewielu rzeczy żałuje. Aarin przyjechała do Stanów Zjednoczonych z Nigerii mając 11 lat, zrobiła studia inżynieryjne i zdobyła specjalistyczne doświadczenie, wysoko cenione przez firmy zajmujące się budową wieżowców, mostów, tuneli i innych dużych konstrukcji. Gdy z nią rozmawiałem, miała nieco ponad 50 lat, męża i dwoje dzieci na studiach. Jako imigrantka z Afryki mocno się wyróżniała na tle swoich kolegów i koleżanek po fachu, więc właściwie musiała sama dla siebie nakreślić drogę rozwoju zawodowego. Uważałem, że to coś naprawdę godnego podziwu. Pracowaliśmy razem od sześciu lat, więc sądziłem, że wiem, o czym Aarin marzy, a o czym myśli z niechęcią. I dlatego jej dość pesymistyczna ocena swojej sytuacji raczej mnie zaskoczyła.
Jak to możliwe, żeby ktoś taki jak ona odczuwał raczej żal niż spełnienie? Aarin tymczasem powiedziała o swoim życiu, że jest „zasadniczo spełniona”, ponieważ „nie ma na co narzekać”. Żal ją tymczasem przytłaczał. Dotyczył bynajmniej nie tego, co udało jej się osiągnąć, lecz tego, czego nie osiągnęła, choć we własnym przekonaniu mogła. Cokolwiek robiła, nie potrafiła uwolnić się od myśli, że nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Żałowała, że gdy bierze zlecenie, które pozwala jej pokryć koszty stałe i wypłaty pracowników, przestaje wkładać tyle energii w poszukiwanie kolejnych klientów. Zastanawiała się, dlaczego właściwie nie zatrudnia kogoś, kto pilnowałby tych kilku równolegle realizowanych projektów, aby ona sama mogła się skupić na pozyskiwaniu następnych zleceń. „Wszystkim się wydaje, że ja tak strasznie cisnę”, powiedziała. „A ja tak naprawdę jestem szarą myszą w eleganckich ciuchach. Na co dzień czuję, że udaję kogoś, kim nie jestem, że nie zasługuję na to wysokie wynagrodzenie, które pobieram, ani na te wszystkie słowa uznania. Z przerażeniem myślę o tym, że pewnego dnia prawda wyjdzie na jaw”.
Najwyraźniej mieliśmy jeszcze przed sobą sporo pracy coachingowej…
Każda taka odpowiedź bardzo mnie zaskakiwała. Nagle się okazywało, że ludzie, których wcześniej kojarzyłem z życiowym spełnieniem, noszą w sercu wiele żalu.
Organizując tę czysto arbitralną i zupełnie nienaukową ankietę, spodziewałem się odpowiedzi takich jak ta, której udzielił Leonard, trader z Wall Street, który musiał zakończyć karierę w wieku 46 lat po tym, jak reforma finansowa Dodda–Franka, która weszła w życie w 2010 roku położyła kres jego specyficznej działalności. Stanowisko Leonarda przedstawiam poniżej:
Akurat w przypadku Leonarda mógłbym się spodziewać pewnego rozgoryczenia, konkretnie z powodu przedwczesnego zakończenia kariery. Wyobrażałbym sobie, że ta gorycz może osiąść w sercu człowieka jako żal. Najwyraźniej jednak tak się nie stało. Zapytałem go, jak to właściwie możliwe, że podchodzi do tego w ten sposób – skoro jest młody i tak wiele jeszcze mógłby osiągnąć.
Odparł: „Dopisało mi w życiu szczęście. Pewien profesor statystyki powiedział, że mam wyjątkowy talent, ponieważ potrafię wyobrazić sobie, jak się będą zmieniały wartości oprocentowania. Zająłem się więc obligacjami, bo w tej dziedzinie mogłem na tym talencie zarobić. Trafiłem do firmy, w której wysokość wynagrodzenia zależała od tego, ile się zarabiało. Jeśli udało mi się wypracować zysk, to na moje konto wpływała odpowiednia kwota. Gdybym nie zarabiał, nie miałbym tam czego szukać. Zyskiwałem rok po roku i nigdy nie czułem się niesprawiedliwie traktowany albo oszukany. Dostawałem dokładnie tyle, ile mi się należało. Miałem tyle, na ile zasługiwałem. Z perspektywy czasu stanowi to nie tylko źródło satysfakcji, ale też korzyści finansowych, bo ja ciągle te pieniądze mam”. Leonard śmiał się, gdy to mówił. Najwyraźniej nadal potrafił się zachwycać szczęściem, które go w życiu spotkało.
To jego wyznanie rozłożyło mnie na łopatki. Przez lata wierzyłem, że na Wall Street pracują błyskotliwi ludzie, którzy niechętnie podejmowali pracę w sektorze finansowym – po to tylko, żeby w krótkim czasie zarobić krocie, szybko stamtąd uciec, a potem przez resztę życia zajmować się tym, co ich naprawdę interesowało, a nie dlatego, że interesowały ich rynki. W moim wyobrażeniu poświęcali swoje najlepsze lata na coś, co niekoniecznie ich fascynowało, żeby w ten sposób zapewnić sobie niezależność i wygodę na resztę życia. Z Leonardem tymczasem było inaczej. On uwielbiał transakcje na papierach wartościowych. Wykonywał swoją pracę z łatwością, co zresztą zwiększało jego szanse na to, że dobrze sobie poradzi. Nie było dla niego ważne, że zajmuje się czymś, na czym można nieźle zarobić. To był jedynie środek do celu. Leonard czerpał satysfakcję z tego, że jest świetny w tym, co robi – a dzięki temu może zapewnić spokojny byt swojej rodzinie. Niczym lekarz podczas corocznej kontroli stanu zdrowia poprosiłem go, aby ocenił swoją kondycję w poszczególnych sześciu kategoriach definicyjnych. Leonard uznał, że we wszystkich sześciu sferach dobrze sobie radzi. Zawsze zabiegał o bezpieczeństwo finansowe, żeby móc wspierać najbliższą i dalszą rodzinę, lekką ręką odhaczył więc „cel”, „sens” i „dokonania”. Swoje zaangażowanie również uznał za pełne, „a być może nawet nadmierne” (jak sam stwierdził). Leonard uwielbiał giełdę. Więzi z żoną i dziećmi ocenił jako silne. „Nie mogę wyjść z podziwu nad tym, że moje dzieciaki cały czas chcą spędzać ze mną czas”, powiedział. Leonard 10 lat po odejściu z giełdy chętnie dzielił się swoim majątkiem i wiedzą, sporą część wolnych chwil przeznaczając na działalność doradczą pro publico bono. Uznałem, że nie ma nawet sensu go pytać, czy jest szczęśliwy. Odpowiedź malowała się na jego twarzy.
Autor klasyka country z lat 50., Red Hayes, opowiadał, że do napisania piosenki Satisfied Mind zainspirował go teść, który miał go pewnego dnia zapytać, kto jest jego zdaniem najbogatszym człowiekiem na świecie. Red podał mu wtedy kilka nazwisk, teść zaś powiedział: „Mylisz się. Jest nim człowiek o zadowolonym umyśle”.
Dotarło to mnie, że oto w osobie Leonarda stoi przede mną bogaty człowiek o zadowolonym umyśle – ktoś, kto zmaksymalizował spełnienie i zminimalizował żal. Tylko jak taki stan osiągnąć?
Na potrzeby naszych rozważań będziemy definiować dobre życie w sposób następujący:
O dobrym życiu mówić można wtedy, gdy – niezależnie od ostatecznego rozwoju sytuacji – nasze wybory, podejmowane ryzyko i wysiłki w każdej chwili wpisują się w ogólny sens naszego istnienia.
Zasadnicze znaczenie w tej definicji ma to drobne zastrzeżenie zawarte między myślnikami: „niezależnie od ostatecznego rozwoju sytuacji”. Wydaje się ono stać w sprzeczności ze wszystkim tym, czego współczesne społeczeństwo uczy nas na temat osiągania celów (wyznaczania punktów docelowych, podejmowania trudów i konieczności zapracowania na nagrodę).
Każdy z nas w głębi duszy dobrze wie, kiedy sam sobie zasłużył na większy czy mniejszy sukces, a kiedy stał się on naszym udziałem za sprawą szczęśliwego zrządzenia łaskawego losu. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że każde z tych zdarzeń wywołuje inne reakcje emocjonalne.
Sukces, na który sobie zasłużyliśmy, wydaje się czymś oczywistym. Towarzyszy mu coś jakby uczucie ulgi – bo oto żadna zaistniała w ostatnim momencie katastrofa nie pozbawiła nas tego, co nam się należało.
Sukces niezasłużony w pierwszej chwili wywołuje uczucie ulgi i zdumienia, ale zaraz potem również lekkie poczucie winy – bo oto coś nam skapnęło po prostu za sprawą szczęścia. To nie jest w pełni pozytywne doświadczenie, coś je przyćmiewa. Zamiast triumfalnie wznosić w górę pięść, wzdychamy tylko z zażenowaniem. Dlatego właśnie, gdy potem wracamy do tej historii myślami, staramy się zakwalifikować łut szczęścia do jakiejś innej kategorii, podciągnąć pod przejaw naszych umiejętności albo skutek ciężkiej pracy. Stojąc na trzeciej bazie, usiłujemy wmawiać sobie, że dotarliśmy tu za sprawą świetnego odbicia, a wcale nie dlatego, że zawodnik w polu popełnił błąd. Dokonujemy rewizji zdarzeń, aby ukryć nieprawomocność naszego osiągnięcia. I tym samym po raz kolejny dowodzimy słuszności zjadliwej uwagi E.B. White’a, który powiedział, że „w towarzystwie człowieka zawdzięczającego swój sukces sobie samemu nie bardzo można wspominać o szczęściu”.
O własnych zasługach możemy mówić wtedy, gdy spełnione zostały trzy podstawowe warunki:
Dokonujemy najlepszego wyboru na podstawie dostępnych faktów i w kontekście zdefiniowanych celów. Innymi słowy, określamy, na czym nam zależy i ile jesteśmy w stanie w tym celu poświęcić.Zgadzamy się na pewien określony poziom ryzyka.Podejmujemy maksymalny możliwy wysiłek.Na skutek połączenia tych trzech czynników – wyboru, ryzyka i maksymalnego wysiłku – powstaje magiczna mikstura o nazwie „zasłużona nagroda”. Określenie jest samo w sobie zupełnie poprawne, ale ma swoje ograniczenia. O zasłużonej nagrodzie możemy mówić w przypadku każdego celu, do którego dążymy i w przypadku każdego pożądanego zachowania, które staramy się w sobie wzmacniać. Zasługujemy na wynagrodzenie w pracy i na dyplom po ukończeniu studiów. Możemy sobie też zasłużyć na zaufanie innych ludzi, a musimy zasłużyć sobie na ich szacunek – bo w tej sytuacji na kredyt nie można liczyć. Pojęcie to sprawdza się również w odniesieniu do wielu innych obiektów westchnień człowieka, od prestiżowego gabinetu począwszy, przez bliskie relacje z dziećmi czy nocny odpoczynek, aż po reputację czy charakter. Na to wszystko trzeba sobie zasłużyć, dokonując odpowiednich wyborów, podejmując ryzyko i starając się ze wszystkich sił. Dlatego też sukces zasłużony można rozpatrywać przez pryzmat skali naszych zasług. Dostrzegamy coś heroicznego w tym, że mocą własnej woli, sprytem i wysiłkiem osiągamy to, co zdaje się stanowić przedmiot naszych pragnień.
Taka w pełni zasłużona nagroda, jakkolwiek heroiczna, nie wyczerpuje jednak tematu zdefiniowanego na potrzeby naszych rozważań. Gunterowi, dyrektorowi generalnemu z Europy, taka nagroda nie dała poczucia życiowego spełnienia. Całe jego życie zawodowe to nieprzerwany ciąg zasłużonych nagród – coraz ambitniejszych, ale niezmiennie osiąganych celów. Wszystkie te sukcesy spotykały go w pracy, nigdy w domu. Żadna z tych nagród nie uchroniła go przed przemożnym żalem z powodu nieudanego życia rodzinnego. Żadna też nie przyczyniła się do zapewnienia mu życiowego spełnienia. Również Aarin nie odnalazła satysfakcji w swoim imponującym ciągu dokonań. Każda wielka wygrana skłaniała ją do podważania kwestii własnej motywacji i zaangażowania – bo być może mogła i powinna była starać się jeszcze bardziej.
W wielu przypadkach rezultaty naszych wyborów, podejmowania ryzyka i starania się ze wszystkich sił wcale nie są „sprawiedliwe i słuszne”. Trzeba by żyć w jakiejś zupełnej bajce, żeby wierzyć, że życie jest zawsze sprawiedliwe. Jakże wiele się rozstrzyga już w momencie, gdy przychodzimy na świat. Ileż zależy od tego, kim są nasi rodzice, gdzie dorastamy, jakie możemy odebrać wykształcenie… O naszym losie decyduje bardzo wiele różnych czynników, przy czym na większość z nich nie mamy wpływu. Jedni są w czepku urodzeni, a innych los wita na świecie w skrajnie odmiennych warunkach. Trafnymi decyzjami i wielkim wysiłkiem udaje się niekiedy przezwyciężyć nieprzychylność losu, który sprowadził nas na Ziemię w tym czy innym miejscu. Nawet jednak wówczas nierówności potrafią mocno dać nam się we znaki, choćby wtedy gdy pomimo lepszych kwalifikacji przychodzi nam ustąpić ze stanowiska czyjemuś siostrzeńcowi. Można zrobić wszystko, jak należy, ale to nie gwarantuje sprawiedliwego i słusznego rezultatu. Można wtedy z goryczą i w gniewie narzekać, że „to nie fair”, albo z godnością przyjąć rozczarowania życia. Nie ma sensu oczekiwać, że każda próba osiągnięcia celu stanowić będzie okazję, aby sobie „zasłużyć” na nagrodę. Nie zawsze ostatecznie osiągamy to, czego byśmy sobie życzyli lub na co zasługujemy.
Z jednego jeszcze powodu nie przywiązuję się zanadto do koncepcji zasłużonej nagrody. Chodzi mianowicie o to, że jest to zbyt kruche i nietrwałe naczynie na nasze marzenia i wyobrażenia o spełnionym życiu. Zasłużona nagroda potrafi nas poderwać do lotu jak na skrzydłach. Szczęście tryska nam wtedy uszami. Ledwo jednak dostaliśmy awans, o który tak długo zabiegaliśmy, a już spoglądamy w górę drabiny, zupełnie jak gdyby to, na co tak ciężko pracowaliśmy, nagle przestało nam wystarczać. Po miesiącach kampanii wygrywamy wreszcie wybory, potem świętujemy przez chwilę i znów wracamy do zabiegania o poparcie wyborców. Ledwo się skończyły jedne starania, a już rozpoczynają się kolejne. Cokolwiek zdobyliśmy – podwyżkę, status partnera, bardzo pozytywną recenzję – radość ze zwycięstwa szybko przemija. Poczucie spełnienia i szczęścia nigdy nie trwa długo.
Nie chcę w tym miejscu podważać wartości zasłużonej nagrody ani w szczególności całej pracy, którą człowiek wkłada w jej osiągnięcie. Wyznaczanie celów i wypracowywanie pożądanych rezultatów to ważny pierwszy krok na drodze do każdego sukcesu. Twierdzę natomiast, że nie na wiele się ta koncepcja przydaje, jeśli chce się osiągnąć w życiu spełnienie w oderwaniu od poczucia wyższego celu.
To właśnie wyjaśnia, dlaczego Leonard z Wall Street osiągnął w życiu spełnienie, podczas gdy innym nie było to dane – choć być może szczęście dopisywało im bardziej i osiągnęli więcej. On mianowicie podjął pracę na giełdzie nie po to, żeby zarobić. Przyświecał mu wyższy cel związany z pragnieniem zapewnienia bezpieczeństwa i bytu swojej rodzinie. Zasłużona nagroda pozostanie tylko nic nieznaczącym dokonaniem, jeśli nie zostanie jej nadany głębszy sens. To trochę tak, jak gdyby koszykarza interesowały wyłącznie statystyki rzutów, a nie wygrywanie z trudnym przeciwnikiem i zdobywanie tytułów (choćby trzeba było temu wiele poświęcić na boisku).
W tej książce będzie mowa o tym, że dobre przeżywanie życia wymaga od nas w sumie niewiele, bo tylko, abyśmy:
żyli po swojemu, zamiast realizować cudze wyobrażenia,zobowiązali się do tego, aby dobrze przeżyć każdy dzień – z czego warto uczynić nawyk,powiązali swoje wyjątkowe dokonania z czymś donioślejszym niż tylko ambicja własna.Pragnę wreszcie podkreślić, że za dobrze przeżyte życie nikt nam nie wręczy żadnego pucharu. Nagrodą za dobre życie jest możliwość dobrego jego przeżywania.
Ta książka powstawała w czasie pandemii COVID-19, gdy spędzałem czas w zamknięciu z moją żoną Lydą w dwupokojowym wynajętym mieszkaniu nad brzegiem Pacyfiku w południowej Kalifornii. Krótko wcześniej sprzedaliśmy dom w Rancho Santa Fe, na północ od San Diego. Żyliśmy tam przez 30 lat, a teraz przygotowywaliśmy się do przeprowadzki do Nashville, gdzie mieszkają nasze wnuki –bliźniaki Avery i Austin. Na te przenosiny czekaliśmy 15 miesięcy.
W przeciwieństwie do moich pozostałych tekstów, ta książka powstała nie tylko na podstawie doświadczeń klientów, których wspieram jako coach (i do których odwołują się w przykładach), ale uwzględnia również moje własne doświadczenia. Piszę ją w takim momencie mojego życia, w którym mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia, ale też mam świadomość, że kończy mi się czas. Muszę więc dokonywać wyborów. Z niektórych młodzieńczych marzeń muszę zrezygnować nie tylko dlatego, że zegar tyka nieubłaganie, ale też dlatego, że straciły one dla mnie sens.
Ta książka to refleksja na temat mojej przyszłości, doszedłem bowiem do wniosku, że akurat na rozmyślania nigdy nie jest za późno. Na to mamy czas do ostatniego tchu. Nigdy też nie jest na to za wcześnie, a im wcześniej zaczniemy różne sprawy rozważać, tym lepiej. Mam zatem nadzieję, że właśnie to przesłanie czytelnicy w różnym wieku wyniosą z tej lektury – że zdecydują się po niej oddać się refleksji nad swoim życiem i podjąć na tej podstawie pewne decyzje. Sporo tu będę pisał o tym, co mi pomogło odnaleźć siebie i do czego podczas tych moich rozważań doszedłem. Do refleksji skłaniała mnie między innymi pandemia, która w moim przypadku okazała się nadzwyczajnym półtorarocznym okresem gromadzenia zasług o charakterze niepieniężnym. Zawarłem na tych stronach dużo moich rozważań również dlatego, że znajduję się już na tym etapie życia, na którym człowiek częściej mierzy się ze swoimi żalami natury egzystencjalnej – już choćby dlatego, że inaczej niż kiedyś, nie powinienem swobodnie snuć planów na najbliższe 10 czy 20 lat. Być może pożyję jeszcze 30 lat i dobrnę do setki, ale nie mogę na to liczyć. Nie wiem zresztą, na jak długo wystarczy mi zdrowia i ilu przyjaciół mi pozostanie, żeby się tym ze mną cieszyć. Im mniej mam czasu, tym bardziej selektywnie muszę podchodzić do mojej listy rzeczy do zrobienia. Które plany ciągle jeszcze wydają się wykonalne? Które sprawy jakoś już nie wyglądają na istotne? Którymi dwiema czy trzema rzeczami koniecznie powinienem się zająć, żeby potem nie pluć sobie w brodę? Chcę wykorzystać ten czas, który mi pozostał, aby maksymalizować spełnienie i minimalizować żal.
Ta książka to jedna z tych rzeczy, bez których ani rusz. Mam nadzieję, że czytelnikom się ona przysłuży – że pomoże im roztropnie wykorzystać czas, aby na koniec niczego nie żałować.