Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"100 Maksym o Dezinformacji" Fuji Nakamury to książka naszych czasów. Stanowi bezprecedensowe zestawienie technik manipulacji społeczeństwem, stosowanych przez współczesną agenturę wpływu. Napisana z perspektywy człowieka, który zawodowo parał się dezinformacją na przestrzeni trzech ostatnich dekad. Ujęte w wyszukaną formę maksym wskazówki dotyczące przeprowadzania akcji dezinformacyjnych stanowią zarazem wytyczne dla wszystkich, którzy chcą się przed dezinformacją bronić. Przewrotny i wysoce obrazowy język Autora sprawia, że czyta się jednym tchem. Książka, z której zarówno laik, jak i ktoś zawodowo badający zjawiska dezinformacji, wyniesie ważną lekcję. W dobie zaostrzającej się wojny informacyjnej, gdzie stopień manipulacji osiąga swoje szczyty, jest to lektura obowiązkowa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 88
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nie wystarczy powiedzieć prawdę, aby nam uwierzono.
AUTOR NIEZNANY
OD WYDAWCY
Było to normalne, niezwiastujące żadnych nadzwyczajnych wydarzeń, piątkowe popołudnie. Za oknem rozciągał się widok na skąpaną w wiosennym słońcu Piątą Aleję. Zbierałem się akurat do wcześniejszego wyjścia z biura, gdy nagle rozbrzmiał telefon. Sekretarka poinformowała mnie, że na linii czeka pewna Pani i prosi o rozmowę w sprawie ważnego rękopisu... My, wydawcy, słyszeliśmy już ten tekst niezliczoną ilość razy. I chociaż jesteśmy osobami zajętymi, całe dnie wprost osaczonymi przez ludzi, którzy mają jakąś sprawę, w dodatku zawsze pilną, to w podobnych sytuacjach często nie potrafimy się oprzeć ciekawości. Zbyt wiele krąży wokół historii o niewykorzystanych okazjach wydawniczych. Każdy w naszej branży skrycie marzy o odnalezieniu wydawniczego Graala – rękopisu, który odmieni wszystko. Kazałem połączyć, a mój instynkt okazał się niezawodny.
Po drugiej stronie odezwał się delikatny głos kobiety, która przedstawiła się jako Midori Nakamura, córka niedawno zmarłego oficera wywiadu Fuji Nakamury. Powiedziała, że wśród rzeczy pozostałych po ojcu, znalazła rękopis jego autorstwa, który traktuje o sprawach dość sekretnych. Pani Nakamura po długim namyśle postanowiła zgłosić się do wydawnictwa i zapytać, czy przedstawia dlań ta książka jakąś wartość, gdyż jeśli o nią chodzi, to ona uważa, iż treść jest straszna, lecz może zarazem stanowić rodzaj antybiotyku na zachowania, o których traktuje. Wierzy bowiem, iż w głębi serca ojciec był dobrym człowiekiem, tylko pracował w świecie, którego zło nie omija i trzeba sobie z nim jakoś radzić. Jakoby mimochodem, dodała na zakończenie, że jej ojciec był przez dekady zagranicznym agentem wpływu delegowanym na obszar Ameryki Północnej...
Jeszcze tego samego dnia byłem w drodze do Kanady, gdzie na co dzień mieszka Pani Nakamura. Wysłuchałem historii jej ojca i zapoznałem się z rękopisem. Od tamtego momentu wiedziałem, że mam w rękach potężny ładunek. Wątpliwości nie opuszczały mnie jednak. Nie tylko Pani Nakamura, ale całe wydawnictwo wahało się, czy w ogóle upubliczniać tę książkę. Nawet kiedy tekst był już zredagowany i złożony, a okładka zaprojektowana, wciąż nie byliśmy pewni. Ostatecznie uznaliśmy, że w imię tego, co w nas najlepsze, ten szokujący materiał powinien ujrzeć światło dzienne i być poddany dyskusji. Zbyt wiele zależy we współczesnym świecie od polityki informacyjnej, aby ktokolwiek pozostał nieświadomy. Publikując tę książkę znosimy podział na tych, którzy wiedzą jak to się robi oraz tych, którzy nie mają o tym pojęcia. Zadanie wszelkich agentów wpływu, od których zaroił się świat, od tej chwili powinno być nieco trudniejsze, skoro więcej ludzi zrozumie sposób ich myślenia i działania.
New York 2019
DEZINFORMACJA polega przede wszystkim na zniekształcaniu wiernego odbicia rzeczywistości w ludzkich umysłach. Zupełnie tak, jak to się dzieje w znanych z wesołych miasteczek gabinetach krzywych zwierciadeł. Odbicie faktów, jakie otrzymujemy na ich powierzchniach, ma zaburzone proporcje i kształty. Idąc dalej za tą metaforą, zadaniem agenta wpływu jest obudowanie społeczeństwa takim labiryntem krzywych luster. Przykładowo, kiedy zechcemy coś ukryć, uczynimy to miniaturowym, rozbuchując jednocześnie coś nieistotnego do absurdalnie wielkich rozmiarów, jak w karykaturze. Chodzi o podstawienie takich informacji, które dadzą odbiorcom powyginany, tj. nieprawdziwy obraz rzeczywistości. Istota krzywych luster polega na swoistym wprowadzaniu chaosu w to, co z natury uporządkowane, logiczne, symetryczne. Rozważ według jakich proporcji zbudowała ludzi natura, a jak tę naturę może wypaczyć ludzki wynalazek – do tego stopnia, że aż trudno będzie odnaleźć podobieństwo. Ktoś, przed kim dla eksperymentu położylibyśmy zdjęcie odbicia z krzywego zwierciadła, być może nie rozpoznałby na nim swojego krewnego lub przyjaciela. Krzywe odbicie może tak zaburzyć obraz rzeczywistości, jak brutalne tortury mogą zamazać oznaki tożsamości. Jako agent wpływu jesteś niczym szklarz, który słynie z wyrabiania najfantazyjniej odbijających krzywych luster, lusterek, lustereczek...
JUŻ starożytni sofiści dopuszczali się obrony najbardziej kontrintuicyjnych tez za pieniądze. Zatrudniali się jako nauczyciele albo czynili to dla sportu, sławy, czy igraszki. Daj takiemu tezę, zapłać lub nawet nie, a on podejmie się niezbędnej argumentacji. Doświadczenie oraz historia idei pokazują, że można bronić przekonująco najfantastyczniejszych stanowisk – wystarczy wspomnieć scholastyczne dywagacje o tym, ilu aniołów zdoła się pomieścić na końcu szpilki (w tle pytanie o to, czy są one materialne, czy nie – przy czym jedno pozostawało bezdyskusyjne – to, że anioły istnieją). W praktyce życia codziennego najświetniej na tym polu błyszczą adwokaci i prokuratorzy, którzy zawodowo formułują akty oskarżenia albo preparują mowy obronne, w zależności od sprawy, która im przypadnie, często odgórnie i na drodze losowania. Biorą, co jest, obojętne czego dotyczy proces. Już oni znajdą odpowiednie argumenty i paragrafy, w końcu za to im płacą! I czymś normalnym jest w sądach – tak często porównywanych do teatrów – że przeważający na korzyść lub niekorzyść oskarżonego wpływ ma retoryka uczestników rozprawy. Albowiem retoryka jest jak światło. A przecież od tego w jakim świetle zostaną ukazane przedmioty zależy nasz obraz rzeczywistości.
Rzecz w tym, że udowadniać można wszystko. Na końcu nie zawsze uda się uzyskać w pełni efektywny i efektowny dowód, ale usiłować go znaleźć można zawsze. A tak naprawdę dobry retor nada wszystkiemu taki polor, który przekona słuchaczy, choćby jego argument był w istocie bezsensem – niedopuszczalnym dla wąskiego grona specjalistów, ale pociągającym dla mas laików. W dzisiejszych czasach, mimo istnienia zdjęć satelitarnych, niektórzy ludzie wciąż gotowi są z iskrą w oku utrzymywać, że Ziemia jest płaska, a my byliśmy od czasów Kopernika oszukiwani. Choćby lądowanie Armstronga na księżycu było sfingowane w studio filmowym, to można by dowodzić przekonująco, że było ono prawdziwe, a zwolennicy teorii spiskowej to zmanipulowane oszołomy. Zaś choćby lądowanie Armstronga na księżycu było czymś faktycznym, to można by dowodzić przekonująco, że było ono nakręcone w Hollywood, a zwolennicy tezy, jakoby było ono prawdziwe, to naiwne oszołomy. Udowadniać można wszystko. A przynajmniej można próbować. Warto próbować. Na pewnym bowiem poziomie praktyki społecznej nie liczy się nawet to, jak naprawdę było, lecz to, czy skłonimy kogoś psychicznie do korzystnej dla nas interpretacji. Ludzie działają przez pryzmat umysłu, na podstawie własnego wyobrażenia o świecie. Mniejsza więc z tym jak jest, sekret tkwi w kreacji ludzkich wyobrażeń o rzeczywistości. Co interesujące, do fikcji często łatwiej ludzi przekonać, niż do prawdy. Prawda wydaje się ludziom zbyt nudna, mają przesyt prozy życia na co dzień, dlatego szukają niesamowitości. Aby zagłuszyć tę suchą, gorzką i brudną prawdę, serwuj ludziom atrakcyjną fikcję.
NIE PRZYPADKIEM naszą profesję wynosi się do rangi sztuki i porównuje ją do powieściopisarstwa lub reżyserii. Jest to porównanie trafne. Zauważmy, co stanowi o kunszcie pisarza albo reżysera. Otóż polega on na powoływaniu do istnienia rzeczywistości w rzeczywistości. Chodzi o aranż zdarzeń, stworzenie pożądanej sekwencji scen, skomponowanie sytuacji sui generis.
I co najważniejsze, to co nazywamy fikcją potrafi wydawać się „rzeczywistsze, niż sama rzeczywistość”. W istocie bowiem matrycą beletrystyki i filmu jest rzeczywistość, którą uzupełnia się zmyśleniem – często bardzo pożytecznym w skutkach, gdyż mającym na celu przedstawienie świata takim, jakim mógłby, a nawet powinien być, czyli ideału.
Analogicznie w dezinformacji należy rzeczywistość podkręcać fikcją. Jest to w praktyce uprawianie czegoś w rodzaju gonzo-reportażu, gdzie dopuszczalne są efekty specjalne, podkolorowywanie, które zaledwie „bazuje” na faktach. Przy czym tak się je obrabia, że w odbiorze widzów są podrasowane nie do poznania, w czym mistrzami epoki dzisiejszej są graficy komputerowi.
Subtelność w dezinformacji polega na zachowaniu harmonii i właściwych proporcji tak, aby fałsze, szumy nie przykuwały nadmiernej uwagi i nie alarmowały respondentów bez potrzeby. Toteż znaj miarę, pamiętaj, że kropla drąży skałę i w tych sprawach warto wykazać się długofalową cierpliwością, która sprzyja dyskrecji. Nie traktuj bałwochwalczo porównań, które tu stosuję – umiej wyważyć. Krzywe zwierciadło, które znamy z wesołych miasteczek zbytnio przyciąga uwagę, zresztą wszyscy wiemy, że ma ono nas wprowadzić w błąd, dlatego się śmiejemy. Sztuka polega na tym, by przeciwnik nawet nie podejrzewał, iż akurat widzi coś w trefnym lustrze. Powinien brać otrzymywany na tafli obraz za wierną i jedyną prawdę, nie wiedząc nic o istnieniu świata po drugiej stronie weneckiej szyby.
Zarówno w sztuce, jak w dezinformacji, jeśli odbiorca uzna swoistą rzeczywistość wystawianego spektaklu, wówczas masz widoki na powodzenie. Gorzej jeśli widzowie zaczynają rozczarowani wychodzić przed czasem. Wówczas spektakl zrujnowany. Podobnie dezinformacja – zbyt ordynarna, by kogokolwiek nabrać.