48 godzin - Walendziuk Alex - ebook + książka

48 godzin ebook

Walendziuk Alex

3,4

Opis

Nastoletnia Nela wraz z trzynastką innych nastolatków zostaje porwana i uwięziona w szkole. Uczniów wita głos osoby, która mianuje się dyrektorem. Ogłasza, że porwani będą uczestniczyć w grze o przetrwanie. Aby wydostać się na wolność, muszą wykonać trzynaście śmiertelnie niebezpiecznych zadań lub odnaleźć i zabić ukrytego wśród nich zdrajcę, który współpracuje z dyrektorem.

 

Każdy z grupy ma supermoc, każdy ma swoje przemyślenia i obawy.

Będą współpracować czy walczyć ze sobą?

Wydostaną się na wolność czy polegną podczas zadań?

Prędzej znajdą ukrytego wśród nich zdrajcę czy zniszczą siebie nawzajem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 368

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (17 ocen)
4
3
7
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bookczystakartka
(edytowany)

Nie polecam

Pomysł na fabułę dość ciekawy aczkolwiek podobnych książek już powstało wiele. Grupa nastolatków posiadająca magiczne moce wplątana w grę w której stawką jest życie. Trzynaście zadań które miały być niebezpieczne a okazały się nużące. Po przeczytaniu opisu wydawcy oczekiwałam czegos zupełnie innego a dostałam mlodziezowke w której grupka dzieciaków bawi się w popularne swego czasu wyzwania. Miało być amerykańsko a wyszło po polsku. Z racji że to debiut Autorki daję jedna gwiazdke na zachętę.
33
angelikakozlowska

Nie oderwiesz się od lektury

Nie wiem co o tej książce napisać, mam mętlik w głowie i mieszane uczucia. Myślę, że trzeba samemu się przekonać czy jest warta przeczytania.
00
Urela
(edytowany)

Nie polecam

Nie polecam. Fabuła ściągniętą z Danganronpy, płytkie opisy i bohaterowie z wiecznym okresem. tak zwane opko z wattpada, które tam powinno zostać.
23
daryjka_94

Dobrze spędzony czas

Bardzo nieoczywista historia. Wciąga i na szczęście nie ma zbędnych opisów. w zasadzie już od pierwszych stron coś się dzieje więc nudzić się nie można
23
sangod

Nie oderwiesz się od lektury

spoko mi się podobalo
01

Popularność




Copyright © by Alex Walendziuk, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Magdalena Zięba-Stępnik

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: © by David Whitemyer/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: © by Alex Walendziuk

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-262-4

Imprint Mroczne HistorieWydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

ROZDZIAŁ I

ROZDZIAŁ II

ROZDZIAŁ III

ROZDZIAŁ IV

ROZDZIAŁ V

ROZDZIAŁ VI

ROZDZIAŁ VII

ROZDZIAŁ VIII

ROZDZIAŁ IX

ROZDZIAŁ X

ROZDZIAŁ XI

ROZDZIAŁ XII

ROZDZIAŁ XIII

ROZDZIAŁ XIV

ROZDZIAŁ XV

ROZDZIAŁ XVI

ROZDZIAŁ XVII

ROZDZIAŁ XVIII

ROZDZIAŁ XIX

ROZDZIAŁ XX

ROZDZIAŁ XXI

ROZDZIAŁ XXII

ROZDZIAŁ XXIII

ROZDZIAŁ XXIV

ROZDZIAŁ XXV

ROZDZIAŁ XXVI

ROZDZIAŁ XXVII

ROZDZIAŁ XXVIII

ROZDZIAŁ XXIX

ROZDZIAŁ XXX

ROZDZIAŁ XXXI

ROZDZIAŁ XXXII

ROZDZIAŁ XXXIII

ROZDZIAŁ XXXIV

ROZDZIAŁ XXXV

ROZDZIAŁ XXXVI

ROZDZIAŁ XXXVII

ROZDZIAŁ XXXVIII

ROZDZIAŁ XXXIX

ROZDZIAŁ I

Dziwne, że na mnie spojrzał

Witamy w Faktach!

Już miałam przełączyć, gdy nagle usłyszałam coś, co mnie zaciekawiło. Wystarczyło jedno zdanie.

Potwory znów nie dają nam spokoju!

Żyliśmy w dziwnym świecie. Od Wielkiej Wojny między potworami a ludźmi minęło już ponad sto lat. Potwory przegrały. Ich potomkowie jednak ciągle są wśród nas, mimo że utraciły sporą część swoich mocy. Dlatego nie nazwałabym ich potworami, a raczej ludźmi z nadnaturalnymi zdolnościami.

Ale dlaczego „normalni” o wszystko obwiniali właśnie ich? Nieważne. O co chodziło im tym razem?

Wzrasta fala porwań w całym kraju. W ciągu zaledwie trzech ostatnich dni zaginęło już ośmioro nastolatków. Prawdopodobnie ma to związek z nową grą, która pojawiła się w sieci…

– Nela? – Usłyszałam głos mamy. – Spóźnisz się.

– Spoko, zdążę – odparłam krótko.

W necie pojawiła się jakaś gierka, która powodowała zaginięcia, a ludzie oskarżali o to potwory? Nie widziałam w tym żadnej logiki. Ale chyba zawsze musiał być jakiś kozioł ofiarny.

Jak to dobrze, że istniały „potwory”! Inaczej kogo byśmy obwiniali?

Nazwa tej gry to Czterdzieści osiem godzin. Gracz ma za zadanie zniknąć z domu na dwie doby, nie kontaktować się z nikim ani nie mówić nikomu nic na ten temat. Nie wiemy jednak, jak jest sprawdzane, czy uczestnicy wykonali zadanie ani co kryje się za tą grą. Od zniknięcia piątki wspomnianych nastolatków minęło bowiem już więcej czasu, a ślad po nich zaginął. To na pewno przez potwory! Chcą się zemścić, więc porywają niewinne dzieci i…

Wyłączyłam telewizor i przez chwilę wpatrywałam się w czarny ekran.

Ja również jestem potworem, panie prezenterze. Nazywam się Nela Kellers. Jestem normalną uczennicą pierwszej klasy liceum, a w wolnym czasie gadam z duchami, które odwiedzają mnie w nocy.

Ziewnęłam przeciągle.

To właśnie z ich powodu nigdy nie mogę się wyspać.

***

– To może Nela?

Do moich uszu dobiegł głos nauczyciela.

– C-co? – szepnęłam do koleżanki z ławki, Sary, natychmiast odkładając telefon do piórnika.

– Chce, abyś przeczytała mu prasówkę – odparła blondynka.

Otworzyłam zeszyt, w którym miałam przygotowanych sześć informacji na WOS. Zwykłe nagłówki z gazet plus kilka słów wyjaśnienia. Zrobiłam je przerwę temu, ale to nic. Tyle i tak wystarczy.

– Wynaleziono program typu Word, który sam poprawia błędy interpunkcyjne – zaczęłam czytać. – Kolejna próba podróży w czasie zakończyła się klapą. Protesty w Los Angeles…

Po chwili przeczytałam już pięć.

Ostatnia i będzie szóstka!

– Rozd… Nie. Badanie… Nie? Ha, ha! Przepraszam… Zastrzelenie… Nie?!

Co tam napisałam?! Nie mogę rozczytać! Zbyt niewyraźne!

Tak właśnie się kończyło pisanie prasówki w szkolnej toalecie, i to pięć minut przed dzwonkiem.

Nerwowo bawiłam się różową wsuwką, która zdobiła moje czarne włosy.

– Powiedz to, o czym mówiłaś mi przed lekcją – szepnęła Sara.

To, co mówiłam przed lekcją? Chyba nie mam wyjścia.

– Narasta fala porwań w całym kraju – udawałam, że czytam z zeszytu. – W tym tygodniu zaginęło już ośmioro nastolatków. Istnieje teoria, że ma to związek z nową grą, która pojawiła się w Internecie. Jej nazwa to Czterdzieści osiem godzin i polega na tym, aby na dwie doby upozorować swoje zaginięcie. Jak do tej pory nikt nie wrócił, mimo że od zniknięcia minęło dużo więcej czasu.

– Muszę przyznać, że nie słyszałem o tym – odezwał się nauczyciel. – Wiesz może coś więcej?

– Niestety nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Czterdzieści osiem godzin to jak niebieski wieloryb. – Michael, klasowy przygłup, zaśmiał się.

– Ej! – krzyknęła Victoria, która także nie grzeszyła inteligencją. – Lepiej zostańmy wróżkami ognia!

Cała klasa ryknęła śmiechem.

No poważnie, czy tylko mnie to nie bawi? Szczerze mówiąc, martwią mnie te gierki internetowe.

Przegrzewająca się tania lampa sufitowa zamigała.

Poczułam się obserwowana. Rozejrzałam się po klasie i napotkałam spojrzenie rudego okularnika siedzącego w drugiej ławce. To Emil. Nieśmiały chłopak, który praktycznie nigdy z nikim nie rozmawiał. Rzadko w ogóle podnosił wzrok znad książek. To dziwne, że na mnie spojrzał.

***

Powoli szłam w stronę domu. Przeciągnęłam się, uśmiechając do samej siebie. Jak dobrze, że to już piątek! Byłam wykończona całym tygodniem. Wieczorem miała do mnie wpaść Sara, więc uznałam, że warto by kupić coś do jedzenia. Przeszukałam kieszenie. Całe czternaście pięćdziesiąt. Czując się niezwykle bogata, skierowałam się do małego sklepiku nieopodal. W momencie, gdy miałam otworzyć drzwi, zauważyłam na nich plakat. Plakat o zaginięciu. Kolejny. Nie było go tu rano.

Zaginął Kevin Parker.

Zrobiłam szybkie zakupy i wróciłam do domu. Rodziców nie było. Usiadłam przed komputerem. Uruchomiłam przeglądarkę internetową i wpisałam hasło „czterdzieści osiem godzin”. Wyświetliły mi się jakieś artykuły i reportaże.

Nigdzie nie ma instrukcji, więc jak ci ludzie mają w to grać? Jeśli to jest gra, to ktoś musi ich sprawdzać. Przecież jakoś muszą wygrywać. Nikt z nich nie wrócił… Jestem po prostu ciekawa, o co w tym wszystkim chodzi.

Za oknem zaczął padać deszcz. Słońce już zaszło.

Może na Facebooku znajdę jakąś grupkę czy stronę?

Otworzyłam nową kartę i się zalogowałam. Wpisałam hasło „czterdzieści osiem godzin”. Wyświetliły mi się konta serialu i grupy jego fanów. Nic poza tym. Skąd gracze dowiedzieli się o wyzwaniu?

Nagle, w tym cichym pokoju, usłyszałam charakterystyczny odgłos otrzymania nowej wiadomości. Co? W folderze inne? To ktoś obcy…

Otworzyłam okienko i natychmiast przeszedł mnie zimny dreszcz.

48 godzin challenge: Hej! A więc jesteś graczem? Jeśli tak, to na bank lubisz wygrywać! Przedstawię Ci pewną ciekawą grę. Jej nazwa to Czterdzieści osiem godzin. Aby dołączyć do wyzwania, musisz uciec z domu na dwie doby. Nie możesz się z nikim kontaktować, musisz po prostu zniknąć. W tym czasie Twoi znajomi mogą pisać i udostępniać posty o Twoim zniknięciu czy wieszać plakaty. Każdy taki post lub plakat to 5 punktów dla Ciebie. Każdy komentarz to 2 punkty, a polubienie posta – 1. Wygrasz, jeśli zdobędziesz wystarczająco dużo punktów. Czy podejmujesz wyzwanie?

Namierzyli mnie przez samo wyszukiwanie na Facebooku? To straszne… Ale zarazem nielogiczne. Czy wysyłają wiadomość każdemu, kto wpisze to hasło w wyszukiwarce? Jeśli tak, to jak to możliwe, że policja nic nie wie?

Niemal podskoczyłam, gdy dostałam kolejną wiadomość.

48 godzin challenge: Czy podejmujesz wyzwanie?

Nie odpisałam, zamiast tego szybko sięgnęłam po leżący na biurku telefon. Powinnam zadzwonić na policję?

48 godzin challenge: Nie zdążysz.

Przeszły mnie ciarki. Czy oni znali moje zamiary?

Ledwo przeczytałam tę wiadomość, gdy usłyszałam, jak ktoś po cichu otwiera drzwi do mieszkania. Rodzice pracowali do późna, ponadto byłam pewna, że zamknęłam na klucz. Pamiętałam, że początkowo kręciłam nie w tę stronę, co powinnam była, więc nie było szans, bym się myliła. Czy to włamywacz? Morderca?! Albo…

Spojrzałam na ekran komputera, na którym wciąż widniała ta przerażająca wiadomość.

Nie zdążysz.

W napięciu nasłuchiwałam, co dzieje się na korytarzu, lecz panowała głucha cisza. Jedyne, co słyszałam, to coraz szybsze łomotanie mojego serca.

Powinnam się schować? Nie, wtedy prędzej czy później mnie znajdzie. Uciec przez okno? Tak, pewnie, z piątego piętra!

Racja, telefon!

Gorączkowo zaczęłam wystukiwać numer 112, gdyż w przepływie stresu zapomniałam, jaki był numer na policję.

Serce podeszło mi do gardła, gdy usłyszałam głos automatycznej sekretarki.

– Przepraszamy, wybrany numer nie odpowiada.

Co? Nie, to niemożliwe, to numer alarmowy, ktoś musi odebrać! Rozłączyłam się i zaraz zadzwoniłam ponownie.

– Przepraszamy, wybr…

Przerwałam połączenie i roztrzęsiona rzuciłam telefon na łóżko.

Kto jest na korytarzu? Dlaczego nie słyszę kroków? Gdzie teraz jest? Na co czeka?

Ze stresu zaczęłam ciągać się za włosy.

Muszę się jakoś stąd wydostać.

Po cichu otworzyłam szafę, w której schowany był miecz od mojego brata.

Młody zbierał różne takie dziwne graty, a ten dostałam od niego na ostatnie urodziny. Wydawało mi się to głupie, trochę zabawne, ale jak widać, nigdy nie wiadomo, co może okazać się przydatne. Wzięłam broń do ręki i po cichu wyszłam na korytarz.

Moje szykowanie się trwało prawdopodobnie zaledwie kilkanaście sekund, ale wydawało mi się, że minęła cała wieczność.

Usłyszałam jakieś głosy dobiegające z salonu. Otarłam zimny pot z czoła i zaczęłam skradać się w tamtym kierunku, uważając na skrzypiące deski. Chcąc wyjść na zewnątrz, musiałam minąć salon.

– Widzę cię.

Usłyszałam to jedno zdanie. Zaczęłam krzyczeć, a miecz wypadł mi z rąk. Ktoś wybiegł z salonu, a ja osunęłam się po ścianie na ziemię. Stanęła przede mną wysoka postać. Wiedziałam, że to już koniec.

I wtedy włączyło się światło. Ujrzałam przed sobą Sarę.

– Nela?! Po kij krzyczysz? – spytał mnie „włamywacz”.

Wybuchnęłam płaczem, lecz nie był to płacz przepełniony smutkiem, a raczej – wyraz ulgi.

– Co ty robisz w moim domu? – spytałam przez łzy.

– Miałam przyjść o ósmej – odparła dziewczyna, wskazując głową na wiszący na ścianie zegar. Była już dwudziesta piętnaście. – Dzwoniłam, ale długo nie otwierałaś. Pomyślałam, że nie ma cię w domu. Czekałam kilka minut, ale czułam się idiotycznie, stojąc tak pod drzwiami. Zawsze trzymasz zapasowy klucz pod wycieraczką, więc weszłam do środka.

– Rety… – westchnęłam, podnosząc się z podłogi. – Myślałam, że dostanę zawału! Musiałaś tak się skradać?!

– Zawsze cicho chodzę. – Sara się uśmiechnęła. – Dlaczego mi nie otworzyłaś?

– Nie słyszałam dzwonka – odparłam lekko zawstydzona. – Pewnie znowu się zepsuł.

Poszłyśmy do salonu, gdzie był włączony telewizor. Sara oglądała jakąś bajkę dla dzieci. Główny bohater szukał zwierzątek, które uciekły z zoo, a gdy jakieś odnalazł, mówił: „widzę cię”.

– Jesteś zbyt dziecinna – westchnęłam z ulgą, opadając na kanapę.

Siedziałyśmy już dłuższą chwilę w salonie, oglądając jakieś durne seriale, kiedy przypomniałam sobie, że nie wyłączyłam Facebooka. Nie chciałam, aby Sara pod pretekstem pójścia do toalety wstawiła jakiś niezwykle zabawny post na moją tablicę, dlatego postanowiłam się wylogować.

– Zaraz wrócę – odezwałam się.

Gdy podeszłam do biurka, stanęłam jak wryta.

Laptop był wyłączony. Ja to zrobiłam? Nie, nie pamiętałam, abym chociażby o tym pomyślała. Z drugiej strony byłam przecież przerażona, nie wiedziałam, co robię, więc może wyłączyłam go odruchowo? A może po prostu się uśpił, bo nikt go nie używał?

Drżącymi dłońmi szybko uruchomiłam komputer i otworzyłam Facebook, na którym wciąż byłam zalogowana. Aż podskoczyłam, gdy w tym momencie dostałam nową wiadomość.

48 godzin challenge: Masz bardzo ładne zdjęcia na ścianie.

Słyszałam tylko bicie swojego serca. Coraz szybsze i szybsze. Po chwili usłyszałam coś jeszcze.

– Cześć – szepnął ktoś.

Tym razem to na pewno nie była Sara. To nie był jej głos. Był straszny, zachrypnięty, ponadto brzmiał troszkę jak robot. Bałam się odwrócić.

– Czy podejmujesz wyzwanie?

***

Sara siedziała na kanapie, oglądając Dlaczego ja. Wzięła do ręki kolejnego chipsa, gdy nagle usłyszała głośny wrzask. Była przekonana, że ten głos należał do jej przyjaciółki.

– Nela?! Wszystko gra?! – krzyczała, biegnąc w stronę jej pokoju, gdyż było w nim włączone światło.

Stanęła w progu i zamarła. Okno było otwarte na oścież, a w pomieszczeniu panował okropny bałagan. Na ekranie laptopa widniała rozmowa na Facebooku.

Czterdzieści osiem godzin?

Konwersacja była otwarta, ale nie zawierała żadnych wiadomości. Sara podeszła do okna i zobaczyła na parapecie różową wsuwkę, jedną z tych, które zawsze zdobiły czarne włosy jej przyjaciółki. W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Nastolatka natychmiast zadzwoniła na policję, a funkcjonariusze rozpoczęli śledztwo.

Neli jednak nigdy nie odnaleziono.

ROZDZIAŁ II

Zadanie numer zero

Obudziłam się w ciemnym pokoju. Siedziałam prawdopodobnie na krześle. Gdy spróbowałam wstać, zakręciło mi się w głowie i musiałam ponownie usiąść. Po kilkunastu sekundach włączyło się światło. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zdałam sobie sprawę, że jestem w sali lekcyjnej.

Ignorując silny ból głowy, wybiegłam na korytarz. Teraz byłam pewna, że znajdowałam się w szkole. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam całą masę świerków, sosen oraz innych drzew, których nazw nie pamiętałam.

Szkoła w lesie?

Z głośnika wiszącego na ścianie rozległ się komunikat.

– Wszystkich uczniów zapraszam do auli.

Przeszły mnie dreszcze. Rozpoznałam ten głos, to ten sam zachrypnięty, robotyczny głos, który usłyszałam wczoraj w swoim pokoju. Był modyfikowany, zapewne ten ktoś z jakiegoś powodu nie chciał, aby jego tożsamość została odkryta.

Bałam się iść we wskazane przez mojego porywacza miejsce, lecz musiałam dowiedzieć się więcej o swoim położeniu. Podeszłam do planu budynku wiszącego na ścianie i odnalazłam na nim aulę. Była na moim piętrze, musiałam skręcić w prawo, a potem iść prosto. Zaczęłam podążać w tamtym kierunku.

Zostałam porwana. Tylko tego byłam w tamtym momencie pewna.

Ciekawe, czy Sara poczyniła jakieś kroki. Musiała się nieźle przestraszyć. Miałam nadzieję, że wszyscy mnie szukają – ona, rodzina, pół miasta i policja. Nie mieli pojęcia, że byłam w szkole w środku lasu.

Zaśmiałam się rozpaczliwie, gdy uświadomiłam sobie, jak beznadziejnie wygląda moja sytuacja.

Znalazłam się przed ogromnymi drzwiami ze złotą tabliczką z napisem „AULA”. To na pewno tutaj. Jedno pchnięcie otworzyło skrzydło, a ja weszłam do środka.

W obszernej sali ujrzałam scenę i dwa rzędy krzeseł. Większość była już zajęta.

Usiadłam gdzieś z brzegu, a reszta siedzących odwróciła się w moją stronę. Była ich dwunastka.

– To już trzynasta. Wiesz, co tutaj się dzieje? – spytała z niepokojem siedząca obok mnie dziewczyna w okularach.

Jej zielone włosy były spięte w niedbały kok, a brązowe oczy przepełnione lękiem.

– Nie mam pojęcia! – odparłam. – Ja…

– Też grałaś w tę głupią grę? – odezwał się szatyn z pierwszego rzędu.

Ręce miał schowane w kieszeniach granatowej bluzy, biła od niego ta luzacka aura. Pomimo że mówił szybko, a może nawet nerwowo, wyglądał niezwykle spokojnie. Nie wiedziałam, że tak się da.

– Czterdzieści osiem godzin? – dodała zielonowłosa okularnica, nachylając się nade mną.

– Nie! – zaprzeczyłam natychmiast. – Chciałam tylko się dowiedzieć, o co w tym chodzi! I wtedy dostałam wiadomość…

– Jak to? – spytała brunetka z grzywką opadającą na oko. – Więc co tutaj robisz? Nie grałaś w grę?

– Chciałam trochę pomyszkować, byłam ciekawa zasad… a wtedy zostałam porwana… – zaczęłam się tłumaczyć, gdy usłyszałam, jak drzwi się zamknęły.

Ktoś jeszcze wszedł do środka?

Odwróciłam głowę i ujrzałam znajomą osobę.

Rudego chłopaka w okularach, który zawsze siedział sam, a wczoraj po raz pierwszy zwrócił na mnie uwagę. Emila.

– Co ty tu robisz? – zapytałam.

– Też się zastanawiam – mruknął mój kolega z klasy, spuszczając głowę.

Miał na sobie zielony mundurek szkolny.

– O co chodzi z tym strojem? – spytałam. – Przecież u nas nie ma mundurków.

– Nie wiem – odparł niechętnie rudowłosy. Było po nim widać, że mówienie go męczy. – Kiedy się ocknąłem, miałem to już na sobie.

Usłyszeliśmy dochodzący z wiszących na ścianie głośników pisk. Zatkałam uszy, a blondynka z pierwszego rzędu zaczęła coś krzyczeć. Po chwili dźwięk ucichł.

– Próba mikrofonu… Raz, dwa, raz! Widzę, że wszyscy już są. To dobrze, cenię sobie punktualność. Zacznijmy zatem apel.

Poznałam ten robotyczny głos i wzdrygnęłam się.

– Co tu się dzieje?! – krzyknęłam i nim w ogóle zdążyłam pomyśleć, zerwałam się z krzesła. – Jaki apel?! Zamierzasz nas tutaj więzić?!

Usłyszałam jakieś szepty i nerwowe tupanie nogami.

– Po kolei. Wszystko po kolei. Jesteście graczami. A ja jestem głównym antagonistą tej gry. Tej niezwykłej gry! A co w niej niesamowitego? Otóż jest to gra, w której stawką jest… wasze życie.

Wszystkie szepty ucichły. Myśli jednak napływały cały czas.

– Ale spokojnie. Jak widzicie, na scenie znajduje się stolik, a na nim koperta. W niej znajdziecie dalsze instrukcje. Każdy z was ma już za sobą prolog gry Czterdzieści osiem godzin. Chyba chcecie kontynuować? Zresztą nie macie wyjścia. Do usłyszenia.

Nastała głęboka cisza.

Po chwili siedzący przede mną szatyn w grubej granatowej bluzie wstał i podszedł do sceny.

– Co ty wyprawiasz?! – spytał ktoś z tłumu.

– Słyszałeś chyba? Na stoliku mamy instrukcje – odpowiedział znowu nadzwyczaj spokojnie.

– I ty serio zamierzasz w tym uczestniczyć?! – krzyknęła czerwonowłosa dziewczyna w szarym mundurku.

Chwila, czy ona ma smocze skrzydła?! Chwila, czy ona jest smokiem?! Chwila, co ja tu robię?!

– A mamy jakieś wyjście? – odparł chłopak.

Wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic wskoczył na scenę. Podszedł do stolika i podniósł kopertę, po czym wrócił do nas.

– Ktoś chętny, by czytać? – spytał.

– Daj to! – Umięśniony chłopak w czerwono-szarej bejsbolówce wyrwał mu z ręki kopertę.

Rozerwał papier i zakaszlał teatralnie, po czym donośnym głosem zaczął czytać.

– Drodzy gracze! Jesteście w tej chwili na poziomie zero. Nasza gra ma ich aż trzynaście, ale dla was to chyba żadne wyzwanie. Na każdym kolejnym poziomie otrzymacie nową misję. Na wykonanie każdej z nich macie czterdzieści osiem godzin. A oto zadanie numer zero. Przedstawcie się sobie nawzajem.

– Serio? – westchnęła zielonowłosa. – Co za durnoty!

– Musimy go słuchać?! – spytał ktoś inny.

– Musimy – stwierdził chłopak, który wcześniej wziął kopertę ze sceny. – Nie mamy pojęcia, co tu się dzieje. Jeśli stawką jest nasze życie, to musimy grać na jego regułach, przynajmniej na razie. Mam na imię Adam – przedstawił się, poprawiając przydługie brązowe włosy.

– Ja jestem Zoe – odezwała się czerwonowłosa, przewracając oczami.

– Te skrzydła są prawdziwe? – spytał typek w bejsbolówce, który przed chwilą czytał list. – Ale czad!

– Nie dotykaj! – oburzyła się smoczyca. – Nie mów mi, że nigdy nie słyszałeś o Obdarzonych.

– No pewnie, że słyszałem! Sam również mam moc. – Chłopak się zaśmiał. – Swoją drogą, jestem Archie.

– Naprawdę? – zdziwił się Adam. – Też jestem potworem. Mam wrażenie, że to nie jest przypadek…

– Ja też… – Siedząca obok mnie zielonowłosa dziewczyna wyglądała na zmartwioną. Nie, ona była zmartwiona już od początku, trudno było więc stwierdzić, czy przejęła się tym nowym spostrzeżeniem. – A właśnie, jestem Ellen.

– Pola – mruknęła brunetka w czarnym golfie, niezbyt dyskretnie przyklejając zżutą gumę pod krzesło. – Też mam moc – dodała, bawiąc się białym pasemkiem na przysłaniającej jej oko grzywce.

– Mam na imię Emil – przedstawił się mój kolega z klasy.

– A ja Nela – odezwałam się.

Chwilę później wszyscy się już znali. Całe czternaście osób. Miałam jednak słabą pamięć do imion, więc obawiałam się, że jutro będę ich prosić o ponowne przedstawianie się…

– Wszyscy tutaj są Obdarzeni? – spytała Monika.

Była szatynką z włosami związanymi w wysoki kucyk. Podobnie jak spora część obecnych, miała na sobie mundurek szkolny, jej był brązowo-czerwony. Dziewczyna aktualnie wyglądała chyba najspokojniej z nas wszystkich, możliwe, że opanowaniem dorównywała nawet Adamowi.

Zebrani niepewnie pokiwali głowami.

– To… dziwne – stwierdziła. – Szczerze mówiąc, nie wiem, co o tym myśleć.

– Poczekajmy na razie z wyciąganiem wniosków – zaproponowałam nerwowo.

– Widzę, że zadanie zero zajęło wam znacznie mniej czasu niż dwie doby… Ha, ha! To dobrze, przynajmniej nie jest nudno! – Usłyszeliśmy z głośników. – Kolejne, pierwsze zadanie otrzymacie już jutro po lekcji matematyki. Bądźcie więc w sali numer siedem o ósmej. Nie spóźnijcie się, lubię punktualność… A tak z innej beczki: wasze pokoje znajdują się na drugim piętrze, dziewczęce na prawo, a chłopięce na lewo od schodów. Każdy z was otrzymał pokój jednoosobowy, gdyż ta gra nie polega na współpracy, to nie multiplayer. Gracie sami. Radzę brać zadania na poważnie. Jeśli nie wykonacie misji w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, duch was zabije.

– Duch? – powtórzył Adam.

– No chyba że wcześniej go znajdziecie – kontynuował antagonista. – Ach, przepraszam, ale ze mnie gapa! Zapomniałem wam to wytłumaczyć! Wśród waszej czternastki ukrywa się zdrajca, który ze mną współpracuje. Nazywam go duchem. Jeśli nie wykonacie zadania w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, duch zabije jedno z was. Z kolei jeśli wy odkryjecie, kto nim jest, możecie go zabić, a to zakończy całą grę! Momentalnie wyjdziecie na wolność! Jeżeli więc chcecie się stąd wydostać w pełnym składzie, wystarczy odesłać martwego tam, gdzie jego miejsce. To chyba tyle, ha, ha! Cisza nocna zaczyna się o dwudziestej trzeciej. Śniadanie jest o siódmej trzydzieści na stołówce, pozostałe posiłki możecie przygotować sobie sami, kiedy chcecie, macie dostęp do kuchni. Życzę wam miłej nocy.

Głośnik się wyłączył. Szepty ucichły. Nastała głęboka cisza, którą po chwili przerwało donośne westchnienie chłopaka w bejsbolówce, prawdopodobnie miał na imię Archie.

– No to mamy przejebane!

ROZDZIAŁ III

Gdzie są wszyscy w tym ciemnym korytarzu?

Otworzyłam oczy, mimo to nadal nic nie widziałam.

Jest noc?

Zamrugałam kilka razy. Mój wzrok przyzwyczaił się do mroku i zaczęłam dostrzegać coraz więcej szczegółów pomieszczenia, w którym się znalazłam. Puste ściany, kilka specyficznych łóżek… To wyglądało na salę szpitalną.

Ale co ja tu robię?

Byłam w tej szkole… Gra… Duch…

Może to jakaś ulepszona wersja gabinetu pielęgniarki? Zresztą nic mnie już nie zdziwi.

Westchnęłam pod nosem. Okropnie bolała mnie głowa.

– Archie, chyba się obudziła. – Usłyszałam cichutki, cieniutki głosik.

– Wreszcie! – odparł mężczyzna. – Włączę światło.

Usłyszałam pstryknięcie włącznika i mogłam już wszystko wyraźnie dostrzec. Chciałam zobaczyć pokój i te dwie osoby. Zamiast tego jednak ujrzałam oczy. Straszne oczy. Były całe czarne. Zarówno źrenice oraz tęczówki, jak i białko. Wpatrywała się we mnie para czarnych przerażających oczu.

Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam krzyczeć, lecz pomimo strachu nie byłam w stanie oderwać wzroku. Nagle to oczy odsunęły się ode mnie. Teraz spojrzałam na ich właścicielkę. Okropnie bladą fioletowowłosą dziewczynę o rumianych policzkach. Miała włosy spięte w kok, bardzo podobnie do Ellen. Nosiła ogrodniczki i czerwony sweter, a jej szyję zdobił niedbale zawiązany zielony szalik. Dziewczyna była przerażona i zawstydzona. Pamiętałam ją, to była jedna z nas. Olivia.

Usłyszałam śmiech. Spojrzałam w stronę jego źródła. To Archie, potencjalny osiłek i pasjonat smoków, stał nieopodal drzwi, przy włączniku światła, i głośno rechotał.

– Olivia, przestraszyłaś ją – powiedział w przerwie między kolejnymi fazami śmiechu.

– Przestraszyłam? – odezwała się cichutko fioletowowłosa. – P-przepraszam! N-nie chciałam!

Dziewczyna zerwała się na równe nogi i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wybiegła z sali.

– C-co? – zapytał Archie. – Ej, czekaj!

Chłopak pobiegł za czarnooką. Nawet nie wytłumaczyli mi, co się stało.

Przez kilka sekund po prostu siedziałam na łóżku, patrząc w ścianę.

Nie, nie mogę tak.

Wstałam i wyszłam z pomieszczenia.

Gdzie jestem? Gdzie są wszyscy?

Szłam przed siebie przez ciemny korytarz, nie wiedząc, dokąd się wybieram.

Po omacku poszukiwałam włącznika światła, ale niestety – daremnie. Chciałam kogoś spotkać. Chciałam z kimś porozmawiać. Bałam się być tam sama.

– Nela!

Aż podskoczyłam, gdy usłyszałam czyjś głos za plecami.

Ze strachem odwróciłam głowę, zastanawiając się, czy moich rozpaczliwych modlitw o spotkanie kogoś wysłuchał Bóg czy może jakieś siły nieczyste, i w tym momencie poczułam, jak oślepia mnie światło latarki.

– Aua! – krzyknęłam.

– Sorki! – Właścicielka latarki zaśmiała się i oświetliła swoją twarz.

Ujrzałam roześmianą blondynkę w różowej bluzie z misiowatymi uszkami.

– Mam na imię Nina! Pamiętasz? Twoja mina mówi, że niezbyt… No nic, trudno!

– Gdzie są wszyscy? – spytałam.

– Jest środek nocy, pewnie śpią. – Wzruszyła ramionami. – A właśnie! Jak się czujesz? Wciąż jesteś okropnie blada…

– Co się właściwie stało?

– Cóż… zemdlałaś. Po chwili Olivia się przestraszyła, że zemdlałaś, i też straciła przytomność. Potem chłopcy zanieśli was do gabinetu pielęgniarki. Archie miał z wami zostać, a reszta… cóż… po prostu każdy poszedł w swoją stronę.

– Co robisz w środku nocy na tym korytarzu? – zmieniłam temat.

– Lunatykuję. – Blondynka wzruszyła ramionami. – Kiedy się obudziłam, byłam już tutaj.

– Jasne – odpowiedziałam.

Już miałam zamiar wracać, gdy usłyszałam niosący się echem po całym korytarzu donośny śmiech Niny.

– Serio to łyknęłaś? – spytała, wciąż się śmiejąc. – To był żart. No już, śmiej się! Nie umiesz? W takim razie nauczę cię! Powtarzaj za mną: ha, ha!

– Ha, ha?

– Nie… Udajesz. To musi być bardziej szczere!

– Jak może być szczere, skoro mnie do tego zmuszasz?!

– Chyba jeszcze nie kontaktujesz. Zresztą ja też chcę już spać… Do jutra!

– Czekaj! – zatrzymałam Ninę. – Wiesz może, jak mam dotrzeć do swojego pokoju?

– Oj, biedulka… Chodź za mną!

Po jakimś czasie maszerowania przez ciemność, którą rozdzierało jedynie nikłe światło latarki Niny, znalazłyśmy szerokie kamienne schody. Weszłyśmy na drugie piętro, po czym skręciłyśmy w prawo i znalazłyśmy się na niezbyt długim wąskim korytarzu, po którego obu stronach były drzwi.

– Zobaczmy… – zaczęła Nina, podchodząc do pierwszych po prawej. – Są na nich zdjęcia i podpisy! Spójrz!

Minęłyśmy część pokojów. Nina oświetlała latarką twarze na fotografiach i chichotała za każdym razem, gdy twarz wyglądała przez to troszkę strasznie. Trudno było mi się do niej nie przyłączyć, więc po chwili śmiałyśmy się razem.

Zoe… Pola… Nina… Nela.

Zobaczyłam swoje zdjęcie z dowodu osobistego. Przeszedł mnie dreszcz.

– O, ty! – krzyknęła radośnie blondynka.

– O, ja! – odparłam, siląc się na uśmiech. – Nareszcie znalazłyśmy!

– W takim razie dobranoc – powiedziała Nina i natychmiast wbiegła do swojego pokoju, który znajdował się zaraz obok mojego.

– Dobranoc!

Przez moment stałam przed drzwiami do mojej nowej sypialni i wpatrywałam się w zdjęcie z dowodu, które w tamtej chwili napawało mnie przerażeniem. Drżącą ręką pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie, gdy zamknęłam je za sobą. Wyczułam włącznik światła po lewej stronie, więc od razu na niego nacisnęłam. Ujrzałam zielone ściany i meble w kolorze ciepłego brązu, szafę na ubrania, biurko, łóżko i drzwi do łazienki. Niczego nadzwyczajnego nie było.

Na biurku leżał telefon. Szybko do niego dopadłam.

Mogę zadzwonić po pomoc?!

Oczywiście, że nie. Głupku, nie ma zasięgu.

Z rezygnacją odłożyłam smartfon tylko po to, aby po chwili znowu wziąć go w dłonie. No bo co on tu robił? Jeśli antagonista go tutaj zostawił, musiał zrobić to z konkretnego powodu.

Nie było dostępu do Internetu ani nawet listy kontaktów. Na wszystkie systemowe aplikacje była nałożona blokada z hasłem. Próbowałam je odgadnąć, lecz poddałam się po kilkunastu próbach. Jedynymi odblokowanymi aplikacjami były aparat, galeria i historia wiadomości. Zaskoczona, zauważyłam, że w skrzynce znajduje się jeden SMS od numeru zastrzeżonego.

Nelo Kellers,

baw się dobrze i wygraj! ^^

//48 h

Wygasiłam ekran i ścisnęłam telefon w dłoni.

Nie ma szans, że będę się dobrze bawić! Wydostaniemy się stąd od zaraz!

Po przeszukaniu komórki zajrzałam do szafy. Było w niej kilka takich samych zestawów. Emil mówił, że obudził się w tym dziwnym mundurku, ja jednak miałam swoje ubrania. Zaniepokoiło mnie to. To znaczyło, że porywacz nie zabrał tylko mnie, lecz także musiał jakoś zdobyć moje ubrania. Miałam nadzieję, że z Sarą wszystko w porządku…

W dodatku wiele ubrań zostało jakby skopiowanych…

Co on bawi się w jakąś grę visual novel, w której postacie noszą wiecznie te same ubrania? Jak on w ogóle tego dokonał? Udał się do sklepu, do którego chodzę, czy też uszył kilka takich samych koszulek i par spodni?

Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Dalej bolała mnie głowa.

Może w gabinecie pielęgniarki znajdę jakieś leki?

Muszę tam wrócić.

Zanim pomyślałam, byłam już na zewnątrz. Bałam się wychodzić ze swojego pokoju, lecz wiedziałam, że migrena nie przejdzie mi bez leków. Ponadto jeśli chciał, abyśmy grali w tę grę i wykonywali zadania, raczej nikogo nie skrzywdzi bez powodu za zwyczajne chodzenie po korytarzu, prawda?

Podeszłam do planu szkoły i oświetliłam go telefonem, gdyż nigdzie nie mogłam znaleźć włącznika światła. Gabinet pielęgniarki był na pierwszym piętrze, nieopodal sali gimnastycznej. Kierując się do schodów, nagle dostrzegłam postać idącą w moją stronę z drugiego końca korytarza. Była dwadzieścia metrów ode mnie, następnie dziesięć, pięć… Teraz zauważyłam, że to Adam. Chłopak zatrzymał się obok mnie.

– Cześć. Nela, tak? – przywitał się z lekkim uśmiechem na ustach.

– Hej, tak.

– Jak się czujesz?

– Jest lepiej, dzięki… – zaczęłam.

– Mów dalej i ignoruj to co robię – szepnął chłopak.

Mów dalej? Ignoruj? O co mu chodzi?

– Podoba mi się pokój, lecz jestem zaniepokojona tą całą grą – kontynuowałam, tak jak mnie poprosił.

– Ja też – odparł szatyn, dyskretnie wkładając dłoń do kieszeni mojej ciemnoróżowej bluzy.

Co on wyprawia? Wydaje mi się, że schował tam jakąś kartkę.

– Wciąż bardzo mało wiemy. Mam nadzieję, że uda nam się wygrać i wydostać stąd.

– Ja też.

– Będę już leciał. Pamiętaj, że o jedenastej jest cisza nocna.

– Okej, do jutra – odparłam i najspokojniej, jak mogłam, minęłam chłopaka.

Jak gdyby nigdy nic poszłam do gabinetu pielęgniarki. Wciąż jednak ciekawiło mnie, co kombinował Adam. Postanowiłam, że karteczkę zobaczę dopiero, gdy wrócę do pokoju, aby uniknąć kamer. Liczyłam na to, że chociaż w toalecie ich nie ma, bo na korytarzu, na auli, w gabinecie pielęgniarki i w moim pokoju… były. One były wszędzie. Ktoś nieustannie nas obserwował.

– Nela! – Usłyszałam od razu, gdy otworzyłam drzwi.

Na jednym ze szpitalnych łóżek siedzieli Archie i Olivia.

– Nareszcie się znalazłaś! – odezwał się chłopak.

– Martwiliśmy się! – dodała Olivia.

A ja myślałam, że po prostu uciekliście. Kogo ja oszukuję, tak było.

– Już wszystko gra – powiedziałam. – Przyszłam tylko po jakieś leki.

– W takim razie narka – rzucił Archie i wyszedł z pomieszczenia, tak jakby wyłącznie na to czekał.

– Dobranoc, nie przemęczaj się! – dodała fioletowowłosa i poszła w ślady chłopaka.

Aha. Czyli tak szybko zostałam sama. Znowu.

Zaczęłam przeszukiwać pomieszczenie. W jednej z szuflad znalazłam pokaźną apteczkę. Wzięłam z niej leki przeciwbólowe, bandaże i coś na katar.

Nigdy nic nie wiadomo, przecież nasze życia mają być od teraz zagrożone…

Zirytowana własnymi myślami, ze złością zatrzasnęłam szafkę. Tak łatwo to zaakceptowałam?

Wróciłam do pokoju i wyjęłam z szafy piżamę. Dopiero w łazience zdjęłam bluzę i wyciągnęłam z kieszeni karteczkę od Adama.

Spotkajmy się jutro przed lekcjami. O siódmej koło głównego wyjścia. Musimy na spokojnie zwiedzić budynek i poszukać drogi ucieczki. Dałem Ci tę kartkę, bo na korytażu są zamontowane podsłuchy. Zaprosiłem wszystkich, nie martw się o nic.

To chyba dobry plan. Właściwie jedyny, jaki mamy… Muszę przyznać, że Adam jest inteligentny. No może poza tym, że napisał korytaż zamiast korytarz.

Ale ma rację, musimy być ostrożni. Nawet w naszych pokojach zamontowano kamery i podsłuchy. Wolne są tylko łazienki. Trudno będzie uciec, będąc nagrywanym.

Ale chwila, dlaczego próbuje ukryć swój plan przed dyrektorem? Jeśli wśród nas jest ten cały duch, to przecież i tak przekaże wiadomość antagoniście.

A może to zasadzka, która ma wywabić ducha z kryjówki? Może Adam tylko na to czeka?

Wyjrzałam na korytarz. Obejrzałam się najpierw w lewo, potem w prawo. Ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam właśnie Adama.

– Dokąd idziesz? – spytał.

– N-nigdzie! – odpowiedziałam, czując, że robię się czerwona ze stresu.

Jeśli to zasadzka na ducha, a on czekał pod drzwiami, chcąc sprawdzić, czy opuszczę pokój, prawdopodobnie właśnie stałam się podejrzanym numer jeden.

– Słyszałam kroki na korytarzu, chciałam sprawdzić, kto to, ale to tylko ty.

– Stałem w miejscu, nie chodziłem pod drzwiami – odpowiedział zaskoczony.

– D-dobranoc! – krzyknęłam w odpowiedzi i szybko zamknęłam drzwi.

Naprawdę czaił się tam, żeby sprawdzić, kto z nas opuści pokój w celu przekazania listu dyrektorowi?

Opadłam na łóżko.

Uda się. Wydostaniemy się stąd, nim komukolwiek stanie się krzywda.

Zawsze dbałam o innych. Nigdy nie dopuszczałam do tego, aby cierpieli. Tak będzie i tym razem!

Zamknęłam oczy, aby powstrzymać napływające łzy.

Tak będzie, prawda?

ROZDZIAŁ IV

Czy lubisz ogórki? Zadanie pierwsze

Następnego dnia, zgodnie z umową, trochę przed siódmą udałam się do głównego wyjścia. Teraz, za dnia, gdy korytarze nie były pogrążone w mroku, czułam się trochę spokojniejsza. Ponownie jednak zaczęłam się niepokoić, gdy w pewnym momencie doszłam do wniosku, że nie wiem, w którą stronę się udać. Ta szkoła naprawdę była ogromna. Już miałam zacząć panikować, że się zgubiłam, gdy spotkałam na swej drodze Emila.

– Hejka! – przywitałam się, podbiegając do rudowłosego.

– Hej – odpowiedział niechętnie, nie zwalniając tempa ani nie odwracając się nawet w moim kierunku.

On chyba serio nie chce z nikim rozmawiać. Cóż, ma problem, bo ja lubię wyzwania.

– Co u ciebie? – spytałam.

– A jak myślisz? – burknął.

To było pytanie z grzeczności. Nie będzie łatwo…

Cisza. Nienawidzę ciszy.

– Lubisz ogórki? – spytałam, aby ją przerwać.

– Że co? – zdziwił się Emil i nareszcie na mnie spojrzał.

– Czy lubisz ogórki? Ja je uwielbiam, szczególnie kiszone. Za to nie lubię tych ze śmietaną.

– Masz na myśli mizerię?

Tak! Odpowiedział coś!

– Tak, tak, tak! – potwierdziłam entuzjastycznie, kiwając głową.

Cisza. Głupie słowo.

– Kiedy się stąd wydostaniemy, zjemy razem słoik ogórków, okej? – zaproponowałam.

– Najpierw musimy wykonać wszystkie trzynaście zadań – przypomniał chłopak.

– Albo znaleźć ducha.

– Jak mamy to zrobić?

– Coś wymyślimy.

Kilka chwil później znaleźliśmy się przed wyjściem ze szkoły. Byli już wszyscy. Szybko policzyłam. Czternaścioro, rzeczywiście. Skoro ducha widział każdy, to znaczyło, że miał on cechy istoty żywej.

Dyrektor prawdopodobnie nazywał go tak bez większych powodów, to nie tak, że duch był martwy. Moja moc umożliwiała jedynie rozmowę z odwiedzającymi mnie nocą zjawami. Wyłącznie tymi, które same do mnie przychodziły. Potrafiłam komunikować się z duchami, ale nie potrafiłam znaleźć „ducha” wśród żywych. Co za ironia losu.

– Moglibyście się chociaż nie spóźniać?! – krzyknęła nam na przywitanie Zoe.

– Jest siódma, tak jak się umawialiśmy – zauważył fioletowowłosy chłopak w koszulce w ciemne paski.

Wydawało mi się, że wygląda znajomo…

– Kevin?! – zdziwiłam się.

– Nom – przytaknął nieco zaskoczony. – Przedstawiliśmy się sobie wczoraj – przypomniał, po czym zaśmiał się serdecznie.

– Nie o to mi chodzi – odparłam. – Wczoraj nie zwróciłam na to uwagi, ale… widziałam plakat w sprawie twojego zaginięcia…

– Oj… – westchnął chłopak, drapiąc się po karku. – Czyli serio mnie szukają. Pewnie się martwią…

– Martwienie się martwieniem, ale wracając do tematu, to wszyscy przyszli przed czasem, więc Nela i Emil też mogli! – kontynuowała smoczyca.

– Olać to. Sprawdzamy te drzwi czy nie? – spytała wybitnie obojętnie dziewczyna w czarnym golfie i z mocnym makijażem. Chyba miała na imię Pola.

– To nie drzwi mieliśmy sprawdzić – stwierdził Adam, który opierał się o ich framugę.

– Więc co? – spytał Archie.

Adam pociągnął za klamkę i ku naszemu zdumieniu drzwi się otworzyły.

– Jesteśmy w-wolni! – ucieszyła się Olivia.

– Problem w tym, że nie – odparł szatyn.

Wyszliśmy na zewnątrz. Jakieś dziesięć metrów przed nami znajdował się bardzo wysoki mur.

– Ta szkoła to serio więzienie – mruknęła Pola, bawiąc się białym kosmykiem włosów.

– Może uda nam się jakoś wspiąć – odezwał się Archie, podciągając rękawy.

– Zrobisz sobie tylko krzywdę – westchnęłam.

– Czyli chcesz się poddać?!

– Tego nie powiedziałam! Na pewno nie zaakceptuję tego, że jesteśmy tu uwięzieni i zaraz umrzemy!

– Nikt nie zginie, jeśli będziemy ostrożni – wtrącił się Emil.

– Przecież ten chory wariat powiedział, że jak nie wykonamy zadania, ktoś odpadnie! – krzyknęła Zoe. – A wiesz, z czym wiąże się to słowo! Odpaść z gry znaczy tyle, co przegrać, a przegrać to zginąć! Do tego mamy zabić jakiegoś cholernego ducha!

– Ale zadania mogą być proste! Może damy radę! – przerwałam czerwonowłosej.

– To prawda – zgodziła się Nina. – Pierwsze było banalne!

– A skąd wiecie, że reszta też taka będzie?! – zamartwiała się Zoe. – A nawet jeśli, zajmie nam to prawie miesiąc! Nie chcę siedzieć tyle w tej durnej szkole!

– Dlatego chodźmy na ten mur! – krzyknął ponownie Archie.

– Przecież to niemożliwe! – odpowiedziałam.

– Może dla ciebie nie, ale ja dam radę! Pooower!

Chłopak podbiegł do ogrodzenia i błyskawicznie zaczął się na nie wspinać. Nie przeszedł jednak nawet połowy, gdy nagle spadł na ziemię.

Podbiegliśmy do niego.

– Wszystko gra?! – spytała z zatroskaniem Ellen.

– Ta… Troszkę mnie tylko kopnęło…

– Mur cię kopnął?! – krzyknęła Zoe. – Że jak?!

– Chyba chodzi mu o prąd – odparł Adam, przyglądając się ogrodzeniu. Przyłożył do niego palec i natychmiast go cofnął. – Tak, jest pod napięciem.

– To teraz n-na pewno z-zginiemy! – krzyknęła Olivia, która miała już łzy w oczach.

– Nie dramatyzuj! – Pokrzepiająco poklepałam fioletowowłosą po ramieniu. – Damy radę!

– Może uda mi się to przeskoczyć… – zaczął Adam.

– Niby jak? – spytała Pola.

Przeskoczyć? Dziesięciometrowy mur? Otworzyłam oczy ze zdumienia. Już rozumiem!

– Adam, więc to twoja moc? – spytałam.

– Owszem – odparł szatyn. – Właśnie, wczoraj o tym gadaliśmy. Wszyscy jesteśmy Obdarzeni. Chyba że się mylę i ktoś z was jest człowiekiem.

– Niestety nie – westchnął Emil.

– Absolutnie nie! – dodałam.

– Ja też nie jestem zwykła! – odezwała się Nina.

– A ja jestem smokiem! – wykrzyknęła dumnie Zoe.

– Daj dotknąć skrzydeł! – poprosił Archie ze wzrokiem biednego szczeniaczka.

– Spadaj!

– No weź! Nie bądź taka, tylko raz!

– Czyli możemy stwierdzić, że uwięził nas tu ktoś, kto nienawidzi potworów – zauważyła Nina.

– Wiedziałam, że ludzie są źli! – krzyknęła Zoe.

– To za wcześnie, aby wyciągać wnioski – stwierdziła różowowłosa dziewczyna w zwiewnej niebieskiej sukni.

Jej cera była blada jak u porcelanowej lalki. Nie, ona cała wyglądała jak lalka. Miała długie pasteloworóżowe loki, wyprostowaną, zgrabną i dostojną sylwetką, a ubrana była w zwiewną sukienkę z falbankami.

– Lol, nie zauważyłam cię. – Pola się zaśmiała.

– Ludzie rzadko mnie zauważają. Potwory także. Przypomnę na wszelki wypadek, mam na imię Aemelia.

– Dziwne imię – szepnęła do mnie Zoe.

– Tak jak jej strój… – dodałam.

– Cóż… nasze ubrania nie zależą od nas. Kiedy się obudziłam, miałam na sobie ten sweter. Normalnie ubieram się inaczej. Emil też coś o tym mówił.

Czy w takim razie tylko ja mam swoje ubrania? Uznałam, że lepiej o tym nie wspominać.

– Mam plan – oznajmiła Aemelia. – Moją nadprzyrodzoną zdolnością jest latanie. Przelecę nad murem i sprowadzę pomoc.

– Ale świetna moc! – zachwycała się Ellen.

– Dziękuję – odpowiedziała Aemelia swoim wysokim spokojnym głosem.

Dziewczyna zamknęła oczy na kilka sekund, a po chwili, gdy je utworzyła, ich barwa zmieniła się z szarych na ciemnoniebieskie. Aemelia powoli oderwała się od gruntu, uniosła i podleciała w stronę muru.

W momencie, gdy znalazła się tuż nad nim, nagle zaczęła jednak spadać na ziemię, jakby właśnie w coś uderzyła.

– Aemelia! – krzyknęła zmartwiona Ellen.

– Złapię ją! – zawołał Kevin.

I na szczęście mu się to udało.

– Nic ci nie jest? – spytał chłopak. – Lekka jesteś. To dzięki twojej mocy?

– Nad murem jest ściana – oznajmiła dziewczyna, ignorując pytania. – To wygląda tak, jakby szkoła znajdowała się w ogromnej szklanej bańce. Do tego niewidzialnej.

– Czyli naprawdę jesteśmy tu uwięzieni… – zaczęłam się trząść.

– To co, idziemy na śniadanko? – spytała Nina.

Rzeczywiście, była już siódma trzydzieści.

– A potem na lekcje – dodał Emil.

– Nie idę na żadne lekcje! Przecież… – zaczęła Zoe.

– Musisz – przerwał jej mój kolega z klasy. – Nie wiemy, jak zareaguje dyrektor.

– Nie zamierzam się słuchać tego je…

– Po prostu chodź. – Archie zakrył dziewczynie usta i pociągnął ją za sobą.

***

Udaliśmy się na stołówkę. Było nią obszerne pomieszczenie z długim stołem pokrytym obrusem w czerwono-białą kratę. Naszym oczom ukazał się również szwedzki stół, z zadziwiająco dużym wyborem dań.

– Chwila… – zaczęłam. – Skoro antagonista to przygotował, to mogliśmy go złapać w nocy! Zróbmy to dzisiaj!

– Byliśmy tu całą noc – oznajmił Kevin. – Ja, Ethan i Archie. Chcieliśmy złapać dyrektora, gdy będzie szykował jedzenie.

Ethan… To był…

– Około czwartej nad ranem nagle zasnęliśmy – dokończył drobny białowłosy chłopak w zielonej bluzie, której kołnierz zasłaniał mu usta. – Wszyscy w jednej chwili.

Ach tak, to on ma na imię Ethan!

– Dziwne, prawda? – dopytał się Archie, podciągając rękawy bejsbolówki. – Mam wrażenie, że dyrektor zaaplikował nam jakąś substancję nasenną.

– Czyli raczej nie możemy go złapać – westchnął Ethan, po czym wszyscy z grobowymi minami przystąpiliśmy do jedzenia.

Niedługo potem wybiła ósma. Całą grupą podeszliśmy do drzwi od klasy matematycznej.

– Tu serio będą lekcje? – spytała Pola. – Przecież jesteśmy sami.

– Nikt nie mówił, że jest nas tylko czternastka – odparła Aemelia, po czym otworzyła drzwi do sali. – Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie.

– Dzień dobry. Dzisiaj wyjątkowo wam wybaczę, ale na przyszłość uważajcie – odpowiedziała nam młoda kobieta w okularach.

Miała ciemne włosy spięte w kok. Była ubrana w szarą trapezową sukienkę. To chyba… nauczycielka.

– Usiądźcie – poprosiła, uśmiechając się promiennie.

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jedynie Aemelia zajęła miejsce w trzeciej ławce przy oknie, a reszta z nas stała w drzwiach, rozglądając się po klasie. Szybko więc usiedliśmy w którychkolwiek ławkach.

Dosiadłam się do niskiego chłopaka w czerwonej pelerynie.

– Jak śmiesz siadać tu, nie zapytawszy mnie o zgodę?! – odezwał się od razu.

– Um… przepraszam? – odparłam niepewnie.

– Znaj swoje miejsce!

Co z nim nie tak?

– Jestem król Benjamin Trzeci! Władca nie może siedzieć z prostaczką!

– S-słucham?!

– Zostaw go, Nela – powiedziała Nina. – To świr. Siadaj do mnie!

Natychmiast zajęłam krzesło obok blondynki.

Niektórzy ludzie są serio dziwni.

– Nazywam się Hannah Tremblay i jestem waszą wychowawczynią. – Usłyszałam głos nauczycielki. – Możecie mówić mi po imieniu. Uczę tu matematyki, miło mi was poznać.

– Co?! – krzyknęła Zoe. – Jaja sobie z nas robisz?! Miło was poznać?! I co, mamy ci odpowiedzieć to samo?! Współpracujesz z tym psycholem, prawda?!

– Zoe! – skarcił ją Archie. – Uspokój się!

Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i usiadła na swoje miejsce.

Nauczycielka zignorowała smoczycę i temat „tego psychola”, po czym po prostu przeszła do tłumaczenia funkcji trygonometrycznych. O dziwo wydała mi się całkiem sympatyczna.

Co taka normalna osoba robi w tym miejscu?

Na chwilę nawet zapomniałam o całej tej grze.

Wszystkie obawy wróciły jednak momentalnie, gdy po czterdziestupięciu minutach zadzwonił dzwonek na przerwę, a my wyszliśmy na korytarz.

– Macie jakieś pomysły, o co, do cholery, tu chodzi? – spytała Pola, jak zwykle bawiąc się białym kosmykiem włosów.

– Żadnych… – westchnął Emil, poprawiając okulary.

– Jesteśmy w ciemnej dupie – stwierdziła Zoe.

– Dlaczego tak wybuchnęłaś? – zwróciłam się do smoczycy.

– Zostaliśmy tu zamknięci wbrew naszej woli, a ona próbuje być miła! Jak niby miałam zareagować?

– Na przykład tak jak wszyscy? – Z tonu głosu Poli wręcz wylewał się sarkazm.

– Nie kłóćmy się, to niczego nie rozwiąże – poprosił Emil.

– Zamknij się, kujonie! – krzyknęła Zoe.

– Jak nosi okulary, to od razu jest kujonem? – westchnęła Ellen, której twarz również zdobiły okulary.

W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk włączenia głośników.

– Dzień dobry, uczniowie! Mówi wasz dyrektor.

Gdy usłyszałam ten robotyczny głos, przeszły mnie ciarki.

– Macie teraz przerwę, a nauczyciel opuścił budynek.

– Opuścił go? – szepnął Adam.

– Korzystając z okazji, że w szkole jest tylko wasza czternastka, podam wam wasze pierwsze zadanie. Oto ono! Macie zabić waszą nauczycielkę!

Czy ja na pewno dobrze usłyszałam?

– Standardowo macie na to czterdzieści osiem godzin – mówił dalej dyrektor. – Jeśli przekroczycie ten czas, będziecie stopniowo przegrywać. Pamiętacie, prawda? Każda następna rozpoczęta doba po przekroczeniu czasu będzie wyrokiem śmierci dla jednego z was. Jeśli wykonacie zadanie w dwa dni, to nikt nie umrze. Jeśli w trzy, zginie jedno z was. Jeśli w cztery, kolejna osoba. I tak dalej… Cóż… Powodzenia, ha, ha!

Usłyszeliśmy głuchy szum z głośników.

Mamy… zabić nauczycielkę?

Spojrzałam na twarze obecnych. Strach, niepokój, bezsilność… Takie emocje na nich odnalazłam.

Gra się rozpoczęła. Tego dnia jednak nie podjęliśmy żadnego działania.

ROZDZIAŁ V

Nie jesteśmy przyjaciółmi

Pani Hannah tłumaczyła Zoe przy tablicy zadanie związane z równaniami kwadratowymi.

Wszyscy udawaliśmy, że uważamy, co mówi, lecz nasze myśli odbiegały dużo dalej. No bo jak mielibyśmy kogoś zabić? I to ją. Kobietę, która z uśmiechem stała przed nami i nie była niczego świadoma.

Nie ma szans, nie zrobimy tego!

– A więc x równa się dwadzieścia pięć – dokończyła nauczycielka, odkładając kredę.

Zoe stała przy tablicy, gapiąc się na nią ze zdumieniem, zupełnie jakby liczby zapisane były w języku elfów czy coś. Pani Hannah, widząc zaskoczenie nastolatki, zaśmiała się cicho.

– Już rozumiesz? – spytała kobieta, uśmiechając się do Zoe.

Czerwonowłosa milczała przez dłuższą chwilę. W końcu jednak otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć. Wszyscy obawialiśmy się, że będzie to kolejny głupi tekst młodej smoczycy, ale tym razem się myliliśmy.