Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wszystkiego najlepszego!
Coraz częściej zdajemy sobie sprawę, że kluczem do zdrowia są odpowiednie nawyki. Jakie dokładnie, podpowiada mikroodżywianie, dziedzina łącząca elementy dietetyki, medycyny i farmacji. Precyzyjnie wyjaśnia, co w sobie zbadać, co jeść, jakie niedobory uzupełnić, żeby działać w maksimum swoich możliwości – świetnie się czuć, mieć mnóstwo energii, a przy tym wyglądać promiennie.
Pierwsza w Polsce książka o mikroodżywianiu Żyj 120 lat, czyli moc mikroodżywiania została stworzona jako zbiór podstawowych wiadomości. Druga jest przełożeniem teorii na praktykę. Zawiera rady sprawdzone w pracy terapeutki i specjalistki medycyny stylu życia.
Z tej książki dowiesz się, jak:
• zwiększyć odporność organizmu,
• zadbać o szczęśliwe jelita,
• walczyć z otyłością brzuszną,
• złagodzić PMS i endometriozę,
• przejść lekko przez ciążę,
• nie zauważyć menopauzy,
• uregulować pracę tarczycy,
• poprawić pracę wątroby,
• zlikwidować złe nastroje,
• pożegnać uciążliwe migreny,
• obniżyć poziom cukru,
• poprawić jakość snu.
Bądź najzdrowszą wersją siebie to wyzwanie. Jeśli się go podejmiesz, będziesz się czuć wspaniale w swoim ciele przez całe długie życie. Nie odkładaj zmian na później. Zacznij teraz.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 188
Mojemu Tacie.
Tato, dedykuję Ci tę książkę i każde działanie na rzecz zdrowia drugiego człowieka. Ty mnie go nauczyłeś.
Marta
Dotychczas w historii ludzkości długość życia była kwestią przypadku. Dzisiaj jest skutkiem świadomych wyborów i celowych działań. Już teraz możesz postanowić, że będziesz cieszyć się doskonałym zdrowiem fizycznym do końca swoich dni. Jeśli wykształcisz konkretne nawyki związane ze zdrowiem, zapewnisz sobie dłuższe i lepsze życie!
Brian Tracy
1Wstęp
Zdarzyło mi się tłumaczyć jednemu z moich pacjentów, 45-letniemu, bardzo pewnemu siebie mężczyźnie, na czym polega mikroodżywianie i piramida zdrowia. W pewnym momencie mi przerwał i oświadczył z przekonaniem, że woli żyć na własnych zasadach. Pamiętam swoje zaskoczenie. Przede mną siedział zestresowany mężczyzna z cukrzycą, a zaraz po wyjściu z mojego gabinetu na parkingu pospiesznie zapalił papierosa. Serio? To jest to życie na własnych zasadach?
Nikt nikomu oczywiście nie zabroni tak funkcjonować, nie nakaże zmiany. Ciężko jednak patrzeć, jak ktoś przepuszcza przez palce swój życiowy potencjał i nonszalancko go zaprzepaszcza. Bo przecież nie da się żyć szczęśliwie, lekceważąc potrzeby swojego organizmu. Ciało, ta skorupa duszy, jest nośnikiem naszych marzeń i planów. Jeśli będzie zdrowe, silne i pełne energii, da nam moc, do czego tylko chcemy. Do wszystkiego.
Wiem to dobrze, bo pracuję jako terapeutka.
Już ponad dziesięć lat pomagam pacjentom wydobywać pełnię ich możliwości. Przychodzą do mnie osoby chore, które nie wiedzą, co im jest, i zdrowe, które chcą polepszyć swoje samopoczucie, czują, że stać je na więcej, i szukają sposobów na poprawienie swojej kondycji fizycznej i sprawności umysłowej. Wszyscy dostają bonus – przepis na zdrowie i urodę do końca swoich dni. Spokojnie, nie ma w tym nic z szarlatanerii. Wystarczy wykształcić konkretne nawyki i naprawdę można funkcjonować lepiej. Żadne pokolenie wcześniej nie miało takiej możliwości. My mamy szansę żyć sto dwadzieścia lat, i to w dobrej formie.
Dobra forma, zdrowie i piękno oczywiście dla każdego oznaczają coś innego. Dla mnie ten pakiet to dobrostan łączący siłę, naturalne piękno skóry ze spojrzeniem pełnym blasku i bijącą z niego energią. Do tego sprawne, umięśnione, wysportowane ciało. Tak, tak, umięśnione ciało, mówię to z pełną świadomością, ponieważ nie jest to tylko wymóg estetyczny, lecz także zdrowotny. Jest on szczególnie ważny w przypadku seniorów, u których łatwo dochodzi do sarkopenii, czyli spadku masy mięśniowej. W podeszłym wieku zmiany te prowadzą do zaburzeń koordynacji ruchowej, a także pracy serca. W końcu serce to też mięsień! Osłabione – będzie miało problemy z pompowaniem krwi. Wyćwiczone – może nie mieć żadnych.
Dzięki współczesnej nauce wiemy, jak wydobyć z siebie to, co najlepsze, w jaki sposób chronić i maksymalizować swój potencjał. Da się, i wcale nie jest to trudne. Podpowiedzi, jak to robić, znajdziesz w tej książce. Zgromadzone tu rady to efekt wielu lat doświadczeń, setek rozmów z pacjentkami i z przyjaciółkami, które regularnie pytają, jak zacząć zmianę, w jaki sposób ją utrwalić, a także jak poprawić zdrowie niezależnie od wieku i stanu wyjściowego.
Uwierz mi – można.
Marta Mieloszyk-Pawelec
2Szybki skan zdrowotny, czyli przyjrzyj się sobie
Dziś definicja zdrowia jest inna niż jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści lat temu. Zdrowie już nie oznacza stanu bez choroby, ale funkcjonowanie z wykorzystywaniem optimum swoich możliwości.
Długość i jakość ludzkiego życia do niedawna były kwestią przypadku. Teraz są skutkiem naszych wyborów i działań. Już dziś, teraz, kiedy czytasz te słowa, możesz postanowić, że będziesz cieszyć się doskonałym zdrowiem fizycznym, i to naprawdę do końca życia Każdy z nas może być piękny i zdrowy, niezależnie od wieku i dolegliwości, z jakimi się boryka. I nie, nie ma sekretnego eliksiru młodości. Magiczne pigułki to ściema. Wystarczy gotowość do zmiany. I dobry plan.
Zanim jednak go wdrożysz, przyjrzyj się sobie, rozpoznaj potrzeby swojego organizmu. Nie wystarczy jeść zdrowe produkty, choćby z najlepszego, ekologicznego sklepu. Trzeba wiedzieć, które z nich wybierać, a także ile i jak je spożywać, żeby naprawdę przynosiły nam korzyść. Weźmy na przykład tłuszcze. Nie wystarczy wyeliminować z diety rafinowane, a sięgać wyłącznie po oliwę. Trzeba wiedzieć, ile organizm potrzebuje kwasów tłuszczowych jednonienasyconych czy wielonienasyconych. W końcu każdy z nas jest inny, wyjątkowy, prowadzi inny styl życia, ma inny metabolizm, inaczej zużywa składniki aktywne. Żeby to, co jemy, było dla nas korzystne, musimy dokładnie wiedzieć, jakie mamy potrzeby. Dlatego pierwsze, co warto zrobić, to je rozpoznać.
Od czego zacząć? Zajrzyj do swojego wnętrza i dowiedz się, co w nim słychać. Może wszystko przebiega wzorcowo? Sprawdź to. Poniżej znajdziesz prosty test, który pomoże określić stan twojego organizmu i wskazać słabsze punkty – jeśli takie są – nad którymi należy popracować.
Zakreśl pytania, na które odpowiadasz „tak”.
Czy twoja skóra jest sucha i szorstka?
Masz trądzik?
Cierpisz na zmiany atopowe lub łuszczycę?
Masz zmarszczki, i to bardzo głębokie, jak na twój wiek?
Czy odczuwasz szybko postępujące oznaki starzenia się, utratę elastyczności skóry?
Przydarzyły ci się w przeszłości poparzenia słoneczne?
Masz białe plamki na paznokciach?
Czy twoje płytki paznokciowe są rozdwojone lub łamliwe?
Wypadają ci włosy?
Na języku pojawił się biały nalot?
Często czuć od ciebie nieświeży oddech?
Miewasz bóle jelitowe (kolki)?
Często zdarzają ci się rozwolnienia lub zaparcia?
Rano, gdy wstajesz, masz płaski brzuch, a wieczorem jest wzdęty?
Dokucza ci zgaga, pieczenie w przełyku?
Miewasz napadową potrzebę zjedzenia czegoś słodkiego, zwłaszcza pod koniec dnia?
Miewasz nieprzepartą ochotę na podjadanie między posiłkami?
Czujesz poirytowanie, jeśli nie zjesz posiłku na czas?
Czy przed jedzeniem odczuwasz rozdrażnienie, niepokój lub cieżko ci się skupić?
Bywa, że doświadczasz mdłości lub zawrotów głowy?
Zasypianie zajmuje ci więcej niż 30 minut?
Wybudzasz się między 2:00 a 4:00 w nocy?
Czy przed miesiączką bardzo bolą cię piersi i są one nabrzmiałe, czujesz szczególnie silne poirytowanie kilka dni przed okresem?
Masz bardzo obfite miesiączki?
Twoje miesiączki są nieregularne, między jedną a drugą występują długie przerwy?
Od lat stosujesz hormonalną antykoncepcję?
Starasz się o dziecko i nie udaje ci się zajść w ciążę?
Narzekasz na częste infekcje pęcherza moczowego?
Odczuwasz świąd w okolicy narządów rodnych lub odbytu?
Zauważasz u siebie suchość pochwy?
Pojawiły się uderzenia gorąca?
Przytyłaś, a najwięcej nowej tkanki tłuszczowej zgromadziło się w okolicy talii?
Masz anemię?
Twoja tarczyca nie pracuje dobrze, jesteś cukrzykiem lub cierpisz na insulinooporność?
Masz PCOS, endometriozę?
Masz fatalne nawyki żywieniowe?
Często zarywasz noce?
Czujesz się zestresowana, a zmęczenie nie chce ustąpić nawet po dłuższym odpoczynku?
Cierpisz na bóle głowy, migreny?
Masz słabą odporność, z infekcji wpadasz w infekcję?
Przyjrzyj się odpowiedziom. Jeśli twierdzących jest więcej niż trzy, może to być znak, że w twoim organizmie toczy się stan zapalny lub zachodzi proces ryzykowny dla zdrowia. Warto zastanowić się, skąd wzięły się dolegliwości i zająć się ich opanowaniem. W jednym i drugim pomoże mikroodżywianie.
3Mikroodżywianie
Co to jest?
Gdy dwa lata temu ukazała się książka Żyj 120 lat, czyli moc mikroodżywiania, dla wielu osób „mikroodżywianie” było zupełnie nowym pojęciem. Pytano: Czy to znaczy, że trzeba jeść mało? Dozwolone są jedynie mikroporcje? Dziś termin ten na dobre zagościł już w języku medyków i dietetyków i stał się sposobem dbania o siebie dla osób ceniących zdrowy styl życia.
Przypomnijmy, że głównym zadaniem mikroodżywiania jest dostarczanie organizmowi substancji istotnych do prawidłowego działania komórek. I nie mówimy tylko o białkach, tłuszczach i węglowodanach, lecz także o składnikach mikro: witaminach, mikroelementach, kwasach tłuszczowych, probiotykach i prebiotykach oraz czynnikach epigenetycznych – grupach metylowych i acetylowych, które aktywują transkrypcję lub wyciszenie genów, wchodzą w interakcję z genomem i naprawiają jego uszkodzenia.
Trochę historii
Za prekursorkę mikroodżywiania uważa się dr Catherine Kousmine, szwajcarską lekarkę rosyjskiego pochodzenia, żyjącą w latach 1904–1992. To ona jako jedna z pierwszych zaczęła badać związki między dietą a chorobami cywilizacyjnymi. Analizowała zawartość kwasów tłuszczowych w błonach komórkowych, mówiła o suplementacji selenu w chorobach tarczycy, przyglądała się też roli jelit w utrzymaniu dobrostanu organizmu. Pośród książek, które wydała, znalazła się nawet rzecz o tym, jak zapobiec przedwczesnemu starzeniu się, czyli – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – napisała prekursorski poradnik na temat anty-agingu. I to wszystko działo się w połowie XX wieku, kiedy lekarze grzmieli o groźnym dla zdrowia cholesterolu i toczyli krucjatę przeciw wszelkim tłuszczom (przy okazji – dodajmy – nic niewłaściwego nie widząc w nadmiarze cukru w diecie czy paleniu papierosów). A Kousmine, w tych właśnie czasach i w takiej atmosferze naukowej, niestrudzenie przypominała o „cząsteczkach wojny i pokoju”, czyli o prostaglandynach pochodzących z dobrego tłuszczu, z takich źródeł, jak ryby czy zdrowe oleje. Była naprawdę niezwykle postępowa i odważna.
Tropem jej wielkich odkryć poszło wielu naukowców, m.in. dr Jean Seignalet (1936–2003), francuski gastroenterolog, hematolog, wykładowca i badacz. Opracował on program odżywiania się i rozwinął zagadnienia związane z dietą, dzięki czemu wielu pacjentów cierpiących nawet na nieuleczalne dotąd choroby wróciło do zdrowia, a nawet jeśli nie całkiem wyzdrowiało, to przynajmniej wyraźnie poprawiło komfort życia. Dziś związki żywienia i zdrowienia wydają się oczywiste, a ich badaniem i rozpowszechnianiem zajmuje się coraz więcej uniwersytetów medycznych na świecie. Nowa dyscyplina, która je nam przybliża – mikroodżywianie – stała się też najprostszą odpowiedzią na coraz powszechniejsze choroby cywilizacyjne. A one, jak każda dolegliwość – co dawno dowiódł podwójny noblista Linus Pauling – rozpoczynają się przecież od dysfunkcji kilku komórek. Wystarczy o nie zadbać, by do rozprzestrzenienia się choroby nie doszło. Proste, prawda?
Mikroodżywianie to dostarczanie organizmowi dokładnie tego, czego mu brakuje, i to w starannie odmierzonych, aptekarskich dawkach. Nawet niewielkie niedobory (lub nadmiary) są w stanie zmienić funkcjonowanie ciała, a niedostateczna ilość zaledwie jednego pierwiastka może zachwiać też jego przeciwnowotworową, przeciwzapalną i antyalergiczną odpowiedzią.
Marta Mieloszyk-Pawelec, specjalistka z zakresu mikroodżywiania
Dla mnie mikroodżywianie to wielka przygoda, która znalazła mnie 15 lat temu. Byłam wtedy kilka lat po studiach farmaceutycznych na poznańskiej Akademii Medycznej, zafascynowana tym, jak działa organizm. Miałam jednak poczucie, że i medycyna, i farmacja, jakie znam, są skoncentrowane tylko na chorobie. Czemu nie skupią się na zdrowiu? – zastanawiałam się. Czy nie można zbadać, czy i jak bardzo organizm jest zdrowy? Odpowiedź – olśnienie! – przyszła do mnie podczas warszawskiej konferencji poświęconej medycynie anti-aging, na wykładzie prof. Heleny Baranovej. Pamiętam, że przez godzinę siedziałam z otwartą buzią, bo prof. Baranova pokazywała analizy parametrów, które muszą być w normie, żeby uznać, że człowiek jest w pełni sił i zdrowia. Najbardziej zachwyciło mnie to, że odchylenia od prawidłowego poziomu tych parametrów da się korygować nie lekami, tylko żywieniem, celowaną suplementacją czy fitoterapią. A poprawę można monitorować za pomocą badań. Są też parametry wskazujące, czy na przykład wybrany przez pacjenta styl żywienia jest dla niego dobry, czy niekorzystny. Dzięki temu łatwo udowodnić, na przykład zwolennikom diety ketogenicznej, czy jest ona dla nich bezpieczna, czy może przekroczyli normy ustalone dla nasyconych kwasów tłuszczowych i niebezpiecznych kwasów trans. Zobaczyłam wtedy, że dzięki mikroodżywianiu da się podkręcić organizm do optimum jego możliwości na danym etapie życia.
I to było to. Miłość od pierwszego wykładu. Od pierwszej analizy funkcjonalno-żywieniowej.
Potem były studia z mikroodżywiania w Dijon, kursy na Harvardzie i wykłady japońskich noblistów w Sapporo. Wszystko po to, żeby jak najwięcej wiedzieć o pełni zdrowia. I żeby jak najwięcej zapobiegać, a jak najmniej leczyć. Jestem ciekawska, muszę zrozumieć, skąd wziął się problem, z którym ktoś się do mnie zgłasza. Choroba często pojawia się nie pod wpływem czynnika z zewnątrz (patogenu, wirusa, bakterii), tylko w wyniku nieleczonych dysfunkcji, deficytów i zaburzeń równowagi. Okazało się, że można dociec, dlaczego jakiś proces w organizmie nie zachodzi prawidłowo, czego brakuje komórkom do właściwego funkcjonowania, dlaczego dana funkcja organu została zatracona i czy możemy zrobić coś, żeby ją przywrócić. Pamiętam moment olśnienia, kiedy zdałam sobie sprawę, że można precyzyjnie wykryć źródło zaburzeń. A potem, dobierając terapię „na miarę”, zapobiec rozwojowi niektórych chorób lub spowolnić ich postęp.
W mojej pracy nie tyle zajmuję się chorobami, ile pokazaniem, co poprawić, żeby ich uniknąć. Sprawdzam, co słychać w ciele pacjenta, i szacuję, jakie badania powinien wykonać. Zlecam na przykład typowanie limfocytów. Brzmi niezrozumiale? Już wyjaśniam – jest to analiza pierwszego frontu obrony nowotworowej. Jeśli tych naszych „naturalnych kilerów”, czyli limfocytów cytotoksycznych, jest mało, jeszcze nie znaczy to, że rozwinął się nowotwór. Jest to jednak sygnał, że za jakiś czas może zrobić się groźnie, bo układ immunologiczny ledwo zipie i rośnie ryzyko, że proces nowotworowy wymknie się spod kontroli. Poza tym ściśle współpracuję z dietetykiem w zakresie korygowania diety, pod kątem znajdujących się w niej składników odżywczych, wspomnianych mikroelementów czy białek. Dieta i styl życia mają ogromne znaczenie dla naszej kondycji, definiują nas, sprawiają, że my to my! Wciąż jednak spotykam się z opiniami, że to, co jemy, nie ma wpływu na zdrowie, albo jest on niewielki. Całkiem niedawno na spotkaniu towarzyskim rozmawiałam z przesympatyczną panią, mocno dotkniętą trądzikiem. Przekonywała zebranych, że nasze organizmy są tak skonstruowane, byśmy mogli jeść wszystko, bo kwas solny w żołądku da sobie radę z każdym rodzajem pokarmu. A w końcu po to są leki, żeby człowiek mógł robić, co chce, wystarczy przecież wziąć magiczną pigułkę i nasze problemy znikną. Słuchałam tego, co mówi ta kobieta, i coraz bardziej opadały mi ręce. Tego rodzaju myślenie to prosta droga ku zatraceniu i przepaści. Dotyczy to także trądziku, bo nawet najlepsze preparaty apteczne nie usuną problemu, tylko go zasuszą, ukryją objawy, i to wyłącznie na jakiś czas. Podstawą nie tylko zdrowia, samopoczucia, wydajności, lecz także pięknej skóry jest żywienie! To jedyna droga. Był jednak taki czas w medycynie, kiedy sposobu odżywiania się w ogóle nie wiązano z samopoczuciem, chyba tylko w przypadkach głębokiego niedożywienia. Na szczęście ten rodzaj myślenia już dawno przepadł. Dziś naukowcy prześcigają się w dostarczaniu nowych dowodów korzystnego wpływu poszczególnych mikroskładników i diety na organizm. Coraz szczegółowiej opisują ten niesamowity gastrokosmos, jaki znajduje się w naszych brzuchach, mamy dostęp nawet do analiz genomów bakterii jelitowych zasiedlających nasze jelita.
JE(steś)MY, czyli jesteśmy tym, co JEMY
Dobrym przykładem na to, jak sposób odżywiania się wpływa na to, kim się stajemy, są pszczoły miodne. Naukowcy długo zastanawiali się, jak to się dzieje, że z takiego samego zapłodnionego jajeczka może powstać i pszczoła robotnica (niezdolna do rozmnażania się), i pszczoła samica, władna do składania jaj. Z jednego genotypu (z jednej puli genów) mogą więc powstawać różne fenotypy – osobniki o innych cechach organizmu, włączając w to nie tylko morfologię, lecz także na przykład właściwości fizjologiczne. Okazuje się, że wszystko zależy od tego, czym dane osobniki były karmione. Samice larw odżywiających się mleczkiem pszczelim rozwijają się szybciej i wcześniej, i powstają z nich pszczoły królowe. Takie same larwy, ale krócej karmione mleczkiem pszczelim o innym składzie, rozwijają się wolniej i powstają z nich robotnice. Tak samo jest u ludzi. Weźmy zawodników sumo. W zależności od budowy dzielą się oni na sportowców wyższej i niższej rangi. Pierwsi jedzą więcej węglowodanów i mają bardziej otłuszczone ciała, natomiast elita sumitów, ciesząca się ogromnym szacunkiem, to panowie, którzy mają inaczej skonstruowaną dietę (jedzą na przykład więcej protein), dzięki czemu są bardziej umięśnieni. Ta sama dyscyplina sportowa, a wyglądają i walczą – i zarabiają! – zupełnie inaczej.
Najbardziej obrazowo przedstawić można to na przykładzie bliźniaczego rodzeństwa. Dwie siostry jednojajowe, ale rozdzielone w dzieciństwie i inaczej odżywiane, po latach mogą w ogóle nie być do siebie podobne. Jedna może być smukła, zdrowa i wesoła, druga – otyła, chora i wiecznie zmartwiona. Słynnym przykładem takiego rodzeństwa są synowie Arnolda Schwarzeneggera z jego małżeństwa z Marią Shriver, można zobaczyć ich zdjęcia w Internecie. Jeden, który po rozwodzie rodziców zamieszkał z matką, jest wielki, otyły. Drugi, mieszkający z ojcem, jest wysportowany, szczupły i zwinny. Geny naprawdę o niczym nie przesądzają, nie zawsze da się na ich podstawie przewidzieć na przykład, na jakie choroby będzie cierpiało rodzeństwo. Tak organizm nie działa. Do głosu dochodzi tu epigenetyka, czyli wpływ substancji zewnątrz- i wewnątrzpochodnych na geny. Tylko od nas zależy, czy naszemu ciału będziemy dostarczać substancje służące, czy też uszkadzające DNA i wywołujące zapalenia.
Ta książka jest dla zainteresowanych pierwszą opcją.
4zdrowie, czas start
Zaczynamy
O ile pierwsza w Polsce książka o mikroodżywianiu jest zbiorem podstawowych wiadomości na jego temat, o tyle ta stanowi praktyczny poradnik pokazujący, w jakich problemach zdrowotnych i w jak prosty sposób może pomóc mikroodżywianie. Zawiera rady sprawdzone w pracy terapeutki, także w życiu codziennym. Żeby móc sprostać wielozadaniowości, trzeba być zdrowym, wyspanym, pełnym energii i pozytywnie nastawionym.
Jak to osiągnąć? Warto wziąć sobie do serca to, że:
Każdy z nas sam pracuje na swoje zdrowie. Życie dostajemy od rodziców, ale jako dorośli to my sami odpowiadamy za jego jakość, za kondycję, pojawianie się chorób, samopoczucie.
Nie wolno zgadzać się na półśrodki. Życie jest na to za krótkie, można i należy przeżyć je na sto procent – w najlepszej formie. Sprawdź, co jest nie tak, i działaj.
Można być o krok przed chorobą. Wiele objawów i dolegliwości pojawia się dużo wcześniej, kiedy są całkiem proste do wyeliminowania.
Nie warto porównywać się z innymi. Każdy z nas jest inny i wyjątkowy, ma inny organizm i inną odporność. Skupmy się na sobie, analizujmy własne potrzeby i możliwości.
Dbanie o zdrowie to długotrwały proces, nie eksperyment. Czasem efekty pojawiają się szybko, najczęściej jednak wymagają czasu. Ale – jak to w życiu – im dłużej o coś się staramy, tym dłużej możemy się tym cieszyć.
Pozytywne nastawienie ułatwia życie i poprawia zdrowie.
Da się żyć długo i w dobrej formie, zdrowiu i urodzie, nawet sto dwadzieścia lat. Jak to zrobić? Podpowiedzi znajdziesz w kolejnych rozdziałach. Ta książka to wyzwanie. Jeśli je podejmiesz, czeka cię najpiękniejsza nagroda – będziesz się czuć wspaniale w swoim ciele przez całe życie.
Nie ma co odkładać rozpoczęcia dobrego życia na poniedziałek, na po świętach, na styczeń. W ten sposób tylko tracisz cenny czas. Zacznij dziś. Teraz.
5Badania
Żeby wiedzieć na pewno, co się dzieje wewnątrz naszego ciała, najlepiej byłoby obejrzeć je pod mikroskopem. Tak robimy coraz częściej. Naszej uwadze nie powinny jednak umknąć nie tylko podstawowe informacje, lecz także i te mniej oczywiste. Nimi właśnie zajmuje się nowoczesna diagnostyka, posługująca się analizami funkcjonalno-żywieniowymi, czyli badaniami zlecanymi na potrzeby mikroodżywiania.
Te analizy są bardzo precyzyjne. Na ich podstawie możemy się dowiedzieć, jaki jest poziom witamin czy minerałów w naszym organizmie, ale też jaki on jest w różnych miejscach w ciele. Może się bowiem okazać, że poziom magnezu w surowicy jest prawidłowy, ale już w krwinkach – czym zwykłe badania się nie zajmują – uległ znacznemu obniżeniu.
Do ujawnienia takich i innych zmian wykorzystuje się różne narzędzia. Wykonywane są badania diagnostyczne z krwi, kału, 12- i 24-godzinne zbiórki moczu. Poza tym brane są pod lupę zupełnie inne parametry, poza rutynowo wykonywaną morfologią, badaniem moczu czy lipidogramem bada się to, co zwykle było pomijane – neuroprzekaźniki, profil kwasów tłuszczowych, białka zapalne wątroby czy karotenoidy potrzebne do utrzymania prawidłowej jakości wzroku.
Oto, co podczas badania sprawdza się najczęściej:
•profile kwasów tłuszczowych omega-3, -6, -7, -9, w tym GLA, DGLA, EPA, DHA, linolowy, linolenowy, palmitooleinowy, oleinowy. Bada je się w błonach erytrocytów, bo są kluczowymi składnikami strukturalnymi błon komórkowych, a przy okazji modulatorami reakcji zapalnych i koagulacji;
•lipidogram, czyli oznaczenie poziomu lipidów;
•poziom witaminy D;
•stężenie kwasu moczowego. Powszechnie wiadomo, że zbyt wysoki jego poziom we krwi może prowadzić do jego krystalizacji i ataku dny moczanowej. Warto jednak wiedzieć, że kwas moczowy jest też jednym z naszych najsilniejszych antyoksydantów, a jego podwyższony poziom będzie dla terapeuty informacją o stanie zapalnym lub stresie oksydacyjnym (nadmiernej produkcji wolnych rodników), z którym walczy organizm;
•profil karotenoidów – zeaksantyny, beta-kryptoksantyny, luteiny, alfa-likopenu, beta-likopenu, alfa-karotenu i beta-karotenu. Są to bardzo silne antyoksydanty. Ich poziom pozwala zilustrować spożycie warzyw i owoców;
•poziom koenzymu Q10 – to najważniejszy antyoksydant rozpuszczalny w tłuszczach. Znajduje się w mitochondriach i jest pierwszoplanowym kofaktorem syntezy ATP – paliwa życiowego dla komórek. Regeneruje witaminę E, chroni cholesterol frakcji LDL przed utlenieniem;
•poziom enzymów antyoksydacyjnych GPX i SOD. Mają wielką moc zwalczania wolnych rodników, a ich poziom może obniżać się przy przewlekłym stresie, stanach zapalnych, stresie oksydacyjnym i niedoborach selenu (GPX), miedzi, cynku, manganu (SOD). Niedobory GPX i SOD osłabiają obronę przeciwzapalną, przeciwnowotworową oraz antystarzeniową organizmu;
•poziom hormonów: estrogenów, kortyzolu, testosteronu;
•stężenie ceruloplazminy, proteiny zawierającej miedź. Jest silnym antyoksydantem, zwiększa produkcję hemoglobiny;
•poziom ferrytyny. Odzwierciedla prawie połowę zmagazynowanego w organizmie żelaza. Jest przy okazji białkiem zapalnym, którego poziom może podnosić się przy upośledzeniu pracy wątroby;
•ilość mikroelementów we krwi, żelaza, selenu, cynku, miedzi. Są istotnymi kofaktorami wielu reakcji biochemicznych. Ich niedobory to zwykle sprawka stresu, stanów zapalnych, insulinooporności, sportu wyczynowego czy złych nawyków żywieniowych;
•Gen FUT-2. Mutacje FUT 2 mogą być czynnikami ryzyka dla przewlekłej kandydozy pochwy, infekcji dróg moczowych, cukrzycy typu 1, celiakii, IBD, w tym choroby Leśniowskiego-Crohna, martwiczego zapalenia jelit, Gram-ujemnej sepsy u wcześniaków, ale też zakażenia rotawirusami i norowirusami.
Bada się także poziom lub stężenie:
•katabolitów neuroprzekaźników w moczu. Odzwierciedlają ich poziom w mózgu i obwodowym układzie nerwowym. To badanie umożliwia m.in. wczesne wykrycie chorób degeneracyjnych, a także przeciwdziałanie konsekwencjom przewlekłego stresu;
•homocysteiny – aminokwasu, który podobnie jak wysoki poziom złego cholesterolu może być przyczyną miażdżycy i jest uważany za wroga numer jeden serca i naczyń krwionośnych. Poza tym podwyższony poziom homocysteiny wskazuje na zaburzony proces metylacji;
•kalprotektyny i beta-defensyny w kale (białek AMP – naturalnych antybiotyków – walczących ze stanami zapalnymi przewodu pokarmowego). Ich poziom podwyższa się, gdy w jelitach lub w obrębie przewodu pokarmowego jest stan zapalny;
•wydzielniczej sIgA w kale. Najwięcej sIgA jest produkowanych w jelitach. Pełnią funkcję ochronną, biorą też udział w utrzymaniu tolerancji pokarmowej organizmu;
•LBP (lipopolysaccharide binding protein). Informują o obecności kompleksów zapalnych we krwi. Ich obecność w badaniu to znak, że dochodzi do zwiększonej przepuszczalności bariery jelitowej;
•endotoksyn LPS – lipopolisacharydów. Ich obecność w badaniu także oznacza, że dochodzi do zwiększonej przepuszczalności bariery jelitowej;
•zonuliny – to kurczliwe białko jest odpowiedzialne za przepuszczalność połączeń między komórkami tworzącymi ścianę przewodu pokarmowego. Jego podwyższony poziom oznacza hiperprzepuszczalność bariery jelitowej;
•hepcydyny – jest jednym z hormonów regulujących poziom żelaza i ograniczających jego toksyczne działanie, jej stężenie wzrasta w przebiegu stanów zapalnych;
•wykonuje się też badanie mikrobiologiczne na obecność Candida nie tylko albicans, lecz także glabrata, który równie często występuje w ludzkich organizmach, a także parapsilosis, tropicalis, lusitaniae, peliculosa;
•hs CRP – białka C-reaktywnego: podwyższenie stężenia może świadczyć o obecności stanu zapalnego niskiego stopnia. To sytuacja, w której organizm nie radzi sobie z przebiegiem procesu zapalnego, nie potrafi go zakończyć. Przykładem jest „łokieć tenisisty” – ten stan zapalny goi się około 3 tygodni, ale u osób ze stanem zapalnym niskiego stopnia będzie toczył się nawet 6–12 miesięcy;
•anty TPO – są to przeciwciała skierowane przeciwko peroksydazie tarczycowej, enzymowi biorącemu udział w syntezie hormonów tarczycy. Ich podwyższony poziom we krwi świadczy o chorobie;
•anty TG – przeciwciała tarczycowe. Są produkowane w gruczole tarczycowym, ich działanie jest skierowane przeciwko tyreoglobulinie. Tyreoglobulina jest syntetyzowana w tarczycy i w dalszych przemianach bierze udział w syntezie hormonów tarczycy;
•insuliny i glukozy we krwi, żeby na tej podstawie obliczyć wskaźniki insulinooporności (HOMA) i insulinowrażliwości (QUICKI) przydatne do wczesnej oceny ryzyka wystąpienia cukrzycy, zespołu metabolicznego czy chorób sercowo-naczyniowych. Służą również do oznaczenia deficytu wydzielania insuliny;
•jodurię – wykazuje ilość jodu w moczu, co wiarygodnie ocenia jego poziom w organizmie;
•wykonuje się typowanie limfocytów. Szczególnie interesujące są komórki NK, czyli Natural Killers, które w układzie odpornościowym są naszą najsilniejszą bronią przeciwnowotworową;
•sprawdza się haptoglobinę, orosomucoid, transferynę, fazę dopełniacza C3, C4, fibronektynę, alfa1-antytrypsynę, alfa1-globulinę – do oceny pracy wątroby.
Weźmy pod lupę konkretny przypadek. Do terapeuty zgłasza się 43-latek narzekający na wieczne zmęczenie. Skarży się też na nieświeży oddech, nudności, osłabienie mięśni i bóle głowy. Był już wcześniej u lekarza, wykonał zlecone badania. Morfologia prawidłowa, inne wyniki badań też nie wykazują odchyleń od normy. Można machnąć ręką i podać coś na ból głowy lub zalecić suplementację magnezu na zmęczenie. Wymienione przez pacjenta dolegliwości – plus te, o które podczas wizyty dopytuje terapeuta – wskazują jednak na zaburzenia fazy detoksykacji w wątrobie. Tyle że próby wątrobowe są w normie, USG wątroby też. Na szczęście można wykonać jeszcze bardziej szczegółowe badania, czyli wspomniane analizy funkcjonalno-żywieniowe, które pokażą, jak pracują hepatocyty – komórki wątrobowe. Dzięki nim da się też sprawdzić, czy w wątrobie nie ma syndromu zapalnego lub na przykład impregnacji estrogenowej. Te badania to nic innego jak przyglądanie się w wielkim powiększeniu drobiazgom. A przecież diabeł tkwi w szczegółach. Gdy już dowiemy się, co szwankuje, wystarczy zabrać się za naprawę.
Żeby jednak mieć pewność, co dokładnie trzeba zbadać, gdzie szukać problemu złego samopoczucia, badania zaczynamy od testów. Są to specjalne kwestionariusze i programy komputerowe, które pozwalają naprowadzić terapeutę na problem, a także uświadomić pacjentowi, co mu może dolegać. Wizyta u specjalisty od mikroodżywiania zaczyna się zatem od wypełnienia szczegółowej ankiety i odpowiedzi na nawet sto pytań. Bardzo często zdarza się, że ktoś już po ich przeczytaniu mówi: „O, już wiem, co mi jest!”. Dla specjalisty od mikroodżywiania także jest to cudowna „ściąga”, która pomaga łączyć pewne objawy u pacjenta z konkretnymi zaburzeniami w organizmie. Jeśli na przykład osoba zgłaszająca się po poradę nie je ryb, nie spożywa olejów roślinnych dobrej jakości, twierdzi, że ma suchą, szorstką skórę, cierpi na egzemy, alergie, a do tego – gdy jest kobietą – ma nieregularne cykle miesiączkowe, to nawet nie trzeba szczegółowych badań z krwi, bo jak na dłoni widać niedobór kwasów tłuszczowych z grupy omega-3 w komórkach. Innym przykładem może być kobieta cierpiąca na endometriozę. Terapeuta na 99 procent może założyć, że występują u niej niedobory kwasu GLA i EPA. A u kogoś, kto skarży się na luki w pamięci, niezwykle często stoją za tym niedobory kwasu DHA.
Dzięki takiej „ściądze”, testowi wypełnianemu przez pacjenta, można tak zaplanować badania, żeby dotyczyły tylko tych obszarów, w których podejrzewamy zmiany chorobowe. Często zleca się też wykonanie tzw. markerów zdrowia. Jest to zestaw parametrów dających wgląd w to, co dzieje się w organizmie. Jeśli są w normie, to znak, że organizm funkcjonuje (z grubsza) prawidłowo. Sporo tych markerów jest powszechnie znanych, zaliczamy do nich na przykład witaminę D czy ferrytynę. Oczywiście można zafundować sobie całościowe przebadanie się, ale to wymaga przeprowadzenia analizy kilkuset parametrów odzwierciedlających stan naszego zdrowia i jest niestety kosztowne. Jedno badanie może być wycenione na kilkanaście, ale i kilkaset złotych. Nie refunduje ich NFZ. Analizy funkcjonalno-żywieniowe nie są wykonywane w każdym laboratorium. Większość wysyłanych jest za granicę, choć coraz więcej badań udaje się przeprowadzić w Polsce, na zlecenie lekarza lub terapeuty zajmującego się mikroodżywianiem.
Mając wyniki badań w ręku, możemy rozwiać niemal każdą wątpliwość zdrowotną pacjenta. I odpowiedzieć na jego pytania. Oto te, które w gabinecie specjalisty z zakresu mikroodżywiania padają najczęściej.
6Nowości o odporności
Zanim zajmiemy się wzmacnianiem organizmu, warto przyjrzeć się naturze odporności. Mamy dwa rodzaje odporności: swoistą i nieswoistą.
Odporność nieswoista jest związana z barierami (takimi jak: skóra, śluzówki jelit, uszu czy układu oddechowego). Stanowią one tarcze chroniące organizm przed agresorami pochodzącymi z zewnątrz: patogenami, antygenami, bakteriami, wirusami, czynnikami fizycznymi i chemicznymi czy promieniowaniem. Żeby bariery te sprawnie działały i chroniły przed wtargnięciem niepożądanych gości, muszą być odpowiednio zbudowane. Składnikami budulcowymi są między innymi proteiny, z arcyważnym aminokwasem glutaminą (która stanowi paliwo dla komórek jelitowych, wpływa na odnowę komórkową), a także mikroelementy, takie jak: cynk, selen, żelazo, witamina D i nienasycone kwasy tłuszczowe. Jeśli któregoś ze wspominanych składników nie będzie odpowiednio dużo, to niestety nasze bariery bardziej będą przypominały sito niż mur, który ma przecież dawać poczucie bezpieczeństwa.
Odporność swoista jest związana z działaniem naszego układu immunologicznego. Najważniejszą rolę w budowaniu tej odporności odgrywa jelito. Nawet 70-80 procent komórek immunokompetentnych znajduje się właśnie tam. Tworzą one układ immunologiczny związany ze śluzówką przewodu pokarmowego, czyli GALT. GALT wydziela na śluzówkę jelita immunoglobuliny A (sekrecyjne, wydzielnicze IgA), które sterują ogólnym układem immunologicznym. Nierównowaga w wydzielaniu tych przeciwciał może powodować zachwianie odpowiedzi układu odpornościowego. W takim przypadku albo pojawia się problem z kontrolą procesów zapalnych (czyli nie radzimy sobie z nimi i choroba przybiera na sile), albo układ odpornościowy staje się zbyt agresywny i atakuje swoje tkanki i komórki (w ten sposób rozwijają się choroby autoimmunologiczne). Do nas należy więc takie dbanie o ten jelitowy układ odpornościowy, żeby pozostał w równowadze, a żadna ze stron nie „przeciągnęła liny”. Niestety, różnie nam to wychodzi. Winę za to ponosi to, co zjadamy. Istnieje cała grupa produktów, które szkodzą jelitom, a więc i naszej odporności. Na czarnej liście znajdują się przede wszystkim cukry proste, słodziki, tłuszcz, alkohol, produkty przetworzone, na przykład w bardzo wysokich temperaturach, czy zawierające dodatki powstałe nie w naturze, a w laboratoriach (konserwanty, sztuczne barwniki, polepszacze smaku i konsystencji). Jelitom szkodzą też produkty bogate w kwasy tłuszczowe trans, a ubogie w dobre tłuszcze pochodzące z ryb i olejów z pierwszego tłoczenia. Regularne jedzenie takich składników dzień w dzień wyniszcza naszą arcycenną mikrobiotę. Można to porównać do wyrąbywania puszczy. W czasopiśmie „Nature” opublikowano badania, że złą dietą możemy zaburzyć florę bakteryjną jelit już w 15 dni. Odwrócenie tego procesu wymaga znacznie więcej czasu, starań i pieniędzy.
To, czy będziemy zdrowi i odporni, zależy w głównej mierze od składników naszej diety, od naszej mikrobioty i od stylu życia – uprawiania sportu, ilości snu, radzenia sobie ze stresem, nastawienia do siebie i świata. Aż w 80 procentach kondycja organizmu zależy więc od nas, a tylko w 20 procentach od tego, co odziedziczyliśmy w genach.
Nie mamy więc wyjścia – żeby nie chorować lub sprawnie wychodzić z infekcji, trzeba zadbać o oba rodzaje odporności. Jak to zrobić? Uzupełniać „tarcze” odpowiednimi mikroskładnikami, a mówiąc obrazowo – łatać dziury, wypełniając ubytki i osłabione obszary. Na szczęście możemy to zrobić.
Jak zawsze w mikroodżywianiu zaczynamy od wyszukania niesprawnych mechanizmów. Przyglądamy się związkom, których deficyty mają wpływ na nasz stan zdrowia, bo powodują, że jedziemy na „zaciągniętym hamulcu”. Należy więc zadbać o ich optymalny poziom w organizmie.
Żeby sprawdzić stan układu odpornościowego, zaleca się zbadać:
•poziom witaminy D. Istnieją badania dowodzące, że zachodzi ścisły związek pomiędzy poziomem witaminy D a zapadalnością na infekcje wirusowe i zapalenie płuc, a właściwie na niemal wszystkie choroby.
•poziom cynku. Ten niepozorny mikroelement to jeden z filarów odporności. Hamuje replikację wirusów i ma silne właściwości przeciwutleniające, poza tym ogranicza produkcję wolnych rodników w naczyniach tętniczych. Ma zasadnicze znaczenie dla odnowy komórek. Cynk jest niezbędnym kofaktorem wielu reakcji enzymatycznych i jest uważany za najważniejszy składnik wpływający na pracę układu odpornościowego. Jest również niezbędny do odnowy nabłonka jelitowego, optymalizuje funkcje bariery.
•poziom selenu. Ten metaloid bierze udział w obronie antyoksydacyjnej. Odgrywa też arcyważną rolę w funkcjonowaniu tarczycy i jest kluczowy w optymalizacji odporności.
•poziom miedzi. Miedź jest metalem biorącym udział w wielu reakcjach biochemicznych ważnych dla mitochondriów i obrony antyoksydacyjnej. To ważny gracz procesów odpornościowych i zapalnych.
•poziom żelaza. Stanowi kluczowy element w budowaniu odporności. Żelazo jest potrzebne do prawidłowej pracy makrofagów i limfocytów. Jego niedobory w szczególności dotykają kobiety i dzieci.
•poziom glutationu. Jego wysoki poziom pozwala organizmowi wytwarzać więcej białych krwinek, które są pierwszą linią obrony układu odpornościowego. Białe krwinki są niezbędne do rozwoju silnej odpowiedzi immunologicznej, ale też pomagają w aktywnym niszczeniu niepożądanych komórek, takich jak nowotworowe czy zakażone wirusami. Tego rodzaju „moce” mają leukocyty, pełniące funkcję „zabójców”, tzw. Natural Killers.
•typowanie limfocytów. To bardzo interesujące, a niedocenione badanie. Czasem słyszę od pacjentki, która przeszła chorobę nowotworową: „Chorowałam na raka, a miałam idealną morfologię…”. Owszem, poziom limfocytów, który mierzymy, może być w normie, a nasza obrona nowotworowa mimo to jest fatalna. Żeby jednak zrozumieć, co się dzieje w naszym ciele, trzeba zanurkować pod jego powierzchnię i odkryć „inny świat”. Limfocyty to zbiór komórek układu odpornościowego o przeróżnych funkcjach, klasach i liniach. Typowanie limfocytów wykazuje ich różnice, ujawnia, czym naprawdę dysponujemy, jak realnie jesteśmy „uzbrojeni”. Typowanie jest potężnym narzędziem pomocnym w diagnostyce bezobjawowych przewlekłych infekcji, przewlekłych stanów zapalnych z prawidłowym lub nieprawidłowym CRP, w niedoborach odporności, ocenie obrony przeciwnowotworowej organizmu i przedklinicznych stanach autoimmunologicznych.
Układ odpornościowy ma różne linie limfocytów B i T, na przykład cytotoksyczne limfocyty T CD8, limfocyty T CD4, limfocyty efektorowe CD4+ Th oraz Tregs, CD25+. Odgrywają one główną rolę w procesach obronnych i zapalnych.
•sprawdzamy jelita. To one sterują odpornością, a odporność zależy od zrównoważonej i odpowiednio odżywionej mikroflory. Eubioza, czyli stan „szczęśliwych jelit”, jest niezbędna, aby układ odpornościowy był odpowiednio wyszkolony i chętny do pracy. Odwrotnym do eubiozy stanem jest dysbioza, czyli zaburzenie mikrobioty jelitowej, pogorszenie się jej ilości i jakości. Najgroźniejszą sytuację w jelitach stanowi namnażanie się bakterii gnilnych (najczęściej Gram-ujemnych). Taka dysbioza wpływa na pracę układu odpornościowego, który nie wie, jak prawidłowo zareagować na najeźdźcę, na przykład na patogenne wirusy, i te zaczynają namnażać się coraz śmielej. Zaburzenia mikrobioty z czasem zaczynają promieniować na wszystkie błony śluzowe, także te w pochwie, pęcherzu, a nawet w układzie oddechowym.
•poziom witaminy A. Witamina ta jest niezbędna do optymalnej pracy układu odpornościowego i aktywności witaminy D.
•poziom witaminy E. Witamina E jest wiodącym antyoksydantem, chroni błony przed utlenianiem się. Stanowi również ważny składnik aktywny układu odpornościowego. Reguluje reakcje zapalne, chroniąc komórki przed szkodliwym działaniem wolnych rodników.
•poziom kwasu DGLA. Kwas ten odgrywa ważną rolę dla zdrowia na poziomie strukturalnym, zapewniając płynność błon komórkowych, ale przede wszystkim jest ważnym składnikiem o charakterze funkcjonalnym. Dostarcza prekursory eikozanoidów z serii 1 (o działaniu przeciwzapalnym, antyagregacyjnym, czyli przeciwkrzepliwym), wpływa zwiotczająco na mięśnie gładkie. Jego podstawową rolą jest stymulowanie odporności.
•poziom kwasu arachidonowego. Jego nadmiar może powodować stany zapalne.
•poziom kwasu EPA. To najważniejszy związek przeciwzapalny w organizmie.
•poziom magnezu. Magnez pozwala na sprawny przebieg ponad trzystu komórkowych reakcji biochemicznych, w szczególności z udziałem ATP (naszego nośnika energii komórkowej). Bierze udział w prawidłowym funkcjonowaniu układu mięśniowego, kostnego, nerwowego i odpornościowego, produkcji energii, syntezie białek i DNA.
•stopień metylacji.
•poziom witaminy B12, inaczej kobalaminy. Jest ona niezbędna w reakcjach chemicznych zachodzących w mitochondriach, które dostarczają komórkom potrzebną energię. Oddziałuje na wrodzoną i nabytą odpowiedź immunologiczną i przyczynia się do optymalnego funkcjonowania układu odpornościowego.
Dzięki wymienionym badaniom tworzymy kompletną mapę naszych braków, a żeby je potem precyzyjnie uzupełnić, korzystamy z odpowiednio dopasowanego mikroodżywiania. Ale uwaga, jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Suplementując witaminę D (norma 30-50 ng/ml), pamiętajmy, że przyjmowanie jej w zbyt dużych ilościach jest dla organizmu zbrodnią. Absolutnie nie należy samodzielnie suplementować „cięższej” dawki niż tolerowana, czyli 4000 jednostek dziennie. Przedawkowanie jej niesie ryzyko kalcyfikacji tkankowej, czyli odkładania się soli wapnia w tkankach miękkich, przede wszystkim w naczyniach krwionośnych, które stają się wówczas twarde i nieelastyczne. Zapomnijmy więc o dawkach 10 000 czy nawet 20 000 j.m.! Ich skuteczność jest dobra tylko w teorii. Najlepiej regularnie stosować dawkę zawierającą 2000–3000 jednostek. Najlepsza witamina D to taka, która pochodzi z naturalnego źródła i jest rozpuszczona w oleju roślinnym, tłoczonym na zimno, na przykład w oleju rzepakowym. Ale uwaga: jeśli mimo suplementacji poziom witaminy D się nie podnosi, to zamiast zwiększać dawki, zastanówmy się, czy coś nie blokuje jej wchłaniania. Po pierwsze, związek witaminy, który oznaczamy we krwi 1,25(OH)2D3, to kalcytriol, czyli metabolit powstający w wątrobie i nerkach, czyli wcale nie to, co łykamy! Łykana witamina D staje się nim w drodze pewnej modyfikacji, która jest możliwa, gdy wątroba dobrze pracuje i gdy utrzymany jest odpowiedni poziom żelaza w tkankach, bo ono jest niezbędne do prawidłowego działania enzymu hydroksylazy, umożliwiającego wspominane przekształcenie witaminy D. Jeśli więc mimo regularnego przyjmowania witaminy D poziom 1,25(OH)2D3 nie rośnie prawidłowo, może to wynikać ze złej pracy wątroby lub ze zbyt małej ilości żelaza. Dlaczego jest ono tak ważne? Wyobraźmy sobie transformersa, w którego kokpicie za sterami siedzi mały ludzik. Bez niego cała ta maszyneria byłaby tylko kupą złomu. Ten ludzik to właśnie żelazo w hydroksylazie.
Najczęściej suplementujemy witaminy i minerały wymienione powyżej, a poza żelazem także magnez, cynk i selen. Do tego (dla jelit) probiotyki i prebiotyki, a także aminokwasy, argininę i glutaminę.
W przypadku osłabionej odporności specjalista od mikroodżywiania zwróci także uwagę na zawartość białka w jedzeniu. Dziennie powinno się go przyjmować w ilości 0,8 g na kilogram masy ciała. Dlaczego jest to takie ważne? Immunoglobuliny (czyli nasze przeciwciała) to proteiny, białko. Jeśli będzie go za mało w diecie, nie będziemy też w prawidłowy sposób budować barier ochronnych, takich jak śluzówki czy skóra, więc nasz układ immunologiczny nie będzie działał prawidłowo.
Są badania, które pozwolą wykryć stany zapalne w naszym ciele. Oto, co trzeba sprawdzić:
•CRP, czyli białko syntetyzowane przez wątrobę w odpowiedzi na zapalenie. Norma to 0-4,9mg/L. Już nawet niewielki jego wzrost – ponad 3 mg/L – świadczy o toczącym się przewlekłym procesie, nazywanym stanem zapalnym niskiego stopnia (low grade inflammation). Nie wolno go lekceważyć, ponieważ jego obecność nasila choroby przewlekłe, a reakcje układu odpornościowego są mniej wydajne lub niewłaściwe i mogą prowadzić między innymi do burzy cytokinowej.
•AA/EPA, czyli stosunek kwasu arachidonowego do eikozapentaenowego. Z kwasu AA w organizmie powstają związki prozapalne, takie jak prostaglandyny, leukotrieny czy tromboksany. Nazywa się je tkankowymi hormonami stanu zapalnego, są odpowiedzialne za wywołanie i utrzymywanie stanów zapalnych. Z kwasu EPA powstają eikozanoidy serii 3 (leukotrieny, tromboksany, prostaglandyny) o właściwościach hamujących zapalenie, zmniejszających agregację płytek, dzięki czemu zapobiegają też powstawaniu zakrzepów i rozluźniają mięśnie. W przyrodzie i w życiu powinna być zachowana równowaga, tak samo tutaj. Nie wystarczy tylko prawidłowy poziom kwasu arachidonowego i EPA, musimy jeszcze zadbać o równowagę między nimi. Zmierzenie stosunku AA/EPA pozwala ocenić statut pro-, normo- lub antyzapalny organizmu. Jeśli jest on wielokrotnie przekroczony, najczęściej na korzyść kwasu arachidonowego, to znak, że organizm nie radzi sobie z wygaszaniem procesów zapalnych.
•poziom glukozy i insuliny, HOMA-IR, QUICKI. Trzeba skontrolować mechanizmy glikacji. HOMA-IR i QUICKI są indeksami wyliczanymi na podstawie wartości cukru we krwi i insuliny na czczo. Wskaźnik HOMA koreluje z insulinoopornością, a wskaźnik QUICKI z insulinowrażliwością. Nadmierne wydzielanie insuliny, hiperinsulinizm, często jest związane z ogólnoustrojowym stanem zapalnym, który jest szkodliwy dla właściwej aktywności układu odpornościowego.
Owszem. Podstawą jest, po pierwsze, dobra, naturalna dieta. Po drugie, wykluczenie słodyczy sklepowych, czyli batonów i ciastek zawierających syrop glukozowo-fruktozowy, olej palmowy i oleje uwodornione. Są to produkty, które szczególnie szkodzą młodej i delikatnej jeszcze florze bakteryjnej dzieci i mogą ranić ich śluzówkę jelitową, poza tym odpowiadają za wyjątkowo wysokie (i niedobre dla zdrowia) skoki glikemii.
Po trzecie, dobre efekty daje suplementacja składników, których najczęściej brakuje chorowitym maluchom. Dla wzmocnienia odporności najczęściej podaje się:
•witaminę D. Dziecięca dawka to 600–1000 j./dzień (od 1. roku życia). Najlepsza jest witamina naturalna, rozpuszczona w oleju rzepakowym z pierwszego tłoczenia;
•żelazo hemowe lub biglicynian żelaza, 7–10 mg/dzień, aby znormalizować poziom ferrytyny;
•probiotyk do wsparcia rozwoju i polaryzacji układu odpornościowego. Szczepy, na które należy zwrócić uwagę, to Bifidobacterium longum, Lactobacillus helveticus, Lactococcus lactis, Streptococcus thermophilus, Lactobacillus rhamnosus.
Wymieniony we wcześniejszych pytaniach przepis na odporność – zalecane badania i suplementacja – jest uniwersalny, z powodzeniem stosowany w każdej grupie wiekowej. W przypadku osób starszych warto jeszcze szczególną uwagę poświęcić ich diecie, zastanowić się, czy z wiekiem, z powodu zmniejszonego apetytu, nie jest ona za mało urozmaicona. W zaawansowanym wieku mogą też dochodzić problemy z rozgryzaniem i przeżuwaniem pokarmu. Poza tym, jak pokazują badania, wielu (o ile nie większość) seniorów przyjmuje za mało płynów, czego przyczynę stanowią zaburzenia w pracy sygnalizatora pragnienia. Bardzo ważne jest też dopilnowanie, by seniorzy spożywali prawidłową ilość białka. W tym wieku zapotrzebowanie na nie wzrasta z 0,8 g do 1,2 g na kg masy ciała. Warto też pilnować równowagi pomiędzy rodzajami spożywanego białka. Najlepiej, by ilość białka zwierzęcego była taka sama jak roślinnego. Jeśli w diecie ciągle jest go za mało, zaproponujmy starszym rodzicom nutridrinki, najlepiej takie o odpowiednim balansie pomiędzy białkiem a cukrem, bez słodzików i syropu glukozowo-fruktozowego. Należy przyjmować je w oknie białkowym, czyli między godziną 11:00 a 12:00. Zamiast nutridrinku można stosować alfa-laktoalbuminę w dawce 40 g, również między godziną 11:00 a 12:00.
Alfa-laktoalbumina to białko serwatkowe pochodzące z mleka. Jest stosowana w przemyśle spożywczym i farmaceutycznym. Dodaje się ją do odżywek dla niemowląt i wytwarza się z niej leki i suplementy żywności. Ma właściwości przeciwwirusowe, przeciwnowotworowe i przeciwstresowe.
Glutation to tripeptyd zbudowany z trzech aminokwasów: kwasu glutaminowego, glicyny i cysteiny. Występuje we wszystkich organizmach żywych, produkuje go każda komórka organizmu. Rzeczywiście jest istotną składową zdrowia. Pełni trzy ważne funkcje w organizmie:
1.Jest naturalnym i silnym antyoksydantem, który neutralizuje działanie wolnych rodników, przez co zapobiega chorobom nowotworowym. Spowalnia starzenie się, chroni przed destrukcją komórek.
2.Stymuluje prawidłowe działanie układu immunologicznego poprzez zwiększenie produkcji krwinek białych.
3.Ma działanie detoksykacyjne – rozkłada toksyny, oczyszcza organizm z metali ciężkich, odpowiada za prawidłową pracę wątroby.
Badania nad glutationem prowadzone w 2008 roku zaowocowały przyznaniem Nagrody Nobla Lucowi Montagnier, profesorowi Instytutu Pasteura, a ten niezwykły składnik – glutation – okrzyknięty został podstawowym czynnikiem zdrowia, o czym przekonywali autorzy 80 000 (!) poświęconych mu prac medycznych.
Kto najczęściej ma niedobory glutationu:
•słabsza płeć, czyli tym razem panowie – mają niższy poziom zredukowanego glutationu;
•palacze. Palenie papierosów (ale też bierne wdychanie dymu) zużywa glutation, przez co zmniejsza się jego stężenie w układzie oddechowym. Zwiększa się przy okazji działanie wolnych rodników, dochodzi do uszkodzenia tkanek i rozwoju stanów zapalnych;
•osoby mające choroby współistniejące. Niedobory endogenne glutationu są rozpoznawane szczególnie u chorych na cukrzycę typu 2, nowotwory, choroby układu oddechowego i otyłość;
•wszyscy, którzy jedzą mało świeżych warzyw i owoców (a jest to główne źródło glutationu). Szczególnie dużo glutationu zawierają:
»awokado,
»kurkuma,
»arbuz,
»brokuły,
»szparagi,
»czosnek i cebula,
»kapusta i szpinak.
Nasz organizm potrafi sam wytwarzać glutation. Aby to się udało, potrzeba jednak trzech składników, czyli wspomnianych już aminokwasów: kwasu glutaminowego, glicyny i cysteiny.
Wąskim gardłem powstawania glutationu jest dostępność cysteiny. Na jej deficyt narażeni są zwłaszcza weganie i wegetarianie, ponieważ to aminokwas pochodzący z białka zwierzęcego. Dlatego tak ważne jest, aby w diecie pojawiało się i białko roślinne, i zwierzęce w podobnej ilości, bo każde wnosi wartość do naszego zdrowia. Jeśli nie spożywamy białka zwierzęcego, warto suplementować cysteinę, najlepiej w postaci N-acetylocysteiny (NAC).
Niedobory białka mogą prowadzić także do braków glicyny, kolejnej składowej glutationu. Żeby został wytworzony, potrzebujemy dziennie 5 do 10 g glicyny oraz od 200 do 400 mg acetylocysteiny. Glicyna także jest towarem deficytowym w naszej diecie, nawet jeśli nie odmawiamy sobie schabowego. Najwięcej zawierają jej bowiem… tkanki łączne, takie jak chrząstki, kości, skóra i ścięgna. Kulturowo nie są one naszym ulubionym pożywieniem i raczej rzadko jemy je sami czy podajemy gościom. Żeby więc zwiększyć poziom glutationu, stosuje się suplementację N-acetylcysteiny w dawce 200 mg, z glicyną (5 g).
Cynk ma ogromny wpływ na prawidłowe funkcjonowanie układu odpornościowego, jest jego VIP-em, najważniejszym mikroelementem. Skutecznie walczy nawet z wirusem SARS-CoV-2. Znajduje się we wszystkich tkankach i płynach organizmu. Najwięcej, bo aż 63%, zawierają go mięśnie, 28% – kości. Wysoką zawartością cynku mogą się też poszczycić: prostata, włosy i oczy.
Idealna zawartość cynku w organizmie powinna wynosić:
osocze: 0,6–1,3 mg/l
krew pełna: 4–7,5 mg/l.
Cynk wpływa na aktywność około 300 enzymów. Jest zaangażowany w wiele procesów związanych z ekspresją i stabilizacją genów. Tworzy tzw. palce cynkowe, które kontrolują podział i destrukcję komórek, biorą udział w regulacji syntezy DNA i RNA, białek, węglowodanów, tłuszczów oraz wpływają na obronę antyoksydacyjną.
Cynk utrzymuje kości, skórę, włosy i paznokcie w dobrym stanie. Odpowiada za prawidłowy wzrok, a także – uwaga! – za smak i powonienie. Najbardziej symptomatyczne, jeśli chodzi o niedobory cynku, są więc – poza łamliwymi paznokciami i kiepską kondycją włosów – właśnie utrata węchu i smaku. Brzmi znajomo? Anosmia (całkowita) bądź częściowa utrata powonienia to jeden z najbardziej znanych objawów koronawirusa. Jeśli ktoś żali się, że nie ma smaku i nie czuje zapachów, powinien sprawdzić i uzupełnić poziom cynku w organizmie. Wystarczy suplementacja tego pierwiastka, by na nowo odzyskać smak i węch. Jednak powrót zmysłów nie nastąpi błyskawicznie, może zająć nawet kilka miesięcy. Najczęściej niedoborowi cynku towarzyszą też braki innych pierwiastków śladowych i witamin.
Od cynku zależy również praca naszego układu nerwowego, dobry nastrój czy funkcje poznawcze i intelektualne, takie jak pamięć, koncentracja i kojarzenie. Bardzo często niedobory cynku mają osoby z depresją, deficyty cynku wpływają bowiem na nierównowagę pomiędzy GABA a glutaminianem (są to regulatory mózgowe, których działanie można porównać do termostatu, kontrolują poziomy innych neurohormonów, takich jak dopamina, adrenalina, noradrenalina. Gdy mamy więcej GABA, który ma właściwości hamulcowe, to spowalniane jest oddziaływanie innych neuroprzekaźników). Cynk wpływa też na płodność i rozród, jest kluczowy w prawidłowym przebiegu ciąży, a także w okresie dzieciństwa i dojrzewania. Okazuje się też niezbędny do prawidłowego gojenia i procesów bliznowacenia.
Nawet niewielkie niedobory cynku potrafią zachwiać naszym układem odpornościowym. Łatwiej też wtedy złapać infekcję bakteryjną, wirusową czy zachorować na zapalenie płuc, malarię, a w przypadku dzieci – także dostać biegunki. Suplementacja cynkiem w połączeniu z nawadnianiem jest świetnym lekiem skracającym czas i nasilenie ostrej biegunki dziecięcej. Badania w krajach rozwijających się wykazały znaczny spadek ogólnej liczby przypadków zapalenia płuc u dzieci, które otrzymały suplementację cynkiem. Częsty u przedszkolaków niski poziom odporności i niekończące się przeziębienia połączone z przewlekłym katarem również mają związek z umiarkowanym niedoborem cynku.
Cynk jest pogromcą wirusów. Niektóre badania wykazały, że wraz z jego suplementacją wzrasta poziom komórek odpornościowych. Ale to nie wszystko: cynk ma też zdolność do hamowania namnażania się wirusów, a także pomaga w zwalczaniu koronawirusa. Lekarze amerykańscy od początku pandemii bardzo rekomendowali chlorochinę jako lek na COVID-19. Dlaczego? Ponieważ chlorochina jest niczym innym jak jonoforem cynku, czyli zwiększa jego napływ do komórki i blokuje replikację wirusów.
Europejskie władze ds. zdrowia ustaliły maksymalne bezpieczne spożycie cynku. Wynosi ono 25 mg dziennie dla dorosłych, w tym kobiet w ciąży i karmiących piersią. Dlaczego nie powinno się spożywać większych dawek? Jak każda przesada, także tu nadmiar potrafi być niebezpieczny. Na przykład spożycie od 150 do 450 mg cynku dziennie wiąże się z obniżaniem poziomu miedzi, zmienioną rolą żelaza, obniżeniem odporności, a także poziomu HDL – lipoprotein o dużej gęstości, czyli dobrego cholesterolu. Po przyjęciu zbyt dużych dawek cynku mogą pojawić się też nudności i wymioty.
Z czego biorą się niedobory cynku? Najczęściej z powodu ubogiej diety, czyli jedzenia zbyt małej ilości produktów, które go zawierają. Najbogatszym źródłem cynku są ostrygi (70 mg na 100 g), ale sporo zawierają go też: szpinak, awokado, jaja, soczewica, cielęcina, wątróbka, migdały, orzechy nerkowca, rzodkiewka i pestki dyni. Zaleca się po nie sięgać regularnie, najlepiej dwa razy dziennie.
Niedobory cynku miewają nie tylko osoby, które go nie jedzą, lecz także te, które owszem, spożywają go, ale nie przyswajają. Cynk jest wchłaniany z jelita cienkiego, zwłaszcza jelita czczego, proces ten może być jednak hamowany przez fityniany (blokują też przy okazji przyswajanie żelaza, wapnia i magnezu). Spore ilości fitynianów zawierają na przykład nasiona, rośliny strączkowe, a także orzechy. Łatwo da się jednak obejść ich szkodliwe działanie, ograniczając się do spożycia wyżej wymienionych produktów w postaci zmielonej, moczonej, fermentowanej lub po obróbce termicznej. Szkodliwe działanie fitynianów zmniejsza dodatkowo obecność witaminy C w diecie.
Kłopot z przyswajaniem cynku mają też osoby, którym dokuczają problemy z jelitami, cierpiące na biegunki, po resekcjach jelit, z chorobą Leśniowskiego-Crohna, z celiakią, a także nadużywający alkoholu i palacze papierosów. Do utraty cynku wraz z moczem może dojść także z powodu gorączki. Niedobory tego pierwiastka mają też anorektyczki, osoby z łuszczycą, wrzodami (przewodu pokarmowego i na przykład nóg), po oparzeniach, po operacjach i urazach. Wynikają one z tego, że do gojenia nasz organizm zużywa cynk, często nawet całe odłożone jego zapasy. Większe zapotrzebowanie na cynk (a więc i wyższe prawdopodobieństwo niedoborów) mają też dorastające dzieci, kobiety w ciąży lub karmiące piersią, a także osoby przyjmujące żelazo, a także aspirynę, ponieważ częste stosowanie tego leku może zaburzać wchłanianie cynku lub powodować szybsze jego wykorzystanie.
Ciekawostka: Na niski poziom cynku mogą też narzekać mężczyźni, którzy często uprawiają seks. Podczas jednego wytrysku tracą bowiem nawet 1 mg tego mikroelementu.
W przypadku osób starszych brak cynku może przyczyniać się do zachwiania równowagi katabolizmu i anabolizmu, czyli procesów budowy i rozpadu tkanek. Zaczyna przeważać rozpad, dlatego powoli „topnieją” mięśnie i kości, w organizmie powstaje dużo toksyn i wolnych rodników, a co za tym idzie – przyspiesza proces starzenia się. W dłuższej perspektywie brak cynku przyczynia się do zmniejszenia grubości skóry, utraty masy mięśniowej i osteoporozy.
Niedobory cynku mogą przejawiać się: zmniejszonym apetytem, osłabieniem zmysłu smaku, powolnym gojeniem się ran, wolniejszym wzrostem włosów i paznokci oraz zwiększoną utratą włosów. Co ciekawe, białe plamy na paznokciach, które powszechnie wiąże się z niedoborem wapnia, tak naprawdę są sygnałem kłopotów z cynkiem. Pośrednim objawem jest także sucha skóra, co jest wynikiem upośledzonego metabolizmu kwasów tłuszczowych.
7COVID-19. Jak mu się nie dać?
Za dramatyczny przebieg tej choroby wywołanej przez wirus SARS-CoV-2 odpowiada – obrazowo rzecz ujmując – burza z piorunami, a poważnie: burza cytokinowa, czyli nadmierna i niekontrolowalna produkcja cytokin prozapalnych. Cytokiny prozapalne to posłańcy obwieszczający stan zapalny. Termin „burza cytokinowa” została spopularyzowana w mediach, głównie francuskich, podczas epidemii ptasiej grypy (2003–2006). Już wtedy zaobserwowano zjawisko, które porównano do burzy, nawałnicy – nagłego, gwałtownego nasilenia się stanu zapalnego. Takie samo wystąpiło u chorych podczas pandemii koronawirusa. Część poważnych przypadków z objawami COVID-19 ma wszelkie znamiona hiperzapalnej reakcji organizmu. Dochodzi bowiem do nadprodukcji makrofagów i limfocytów T, które wydzielają cytokiny, a ich nadmiar prowadzi do autoagresji ze strony organizmu. Atakuje on nie tylko komórki wirusa, lecz także sam siebie. Wciąż nie do końca wiadomo, dlaczego takie niekontrolowane reakcje odpornościowe występują. Najczęściej dotyczą starszych pacjentów, ale również tych obciążonych chorobami przewlekłymi, takimi jak: cukrzyca, otyłość, zespół metaboliczny, choroby zapalne, na przykład jelit, choroby serca. Najprawdopodobniej wiąże się to z nadprodukcją wolnych rodników i cytokin zapalnych, których nadmiar mają wymienieni chorzy. To, czy jest się szczególnie narażonym na burzliwy przebieg koronawirusa, można sprawdzić, badając CRP. Jego podwyższony stan jest informacją, że w organizmie toczy się stan zapalny niskiego stopnia i infekcja wirusowa może być jak rzucenie zapalonej zapałki na wysuszone siano.
Burza cytokinowa może towarzyszyć także innym chorobom: grypie, SARS-CoV1 i MERS, a także chorobom niezakaźnym, na przykład miażdżycy czy zapaleniu trzustki. Co ciekawe, może też wystąpić u sportowców wyczynowych czy osób, które trenują bardzo intensywnie, bez odpowiedniej regeneracji organizmu (o czym przekonują się zestresowani szefowie firm czy działów, którzy w wieku 45 lat zaczynają nagle uprawiać triatlon). Żeby lepiej zrozumieć cytokiny, popatrzmy na nie jak na HR-owców w korporacji. Rekrutują inne komórki do pracy, a potem zaganiają je do miejsca zapalenia, infekcji czy urazu. W organizmie występują cytokiny przeciwzapalne i cytokiny prozapalne. U zdrowego człowieka są one w równowadze, jednak w przypadku ciężkiego przebiegu COVID-19 mamy do czynienia z deregulacją układu i nadmiarem cytokin prozapalnych, a organizm traci kontrolę nad ich wydzielaniem. W miejsce uszkodzenia, zapalenia, zmierza za duża ilość granulocytów, monocytów czy makrofagów, które mają zwalczyć problem, a w efekcie powodują też uszkodzenie tkanek gospodarza. Może więc dochodzić do uszkodzeń tkanki płucnej i innych organów.
Dla większości osób koronawirus to klasyczna infekcja wirusowa. Ot, kilka objawów, mniej lub bardziej przykrych, po których następuje powrót do zdrowia. Spora grupa pacjentów nie ma jednak takiego szczęścia, choroba się przedłuża, bo po ataku wirusa SARS-CoV-2 występuje faza płucna, a następnie faza hiperzapalenia, związana ze wspomnianą burzą cytokinową. Oto, co po kolei może się zdarzyć:
•faza 1: infekcja wirusowa; pojawia się gorączka powyżej 37,7 stopni C, suchy kaszel, ból głowy, często biegunka;
•faza 2: płucna; oddech staje się płytki, skrócony, obniża się zawartość tlenu we krwi;
•faza 3: hiperzapalenie; pojawia się ostry zespół zaburzeń oddychania, syndrom odpowiedzi zapalnej systemowej – gorączka, tachykardia, znacznie podwyższona liczba białych krwinek we krwi, przyspieszona wentylacja płuc, niewydolność serca.
W fazie pierwszej pacjenta leczy się przeciw wirusowi, w fazie drugiej – przeciw wirusowi i nasilającej się reakcji zapalnej, w facie trzeciej – przeciw nadmiernej reakcji zapalnej (hiperzapaleniu). W końcu przyczyną ciężkiego przebiegu choroby, a nawet śmierci chorego, jest nadmierna reakcja systemu immunologicznego, nierównowaga między cytokinami pro- i przeciwzapalnymi.
Co w takim razie robić, żeby poziom cytokin był w równowadze i nie groziła nam burza? Nie ma innego sposobu, jak tylko dokładać do pieca odporności i codziennie żmudnie uszczelniać wielki mur zdrowia. Szczególnie do serca powinny wziąć to sobie osoby starsze (powyżej 60. roku życia) i z chorobami współistniejącymi, cywilizacyjnymi, czyli: z otyłością, cukrzycą, zespołem metabolicznym, chorobami sercowo-naczyniowymi, nadciśnieniem i przewlekłymi chorobami układu oddechowego. Osoby z tymi schorzeniami mają bowiem obciążony, gorzej pracujący układ immunologiczny. Ich kondycja, którą wyobraźmy sobie jako światełko zdrowia, często świeci się tak delikatnie, że powinny chuchać i dmuchać, żeby nie zgasło całkiem.
Czy możemy w jakiś sposób zapobiec wystąpieniu ostrego zespołu oddechowego, żeby lżej znosić zakażenie? Najnowsze dane wskazują, że na przebieg infekcji ma wpływ poziom minerałów w organizmie, zwłaszcza wspomnianego już cynku, który ma kluczowe znaczenie dla wzrostu, rozwoju i utrzymania funkcji odpornościowych. Dodatkowo, jako środek przeciwzapalny, cynk może zmniejszyć ryzyko infekcji (hamuje namnażanie się wirusów lub bakterii). Suplementacja tego składnika może być więc użyteczną strategią zmniejszania globalnego obciążenia infekcjami u osób starszych, w tym także wywołanymi przez SARS-CoV-2. Co jeszcze, poza cynkiem, może się przydać?
MIKROODŻYWIANIE, czyli turbodoładowanie organizmu pomocne w czasie pandemii
Oto, co nas wzmocni:
•cynk,
•kwasy tłuszczowe omega-3, w tym kwas EPA,
•witamina D,
•witamina A (jest potrzebna witaminie D do tego, by mogła spełniać swoje zadanie),
•glutation,
•selen,
•witamina E,
•kwas liponowy,
•witamina B3,
•oligonol,
•kurkumina.
O tym ostatnim związku chemicznym, kurkuminie, warto wspomnieć, że jest stosowana od wieków w medycynie ajurwedyjskiej w Indiach. Stanowi ona główny składnik kłącza Curcuma longa. Kurkumina to naturalny pigment kurkumy, charakterystyczny, intensywnie żółty, który na liście swoich zdrowotnych zalet ma zwiększanie elastyczności mięśni i stawów, a także należy do grupy najsilniejszych antyoksydantów, substancji przeciwzapalnych. W przypadku wirusa SARS-CoV-2 ważne jest to, że kurkumina moduluje odpowiedź zapalną i obniża poziom cytokin zapalnych krążących z krwią. Według doktora Davida Schreibera-Servanta, autora głośnej książki Antyrak, kurkumina jest też flawonoidem o najsilniejszych właściwościach antynowotworowych, jakie do tej pory spotkaliśmy w przyrodzie.
Kurkumę warto dodawać do wszystkiego (do sosów, zup, mięs itd.), koniecznie z dodatkiem pieprzu lub ostrej papryki, ponieważ zawarta w nich kapsaicyna i piperyna usprawniają przyswajalność kurkuminy. Szacuje się, że bez ostrego dodatku kurkumina niemal się nie przyswaja, a jeśli już, to w niewielkiej ilości, około 3 procent.
W każdym przypadku osłabienia organizmu przez choroby (ale także profilaktycznie) szczególnie uważnie komponujmy dietę. Gdy do gry wkracza infekcja (zapalenie), powinniśmy wykonać ruch odwrotny i jeść produkty „gaszące”, czyli przeciwzapalne. Zazwyczaj mamy je pod ręką. Należą do nich warzywa, surowe lub gotowane na parze, ziarna i oleje z pierwszego tłoczenia oraz kasze. Ograniczmy za to produkty pochodzenia zwierzęcego (prozapalne), szczególnie czerwone mięso, a także alkohol i inne używki.
Okazuje się, że po przechorowaniu COVID-19 sporo osób odczuwa nieprzyjemne objawy, które mogą się utrzymywać nawet przez kilka miesięcy od zakażenia SARS-CoV-2. Najczęściej notowanym powikłaniem jest zespół chronicznego zmęczenia. W przebiegu wymienia się też: tzw. mgłę mózgową, obniżenie funkcji poznawczych, osłabienie pamięci, utrudnienie procesów kojarzeniowych. Sporo osób narzeka na obniżenie nastroju i depresję, u części występują bóle głowy, mięśni i stawów. Ozdrowieńcy mogą też skarżyć się na dolegliwości żołądkowo-jelitowe. Zespół tych wszystkich objawów ma już swoją nazwę, to Post Covid-19 Syndrome (lub: Long COVID-19).
Skąd się biorą objawy PCS? Najświeższe dane mówią o dwóch źródłach. Pierwsze to wywołane przez COVID-19uszkodzenia w mitochondriach.Drugim są zaburzenia jelitowe – po tej chorobie bardzo często nasila się dysbioza jelitowa i zaostrzają objawy SIBO.
Jak wiemy, choroba COVID-19 wywołana przez koronawirusa SARS-CoV-2 wiąże się z niewydolnością oddechową, niespotykaną w takim nasileniu w przebiegu innych zakażeń koronawirusami. Coraz więcej mamy dowodów na to, że nasilenie choroby ma związek ze wspomnianym już hiperzapaleniem, czyli „burzą cytokinową”. Z powodu tej „burzy” dochodzi do zaburzeń ogólnoustrojowych, w tym do zaburzeń gospodarki żelazem, objawiających się hiperferrytynemią lub podwyższonym poziomem żelaza w surowicy. Ta podwyższona ferrytyna plus burza cytokinowa sprzyjają stresowi oksydacyjnemu. Nasilony stan zapalny w organizmie i do tego stres oksydacyjny prowadzą natomiast do uszkodzeń i zaburzenia pracy mitochondriów.
Tu dochodzimy do sedna. Mitochondria to wyjątkowe organella, miejsca, w których powstaje zdecydowana większość energii komórkowej, gwarantującej nam prawidłowe funkcjonowanie. Przeciętna ludzka komórka ma od kilkuset do kilku tysięcy mitochondriów, do tego mogą one funkcjonować poza komórką, we krwi, w krążących bezjądrzastych płytkach krwi i w zewnątrzkomórkowych pęcherzykach. Zdrowe mitochondrium będzie utrzymywać porządek i równowagę między produkcją ATP (głównego nośnika energii w komórkach) i wolnych rodników. Uszkodzone mitochondrium nie da sobie z tym rady. Jeśli więc w organizmie rozprzestrzenia się nasilony stan zapalny/stres oksydacyjny, to niestety dochodzi do dysfunkcji mitochondriów, a przez to do uszkodzenia płytek krwi, następnie do zaburzeń krzepnięcia krwi i tworzenia się zakrzepów. Dochodzi do uszkodzeń w organach szczególnie wrażliwych, czyli w nerkach, w sercu oraz nerwach obwodowych. Tu zatem tkwi źródło pojawiających się objawów neurologicznego syndromu pocovidowego, takich jak zmęczenie czy kłopoty z koncentracją. Są one związane właśnie z powstawaniem zakrzepów.
I nawet jeśli…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
Spis treści
Karta tytułowa
Dedykacja
1 Wstęp
2 Szybki skan zdrowotny, czyli przyjrzyj się sobie
3 Mikroodżywianie
4 zdrowie, czas start
5 Badania
6 Nowości o odporności
7 COVID-19. Jak mu się nie dać?
8 Jelita. Prosto o zawiłym organie
9 SIBO i SIFO
10 Ktoś mi nałożył VAT
11 Wściekły pies, PMS
12 Wyreguluj swój okres
13 PCOS
14 Endometrioza
15 Słynna pani M.
16 Gdy tarczyca przestaje być tarczą
17 Głowa. Porozmawiajmy o depresji i złych nastrojach
18 Migrena. Miej ją z głowy
19 Sen, czyli wsiąść do pociągu nie byle jakiego
20 Bez słodzenia o cukrze
21 Wątroba. Kopciuszek kobiecego organizmu
22 Ciąża. Projekt: szczęśliwa mama, zdrowe dziecko
Karta redakcyjna
Autorki: Marta Mieloszyk-Pawelec, Anna Augustyn-Protas
Redakcja: Ewa Mościcka, Ewa Biernacka
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Projekt graficzny okładki: Anna Pągowska
Projekt graficzny makiety: Studio KARANDASZ
Elementy graficzne makiety: Ola-la / Shutterstock
eBook: Atelier Du Châteaux
Zdjęcia: Elena Matiash, zdjęcia autorek na okładce: Bartosz Maciejewski (Anna Augustyn-Protas), Elena Matiash (Marta Mieloszyk-Pawelec)
Redaktor prowadząca: Natalia Ostapkowicz
Redaktor projektu: Agnieszka Filas
Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka
© Copyright by Marta Mieloszyk & Anna Augustyn
© Copyright for this edition Wydawnictwo Pascal
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2021
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
978-83-8103-862-1