Mafia story. Borsellino i Falcone versus mafia sycylijska cosa nostra - Iwona Kienzler - ebook + audiobook + książka

Mafia story. Borsellino i Falcone versus mafia sycylijska cosa nostra ebook

Kienzler Iwona

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Cosa nostra jest najprawdopodobniej najstarszą formą zorganizowanej przestępczości na świecie, a zarazem bardzo mocno osadzoną w tradycji i mentalności Sycylijczyków. Oficjalnie długo zaprzeczano jej istnieniu, chociaż przez kilka kolejnych wieków mafia prowadziła nielegalną działalność, bazując na sojuszu z miejscowymi elitami politycznymi i osiągając wielkie zyski. Oparta była na tajnych rytuałach i zasadach przekazywanych wyłącznie w formie ustnej. Aż do lat osiemdziesiątych XX stulecia, kiedy pierwsi pentiti, skruszeni mafiosi, idąc na współpracę z organami ścigania, zdecydowali się ujawnić jej sekrety, cosa nostra była najbardziej tajemniczą organizacją na świecie. Nie znaczy to jednak, że nie podejmowano walki, starając się wykorzenić ten zbrodniczy związek z krajobrazu Włoch. Pierwszą próbę podjął Cesare Mori, wysłany na Sycylię przez nienawidzącego mafii z czysto osobistych względów Benito Mussolliniego. Bezkompromisowemu prefektowi udało się osiągnąć spory sukces i zadać sycylijskiej ośmiornicy potężny cios, ale jej nie zniszczył. Cosa nostra odrodziła się po wojnie jeszcze silniejsza. Niepowodzeniem zakończyła się też próba zniszczenia mafii podjęta przez przeciwnika Czerwonych Brygad, generała Carllo Alberto Dalla Chiesa. Największe sukcesy w walce z cosa nostrą odnieśli bez wątpienia jej najsłynniejsi pogromcy – sędziowie Giovanni Falcone i Paolo Borsellino, którzy za swoje dokonania zapłacili najwyższą cenę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 335

Oceny
4,5 (15 ocen)
10
3
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kar_pul

Nie oderwiesz się od lektury

warta przeczytania
00

Popularność




Cosa nostra – nasza sprawa…

Cosa nostra – nasza sprawa,

wła­sne two­rzy mafii prawa. Ochronę zapew­nić miała, na Sycy­lii rzą­dzić chciała.

Mus­so­lini jej wro­giem był,

cho­ciaż mafii się nie pozbył. Bez­kar­ność im zapew­niano, w wybo­rach potrze­bo­wano.

Prze­moc i zabój­stwa były

trzo­nem ich mafij­nej siły. Wyro­sła na krwi i broni, od zabójstw na­dal nie stroni.

Bor­sel­lino i Fal­cone

po spra­wie­dli­wo­ści stro­nie zawal­czyli i zgi­nęli, choć kilku zbó­jów zamknęli.

Ośmior­nicy łeb ucięli,

wielu na celow­nik wzięli. Lecz ich dzieło nie­skoń­czone, idzie jed­nak w dobrą stronę.

Wstęp

WSTĘP

W naszym kręgu kul­tu­ro­wym sycy­lij­ska mafia – cosa nostra – to słowa wywo­łu­jące nie tyle prze­ra­że­nie, ile raczej cie­ka­wość i fascy­na­cję. Bez wąt­pie­nia jest to zasługa Hol­ly­wood, a kon­kret­nie Fran­cisa Forda Cop­poli, który w 1972 roku prze­niósł na ekran best­sel­le­rową powieść Maria Puzo, opo­wia­da­jącą o życiu sycy­lij­skiej rodziny mafij­nej w Nowym Jorku. Ojciec chrzestny, bo tak wła­śnie brzmiał tytuł filmu i książki, na pod­sta­wie któ­rej go nakrę­cono, oka­zał się wiel­kim suk­ce­sem komer­cyj­nym, a zara­zem naj­bar­dziej docho­do­wym obra­zem 1972 roku, który zdo­był trzy Oscary i pięć Zło­tych Glo­bów. Dla samego Cop­poli i odtwórcy jed­nej z głów­nych ról, Ala Pacino, obraz stał się tram­po­liną do kariery w świe­cie filmu, zaś dla Mar­lona Brando, wcie­la­ją­cego się w rolę prze­stęp­czego bossa i patriar­chy rodu, Vita Cor­le­one, oka­zał się wręcz zba­wienny. Kariera aktora mocno już wów­czas pod­upa­dała, ale świetna kre­acja pozwo­liła mu powró­cić na szczyt. Z pew­no­ścią nie­za­mie­rzoną inten­cją twór­ców filmu i wcze­śniej­szej książki była jed­nak apo­te­oza mafii, sta­no­wiąca odbi­cie mitów funk­cjo­nu­ją­cych w mafij­nym pół­światku, które glo­ry­fi­ko­wały tzw. starą mafię. Cop­pola powie­lił w ten spo­sób – ist­nie­jące od dłuż­szego czasu we wło­skiej dia­spo­rze w Sta­nach – legendy o daw­nej mafii, orga­ni­za­cji wpraw­dzie nie­le­gal­nej, ale kie­ru­ją­cej się twar­dymi i suro­wymi zasa­dami, a przede wszyst­kim wier­nej zasa­dom honoru i bro­nią­cej tra­dy­cyj­nych war­to­ści przed „pseu­do­no­wo­cze­sno­ścią”. Fil­mowy Don Vito to czło­wiek żyjący na bakier z pra­wem, ale hono­rowy, do któ­rego zwra­cają się o pomoc wło­scy emi­granci roz­cza­ro­wani ame­ry­kań­skim sys­te­mem spra­wie­dli­wo­ści. I to wła­śnie honor nie pozwoli Donowi wejść w nar­ko­ty­kowy biz­nes, sta­jąc się źró­dłem poważ­nych pro­ble­mów całej rodziny.

Akcja filmu toczy się wpraw­dzie w USA, ale zasady, któ­rymi kie­rują się boha­te­ro­wie, jak rów­nież ich spo­sób życia, wywo­dzą się wprost z Sycy­lii, matecz­nika cosa nostry. Mark Seal, autor książki Zostaw broń, weź can­noli, opo­wia­da­ją­cej o kuli­sach powsta­wa­nia tego kul­to­wego obrazu, uznał go za fan­ta­zję, ale nie­zwy­kle mito­twór­czą. Zarówno reży­ser, jak i autor książki nie mieli bowiem poję­cia o praw­dzi­wym życiu ame­ry­kań­skiej mafii, a tym bar­dziej wło­skiej. Wpraw­dzie Mario Puzo dora­stał w sąsiedz­twie gang­ste­rów o wło­skich korze­niach, ale ni­gdy nie miał z nimi stycz­no­ści, a ponie­waż nie nale­żał do mafii, ni­gdy nie dopusz­czono go do tajem­nic tej orga­ni­za­cji. Swoją książkę pisał więc na pod­sta­wie doku­men­tów, które odna­lazł w archi­wach, oraz arty­ku­łów zamiesz­cza­nych przez ame­ry­kań­skie gazety. Wiele ze zna­le­zio­nych tam infor­ma­cji wyko­rzy­stał potem na kar­tach swo­jej książki, a następ­nie w sce­na­riu­szu filmu, który współ­two­rzył z Cop­polą. Resztę pod­po­wie­działa mu wyobraź­nia. Jako autor powie­ści miał do tego prawo, ale pro­fe­sjo­nalni histo­rycy, bada­cze czy też pisa­rze non fic­tion, two­rzący publi­ka­cje naukowe czy popu­lar­no­nau­kowe, nie mają takiej swo­body dzia­ła­nia. W swo­jej pracy muszą opie­rać się na fak­tach, doku­men­tach i spraw­dzo­nych infor­ma­cjach, a w przy­padku wło­skiej mafii nie jest to sprawa łatwa.

Sycy­lij­ska cosa nostra, porów­ny­wana dziś do gan­greny czy wręcz raka nisz­czą­cego wło­skie pań­stwo, jest bar­dzo tajem­ni­czą orga­ni­za­cją. Do cza­sów, kiedy za sprawą sędziego Fal­co­nego i jego współ­pra­cow­ni­ków mafioso Tom­maso Buscetta zde­cy­do­wał się na współ­pracę z wymia­rem spra­wie­dli­wo­ści, nie­wiele o niej wie­dziano. Co wię­cej, cosa nostra dzia­łała w tak zaka­mu­flo­wany i wyra­fi­no­wany spo­sób, że wielu wąt­piło nawet w jej ist­nie­nie. Wielką zasługą sędziego było nie tyle nakło­nie­nie prze­stępcy do współ­pracy, bo tę decy­zję Buscetta pod­jął samo­dziel­nie – roz­cza­ro­wany zmia­nami, które zaszły w orga­ni­za­cji dowo­dzo­nej przez bez­względ­nego Salva­to­rego Riinę – ile skło­nie­nie go do wyja­wie­nia mafij­nych sekre­tów, przez poko­le­nia skrzęt­nie skry­wa­nych przed nie­wta­jem­ni­czo­nymi. Resztę dopo­wie­dzieli inni skru­szeni, bo tak wła­śnie nazywa się mafio­sów, któ­rzy ośmie­lili się współ­pra­co­wać z orga­nami ści­ga­nia. Choć taka współ­praca ozna­czała dla nich sto­sun­kowo łagodną karę, nie­współ­mierną do popeł­nio­nych prze­stępstw, a cza­sem nawet jej daro­wa­nie, to jed­nak współ­pra­cu­jąc z wymia­rem spra­wie­dli­wo­ści, ryzy­ko­wali nie tylko wła­sne, ale rów­nież życie swo­ich bli­skich. Bo mafia, któ­rej sze­regi można opu­ścić, jedy­nie odcho­dząc z tego świata, nie wyba­cza zdrady. Prze­ko­nał się o tym naj­słyn­niej­szy ze skru­szo­nych, Buscetta, któ­remu sie­pa­cze z cosa nostry zabili dwóch synów oraz innych człon­ków rodziny, nie­kiedy w żaden spo­sób nie­zwią­za­nych z dzia­łal­no­ścią prze­stęp­czą.

Wpraw­dzie człon­ko­wie sycy­lij­skiej mafii po dziś dzień dum­nie tytu­łują się ludźmi honoru, ale tak naprawdę żaden z człon­ków cosa nostry nie zasłu­guje na to miano. Wręcz prze­ciw­nie, zde­cy­do­wana więk­szość z nich to osob­nicy wyzuci z wszel­kiej god­no­ści, dla któ­rych liczą się jedy­nie zysk i dobro rodziny, poj­mo­wa­nej jako wspól­nota klanu, bo wła­śnie klan jest pod­sta­wową jed­nostką orga­ni­za­cyjną sycy­lij­skiej mafii. Wie­rzą w Boga, regu­lar­nie cho­dzą do kościoła, czy­tają Biblię i w domo­wym zaci­szu odma­wiają róża­niec, a w reli­gijne święta uczest­ni­czą w pro­ce­sjach, ale nie wzdra­gają się przed han­dlem nar­ko­ty­kami, prze­my­tem, pro­sty­tu­cją, prze­mocą i mor­der­stwem. Z rąk mafii zgi­nęły tysiące ludzi, w dodatku czę­sto ich rodziny nie mogą wypra­wić im nale­ży­tego pogrzebu, bo cosa nostra sku­tecz­nie zaciera ślady zbrodni, pozby­wa­jąc się zwłok.

Orga­ni­za­cja działa niczym dosko­nale zarzą­dzane przed­się­bior­stwo, sku­tecz­nie i bły­ska­wicz­nie dopa­so­wu­jąc się do panu­ją­cych warun­ków. W ostat­nich latach nie­małe zyski przy­nio­sły wło­skiej mafii wyłu­dza­nie fun­du­szy unij­nych oraz pan­de­mia COVID-19, w trak­cie któ­rej jej przed­sta­wi­ciele kupo­wali za bez­cen sto­jące na skraju ban­kruc­twa z powodu lock­downu lokale gastro­no­miczne i hote­lowe, by potem wyko­rzy­stać je jako pral­nie brud­nych pie­nię­dzy. Nie­wy­dolne pań­stwo oka­zało się bez­silne wobec takich prak­tyk i nie­stety nie był to pierw­szy raz, kiedy prze­gry­wało w star­ciu z cosa nostrą. Histo­ria zma­gań wło­skiego wymiaru spra­wie­dli­wo­ści jest bowiem pasmem klęsk i kom­pro­mi­ta­cji, zarówno samych orga­nów ści­ga­nia, jak i wło­skich sądów.

Uczci­wie należy przy­znać, że mafia jest nie­by­wale trud­nym prze­ciw­ni­kiem. Przede wszyst­kim, jak wspo­mniano wyżej, jest orga­ni­za­cją tajem­ni­czą, która nie przyj­muje w swoje sze­regi byle kogo, a jedy­nie spraw­dzone i zaufane osoby, odpo­wia­da­jące wyśru­bo­wa­nym, prze­stęp­czym kry­te­riom. Sytu­ację utrud­nia także histo­ria mafii, orga­ni­za­cji orga­nicz­nie zwią­za­nej z Sycy­lią, wyspą, która ze względu na swoje natu­ralne poło­że­nie, żyzne zie­mie oraz wystę­pu­jące tam złoża siarki, była łako­mym kąskiem dla najeźdź­ców, któ­rzy bez­względ­nie ją łupili, nie licząc się z dobrem jej rdzen­nych miesz­kań­ców. Dla poko­leń miesz­ka­ją­cych na Sycy­lii ludzi wła­dza stała się zatem syno­ni­mem wro­giego uci­sku, zaś organy powo­łane do pil­no­wa­nia porządku koja­rzone były wyłącz­nie z apa­ra­tem repre­sji. Sycy­lij­czycy z zasady nie ufają nikomu, a tym bar­dziej pań­stwu ani żad­nemu przed­sta­wi­cie­lowi wła­dzy. Sprawę kom­pli­kuje także, trwa­jący nie­mal od początku ist­nie­nia cosa nostry, sojusz mafii z poli­tyką, jak rów­nież postawa Kościoła, który przez setki lat dawał tej prze­stęp­czej orga­ni­za­cji ciche przy­zwo­le­nie na dzia­łal­ność. Z usta­leń współ­cze­snych histo­ry­ków wynika wyraź­nie, że sycy­lij­scy mafiosi mieli opar­cie w miej­sco­wym Kościele, zarówno wśród sze­re­go­wych kapła­nów, spo­śród któ­rych wielu było człon­kami mafii, jak i wśród hie­rar­chów. Naj­trwal­szy sojusz w świe­cie poli­tyki udało się nato­miast mafii zbu­do­wać z Chrze­ści­jań­ską Demo­kra­cją, par­tią, o któ­rej mówi się, że była orga­nicz­nie zwią­zana z cosa nostrą. Po jej roz­wią­za­niu, do któ­rego doszło w latach dzie­więć­dzie­sią­tych ubie­głego wieku, cosa nostra zna­la­zła kolej­nego par­tyj­nego sprzy­mie­rzeńca w postaci ugru­po­wa­nia Forza Ita­lia Silvia Ber­lu­sco­niego.

Walka z mafią jest nie­by­wale trudna, ale nie nie­moż­liwa. Wymaga wysiłku całego pań­stwa, bo szla­chetni, ale samotni ryce­rze, któ­rzy poważą się rzu­cić tej prze­stęp­czej orga­ni­za­cji wyzwa­nie, są z góry ska­zani na nie­po­wo­dze­nie. Suk­ces zapew­niają nie tylko poli­cyjne akcje i współ­praca orga­nów ści­ga­nia w kraju i za gra­nicą, ale także konieczne zmiany w pra­wie, dające orga­nom ści­ga­nia nad­zwy­czajne środki dzia­ła­nia. Bez wąt­pie­nia naj­słyn­niej­szymi pogrom­cami prze­stęp­ców spod znaku cosa nostry byli, dzia­ła­jący w dobie faszy­stow­skich Włoch Mus­so­li­niego, pre­fekt Cesare Mori, gene­rał dalla Chiesa oraz dwóch sycy­lij­skich sędziów, Gio­vanni Fal­cone i Paolo Bor­sel­lino. Z wyjąt­kiem pierw­szego z wymie­nio­nych wszy­scy ponie­śli na woj­nie z mafią naj­więk­szą ofiarę – stra­cili życie. Na szczę­ście w ostat­nich latach poważ­nej zmia­nie ule­gło nasta­wie­nie Kościoła wobec mafii, któ­rego hie­rar­cho­wie, idąc za przy­kła­dem Jana Pawła II, który uczy­nił to pierw­szy, coraz czę­ściej ofi­cjal­nie potę­piają mafię i stwo­rzony przez nią prze­mysł prze­mocy. Wydaje się także, że na sku­tek dzia­łań podej­mo­wa­nych przez pań­stwo, wsparte przez kato­lic­kich duchow­nych, zmie­nia się rów­nież nasta­wie­nie samych Sycy­lij­czy­ków do prze­stęp­czo­ści zor­ga­ni­zo­wa­nej, czego prze­ja­wem jest otwarty pro­test prze­ciwko pła­ce­niu hara­czy. Pyta­nie tylko, czy to wystar­czy, by wresz­cie wyple­nić raka, jakim dla współ­cze­snego świata stała się mafia…

Niniej­sza publi­ka­cja sta­nowi próbę opo­wie­dze­nia skom­pli­ko­wa­nej i peł­nej tajem­nic histo­rii sycy­lij­skiej cosa nostry, a także jej człon­ków, mie­nią­cych się niby ludźmi honoru, a mimo to dopusz­cza­ją­cych się strasz­nych zbrodni. Znaj­dziemy tu także opisy mafij­nych oby­cza­jów oraz syl­wetki stró­żów prawa, któ­rzy posta­nowili pod­jąć walkę z sycy­lij­ską ośmior­nicą.

Rozdział 1. Tajemniczy świat cosa nostry

Roz­dział 1 Tajem­ni­czy świat cosa nostry

Szczypta historii, czyli skąd się wzięła sycylijska mafia

Szczypta histo­rii, czyli skąd się wzięła sycy­lij­ska mafia

Sycy­lij­ska mafia, którą znamy dosko­nale z wielu fil­mów i ksią­żek, jest dość oso­bli­wym zja­wi­skiem, bo uży­cie tego słowa wydaje się traf­niej­sze niż ter­min „orga­ni­za­cja”. Jej początki toną w mro­kach dzie­jów, acz­kol­wiek histo­ry­kom udało się odtwo­rzyć jej praw­do­po­dobną genezę. Bada­nia mafii utrud­nia z pew­no­ścią fakt, iż jest to orga­ni­za­cja zamknięta i tajem­ni­cza, cha­rak­te­ry­zu­jąca się silną przy­na­leż­no­ścią oraz wybiór­czym człon­ko­stwem, zaś jej człon­ków obo­wią­zuje nakaz omerty, czyli zacho­wa­nia mil­cze­nia, stąd też przez wieki nie­wiele o niej wie­dziano. Tak naprawdę wiemy o mafii wyłącz­nie to, co jej człon­ko­wie zde­cy­dują się nam powie­dzieć. Cała wie­dza o orga­ni­za­cji, oczy­wi­ście z wyjąt­kiem histo­rii, która nie­zbyt inte­re­so­wała byłych i aktu­al­nych człon­ków cosa nostry, pocho­dzi z zeznań zło­żo­nych przez tak zwa­nych pen­titi, czyli skru­szo­nych. Tym mia­nem okre­śla się mafio­sów, któ­rzy w zamian za ochronę i sta­tus odpo­wia­da­jący sta­tusowi świadka koron­nego zgo­dzili się współ­pra­co­wać z orga­nami ści­ga­nia. Bez wąt­pie­nia naj­więk­sze zasługi w tym zakre­sie miał naj­słyn­niej­szy z nich, Tom­maso Buscetta, który w latach osiem­dzie­sią­tych ubie­głego wieku wyja­wił sędziemu Fal­co­nemu naj­więk­sze mafijne sekrety, a potem powtó­rzył je, zezna­jąc na słyn­nym Mak­si­pro­ce­sie. To dzięki niemu wiemy, jak funk­cjo­nuje sycy­lij­ska cosa nostra, jaką ma struk­turę i na czym polega rytuał przyj­mo­wa­nia nowych człon­ków. Inni mafiosi, któ­rzy poszli w jego ślady, dopo­wie­dzieli resztę, ale nie ma gwa­ran­cji, że powa­żyli się wyja­wić wszystko. Jak słusz­nie zauwa­żył Fabri­zio Calvi w swo­jej publi­ka­cji Życie codzienne mafii od roku 1950 do naszych dni, „mafia to przede wszyst­kim świat mil­cze­nia”1. Ten świat mil­cze­nia był w dodatku tak her­me­tyczny, że aż do lat sześć­dzie­sią­tych XX wieku zasta­na­wiano się, czy mafia w ogóle ist­nieje, czy jest jedy­nie two­rem maso­wej wyobraźni albo, jak chcieli nie­któ­rzy, wymy­słem zło­śliw­ców, w celu zdys­kre­dy­to­wa­nia Sycy­lii. W dodatku, jak zauważa Marie-Anne Matard-Bonucci w swo­jej Histo­rii mafii, od początku ist­nie­nia tej prze­stęp­czej orga­ni­za­cji „krążą na jej temat naj­sprzecz­niej­sze infor­ma­cje, zarówno w tym, co się tyczy zor­ga­ni­zo­wa­nego i zhie­rar­chi­zo­wa­nego cha­rak­teru prze­stęp­czo­ści sycy­lij­skiej, jak jej związ­ków z ban­dy­ty­zmem czy eli­tami poli­tycz­nymi. Kiedy bada się wszyst­kie te opi­nie, nasuwa się podej­rze­nie, że jed­nym z atu­tów mafii jest umie­jęt­ność deza­wu­owa­nia wie­dzy o niej samej”2. A to nie uła­twia pracy rze­tel­nym bada­czom i histo­ry­kom.

Ter­miny „mafia” i „cosa nostra” prze­cięt­nym zja­da­czom chleba koja­rzą się oczy­wi­ście z Wło­chami, a zwłasz­cza z Sycy­lią, naj­więk­szą wyspą na Morzu Śród­ziem­nym, od stu­leci fascy­nu­jącą przy­by­szów swoją egzo­tyką, pięk­nymi kra­jo­bra­zami i zabyt­kami, a także wła­śnie mafijną legendą. Tym­cza­sem sami Włosi, nawet ci miesz­ka­jący w matecz­niku cosa nostry, nie lubią, kiedy ich kraj utoż­sa­mia się z prze­stęp­czo­ścią zor­ga­ni­zo­waną, a szcze­gól­nie z mafią. Po dziś dzień we Wło­szech wszel­kiego rodzaju arty­kuły pióra zagra­nicz­nych dzien­ni­ka­rzy sku­pia­jące się na mafii jako naj­więk­szym pro­ble­mie pań­stwa wywo­łują nie­małe obu­rze­nie miesz­kań­ców sło­necz­nej Ita­lii. Od razu sły­chać głosy o ste­reo­ty­po­wym wize­runku pań­stwa i szko­dli­wych uprze­dze­niach. Bo prze­cież, jak argu­men­tują prze­ciw­nicy takiego postrze­ga­nia Włoch, prze­stęp­czość zor­ga­ni­zo­wana ist­nieje na całym świe­cie, powo­łu­jąc się na przy­kład japoń­skiej yakuzy, chiń­skiej triady czy mafii rosyj­skiej, jak rów­nież kar­teli połu­dnio­wo­ame­ry­kań­skich. Poza tym dodają, że to nie Włosi wymy­ślili prze­stęp­czość zor­ga­ni­zo­waną, ale japoń­ska yakuza, któ­rej począt­ków należy szu­kać w XVII wieku wśród zbroj­nych grup chro­nią­cych lud­ność przed ban­dami bez­pań­skich samu­ra­jów, a także chiń­ska triada, rów­nież znacz­nie star­sza od cosa nostry. Pro­blem polega jed­nak na tym, iż taka inter­pre­ta­cja wyda­rzeń nie­po­parta jest żad­nymi fak­tami histo­rycz­nymi, a jedy­nie legendą, będącą próbą przed­sta­wie­nia tych w grun­cie rze­czy zbrod­ni­czych grup jako pew­nego rodzaju orga­ni­za­cji dobro­czyn­nych, któ­rych ist­nie­nie w spo­łe­czeń­stwie jest jak naj­bar­dziej uza­sad­nione, a wręcz nie­zbędne. W rze­czywistości bowiem japoń­ska yakuza powstała dopiero w XVIII stu­leciu, a jej człon­ko­wie nie byli by­naj­mniej szla­chet­nymi obroń­cami uci­śnio­nych, ale zaj­mo­wali się tym, czym zazwy­czaj zaj­mują się współ­cze­śni gang­ste­rzy, a więc wymu­sze­niami opłat za ochronę, hazar­dem i nie­le­gal­nym han­dlem, zaś tere­nem ich dzia­łal­no­ści były miej­skie gospody, karczmy oraz wszel­kiego rodzaju spe­lunki. Z kolei chiń­ska triada fak­tycz­nie powstała w XVII wieku jako orga­ni­za­cja pod­ziemna, mająca na celu oba­le­nie man­dżur­skiej dyna­stii Qing, ale już w następ­nym stu­leciu prze­kształ­ciła się w orga­ni­za­cję o cha­rak­te­rze prze­stęp­czym, spe­cja­li­zu­jącą się w han­dlu opium.

Z badań popar­tych histo­rycz­nymi dowo­dami wynika, że mafia sycy­lij­ska jest orga­ni­za­cją znacz­nie star­szą, a jej początki się­gają wie­ków śred­nich. Warto jed­nak dodać, że część bada­czy stara się oba­lić tę tezę, wska­zu­jąc, iż tak stary rodo­wód mafii jest niczym innym, jak tylko ele­men­tem mafij­nej legendy stwo­rzo­nym przez człon­ków cosa nostry. Inni się z tym nie zga­dzają i uwa­żają, że począt­ków mafii nale­ża­łoby szu­kać jesz­cze w śre­dnio­wie­czu, a kon­kret­nie w XIII stu­le­ciu, kiedy rau­brit­te­rzy, czyli ludzie wywo­dzący się z rodów rycer­skich, któ­rzy zamiast odda­wać się rycer­skiemu rze­mio­słu, wybie­rali dość oso­bliwy spo­sób pomna­ża­nia mająt­ków, napa­da­jąc na prze­jeż­dża­ją­cych szla­kami wio­dą­cymi koło ich zam­ków kup­ców oraz podróż­nych. Z cza­sem owi ryce­rze-rabu­sie zbie­rali się w więk­sze grupy, ope­ru­jące głów­nie na tere­nach górzy­stych, co utrud­niało ich wykry­cie i uniesz­ko­dli­wie­nie. W efek­cie prze­kształ­cili się w bandy zwy­czaj­nych ban­dy­tów, trud­nią­cych się roz­bo­jem. I to wła­śnie te ugru­po­wa­nia, o hie­rar­chicz­nej struk­tu­rze i kie­ru­jące się wewnętrz­nym kodek­sem postę­po­wa­nia, stały się fun­da­men­tem mafii. Inni wska­zują na hisz­pań­ski rodo­wód nie­le­gal­nej orga­ni­za­cji, która roz­go­ściła się na Sycy­lii i na połu­dniu Ita­lii w cza­sach, gdy te rejony znaj­do­wały się pod pano­wa­niem hisz­pań­skim. W Hisz­pa­nii jed­nak umarła śmier­cią natu­ralną, pod­czas gdy w Ita­lii wręcz roz­kwi­tła i ma się dobrze po dziś dzień.

Bez wąt­pie­nia we współ­cze­snych Wło­szech dzia­łają trzy wiel­kie orga­ni­za­cje prze­stęp­cze, w wypadku któ­rych śmiało można użyć okre­śle­nia „syn­dy­kat zbrodni”. Są to: kala­bryj­ska ‘ndran­gheta3, neapo­li­tań­ska camorra oraz sycy­lij­ska cosa nostra, wobec któ­rej po raz pierw­szy użyto okre­śle­nia „mafia” i któ­rej poświę­cona jest niniej­sza publi­ka­cja. Poza wymie­nio­nymi ugru­po­wa­niami na tere­nie Włoch działa jesz­cze jedna, acz­kol­wiek mniej­sza, grupa prze­stęp­cza – Sacra Corona Unita, czyli Zjed­no­czona Święta Korona, ope­ru­jąca na tere­nie Apu­lii. Wszyst­kie wymie­nione tu orga­ni­za­cje łączy kilka cha­rak­te­ry­stycz­nych cech, odróż­nia­ją­cych je od innych pospo­li­tych prze­stęp­czych band, także wło­skich. Po pierw­sze, są to ugru­po­wa­nia tajne i nie każdy może zostać ich człon­kiem. Po dru­gie, wszy­scy ich człon­ko­wie czują przy­na­leż­ność do wiel­kiej cało­ści, pod­miotu o hie­rar­chicz­nej struk­tu­rze, a więc cze­goś, co nie jest zwy­czaj­nym ugru­po­wa­niem prze­stęp­czym w rodzaju pospo­li­tego gangu. I wresz­cie po trze­cie, wymie­nione orga­ni­za­cje pró­bują, zazwy­czaj z suk­ce­sem, zastę­po­wać, ich zda­niem, nie­udolne pań­stwo. Wydaje się, że lokalni bos­so­wie mafii wole­liby, aby na opa­no­wa­nym przez nich tere­nie nie funk­cjo­no­wały żadne organy czy urzędy wła­dzy pań­stwowej, zaś oby­wa­tele ze wszyst­kimi bolącz­kami i pro­ble­mami zwra­cali się wyłącz­nie do nich. Jak zauwa­żył jeden z naj­słyn­niej­szych pogrom­ców mafii sycy­lij­skiej, sędzia Gio­vanni Fal­cone, cosa nostra jest: „orga­ni­za­cją nie­jako prawną, wymie­rza­jącą sro­gie kary za nie­po­sza­no­wa­nie jej wła­snych reguł”4. Co wię­cej, sędzia orzekł, iż cosa nostra to „pań­stwo-mafia”, które jest „bar­dziej funk­cjo­nalne i sku­teczne od naszego pań­stwa”5. Dodał rów­nież, że cosa nostra jest „sys­te­mem wła­dzy, jej arty­ku­la­cją, meta­forą i pato­lo­gią”6, który „staje się pań­stwem na ziemi, gdzie pań­stwo jest tra­gicz­nie nie­obecne”7. I rze­czy­wi­ście, sycy­lij­ska cosa nostra powstała w odpo­wie­dzi na zapo­trze­bo­wa­nie tam­tej­szego spo­łe­czeń­stwa na silną i sku­teczną wła­dzę, któ­rej pań­stwo nie było w sta­nie zapew­nić. Nato­miast pier­wot­nym celem tam­tej­szej mafii było zapew­nie­nie ochrony sze­roko rozu­mia­nych inte­re­sów jej człon­ków.

Bodaj naj­po­pu­lar­niej­szą wer­sją opo­wia­da­jącą o mafij­nych począt­kach jest ta wywo­dząca ją z wieku XIII. Zda­niem jej zwo­len­ni­ków powsta­nie mafii wiąże się z nie­szpo­rami sycy­lij­skimi, jak okre­śla się powszechne powsta­nie Sycy­lij­czy­ków prze­ciwko rzą­dom fran­cu­skich Ande­ga­we­nów, które wybu­chło w Ponie­dzia­łek Wiel­ka­nocny 30 marca 1282 roku w Palermo. Zbun­to­wane tłumy miały krzy­czeć gło­śno: Morte ai Fran­cesi indi­pen­denza anela!, czyli: Śmierci Fran­cu­zów pożąda nie­pod­le­głość! I wła­śnie pierw­sze litery tego hasła: M-A-F-I-A, wykrzy­cza­nego przez Sycy­lij­czy­ków, miały dać nazwę póź­niej­szej orga­ni­za­cji. A ponie­waż w powszech­nej pamięci powsta­nie prze­trwało jako zbrojne wystą­pie­nie pro­stego ludu prze­ciwko nie­spra­wie­dli­wo­ści ze strony uci­ska­ją­cych Sycy­lię fran­cu­skich moż­nych oraz bro­nią­cych ich żoł­da­ków, powstała na fali tego ruchu mafia miała być orga­ni­za­cją bro­niącą pra­sta­rego porządku i pro­stych ludzi. Kie­ro­wała się przy tym suro­wymi, czę­sto okrut­nymi zasa­dami, ale jeżeli nawet dopusz­czała się zabójstw, to wyłącz­nie w słusz­nej spra­wie, bro­niąc odwiecz­nych praw.

Inna, rów­nie roman­tyczna legenda szuka korzeni mafii w dzia­łal­no­ści legen­dar­nych śre­dnio­wiecz­nych Beati Paoli, taj­nej sekty, bądź – jak kto woli – taj­nego sto­wa­rzy­sze­nia, funk­cjo­nu­ją­cego w śre­dnio­wie­czu na Sycy­lii, a według nie­któ­rych źró­deł rów­nież na Mal­cie. Co cie­kawe, wer­sja wywo­dząca mafijne korze­nie od tej orga­ni­za­cji jest szcze­gól­nie popu­larna wśród człon­ków cosa nostry, zwłasz­cza tych pro­mi­nent­nych. Jeden z naj­słyn­niej­szych, a zara­zem naj­okrut­niej­szych ojców chrzest­nych w histo­rii, Salva­tore Riina, w trak­cie swo­jego pro­cesu wie­lo­krot­nie odwo­ły­wał się do owej tajem­ni­czej orga­ni­za­cji. Cho­ciaż nie ma żad­nych kon­kret­nych dowo­dów, że Beati Paoli w ogóle ist­nieli, a więk­szość histo­ry­ków uważa ich raczej za twór wyobraźni Sycy­lij­czy­ków, swego rodzaju odpo­wied­nik anglo­sa­skiego Robin Hooda w wer­sji zbio­ro­wej. Nie­wy­klu­czone jed­nak, że w tej legen­dzie o szla­chet­nych roz­bój­ni­kach bro­nią­cych bied­nych jest jed­nak coś na rze­czy. Funk­cjo­na­riu­sze wymiaru spra­wie­dli­wo­ści uwa­żali co prawda opo­wie­ści o mafij­nych rytu­ałach ini­cja­cyj­nych, obej­mu­ją­cych przy­sięgi krwi i ognia, za bania­luki, jed­nak zezna­nia pen­titi dowio­dły, iż w krę­gach mafij­nych wciąż prak­ty­kuje się takie oby­czaje.

Ist­nieje także legenda wska­zu­jąca na wspólne korze­nie wszyst­kich wło­skich orga­ni­za­cji mafij­nych, począw­szy od cosa nostry, na camo­rze skoń­czyw­szy. Co wię­cej, bio­rąc pod uwagę teo­rię wywo­dzącą mafię z Hisz­pa­nii, ma ona nawet pewne pod­stawy naukowe. Opo­wiada bowiem o trzech hisz­pań­skich rycer­zach: Ossie, Mastros­sie i Car­ca­gnos­sie, któ­rzy ucie­kli z Hisz­pa­nii po zamor­do­wa­niu pew­nego ary­sto­kraty. Jego zabi­cie było pomstą za zgwał­ce­nie sio­stry jed­nego z nich, ale jed­no­cze­śnie spra­wiło, że byli ści­gani przez prawo i musieli sal­wo­wać się ucieczką za gra­nicę. Zatrzy­mali się na wyspie Favi­gnana, leżą­cej przy zachod­nim cyplu Sycy­lii, i zało­żyli tam tajne brac­two, z wła­snym kodek­sem hono­ro­wym. Po bli­sko trzy­dzie­stu latach bra­cia posta­no­wili roz­nieść swoje idee dalej. Mastrosso, który powie­rzył swe życie oraz ziem­skie sprawy Naj­święt­szej Panience, udał się do Neapolu, gdzie stwo­rzył orga­ni­za­cję, z któ­rej roz­wi­nęła się camorra. Car­ca­gnosso, który obrał sobie za patrona Michała Archa­nioła, wyje­chał do Kala­brii i tam dał począ­tek ‘ndran­ghe­cie. Nato­miast Ossa, który oddał się pod opiekę świę­temu Jerzemu, poże­glo­wał na Sycy­lię, gdzie zało­żył tajne brac­two, z któ­rego po wie­kach wyło­niła się cosa nostra. Tyle legenda. Tym­cza­sem na Favin­gna­nie, na któ­rej mieli osiąść trzej bra­cia, w cza­sach Kró­le­stwa Obojga Sycy­lii, które jak wia­domo obej­mo­wało Sycy­lię oraz połu­dniowe Wło­chy ze sto­licą w Neapolu, mie­ściła się kolo­nia karna. Ponoć osa­dzeni tam prze­stępcy dosko­na­lili reguły hono­rowe, któ­rych mieli prze­strze­gać po wyj­ściu na wol­ność i powro­cie do nie­cnej dzia­łal­no­ści. Bo w XIX stu­le­ciu na Sycy­lii fak­tycz­nie funk­cjo­no­wały zbó­jec­kie grupy, które niczym sekty kie­ro­wały się okre­ślo­nym kodek­sem postę­po­wa­nia, miały wła­sny język oraz opra­co­wany sys­tem zna­ków, uła­twia­jący roz­po­zna­wa­nie człon­ków poszcze­gól­nych band. Co wię­cej, wło­scy dzia­ła­cze nie­pod­le­gło­ściowi, któ­rym przy­szło dzie­lić wię­zienne cele z człon­kami owych ugru­po­wań, byli nimi wręcz zafa­scy­no­wani. A przy­naj­mniej tak wynika z ich zacho­wa­nych pamięt­ni­ków i wspo­mnień, z któ­rych wyła­nia się wręcz fascy­nu­jący wize­ru­nek ludzi honoru (uomo d’onore), bo ci prze­stępcy wła­śnie takim mia­nem okre­ślali sami sie­bie. Wszy­scy nie tylko budzili strach pośród innych, ale i podziw świetną orga­ni­za­cją wewnątrz ugru­po­wań oraz twar­dymi, hono­ro­wymi regu­łami, któ­rym pod­le­gał ich prze­stęp­czy świat.

Wiele kon­tro­wer­sji budzi ety­mo­lo­gia słowa „mafia”, gdyż obok teo­rii wywo­dzą­cej je od bojo­wego okrzyku sycy­lij­skich powstań­ców z XIII wieku, ist­nieją także inne. Dość popu­larna legenda głosi, jakoby pew­nego dnia, przy­pa­da­ją­cego aku­rat w Wielki Tydzień 1282 roku, fran­cu­ski żoł­nierz zgwał­cił sycy­lij­ską dzie­wicę, a jej prze­ra­żona matka bie­gła przez ulicę gło­śno krzy­cząc: Ma fia, ma fia!, czyli „moja córka”. I wła­śnie to zawo­ła­nie zroz­pa­czo­nej i bez­sil­niej wobec krzywdy wła­snego dziecka kobiety stało się okrzy­kiem bojo­wym ruchu oporu prze­ciwko Fran­cu­zom, a z cza­sem nazwą orga­ni­za­cji. Nie­któ­rzy wywo­dzą ten ter­min od arab­skiego słowa maha, ozna­cza­ją­cego jaski­nię i kamie­nio­łom, zwłasz­cza że w dia­lek­cie sycy­lij­skim jaski­nie znaj­du­jące się nie­da­leko Tra­pani i Mar­sali, w któ­rych czę­sto znaj­do­wali schro­nie­nie tam­tejsi prze­stępcy, zwano mafie. Inni wska­zują na pocho­dze­nie tego ter­minu od Maafir, nazwy sara­ceń­skiego rodu panu­ją­cego w Emi­ra­cie Sycy­lii w okre­sie 831–1091, zaś nie­któ­rzy opo­wia­dają się za sta­ro­fran­cu­skim sło­wem mau­fer, ozna­cza­ją­cym boga zła, któ­rego ponoć pota­jem­nie czcili tem­pla­riu­sze; albo arab­skim míhal, czyli zgro­ma­dze­niem. Ist­nieje także wer­sja, przez pro­fe­sjo­nal­nych bada­czy zali­czana do legend, jakoby słowo to wywo­dziło się wprost od zało­ży­ciela pierw­szej mafii w histo­rii, nie­ja­kiego Tur­ridu Mafii, podob­nie jak teo­ria, że pocho­dziło ono od czło­wieka zwa­nego Maf­fio, który miał zało­żyć pierw­szą grupę prze­stęp­czą o mafij­nym cha­rak­te­rze. W ten sam spo­sób trak­to­wana jest histo­ria wywo­dząca nazwę mafii od żyją­cej w XVII stu­le­ciu i zgła­dzo­nej przez inkwi­zy­cję sycy­lij­skiej cza­row­nicy, zna­nej jako Cata­rina la Lica­tisa nomata ancor Maf­fia, czyli: zuchwała, opę­tana wła­dzą i wynio­śle aro­gancka. Dość oso­bliwą ety­mo­lo­gię słowa „mafia” podaje dzie­więt­na­sto­wieczny lin­gwi­sta Anto­nino Tra­ina, który wywo­dzi je z dia­lektu flo­renc­kiego, w któ­rym mafia albo maf­fia ozna­cza biedę, brak cze­goś. Ten sam nauko­wiec wska­zuje też na flo­renc­kie słowo sma­feri, czyli „gliny”, dowo­dząc jed­no­cze­śnie, iż zna­cze­nie słowa „mafia” powią­zane jest z fak­tem, że zarówno mafiosi, jak i poli­cjanci z reguły są dobrze zbu­do­wa­nymi osił­kami, ale naj­czę­ściej są także biedni. Dziś hipo­tezę Tra­iny, zda­niem wielu popartą raczej regio­nalną dumą bada­cza niż rze­tel­nymi bada­niami, trak­tuje się z reguły jako cie­ka­wostkę.

Należy także pamię­tać, że sam wyraz mafia w dia­lek­cie sycy­lij­skim ozna­cza urok, wdzięk. W daw­nych cza­sach, kiedy miesz­ka­jący w Palermo na Sycy­lii męż­czy­zna widział ładną dziew­czynę, z jego piersi wyry­wał się okrzyk: „Ileż w niej mafia!” albo: „Ależ z niej mafin­sedda!”. Ist­nieje także teo­ria wywo­dząca ter­min „mafia” ze znacz­nie póź­niej­szych cza­sów, zgod­nie z którą jest to połą­cze­nie pierw­szych liter słów: MazziniAuto­rizzaFurti,Incendi,Avve­le­na­menti, czyli „Maz­zini zezwala na kra­dzieże, pożary, otru­cia”. W tym przy­padku cho­dzi oczy­wi­ście o Giu­seppe Maz­ziniego (1805–1872), wło­skiego praw­nika, dzien­ni­ka­rza, a jed­no­cze­śnie bojow­nika o wol­ność, któ­rego zwano Ojcem Ojczy­zny. Dzia­łacz był bli­skim sojusz­ni­kiem Gari­bal­diego w jego dziele zjed­no­cze­nia Włoch, ale opo­wia­dał się za bru­tal­nymi meto­dami walki z wła­da­jącą Kró­le­stwem Obojga Sycy­lii dyna­stią Bur­bo­nów, które dziś zapewne przy­nio­słyby mu miano ter­ro­ry­sty. Maz­zini gło­sił bowiem koniecz­ność sto­so­wa­nia roz­bo­jów, pod­pa­leń, a nawet się­ga­nia po tru­ci­znę, gdyż, jak utrzy­my­wał, cel uświęca środki. Około dwu­stu pic­ciotti – na pół wie­śnia­ków, a na pół roz­bój­ni­ków – znaj­do­wało się w sze­re­gach oddzia­łów Giu­seppe Gari­bal­diego, tak zwa­nych Czer­wo­nych Koszul, które w 1860 roku wylą­do­wały na Sycy­lii. Owi pic­ciotti zna­leźli ide­alne kry­jówki wśród skał wapien­nych zwa­nych w języku arab­skim maha. I wła­śnie dla­tego Sycy­lij­czycy nazy­wali ich squ­adri della mafia, co prze­trwało do dziś jako okre­śle­nie nie­le­gal­nej i dosko­nale zor­ga­ni­zo­wa­nej grupy prze­stęp­czej.

Część histo­ry­ków upa­truje zaląż­ków mafii jesz­cze w cza­sach hisz­pań­skiej oku­pa­cji Sycy­lii, któ­rej począ­tek datuje się od 1442 roku, kiedy Alfons V Ara­goń­ski przy­łą­czył wyspę do kró­le­stwa Neapolu. Sycy­lij­czycy, nie zga­dza­jąc się na taki stan rze­czy, a zara­zem obu­rzeni rzą­dami twar­dej ręki spra­wo­wa­nymi przez Hisz­pa­nów, nie tylko stwo­rzyli wła­sny kodeks prawny, który regu­lo­wał ich nie­ła­twe życie pod jarz­mem oku­pan­tów, ale nawet wła­sne siły zbrojne, które zda­niem więk­szo­ści bada­czy były pierw­szymi struk­tu­rami typu mafij­nego. Nama­cal­nym śla­dem hisz­pań­skich korzeni mafii jest cho­ciażby zwrot Don, czyli pan, przed nazwi­skiem mafiosa. Ugru­po­wa­nia te z cza­sem uro­sły w siłę, nato­miast w dru­giej poło­wie XIX stu­le­cia takie zor­ga­ni­zo­wane i uzbro­jone po zęby ugru­po­wa­nia oka­zały się nie­by­wale poży­teczne dla lokal­nych władz i ducho­wień­stwa, gdyż wła­ści­ciele ziem­scy szu­kali u nich pomocy w tłu­mie­niu chłop­skich bun­tów, nato­miast hie­rar­chia kościelna trak­to­wała je jako obroń­ców stanu posia­da­nia. To wła­śnie w ten spo­sób naj­praw­do­po­dob­niej zapo­cząt­ko­wano trwa­jący po dziś dzień sojusz mafii i Kościoła.

Wiel­kim bogac­twem Sycy­lii były złoża siarki, ale bez­pra­wie było nie­ma­łym pro­ble­mem także w kopal­niach tego cen­nego surowca aż do 1893 roku, kiedy wpro­wa­dzono sank­cje karne za wszel­kiego rodzaju prze­stęp­stwa doko­ny­wane na tere­nie kopalni. Zanim do tego doszło, pra­cu­jący tam gór­nicy szu­kali ochrony na wła­sną rękę, wynaj­mu­jąc do tego celu mło­dych tra­ga­rzy zwa­nych carusi. Zatrud­niani w kopal­niach w bar­dzo mło­dym wieku, prak­tycz­nie jesz­cze jako dzieci, mie­rzyli się z pracą w trud­nych warun­kach, czę­sto ponad siły. Wielu z nich przy­pła­ciło to życiem, ale ci, któ­rzy prze­żyli, dostali twardą szkołę życia i trzy­mali się razem, two­rząc coś w rodzaju taj­nego brac­twa, w któ­rym obo­wią­zy­wały spe­cy­ficzny język oraz cha­rak­te­ry­styczna dla cosa nostry zmowa mil­cze­nia. Owe brac­twa w celu ochrony swo­ich inte­re­sów, jak rów­nież w celu ochrony dóbr powie­rzo­nych im przez zle­ce­nio­daw­ców, nie stro­niły od prze­mocy. Zda­niem wielu to wła­śnie wśród carusi nale­ża­łoby szu­kać pier­wo­cin póź­niej­szej mafii.

O ile nie znamy ety­mo­lo­gii słowa „mafia”, o tyle potra­fimy powie­dzieć, kiedy nabrało zna­cze­nia, w jakim uży­wane jest obec­nie. Były to lata sześć­dzie­siąte XIX wieku, a kon­kret­nie 1863 rok, kiedy miała pre­mierę sztuka teatralna pióra Giu­seppe Riz­zotta pt. I mafiusi della Vica­ria. Autor napi­sał ją w dia­lek­cie sycy­lij­skim, ponoć na pod­sta­wie zwie­rzeń pew­nego szyn­ka­rza z przed­mieść Palermo. Ów czło­wiek opo­wie­dział mu o oby­cza­jach, języku oraz sym­bo­lach uży­wa­nych przez człon­ków taj­nego sto­wa­rzy­sze­nia Mafiusi, z któ­rymi miał oka­zję zetknąć się w wię­zie­niu w Palermo. Wspo­mniana sztuka nie należy wpraw­dzie do arcy­dzieł wło­skiego dra­matu, ale zapi­sała się na trwałe w histo­rii ze względu na swój tytuł, dzięki któ­remu słowo mafia weszło na stałe do języka wło­skiego, a potem także do innych. I cho­ciaż współ­cze­śni kry­tycy nie oce­niają dzieła Riz­zotta zbyt wysoko, to jed­nak napi­sany przez niego dra­mat cie­szył się nie­ma­łym powo­dze­niem wśród publicz­no­ści. Jak się oka­zuje, w latach 1863–1866 tylko na deskach teatrów dzia­ła­ją­cych na połu­dniu Włoch wysta­wiano ją aż dwa tysiące razy, z czego ponad trzy­sta razy w samym Palermo. W tej sztuce poja­wia się także nazwa paler­miań­skiego wię­zie­nia Ucciar­done, w któ­rym w przy­szło­ści wyroki będzie odsia­dy­wał kwiat cosa nostry. Akcja dra­matu kon­cen­truje się na życiu grupy więź­niów, któ­rzy de facto rzą­dzą całym wię­zie­niem i za pomocą wymu­szeń, oszustw oraz zastra­sza­nia trzy­mają w sza­chu pozo­sta­łych osa­dzo­nych. Wszy­scy rzą­dzący Ucciar­done należą do taj­nego sto­wa­rzy­sze­nia, kie­ro­wa­nego przez potęż­nego capo, który dzięki przy­chyl­no­ści czę­ści straż­ni­ków korzy­sta z przy­wi­le­jów nie­do­stęp­nych dla pozo­sta­łych więź­niów. W tej sztuce mafio­sem jest kamo­ry­sta, a więc czło­wiek honoru, dobro­wol­nie wstę­pu­jący w sze­regi orga­ni­za­cji jaw­nie dzia­ła­ją­cej prze­ciwko wła­dzy pań­stwo­wej i cha­rak­te­ry­zu­jący się wielką odwagą oraz pra­wo­ścią. Zda­niem bry­tyj­skiego histo­ryka, spe­cja­li­zu­ją­cego się w tema­tyce wło­skiej, w tym także w dzie­jach cosa nostry, Johna Dic­kiego, to wła­śnie za sprawą dzieła Riz­zotta upo­wszech­nił się mit przed­sta­wia­jący mafię jako obroń­czy­nię ubo­gich i sła­bych. Z całą pew­no­ścią nato­miast dzięki dra­ma­towi słowo „mafia” tra­fiło do języka potocz­nego, przy czym nie od razu ozna­czało mafię w zna­cze­niu, w jakim rozu­miemy to współ­cze­śnie. Jesz­cze w 1868 roku słow­nik sycy­lij­sko-wło­ski uzna­wał je za neo­lo­gizm, odno­szący się do naj­róż­niej­szych form zacho­wa­nia, począw­szy od odwagi, poprzez bez­czel­ność, na fan­fa­ro­na­dzie skoń­czyw­szy. I dopiero na samym końcu tego hasła znaj­dziemy wzmiankę, iż jest to zbio­rowe okre­śle­nie wszyst­kich mafio­sów. W ofi­cjal­nych doku­men­tach ter­min „mafia” poja­wił się nato­miast po dwóch latach od pre­miery wspo­mnia­nej wyżej sztuki, a kon­kret­nie 25 kwiet­nia 1865 roku, kiedy ówcze­sny pre­fekt Palermo, Filip Gual­te­ria, wspo­mi­nał o mafii jako o nie­po­ko­jąco sil­nej orga­ni­za­cji prze­stęp­czej.

Żeby zro­zu­mieć, dla­czego to wła­śnie na Sycy­lii powstała, a potem zako­rze­niła się mafia, trzeba przyj­rzeć się histo­rii tej wyspy, która przez wieki prze­cho­dziła z rąk do rąk, a każda z nacji pozo­sta­wiła tam swój nie­za­tarty ślad. Trudno się w tej sytu­acji dzi­wić, bowiem leżąca na szlaku śród­ziem­no­mor­skich wypraw i mająca stra­te­giczne poło­że­nie, a jed­no­cze­śnie posia­da­jąca żyzne, wul­ka­niczne gleby, jak rów­nież kli­mat sprzy­ja­jący upra­wie roślin, Sycy­lia była łako­mym kąskiem dla jej kolej­nych zdo­byw­ców. Jej panami byli zatem Feni­cja­nie, Grecy, Rzy­mia­nie, Ostro­goci, Bizan­tyj­czycy, a następ­nie Ara­bo­wie, Nor­ma­no­wie, Ger­ma­nie, Hisz­pa­nie i Bur­bo­no­wie. I wszy­scy bez umiaru wyko­rzy­sty­wali żyzne gleby wyspy, wyzy­sku­jąc przy tej oka­zji sycy­lij­skich chło­pów. Dla miesz­kań­ców wła­dza była ele­men­tem obcym, nie­ma­ją­cym nic wspól­nego z ich men­tal­no­ścią i dniem codzien­nym, zaś jej przed­sta­wi­ciele koja­rzyli się Sycy­lij­czy­kom wyłącz­nie z uci­skiem i wyzy­skiem. Efek­tem tej sytu­acji była spe­cy­ficzna men­tal­ność miesz­kań­ców Sycy­lii, cha­rak­te­ry­zu­jąca się kom­plet­nym bra­kiem zaufa­nia do struk­tur rzą­dzą­cych, a także nie­wiarą w sku­tecz­ność prawa i ochronę ze strony poli­cji. I to podej­ście nie ule­gło zmia­nie nawet po zjed­no­cze­niu Włoch, które, jak dow­cip­nie zauważa Tomasz Bie­lecki w swo­jej Krót­kiej histo­rii mafii sycy­lij­skiej, przy­nio­sło całemu połu­dniu, w tym także Sycy­lii: „pewien suk­ces, ale bodaj tylko kuchenny. Oliwa ruszyła do zwy­cię­skiej walki z masłem, pasta zepchnęła do naroż­nika polentę, czyli kuku­ry­dzianą mama­łygę z pół­nocy, a owoce morza już chyba zawsze będą się koja­rzyć z Ita­lią bar­dziej niż boloń­ska mor­ta­dela. Kró­lowa Mał­go­rzata Sabaudzka (po wło­sku jej imię brzmi Mar­ghe­rita), żona dru­giego monar­chy zjed­no­czo­nych Włoch Hum­berta I (1878–1900), łaska­wie się zgo­dziła, by pewien neapo­li­tań­ski szef kuchni nazwał jej imie­niem pizzę z pomi­do­rami i moz­za­rellą. Jedna z kuli­nar­nych aneg­dot głosi, że pizzę tę skom­po­no­wano celowo tak, by miała kolor wło­skiej flagi, choć ojcom Risor­gi­mento8 nie o kuch­nię prze­cież cho­dziło”9.

Odno­sząc się poważ­nie do tematu, uczci­wie trzeba przy­znać, że młode pań­stwo wło­skie nie radziło sobie dobrze z anta­go­ni­zmami pomię­dzy miesz­kań­cami poszcze­gól­nych regio­nów, zaś w naro­dzie dopiero budziło się poczu­cie jed­no­ści i toż­sa­mo­ści. Wcze­śniej, jak to ujął kanc­lerz Kle­mens von Met­ter­nich, Wło­chy były „poję­ciem geo­gra­ficz­nym”, sta­no­wiły bowiem dość luźno powią­zany zbiór wrogo nasta­wio­nych do sie­bie księstw, z różną walutą, odręb­nymi dia­lek­tami i róż­nymi tra­dy­cjami kul­tu­ro­wymi. W pro­ce­sie zjed­no­cze­nia Włoch odrzu­cono jed­nak kon­cep­cję fede­ra­li­styczną na rzecz stwo­rze­nia jed­no­li­tego pań­stwa z cen­tral­nym rzą­dem. Przy tej oka­zji zanie­chano także reali­za­cji pro­jektu porządku admi­ni­stra­cyj­nego zjed­no­czo­nych Włoch, który opie­rał się na auto­no­mii regio­nów i decen­tra­li­za­cji, co tylko utrwa­liło ist­nie­jące już wcze­śniej kon­tra­sty eko­no­miczne, jak rów­nież kul­tu­rowe i men­talne mię­dzy poszcze­gól­nymi regio­nami, two­rzą­cymi wcze­śniej odrębne księ­stwa. Dosko­nale to widać na przy­kła­dzie połu­dnia kraju, jak rów­nież samej Sycy­lii.

Wpraw­dzie kiedy w 1860 roku Gari­baldi wraz ze swą armią tysiąca10 wylą­do­wał w Mar­sali w zachod­niej czę­ści wyspy, witany był przez miesz­kań­ców jak wyzwo­li­ciel, ale głów­nie dla­tego, że obie­cał kla­sie śred­niej wpro­wa­dze­nie repu­bli­ka­ni­zmu, zaś chło­pom zie­mię pozy­skaną dzięki prze­ję­ciu dóbr kościel­nych i bur­boń­skich laty­fun­diów. Z cza­sem jed­nak wła­dze wyco­fały się z poczy­nio­nych przez Gari­bal­diego obiet­nic, na czym naj­bar­dziej ucier­piało wła­śnie połu­dnie kraju. Nato­miast Sycy­lij­czycy, a zwłasz­cza ocze­ku­jący szyb­kiego wpro­wa­dze­nia reformy rol­nej chłopi, poczuli się wręcz oszu­kani przez pań­stwo. Sar­kano na zbyt wyso­kie podatki, jak rów­nież na nie­znany wcze­śniej pobór do woj­ska, na sku­tek któ­rego mło­dzi, silni ludzie zamiast pra­co­wać na ojco­wiź­nie, wyjeż­dżali na kon­ty­nent, by słu­żyć zjed­no­czo­nemu pań­stwu i kró­lowi. Sycy­lij­czy­kom nie przy­padł do gustu zwłasz­cza sta­now­czo zbyt wysoki poda­tek od dzie­dzi­cze­nia, pobie­rany od wszyst­kich spad­ko­bier­ców. I sporo w tym winy pań­stwa, które nie tylko Sycy­lię, ale i całe połu­dnie trak­to­wało jak swego rodzaju kolo­nię i wyzy­ski­wało je ponad miarę, pod­ko­pu­jąc tym samym zaufa­nie do legal­nych orga­nów wła­dzy. Zwłasz­cza że dla więk­szo­ści rdzen­nych miesz­kań­ców jedy­nymi przed­sta­wi­cie­lami pań­stwa byli poborcy podat­kowi, wyci­ska­jący z nich ostatni grosz. Sytu­ację zaostrzały jawne bunty krwawo tłu­mione przez pań­stwo, które wysłało na wyspę silne oddziały woj­skowe w celu zapro­wa­dze­nia tam porządku, zaś w latach 1861–1865 wpro­wa­dziło w pro­win­cjach połu­dnio­wych stan wyjąt­kowy, co przy­czy­niło się tylko do eska­la­cji kon­fliktu. Wła­dza na wszel­kie prze­jawy buntu reago­wała zwięk­szo­nymi repre­sjami, dopusz­cza­jąc się nawet pale­nia domów czy aresz­to­wań całych rodzin. Szcze­gól­nie surowo karano dezer­cje, za które odpo­wia­dali nie tylko sami dezer­te­rzy, ale ich rodziny, zaś męż­czyzn uni­ka­ją­cych poboru tor­tu­ro­wano, a następ­nie wie­szano, nato­miast po egze­ku­cji publi­ko­wano zdję­cia wisiel­ców w miej­sco­wej pra­sie, w celu odstra­sze­nia poten­cjal­nych naśla­dow­ców. Wszystko na próżno, bowiem mło­dzi Sycy­lij­czycy na­dal uni­kali służby woj­skowej, ucie­ka­jąc przed pobo­rem w nie­do­stępne góry. A tymcza­sem brak reform obie­ca­nych przez Gari­bal­diego, jak rów­nież cen­tra­li­styczny sys­tem wła­dzy spra­wiały, że Sycy­lia popa­dła w biedę i pogrą­żyła się w zaco­fa­niu. Sytu­acja ule­gła pogor­sze­niu pod koniec lat osiem­dzie­sią­tych XIX wieku na sku­tek trwa­ją­cej wów­czas wojny cel­nej z Fran­cją, kra­jem sta­no­wią­cym zasad­ni­czy rynek zbytu sycy­lij­skich towa­rów i pło­dów rol­nych.

Nikt z rdzen­nych miesz­kań­ców połu­dnia Włoch nie ufał ani apa­ra­towi wła­dzy, ani orga­nom wymiaru spra­wie­dli­wo­ści. Taką postawę pre­zen­to­wali nie tylko pro­ści ludzie czy chłopi, ale także przed­sta­wi­ciele ary­sto­kra­cji, któ­rzy jesz­cze za cza­sów Bur­bo­nów, czy wcze­śniej­szego pano­wa­nia Hisz­pa­nów, zdą­żyli przy­zwy­czaić się do oporu i przez poko­le­nia byli prze­ko­nani, iż wła­dzę można, a wręcz należy oszu­ki­wać tak długo, jak tylko się to udaje. A ponie­waż życie nie lubi próżni, na Sycy­lii zaczęto się roz­glą­dać za alter­na­tyw­nym, nie­za­leż­nym od pań­stwo­wego, sys­te­mem bez­pie­czeń­stwa i spra­wie­dli­wo­ści, któ­rego pań­stwo im nie zapew­niało. I wła­śnie odpo­wie­dzią na to zapo­trze­bo­wa­nie stała się mafia. Jak zauważa w swo­jej Histo­rii mafii Marie-Anne Matard-Bonucci: „szcze­gólny typ pań­stwa, który wytwo­rzył się po roku 1860, usta­no­wie­nie for­mal­nej demo­kra­cji, w któ­rej rządy cen­tralne dele­go­wały wiele swych upraw­nień na rzecz klasy poli­tycz­nej Połu­dnia, umoż­li­wiły eli­tom prze­stęp­czym utrwa­le­nie swej wła­dzy i nada­nie jej zna­mion pra­wo­wi­to­ści”11.

W pierw­szej poło­wie XIX stu­le­cia mafiosi byli po pro­stu pośred­ni­kami mię­dzy posia­da­czami ziem­skimi a chło­pami dzier­ża­wią­cymi ich grunty, a ponie­waż peł­nili też funk­cję straż­ni­ków pry­wat­nych posia­dło­ści ziem­skich, mogli legal­nie posia­dać broń. Z uwagi na fakt, że poli­cja nie­zbyt spraw­nie wywią­zy­wała się ze swo­ich zadań, pry­watni wła­ści­ciele plan­ta­cji czy też mająt­ków ziem­skich zatrud­niali całe gangi, w skład któ­rych wcho­dzili głów­nie gabe­lotti (zarządcy) i wła­śnie te ugru­po­wa­nia stały się kość­cem przy­szłej mafii. Wraz z zała­ma­niem się feu­da­li­zmu zmie­nił się cha­rak­ter ich dzia­łal­no­ści – przy apro­ba­cie miej­sco­wej lud­no­ści po pro­stu przej­mo­wali wła­dzę na danym tere­nie i wcie­lali się w rolę samo­zwań­czych stró­żów prawa. Uzbro­jeni mogli efek­tyw­nie kon­tro­lo­wać pod­le­gły im obszar. Mafia pier­wot­nie zapew­niała ochronę przed ban­dy­tami, kra­dzie­żami czy poten­cjal­nymi nega­tyw­nymi skut­kami kon­ku­ren­cji ze strony ościen­nych pań­ste­wek. Jej człon­ko­wie cie­szyli się nie­kła­ma­nym sza­cun­kiem spo­łe­czeń­stwa. Z cza­sem mafia uro­sła w siłę, prze­kształ­ca­jąc się jed­no­cze­śnie z orga­ni­za­cji opie­kuń­czej w grupę prze­stęp­czą, która zaj­mo­wała się ścią­ga­niem hara­czy od miej­sco­wej lud­no­ści, w tym rów­nież za tak banalne czyn­no­ści jak uprawa cytru­sów czy moż­li­wość wypasu bydła.

Ist­nie­nie takiej orga­ni­za­cji, acz­kol­wiek nikt jesz­cze nie nazy­wał jej mafią, dostrzegł cho­ciażby baron Nicolò Tur­risi Colonna, który w swo­jej pracy z 1864 roku Bez­pie­czeń­stwo publiczne na Sycy­lii pisał: „Na Sycy­lii działa sekta, która oplo­tła całą wyspę. Ochra­nia i jest ochra­niana przez wszyst­kich, któ­rzy miesz­kają na wsiach. Poli­cja nie sta­nowi dla niej dużego zagro­że­nia, bo zwy­kle bez trudu unika obław. Sądy też są jej nie­straszne, bo szczyci się, że potrafi odpo­wied­nio naci­snąć na świadka”12. Prze­strogi Colonny nic nie zmie­niły, bowiem lud­ność sycy­lij­ska nie­odmien­nie zwra­cała się o pomoc do ludzi honoru, jak nazy­wali samych sie­bie zaprzy­się­żeni człon­ko­wie mafii. I pomimo faktu, że mafiosi nie stro­nili ani od prze­mocy, ani od zastra­sza­nia, to współ­pra­co­wali z nimi nie tylko pro­ści wie­śniacy, ale także wielcy posia­da­cze ziem­scy oraz przed­sta­wi­ciele Kościoła.

Lite­ra­tura przed­miotu roz­róż­nia poję­cia sta­rej i nowej mafii, przy czym ta pierw­sza, która dawno ode­szła do lamusa, nie była, przy­naj­mniej w począt­ko­wym okre­sie swo­jego ist­nie­nia, nasta­wiona na zyski, co z cza­sem jed­nak ule­gło zmia­nie. Począt­kowo bowiem zaj­mo­wała się dzia­łal­no­ścią okre­ślaną mia­nem „uży­tecz­nej spo­łecz­nie”. I taki wła­śnie obraz mafii znaj­du­jemy w opra­co­wa­niach z prze­łomu XIX i XX wieku czy z pierw­szych lat ubie­głego stu­le­cia. „Mafia nie­szko­dliwa to ów swo­isty duch prze­kory, ta postawa sprze­ciwu wobec prób domi­na­cji, to zacho­wa­nie w stylu far­ceur13, jak mówią Fran­cuzi – pisał w 1875 roku mer i póź­niej­szy pre­fekt Palermo, mar­kiz Anto­nio Sta­rabba di Rudini. – Na przy­kład, ja także mógł­bym być takim nie­szko­dli­wym mafioso, nie jestem nim wpraw­dzie, ale w końcu – można tak nazwać każ­dego, kto się sza­nuje, kto jest szcze­gól­nie hardy (…), kto chce popi­sy­wać się odwagą, bić się itd.”14. Nato­miast trzy­dzie­ści sześć lat póź­niej Giam­bat­ti­sta Avel­lone, adwo­kat z Palermo pia­stu­jący urząd pro­ku­ra­tora kró­lew­skiego w Tury­nie, udo­wad­niał w 1911 roku w swo­jej publi­ka­cji Mafia: „Mafia sycy­lij­ska nie jest i ni­gdy nie była formą prze­stęp­czo­ści (…) jeśli wśród zwy­kłych oprysz­ków i ludzi zwią­za­nych z zor­ga­ni­zo­waną prze­stęp­czo­ścią trafi się jakiś mafioso, to prze­cież skoro wybrał obóz prze­stęp­ców – już nie jest mafioso, jako że mafioso (…) nie jest prze­stępcą (…)”15. Avel­lone uwa­żał zresztą, że Riz­zotto wyrzą­dził wielką szkodę Sycy­lij­czy­kom, przed­sta­wia­jąc mafię jako zgro­ma­dze­nie prze­stęp­cze. Co cie­kawe, taki pogląd można spo­tkać wśród sycy­lij­skiej spo­łecz­no­ści, jak rów­nież wśród wielu miesz­kań­ców wło­skiego połu­dnia także i dzi­siaj. Ich zda­niem poziom prze­stęp­czo­ści na połu­dniu Włoch nie jest wcale wyż­szy niż w innych kra­jach Europy, a na tym tere­nie nie działa żadna zhie­rar­chi­zo­wana grupa prze­stęp­cza. Teza o dzia­łal­no­ści mafii jest ich zda­niem wyra­zem dys­kry­mi­na­cji i uprze­dzeń wobec miesz­kań­ców połu­dnio­wych Włoch i czyni z nich obiekt szy­derstw i obelg. „To nie­słuszne, mówią, że w Medio­la­nie, Mar­sy­lii czy Lon­dy­nie szajkę zło­dziei uważa się za zwy­kłą szajkę zło­dziei, a na Połu­dniu Włoch – za mafię”16.

Zda­niem czę­ści bada­czy, bo nie wszy­scy uznają teo­rię o sta­rej i nowej mafii, pro­ces prze­kształ­ca­nia się sta­rej mafii w nową roz­po­czął się po dru­giej woj­nie świa­to­wej i nabrał roz­pędu w latach pięć­dzie­sią­tych XX wieku. W prze­ci­wień­stwie do sta­rej nowa mafia jest nasta­wiona na szyb­kie osią­ga­nie zysków i pro­wa­dzi wyłącz­nie dzia­łal­ność prze­stęp­czą. Nie zna­czy to jed­nak, że stara mafia zrze­szała ludzi o wyso­kim morale, stro­nią­cych od prze­mocy i dzia­ła­ją­cych zgod­nie z pra­wem. Wręcz prze­ciw­nie, jak się prze­ko­namy, mafia od zawsze była na bakier z pra­wem, a jej człon­ko­wie, pomimo wznio­słych ide­ałów gło­szo­nych na prawo i na lewo, ni­gdy nie stro­nili od prze­mocy i gdy zaszła potrzeba, bez skru­pu­łów doko­ny­wali zabójstw. Bo wyide­ali­zo­wana do gra­nic moż­li­wo­ści tak zwana stara mafia jest pło­dem mafij­nej sub­kul­tury, wytwo­rem wyobraźni jej człon­ków, wyko­rzy­sty­wa­nym w obro­nie racji ist­nie­nia tej zbrod­ni­czej orga­ni­za­cji o szla­chet­nych rze­komo korze­niach.

Mafijny kodeks i mafijne obyczaje

Mafijny kodeks i mafijne oby­czaje

Jak wspo­mniano wyżej, wszystko, co dziś wiemy o mafii, zawdzię­czamy infor­ma­cjom pozy­ska­nym od pen­titi, a więc mafio­sów, któ­rzy zde­cy­do­wali się na współ­pracę z orga­nami ści­ga­nia. Wynika z nich, iż cosa nostra ma struk­turę pira­midy zbu­do­wa­nej na bazie związku rodzin. Na jej czele stoją: wybie­rany przez pozo­sta­łych mafio­sów przy­wódca – capo-fami­glia, jego zastępca, czyli sot­to­capo, jak rów­nież mak­sy­mal­nie trzech dorad­ców – con­si­glieri. Obszar dzia­łal­no­ści orga­ni­za­cji podzie­lony jest tery­to­rial­nie na rodziny zło­żone z żoł­nie­rzy – sol­dati, pla­su­ją­cych się na samym dole mafij­nej hie­rar­chii. Na czele każ­dej deciny, bo tak wła­śnie nazywa się w języku wło­skim ta jed­nostka mafijna, stoi capo-decina zwany cza­sem capo­re­gime, wybie­rany co roku przez samych żoł­nie­rzy. Pomimo że nazwa decina ozna­cza po pol­sku dzie­siątkę, w skład każ­dej rodziny wcho­dzi czę­sto wię­cej niż dzie­się­ciu żoł­nie­rzy, acz­kol­wiek nie­które deciny są tak małe, że nie posia­dają nawet dzie­siątki sol­dati, a tym bar­dziej dowódcy. Rodziny dzia­ła­jące na jed­nym obsza­rze łączą się w man­da­menti, któ­rym kie­ruje capo-man­da­mento, w ter­mi­no­lo­gii pol­skiej nazy­wany czę­sto pre­to­rem. Wszy­scy pre­to­rzy wcho­dzą w skład struk­tury kie­row­ni­czej zwa­nej Kopułą (Cupola), na czele któ­rej stoi szef, który wraz z resztą człon­ków tego zarządu, bo wła­śnie taką rolę pełni Kopuła, decy­duje o wybo­rze stra­te­gii dzia­ła­nia, a to ozna­cza, że cokol­wiek dzieje się w łonie cosa nostry, pod­lega zatwier­dze­niu przez Kopułę. Ponie­waż przez lata wszyst­kie mafijne rodziny wywo­dziły się z Palermo i oko­lic, to wła­śnie w tym rejo­nie pier­wot­nie funk­cjo­no­wała Kopuła mafii sycy­lij­skiej. Ostat­nio jed­nak cosa nostra działa także na tere­nie Agri­gento, Tra­pani oraz pro­win­cji Cal­ta­nis­setta. W związku z tym poja­wiła się więc koniecz­ność utwo­rze­nia nowej Kopuły regio­nal­nej, w mafij­nej ter­mi­no­lo­gii funk­cjo­nu­ją­cej jako komi­sja mię­dzy­okrę­gowa (inter­pro­vin­ciale). W jej skład wcho­dzą przed­sta­wi­ciele poszcze­gól­nych pro­win­cji. Zda­niem wielu znaw­ców tematu czę­sto poja­wia­jące się w książ­kach, a nawet donie­sie­niach medial­nych sta­no­wi­sko capo di tutti capi, czyli szef wszyst­kich sze­fów, w rze­czy­wi­sto­ści nie ist­nieje. Jed­nak wielu z mafij­nych bos­sów miało tak roz­le­głą wła­dzę, że prak­tycz­nie dowo­dzili całą sycy­lij­ską cosa nostrą, dla­tego wobec nich sto­suje się wła­śnie to okre­śle­nie. Należy zali­czyć do nich cho­ciażby Salva­to­rego Riinę, Ber­narda Pro­ven­zana czy Mat­teo Mes­sinę Denara.

Nie każdy może być człon­kiem mafii. Jak zezna­wał skru­szony mafioso Salva­tore „Totuc­cio” Con­torno: „Nie można tak po pro­stu przyjść i powie­dzieć: chciał­bym wstą­pić do mafii. Trzeba być wezwa­nym”17. Bez­względ­nym warun­kiem jest, aby kan­dy­dat wziął udział w mor­der­stwie albo wła­sno­ręcz­nie wysłał kogoś na tam­ten świat, dzięki czemu unika się przy­ję­cia do klanu „kreta” – taj­nego funk­cjo­na­riu­sza poli­cji. Także posia­da­nie wśród krew­nych poli­cjanta czy funk­cjo­na­riu­sza wymiaru spra­wie­dli­wo­ści auto­ma­tycz­nie skre­śla szansę na człon­ko­stwo w cosa nostrze. Leonardo Vitale, pierw­szy mafioso w dzie­jach, który zde­cy­do­wał się na współ­pracę z poli­cją, zeznał, że pomimo iż uro­dził się w rodzi­nie o mafij­nych tra­dy­cjach, musiał przejść kilka prób, zanim w ogóle roz­wa­żono moż­li­wość jego wstą­pie­nia w sze­regi cosa nostry. Jako ośmio­la­tek na pole­ce­nie mafii zabił psa, w wieku lat pięt­na­stu – konia, a jako dzie­więt­na­sto­la­tek po raz pierw­szy zabił czło­wieka. Jego wuj miał mu przed­tem powie­dzieć: „Zabij męż­czy­znę, żeby stać się męż­czy­zną”18, co mogło też zna­czyć, że nie­szczę­sny Vitale miał skłon­no­ści do przed­sta­wi­cieli wła­snej płci. A dla homo­sek­su­ali­stów miej­sca w mafii nie ma.

Każ­demu kan­dy­da­towi na mafiosa uważ­nie przy­glą­dają się wszy­scy człon­ko­wie klanu, a on sam musi zacho­wy­wać się nie­na­gan­nie, nie zwra­cać na sie­bie uwagi poli­cji, nie nad­uży­wać alko­holu, nie brać nar­ko­ty­ków. Jak wspo­mniano, do mafii nie mogą wstę­po­wać homo­sek­su­ali­ści, acz­kol­wiek ten zakaz wynika nie tylko z uprze­dzeń, ale także ze wzglę­dów prak­tycz­nych: cho­dzi o to, aby miłość i lojal­ność wobec part­nera nie prze­wyż­szyły lojal­no­ści wobec rodziny. Dopiero kiedy wszy­scy uznają, że kan­dy­dat jest gotowy przy­stą­pić do mafii, odbywa się spe­cjalna cere­mo­nia ini­cja­cyjna, która prze­biega dokład­nie w taki sam spo­sób, jak miało to miej­sce prze­szło sto lat temu. Kan­dy­da­towi nakłuwa się kol­cem dzi­kiej poma­rań­czy opuszkę ser­decz­nego palca, z któ­rego krew spływa na obra­zek z wize­run­kiem Madonny bądź jakie­goś świę­tego. Następ­nie pod­pala się ten obra­zek i daje w dłoń nowi­cju­sza, który musi trzy­mać go dotąd, aż spło­nie, wypo­wia­da­jąc przy tym for­mułkę: „Jeśli zdra­dzę cosa nostrę, spłonę jak ten święty obra­zek”. W lite­ra­tu­rze przed­miotu spo­tyka się także inne wer­sje wspo­mnia­nej przy­sięgi: „Przy­się­gam, że będę lojalny wobec moich braci, że ni­gdy ich nie zdra­dzę, a jeśli zawiodę, niech spłonę i stanę się popio­łem podob­nym do popiołu z tego obrazka”19, „Jak pło­nie ten święty, tak spło­nie moja dusza”20. Nato­miast Tom­maso Buscetta oraz inny skru­szony, Con­torno Cal­de­rone, zeznali, iż w cza­sie uro­czy­sto­ści wypo­wie­dzieli słowa: „Niech moje ciało spło­nie jak ten święty obra­zek, jeśli nie będę wierny mojej przy­się­dze”21.

Nie­za­leż­nie od brzmie­nia for­mułki, każdy po przej­ściu cere­mo­nii staje się mężem czy też czło­wie­kiem honoru, bowiem wła­śnie tak nazy­wają sie­bie człon­ko­wie cosa nostry, któ­rych reszta spo­łe­czeń­stwa okre­śla po pro­stu mia­nem mafio­sów. Dla nowo przy­ję­tych jest to powód do dumy. „Być mafio­sem zna­czyło wejść do świata ludzi, któ­rzy coś zna­czą – rela­cjo­no­wał skru­szony mafijny boss Gaspare Mutolo. – Kiedy zosta­jesz ofi­cjal­nie przy­jęty, sze­fo­wie mówią ci, że jesteś czło­wie­kiem wyżej posta­wio­nym. Dla­tego nie możesz zapra­szać do domu ludzi nie­bę­dą­cych człon­kami orga­ni­za­cji. Możesz spo­ty­kać się tylko z innymi ludźmi honoru. Roz­po­zna­jesz ich, bo kiedy ci ich przed­sta­wiają, mówią: »Lui è come a noi« [On jest taki jak my]. Innym na­dal się kła­niasz, ale z daleka. (…) Czu­łem się dumny. Poje­cha­łem zaraz do Palermo. Zda­jesz sobie sprawę, jaki to zaszczyt być czło­wie­kiem honoru? Nagle cała dziel­nica do cie­bie należy. Nie możesz w to uwie­rzyć: »Ja jestem tutaj wła­ści­cie­lem?!«. Możesz tu robić, co chcesz, żądać pie­nię­dzy, żądać, co tylko ci się spodoba. I wszy­scy patrzą na cie­bie z sza­cun­kiem”22. Inny skru­szony, Tom­maso Buscetta, zeznał, iż z mafii można odejść tylko w jeden spo­sób – odcho­dząc z ziem­skiego padołu. „Kiedy zosta­nie ode­brana przy­sięga, czło­wiek honoru pozosta­nie czło­wiekiem honoru na całe życie. Nie da się pozbyć tego sta­tusu ot tak, chyba że są jakieś uza­sad­nione motywy – zezna­wał. – (…) Gdzie­kol­wiek jest i czym­kol­wiek się zaj­muje, czło­wiek honoru ni­gdy nie prze­staje nale­żeć do rodziny. (…) Ni­gdy nie zda­rzyło się, żeby czło­wiek honoru poszedł do bossa swo­jej rodziny i poin­for­mo­wał go, że nie chce już nale­żeć do cosa nostry. Oko­licz­no­ści mogą rzu­cić czło­wieka honoru daleko od Sycy­lii i wtedy nie wyko­rzy­stuje się go aktyw­nie w spra­wach rodziny; jed­nak w każ­dej chwili i gdzie­kol­wiek się znaj­duje, rodzina może sobie o nim przy­po­mnieć i popro­sić, by zacho­wał się, jak na czło­wieka honoru przy­stało, i on nie może odmó­wić”23. Wita­jąc się, mafiosi wymie­niają ze sobą pięć poca­łun­ków: za honor, spra­wie­dli­wość, z usza­no­wa­nia, za rodzinę, a przede wszyst­kim za „naszą sprawę”, bo ludzie honoru nie uży­wają słowa „mafia”. W sto­sunku do orga­ni­za­cji używa się nato­miast ter­minu cosa nostra, co można prze­tłu­ma­czyć jako „nasza rzecz” bądź „nasza sprawa”. Ludzie honoru posłu­gują się także spe­cy­ficz­nym języ­kiem, zupeł­nie nie­zro­zu­mia­łym dla postron­nych. Jak twier­dzi Fabri­zio Calvi w swo­jej publi­ka­cji poświę­co­nej życiu codzien­nemu mafii, język ten przy­po­mina gwarę sycy­lij­ską, ale: „uży­tek, jaki [mafiosi] czy­nią z wyra­zów, oraz alu­zyjny i ciężki od domyśl­nych tre­ści spo­sób wysła­wia­nia się spra­wiają, że ich świat »rodzinny« staje się jesz­cze bar­dziej her­me­tyczny. Jeśli to tylko moż­liwe, mężo­wie honoru uni­kają posłu­gi­wa­nia się sło­wem. Ich świat mil­cze­nia zalud­niony jest jed­nak ukrad­ko­wymi spoj­rze­niami, ski­nie­niami głową, wymow­nymi minami, uśmie­chami i innymi odru­chami umoż­li­wia­ją­cymi szyb­kie poro­zu­mie­nie”24.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

F. Calvi, Życie codzienne mafii od roku 1950 do naszych dni, tłum. J. Wacz­ków, War­szawa 1993, s. 15. [wróć]

M.A. Matard-Bonucci, Histo­ria mafii, tłum. W. Dłu­ski, War­szawa 2001, s. 8. [wróć]

Od grec­kiego andra­ga­thia – bra­ter­stwo, męstwo, cnota. [wróć]

G. Fal­cone, M. Pado­vani, Cosa Nostra. Sędzia i „ludzie honoru”, tłum. P. Jaku­bik, Lublin 1992, s. 28. [wróć]

Tamże, s. 56. [wróć]

Tamże, s. 13. [wróć]

Tamże, s. 80–81. [wróć]

Po wło­sku dosłow­nie: odra­dza­nie się – okre­śle­nie uży­wane w sto­sunku do zjed­no­cze­nia Włoch. [wróć]

T. Bie­lecki, Krótka histo­ria mafii sycy­lij­skiej, Gli­wice 2018, s. 13. [wróć]

Spe­di­zione dei mille, czyli wyprawa tysiąca, zor­ga­ni­zo­wana w maju 1860 przez Giu­seppe Gari­bal­diego wyprawa 1089 ochot­ni­ków (tzw. Czer­wo­nych Koszul) prze­ciwko Kró­le­stwu Obojga Sycy­lii. [wróć]

M.A. Matard-Bonucci, Histo­ria…, dz. cyt., s. 92. [wróć]

Za: tamże, s. 14. [wróć]

(fr.) – dow­cip­niś. [wróć]

Za: M.A. Matard-Bonucci, Histo­ria…, dz. cyt., s. 14. [wróć]

Za: tamże. [wróć]

Za: M. Machel­ski, Mafia i pań­stwo wło­skie [w:] „Wro­cław­skie Stu­dia Poli­to­lo­giczne” nr 9/2008, s. 123. [wróć]

Za: M. Bier­nacki, Pol­ska bez mafii. Z Mar­kiem Bier­nac­kim roz­ma­wia Tomasz Trzciński, War­szawa 2002, s. 17. [wróć]

Za: T. Bie­lecki, Krótka…, dz. cyt., s. 163. [wróć]

Za: D. Gam­betta, Mafia sycy­lij­ska. Pry­watna ochrona jako biz­nes, tłum. J. Kutyła, War­szawa 2009, s. 210. [wróć]

Za: tamże. [wróć]

Za: tamże. [wróć]

Za: M. Kahn, A. Veron, Kobiety w mafii, tłum. J. Kuhn, War­szawa 2016, s. 10. [wróć]

Za: D. Gam­betta, Mafia…, dz. cyt., s. 183. [wróć]

F. Calvi, Życie…, dz. cyt., s. 35. [wróć]