Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Cosa nostra jest najprawdopodobniej najstarszą formą zorganizowanej przestępczości na świecie, a zarazem bardzo mocno osadzoną w tradycji i mentalności Sycylijczyków. Oficjalnie długo zaprzeczano jej istnieniu, chociaż przez kilka kolejnych wieków mafia prowadziła nielegalną działalność, bazując na sojuszu z miejscowymi elitami politycznymi i osiągając wielkie zyski. Oparta była na tajnych rytuałach i zasadach przekazywanych wyłącznie w formie ustnej. Aż do lat osiemdziesiątych XX stulecia, kiedy pierwsi pentiti, skruszeni mafiosi, idąc na współpracę z organami ścigania, zdecydowali się ujawnić jej sekrety, cosa nostra była najbardziej tajemniczą organizacją na świecie. Nie znaczy to jednak, że nie podejmowano walki, starając się wykorzenić ten zbrodniczy związek z krajobrazu Włoch. Pierwszą próbę podjął Cesare Mori, wysłany na Sycylię przez nienawidzącego mafii z czysto osobistych względów Benito Mussolliniego. Bezkompromisowemu prefektowi udało się osiągnąć spory sukces i zadać sycylijskiej ośmiornicy potężny cios, ale jej nie zniszczył. Cosa nostra odrodziła się po wojnie jeszcze silniejsza. Niepowodzeniem zakończyła się też próba zniszczenia mafii podjęta przez przeciwnika Czerwonych Brygad, generała Carllo Alberto Dalla Chiesa. Największe sukcesy w walce z cosa nostrą odnieśli bez wątpienia jej najsłynniejsi pogromcy – sędziowie Giovanni Falcone i Paolo Borsellino, którzy za swoje dokonania zapłacili najwyższą cenę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 335
Cosa nostra – nasza sprawa,
własne tworzy mafii prawa. Ochronę zapewnić miała, na Sycylii rządzić chciała.
Mussolini jej wrogiem był,
chociaż mafii się nie pozbył. Bezkarność im zapewniano, w wyborach potrzebowano.
Przemoc i zabójstwa były
trzonem ich mafijnej siły. Wyrosła na krwi i broni, od zabójstw nadal nie stroni.
Borsellino i Falcone
po sprawiedliwości stronie zawalczyli i zginęli, choć kilku zbójów zamknęli.
Ośmiornicy łeb ucięli,
wielu na celownik wzięli. Lecz ich dzieło nieskończone, idzie jednak w dobrą stronę.
WSTĘP
W naszym kręgu kulturowym sycylijska mafia – cosa nostra – to słowa wywołujące nie tyle przerażenie, ile raczej ciekawość i fascynację. Bez wątpienia jest to zasługa Hollywood, a konkretnie Francisa Forda Coppoli, który w 1972 roku przeniósł na ekran bestsellerową powieść Maria Puzo, opowiadającą o życiu sycylijskiej rodziny mafijnej w Nowym Jorku. Ojciec chrzestny, bo tak właśnie brzmiał tytuł filmu i książki, na podstawie której go nakręcono, okazał się wielkim sukcesem komercyjnym, a zarazem najbardziej dochodowym obrazem 1972 roku, który zdobył trzy Oscary i pięć Złotych Globów. Dla samego Coppoli i odtwórcy jednej z głównych ról, Ala Pacino, obraz stał się trampoliną do kariery w świecie filmu, zaś dla Marlona Brando, wcielającego się w rolę przestępczego bossa i patriarchy rodu, Vita Corleone, okazał się wręcz zbawienny. Kariera aktora mocno już wówczas podupadała, ale świetna kreacja pozwoliła mu powrócić na szczyt. Z pewnością niezamierzoną intencją twórców filmu i wcześniejszej książki była jednak apoteoza mafii, stanowiąca odbicie mitów funkcjonujących w mafijnym półświatku, które gloryfikowały tzw. starą mafię. Coppola powielił w ten sposób – istniejące od dłuższego czasu we włoskiej diasporze w Stanach – legendy o dawnej mafii, organizacji wprawdzie nielegalnej, ale kierującej się twardymi i surowymi zasadami, a przede wszystkim wiernej zasadom honoru i broniącej tradycyjnych wartości przed „pseudonowoczesnością”. Filmowy Don Vito to człowiek żyjący na bakier z prawem, ale honorowy, do którego zwracają się o pomoc włoscy emigranci rozczarowani amerykańskim systemem sprawiedliwości. I to właśnie honor nie pozwoli Donowi wejść w narkotykowy biznes, stając się źródłem poważnych problemów całej rodziny.
Akcja filmu toczy się wprawdzie w USA, ale zasady, którymi kierują się bohaterowie, jak również ich sposób życia, wywodzą się wprost z Sycylii, matecznika cosa nostry. Mark Seal, autor książki Zostaw broń, weź cannoli, opowiadającej o kulisach powstawania tego kultowego obrazu, uznał go za fantazję, ale niezwykle mitotwórczą. Zarówno reżyser, jak i autor książki nie mieli bowiem pojęcia o prawdziwym życiu amerykańskiej mafii, a tym bardziej włoskiej. Wprawdzie Mario Puzo dorastał w sąsiedztwie gangsterów o włoskich korzeniach, ale nigdy nie miał z nimi styczności, a ponieważ nie należał do mafii, nigdy nie dopuszczono go do tajemnic tej organizacji. Swoją książkę pisał więc na podstawie dokumentów, które odnalazł w archiwach, oraz artykułów zamieszczanych przez amerykańskie gazety. Wiele ze znalezionych tam informacji wykorzystał potem na kartach swojej książki, a następnie w scenariuszu filmu, który współtworzył z Coppolą. Resztę podpowiedziała mu wyobraźnia. Jako autor powieści miał do tego prawo, ale profesjonalni historycy, badacze czy też pisarze non fiction, tworzący publikacje naukowe czy popularnonaukowe, nie mają takiej swobody działania. W swojej pracy muszą opierać się na faktach, dokumentach i sprawdzonych informacjach, a w przypadku włoskiej mafii nie jest to sprawa łatwa.
Sycylijska cosa nostra, porównywana dziś do gangreny czy wręcz raka niszczącego włoskie państwo, jest bardzo tajemniczą organizacją. Do czasów, kiedy za sprawą sędziego Falconego i jego współpracowników mafioso Tommaso Buscetta zdecydował się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, niewiele o niej wiedziano. Co więcej, cosa nostra działała w tak zakamuflowany i wyrafinowany sposób, że wielu wątpiło nawet w jej istnienie. Wielką zasługą sędziego było nie tyle nakłonienie przestępcy do współpracy, bo tę decyzję Buscetta podjął samodzielnie – rozczarowany zmianami, które zaszły w organizacji dowodzonej przez bezwzględnego Salvatorego Riinę – ile skłonienie go do wyjawienia mafijnych sekretów, przez pokolenia skrzętnie skrywanych przed niewtajemniczonymi. Resztę dopowiedzieli inni skruszeni, bo tak właśnie nazywa się mafiosów, którzy ośmielili się współpracować z organami ścigania. Choć taka współpraca oznaczała dla nich stosunkowo łagodną karę, niewspółmierną do popełnionych przestępstw, a czasem nawet jej darowanie, to jednak współpracując z wymiarem sprawiedliwości, ryzykowali nie tylko własne, ale również życie swoich bliskich. Bo mafia, której szeregi można opuścić, jedynie odchodząc z tego świata, nie wybacza zdrady. Przekonał się o tym najsłynniejszy ze skruszonych, Buscetta, któremu siepacze z cosa nostry zabili dwóch synów oraz innych członków rodziny, niekiedy w żaden sposób niezwiązanych z działalnością przestępczą.
Wprawdzie członkowie sycylijskiej mafii po dziś dzień dumnie tytułują się ludźmi honoru, ale tak naprawdę żaden z członków cosa nostry nie zasługuje na to miano. Wręcz przeciwnie, zdecydowana większość z nich to osobnicy wyzuci z wszelkiej godności, dla których liczą się jedynie zysk i dobro rodziny, pojmowanej jako wspólnota klanu, bo właśnie klan jest podstawową jednostką organizacyjną sycylijskiej mafii. Wierzą w Boga, regularnie chodzą do kościoła, czytają Biblię i w domowym zaciszu odmawiają różaniec, a w religijne święta uczestniczą w procesjach, ale nie wzdragają się przed handlem narkotykami, przemytem, prostytucją, przemocą i morderstwem. Z rąk mafii zginęły tysiące ludzi, w dodatku często ich rodziny nie mogą wyprawić im należytego pogrzebu, bo cosa nostra skutecznie zaciera ślady zbrodni, pozbywając się zwłok.
Organizacja działa niczym doskonale zarządzane przedsiębiorstwo, skutecznie i błyskawicznie dopasowując się do panujących warunków. W ostatnich latach niemałe zyski przyniosły włoskiej mafii wyłudzanie funduszy unijnych oraz pandemia COVID-19, w trakcie której jej przedstawiciele kupowali za bezcen stojące na skraju bankructwa z powodu lockdownu lokale gastronomiczne i hotelowe, by potem wykorzystać je jako pralnie brudnych pieniędzy. Niewydolne państwo okazało się bezsilne wobec takich praktyk i niestety nie był to pierwszy raz, kiedy przegrywało w starciu z cosa nostrą. Historia zmagań włoskiego wymiaru sprawiedliwości jest bowiem pasmem klęsk i kompromitacji, zarówno samych organów ścigania, jak i włoskich sądów.
Uczciwie należy przyznać, że mafia jest niebywale trudnym przeciwnikiem. Przede wszystkim, jak wspomniano wyżej, jest organizacją tajemniczą, która nie przyjmuje w swoje szeregi byle kogo, a jedynie sprawdzone i zaufane osoby, odpowiadające wyśrubowanym, przestępczym kryteriom. Sytuację utrudnia także historia mafii, organizacji organicznie związanej z Sycylią, wyspą, która ze względu na swoje naturalne położenie, żyzne ziemie oraz występujące tam złoża siarki, była łakomym kąskiem dla najeźdźców, którzy bezwzględnie ją łupili, nie licząc się z dobrem jej rdzennych mieszkańców. Dla pokoleń mieszkających na Sycylii ludzi władza stała się zatem synonimem wrogiego ucisku, zaś organy powołane do pilnowania porządku kojarzone były wyłącznie z aparatem represji. Sycylijczycy z zasady nie ufają nikomu, a tym bardziej państwu ani żadnemu przedstawicielowi władzy. Sprawę komplikuje także, trwający niemal od początku istnienia cosa nostry, sojusz mafii z polityką, jak również postawa Kościoła, który przez setki lat dawał tej przestępczej organizacji ciche przyzwolenie na działalność. Z ustaleń współczesnych historyków wynika wyraźnie, że sycylijscy mafiosi mieli oparcie w miejscowym Kościele, zarówno wśród szeregowych kapłanów, spośród których wielu było członkami mafii, jak i wśród hierarchów. Najtrwalszy sojusz w świecie polityki udało się natomiast mafii zbudować z Chrześcijańską Demokracją, partią, o której mówi się, że była organicznie związana z cosa nostrą. Po jej rozwiązaniu, do którego doszło w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, cosa nostra znalazła kolejnego partyjnego sprzymierzeńca w postaci ugrupowania Forza Italia Silvia Berlusconiego.
Walka z mafią jest niebywale trudna, ale nie niemożliwa. Wymaga wysiłku całego państwa, bo szlachetni, ale samotni rycerze, którzy poważą się rzucić tej przestępczej organizacji wyzwanie, są z góry skazani na niepowodzenie. Sukces zapewniają nie tylko policyjne akcje i współpraca organów ścigania w kraju i za granicą, ale także konieczne zmiany w prawie, dające organom ścigania nadzwyczajne środki działania. Bez wątpienia najsłynniejszymi pogromcami przestępców spod znaku cosa nostry byli, działający w dobie faszystowskich Włoch Mussoliniego, prefekt Cesare Mori, generał dalla Chiesa oraz dwóch sycylijskich sędziów, Giovanni Falcone i Paolo Borsellino. Z wyjątkiem pierwszego z wymienionych wszyscy ponieśli na wojnie z mafią największą ofiarę – stracili życie. Na szczęście w ostatnich latach poważnej zmianie uległo nastawienie Kościoła wobec mafii, którego hierarchowie, idąc za przykładem Jana Pawła II, który uczynił to pierwszy, coraz częściej oficjalnie potępiają mafię i stworzony przez nią przemysł przemocy. Wydaje się także, że na skutek działań podejmowanych przez państwo, wsparte przez katolickich duchownych, zmienia się również nastawienie samych Sycylijczyków do przestępczości zorganizowanej, czego przejawem jest otwarty protest przeciwko płaceniu haraczy. Pytanie tylko, czy to wystarczy, by wreszcie wyplenić raka, jakim dla współczesnego świata stała się mafia…
Niniejsza publikacja stanowi próbę opowiedzenia skomplikowanej i pełnej tajemnic historii sycylijskiej cosa nostry, a także jej członków, mieniących się niby ludźmi honoru, a mimo to dopuszczających się strasznych zbrodni. Znajdziemy tu także opisy mafijnych obyczajów oraz sylwetki stróżów prawa, którzy postanowili podjąć walkę z sycylijską ośmiornicą.
Rozdział 1 Tajemniczy świat cosa nostry
Szczypta historii, czyli skąd się wzięła sycylijska mafia
Sycylijska mafia, którą znamy doskonale z wielu filmów i książek, jest dość osobliwym zjawiskiem, bo użycie tego słowa wydaje się trafniejsze niż termin „organizacja”. Jej początki toną w mrokach dziejów, aczkolwiek historykom udało się odtworzyć jej prawdopodobną genezę. Badania mafii utrudnia z pewnością fakt, iż jest to organizacja zamknięta i tajemnicza, charakteryzująca się silną przynależnością oraz wybiórczym członkostwem, zaś jej członków obowiązuje nakaz omerty, czyli zachowania milczenia, stąd też przez wieki niewiele o niej wiedziano. Tak naprawdę wiemy o mafii wyłącznie to, co jej członkowie zdecydują się nam powiedzieć. Cała wiedza o organizacji, oczywiście z wyjątkiem historii, która niezbyt interesowała byłych i aktualnych członków cosa nostry, pochodzi z zeznań złożonych przez tak zwanych pentiti, czyli skruszonych. Tym mianem określa się mafiosów, którzy w zamian za ochronę i status odpowiadający statusowi świadka koronnego zgodzili się współpracować z organami ścigania. Bez wątpienia największe zasługi w tym zakresie miał najsłynniejszy z nich, Tommaso Buscetta, który w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku wyjawił sędziemu Falconemu największe mafijne sekrety, a potem powtórzył je, zeznając na słynnym Maksiprocesie. To dzięki niemu wiemy, jak funkcjonuje sycylijska cosa nostra, jaką ma strukturę i na czym polega rytuał przyjmowania nowych członków. Inni mafiosi, którzy poszli w jego ślady, dopowiedzieli resztę, ale nie ma gwarancji, że poważyli się wyjawić wszystko. Jak słusznie zauważył Fabrizio Calvi w swojej publikacji Życie codzienne mafii od roku 1950 do naszych dni, „mafia to przede wszystkim świat milczenia”1. Ten świat milczenia był w dodatku tak hermetyczny, że aż do lat sześćdziesiątych XX wieku zastanawiano się, czy mafia w ogóle istnieje, czy jest jedynie tworem masowej wyobraźni albo, jak chcieli niektórzy, wymysłem złośliwców, w celu zdyskredytowania Sycylii. W dodatku, jak zauważa Marie-Anne Matard-Bonucci w swojej Historii mafii, od początku istnienia tej przestępczej organizacji „krążą na jej temat najsprzeczniejsze informacje, zarówno w tym, co się tyczy zorganizowanego i zhierarchizowanego charakteru przestępczości sycylijskiej, jak jej związków z bandytyzmem czy elitami politycznymi. Kiedy bada się wszystkie te opinie, nasuwa się podejrzenie, że jednym z atutów mafii jest umiejętność dezawuowania wiedzy o niej samej”2. A to nie ułatwia pracy rzetelnym badaczom i historykom.
Terminy „mafia” i „cosa nostra” przeciętnym zjadaczom chleba kojarzą się oczywiście z Włochami, a zwłaszcza z Sycylią, największą wyspą na Morzu Śródziemnym, od stuleci fascynującą przybyszów swoją egzotyką, pięknymi krajobrazami i zabytkami, a także właśnie mafijną legendą. Tymczasem sami Włosi, nawet ci mieszkający w mateczniku cosa nostry, nie lubią, kiedy ich kraj utożsamia się z przestępczością zorganizowaną, a szczególnie z mafią. Po dziś dzień we Włoszech wszelkiego rodzaju artykuły pióra zagranicznych dziennikarzy skupiające się na mafii jako największym problemie państwa wywołują niemałe oburzenie mieszkańców słonecznej Italii. Od razu słychać głosy o stereotypowym wizerunku państwa i szkodliwych uprzedzeniach. Bo przecież, jak argumentują przeciwnicy takiego postrzegania Włoch, przestępczość zorganizowana istnieje na całym świecie, powołując się na przykład japońskiej yakuzy, chińskiej triady czy mafii rosyjskiej, jak również karteli południowoamerykańskich. Poza tym dodają, że to nie Włosi wymyślili przestępczość zorganizowaną, ale japońska yakuza, której początków należy szukać w XVII wieku wśród zbrojnych grup chroniących ludność przed bandami bezpańskich samurajów, a także chińska triada, również znacznie starsza od cosa nostry. Problem polega jednak na tym, iż taka interpretacja wydarzeń niepoparta jest żadnymi faktami historycznymi, a jedynie legendą, będącą próbą przedstawienia tych w gruncie rzeczy zbrodniczych grup jako pewnego rodzaju organizacji dobroczynnych, których istnienie w społeczeństwie jest jak najbardziej uzasadnione, a wręcz niezbędne. W rzeczywistości bowiem japońska yakuza powstała dopiero w XVIII stuleciu, a jej członkowie nie byli bynajmniej szlachetnymi obrońcami uciśnionych, ale zajmowali się tym, czym zazwyczaj zajmują się współcześni gangsterzy, a więc wymuszeniami opłat za ochronę, hazardem i nielegalnym handlem, zaś terenem ich działalności były miejskie gospody, karczmy oraz wszelkiego rodzaju spelunki. Z kolei chińska triada faktycznie powstała w XVII wieku jako organizacja podziemna, mająca na celu obalenie mandżurskiej dynastii Qing, ale już w następnym stuleciu przekształciła się w organizację o charakterze przestępczym, specjalizującą się w handlu opium.
Z badań popartych historycznymi dowodami wynika, że mafia sycylijska jest organizacją znacznie starszą, a jej początki sięgają wieków średnich. Warto jednak dodać, że część badaczy stara się obalić tę tezę, wskazując, iż tak stary rodowód mafii jest niczym innym, jak tylko elementem mafijnej legendy stworzonym przez członków cosa nostry. Inni się z tym nie zgadzają i uważają, że początków mafii należałoby szukać jeszcze w średniowieczu, a konkretnie w XIII stuleciu, kiedy raubritterzy, czyli ludzie wywodzący się z rodów rycerskich, którzy zamiast oddawać się rycerskiemu rzemiosłu, wybierali dość osobliwy sposób pomnażania majątków, napadając na przejeżdżających szlakami wiodącymi koło ich zamków kupców oraz podróżnych. Z czasem owi rycerze-rabusie zbierali się w większe grupy, operujące głównie na terenach górzystych, co utrudniało ich wykrycie i unieszkodliwienie. W efekcie przekształcili się w bandy zwyczajnych bandytów, trudniących się rozbojem. I to właśnie te ugrupowania, o hierarchicznej strukturze i kierujące się wewnętrznym kodeksem postępowania, stały się fundamentem mafii. Inni wskazują na hiszpański rodowód nielegalnej organizacji, która rozgościła się na Sycylii i na południu Italii w czasach, gdy te rejony znajdowały się pod panowaniem hiszpańskim. W Hiszpanii jednak umarła śmiercią naturalną, podczas gdy w Italii wręcz rozkwitła i ma się dobrze po dziś dzień.
Bez wątpienia we współczesnych Włoszech działają trzy wielkie organizacje przestępcze, w wypadku których śmiało można użyć określenia „syndykat zbrodni”. Są to: kalabryjska ‘ndrangheta3, neapolitańska camorra oraz sycylijska cosa nostra, wobec której po raz pierwszy użyto określenia „mafia” i której poświęcona jest niniejsza publikacja. Poza wymienionymi ugrupowaniami na terenie Włoch działa jeszcze jedna, aczkolwiek mniejsza, grupa przestępcza – Sacra Corona Unita, czyli Zjednoczona Święta Korona, operująca na terenie Apulii. Wszystkie wymienione tu organizacje łączy kilka charakterystycznych cech, odróżniających je od innych pospolitych przestępczych band, także włoskich. Po pierwsze, są to ugrupowania tajne i nie każdy może zostać ich członkiem. Po drugie, wszyscy ich członkowie czują przynależność do wielkiej całości, podmiotu o hierarchicznej strukturze, a więc czegoś, co nie jest zwyczajnym ugrupowaniem przestępczym w rodzaju pospolitego gangu. I wreszcie po trzecie, wymienione organizacje próbują, zazwyczaj z sukcesem, zastępować, ich zdaniem, nieudolne państwo. Wydaje się, że lokalni bossowie mafii woleliby, aby na opanowanym przez nich terenie nie funkcjonowały żadne organy czy urzędy władzy państwowej, zaś obywatele ze wszystkimi bolączkami i problemami zwracali się wyłącznie do nich. Jak zauważył jeden z najsłynniejszych pogromców mafii sycylijskiej, sędzia Giovanni Falcone, cosa nostra jest: „organizacją niejako prawną, wymierzającą srogie kary za nieposzanowanie jej własnych reguł”4. Co więcej, sędzia orzekł, iż cosa nostra to „państwo-mafia”, które jest „bardziej funkcjonalne i skuteczne od naszego państwa”5. Dodał również, że cosa nostra jest „systemem władzy, jej artykulacją, metaforą i patologią”6, który „staje się państwem na ziemi, gdzie państwo jest tragicznie nieobecne”7. I rzeczywiście, sycylijska cosa nostra powstała w odpowiedzi na zapotrzebowanie tamtejszego społeczeństwa na silną i skuteczną władzę, której państwo nie było w stanie zapewnić. Natomiast pierwotnym celem tamtejszej mafii było zapewnienie ochrony szeroko rozumianych interesów jej członków.
Bodaj najpopularniejszą wersją opowiadającą o mafijnych początkach jest ta wywodząca ją z wieku XIII. Zdaniem jej zwolenników powstanie mafii wiąże się z nieszporami sycylijskimi, jak określa się powszechne powstanie Sycylijczyków przeciwko rządom francuskich Andegawenów, które wybuchło w Poniedziałek Wielkanocny 30 marca 1282 roku w Palermo. Zbuntowane tłumy miały krzyczeć głośno: Morte ai Francesi indipendenza anela!, czyli: Śmierci Francuzów pożąda niepodległość! I właśnie pierwsze litery tego hasła: M-A-F-I-A, wykrzyczanego przez Sycylijczyków, miały dać nazwę późniejszej organizacji. A ponieważ w powszechnej pamięci powstanie przetrwało jako zbrojne wystąpienie prostego ludu przeciwko niesprawiedliwości ze strony uciskających Sycylię francuskich możnych oraz broniących ich żołdaków, powstała na fali tego ruchu mafia miała być organizacją broniącą prastarego porządku i prostych ludzi. Kierowała się przy tym surowymi, często okrutnymi zasadami, ale jeżeli nawet dopuszczała się zabójstw, to wyłącznie w słusznej sprawie, broniąc odwiecznych praw.
Inna, równie romantyczna legenda szuka korzeni mafii w działalności legendarnych średniowiecznych Beati Paoli, tajnej sekty, bądź – jak kto woli – tajnego stowarzyszenia, funkcjonującego w średniowieczu na Sycylii, a według niektórych źródeł również na Malcie. Co ciekawe, wersja wywodząca mafijne korzenie od tej organizacji jest szczególnie popularna wśród członków cosa nostry, zwłaszcza tych prominentnych. Jeden z najsłynniejszych, a zarazem najokrutniejszych ojców chrzestnych w historii, Salvatore Riina, w trakcie swojego procesu wielokrotnie odwoływał się do owej tajemniczej organizacji. Chociaż nie ma żadnych konkretnych dowodów, że Beati Paoli w ogóle istnieli, a większość historyków uważa ich raczej za twór wyobraźni Sycylijczyków, swego rodzaju odpowiednik anglosaskiego Robin Hooda w wersji zbiorowej. Niewykluczone jednak, że w tej legendzie o szlachetnych rozbójnikach broniących biednych jest jednak coś na rzeczy. Funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości uważali co prawda opowieści o mafijnych rytuałach inicjacyjnych, obejmujących przysięgi krwi i ognia, za banialuki, jednak zeznania pentiti dowiodły, iż w kręgach mafijnych wciąż praktykuje się takie obyczaje.
Istnieje także legenda wskazująca na wspólne korzenie wszystkich włoskich organizacji mafijnych, począwszy od cosa nostry, na camorze skończywszy. Co więcej, biorąc pod uwagę teorię wywodzącą mafię z Hiszpanii, ma ona nawet pewne podstawy naukowe. Opowiada bowiem o trzech hiszpańskich rycerzach: Ossie, Mastrossie i Carcagnossie, którzy uciekli z Hiszpanii po zamordowaniu pewnego arystokraty. Jego zabicie było pomstą za zgwałcenie siostry jednego z nich, ale jednocześnie sprawiło, że byli ścigani przez prawo i musieli salwować się ucieczką za granicę. Zatrzymali się na wyspie Favignana, leżącej przy zachodnim cyplu Sycylii, i założyli tam tajne bractwo, z własnym kodeksem honorowym. Po blisko trzydziestu latach bracia postanowili roznieść swoje idee dalej. Mastrosso, który powierzył swe życie oraz ziemskie sprawy Najświętszej Panience, udał się do Neapolu, gdzie stworzył organizację, z której rozwinęła się camorra. Carcagnosso, który obrał sobie za patrona Michała Archanioła, wyjechał do Kalabrii i tam dał początek ‘ndranghecie. Natomiast Ossa, który oddał się pod opiekę świętemu Jerzemu, pożeglował na Sycylię, gdzie założył tajne bractwo, z którego po wiekach wyłoniła się cosa nostra. Tyle legenda. Tymczasem na Favingnanie, na której mieli osiąść trzej bracia, w czasach Królestwa Obojga Sycylii, które jak wiadomo obejmowało Sycylię oraz południowe Włochy ze stolicą w Neapolu, mieściła się kolonia karna. Ponoć osadzeni tam przestępcy doskonalili reguły honorowe, których mieli przestrzegać po wyjściu na wolność i powrocie do niecnej działalności. Bo w XIX stuleciu na Sycylii faktycznie funkcjonowały zbójeckie grupy, które niczym sekty kierowały się określonym kodeksem postępowania, miały własny język oraz opracowany system znaków, ułatwiający rozpoznawanie członków poszczególnych band. Co więcej, włoscy działacze niepodległościowi, którym przyszło dzielić więzienne cele z członkami owych ugrupowań, byli nimi wręcz zafascynowani. A przynajmniej tak wynika z ich zachowanych pamiętników i wspomnień, z których wyłania się wręcz fascynujący wizerunek ludzi honoru (uomo d’onore), bo ci przestępcy właśnie takim mianem określali sami siebie. Wszyscy nie tylko budzili strach pośród innych, ale i podziw świetną organizacją wewnątrz ugrupowań oraz twardymi, honorowymi regułami, którym podlegał ich przestępczy świat.
Wiele kontrowersji budzi etymologia słowa „mafia”, gdyż obok teorii wywodzącej je od bojowego okrzyku sycylijskich powstańców z XIII wieku, istnieją także inne. Dość popularna legenda głosi, jakoby pewnego dnia, przypadającego akurat w Wielki Tydzień 1282 roku, francuski żołnierz zgwałcił sycylijską dziewicę, a jej przerażona matka biegła przez ulicę głośno krzycząc: Ma fia, ma fia!, czyli „moja córka”. I właśnie to zawołanie zrozpaczonej i bezsilniej wobec krzywdy własnego dziecka kobiety stało się okrzykiem bojowym ruchu oporu przeciwko Francuzom, a z czasem nazwą organizacji. Niektórzy wywodzą ten termin od arabskiego słowa maha, oznaczającego jaskinię i kamieniołom, zwłaszcza że w dialekcie sycylijskim jaskinie znajdujące się niedaleko Trapani i Marsali, w których często znajdowali schronienie tamtejsi przestępcy, zwano mafie. Inni wskazują na pochodzenie tego terminu od Maafir, nazwy saraceńskiego rodu panującego w Emiracie Sycylii w okresie 831–1091, zaś niektórzy opowiadają się za starofrancuskim słowem maufer, oznaczającym boga zła, którego ponoć potajemnie czcili templariusze; albo arabskim míhal, czyli zgromadzeniem. Istnieje także wersja, przez profesjonalnych badaczy zaliczana do legend, jakoby słowo to wywodziło się wprost od założyciela pierwszej mafii w historii, niejakiego Turridu Mafii, podobnie jak teoria, że pochodziło ono od człowieka zwanego Maffio, który miał założyć pierwszą grupę przestępczą o mafijnym charakterze. W ten sam sposób traktowana jest historia wywodząca nazwę mafii od żyjącej w XVII stuleciu i zgładzonej przez inkwizycję sycylijskiej czarownicy, znanej jako Catarina la Licatisa nomata ancor Maffia, czyli: zuchwała, opętana władzą i wyniośle arogancka. Dość osobliwą etymologię słowa „mafia” podaje dziewiętnastowieczny lingwista Antonino Traina, który wywodzi je z dialektu florenckiego, w którym mafia albo maffia oznacza biedę, brak czegoś. Ten sam naukowiec wskazuje też na florenckie słowo smaferi, czyli „gliny”, dowodząc jednocześnie, iż znaczenie słowa „mafia” powiązane jest z faktem, że zarówno mafiosi, jak i policjanci z reguły są dobrze zbudowanymi osiłkami, ale najczęściej są także biedni. Dziś hipotezę Trainy, zdaniem wielu popartą raczej regionalną dumą badacza niż rzetelnymi badaniami, traktuje się z reguły jako ciekawostkę.
Należy także pamiętać, że sam wyraz mafia w dialekcie sycylijskim oznacza urok, wdzięk. W dawnych czasach, kiedy mieszkający w Palermo na Sycylii mężczyzna widział ładną dziewczynę, z jego piersi wyrywał się okrzyk: „Ileż w niej mafia!” albo: „Ależ z niej mafinsedda!”. Istnieje także teoria wywodząca termin „mafia” ze znacznie późniejszych czasów, zgodnie z którą jest to połączenie pierwszych liter słów: MazziniAutorizzaFurti,Incendi,Avvelenamenti, czyli „Mazzini zezwala na kradzieże, pożary, otrucia”. W tym przypadku chodzi oczywiście o Giuseppe Mazziniego (1805–1872), włoskiego prawnika, dziennikarza, a jednocześnie bojownika o wolność, którego zwano Ojcem Ojczyzny. Działacz był bliskim sojusznikiem Garibaldiego w jego dziele zjednoczenia Włoch, ale opowiadał się za brutalnymi metodami walki z władającą Królestwem Obojga Sycylii dynastią Burbonów, które dziś zapewne przyniosłyby mu miano terrorysty. Mazzini głosił bowiem konieczność stosowania rozbojów, podpaleń, a nawet sięgania po truciznę, gdyż, jak utrzymywał, cel uświęca środki. Około dwustu picciotti – na pół wieśniaków, a na pół rozbójników – znajdowało się w szeregach oddziałów Giuseppe Garibaldiego, tak zwanych Czerwonych Koszul, które w 1860 roku wylądowały na Sycylii. Owi picciotti znaleźli idealne kryjówki wśród skał wapiennych zwanych w języku arabskim maha. I właśnie dlatego Sycylijczycy nazywali ich squadri della mafia, co przetrwało do dziś jako określenie nielegalnej i doskonale zorganizowanej grupy przestępczej.
Część historyków upatruje zalążków mafii jeszcze w czasach hiszpańskiej okupacji Sycylii, której początek datuje się od 1442 roku, kiedy Alfons V Aragoński przyłączył wyspę do królestwa Neapolu. Sycylijczycy, nie zgadzając się na taki stan rzeczy, a zarazem oburzeni rządami twardej ręki sprawowanymi przez Hiszpanów, nie tylko stworzyli własny kodeks prawny, który regulował ich niełatwe życie pod jarzmem okupantów, ale nawet własne siły zbrojne, które zdaniem większości badaczy były pierwszymi strukturami typu mafijnego. Namacalnym śladem hiszpańskich korzeni mafii jest chociażby zwrot Don, czyli pan, przed nazwiskiem mafiosa. Ugrupowania te z czasem urosły w siłę, natomiast w drugiej połowie XIX stulecia takie zorganizowane i uzbrojone po zęby ugrupowania okazały się niebywale pożyteczne dla lokalnych władz i duchowieństwa, gdyż właściciele ziemscy szukali u nich pomocy w tłumieniu chłopskich buntów, natomiast hierarchia kościelna traktowała je jako obrońców stanu posiadania. To właśnie w ten sposób najprawdopodobniej zapoczątkowano trwający po dziś dzień sojusz mafii i Kościoła.
Wielkim bogactwem Sycylii były złoża siarki, ale bezprawie było niemałym problemem także w kopalniach tego cennego surowca aż do 1893 roku, kiedy wprowadzono sankcje karne za wszelkiego rodzaju przestępstwa dokonywane na terenie kopalni. Zanim do tego doszło, pracujący tam górnicy szukali ochrony na własną rękę, wynajmując do tego celu młodych tragarzy zwanych carusi. Zatrudniani w kopalniach w bardzo młodym wieku, praktycznie jeszcze jako dzieci, mierzyli się z pracą w trudnych warunkach, często ponad siły. Wielu z nich przypłaciło to życiem, ale ci, którzy przeżyli, dostali twardą szkołę życia i trzymali się razem, tworząc coś w rodzaju tajnego bractwa, w którym obowiązywały specyficzny język oraz charakterystyczna dla cosa nostry zmowa milczenia. Owe bractwa w celu ochrony swoich interesów, jak również w celu ochrony dóbr powierzonych im przez zleceniodawców, nie stroniły od przemocy. Zdaniem wielu to właśnie wśród carusi należałoby szukać pierwocin późniejszej mafii.
O ile nie znamy etymologii słowa „mafia”, o tyle potrafimy powiedzieć, kiedy nabrało znaczenia, w jakim używane jest obecnie. Były to lata sześćdziesiąte XIX wieku, a konkretnie 1863 rok, kiedy miała premierę sztuka teatralna pióra Giuseppe Rizzotta pt. I mafiusi della Vicaria. Autor napisał ją w dialekcie sycylijskim, ponoć na podstawie zwierzeń pewnego szynkarza z przedmieść Palermo. Ów człowiek opowiedział mu o obyczajach, języku oraz symbolach używanych przez członków tajnego stowarzyszenia Mafiusi, z którymi miał okazję zetknąć się w więzieniu w Palermo. Wspomniana sztuka nie należy wprawdzie do arcydzieł włoskiego dramatu, ale zapisała się na trwałe w historii ze względu na swój tytuł, dzięki któremu słowo mafia weszło na stałe do języka włoskiego, a potem także do innych. I chociaż współcześni krytycy nie oceniają dzieła Rizzotta zbyt wysoko, to jednak napisany przez niego dramat cieszył się niemałym powodzeniem wśród publiczności. Jak się okazuje, w latach 1863–1866 tylko na deskach teatrów działających na południu Włoch wystawiano ją aż dwa tysiące razy, z czego ponad trzysta razy w samym Palermo. W tej sztuce pojawia się także nazwa palermiańskiego więzienia Ucciardone, w którym w przyszłości wyroki będzie odsiadywał kwiat cosa nostry. Akcja dramatu koncentruje się na życiu grupy więźniów, którzy de facto rządzą całym więzieniem i za pomocą wymuszeń, oszustw oraz zastraszania trzymają w szachu pozostałych osadzonych. Wszyscy rządzący Ucciardone należą do tajnego stowarzyszenia, kierowanego przez potężnego capo, który dzięki przychylności części strażników korzysta z przywilejów niedostępnych dla pozostałych więźniów. W tej sztuce mafiosem jest kamorysta, a więc człowiek honoru, dobrowolnie wstępujący w szeregi organizacji jawnie działającej przeciwko władzy państwowej i charakteryzujący się wielką odwagą oraz prawością. Zdaniem brytyjskiego historyka, specjalizującego się w tematyce włoskiej, w tym także w dziejach cosa nostry, Johna Dickiego, to właśnie za sprawą dzieła Rizzotta upowszechnił się mit przedstawiający mafię jako obrończynię ubogich i słabych. Z całą pewnością natomiast dzięki dramatowi słowo „mafia” trafiło do języka potocznego, przy czym nie od razu oznaczało mafię w znaczeniu, w jakim rozumiemy to współcześnie. Jeszcze w 1868 roku słownik sycylijsko-włoski uznawał je za neologizm, odnoszący się do najróżniejszych form zachowania, począwszy od odwagi, poprzez bezczelność, na fanfaronadzie skończywszy. I dopiero na samym końcu tego hasła znajdziemy wzmiankę, iż jest to zbiorowe określenie wszystkich mafiosów. W oficjalnych dokumentach termin „mafia” pojawił się natomiast po dwóch latach od premiery wspomnianej wyżej sztuki, a konkretnie 25 kwietnia 1865 roku, kiedy ówczesny prefekt Palermo, Filip Gualteria, wspominał o mafii jako o niepokojąco silnej organizacji przestępczej.
Żeby zrozumieć, dlaczego to właśnie na Sycylii powstała, a potem zakorzeniła się mafia, trzeba przyjrzeć się historii tej wyspy, która przez wieki przechodziła z rąk do rąk, a każda z nacji pozostawiła tam swój niezatarty ślad. Trudno się w tej sytuacji dziwić, bowiem leżąca na szlaku śródziemnomorskich wypraw i mająca strategiczne położenie, a jednocześnie posiadająca żyzne, wulkaniczne gleby, jak również klimat sprzyjający uprawie roślin, Sycylia była łakomym kąskiem dla jej kolejnych zdobywców. Jej panami byli zatem Fenicjanie, Grecy, Rzymianie, Ostrogoci, Bizantyjczycy, a następnie Arabowie, Normanowie, Germanie, Hiszpanie i Burbonowie. I wszyscy bez umiaru wykorzystywali żyzne gleby wyspy, wyzyskując przy tej okazji sycylijskich chłopów. Dla mieszkańców władza była elementem obcym, niemającym nic wspólnego z ich mentalnością i dniem codziennym, zaś jej przedstawiciele kojarzyli się Sycylijczykom wyłącznie z uciskiem i wyzyskiem. Efektem tej sytuacji była specyficzna mentalność mieszkańców Sycylii, charakteryzująca się kompletnym brakiem zaufania do struktur rządzących, a także niewiarą w skuteczność prawa i ochronę ze strony policji. I to podejście nie uległo zmianie nawet po zjednoczeniu Włoch, które, jak dowcipnie zauważa Tomasz Bielecki w swojej Krótkiej historii mafii sycylijskiej, przyniosło całemu południu, w tym także Sycylii: „pewien sukces, ale bodaj tylko kuchenny. Oliwa ruszyła do zwycięskiej walki z masłem, pasta zepchnęła do narożnika polentę, czyli kukurydzianą mamałygę z północy, a owoce morza już chyba zawsze będą się kojarzyć z Italią bardziej niż bolońska mortadela. Królowa Małgorzata Sabaudzka (po włosku jej imię brzmi Margherita), żona drugiego monarchy zjednoczonych Włoch Humberta I (1878–1900), łaskawie się zgodziła, by pewien neapolitański szef kuchni nazwał jej imieniem pizzę z pomidorami i mozzarellą. Jedna z kulinarnych anegdot głosi, że pizzę tę skomponowano celowo tak, by miała kolor włoskiej flagi, choć ojcom Risorgimento8 nie o kuchnię przecież chodziło”9.
Odnosząc się poważnie do tematu, uczciwie trzeba przyznać, że młode państwo włoskie nie radziło sobie dobrze z antagonizmami pomiędzy mieszkańcami poszczególnych regionów, zaś w narodzie dopiero budziło się poczucie jedności i tożsamości. Wcześniej, jak to ujął kanclerz Klemens von Metternich, Włochy były „pojęciem geograficznym”, stanowiły bowiem dość luźno powiązany zbiór wrogo nastawionych do siebie księstw, z różną walutą, odrębnymi dialektami i różnymi tradycjami kulturowymi. W procesie zjednoczenia Włoch odrzucono jednak koncepcję federalistyczną na rzecz stworzenia jednolitego państwa z centralnym rządem. Przy tej okazji zaniechano także realizacji projektu porządku administracyjnego zjednoczonych Włoch, który opierał się na autonomii regionów i decentralizacji, co tylko utrwaliło istniejące już wcześniej kontrasty ekonomiczne, jak również kulturowe i mentalne między poszczególnymi regionami, tworzącymi wcześniej odrębne księstwa. Doskonale to widać na przykładzie południa kraju, jak również samej Sycylii.
Wprawdzie kiedy w 1860 roku Garibaldi wraz ze swą armią tysiąca10 wylądował w Marsali w zachodniej części wyspy, witany był przez mieszkańców jak wyzwoliciel, ale głównie dlatego, że obiecał klasie średniej wprowadzenie republikanizmu, zaś chłopom ziemię pozyskaną dzięki przejęciu dóbr kościelnych i burbońskich latyfundiów. Z czasem jednak władze wycofały się z poczynionych przez Garibaldiego obietnic, na czym najbardziej ucierpiało właśnie południe kraju. Natomiast Sycylijczycy, a zwłaszcza oczekujący szybkiego wprowadzenia reformy rolnej chłopi, poczuli się wręcz oszukani przez państwo. Sarkano na zbyt wysokie podatki, jak również na nieznany wcześniej pobór do wojska, na skutek którego młodzi, silni ludzie zamiast pracować na ojcowiźnie, wyjeżdżali na kontynent, by służyć zjednoczonemu państwu i królowi. Sycylijczykom nie przypadł do gustu zwłaszcza stanowczo zbyt wysoki podatek od dziedziczenia, pobierany od wszystkich spadkobierców. I sporo w tym winy państwa, które nie tylko Sycylię, ale i całe południe traktowało jak swego rodzaju kolonię i wyzyskiwało je ponad miarę, podkopując tym samym zaufanie do legalnych organów władzy. Zwłaszcza że dla większości rdzennych mieszkańców jedynymi przedstawicielami państwa byli poborcy podatkowi, wyciskający z nich ostatni grosz. Sytuację zaostrzały jawne bunty krwawo tłumione przez państwo, które wysłało na wyspę silne oddziały wojskowe w celu zaprowadzenia tam porządku, zaś w latach 1861–1865 wprowadziło w prowincjach południowych stan wyjątkowy, co przyczyniło się tylko do eskalacji konfliktu. Władza na wszelkie przejawy buntu reagowała zwiększonymi represjami, dopuszczając się nawet palenia domów czy aresztowań całych rodzin. Szczególnie surowo karano dezercje, za które odpowiadali nie tylko sami dezerterzy, ale ich rodziny, zaś mężczyzn unikających poboru torturowano, a następnie wieszano, natomiast po egzekucji publikowano zdjęcia wisielców w miejscowej prasie, w celu odstraszenia potencjalnych naśladowców. Wszystko na próżno, bowiem młodzi Sycylijczycy nadal unikali służby wojskowej, uciekając przed poborem w niedostępne góry. A tymczasem brak reform obiecanych przez Garibaldiego, jak również centralistyczny system władzy sprawiały, że Sycylia popadła w biedę i pogrążyła się w zacofaniu. Sytuacja uległa pogorszeniu pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku na skutek trwającej wówczas wojny celnej z Francją, krajem stanowiącym zasadniczy rynek zbytu sycylijskich towarów i płodów rolnych.
Nikt z rdzennych mieszkańców południa Włoch nie ufał ani aparatowi władzy, ani organom wymiaru sprawiedliwości. Taką postawę prezentowali nie tylko prości ludzie czy chłopi, ale także przedstawiciele arystokracji, którzy jeszcze za czasów Burbonów, czy wcześniejszego panowania Hiszpanów, zdążyli przyzwyczaić się do oporu i przez pokolenia byli przekonani, iż władzę można, a wręcz należy oszukiwać tak długo, jak tylko się to udaje. A ponieważ życie nie lubi próżni, na Sycylii zaczęto się rozglądać za alternatywnym, niezależnym od państwowego, systemem bezpieczeństwa i sprawiedliwości, którego państwo im nie zapewniało. I właśnie odpowiedzią na to zapotrzebowanie stała się mafia. Jak zauważa w swojej Historii mafii Marie-Anne Matard-Bonucci: „szczególny typ państwa, który wytworzył się po roku 1860, ustanowienie formalnej demokracji, w której rządy centralne delegowały wiele swych uprawnień na rzecz klasy politycznej Południa, umożliwiły elitom przestępczym utrwalenie swej władzy i nadanie jej znamion prawowitości”11.
W pierwszej połowie XIX stulecia mafiosi byli po prostu pośrednikami między posiadaczami ziemskimi a chłopami dzierżawiącymi ich grunty, a ponieważ pełnili też funkcję strażników prywatnych posiadłości ziemskich, mogli legalnie posiadać broń. Z uwagi na fakt, że policja niezbyt sprawnie wywiązywała się ze swoich zadań, prywatni właściciele plantacji czy też majątków ziemskich zatrudniali całe gangi, w skład których wchodzili głównie gabelotti (zarządcy) i właśnie te ugrupowania stały się kośćcem przyszłej mafii. Wraz z załamaniem się feudalizmu zmienił się charakter ich działalności – przy aprobacie miejscowej ludności po prostu przejmowali władzę na danym terenie i wcielali się w rolę samozwańczych stróżów prawa. Uzbrojeni mogli efektywnie kontrolować podległy im obszar. Mafia pierwotnie zapewniała ochronę przed bandytami, kradzieżami czy potencjalnymi negatywnymi skutkami konkurencji ze strony ościennych państewek. Jej członkowie cieszyli się niekłamanym szacunkiem społeczeństwa. Z czasem mafia urosła w siłę, przekształcając się jednocześnie z organizacji opiekuńczej w grupę przestępczą, która zajmowała się ściąganiem haraczy od miejscowej ludności, w tym również za tak banalne czynności jak uprawa cytrusów czy możliwość wypasu bydła.
Istnienie takiej organizacji, aczkolwiek nikt jeszcze nie nazywał jej mafią, dostrzegł chociażby baron Nicolò Turrisi Colonna, który w swojej pracy z 1864 roku Bezpieczeństwo publiczne na Sycylii pisał: „Na Sycylii działa sekta, która oplotła całą wyspę. Ochrania i jest ochraniana przez wszystkich, którzy mieszkają na wsiach. Policja nie stanowi dla niej dużego zagrożenia, bo zwykle bez trudu unika obław. Sądy też są jej niestraszne, bo szczyci się, że potrafi odpowiednio nacisnąć na świadka”12. Przestrogi Colonny nic nie zmieniły, bowiem ludność sycylijska nieodmiennie zwracała się o pomoc do ludzi honoru, jak nazywali samych siebie zaprzysiężeni członkowie mafii. I pomimo faktu, że mafiosi nie stronili ani od przemocy, ani od zastraszania, to współpracowali z nimi nie tylko prości wieśniacy, ale także wielcy posiadacze ziemscy oraz przedstawiciele Kościoła.
Literatura przedmiotu rozróżnia pojęcia starej i nowej mafii, przy czym ta pierwsza, która dawno odeszła do lamusa, nie była, przynajmniej w początkowym okresie swojego istnienia, nastawiona na zyski, co z czasem jednak uległo zmianie. Początkowo bowiem zajmowała się działalnością określaną mianem „użytecznej społecznie”. I taki właśnie obraz mafii znajdujemy w opracowaniach z przełomu XIX i XX wieku czy z pierwszych lat ubiegłego stulecia. „Mafia nieszkodliwa to ów swoisty duch przekory, ta postawa sprzeciwu wobec prób dominacji, to zachowanie w stylu farceur13, jak mówią Francuzi – pisał w 1875 roku mer i późniejszy prefekt Palermo, markiz Antonio Starabba di Rudini. – Na przykład, ja także mógłbym być takim nieszkodliwym mafioso, nie jestem nim wprawdzie, ale w końcu – można tak nazwać każdego, kto się szanuje, kto jest szczególnie hardy (…), kto chce popisywać się odwagą, bić się itd.”14. Natomiast trzydzieści sześć lat później Giambattista Avellone, adwokat z Palermo piastujący urząd prokuratora królewskiego w Turynie, udowadniał w 1911 roku w swojej publikacji Mafia: „Mafia sycylijska nie jest i nigdy nie była formą przestępczości (…) jeśli wśród zwykłych opryszków i ludzi związanych z zorganizowaną przestępczością trafi się jakiś mafioso, to przecież skoro wybrał obóz przestępców – już nie jest mafioso, jako że mafioso (…) nie jest przestępcą (…)”15. Avellone uważał zresztą, że Rizzotto wyrządził wielką szkodę Sycylijczykom, przedstawiając mafię jako zgromadzenie przestępcze. Co ciekawe, taki pogląd można spotkać wśród sycylijskiej społeczności, jak również wśród wielu mieszkańców włoskiego południa także i dzisiaj. Ich zdaniem poziom przestępczości na południu Włoch nie jest wcale wyższy niż w innych krajach Europy, a na tym terenie nie działa żadna zhierarchizowana grupa przestępcza. Teza o działalności mafii jest ich zdaniem wyrazem dyskryminacji i uprzedzeń wobec mieszkańców południowych Włoch i czyni z nich obiekt szyderstw i obelg. „To niesłuszne, mówią, że w Mediolanie, Marsylii czy Londynie szajkę złodziei uważa się za zwykłą szajkę złodziei, a na Południu Włoch – za mafię”16.
Zdaniem części badaczy, bo nie wszyscy uznają teorię o starej i nowej mafii, proces przekształcania się starej mafii w nową rozpoczął się po drugiej wojnie światowej i nabrał rozpędu w latach pięćdziesiątych XX wieku. W przeciwieństwie do starej nowa mafia jest nastawiona na szybkie osiąganie zysków i prowadzi wyłącznie działalność przestępczą. Nie znaczy to jednak, że stara mafia zrzeszała ludzi o wysokim morale, stroniących od przemocy i działających zgodnie z prawem. Wręcz przeciwnie, jak się przekonamy, mafia od zawsze była na bakier z prawem, a jej członkowie, pomimo wzniosłych ideałów głoszonych na prawo i na lewo, nigdy nie stronili od przemocy i gdy zaszła potrzeba, bez skrupułów dokonywali zabójstw. Bo wyidealizowana do granic możliwości tak zwana stara mafia jest płodem mafijnej subkultury, wytworem wyobraźni jej członków, wykorzystywanym w obronie racji istnienia tej zbrodniczej organizacji o szlachetnych rzekomo korzeniach.
Mafijny kodeks i mafijne obyczaje
Jak wspomniano wyżej, wszystko, co dziś wiemy o mafii, zawdzięczamy informacjom pozyskanym od pentiti, a więc mafiosów, którzy zdecydowali się na współpracę z organami ścigania. Wynika z nich, iż cosa nostra ma strukturę piramidy zbudowanej na bazie związku rodzin. Na jej czele stoją: wybierany przez pozostałych mafiosów przywódca – capo-famiglia, jego zastępca, czyli sottocapo, jak również maksymalnie trzech doradców – consiglieri. Obszar działalności organizacji podzielony jest terytorialnie na rodziny złożone z żołnierzy – soldati, plasujących się na samym dole mafijnej hierarchii. Na czele każdej deciny, bo tak właśnie nazywa się w języku włoskim ta jednostka mafijna, stoi capo-decina zwany czasem caporegime, wybierany co roku przez samych żołnierzy. Pomimo że nazwa decina oznacza po polsku dziesiątkę, w skład każdej rodziny wchodzi często więcej niż dziesięciu żołnierzy, aczkolwiek niektóre deciny są tak małe, że nie posiadają nawet dziesiątki soldati, a tym bardziej dowódcy. Rodziny działające na jednym obszarze łączą się w mandamenti, którym kieruje capo-mandamento, w terminologii polskiej nazywany często pretorem. Wszyscy pretorzy wchodzą w skład struktury kierowniczej zwanej Kopułą (Cupola), na czele której stoi szef, który wraz z resztą członków tego zarządu, bo właśnie taką rolę pełni Kopuła, decyduje o wyborze strategii działania, a to oznacza, że cokolwiek dzieje się w łonie cosa nostry, podlega zatwierdzeniu przez Kopułę. Ponieważ przez lata wszystkie mafijne rodziny wywodziły się z Palermo i okolic, to właśnie w tym rejonie pierwotnie funkcjonowała Kopuła mafii sycylijskiej. Ostatnio jednak cosa nostra działa także na terenie Agrigento, Trapani oraz prowincji Caltanissetta. W związku z tym pojawiła się więc konieczność utworzenia nowej Kopuły regionalnej, w mafijnej terminologii funkcjonującej jako komisja międzyokręgowa (interprovinciale). W jej skład wchodzą przedstawiciele poszczególnych prowincji. Zdaniem wielu znawców tematu często pojawiające się w książkach, a nawet doniesieniach medialnych stanowisko capo di tutti capi, czyli szef wszystkich szefów, w rzeczywistości nie istnieje. Jednak wielu z mafijnych bossów miało tak rozległą władzę, że praktycznie dowodzili całą sycylijską cosa nostrą, dlatego wobec nich stosuje się właśnie to określenie. Należy zaliczyć do nich chociażby Salvatorego Riinę, Bernarda Provenzana czy Matteo Messinę Denara.
Nie każdy może być członkiem mafii. Jak zeznawał skruszony mafioso Salvatore „Totuccio” Contorno: „Nie można tak po prostu przyjść i powiedzieć: chciałbym wstąpić do mafii. Trzeba być wezwanym”17. Bezwzględnym warunkiem jest, aby kandydat wziął udział w morderstwie albo własnoręcznie wysłał kogoś na tamten świat, dzięki czemu unika się przyjęcia do klanu „kreta” – tajnego funkcjonariusza policji. Także posiadanie wśród krewnych policjanta czy funkcjonariusza wymiaru sprawiedliwości automatycznie skreśla szansę na członkostwo w cosa nostrze. Leonardo Vitale, pierwszy mafioso w dziejach, który zdecydował się na współpracę z policją, zeznał, że pomimo iż urodził się w rodzinie o mafijnych tradycjach, musiał przejść kilka prób, zanim w ogóle rozważono możliwość jego wstąpienia w szeregi cosa nostry. Jako ośmiolatek na polecenie mafii zabił psa, w wieku lat piętnastu – konia, a jako dziewiętnastolatek po raz pierwszy zabił człowieka. Jego wuj miał mu przedtem powiedzieć: „Zabij mężczyznę, żeby stać się mężczyzną”18, co mogło też znaczyć, że nieszczęsny Vitale miał skłonności do przedstawicieli własnej płci. A dla homoseksualistów miejsca w mafii nie ma.
Każdemu kandydatowi na mafiosa uważnie przyglądają się wszyscy członkowie klanu, a on sam musi zachowywać się nienagannie, nie zwracać na siebie uwagi policji, nie nadużywać alkoholu, nie brać narkotyków. Jak wspomniano, do mafii nie mogą wstępować homoseksualiści, aczkolwiek ten zakaz wynika nie tylko z uprzedzeń, ale także ze względów praktycznych: chodzi o to, aby miłość i lojalność wobec partnera nie przewyższyły lojalności wobec rodziny. Dopiero kiedy wszyscy uznają, że kandydat jest gotowy przystąpić do mafii, odbywa się specjalna ceremonia inicjacyjna, która przebiega dokładnie w taki sam sposób, jak miało to miejsce przeszło sto lat temu. Kandydatowi nakłuwa się kolcem dzikiej pomarańczy opuszkę serdecznego palca, z którego krew spływa na obrazek z wizerunkiem Madonny bądź jakiegoś świętego. Następnie podpala się ten obrazek i daje w dłoń nowicjusza, który musi trzymać go dotąd, aż spłonie, wypowiadając przy tym formułkę: „Jeśli zdradzę cosa nostrę, spłonę jak ten święty obrazek”. W literaturze przedmiotu spotyka się także inne wersje wspomnianej przysięgi: „Przysięgam, że będę lojalny wobec moich braci, że nigdy ich nie zdradzę, a jeśli zawiodę, niech spłonę i stanę się popiołem podobnym do popiołu z tego obrazka”19, „Jak płonie ten święty, tak spłonie moja dusza”20. Natomiast Tommaso Buscetta oraz inny skruszony, Contorno Calderone, zeznali, iż w czasie uroczystości wypowiedzieli słowa: „Niech moje ciało spłonie jak ten święty obrazek, jeśli nie będę wierny mojej przysiędze”21.
Niezależnie od brzmienia formułki, każdy po przejściu ceremonii staje się mężem czy też człowiekiem honoru, bowiem właśnie tak nazywają siebie członkowie cosa nostry, których reszta społeczeństwa określa po prostu mianem mafiosów. Dla nowo przyjętych jest to powód do dumy. „Być mafiosem znaczyło wejść do świata ludzi, którzy coś znaczą – relacjonował skruszony mafijny boss Gaspare Mutolo. – Kiedy zostajesz oficjalnie przyjęty, szefowie mówią ci, że jesteś człowiekiem wyżej postawionym. Dlatego nie możesz zapraszać do domu ludzi niebędących członkami organizacji. Możesz spotykać się tylko z innymi ludźmi honoru. Rozpoznajesz ich, bo kiedy ci ich przedstawiają, mówią: »Lui è come a noi« [On jest taki jak my]. Innym nadal się kłaniasz, ale z daleka. (…) Czułem się dumny. Pojechałem zaraz do Palermo. Zdajesz sobie sprawę, jaki to zaszczyt być człowiekiem honoru? Nagle cała dzielnica do ciebie należy. Nie możesz w to uwierzyć: »Ja jestem tutaj właścicielem?!«. Możesz tu robić, co chcesz, żądać pieniędzy, żądać, co tylko ci się spodoba. I wszyscy patrzą na ciebie z szacunkiem”22. Inny skruszony, Tommaso Buscetta, zeznał, iż z mafii można odejść tylko w jeden sposób – odchodząc z ziemskiego padołu. „Kiedy zostanie odebrana przysięga, człowiek honoru pozostanie człowiekiem honoru na całe życie. Nie da się pozbyć tego statusu ot tak, chyba że są jakieś uzasadnione motywy – zeznawał. – (…) Gdziekolwiek jest i czymkolwiek się zajmuje, człowiek honoru nigdy nie przestaje należeć do rodziny. (…) Nigdy nie zdarzyło się, żeby człowiek honoru poszedł do bossa swojej rodziny i poinformował go, że nie chce już należeć do cosa nostry. Okoliczności mogą rzucić człowieka honoru daleko od Sycylii i wtedy nie wykorzystuje się go aktywnie w sprawach rodziny; jednak w każdej chwili i gdziekolwiek się znajduje, rodzina może sobie o nim przypomnieć i poprosić, by zachował się, jak na człowieka honoru przystało, i on nie może odmówić”23. Witając się, mafiosi wymieniają ze sobą pięć pocałunków: za honor, sprawiedliwość, z uszanowania, za rodzinę, a przede wszystkim za „naszą sprawę”, bo ludzie honoru nie używają słowa „mafia”. W stosunku do organizacji używa się natomiast terminu cosa nostra, co można przetłumaczyć jako „nasza rzecz” bądź „nasza sprawa”. Ludzie honoru posługują się także specyficznym językiem, zupełnie niezrozumiałym dla postronnych. Jak twierdzi Fabrizio Calvi w swojej publikacji poświęconej życiu codziennemu mafii, język ten przypomina gwarę sycylijską, ale: „użytek, jaki [mafiosi] czynią z wyrazów, oraz aluzyjny i ciężki od domyślnych treści sposób wysławiania się sprawiają, że ich świat »rodzinny« staje się jeszcze bardziej hermetyczny. Jeśli to tylko możliwe, mężowie honoru unikają posługiwania się słowem. Ich świat milczenia zaludniony jest jednak ukradkowymi spojrzeniami, skinieniami głową, wymownymi minami, uśmiechami i innymi odruchami umożliwiającymi szybkie porozumienie”24.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
F. Calvi, Życie codzienne mafii od roku 1950 do naszych dni, tłum. J. Waczków, Warszawa 1993, s. 15. [wróć]
M.A. Matard-Bonucci, Historia mafii, tłum. W. Dłuski, Warszawa 2001, s. 8. [wróć]
Od greckiego andragathia – braterstwo, męstwo, cnota. [wróć]
G. Falcone, M. Padovani, Cosa Nostra. Sędzia i „ludzie honoru”, tłum. P. Jakubik, Lublin 1992, s. 28. [wróć]
Tamże, s. 56. [wróć]
Tamże, s. 13. [wróć]
Tamże, s. 80–81. [wróć]
Po włosku dosłownie: odradzanie się – określenie używane w stosunku do zjednoczenia Włoch. [wróć]
T. Bielecki, Krótka historia mafii sycylijskiej, Gliwice 2018, s. 13. [wróć]
Spedizione dei mille, czyli wyprawa tysiąca, zorganizowana w maju 1860 przez Giuseppe Garibaldiego wyprawa 1089 ochotników (tzw. Czerwonych Koszul) przeciwko Królestwu Obojga Sycylii. [wróć]
M.A. Matard-Bonucci, Historia…, dz. cyt., s. 92. [wróć]
Za: tamże, s. 14. [wróć]
(fr.) – dowcipniś. [wróć]
Za: M.A. Matard-Bonucci, Historia…, dz. cyt., s. 14. [wróć]
Za: tamże. [wróć]
Za: M. Machelski, Mafia i państwo włoskie [w:] „Wrocławskie Studia Politologiczne” nr 9/2008, s. 123. [wróć]
Za: M. Biernacki, Polska bez mafii. Z Markiem Biernackim rozmawia Tomasz Trzciński, Warszawa 2002, s. 17. [wróć]
Za: T. Bielecki, Krótka…, dz. cyt., s. 163. [wróć]
Za: D. Gambetta, Mafia sycylijska. Prywatna ochrona jako biznes, tłum. J. Kutyła, Warszawa 2009, s. 210. [wróć]
Za: tamże. [wróć]
Za: tamże. [wróć]
Za: M. Kahn, A. Veron, Kobiety w mafii, tłum. J. Kuhn, Warszawa 2016, s. 10. [wróć]
Za: D. Gambetta, Mafia…, dz. cyt., s. 183. [wróć]
F. Calvi, Życie…, dz. cyt., s. 35. [wróć]