Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gdyby żył dzisiaj, prawdopodobnie byłby bohaterem portali plotkarskich czy tabloidów. Sensację wzbudzałyby jego związki z kobietami. Miał na swoim koncie romanse z mężatkami, a kiedy już założył rodzinę, żył w trójkącie, a zdaniem niektórych wręcz w czworokącie. Medialny rozgłos mogłyby mu też przynieść przynależność do towiańczyków czy kontrowersyjne poglądy, zwłaszcza że do ich głoszenia wykorzystywał katedrę uniwersytecką. Nic zatem dziwnego, że pomimo iż Mickiewicza okrzyknięto narodowym wieszczem, to poeta już wśród współczesnych budził emocje i powodował spory.
W co zaopatrzył się młody Adam, wyruszając w podróż do Wilna?
Gdzie narodził się pomysł napisania „Pana Tadeusza”?
Która z kochanek Mickiewicza została upamiętniona jako Telimena?
Iwona Kienzler w swojej najnowszej książce przygląda się postaci Adama Mickiewicza głównie przez pryzmat jego życia prywatnego. Dzięki temu możemy m.in. poznać jego relacje z kobietami począwszy od tajemniczych Józi i Anieli przez legendarną Marylę Wereszczakównę, Konstancję Łubieńską ‒ urodziwą mężatkę, która skutecznie odciągnęła poetę od wstąpienia w szeregi powstańców, a skończywszy na „przeklętej towianicy”, Ksawerze Deybel.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 390
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Konsultacja: Sylwia Łapka-Gołębiowska
Redakcja: Ewa Popielarz
Korekta: Renata Kufirska-Biegajło
Skład: Igor Nowaczyk
Projekt okładki: Magdalena Wójcik
Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz
Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska
Zdjęcia na okładce i źródła ilustracji: zbiory Biblioteki Narodowej Polona.pl,
Wikimedia Commons, domena publiczna,
© Sergey Jarochkin/123rf.com
Zdjęcie autorki: © Maciej Zienkiewicz Photography
Producenci wydawniczy:
Anna Laskowska, Magdalena Wójcik, Wojciech Jannasz
Wydawca: Marek Jannasz
© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie pierwsze
Warszawa 2021
ISBN: 978-83-66966-03-1 (EPUB); 978-83-66966-04-8 (MOBI)
www.wydawnictwolira.pl
Wydawnictwa Lira szukaj też na:
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Każdy Polak wie, kim był Adam Mickiewicz. Dzieła tego wielkiego poety znajdują się w każdym polskim domu, chociażby dlatego, że są żelazną pozycją w kanonie lektur szkolnych. On sam, obok Juliusza Słowackiego, spoczywa w Krypcie Wieszczów Narodowych w królewskiej nekropolii, gdzie chowano polskich monarchów i wielkich wodzów, z Tadeuszem Kościuszką na czele. I słusznie, bowiem jak zauważa znawczyni jego twórczości, Alina Witkowska, „przez prawie dwa stulecia polskie życie duchowe nosi jego inicjały”[1]. Utwory Mickiewicza nie tylko, jak to się stało w przypadku Ballad i romansów, zmieniły oblicze polskiej literatury, ale także w zadziwiający sposób splotły się z ważkimi wydarzeniami w dziejach naszego kraju. Wystarczy przypomnieć słynne powiedzenie, ukute po wybuchu powstania listopadowego: „Słowo stało się ciałem, a Konrad Wallenrod – Belwederem”, czy inscenizację Dziadów wystawioną na deskach Teatru Narodowego przez Kazimierza Dejmka w 1967 roku, uznaną przez ówczesne władze za spektakl antyradziecki – zdjęcie jej z afisza stało się przyczynkiem do wybuchu studenckich manifestacji. Nad tożsamością zapowiedzianego przez wieszcza w III części Dziadów męża opatrznościowego „z matki obcej”, określonego tajemniczym imieniem „czterdzieści i cztery”, zastanawiały się pokolenia Polaków. W dobie zaborów widziano w nim samego Mickiewicza, Towiańskiego czy Napoleona Bonapartego, w okresie międzywojennym niektórzy uważali, iż zapowiadanym przez Mickiewicza wskrzesicielem Polski jest... prezydent USA Woodrow Wilson; inni przekonywali, że to Józef Piłsudski, a w czasach powojennych za owego namiestnika wolności uznano Jana Pawła II. Niemal za każdym razem dokonywano istnej ekwilibrystyki interpretatorskiej. W przypadku Karola Wojtyły zwracano na przykład uwagę, iż połączenie określeń „Polak Karol Kardynał Wojtyła Jan Paweł Drugi Papież” składa się z 44 liter, dzień wyboru Karola Wojtyły na papieża – 16 października – jest iloczynem liczb 4 i 4, natomiast jego działania zmierzające do zniesienia komunizmu zakończyły się w 1989 roku, a więc dokładnie 44 lata po zakończeniu II wojny światowej...
Mickiewicz jednak to nie tylko poeta – był też publicystą, działaczem emigracyjnym, nauczycielem oraz wykładowcą akademickim i wielkim wizjonerem, a nawet, pomimo że oficjalnie nie należał do żadnego stronnictwa, można by go nazwać politykiem. Patrząc na jego działalność, należałoby wręcz określić go mianem człowieka instytucji. Wprawdzie nie do końca z własnej woli, jednak zwiedził niemal całą Europę, choć nigdy w życiu nie był ani w Warszawie, ani w Krakowie... Piórem i swoimi poczynaniami zyskał natomiast uznanie jeszcze za życia. „Mówić o Mickiewiczu, to znaczy mówić o pięknie, słuszności i prawdzie, to znaczy mówić o sprawiedliwości, której był żołnierzem, o obowiązku, którego był bohaterem, o wolności, której był apostołem i o oswobodzeniu, którego jest zwiastunem”[2] – pisał o nim francuski autor Wiktor Hugo.
Po swojej śmierci, głównie za sprawą twórców, którzy jako pierwsi zajęli się biografią naszego narodowego wieszcza, Mickiewicz urósł do rangi nieomylnego mędrca, narodowej świętości; był istnym bóstwem spoglądającym na maluczkich z cokołu spiżowego pomnika. A przecież to też zwyczajny człowiek, który kochał, nienawidził i miał swoje słabostki oraz większe czy mniejsze grzechy, nieobce każdej istocie ludzkiej. Tymczasem pierwsi biografowie poety, z jego własnym synem, Władysławem, na czele gloryfikowali żywot twórcy Grażyny, starannie przemilczając niewygodne fakty z jego życiorysu, nazywane przez niektórych „plamami na słońcu”. Czynili tym samym z Mickiewicza iście pomnikową postać, wcielenie Konrada, który „kochał i cierpiał za miliony”. Na szczęście kolejnym badaczom z czasem udało się zdjąć ową pozłotkę okrywającą wizerunek Mickiewicza i ukazać jego bardziej ludzkie oblicze. I wówczas wyszło na jaw, że wielki poeta daleki był od ideału, za jaki wcześniej uchodził. Nawet jego pochodzenie wzbudzało zakłopotanie. Wywodził się z niezamożnej rodziny, szczycącej się jednak książęcym rodowodem, ale po latach prawo przynależności Mickiewiczów do szlacheckiego stanu bywało kwestionowane. Na domiar złego, jak się okazuje, przodkowie poety ze strony ojca byli modelowymi szlacheckimi zawadiakami, mającymi na swoim koncie karczemne awantury, zajazdy i procesy, a swój stan posiadania pomnażali często w nie do końca uczciwy sposób. W dodatku byli analfabetami, a pierwszym członkiem rodu, który posiadł trudną sztukę czytania i pisania, był ojciec Adama, Mikołaj. Trzeba przyznać, że tacy przodkowie nie stanowią powodu do dumy, zwłaszcza dla kogoś, kogo okrzyknięto wieszczem narodowym.
Co więcej, gdyby Mickiewicz żył dzisiaj, prawdopodobnie – tak jak wielki muzyk doby romantyzmu, Fryderyk Chopin, nie wspominając o otwarcie zdradzającym swoją ślubną małżonkę poecie, Zygmuncie Krasińskim – byłby bohaterem portali plotkarskich czy tabloidów. Sensację wzbudzałyby zapewne jego związki z kobietami, jako że wieszcz miał na swoim koncie romanse z mężatkami, a kiedy już założył rodzinę, żył w trójkącie, a zdaniem niektórych wręcz w czworokącie. Jego przynależność do towiańczyków czy kontrowersyjne poglądy także mogłyby być przedmiotem dysput, zwłaszcza że do ich głoszenia wykorzystywał katedrę uniwersytecką. Nic zatem dziwnego, że pomimo okrzyknięcia Mickiewicza narodowym wieszczem jeszcze za jego życia, poeta budził niemałe kontrowersje wśród jemu współczesnych. Problem z Mickiewiczem polegał również na tym, że trudno było go dopasować do jakiegokolwiek stronnictwa. Konserwatyści, a zwłaszcza monarchiści, uważali go za lewicującego liberała (dziś z całą pewnością przypięto by mu łatkę lewaka), z kolei demokratów i wolnomyślicieli raziła jego ostentacyjna religijność – a przecież jego dzieła były potępione przez papieża i wpisane do Indeksu ksiąg zakazanych. Kontrowersyjna była też jego przynależność do sekty Towiańskiego, z którą zresztą ostatecznie wziął rozbrat, decydując się iść swoją drogą i kreując własną wizję odrodzonej ojczyzny. Co gorsza, nie brakowało krytyków jego twórczości – dla wielu jedynym utworem Mickiewicza wartym uwagi była Oda do młodości, ewentualnie Dziady, a wielka epopeja narodowa, za jaką dziś uważamy Pana Tadeusza, okazała się wydawniczym niewypałem – większość nakładu zalegała na półkach księgarskich. I to przez lata.
Biografowie poety, czyniąc z niego ikonę czy – jak kto woli – pomnik z brązu, dość osobliwie potraktowali również sferę intymną jego życiorysu. Przez lata do rangi romantycznej legendy urosła zupełnie nieprawdziwa historia jego związku z Marylą Wereszczakówną. Kolejną kobietą, która pojawiła się w życiu Mickiewicza, miała być jego żona Celina, poślubiona przez wieszcza w 1834 roku, a więc po 10 latach od rozstania z Marylą. Trudno zakładać, że młody, zdrowy i pełen życia mężczyzna przez ten czas stronił od płci pięknej i żył w celibacie, a jednak do takiego wniosku można dojść, czytając wynurzenia Władysława Mickiewicza czy innych biografów, których – zważywszy na ton wypowiedzi – należałoby raczej uznać za hagiografów. Jak się okazuje, pozostałe kobiety w życiu wieszcza otoczono zmową milczenia, zwłaszcza jeżeli łączył je z Mickiewiczem jedynie przelotny romans, od których zresztą poeta nie stronił. Dotyczy to zwłaszcza jego ostatniej partnerki, Ksawery Deybel, z którą związał się już jako żonaty mężczyzna i z którą miał przynajmniej jedno dziecko. To właśnie ona okazała się najciemniejszą plamą w życiorysie tego wielkiego człowieka, dlatego celowo skazano ją na zapomnienie, przemilczając jej rolę w życiu Mickiewicza. A przecież była to jedyna kobieta, z którą poecie udało się nawiązać prawdziwie partnerską relację.
Niniejsza publikacja dotyczy życia prywatnego autora Pana Tadeusza, w tym jego relacji z kobietami, począwszy od tajemniczych Józi i Anieli poprzez legendarną Marylę i Konstancję Łubieńską, urodziwą mężatkę, która skutecznie odciągnęła poetę od wstąpienia w szeregi powstańców, a skończywszy na „przeklętej towianicy”, Ksawerze Deybel. Wszak jak kiedyś powiedział wybitny rosyjski pisarz Andriej Płatonow, mężczyzna bez kobiety jest jak parowóz bez pary...
Dwór w Zaosiu, jedno z domniemanych miejsc urodzenia Adama Mickiewicza
(rys. Napoleon Orda, litografia z 1876 r.)
Historykom i badaczom twórczości wieszcza udało się ustalić genealogię rodu Mickiewiczów do szóstego pokolenia wstecz. Zweryfikowali przy okazji popularną wśród członków tej rodziny tezę wywodzącą ich rodowód od znamienitego książęcego rodu Giedroyciów, którego pierwszym przedstawicielem miał być brat wielkiego litewskiego księcia Trojdena – Giedrus. Historię o książęcym pochodzeniu po mieczu powielało zresztą wielu badaczy Mickiewicza, jak chociażby Konstancja Skirmunttowa, która pisała o tym w swoim artykule zamieszczonym na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” z 1903 roku, powołując się na kronikę Macieja Stryjkowskiego. Do tego dzieła odwoływał się również historyk literatury, a zarazem profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Józef Tretiak, w swojej pracy Młodość Mickiewicza wydanej w 1898 roku w Petersburgu. Zdaniem tego ostatniego ród Mickiewiczów wprawdzie należał do drobnej i ubogiej szlachty litewskiej, ale „opierając się na Kronice Stryjkowskiego, można przypuszczać, że rodzina poety była w istocie książęcego pochodzenia”[1]. Jednocześnie dodaje, iż „w tradycyi rodzinnej nie przechowało się nic, coby świadczyło, że ona odgrywała kiedykolwiek ważniejszą rolę, nie tylko w całej Rzpltej, ale i w któremkolwiek województwie, a nawet w którejkolwiek parafii”[2]. Wspomniane przez Skirmunttową i Tretiaka źródło to wydana w Królewcu w 1528 roku Kronika polska, litewska, żmudzka i wszystkiéj Rusi będąca pierwszą drukowaną historią Europy Wschodniej, obejmująca dzieje tego obszaru do 1581 roku. Zdaniem współczesnych historyków kronika stanowi dość udaną kompilację dzieł wcześniej tworzących dziejopisarzy: Jana Długosza i Macieja Miechowity, oraz licznych, dziś już nieistniejących, kronik rękopiśmiennych.
Mickiewiczowie pieczętowali się herbem Poraj, którego nazwę tradycja wywodzi od brata samego Świętego Wojciecha, Poraja, protoplasty tego rodu w Polsce. Ów znamienity mąż miał przybyć do naszego kraju w orszaku Dąbrówki, a potem osiąść w Wielkopolsce. W 1413 roku w wyniku unii horodelskiej herb został przeniesiony na Litwę i przyjęty przez tamtejszego bojara Mikołaja Bylinę. Z kolei nazwisko Mickiewicz, zdaniem części badaczy, to patronimikum od białoruskiego imienia Micka(-ko) bądź polskiego Micek. Jan Bystroń, autor opracowania Nazwiska polskie, wywodzi je od imienia Dymitr, którego zdrobnieniem jest właśnie Mićka, przekształcony potem na Mickiewicza.
Sami Mickiewiczowie nie mieli najmniejszej wątpliwości co do swego szlacheckiego czy wręcz książęcego pochodzenia, ale złośliwy los sprawił, że musieli udowadniać swoje szlachectwo na drodze urzędowej. I to bynajmniej nie tylko ze względów ambicjonalnych. Prawodawstwo rosyjskie, obowiązujące na obszarach niegdysiejszej Rzeczpospolitej, a więc także na Litwie, gdzie mieszkali członkowie tego rodu, nakładało bowiem wymóg udowodnienia szlacheckiego pochodzenia. Ze zrozumiałych względów dotyczyło to jedynie drobnej szlachty, zwłaszcza że – jak zauważa przywoływany już wcześniej Tretiak: „ubogich, ciemnych, przy ziemi rosnących rodzin szlacheckich, które słusznie czy niesłusznie szczyciły się książęcem pochodzeniem, było niemało na Litwie”[3]. Sprawdzaniem wszelkiego rodzaju tytułów, nobilitacji czy indygenatów zajmowała się heroldia mająca swoją siedzibę w Petersburgu. Z jej ramienia na terenie zaboru rosyjskiego działały specjalne komisje, przed którymi drobni szlachetkowie prezentowali zachowane w rodzinnych zasobach dokumenty i dowody poświadczające ich pochodzenie. A było o co walczyć: ci, których szlachectwo zakwestionowali carscy urzędnicy, automatycznie uznani byli za chłopów, a to oznaczało nie tylko obowiązkową służbę wojskową, trwającą – bagatela! – dwadzieścia pięć lat, ale nawet, w przypadku ewentualnej kolizji z prawem, możliwość orzeczenia przez sąd haniebnej kary chłosty. O ile rządowi zależało na upokorzeniu drobnej, patriotycznie nastawionej szlachty, o tyle pomniejsi urzędnicy mieli na celu zdobycie dodatkowych dochodów, dlatego za łapówkę przymykali oko na wątpliwej jakości dowody przedstawione przez wykazujących swoje pochodzenie petentów.
Trzeba przyznać, iż Mickiewiczowie bronili swego prawa przynależności do szlacheckiej braci z uporem i konsekwencją. Po raz pierwszy sprawa dotycząca ich pochodzenia trafiła do rąk dociekliwych carskich urzędników 29 listopada 1804 roku, kiedy Mikołaj Mickiewicz, ojciec Adama, przedłożył przed stosowną komisją guberni litewsko-grodzieńskiej „Wywód familii rodzonych Mickiewiczów herbu Poraj”. Współcześni historycy zwracają jednak uwagę, że w owym dokumencie wśród przodków występują wyłącznie imiona typowo polskie i katolickie, próżno natomiast szukać Fiodorów, Wasylów czy Dymitrów, charakterystycznych dla antenatów litewskiej szlachty. Stąd wniosek, iż złożeniu dokumentów towarzyszył dość hojny datek finansowy wręczony członkom stosownej komisji, zwłaszcza że ostatecznie carscy urzędnicy, nie dowierzając starożytności rodu Mickiewiczów, zakwalifikowali ich w 1808 roku do pierwszej kategorii szlachectwa, sięgającego nie dalej niż sto lat wstecz. Andrzej Syrokomla-Bułhak twierdzi wręcz, iż przedłożony przez Mikołaja dokument został najzwyczajniej w świecie spreparowany, co dla adwokata i komornika sądowego, którym był ojciec poety, nie stanowiło specjalnie trudnego zadania, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego stosunki w palestrze. Z zachowanych dokumentów wynika jednak, iż rodzina poety broniła praw do tytułu jeszcze za życia bohatera naszej opowieści – w 1839 i 1840 roku. Urzędnicy heroldii ostatecznie uznali ich prawo do tytułu i herbu dopiero w 1842 roku, kończąc tym samym wszelkie spekulacje co do rzekomo plebejskiego rodowodu Mickiewiczów. Co ciekawe, ojciec poety, Mikołaj, musiał udowadniać swoje szlacheckie pochodzenie jeszcze w czasach przedrozbiorowych, i to przed sądem. W 1787 roku pewien szlachcic, Franciszek Janiszewski, oskarżył bowiem jego rodzinę ni mniej, ni więcej, jak tylko o przywłaszczenie sobie tytułu, rozgłaszając wszem wobec, iż pradziad Mickiewicza był synem chłopów pańszczyźnianych i miał na imię Chwiedor (według niektórych źródeł: Hrehory). Mickiewiczowie proces wygrali, a pieniacz został skazany na infamię i pokrycie kosztów sądowych. Zresztą sam Janiszewski musiał doskonale zdawać sobie sprawę, iż jest na z góry przegranej pozycji, skoro nawet nie raczył pojawić się na rozprawie.
Jeżeli chodzi o przodków po mieczu, to badaczom losów twórcy Pana Tadeusza udało się ustalić, iż przynajmniej cztery pokolenia Mickiewiczów poprzedzających narodziny słynnego poety uważało się za szlachciców i wiodło życie godne przedstawicieli tej warstwy. Prapradziadkiem Adama był Krzysztof, posługujący się rodowym przydomkiem Rymwid, syn niejakiego Walentego z Mickowiec. To właśnie on osiadł w Lidzie pod Nowogródkiem, zapoczątkowując linię Mickiewiczów herbu Poraj. Zgodnie z rodzinną tradycją jego syn, a zarazem pradziadek autora Reduty Ordona, Jakub, walczył w konfederacji w obronie praw do tronu Stanisława Leszczyńskiego i zmarł przed 1770 rokiem. Wdowa po nim, Marianna z Leszczyłowskich, nabyła folwark Horbatowicze, o którym zresztą jej prawnuczek wspomniał w Panu Tadeuszu. Odziedziczył go Jakub Mickiewicz, dziad poety po mieczu, konfederat barski, który bogato się ożenił – jego małżonka, z domu Pękalska, której imię nie zachowało się dla potomności, wniosła mu w posagu istną fortunę, w skład której wchodziły nie tylko 4 tysiące złotych polskich, ale także „pierścionek z 7 diamencikami, i bransoletka rubinowa perłami przenizana i sreberka stołowe”[4]. Jakub otrzymał również za bliżej nieokreślone zasługi tabakierkę od ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego, też zresztą uwiecznioną w naszej narodowej epopei. Miał czterech braci: Adama, Józefa, Stefana i Bazylego, ale żaden z Mickiewiczów nie cieszył się wśród okolicznych mieszkańców estymą ani sympatią.
Historycy zgodnie twierdzą, iż bracia Mickiewiczowie, w tym także dziad bohatera naszej opowieści, nie posiedli trudnej sztuki pisania i czytania, albo wręcz – jak chcą niektórzy badacze – byli półanalfabetami, czyli umieli wyłącznie czytać, co nie przeszkadzało im w liczeniu pieniędzy i skutecznym pomnażaniu stanu swego posiadania. Udzielali pożyczek, i to na wysoki procent, kredytując niemal wyłącznie utracjuszy i pijaków, co wbrew pozorom okazało się nader intratnym interesem: dłużnicy byli niewypłacalni, a ich majątek z reguły już po roku przechodził na własność wierzycieli. Mickiewiczowie słynęli też z krewkiego temperamentu i skłonności do awantur, a największym awanturnikiem wśród nich był niewątpliwie Bazyli. Euzebiusz Łopaciński, który skrupulatnie przeglądał wileńskie archiwa w okresie międzywojennym, walnie przyczyniając się do ustalenia szczegółów dotyczących przodków Adama Mickiewicza, wystawia mu nie najlepszą opinię: „zajadły i bezwzględny – pożyczający pieniądze rozmaitym utracjuszom [...] na wysokie procenta [...] często posługiwał się intrygą, gdy mu to było dogodnem”[5]. Stryjeczny dziadek wieszcza przyjaźnił się z bratem żony swojego brata, Adama, Janem Saplicą, z którym stworzył iście diabelski duet, dając się bardzo we znaki okolicznej szlachcie. Zdaniem Łopacińskiego, obaj krewcy i zadziorni, mężczyźni byli oskarżani o liczne „gwałty i najazdy”. Z czasem jednak dawni kompani pokłócili się o pieniądze, a cała sprawa miała tragiczny koniec – wdali się w bójkę 23 kwietnia 1799 roku, a nieszczęsny Bazyli zmarł wskutek odniesionych wówczas obrażeń. Jan stanął oczywiście przed sądem, ale utrzymywał, iż jest niewinny. Jego zdaniem faktycznie Mickiewicz odwiedził go feralnego dnia i rzeczywiście się pokłócili, ale bynajmniej nie doszło między nimi do rękoczynów. Według Saplicy nieszczęsnego Bazylego wyprawiła na tamten świat jego własna klacz, która akurat wówczas się oźrebiła. Jej właściciel, znajdujący się w stanie upojenia alkoholowego, zachwycony małym źrebakiem, chciał pocałować jego matkę w tylną nogę, co niezbyt spodobało się kobyle i zwierzę kopnęło go w głowę. Jednak świadkowie twierdzili, że było zupełnie inaczej: Saplica miał najpierw pobić swego niegdysiejszego przyjaciela buławą, a potem stratować go koniem. W efekcie Jan został uznany winnym i sąd skazał go na rok więzienia, grzywnę oraz opłacenie kosztów sądowych. Po wielu latach jego nazwisko, w nieco zmienionej wersji, unieśmiertelni bratanek ofiary tej utarczki...
Trzy lata po tym incydencie zmarł tragicznie brat Bazylego, Adam, śmiertelnie pobity w trakcie burdy ulicznej przez żołnierzy z pułku tatarsko-litewskiego stacjonującego wówczas w Nowogródku. Sam Jan Saplica jeszcze niejeden raz napsuł krwi krewnym naszego narodowego wieszcza, w tym ojcu poety, Mikołajowi. Ten jako adwokat rodziny systematycznie składał skargi na mordercę swojego brata, zwłaszcza kiedy zamieszkał w Nowogródku, dokąd z czasem przeniósł się wraz z rodziną. W jednym z pism adwokat skarżył się, że Saplica „całą familię jeszcze Mickiewiczowską wybić i domy ich podpalić odkazuje się”[6], a nawet „czatuje na zabicie mnie samego, lub przez zemstę na podpalenie domu mego w mieście Nowogródku”[7]. Na szczęście do tragedii nie doszło, a po 1806 roku urywają się informacje odnośnie do sporu Mickiewiczów z Janem.
Bez wątpienia ojciec Adama Mickiewicza, Mikołaj, prezentował się wyjątkowo korzystnie na tle swoich męskich krewnych: nie dość, że w przeciwieństwie do nich potrafił czytać i pisać, to jeszcze zdobył solidne wykształcenie. Ojciec wysłał go do szkoły jezuickiej w Nowogródku i to wystarczyło, by jako dwudziestokilkuletni młodzieniec w czasie Sejmu Czteroletniego został rejentem nowogródzkiej komisji porządkowej cywilno-wojskowej. Po trzecim rozbiorze, kiedy Nowogródek, gdzie mieszkał Mikołaj, znalazł się pod zaborem rosyjskim, ojciec przyszłego wieszcza został komornikiem miejskim i adwokatem przy sądach niższych. W spadku po tragicznie zmarłych stryjach, Bazylim i Adamie, dostał mu się folwark Zaosie, który odziedziczył razem z siostrą Barbarą i w którym w 1799 roku zamieszkał z żoną i dziećmi. Samo Zaosie stało się własnością Mickiewiczów w dość dramatycznych okolicznościach. Jego właściciele, bracia Janowiczowie, niefrasobliwie zadłużyli się u Mickiewiczów i nie zamierzali oddać pieniędzy, skutkiem czego stryjeczni dziadkowie bohatera naszej opowieści zorganizowali zbrojny najazd na Zaosie, który jednak ich dłużnicy skutecznie odparli. Niezrażeni tym Mickiewiczowie ponowili próbę w 1784 roku, odnosząc sukces i przejmując folwark.
Jeżeli wierzyć najstarszemu synowi Mikołaja, Franciszkowi, jego ojciec był człowiekiem niezmiernie oczytanym, interesował się poezją, przede wszystkim utworami Jana Kochanowskiego i jego bratanka, Piotra, autora tłumaczenia eposu Goffred albo Jeruzalem wyzwolona pióra Torquata Tassa. Zdaniem starszego brata wieszcza pan Mickiewicz szczególnie upodobał sobie to ostatnie dzieło, którego obszerne fragmenty cytował z pamięci. Ponoć nawet sam parał się poezją, aczkolwiek pisywał głównie do szuflady, sporadycznie czytując swoje utwory w gronie najbliższych. Taki sam obraz Mikołaja zostawił potomnym syn, a zarazem kustosz pamięci naszego wieszcza, Władysław Mickiewicz, a za nim tezę o poetyckich zamiłowaniach i zdolnościach ojca Adama Mickiewicza powtarzali jak mantrę kolejni biografowie poety, z profesorem Stanisławem Pigoniem, jednym z najważniejszych mickiewiczologów, na czele. Tymczasem Mikołaj był nieodrodnym dzieckiem swojej epoki, pod względem charakteru i zapalczywości dorównującym niewykształconym braciom, skoro w nowogródzkich archiwach zachowało się zeznanie woźnego miejscowego sądu, zaświadczającego, iż Mickiewicz pobił swojego kolegę z tamtejszej palestry, Tadeusza Haciskiego (Hatowskiego), wyrywając mu przy okazji całą garść włosów z głowy... Nie wiemy, czym nieszczęsny adwokat zirytował ojca poety, wątpliwe jednak, by pan Mikołaj w trakcie owej bijatyki deklamował swojemu adwersarzowi ustępy z Kochanowskiego. Być może przyczyną konfliktu było to, że Haciski miał znacznie więcej klientów niż Mickiewicz, a co gorsza, byli oni znacznie bogatsi od tych, których interesy reprezentował Mikołaj. Na domiar złego petenci ojca poety nie zawsze byli zadowoleni z jakości świadczonych przez niego usług, skoro pewnego dnia klientka Mikołaja, niejaka Daneykowa, nieusatysfakcjonowana wynikiem sprawy rozwodowej, którą w jej imieniu prowadził, nasłała na niego wynajętych zbirów, którzy dotkliwie go pobili. Bywało jednak, iż potrafił zadbać o swoje interesy, o czym świadczy konflikt między nim a „starozakonnym Jankielem Josielewiczem”, złotnikiem z Nowogródka. Przez niemal trzy lata procesowali się o... trzy srebrne łyżeczki, miedzianą jednorublówkę oraz żelazko do prasowania. Ostatecznie Mickiewicz wyszedł z całej sprawy z tarczą, bowiem Jankiel został uznany winnym chęci przywłaszczenia sobie rzeczonych dóbr i musiał zapłacić 700 złotych, zabezpieczonych na leżącym i ruchomym majątku nieuczciwego, przynajmniej zdaniem sądu, złotnika.
Może pan Mikołaj nie był urodzonym poetą, ale z całą pewnością miał dość pokaźną bibliotekę, z której korzystali jego synowie, z Adamem na czele. Niewątpliwie był też wielkim patriotą, a nawet – jak głosiła rodzinna tradycja – brał udział w insurekcji kościuszkowskiej, dosługując się stopnia rotmistrza. Jak wspominał brat wieszcza, Franciszek, w rodzinnym domu Mickiewiczów z pietyzmem przechowywano ojcowski uniform z czasów Kościuszki. Wprawdzie współczesnym historykom nie udało się znaleźć żadnego potwierdzenia na uczestnictwo Mikołaja w powstańczym zrywie, ale jego patriotyzm, którym zaraził swoich synów, podobnie jak bezkrytyczną miłością do Napoleona Bonapartego, nie podlega dyskusji.
Z całą pewnością na krewkiego Mikołaja korzystny wpływ wywarła jego żona, którą poślubił w 1795 roku (dzienna data nie jest znana), Barbara z Majewskich, córka Mateusza i Anny z Orzeszków, kobieta z natury spokojna i zrównoważona. Kiedy rodzice Mickiewicza stanęli na ślubnym kobiercu, byli jak na ówczesne obyczaje w dość zaawansowanym wieku: Mikołaj dobiegał trzydziestki, natomiast jego wybranka miała aż dwadzieścia osiem lat, zatem biorąc pod uwagę ówczesne kryteria, należałoby ją uznać za starą pannę. Nie wiemy, w jakich okolicznościach rodzice Adama się poznali ani co sprawiło, że obdarzyli się uczuciem. Ojciec przyszłej pani Mickiewiczowej, Mateusz, był ekonomem w majątku Józefa i Anieli Uzłowskich, a kiedy się zestarzał i nie mógł już pracować, jego niegdysiejszy pracodawca pozwolił mu dokończyć żywota na łaskawym chlebie, zapewniając mu utrzymanie i wszelkie wygody. Być może łaskawość Uzłowskiego wynikała z tego, iż niegdysiejszy ekonom podejmował się w jego imieniu nawet „zadań specjalnych”. Wiemy bowiem, że w 1794 roku zorganizował i poprowadził najazd na majątek niejakich Greczychów, sąsiadów, z którymi jego chlebodawca był skonfliktowany. Były pracodawca Mateusza Majewskiego otoczył opieką także jego córkę, która w domu Uzłowskich pełniła rolę panny respektowej, jak nazywano niezamężne kobiety mieszkające stale u bogatszych krewnych bądź obcych, ale zamożnych ludzi i będące na ich utrzymaniu. Nie oznacza to jednak, iż niewiasty te spędzały całe dnie na słodkim nieróbstwie, wręcz przeciwnie, miały całkiem spory zakres obowiązków: nie tylko towarzyszyły pani domu, spełniając jej życzenia, ale także czytały na głos domownikom, zabawiały gości, a często wręcz przejmowały nadzór nad całym domostwem.
Szlachectwo Majewskich, pieczętujących się herbem Starykoń, nigdy nie było podawane w wątpliwość, ale mimo to matka Adama Mickiewicza stała się przyczyną sporu co do... pochodzenia etnicznego naszego wieszcza. Zdaniem wielu za jej sprawą w żyłach twórcy Dziadów płynęła żydowska krew!
Paradoksalnie do tezy o swoim żydowskim pochodzeniu przyczynił się sam wieszcz, a przynajmniej tak twierdził znający go osobiście hrabia Ksawery Branicki. Według niego Mickiewicz miał mu kilkakrotnie powiedzieć: „Mój ojciec z Mazurów, matka moja Majewska z wychrztów, jestem więc na pół Lechitą, na pół Izraelitą... i tym się szczycę!”[8]. Z kolei inny wielki polski poeta doby romantyzmu, Zygmunt Krasiński, przyznał w liście do Augusta Cieszkowskiego z 13 lipca 1848 roku, że autor Pana Tadeusza to „doskonały Żyd. Czy wiesz, że matka jego była Żydówką, która się przechrzciła przed pójściem za ojca jego? Niezawodnie. Stąd w tym człowieku taki zakrój. Kabała, Talmud, Dawid... energia... wszystko razem. Miłość ojczyzny i Wallenrodyzm”[9]. Badacze i znawcy twórczości polskich romantyków zwracają uwagę, aby nie brać tego twierdzenia Krasińskiego na poważnie, wszak jego niechęć do członków narodu wybranego oraz bezustanne tropienie wszędzie żydowskich spisków są powszechnie znane. Tymczasem Branicki, nawiasem mówiąc spowinowacony z twórcą Nie-Boskiej komedii, zdaniem wielu najzwyczajniej w świecie zmyślił cytowaną wcześniej rzekomą wypowiedź Mickiewicza, być może chcąc wejść w tej kwestii w polemikę z hrabią Stanisławem Tarnowskim, przedstawicielem ultrakonserwatywnego środowiska krakowskiego, a jednocześnie wielkim admiratorem twórczości Mickiewicza. W przedmowie do wydanej przez siebie w 1879 roku elegii hebrajskiego rabina Herschela Schossburga Brama pokuty Branicki poszedł jeszcze dalej, stwierdzając, że nikt z Polaków, ani on sam, ani hrabia Tarnowski, nie może być pewien, czy w jego żyłach nie płynie choćby kropla krwi synów Abrahama. Nie wiadomo, jaki cel przyświecał Branickiemu; być może chciał dać Tarnowskiemu do ręki argument przeciwko antysemitom. Wiadomo za to, że hrabia był oburzony falą nastrojów antyżydowskich, widocznych zwłaszcza na terenie Królestwa Polskiego, uznając antysemityzm za chorobę, która „niegodziwa, niechrześcijańska i niezgodna z cywilizacją, rozeszła się po całej Europie jak zaraza”[10]. Natomiast sam Mickiewicz bezspornie fascynował się kulturą żydowską – nie tylko dążył do równouprawnienia polskich Żydów, ale też chciał ich włączyć w walkę o odzyskanie wolności przez Polskę – ale to przecież nie dowodzi jego żydowskich korzeni. Podobnie jak wykład poety w Collège de France, kiedy to nazwał zbrodnią narodową sposób przedstawienia przez Krasińskiego Żydów w jego sztandarowym dziele: Nie-Boskiej komedii.
Dodatkowy asumpt do postawienia tezy o żydowskim pochodzeniu matki wieszcza dała twórczość Mickiewicza, a konkretnie fragment pojawiający się dwukrotnie w scenie 5 III części Dziadów, zwanej Widzeniem księdza Piotra. Chodzi oczywiście o „wskrzesiciela narodu”, o którym kapłan mówi: „Z matki obcej; krew jego dawne bohatery, | A imię jego będzie czterdzieści i cztery”. Mickiewicz, zapytany, kogo miał na myśli, odpowiadał różnie, ale raz wyznał, że chodziło mu o samego siebie, a skoro wspomniał o „obcej matce”, zaczęto doszukiwać się cudzoziemskiego elementu w rodowodzie pani Barbary Mickiewiczowej. I znaleziono: Majewscy mieli być nawróconymi Żydami, a konkretnie – frankistami, jak nazywano członków sekty Jakuba Franka, a zwłaszcza tych, którzy z czasem przeszli na chrześcijaństwo. Niektórzy z owych neofitów zostali nawet adoptowani do herbu przez swoich rodziców chrzestnych. Jak szacują historycy, ochrzczonych frankistów było około pół tysiąca, a znacznej części z nich udało się wybić i zdobyć zarówno majątek, jak i wysoki status społeczny. Wiadomo, że całkiem liczna grupa osiadła w Warszawie i – przynajmniej do wybuchu powstania listopadowego – tworzyła zamknięte środowisko, którego członkowie zawierali małżeństwa wyłącznie między sobą. Wszyscy nosili nazwiska polskie, brzmiące jak typowe miana szlacheckie. Wśród owych neofitów znajdziemy też Majewskich, stąd wersja o żydowskich korzeniach matki poety.
Aleksander Kraushar w swojej książce Frank i frankiści polscy wymienia Annę Majewską, żonę Hillela, Żyda wywodzącego się z Turcji. Idąc tym tropem, inny badacz, Mateusz Mieses, uznał, iż ów Hillel przyjął na chrzcie imię Mateusz i był ojcem Barbary Majewskiej. Kiedy jednak uważnie przyjrzano się tej hipotezie, odkryto, że nie ma dowodów, iż rzeczony neofita osiadł wraz z małżonką na Litwie, wobec czego teoria ta została zarzucona. Zdaniem innych Barbara pochodziła od Józefa Jerzego Majewskiego, intendenta komory płockiej, neofity, którego nobilitowano na mocy konstytucji sejmowej z 1768 roku. Okazało się jednak, iż jego potomkowie osiedlili się w Ostrołęce i z czasem ulegli zruszczeniu, a rodzina pani Mickiewiczowej z pewnością zruszczona nie była – ona sama uważała się za Polkę i była wielką patriotką. Niektórzy badacze poszli jeszcze dalej, doszukując się osób wyznania mojżeszowego wśród przodków Barbary ze strony matki, Anny Orzeszko, ale i tu ich nie znaleziono. Ustaleniem genealogii Barbary Mickiewiczowej zajmował się też w okresie międzywojennym wspomniany wcześniej Euzebiusz Łopaciński, który na podstawie dokumentacji odnalezionej w białoruskich i litewskich archiwach stwierdził bezspornie, że matka bohatera naszej opowieści wywodziła się z osiadłej w województwie nowogródzkim rodziny Majewskich pieczętujących się herbem Starykoń i mających przydomek Murawiec. Jej rodzicami byli Mateusz i Anna z Orzeszków Majewscy, którzy poza Barbarą doczekali się jeszcze trójki potomstwa: Ignacego, Onufrego i Marianny. Ustalenia przedwojennego badacza potwierdził już we współczesnych czasach białoruski historyk Sergiusz Rybczonek, na podstawie niedostępnych przez dziesiątki lat dla polskich badaczy i historyków akt sądowych z Narodowego Archiwum Historycznego w Mińsku. Dzięki jego poszukiwaniom udało się udokumentować wcześniejsze ustalenia, iż wśród przodków poety ze strony matki nie ma ani dworskich Żydów, ani frankistów, ani Żydów przybyłych z Turcji.
Z kolei zdaniem jednego z biografów poety, Tomasza Łubieńskiego, całe zamieszanie dotyczące rodowodu Barbary z Majewskich Mickiewiczowej wzięło się stąd, iż w gronie frankistów faktycznie byli Majewscy, ale nie pieczętowali się oni herbem Starykoń, tylko Łabędź. Z całą pewnością natomiast z frankistów wywodziła się żona Adama, Celina Szymanowska, a decyzja o jej poślubieniu ściągnęła na Mickiewicza niechęć polskich emigrantów. Pisząc o tym, Łubieński przywołuje pewien incydent ze ślubu poety, kiedy to Niemcewicz usłyszał, jak ktoś z gości obecnych w kościele mówi teatralnym szeptem: „oto cudem niesłychanym złączył się Niemen z Jordanem”. „Gdyby Majewscy byli frankistami, choćby w podejrzeniu, ów zmyślny wierszyk brzmiałby całkiem inaczej”[11] – zauważa biograf Mickiewicza. Z kolei amerykański historyk, Roman Koropeckyj, w swojej publikacji poświęconej polskiemu wieszczowi AdamMickiewicz. Życie romantyka uznaje sprawę żydowskiego pochodzenia poety za kwestię nierozwiązaną i wciąż otwartą. Twierdzi, że prawdy nie poznamy już nigdy, a wszelkie spekulacje na ten temat dowodzą jedynie skomplikowanych relacji polsko-żydowskich w ostatnich dwóch stuleciach.
Najnowsze badania wskazują jednak, iż w żyłach naszego narodowego wieszcza faktycznie płynęła obca krew, ale nie żydowska, lecz tatarska. Okazuje się bowiem, że babcia Mickiewicza ze strony ojca, Barbara, wywodziła się z osiadłej pod Nowogródkiem szlachty pochodzenia tatarskiego, rodziny Tupalskich, której niektórzy członkowie jeszcze w XIX stuleciu wyznawali islam. Co ciekawe, tatarskimi korzeniami szczycił się także inny wybitny polski literat – Henryk Sienkiewicz.
Jednak sprawa rodowodu matki Mickiewicza nie jest jedyną kwestią zaprzątającą głowy badaczy jego życia i twórczości. Kolejną zagadką jest bowiem miejsce, a nawet data przyjścia na świat wielkiego poety.
Większość biografii oraz biogramów autora Dziadów jako miejsce urodzenia poety podaje dwa możliwe miejsca: Nowogródek, gdzie wówczas mieszkała rodzina Mikołaja, lub Zaosie, które w dniu urodzin Adama należało jeszcze do Bazylego Mickiewicza, pozostającego w dobrej komitywie z Janem Saplicą. Ten ostatni, jak wiemy, w kwietniu następnego roku wyprawi Bazylego na łono Abrahama. Syn, a zarazem biograf poety, Władysław Mickiewicz, stanowczo twierdził, iż jego ojciec przyszedł na świat w folwarku należącym wówczas do jego stryja w Wigilię Bożego Narodzenia 1798 roku, ale francuski akt zgonu poety wymienia Nowogródek. Natomiast sam wieszcz, opisując w swojej korespondencji oglądany wówczas po raz pierwszy Konstantynopol, przyznał, iż peryferie tureckiej metropolii przywodzą mu na myśl małe miasto, w którym się urodził, a Zaosia przecież w żaden sposób za miasto ani nawet za miasteczko uznać nie można. Jednak poeta przeczył sam sobie i najwyraźniej nie miał pewności, gdzie matka go powiła. Na obiedzie wydanym przez księcia Adama Czartoryskiego 9 września 1855 roku, kiedy arystokrata wzniósł toast na jego cześć węgrzynem, życząc jednocześnie, by ten zacny trunek przypomniał Mickiewiczowi jego ojczyznę, wieszcz ze spokojem odpowiedział, że „urodził się i wychował w zaścianku, gdzie nie znano wina, a jeśli pito, to tylko miód polski”[12]. Wielu biografów Mickiewicza daje wiarę jego młodszemu bratu, Aleksandrowi, który chcąc wyjaśnić tajemnicę miejsca narodzin Adama, przeprowadził prywatne śledztwo. Jego wynikami podzielił się w liście do najstarszego z braci, Franciszka: „Adam urodził się w Zaosiu, a to takim składem rzeczy: Zaosie wtenczas należało do stryjów ojca naszego, jeden z nich umarł, a drugi wezwał ojca do zarządu, rodzice więc nasi w 1798 roku w grudniu pojechali do Zaosia i tam 24 grudnia urodził im się Adam”[13]. Stwierdzenie Aleksandra uznano zatem za pewnik i przez lata to właśnie Zaosie we wszystkich opracowaniach dotyczących życia i twórczości autora Konrada Wallenroda figurowało jako miejsce jego urodzenia. Do czasu, gdy sprawie tej w 1870 roku nie przyjrzał się poeta i dziennikarz, Wincenty Korotyński. Wnikliwemu badaczowi amatorowi udało się ustalić, iż od grudnia 1798 roku do lutego 1799 roku na Nowogródczyźnie panowały siarczyste mrozy. Posiłkując się danymi uzyskanymi z Obserwatorium Warszawskiego, ustalił, że w owym czasie temperatura spadła poniżej –20 stopni Celsjusza. Zwrócił jednocześnie nader przytomnie uwagę, iż żadna mająca olej w głowie ciężarna niewiasta nie wyruszałaby w tych warunkach w podróż, zwłaszcza jeżeli, jak to było w przypadku Barbary Mickiewiczowej, była tuż przed terminem porodu. Taki pomysł mógłby wprawdzie przyjść do głowy kobiecie będącej po raz pierwszy w ciąży, ale przecież żona Mikołaja miała urodzić drugie dziecko – w sierpniu 1796 roku powiła Franciszka Benedykta, swojego pierworodnego syna. Poza tym droga była długa i niebezpieczna: chcąc dojechać z Nowogródka do zaścianka Bazylego Mickiewicza, należało pokonać 50 kilometrów, okrążając jezioro Świteź. Dla ówczesnych ludzi, podróżujących powozami bądź saniami, była to prawdziwa wyprawa, z całą pewnością niewskazana dla kobiety będącej w ostatnich dniach ciąży. Stąd Korotyński wysnuł wniosek, iż poeta przyszedł na świat w Nowogródku, a nie w Zaosiu, co poparł relacją niejakiej Gafowiczowej (Gafojczowej), żyjącej jeszcze w 1859 roku. Starsza pani stanowczo twierdziła, że przyszły poeta urodził się właśnie w Nowogródku, a nawet wskazała dom, w którym doszło do tego wydarzenia. Za Nowogródkiem optuje także Piotr Chmielowski, polski historyk literatury, w biografii wieszcza z 1886 roku. Przywołuje on jednocześnie świadectwo wiekowego sędziego, Antoniego Kobylińskiego, który pamiętał rodzinę Mikołaja i znał osobiście matkę chrzestną Adama, panią Uzłowską. Właśnie ona miała mu powiedzieć, iż drugi w kolejności syn państwa Barbary i Mikołaja Mickiewiczów nie urodził się w Nowogródku, ale „był skądsiś przywieziony”. Pytanie tylko – skąd.
Być może wyjaśnienie tej skomplikowanej kwestii jest prostsze, niż się wydaje – przecież pani Mickiewiczowa, wybierając się w drogę do Zaosia, wcale nie musiała być w ostatnich dniach ciąży, jednak niewykluczone, że na skutek trudów podróży poród nastąpił wcześniej, niż powinien, a bohater naszej opowieści był po prostu wcześniakiem. Wersję tę potwierdza najstarszy z braci Mickiewiczów, Franciszek, który jako dwulatek mógł towarzyszyć swoim rodzicom w podróży. W 1841 roku wyznał Antoniemu Małeckiemu: „Rozwiązanie matki przypadło w drodze, rychlej, niż się spodziewano. Zaszło to w jakiejś samotnie położonej karczmie, tak nędznej, że nawet stołu tam nie było, na którym by można było nowonarodzone dziecię położyć w pieluszki [...] brak stołu zastąpiła księga... [...] miał nią być foliant dzieł Krasickiego – jak gdyby przepowiednia przyszłości wchodzącego w świat w taki sposób dziecięcia”[14]. Przytaczając relację Franciszka, stojącą w sprzeczności z tym, co o wydarzeniu mówił Aleksander Mickiewicz, Antoni Małecki przyprawił badaczy i historyków o kolejny ból głowy: miejscem urodzenia poety nie miał być Nowogródek ani Zaosie, ale karczma przydrożna, w dodatku tak nędzna, że nawet nie było tam stołu. Zdaniem Małeckiego, który w 1886 roku napisał list opublikowany na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”, była to karczma Wygoda znajdująca się ćwierć mili od Zaosia. Twierdzenie Małeckiego poparł mieszkaniec Nowogródka, Aleksander Walicki, który wysłał do redakcji wspomnianego pisma wskazówki co do tego, gdzie owej karczmy szukać. Idąc tym tropem, Bogusław Kraszewski sfotografował ową karczmę, a zdjęcie opublikował na łamach 51 numeru „Kraju” w 1896 roku. Wkrótce jednak sam zmienił zdanie, gdyż okazało się, że karczma faktycznie istniała w tym miejscu, ale w 1850 roku została zniszczona, a on sam sfotografował zupełnie inne zabudowania, wzniesione później. Doszedł także do wniosku, że nie zostały one postawione w miejscu dawnej karczmy, tylko nieco bliżej Zaosia.
Z kolei współczesny pisarz i poeta Jarosław Marek Rymkiewicz, kierując się relacją najstarszego z synów Mikołaja i Barbary, uważa, iż Mickiewicz nie mógł przyjść na świat w karczmie, w której nie było stołu. Sugeruje, że wieszcz zapewne urodził się w jakiejś szopie smolarzy czy też szałasie drwali, a wiadomo, że ani jedni, ani drudzy nie wznosili swoich prowizorycznych budowli przy głównych traktach. Zresztą pisarz twierdzi, że do relacji najmłodszego z braci Mickiewiczów, którego zdaniem pani Barbara powiła Adama przedwcześnie w domu stryja Bazylego w Zaosiu, należy podchodzić bardzo, ale to bardzo ostrożnie. „Aleksandrowi Mickiewiczowi nie należy wierzyć: kiedy pod koniec lat pięćdziesiątych przeszedł na emeryturę i zamieszkał w swoim majątku Gubernia, wszystko mu się myliło i plątało – wyjaśnia Rymkiewicz w swojej publikacji Kilka szczegółów. – Co może trochę dziwić, bo nie był wtedy jeszcze stary (wedle naszych miar), miał zaledwie koło sześćdziesiątki: urodził się w roku 1801. Pamięć zawodziła Aleksandra nie tylko wówczas, gdy pisał o tym, co wydarzyło się przed kilkudziesięciu laty”[15]. Dla Rymkiewicza zatem Franciszek, chociaż starszy od Aleksandra, jest znacznie bardziej wiarygodny, zwłaszcza że w dniu narodzin bohatera naszej opowieści miał już dwa lata, mógł zatem coś pamiętać z opisywanych wydarzeń – przedwczesne narodziny młodszego brata musiały być dramatycznym wydarzeniem i mogły utkwić w pamięci dziecka. Jednak to właśnie ów niewiarygodny Aleksander wyjaśnia kwestię użycia księgi, na której umieszczono noworodka. Otóż jego zdaniem położne przyjmujące poród, zwane podówczas babkami, zazwyczaj kładły narodzone dziecko właśnie na księdze, co miało zapewnić mu przymioty umysłowe. Żaden z braci Adama nie był poddany temu rytuałowi, gdyż ich porody odbierała „Żydówka Dawidkowa”, której nie było przy narodzinach przyszłego wieszcza. Jemu pomogła przyjść na świat „szlachcianka Mołodecka”, przynajmniej tak twierdzi najmłodszy z braci Mickiewiczów. Jednak księgą, na której Mołodecka wprawną ręką odcięła pępowinę, nie był jego zdaniem foliant dzieł Krasickiego. „Tę książkę pokazywała matka twojej znajomej na stole u ojca, a moje oczko dojrzało, uszko podsłuchało; miałem tę książkę zawsze w pamięci – twierdził Aleksander. – Był to Sądowy Proces in 8-vo, w skórę czarną oprawny. Wyjeżdżając z domu do Wilna, zabrałem tę książkę i mam ją i teraz u siebie. To jedyna zachowana z tego powodu z ojcowskiej biblioteki”[16]. Pytanie tylko, dlaczego i w jakim celu Mikołaj brałby ze sobą prawniczą księgę w podróż do Nowogródka, bo przecież trudno przypuszczać, by znajdowała się ona na wyposażeniu karczmy czy też była własnością któregoś z niepiśmiennych braci adwokata albo należała do Mołodeckiej. Być może znajdowały się tam jakieś informacje potrzebne Bazylemu. Jeżeli tak było rzeczywiście, to zapewne Mikołaj uznał to za dobrą wróżbę, wszak Adam mógłby iść jego śladem i zostać prawnikiem.
Jeżeli jednak przyszły wieszcz urodził się przed terminem i był wcześniakiem, to dlaczego z jego chrztem zwlekano tak długo? Wprawdzie wytłumaczyć to można troską o zdrowie malca, bo przecież dzieci urodzone przed terminem są słabsze i delikatniejsze niż noworodki wydane na świat o czasie, ale Adama ochrzczono dopiero 12 lutego 1799 roku w nowogródzkim kościele Przemienienia Pańskiego. Okazuje się jednak, że zamiary jego rodziców były inne, a pan Mikołaj posłał po księdza niemal bezzwłocznie po narodzeniu syna, kiedy tylko rodzina z noworodkiem dotarła szczęśliwie do Zaosia (przyjmując oczywiście wersję o narodzinach wieszcza w karczmie). Zachowały się dokumenty świadczące o tym, że w „świątecznym tygodniu” proboszcz z pobliskiej Zadwiei otrzymał od Mikołaja Mickiewicza list z prośbą o ochrzczenie nowego członka rodziny, ale kapłan był wówczas chory i prośby nie spełnił. Mickiewiczów zatrzymały w Zaosiu potężne śnieżyce, które w okresie świątecznym nawiedziły okolicę i trwały aż do lutego. Dopiero później dotarli do Nowogródka i tam ochrzcili przyszłego poetę, nadając mu imiona Adam Bernard. Gdyby przyszedł on na świat w spodziewanym terminie w Nowogródku, nie wzywano by księdza aż z dalekiej Zadwiei i zapewne nie zwlekano by tak długo z ceremonią chrztu. Nie możemy wykluczyć, że małego Mickiewicza ochrzczono dwa razy: nierzadko zdarzało się, iż – zwłaszcza w obliczu realnego zagrożenia życia nowo narodzonego maleństwa – odprawiano tak zwany chrzest z wody, w pośpiechu, z reguły bez księdza, by zdążyć przygotować duszę niemowlęcia do wstąpienia w stan łaski. Kiedy dziecko szczęśliwie przeżyło – ceremonię powtarzano, tym razem w kościele i w obecności kapłana.
Do dziś nikomu z badaczy nie udało się jednoznacznie rozstrzygnąć, gdzie urodził się przyszły wieszcz, a jak się okazuje, dzienna data jego narodzin także sprawiła im niemało kłopotu. Wszystko przez „niewiarygodnego” najmłodszego brata poety, Aleksandra, który w liście do zafascynowanego twórczością naszego wieszcza Rosjanina, Michała Dimitriewa, przygotowującego się do napisania artykułu o dzieciństwie Adama Mickiewicza w Nowogródku, stwierdził, że autor Dziadów „urodził się 24 grudnia v.s. 1798 roku”. I właśnie ów, współczesnemu czytelnikowi nic niemówiący, skrót „v.s.” sprawił wiele kłopotów biografom bohatera naszej opowieści. Jest to bowiem skrót od łacińskich wyrazów veteris styli – „starego stylu” – i odnosi się do kalendarza gregoriańskiego obowiązującego na terenie przedrozbiorowej Polski. Jak wiadomo, w Rosji, kraju schizmatyckim, nadal używano kalendarza juliańskiego, który po rozbiorach został narzucony także ludności polskiej zamieszkującej tereny wcielone do Rosji. Jeżeli było tak rzeczywiście, to urodziny wieszcza należałoby obchodzić nie 24 grudnia, ale 4 stycznia, podobnie jak w dniu 7 listopada w PRL-u obchodzono rocznicę rewolucji październikowej. Okazuje się jednak, iż „nowy” kalendarz wprowadzono na Litwie dopiero po 1 stycznia 1800 roku, a więc dwa lata po przyjściu na świat Mickiewicza. Wprawdzie przywoływany już wcześniej Euzebiusz Łopaciński w swoim artykule Kraj nad Świtezią cytuje rozporządzenie gubernatora nowogródzkiego Skołona, zalecającego wprowadzenie kalendarza juliańskiego już od 1 stycznia 1798 roku, ale zdaniem większości współczesnych historyków miejscowa szlachta je zignorowała. Poza tym wiadomo, iż nie tylko na Litwie, ale także w Królestwie Kongresowym Polacy obchodzili święta religijne, w tym również Boże Narodzenie, po swojemu, podobnie zresztą zachowywali się zesłańcy. I nie mamy powodu, aby sądzić, że w domu Mickiewiczów obowiązywały inne zwyczaje. Zresztą nowo narodzonym dzieciom nadawano z reguły imiona, które same sobie przynosiły, a przecież wiemy, że imieniny Adama wypadają właśnie w Wigilię.
Biorąc to wszystko pod uwagę, uznano, że Adam Mickiewicz urodził się 24 grudnia, najprawdopodobniej w Nowogródku albo w Zaosiu. O ile jednak nie możemy wskazać miejsca, w którym przyszedł na świat, o tyle z całą pewnością wiemy, że w Nowogródku spędził większość dzieciństwa. Tam też chodził do szkoły.
Sam Mickiewicz określił własne dzieciństwo w jednym ze swoich utworów mianem „sielskiego i anielskiego” i nie mamy podstaw, by sądzić, że było inaczej. Zresztą potwierdzają to świadectwa jego braci, a tych przyszły wieszcz doczekał się aż trzech. Obok najstarszego Franciszka było jeszcze trzech młodszych: Aleksander Julian, urodzony w 1801 roku, Kazimierz Jerzy, który swoim przyjściem na świat uszczęśliwił Mikołaja i Barbarę trzy lata później, oraz najmłodszy z całej gromadki Michał Antoni, urodzony w 1805 roku. Z pewnością natomiast rodzinny dom poety nie należał do zamożnych, Mikołaj miał bowiem zadziwiający talent do przegrywania większości spraw sądowych, co skutecznie odstraszało od niego klientów, zwłaszcza tych zamożniejszych, za to zaciągał długi, z których nie mógł wykaraskać się do końca życia. Z pewnością był dobrym mężem i ojcem, aczkolwiek bohater naszej opowieści uważał go za surowego – Mikołaj krótko trzymał swoich czterech synów. Trzeba też uczciwie stwierdzić, iż dokonał rzeczy wielkiej, skoro jako syn człowieka, który potrafił się tylko podpisać i zapewne nigdy nie opanował sztuki czytania, zdobył wykształcenie i doceniał znaczenie edukacji, przekonując o tym swoje własne dzieci.
Zdaniem starszego brata poety państwo Mikołaj i Barbara Mickiewiczowie wprawdzie nie byli zamożnymi ludźmi, ale wśród sąsiadów słynęli „ze zgodnego małżeństwa, z miłości ku bliźnim, z litości ku biednym, z religii bez bigoteryi, ze szczerości, prawdy, dotrzymania sekretu lub danego słowa, ze staro-polskiej gościnności i tego kraju zachowania dawnych wszelkich godziwych obyczajów i zwyczajów; wreszcie we wszelkich wypadkach z roztropności, sumienności, dobrego gospodarzenia, porządnego wychowania dziatek, a umiarkowanej popularności między niższego stanu osobami – a między magnatami z rozumu – a szczególniej z prawdziwego zamiłowania do kochanej Ojczyzny naszej”[17].
Adam Mickiewicz pierwsze trzy lata życia spędził w Zaosiu, dokąd jego rodzina przeniosła się po tragicznej śmierci Bazylego. Po latach, już jako człowiek dojrzały i ojciec rodziny, poeta opowiadał swojej córce, Marii, że „lubił siadać na ogoniastej sukni matki i ciągnąc się w ten sposób za nią po pokoju wyobrażać sobie, że płynie, albo jedzie sankami”[18]. Z pewnością dzieci były bardziej zżyte z matką niż z ojcem, którego często nie było w domu, ponieważ jako adwokat musiał przebywać w Nowogródku, co zapewne bardzo komplikowało rodzinne sprawy oraz samo prowadzenie gospodarstwa w Zaosiu. W końcu panu Mickiewiczowi znudziły się podróże między miejscem pracy a oddalonym o sześćdziesiąt kilometrów domem i postanowił zabrać żonę i dzieci do Nowogródka, a folwark wydzierżawić krewnym. Ostatecznie Zaosie przejęła jego siostra, Barbara Stypułkowska, wraz z mężem. Adam w dzieciństwie i wczesnej młodości, zwłaszcza latem, często odwiedzał folwark i okolice, odmalowując je jako swój „kraj lat dziecinnych” w Panu Tadeuszu.
Początkowo Mickiewiczowie wynajmowali mieszkanie w domu Panejków przy ulicy Żydowskiej, ale już 21 marca 1804 roku Mikołaj nabył plac w Nowogródku, gdzie wybudował niewielki drewniany dom, wykorzystując istniejące w tym miejscu fundamenty po poprzedniej budowli. Wydał na tę inwestycję zgromadzone z niemałym trudem oszczędności, ale niestety budynek spłonął w pożarze około 1806 roku i rodzina Mikołaja musiała znowu tułać się po wynajętych mieszkaniach. Ambitny mężczyzna postanowił wznieść kolejny dom, tym razem znacznie solidniejszy, bo murowany. Ponieważ stan jego finansów nie pozwalał na rozpoczęcie budowy, zawarł porozumienie z jednym z nowogródzkich aptekarzy, aby ten wzniósł w miejsce spalonego domostwa budynek, w którym zamieszkają Mickiewiczowie, w zamian za kilkuletnią bezpłatną jego dzierżawę. Niedługo potem na niewielkim wzgórzu górującym nad miejscowym rynkiem powstał okazały, pokryty czterospadowym dachem, murowany dom, a w zasadzie dworek, uznany z czasem za jedną z najładniejszych budowli w całym mieście. Była to parterowa rezydencja na planie prostokąta, z gankiem ozdobionym dwiema kolumnami.
Chociaż w czasach współczesnych Nowogródek leży na terenie Białorusi, to niegdyś, za panowania wielkiego księcia litewskiego Mendoga, ta miejscowość była stolicą Litwy, o czym dziewiętnastowiecznym mieszkańcom miasta przypominały ruiny zamku na górze nazwanej od imienia średniowiecznego władcy. Kiedy mieszkał tam Adam Mickiewicz, miasto było stolicą powiatu, ale raczej rangi prowincjonalnej – bez kanalizacji i w większości z drewnianymi zabudowaniami. Piękny, murowany dworek Mickiewiczów był jednym z zaledwie dziewięciu murowanych domostw w mieście. Jednakże we wspomnieniach Franciszka Mickiewicza Nowogródek jawi się jako prawdziwa metropolia: „Wielki ruch w mieście: karyty, landary, kocze, dorożki bezustannie grzechoczą po bruku, już to etykietalnie, już z interesu, czy przyzwyczajenia jedni drugim wyzyty oddają. Damy wystrojone, chłopcy galanci najmniejszych zabaw nie opuszczą. Przyjechały modniarki z Warszawy, Wilna, tłumy artystów, artystek, zazwyczaj jakich Niemców, od Prus, Austryi i innych błahych książąt Rzeszy, patentowanych, niby profesorów nie mało zbiega się wyłudzać pieniądz [...]. Nareszcie bale, reduty, kasyno”[19]. Miasto faktycznie tętniło życiem, ale dopiero późną jesienią, w listopadzie, kiedy okoliczna szlachta zjeżdżała tam po ukończeniu prac polowych; w pozostałych miesiącach mieszkańcy wiedli nader spokojny, wręcz leniwy żywot.
Dzieciństwo przyszłego wieszcza, podobnie jak inne okresy jego życia, obrosło z czasem legendami, w których tworzeniu niemały udział miała jego rodzina – zarówno bracia, którzy przeżyli autora Dziadów, jak i jego dzieci, przede wszystkim syn Władysław. Widać to doskonale na przykładzie pierwszej drukowanej w języku polskim biografii wieszcza, pióra Antoniego Małeckiego, opisującego dziecięce lata Adama na podstawie opowieści starszego brata poety, Franciszka, z którym biograf spotkał się osobiście. Sam Franciszek, jak wiadomo, też spisał swoje wspomnienia w formie pamiętnika, którego zresztą nigdy nie dokończył, ale nie zawarł tam niemal żadnych relacji z okresu dzieciństwa, z wyjątkiem wzmianki o pożarze, który miał zainspirować Adama do napisania pierwszego w życiu wiersza. Tymczasem Małecki opisuje ten okres życia poety dość szczegółowo, przedstawiając przyszłego wieszcza jako „dziecko niezwykłe, niosące już na czole gwiazdę geniusza; dzieciństwo jego i chłopięctwo odchyla się znacznie od normy, jest zjawiskiem odosobnionym, niepowtarzalnym”[20]. Zdaniem biografa mały Adaś gardził zabawami z rówieśnikami, często zaszywał się gdzieś, by płakać w samotności, a zapytany przez krewnych o przyczynę swojego smutku, nie umiał jej wskazać. Małecki wysnuwa wniosek, że poeta przeczuwał przyszłe nieszczęścia, które dotkną jego rodaków. Poza tym na wakacjach mały Adam ponoć nie biegał po polach i łąkach, jak inne dzieci, ale z lubością przechadzał się po ruinach i cmentarzach, rozpamiętując wypadki z historii swojej ojczyzny. Tymczasem Franciszek nie wspomina o takim dziwnym zachowaniu brata, a trudno jednak przypuszczać, by umknęło ono uwadze jego czy rodziców. Ze wspomnień najstarszego syna Mikołaja i Barbary wyłania się zupełnie inny obraz przyszłego poety: dziecka radosnego, chętnie uczestniczącego w zabawach z rówieśnikami, otoczonego gronem przyjaciół i kolegów, z którymi żywo dokazywał. Przyszły wieszcz był zatem zwyczajnym dzieckiem, aczkolwiek bardzo inteligentnym i bystrym. Co ciekawe, w rodzinie nie uchodził za najzdolniejszego z braci, jego rodzice największe nadzieje wiązali z najmłodszym z całej gromadki, Michałem Antonim, co potwierdza w swoich wspomnieniach Franciszek. Jego zdaniem mały Michaś wykazywał nadzwyczajne zdolności muzyczne i bardzo wcześnie nauczył się pisać i czytać. Niestety, nie dane mu było rozwinąć owych talentów, gdyż zmarł przeżywszy zaledwie cztery lata.
Zresztą bohater naszej opowieści także omal nie stracił życia, kiedy jako trzylatek wypadł przez okno i stracił przytomność. Oszalała z rozpaczy pani Barbara oddała go pod opiekę Matki Bożej, modląc się o jego zdrowie przed obrazem Najświętszej Panienki w nowogródzkim kościele farnym. Ku niekłamanej radości całej rodziny chłopiec odzyskał zdrowie, co uznano za cud, o którym zresztą poeta wspomina w Inwokacji do Pana Tadeusza. Mały Adaś musiał przysparzać swoim rodzicom niemało zmartwień – był słabym i chorowitym dzieckiem. Być może oboje byli wobec niego nadopiekuńczy, skoro potem jako człowiek dorosły sam był przewrażliwiony na punkcie własnego zdrowia i wpadał czasem w prawdziwą hipochondrię; uciekał w chorobę, kiedy tylko pojawiały się jakieś poważniejsze problemy.
Rodzinny dom autora Konrada Wallenroda był pełen zwierząt – jego ojciec bardzo je lubił. Poza psami Mickiewiczowie mieli także oswojonego wilka, który jednak długo nie zagrzał miejsca u ludzi i kiedy tylko nadarzyła się okazja, czmychnął do lasu, gdzie dołączył do swoich pobratymców. Znacznie dłużej udało się utrzymać lisa, ale rudy rozbójnik sam przypieczętował swój los, polując na kury sąsiadów, którzy w końcu zabili go, przyłapawszy na gorącym uczynku. W tej domowej menażerii znalazło się też miejsce dla oswojonego kruka, a miłość do zwierząt pozostała Mickiewiczowi do końca życia, podobnie jak wszczepiony mu przez ojca bezgraniczny podziw dla cesarza Napoleona Bonapartego. Były uczestnik powstania kościuszkowskiego, przechowujący z pietyzmem swój mundur z czasów, gdy służył w wojsku naczelnika, właśnie w cesarzu widział nadzieje na wskrzeszenie ojczyzny. Z zapałem śledził wszystkie wiadomości na temat sukcesów militarnych Wielkiej Armii, w której szeregach walczyli przecież Polacy. Z nadzieją witał w progach nowogródzkiego dworku zakonników, będących – tak jak potem ksiądz Robak, znany z kart Pana Tadeusza – emisariuszami politycznymi. Kanadyjski psycholog, który poświęcił Adamowi Mickiewiczowi obszerną pracę, na podstawie analizy grafologicznej pisma Mikołaja uznał, iż „mamy do czynienia z osobowością silną, ale niejednolitą, z pasjonatem. Raz entuzjasta zdolny do idealizmu, komunikatywny, z wielką dbałością o zwracanie na siebie uwagi, to znów przyziemny i nieufny [...]. Posiadał niewątpliwie wrodzoną inteligencję [...]. W rodzinie musiał dać się poznać jako wymagający, zarozumiały w stosunku do dzieci, władczy aż do granic despotyzmu”[21].
O matce naszego wieszcza niewiele możemy powiedzieć, aczkolwiek przywołany psycholog Jean-Charles Gille-Maisani, dokonawszy analizy grafologicznej jednego z zachowanych listów pani Mickiewiczowej, określił jej wizerunek jako kobiety „średnio wykształconej, lecz o niezmiernie zrównoważonej i bogatej osobowości, zyskującej jeszcze przy bliższym poznaniu”[22]. Ze wspomnień najstarszego syna Barbary Mickiewiczowej wynika, że w pewnym stopniu angażowała się ona w działalność patriotyczną: niejeden raz chowała we własnych trzewikach papiery przynoszone przez emisariuszy w habitach, zwanych potocznie kapturnikami, dlatego jej mąż nazywał ją żartobliwie „archiwistką”. Z całą pewnością to właśnie ona była pierwszą nauczycielką swoich czterech synów – uczyła ich pisać i czytać. Dzięki niej też przyszły poeta znał na pamięć kilka bajek Krasickiego, modlitwy oraz zasady wiary katolickiej. Ponoć czytał już jako czterolatek, ale jak wspominał jako człowiek dojrzały, wyjątkową trudność sprawiała mu nauka pisania: „W dzieciństwie czułem wstręt do pisania. Uczono nas wtedy kreślić litery na deszczułce, na której arabeski robiły mi wrażenie wnętrzności zgniecionego pająka, a do pająków zawsze żywiłem szczególną odrazę”[23]. Jego córka wspomina natomiast, że wyjątkowy wstręt budziła u Mickiewicza litera „S”. Z czasem bohater naszej opowieści przemógł niechęć do pisania (w przeciwieństwie do obrzydzenia wobec pająków, którego nie wyzbył się do końca swych dni), ale jak widać na zachowanych rękopisach, charakter pisma twórcy Ballad i romansów był rzeczywiście nieestetyczny i nieczytelny. Niewykluczone, iż Mickiewicz po prostu był dysgrafikiem. Martwiło to bardzo jego matkę, panią Barbarę, która często napominała go, iż pisze „jak kura grzebie”, dodając: „Gdybyś był wielkim panem, sekretarz by za ciebie machał piórem, a ponieważ jesteś ubogim szlachcicem, musisz sam sobie umieć dać radę”[24]. Jak na ironię, pod koniec swego życia poeta miał faktycznie własnego sekretarza...
Z czasem wraz ze starszym bratem, Franciszkiem, Adam trafił pod opiekę guwernerów: Feliksa Pawłowicza, którego zastąpił nieznany z imienia Minkowski. Obaj najwyraźniej nie spisali się zbytnio jako pedagodzy, skoro w roku 1807 na egzaminie wstępnym do szkoły powiatowej w Nowogródku, obejmującym umiejętności czytania i pisania, czterech działań arytmetycznych, podstaw geografii oraz religii, Franciszek i Adam nie wypadli za dobrze. Przyjęto ich do najniższego z trzech oddziałów – minimi. Może jednak przyczyną tego był po prostu stres; zaledwie po kilku tygodniach nauki przeniesiono ich do oddziału średniego – minores, a po paru następnych – do wyższego, majores. Szło im bardzo dobrze, gdyż po pierwszej klasie końcowy egzamin zdali tak dobrze, że ich nazwiska, jako wzorowych uczniów, zostały wymienione w „Kalendarzyku Politycznym” wydawanym przez Uniwersytet Wileński. Tym razem też musieli poradzić sobie ze stresem, bo egzamin zdawali przed wizytującym wówczas nowogródzką szkołę księciem Adamem Jerzym Czartoryskim, ówczesnym kuratorem.
W kolejnych latach musiały nastąpić jakieś perturbacje – z niewyjaśnionych do dziś powodów obaj bracia powtarzali klasę trzecią, i to pomimo uzyskanych dobrych ocen i otrzymanej promocji. Być może wpływ na ten stan rzeczy miała śmierć ich najmłodszego brata, a może u podłoża tej decyzji leżały jakieś kłopoty zdrowotne trapiące Franciszka i Adama. Zdaniem niektórych biografów ten ostatni z nieznanych przyczyn powtarzał też klasę piątą, ale nie jest to pewne, w owych czasach zdarzało się bowiem, że program klasy piątej rozkładano na okres dwóch lat. Co ciekawe, istnieją uzasadnione podejrzenia, iż bohater naszej opowieści w młodości był nie tylko dysgrafikiem, ale wręcz dyslektykiem, a opowieści o opanowaniu przez niego niełatwej sztuki czytania już w wieku lat czterech są jedynie legendą stworzoną przez jego późniejszych apologetów. Zdaniem badaczy o dysleksji Adama świadczy relacja jego starszego brata, Franciszka, który wspominał, iż nie tylko pomagał mu w kaligrafii, ale także w nauce. Przyszły poeta zresztą nie miał własnych książek; jego rodzice, zapewne ze względów oszczędnościowych, kupowali tylko jeden komplet podręczników – dla najstarszego z synów. Adam nigdy nie korzystał z książek, uczył się, słuchając starszego brata, najwyraźniej więc był typem słuchowca. Niewykluczone, że miał jakieś problemy z czytaniem, które z czasem jednak pokonał, by stać się istnym molem książkowym, czytającym dosłownie wszystko, co mu wpadło w ręce. Domniemana dysleksja i dysgrafia nie przeszkodziły poecie w nauce, skoro z zachowanej dokumentacji wynika, iż był dobrym uczniem, a najlepsze wyniki miał w naukach przyrodniczych i historii. Rozwijające się z czasem zamiłowanie do ksiąg sprawiło, że pan Mikołaj to właśnie Adamowi powierzył nadzór nad domową biblioteką.
Wprawdzie zarówno Franciszek Mickiewicz, jak i przyjaciel poety ze szkolnej ławy, Jan Czeczot, jako dojrzali ludzie nie wyrażali się o szkole i prezentowanym w niej poziomie edukacji zbyt dobrze (Czeczot w jednym z listów nazwał uczących młodzież dominikanów „osłami”), ale wileńska placówka cieszyła się u współczesnych wyjątkowo dobrą opinią. Uważano, iż poziom nauczania jest tu wysoki, ceniono też nowoczesne podejście do programu i podręczników. Z całą pewnością natomiast bohater naszej opowieści szkole zawdzięcza nie tylko solidne wykształcenie klasyczne, w tym znajomość twórczości chociażby Cycerona i Horacego, ale również wiedzę na temat literatury polskiej, która z czasem przerodzi się u niego w fascynację. W kierowanej przez dominikanów placówce prowadzony był teatr i młodzież co jakiś czas przygotowywała przedstawienia. Ponieważ uczyli się tam wyłącznie chłopcy, role żeńskie grali również uczniowie, z reguły charakteryzujący się drobną budową i niskim wzrostem. Należał do nich Adam Mickiewicz, który zapewne ze względu na kłopoty zdrowotne był znacznie niższy od rówieśników, wyglądał też na młodszego, niż był w istocie. Na deskach szkolnego teatru spisywał się tak dobrze, że niejednokrotnie wzruszał publiczność do łez, jak to miało miejsce w przypadku jego występu w roli Natalii Czuwańskiej w tragedii Aleksander Mieńszykow. Zdarzyło się nawet, że w jednym ze szkolnych przedstawień wcielił się w rolę Barbary Radziwiłłówny, podczas gdy Zygmuntem Augustem był jego starszy brat, Franciszek, wysoki i postawny brunet.