Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Perypetie miłosne Henryka VIII, podobnie jak losy jego burzliwych sześciu małżeństw, cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem, a niemal każda próba przeniesienia ich na ekran to murowany przepis na sukces. Podczas swojego długiego, przeszło trzydziestosiedmioletniego panowania, król przeobraził się z obiecującego i urodziwego młodzieńca w krwawego tyrana, rozprawiającego się z przeciwnikami politycznymi i wszelkiej maści heretykami.
Henryk VIII jako władca absolutny sam wyznaczał wszelkie standardy, nie licząc się z nikim i z niczym. Potrafił podporządkowywać własne sumienie swoim potrzebom, usprawiedliwiając przed sobą zarówno unieważnienie kolejnych związków, jak i wysłanie dwóch małżonek na szafot. Zadecydował o zerwaniu z Kościołem i ustanowieniu kościoła anglikańskiego, nie liczył się z żadną świętością, bo uważał się za władcę z woli Boga.
Wyobraźnię scenarzystów najbardziej rozpalają losy najsłynniejszej ze wszystkich małżonek Tudora, Anny Boleyn, w której rolę wcielały się najpiękniejsze, a zarazem najwybitniejsze aktorki teatralne i kinowe. W jej historii jest miejsce na skandal, romans, wielkie uczucie i okrutną śmierć z ręki kata. Autorka przybliża los młodej, ambitnej, niezależnej, jak również wyzwolonej kobiety, która miała nieszczęście pokochać człowieka ogarniętego patriarchalną obsesją.
Ale pozostałe pięć żon angielskiego Sinobrodego także zasługuje na uwagę, począwszy od Katarzyny Aragońskiej, nazywanej często jedną z najbardziej tragicznych postaci w historii Anglii, przez Joannę Seymour, matkę jego jedynego syna, odrzuconą Annę Kliwijską i niewierną Katarzynę Howard, a skończywszy na Katarzynie Parr – wiernej towarzyszce jesieni życia króla. A bycie żoną Henryka VIII nie było ani łatwe, ani przyjemne!
Poznajmy zatem jednego z najsłynniejszych angielskich władców oraz kobiety, które pokochał i unieszczęśliwił.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 398
Wstęp
Panowanie Henryka VIII Tudora było bez wątpienia punktem zwrotnym w historii Anglii, porównywanym przez historyków do przełomu, jaki dokonał się podczas podboju normandzkiego. Władca panował w katolickim kraju, z przekonaniem zwalczając szerzącą się nie tylko na kontynencie, ale także w Anglii herezję Lutra, za co otrzymał od papieża tytuł obrońcy wiary. Kiedy umierał, w oczach Rzymu i wyznawców katolicyzmu nie był już pobożnym królem, ale wielkim schizmatykiem, dla Anglików natomiast twórcą Kościoła narodowego. Jemu też Anglia zawdzięcza politykę izolacjonizmu, kształtującą rozwój tego państwa przez kolejne pięćset lat.
Z jego rządami wiązano duże nadzieje. Wybitny humanista Erazm z Rotterdamu, który miał okazję poznać młodego Henryka, był nim zachwycony, a na wieść o objęciu przez niego tronu napisał nawet, że młody król zostanie zapamiętany jako ten, który wskrzesił ideały rycerskie. Tak się jednak nie stało, mimo że Henryk VIII jest bez wątpienia, oprócz swojej córki Elżbiety I, najbardziej znanym władcą w historii Anglii. Ale ta sława nie wynika z nadzwyczajnych osiągnięć, lecz raczej z burzliwej historii jego małżeństw, które sprawiły, że nazywa się go często „angielskim Sinobrodym”. Jak wiadomo, Tudor był sześciokrotnie żonaty, a losy jego żon doskonale obrazuje wyliczanka, ułożona przez nieznanego autora już po śmierci monarchy: „rozwiedziona, ścięta, zmarła, rozwiedziona, ścięta, przeżyła”. Podczas swojego długiego, bo przeszło trzydziestosiedmioletniego panowania, król przeobraził się w tyrana, krwawo rozprawiającego się nie tylko z przeciwnikami politycznymi i heretykami. Co więcej, nawet jego przyjaźń i sympatia, podobnie jak miłość, nie gwarantowały nikomu bezpieczeństwa. Paradoksalnie, im serdeczniejsze uczucia żywił do kogoś, tym mocniej go potem krzywdził, czego dowodem są nie tylko losy jego małżonek, ale także współpracowników i zaufanych doradców, z Thomasem More’em na czele, albo faworytów, których z dnia na dzień bez słowa oddalał z dworu, kiedy stracili jego przychylność. Zapoznając się z biografią tego władcy, odnosi się wrażenie, że największą przyjemność sprawiało mu udowadnianie ludziom, jak wielką ma nad nimi władzę, co doskonale widać na przykładzie Anny Boleyn.
Tematem tej publikacji są losy sześciu żon Henryka VIII, i to właśnie osoba monarchy jest wspólnym mianownikiem łączącym opowiedziane tu historie. Dramatyczne dzieje jego związków z kobietami stały się nie tylko tematem niezliczonej ilości publikacji popular-no-naukowych i naukowych, ale także kanwą wielu powieści oraz filmów. Wyobraźnię scenarzystów najbardziej rozpalają losy bodaj najsłynniejszej ze wszystkich małżonek Tudora, Anny Boleyn, w której rolę wcielały się najpiękniejsze, a zarazem najwybitniejsze aktorki teatralne i kinowe. A każda ekranizacja jej historii cieszyła się wielkim zainteresowaniem widzów na całym świecie. Niewątpliwie jest to bardzo interesująca postać, gdyż w jej losach znajdziemy idealny materiał na powieść czy scenariusz filmowy: jest w nich skandal, romans, wielkie uczucie i okrutna śmierć z ręki kata.
Zarazem jednak jest to historia młodej, ambitnej, niezależnej, jak również wyzwolonej kobiety, która miała nieszczęście pokochać człowieka ogarniętego patriarchalną obsesją i pragnieniem poczęcia syna. I z całą pewnością druga żona Tudora nie jest jednowymiarową postacią, dlatego stanowi wyzwanie dla aktorek, co doskonale widać na przykładzie licznych filmów będących ekranizacją romansu króla i Anny Boleyn. Na wielkim i małym ekranie mieliśmy zatem okazję oglądać Annę jako niewinną, delikatną pannę, ofiarę ambicji jej żądnego sukcesu ojca, ale też jako magnetyzującego wampa, istną femme fatale, hipnotyzującą swoim urokiem zarówno Henryka, jak i widzów śledzących jej perypetie. Niewielu aktorkom udało się jednak tak dobrze oddać złożoność jej charakteru jak Natalie Dormer, która brawurowo wcieliła się w rolę drugiej małżonki Tudora w telewizyjnym serialu Dynastia Tudorów z lat 2007–2008.
Ale pozostałe pięć żon „angielskiego Sinobrodego” także zasługuje na uwagę, począwszy od Katarzyny Aragońskiej, nazywanej często jedną z najbardziej tragicznych postaci w historii Anglii, przez Jane Seymour, matkę jego jedynego syna, odrzuconą Annę Kliwijską i niewierną Katarzynę Howard, a skończywszy na Katarzynie Parr – wiernej towarzyszce jesieni życia króla. A bycie żoną Henryka VIII nie było ani łatwe, ani przyjemne: jako władca absolutny, w dodatku wyznawca patriarchalnych poglądów, sam wyznaczał wszelkie standardy, regulując swoje relacje małżeńskie według własnego uznania. Nie liczył się z nikim i z niczym, co więcej, w zdumiewający sposób potrafił podporządkowywać sumienie swoim potrzebom, usprawiedliwiając przed sobą zarówno unieważnienie kolejnych związków, jak i wysłanie dwóch małżonek na szafot. Nie wspominając o zerwaniu z Kościołem i łamaniu prawa kanonicznego. Z całą pewnością kobiety starały się wzbudzić zainteresowanie króla, ale każda, która stała się obiektem jego pożądania, musiała się liczyć z tym, że jej szczęście, a nawet życie i życie jej bliskich zależy od kaprysu władcy.
Henryk VIII, młodszy syn króla Henryka VII, w przeciwieństwie do starszego brata Artura nie był przygotowywany do roli władcy, dlatego prowadził beztroskie życie, które się nie zmieniło, kiedy zrządzeniem losu, po nagłej śmierci brata, został następcą tronu. Przystojny, kochany i podziwiany nie tylko za powierzchowność, ale też za walory umysłowe i niespotykany u większości monarchów pęd do wiedzy, uwierzył w swoją wyjątkowość i ponadprzeciętny intelekt. W efekcie uważał się za mędrca, którego decyzji nikt nie ma prawa podważać ani wątpić w ich słuszność. Tak był zresztą postrzegany przez większość swoich poddanych, mimo że oceniając z dzisiejszej perspektywy, należałoby go uznać za krwawego tyrana. Niemal do końca życia wierzył, że wywiera wręcz magnetyczny urok na kobiety i żadna nie będzie w stanie mu się oprzeć. To przekonanie nie opuściło go nawet wtedy, kiedy z przystojnego mężczyzny przeobraził się w tłustego, chodzącego o lasce potwora, z opuchniętymi i pokrytymi ropiejącymi wrzodami nogami. Bo życie tego władcy potoczyło się zupełnie inaczej niż w bajce, w której z brzydkiej żaby wyłania się przystojny książę. W jego przypadku urodziwy królewicz przepoczwarzył się w brzydką żabę, w dodatku olbrzymią i tłustą. I nie maczała w tym palców żadna złośliwa czarownica.
Tak się szczęśliwie złożyło, że perypetie miłosne Henryka VIII, podobnie jak losy jego małżeństw, są dość dobrze udokumentowane. Nieocenioną skarbnicę wiedzy stanowią zapiski i raporty ambasadora cesarza Karola V na angielskim dworze w latach 1529–1545, Eustace,a Chapuysa. Cesarski poseł przez szesnaście lat śledził życie angielskiego władcy, miał okazję poznać wszystkie jego żony, a raporty wysyłane do cesarza czyta się jak kronikę towarzyską albo, jak kto woli, plotkarskie portale. Dyplomata bowiem nie tylko relacjonował swojemu władcy poczynania Tudora jako panującego czy jego politykę religijną, bo tą kwestią cesarz był żywotnie zainteresowany, ale także perypetie miłosne Henryka. Wystarczyło, że wzrok monarchy z zainteresowaniem spoczął na jakiejś damie, a Chapuys już informował o tym w swoich raportach, opisując zarówno wygląd, jak i charakter wybranki. To samo dotyczy małżonek króla, o których ambasador nie zawsze wyrażał się korzystnie i z szacunkiem należnym żonom władcy.
Życie sześciu małżonek Henryka determinowały nie tylko związki z królem, ale także niezmiernie skomplikowane kwestie religijne związane z oderwaniem przez niego Kościoła Anglii od Rzymu. Tym bardziej że dla żadnej z nich kwestie wyznania i wiary nie były obojętne, co więcej, dwie z nich, Anna Boleyn i Katarzyna Parr, opowiedziały się po stronie reformacji, a Katarzyna omal nie przypłaciła tego życiem.
Udajmy się zatem w podróż w czasie do szesnastowiecznej Anglii, by poznać skomplikowane dzieje sześciu żon Henryka VIII.
I
Katarzyna Aragońska – królowa zza morza
„Niewiele jest w dziejach Anglii postaci równie tragicznych, dotkniętych tak okrutnym losem”1 – pisał o królowej Katarzynie Aragońskiej biograf jej drugiego męża Henryka VIII, A.F. Pollard. I trudno nie przyznać mu racji, gdyż życie pierwszej żony Tudora naznaczone było cierpieniem i upokorzeniami. Z drugiej jednak strony nie sposób nie zauważyć, że ze wszystkich małżonek tego władcy to ona zaznała z nim najwięcej szczęścia, chociaż doświadczyła również goryczy porzucenia i wygnania. Spośród wszystkich sześciu żon tego „Sinobrodego” na tronie, jak nazywano króla, miała też najdłuższy staż małżeński i najdłużej ze wszystkich cieszyła się tytułem królowej Anglii. Żoną, a zarazem monarchinią była aż dwadzieścia cztery lata, tyle bowiem czasu upłynęło od dnia jej ślubu i koronacji do dnia, w którym biskup Thomas Cranmer, przewodniczący specjalnego sądu, uroczyście orzekł, że jej małżeństwo z Henrykiem Tudorem jest nieważne. Wówczas też straciła królewski tytuł na rzecz przysługującego jej do śmierci tytułu księżnej wdowy Walii, aczkolwiek ona sama do końca swych dni uważała się zarówno za małżonkę monarchy, jak i prawowitą królową. Tak też zwracała się do niej jej służba.
Tymczasem jej następczyni Anna Boleyn cieszyła się tytułem królewskim znacznie krócej, bo niespełna trzy lata, i skończyła na szafocie, Jane Seymour zaś była żoną Henryka jeszcze krócej, zaledwie siedemnaście miesięcy, i zmarła, wydając na świat syna, upragnionego dziedzica korony. Czwarta królewska małżonka, Anna Kliwijska, nie doczekała się nawet skonsumowania małżeństwa, o koronacji nie wspominając, czego nie można powiedzieć o jej następczyni Katarzynie Howard, której panowanie u boku Tudora trwało dwa lata i która, tak jak spokrewniona z nią Anna Boleyn, położyła swą młodą głowę na katowskim pniu. Więcej szczęścia miała ostatnia żona króla Katarzyna Parr, której dane było być żoną i królową niespełna cztery lata, ale, jak się przekonamy, była raczej opiekunką i przyjaciółką Henryka niż jego partnerką.
Nad wszystkimi pozostałymi małżonkami Tudora Katarzyna Aragońska miała jeszcze jedną przewagę: jako jedyna była dla swojego męża równorzędną partnerką w rządach i polityce, do niej zwracał się o radę, z nią konsultował swoje poczynania. Wprawdzie jako królewska małżonka i kobieta miała mniej do powiedzenia niż doradcy Henryka, ale to właśnie ona pełniła funkcję regentki, kiedy w 1513 roku król wojował z Francją. I w tej roli spisała się wyśmienicie.
Katarzyna miała też okazję poznać Tudora od jego najlepszej strony, w czasach kiedy humaniści, na przykład Erazm z Rotterdamu czy Thomas More, widzieli w nim oświeconego władcę, wiążąc z nim wielkie nadzieje, i kiedy nic nie zapowiadało, że w najbliższej przyszłości zmieni się w tyrana. Dysponujemy dowodami, że Henryka i jego pierwszą żonę łączyła miłość zarówno w rozumieniu romantycznym, jak i zmysłowym, a parze udało się stworzyć wyjątkowo dobrane i szczęśliwe stadło. Tymczasem wciąż się ją postrzega przez pryzmat późniejszego rozwodu i lat spędzonych samotnie w zgryzocie i smutku oraz uważa za najbardziej nieszczęśliwą i najbardziej skrzywdzoną ze wszystkich sześciu żon Henryka VIII.
Katarzyna Aragońska była szóstym, a zarazem ostatnim dzieckiem Izabeli Kastylijskiej i jej męża Ferdynanda Aragońskiego. Królowa powiła ją 16 grudnia 1485 roku w pałacu znajdującym się w jednym z najstarszych miast Hiszpanii, Alcalá de Henares. Poród był długi i ciężki, ale dumna władczyni jak zwykle nie wydała z siebie słowa skargi. Jeden z zagranicznych dyplomatów przebywających wówczas na dworze Ferdynanda i Katarzyny tak pisał: „Kobiety, które służyły w jej komnacie, oznajmiły, iż nigdy nie słyszały, aby się skarżyła, gdy chorowała lub straciła dziecko […] ale znosiła wszystko z niezwykłym męstwem”2.
Matka bohaterki tej opowieści była niezwykłą kobietą i wybitną królową, bez wątpienia najsłynniejszą władczynią w historii Hiszpanii, która jej zawdzięcza nie tylko zjednoczenie i pozbycie się Maurów okupujących te ziemie od ośmiuset lat, ale także rozkwit i późniejszą potęgę. Izabela wsparciem udzielonym Krzysztofowi Kolumbowi walnie przyczyniła się także do zapoczątkowania epoki wielkich odkryć geograficznych, a odkrycie przez niego Nowego Świata miało uczynić Hiszpanię wielkim i zamożnym imperium.
22 kwietnia 1451 roku, kiedy urodziła się matka przyszłej królowej Anglii, znana w historii jako Izabela Kastylijska, Hiszpania w dzisiejszym rozumieniu jeszcze nie istniała. W średniowieczu termin „Hiszpania” był pojęciem czysto geograficznym, a Hiszpanami nazywano wszystkich mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego, z Portugalczykami na czele, podobnie zresztą, jak Niemcami określano wszystkich mieszkańców środkowej i północnej części naszego kontynentu, z Polakami włącznie. Półwysep natomiast w świadomości większości Europejczyków był miejscem, w którym przebiegała granica pomiędzy światem chrześcijańskim a muzułmańskim, ponieważ jego część od 711 roku znajdowała się pod panowaniem arabskim. Od VIII wieku chrześcijanie starali się wypędzić Maurów z zajmowanych przez nich terytoriów, rozpoczynając tym samym wojnę, która do historii przeszła pod nazwą rekonkwisty. Podczas tych walk na Półwyspie Iberyjskim wyodrębniło się kilka niezależnych królestw chrześcijańskich, z których największą potęgę zyskały Kastylia oraz Aragonia. I to właśnie w Kastylii, która swą nazwę zawdzięcza prawdopodobnie licznym zamkom wybudowanym na jej obszarze, w 1451 roku przyszła na świat Izabela.
Wprawdzie urodziła się w rodzinie udzielnego władcy Kastylii Jana II Kastylijskiego i była jego najstarszym dzieckiem, nie narodziła się jako następczyni tronu. Tytuł ten należał do starszego od niej o dwadzieścia siedem lat przyrodniego brata, księcia Asturii Henryka, wywodzącego się z pierwszego małżeństwa Jana z Marią Aragońską. I to właśnie on objął panowanie po ojcu, który zmarł 20 lipca 1454 roku, usuwając w cień przybrane rodzeństwo. Mimo to po wielu perypetiach 20 stycznia 1479 roku Izabeli udało się zasiąść na tronie Kastylii, a wcześniej zdołała okpić starszego brata, wbrew jego woli wychodząc za Ferdynanda, syna Jana II,władającego księstwem Aragonii.
Wychowana w głębokiej wierze, religijna księżna nie wiedziała, że jej związek został zawarty za pomocą oszustwa, ponieważ łączące ją z narzeczonym dalekie pokrewieństwo wymagało na ślub dyspensy papieża. Tymczasem zasiadający wówczas na tronie Piotrowym Paweł II nie kwapił się z wydaniem stosownego dokumentu, gdyż obawiał się narazić przeciwnikom tego związku: Kastylii, Portugalii i Francji. Ponieważ jednak władcy Aragonii również zależało na tym małżeństwie, Ferdynand poszukał pomocy w Rzymie. Za pośrednika i sojusznika wybrał człowieka obdarzonego nie tylko wyjątkową inteligencją oraz iście lisim sprytem, ale także pozbawionego kręgosłupa moralnego i wszelkich skrupułów – Rodriga Borgię, późniejszego niesławnego papieża Aleksandra VI. Za jego sprawą sfałszowano bullę papieską i to wystarczyło, by 14 października 1469 roku Ferdynand i nieświadoma owych machinacji Izabela stanęli na ślubnym kobiercu.
Pięć lat później, po śmierci Henryka, para stoczyła zwycięską dla Izabeli wojnę o sukcesję tronu kastylijskiego z bratanicą Joanną, wyznaczoną przez zmarłego władcę na jego następczynię. Wprawdzie istniały uzasadnione podejrzenia, że sukcesorka nie jest biologicznym dzieckiem Henryka, który miał podobno poważne problemy z wypełnianiem małżeńskich obowiązków, a co za tym idzie – płodzeniem potomstwa, o czym świadczy nie tylko jego przydomek Bezsilny, który można tłumaczyć wręcz jako „impotent”, ale także fakt, że jego pierwsza żona, odesłana do domu rodziców po trzynastu latach małżeństwa, wciąż była dziewicą. A Joannę, której doczekał się z drugiego małżeństwa z Joanną Portugalską, zwano la Beltraneja, co stanowiło aluzję do jej pochodzenia z nieprawego łoża. Jak głosiła oparta na mocnych podstawach plotka, jej prawdziwym ojcem był kochanek królowej, a zara-zem doradca monarchy, Beltrán de la Cueva. Pomimo owych wątpliwości trzynastoletnią wówczas Joannę poparli nie tylko kastylijscy możni, którzy obawiali się, że zamężna z dziedzicem potężnej Aragonii Izabela nie będzie potrzebowała wsparcia i ukróci ich samowolę, ale także Portugalia, o co zadbał jeszcze za życia Henryk. Władca nie tylko obsypał swoich szlacheckich poddanych licznymi przywilejami, ale także wydał Joannę za jej wuja, rodzonego brata jej matki, władającego Portugalią Alfonsa V Afrykańczyka.
Obrona praw małżonki, a zarazem siostrzenicy leżała zatem w żywotnym interesie Alfonsa. Izabela i Ferdynand walczyli nie tylko przeciwko wojskom Kastylii, ale także z potężną Portugalią, lecz po czterech latach zmagań udało im się zwyciężyć w bitwie pod Toro 12 marca 1476 roku. W tym czasie zyskali też poparcie Sykstusa IV, który zastąpił zmarłego Pawła II. Przychylny im papież unieważnił także małżeństwo rywalki Izabeli, Joanny, z powodu zbyt bliskiego pokrewieństwa łączącego ją z królem Portugalii. W takiej sytuacji Alfons ostatecznie zrezygnował z walki i 4 września 1479 roku w Alcáçovas podpisał traktat pokojowy. Król Portugalii uznał wówczas Izabelę za prawowitą władczynię Kastylii, z prawem do Wysp Kanaryjskich. Zawarcie ugody z Portugalią zbiegło się w czasie z innym, znamiennym wydarzeniem w życiu Izabeli i Ferdynanda. W styczniu 1479 roku zmarł ojciec Ferdynanda Jan. W ten sposób Izabela wraz z małżonkiem zostali władcami Aragonii i podległych jej posiadłości śródziemnomorskich.
Wygrana wojna nie zakończyła jednak kłopotów Izabeli, która musiała poradzić sobie z kolejnym konfliktem: wojną domową pomiędzy najważniejszymi i najbogatszymi rodami Kastylii. I wówczas po raz kolejny dowiodła swojej determinacji, wkraczając na czele swoich wojsk do Sewilli. Osobiste poprowadzenie wojsk przez królową spowodowało, że najwięksi oponenci, oszołomieni jej energią, autorytetem i charyzmą, a także splendorem jej dworu, bez szemrania złożyli hołd władczyni, która okazała im wielką łaskawość, co z perspektywy czasu było bardzo trafną decyzją. Izabeli udało się odzyskać dla korony część zagarniętych królewszczyzn, ale pozostawiła swoim oponentom większość ich majątków, aby nie czynić sobie wśród nich nowych wrogów. Równie łaskawie potraktowała większość przedstawicieli opozycji, którzy opowiadali się w zakończonej niedawno wojnie po stronie Portugalii. Osiągnąwszy swój cel, zabrała się do reform w państwie, i na tym polu również odniosła sukces.
Izabeli udało się także wzmocnić władzę królewską pozornie prostymi metodami: zakazując szlachcie umieszczania w herbach koron, których wizerunek został zastrzeżony jedynie dla monarchów, jak rów-nież stosowania na swoich dworach określonych zwrotów i ceremoniałów, właściwych odtąd wyłącznie dla dworu królewskiego. Ukróciwszy samowolę i potęgę miejscowych możnowładców, królowa umożliwiła rozwój miastom, a podjęte wspólnie z mężem, władcą Aragonii, posunięcia ekonomiczne, w tym reforma monetarna, jak również złagodzenie polityki celnej, wpłynęły na rozwój handlu.
Objęcie władzy przez Izabelę w jej ojczyźnie spowodowało problemy z tytulaturą jej małżonka, zwłaszcza że ambitna kobieta została koronowana w Segowii na udzielną władczynię pod nieobecność męża. Kiedy Ferdynand przybył do Kastylii, wyraził głębokie niezadowolenie, że na skutek poczynań żony został jedynie królem małżonkiem. Obowiązujące wówczas w Aragonii prawo salickie, na które nie omieszkał się powołać Ferdynand, dawało pierwszeństwo w dziedziczeniu mężczyznom. Tymczasem przywołane przez Ferdynanda prawo nie obowiązywało w Kastylii, a gdyby nawet obowiązywało, jego małżonka z całą pewnością znalazłaby pretekst, by nie oddawać mu władzy, uzasadniając to, swoim zwyczajem, prawem pochodzącym od samego Stwórcy. Ostatecznie osiągnięto kompromis i na początku 1475 roku Ferdynand został uznany za współrządcę Kastylii, a jego imię wymieniano odtąd we wszystkich dokumentach przed imieniem Izabeli, chociaż tytuły pary monarszej miały zaczynać się od kastylijskich i być wymieniane na przemian z aragońskimi. Ferdynand zaś zasiadł na tronie Aragonii w 1479 roku, po śmierci ojca, jako udzielny władca.
Ale Izabela miała znacznie większe ambicje, postanowiła bowiem pozbyć się ostatecznie z Półwyspu Iberyjskiego muzułmanów i zakończyć rekonkwistę. I tu także odniosła sukces, wypowiadając muzułmanom wojnę totalną, polegającą na utrzymywaniu wojsk w obcym kraju i zdobywaniu kolejno każdej twierdzy i każdego miasta. Była to dość kosztowna, ale bardzo efektywna strategia, a Izabela nie wahała się zastawić swojej biżuterii, by pokryć koszty kampanii. Ofensywę prowadzono tylko wiosną i latem, zdobywając kolejne terytoria. Jak podkreślają historycy wojskowości, choć wojna była prowadzona w tradycyjny sposób, to zdobyto się na zastosowanie artylerii, która okazała się przydatna zwłaszcza podczas oblężeń potężnie ufortyfikowanych arabskich twierdz. Poza tym królowa osobiście inspirowała swoich żołnierzy do wzmożonych działań, stając wśród nich i modląc się na środku pola bitwy. W efekcie do 1491 roku Izabela i jej mąż opanowali większość Emiratu Grenady, z wyjątkiem silnie ufortyfikowanej stolicy. Ich wojska przystąpiły do oblężenia miasta, a na rozkaz królowej, przekonanej oczywiście, że wszystkimi jej działaniami kieruje Bóg, zbudowano twierdzę w kształcie krzyża, skąd Ferdynand i jego żona mogli swobodnie obserwować oblężenie. Wkrótce stało się jasne, że przepełniona uchodźcami Grenada skazana jest na klęskę. Ludność cierpiała głód, a kwiat arabskiego rycerstwa ginął w potyczkach toczonych pod murami z chrześcijańskimi rycerza-mi. W końcu ostatni emir Grenady Muhammad XII, znany jako Boadbil, podjął decyzję o przystąpieniu do negocjacji w sprawie poddania miasta. 2 stycznia 1492 roku Muhammad XII skapitulował przed parą królewską, otwierając przed nią bramy swej stolicy i poddając Alhambrę. Królową rozpierała duma i szczęście. W tym samym roku, w którym otworzyły się przed nią mury Alhambry, królowa wyprawiła w rejs Krzysztofa Kolumba, finansując jego wyprawę do Indii. Jak wiadomo, słynny żeglarz ostatecznie tam nie dotarł, ale 12 października 1492 roku jego statki dobiły do brzegów Ameryki, kontynentu nieznanego wcześniej Europejczykom, zapoczątkowując w ten sposób złotą erę odkryć geograficznych.
Cztery lata później, 19 grudnia 1496 roku, rodziców Katarzyny spotkał wielki zaszczyt – ówczesny papież Aleksander VI (znany nam Rodrigo Borgia) nadał Izabeli i Ferdynandowi dożywotni i dziedziczny tytuł Królów Katolickich. W ten sposób stali się władcami równymi Królom Arcychrześcijańskim, czyli monarchom francuskim. Papież, nadając dożywotni tytuł Królów Katolickich władcom Hiszpanii, dał wyraz swojej polityce antyfrancuskiej, ponieważ królowie francuscy od wieków dążyli do decydowania w sprawach Kościoła, przynajmniej na terenie swego państwa. Przyglądając się tej kwestii, trzeba jednak przyznać, że papież, przyznając ten zaszczytny tytuł parze królewskiej, poniósł porażkę. Za czasów jej panowania ustaliły się bowiem podstawy absolutyzmu w Hiszpanii i prymat władzy królewskiej nad papieską. Każda bulla wydana przez Ojca Świętego musiała być zatwierdzona przez parę królewską, wyroki sądów duchownych podlegały apelacji sądów świeckich, a kandydatów na stanowiska kościelne zatwierdzali wyłącznie władcy. Także powołana przez Izabelę w 1478 roku inkwizycja hiszpańska nie podlegała papieżowi, ale hiszpańskim monarchom.
Wielkim uznaniem następcy Świętego Piotra cieszyła się natomiast polityka względem żydów, którym królowa dała do wyboru: albo konwersję na katolicyzm, albo wygnanie z kraju. W efekcie Półwysep Iberyjski opuściła ponad połowa ludności żydowskiej żyjącej dotąd na tym obszarze, a ci, którzy zostali i się nawrócili, bardzo szybko przekonali się, że przyjęcie narzuconego przez władczynię wyznania bynajmniej nie chroniło przed prześladowaniami.
Choć Izabela i Ferdynand pozornie nie byli dobraną parą i więcej ich dzieliło, niż łączyło, stworzyli udany związek. Małżonkowie doszli do porozumienia nie tylko na polu polityki ale, co było bardzo rzadkie w przypadku małżeństw aranżowanych ze względów politycznych i dynastycznych, odnaleźli prawdziwą miłość. Jak słusznie zauważają historycy, niebagatelne znaczenie miał zbliżony wiek i zapewne bardzo podobny temperament królewskiej pary. Dzięki żonie Ferdynand, wcześniej stroniący od ksiąg, przekształcił się w wielkiego mecenasa kultury i sztuki, nauczył się też ukrywać swoje uczucia, prezentując poddanym nieprzeniknione, chłodne oblicze rozsądnego władcy i trzeźwego polityka.
Ambitna i dumna Izabela w przerwach pomiędzy wojowaniem, rządzeniem i reformowaniem państwa rodziła i wychowywała dzieci, których doczekała się z Ferdynandem, przy czym wieku dorosłego dożyło jedynie sześcioro. Jak na wojowniczkę z krwi i kości oraz pogromczynię Maurów przystało, królowa rodziła kolejne córki i synów, nie wydając żadnych okrzyków i jęków. Izabela uważała bowiem, że monarchini nie przystoi okazywanie słabości właściwych „zwyczajnym” niewiastom. Z pokorą przyjmowała też śmierć kolejnych noworodków płci męskiej, ciesząc się jedynym synem Janem, który dożył wieku dorosłego. Pierwszym potomkiem królewskiej pary była urodzona 2 października 1470 roku Izabela, która do historii przeszła jako księżna Asturii, kolejnym – wspomniany już syn Jan, znany jako Jan z Asturii, który urodził się 28 czerwca 1478 roku. Po nim na świat przyszły kolejne córki: urodzona 6 listopada 1479 roku Joanna, a po niej, 29 czerwca 1482 roku, Maria. Jak wiadomo, swoje najmłodsze dziecko, córkę Katarzynę, królowa urodziła trzy lata później. Być może imię nadano jej na cześć prababki ze strony matki, Katarzyny Lancaster, ale mała księżniczka używała jego kastylijskiej wersji – Catalina. Zresztą jej angielska prababka, córka Jana z Gandawy, która w 1388 roku przybyła na Półwysep Iberyjski z dalekiej Anglii, by poślubić Henryka III Chorowitego i doczekać się z nim trójki dzieci, w tym Jana, ojca Izabeli, była nazywana przez poddanych swojego męża właśnie Cataliną. Los sprawił, że prawnuczka, a zarazem imienniczka Katarzyny Lancaster, odbyła identyczną podróż jak przed laty jej prababka, ale w przeciwną stronę, i została królową Anglii.
Kiedy mała Catalina płaczem oznajmiła wszystkim swoje przyjście na świat, Anglia była widownią dramatycznych zmian. Zaledwie dwa lata wcześniej Ryszard III York ogłosił synów i dziedziców swojego brata Edwarda IV bękartami, by przejąć tron. Lecz władzą nie cieszył się zbyt długo, 22 sierpnia 1485 roku, a więc niespełna pięć miesięcy przed narodzinami najmłodszej córki Ferdynanda i Izabeli, zginął w bitwie pod Bosworth, a korona spoczęła na skroniach Henryka Tudora, zwycięzcy owej batalii kończącej wojnę Dwóch Róż3. Kiedy księżniczka Catalina miała zaledwie miesiąc, świeżo upieczony władca Anglii ożenił się z Elżbietą York. Wówczas jednak na dworze hiszpańskim nikt nie mógł przypuszczać, że dwóch synów wywodzących się z tego związku zostanie kolejnymi mężami małej księżniczki, leżącej wówczas w kołysce. Kiedy jednak się okazało, że głównie dzięki małżeństwu oraz przyjściu na świat pierworodnego królewskiej pary, księcia Artura, pozycja Tudora na tronie znacznie się umocniła, Ferdynand i Izabela postanowili skojarzyć dziedzica korony z małą Cataliną i jako pierwsi, w 1487 roku, zaproponowali królowi Anglii rękę księżniczki dla liczącego sobie wówczas zaledwie pół roku Artura. Ponieważ angielski dwór zapatrywał się na projekt mariażu z wielkim entuzjazmem, postanowiono przejść do konkretów, powierzając negocjacje ówczesnemu, a zarazem pierwszemu w historii, ambasadorowi Hiszpanii w Anglii, doktorowi Rodrigowi Gonzálezowi de la Puebli, który przystąpił do działania w maju 1488 roku. Sojusz Henryka i Ferdynanda był wymierzony przeciwko Francji zmierzającej do dominacji na kontynencie, Tudor zaś widział w nim także szansę na ostateczne unieszkodliwienie Plantagenetów, szukających sojuszników w staraniach o odzyskanie tronu właśnie na Półwyspie Iberyjskim.
Osoba Izabeli Kastylijskiej, udzielnej władczyni cieszącej się takimi samymi prawami jak jej małżonek i opromienionej sławą pogromczyni Maurów, niewątpliwie budziła podziw w całej Europie, w tym także na dworze Tudorów. Elżbieta York, nosząca wprawdzie dumny tytuł królowej, ale będąca jedynie królewską małżonką, niemal w każdym liście do przyszłej teściowej swego starszego syna powoływała się na „znakomite dostojeństwo i cnotę, czym Wasza Wysokość tak jaśnieje i tak się wyróżnia, aż twe sławne imię wszędzie rozchodzi się i rozbrzmiewa”4. Adresatka owych słów wcale nie zamierzała im zaprzeczać, gdyż była święcie przekonana o ich słuszności. Z całą pewnością bowiem stoczona w przeszłości walka o sukcesję kastylijską wywarła wpływ na osobowość Izabeli, a zwłaszcza na jej poglądy dotyczące istoty i uprawnień władzy królewskiej. Zdobyte wówczas doświadczenia wyrobiły w niej przekonanie, że władza monarsza pochodzi od Boga, dlatego królowie powinni być posłuszni jedynie woli Stwórcy. Wbrew pozorom takie pojmowanie królewskiej władzy było też związane z jej płcią. Pamiętajmy, że ta ambitna i niebywale aktywna władczyni żyła w średniowieczu, a więc w okresie, kiedy miejscem kobiety był dom, a jedynym, czego od niej oczekiwano, było urodzenie gromadki zdrowych dzieci, najlepiej synów. Wywodząc swą władzę od Boga, młoda królowa znajdowała znakomite uzasadnienie swych śmiałych i zapewne dla niektórych szokujących poczynań. Skoro za każdą decyzją władczyni stał Bóg, jej poddani musieli bez szemrania pogodzić się z władzą sprawowaną przez kobietę. W owym mniemaniu utwierdziły ją także sukcesy w walkach z Maurami, jak również tytuł przyznany parze królewskiej przez papieża.
Takie przekonanie wpajała też wszystkim swoim dzieciom, dlatego Katarzyna dorastała w przekonaniu o wyższości księżniczki krwi nad maluczkimi. Z rodzinnego domu wyniosła też obraz zgodnej rodziny królewskiej, w której małżonkowie współpracują na polu polityki i wspierają się w niełatwej sztuce rządzenia państwem. Matka wpoiła jej także głęboką wiarę w boski charakter wszystkich małżeństw, jak również przekonanie, że to Bóg zsyła ludziom mężów i żony, a kobieta, wchodząc w związek małżeński, nawet jeżeli ma prawa do tronu, automatycznie podlega mężowi, z którym jest związana nierozerwalnym węzłem małżeńskim do końca życia. Wierne naukom matki dwie córki Izabeli, Joanna i Katarzyna, będą potem trwać przy swoich mężach, których, jak wierzyły, poślubiły nie tylko z powodów politycznych czy kierując się racją stanu, ale przede wszystkim – z woli Boga. Pobożna do bólu Izabela, podobnie jak większość ówczesnych żon, z iście stoickim spokojem tolerowała mężowską niewierność, bo Ferdynand, mimo że darzył małżonkę silnym uczuciem, był niebywale czuły na wdzięki niewieście. Doskonale wiedziała, że monarcha prędzej czy później znudzi się nawet najpiękniejszą kochanką i potulnie do niej wróci, miała też świadomość, że żadna z nich, choćby wywodziła się z najmożniejszego rodu, nie ma najmniejszych szans, by zostać żoną władcy. Taka ewentualność nie mieściła się również w głowach córek królewskiej pary.
Możemy przypuszczać, że Izabela zapewne była matką dość surową i wymagającą. Z całą pewnością wielką miłością darzyła syna, uwielbianego także przez siostry, z którym wiązała wielkie plany na przyszłość. Wiadomo, że była też bardzo zżyta z najmłodszą córką Katarzyną. Najbardziej skonfliktowana była natomiast z Joanną, a powodem bezustannych kłótni między matką a córką stała się zapewne neurotyczna nadwrażliwość Joanny, odziedziczona zresztą, podobnie jak imię, po jej babce po kądzieli. Zarówno Izabela, jak i jej mąż dokładali wszelkich starań, by należycie wychować swoje potomstwo. Korzystali przy tym z pomocy wychowawców i licznych nauczycieli, dzięki którym ich córki i syn władali kilkoma językami, w tym również łaciną, mimo że Izabela nie miała talentu do nauki języków obcych i ponoć nigdy nie opanowała języka Horacego. Duży nacisk kładziono też na przygotowanie królewskich dzieci do ewentualnych rządów, jak również na etykietę obowiązującą na ówczesnych dworach. Trzecie z kolei dziecko Izabeli i Ferdynanda, córka Joanna, słynęło z uzdolnień muzycznych i nadzwyczajnych umiejętności tanecznych, ale edukacja wszystkich dziewcząt z rodziny królewskiej obejmowała naukę muzyki, śpiewu i tańca. Wszystkie uczyły się także haftu, szycia i koronkarstwa.
Katarzyna żywiła wielki podziw i szacunek dla ojca, po którym przejęła nieufność do Francji, ze względu na położenie geograficzne uważanej przez Ferdynanda za głównego nieprzyjaciela Aragonii. Ta wrogość zaważyła także na wyborach mężów dla córek, przede wszystkim dla Joanny, którą w wieku szesnastu lat wydał za syna cesarza Maksymiliana Habsburga, arcyksięcia Filipa, a rok później ożenił Jana, swojego jedynego syna i następcę tronu, z arcyksiężniczką Małgorzatą. Najstarszą córkę, Izabelę, wyprawił natomiast do sąsiedniej Portugalii, gdzie w 1490 roku poślubiła kuzyna, infanta Alfonsa Portugalskiego, następcę tronu. Niestety, parze nie było pisane długie i szczęśliwe pożycie małżeńskie, gdyż kilka miesięcy po ślubie Alfons zmarł w wyniku poważnych obrażeń, których doznał na skutek upadku z konia. Zaledwie sześć lat później Izabela ponownie stanęła na ślubnym kobiercu, za sprawą swojego ojca poślubiając bratanka ówczesnego władcy Portugalii, Manuela I Szczęśliwego. Przydomek, który mu nadano, z całą pewnością jednak nie odnosił się do jego małżeństwa z księżniczką kastylijską, Izabela zmarła bowiem zaledwie rok po ślubie na skutek komplikacji po urodzeniu syna, Miguela da Paz, który żył tylko dwa lata. W 1500 roku jej miejsce u boku Manuela zajęła młodsza od Izabeli o dwanaście lat jej siostra Maria, która obdarzyła swego małżonka aż ośmiorgiem dzieci, w tym także następcą tronu.
Anglia, państwo, które status imperium zyskało dużo później, nie była atrakcyjnym sojusznikiem i nie mogła się równać ani z Hiszpanią Aragonów, ani z cesarstwem Habsburgów, ani z Francją. Była krajem dość słabo zaludnionym – jej ludność, wliczając mieszkańców Walii, nie przekraczała dwóch i pół miliona, podczas gdy Kastylię i Aragonię, którymi władali Królowie Katoliccy, zamieszkiwało siedem i pół miliona, a król Francji mógł się pochwalić aż piętnastoma milionami poddanych. Jedynym, aczkolwiek ważkim atutem w ręku Tudora były angielskie porty, z których musieli korzystać zmierzający do Niderlandów kupcy hiszpańscy, porty francuskie bowiem z powodu napiętych stosunków między Francją a ich ojczyzną były dla nich wówczas zamknięte. Sporną kwestią w stosunkach z Francją były roszczenia angielskich królów do korony francuskiej, które przed laty doprowadziły do wybuchu wojny stuletniej. Angielscy władcy, mimo przegranej, poczynając od króla Henryka VI Lancastera, tytułowali się królami Francji. Ferdynand musiał sobie zdawać sprawę, że w przypadku ewentualnego konfliktu zbrojnego z Francją Anglicy powinni stanąć po jego stronie.
Mimo wszystko Król Katolicki nie pałał entuzjazmem do małżeństwa swojej córki z Tudorem. Jak mówił, nie jest zachwycony perspektywą jej wejścia do „rodziny, która lada dzień może zostać przepędzona z Anglii”5. I było w tym sporo racji, Henryk VII bowiem nie siedział zbyt pewnie na tronie, chociaż jego pozycję z pewnością umocniły narodziny syna Artura, którego doczekał się z Elżbietą York. Chłopiec nazywany „krzewem różanym Anglii” chował się zaskakująco zdrowo, co może być argumentem przeciw tezie, jakoby był wcześniakiem, ale też jej nie wyklucza. Był ładnym dzieckiem o blond włosach, nie sprawiał problemów wychowawcom i budził powszechny podziw manierami. Nic zatem dziwnego, że był oczkiem w głowie królewskiego taty. Kiedy podrósł na tyle, by mógł pełnić dworskie funkcje, które powierzył mu ojciec, wywiązywał się z nich należycie, zapowiadając się na dobrego władcę. Bez wątpienia pozycję Henryka VII na tronie umocniły narodziny jego drugiego syna, a trzeciego z kolei dziecka, księcia Henryka, ale mimo wszystko monarcha czuł się dość zagrożony, co rusz bowiem pojawiał się jakiś pretendent, który powoływał się na rzeczywiste lub urojone prawa do tronu, na przykład udając zaginionego w dzieciństwie Edwarda V. Każdy z nich gromadził wokół siebie licznych zwolenników, doprowadzając do zamieszek i fermentu w państwie.
Henryk jakoś sobie z tym radził, ale sytuacja mogła ulec zmianie, gdyby któremuś z kolejnych pretendentów udało się zdobyć pomoc z zagranicy. Monarcha także zraził do siebie wielu swoich wcześniejszych zwolenników, chociażby dlatego, że wolał rządzić przy pomocy legistów i duchownych, nie powołując na wysokie urzędy przedstawicieli angielskiej arystokracji. Czynił tak z dość oczywistego powodu – pracujących dla niego dostojników kościelnych mógł nagradzać wyłącznie tytułami i biskupstwami, które i tak formalnie były własnością Kościoła, a on jako władca mógł nimi dowolnie dysponować, nie uszczuplając przy tym własnych włości. Nastrojów nie poprawiały także inne jego posunięcia, jak chociażby zakazanie bogatej arystokracji posiadania własnej armii, a wszyscy, którzy nie stosowali się do tego, zostali obciążeni wysokimi podatkami. Jego dwaj poborcy podatkowi, wywodzący się zresztą z nizin społecznych i bardzo lojalni wobec monarchy, wywiązywali się skrupulatnie z obowiązku pobierania podatków, systematycznie zasilając królewski skarbiec, ziejący pustką po zakończonej wojnie Dwóch Róż. Ostatecznie jednak Ferdynand pozbył się wszelkich obiekcji i wątpliwości, godząc się wydać Catalinę za Artura.
Podpisanie przedmałżeńskiej umowy nie oznaczało jeszcze małżeństwa, czego dowodzi przykład Marii Burgundzkiej, która była zaręczona aż siedem razy z siedmioma różnymi mężczyznami, by ostatecznie poślubić ósmego – Maksymiliana Austriackiego. Ale Katarzyna od dziecka była przekonana, że kiedy osiągnie stosowny wiek, zostanie żoną Artura. Zapoznawano ją z legendami o królu Arturze i jego rycerzach, bo w bogatych zbiorach królowej Izabeli znajdowało się hiszpańskie tłumaczenie tych opowieści, ale zaznajamiano ją także z historią monarchii angielskiej, w tym również z barwnymi przygodami Jana z Gandawy, pradziadka jej przyszłego małżonka. W 1497 roku sprawy przybrały poważniejszy obrót: dwunastoletnia infantka upoważniła Rodriga Gonzáleza de Pueblo do rozpoczęcia rokowań zaręczynowych w jej imieniu. Ambasador spisał się na tyle dobrze, że w sierpniu tego samego roku w Woodstock odbyły się uroczyste zaręczyny pary, podczas których Katarzynę zastępował Pueblo. Od tej pory dziewczynkę określano księżną Walii, tytułem przynależnym żonom następcy angielskiego tronu, a król Henryk VII w listach do jej rodziców nazywał ją „ich wspólną córką”. Również Artur słał do niej listy pisane po łacinie, w tym samym języku odpowiadała mu narzeczona. Ze strony księcia owe listy pełne były czułości, chociaż nigdy nie widział przyszłej małżonki.
Za pióro chwyciły też przyszła teściowa Katarzyny, jak również babka jej męża po mieczu Małgorzata Beaufort, ciesząca się silną pozycją na dworze syna, obie bowiem czuły się w obowiązku wspomóc przyszłą królową w jej przygotowaniach do życia w nowej ojczyźnie. Małgorzata nalegała, by dziewczyna uczyła się konwersacji w języku francuskim, aby mogła się porozumieć z członkami nowej rodziny, obie panie wysyłały jej też kolejne instrukcje na temat życia na angielskim dworze. Elżbieta nalegała, by Katarzynę przyzwyczaić do picia wina, gdyż woda w Anglii „nie nadaje się do picia, a nawet gdyby się nadawała, tutejszy klimat by na to nie pozwolił”6. Zastanawiające jest natomiast, dlaczego nie zadbano o nauczenie przyszłej księżnej Walii języka jej męża i jego poddanych ani nie zapoznano z etykietą obowiązującą na tamtejszym dworze. Jak się miało okazać, było to poważne niedopatrzenie.
W 1490 roku Artur otrzymał tytuł księcia Walii, przynależny wszystkim następcom tronu Anglii. Wciąż żywa w monarchii brytyjskiej tradycja nadawania następcom tronu tytułu księcia Walii została zapoczątkowana w 1301 roku przez króla Edwarda I, obdarzonego osobliwym przydomkiem Długonogi, który pragnął w ten sposób podkreślić powiązanie Walii z koroną. Jeżeli wierzyć legendzie, kiedy Walijczycy oblegali angielskiego króla na zamku Caernarfon, u jego żony zaczęły się bóle porodowe. Aby pozyskać przychylność rozsierdzonych i niechętnych jego panowaniu mieszkańców Walii, monarcha przyrzekł im, że da im władcę, który urodzi się na ich ziemi i nie będzie władał ani angielskim, ani francuskim, będącym wówczas oficjalnym językiem na dworze Plantagenetów, dynastii, z której wywodził się Edward. Dotrzymanie owej obietnicy niewiele go kosztowało, gdyż 25 kwietnia 1294 roku jego małżonka powiła zdrowego chłopca, wtedy sprytny król wziął syna w ramiona, wspiął się na mury zamku, pokazał dziecko oblegającym, radośnie krzycząc w ich stronę: „Oto wasz książę Walii!”. Nowo narodzone dziecko rzeczywiście urodziło się w Walii i jako noworodek nie władało jeszcze ani angielskim, ani francuskim, walijskim zresztą też nie. Ostateczna decyzja o przyznaniu książęcego tytułu małemu Edwardowi, bo malec odziedziczył imię po ojcu, została potwierdzona przez parlament w Lincoln 7 lutego 1301 roku, i odtąd każdy następca tronu Anglii tytułuje się księciem Walii.
Artur Tudor, objąwszy władzę w Walii, przeniósł się wraz ze swym dworem do zamku w Ludlow. Tam też, pod okiem starannie wybranych guwernerów i nauczycieli, pobierał nauki. Jego program nauczania obejmował nie tylko historię, literaturę, nauki klasyczne czy retorykę, ale również łucznictwo i taniec. W Ludlow zamieszkałaby także Katarzyna po uroczystej ceremonii zaślubin, która miała się odbyć w Londynie. Na mocy traktatu z Medina del Campo, podpisanego przez Izabelę i jej męża w marcu 1489 roku i ratyfikowanego przez Tudora w następnym roku, uregulowano kwestię posagu Katarzyny, jak również jej wiana, czyli zabezpieczenia posagu, który po ślubie przechodził na własność męża. 19 maja 1499 roku w przypadające wówczas Zielone Świątki odbył się ślub per procura Artura i hiszpańskiej księżniczki, która wciąż przebywała w rodzinnym domu, dlatego w roli Aragonki wystąpił ponownie hiszpański ambasador. Zanim doszło do ceremonii, angielski dwór uzyskał papieską dyspensę, gdyż pan młody nie był pełnoletni, nie ukończył jeszcze czternastego roku życia. Małżeństwo zostało zawarte, nawet odbyły się oficjalne pokładziny, polegające na tym, że de Pueblo symbolicznie wsunął nogę w łoże małżeńskie, ale ceremonia miała być powtórzona, tym razem z większą pompą, gdy Katarzyna przybędzie do Anglii.
Zanim Izabela i Ferdynand zdecydowali się wysłać córkę za morze, zadbali o pozbycie się potencjalnego konkurenta do tronu Anglii, Edwarda Plantageneta, hrabiego Warwick. Nieszczęśnik, wykazujący ewidentne oznaki choroby umysłowej, od czternastu lat był uwięziony w Tower, gdzie trafił jako dziesięcioletni chłopczyk, i nikomu nie zagrażał. Miał jednak jako Plantagenet oraz bratanek dwóch kolejnych władców z dynastii York dość mocne prawa do korony. A to wystarczyło, by w oczach królów kastylijskich stanowił niebezpieczeństwo dla dziedzictwa Artura i jego potomstwa z Katarzyną. I prawdę mówiąc, mieli sporo racji, gdyż hrabia Warwick wprawdzie był nieszkodliwy, ale mógł się stać marionetką w rękach przeciwników Tudorów, a tych na Wyspach nie brakowało. W efekcie Ferdynand i Izabela wymogli na Henryku egzekucję nieszczęśnika, który zakończył swą smętną egzystencję 28 listopada 1499 roku, oddając głowę katu. Pueblo z radością donosił Izabeli i Ferdynandowi, że w Anglii „nie ma już ani jednej wątpliwej krwi królewskiej”7, co nie do końca odpowiadało prawdzie.
W 1500 roku ustalono, że Katarzyna wyjedzie do Anglii bezzwłocznie po swoich szesnastych urodzinach. Możemy przypuszczać, że ostatnie trzy lata spędzone w rodzinnym domu nie były szczęśliwe ani dla samej infantki, ani dla jej rodziców. Na rodzinę Izabeli i Ferdynanda spadły bowiem liczne nieszczęścia: 4 października 1497 roku jedyny syn królewskiej pary, książę Jan, od kwietnia żonaty z córką cesarza Maksymiliana Małgorzatą, zmarł nagle po krótkiej chorobie. Dla czterdziestosześcioletniej Izabeli jego odejście było wielką tragedią i nigdy już nie podźwignęła się po tym ciosie, zwłaszcza że wkrótce spadł na nią kolejny – zgon najstarszej córki, Izabeli. Dwa lata później zmarł wnuk królowej, jedyny syn zmarłej Izabeli, Miguel, który w planach dziadków, jako król Portugalii i Hiszpanii, miał w przyszłości zjednoczyć cały Półwysep Iberyjski. Pewną pociechę mogła stanowić wieść o narodzinach 24 lutego 1500 roku arcyksięcia Karola, najstarszego syna kolejnej pod względem starszeństwa córki Królów Katolickich, Joanny. Zarówno Ferdynand, jak i Izabela byli świadomi, że to właśnie on jako prawowity następca zasiądzie na tronie zjednoczonej Hiszpanii, która w ten sposób przejdzie pod panowanie Habsburgów. Ambitne plany dynastyczne pary królewskiej legły zatem w gruzach. Zrozpaczona Izabela, przybita serią zgonów w najbliższej rodzinie, nie chciała rozstawać się ze swoją najmłodszą latoroślą, dlatego robiła, co mogła, by zatrzymać ją przy sobie jak najdłużej, z tego względu wyjazd Katarzyny kilkakrotnie przekładano. Ostatecznie jednak władczyni, pragnąca tronu Anglii dla swojej córki, wygrała z kochającą matką i narzeczona, a w zasadzie żona Artura, 24 czerwca 1501 roku wyruszyła w drogę ku swemu przeznaczeniu.
Katarzyna dotarła do La Coruñi dopiero 17 sierpnia, gdzie zgodnie z planem miała wsiąść na statek płynący do Anglii. Księżniczka w drodze do portu odwiedziła sanktuarium św. Jakuba w Santiago de Compostela. Niestety, po wypłynięciu z portu sztorm szalejący wówczas w Zatoce Biskajskiej zepchnął flotę hiszpańską z powrotem ku lądowi. Okręty omal nie zatonęły i za cud uznano bezpieczne dopłynięcie statków do portu Laredo w pobliżu Bilbao, skąd wyruszono ponownie w morze dopiero 27 września, kierując się do Southampton, cieszącego się zasłużoną opinią najbezpieczniejszego portu w Anglii. Okazało się jednak, że sztorm szalejący w Zatoce Biskajskiej nie był ostatnią przeszkodą, jaka czekała podróżników: po wpłynięciu do kanału La Manche statki musiały się zmagać z silnym wiatrem i burzami, a pasażerowie modlili się o przeżycie. Te wydarzenia sprawiły, że flota wioząca Katarzynę dopiero 2 października dobiła do najbliższego portu w Anglii – Plymouth.
Księżniczka Katarzyna pierwsze kroki po zejściu na ląd skierowała do najbliższego kościoła, by podziękować Bogu za bezpieczne dotarcie do celu. Jeden z Hiszpanów, który wchodził w skład towarzyszącej jej świty, zauważył w liście pisanym do domu: „Trzeba mieć nadzieję, że Bóg daje jej wszystkie te ziemie w posiadanie na czas dość długi, by mogła nacieszyć się życiem i wydać na świat następców tronu”8. Niestety, czas pokazał, że były to tylko pobożne życzenia.
Obserwując jednak entuzjazm poddanych Henry-ka VII na widok narzeczonej księcia Walii, można było odnieść wrażenie, że przed księżniczką rysuje się świetlana przyszłość, jak doniesiono bowiem w liście do królowej Izabeli: „Nie mogłaby się spotkać z radośniejszym przyjęciem, choćby była samym Zbawicielem”9. A przecież mieszkańcy Plymouth zachowali się spontanicznie, bo flota wioząca Katarzynę miała przybić do odległego o dwieście kilometrów w linii prostej portu Southampton. W Plymouth nie było też przygotowanej dla niej siedziby, zamorska księżniczka zatrzymała się więc w domu pewnego „zacnego” i jak się można domyślić, zamożnego kupca, którego domostwo odpowiadało wymogom przyszłej żony następcy tronu.
Nie były to wszystkie problemy, z którymi musiał się zmierzyć angielski dwór: przedstawiciele monarchy czekali przecież na księżniczkę w zupełnie innym miejscu, a misternie ułożone plany jej powitania trzeba było zmienić, i to w iście ekspresowym tempie. Ze względu na sporą odległość dzielącą Plymouth i Southampton ustalono, że Katarzyna wyruszy w drogę, podobnie uczyni delegacja Henryka VII, i spotkają się w leżącym mniej więcej w połowie drogi Exeter. W tym celu do Plymouth wysłano wraz z eskortą stosunkowo skromną lektykę dla Katarzyny oraz dwanaście rumaków dla towarzyszących jej dam dworu. W Exeter czekał na nią wysłannik królewski, lord Willoughby de Broke, jeden z najbliższych współpracowników, a zarazem najbardziej zaufany przyjaciel angielskiego monarchy. Potem orszak wyruszył w stronę Londynu, gdzie miała się odbyć oficjalna ceremonia powitania przyszłej małżonki księcia Walii.
Bez wątpienia Katarzyna przeżyła swoisty szok już w momencie pierwszego zetknięcia się z dworzanami króla. Wprawdzie jej rodzice byli znacznie potężniejszymi władcami niż jej przyszły teść, ale na ich dworze nie było sztywnej i sformalizowanej etykiety ani rozbudowanego protokołu dworskiego (w przyszłości, kiedy władzę w Hiszpanii przejmą Habsburgowie, to się zmieni). Ale w czasach Katarzyny i Henryka to właśnie angielski dwór słynął ze sztywnej etykiety i pompatycznych ceremoniałów, co dało się odczuć już podczas podróży, która musiała przebiegać zgodnie z ustalonym harmonogramem, nie było więc miejsca na nieplanowane, przypadkowe postoje czy popasy.
A jednak doszło do wyłomu, król bowiem postanowił zobaczyć synową, zanim orszak zawita do Londynu, dlatego wraz z księciem Arturem, który przybył ze swego walijskiego księstwa, wybrał się do Dogmersfield, gdzie orszak Katarzyny zatrzymał się na nocleg. Dowiedziawszy się o tym, aragońska księżniczka stanowczo zaprotestowała, powołując się na zalecenia ojca, który kategorycznie zakazał jej jakichkolwiek spotkań z przyszłym mężem i jego rodziną aż do dnia uroczystych zaślubin. Jak można się domyślić, Henryk nie miał zamiaru tolerować zaleceń obcego monarchy, dlatego oświadczył Katarzynie, że skoro „zawędrowała już tak daleko w głąb jego królestwa”, to podlega jego władzy. Księżniczka nie miała wyjścia, jak tylko ustąpić, ostatecznie więc najpierw spotkała się z Henrykiem, a dopiero potem, oczywiście pod czujnym okiem monarchy, ze swoim narzeczonym. Nie wiemy, czy młodzi od razu przypadli sobie do gustu, ale nawet gdyby było inaczej, to i tak byli skazani na wspólne życie. Możemy przypuszczać, że Artur był zachwycony Katarzyną, podobnie zresztą jak towarzyszący mu dworzanie, bo hiszpańska księżniczka wyróżniała się spośród swoich czarnowłosych dwórek o ciemnej cerze, a jej uroda wpisywała się w kanony piękna obowiązujące na Wyspach. Dzięki płynącej w jej żyłach krwi angielskich przodków miała jasną cerę i włosy o lekko rudawym połysku. Była co prawda niską, ale szczupłą dziewczyną o zgrabnej figurze.
Wprawdzie, głównie za sprawą króla Francji Franciszka I, w historiografii i literaturze upowszechnił się pogląd, że królowa Katarzyna Aragońska była brzydka, ale nie jest to zgodne z prawdą. Kiedy francuski monarcha wyraził swój negatywny osąd o jej urodzie, królowa była już kobietą nie pierwszej młodości, w dodatku wyniszczoną przez ciąże i porody, o figurze i rysach twarzy zniekształconych przez tuszę. Z zachowanych relacji z epoki wynika, że urodę odziedziczyła po matce, a Izabeli nikt nie uważał za brzydką, wręcz przeciwnie. „Królowa ta była średniego wzrostu o dobrze ułożonych i proporcjonalnych członkach, bardzo blada blondynka: jej oczy miały zielononiebieski kolor, twarz miała śliczną i wesołą, spojrzenie pełne wdzięku oraz szczere, rysy twarzy regularne”10 – odnotował Hernando del Pulgar, nadworny kronikarz Królów Katolickich. O ile dziejopisa działającego na dworze Ferdynanda i Izabeli można posądzać o chęć przypodobania się swojej chlebodawczyni, o tyle tego samego zarzutu nie można stawiać innemu kronikarzowi, Alfonsowi de Palencii, który nie lubił monarchini i krytykował ją przy każdej okazji. Także on, pisząc o królowej w 1474 roku, przyznawał, że żona Ferdynanda jest kobietą „niezwykłej urody”.
O urodzie młodej Katarzyny świadczą nie tylko jej portrety, chociaż historycy nie są pewni, czy naprawdę widnieje na nich najmłodsza córka Izabeli, ale także relacje z epoki, w tym świadectwo dwudziestotrzyletniego studenta towarzystwa prawniczego Lincoln’s Inn sir Thomasa More’a, który będąc świadkiem powitania Katarzyny w Londynie, był przyszłą królową zachwycony. Napisał potem, że „posiadała wszystko, co przydaje urody niezwykle czarującej młodej dziewczy-nie”, wyrażając jednocześnie nadzieję, że małżeństwo następcy tronu i hiszpańskiej księżniczki „okaże się dla Anglii szczęśliwym zwiastunem”11.
O ile Artur zapewne był zadowolony z wyglądu swojej małżonki, o tyle Katarzyna mogła być nim rozczarowana: książę był bowiem wątłym, niepewnym siebie chłopcem, niższym o pół głowy od swojej żony, która przecież też nie była wysoka. Tak przynajmniej opisuje go większość biografów i źródeł z epoki, chociaż część historyków zaprzecza temu, twierdząc, że starszy syn Henryka VII był wysokim i szczupłym młodzieńcem, bardzo podobnym do ojca. Oglądając zachowane portrety starszego z braci, nie możemy wprawdzie nic powiedzieć na temat jego wzrostu, ale możemy orzec, że wdał się w ojca i przodków po mieczu, głównie Beaufortów, po których odziedziczył pociągłą twarz, orli nos i głęboko osadzone oczy.
Po spotkaniu, które zakończyło się balem, towarzystwo się rozjechało: Katarzyna kontynuowała podróż do stolicy Anglii, król zaś wraz z synem udali się do Windsoru. Po drodze przyszłą królową czekało jeszcze spotkanie z najbogatszym arystokratą ówczesnej Anglii księciem Buckingham, którego pochodzenie predestynowało go nawet do zasiadania na tronie państwa. Swoim bogactwem i wystawnym sposobem bycia hiszpańskiej księżniczce musiał się kojarzyć ze znanymi jej z ojczystego kraju hiszpańskimi grandami.
Ceremonia powitania księżniczki z domu Aragonów, jak również jej ślub z Arturem przygotowywano od 1499 roku, a więc jedynym zmartwieniem organizatorów tych doniosłych wydarzeń była pogoda. Znając kaprysy i nieprzewidywalność angielskiej aury, ustalono zatem, aby w przypadku nagłego deszczu uroczysty wjazd małżonki księcia Walii przełożyć z 11 listopada na następny dzień albo poczekać, aż aura się poprawi. Pogoda na szczęście dopisała, okazało się jednak, że Katarzyna wprowadziła swoim zachowaniem sporo zamieszania, nie zgodziła się bowiem na wjazd do miasta w lektyce, decydując się, że zrobi to na mule, siedząc po damsku, ale inaczej niż miały to w zwyczaju Angielki, po prawej stronie. Zwierzę, na którym wjeżdżała do Londynu, witana owacjami mieszkańców miasta, było osiodłane i przybrane na hiszpańską modłę. Małżonka następcy tronu przywdziała tradycyjny hiszpański strój, który jednak niezbyt przypadł do gustu poddanym jej teścia.
Katarzyna jechała ulicami Londynu w towarzystwie księcia Henryka, młodszego brata Artura, który władał zarówno francuskim, jak i łaciną. Między bajki należy jednak włożyć tezę, lansowaną zwłaszcza przez niektórych pisarzy, jakoby Katarzynie zabiło mocniej serce na widok szwagra, bo Henryk był uroczym chłopcem z nienagannymi manierami, ale miał dopiero dziesięć lat, w oczach hiszpańskiej księżniczki był zatem dzieckiem. Możemy jednak przypuszczać, że tłumaczył Katarzynie treść tekstów wygłaszanych pod jej adresem przez aktorów w trakcie przedstawień zorganizowanych na trasie przejazdu. Artyści (w owych czasach aktorami byli wyłącznie mężczyźni) wcielający się w rolę jej patronki św. Katarzyny czy też św. Urszuli, deklamowali teksty po angielsku, którego to języka księżniczka jeszcze się nie nauczyła. Słuchała więc Henryka, który tłumaczył je na francuski, którym oboje władali, bądź na łacinę. Oglądała też najprzeróżniejsze ruchome machiny w rodzaju modelu księżycowego cyklu.
Orszak, po krótkiej przerwie przy katedrze, w której Katarzyna modliła się przy grobie św. Erkenbalda, pierwszego biskupa Londynu, dotarł w końcu do pałacu biskupiego. Panna młoda miała tam mieszkać nie tylko do dnia ślubu, wyznaczonego na 14 listopada, ale i cały miodowy miesiąc. Tam czekał ją jeszcze jeden obowiązek – spotkanie z teściową, królową Elżbietą. Ponieważ żona Henryka VII od początku była przychylnie nastawiona do mariażu swego syna z Katarzyną, odbyło się ono w przyjaznej i miłej atmosferze.
Zgodnie z uświęconą tradycją wszystkie ważne uroczystości związane z panującym monarchą i członkami jego rodziny odbywały się w opactwie Westminster, tym razem jednak zdecydowano się na ślub w katedrze św. Pawła. Przyczyny tej decyzji były prozaiczne – świątynia znajdowała się w centrum największej potencjalnej widowni w całym kraju, w dodatku można było tam stosunkowo łatwo dojść niemal z każdej części miasta, a plac przed katedrą mógł pomieścić ponad dziesięć tysięcy ludzi. Oczywiście nie wszyscy weszli do wnętrza katedry, ale mogli liczyć na obejrzenie pary przybywającej na ceremonię i wyjeżdżającej już jako małżeństwo. Żeby jednak zebrani w kościele mieli co oglądać, pośrodku głównej nawy świątyni ustawiono specjalną scenę, dzięki czemu ceremonia była widoczna dla wszystkich. W dodatku prowadził na nią specjalny pomost o długości 150 metrów, po którym król Henryk, odziany w piękne szaty z białego aksamitu wyszywanego złotem, poprowadził Katarzynę do czekającego na nią Artura. Zaślubiny odbywały się na oczach zaproszonych gości, w tym posłów zagranicznych dworów i miejscowych dostojników oraz dworu i pary monarszej, a wzruszona do głębi babcia pana młodego Małgorzata Beaufort roniła szczere łzy.
Czytając opisy i relacje dotyczące ceremonii zaślubin Katarzyny i Artura, można współczuć państwu młodym, trwała bowiem aż trzy godziny, a potem następowała druga część – msza święta, która trwała niemal tyle samo. Z powodu tak długich uroczystości dla państwa młodych przygotowano na wszelki wypadek przenośne toalety – osobne kabiny z zasłonami i dachem. Natomiast już po mszy podano im w celu wzmocnienia nadwątlonych sił wino z korzeniami. Po zakończeniu ceremonii książę Henryk podał ramię swojej bratowej, by odprowadzić ją na przyjęcie weselne, a tymczasem jego brat dopełniał wszystkich formalności związanych z przekazaniem małżonce trzeciej części dochodów płynących z Walii, Kornwalii oraz Chester jako wiana.
Po ślubie Katarzyna automatycznie stała się księżną Walii, wkraczając w nowy etap swojego życia. Nic zatem dziwnego, że podczas uczty weselnej to głównie na niej skupiało się zainteresowanie dworu i zaproszonych na uroczystość gości. Kiedy wybiła godzina siedemnasta, earl Oxfordu, piastujący jednocześnie stanowisko wielkiego szambelana, a więc wysokiego urzędnika zajmującego się organizacją i funkcjonowaniem dworu monarchy, wezwał grono wcześniej wybranych dam do przygotowania małżeńskiej łożnicy. Wśród nich pierwsze skrzypce odegrały guwernantki młodej pary – lady Elżbieta Darcy oraz donna Elwira Manuel, awansowana przed wyjazdem z ojczyzny na pierwszą damę dworu i pierwszą damę sypialni Katarzyny.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. A.F. Pollard, Henryk VIII, Warszawa 1988, s. 128. [wróć]
2. Za: A. Licence, Sześć żon i wiele kochanek. Historie kobiet Henryka VIII, Kraków 2015, s. 27. [wróć]
3. Wojna Dwóch Róż (ang. The Wars of The Roses) – wojna domowa, a ściślej biorąc – cykl wojen trwających od 1455 do 1485 r. między dwiema liniami dynastii Plantagenetów – Lancasterami i Yorkami. Nazwa serii konfliktów wzięła się od róż widniejących w herbach obu rodów: czerwonej – Lancasterów i białej – Yorków. Tudorowie, którzy ostatecznie odnieśli zwycięstwo i zasiedli na tronie, byli spadkobiercami praw Lancasterów do korony. Ich panowanie trwało od 1485 do 1603 roku i zakończyło się wraz ze śmiercią Elżbiety I Tudor. [wróć]
4. Za: A. Fraser, Sześć żon Henryka VIII, Warszawa 1996, s. 18. [wróć]
5. Za: tamże, s. 26. [wróć]
6. Za: tamże. [wróć]
7. Za: tamże, s. 27. [wróć]
8. Za: D. Starkey, Królowe. Sześć żon Henryka VIII, Poznań 2004, s. 61–62. [wróć]
9. Za: tamże, s. 62. [wróć]
10. Za: Maria Tudor, księżna Suffolk czy Izabela Katolicka? [na:] anne-boleyn.com [online], dostępne w internecie: http://www.anne-boleyn.com/page/4/. [wróć]
11. Za: A. Licence, Sześć żon…, dz. cyt., s. 35. [wróć]