Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Leżący u stóp Wezuwiusza Neapol to nie tylko ojczyzna pizzy Margherita. Niestety słowa zachwyconego tym miastem Goethego: „Zobaczyć Neapol i umrzeć” nabierają współcześnie znaczenia dość dosłownego. A to dlatego, że stolica Kampanii słynie także z organizacji mafijnej – bezwzględnej i niebezpiecznej kamorry, niemającej nic wspólnego z romantycznym wizerunkiem propagowanym przez niektórych twórców filmowych.
Włoskie władze próbują pokonać ją od dawna, ale jak dotąd nieskutecznie. Nie dość, że nielegalna działalność kamorry przynosi jej członkom olbrzymie dochody, to jeszcze mafia ma poparcie wśród neapolitańczyków, dla których prawdziwym wrogiem jest państwo, czyli system podatkowy, niewydolna administracja i brak pomysłu na rozwiązanie lokalnych problemów. Kamorra jest jak woda – wlewa się w każdy zakątek działalności, czerpie korzyści z narkotyków, prostytucji, a nawet śmieci, krótko mówiąc ze wszystkiego, co może przynieść jakikolwiek dochód. Mafijne zyski są przesiąknięte krwią i zemstą, a choć spowija je zmowa milczenia – bo kamorra ma własny wewnętrzny kodeks i rządzi się swoimi prawami – nie ma żadnych wątpliwości, że tak naprawdę wszystkie jej działania opierają się na bezprawiu i zbrodni.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 337
Słynny niemiecki poeta doby romantyzmu, Johann Wolfgang Goethe, zachwycony perłą południowych Włoch, jaką jest miasto u stóp Wezuwiusza, ukuł znane powiedzenie: „Zobaczyć Neapol i umrzeć”. Nie był odosobniony w swoich zachwytach, bo wielu europejskich twórców podzielało jego odczucia i poszukiwało natchnienia w cieniu wąskich ulic i pomarańczowych gajów, rozciągających się pod miastem. Wśród nich można wymienić także naszych rodzimych ludzi pióra: Juliusza Słowackiego i Henryka Sienkiewicza, a z czasów bliższych współczesności Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Neapol to również ojczyzna pizzy, bo właśnie w tym mieście upieczono ją po raz pierwszy i była to, znana i popularna także dzisiaj, pizza margherita. Swoją nazwę zawdzięcza królowej Marghericie, czyli Małgorzacie Sabaudzkiej, żonie panującego w latach 1878–1900 króla Humberta I, notabene pierwszej królowej zjednoczonych Włoch. Małżonka monarchy odwiedziła Neapol w 1889 roku, a przy okazji zjadła wspomnianą pizzę, stworzoną specjalnie z myślą o niej przez Raffaelego Esposita z pizzerii Brandi. Tradycyjne danie, które często gości na naszych talerzach, powinno zawierać trzy kolory włoskiej flagi: czerwień pomidorów, biel mozzarelli oraz zieleń świeżej bazylii.
Pizza to niejedyna kulinarna duma tego pięknego miasta o niepowtarzalnym klimacie: innymi specjalnościami neapolitańskiej kuchni jest spaghetti alla pescatora, czyli spaghetti z owocami morza i sosem rybnym, oraz zuppa di cozze – zupa z małży. Miasto – podobnie jak cały region Kampanii, którego jest stolicą – słynie także z wyśmienitych win oraz limoncello, czyli likieru cytrynowego. Słynny likier, pity zazwyczaj po obfitym obiedzie dla poprawy trawienia, do świata alkoholi wkroczył stosunkowo późno, bo dopiero w 1988 roku, kiedy Massimo Canale zarejestrował jego znak towarowy. Autorstwo limoncello przypisuje się prababce Canalego, która na początku dwudziestego stulecia produkowała je na własne potrzeby z cytryn hodowanych w przydomowym ogródku. Tak przynajmniej twierdzi rodzina Canale, chociaż wśród znawców tematu nie brakuje zwolenników teorii, że likier wyrabiali już średniowieczni mnisi na południu Półwyspu Apenińskiego, a nawet że był znany tamtejszej ludności już w jedenastym wieku, kiedy to Kampanię nękały najazdy Saracenów.
Ale miasto skrywa inne, wyjątkowo mroczne oblicze… Jest kolebką kamorry, groźnej neapolitańskiej mafii, zapewne starszej od dwóch pozostałych, czyli sycylijskiej cosa nostry i kalabryjskiej ’ndranghety.
Zdaniem historyków jej początków należy szukać w mrokach średniowiecza, aczkolwiek formalnie istnieje od 1820 roku, kiedy w jednym z neapolitańskich kościołów powołano do życia Piękne Stowarzyszenie Zreformowane. Pod tą z pozoru niewinną nazwą kryła się groźna organizacja przestępcza, o strukturze przypominającej sektę religijną, rządzącą się określonymi regułami i prawami. Jej zasadniczym źródłem dochodu było pobieranie haraczy za rzekomą ochronę od wszystkich, którzy prowadzili jakąkolwiek działalność zarobkową w Neapolu, bo w przeciwieństwie do operującej głównie na wsiach cosa nostry kamorra jest mafią typowo miejską. W dodatku zrośniętą nierozerwalnie z miastem u stóp Wezuwiusza. Bez wątpienia jej rozwojowi w dziewiętnastym stuleciu sprzyjał fakt, że ówczesne organy ścigania bardziej skupiały się na tropieniu wszelkiej maści liberałów nawołujących do obalenia Burbonów władających Królestwem Obojga Sycylii niż tępieniu przestępczości, w tym rosnącej w siłę kamorry. Przestępcom sprzyjała też jawna niechęć okazywana policji przez lokalną społeczność. Takie same uczucia budziły organy ścigania oraz administracja narzucone południu Włoch przez centralne władze już po zjednoczeniu kraju, co umocniło jeszcze pozycję neapolitańskiej mafii.
Przestępcza organizacja stała się czymś w rodzaju państwa w państwie: miała wewnętrzny niepisany kodeks, określający normy postępowania, a nawet własny, dwuinstancyjny sąd. Wspomniany sąd zajmował się nie tylko wewnętrznymi sprawami organizacji, ale także rozstrzygał różnego rodzaju spory neapolitańczyków niebędących członkami Pięknego Stowarzyszenia Zreformowanego. To właśnie tam szukano rozwiązań dla wszelkiego rodzaju problemów, z którymi nie radził sobie albo którymi nie chciał się zająć niewydolny wymiar sprawiedliwości ówczesnych Włoch. Państwo zresztą było bezsilne wobec problemu przestępczości zorganizowanej, która rozkwitała na południu kraju, od Kampanii po Sycylię. Wszelkie próby ukrócenia działalności kamorry podejmowane przez lokalnych stróżów prawa okazywały się niewystarczające i były z góry skazane na niepowodzenie. Z kolei centralne władze, pomimo wielu próśb i żądań, nie udzielały żadnego wsparcia w walce z Pięknym Stowarzyszeniem Zreformowanym. Nie bez znaczenia w tym przypadku było poparcie udzielane organizacji przez lokalnych polityków, zwłaszcza posłów do parlamentu. Sojusz z kamorrą przekładał się bowiem na liczbę głosów uzyskanych w wyborach. Z czasem Stowarzyszenie znacznie poszerzyło zakres swojej przestępczej działalności, włączając do niej przemyt i kradzieże. Wprawdzie policja nie potrafiła sobie poradzić z wyplenieniem kamorry z pejzażu południa Włoch, ale czasem stróżom prawa udawało się aresztować niektórych z jej prominentnych bossów. Wyrok ograniczenia wolności nie oznaczał jednak zaprzestania ani nawet przerwy w przestępczym procederze, ponieważ zwierzchnicy Stowarzyszenia doskonale radzili sobie z zarządzaniem organizacją zza krat, natomiast pobyt w zakładzie karnym stanowił świetną okazję do pozyskania nowych kadr.
W końcu jednak znalazł się ktoś, kto poradził sobie z neapolitańską mafią – kapitan karabinierów Carlo Fabbroni. W 1911 roku, korzystając z nie do końca etycznych metod, udało mu się wsadzić do więzienia większość przywódców kamorry, a tym samym rozbić jej struktury. W efekcie doprowadził do likwidacji Pięknego Stowarzyszenia Zreformowanego, zaś jego samego prasa ochrzciła mianem pogromcy kamorry. I rzeczywiście, na skutek podjętych przez niego działań potężna mafia stała się cieniem samej siebie i przestała liczyć się w świecie przestępczym, co nie znaczy, że nie istniała. Była wówczas luźnym związkiem drobnych przestępców zajmujących się głównie kradzieżą i przemytem.
Po drugiej wojnie światowej – nie bez udziału Lucky’ego Luciano, amerykańskiego gangstera o sycylijskich korzeniach – nastąpił prawdziwy renesans kamorry, która z czasem przeistoczyła się w groźny i niebezpieczny syndykat zbrodni. Dziś jej wpływy sięgają daleko poza granice samego Neapolu, a nawet Włoch. W przeciwieństwie do zhierarchizowanej cosa nostry, która ma strukturę piramidy, mafia neapolitańska obecnie jest organizacją o strukturze poziomej, będącą luźną konfederacją klanów w różnym stopniu ze sobą współpracujących.
Wszystko, co dziś wiemy na temat kamorry, pochodzi głównie od pentitich, czyli skruszonych, jak włoskie prawo określa członków mafii, którzy w zamian za ochronę i darowanie bądź znaczne zmniejszenie wymiaru kary godzą się na współpracę z organami sprawiedliwości. Dużo wniosła też wydana w 2006 roku książka Gomorra. Podróż po imperium kamorry pióra młodego, bo zaledwie dwudziestosiedmioletniego dziennikarza Roberta Saviana. Autor nie tylko ujawnił w niej zasady działania neapolitańskiej mafii, opisując przy okazji powiązania kamorry z legalną gospodarką i polityką, ale podał również nazwiska najważniejszych bossów, a także innych pomniejszych członków mafii oraz zakres ich działania w Systemie, bo właśnie tak członkowie organizacji nazywają ją między sobą. Dziennikarz udowodnił także, że kamorra to jedna z najbardziej złowrogich i niebezpiecznych organizacji przestępczych współczesnego świata, która przyczyniła się do śmierci większej liczby ludzi niż inne mafie, na czele z sycylijską i rosyjską, przewyższając pod tym względem wszystkie ugrupowania terrorystyczne razem wzięte, włącznie z hiszpańską ETA, irlandzką IRA oraz osławionymi Czerwonymi Brygadami. „Kamorra jest dzisiaj formą terroryzmu: budzi strach, narzuca swoje prawa i robi wszystko, by stać się nieodłączną częścią społeczności Kampanii – zauważa Saviano. – Kamoryści narzucają przemocą, z bronią w ręku, reguły nie do przyjęcia. Codziennością są haracze, wskutek których nasze tereny straciły możliwość autonomicznego rozwoju i są coraz bardziej zależne od pomocy finansowej z zewnątrz; codziennością są dwudziestoprocentowe łapówki przy inwestycjach budowlanych, które zniechęcają najbardziej upartych przedsiębiorców, nielegalne transakcje, handel środkami odurzającymi, które wielu młodych ludzi sprowadzają na margines społeczny i czynią z nich siłę roboczą na usługach organizacji przestępczych, krwawe konflikty w łonie kamorry, które spadają na rodziny jak niszczące plagi, zły przykład dla naszej młodzieży, prawdziwe szkoły przemocy i zbrodni”1.
Zrozumienie, dlaczego System stanowi dziś tak potężną i zbrodniczą machinę, z której unicestwieniem nie mogą uporać się włoskie organy ścigania, jest niemożliwe bez poznania historii kamorry, a także całego południa słonecznej Italii. Jak się przekonamy, to właśnie regiony południowe ucierpiały najbardziej w procesie zjednoczenia państwa, bowiem ich rozwój został gwałtownie zastopowany, a brak odpowiedniego finansowania uczynił je najbiedniejszymi regionami współczesnych Włoch. Swoje dołożyła też nieufność miejscowych do narzuconej przez centralne władze administracji i podległej jej policji, podobnie jak nieudolność tamtejszego wymiaru sprawiedliwości. Wszystko to stanowiło doskonałą pożywkę dla rozwoju przestępczości zorganizowanej i umocniło istniejącą w Neapolu, zapewne już od czasów średniowiecznych, kamorrę. Zresztą do dziś w oczach mieszkańców miasta, głównie jego biedniejszych dzielnic, to nie mafia jest uważana za wroga, ale państwo przymuszające do płacenia podatków i oferujące niewiele w zamian swoim obywatelom, zwłaszcza tym najbiedniejszym i wykluczonym. Kamorra w zamian za lojalność daje przecież pracę i troszczy się o pokrzywdzonych, a przynajmniej stwarza takie pozory.
Zapraszamy zatem Czytelników w podróż do Neapolu, ale nie po to, by podziwiać jego zabytki czy rozkoszować się smakiem tamtejszej wyśmienitej kuchni. Niniejsza publikacja przedstawia bowiem mroczne i przerażające oblicze miasta, organizację, która wyrosła z jego historii i z którym jest nierozerwalnie związana – kamorrę. Poznamy zatem jej dzieje, sięgając do tajemniczych początków, przedstawiając działalność Pięknego Stowarzyszenia Zreformowanego, a także jej odrodzenie po drugiej wojnie światowej. Książka przedstawi także mafijne biznesy – pobieranie haraczy, handel narkotykami, przemysł śmieciowy, fałszowanie wyrobów spożywczych i inne.
Włoska nazwa neapolitańskiej mafii brzmi camorra i w tej formie występuje w większości książek i publikacji. Ze względu na to, że włoska nazwa jest rozpoznawalna na całym świecie, właśnie taka forma widnieje w tytule niniejszej publikacji. Będziemy jednak używać spolszczonej wersji słowa – „kamorra”. Nie tylko dlatego, że właśnie taka spolszczona forma przyjęła się w wielu rodzimych pozycjach książkowych i prasowych, ale przede wszystkim ze względu na to, że polska wersja odmienia się zgodnie z zasadami naszej deklinacji, jest więc łatwiejsza w użyciu i będzie bardziej zrozumiała dla polskiego odbiorcy.
Popularna niegdyś na Półwyspie Apenińskim legenda przedstawia nader romantyczną wersję powstania trzech organizacji mafijnych, do dziś panoszących się we Włoszech. Jej bohaterami są trzej hiszpańscy rycerze: Osso, Mastrosso i Carcagnosso, którzy w zemście za zgwałcenie siostry jednego z nich zabili pewnego arystokratę. Ścigani przez prawo uciekli na wyspę Favignana leżącą przy zachodnim cyplu Sycylii, gdzie założyli bractwo kierujące się określonymi zasadami, a przede wszystkim – kodeksem honorowym. Przez ponad trzydzieści lat pracowali nad doskonaleniem reguł swojego stowarzyszenia, a potem postanowili ponieść je w świat, a konkretnie – zaszczepić na włoskiej ziemi. Trzech rycerzy opuściło zatem wyspę, która przez trzy dekady udzielała im schronienia i każdy z nich osiadł w innej części Włoch: Osso, którego patronem był Święty Jerzy, udał się na Sycylię, Carcagnosso, który obrał sobie za świętego patrona Michała Archanioła, popłynął do Kalabrii, gdzie położył podwaliny pod ’ndranghetę, zaś Mastrosso, po tym jak zawierzył duszę Najświętszej Panience, wyruszył do Neapolu, gdzie założył kamorrę. Jest to oczywiście tylko ludowa legenda, przydająca pewnej nuty tajemniczości i odrobiny rycerskości zbrodniczemu stowarzyszeniu, którym bez wątpienia jest kamorra. A jednak, jak to bywa w przypadku legend, jest w niej ziarno prawdy, gdyż współcześni badacze dopatrują się źródeł neapolitańskiej mafii w Hiszpanii, skąd zgodnie z przytoczoną historią mieli pochodzić legendarni rycerze.
Vittorio Paliotti, autor Historii kamorry, twierdzi, że kamorra wywodzi się w prostej linii od funkcjonującego w średniowiecznej Hiszpanii stowarzyszenia o charakterze rabunkowym Confraternita della Guarduna – Bractwo Guarduna – założonego w 1417 roku w Sewilli. Jego idee i zasady zostały przeszczepione na grunt neapolitański wraz z nadejściem panowania Hiszpanii, które oficjalnie rozpoczęło się w 1504 roku, aczkolwiek wojska króla Aragonii Alfonsa V opanowały te ziemie już w roku 1442. Renesansowy pisarz i humanista, Giovanni Pontano, w swoim dialogu Antonius twierdzi, jakoby wraz z Hiszpanami do Neapolu wtargnęło samo zło. Zdaniem pisarza to właśnie oni nauczyli z natury pokojowo nastawionych neapolitańczyków przekleństw, mściwości, kłótliwości, zaszczepiając w nich przy okazji mnóstwo zabobonów, a także skłonność do łączenia pogańskich praktyk z religią chrześcijańską. Z kolei barokowy pisarz francuski, Jean-Jacques Bouchard, w swoim dziele Journal II: Voyage dans le royaume de Naples. Voyage dans la campagne de Rome (Dziennik II: Podróż do Królestwa Neapolu. Podróż na rzymską wieś) twierdzi, jakoby Hiszpanie dodatkowo przyczynili się do rozplenienia się w mieście u stóp Wezuwiusza hazardu oraz homoseksualizmu. Krótko mówiąc, wszystko co w Neapolu złe, wywodzi się z Hiszpanii. Współcześni historycy wprawdzie podchodzą z rezerwą do ustaleń zawartych we wspomnianych dziełach, ale przyznają, że Garduña – bo pod taką nazwą funkcjonuje hiszpańskie bractwo przestępcze w historiografii polskiej – w średniowieczu faktycznie przeniknęła na południowe ziemie Italii.
Była to naprawdę potężna i groźna organizacja, łącząca w sobie cechy „pobożnego bractwa” i prawdziwego syndykatu zbrodni. Wielu badaczy uważa ją nawet za pierwszą mafię w dziejach świata. Początkowo działała pod szczytnymi hasłami obrony wiary i zajmowała się głównie walką z marranami – jak w ówczesnej Hiszpanii nazywano żydów, którzy, chcąc uniknąć prześladowań, decydowali się na konwersję na chrześcijaństwo – z czasem przeistaczając się w zrzeszenie najemnych bandytów. Członków tego ugrupowania potocznie zwano guapos, ci zaś, zależnie od „specjalizacji”, dzielili się na: punteadores – sztyletowców, bądź floreadores – napastników, a także coberteras – osłaniających, którzy zapewniali ochronę bandytom. Podobną rolę pełnili chivatos – „koziołki”, czyli nastoletni chłopcy, będący nowicjuszami w bandyckim fachu, którzy po kilku latach nienagannej „pracy” mogli awansować na postulantes, czyli kandydatów, by po kolejnych dwóch latach zostać pełnoprawnymi guapos. Ważną rolę w tej przestępczej organizacji pełnili fecelles, czyli szpicle, na co dzień związani z hiszpańską inkwizycją, od których czerpano wiedzę na temat osób, które warto byłoby napaść, jak również sirenas – ponętne dziewczyny wciągające przyszłe ofiary w pułapkę. Na czele organizacji stał przywódca zwany hermano manor – starszy brat – któremu podlegali zwierzchnicy poszczególnych prowincji zwani capatazes.
Zwierzchnicy prowincji byli wybierani spośród guapos, pracujących dla bractwa przez sześć lat i mogących się poszczycić odpowiednimi zasługami. Garduña utrzymywała dobre relacje z przedstawicielami władzy różnego szczebla, w tym także z duchownymi będącymi członkami inkwizycji. Jej macki sięgały nawet dworu królewskiego, czego dowodzi kariera Rodriga Calderóna, hermano mayora, który w latach 1618–1620 piastował stanowisko sekretarza Filipa II. Organizacja miała własny statut spisany w Toledo w 1420 roku, który kilka wieków później posłuży za wzór statutu neapolitańskiej kamorry. Garduña jest w nim nazywana bractwem lub wręcz zakonem, którego członkiem mógł zostać „każdy dżentelmen posiadający dobre oko, dobre uszy, dobre nogi i koniec języka”2. Przedmiotem działalności bractwa miały być kradzieże: „wykonywane wprawną ręką na rzecz zakonu (…) »przyciemnienia«, czyli pchnięcia nożem, »pochówki«, czyli morderstwa, »podróże«, czyli napady rabunkowe, i »kąpiele« lub »chrzty«, czyli utopienia”3. Wszystko wykonywane z inicjatywy bractwa bądź też na zlecenie klienta. Bandyckie usługi polegały także na wykonywaniu nacięć na twarzy tytułem ostrzeżenia bądź kary za jakieś przewinienie – w szczególnych przypadkach świeże rany nacierano łojem rozpuszczonym w occie, co sprawiało, że praktycznie nie można ich było usunąć. Ważnym aspektem działalności Garduñy było też pobieranie haraczy od wszelkiego rodzaju działalności. Ślad istnienia tego bractwa znajdziemy także u Cervantesa, który w jednej ze swoich nowel Rinconete y Cortadillo opisał stowarzyszenie złoczyńców z Sewilli, którego reguły działania były podobne do tych, jakimi będzie się kierować neapolitańska kamorra w dziewiętnastym wieku.
O sile tego syndykatu zbrodni niech świadczy fakt, że udało się ją zniszczyć dopiero po czterystu latach przestępczej działalności, w 1822 roku, kiedy komendant Manuel de Cuendias rozgromił organizację i aresztował jej ostatniego przywódcę, Francisa Cortina. Uciekający przed karzącą ręką hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości członkowie Garduñy już w 1820 roku znaleźli schronienie w południowych Włoszech, głównie w Neapolu, gdzie skutecznie rozpropagowali program i zasady działania organizacji. W zasadzie należałoby powiedzieć, że je ugruntowali, bo już wcześniej działały tam różnorakie przestępcze bractwa i stowarzyszenia, funkcjonujące podobnie do ich hiszpańskiego pierwowzoru.
Większość współczesnych historyków zajmujących się problematyką przestępczości zorganizowanej upatruje początków kamorry w Hiszpanii, ale włoski historyk Gigi Di Fiore, autor wydanej w 2005 roku książki La Camorra e le sue storie (Kamorra i jej historia), zauważa, iż: „nawet jeśli korzeni Kamorry należy szukać w Hiszpanii, na Półwyspie Iberyjskim nie istnieją porównywalne organizacje”4. Zdaniem wielu badaczy przyczyn tego, że przestępczość zorganizowana rozpleniła się właśnie w Italii, nie w Hiszpanii, należy szukać w różnicach charakteryzujących proces jednoczenia się obu tych państw.
Jak się okazuje, termin „kamorra” w odniesieniu do organizacji działającej w Neapolu w terminologii prawniczej pojawił się późno, bo dopiero w drugiej połowie ubiegłego stulecia, a konkretnie w 1982 roku. Uchwalona 13 września tego roku ustawa 646 doprecyzowała zbrodnie związane z przestępczością zorganizowaną. Zawarty w niej zapis głosił, że przewidziane w kodeksie kary „odnoszą się również do kamorry i innych organizacji, jakkolwiek lokalnie nie byłyby one nazwane”5. Co więcej, określenia „kamorra” nie używają nawet członkowie tego ugrupowania. Jak uzasadnia Vittorio Paliotti w swojej publikacji poświęconej historii mafii neapolitańskiej, w latach 1913–1975 słowem „kamorra” określano specyficzną mentalność części mieszkańców południa Włoch, z charakterystyczną dla niej gotowością do nadużyć, łapówkarstwa, sprzeniewierzeń i szantażów. Miano „camorrista” miało zdecydowanie negatywny, wręcz pogardliwy wydźwięk i określano nim każdego, „kto narzucał arbitralne rozwiązania albo domagał się niedozwolonych procentów. Tu należy wyjaśnić, że słowo »camorra« jest potocznym synonimem łapówki”6. Zatem kamorysta dawniej oznaczał łapówkarza bądź osobę wymuszającą łapówkę i mógł nim być nawet parkingowy domagający się nieuzasadnionej dopłaty do swoich usług.
Paliotti podaje także inną etymologię słowa „kamorra”, wywodząc je od hiszpańskiego „camorra”, oznaczającego kłótnię, które zostało przejęte przez język arabski i w zmienionej formie „kumar” było nazwą pewnej gry w kości zakazanej przez Koran. W tym znaczeniu słowo to wróciło do Hiszpanii, skąd w okresie panowania hiszpańskiego zawędrowało do Neapolu. W 1735 roku wydano zarządzenie, w którym mianem „camorra” określano domy gry, w których uprawiano hazard. Inni badacze dziejów neapolitańskiej mafii, na czele z przywołanym wcześniej Gigim Di Fiorem, wywodzą etymologię nazwy od terminu „gamurri”, oznaczającego bandytów grasujących w średniowieczu na hiszpańskich obszarach górskich. Jak dowodzą ustalenia historyków i archeologów, około 1300 roku bandy gamurri grasowały także na południu Włoch. Z kolei Marie-Anne Matard-Bonucci w swojej Historii mafii cytuje wypowiedź dziewiętnastowiecznego szwajcarskiego pisarza, a zarazem wielkiego miłośnika Neapolu, Marca Monniera, który uważał, iż słowo „kamorra” oznacza „zorganizowane wymuszenie”, natomiast o samej organizacji pisał: „jest to tajne stowarzyszenie ludowe, którego celem jest czynienie zła”7. Istnieje też hipoteza głosząca, jakoby nazwa neapolitańskiej mafii pochodziła od hiszpańskiego terminu „chamarra”, oznaczającego płaszcz noszony z reguły przez bandytów w osiemnastowiecznej Hiszpanii.
Trudno dziś orzec, kiedy przestępcze ideały Garduñy przeniknęły na neapolitański grunt, doprowadzając do powstania pierwocin późniejszej mafii. W 1647 roku powstała sekta zwana Società dei Mastri Ferrari, czyli Stowarzyszenie Mistrzów Kowalstwa, która w zamian za ochronę nakładała tak zwane cła, będące najzwyklejszym haraczem od importowanych i eksportowanych towarów. Inną tego typu organizacją była założona sześć lat później Compagnia della Morte – Stowarzyszenie Śmierci, która wykorzystywała szczytne hasła walki z hiszpańskim okupantem, ale w rzeczywistości jej członkowie zajmowali się wyłącznie wymuszaniem pieniędzy. Wprawdzie wielu późniejszych badaczy dało się uwieść legendzie i propagowało tezę, że w jej szeregach poza zwykłymi rzezimieszkami znajdowali się także luminarze kultury oraz artyści, na czele ze sławnym włoskim malarzem doby baroku, Salvatorem Rosą, ale współcześni historycy zalecają włożyć to między bajki. Z biegiem czasu, z bliżej nieznanych powodów, Compagnia della Morte zmieniła nazwę na mniej złowrogą – Società degli Impacciati – Stowarzyszenie Zakłopotanych, co nie oznaczało jednak, że zmienił się profil działalności. Pomimo rozbieżności nazw wszystkie tego typu bractwa i stowarzyszenia przez współczesnych historyków oraz badaczy dziejów przestępczości zorganizowanej określane są mianem kamorry, a ich członkowie nazywani są kamorystami. Bywało, że przestępcy w nich zrzeszeni, chcąc uniknąć konfliktów z wymiarem sprawiedliwości, przyjmowali niższe święcenia kapłańskie, co automatycznie wyłączało ich spod jurysdykcji cywilnej. Ta praktyka była szczególnie popularna w osiemnastym stuleciu, kiedy „opaci w półsutannie”, jak ich nazywano, szerzyli „pokój przy użyciu przemocy”.
Cechą charakterystyczną członków kamorry było naśladownictwo arystokracji i to pod każdym względem – przestępcy uwielbiali afiszować się swoją zamożnością, pięknymi strojami, a nawet naśladowali zamiłowanie szlachty do pojedynków. Staczano je przed zachwyconą, rozentuzjazmowaną gawiedzią i nawet rozporządzenie wydane w 1662 roku, przewidujące karę śmierci za uczestnictwo i organizowanie pojedynków, nie doprowadziło do zaniechania tego procederu, a jedynie do przeniesienia walk w miejsca odludne. Istniały dwa rodzaje takich batalii: zumpate – kiedy pojedynek toczyły dwie osoby, oraz dichiaramenti – gdy w walkach brało udział więcej osób.
Donosicielstwo oznaczało nie tylko pogardę ze strony kamratów, ale także dotkliwą karę przejętą wprost od hiszpańskich bandytów z Garduñy – nacięcia na twarzy zwane sfregio. Głęboka blizna na twarzy miała nie tylko być formą ukarania nielojalności, ale także widocznym ostrzeżeniem dla potencjalnych zdrajców. Władze walczyły zarówno z pojedynkami, jak i z barbarzyńskim zwyczajem nacinania twarzy, ale pomimo że oba procedery karano śmiercią, nie udało się ich wyplenić. Co więcej, nader często zdarzało się, że nacięcia pojawiały się na twarzach kobiet, partnerek przestępców podejrzewanych o zdradę. Bywało, że takie podejrzenia były zupełnie nieuzasadnione, ale żadna z tak osobliwie naznaczonych dam nie wydawała się cierpieć z powodu oszpecenia, jakim były blizny na twarzy. Wręcz przeciwnie, każda nosiła je z niekłamaną dumą jako dowód miłości, a zarazem męskości jej ukochanego.
Ostatnie dziesięciolecia osiemnastego i pierwsze ćwierćwiecze dziewiętnastego stulecia to czas powstawania rozmaitych tajnych organizacji oraz stowarzyszeń politycznych, pojawiających się na fali buntu przeciwko absolutyzmowi. To także okres rozkwitu święcącego wówczas triumfy wolnomularstwa oraz studenckich bractw, jak również wszelkiego rodzaju towarzystw okultystycznych. Członków tych ostatnich interesowały jednak nie tylko kontakty z zaświatami. W mistyce, magicznych rytuałach i komunikowaniu się z tajemnymi bytami upatrywano drogi do zdobycia wiedzy i… władzy nad światem. Włochy nie były odporne na tego rodzaju prądy. Jeszcze w czasach wojen napoleońskich została powołana organizacja karbonariuszy, znanych także jako węglarze, zakon węglarzy lub, znacznie rzadziej, dobrzy kuzyni. Nazwa stowarzyszenia nawiązuje bezpośrednio do średniowiecznej gildii rzemieślniczej, która powstała wyłącznie w celu obrony przed bandytami. Jej członkowie dążyli do zjednoczenia Włoch, które miały być państwem demokratycznym, z własną konstytucją, a w ich szeregach nie brakowało najwybitniejszych przedstawicieli politycznego establishmentu. Z czasem z szeregów tej organizacji wyłoniła się kolejna – Caldeari, której członkom obca była idea zjednoczenia kraju i którzy popierali Ferdynanda II, ówczesnego władcę Neapolu i Sycylii. Doszczętnie zinfiltrowani, a następnie skorumpowani przez władze zmienili się w zaciekłych antagonistów karbonariuszy i nawet młodzi kandydaci, wstępując w szeregi związku, przysięgali „wieczną nienawiść” wobec bractwa węglarzy.
Na Półwyspie Apenińskim nie brakowało też grup o charakterze bandyckim, które, kultywując rozmaite przesycone tajemniczością rytuały, były uważane za bractwa i tajne stowarzyszenia. Przykładem tego jest ugrupowanie Decini, stworzone na przełomie 1816 i 1817 roku przez niejakiego Cira Annicchiarica, w bandyckim świecie funkcjonującego jako Papa Ciro. Annicchiarico był duchownym, ale najwidoczniej miał poważne problemy z zachowaniem celibatu, skoro wplątał się w niebezpieczny romans z narzeczoną syna bogatego kupca. Kiedy narzeczony zastał parę in flagranti, urządził uwodzicielowi karczemną awanturę, w trakcie której wypomniał kapłanowi, że swoim postępkiem wystawił na szwank honor dziewczyny. Ciro nie miał zamiaru słuchać tych wywodów, dlatego chwycił za sztylet i zatopił go w piersi rywala. Potem poprzysiągł zemstę całej rodzinie, z której wywodził się narzeczony panny, i wkrótce wysłał na tamten świat aż trzynastu jej członków. Po dokonaniu pomsty zebrał grupkę przyjaciół i czmychnął w niedostępne góry, gdzie przyłączali się do niego kolejni poszukiwani przestępcy i zbrodniarze. Wkrótce jego banda grasująca na Półwyspie Salentyńskim, jak nazywa się południowo-wschodnie odgałęzienie Półwyspu Apenińskiego, rozrosła się i liczyła około dwudziestu tysięcy ludzi. On sam ogłosił się wcieleniem Jowisza Gromowładnego, co oznaczało ostateczne zerwanie z Kościołem. Swoim tytułem długo się nie nacieszył, bo na początku 1817 roku wpadł w ręce policji i wraz ze stu sześćdziesięcioma dwoma członkami swojej bandy zakończył życie przed plutonem egzekucyjnym. Część historyków twierdzi, że niedobitki ugrupowania Annicchiarica przedostały się do Neapolu, zakładając następnie kamorrę, organizację opierającą się po części na zasadach obowiązujących w Decini. Zdecydowana większość badaczy opowiada się jednak za hiszpańskimi korzeniami neapolitańskiej mafii.
W grudniu 1820 roku w kościele Świętej Katarzyny, mieszczącym się w neapolitańskiej dzielnicy Formiello, gdzie znajdowały się najznamienitsze przybytki płatnej miłości, spotkali się reprezentanci kamorry z dwunastu dzielnic miasta, by uroczyście zapoczątkować istnienie nowej przestępczej sekty, której nadali statut i nowoczesną strukturę. W ten sposób powstało Piękne Stowarzyszenie Zreformowane (Bella Società Riformata), jak zwano organizację mafijną, z której po latach wyłoniła się współczesna kamorra.
Dziś nie możemy ustalić, kto właściwie wpadł na pomysł, by nadać kamorze nowoczesne oblicze i utworzyć Piękne Stowarzyszenie Zreformowane, ale tradycja ludowa wskazuje na niejakiego Pasqualego Capuozza, kowala z dzielnicy Porta Capuana. Ponoć to właśnie on był autorem pierwszego, istniejącego jedynie w formie ustnej, statutu organizacji. Do czasów współczesnych zachował się jedynie pierwszy paragraf dokumentu: „Piękne Stowarzyszenie Zreformowane ma za twórcę Boga, za doradcę Świętego Józefa, za Opiekunkę Matkę Świętą Niepokalanie Poczętą”8.
Niewiele wiemy o samym autorze zacytowanego fragmentu, poza tym że był kowalem i kamorystą, zaś jego żona była akuszerką, w dodatku zazdrosną. I właśnie ta zazdrość, jak się okazało nieuzasadniona, przyczyniła się do przedwczesnej śmierci prawdopodobnego twórcy Stowarzyszenia. W 1824 roku jego małżonka przyjmowała poród kobiety, której szesnastoletnia córka miała romans z pewnym mężczyzną. Pani Capuozzo przypadkiem ujrzała kochanków i, ku swemu zaskoczeniu, w kochanku frywolnej panny rozpoznała swojego męża. Przekonana o niewierności partnera zabiła go w nocy. Jak się okazało, morderstwo było wynikiem tragicznej pomyłki, gdyż mężczyzna, którego wzięła za swojego małżonka, był tylko do niego podobny, zaś nieszczęsny Pasquale był wiernym i oddanym mężem.
Być może ten tragiczny incydent sprawił, że nazwisko neapolitańskiego kowala zachowało się dla potomnych z tytułem capintesty, bowiem tak właśnie nazywano przywódców całej organizacji. Niepisaną tradycją Stowarzyszenia był wymóg obierania przywódcy z dzielnicy Porta Capuana, ale z reguły tożsamość capintesty była okryta tajemnicą i znana wyłącznie najbliższym współpracownikom, zaś kamorystów stojących niżej w hierarchii organizacji obowiązywał całkowity zakaz dociekania, kim jest człowiek stojący na jej czele. I to pod groźbą kary śmierci. Z czasem uległo to zmianie i nazwisko capintesty znał cały Neapol. Capuozzo zachował się we wdzięcznej pamięci neapolitańczyków, a szczególnie neapolitanek, jeszcze z innego powodu: chcąc uczcić jego pamięć, kamoryści co roku wybierali losowo dwanaście panien z najbiedniejszych dzielnic miasta i solidarnie składali się na ich posagi. Ten zwyczaj, zwany „posagiem od capintesty”, był kultywowany przez neapolitańską mafię aż do początku ubiegłego stulecia, zaś wypłacano go pannom w dniu ósmego grudnia, w którym Kościół katolicki obchodzi święto Niepokalanego Poczęcia.
Jeżeli jakiekolwiek bractwo czy też tajna organizacja miały wpływ na ukonstytuowanie się Pięknego Stowarzyszenia Zreformowanego, to – oczywiście poza hiszpańską Garduñą – byli to karbonariusze. Węglarze kultywowali bowiem wiele skomplikowanych i tajemniczych ceremonii, przesyconych niemal religijnymi rytuałami. Kandydaci składali na przykład przysięgę z zawiązanymi oczyma, jedną rękę trzymając na krucyfiksie, zaś drugą na obnażonym sztylecie. Członkowie organizacji rozpoznawali się natomiast dzięki starannie opracowanemu systemowi znaków. Krzywoprzysięstwo i zdrada karane były śmiercią. Członkowie Pięknego Stowarzyszenia Zreformowanego, wzorując się na stowarzyszeniu węglarzy, stworzyli zatem własne rytuały, które w zasadzie były wyłącznie oczywistym naśladownictwem ceremonii karbonariuszy. Nawiasem mówiąc, współcześni badacze twierdzą, że powołane do życia w 1820 roku Stowarzyszenie było na początku raczej czymś na kształt sekty niż organizacji przestępczej.
Tak samo jak miało to miejsce w przypadku bractwa węglarzy, Piękne Stowarzyszenie Zreformowane podzieliło się na dwa: Mniejsze, czyli Società Miniore, oraz Większe – Società Maggiore. Do Stowarzyszenia Mniejszego przyjmowano młodzież, a każdy kandydat musiał przejść dość okrutną ceremonię inicjacyjną, w trakcie której starsi kamoryści, wszyscy ze sztyletami w dłoniach, tworzyli krąg wokół monety o wadze pięciu gramów. Jedno z miejsc w kręgu zajmował kandydat, który, w przeciwieństwie do obecnych na ceremonii kamorystów, był bezbronny. Na określony znak jego przyszli kamraci rzucali sztyletami w leżącą pośrodku monetę, natomiast kandydat miał w tym samym czasie szybkim ruchem chwycić pieniądz. Rezultaty były do przewidzenia: świeżo przyjęty do Stowarzyszenia młodzieniec opuszczał zebranie z przysługującym mu odtąd tytułem giovanotto onorato (szanownego młodego człowieka) oraz z ciężko okaleczoną ręką. Było to tak powszechne, że policjanci aresztujący jakiegoś przestępcę uważnie oglądali jego prawą rękę i jeżeli widniały na niej blizny, wpisywali go do rejestru przestępców jako kamorystę. Jeżeli giovanotto onorato chciał awansować w szeregach stowarzyszenia, musiał dokonać jakichś spektakularnych czynów, dzięki czemu zyskiwał kolejno tytuły picciotto, a potem picciotto di sgarro. Dopiero po uzyskaniu drugiego z wymienionych mógł być przyjęty do Stowarzyszenia Większego, co było równoznaczne z uzyskaniem właściwego statusu kamorysty, a wraz z nim prawa do udziału w zyskach. Zanim jednak do tego doszło, musiał wziąć udział w kolejnej dość makabrycznej i niebezpiecznej ceremonii inicjacyjnej.
Uroczystość odbywała się wieczorem, przy świetle świecy, zaś wszyscy kandydaci do niej dopuszczeni zasiadali przy stole, na którym znajdowały się: naładowany pistolet, sztylet oraz kielich z zatrutym winem. Na polecenie przewodniczącego zebrania zwanego capintrito obecny wśród kamorystów cyrulik, który niekoniecznie był członkiem Stowarzyszenia, otwierał kandydatowi wspomnianym sztyletem żyłę. Przyszły kamorysta maczał dłoń we własnej krwi, a następnie wyciągał ją w stronę obecnych i przysięgał posłuszeństwo przywódcy, a także uroczyście obiecywał, że nigdy nie zdradzi tajemnic organizacji. Potem przykładał naładowany pistolet do prawej skroni, a kielich z zatrutym winem do ust, co miało symbolizować gotowość do samobójstwa na rozkaz któregokolwiek z obecnych. Jak można się domyślić, nikt nie kazał kandydatowi strzelić sobie w głowę ani wypijać trucizny – capintrito zabierał mu z ręki pistolet, by oddać strzał w powietrze, a kielich rozbijał o ziemię. Następnie kandydat klękał, natomiast prowadzący ceremonię kładł rękę na jego głowie i, wręczając mu sztylet, prosił obecnych, aby uznali kandydata „za mężczyznę”. W odpowiedzi wszyscy obejmowali klęczącego i ogłaszali go swoim towarzyszem, co było równoznaczne z oficjalnym przyjęciem go w poczet członków Stowarzyszenia.
Wszyscy kamoryści, niezależnie od miejsca zajmowanego w hierarchii przestępczej, musieli przestrzegać wielu obowiązujących w organizacji zakazów i nakazów, ujętych w formie statutu zwanego frieno. Ów spis zasad i norm postępowania istniał wyłącznie w formie pisemnej, zaś nowi członkowie kamorry uczyli się go na pamięć, słuchając starszych kamratów. Brak spisanych praw organizacji sprawiał sporo problemów, zdarzało się bowiem, że osoba przekazująca statut świeżo przyjętemu członkowi najzwyczajniej w świecie coś myliła, bo przecież ludzka pamięć bywa zawodna. Zdarzało się więc, że kamorysta, który popełnił jakieś wykroczenie, powoływał się potem na punkt statutu, który w jego interpretacji brzmiał zupełnie inaczej niż w oryginale. On jednak się upierał, że właśnie tak mu go przekazano i tak go zapamiętał, w związku z czym nie popełnił żadnego przestępstwa. Aby uniknąć takich sytuacji, w 1842 roku członkowie Pięknego Stowarzyszenia Zreformowanego postanowili sporządzić statut w formie pisemnej. Zadanie to powierzono Francescowi Scorticelliemu, ówczesnemu sekretarzowi organizacji, który 12 września 1842 roku odczytał sporządzony przez siebie dokument na zebraniu kamorystów w kościele Santa Caterina. Statut miał dwadzieścia sześć punktów, które regulowały wszystkie sprawy dotyczące organizacji – jej cele, strukturę, zasady, a także kwestie prawne, bo Stowarzyszenie miało własny, wewnętrzny wymiar sprawiedliwości:
„Stowarzyszenie Pokory albo Piękne Stowarzyszenie Zreformowane ma na celu zjednoczenie wszystkich towarzyszy, którzy mają serce, aby w szczególnych okolicznościach mogli sobie pomagać duchowo i materialnie.
Stowarzyszenie dzieli się na Większe i Mniejsze: do pierwszego należą towarzysze kamoryści, do drugiego towarzysze picciotti i giovani onorati.
Stowarzyszenie ma swoją główną siedzibę w Neapolu, ale może mieć filie również w innych miejscowościach.
Wszyscy towarzysze, z Neapolu i spoza Neapolu, ci, którzy przebywają na wyspach, pod kluczem (w więzieniu) i na wolności, muszą uznawać jednego przywódcę, który jest zwierzchnikiem wszystkich i nazywa się capintesta i który jest wybierany spośród najodważniejszych kamorystów.
Zgrupowanie większej liczby towarzyszy kamorystów stanowi paranza i przewodniczy mu capintrito lub caposocietà.
Grupa większej liczby młodych picciottich lub giovani onoratich nazywa się chiorma i podlega również władzy caposociety towarzyszy kamorystów.
Każda dzielnica ma caposocietę lub capintritę, który jest wybierany drogą głosowania spośród kamorystów z dzielnicy i pełni tę funkcję przez rok.
Jeśli w którejś z paranzy znajdzie się ktoś umiejący pisać, za zezwoleniem capintesty i po złożeniu świętej przysięgi ma być mianowany sekretarzem.
Jeśli w którejś chiormie znajdzie się ktoś umiejący pisać, starszy picciotto z dzielnicy ma go przedstawić capintricie, któremu podlega, i po złożeniu świętej przysięgi ma być mianowany sekretarzem towarzyszy picciottich; jeśliby się taki nie znalazł, wówczas sekretarz paranzy będzie również pełnił funkcję sekretarza chiormy.
Członkowie ugrupowania, poza Bogiem, świętymi i swymi przełożonymi, nie znają innej władzy.
Ktokolwiek wyjawia sprawy Stowarzyszenia, zostanie surowo ukarany przez Mamme.
Należy nieść pomoc zarówno starszym towarzyszom, jak i tym, którzy znajdują się pod kluczem.
Zarówno członkowie Stowarzyszenia, jak i nienależący do niego mają odnosić się z szacunkiem do matek, żon, córek oraz ukochanych kamorystów picciottich i giovani onoratich.
Jeśli na skutek nieszczęśliwego wypadku jakiś zwierzchnik znajdzie się na którejś z wysp, podwładni mają mu posługiwać.
Jeśli w więzieniu znajdują się czterej kamoryści, mogą wybrać spośród siebie zwierzchnika, który przestanie nim być, gdy tylko znajdzie się na wolności.
Aby ukarać członka Stowarzyszenia Większego, należy poddać go osądowi Gran Mamma, członków Stowarzyszenia Mniejszego skazuje Piccola Mamma. Na czele Gran Mamma zasiada capintesta, na czele Piccola Mamma capintrito lub caposocietà dzielnicy.
Jeśli jakiś członek chiormy obrazi członka paranzy, ten może szukać satysfakcji na własną rękę. W sytuacji odwrotnej musi poinformować capintestę. Dichiarimento może się odbyć tylko za zgodą capintrity, gdy chodzi o picciottich lub giovani onoratich, i za zgodą capintesty, gdy chodzi o kamorystę; starszym nie wolno walczyć na sztylety.
Kamorystą można zostać, odbywając »nowicjat« albo dzięki dokonaniu śmiałego przedsięwzięcia.
Przywódcą kamorry nie może zostać ktoś, kto jest zamieszany w kradzież, ani ricchione [terminem tym określano homoseksualistów – I.K.].
Capintesta musi być wybrany spośród paranzy dzielnicy Porta Capuana.
Wszelkie kary nałożone przez Mamma muszą zostać wykonane w terminie ustalonym przez zwierzchnika i przez osobę wybraną w drodze losowania.
Wszyscy kamoryści i picciotti zostają po kolei kamorystami (…).
Kamoryści, którzy zostali wydelegowani do pobierania haraczu, muszą oddawać go w całości przełożonym. Z haraczu jedna czwarta należy się capinteście, resztę trzeba wpłacić do wspólnej kasy, aby potem podzielić ją sumiennie między towarzyszy, chorych i tych, którzy przez kaprys władz odbywają karę.
Stojący na czatach przy podziale zysków mają być traktowani na równi z innymi ze Stowarzyszenia.
Jeżeli wymagają tego okoliczności, do niniejszego statutu można dodać dalsze paragrafy”
9
.
Jak widać, kamorra miała swoje dwuinstancyjne sądownictwo, które orzekało nie tylko w sprawach wewnętrznych organizacji, ale także rozpatrywało sprawy osób postronnych, które się o to zwróciły do organizacji. Sąd pierwszej instancji zwano Mamma, natomiast Gran Mamma pełnił rolę sądu apelacyjnego i był typowym sądem przysięgłych. Jak wynika z przytoczonego wyżej statutu, funkcjonował jeszcze jeden sąd – Piccola Mamma, który rozpatrywał sprawy członków Stowarzyszenia Mniejszego. Każda z dwunastu dzielnic Neapolu dysponowała własnym trybunałem Mamma, zaś Gran Mamma obejmował całe miasto. Funkcję przewodniczącego Gran Mamma pełnił capintesta Neapolu, który był jednocześnie tak zwanym mammasantissima, czyli przewodniczącym trybunału. Sekretarz pełnił jednocześnie funkcję prokuratora, natomiast czterech, ewentualnie pięciu członków Stowarzyszenia miało uprawnienia odpowiadające kompetencjom sędziów pomocniczych i adwokatów obrony w prawdziwych trybunałach. Strażnikami i woźnymi byli natomiast członkowie Stowarzyszenia Mniejszego. Gran Mamma początkowo prowadziła swoje posiedzenia w mieszkaniu jednego ze starszych członków Stowarzyszenia, ale z czasem przeniosła swoją siedzibę do Jaskini Czaszek na cmentarzu Fontanelle. To ponure miejsce znajduje się w samym centrum miasta w dzielnicy Materdei, zaś nekropolia została wykuta w skale z tufu wulkanicznego. Założono ją w początkach szesnastego stulecia, kiedy na skutek przepełnienia kościelnych krypt oraz wprowadzonego wówczas zakazu chowania zmarłych wewnątrz murów miasta, ludzkie szczątki zaczęto przenosić z istniejących grobów poza mury, w tym także do opuszczonego kamieniołomu, który znamy dziś jako Cimitero delle Fontanelle. Chowano tam także miejscową biedotę, ale najwięcej szkieletów, które obecnie można tam oglądać, pochodzi z czasów dwóch epidemii cholery, które nawiedziły Neapol w 1656 i 1837 roku. Podobno pochowano tam aż czterdzieści tysięcy ciał, ale współcześnie odwiedzając nekropolię, można zobaczyć jedynie ich część, reszta szczątków spoczywa bowiem pod podłogą cmentarza.
Posiedzenia Gran Mamma w takim miejscu zapewne miały na celu przydanie im powagi i atmosfery grozy, ale należy zaznaczyć, że neapolitańczycy mieli dość osobliwy stosunek do spoczywających tam zmarłych. Jak na pobożnych katolików przystało, wierzyli w życie pozagrobowe, a ponieważ większość pochowanych w Fontanelle nie miała nagrobków, bo ciała grzebano bezimiennie, religijni mieszkańcy miasta wprowadzili zaskakujący obyczaj adopcji czaszek. Nadawali każdej z nich imię, myli i starannie polerowali, po czym wkładali do specjalnych skrzynek, traktując szczątki, jakby należały do członków rodziny. Nie robiono tego jednak bezinteresownie, ale liczono w zamian na opiekę z zaświatów, dlatego obok zwyczajowego różańca przy czaszce często kładziono przedmiot symbolizujący to, o co prosiła dana osoba. A ponieważ neapolitańczycy wierzą, że dusze właścicieli czaszek mogą dopomóc we wszystkim, również w wygranej w grach losowych, natomiast obowiązek opiekowania się szczątkami przechodzi z pokolenia na pokolenie, do dziś można zobaczyć leżące przy czaszkach kupony Lotto lub loterii.
Sądy Stowarzyszenia głównie zajmowały się sprawami wewnętrznymi organizacji i nakładały na delikwentów, którzy dopuścili się naruszeń i przestępstw wobec niej, rozmaite kary, a ich surowość zależała oczywiście od popełnionego czynu. Winnego można było ukarać zredukowaniem lub zawieszeniem udziału w zyskach, wykluczyć ze wspólnoty albo skazać na publiczne spoliczkowanie. Surowsze kary obejmowały natomiast między innymi: rzucenie w twarz ludzkim kałem – co miało być wyrazem głębokiej pogardy – nacięcie twarzy kawałkiem szkła lub zębatym ostrzem, a także karę śmierci. Można było ją wykonać na dwa sposoby: kilkakrotnie wbijając sztylet w pierś lub w brzuch. Wykonanie wszelkiego rodzaju wyroków polegających na naruszeniu nietykalności cielesnej, w tym również kary śmierci, powierzano wybieranym w losowaniu giovani onoratim.
Obecnie dysponujemy skromnymi materiałami dokumentującymi posiedzenia obu instancji sądu kamorry, większość z nich pochodzi z archiwów policyjnych, a pozyskano je podczas nalotów organów ścigania. W trakcie jednej z takich policyjnych akcji w 1822 roku zarekwirowano protokoły z rozprawy Gran Mamma oraz tablicę z napisem: „Sala Sprawiedliwości. Prawo jest jednakowe dla wszystkich, ponieważ Mamme sądzą nie piórem, jak to się dzieje w trybunałach królewskich, lecz sercem i umysłem”10. Jak wcześniej wspomniano, mafijne sądy rozstrzygały też w sprawach cywilnych, rozpatrując te, którymi ówczesny wymiar sprawiedliwości nie chciał albo nie mógł się zajmować. Wydawały zatem wyroki w sprawach dotyczących konfliktów między sprzedawcami a ich klientami, pertraktowali w sporach pomiędzy właścicielami mieszkań a ich najemcami, jak również wydawali wyroki w kwestiach honorowych. To właśnie do trybunału kamorry zwracały się rodziny kobiet uwiedzionych przez beztroskich kawalerów, bo tylko Stowarzyszenie mogło wydać wyrok przymuszający mężczyznę do ożenku. A wyroków Mamme nikt nie śmiał kwestionować, a tym bardziej ignorować.
Kamoryści w przeciwieństwie do członków Garduñy nie kradli i wręcz brzydzili się tym procederem, a złodzieje nie mieli wstępu w szeregi organizacji. Zasadniczym źródłem dochodów Stowarzyszenia były haracze zbierane niemal od wszystkich, chociaż początkowo zmuszano do ich płacenia wyłącznie osoby prowadzące wszelką działalność nielegalną, a tej w dziewiętnastowiecznym Neapolu nie brakowało. Dość popłatnym zajęciem trudnili się tak zwani assistitti, którzy twierdzili, że dzięki kontaktom z zaświatami znają zwycięskie liczby najbliższych loterii i za odpowiednią opłatą mogą się tą wiedzą podzielić. Z kolei capiguaglioni zajmowali się dostarczaniem żebrakom chorych dzieci, których widok wywoływał litość u przechodniów, dzięki czemu chętniej sięgali do kieszeni, zaś tesorieri sprzedawali przybyłym do Neapolu „mapy skarbów”. Naiwnych nie brakowało, a wszyscy wymienieni, podobnie jak pozostali oszuści, szulerzy czy właściciele nielegalnych salonów gier, musieli dzielić się zyskami ze Stowarzyszeniem. Pobierający haracze co niedziela spotykali się w uliczce Donnaromita nieopodal uniwersytetu i tam dzielili się zebranymi pieniędzmi. Sytuacja zaczęła się komplikować, kiedy w szeregi organizacji zaczęło wstępować coraz więcej osób zwabionych możliwością stosunkowo łatwego zysku, podczas gdy pieniędzy było tyle samo. Problemowi z czasem zaradzono – zaczęto pobierać haracze dosłownie od wszystkich i od wszystkiego. Musieli je płacić sklepikarze, mleczarze, obwoźni sprzedawcy, tragarze, przewoźnicy i dorożkarze, wydawcy i sprzedawcy gazet oraz wszyscy prowadzący jakikolwiek biznes. Opłaty były pobierane z tytułu ochrony przed złodziejami i oszustami, a wszyscy uiszczali je bez szemrania, uznając potrzebę tego typu płatnej protekcji.
Osobliwe zwyczaje panujące w mieście u stóp Wezuwiusza nie uszły uwagi przyjezdnych. „Około roku 1860 cudzoziemiec świeżo przybyły do Neapolu, ledwie dotknął stopą lądu, ze zdziwieniem dostrzegał mocno zbudowanego mężczyznę, który podchodził do przewoźnika, by otrzymać od niego jeden czy dwa sous – pisał Marc Monnier. – Gdyby przyszło mu do głowy zapytać, kim jest ów »poborca«, lepiej ubrany od innych prostych ludzi, często obwieszony pierścionkami i klejnotami, przybierający pozy gospodarza (…) usłyszałby w odpowiedzi: »To kamorysta«. Cudzoziemiec przybywający do oberży, poprzedzany przez tragarza niosącego jego bagaże, odkrywał na ogół drugiego poborcę, równie tajemniczego i milkliwego, który otrzymywał parę sous od tragarza. (…) Gdyby cudzoziemiec, zauważywszy tę nową transakcję, upierał się pytać, kim jest ten nowy poborca, usłyszałby znowu: »To kamorysta«. Podróżnik opuszcza oberżę i wsiada do fiakra. Ledwie dotknie stopnia dorożki, trzeci osobnik pojawia się przy stangrecie, a ów z uszanowaniem kładzie mu na dłoń monetę. »To też jest kamorysta?« – pyta podróżnik, coraz bardziej zdumiony, że wciąż spotyka na swojej drodze postacie, które otrzymują pieniądze, mimo że nie oddają żadnych usług. A stangret odpowiada melancholijnie: »Tak, to kamorysta«”11.
Z haraczu nie był zwolniony nawet Kościół, bo od 1888 roku kamorra pobierała opłatę… od mszy za dusze zmarłych. Grupa kamorystów każdego wieczora odbywała obchód neapolitańskich kościołów i od każdego z proboszczów pobierała haracz w wysokości równej dziesięciu procent od opłaty wiernych w charakterze ofiary za mszę. Początkowo ten nowy obyczaj wzbudzał wielkie oburzenie, ale z czasem wszyscy do niego przywykli i haracz płacono bez problemów i ociągania się.
Kamoryści operowali zarówno w najbiedniejszych dzielnicach miasta, jak również w strefach wymiany usług, dzięki czemu można było ich spotkać u bram miejskich, w porcie i w placówkach celnych. Działali bez żadnego skrępowania, w obecności urzędników państwowych i miejskich, którzy traktowali ich niemal jak kolegów po fachu. Normą było, że każdy, kto wwoził towary do miasta, najpierw płacił opłaty należne państwu i miastu, a następnie wręczał haracz człowiekowi kamorry. Co ciekawe, Piękne Stowarzyszenie prowadziło też legalną działalność – loterię o nazwie gioco piccolo, czyli mała gra, będącą w pewnym sensie konkurencją dla loterii państwowej. Neapolitańczycy mogli przez cały tydzień obstawiać numery w loterii państwowej, ale zdarzało się, że odkładali to na sobotę, kiedy kolektury przyjmowały wyłącznie stawki powyżej pewnej określonej kwoty. Jeżeli nie udało się jej zebrać, pozostawało jeszcze jedno wyjście – kupić los gioco piccolo. Kamorra uznawała numery wylosowane w loterii państwowej i uczciwie, a co najważniejsze, terminowo wypłacała zwycięzcom nagrody.
Ponieważ kamorra prężnie działała w więzieniach, dawniej sądzono, iż narodziła się w którymś z dziewiętnastowiecznych zakładów karnych, ale ten pogląd został już dawno odrzucony. Faktem natomiast jest, że kamoryści radzili sobie w więzieniu bardzo dobrze i trzymali w szachu pozostałych osadzonych. Zresztą Piękne Stowarzyszenie Zreformowane dbało o swoich, którzy trafili do więzienia, a pozostający na wolności członkowie organizacji, rozmawiając o osadzonych kamratach, mówili, że są „pod kluczem”. Organizacja otaczała uwięzionych równie wielką troską, jak tych, którzy nadal cieszyli się wolnością – przynajmniej raz na tydzień docierały do nich należne udziały z haraczu. Wszystkich przebywających w zakładzie obowiązywał regulamin, zgodnie z którym jeżeli w danej celi przebywało co najmniej czterech członków Stowarzyszenia, należało wybrać spośród nich capintrito. Jego władza co prawda kończyła się wraz z odbyciem kary i wyjściem na wolność, ale w więzieniu cieszył się posłuchem podwładnych i licznymi przywilejami, na przykład nigdy nie ścielił swojego łóżka, a jego toaletą, włącznie z myciem i goleniem, zajmowali się współwięźniowie stojący niżej w hierarchii organizacji. Poza capintrito wybierano również sekretarza oraz picciotto di giornata, który de facto szpiegował innych więźniów, donosząc przełożonym o jakichkolwiek kontaktach osadzonych z urzędnikami sądowymi, co było niemile widziane przez członków Stowarzyszenia. On też zmuszał współwięźniów, by swoje rzeczy stawiali w grach hazardowych organizowanych na terenie więzienia. Ponieważ wspomniane gry rzadko bywały uczciwe, wspomniane fanty przechodziły na własność capintrito, który albo je zatrzymywał, albo dzielił pomiędzy podwładnych.
Każdy nowy więzień niemalże od razu po przekroczeniu murów więzienia był badany przez przebywających tam kamorystów pod kątem ewentualnej przynależności do organizacji. Zaraz po potwierdzeniu członkostwa i sprawdzeniu jego miejsca w przestępczej hierarchii capintrito wzywał przybysza do siebie, by poinformować go o miejscach ukrycia broni – głównie skradzionych lub przemyconych na teren więzienia noży – oraz o liczbie potencjalnych „kur do oskubania”, jak nazywano więźniów, od których ściągano haracze. Jeżeli nowo przybyły nie był członkiem organizacji, z miejsca zmuszano go do zapłacenia haraczu, czyli wpłaty na zakup oliwy dla Madonny, której wizerunek widniał w każdej celi, podobnie jak na rogach neapolitańskich ulic. Zgodnie z wielowiekową tradycją w kaganku umieszczonym przed Matką Boską przez dwadzieścia cztery godziny na dobę powinien się palić ogień. Opłata za oliwę do kaganka miała wprawdzie znaczenie symboliczne, ale nowo przybyły, wpłacając żądaną kwotę, jednocześnie zgadzał się na uiszczanie kolejnych. Olio della Madonna stanowiło początek całego ciągu regularnych wymuszeń, które więzień musiał znosić pod groźbą przemocy – płacił za picie, jedzenie czy palenie. Haracz musieli płacić nawet księża, których w neapolitańskich więzieniach nie brakowało, a w dodatku zdecydowana większość z nich odsiadywała wyroki za… gwałty. W zakładach karnych często dochodziło także do zumpaty, ale zanim dwóch będących pod kluczem kamorystów stanęło naprzeciwko siebie, musiał się odbyć sąd pod przewodnictwem capintrita. Dopiero po uzyskaniu jego zgody mogło dojść do pojedynku, który z reguły odbywał się w nocy przy mdłym świetle kaganka, przed obrazem Madonny, w obecności innych więźniów, którzy z zapałem kibicowali jednemu z rywali. Władze więzienne nie dawały przyzwolenia na takie praktyki, gorliwie zresztą zwalczając kamorrę, ale trzeba przyznać, że z wyjątkowo marnym skutkiem, gdyż każda próba ograniczenia wpływów organizacji kończyła się buntem. Próbowano także izolować kamorystów od innych więźniów, co z reguły się nie udawało, głównie ze względu na niemożność ustalenia ich przynależności do Stowarzyszenia.
Czas pokazał, że pobyt w więzieniu jedynie wzmacniał organizację – zakład karny okazał się wręcz wymarzonym miejscem do rekrutacji nowych członków, którzy po wyjściu na wolność bezzwłocznie zasilali szeregi Stowarzyszenia, zaś przywódcy kamorry przebywający „pod kluczem” doskonale radzili sobie z dowodzeniem organizacją. Zresztą tak jest do dzisiaj. Jak zauważa Marie-Anne Matard-Bonucci w swojej Historii mafii: „Do czasów współczesnych zdarzało się rzadko, by uwięzienie jednego z przywódców kamorry nieuchronnie osłabiało reprezentowany przezeń klan, a wojny prowadzone w obrębie kamorry bardzo długo miały większy wpływ na redystrybucję kart władzy kamorystycznej niż represje ze strony państwa. Uwięzienie wymusza mianowicie nie tyle wycofanie się z »interesów«, ile przejście do nowej formy zarządzania nimi, którą umożliwiają liczne kanały władzy, łączące kamorystę ze światem zewnętrznym: krewni, przyjaciele, współwięźniowie wypuszczani na wolność lub strażnicy, których życzliwość zapewnił udział w plonach z »oliwy Madonny«”12.
Przywołany wyżej Marc Monnier nie bez przyczyny zwrócił uwagę na bogate stroje kamorystów, bowiem od początków istnienia neapolitańskiej mafii jej członkowie, zapatrzeni jak w obraz w miejscową arystokrację, starali się epatować bogactwem. Stąd też ich zamiłowanie do drogich ubrań i biżuterii. Zresztą tak jest do dzisiaj, bo kamoryści w przeciwieństwie do mafiosów z cosa nostry chętnie afiszują się swoim stanem posiadania: ubierają się w najlepszych domach mody, budują okazałe, luksusowe wille i posiadają drogie samochody. W początkach istnienia organizacji mogli to robić wyłącznie za pomocą wyszukanych strojów i rzucającej się w oczy biżuterii. Od sycylijskiej mafii kamorrę odróżniało jeszcze jedno: w przeciwieństwie do cosa nostry, operującej w początkach swojej działalności na obszarach wiejskich, mafia neapolitańska działała na terenie miasta – była więc typową mafią miejską. Nawiasem mówiąc, jedyną w ówczesnych Włoszech.
W początkach istnienia kamorry jej członkowie trzymali się raczej z dala od polityki. Według autora Historii kamorry należący do Pięknego Stowarzyszenia „sprawy związane z rządzeniem uważali za rozrywkę maniaków, w której – w najlepszym wypadku – ryzykowało się utratą majątku”13. Zdaniem znawcy problematyki współczesnej mafii neapolitańskiej, Roberta Saviana, w zasadzie jest tak do dziś. Jak zauważa w swojej głośnej publikacji Gomorra: „Strategia kamorry w Kampanii zakłada, że do interesów nie miesza się polityków na eksponowanych stanowiskach, którymi interesują się media. Nie zmusza się ich do biernego współudziału czy milczącego przyzwolenia. Za to na prowincji, w małych miejscowościach, gdzie klany potrzebują wsparcia zbrojnego, osłony dla ukrywających się członków kamorry, kamuflażu dla co ryzykowniejszych operacji finansowych, związki między politykami a rodzinami mafijnymi są bliższe. Klany docierają do organów władzy przez swoje imperium gospodarcze. I to wystarczy, żeby panować nad wszystkim”14. Był jednak czas w dziejach Włoch, kiedy neapolitańska mafia wyraźnie zaznaczyła swoje istnienie, walnie przyczyniając się do zjednoczenia kraju.
Kiedy w grudniu 1820 roku przedstawiciele kamorry zebrani w neapolitańskim kościele Świętej Katarzyny proklamowali powołanie do życia Pięknego Stowarzyszenia Zreformowanego, Włochy jako państwo nie istniały. Od czasów kongresu wiedeńskiego, który zadecydował o kształcie Europy po upadku Napoleona, Półwysep Apeniński był podzielony pomiędzy papieskie Państwo Kościelne, Królestwo Sardynii i Piemontu, którym władał wówczas Wiktor Emanuel I, oraz Królestwo Obojga Sycylii znajdujące się pod panowaniem Burbonów, natomiast północne regiony, czyli Toskania, Lombardia i Wenecja, stanowiły protektorat Austrii. Cesarz Francuzów i jego żołnierze zdążyli jednak zaszczepić w sercach mieszkańców Półwyspu Apenińskiego ziarno wolności i dążenia do samostanowienia, a także idee zjednoczeniowe. Wbrew pozorom nie było to łatwe zadanie, gdyż ówczesnych Włochów więcej dzieliło, niż łączyło – różniły ich obyczaje, system społeczny, a nawet język. Jak się okazuje, językiem, którym mówi się w słonecznej Italii obecnie, posługiwało się wtedy zaledwie dwa procent ludności, głównie w Toskanii. Reszta porozumiewała się lokalnymi dialektami, zupełnie niezrozumiałymi dla kogoś z zewnątrz – żaden mieszkaniec Piemontu nie mógłby się porozumieć z neapolitańczykiem i vice versa. A jednak idee zjednoczeniowe były coraz silniejsze. W 1830 roku powstała organizacja Młode Włochy (La Giovine Italia), założona i kierowana przez Giuseppego Mazziniego, którego marzeniem było zjednoczenie państwa jako liberalnej republiki.
Tymczasem członkowie Pięknego Stowarzyszenia, przynajmniej w początkowym okresie jego istnienia, sprzyjali Burbonom panującym w Królestwie Obojga Sycylii, do którego należał Neapol. Poza tym król Ferdynand II, który zasiadł na tronie w 1830 roku, cieszył się niekłamanym poparciem poddanych, czemu trudno się dziwić, skoro od początku prezentował wyjątkowo liberalne i postępowe poglądy. Bezzwłocznie po objęciu panowania wydał edykt, w którym obiecał przeprowadzenie głębokich reform i niemal od razu wcielił to postanowienie w życie, obniżając podatki i wydatki państwowe, co nie przeszkodziło mu w budowie pierwszej na Półwyspie Apenińskim linii kolejowej. Wprawdzie, przynajmniej z punktu widzenia współczesnego człowieka, nie było to imponujące osiągnięcie, bo otwarta w 1839 roku linia kolejowa – łącząca neapolitańską stację Via dei Fossi z pałacem królewskim Portici u stóp Wezuwiusza – mierzyła zaledwie siedem i pół kilometra, ale monarcha i jego poddani byli z tego przedsięwzięcia niebywale dumni. Dumą napawały też inne zdobycze techniki, znajdujące się w posiadaniu jego królestwa: łączność telegraficzna między Neapolem a Palermo oraz pierwszy na Półwyspie Apenińskim statek parowy, wchodzący w skład jego flotylli. Wydawało się zatem, że robi wszystko, aby tak jak to obiecał w pierwszych dniach po objęciu panowania, rządzić królestwem w sposób, który zapewni poddanym szczęście i dobrobyt. Dysponował do tego odpowiednim zapleczem finansowym, bo neapolitańscy Burbonowie zgromadzili ogromne sumy pieniędzy, głównie srebrnych i złotych monet, ponieważ w Królestwie Obojga Sycylii nie używano banknotów. Co więcej, to właśnie w Neapolu funkcjonowała giełda, stanowiąca jedno z ważniejszych miejsc dla sektora rolniczego niemal całej Europy, a od czasów napoleońskich okolice miasta stały się największym zagłębiem przemysłu tekstylnego w ówczesnych Włoszech. Za jego rozwój odpowiadali emigranci ze Szwajcarii, którzy ze względu na nałożoną przez Napoleona blokadę kontynentalną i związane z nią problemy z dostępem do surowca przenieśli się w okolice Neapolu, gdzie mogli korzystać z lokalnej wełny.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
R. Saviano, Gomorra. Podróż po imperium kamorry, tłum. A. Pawłowska-Zampito, Katowice 2017, s. 246. [wróć]
Za: V. Paliotti, Historia kamorry – bohaterowie, zwyczaje i wydarzenia z dziejów sekty, która od czterech wieków nakładała haracz na neapolitańczyków, capintesta, guappi, mammasantissima i giovanotti onorati, ich czyny, zbrodnie i miłości od XVI wieku do dzisiaj, tłum. M. Widłak-Avolio, Kraków 1998, s. 22. [wróć]
Za: tamże, s. 23. [wróć]
Za: A. Farano, Historia Kamorry: od Hiszpanów po Gomorrę [na:] cafebabel.com [online], https://cafebabel.com/pl/article/historia-kamorry-od-hiszpanow-po-gomorre-5ae006f3f723b35a145e1527/ [wróć]
Za: V. Paliotti, Historia…, dz. cyt., s. 25. [wróć]
Tamże, s. 15. [wróć]
Za: M.A. Matard-Bonucci, Historia mafii, tłum. W. Dłuski, Warszawa 2001, s. 235. [wróć]
Za: V. Paliotti, Historia…, dz. cyt., s. 35. [wróć]
Za: tamże, s. 67–68. [wróć]
Za: tamże, s. 60. [wróć]
Za: M.A. Matard-Bonucci, Historia…, dz. cyt., s. 239. [wróć]
Tamże, s. 238. [wróć]
V. Paliotti, Historia…, dz. cyt., s. 73. [wróć]
R. Saviano, Gomorra…, dz. cyt., s. 55. [wróć]