Budda i miłość. Szczęśliwe partnerstwo oczami buddyjskiego lamy - Lama Ole Nydahl - ebook

Budda i miłość. Szczęśliwe partnerstwo oczami buddyjskiego lamy ebook

Lama Ole Nydahl

3,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Prawdziwe szczęście przychodzi zawsze jako podarunek.” (fragment)

Książka Budda i miłość opowiada o tym, jak dla dobra wszystkich wykorzystać wewnętrzny nadmiar pojawiający się w pełnym radości związku i samemu dzięki temu wzrastać. Głęboka miłość, wolna od obaw i oczekiwań, z pewnością uszczęśliwia oboje partnerów. Lama Ole Nydahl pisze jednak: „Chociaż, jak wszyscy wiemy, »grzeczne dziewczynki idą do nieba«, a w bajkach zakochanym parom zawsze udaje się dożyć końca swoich dni w nieprzerwanym szczęściu, w rzeczywistości wiele osób pozostających w związku często w wirze emocji ulega zaślepieniu albo ma jedynie niejasne wyobrażenie o tym, jak sobie poradzić ze wspólną drogą”. Budda i miłość to pełna inspiracji odpowiedź na to pytanie.

Lama Ole Nydahl przed pięćdziesięcioma laty otrzymał pełny przekaz nauk buddyzmu Diamentowej Drogi od 16 Karmapy Rangdziung Rigpe Dordże – zwierzchnika szkoły Kagju, jednej z czterech głównych linii przekazu buddyzmu tybetańskiego. Od tamtej pory na prośbę swego nauczyciela Lama Ole nieprzerwanie rozpowszechnia nauki Buddy na całym świecie. Założył dotychczas około 700 świeckich ośrodków medytacji, działających obecnie pod duchowym przewodnictwem 17 Karmapy Taje Dordże.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 294

Oceny
3,7 (6 ocen)
2
1
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przed­mowa

W żad­nej innej sfe­rze życia nie doświad­czamy jed­no­cze­śnie tak wiele szczę­ścia i cier­pie­nia, jak w miło­ści. Dla­tego nauki Buddy1, któ­rych jedy­nym celem jest osią­gnię­cie przez czło­wieka dosko­na­ło­ści, są tu nie­zwy­kle cenne. Zazwy­czaj miłość „zużywa się” wraz z upły­wem lat. Zwią­zek prze­kształca się w rodzinne lub part­ner­skie przed­się­bior­stwo. Jeśli miłość i zwią­zek nie dają szans na roz­kwit naszego poten­cjału, są wła­ści­wie stratą czasu. Każ­dego dnia, mie­siąca i roku part­ne­rów powi­nien łączyć roz­wój, wzmac­nia­jący zarówno samą miłość, jak i wszystko, co się z nią wiąże. Jeśli pełen mocy zwią­zek pomię­dzy męż­czy­zną a kobietą staje się wzo­rem do naśla­do­wa­nia, wów­czas radość i szczę­ście pro­mie­niują do wewnątrz i na zewnątrz.

Książka ta zawiera infor­ma­cje, które jako lama prze­ka­zu­jący naj­wyż­sze nauki Buddy uwa­żam za pomocne w budo­wa­niu speł­nio­nej i zna­czą­cej miło­ści. Należą one do olbrzy­miego bogac­twa jego 84 000 rad i wglą­dów zawar­tych w 108 księ­gach. Wciągu 2550 lat wska­zówki te, nakie­ro­wane bez­po­śred­nio na roz­wią­za­nia, dowio­dły swej sku­tecz­no­ści, przy­no­sząc poży­tek ludziom – w ten spo­sób prze­kro­czyły ogra­ni­cze­nia poszcze­gól­nych epok. W wol­nych kul­tu­rach, w któ­rych ludz­kich zacho­wań nie krę­puje pre­sja reli­gijna, kul­tu­rowa bądź moralna, poglądy Dia­men­to­wej Drogi, naj­wyż­szych nauk Buddy, dzia­łają odświe­ża­jąco i wyzwa­la­jąco. W spo­łe­czeń­stwach Zachodu wzbo­ga­cają one życie tych ludzi, któ­rzy pra­gną z odwagą kształ­to­wać swoją przy­szłość. W ten spo­sób trwałe szczę­ście nie pozo­staje dla par jedy­nie nie­do­ści­głym marze­niem. Naj­bar­dziej zaawan­so­wane nauki Wiel­kiej Pie­częci spra­wiają, że oświe­cony pogląd umy­słu prze­bły­skuje jako nie­ustra­szony wgląd, samo­pow­stała radość i aktywna, prze­wi­du­jąca miłość nawet w tych frag­men­tach książki, które oma­wiają wła­ści­wie „grzecz­niej­sze” tematy. Nie mia­łem tutaj wyboru – wyda­rzyło się to zupeł­nie natu­ral­nie.

Wraz z moją żoną Han­nah mie­li­śmy wiel­kie szczę­ście, mogąc od 1968 do 1972 roku kształ­cić się pod okiem wysoko urze­czy­wist­nio­nych lamów szkoły Karma Kagyu oraz kon­ty­nu­ować tę naukę aż do dziś.

Inspi­ra­cją do zebra­nia razem róż­nych spo­strze­żeń i wska­zó­wek na temat miło­ści i part­ner­stwa zawar­tych w tej książce były dla mnie doświad­cze­nia przy­ja­ciół – prak­ty­ku­ją­cych w ponad 500 ośrod­kach Dia­men­to­wej Drogi na całym świe­cie – dla któ­rych miłość sta­nowi inte­gralną część życia. Cią­głe podróże, barwne wywiady oraz pyta­nia na temat miło­ści zada­wane w cza­sie wykła­dów pozwo­liły mi zebrać wiele doświad­czeń. Wraz z moją nie­oce­nioną Caty i naszymi wspa­nia­łymi przy­ja­ciółmi, poma­ga­ją­cymi nam w pracy nad książką, chcie­li­śmy jak naj­le­piej prze­ka­zać tutaj tę wie­dzę.

Jako bud­dy­ści pra­gniemy, by wszyst­kie istoty doświad­czyły naj­wyż­szego i nie­znisz­czal­nego urze­czy­wist­nie­nia, nie­od­dziel­nego od umy­słu każ­dej z nich. Oby miłość stała się w tym wyzwa­la­ją­cym zwier­cia­dłem.

Patrząc na wybrzeże Sar­dy­nii w kwiet­niu 2005 roku, w polu mocy straż­niczki Bia­łej Para­solki, w dniu Czar­nego Płasz­cza.

Lama Ole Nydahl

W tej książce słowo „Budda” pisane wielką literą ozna­cza histo­rycz­nego Buddę Śakja­mu­niego, nato­miast pisane małą literą jest syno­ni­mem oświe­ce­nia, natury umy­słu każ­dej istoty (przyp. red.). [wróć]

Pra­gnie­nie szczę­ścia

Czar miło­ści

Pra­gnie­nie szczę­ścia jest siłą napę­dową wszel­kiego dzia­ła­nia. Każda, nawet naj­mniej­sza istota pra­gnie unik­nąć cier­pie­nia i być szczę­śliwa. Szczę­ście to wspa­niały stan, pełen wszech­ogar­nia­ją­cej rado­ści, kiedy to cały nasz świat dosłow­nie drży w posa­dach. Uśmie­chamy się pro­mien­nie do wszyst­kich wokół, odczu­wamy pełną rado­ści moc prze­pły­wa­jącą przez nasze ciało i chcemy objąć cały świat – tak wła­śnie wielu ludzi wyobraża sobie owo unie­sie­nie. Pra­gnie­nie doświad­cza­nia tego wyjąt­ko­wego stanu jak naj­czę­ściej, a naj­le­piej nie­prze­rwa­nie, wpływa na życie więk­szo­ści ludzi. Świeżo zako­chani są temu prze­ży­ciu wiel­kiego szczę­ścia bar­dzo bli­scy – począt­kom miło­ści towa­rzy­szy czę­sto głę­boka, natu­ralna bło­gość. Nie prze­sta­jemy myśleć o uko­cha­nym, o wszyst­kich jego zale­tach, chcemy z nim dzie­lić wszel­kie rado­ści i nie­ustan­nie odkry­wamy rze­czy, które chcie­li­by­śmy mu poda­ro­wać. Żaden kawa­łek papieru nie pozo­staje nie­za­pi­sany, ponie­waż musimy koniecz­nie coś mu prze­ka­zać. Ubie­ramy się w to, co mogłoby mu się spodo­bać, i z rado­ści zapo­mi­namy o całym świe­cie. Tylko nie­wielu ludzi, zarówno na pozio­mie umy­słu, jak i ciała, doświad­cza speł­nie­nia więk­szego niż otrzy­my­wa­nie tego, czego pra­gną: bycia kocha­nym przez innych, obda­ro­wy­wa­nia miło­ścią i moż­li­wo­ści pro­mie­nio­wa­nia na świat całym tym bogac­twem. Uskrzy­dla­jące szczę­ście, poja­wia­jące się na początku nowego związku, wyła­nia się z głę­bo­kiego pra­gnienia miło­ści, lecz jego natura jest zaska­ku­jąco nie­stała. Wie­dząc o tej zmien­no­ści, nie powin­ni­śmy wła­ści­wie dzi­wić się towa­rzy­szą­cym jej wzlo­tom i upad­kom. Oka­zują się one jed­nak za każ­dym razem w naj­wyż­szym stop­niu zaska­ku­jące i bole­sne – nie potra­fimy pozo­stać szczę­śliwi, gdy tak ulu­bione przez nas źró­dła rado­ści zni­kają, uko­chany odcho­dzi i nasze noce znów są samotne. Na temat tego, czym naprawdę jest szczę­ście, a szcze­gól­nie tego, jak można je zatrzy­mać, powie­dziano nie­wiele mądrego. Cho­ciaż, jak wszy­scy wiemy, „grzeczne dziew­czynki idą do nieba”, a w baj­kach zakocha­nym parom zawsze udaje się dożyć końca swo­ich dni w nie­prze­rwa­nym szczę­ściu, w rze­czywistości wiele osób pozo­sta­ją­cych w związku czę­sto albo ulega zaśle­pie­niu w wirze emo­cji, albo ma jedy­nie nie­ja­sne wyobra­że­nie o tym, jak sobie pora­dzić ze wspólną drogą.

Więk­szość ludzi uważa, że szczę­ście można zna­leźć gdzieś poza sobą, na zewnątrz, i potem je zatrzy­mać. Spo­łe­czeń­stwo kon­sump­cyjne z entu­zja­zmem wspiera ten błędny pogląd, upo­rczy­wie utwier­dza­jąc każ­dego w prze­ko­na­niu, że podróż do tego czy owego miej­sca uczyni go szczę­śli­wym lub też że zachowa on na zawsze ów upra­gniony stan, jeśli kupi ten czy inny przed­miot. Są też tacy, któ­rzy obie­cują nam te same efekty, jeśli wybie­rzemy okre­śloną par­tię poli­tyczną albo jakiś wyjąt­kowy spo­sób odży­wia­nia. Z tego powodu inwe­stu­jemy mnó­stwo ener­gii, godzin, a nie­kiedy lat życia w poszu­ki­wa­nia tak myl­nie rozu­mia­nego szczę­ścia, nie wie­dząc rów­no­cze­śnie, jak mamy je zatrzy­mać, kiedy już je odnaj­dziemy. Cho­ciaż kurorty pękają w szwach, każdy tur­nus kie­dyś się koń­czy. Nasz obecny mąż czy żona odcho­dzi do kogoś innego. W ciągu kilku minut tra­cimy zdo­bytą z takim tru­dem pozy­cję zawo­dową, ponie­waż kole­dzy z biura po pro­stu nas nie lubią. Co wię­cej, uko­chane dzieci zaczy­nają żyć swoim wła­snym życiem, do któ­rego prze­sta­jemy mieć dostęp, nasi rodzice nagle umie­rają, wycze­ki­wana eme­ry­tura oka­zuje się o wiele za niska, a pier­ścionki z dia­men­tami, które miały do nas nale­żeć przez całą wiecz­ność, po pro­stu gubimy.

Dla­czego tak się dzieje? Dopóki szczę­ście powstaje z powodu nie­trwa­łych przy­czyn, pozo­staje z nami tylko tak długo, jak długo prze­trwają wewnętrzne i zewnętrzne warunki, za któ­rych sprawą się poja­wiło. Kiedy te warunki prze­mi­jają, spo­wo­do­wane przez nie szczę­ście znika rów­nie szybko, jak przy­szło. Tak jak już przed 2500 lat powie­dział wielki grecki filo­zof Hera­klit: „Wszystko pły­nie”.

Mimo to pra­gnie­nie osią­gnię­cia szczę­ścia pozo­staje naj­waż­niej­szą siłą napę­dową wszyst­kich istot. Nie­któ­rzy myślą przy tym jedy­nie o sobie, dla więk­szo­ści jest to jed­nak nie­wy­star­cza­jące

W part­ner­stwie nie dostaje się niczego tak po pro­stu w poda­runku. Miło­sne speł­nie­nie trwa tak długo, jak długo się o nie trosz­czymy i poświę­camy mu wystar­cza­jąco wiele uwagi.

na pozio­mie ducho­wym i fizycz­nym. Nikt nie lubi być samotny, toteż szu­kamy bli­sko­ści uko­cha­nego, by w jego ramio­nach odna­leźć szczę­ście i móc się nim dzie­lić. I nie odstra­szają nas ani wyso­kie koszty roz­wo­dów, ani świa­do­mość, że miłość pozo­sta­nie trwała tylko w bar­dzo nie­wielu przy­pad­kach.

W part­ner­stwie nie dostaje się niczego tak po pro­stu w poda­runku. Miło­sne speł­nie­nie trwa tak długo, jak długo się o nie trosz­czymy i poświę­camy mu wystar­cza­jąco wiele uwagi. Kiedy minie począt­kowy okres pozna­wa­nia się, powin­ni­śmy w codzien­nym życiu nasta­wić się na szczę­ście part­nera i wzbo­ga­ca­nie wła­snego życia wewnętrz­nego. Jeśli uważ­nie przyj­rzymy się narzę­dziom, któ­rymi dys­po­nu­jemy, stwier­dzimy, że nie są one wystar­cza­jące lub też że nie potra­fimy ich wystar­cza­jąco zręcz­nie zasto­so­wać.

Pomoże nam w tym rzut oka na nauki Buddy. Poka­zują one, w jaki spo­sób można nie­za­leż­nie od jakich­kol­wiek zewnętrz­nych warun­ków nie tylko samemu być szczę­śli­wym, lecz także stać się praw­dzi­wym źró­dłem szczę­ścia i miło­ści dla innych. Metody Buddy zmie­rzają tylko do tego celu. Poja­wia się jed­nak pyta­nie, co Budda mógł wie­dzieć o miło­ści i part­ner­stwie oraz o moż­li­wo­ściach, które one zawie­rają, jeśli sam był mni­chem i ota­czali go przede wszyst­kim mnisi. Otóż nie jest tak do końca. Więk­szość bud­dy­stów, zarówno daw­niej, jak i obec­nie, żyje peł­nią życia: pra­cuje i ma rodziny; są to ludzie świeccy. Kiedy ucznio­wie zada­wali histo­rycz­nemu Bud­dzie pyta­nia doty­czące codzien­nego życia i pro­sili go o nauki na ten temat, udzie­lał im odpo­wie­dzi pasu­ją­cych do ich zdol­no­ści i warun­ków życia, tak by potra­fili pra­co­wać z jego wska­zów­kami i mogli odnieść z nich poży­tek. Poza tym zanim wyru­szył w drogę ku szczę­ściu, któ­rego nie może znisz­czyć ani cho­roba, ani sta­rość, ani śmierć, cie­szył się bar­dzo boga­tym życiem miło­snym. Nauki o przy­czy­nie i skutku (san­skr. karma), któ­rych Budda udzie­lił wkrótce po osią­gnię­ciu oświe­ce­nia, mogą pomóc każ­demu, ponie­waż umoż­li­wiają głę­bo­kie zro­zu­mie­nie wza­jem­nych zależ­no­ści zacho­dzą­cych pomię­dzy róż­nymi życio­wymi sytu­acjami. Bez mora­li­zo­wa­nia wyja­śniają one nie­zwy­kle przej­rzy­ście, jakiego rodzaju skutki spo­wo­dują w przy­szło­ści nasze obecne myśli, słowa i dzia­ła­nia. Dzięki tej wie­dzy możemy sami zadbać o swoją przy­szłość. Dosta­jemy do rąk coś w rodzaju skrzynki peł­nej narzę­dzi, uła­twia­ją­cych nam wyko­ny­wa­nie wła­ści­wych dzia­łań, które wyzwa­lają radość w naszym umy­śle i umy­słach innych ludzi. Karma w żad­nym wypadku nie ozna­cza „losu”, lecz obda­rza nas wyjąt­kową, olbrzy­mią

Zgod­nie z pra­wem przy­czyny i skutku zasie­wamy rów­nież nie­ustan­nie przy­czyny suk­cesu lub porażki part­ner­stwa i jeste­śmy współ­od­po­wie­dzialni za szczę­ście lub cier­pie­nie bli­skich, któ­rzy się na nas otwo­rzyli.

wol­no­ścią – możemy na bie­żąco siać odpo­wied­nie nasiona: zaowo­cują one w przy­szło­ści efek­tami, jakich sobie życzymy. Zgod­nie z pra­wem przy­czyny i skutku zasie­wamy rów­nież nie­ustan­nie przy­czyny suk­cesu lub porażki part­ner­stwa i jeste­śmy współ­od­po­wie­dzialni za szczę­ście lub cier­pie­nie bli­skich, któ­rzy się na nas otwo­rzyli. Pamię­tajmy, że zarówno dobre, jak też złe wra­że­nia doj­rze­wają szcze­gól­nie szybko.

Rodzaje i poziomy celów obie­cu­ją­cych szczę­ście odgry­wają w tym zna­czącą rolę. Jeśli udało się nam wejść w posia­da­nie domu z ogro­dem, przy­naj­mniej dwa razy w roku jeź­dzimy do mod­nego kurortu, a nasza żona regu­lar­nie robi się na bóstwo w salo­nie fry­zjer­skim, miłe życie na sofie przed tele­wi­zo­rem, z paczką sło­nych palusz­ków i butelką piwa, pociąga nas już znacz­nie mniej, po pro­stu nie jest wystar­cza­jące. Wtedy możemy sen­sow­niej wyko­rzy­stać moc, która dopro­wa­dziła nas do tego momentu życia – możemy jej prze­cież użyć do osią­gnię­cia pona­do­so­bi­stych celów. Dotych­cza­sowe życiowe doświad­cze­nia sta­no­wią pod­stawę roz­woju mają­cego na celu osią­gnię­cie trwa­łego szczę­ścia – samemu, we dwoje, w rodzi­nie czy w gru­pie. Pozwa­lają nam one zasto­so­wać na dro­dze do oświe­ce­nia siłę, psy­chiczny nad­miar, radość, miłość, sza­cu­nek do part­nera i naszych zna­jo­mych. Możemy także badać nowe, co prawda czę­sto wyma­ga­jące wysiłku, lecz jed­no­cze­śnie pod­nie­ca­jące moż­li­wo­ści, które otwiera przed nami życie. Dzięki temu nie tylko miłość pozo­staje świeża przez długi czas – stop­niowo słabną rów­nież zako­rze­nione w naszym umy­śle nawyki i małost­ko­wość. Dotych­cza­sowe gra­nice albo zni­kają, albo stają się wyzwa­niem, z któ­rym szcze­gól­nie chęt­nie się pra­cuje. Przy takim nasta­wie­niu każde doświad­cze­nie jest kro­kiem na wspól­nej dro­dze do trwa­łego szczę­ścia.

Dwa rodzaje miło­ści

Zasad­ni­czo ist­nieją dwa różne wyobra­że­nia o tym, co okre­śla się jako „miłość”. Naj­sze­rzej roz­po­wszech­nione zakłada, że miłość jest pełna ocze­ki­wań i nasta­wiona na bra­nie. Ale ist­nieje prze­cież także miłość wyzwa­la­jąca i nasta­wiona na dawa­nie. „Bio­rą­cej” miło­ści nie­obce są takie poję­cia jak przy­wią­za­nie, zazdrość, gniew i ego­izm, „dająca” nato­miast opiera się na bogac­twie myśli bud­dyj­skiej i obej­muje peł­nię miło­ści, współ­czu­cia, współ­ra­do­ści i rów­no­ści. W zwy­czaj­nej, ego­istycz­nej miło­ści prze­strzeń staje się bar­dzo mała i uboga. Wszystko jest ogra­ni­czone, żyjemy albo w prze­szło­ści, albo w przy­szło­ści, w cen­trum naszego zain­te­re­so­wa­nia znaj­duje się tylko to, co przy­cho­dzi i odcho- dzi. Prze­ży­wamy uczu­cia, które cza­sami są rado­sne, a cza­sami wywo­łują cier­pie­nie i osta­tecz­nie nie mogą nam zaofia­ro­wać niczego, co mia­łoby trwałe zna­cze­nie. Pogrą­żeni w peł­nym ocze­ki­wań i obaw świe­cie emo­cji, ni­gdy nie znaj­dziemy się w tym, co wła­śnie się wyda­rza, w następ­stwie czego nie umiemy dostrzec szczę­ścia ani nie potra­fimy się nim cie­szyć. Zamiast tego zaj­mu­jemy się tym, co było, tym, co mogłoby się wyda­rzyć, lub ocze­ku­jemy tego, co powinno nadejść. Nie mamy zaufa­nia do chwili i rów­nież w codzien­nym życiu nie­ustan­nie ocze­ku­jemy zabez­pie­czeń i obiet­nic, co pro­wa­dzi do tego, że nie potra­fimy odczu­wać rado­ści tu i teraz. Zmu­szamy w ten spo­sób naszych zdez­o­rien­to­wa­nych part­ne­rów do pół­prawd i kłamstw, ponie­waż nie potra­fią oni prze­wi­dzieć przy­szło­ści lub też pra­gną nas chro­nić. Utrzy­mu­jąc postawę posia­da­cza, czu­jemy się w part­ner­stwie pozor­nie bez­pieczni, nie zasie­wamy jed­nak żad­nych trwa­łych przy­czyn praw­dzi­wego szczę­ścia i przede wszyst­kim nie pro­po­nu­jemy żad­nego ducho­wego roz­woju. Zamiast tego nad­mierne przy­wią­za­nie do part­nera wpro­wa­dza nas w coraz więk­sze pomie­sza­nie i odwo­dzi od wła­ści­wego celu – wspól­nego roz­woju. Jeśli ocze­ku­jemy od part­nera, że uczyni nas szczę­śli­wymi, w naszym związku szybko poja­wią się trud­no­ści. Myślimy wów­czas tylko o sobie, wszystko w codzien­nym życiu staje się ogra­ni­czone i lep­kie – w końcu do związku wkrada się poczu­cie wyłącz­no­ści, utrud­nia­jące innym dostęp do niego. Na dal­szą metę nisz­czy to opartą na zaufa­niu wymianę pomię­dzy part­nerami i radość z bycia razem szybko znika. Praw­dziwe szczę­ście przy­cho­dzi zawsze jako poda­ru­nek. W prze­ci­wień­stwie do tego pełna wyra­cho­wa­nia postawa sku­tecz­nie zmniej­sza szansę na to, że w związku wyda­rzy się coś dobrego. W peł­nym ocze­ki­wań

Nawet naj­lep­szy zwią­zek skoń­czy się roz­cza­ro­wa­niem, jeśli potrzeba w nim coraz wię­cej zewnętrz­nych pod­niet.

świe­cie sta­jemy się stop­niowo, ale nie­odwo­łal­nie coraz trud­niejsi i coraz natar­czy­wiej chcemy wszystko zatrzy­mać dla sie­bie. Poja­wia­jące się wów­czas coraz czę­ściej zabu­rze­nia natu­ral­nej wymiany ze świa­tem i coraz wyraź­niej­szy brak pod­sta­wo­wego zaufa­nia staną się poważną prze­szkodą na dro­dze do speł­nie­nia. Nawet naj­lep­szy zwią­zek skoń­czy się roz­cza­ro­wa­niem, jeśli potrzeba w nim coraz wię­cej zewnętrz­nych pod­niet. Jeżeli part­ne­rzy

Jeżeli pociąg fizyczny jest na początku słaby, ale lubimy się bar­dzo pod innymi wzglę­dami, i tak może powstać pomię­dzy nami przej­rzy­sty, pełen speł­nie­nia zwią­zek.

nie wystar­czają już sobie nawza­jem, lecz zaczy­nają poszu­ki­wać szczę­ścia na zewnątrz związku – to wielka strata. Życie jest za krót­kie na powierz­chowne związki, które je mar­nują. Jeśli zatem nie łączą nas dzieci, oboje powin­ni­śmy rozej­rzeć się za nowymi, lepiej pasu­ją­cymi do nas part­ne­rami, któ­rzy poko­chają nas za to, co potra­fimy dać i jacy jeste­śmy.

Wszystko może się jed­nak poto­czyć zupeł­nie ina­czej. Jak tego dowo­dzi ist­nie­nie nie­zli­czo­nych szczę­śli­wych związ­ków, można się nawza­jem dosko­nale wzbo­ga­cać i wspól­nie wzra­stać. W chwili, kiedy męż­czy­zna i kobieta widzą się po raz pierw­szy, zapa­dają – naj­czę­ściej nie­świa­do­mie – liczne decy­zje. Cho­ciaż począt­kowo myślimy: „Co za piękna kobieta! Pode­rwę ją!” albo „Co za męż­czy­zna! Będzie paso­wał do mojej kolek­cji!”, jed­no­cze­śnie powstaje pierw­sze pra­gnie­nie bli­sko­ści, które może prze­kształ­cić się w gorącą miłość. Jeżeli pociąg fizyczny jest na początku słaby, ale lubimy się bar­dzo pod innymi wzglę­dami, i tak może powstać pomię­dzy nami przej­rzy­sty, pełen speł­nie­nia zwią­zek. Duże zna­cze­nie ma to, by obie strony dążyły do dawa­nia, dzie­le­nia się i bycia razem.

Od początku zatem ważne jest obser­wo­wa­nie, o jakiego rodzaju miłość cho­dzi. Dobrze zadać sobie pyta­nia: „Co naprawdę może pomię­dzy nami powstać? Czy nasze war­to­ści, świa­to­po­gląd, kul­tura i back­gro­und pasują do sie­bie? Czy rozu­miemy się rze­czy­wi­ście, czy też czu­jemy się przy­cią­gani przez coś zde­cy­do­wa­nie obcego? Czy będziemy umieli – rów­nież na dal­szą metę – obda­ro­wy­wać się nawza­jem rado­ścią i wol­no­ścią i dzięki naszemu związ­kowi uszczę­śli­wiać rów­nież innych? Czy spo­ty­kamy się jako ludzie, któ­rymi jeste­śmy, czy też odgry­wamy modne role, odpo­wia­da­jące duchowi cza­sów, w któ­rych żyjemy?”. Każdy oczy­wi­ście pra­gnie zapre­zen­to­wać się w jak naj­lep­szym świe­tle. To jed­nak nie wystar­czy – powin­ni­śmy się zasta­no­wić, czy nasze spo­tka­nie rze­czy­wi­ście opiera się na jakimś solid­nym fun­da­men­cie. Jeżeli nawet odpo­wiedź na wiele podob­nych pytań brzmi „nie”, nie zna­czy to wcale, że nie możemy się cie­szyć czy­jąś piękną twa­rzą albo spraw­nym cia­łem – nie tra­cąc przy tym za dużo czasu, zacho­wu­jąc rów­no­wagę i wol­ność.

Jeśli nato­miast part­ne­rzy naprawdę dobrze do sie­bie pasują, ich spo­tka­nie wytwo­rzy nad­miar, któ­rym będą chcieli obda­ro­wy­wać się nawza­jem i dzie­lić z innymi. Silny wza­jemny pociąg bar­dzo nas do sie­bie zbliża. Trwale speł­nia­jąca radość powstaje dzięki sto­pie­niu się „ja” i „ty” w „my”. Dzięki uzu­peł­nia­niu się i jed­no­cze­niu w miło­ści wszystko roz­kwita – sta­jemy się dla sie­bie nawza­jem praw­dzi­wym opar­ciem. Mając wiele psy­chicz­nego nad­miaru, w natu­ralny spo­sób uży­wamy owej mocy w świe­cie i doświad­czamy speł­nie­nia, widząc, że inni rów­nież pra­gną wziąć udział w naszym roz­woju. W ten spo­sób stop­niowo wszystko w naszym życiu staje się kro­kiem na ścieżce ku oświe­ce­niu. To spra­wia, że pozna­jemy coraz lepiej zarówno zewnętrzny, jak i wewnętrzny wła­sny świat. Związki pomię­dzy ludźmi są naprawdę głę­bo­kie i budzą wiele sil­nych uczuć, toteż sta­no­wią dla nas naj­lep­sze zwier­cia­dło słu­żące pozna­wa­niu samego sie­bie i poma­gają nam się roz­wi­jać.

W uda­nym związku nie powinny wyda­rzać się żadne dra­maty. Łatwo wzra­sta się w nim na trzech pozio­mach jed­no­cze­śnie:

W uda­nym związku nie powinny wyda­rzać się żadne dra­maty.

fizycz­nym, dają­cym miłość i ochronę, wewnętrz­nym, dają­cym pod­stawę roz­woju, oraz na głę­bo­kim, tajem­nym pozio­mie, na któ­rym w coraz więk­szym stop­niu sta­jemy się jed­no­ścią, co w przy­padku rze­czy­wi­ście pasu­ją­cych do sie­bie part­ne­rów jest wyraź­nie widoczne. Rów­nież ich dzieci noszą w sobie to zaufa­nie jako nie­ustanne bło­go­sła­wień­stwo i dla­tego wzra­stają w har­mo­nii i są nie­zwy­kle pewne sie­bie. Udane part­ner­stwo zaczyna się w tym momen­cie, gdy dobro part­nera staje się dla obojga waż­niej­sze od wła­snego suk­cesu. Jeżeli odczu­wamy radość, mogąc uczy­nić kobietę kró­lową, a męż­czy­znę kró­lem, nasz wspólny

Udane part­ner­stwo zaczyna się w tym momen­cie, gdy dobro part­nera staje się dla obojga waż­niej­sze od wła­snego suk­cesu.

roz­wój będzie naprawdę nie­ogra­ni­czony. Wraz z tym wzbo­ga­ca­ją­cym nasta­wie­niem powstaje żywa, uzu­peł­nia­jąca się miłość.

Jeden plus jeden to wię­cej niż dwa

Celem miło­ści nasta­wio­nej na dawa­nie, która sta­nowi w związku part­ner­skim spo­iwo utrzy­mu­jące wszystko w cało­ści, jest wspólne szczę­ście i szczę­ście part­nera. Jak wielu z nas prze­ko­nało się w wyjąt­ko­wych momen­tach swo­jego życia, stany głę­bo­kiej miło­ści, która nie czyni róż­nic, są o wiele bar­dziej szczere i prze­ko­nu­jące niż wszystko, co mogli­by­śmy zro­bić dla sie­bie samych. Przy­po­mi­nają wydo­sta­wa­nie się z wię­zie­nia – wyzwa­la­jące unie­sie­nie bycia jed­no­ścią ze wszyst­kim i bycia dla wszyst­kich wypeł­nia nas głę­bo­kim szczę­ściem.

Zazwy­czaj na początku związku decy­du­jące zna­cze­nie ma wza­jemne przy­cią­ga­nie. W dobrych związ­kach tak już zostaje – po pro­stu odczu­wamy radość z dawa­nia rado­ści. Jeżeli rela­cja pomię­dzy part­ne­rami ma być trwała i roz­wi­ja­jąca, muszą w niej zapa­no­wać wza­jemny sza­cu­nek i zaufa­nie. Po tym poznamy doświad­czone, kocha­jące się pary.

Każdy, kto ma psy­chiczny nad­miar, potrafi lepiej zarówno przyj­mo­wać, jak i dawać to, co piękne. Jeżeli dobrze powo­dzi się

Piękne pary są poda­run­kiem dla świata. Nie­stety, nie są one czę­stym zja­wi­skiem.

obojgu part­ne­rom – zarówno w poje­dynkę, jak i razem – otwie­rają się pomię­dzy nimi nowe poziomy zna­czeń i rado­ści. Piękne pary są poda­run­kiem dla świata. Nie­stety, nie są one czę­stym zja­wi­skiem. Dla­tego sprzy­ja­jące warunki, które możemy sobie zapew­nić w każ­dej chwili dzięki przy­ja­znym myślom, sło­wom i dzia­ła­niom,

Spo­tka­nie dwojga doj­rza­łych, szczę­śli­wych ludzi oży­wia ich oto­cze­nie – i nie tylko oni mogą dzięki temu coś zyskać.

są nie­zwy­kle cenne. Powsta­jąca w opar­ciu o nie i nie­ustan­nie wzra­sta­jąca radość roz­sa­dza w trwa­ją­cym dłu­żej związku wszyst­kie gra­nice rela­cji „ja–ty” i coraz sil­niej pro­mie­niuje na zewnątrz.

Spo­tka­nie dwojga doj­rza­łych, szczę­śli­wych ludzi oży­wia ich oto­cze­nie – i nie tylko oni mogą dzięki temu coś zyskać. Ma się wów­czas wra­że­nie, że świat obda­ro­wuje sam sie­bie. Całość jest więk­sza niż suma czę­ści wno­szo­nych przez kochan­ków. Jedna trze­cia moż­li­wo­ści związku pocho­dzi od męż­czy­zny, jedna trze­cia od kobiety, a ostat­nia, trze­cia część powstaje „tak po pro­stu”, dzięki ich spo­tka­niu. Pełne zaufa­nia pole pomię­dzy oboj­giem naj­wy­raź­niej czyni prze­strzeń brze­mienną. Z jed­nej strony czu­jemy, dzięki roz­wi­ja­ją­cemu się uczu­ciu, coraz czę­ściej i na coraz więk­szą odle­głość, jak się aku­rat powo­dzi naszemu uko­cha­nemu lub naszej uko­cha­nej. Z dru­giej nato­miast wygląda na to, że dzięki wza­jem­nej bli­sko­ści życze­nia łatwiej się speł­niają i zyskują na sile. Z prze­strzeni wyła­niają się wtedy nie­ocze­ki­wane moż­li­wo­ści dopeł­nia­nia się nawza­jem i wza­jem­nego wzbo­ga­ca­nia się. Ci, któ­rzy biorą w tym bez­po­średni udział, oraz ich oto­cze­nie zyskują poprzez to coś, co jed­no­cze­śnie jest nowe i naj­wy­raź­niej zna­jome. Gdy miłość jest praw­dziwa, wycho­dzi daleko poza swoje czę­ści skła­dowe; sta­nowi to jedną z jej naj­wy­raź­niejszych cech i decy­duje o jej cza­ro­dziej­skiej mocy.

Co tak naprawdę się wyda­rza, kiedy dwoje ludzi zbliża się do sie­bie z zaufa­niem, kiedy ich celem staje się dawa­nie i uszczę­śli­wia­nie sie­bie nawza­jem? Przede wszyst­kim już samo to nasta­wie­nie jest mądre i zasłu­guje na uwagę, ponie­waż ten, kto daje, ni­gdy nie traci! Jeżeli utrzy­mu­jemy tę postawę, w naszym życiu przez cały czas wyda­rza się coś nowego. Stop­niowo sta­jemy się świa­do­mym kana­łem, przez który dociera do istot bogac­two i wszystko to, czego potrze­bują. Jeśli oboje part­ne­rzy kie­rują się taką moty­wa­cją, nie­ustan­nie napo­ty­kają moż­li­wo­ści wnie­sie­nia cze­goś dobrego do wspól­nego życia. Nie­zli­czone ludz­kie wła­ści­wo­ści, takie jak szczo­drość, cier­pli­wość i radość, które cho­ciaż nie w pełni roz­po­znane, obecne są w umy­śle każ­dego, roz­wi­jają się same z sie­bie, kiedy zako­chani nasta­wią się na przy­no­sze­nie szczę­ścia wszyst­kim. Te moce umy­słu budzą się w nas wtedy, gdy zapo­mi­namy o sobie samych i całą uwagę sku­piamy na innych. Dzięki peł­nemu rado­ści dzie­le­niu doświad­czeń ciała, mowy i umy­słu bez­u­stan­nie otwie­rają się przed nami pełne zna­cze­nia wglądy, sta­jące się źró­dłami naj­wyż­szego szczę­ścia. W ten spo­sób odkry­wamy nagle nowe światy. Duchowo roz­wi­nięty czło­wiek bez prze­rwy odnaj­duje owe samo­pow­stałe skarby i świe­żość chwili dzięki wewnętrz­nemu rów­no­wa­że­niu się wszyst­kich prze­ci­wieństw i powsta­jącej w ten spo­sób pełni.

W jaki spo­sób wyraża się to prze­ży­cie jed­no­ści w codzien­nym życiu kul­tur Zachodu przy­ja­znych czło­wie­kowi? Można to porów­nać do spo­tka­nia się przy­ja­ciół, któ­rzy chcą zbu­do­wać razem dom. Wrzu­cają wszyst­kie swoje umie­jęt­no­ści do jed­nego worka – każdy wnosi to, co ma naj­lep­szego. Niektó­rzy mają pie­nią­dze, ktoś inny jest zręcz­nym mura­rzem, następny mon­to­wał już kie­dyś insta­la­cję wodną, ktoś kolejny zna się na elek­tryce, a jesz­cze inny biega po piwo. Przy­ja­cio­łom mają­cym ten sam cel współ­praca udaje się dosko­nale. Wspie­rają się wza­jem­nie, uczą od sie­bie, a dzięki temu nie­do­pa­so­wane czę­ści stają się stop­niowo budyn­kiem, który jest czymś wię­cej niż sumą prac i zdol­no­ści, które go stwo­rzyły.

W wywa­żo­nym part­ner­stwie dzieje się coś podob­nego. Dotyka się tutaj jed­nak o wiele głęb­szych pozio­mów, ponie­waż cho­dzi o roz­wi­nię­cie ludz­kiej pełni. Jeśli oboje part­ne­rzy posta­wią swoją miłość, zdol­no­ści i wła­ści­wo­ści w ruletce związku, osta­tecz­nie

Jeśli oboje part­ne­rzy posta­wią swoją miłość, zdol­no­ści i wła­ści­wo­ści w ruletce związku, osta­tecz­nie wygrają nie tylko główną wygraną, lecz także staną się wła­ści­cie­lami kasyna!

wygrają nie tylko główną nagrodę, lecz także staną się wła­ści­cie­lami kasyna! Jeżeli rze­czy­wi­ście cho­dzi nam o dobro part­nera, myślimy: „Życzę ci tego, co przy­nosi ci szczę­ście”. To nasta­wie­nie stwa­rza prze­strzeń, która poprawi nasze związki z innymi. W ten spo­sób mała miłość „ja i ty” sta­nie się miło­ścią „my”, która w coraz bar­dziej pona­do­so­bi­sty spo­sób będzie roz­świe­tlała całe nasze życie. Od tej chwili nie będziemy już musieli niczego udo­wad­niać, brać udziału w żad­nych grach, lecz będziemy potra­fili prze­ży­wać jako bogac­two to, że nasz part­ner i wszy­scy inni ludzie mają tak róż­no­rodne wła­ści­wo­ści i poglądy oraz że mogą się uzu­peł­niać na tak wiele spo­so­bów. Jak można roz­wi­nąć taką miłość, pełną podziwu dla part­nera i zawsze zacho­wu­jącą dobry styl? Budda pro­po­nuje w tym celu wiele metod i roz­wią­zań. Szybko można zauwa­żyć, że pary, które żyją dzi­siaj zgod­nie z wie­dzą i radami Buddy lub bud­dyj­skiego nauczy­ciela, są szczę­śliw­sze i rado­śniej­sze, mają wię­cej mocy i jed­no­cze­śnie mniej ocze­ki­wań w sto­sunku do swego towa­rzy­sza życia. Nawet z roz­sta­niami i innymi bole­snymi doświad­cze­niami, takimi jak śmierć uko­cha­nego, łatwiej jest pra­co­wać sil­nemu, wyćwi­czo­nemu i ela­stycz­nemu umy­słowi. Podobna postawa dziwi nie­bud­dy­stów: „Jak można roz­stać się w tak przy­jemny spo­sób i w dodatku pozo­stać przy­ja­ciółmi?”. Odpo­wiedź jest pro­sta: bud­dy­ści pró­bują zawsze dostrze­gać we wszyst­kim to, co dobre, ponie­waż są prze­ko­nani, że w ten spo­sób zbli­żają się do prawdy. Ponie­waż sami stwa­rzamy swój świat, patrze­nie na zja­wi­ska w ten spo­sób jest bar­dzo pomocne.

W języku angiel­skim ist­nieje pewne sub­telne słowo to eno­ble – uszla­chet­nić, posta­wić wysoko, utwier­dzić coś w jego pięk­nie. Ten spo­sób myśle­nia pole­ga­jący na postrze­ga­niu wszyst­kiego na naj­wyż­szej płasz­czyź­nie ma pod­sta­wowe zna­cze­nie dla przy­no­szą­cego szczę­ście roz­woju part­ner­stwa i umy­słu. Kobieta musi być przez part­nera czczona i postrze­gana jako uoso­bie­nie wszyst­kich dosko­na­łych żeń­skich wła­ści­wo­ści, by mogła się rze­czy­wi­ście otwo­rzyć. Męż­czy­zna musi sta­no­wić dla swej part­nerki ucie­le­śnie­nie męskiej mocy i dzia­ła­nia. Jeżeli potra­fimy trwale utrzy­my­wać to pod­sta­wowe bud­dyj­skie nasta­wie­nie, miłość,

Kobieta musi być przez part­nera czczona i postrze­gana jako uoso­bie­nie wszyst­kich dosko­na­łych żeń­skich wła­ści­wo­ści, by mogła się rze­czy­wi­ście otwo­rzyć. Męż­czy­zna musi sta­no­wić dla swej part­nerki ucie­le­śnie­nie męskiej mocy i dzia­ła­nia.

świat i całe życie staną się dla nas praw­dzi­wym poda­run­kiem. Wraz z powsta­niem tego podej­ścia wszystko rze­czy­wi­ście zaczyna toczyć się wła­ści­wym torem.

Uwa­run­ko­wana miłość ocze­kuje, ma nadzieję i oba­wia się, pra­gnie rów­nież wię­cej otrzy­my­wać, niż dawać. W ten spo­sób powstają prze­szka­dza­jące uczu­cia i coraz więk­sze duchowe ubó­stwo.

Dająca, nie­uwa­run­ko­wana miłość roz­po­znaje, jak bar­dzo w zwy­czaj­nym świe­cie istoty sta­rają się osią­gnąć trwałe szczę­ście, nie potra­fiąc go jed­nak odna­leźć. Kiedy zda­jemy sobie z tego sprawę, zaczy­namy dawać, nie myśląc o swo­ich wła­snych korzy­ściach. Nasze myśli wypeł­nia silne życze­nie, by wszy­scy byli szczę­śliwi, a nasze słowa i dzia­ła­nia wyni­kają ze współ­czu­ją­cej, kocha­ją­cej mądro­ści.

Miłość nie jest przy­pad­kiem

Pod­stawa wszel­kiego roz­woju

Uświa­do­mie­nie sobie zna­cze­nia Czte­rech Pod­sta­wo­wych Roz­my­ślań sta­nowi począ­tek bud­dyj­skiej ścieżki. Są one tak istotne, że przy­po­mi­namy je sobie rów­nież przed każdą medy­ta­cją, pogłę­biamy ich zro­zu­mie­nie i pró­bu­jemy ukształ­to­wać swoje życie zgod­nie z nimi. W odnie­sie­niu do związku part­ner­skiego roz­my­śla­nia te mają szcze­gólne zna­cze­nie, nadają byciu razem wła­ściwy kie­ru­nek.

W dzi­siej­szych cza­sach świat jest nasta­wiony głów­nie na zaspo­ka­ja­nie codzien­nych, pozba­wio­nych zna­cze­nia potrzeb. Media i reklama nie­ustan­nie utwier­dzają nas w prze­ko­na­niu, że w okre­ślo­nych obsza­rach życia bra­kuje nam wielu rze­czy. Na tym opiera się sze­roko roz­po­wszech­niony pogląd, że dopiero po speł­nie­niu owych pra­gnień rze­czywiście możemy się zaan­ga­żo­wać w dal­szy roz­wój duchowy. Nie­stety, ludziom nie­ustan­nie poka­zuje się coraz to nowe zabawki, za któ­rych zdo­by­cie chęt­nie płacą licz­nymi dro­go­cen­nymi latami swo­jego krót­kiego życia. Na całym świe­cie wielu wpa­dło w sidła nasta­wie­nia, które naj­le­piej wyraża popu­larne w latach pięć­dzie­sią­tych ubie­głego wieku hasło rekla­mu­jące sieć nie­miec­kich ban­ków: „Jesteś tym, co masz”. Kie­ru­jąc się nim, czę­sto uga­niamy się za rze­czami, leżą­cymi póź­niej bez­u­ży­tecz­nie w kącie, albo spę­dzamy dla rów­no­wagi nie­koń­czące się godziny w ośrodku fit­ness czy w salo­nie pięk­no­ści. Tylko nie­wiele osób osiąga taki poziom zado­wo­le­nia, na któ­rym przed­mioty służą czło­wie­kowi i czy­nią go wol­nym, zamiast go ogra­ni­czać i kraść jego czas.

Wła­ści­wie poza zdro­wym jedze­niem, dachem nad głową, moż­li­wo­ścią swo­bod­nego prze­miesz­cza­nia się i demo­kra­tycz­nymi wol­no­ściami czło­wiek nie potrze­buje wielu zewnętrz­nych rze­czy, by być zado­wo­lony, ponie­waż szczę­ście zależy osta­tecz­nie od naszego spo­sobu patrze­nia. Zamiast cią­gle dążyć do tego, co naj­wy­raź­niej już mamy, widzieć wszę­dzie do połowy puste szklanki i gro­ma­dzić nie­speł­nione pra­gnie­nia, powin­ni­śmy uświa­do­mić sobie nasze obecne moż­li­wo­ści ducho­wego roz­woju i roz­sąd­nie je wyko­rzy­sty­wać. Osta­tecz­nie żaden samo­chód ani żadna sofa nie mogą stać się szczę­śliwe – potrafi to jedy­nie nasz umysł. Dla­tego wła­śnie w nim powin­ni­śmy szu­kać szczę­ścia.

Osta­tecz­nie żaden samo­chód ani żadna sofa nie mogą stać się szczę­śliwe – potrafi to jedy­nie nasz umysł.

Budda był w tej mate­rii wyso­kiej klasy spe­cja­li­stą i dzięki swym naukom pra­gnął osią­gnąć tylko jeden cel – chciał, aby każdy poznał swój umysł i aby sto­su­jąc stop­niowo jego wska­zówki, mógł osią­gnąć trwałą radość. Pierw­sze z Pod­sta­wo­wych Roz­my­ślań doty­czy więc owej cen­nej moż­li­wo­ści świa­do­mego kształ­to­wa­nia wła­snego życia za pomocą bud­dyj­skich metod. Tylko nie­wielu ludzi ma dostęp do ponad­cza­so­wych prawd, jesz­cze mniej zaś jest tych, któ­rzy z nich korzy­stają.

Wielu ludzi na początku związku ma świa­do­mość, w jak szcze­gól­nej uczest­ni­czy sytu­acji. Mogą się dzie­lić ogro­mem dobra, obda­rzać się rado­ścią, odkry­wać coraz to nowe światy i spę­dzać noce w naj­lep­szym towa­rzy­stwie – daje im to wiele rado­ści. Dosko­nałą pomocą jest przy­po­mi­na­nie sobie codzien­nie o tych poda­run­kach. Dzięki temu trud­no­ści nie rosną i doświad­czamy wdzięcz­no­ści za każdą chwilę spę­dzaną razem.

Nie­stety, mało kto wie, jak spra­wić, by te warunki pozo­stały. Jeżeli z sze­roko otwar­tymi oczami prze­mie­rzamy świat, czy­tamy mądre gazety i znaj­du­jemy wie­czo­rem czas na obej­rze­nie wia­do­mo­ści, przed oczami staje nam wie­lo­barwny obraz: widzimy wszę­dzie ludzi szczę­śli­wych i nieszczę­śli­wych; świeżo

Nie warto być pamię­tli­wym, ponie­waż uko­chany może już jutro umrzeć albo odejść.

zako­cha­nych i pogrą­żo­nych w żało­bie; rela­cje przy­jemne lub nieprzy­jemne. Im dokład­niej się temu wszyst­kiemu przy­glą­damy, tym wyraź­niej widzimy, że nie­ustan­nym zmia­nom pod­le­gają nastroje ludzi oraz to, co naszym zmy­słom wydaje się cał­ko­wi­cie sta­bilne i rze­czy­wi­ste. Nie ma niczego na świe­cie – doty­czy to rów­nież jego samego – co ist­nia­łoby od zawsze, i niczego, co będzie ist­niało wiecz­nie. To dru­gie Pod­sta­wowe Roz­my­śla­nie – wszystko jest prze­mi­ja­jące. Nie warto być pamię­tli­wym, ponie­waż uko­chany może już jutro umrzeć albo odejść. Wgląd w prze­mi­jal­ność wszyst­kich rze­czy, w warunki, które je okre­ślają, i roz­sądne obcho­dze­nie się ze zmien­no­ścią zja­wisk nie tylko jest dobrym spo­so­bem na utrzy­ma­nie świe­żo­ści w part­ner­stwie, lecz także przy­daje się we wszyst­kich pozo­sta­łych dzie­dzi­nach życia. Nasze poło­że­nie histo­ryczne, poli­tyczne i socjalne jest, w porów­na­niu z poło­że­niem prze­wa­ża­ją­cej liczby ludzi na świe­cie, wręcz dosko­nałe. Jeśli uświa­do­mimy to sobie – my, dobrze wykształ­ceni miesz­kańcy Europy Zachod­niej – nie będziemy już wię­cej tra­cić czasu. Nie będziemy wów­czas chcieli, aby te dro­go­cenne chwile upły­wały nam tylko na przy­jem­no­ściach, lecz zapra­gniemy wyko­rzy­stać je rów­nież dla roz­woju ducho­wego. Zamiast narze­kać, że uko­chany odszedł do innej lub że pościel jest za mało zmięta następ­nego ranka „po”, będziemy umieli cie­szyć się tym, że możemy się zako­chać w kim­kol­wiek chcemy, a także sami zde­cy­do­wać, kiedy i z kim weź­miemy ślub. Doce­nimy rów­nież wszyst­kie wol­no­ści, które mamy, doty­czące tego, co myślimy, czu­jemy i mówimy.

Nie ozna­cza to, że musimy zawsze pota­ki­wać, pod­da­wać się warun­kom nie do przy­ję­cia czy też zewnętrz­nej agre­sji. Nikt nie jest zdany na łaskę i nie­ła­skę róż­nych życio­wych sytu­acji, które cią­gle się zmie­niają, ponie­waż nie powstają one przy­pad­kowo. Winy za te sytu­acje nie pono­szą „inni”. To nasze wła­sne dzia­ła­nie okre­śla zawsze nasze życie. O tym, czy nasz zwią­zek będzie pełen rado­ści i będzie się dobrze roz­wi­jał, wzbo­ga­ca­jąc nas, czy też szybko zacznie przy­po­mi­nać zapasy w bło­cie, możemy w dużym stop­niu decy­do­wać sami, odpo­wied­nio do poja­wia­ją­cych się warun­ków. Jeśli rze­czy­wi­ście to zro­zu­miemy i zdamy sobie sprawę z tego, że zmar­no­wane chwile ni­gdy już do nas nie powrócą, w naszym part­ner­stwie wiele się zmieni. Kiedy to odkry­jemy, będziemy raczej gotowi zre­zy­gno­wać z powierz­chow­no­ści, ego­izmu i małost­ko­wo­ści – nie będziemy się już pod­da­wać chwiej­nym i prze­mi­ja­ją­cym nastro­jom. Życzmy więc part­ne­rowi i samym sobie wewnętrz­nej sta­bil­no­ści, zamiast narze­kać i szu­kać błę­dów.

Każdy wnosi do aktu­al­nego życia wiele wra­żeń z życia poprzed­niego, okre­śla­ją­cych jego obecne ciało, zdro­wie, zdol­no­ści i skłon­no­ści, a także krąg kul­tu­rowy. Mogą być one tak wią­żące i trudne, że wiele osób mówi o „losie”. Jest to zro­zu­miałe, ale nie daje peł­nego obrazu sytu­acji. Można zmie­nić warunki, w któ­rych się żyje. Bycie stop­niowo coraz bar­dziej świa­do­mym tej moż­li­wo­ści sta­nowi treść trze­ciego Pod­sta­wo­wego Roz­my­śla­nia: tu zaj­mu­jemy się pra­wem przy­czyny i skutku – karmą. Ist­nieją, co prawda, przy­czyny, które wła­śnie doj­rze­wają i od któ­rych w dużym stop­niu jeste­śmy zależni, jed­nak dal­szą przy­szłość sami okre­ślamy swo­imi myślami, sło­wami i dzia­ła­niami. To, czego doświad­czamy, jest rezul­ta­tem tego,

Jeżeli sytu­acja panu­jąca pomię­dzy nami a naszym part­ne­rem jest trudna, nie powin­ni­śmy na siłę obar­czać go winą za kłót­nie, lecz świa­do­mie zna­leźć drogę, która wypro­wa­dzi nas oboje z okrą­że­nia.

co robimy, i zwią­zane jest z nami samymi! Na przy­kład w każ­dym momen­cie miłość, którą dali­śmy lub któ­rej odmó­wi­li­śmy, decy­duje o tym, co póź­niej wyda­rzy się w naszym związku. Nawet w chwili nad­cią­ga­ją­cego dra­matu można świa­do­mie dzie­lić się ze świa­tem poży­tecz­nymi wra­że­niami. Wywa­żają one bramę pro­wa­dzącą do obsza­rów rado­ści i zna­cze­nia, pobu­dza­jąc w ten spo­sób roz­wój zmie­rza­jący do trwa­łych war­to­ści, miło­ści i nad­miaru. Dzieje się tak, ponie­waż nikt inny z wyjąt­kiem nas samych nie jest odpo­wie­dzialny za nasze życie. Jeżeli sytu­acja panu­jąca pomię­dzy nami a naszym part­ne­rem jest trudna, nie powin­ni­śmy na siłę obar­czać go winą za kłót­nie, lecz świa­do­mie zna­leźć drogę, która wypro­wa­dzi nas oboje z okrą­że­nia. Któż inny miałby to zro­bić? Jeżeli będziemy cze­kali, aż zrobi to nasz part­ner, sta­niemy się od niego zależni i będziemy nara­żeni na jego złe nastroje. Każdy ma prawo zadzia­łać w pełen mocy spo­sób, by zakoń­czyć kłót­nie. Nie cho­dzi tu o bycie win­nym albo niewin­nym. Na końcu wygry­wamy oboje.

Nie­stety, ludzie z kiep­skimi kar­tami zwy­kle nie roz­po­znają swo­ich moż­li­wo­ści. Obra­zowo można to przed­sta­wić w nastę­pu­jący spo­sób: ktoś, kto wyrzą­dził wiele zła, znaj­duje się w poło­że­niu czło­wieka, pod któ­rego drzwiami czeka poli­cja albo komor­nik. Ma nie­wiele prze­strzeni do dzia­ła­nia. W innej sytu­acji znaj­duje się ktoś, kto wyko­nał wiele pozy­tyw­nych dzia­łań – prze­żywa świat jako przy­ja­zny i nie­ogra­ni­czony oraz doświad­cza olbrzy­miej liczby moż­li­wo­ści, prze­nik­nię­tych cie­płem zawar­tym w jego umy­śle. Poli­cjant otwiera mu z ukło­nem drzwi, a komor­nik z uśmie­chem wrę­cza w pre­zen­cie tele­wi­zor.

Czwarte Pod­sta­wowe Roz­my­śla­nie doty­czy moty­wa­cji do ducho­wego roz­woju. Dobrze jest nie tylko zadać sobie pyta­nie o sens i cel życia, lecz także od czasu do czasu pomy­śleć o swoim związku pod tym kątem, zasta­no­wić się, w jakim kie­runku powi­nien się on roz­wi­nąć. Co jest naszym wspól­nym celem? Dla­czego pra­gniemy zbu­do­wać szczę­śliwy zwią­zek? Czy chcemy to zro­bić po to, by jakoś spę­dzić czas, czy też dla­tego, że roz­wi­ja­nie się razem przy­nosi radość i zna­cze­nie? Opłaca się pra­co­wać nad sobą, ponie­waż jeżeli tylko uni­kamy życia, niczego się nie uczymy. Korzy­ści pły­nące z tego wysiłku są wyraźne. Sta­jemy się atrak­cyjni dla innych na pozio­mie zewnętrz­nym oraz roz­wi­jamy wewnętrzne wła­ści­wo­ści przy­no­szące szczę­ście i dla­tego part­ner chce z nami zostać. Wielu samot­nych ludzi nie jest tego świa­do­mych i nie zdaje sobie sprawy, że są współ­od­po­wie­dzialni za swoją samot­ność. Przy­po­mi­na­nie sobie Czte­rech Pod­sta­wo­wych Roz­my­ślań pozwala dokład­nie roz­po­znać zasad­ni­cze uwa­run- kowa­nia życia. Wspie­rają one bud­dy­stów w pro­wa­dze­niu życia peł­nego zna­cze­nia i umac­niają ich w roz­woju ducho­wym. Jeżeli cho­dzi o zwią­zek oso­bi­sty, poma­gają dostrzec nie­po­wta­rzal­ność chwil, które dzie­limy z part­nerem, oraz postę­po­wać w opar­ciu o to zro­zu­mie­nie tak, aby­śmy byli razem jak naj­szczę­śliwsi. Dzięki nim nie jeste­śmy już w tak dużym stop­niu usi­dleni przez codzienne dro­bia­zgi, lecz potra­fimy zacho­wać sze­roką per­spek­tywę i jeste­śmy świa­domi naj­róż­niej­szych obsza­rów naszego roz­woju jako jed­nostki i jako pary. Naj­więk­sze moż­li­wo­ści kształ­to­wa­nia szczę­śli­wego part­nerstwa uzy­skuje się wtedy, kiedy zna się i sto­suje wie­dzę o przy­czy­nie i skutku.

Zro­zu­mie­nie życia

Trzeźwy wgląd w przy­czynę i sku­tek bar­dzo uła­twia życie i czyni świat zro­zu­mia­łym. Pozwala prze­ko­nu­jąco wyja­śnić to, co na pierw­szy rzut oka wydaje się nam nie­spra­wie­dliwe i podłe. Wię­cej – karma tłu­ma­czy, dla­czego na całym świe­cie wewnętrzne i zewnętrzne warunki życia istot są tak różne. Budda poka­zuje rów­nież, w jaki spo­sób możemy wła­ści­wie pokie­ro­wać nie tylko obec­nym ist­nie­niem, ale też wszyst­kimi kolej­nymi i otwiera w ten spo­sób przed nami olbrzymi obszar poten­cjału dzia­ła­nia. Dzięki niemu tak pokie­ru­jemy swoim życiem, byśmy potra­fili sami doświad­czyć szczę­ścia i zna­cze­nia, otwo­rzyć do nich drogę innym oraz usu­nąć lub prze­kształ­cić przy­czyny trud­no­ści, zanim poja­wią się skutki.

Prawo przy­czyny i skutku obo­wią­zuje w rze­czy­wi­sto­ści wszę­dzie, nawet w odnie­sie­niu do tech­nicz­nego funk­cjo­no­wa­nia rze­czy lub przy­rody nie­oży­wio­nej. Odgrywa ono decy­du­jącą rolę rów­nież w związ­kach pomię­dzy ludźmi i w życiu wewnętrz­nym czło­wieka. Pod­stawą tego, co się wyda­rza, pozo­stają doj­rze­wa­jące pokłady przy­czyny i skutku. Doświad­czamy wyłącz­nie tego, czego przy­czyny spo­wo­do­wa­li­śmy w świe­cie myślami, sło­wami i dzia­ła­niami. Oczy­wi­ście, rze­czy takich jak pogoda, szczę­śliwe numery w toto­lotku, rela­cje spo­łeczne czy part­ner­stwo nie można prze­wi­dzieć z wyprze­dze­niem – ich przy­czyny są nie­zli­czone.

Kiedy karma doj­rzewa, zbie­ramy to, co zasia­li­śmy. Przy­czyna i sku­tek dzia­łają w ciągu wielu żywo­tów, a ludzie bar­dzo łatwo wszystko zapo­mi­nają, toteż wielu z nich nie rozu­mie, dla­czego spo­ty­kają ich okre­ślone rze­czy. „Dla­czego part­ne­rzy zawsze ucie­kają ode mnie?”, „Dla­czego nie udaje mi się zbu­do­wać żad­nego trwa­łego związku?” Wyda­rze­nia i doświad­cze­nia, któ­rych przy­czyn nie możemy bez­po­śred­nio zoba­czyć w tym życiu, czę­sto są wyni­kiem dzia­łań lub sil­nych życzeń z wcze­śniej­szych żywo­tów. Do początku okresu doj­rzewania prze­ra­biamy głów­nie wra­że­nia z ostat­niego życia. Kiedy póź­niej zasko­czy pełen mocy sil­nik hor­mo­nów i nie­zli­czo­nych uczuć, powstaje karma tego życia. Kiedy ludzie dobie­gają sześć­dzie­siątki, widać już zwy­kle po ich twa­rzach, jak prze­bie­gnie kolejna runda i w stronę jakiego odro­dze­nia zmie­rzają.

Widzimy to, czym pro­mie­niu­jemy na świat. Ludzie nie­za­do­wo­leni spo­ty­kają inne „trudne przy­padki”, a szczę­śliwi natra­fiają na

Jeżeli jeste­śmy zako­chani, pro­mie­nieje nie tylko obiekt naszych uczuć – także reszta świata jawi nam się w nowym świe­tle, wszę­dzie widzimy otwar­tość i przy­ja­zne twa­rze.

towa­rzy­stwo o podob­nym uspo­so­bie­niu. Jeżeli jeste­śmy zako­chani, pro­mie­nieje nie tylko obiekt naszych uczuć – także reszta świata jawi nam się w nowym świe­tle, wszę­dzie widzimy otwar­tość i przy­ja­zne twa­rze. Na początku być może brzmi to tro­chę baśniowo, ale baśniowe nie jest. Każdy z pew­no­ścią znaj­do­wał się już wie­lo­krot­nie w sytu­acji, w któ­rej mógł to spraw­dzić. Gdyby nie ist­niała moż­li­wość roz­sąd­nego ukształ­to­wa­nia przy­szłych wyda­rzeń, rów­nie dobrze mogli­by­śmy prze­sie­dzieć całe życie, popi­ja­jąc piwo przed tele­wi­zo­rem.

Wszyst­kie bez wyjątku wra­że­nia z wcze­śniej­szych dzia­łań ciała, mowy i umy­słu zako­rze­nione są w naszej maga­zy­nu­ją­cej świa­do­mo­ści. Kie­dyś wywo­łają odpo­wia­da­jące im zewnętrzne i wewnętrzne warunki. Jeżeli zako­chani są tego świa­domi, nie będą już wię­cej odbie­rali złych nastro­jów part­nera jako ataku

Jeżeli ludzie zacho­wują się dziw­nie, nie bie­rzemy udziału w całej tej zaba­wie i złość zanika, nie wyrzą­dza­jąc szkód.

na sie­bie. Nawet w umy­słach ludzi sku­tecz­nych życiowo i cie­szą­cych się sza­cun­kiem zale­gają jesz­cze pokłady nie­czy­sto­ści; nikt nie wie, kiedy karma doj­rzeje i co jesz­cze może się przy­da­rzyć. Dla­tego jed­nym z naj­lep­szych roz­wią­zań jest roz­luź­nione i pełne humoru podej­ście do zrzę­dzą­cej part­nerki lub mru­kli­wego part­nera. Po pro­stu, jeżeli ludzie zacho­wują się dziw­nie, nie bie­rzemy udziału w całej tej zaba­wie i złość zanika, nie wyrzą­dza­jąc szkód. W ten spo­sób dzięki świa­do­memu nie­dzia­ła­niu sytu­acje kry­zy­sowe roz­pusz­czają się same z sie­bie.

Jedy­nym spo­so­bem na sku­teczną poprawę wła­snej karmy jest prze­ję­cie odpo­wie­dzial­no­ści za swoje dzia­ła­nia. W ten spo­sób powoli wydo­by­wamy się z zaka­mar­ków naszego ist­nie­nia. Każdy i w każ­dej chwili może coś zmie­nić w swoim życiu. Roz­strzy­ga­jące jest tutaj zro­zu­mie­nie, że zawsze możemy zro­bić coś pozy­tyw­nego, co przy­nie­sie nam szczę­ście na dala­szą metę. Jeste­śmy cał­ko­wi­cie wolni, a przy­czyny przy­no­szą nie­ustan­nie skutki o tym samym ładunku emo­cjo­nal­nym. Jeżeli inni zarzu­cają nam, że jeste­śmy nie­przy­jaźni, powin­ni­śmy nauczyć się dzię­ko­wać przy­ja­cio­łom za wszelką pomoc, którą od nich otrzy­mu­jemy, zamiast uwa­żać ją za coś oczy­wi­stego. Następ­nym kro­kiem byłoby poma­ga­nie im nawet wtedy, kiedy nas o to nie pro­szą. Pró­bu­jemy świa­do­mie napra­wiać nie­przy­jemne wra­że­nia powstałe na sku­tek nie­zręcz­nych zacho­wań, któ­rymi dotknę­li­śmy innych.

To nie „ktoś inny”, mściwy Bóg lub ogra­ni­czone spo­łe­czeń­stwo pono­szą winę za to, że coś w naszym życiu wyda­rza się nie­zgod­nie z naszymi ocze­ki­wa­niami. Winę ponosi jedy­nie nasza wła­sna ocię­ża­łość! Jeżeli nie radzimy sobie z trud­nymi oko­licz­no­ściami, dzieje się tak z powodu naszych nawy­ków, sztyw­nych poglą­dów i braku doj­rza­ło­ści. Jeżeli żona opusz­cza męża, z pew­no­ścią jej

Jeżeli żona opusz­cza męża, z pew­no­ścią jej decy­zję poprze­dza przy­naj­mniej kilka lat, w cza­sie któ­rych bra­ko­wało istot­nego roz­woju.

decy­zję poprze­dza przy­naj­mniej kilka lat, w cza­sie któ­rych bra­ko­wało istot­nego roz­woju. Na pewno poja­wiało się w tym okre­sie wiele zna­ków, że coś jest nie tak. Part­ne­rzy mogli więc łatwo wpły­nąć na całą sytu­ację, zdo­być się na uważ­ność i pewien wysi­łek. Mogliby wów­czas jesz­cze dziś dzie­lić miesz­ka­nie i łoże, zamiast jedy­nie kłó­cić się w sądzie o dzieci.

Jeżeli zasad­ni­czo zro­zu­mie­li­śmy, że szczę­ście w życiu można osią­gnąć w dużym stop­niu dzięki wła­ści­wemu nasta­wie­niu, a cier­pie­nie w związku jest raczej rezul­ta­tem nie­zręcz­no­ści niż po pro­stu zrzą­dze­niem losu, będziemy wie­dzieli, jak możemy bar­dziej świa­do­mie kie­ro­wać swoim życiem. W tym momen­cie zauwa­żamy, że nie­wiele możemy zro­bić dla innych, nie panu­jąc nad uczu­ciami, myślami, sło­wami i dzia­ła­niami. To daje nam kolejny bodziec do świa­do­mego kształ­to­wa­nia wła­snego życia. Jeśli jesz­cze uprzy­tom­nimy sobie, że tak naprawdę każdy dąży do szczę­ścia, a szko­dliwe dzia­ła­nia oraz ich skutki powstają raczej z powodu głu­poty i braku doj­rza­ło­ści niż z powodu nik­czem­no­ści,

Żaden bud­dy­sta nie zamiera ze stra­chu przed karą ani nie popada w depre­sję z powodu raz na zawsze okre­ślo­nego losu, lecz każdy śmiało ata­kuje sytu­ację.

w naszych sto­sun­kach z innymi znik­nie zarówno oso­bi­ste, jak i moralne napię­cie. Żaden bud­dy­sta nie zamiera ze stra­chu przed karą ani nie popada w depre­sję z powodu raz na zawsze okre­ślo­nego losu, lecz każdy śmiało ata­kuje sytu­ację. W końcu wszyst­kie przy­czyny można zmie­nić, dopóki jesz­cze nie doj­rzały! Ozna­cza to, że jeśli nawet zro­bi­li­śmy coś szko­dli­wego, może z tego wynik­nąć coś poży­tecz­nego albo poucza­ją­cego, jeżeli będziemy gotowi wyrwać zło z korze­niami i usu­nąć szko­dliwe wra­że­nia ze swo­jej pod­świa­do­mo­ści. Metod, które mogą w tym pomóc, uczy wiele bud­dyj­skich ośrod­ków Dia­men­to­wej Drogi na całym świe­cie.

Ważne jest, byśmy zro­zu­mieli, że zmie­nić można tylko to, co się jesz­cze nie wyda­rzyło. Otrzy­ma­li­śmy już okre­ślone geny, rodzi­ców, wykształ­ce­nie, zosta­li­śmy wycho­wani w okre­ślonej reli­gii oraz w okre­ślo­nych warun­kach i powin­ni­śmy teraz użyć tego wszyst­kiego naj­zręcz­niej, jak potra­fimy, gdyż wszyst­kie te rze­czy są już nie­jako zastane. Z tego samego powodu w part­ner­stwie nie warto grze­bać się w prze­szło­ści. Zda­nia: „Ale prze­cież ty wtedy powie­dzia­łeś…”, „Rodzice nie nauczyli cię żad­nej kul­tury!”, oraz im podobne zatru­wają jedy­nie zwią­zek, dla­tego zaczy­namy pracę tam, gdzie możemy jesz­cze coś zmie­nić – w Tu i Teraz. Nie powin­ni­śmy rów­nież żyć marze­niami, ponie­waż spra­wia to, że sta­jemy się nie­zde­cy­do­wani i mazga­jo­waci.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki