O śmierci i odrodzeniu. Czyli jak umrzeć bez lęku - Lama Ole Nydahl - ebook

O śmierci i odrodzeniu. Czyli jak umrzeć bez lęku ebook

Lama Ole Nydahl

0,0
39,99 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Istnieje doświadczenie, w którego osiągnięcie warto włożyć wysiłek – ponadczasowe, prawdziwe Schronienie, które jest już obecne w umyśle wszystkich z nas, trzeba je tylko odkryć.” (fragment)

Współczesny świat często unika tematu śmierci i umierania. Poważnemu potraktowaniu tych istotnych, ostatnich chwil życia stoi na przeszkodzie materialistyczny światopogląd i zbiorowy lęk przed przemijaniem. Buddyzm tybetański ma natomiast bardzo otwarty stosunek do śmierci: nacechowany dociekliwością i wolny od dogmatyzmu. Wielcy buddyjscy mistrzowie medytacji znani są ze swej całkowitej nieustraszoności w obliczu przemijania, opierającej się na urzeczywistnieniu absolutnej natury umysłu. 16 Karmapa wyraził to urzeczywistnienie na kilka dni przed śmiercią słowami: „Kiedy umierasz, tak naprawdę nic się nie wydarza”. Książka Lamy Ole Nydahla to bogate kompendium buddyjskiej wiedzy o śmierci – zarówno o jej iluzoryczności, jak i o fazach procesu umierania czy też w końcu o pomaganiu umierającym i ich krewnym.

Lama Ole Nydahl przed pięćdziesięcioma laty otrzymał pełny przekaz nauk buddyzmu Diamentowej Drogi od 16 Karmapy Rangdziung Rigpe Dordże – zwierzchnika szkoły Kagju, jednej z czterech głównych linii przekazu buddyzmu tybetańskiego. Od tamtej pory na prośbę swego nauczyciela Lama Ole nieprzerwanie rozpowszechnia nauki Buddy na całym świecie. Założył dotychczas około 700 świeckich ośrodków medytacji, działających obecnie pod duchowym przewodnictwem 17 Karmapy Taje Dordże.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 201

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł ory­gi­nału: Von Tod und Wie­der­ge­burt

Copy­ri­ght © Bud­dhi­smus Sti­ftung Dia­man­tweg Copy­ri­ght © 2024 for the Polish edi­tion by Wydaw­nic­two Czarna Owca Copy­ri­ght © for the Polish trans­la­tion by Woj­ciech Tra­cew­ski All rights rese­rved

Redak­cja: Piotr Jan­kow­ski Korekta: Marianna Cha­łup­czak, Mał­go­rzata Denys Skład i pro­jekt okładki: Rafał Olech Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer

Wszel­kie prawa zastrze­żone. Niniej­szy plik jest objęty ochroną prawa autor­skiego i zabez­pie­czony zna­kiem wod­nym (water­mark). Uzy­skany dostęp upo­waż­nia wyłącz­nie do pry­wat­nego użytku. Roz­po­wszech­nia­nie cało­ści lub frag­mentu niniej­szej publi­ka­cji w jakiej­kol­wiek postaci bez zgody wła­ści­ciela praw jest zabro­nione.

Wyda­nie trze­cie War­szawa 2025 ISBN 978-83-8382-285-3

Podziękowanie

Chciał­bym podzię­ko­wać wszyst­kim, dzięki któ­rych pomocy powstała ta książka. Peter Spe­ier zebrał moje wykłady na temat śmierci i odro­dze­nia – już w 1991 roku prze­ka­zał mi pełen ręko­pis. Astrid Poier z Grazu udało się w 1993 roku przy­go­to­wać krót­szy zbiór moich nauk o śmierci i odro­dze­niu. Sam mogłem się jed­nak sku­pić na pracy nad tą książką dopiero po 2005 roku. Zawarte w niej nauki zostały pogłę­bione dzięki licz­nym pyta­niom zada­wa­nym mi przez uczniów na kur­sach poła, doświad­cze­niom zebra­nym pod­czas towa­rzy­sze­nia umie­ra­ją­cym przy­ja­cio­łom oraz mojemu wła­snemu wypad­kowi w cza­sie skoku ze spa­do­chro­nem.

Moja Caty, jak zwy­kle obecna wszę­dzie, gdzie coś koń­czy się suk­ce­sem, towa­rzy­szyła powsta­wa­niu tej książki przez dwa dzie­się­cio­le­cia, a Michael Fuchs oraz Pit i Maike Weigelt wspie­rali nas w pracy nad tek­stem przez pięć ostat­nich lat. Autorką pro­fe­sjo­nal­nych zdjęć i gra­fik jest Mika Blau­en­ste­iner, a obszerny glo­sa­riusz opra­co­wali z wielką dokład­no­ścią Man­fred Seegers, Jim Rhe­in­gans i Bur­khard Sche­rer.

W naszym Ośrodku Euro­pej­skim, na Sar­dy­nii i w Grazu dbali o nas, jak zawsze z miło­ścią, przy­ja­ciele, dzięki czemu mogli­śmy poświę­cić każdą chwilę na pisa­nie. Myślę, że wielu ludzi podzię­kuje im wszyst­kim razem ze mną.

Przedmowa

Kiedy moja żona Han­nah dowie­działa się, że ma raka płuc, byli­śmy wstrzą­śnięci, ale wewnętrz­nie opa­no­wani. Wie­dzie­li­śmy, co nas, a przede wszyst­kim – co ją cze­kało. Cho­ciaż bar­dzo się kocha­li­śmy, jej umysł pozo­stał nie­po­ru­szony. Wyko­rzy­stała ostat­nie mie­siące życia, jak mogła naj­le­piej, żeby zakoń­czyć swoją pracę. Na dzień przed tym, jak stra­ciła mowę, poże­gnała się świa­do­mie ze wszyst­kimi przy­ja­ciółmi. Umarła god­nie, z uśmie­chem na twa­rzy.

Odkąd w 1968 roku poru­szyła nas oboje w Nepalu nauka Buddy, byli­śmy przy­go­to­wani przez naszych solid­nych nauczy­cieli do poma­ga­nia innym i do wła­snej śmierci. Moja żona nie potrze­bo­wała żad­nych dodat­ko­wych nauk i zasto­so­wała z peł­nym zaufa­niem wszyst­kie odpo­wied­nie medy­ta­cje. Ludzie z jej oto­cze­nia potra­fili dosko­nale się dostroić do jej potrzeb, ponie­waż rów­nież oni wie­dzieli, co aku­rat jest ważne – towa­rzy­szyli jej z miło­ścią pod­czas umie­ra­nia i wspie­rali ją.

Czas żałoby po odej­ściu Han­nah także wyglą­dał ina­czej niż zwy­kle. Po krót­kim odosob­nie­niu wró­ci­łem do pracy, gdyż wie­dzia­łem, że powo­dzi jej się w obec­nym sta­nie o wiele lepiej niż w cho­rym ciele, i byłem pewien, że w przy­szłej egzy­sten­cji będziemy z rado­ścią kon­ty­nu­ować naszą wspólną aktyw­ność.

Prak­ty­ku­jąc zgod­nie z życze­niami naszych lamów i opie­ra­jąc się na ich prze­ka­zie, sta­łem się na prze­strzeni lat nauczy­cie­lem prze­cho­dze­nia przez tę decy­du­jącą chwilę. Z coraz więk­szą rado­ścią obser­wuję, jak wspa­niały wpływ mają wyja­śnie­nia Buddy na pogrą­żo­nych w oba­wach ludzi, któ­rzy nie wie­dzą, co ich czeka przy końcu życia.

Wszyst­kich moich uczniów, któ­rzy znają nauki o ponad­cza­so­wej natu­rze umy­słu, śmierci i odro­dze­niu, a przede wszyst­kim o prak­tyce świa­do­mego umie­ra­nia (poła), łączy jedna wspólna cecha – patrzą bez obaw w przy­szłość, myślą o innych i są praw­dzi­wym źró­dłem siły dla swego oto­cze­nia. Są niczym spo­kojne oko cyklonu, który zazwy­czaj ogar­nia rodzinę, gdy zbliża się śmierć któ­re­goś z bli­skich.

Oby ta książka uwol­niła wielu ludzi od stra­chu przed śmier­cią i pomo­gła im już teraz zasiać w umy­śle nasiona przy­szłego, głę­bo­kiego szczę­ścia!

Patrząc na jezioro i góry ota­cza­jące Ośro­dek euro­pej­ski, w lipcu 2010 roku, w polu mocy bło­go­sła­wień­stwa Bia­łej Para­solki, w dniu Czar­nego Płasz­cza.

Wasz Ole

Cykl życia

Wszystko zaczyna się od spo­tka­nia naj­więk­szej i naj­mniej­szej komórki ludz­kiego orga­ni­zmu – komórki jajo­wej kobiety i plem­nika męż­czy­zny. Z tego połą­cze­nia powstają w cza­sie dzie­wię­ciu mie­sięcy miliardy komó­rek wyspe­cja­li­zo­wa­nych na dwie­ście spo­so­bów. Po mie­siącu two­rzy się około sze­ścio­mi­li­me­tro­wej wiel­ko­ści istota, a w cztery tygo­dnie póź­niej poka­zują się ramiona, nogi, ręce i stopy. Jed­no­cze­śnie roz­wo­jowi embrionu towa­rzy­szy nie tylko roz­rost nowych komó­rek, lecz także roz­pad tych, które powstały na samym początku. Po to, żeby ręce nie wyglą­dały póź­niej jak małe wio­sła, muszą zanik­nąć komórki ślu­zó­wek pomię­dzy pal­cami, gdyż tylko dzięki temu palce będą mogły się poru­szać osobno. Także gałki oczne nie mogłyby się w pełni wykształ­cić bez zamie­rzo­nego wymie­ra­nia okre­ślo­nych komó­rek, ponie­waż oczy powstają jako zło­żony narząd zmy­słów z pro­stego wgłę­bie­nia skóry. Bez roz­pusz­cze­nia się jąder komór­ko­wych w utwo­rzo­nej soczewce nasze widze­nie byłoby w naj­praw­dziw­szym tego słowa zna­cze­niu zmą­cone.

W podobny spo­sób powstaje w mózgu naj­pierw nad­miar komó­rek, a na kolej­nym eta­pie całego pro­cesu for­mują się coraz wyraź­niej jego okre­ślone obszary dzięki roz­pa­dowi nie­któ­rych z nich. Nauka doko­nuje coraz to nowych odkryć, które zde­cy­do­wa­nie prze­czą poglą­dom neu­ro­lo­gii i opi­niom bada­czy mózgu z lat dzie­więć­dzie­sią­tych, mówią­cym, że mózg doro­słego czło­wieka jest nie­zdolny do dal­szego roz­woju. dzi­siaj wiemy, że do póź­nej sta­ro­ści mogą w nim zacho­dzić zmiany i nawet utrata połowy masy mózgu mo- że zostać zre­kom­pen­so­wana1.

Buddyzm i nauka

Współ­cze­sna nauka żegna się coraz wyraź­niej z trak­to­wa­niem czło­wieka jak bio­che­micz­nej fabryki. Pier­wotne zało­że­nie, że mózg „pro­du­kuje” umysł, długo cie­szyło się popu­lar­no­ścią, ponie­waż paso­wało dosko­nale do mate­ria­li­stycz­nego spo­sobu myśle­nia i histo­rii euro­pej­skiej ducho­wo­ści2. Mózg postrze­gano jako maszy­ne­rię prze­ra­bia­jącą wie­dzę, a świa­do­mość była uwa­żana za nale­żący do niego apa­rat kon­tro­lny. To nie dawało jed­nak odpo­wie­dzi na wiele pytań; ist­niał też dodat­kowy pro­blem pole­ga­jący na tym, że umysł ma wła­ści­wo­ści, któ­rych nie wyka­zuje żaden przed­miot mate­rialny.

W ostat­nich latach bada­cze mózgu coraz bar­dziej odcho­dzą od tego czy­sto przed­mio­to­wego poglądu i posze­rzają hory­zonty swo­ich doświad­czeń, wykra­cza­jąc poza obszar neu­ro­bio­lo­gii. Nie tylko dla­tego, że w opar­ciu o czy­sto mózgowo-bio­lo­giczne podej­ście nie można wyja­śnić istoty wielu obser­wo­wa­nych zja­wisk, lecz przede wszyst­kim na sku­tek wyni­ków badań sta­nów pośmiert­nych czło­wieka – dowio­dły one wie­lo­krot­nie, że moż­liwe jest przej­rzy­ste doświad­cza­nie bez udziału mózgu. Przy­tom­no­ści umy­słu nie da się więc ogra­ni­czyć wyłącz­nie do niego – mózg raczej umoż­li­wia naszej świa­do­mo­ści dzia­ła­nie, niż ją wytwa­rza. Jak wyka­zały bada­nia, ludzie, któ­rzy doświad­czyli sta­nów bli­skich śmierci, opi­sują zgod­nie, że prze­żyli uczu­cie spo­koju (ok. 90 pro­cent), postrze­gali świa­tło (ok. 77 pro­cent) lub mieli wra­że­nie wycho­dze­nia z ciała3.

Podob­nie jak fizycy kwan­towi, rów­nież bada­cze mózgu odda­lają się dzi­siaj wiel­kimi kro­kami od poglądu, że ist­nieje jedy­nie ta rze­czy­wi­stość, którą można zmie­rzyć lub zaob­ser­wo­wać za pomocą zmy­słów. Coraz więk­sza liczba współ­cze­snych naukow­ców zaj­mu­ją­cych się tym tema­tem uważa, że ludz­kie postrze­ga­nie jest w dużym stop­niu wyni­kiem pro­ce­sów men­tal­nych. Na przy­kład aktyw­ność mózgu, nie­za­leż­nie od zak­ty­wi­zo­wa­nia narzą­dów zmy­słów, jest pra­wie taka sama w przy­padku rze­czy­wi­stego obser­wo­wa­nia zachodu słońca nad morzem i tylko wyobra­ża­nia go sobie z zamknię­tymi oczami. Wiele obser­wa­cji poka­zuje ponadto, że świa­do­mość nie jest ogra­ni­czona przez czas, prze­strzeń i miej­sce.

Z bud­dyj­skiego punktu widze­nia zaczyna się robić cie­ka­wie przede wszyst­kim wtedy, gdy spo­ty­kają się ze sobą neu­ro­bio­lo­gia i fizyka kwan­towa. Wiele z ich zało­żeń i poglą­dów staje się uzu­peł­nie­niem liczą­cych sobie 2500 lat nauk Buddy. Pod­czas gdy fizyka kla­syczna uważa, że ist­nieje obiek­tywna rze­czy­wi­stość, zarówno mecha­nika kwan­towa, jak i teo­ria względ­no­ści odci­nają się od tego wyobra­że­nia4. Podob­nie jak ma to miej­sce w bud­dy­zmie, naukowcy wycho­dzą coraz czę­ściej z zało­że­nia, że świat nie ist­nieje nie­za­leż­nie od obser­wa­tora lub też, jak ujął to kie­dyś Ein­stein, że „rze­czy­wi­stość jest bar­dzo zawziętą ilu­zją”5.

Zarówno fizyka kwan­towa, jak i bud­dyzm wykra­czają poza duali­styczny pogląd, uni­kają skraj­no­ści „albo-albo” i przed­kła­dają ponad nią podej­ście „zarówno to, jak i tamto”. Tysiąc dwie­ście lat temu jogin Saraha z pół­noc­nych indii wyra­ził to, bar­dzo życiowo, w taki spo­sób: „Ten, kto sądzi, że świat jest rze­czy­wi­sty, jest głupi jak wół. Ten, kto uważa, że nie jest rze­czy­wi­sty, jest jesz­cze głup­szy” (ponie­waż na pozio­mie rela­tyw­nym dzia­ła­łoby to sprzecz­nie z pra­wem przy­czyny i skutku – karmą).

Bud­dyj­ski pogląd mówi, że cho­ciaż prze­strzeń sama w sobie nie ma wła­ści­wo­ści, które czy­ni­łyby ją „czymś”, łączy ona wszystko, zawiera wszelką wie­dzę i jest od wszyst­kiego nie­od­dzielna. Na uni­wer­sy­te­cie Cam­bridge jesie­nią 2004 roku rupert Shel­drake popro­sił grupę osób, żeby zga­dły, kto z czworga ich zna­jo­mych, bio­rą­cych udział w eks­pe­ry­men­cie, wła­śnie do nich zadzwo­nił. Traf­ność odpo­wie­dzi prze­kro­czyła znacz­nie 25 pro­cent, któ­rych ocze­ki­wano zgod­nie ze sta­ty­styką metody prób i błę­dów, i wynio­sła około 42 pro­cent6.

Fizyk kwan­towy anton Zeilin­ger z uni­wer­sy­tetu w Wied­niu uważa mecha­nikę kwan­tową za teo­rię infor­ma­cji i dowiódł dzięki swym bada­niom „czą­stek splą­ta­nych” (foto­nów), że w prze­strzeni, w tej samej chwili, w róż­nych miej­scach, bez jakie­go­kol­wiek fizycznego kon­taktu, może poja­wić się dokład­nie ta sama wie­dza7. Dla­tego naukowcy nie­kiedy muszą się dzie­lić Nagrodą Nobla, ponie­waż nie­za­leż­nie od sie­bie, w tym samym cza­sie, lecz w róż­nych kra­jach, doko­nali tych samych odkryć8.

Fakt, że nasz wszech­świat składa się osta­tecz­nie z infor­ma­cji, wstrząsa posa­dami nauk sil­nie nazna­czo­nych mate­ria­li­zmem i potwier­dza jed­no­cze­śnie wyja­śnie­nia Buddy o tym, że ota­cza­jąca wszystko prze­strzeń jest raczej pojem­ni­kiem niż oddzie­le­niem – nie przy­po­mina czar­nej dziury, lecz ogar­nia i łączy ze sobą istoty9.

Jeśli odło­żymy na bok takie rozu­mie­nie świata, jakiego nauczano do tej pory, i podą­żymy za naj­now­szymi odkry­ciami fizyki kwan­to­wej, neu­ro­bio­lo­gii i badań sta­nów bli­skich śmierci, dosyć prze­ko­nu­jący sta­nie się dla nas pogląd, że ponowne naro­dziny są moż­liwe. Można to porów­nać do funk­cjo­no­wa­nia radia – pro­gramy są nada­wane rów­nież wtedy, kiedy sam odbior­nik jest zepsuty. Gdy ten odbior­nik, mózg, stop­niowo się roz­pada – co ma wła­śnie miej­sce w cza­sie umie­ra­nia – i dla­tego może odbie­rać coraz mniej pro­gra­mów, nie znika cały czło­wiek, lecz tylko jego mate­rialne prze­ja­wie­nie się, a wszyst­kie jego wła­ści­wo­ści pozo­stają zacho­wane. Prze­mija to, co mamy, nato­miast to, czym jeste­śmy – prze­ży­wa­jący wszyst­kie zja­wi­ska – żyje dalej, poza prze­strze­nią i cza­sem. Śmierć, tak samo jak życie, jest tylko przej­ściem do innego stanu świa­do­mo­ści. Po sta­nie pośred­nim (san­skr. anta­ra­bhawa, tyb. bardo), w cza­sie któ­rego na powierzch­nię umy­słu wydo­by­wają się naj­sil­niej­sze nagro­ma­dzone w nim wra­że­nia, prze­ży­wa­jący zja­wi­ska łączy się z pasu­ją­cym do tych wra­żeń nowym cia­łem, w odpo­wia­da­ją­cym ich tre­ści świe­cie.

Umysł jest tym, co wszystko roz­po­znaje, jego samego jed­nak nic nie ogra­ni­cza. Jest jak prze­strzeń. Dla­tego wszystko, co się wyda­rza, jest jego swo­bodną grą.

Nasza przy­tom­ność – to, co patrzy teraz przez nasze oczy, sły­szy przez nasze uszy, czuje przez skórę oraz myśli o dniu wczo­raj­szym i o jutrze, nasz umysł, który wszystko to potrafi, jest w swej praw­dzi­wej natu­rze zarówno ponad­cza­sowy, jak i nie­ogra­ni­czony. Jest jak lustro, w któ­rym obrazy przy­cho­dzą i odcho­dzą, ono samo jed­nak się nie zmie­nia. Jest jak morze, na któ­rego powierzchni powstają i zni­kają fale, ono samo jed­nak pozo­staje nie­zmienne. Ozna­cza to, że ta nasza przy­tom­ność, z któ­rej wszystko się wyła­nia, nie została ni­gdy stwo­rzona i dla­tego ni­gdy się nie roz­pad­nie. Ponie­waż prze­ży­wa­jący się nie naro­dził, nie może rów­nież umrzeć. Tylko nasze ciała prze­miną, gdyż są uwa­run­ko­wane.

Umysł jest tym, co wszystko roz­po­znaje, jego samego jed­nak nic nie ogra­ni­cza. Jest jak prze­strzeń. Dla­tego wszystko, co się wyda­rza, jest jego swo­bodną grą. Nie­za­leż­nie od tego, czy rze­czy powstają, czy się roz­pusz­czają, czy przy­cho­dzą, czy też odcho­dzą, wszystko to poka­zuje bogac­two umy­słu. To, co osta­teczne, jest obecne we wszyst­kich cza­sach i miej­scach. Umysł nie­ustan­nie gra sam ze sobą, spra­wia, że w nim i z niego wyła­niają się światy, stany, skłon­no­ści i wewnętrzne prze­ży­cia wypeł­nione myślami i uczu­ciami.

Jeśli na zewnątrz i wewnątrz nic się nie poja­wia, uka­zuje to prze­strzeń umy­słu, zawartą w nim moż­li­wość. Jeżeli coś się dzieje lub poja­wiają się prze­ży­cia, uka­zuje to jego przej­rzy­stość i zdol- ność do swo­bod­nej gry. A to, że oba te aspekty mają miej­sce jed­no­cze­śnie, wska­zuje na nie­ogra­ni­czo­ność umy­słu.

Im lepiej rozu­miemy, że umysł jest nie­znisz­czalny sam w sobie, tym wyraź­niej roz­pusz­czają się nasze ocze­ki­wa­nia i obawy i możemy swo­bod­nie spo­czy­wać w chwili lub dzia­łać. Dzięki temu gubimy się coraz rza­dziej w świe­cie wła­snych wyobra­żeń – w prze­szło­ści lub przy­szło­ści – coraz rza­dziej też mamy wra­że­nie, że musimy coś udo­wad­niać czy za coś prze­pra­szać. Krok po kroku roz­wi­jamy pogląd, dzięki któ­remu wszystko jest pory­wa­jące po pro­stu dla­tego, że się wyda­rza i że wyraża moż­li­wo­ści umy­słu. Zamiast ocze­ki­wań i obaw prze­ży­wamy nagle prze­strzeń i wol­ność, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, i doświad­czamy z rado­ścią tego, ile nad­miaru i mocy mają istoty, ile mogą dać innym i jak wiele może powstać bogac­twa. Nie­za­leż­nie od tego, czy coś powstaje dzięki mło­do­ści, mocy i miło­ści, czy też roz­pusz­cza się na sku­tek sta­ro­ści, cho­roby i śmierci, oba te pro­cesy wyra­żają nie­ogra­ni­czoną grę umy­słu, uwi­dacz­niają jego nie­skoń­czone, wro­dzone moż­li­wo­ści.

Bez początku i końca

Ludzie od tysięcy lat zadają sobie pyta­nia o świat, życie, śmierć i o to, co przyj­dzie po niej. Ist­nieje nie­zli­czona liczba poglą­dów i przy­pusz­czeń. Sze­roko roz­po­wszech­nione jest wyobra­że­nie, że świat miał swój począ­tek i że będzie miał rów­nież koniec. Można je odna­leźć zarówno u wikin­gów, jak i w myśli grec­kiej czy w trzech wiel­kich reli­giach wiary Bli­skiego Wschodu, gdzie już od tysiąc­leci narody, wybrane przez swo­ich trud­nych czę­sto bogów, umac­niają się w tym prze­ko­na­niu na dro­dze do ziemi obie­ca­nej. W reli­giach wiary oso­bowy bóg uwa­żany jest za sprawcę i osta­teczny cel ist­nie­nia świata, nato­miast bud­dyzm i inne reli­gie doświad­cze­nia, takie jak hin­du­izm i tao­izm, mówią raczej o nie­ustan­nej cyr­ku­la­cji sta­wa­nia się i prze­mi­ja­nia – o cyklu życia.

Świat nie został stwo­rzony przez jakąś siłę wyż­szą lub coś obiek­tyw­nego i zewnętrz­nego, lecz jest na bie­żąco stwa­rzany przez nasze postrze­ga­nie i dzia­ła­nia, dzięki czemu można samemu osią­gnąć wyzwo­le­nie, roz­wi­ja­jąc pona­do­so­bi­sty wgląd. Zamiast dopa­try­wać się w naszej sytu­acji skut­ków grzesz­nego upadku czło­wieka lub szu­kać tego, który winny jest wszyst­kim prze­ciw­no­ściom losu, i ocze­ki­wać pomocy z zaświa­tów, roz­sąd­niej będzie chyba przyj­rzeć się zasta­nym warun­kom i oddzia­ły­wa­niom i świa­do­mie pra­co­wać z całą sytu­acją, zarówno w cza­sie życia, jak i po jego zakoń­cze­niu. Zgod­nie z tym podej­ściem wszyst­kie reli­gie doświad­cze­nia dys­po­nują wie­dzą, która umoż­li­wia dopro­wa­dze­nie do mistrzo­stwa sztuki życia, umie­ra­nia i szczę­śli­wego odro­dze­nia. W tej książce zaj­mu­jemy się przede wszyst­kim poglą­dem bud­dy­zmu tybe­tań­skiego.

Ilu­stra­cja 1: Cykl życia

Dla łatwiej­szego zro­zu­mie­nia naj­róż­niej­szych sta­nów i zacho­wań umy­słu nauki bud­dyj­skie doko­nują podziału cyklu życia. Składa się on co prawda z trwa­łego łań­cu­cha powią­za­nych ze sobą chwil, można go jed­nak podzie­lić na stany pośred­nie. Takie stany pośred­nie, wyda­rza­jące się pomię­dzy okre­ślo­nym począt­kiem i koń­cem, noszą nazwę „bardo”. W dosłow­nym tłu­ma­cze­niu ter­min ten ozna­cza „lukę” lub „pomię­dzy”. Ist­nieje nie­skoń­cze­nie wiele takich sta­nów bardo, ponie­waż wszystko nie­ustan­nie się zmie­nia. Jeśli spoj­rzymy pod tym kątem na swoje życie, okaże się, że aż do oświe­ce­nia znaj­du­jemy się nie­prze­rwa­nie w „przej­ściu” od jed­nego stanu do dru­giego. Naj­bar­dziej znany rodzaj bardo to stan pośredni pomię­dzy obecną egzy­sten­cją a ponow­nym odro­dze­niem w kolej­nym życiu. Nie jest bardo tylko ten stan, w któ­rym świa­domy zja­wisk umysł roz­po­znaje rów­nież wła­sną ponad­cza­so­wość – wyzwo­le­nie lub oświe­ce­nie.

W Tybe­tań­skiej księ­dze umar­łych mówi się w nie­któ­rych miej­scach jedy­nie o dwóch bardo – o bardo życia i bardo śmierci. Inne tek­sty wspo­mi­nają jed­nak o czte­rech sta­nach pośred­nich – o bardo życia, umie­ra­nia, tako­ści i sta­wa­nia się. Jesz­cze dokład­niej­sze wyja­śnie­nia wymie­niają dwa dodat­kowe rodzaje bardo skła­da­jące się na stan pośredni samego życia; w sumie można więc mówić o sze­ściu bardo: o bardo stanu czu­wa­nia, snu, medy­ta­cji, umie­ra­nia, osta­tecz­nej natury i sta­wa­nia się10.

Sześć bardo odpo­wiada trzem powra­ca­ją­cym cią­gle sta­nom świa­do­mo­ści, wyda­rza­ją­cym się od naro­dzin aż do chwili, w któ­rej pro­ces umie­ra­nia nie­odwo­łal­nie się zaczyna, oraz trzem nastę­pu­ją­cym po sobie sta­nom pośred­nim, które roz­gry­wają się pomię­dzy śmier­cią a następ­nym życiem.

Bardo życia (san­skr. jatjan­ta­ra­bhawa, tyb. rang­zin bardo): W sta­nie czu­wa­nia każdy z nas ma do czy­nie­nia ze świa­tem zmy­słów, prze­ży­wa­nym wspól­nie z innymi poprzez ciało, mowę i umysł. Jeste­śmy świa­domi, potrafimy myśleć i dzia­łać z namy­słem. Prze­ży­wamy świat jako stały i logiczny. Za dnia doświad­czamy wspól­nego świata, cho­ciaż jest on zabar­wiony przez nasze indy­wi­du­alne nasta­wie­nie. To, co dzie­limy z innymi, zależy od zasięgu naszych zmy­słów i otwar­to­ści danej kul­tury na doświad­cze­nia, nato­miast to, co wła­sne, sta­nowi „obrót”, który im nada­jemy za sprawą indy­wi­du­al­nych życzeń i ocze­ki­wań. W tym cza­sie można świa­domie zmie­nić swoje życie, pokie­ro­wać nim oraz pra­co­wać z umy­słem. Porów­naj z tre­ścią roz­dzia­łów „Drogi do szczę­ścia” i „Odro­dze­nie”.

Tutaj, z pomocą metod bud­dyj­skich, można się naj­le­piej przy­go­to­wać do tego, co nadej­dzie w przy­szło­ści – i tym spo­so­bem do wszyst­kich innych sta­nów pośred­nich.

Bardo Snu (san­skr. swa­pa­nan­ta­ra­bhawa, tyb. milam bardo): Fazy snu okre­ślane są jako dru­gie bardo wcho­dzące w skład bardo życia. Należą do niego rów­nież stany upo­je­nia spo­wo­do­wane alko­ho­lem lub nie­psy­cho­de­licz­nymi nar­ko­ty­kami. We śnie, pod­czas trzech faz nocy, prze­cho­dzimy przez trzy doświad- cze­nia – naj­pierw umysł prze­twa­rza wra­że­nia nagro­ma­dzone za dnia; potem mogą poja­wić się pod­czas głę­bo­kiego snu doświadcze­nia cie­le­sne, a następ­nie, na krótko przed prze­bu­dze­niem, umysł jest cza­sem otwarty na wyda­rze­nia, które mają nastą­pić w bli­skiej przy­szło­ści. Na koniec, jeżeli mimo wszystko śpimy bez prze­szkód dalej, można doświad­czyć wglądu w zda­rze­nia z dal­szej przy­szło­ści. Sen prze­ży­wamy tak samo real­nie jak świat, któ­rego doświad­czamy za dnia, cho­ciaż zja­wi­ska wyda­rzają się w nim cał­ko­wi­cie swo­bod­nie – są nie­za­leżne od czasu, miej­sca i ciała, nie dzie­limy ich z innymi, doty­czą tylko umy­słu i nie roz­gry­wają się jedno za dru­gim.

W głę­bo­kim śnie, w któ­rym świa­do­mość spo­czywa w cen­trum ciała i któ­rego doświad­czają przej­rzy­ście tylko jogini sto­su­jący spe­cjalne prak­tyki medy­ta­cyjne, panuje cał­ko­wita nie­wie­dza.

Bardo Medy­ta­cji (san­skr. sama­dh­jan­ta­ra­bhawa, tyb. sam­tan bardo): Zaawan­so­wany bud­dy­sta medy­tuje regu­lar­nie z zamia­rem roz­po­zna­nia natury umy­słu. W ten spo­sób utrzy­muje pod­czas codzien­nej krzą­ta­niny jak naj­czyst­szy pogląd i „nasyca” nim codzienny, zwy­kle nawy­kowy, stru­mień prze­żyć. W ten spo­sób uczymy się poświę­cać coraz mniej uwagi prze­szka­dza­ją­cym uczu­ciom, prze­by­wamy bar­dziej świa­do­mie w chwili i stop­niowo potrafimy doświad­czać ponad­cza­so­wych wła­ści­wo­ści umy­słu. Po zakoń­cze­niu „sie­dzą­cej” sesji medy­ta­cyj­nej, kiedy codzienne zada­nia znów się do nas zgła­szają, sta­ramy się jak naj­le­piej utrzy­mać ten poziom.

Dzięki temu pod­czas każ­dej medy­ta­cji nie tylko pozna­jemy coraz lepiej umysł, lecz także – dzięki roz­le­głej przy­tom­no­ści wyni­ka­ją­cej z podej­ścia „zarówno to, jak i tamto” – możemy lepiej zro­zu­mieć same prze­ży­cia. Poję­cia bardo medy­ta­cji używa się tylko wtedy, kiedy rze­czy­wi­ście doszło do doświad­cze­nia natury umy­słu. dopiero wtedy potrafimy odróż­niać od sie­bie medy­ta­cję i „pomedy­ta­cję”. Podob­nie jak wraz z upły­wem lat coraz lepiej jeste­śmy obe­znani z przej­ściem z jed­nego obszaru doświad­cze­nia do dru­giego (sen/medy­ta­cja), póź­niej będziemy rów­nież potrafili przejść świa­do­mie przez pro­ces umie­ra­nia (jeżeli umoż­liwi nam to kon­dy­cja naszego ciała) i wyko­rzy­stać go – zgod­nie z indy­wi­du­al­nymi umie­jęt­no­ściami – jak naj­le­piej dla wła­snej przy­szło­ści. Porów­naj z roz­dzia­łami: „Drogi do szczę­ścia” i „Świa­dome umie­ra­nie”.

Codzienne doświad­cze­nia to jed­nak nie­je­dyny z prze­ży­wa­nych przez nas sta­nów pośred­nich. Kiedy warunki pod­trzy­mu­jące nasze życie się roz­pa­dają, ciało nie może już słu­żyć opar­ciem umy­słowi. Ener­gia-świa­do­mość opusz­cza je i docho­dzi do trzech kolej­nych, peł­nych mocy rodza­jów bardo.

Bardo Umie­ra­nia (san­skr. mumur­san­ta­ra­bhawa, tyb. czi­kai bardo): Pierw­szy z tych sta­nów pośred­nich to sam pro­ces umie­ra­nia, to zna­czy czas na krótko przed śmier­cią kli­niczną, w cza­sie jej nastę­po­wa­nia i zaraz po niej. Wszy­scy doświad­cza­li­śmy jej wie­lo­krot­nie od nie­ma­ją­cego początku czasu i będziemy doświad­czać w przy­szło­ści, aż do oświe­ce­nia. Porów­naj z roz­dzia­łem „Świa­dome umie­ra­nie”.

Bardo Tako­ści (san­skr. dhar­ma­tan­ta­ra­bhawa, tyb. czonji bardo): Pod­czas tego dru­giego stanu, bardo tako­ści, możemy sto­pić się z jasnym świa­tłem umy­słu i urze­czy­wist­nia­jąc w ten spo­sób jego naturę, osią­gnąć oświe­ce­nie. Jeśli nie potrafimy sko­rzy­stać z tego momentu, osoby dobrze wykształ­cone popa­dają w nie­świa­do­mość na sześć­dzie­siąt osiem godzin. Po prze­bu­dze­niu się z tego stanu bud­dy­ści mogą w cza­sie kolej­nych sied­miu dni spo­tkać się z nauczy­cie­lami i for­mami Buddy, z któ­rymi zbu­do­wali wcze­śniej zwią­zek poprzez ini­cja­cje i pro­wa­dzone medy­ta­cje, i wejść w obszar ich pól mocy naj­wyż­szej rado­ści. Porów­naj z roz­dzia­łem „Decy­du­jąca chwila”.

Bardo Sta­wa­nia Się (san­skr. bha­wan­ta­ra­bhawa, tyb. sipa bardo): Jeśli nie udało nam się osią­gnąć pona­do­so­bi­stego stanu w poprzed­nim bardo, po upły­wie dzie­się­ciu dni wkra­czamy w obszar kolej­nego stanu pośred­niego, zwa­nego bardo sta­wa­nia się. Wra­że­nia nagro­ma­dzone w pod­świa­do­mo­ści, skła­da­jące się ze skłon­no­ści i karmy, two­rzą tu coraz trwal­szy wzo­rzec, który w cza­sie kolej­nych trzy­dzie­ści dzie­więć dni łączy nas z nowym życiem w uwa­run­ko­wa­nym świe­cie. Porów­naj z roz­dzia­łem „Odro­dze­nie się”.

SZEŚĆ STA­NÓW POŚRED­NICH

BARDO ŻYCIA

BARDO ŻYCIA

• pomię­dzy zapłod­nie­niem a począt­kiem pro­cesu umie­ra­nia • miej­sce uro­dze­nia, nasta­wie­nie i pre­dys­po­zy­cje ciała są skut­kami kar­micz­nych przy­czyn • gro­ma­dze­nie i pozby­wa­nie się karmy

BARDO SNU

• tym­cza­sowa świa­do­mość we śnie • świa­do­mość maga­zy­nu­jąca czę­ściowo „wypy­cha na powierzch­nię” wypeł­nia­jące ją kar­miczne wra­że­nia, które prze­ży­wamy jako sen • brak postrze­ga­nia zmy­sło­wego

BARDO MEDY­TA­CJI

• bez­po­śred­nie prze­ży­wa­nie natury umy­słu • spo­czy­wa­nie w Tu i Teraz/sto­pie­nie się z lamą lub Buddą • spo­czy­wa­nie we wła­snym cen­trum, bez roz­pro­sze­nia na sku­tek myśli i uczuć, utrzy­my­wa­nie tego uczu­cia pomię­dzy medy­ta­cjami; prze­żywa się to, począw­szy od pierw­szego stop­nia bodhi­sat­twy

BARDO ŚMIERCI

BARDO UMIE­RA­NIA

• od pierw­szych oznak nad­cho­dzą­cej śmierci do chwili, w któ­rej umysł opusz­cza ciało* (ok. 30 min.) • utrata ciała, rodziny, przy­ja­ciół, wła­sno­ści i wyobra­żeń • postrze­ga­nie zmy­słowe zanika • roz­pusz­cza­nie się żywio­łów: po kolei przy­cho­dzą: biel (poja­wia­nie się), czer­wień (wzno­sze­nie się) i czerń (uzy­ski­wa­nie)

BARDO TAKO­ŚCI

• po opusz­cze­niu ciała, do roz­po­zna­nia wła­snej śmierci* (ok. 10 dni) • moż­li­wość sto­pie­nia się z jasnym świa­tłem umy­słu lub for­mami z ener­gii i świa­tła • naj­lep­sza oka­zja do poła ma miej­sce na początku tego bardo albo 3 dni póź­niej

BARDO STA­WA­NIA SIĘ

• po roz­po­zna­niu wła­snej śmierci, do nowego poła­cze­nia z uwa­run­ko­wa­nym świa­tem w sze­ściu moż­li­wych obsza­rach ist­nie­nia* • na początku kon­ty­nu­acja wra­żeń z poprzed­niego życia • nagro­ma­dzone w świa­do­mo­ści maga­zy­nu­ją­cej wra­że­nia pocho­dzące ze wszyst­kich żywo­tów okre­ślają, od mniej wię­cej 25\. dnia*, następne odro­dze­nie

* Dane przy­bli­żone, mogą się indy­wi­du­al­nie bar­dzo zmie­niać.

LOB­PYN TSE­CZU RIN­PO­CZE: „Wła­ści­wie cała kon­cep­cja bardo doty­czy czasu, w któ­rym pozo­sta­jemy uwię­zieni w sam­sa­rze, gdyż pod­stawą każ­dego stanu pośred­niego jest nasza nie­wie­dza. Dopóki nie uwol­nimy się z sam­sary, a więc do osią­gnię­cia oświe­ce­nia, prze­by­wamy w sta­nie bardo – w sta­nie nie­wie­dzy”.

(W 1992 roku, w Rødby, w Danii)

Ilu­stra­cja 2: Sześć sta­nów pośred­nich

Tybetańska księga umarłych

Na Zacho­dzie bar­dzo znane są przede wszyst­kim wska­zówki Tybe­tań­skiej księgi umar­łych (tyb. Bardo Tho­dol, dosłow­nie: „wyzwo­le­nie przez słu­cha­nie w sta­nie pośred­nim”). Pocho­dzą one z VIII-wiecz­nego tek­stu bud­dyj­skiego, z cza­sów, w któ­rych żył zało­ży­ciel bud­dy­zmu tybe­tań­skiego, Guru Rin­po­cze. Z powodu podo­bień­stwa opi­sa­nych w tek­ście świe­tli­stych zja­wisk z opi­sami naukow­ców zaj­mu­ją­cych się sta­nami bli­skimi śmierci nauki te cie­szą się sze­ro­kim uzna­niem. Zawie­rają one wyja­śnie­nia doty­czące prze­biegu pro­cesu umie­ra­nia i ponow­nego odra­dza­nia się oraz wska­zówki, jak wydo­stać się poza krąg nastę­pu­ją­cych na prze­mian po sobie śmierci i odro­dzeń. W trzech sta­rych bud­dyj­skich szko­łach Tybetu czy­tało się tę książkę za życia, by potem w cza­sie umie­ra­nia i w sta­nie pośred­nim móc przy­po­mnieć sobie kon­kretne wska­zówki i bez­po­śred­nio osią­gnąć wyzwo­le­nie. Czy­tano ten tekst rów­nież zmar­łym znaj­du­ją­cym się w sta­nie pośred­nim, żeby napro­wa­dzić ich w ten spo­sób na drogę do lep­szego odro­dze­nia.

Nie­mniej jed­nak kry­tyczne myśle­nie może się oka­zać poży­teczne rów­nież w cza­sie lek­tury Tybe­tań­skiej księgi umar­łych. W Tybe­cie aż do chiń­skiej inwa­zji w 1959 roku, która spo­wo­do­wała jesz­cze wię­cej cier­pie­nia, pano­wały śre­dnio­wieczne warunki życia. Nie było tam prak­tycz­nie poli­cji i innych stró­żów porządku, i wła­dze – przede wszyst­kim wła­ści­ciele ziem­scy w lha­sie i trzy poło­żone w pobliżu niej klasz­tory – pró­bo­wały kon­tro­lo­wać lud­ność poprzez utrzy­my­wa­nie w spo­łe­czeń­stwie okre­ślo­nego poziomu zastra­sze­nia, co wśród łagod­nych miesz­kań­ców środ­ko­wego Tybetu uda­wało się zresztą dosyć dobrze. dla­tego auto­rzy tek­stów doty­czą­cych śmierci z upodo­ba­niem pod­kre­ślali cier­pie­nie towa­rzy­szące umie­ra­niu i nie­bez­pie­czeń­stwo odro­dze­nia się póź­niej w sta­nach pie­kiel­nych. Jeśli weź­miemy jed­nak pod uwagę współ­cze­sne odkry­cia bada­czy sta­nów bli­skich śmierci, obraz sytu­acji zaczyna wyglą­dać znacz­nie lepiej, z pew­no­ścią nie tylko dzięki dzi­siej­szej dostęp­no­ści dobrych środ­ków prze­ciw­bó­lo­wych oraz pozio­mowi cywi­li­za­cyj­nemu zachod­nich spo­łe­czeństw. Wra­że­nia, jakich doświad­czają umie­ra­jący, i obrazy, które poja­wiają się wtedy w ich umy­śle, zależą prze­cież od postaw przyj­mo­wa­nych przez tych ludzi za życia i od dzia­łań, które wyko­ny­wali w cza­sie jego trwa­nia.

Obszer­nych wyja­śnień na temat doświad­czeń i pro­ce­sów zacho­dzą­cych w umy­śle od chwili śmierci do kolej­nego odro­dze­nia udzie­lają przede wszyst­kim nauczy­ciele bud­dyj­scy trzech „sta­rych” szkół medy­ta­cyj­nych Tybetu, zna­nych rów­nież pod mia­nem „Czer­wo­nych Cza­pek”. Nauki te pocho­dzą od ich mistrzów medy­ta­cji, zwa­nych rów­nież jogi­nami. Ponie­waż umysł nie tylko wytwa­rza nowe doświad­cze­nia, lecz także zacho­wuje dotych­cza­sowe, tacy prak­ty­ku­jący, dzięki roz­wi­nię­tej poprzez medy­ta­cję przej­rzy­sto­ści swej świa­do­mo­ści, przy­po­mi­nają sobie doświad­cze­nia z poprzed­nich żywo­tów. To wiele wyja­śnia i daje nie­wzru­szoną pew­ność.

Nauki Buddy, wypo­wie­dzi Guru Rin­po­cze, doświad­cze­nia mistrzów bud­dyj­skich i wglądy innych ludzi, któ­rzy być może w poprzed­nich żywo­tach wyko­ny­wali medy­ta­cje bud­dyj­skie, potwier­dzają głę­boką nadzieję ludz­ko­ści: ist­nieją ponad­cza­sowe i pona­do­so­bi­ste poziomy naj­wyż­szej rado­ści umy­słu. Dostępne są także metody, które można opa­no­wać już za życia, żeby dzięki temu w momen­cie śmierci uwol­nić się trwale od wszel­kiego bólu, a nawet – jeżeli ktoś potrafi roz­po­znać poja­wia­jące się wtedy jasne świa­tło jako wła­sną naturę – osią­gnąć osta­teczne oświe­ce­nie. Prak­tyki te anga­żują ciało, mowę i umysł, a w języku tybe­tań­skim noszą nazwę „poła”. Naj­prost­sze z nich, które może zasto­so­wać każdy, opi­suję w jed­nym z roz­dzia­łów tej książki – „Świa­dome umie­ra­nie”. Medy­ta­cja ta już za życia osła­bia strach przed śmier- cią i samo­czyn­nie wpro­wa­dza prak­ty­ku­ją­cego na „czy­ste”, to zna­czy wyzwo­lone i pełne rado­ści poziomy świa­do­mo­ści, z któ­rych nie ma już upadku.

Każdy, kto pra­gnie zna­leźć się w tych obsza­rach i roz­wi­nąć tam wszyst­kie zawarte w umy­śle zdol­no­ści i wła­ści­wo­ści, powi­nien odpo­wied­nio wcze­śnie wyko­rzy­stać do tego pro­ces umie­ra­nia. W żad­nym innym cza­sie nie spo­ty­kają się tak korzyst­nie wszel­kie warunki potrzebne do posta­wie­nia iście milo­wych kro­ków na dro­dze roz­woju. Gdy wyga­sają wszyst­kie wra­że­nia zmy­słowe, roz­pusz­czają się w umy­śle szko­dliwe nawyki i łączą się wszyst­kie ener­gie, droga do ogrom­nego wzro­stu jest dla nas otwarta. możemy potem, odpo­wied­nio do wła­snego wglądu i odwagi, pogłę­biać krok po kroku urze­czy­wist­nie­nie natury umy­słu jako ponad­cza­so­wej prawdy, samo­pow­sta­łej rado­ści i aktyw­nej miło­ści.

DoiDge, n.: Neu­start im Kopf. Wie sich unser Gehirn selbst repa­riert, 2008. [wróć]

„Pro­blem dycho­to­mii ciała i duszy” jest typowy dla europy – filozoficzne tra­dy­cje Azji uwa­żają to oddzie­le­nie za ilu­zo­ryczne i pozba­wione zna­cze­nia. [wróć]

Kar­dio­log Pim van Lom­mel prze­pro­wa­dził wywiady w dzie­się­ciu holen­der­skich kli­ni­kach z 344 pacjen­tami, któ­rzy po zatrzy­ma­niu się akcji serca doświad­czyli śmierci kli­nicz­nej i zostali z powo­dze­niem przy­wró­ceni do życia. Van Lom­mel docho­dzi do wnio­sku, że: a) przej­rzy­sta świa­do­mość jest moż­liwa rów­nież w fazach za trzy­ma­nia się akcji serca i cał­ko­wi­tego usta­nia krwio­biegu w mózgu, b) świa­do­mo­ści nie można trak­to­wać jako rezul­tatu aktyw­no­ści mózgu. porów­naj z: Van Lom­mel, p.: Wieczna świa­do­mość. Naukowa wizja „Życia po życiu”, Artvi­tae, 2010 rok. [wróć]

Naj­prost­szym chyba przy­kła­dem nie­du­ali­stycz­nej, opar­tej na podej­ściu „zarówno to, jak też tamto” logiki kwan­to­wej jest dualizm kor­pu­sku­larny-falowy: świa­tło można w zależ­no­ści od spo­sobu obser­wa­cji uznać albo za falę, albo za cząstkę. naj­bar­dziej pory­wa­jąca wła­ści­wość kwan­to­wej teo­rii pola uka­zuje się w efek­cie Casi­mira: nawet w próżni pełno jest wir­tu­al­nych czą­stek wyła­nia­ją­cych się z prze­strzeni, ist­nie­ją­cych w niej przez krótki czas i wresz­cie z powro­tem w niej zni­ka­ją­cych. [wróć]

Rosen­kranz, z.; Wolff, B.: Albert Ein­stein: The Per­si­stent Illu­sion of Tran­sience, 2007. [wróć]

Shel­drake, R.: Jour­nal of the Society for Psy­chi­cal Rese­arch 68, 168–172, 2004. [wróć]

„Myślę, że musimy się uwol­nić od poglądu, że masa lub ener­gia są czymś pier­wot­nym. Jest zupeł­nie moż­liwe, że pier­wotna jest infor­ma­cja”. porów­naj mię­dzy innymi z: Zeilin­ger, A.: Ein­ste­ins Schle­ier – die neue Welt der Quan­ten­phy­sik, 2003; Ein­ste­ins Spuk – Tele­por­ta­tion und weitere Myste­rien der Quan­ten­phy­sik, 2005. [wróć]

W ten spo­sób w 2007 roku Abert Fert (ur. w 1938 roku we Fran­cji) i Peter Grünberg (ur. w 1939 roku w Niem­czech) otrzy­mali wspól­nie nagrodę Nobla w dzie­dzi­nie fizyki. Nie­za­leż­nie od sie­bie odkryli pra­wie jed­no­cze­śnie w latach 1987–1988 „gigan­tyczny magne­to­opór”, zwany także efek­tem GMR (ang. giant magne­to­re­si­stance). [wróć]

Anton Zeilin­ger w oso­bi­stej roz­mo­wie ze mną 3 kwiet­nia 2006 roku: „Wygląda na to, że infor­ma­cja jest czymś wykra­cza­ją­cym poza czas i prze­strzeń”. [wróć]

TSELE NATSOK RANGDRÖL: