CD-Action 01/2024 - CD-Action - ebook

CD-Action 01/2024 ebook

CD-Action

5,0

Opis

Na 164 stronach CDA 01/2024 (dostępnego jako magazyn drukowany za 34,50 zł i PDF za 15 zł; kompletne wydanie z audiobookiem ukaże się w późniejszym terminie) podsumowujemy niezwykle udany rok, recenzujemy gry wielkie i małe, ale zadziorne, obchodzimy urodziny Call of Duty, Dooma i Google’a, zachęcamy do sięgnięcia po papierowe erpegi, testujemy procesory Intela 14. generacji...

O CZYM PRZECZYTASZ W CD-ACTION 01/2024?

INTRO

• Co za rok! – podsumowujemy rok 2023 na ponad 10 stronach pękających w szwach od naszych prywatnych odczuć

GRAMY

• Assassin’s Creed Mirage (autor: Cursian)

• Twierdza: Edycja ostateczna (autor: b-side)

• Lies of P (autor: Ninho)

• Marvel’s Spider-Man 2 (autor: Eugeniusz Siekiera)

• Chants of Sennaar (autor: enki)

• House Flipper 2 (autorka: Ranafe)

• The Crew Motorfest (autor: Cascad)

• Mortal Kombat 1 (autor: Krigor)

• Lords of the Fallen (autor: Huwer)

• Sonic Superstars (autor: SztywnyPatyk)

• Goodbye Volcano High (autorka: Ranafe)

• Alan Wake II (autor: Ninho)

• Jusant (autor: Cascad)

• The Talos Principle II (autor: Eugeniusz Siekiera)

• Total War: Pharaoh (autor: DaeL)

• Super Mario Bros. Wonder (autor: Otton)

• World of Horror (autor: Paweł Kicman)

• RoboCop: Rogue City (autor: Łukasz Morawski)

• Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name (autor: Witold)

• The Invincible (autor: Mac Abra)

• Call of Duty: Modern Warfare III (autor: Krigor)

• Ghostrunner II (autor: Eugeniusz Siekiera)

• Gothic Classic (autor: Łukasz Morawski)

• Świeże, dobre, niezależne – 9kier przybliża siedem gier niezależnych, którymi warto się zainteresować

 

PUBLICYSTYKA

• Znienawidzona i uwielbiana. 20 lat Call of Duty – Łukasz Morawski wspomina losy serii, którą można lubić lub nie, lecz nie sposób odmówić jej spektakularnego sukcesu

• Rekin biznesu – Bobby Kotick – Arkadiusz „Cascad” Ogończyk prezentuje sylwetkę odchodzącego szefa Activision Blizzard przez pryzmat 10 ważnych wydarzeń w jego karierze

• Tak gra Australia. To nie przejdzie – w kolejnej części swojego cyklu poświęconego zagranicznym rynkom gier Otton opowiada o Krainie Kangurów

• Tak rodziła się zagłada. 30 lat Dooma – Smuggler przypomina narodziny legendarnego studia id Software i gry, która wstrząsnęła branżą

• Ziemie jałowe. Gry nie lubią Kinga – Eugeniusz Siekiera omawia zaskakująco nieliczne próby ożenienia prozy króla horroru z grami

• Felieton. Kolekcja Metal Gear Solid. Podwójnie dzieło swoich czasów (autor: Arkadiusz „Cascad” Ogończyk)

• O Trzmielu, który dał komputer masom. Jack Tramiel – Bartłomiej Kluska wspomina urodzonego 95 lat temu w Łodzi biznesmena, który dowodził po obu stronach wojny Commodore’a z Atari

• Z wycieczką po twierdzach – DaeL przedstawia kilka słynnych prawdziwych zamków, które trafiły do dzieła Firefly Studios

• Felieton. Remastery? Remaki? Poproszę wszystkie! (autor: Łukasz Morawski)

• Nie tylko Assassin’s Creed. Nietypowe gry Ubisoftu – Łukasz Morawski udowadnia, że choć wydawniczy gigant kojarzy się przede wszystkim z bezpiecznymi tasiemcami, w jego katalogu nie brakuje pozycji oryginalnych i zaskakujących

• Muzeum Zabawy: Resoraki – tym razem Bartłomiej Kluska proponuje wykład na temat obiektów westchnień małych chłopców i dużych kolekcjonerów

• Gry wiecznie żywe: Wolfenstein – Enemy Territory (autor: Paweł Kicman)

• Niesłusznie zapomniane: Świątynia Pierwotnego Zła (autor: Cursian)

• Rzuć na wyobraźnię. Papierowe RPG – Paweł Kicman wyciąga pomocną dłoń do tych, którzy chcieliby spróbować papierowych erpegów

• Słusznie zapomniane: Deus Ex – Invisible War (autor: DaeL)

• Nie musisz tego guglać! 25 lat Google’a – Smuggler zaprasza na podróż do początków firmy, która zmieniła internet za sprawą przełomowej wyszukiwarki

• Od Spartakusa po battle passa. Battle royale – Wokulski przypomina początki popularnego trybu wieloosobowego w czasach przed PUBG-iem

• Pajęcze komiksy warte poznania – Gruby AL doradza tym, którym wciąż mało Spider-Mana

• Magazyn Kulturalny – dział z recenzjami książek, filmów, seriali, płyt i komiksów

 

TECHNOLOGIE

• Kontrapunkt: Strumień reklam – Chen Pi i Krigor dyskutują na temat wprowadzania reklam do płatnych usług streamingowych

• Ekstremalnie Wielki Teleskop – Krigor opowiada o powstającym największym obserwatorium astronomicznym w historii ludzkości

TESTY

• Procesory Intela 14. generacji – Krigor dzieli się wynikami testów procesorów Core i9-14900K, Core i7-14700K i Core i5-14600K oraz płynącymi z tych testów wnioskami

• Telefon Tecno Pova 5 Pro

• Smartwatch Huawei Watch GT 4 Elite

• Kontroler Razer Kitsune

• Kontroler Turtle Beach React-R

• Router TP-Link Archer AX80

• Klawiatura Corsair K70 Core

• Komputer HIRO ZKG-i7Z790-INTEL

 

ENDGAME

• Action Redaction – sześć stron listów od Czytelników i odpowiedzi na nie

• Szpile: Przegląd kwartału – dwustronicowy wybór Szpil z ostatnich miesięcy i pasek komiksowy Śledzia

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 403

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




CD-ACTION 01/2024 (338)

A może nie ma złych lat?

Nikt chyba nie zaprzeczy, że 2023 to rok wyjątkowy. Rekordowa liczba świetnie ocenionych gier sprawiła, iż wybór najlepszej produkcji ostatnich 12 miesięcy graniczy z cudem (no, drugiej najlepszej, bo z Baldur’s Gate III nic się nie równa). Rozterki te widać dobrze w naszym redakcyjnym podsumowaniu, gdzie możecie poczytać o dziesiątkach tytułów, które szczególnie przypadły nam do gustu w tym okresie... a także – i tu nierzadko lista bywała dłuższa – tych, które dopiero będziemy nadrabiać. Cóż poradzić, doba ma tylko 24 godziny.

Przy okazji zachwalania 2023 co jakiś czas pojawia się też jednak obawa. Skoro tym razem developerzy i wydawcy tak nas rozpieścili, to czy 2024 nie będzie przez to uboższy pod względem premier? Jednocześnie – nieco rzadziej, ale wciąż – można usłyszeć westchnienia ulgi oraz komentarze typu „po latach posuchy nareszcie dobry rok”. I choć większość z was zgodzi się, że to pewna przesada, tak pomruki o gorszym czasie dla branży czy hasła „nie było w co grać” rozlegały się właściwie co grudzień przy okazji ostatnich kilku podsumowań. Winę za ten stan rzeczy zrzucano a to na schyłek jednej generacji, a to na początek drugiej, niekiedy na pandemię, innym razem zaś po prostu na „upadek moralny wydawców”.

Nie odmawiam oczywiście nikomu prawa do rozczarowań, znudzenia czy zgorzkniałości. Gdy jednak przyglądam się premierom z ostatniej dekady, jestem w stanie pomyśleć jedynie: „...Jejku, jak to wszystko nadrobić?”. Gdy niektórzy narzekali na 2021, ja zachwycałem się Metroidem Dread, świetnie bawiłem przy Guardians of the Galaxy czy zakochiwałem w Tales of Arise. Gdy w komentarzach w sieci utyskiwano na 2019, ja byłem zajęty przechodzeniem tytułów, które wskoczyły na moją listę gier życia: Disco Elysium, Death Stranding i Sekiro. Gdy w 2014 pesymiści wróżyli koniec branży, ja spędziłem setki godzin w Hearthstonie, uzależniłem się od Dark Souls II i utwierdziłem w mojej miłości do „indyków” dzięki Transistorowi.

Pewnie, jakiś rok musi być najgorszy, a już przynajmniej gorszy od poprzedniego. Ale co z tego, skoro w każdym znajdziemy multum gier, które odcisnęły pozytywne piętno na całym medium albo po prostu są na tyle dobre, że wciąż warto po nie sięgnąć? I tak, doskonale rozumiem kogoś, kogo interesują np. tylko dwa gatunki i akurat z jego perspektywy w danym czasie nie wydarzyło się nic ciekawego. Ale być może, gdy za kilka lat zakocha się, dajmy na to, w jRPG, zda sobie sprawę, że akurat w tym roku ominęło go kilka perełek.

Bo, kto wie, może po prostu nie ma złych lat, są zaś tylko takie, w trakcie których za mało się rozglądamy. A 2023 to po prostu ten szczęśliwy czas, gdy nawet z zamkniętymi oczami nie da się przegapić części hitów.

Miłej lektury, dobrej zabawy oraz Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!

Witold Tłuchowski

Kolejny numer ukaże się 12 marca 2024

Spis treści

INTRO

A może nie ma złych lat?2

Co za rok!6

GRAMY

Marvel’s Spider-Man 220

Twierdza: Edycja ostateczna28

Super Mario Bros. Wonder32

Assassin’s Creed Mirage36

Lies of P40

Chants of Sennaar46

House Flipper 250

Mortal Kombat 154

The Crew Motorfest60

Lords of the Fallen64

Sonic Superstars68

Goodbye Volcano High72

The Talos Principle II76

Jusant80

Total War: Pharaoh83

Alan Wake II87

World of Horror93

RoboCop: Rogue City97

Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name101

Call of Duty: Modern Warfare III104

The Invincible109

Ghostrunner II113

Gothic Classic118

Świeże, dobre, niezależne122

PUBLICYSTYKA

Znienawidzona i uwielbiana. 20 lat Call of Duty127

Rekin biznesu. Bobby Kotick132

Tak gra Australia. To nie przejdzie135

Tak rodziła się Zagłada. 30 lat Dooma139

Ziemie jałowe. Gry nie lubią Kinga144

Kolekcja Metal Gear Solid. Podwójnie dzieło swoich czasów147

Z wycieczką po twierdzach. Zamki w Twierdzy149

Felieton. Remastery? Remaki? Poproszę wszystkie!152

Muzeum Zabawy. Resoraki154

O trzmielu, który dał komputer masom157

Gry Wiecznie Żywe. Wolfenstein: Enemy Territory160

Niesłusznie zapomniane. Świątynia Pierwotnego Zła163

Słusznie Zapomniane. Deus Ex: Invisible War165

Nie musisz tego guglać! 25 lat Google'a167

Od Spartakusa po battle passa171

Nie tylko Assassin’s Creed174

Rzuć na wyobraźnię179

Pajęcze komiksy warte poznania187

Magazyn kulturalny190

TECHNOLOGIE

Ekstremalnie Wielki Teleskop – obserwatorium, jakiego jeszcze nie było196

Strumień reklam201

Procesory Intel 14. generacji204

ENDGAME

Action Redaction. Listy od czytelników208

Szpile. Lobby szyderców, czyli niepoprawnie o branży gier220

Stopka redakcyjna224

###Intro

Co za rok!

Jeżeli ktokolwiek narzekał w ostatnich latach na brak dobrych gier, to teraz dostał ich tyle, że aż trudno się zdecydować, od czego zacząć nadrabianie. Wyczekiwane premiery, niespodziewane hity, indycze czarne konie i, by nie było zbyt pięknie, gorzkie rozczarowania – miniony rok miał to wszystko i jeszcze więcej. Oto nasze osobiste podsumowania.

Wyłonienie gry roku nigdy nie było dla mnie tak proste, jak tym razem. Genialności trzeciego Baldura,o którym rzecz jasna mowa, poświęciłem jednak niedawno w recenzji aż sześć stron, więc rzeknę tylko, że pchnięty na złą drogę Astarion jest świetny, a kto twierdzi inaczej, zwyczajnie się nie zna. Wszędzie dobroczyńcy przeklęci, taka ich mać! Jednorożcom tyłki podcierać, nie o grach się wypowiadać, tfu!

No dobrze, a teraz już serio. W 2023 wydano kilka tytułów, które zrobiły wokół siebie znacznie mniej szumu, niż powinny. Nie interesuję się światem Obcego, jednak Aliens: Dark Descent wywarło na mnie całkiem dobre wrażenie, choć potrzebowałem chwili, by „poczuć klimat”. Pierwsze misje ciągnęły się jak flaki z olejem, pod koniec z kolei rozgrywka robiła się nieco schematyczna ze względu na małe zróżnicowanie wrogów i map. Tak czy owak, zdecydowanie warto zagrać, gdyż emocje bywają momentami naprawdę spore. Podobnie zresztą jak w Miasma Chronicles, czyli nowym dziele twórców Mutant Year Zero. Choć produkcje mają wiele punktów stycznych, Miasma nie jest wbrew pozorom prostą kopią przygód zwierzoludzi. Fabuła nieco niedomaga, ale walki okazały się naprawdę solidne. Skradanie się również. Chciałbym jeszcze nieco porozwodzić się nad Jagged Alliance 3, Shadow Gambit, Wartales czy Widmem wolności, niestety nie mam całej strony. Albo trzech. [Cursian]

W moim przypadku sprawa jest prosta, ponieważ w 2023 hołdowałem zasadzie „nie żyw wielkich nadziei, dzięki czemu unikniesz dużych rozczarowań, licz raczej na to, czego się nie spodziewasz”. I to się sprawdziło. Z ogranych przeze mnie produkcji AAA ucieszyłem się najbardziej z Widma wolności, DLC do Cyberpunka 2077, i ono zostaje moją grą roku. (Wyjaśniam, że BGIII jeszcze przede mną – czekam na urlop, bo to tytuł, w który nie należy grać z doskoku). W porządku jest sequel Alana Wake’a, choć – właśnie – „w porządku”, a nie „zwala z nóg”. Cóż jeszcze godnego uwagi zapamiętałem z 2023? Jagged Alliance 3, Aliens: Dark Descent, Wartales, Niezwyciężony i polskie Blacktail (wiem, że zadebiutowała w grudniu 2022, ale poprzednie podsumowanie zamknęliśmy, zanim po nią sięgnąłem, więc przesunąłem to na ten rok. Jeśli jesteście fanami słowiańszczyzny, szczerze polecam). Chyba w sumie to wszystko, co mi się od razu nasuwa, przynajmniej jeśli mówimy o zaskoczeniach in plus. Lista tych „in minus” okazałaby się na pewno dłuższa (a otwierałby ją bezsprzecznie Starfield). Krótko mówiąc, rok w miarę przyzwoity, ale szału nie było. No, chyba że BGIII wprawi mnie w euforię… [Smuggler]

Ależ to był ciekawy rok! Baldur’s Gate III pozamiatało, co tu dużo mówić. Gra rozbija, zasłużenie zresztą, niemal wszystkie rankingi i walka toczy się tak naprawdę o resztę podium. A tam... Cóż, w moim przypadku zmartwychwstanie Cyberpunka 2077 –szkoda, że od początku się tak nie prezentował. Znalazło się też miejsce dla kontynuacji przygód Parkera i Moralesa –bujanie się na pajęczynie między budynkami Nowego Jorku jest cudowne. Pojawiło się i parę pozytywnych zaskoczeń: Hogwarts Legacy to na pewno jedno z nich, wybornie bawiłem się z Everspace’em 2 i wiem, że gdy tylko powstanie „trójka”, będę pierwszy w kolejce (to, że ją robią, to nie plotka, ale ciii... ;)). Trochę niespodziewanie, przynajmniej dla mnie, z kapelusza wyskoczyły Alan Wake II i Aliens: Dark Descent, warta odnotowania jest również kontynuacja cyklu Jagged Alliance. Zawiodły za to – wydawałoby się – pewniaki, czyli Diablo IV, Modern Warfare III i przede wszystkim Starfield, który uparcie twierdzi, że od czasów Skyrima w giereczkowie niewiele się zmieniło. Otóż zmieniło się, a najlepszym tego dowodem pierwszy wymieniony przeze mnie tytuł. Jeśli jeszcze nie graliście w Baldura, biegiem do sklepu. Wobec tej produkcji nie można przejść obojętnie, nawet jeżeli tego rodzaju rolpleje to nie wasz konik. [Krigor]

Gdybym miał wybierać swoje gry roku na podstawie tego, przy których produkcjach spędziłem najwięcej czasu, wyszłaby mi dość specyficzna lista. Diablo IV autentycznie miło mnie zaskoczyło swoją kampanią, potem nawet przez parę chwil przyjemnie czyściło mi się Sanktuarium z aktywności pobocznych, ale z dzisiejszej perspektywy myślę o nim głównie przez pryzmat rozczarowującego endgame’u – i kolejne sezony niczego w tej kwestii nie były w stanie naprawić. Forspoken raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie wytypuje na grę roku i dziwię się samemu sobie, do jakiego stopnia wciągnęły mnie walki oraz parkour w świecie Frey (a wciągnęły na tyle, że skończyło się na platynie – dzięki, Bastian!). Dead Island 2 to też żadna ambitna produkcja, a mimo to przez długie godziny nie mogłem oderwać się od obcinania kończyn kolejnym zombiakom. Zatem nawet jeśli nie są to kandydaci do oceny 10/10, wydaje mi się, że wszystkie trzy pozycje zasługują na wzmiankę, szczególnie że pewnie nikt inny o nich tutaj nie wspomni. No dobra, a bardziej tradycyjnie? Final Fantasy XVI, bo to najlepsza odsłona cyklu przynajmniej od czasu „dwunastki”, oraz remake Resident Evil 4 – choć nie tak rewelacyjny, jak odnowiona „dwójka”, to pozwolił mi poczuć się znów jak w liceum. Na szczycie tego wszystkiego pewnie byłby Alan Wake II, ale na razie trzymam się bojkotu wydania cyfrowego, wciąż łudząc się, że Remedy Entertainment pójdzie po rozum do głowy i da się namówić na wersję pudełkową. [rajmund]

2023 to tłusty rok do przetrawienia na kilka miesięcy, jeśli nie lat. Zapamiętam go za powrót niewymuszonej, wdzięcznej społecznej ekscytacji – czegoś, co uważałem za wymarłe. Jak miło zostać wyprowadzonym z tak wielkiego błędu! Duże zjawiska popkulturowe obrodziły. Z naszej działki „Super Mario Bros. Film” udowodnił, że kinowe adaptacje gier mają w sobie superpotencjał.

Baldur’s Gate III,kupione po sugestywnej recenzji redakcyjnego kolegi DaeLa, było jak zapałka, która na nowo roznieciła moją szczerą miłość do gamingu. Nie umiem tu nic więcej dodać, naprawdę. Z kolei Cities: Skylines II okazało się dobrym city builderem, ale z każdą godziną spędzoną z grą po oddaniu hurraoptymistycznej recenzji mój entuzjazm słabnie; podobnie jak przy Diablo IV długodystansowcy wystawiani są tu na ciężką próbę lojalności, co odkrywają dopiero głęboko w endgamie.

Z kolei półka wstydu już naprawdę, ale to naprawdę zasługuje na swoje miano, do tego stopnia, że stresuję się, gdy piszę ten akapit. Spider-Man 2 i Cyberpunk 2077: Widmo wolności czekają na PS5 Slim, gdzieś tam pukają Hi-Fi Rush, Pikmin 4, Wonder oraz Tears of the Kingdom. Tak się właśnie kończy branie do recenzji Gothica Classic oraz pisanie magisterki! No dobra, jest jeszcze jeden pochłaniacz czasu. Od niedawna regularnie zasilam grono od czterech do sześciu milionów osób grających jednocześnie (!) w Fortnite’a. Cofnięcie mapy do 2018 to decyzja, która pokazuje, jak wielkim kapitałem jest zbierana latami zbiorowa nostalgia.

Cieszmy się z tych cudów, póki trwają. Bo coś mi mówi, że takie lata nie będą zdarzały się często... Obym się znowu mylił. [Wokulski]

Rok 2023 – używając potocznego określenia – „dowiózł” wszystko to, na co liczyłem. O Baldur’s Gate III nie chcę się rozpisywać, bo wydaje mi się, że recenzja, w której dałem grze dychę, jest wystarczającą rekomendacją. Powrót legendy sprzed ćwierć wieku spełnił chyba każdą pokładaną w nim nadzieję, a na pewno dowiódł, że studio Larian tworzy dzieła nietuzinkowe. Inna wielka erpegowa produkcja, czyli Cyberpunk 2077: Widmo wolności, też nie zawiodła. Nie powiem, że dzięki temu DLC wróciłem do Night City, bo tak naprawdę nigdy go nie opuściłem, a CP2077 – pomimo swoich wad – od początku podobał mi się szalenie. Ale już nikt się nie przyczepi, że produkcja Redów nie jest dopieszczona i kompletna.

Ku mojemu zaskoczeniu wypaliło również Jagged Alliance 3 – choć patrząc na ostatnie próby wskrzeszenia marki, można było mieć złe przeczucia. W tym roku wreszcie dostałem do rąk Trepang2, czyli duchowego spadkobiercę F.E.A.R. Gra idealna nie jest, ale przez całą kampanię na mojej twarzy gościł uśmiech od ucha do ucha.

No i w końcu, po 13 latach, w Alanie Wake’u II wypłynął na powierzchnię mój ulubiony autor kryminałów z dreszczykiem. Jestem zafascynowany stworzonym przez Remedy uniwersum, podziwiam Finów za umiejętność snucia surrealistycznych i niepokojących opowieści, uczynienie sequela pełnoprawnym horrorem to zaś strzał w dziesiątkę. No a rozdział „We Sing” okazał się jednym z tych doznań, których nigdy nie zapomnę. Tak, to świetny rok dla gier wideo. A przecież się jeszcze nie skończył, bo w kolejce do ogrania czeka na mnie Niezwyciężony. [DaeL]

Ja wiem, że za nami rok, w którym ukazało się wiele świetnych, dużych i ważnych dla branży tytułów. Dla mnie jednak w 2023 liczyła się tak naprawdę wyłącznie jedna premiera – Dziedzictwa Hogwartu. Jako ktoś, kto wychował się na „Harrym Potterze”, dostałem możliwość zanurzenia się w świat czarodziejów w sposób, jakiego nie oferują ani książki, ani filmy. Otrzymałem po prostu rewelacyjną grę: ogromną, porządnie wykonaną (czyt. bez tysiąca niedoróbek), wciągającą i oddającą klimat materiału źródłowego. Oczekiwania miałem równie wielkie, co obawy, ale na szczęście się nie zawiodłem. Jasne, dziełu Avalanche Software nie brakuje wad (powtarzalne aktywności dostępne na mapie, kulejący wątek główny), ale to i tak moje osobiste „dziesięć na dziesięć”. Dość powiedzieć, że grę wymaksowałem w półtora tygodnia i pierwszy raz w życiu zdobyłem platynę. Czy osiągnąłem stan flow? Mało powiedziane...

A skoro o immersji mowa, chciałbym pochwalić także Cyberpunka 2077: Widmo wolności. To bardzo dobry dodatek do i tak już bardzo dobrej „podstawki”, miejscami nawet – tu mam na myśli zwłaszcza kontrakty – ociupinkę od niej lepszy. Nowe zakończenie wątku głównego, nowe możliwości rozwoju i walki, nowa dzielnica w mieście – czego chcieć więcej? Chyba tylko tego, żeby CDPR robił kolejne ciekawe i świeże gry, zamiast wracać do Wiedźmina.

PS Trzy pełnoprawne dodatki, jeden zestaw akcesoriów i osiem kolekcji z przedmiotami – dla simomaniaków to też był całkiem niezły rok. No co, nie samym Baldurem człowiek żyje! [Patryk Wypchło]

Gdyby z tytułów wydanych na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy spróbować wykrystalizować mema, naszym oczom ukazałby się gigachad. Nie wierzyłem, że Larian Studios jest w stanie udźwignąć brzemię wyprodukowania trzeciego Baldura. Pragnę zwrócić Belgom honor. Dziś wiem, że Baldur’s Gate III to produkcja wybitna. Gra, której każdy wielbiciel cyfrowej rozrywki powinien dać szansę. Niżej podpisanego, antyfana klimatów fantasy, BGIII kupiło rewelacyjnie poprowadzoną narracją i świetnie napisanymi postaciami.

Największym zaskoczeniem segmentu AAA był dla mnie Alan Wake II. Zanim skończyłem pierwszą część przygód nękanego koszmarami pisarza, zdążyłem się od niej dwukrotnie odbić. To z powodu wyjątkowo topornej walki, która w kontynuacji... owszem, jest lepsza, ale wciąż nie nazwałbym jej dobrą. Niemniej nowej produkcji Remedy mogę sporo wybaczyć dzięki gęstemu klimatowi rodem z powieści Stephena Kinga.

Wspaniałe okazały się remaki dwóch survival horrorów – Resident Evil 4 i Dead Space’a. Ten pierwszy kontynuuje obraną przez Capcom drogę dostarczania graczom wymuskanych wersji klasycznych Rezydentów. Drugi natomiast był dla mnie pierwszą okazją, by pozwiedzać klaustrofobiczne korytarze USG Ishimury. Przygoda Isaaca Clarke’a wciąż potrafi zmrozić krew w żyłach.

Teraz czekam, aż Dave the Diver ukaże się na konsoli Sony. Pociesznym Dawidem ochoczo nurkowałem na Switchu kumpla, ale musiałem zwrócić mu sprzęt. Bardzo nad tym ubolewam. [Huwer]

W 2023 roku najwięcej emocji dostarczyło mi The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom – początkowo mocno się nudziłem, ale ostatecznie spędziłem z grą ponad 50 godzin i nie żałuję ani minuty. To samo mogę napisać o Cyberpunku 2077: Widmie wolności, który zapamiętam dzięki angażującej fabule. Oczywiście świetnie bawiłem się przy Marvel’s Spider-Man 2, choć nie poczułem już tej samej magii, co przy okazji premiery pierwszej części. Venom był super, Kraven niestety rozczarował.

Zdecydowanie najbardziej w tym roku zaskoczyło mnie Dead Island 2, które właściwie przez wszystkich zostało spisane na straty, a okazało się tytułem pozbawionym błędów, ze świetną grafiką i przemyślaną rozgrywką. Obawiałem się również o efekt końcowy Dziedzictwa Hogwartu, choć zupełnie niepotrzebnie – grze daleko do ideału, ale fajnie było pobiegać po tytułowej szkole. Z innych produkcji wartych wyróżnienia na pewno wskazałbym Dead Space Remake, Alana Wake’a II, Star Wars Jedi: Ocalałego, RoboCopa: Rogue City oraz Aliens: Dark Descent. Kompletnie nie interesowała mnie gra o ksenomorfach, a tu proszę...

To był też dobry rok dla platformówek. Nintendo oczarowało Super Mario Bros. Wonder, ale Sega nie została w tyle, gdyż Sonic Superstars to także bardzo udany tytuł. Tak samo jak SpongeBob Kanciastoporty: The Cosmic Shake! Z kolei w rankingu rozczarowań na pierwszym miejscu umieściłbym Final Fantasy XVI, które miało być super, a okazało się mdłe, nudne i przegadane. Zawiodłem się również na Call of Duty: Modern Warfare III, bo liczyłem na godne zwieńczenie trylogii, a otrzymałem jakąś padakę. [Łukasz Morawski]

Rozczarowania roku, MIEJSCE III

Redfall

Logo Arkane Studios na okładce od dłuższego czasu oznaczało znakomite gry, świetnie bawiące się gatunkiem narrative simów. Redfall miał być początkowo mniejszym projektem, ale firmę przejął Microsoft, machina marketingowa ruszyła i dało się odnieść wrażenie, że tworzona przez oddział w Austin produkcja stanie się jednak czymś więcej. Rozczarowanie przyszło, gdy efektem prac ekipy okazał się zwyczajnie nudny sandbox z tekturowym światem i kilkoma postaciami, które łącznie oferowały mniej różnorodności niż taki Corvo Attano! Nie to było jednak najgorsze – nic tak nie dobijało, jak poczucie, że zamiast dopracować tytuł, skupiono się na jego sztucznym rozdęciu. Pustym miejscówkom towarzyszyły nieciekawe misje bez polotu i fatalny stan techniczny. Nawet na mocnej „maszynie” gra gubiła klatki i miała kłopot z doczytywaniem tekstur.

Bolało to wszystko tym bardziej, że gdzieś w tle majaczył potencjał na naprawdę niezłą grę. Pod całym morzem beznadziei czai się solidny klimat opanowanej przez wampiry Luizjany i ślady typowej dla dzieł spod znaku Arkane mitologii. Mam wrażenie, że głównym problemem tego projektu nie byli sami autorzy, tylko ciśnienie wydawcy, żeby studio po przejęciu dostarczyło od razu duży, pełnowymiarowy produkt, na który po prostu zabrakło tu materiału. Przeprosiny Microsoftu można docenić, ale musi on jeszcze zrozumieć, że czasem trzeba mierzyć siły na zamiary, a gracze raczej nie mają problemu z tym, żeby poczekać jednak trochę dłużej, aby dostać coś naprawdę dobrego. [Otton]

A mnie wybór nie sprawił problemu! W chwili, kiedy to piszę, trzeci Baldur nie ukazał się jeszcze na Xboksie. Jako że zamierzam ogrywać go na tej właśnie platformie, nie muszę przejmować się, że ktoś w moim prywatnym zestawieniu odbierze tytuł gry roku The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom. Realnie mógłby to zrobić właśnie Larian, ale zacznę się tym przejmować dopiero po kilku godzinach z Baldur’s Gate III, leżąc przed telewizorem ze łzami w oczach i postawioną na stole tubką wazeliny. (Tak ogrywam wszystkie produkcje studia). Bo czy Spider-Man 2 mnie zachwycił? Jasne. Czy Super Mario Bros. Wonder jest najlepszą w historii odsłoną najlepszych dwuwymiarowych platformówek? Kurczę, wygląda na to, że tak. Czy ukazało się w tym roku świetne Octopath Traveler II i dodatek do fenomenalnego Xenoblade Chronicles 3 trzymający poziom „podstawki”? Owszem. Ale zdarzyło mi się już w przeszłości grać w gry 10/10 – w 2023 było ich więcej niż kiedykolwiek. Tears of the Kingdom zaś, wbrew podstawowym zasadom matematyki, to gra 11/10. Gra, która – uwaga, czas na metaforkę – zapisuje się na kilka egzaminów, po czym większość z nich rozwiązuje w takim stylu, że egzaminatorzy rezygnują z roboty na rzecz spokojnego życia na wsi. I cóż, że żadnym z tych celów, jakie Nintendo chciało zrealizować, nie była chociażby głęboka fabuła? Pod wieloma innymi względami to poziom, którego nie da się osiągnąć, a tym szaleńcom z Kioto się udało. Prawdopodobnie sprzedali dusze diabłu. Ktoś powinien to sprawdzić. [spikain]

Cytując klasyka, wspaniały to był rok, nie zapomnę go nigdy. Zdaje się, że po pandemicznych przestojach branża w końcu wybudziła się z letargu i złapała wiatr w żagle. Minione miesiące to dla mnie przede wszystkim garść pozytywnych zaskoczeń – tyczy się to zarówno tytułów, które nadeszły znienacka (Hi-Fi Rush), takich, w które zwyczajnie nie wierzyłem (Dziedzictwo Hogwartu nie mogło się udać, a tu proszę, dla potteromaniaka to absolutny must have; niespodzianką okazał się też RoboCop – ma on swoje grzeszki na sumieniu, ale w klimat kina akcji lat 80. wpisuje się fantastycznie), jak i tych, na które z różnych względów nie czekałem (pierwszy Alan Wake tak mnie wymęczył swoją powtarzalną rozgrywką, że z kontynuacją nie wiązałem zbyt wielkich nadziei, ale zwrot w stronę rasowego survival horroru był tym, czego seria potrzebowała). Na podium wskoczyły jednak inne perełki: fenomenalnie dopieszczony Spider-Man 2, gruntownie odświeżone Resident Evil 4 oraz zamykające stawkę The Talos Principle II, najciekawsza gra logiczna od czasów drugiego Portala. Chciałbym również wyróżnić najbardziej szalonego shootera retro ostatnich lat, czyli Turbo Overkill, wzorowo odrestaurowanego Quake’a II oraz Ghostrunnera II, który okazał się czymś więcej niż „jedynką” na sterydach. O Baldurze i Zeldzie ani słowa, bo wciąż czekają na swoją kolej, podobnie jak najnowsze Mario. Może za pięć lat uda się to wszystko nadrobić. [Siekiera]

Niespodzianki roku, MIEJSCE III

Aliens: Dark Descent

Kiedy Tindalos Interactive zapowiedziało Aliens: Dark Descent, obejrzałem zajawkę, zerknąłem na resztę materiałów promocyjnych, wzruszyłem ramionami i wróciłem do wykonywanych czynności. Kompletnie nie czekałem na ten tytuł (zresztą chyba nie tylko ja, skoro inni też na niego zagłosowali), bo ani nie jestem wielkim fanem gier taktycznych, ani nie liczyłem na to, że jeszcze jakieś studio potraktuje markę Obcego na serio – Aliens: Fireteam Elite skutecznie o to zadbało. Z ciekawości sprawdziłem jednak dzieło francuskiego developera i... o ja cię kręcę, jakie to było fantastyczne doznanie!

Twórcy doskonale oddali charakter filmów, inspirując się przede wszystkim drugą odsłoną, tą zrealizowaną przez Jamesa Camerona. W Aliens: Dark Descent klimat jest duszny, lokacje spowija gęsty mrok, a warstwa dźwiękowa pobudza wyobraźnię. Początkowo potrzebowałem trochę czasu, aby przyzwyczaić się do nietypowej rozgrywki. Ta stanowi dziwną mieszankę strategii czasu rzeczywistego, erpega i systemu automatycznego strzelania do wrogów, wspieranego aktywną pauzą, podczas której wydajemy oddziałowi marines specjalne komendy. Gdy ogarnąłem, o co tu chodzi, nie mogłem oderwać się od ekranu.

Aliens: Dark Descent bywa tytułem szalenie wymagającym, co dodatkowo podgrzewa atmosferę. Kiedy na ekranie widziałem jednego ksenomorfa, za każdym razem ogarniał mnie delikatny niepokój. Gdy lokację zalewali kolejni agresywni kosmici, wtedy autentycznie czułem, jak serce próbuje mi się wyrwać z klatki piersiowej. W podtrzymaniu emocji pomagają problemy psychiczne bohaterów oraz ich permanentna śmierć. Chciałbym, aby gry wideo częściej zaskakiwały mnie w tak pozytywny sposób! [Łukasz Morawski]

Głosując w naszym plebiscycie, miałem nielichy problem: Baldur’s Gate III czy Tears of the Kingdom? Wygrało to pierwsze, bo uznałem po prostu, że wniesie do reprezentowanego gatunku odrobinę więcej od Zeldy. Branża zwyczajnie miała już czas skopiować rozwiązania z Breath of the Wild. Uff, tłumaczenie się odhaczone, mam nadzieję, że brzmi to jakkolwiek sensownie.

Na podium załapał się też Alan Wake II. Nie jest to może gra wybitna pod względem systemu walki, ale dzięki elementom detektywistycznym czy „pisarskim” pchnięta nieco bardziej w stronę survival horroru. Do tego ma kapitalny scenariusz! 2023 okazał się zresztą świetnym rokiem dla gatunku, bo na mojej liście wyróżnionych znalazły się również remastery Resident Evil 4 czy Dead Space’a, wykonane tak dobrze, że z pewnością mogłyby bić się o wyższe lokaty. Postanowiłem jednak bardziej docenić za oryginalność Super Mario Bros. Wonder, Spider-Mana 2 czy Hogwarts Legacy, okupujące miejsca tuż za podium.

Zaskoczenia? Jednym z większych okazał się Street Fighter 6. Nie spodziewałem się po Capcomie tak kompletnej, już na starcie trzeszczącej od zawartości bijatyki. Blasphemous II urzekło mnie z kolei stopniem rozwoju względem „jedynki”. Największy niesmak pozostawiły po sobie fatalny Redfall, benchmarkowe Forspoken i Final Fantasy XVI. To ostatnie było przy tym naprawdę niezłą produkcją – co najwyżej zbyt ugrzecznioną i reprezentującą gatunek, który nie pozwala uniknąć monotonii aż przez 40 godzin zabawy, a od takich marek zdecydowanie trzeba wymagać więcej! Dla mnie bez wątpienia najlepszy rok w gierkowie od 2007. [Otton]

Najwięcej w tym roku nasiedziałem się zdecydowanie przy Football Managerze, prowadząc na przestrzeni kilkunastu sezonów moją (niemal) rodzinną Stal Brzeg do dwóch Mistrzostw Polski. Za powrót do nałogu winą obarczam goczałkowicką serię Mietczyńskiego. Na szczęście znalazłem czas na parę innych zajęć, z których najmilej wspominam nurkowanie z Dave’em (nigdy nie uwierzyłbym, że ten niepozorny pixel art skrywa najbardziej uzależniającą pętlę gameplayową 2023 roku – i pisze to człowiek trwoniący setki godzin w przywołanym menadżerze piłkarskim). Poza nim największą niespodzianką okazało się bezsprzecznie Lies of P – najlepsze soulsy niezrobione przez FromSoftware. Choć w recenzji nie byłem zbyt łaskawy, to świetnie bawiłem się też w Dead Island 2, a powrót do Night City w Widmie wolności sprawił mi dużą przyjemność, nie tylko ze względu na poprawiony stan techniczny Cyberpunka 2077 jako całości. Alan Wake II? Najbardziej pokręcona gra muzyczna tego roku, perkele. Ale czy horror? Ani trochę – na szczęście honoru tej kategorii bronią Dead Space i Resident Evil 4. Dwa fenomenalne odświeżenia wyjątkowych produkcji. Dlaczego nie wspominam tutaj ani Baldur’s Gate III, ani nowej Zeldy? Ponieważ nie miałem jeszcze czasu (ani pieniędzy), by je nadrobić.PS Na koniec rozkazuję wam odłożyć ten numer, wejść na Steama i zainstalować demo Holstin – największej niespodzianki tego roku, bardzo pomysłowego, pixelartowego polskiego horroru. Już? Okej, miłej dalszej lektury. [Ninho]

Baldur’s Gate III. No, można zamykać temat. A nie, zaraz – coś więcej mam dopisać? Okej, okej. Z całą powagą, nowe dzieło Larian Studios podniosło poprzeczkę dla gier wideo tak wysoko, że nad jego bezkonkurencyjnością w tym roku nawet nie będę się rozwodził. Chociaż zarówno Cyberpunk 2077: Widmo wolności, jak i Marvel’s Spider-Man 2 pod pewnymi względami podobały mi się bardziej (lecz w ogólnym rozrachunku paru rzeczy im brakowało).

Tym natomiast, na co chciałbym zwrócić uwagę, jest dalej postępujący boom na gatunek soulslike. I w końcu, pierwszy raz, dostaliśmy produkcję, która technicznie może spokojnie stanąć w szranki z dziełami FromSoftware. Mowa oczywiście o Lies of P (co prawda miałem mu sporo do zarzucenia przy premierze, ale zdążyłem już co nieco wybaczyć). A przecież i studio Hidetaki Miyazakiego nie było bierne, bo wypuściło świetne, choć na dłuższą metę nudnawe Armored Core VI. Dużo bardziej podobało mi się Star Wars Jedi: Ocalały. Skoro przy wymagających grach jesteśmy, wspomnę, że moje serduszko zabiło mocniej dla świetnego Ghostrunnera II, a czasem cierpiało – ale z przyjemnością (!?) – przy Darkest Dungeon II.

Szkoda mi tylko Blizzarda, który skopał mojego ulubionego grupowego FPS-a, czyli Overwatcha, a na dodatek wypuścił przeciętne do bólu Diablo IV. Gdzie się podziała firma zamieniająca wszystko w złoto? Cóż, chyba tam, gdzie to złoto jest ważniejsze niż jakość i społeczność fanowska. Przykro. [Paweł Kicman]

Jak już napisał Siekiera, wspaniały to był rok, nie zapomnę go nigdy. To czas zaskoczeń; wyszło tyle tytułów, że nie miałem pojęcia, w co ręce włożyć! NFS Unbound porwało mnie intrygującą oprawą graficzną i dobrym soundtrackiem, bawiłem się jednak tylko „okej”. Ujęła mnie platformówka Hi-Fi Rush,którą polecam każdemu fanowi gier rytmicznych. Na dziesiątki godzin wciągnęło mnie... Forspoken, wymaksowałem je z wielką przyjemnością; czasem tęsknię za tym wybornym systemem walki. A później to się podziało... fenomenalne Baldur’s Gate III, które mam zamiar zacząć od nowa podczas przerwy świątecznej. Albo rewelacyjny Ghostrunner II – ten formułę zabawy zaprezentowaną w „jedynce” wyniósł na zupełnie inny poziom. Był też nudny i powtarzalny Starfield, tak nijaki i niewciągający na dłuższą metę, że zrezygnowaliśmy z jego recenzji na naszym kanale youtube’owym. Zakochałem się w The Crew Motorfest –to dokładnie takie Test Drive Unlimited 3, jakiego zawsze potrzebowałem. Próbowałem się wciągnąć w The Invincible, ale bezskutecznie, bo początek okazał się przeraźliwie ślamazarny (acz wiem, że potem robi się tylko lepiej!). Zaskoczyło mnie Super Mario Bros. Wonder, kipiący pomysłami platformer, którego bohater, choć paskudny, jest doskonale animowany i w końcu nie grzeszy męczącą bezwładnością. Odkryłem też po latach Fortnite’a i uważam, że w trybie bez budowania to przeprzyjemny shooter. A, Valorant niezmiennie doskonały (tegoroczna agentka Deadlock skradła moje serce). I to nieszczęsne Diablo IV... cóż, tak mnie rozczarowało endgame’em i formą dobierania lootu, że po prostu mi przykro. I prywatnie był to wspaniały rok – zyskałem żonę. Fajna instytucja to małżeństwo, polecam każdemu. [Bastian]

To był rok zaskoczeń. W dużej mierze pozytywnych, choć drobniejszych rozczarowań też nie zabrakło. Przede wszystkim, patrząc wstecz, zdziwiłem się, że chociaż w ostatnich kilkunastu miesiącach cały czas grałem w coś nowego, koniec końców czeka na mnie jeszcze masa świetnych tytułów. I naprawdę nie przesadzam – na „priorytetowej liście rzeczy do sprawdzenia przed podsumowaniem” wciąż mam paręnaście pozycji. A mimo to jestem przekonany, że żadna z nich nie zagrozi w moim prywatnym rankingu Baldur’s Gates III, grze, która skradła mi 160 godzin i po której żadna wirtualna przygoda nie będzie już taka sama. I to właśnie jedna z większych niespodzianek, bo na „trójkę” czekałem głównie z zawodowej ciekawości, zastanawiając się, czy Larian podoła legendzie. Podołał. Oj, podołał.

Zaskoczyło mnie też Like a Dragon: Ishin!, w przypadku którego co prawda ani przez chwilę nie wątpiłem w końcową jakość, ale nie myślałem, że stanie się jedną z moich ulubionych Yakuz w ogóle. Z kolei uzupełniające podium Final Fantasy XVI traktuję mimo wszystko jako delikatne rozczarowanie – acz, między nami, mówi to więcej o moich nierealnych oczekiwaniach niż samej grze. Na tym tle Spider-Man 2 zasługuje na specjalną nagrodę za stałość w niestałym świecie, bo był dokładnie tym, czego się spodziewałem od pierwszej zapowiedzi. Świetną produkcją, którą splatynowałem w tydzień od premiery, ale o której nie umiałbym opowiadać z wypiekami na twarzy. [Witold]

Rozczarowania roku, MIEJSCE II

The Lord of the Rings: Gollum

Od samego początku było oczywiste, że nie ma co liczyć na wielki hit, ale z jakiegoś powodu ubzdurałem sobie (nie ja jeden), że Gollum okaże się choć przyzwoitym średniakiem. Ba, mój wewnętrzny fraje... tzn. optymista żywił nieśmiało nadzieję na powtórkę sytuacji z wydanym lata temu erpegiem ze świata „Gry o tron”. Dzieło Cyanide było słabiuteńkie pod niemal każdym względem, ale fabuły mogłaby mu pozazdrościć większość wysokobudżetowej konkurencji.

O Gollumie miało być? No dobra, skoro trzeba... Sęk w tym, że nie bardzo jest o czym pisać, bo Daedalic skiepścił prawie wszystko. Wyobraź sobie budżetową skradankę z lat 90., taką z „zero-jedynkowym” systemem ukrywania się. Jeśli siedzisz w oznaczonej strefie głębokiego cienia, wróg nie zauważy cię, choćbyś tkwił na otwartej przestrzeni trzy kroki przed jego nosem. Sekwencje platformowe także wzbudzają pusty śmiech, jak nie prostymi, nieciekawymi poziomami, to kiepską ekspozycją „aktywnych” elementów otoczenia czy koślawymi animacjami. Swoją drogą, całkiem zabawne, że gra, która wygląda jak tytuł sprzed 15 lat, potrafi zajeżdżać sprzęt w stopniu nie mniejszym niż śliczny pecetowy port Spider-Mana. W takim razie może chociaż fabuła? Ta, jasne. Jedyne, co prezentuje się w miarę godnie, to sposób ukazania dwoistej natury bohatera. Z jego przygód nie pamiętam już jednak w zasadzie niczego. Ech, zamiast porywać się z motyką na słońce, mogli po cichutku dłubać nad Blackguards 3. Przynajmniej jeden człowiek na świecie by się ucieszył. [Cursian]

Rok nie zaczął się dobrze dla wielbicieli magii. Forspoken mnie bardzo zasmuciło, bo wierzyłam w ten tytuł do samej daty premiery, a zrobił na mnie wrażenie niekochanego, przedwcześnie wypchniętego w świat dziecka. Na szczęście na wiosnę pojawiła się nowa Zelda i odmieniła moje postrzeganie nadnaturalnych mocy. W tym czasie też powróciłam do starej, dobrej serii Age of Wonders i w jej czwartej odsłonie przypomniałam sobie, jak to jest rozdawać karty w krainie rządzonej przez magów. Miałam chwilę przerwy od czarowania w wakacje, po czym ukazało się Baldur’s Gate III, w którym przepadłam. Cenię ten tytuł niezmiernie, bo dobitnie pokazał, że można – i trzeba – robić dobre erpegi. Marzy mi się, by jakiś odważny developer sięgnął po ten gatunek i odkurzył moje ukochane Arcanum. Jak nie teraz, to kiedy?!

W tym roku niezmiennie świetnie czułam się za sterami statku kosmicznego. Dziesiątki godzin przepędziłam w Everspasie 2, które miało być krótką przebieżką przed Starfieldem, a wciągnęło mnie na dłużej niż dzieło Betshedy. Sam Starfield wciąż czeka ze swoją drugą szansą na dłuższy urlop, ale jestem daleka od wieszania na nim psów – nadal wierzę w jego narracyjny potencjał. Niestety za dużo pojawiło się gier, które od pierwszych minut przykuły mnie do ekranu, że wspomnę chociaż doskonale mroczne Aliens: Dark Descent. Na koniec dodam parę słów o moim małym odkryciu tego roku – konsoli Playdate, która dotarła do mnie latem. To śliczne, poręczne maleństwo z niezmiernie wciągającymi grami potwierdzającymi zasadę, że im coś jest prostsze, tym lepsze. [Ranafe]

W aspekcie prywatnym ten rok był dla mnie jednym z najtrudniejszych w życiu. Bite osiem miesięcy upłynęło mi pod znakiem ogarniania kredytu, zakupu mieszkania, remontu, przeprowadzki, sprzedaży poprzedniego lokum i załatwiania kwadryliona spraw z tym wszystkim związanych. Gry zeszły na drugi plan, również dlatego, że ceny nowości na PS5 bolą podwójnie, gdy masz przed oczami cyrograf spisany z bankiem.

Obecnie przechodzę Spider-Mana 2 i czuję, że dostałem nagrodę za długie miesiące nerwów, bo dzieło Insomniaków jest niesamowicie przyjemne, po prostu fenomenalne. Nie wskażę go jednak jako swojej gry roku, bo przede mną wciąż kilka tytułów, które planuję wyrwać na przecenach, w tym Baldur’s Gate III, Star Wars Jedi: Ocalały, Like a Dragon: Ishin!, Like a Dragon Gaiden i CP2077: Widmo wolności.

W okresie zaciskania pasa ratował mnie PS Plus Extra, dzięki któremu nadrobiłem sporo zaległości, m.in. Nioh 2 (rewelacja!), Guardians of the Galaxy (ogromne pozytywne zaskoczenie), Days Gone (lepsze, niż się spodziewałem), remaster Alana Wake’a (moja pierwsza styczność z Alanem, szału brak), Lost Judgment (klasa! Przecież to Ryu Ga Gotoku), Personę 5 Strikers (wiadomo – Persona, nawet jeśli inna) czy The Quarry (odpaliłem z ciekawości i nie mogłem się oderwać).

W tym roku ważniejsze od samych gier było jednak w branży przejście Activision Blizzard pod skrzydła Microsoftu. Bardzo mnie ciekawi, czy ten ruch – w moim odczuciu rozpaczliwy, świadczący o bezsilności w obliczu sukcesów PS5 – pomoże Xboksowi nawiązać wreszcie realną walkę z PlayStation i jakie działa wytoczy w odpowiedzi Sony. [CormaC]

Niespodzianki roku, MIEJSCE II

Dave the Diver

Nie znoszę sushi i nie jem mięsa. Nie umiem pływać. Na PC gram jedynie wtedy, gdy naprawdę nie mam wyjścia. Fakt, iż moją grą 2023 roku została pixelartowa produkcja o nurkowaniu i prowadzeniu sushi baru, dostępna pierwotnie tylko na Steamie, nieco więc mnie zaskoczył. Nie byłem odosobniony – bo choć nieco bym przesadził, pisząc, że Dave pojawił się znikąd, to faktem pozostaje, iż wziął branżę szturmem i okazał się ogromnym sukcesem. 10 dni po premierze sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy, a z przeszło 56 tys. recenzji na platformie Valve aż 97% jest pozytywnych!

Oglądając nagrania rozgrywki, trudno zrozumieć fenomen, jednak ostrzegam: zarwałem przy grze kilka nocy. Mamy tu bowiem do czynienia z syndromem jeszcze jednego nurkowania, jeszcze jednego wieczoru w sushi barze, jeszcze jednego dnia doglądania pola z marchewką, jeszcze jednej ryby wpisanej do tutejszego RyboDeksu... Roboty jest tu co niemiara, każda drobna aktywność odrywa gracza od poprzedniej, a całość składa się w najbardziej wciągającą pętlę gameplayową ostatnich lat. Tyle dobrze, że odinstalowałem Dave’a z laptopa, a później sam laptop się popsuł. Ja naprawdę nie lubię sushi... [Ninho]

2023 był piękny dla graczy, ale to, co mi w nim najbardziej zaimponowało, to The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom. Nintendo nie tylko zredefiniowało, czym jest „przygoda chłopka z mieczem”, ale też stworzyło globalne wydarzenie. Tak się wkręciłem, że poza graniem i odkrywaniem Hyrule wypatrywałem w sieci przeróżnych sekretów, teorii fabularnych, znalezisk i sposobów, w jakie można się bawić tym tytułem. Oprócz osobistego przeżycia każdego gracza było to gigantyczne wspólne doznanie – coś, co w takiej skali poza Nintendo wywołują tylko Rockstar i FromSoftware. Miałem wrażenie, że przez maj oraz czerwiec gram w TotK z całym światem, i świetnie się z tym czułem.

Nie potrafię także wypędzić ze swej głowy wspomnień z przepięknie narysowanej przygodówki Paranormasight: The Seven Mysteries of Honjo. Skandalicznie o niej cicho, jednak dla mnie dzieło Square Enix to największe zaskoczenie i odkrycie roku – rozwiązywanie zagadki artefaktów, których zebranie pozwala przywrócić do życia wybraną osobę, jest pełne dreszczyku, wybitnie napisanych postaci i mocnych zwrotów akcji. Nie mogę się nachwalić tej produkcji.

Jako brzydkie kaczątko, takie, co ma liczne wady, ale nie daje o sobie zapomnieć, bo dostarczyło mi dużo radości, wskażę Wanted: Dead. Ten wymagający tytuł, w którym manewrujemy z karabinem, pistoletem i mieczem, odcinając kończyny wrogów w futurystycznym Hongkongu, to hołd złożony grom akcji z pierwszej dekady XXI wieku. Kanciasty i niewybaczający błędów, ale posiadający swój charakter i duszę. Polecam! [Cascad]

Za nami cholernie moce 12 miesięcy pod względem premier, ale nie skorzystałem z tego dobrodziejstwa w pełni, a powód jest typowy – brak czasu. Nie zagrałem więc ani w hołubionego Spider-Mana 2, ani w dodatek do Cyberpunka 2077, nowa Zelda czeka w kolejce, Baldur’s Gate III zaś nie odpalę, bo niestety nigdy nie odnajdywałem się w tego rodzaju erpegach.

Cieszę się za to, że miałem przestrzeń, aby połknąć w całości cudownego Ghostrunnera II. Świetnie, że jesień przyniosła Super Mario Bros. Wonder (za dnia ciąłem z dzieckiem, po zmroku maksowałem na własnym profilu). Niesamowitym doznaniem okazało się we wczesnym dostępie Witchfire – wymagające, niepokojące, wciągające. Czekam na aktualizacje z nowymi mapami! Mieszane uczucia pozostawiło z kolei Star Wars Jedi: Ocalały. Chociaż gra jest pod każdym względem lepsza od „jedynki”, nie wzbudziła we mnie równie dużych emocji, trochę znudziła fabułą i obrzydziła grafiką na PS5.

Dobrze wspominam ekologiczny anti-city builder Terra Nil. Warto było zagrać w Hrota, czeskiego Quake’a w konwencji weird east, tak samo jak w Beyond Sunset, łączące klimaty DND3 i Ion Fury z lekką metroidvanią. Miłe okazały się „odwiedziny” w odświeżonej Twierdzy (cudna grafika i masa nowej zawartości), a platformówkowej frajdy dostarczyło polskie Boti. Nie żałuję polecanego Dave the Diver, choć po 10 godzinach stwierdziłem, że już mi starczy. I na koniec gry „nie z 2023”: wreszcie wróciłem do Anno 1800 (było warto), nadal tłukę w Chivalry II (było warto), Witold ściągnął mnie do CS2 (było warto) i... nareszcie skończyłem Wiedźmina 3 (nie warto było... tyle z tym czekać). [b-side]

Zacznę nietypowo, bo od logicznego The House of Da Vinci III oraz przygodowego Burnhouse Lane, które wydano w grudniu 2022 – tak się niestety składa, że późne premiery często nie łapią się do podsumowań. Sam 2023 był dla mnie rokiem roguelike’ów. Od prześwietnego Wildfrosta skrywającego pod uroczą grafiką bezlitosną mechanikę, przez cholernie trudne Darkest Dungeon II oraz morskie Ship of Fools stanowiące kapitalny wybór do co-opa (zwłaszcza teraz, po aktualizacjach), po podwodno-kulinarną mieszankę Dave the Diver i pecetową wersję Doli lokatora (Luck Be a Landlord), wariację na temat jednorękiego bandyty. Do każdej z tych produkcji regularnie wracam. Rok 2023 obfitował także w ciekawe historie, innowacyjne mechanizmy bądź po prostu rzeczy szalenie klimatyczne. Tu szczególnie rekomenduję nowelkowy horror Slay the Princess, interaktywny film Stray Gods: The Roleplaying Musical, thriller Oxenfree II: Lost Signal, lingwistyczne Chants of Sennaar, inspirowane powieścią Stanisława Lema The Invincible, pełne gołębi Headbangers: Rhythm Royale, tarotopodobne The Cosmic Wheel Sisterhood oraz dziwaczne, jak wcześniejszy Cultist Simulator tego samego studia, Book of Hours. A także drobiazgi takie jak Storyteller czy Dredge, który zresztą w połowie listopada doczekał się DLC. Dobrych gier w 2023 wyszło oczywiście o wiele więcej, ale jeśli wcisnę tu kolejne tytuły, będę musiała usunąć wszystko inne – na szczęście gros moich polecanek znajdziesz w niezależnych przeglądach w poprzednich numerach CDA. Co to był za rok! [9kier]

Wydarzeniem, które najmocniej mnie tknęło, poruszyło, zainspirowało w tym roku, było zagłębienie się wreszcie w serię Life Is Strange. Ograłem wzdłuż i wszerz wszystko (oprócz „dwójki”) i polecam każdemu, kto jeszcze z tymi tytułami się nie zapoznał. Piękna rzecz. Za to w kwestii stricte premier wyczekane Jagged Alliance 3 zapewniło mi ponad 50 godzin znakomitej, szanującej dziedzictwo swych przodków rozrywki. Ogromna mapa, rozbudowane mechanizmy taktyczno-strategiczne, ale i przynależny serii humor to coś, co przez dekady wydawało się nieosiągalne bądź, po prostu, nieopłacalne. Tym większe brawa dla Haemimont Games za podjęcie wyzwania. Gorące gratulacje ślę również Tindalos Interactive za Aliens: Dark Descent – i za zachowanie gęstego klimatu filmowej inspiracji, i za świeże podejście do gatunku „pauzowalnych” RTS-ów. Zupełnie nie spodziewałem się w tym roku za to poważnych rozkmin na temat kupna arcade sticka do mordobić. Skłonił mnie do nich Street Fighter 6, pierwsza w moim życiu twarzołupanka (no, może poza antycznym One Must Fall: 2097), do której przysiadłem na długo i poważnie. Ostatecznie mój zapał rozwiał się po kilkudziesięciu godzinach, ale kto wie, czy nie powróci ze zdwojoną siłą przy okazji nadchodzącej (kiedyś) premiery Project L... Na koniec wymienię jeszcze Wildfrosta, Chants of Sennaar, Darkest Dungeon II, Cyberpunka 2077: Widmo wolności, Stray Gods: The Roleplaying Musical i Slay the Princess jako tytuły, które co najmniej poszerzyły moje horyzonty. Jak widać, paru tegorocznych tuzów tutaj brakuje, ale zamierzam wszystko nadrobić! [enki]

Wizyta w Night City pochłonęła mnie bez reszty. Na szczęście wybrałem się do miasta dopiero kilka miesięcy po premierze, kiedy największe bolączki trapiące podstawową wersję Cyberpunka 2077 zostały już wyeliminowane, dzięki czemu mogłem chłonąć całym sobą dystopijny klimat, będąc zmuszonym do przymykania oka na irytujące niedoróbki jedynie od czasu do czasu. Dlatego też Widmo wolności, poprawiające właściwie każdy aspekt CP2077, z miejsca wskoczyło na listę najważniejszych dla mnie gier. Baldur’s Gate III udowodniło, że da się jeszcze w 2023 roku wydać tytuł dopracowany w niemal każdym calu. Po 50 godzinach spędzonych w Zapomnianych Krainach mam wrażenie, że dzieło Larian Studios wciąż nie odkryło przede mną wszystkich swoich kart. BGIII to ścisła czołówka najlepszych erpegów w historii. Kropka. Ostatnie tygodnie upływają mi natomiast na śmiganiu na pajęczej sieci w Spider-Manie 2. Wydawać by się mogło, że niewiele da się dodać do genialnej formuły „jedynki”, a jednak! Insomniac Games stworzyło sequel idealny, a Sony wreszcie doczekało się tytułu, dla którego warto kupić PS5. Póki co na mojej kupce wstydu lądują Alan Wake II i The Invincible. Oba tytuły na pewno sprawdzę, kiedy tylko nieco opadnie kurz po mocnej końcówce roku. Liczę też, że do grona najważniejszych gier 2023 będziemy mogli zaliczyć debiutujące w grudniu Avatar: Frontiers of Pandora. Filmowe uniwersum Jamesa Camerona zasługuje na naprawdę dobrą produkcję.

PS Podobno Nintendo wypuściło w tym roku coś dobrego. Nie wiem, nie znam się, jestem Polakiem. :P [Gruby AL]

Co w tym roku było na grzale? Liquid o smaku miodu. Już opowiadam. W końcu wyszedł trzeci rozdział czeskiego Hrota, na konsolach pojawił się port Forgive Me Father, a do tego z największą przyjemnością ograłem remastery Chasm: The Rift i Quake’a II. Wreszcie łyknąłem wydany kilka lat temu Alien World Order, czyli piąty epizod do Duke Nukem 3D. Przewinęło mi się przez dysk również polskie Dino Trauma, które znalazło się we wczesnym dostępie na Steamie. Wielbicielom szybkich i tanich „calaków” mogę z kolei wspomnieć o God Damn the Garden (ten chory klimat!) czy Gastro Force.

Chciałbym z tego całego zatrzęsienia wyróżnić przede wszystkim Fashion Police Squad. Jako funkcjonariusz policji odzieżowej pomagamy tutaj zwalczać wszelkie przejawy tekstylnego bezguścia. Korzystając z naszej maszyny do szycia, jednym przestępcom zwężamy zbyt duże garnitury, a innym podciągamy portki noszone na wysokości kolan. Dostaje się także turystom w skarpetach czy miłośnikom worków po ziemniakach.

Kilka przyjemnych godzin spędziłem też przy Slayers X: Terminal Aftermath: Vengance of the Slayer, grze, która od początku do końca wygląda tak, jakby cały pomysł na nią powstał w zeszycie zbuntowanego nastolatka. Styl graficzny, humor i projekt etapów jak żywo pasują do drugiej połowy lat 90. Kto wzdycha do Redneck Rampage czy starego Shadow Warriora, ten odnajdzie się i tutaj. 2023 okazał nieludzko obfity w przysmaki. Zanosi się także na to, że 2024 wcale nie będzie gorszy. Czekam z wypiekami na ryjku. [bolo]

Rozczarowania roku, miejsce I

Starfield

Lubię opowieści, w których narracja daje dużo czasu, by wniknąć w zakamarki życia bohaterów. Ale żeby gra wideo mogła sobie pozwolić na emocjonalną obojętność przez pierwsze kilkanaście godzin, musi mieć wybitny klimat, oryginalny świat tudzież doskonałe dialogi. Starfield tego niestety nie ma. Żywię bezinteresowną sympatię wobec wszelkich kosmicznych gier akcji, ale w tym tytule zabrakło haka, który przyciągnąłby mnie na dłużej.

Sama jestem sobie winna (zresztą nie tylko ja, skoro „wygrał” w naszym zestawieniu), bo też z materiałów reklamowych nie wyzierało nic innego ponad to, co dostaliśmy. Pierwsze filmy ukazujące eksplorację obcych planet niepokoiły pustymi światami. Dialogi sprawiały, że miałam flashbacki z Falloutów, wszak Starfield wykorzystuje ten sam silnik. Wiedziałam, że Bethesda stoi pobocznymi misjami oraz ukrytymi w cieniu głównych dekoracji perełkami. I je dostałam, ale doszukanie się tego wymaga czasu.

Problem Starfielda polega też na tym, że po wielu rewelacyjnych (żeby nie powiedzieć: rewolucyjnych) grach tego roku podświadomie oczekiwałam mesjasza gatunku. To po prostu kolejne action RPG Bethesdy grające tymi samymi kartami za pomocą zbyt dobrze znanych mechanizmów. W zasadzie od Falloutów produkcję odróżniają dwie rzeczy: że jej akcja toczy się w kosmosie oraz że wyciska z silnika Creation Engine ostatnie soki, przez co mój komputer ledwo dycha. [Ranafe]

Za podium ex aequo: Diablo IV, CoD: Modern Warfare III, Overwatch 2.

Niespodzianki roku, miejsce I

Hogwarts Legacy

Żadna gra nie wywołała w tym roku większego zaskoczenia niż Hogwarts Legacy. Nawet jeżeli od samego początku zapowiadało się w sumie dobrze, trudno było zwyczajnie w to wszystko uwierzyć. Z jednej strony przez ciągłe przesuwanie daty premiery, z drugiej – przez raczej niespektakularne CV autorów. Przyznacie sami, obiecać da się wiele, ale jednak twórcy zajmujący się latami głównie taśmową produkcją filmówek czy trzema odsłonami Disney Infinity po prostu nie wyglądali na speców od sandboksów. Tymczasem wyszło z tego dzieło, które mogłoby nawet bić się o czołowe miejsca w rankingu najlepszych, gdyby tylko lista tegorocznych premier nie była aż tak mocarna...

Wybrzmiało w nim może parę fałszywych nut, jak głupiutkie wyjaśnienie nieobecności quidditcha czy uzasadnianie, dlaczego zaczynamy edukację na piątym roku, ale – mówiąc szczerze – zapominamy o tym już po kilku godzinach, dając się po prostu porwać magii zapamiętanej z dzieciństwa. Jeszcze bardziej zaskakujące od wiernie odwzorowanego Hogwartu było jednak to, że sama gra nie potrzebowałaby nawet głośnej licencji, aby nieźle obronić się jako całkiem rozbudowane action RPG z ciekawym systemem walki opartym na czarach. Produkcja pokazała, że doświadczenie to nie wszystko i liczą się też dobre chęci, a także podejście do tematu z odpowiednim zaangażowaniem. [Otton]

Za podium ex aequo: Hi-Fi Rush, Alan Wake II, RoboCop: Rogue City.

###Gramy

Marvel’s Spider-Man 2

Platforma: PS5

Producent: Insomniac Games

Wersja PL: Pełna

Tagi: akcja, sandbox, Marvel

Bujał się 40 godzin i wciąż mu mało: Eugeniusz Siekiera

„Dwójka” nie wprowadza żadnych rewolucji, bo po prostu ich nie potrzebuje. Elementy, które poprzednim razem wypadły świetnie, dopieszczono, co przełożyło się na grę może trochę odtwórczą, za to piekielnie angażującą, a do tego jedną z najlepiej dopracowanych technicznie w ostatnich latach.

Jako że mamy do czynienia z bezpośrednią kontynuacją poprzednich odsłon, ich znajomość jest mocno wskazana. Raz, że śledzimy dalsze losy znanych postaci, a dwa – sam scenariusz wielokrotnie odnosi się do wcześniejszych przygód. Jeśli jednak ktoś przegapił Spider-Mana z 2018 roku bądź wydanego dwa lata później Milesa Moralesa i nie w smak mu wracać do starych produkcji, przed rozpoczęciem zabawy może poratować się skrótem minionych wydarzeń.

Nowi chłopcy do bicia

W życiu obu Pająków zaszły zmiany. Przede wszystkim panowie nieco dojrzeli; choć Miles ma raptem 17 lat, nabrał większej pewności siebie, nie jest już nieopierzonym młokosem, którego nowojorczycy przekornie nazywali „tym drugim Spider-Manem”. Teraz to pełnoprawny heros w niczym nieustępujący Peterowi. Ten z kolei, próbując pogodzić superbohaterstwo z problemami szarej codzienności, jak zarabianie na chleb i spłacanie kredytu, załapuje się na wakat w szkole.

Parker nie zdąży zagrzać miejsca za belferską katedrą, bo w mieście pojawia się stary znajomy. Kilkuetapowe starcie z Sandmanem, który przybrał rozmiary wieżowca, jest fantastycznym otwarciem i niezłym przedsmakiem tego, co czeka nas później. Wyreżyserowana z rozmachem walka nie kończy sprawy, wszak po piaskowej zadymie parę dzielnic przypomina Saharę. Zalegające wszędzie wydmy dokonały niemałych zniszczeń, służby uwijają się jak w ukropie, a i Pajączki mają pełne ręce roboty przy ratowaniu cywili. Sam Sandman też nie zniknie całkowicie z naszych radarów, bo będzie z nim związana jedna z aktywności pobocznych.

Nie on jest jednak największą gwiazdą nowej odsłony, tylko Kraven Łowca, który zawiedziony dotychczasowymi wyzwaniami stawia na nową dżunglę, tym razem miejską, odlaną z betonu, stali i szkła. Wraz ze swoją liczną, absurdalnie dozbrojoną świtą wije sobie gniazdko w Nowym Jorku, czyniąc zeń wielki teren łowiecki. Na celowniku złoczyńcy lądują zarówno znani z poprzedniczek przeciwnicy Spider-Manów, ze Scorpionem i Mister Negative’em na czele, jak i same Pajączki. Nasze zaradne chłopaki z początku są nieświadome, z jak dużym zagrożeniem mają do czynienia, ale nowa ekipa, dysponując nieograniczonymi środkami i futurystycznym uzbrojeniem, szybko zmienia układ sił na planszy, wyrastając na wroga numer jeden.

#Ramka

Kostium do szafy

Peter i Miles to ludzie z krwi i kości, którzy poza ratowaniem miasta zajmują się tym, co ich rówieśnicy – zwyczajnym życiem. Nie brakuje więc momentów, gdy kostium ląduje na dnie szafy, a my mamy okazję poznać bardziej ludzką twarz danego Spider-Mana, np. rozgrywając jakąś sekwencję retrospekcyjną czy odwiedzając z przyjaciółmi miejscowy lunapark i biorąc udział w kilku minigrach. Te przerwy na złapanie oddechu to dobre okazje do tego, by ostudzić emocje i choć na chwilę wyhamować z pędzącą na złamanie karku akcją.

Gabinet osobliwości

Na tym nie koniec atrakcji. W drugiej połowie kampanii do zabawy dołącza nowy przeciwnik, bardziej nieoczywisty i nieuchwytny, bo pochodzący spoza Ziemi. Symbiont, który początkowo połączy się z Parkerem, z czasem przeistoczy się w znanego wszystkim Venoma, a wtedy skala rozpierduchy wkroczy na jeszcze wyższy poziom. Zyskuje na tym też klimat opowieści – ten zaczyna gęstnieć od momentu, gdy pozostający pod silnym wpływem Obcego Peter z dobrodusznego chłopaka zmienia się w brutalnego i bezwzględnego dupka. Robi się poważniej i mroczniej, miejscami wręcz niepokojąco.

Świetnym uzupełnieniem tego gabinetu osobliwości jest doktor Connors, który po przeistoczeniu się w Lizarda stanie się piekielnie niebezpiecznym przeciwnikiem, fundując nam niezwykle ciekawe starcie. A i to nie wszyscy. Antybohaterem pewnego pobocznego wątku okaże się Mysterio, z kolei jedno z dodatkowych śledztw skonfliktuje nas z gangiem fanatycznych podpalaczy na usługach Flame’a. Smaczku dodaje fakt, że w sprawę będzie zamieszana ekspolicjantka Yuri Watanabe, która po złożeniu broni powraca jako bezwzględna Wraith.

Oczywiście na ulicach spotkamy się nie tylko z podkomendnymi Kravena czy Flame’a. Jest wielu pomniejszych gangusów, z którymi na ogół wiążą się drobne, generowane losowo przestępstwa. Gasimy pożary, udaremniamy włamania, napady rabunkowe i porwania, zatrzymujemy pędzących arteriami miasta uciekinierów, a poszkodowane ofiary odstawiamy do najbliższej karetki. Innymi słowy: dzieje się. I to sporo!

#Ramka

Pająk fotograf

Jedną z aktywności pobocznych jest robienie zdjęć. Ktoś krzyknie: nuda, powtórka z rozrywki! Owszem, tyle że tym razem nie fotografujemy kultowych miejsc, ale ludzi. Zwyczajnych nowojorczyków zajętych pozornie błahymi zajęciami – ulicznego artystę walącego w bębny czy grupę przyjaciół grających w kosza. Fajny pomysł, który zmusza nas, by na moment się zatrzymać, a jednocześnie pokazuje, że nie wszyscy enpece są odlanymi z tej samej sztancy manekinami.

Opowieść się liczy

Nowy Jork to rzecz jasna nie tylko złole. Powraca wielu starych znajomych, jak Ganke, najlepszy kumpel Milesa, matka chłopaka pracująca na rzecz społeczności Harlemu czy Mary Jane, dziewczyna Petera, w którą znów przyjdzie nam się wcielić w kilku misjach skradankowych (jakościowo wciąż odstających od reszty gry, ale w porównaniu z „jedynką” sensownie rozbudowanych i dużo lepiej zaprojektowanych). Bujając się po mieście, po raz kolejny posłuchamy zaś audycji wiecznie marudzącego J. Jonaha Jamesona czy podcastów Daniki Hart.

Jeśli kogoś brakowało w pierwszej części, to z pewnością Harry’ego Osborna. Stary przyjaciel Petera był nieobecny ciałem (choć jego wątek pojawiał się w opowieści, rozwiązywaliśmy również związane z nim zadania dotyczące ekologii), tym razem wraca po długiej rekonwalescencji, stając się jedną z kluczowych postaci w nowej historii. Jego pojawienie się w życiu Parkera sporo miesza w fabule, to także świetny pretekst do kilku retrospekcyjnych wycieczek do czasów, gdy przyjaciele chodzili do miejscowego liceum, dając popalić szkolnym stróżom.

Odniosłem wrażenie, że „dwójka” nie tylko ma lepiej napisane postacie, ale też bardziej świadomie traktuje fabułę, która nie została doklejona na odczepnego do zestawu misji, lecz stała się jego integralną częścią. Nie zrozumcie mnie źle, to nadal zręcznościowy akcyjniak osadzony w komiksowym uniwersum. Innymi słowy: scenariusz nie zawalczy o nagrodę Nebula. Spider-Man 2 nie sprzedaje historii tego samego kalibru co Red Dead Redemption II, nie ma szans sponiewierać was emocjonalnie jak The Last of Us, ale – jak na grę o kolesiach w trykotach, którzy napieprzają się ze zgrają niebezpiecznych dziwaków – spinająca to wszystko opowieść jest naprawdę ciekawa i wciągająca. Co więcej, udało się znacznie zręczniej spleść ją z charakterem zadań, co często stanowi jedną z bolączek trawiących produkcje z otwartym światem. Tu też powielamy oczywiste schematy (podróż na miejsce → frontalny atak bądź skradanie się → rozmowa, uścisk dłoni → powtórzyć, zapętlić), ale całość zróżnicowano tak udanie, że na nudę nie sposób narzekać, bo większość misji głównego wątku potrafi czymś zaskoczyć i wnieść sporo świeżości.

#Ramka

Wież nie ma, ale też jest fajnie

Zrezygnowano z odkrywających ważne miejsca w okolicy wież znajdujących się na dachach komend policji, co mocno kojarzyło się z pomysłem wyeksploatowanym do cna w sandboksach Ubisoftu. Tym razem – korzystając z pajęczego zmysłu – prześwietlamy najbliższe otoczenie, co automatycznie wskazuje obiekty warte uwagi. Ta metoda może się więc wydać mozolniejsza (bo nie odsłaniamy większego fragmentu dzielnicy automatycznie), ale zmusza do eksploracji i jest zwyczajnie ciekawsza.

Pająków dwóch

Warto zaznaczyć, że Parker i Morales to równorzędni bohaterowie – żaden z nich nie jest wyraźnym faworytem, a każde zadanie z głównej nitki scenariusza przyporządkowano konkretnej postaci, co ma sens, bo uzasadnia to fabuła. Takie rozwiązanie pozytywnie wpłynęło zarówno na tempo opowieści, jak i sposób jej prezentacji. Wszak Pająkami kierują różne pobudki i choć herosi strzelają gole do jednej bramki, mają za sobą odmienne doświadczenia, a co za tym idzie nieco inaczej podchodzą do pewnych spraw. Tam, gdzie Miles da się ponieść emocjom, Peter zachowa zdrowy rozsądek – i odwrotnie. Mają też oczywiście innych przyjaciół, krewnych i sympatie, więc rzeczony podział pozwolił bardziej kompleksowo ukazać otaczający chłopaków świat, we wszystkich jego odcieniach.

Część opcjonalnych aktywności również zaliczymy jedynie w skórze konkretnego bohatera, choć nie brakuje zadań bez podobnego ograniczenia. W trakcie swobodnej eksploracji możemy natomiast dowolnie przełączać się między Spider-Manami. Jak to działa w praktyce? Bardzo prosto, wystarczy wejść do apki MSMZS w telefonie, która zadebiutowała w samodzielnym rozszerzeniu z 2020 roku, by wybrać alternatywnego herosa. Nie jest też tak, że ich drogi nigdy się nie krzyżują. Wręcz przeciwnie, w wielu zadymach występują w duecie, a wtedy drugi Pajączek walczy u naszego boku kierowany przez sztuczną inteligencję. Warto również wspomnieć, że nie znajdziemy tu choćby szczątkowej formy kooperacji, to od początku do końca tytuł czysto singlowy.

#Ramka

Szybka podróż

Szybką podróż rozwiązano inaczej niż w poprzedniej odsłonie – odblokowuje się teraz wraz ze wzrostem postępów w danej dzielnicy (co wiąże się przede wszystkim z zaliczaniem aktywności bonusowych). Najistotniejszy jest jednak fakt, jak to zrobiono. Dzięki specyfice szybkiego dysku SSD konsoli bohater może w ułamku sekundy przenieść się do dowolnego miejsca. Z poziomu mapy wybieramy interesującą nas ulicę, plan zaczyna się przybliżać, na naszych oczach wyrastają drapacze chmur i sekundę później Pająk buja się na sieci na drugim krańcu miasta. Powiedzieć, że wygląda to spektakularnie, to jak nic nie powiedzieć.

Miasto, które nie zasypia

Bohaterem drugiego planu jest sama metropolia. Nowy Jork to miejsce ogromne i autentycznie magnetyzujące. Od strony architektonicznej imponuje, a kolorystycznym zróżnicowaniem niezmiennie cieszy oko. Centralną częścią pozostaje Manhattan z wieżowcami zahaczającymi o nisko zawieszone chmury, ale do znanej części miasta dołączyły zupełnie nowe tereny na wschód od wyspy, będzie więc okazja zawitać do biedniejszych dzielnic pokroju Queens czy Brooklynu. Zadbano też o tereny zielone, które teraz prezentują się żywiej, głównie za sprawą gęściejszej i bardziej realistycznej roślinności. W tej materii najwięcej zyskał słynny Central Park, choć i w dodanych lokacjach nie brakuje fragmentów zdominowanych przez rozbuchaną przyrodę.

Trzeba jednak pamiętać, że Nowy Jork w wydaniu Insomniac Games to wciąż tylko makieta – miejscami lepiej lub gorzej udająca realny świat. Samochody stoją w korkach, gdzieniegdzie dochodzi do wypadku, co wiąże się z przybyciem patrolu policji, przechodnie spacerują zajęci swoimi sprawami, inni zapętleni w określonej czynności tkwią w przypisanych im punktach. Wszystkie te bajery znamy z wielu podobnych piaskownic, w tym oczywiście gier Rockstara, który realizuje je jednak lepiej i wiarygodniej.

Tyle że w przypadku Spider-Mana 2 nie ma to aż tak dużego znaczenia, bocały ten wielkomiejski zgiełk z rzadka obserwujemy z bliska, a jeśli już, to mknąc na pajęczynie i sunąc kilkanaście centymetrów nad dachami żółtych taksówek. Gdy zaś wdrapiemy się wyżej, zgrabnie przeskakując między wystającymi elementami elewacji wieżowców, świat w dole będzie pełnił funkcję mniej istotnego tła, choć wciąż imponującego wyglądem i skalą. W takich momentach nie ludzie czy samochody się liczą, ale gęsta zabudowa, która mimowolnie staje się jednym z kluczowych elementów pierwszorzędnie zrealizowanego parkouru.

#Ramka

Tryby, trybiki

Zwyczajowo już dla wysokobudżetowych produkcji ze stajni Sony grę możemy odpalić w trybie wydajności lub wierności odtwarzania obrazu. Pierwszy celuje w 60 klatek na sekundę i – o dziwo – oferuje funkcję śledzenia promieni, ale w uproszczonej wersji. Mniejsza jest też liczba przechodniów, natężenie ruchu czy szczegółowość włosów. Tryb jakości zdejmuje te ograniczenia i pozwala cieszyć się wyższą rozdzielczością, oczywiście kosztem płynności na poziomie 30 fps-ów. I prawdę powiedziawszy, w każdym z tych trybów gra wygląda obłędnie.

Zabujałem się na zabój

Trudno o sandboksa z bardziej kompleksowym, a przy tym równie ekscytującym, elastycznym i intuicyjnym systemem poruszania się w przestrzeni. W poprzednim zdaniu padło wiele przymiotników, ale nie ten najistotniejszy, zdradzający, jak przyjemnym doświadczeniem jest przemieszczanie się z miejsca na miejsce, zarówno na otwartej przestrzeni, jak i we wnętrzach budynków. „Jedynkę” platynowałem z dziką rozkoszą raptem miesiąc temu i nadal zachwyca mnie to, jak mądrze rozwiązano eksplorację. To jedna z nielicznych piaskownic, w których szybka podróż wydaje się kompletnie zbędna (choć oczywiście jest obecna) i zupełnie nie przeszkadza brak pojazdów służących do pokonywania większych dystansów.

Pajączki z niebywałą lekkością bujają się na sieciach, mogą rzucić się szczupakiem w dół, by nabrać rozpędu (bądź wykonać w trakcie lotu jakieś karkołomne ewolucje), potrafią precyzyjnie doskoczyć do dowolnego wystającego elementu czy punktu na wybranej powierzchni, podciągnąć się do każdej krawędzi, którą wyłapie znacznik, następnie wybić się z niej z jeszcze większą prędkością. Chcesz wdrapać się na szczyt Empire State Building albo wieżowiec Avengers? Zajmie ci to kilka sekund, bo bieganie sprintem po pionowych ścianach jest tutaj dziecinnie łatwe.

To, co już pięć lat temu wydawało się kompletne, magikom z Insomniac Games udało się udoskonalić, choćby poprzez dodanie siecioskrzydeł, dzięki którym niczym w wingsuicie możemy szybować po mieście, a wpadając w jeden z wielu specjalnych tuneli powietrznych, dodatkowo nabierzemy rozpędu i utrzymamy stałą wysokość. Rozwiązanie genialne w swej prostocie, a przy tym wygodne, szczególnie w miejscach pozbawionych wyższych budynków bądź nad wodą, gdzie – nie licząc mostów czy dźwigów – brakuje elementów, o które moglibyśmy zaczepić sieć. Jest to też dobra alternatywa, jeśli niekończące się huśtanie zacznie nas męczyć, tylko czy można się znudzić czymś, co daje tyle frajdy? Pytanie retoryczne, nie zapraszam do dyskusji.

Robótki na boku

Jak się rzekło, gdy już mamy na grzbiecie kostium, na poziom ulicy schodzimy rzadko – głównie wtedy, kiedy trzepiemy skóry pomniejszym bandziorom, zapobiegając tworzonym losowo przestępstwom. Te nie wliczają się już w procentową liczbę ukończenia danej dzielnicy, a kolejne wyzwania z tej kategorii będą generowane bez końca. W poczet bonusowych aktywności związanych z wymaksowaniem gry wchodzi za to sporo innych atrakcji.

Powracają wrogie bazy, ale nie w tak przytłaczającej liczbie jak w „jedynce”, gdzie każda frakcja dysponowała swoimi miejscówkami. Tym razem czyścimy jedynie tereny łowców – najpierw mniejsze kryjówki, które pozwalają namierzyć i rozpracować większe i tłumniej oblegane siedziby. Te drugie są sporym wyzwaniem, ale w trakcie infiltracji pierwszych zdobywamy cenne informacje, aktywując ułatwiające wykonanie zadania cele dodatkowe – zaliczając je, sprawimy, że np. zaalarmowany wróg nie zdoła wezwać posiłków. Dzięki temu mamy realny wpływ na przebieg samego starcia.

Ponownie robimy zdjęcia (patrz: ramka „Pająk fotograf”), nie brakuje też fantów do zebrania w postaci wspomnień Sandmana czy rozsianych po mieście spider-botów. Wiele tutaj oczywistej powtarzalności, cieszy natomiast, że nawet motywy z kserokopiarki często prowadzą do oryginalnego finału. Przykładowo: w wyzwaniach Mysterio tłuczemy na czas określonych wrogów (czyli coś, co doskonale znamy z poprzedniczek), ale na sam koniec czeka nas jeszcze starcie ze sprawcą całego zamieszania. Z kolei skrytki Prowlera to zręcznościowo-logiczne łamigłówki polegające na odkryciu lokalizacji i dostaniu się do środka rzeczonej skrytki, gdy zaś wyczyścimy wszystkie tego rodzaju miejsca na mapie, będziemy świadkami rodzinnego spotkania z wujkiem Milesa. Takie drobiazgi domykające poszczególne wątki cieszą, nawet jeśli to tylko krótkie i niewiele wnoszące cutscenki.

Stawiam na rozwój

Wśród zleceń nadprogramowych trafiają się też nieco bardziej złożone scenariusze z konkretnymi historiami. Dla przykładu, rozwiążemy problemy kilku uczniów Brooklyn Visions Academy (czyli szkoły Milesa) bądź ruszymy tropem skradzionych instrumentów muzycznych, które miały wylądować w jednym z muzeów. Wszystkie te atrakcje jednak bledną na tle głównego wątku. To w nim znajdziemy najbardziej rozbudowane misje, najlepsze – bo obłędnie epickie – starcia oraz pożądane w każdej piaskownicy urozmaicenia.

Z zaliczania tego wszystkiego płynie nie tylko frajda, ale też wymierna korzyść. Oprócz alternatywnych kostiumów, które co jakiś czas odblokowujemy, nasze konto zasilają punkty doświadczenia oraz części sprzętu i specjalne żetony. System rozwoju przypomina z grubsza ten z „jedynki”. Awans na kolejne poziomy przekłada się na punkty umiejętności, a te wydajemy na trzech odrębnych drzewkach (po jednym dla każdego Pająka oraz trzecim wspólnym, gdyż panowie dzielą większość ruchów i ataków). Części i żetony przydają się natomiast do kupowania i rozwijania pomocnych w walce gadżetów (o nich za chwilę) oraz technologii kostiumu, czyli rozwijania Spider-Manów w zakresie żywotności, zwinności, koncentracji i zadawanych obrażeń.

Samo gęste