Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pierwsi Piastowie brali sobie za żony księżniczki czeskie lub pochodzące z Rzeszy, w późniejszych czasach, aż do rozbicia dzielnicowego, większość stanowiły mieszkanki Rusi. Jagiellonowie i Wazowie chętnie żenili się z Habsburżankami, uważanymi za płodne. Nasi władcy poślubiali również Litwinki, Francuski, czy Węgierki, w gronie naszych królowych znalazła się także jedna Włoszka.
Wszystkie cudzoziemskie księżniczki przybywające do naszego kraju, były na ziemiach swojego przyszłego męża uroczyście witane, co nie gwarantowało im szczęśliwego pożycia, chociaż wiele z nich znalazło miłość i szczęście w związku, niektóre jednak musiały tolerować u boku swego królewskiego małżonka kochanki.
Wśród cudzoziemskich żon władców Polski nie brakowało silnych indywidualności i wiele z nich zasługuje wręcz na osobną publikację. Przedstawione w książce królowe albo odegrały ważką rolę w naszych dziejach, dorobiły się, jak Rycheza, Bona i Ludwika Maria, czarnej legendy lub, pomimo swoich zasług, są dzisiaj zupełnie zapomniane. Właśnie taki los spotkał dwie królowe: Helenę Moskiewską, małżonkę Aleksandra Jagiellończyka i Eleonorę Habsburg, żonę Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Galerię cudzoziemskich królowych zamyka Maria Józefa, poślubiona Augustowi II z dynastii Wettynów, która była ostatnią koronowaną królową wolnej Polski.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 285
Wstęp
W ostatnich latach cały świat z zapartym tchem śledził perypetie uczuciowe dwóch synów następcy tronu Wielkiej Brytanii, którym udało się iść za głosem serca i pojąć za żony kobiety niewywodzące się z królewskich, a nawet arystokratycznych rodów. Wielkie emocje wzbudza zwłaszcza związek młodszego z nich, księcia Harry’ego, zajmującego wprawdzie dopiero szóste miejsce w kolejce do tronu, ale jako wnuka królowej podlegającego zasadom, którymi od wieków muszą się kierować członkowie rodu panującego. A tymczasem sympatyczny książę poślubił Amerykankę, w dodatku aktorkę i co gorsza rozwódkę, Meghan Markle. Jest to niewątpliwie znak czasu, w przeszłości bowiem mariaże w rodach królewskich podporządkowane były wyłącznie interesom dynastii i kraju. Tym samym regułom podlegały małżeństwa władców Polski, choć i w naszej historii zdarzały się związki zawierane z miłości, wbrew woli poddanych. Na taki czyn poważył się chociażby Władysław Jagiełło, poślubiając Elżbietę Granowską, a po latach również jego prawnuk Zygmunt August, który pojął za żonę Barbarę Radziwiłłównę. Co ciekawe, druga z wymienionych królowych była po kądzieli potomkinią pierwszej. Takie królewskie wybryki były jednak rzadkością, nasi władcy zwykle starali się wybierać małżonki, kierując się dobrem dynastii, mając w perspektywie sojusze korzystne dla państwa, którym przyszło im władać.
Ustrój monarchiczny w naszym państwie trwał 773 lata, najdłużej władzę dzierżyła dynastia piastowska (od X wieku do 1370 roku) , choć, jak wiadomo, nie wszyscy władcy tej dynastii zwieńczyli swe skronie królewską koroną. Na drugim miejscu pod względem długości panowania znajdują się Jagiellonowie, panujący 185 lat, a na trzecim spokrewnieni z nimi Wazowie, którzy władali Rzeczpospolitą przez 81 lat. Dalej plasują się kolejno: Sasi, których panowanie trwało 66 lat (wyjąwszy trzyletni okres królowania Stanisława Leszczyńskiego), Andegawenowie, rządzący w Polsce około 17 lat oraz Przemyślidzi, zasiadający na tronie jedynie 4 lata. Pozostały okres to czas monarchów obieranych na drodze wolnej elekcji.
Piastowie, począwszy od Bolesława Chrobrego, brali sobie za żony księżniczki i margrabianki Rzeszy, co zmieniło się za czasów Kazimierza Odnowiciela – odtąd polscy władcy życzliwszym okiem spoglądali na Wschód. Zgodnie z ustaleniami współczesnych historyków wśród małżonek późniejszych władców, do czasów rozbicia dzielnicowego, większość stanowiły właśnie mieszkanki Rusi. W późniejszych wiekach znowu narzeczone częściej pochodziły z Zachodu. Wielkim powodzeniem cieszyły się Habsburżanki, które w całej Europie uchodziły za idealne małżonki: były ciche, posłuszne, pokorne i płodne. Także i nasi królowie chętnie żenili się z członkiniami owej dynastii, choć nie zawsze spełniały pokładane w nich nadzieje: niekoniecznie były tak pokorne i ciche, jak oczekiwano, różnie też bywało z ich płodnością. Oprócz arcyksiężniczek (taki tytuł przysługiwał córkom habsburskiego rodu) czy księżniczek z sąsiadującej z Polską Rusi nasi władcy poślubiali też kobiety z innych krajów, w tym Litwinki, Francuzki czy Węgierki, w gronie polskich królowych znalazła się także Włoszka.
Jak wiadomo, małżeństwa królewskie podlegały regułom ustalonym w kontrakcie małżeńskim, zawieranym często po długich negocjacjach. Określał on między innymi dochody przyszłej królowej. Małżonka wnosiła posag, który król zabezpieczał na części swojego majątku sumą stanowiącą jego równowartość, zwaną przywiankiem, a po śmierci męża królowa otrzymywała tak zwaną oprawę wdowią. Za czasów Piastów i Jagiellonów to monarcha wyznaczał oprawę, ale wraz z nastaniem wolnej elekcji sprawa się nieco skomplikowała. Zgodnie bowiem z obowiązującym prawem obierany głosami szlachty król nie mógł mieć własnego majątku, dlatego obowiązek zabezpieczenia posagu wnoszonego przez królową Rzeczpospolita brała na siebie, a oprawa kolejnych królowych była zabezpieczona na majątku państwa. Za życia monarchy jego żona była praktycznie pozbawiona wszelkich dochodów, prawo do korzystania z dóbr oprawnych uzyskiwała dopiero po śmierci małżonka, a ponieważ musiała utrzymać siebie oraz swój dwór, król na sejmach podejmował starania o uzyskanie dochodów dla małżonki z innych źródeł, zazwyczaj zakończone sukcesem. Wśród żon naszych władców nie brakowało też bardzo przedsiębiorczych kobiet, które po śmierci mężów same dbały o swój majątek, znacznie pomnażając nadane im dobra.
Wszystkie cudzoziemskie księżniczki przybywające do naszego kraju były na ziemiach swojego przyszłego męża bardzo uroczyście witane, ale po raz pierwszy wjazd godny przyszłej królowej zgotowano Bonie Sforzy, która w 1518 roku przybyła do Krakowa, by poślubić króla Zygmunta Starego. Na jej cześć wszystkie krakowskie kamienice, które mijała, jadąc z towarzyszącym jej monarchą na Wawel, zostały udekorowane kwiatami i drogocennymi tkaninami. W późniejszych latach to właśnie ten pełen przepychu wjazd włoskiej księżniczki do stolicy państwa, którego królową miała wkrótce zostać, stał się wzorem dla kolejnych ceremonii powitania przyszłych małżonek polskich władców. Bodaj najhuczniej witano żony królów z dynastii Wazów: Cecylię Renatę i Francuzkę Marię Ludwikę Gonzagę. Dla tej ostatniej w Gdańsku, dokąd przybyła 11 lutego 1646 roku, zgotowano niezapomniane przyjęcie: jej wjazd uświetnił paradny orszak strojnych chorągwi i wystrzały armatnie. Największe wrażenie musiała jednak wywrzeć na przyszłej królowej zbudowana w połowie ulicy Długiej brama triumfalna, w której na postumentach ustawiono figury Atlasa, symbolizującego talent i rozum, oraz Herkulesa, mającego uosabiać pracowitość. Oba posągi podtrzymywały panoramę Gdańska, ukazaną pod łukiem tęczy, a także dzięki mechanizmom i ukrytym w środku ludziom poruszały się, a nawet… mówiły. I to w dwóch językach: po francusku i po łacinie.
Jednak nawet najwspanialsze ceremonie powitalne cudzoziemskich księżniczek ani entuzjazm przyszłych poddanych nie gwarantował im szczęśliwego pożycia. Choć wiele z nich znalazło miłość i szczęście w zaaranżowanym bez ich udziału związku, to jednak niektóre musiały tolerować obecność kochanek u boku swego królewskiego małżonka. Bywało też, że cudzoziemskie księżniczki już po ślubie stawały wobec niełatwego dylematu, którą ze stron konfliktu zbrojnego wspierać, w sytuacji gdy państwo rządzone przez męża zaangażowało się w wojnę z ich ojczystym krajem. Musiały wówczas wybierać, czy stanąć po stronie mężczyzny, któremu przed ołtarzem ślubowały miłość i wierność, czy opowiedzieć się po stronie ojczyzny i rodziny. Takiego wyboru musiały dokonać dwie żony monarchów, których losy opisane są w niniejszej publikacji: Rycheza, żona Mieszka II, oraz Helena, małżonka Aleksandra Jagiellończyka.
Niemiłą niespodzianką dla kobiet mających poślubić władców elekcyjnych było to, że ich przyszły mąż nie cieszył się w Rzeczpospolitej tak wielką władzą jak inni europejscy monarchowie i jako król wybrany przez szlachtę musiał się liczyć ze zdaniem poddanych. Co gorsza, chociaż od żony monarchy oczekiwano wydania na świat syna, to nikt nie mógł zagwarantować, że królewicz w przyszłości obejmie tron, miał jednak na to spore szanse. Dlatego zagraniczni władcy nie kwapili się do wydawania swoich córek za synów polskich monarchów, o czym przekonała się jedna z bohaterek tej książki, Maria Kazimiera Sobieska, marząca o ręce księżniczki francuskiej dla swego najstarszego syna Jakuba.
Wśród cudzoziemskich żon władców Polski nie brakowało silnych indywidualności i wiele z nich zasługuje na osobną publikację. Tu przedstawiono sylwetki kobiet, które po wyjściu za mąż zostały koronowane i przysługiwał im tytuł królowej, stąd nieobecność Dobrawy, której nie dane było tego dostąpić, czy żon Bolesława Chrobrego. Czytelników może dziwić brak Jadwigi Andegaweńskiej, jednak nie jest to przeoczenie: Jadwiga nigdy nie była królową, ale królem, poza tym w jej żyłach płynęło sporo polskiej i to piastowskiej krwi, odziedziczonej zarówno po babce ze strony ojca, Elżbiecie Łokietkównie, jak i babce ze strony matki – Elżbiecie, córce księcia gniewkowskiego Kazimierza.
Przedstawione w książce królowe albo odegrały ważną rolę w naszych dziejach, albo dorobiły się czarnej legendy, jak Rycheza, Bona i Ludwika Maria, albo pomimo swoich zasług są dzisiaj zupełnie zapomniane. Właśnie taki los spotkał dwie królowe: Helenę Moskiewską, małżonkę Aleksandra Jagiellończyka, i Eleonorę Habsburg, żonę Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Galerię cudzoziemskich królowych zamyka Maria Józefa, poślubiona Augustowi II z dynastii Wettinów, która wprawdzie nie odznaczyła się niczym szczególnym, była, mówiąc kolokwialnie, tylko żoną przy mężu, ale w historii zapisała się jako ostatnia koronowana królowa wolnej Polski. Poza tym na mocy Konstytucji 3 maja po śmierci króla Stanisława Poniatowskiego tron Polski miał przypaść jej wnukowi, Fryderykowi Augustowi, szlachta bowiem była do dynastii saskiej bardzo przywiązana. Stąd też obecność Marii Józefy w niniejszej publikacji.
Poznajmy zatem losy cudzoziemskich królowych, którym dane było dzielić życie z władcami naszego państwa i przekonajmy się, ile prawdy jest w twierdzeniu dotyczącym niektórych z nich, jakoby stały się złymi duchami swoich mężów.
Rycheza Lotaryńska – pierwsza polska królowa
Bohaterka tego rozdziału, Rycheza Lotaryńska, jest pierwszą żoną polskiego władcy, co do której mamy pewność, że została ukoronowana. Wprawdzie Długosz mianem pierwszej królowej naszego państwa określa Odę Miśnieńską, czwartą żonę Bolesława Chrobrego, która miała być koronowana wraz z mężem w 1025 roku, ale historycy niemal zgodnie uznają to za wymysł średniowiecznego kronikarza. Zwłaszcza że z wcześniejszych relacji wynika, iż mówiąc oględnie, Chrobry nie darzył Ody zbyt mocnym uczuciem. Nie dość, że ją zdradzał, to jeszcze miał niemal oficjalną nałożnicę i to nie byle jaką, bo wywodzącą się ze znamienitego rodu księżniczkę Przedsławę (według niektórych źródeł – Przecławę), córkę władcy Rusi, Włodzimierza Wielkiego, i siostrę pokonanego przez Chrobrego Jarosława Mądrego. Uczynienie z niej królewskiej kochanki było dla polskiego władcy nie tylko aktem zemsty za wcześniejszą odmowę jej ręki, ale przede wszystkim żywym symbolem pokonania Rusi Kijowskiej. Chrobry wprawdzie nie trzymał nałożnicy na dworze w Poznaniu czy Gnieźnie, ale umieścił ją w Ostrowie Lednickim, miejscu zdaniem badaczy pełniącym wówczas funkcję rezydencji wypoczynkowej władcy, gdzie często ją odwiedzał. Co więcej, Bolesław miał się doczekać z ruską księżniczką syna, który zmarł w dzieciństwie. Zdaniem profesora Labudy to właśnie jego grób odkryto w czasie badań archeologicznych na Ostrowie przeprowadzonych przez niemieckich archeologów w 1944 roku.
Poślubienie Ody dawało gwarancję pokoju między Chrobrym a niemieckim cesarzem Henrykiem II. Układ pokojowy został podpisany 30 stycznia 1018 roku w Budziszynie i zakończył trwającą od 1015 roku wojnę między państwem Bolesława a Niemcami. Niemniej Oda była „tylko” córką margrabiego Miśni, Chrobry nie miał więc żadnego politycznego interesu, aby doprowadzić do jej koronacji, wystarczyło, że królewska korona zwieńczyła jego skronie. Może byłoby inaczej, gdyby władca kochał Odę, ale wydaje się, że miłość pierwszego króla Polski zdobyła tylko jedna kobieta – Emnilda Słowiańska, jego trzecia żona, poprzedniczka Ody. Ona też obdarzyła Chrobrego synem i następcą – Mieszkiem Lambertem, którego narodziny usunęły w cień pierworodnego potomka władcy, Bezpryma, pozbawiając go praw do tronu. I faktycznie książę, owoc związku Bolesława z Emnildą, był oczkiem w głowie ojca, który zapewnił mu wykształcenie, jakiego nie powstydziłby się żaden inny władca ówczesnej Europy. A ponieważ Chrobry marzył o królewskiej koronie nie tylko dla siebie, ale także dla ukochanego syna, musiał starannie wybrać kandydatkę na synową. Najlepiej żeby wywodziła się z jakiegoś królewskiego, a jeszcze lepiej – cesarskiego rodu. I los mu pod tym względem sprzyjał, jego syn poślubił bowiem siostrzenicę samego cesarza Ottona III, na co, obok Opatrzności, wpływ miała oczywiście również polityka.
Królewskie ambicje Bolesława jeszcze bardziej umocnił sam Otton III w 1000 roku, podczas słynnego zjazdu w Gnieźnie. Udał się wówczas do grobu swego niegdysiejszego przyjaciela, świętego Wojciecha, który poniósł męczeńską śmierć, krzewiąc chrześcijaństwo wśród Prusów. W czasie wizyty w Gnieźnie, będąc pod wrażeniem przyjęcia, jakie urządził ku jego czci polski książę, Otton III, jak pisze Gall Anonim: „Za radą swych magnatów dodał wobec wszystkich: «Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz [wypada] chlubnie wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną». A zdjąwszy z głowy swej diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni, i za chorągiew tryumfalną dał mu w darze gwóźdź z Krzyża Pańskiego wraz z włócznią świętego Maurycego, w zamian za co Bolesław ofiarował mu ramię świętego Wojciecha. I tak wielką owego dnia złączyli się miłością, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem cesarstwa i nazwał go przyjacielem i sprzymierzeńcem narodu rzymskiego”1. Wówczas też Otton III przyrzekł Bolesławowi, że jego syn w przyszłości poślubi cesarską siostrzenicę, co byłoby bardzo ważnym wydarzeniem dla całej przyszłej dynastii. Ślub z krewną samego cesarza umożliwiłby bowiem Piastom wejście do rodziny cesarskiej, co było olbrzymim awansem i zaszczytem, zważywszy na fakt, że ojciec polskiego księcia, Mieszko I, nawet nie śmiał siedzieć w obecności niemieckiego margrafa2.
Co prawda, Otton III, którego ambicją było zbudowanie silnego, uniwersalistycznego chrześcijańskiego cesarstwa, zmarł w 1002 roku, a więc zaledwie dwa lata po zjeździe gnieźnieńskim, podczas którego symbolicznie ukoronował goszczącego go Piasta, ale Chrobry bynajmniej nie zrezygnował z ambicji, nawet kiedy wdał się w konflikt zbrojny z następcą Ottona III, Henrykiem II Świętym. Wojnę zakończyło zawarcie wspomnianego pokoju w Budziszynie w 1018 roku. Zanim doszło do wojny, w 1013 roku zawarto porozumienie w Merseburgu, którego gwarantem był ślub syna Chrobrego, Mieszka, z Rychezą Lotaryńską, siostrzenicą zmarłego Ottona, a także krewną jego następcy. Spory udział w sfinalizowaniu owych małżeńskich negocjacji miała niezastąpiona Emnilda, matka Mieszka, która osobiście jeździła w tej sprawie do Niemiec. Następca Ottona III na cesarskim tronie nie podzielał bowiem sympatii poprzednika do Chrobrego…
Rycheza, zapamiętana jako pierwsza królowa Polski, była owocem małżeństwa siostry cesarza Matyldy i palatyna3 reńskiego Erenfrieda Ezzona. Związek tych dwojga był zupełnym ewenementem w czasach, kiedy o małżeństwie decydowała wyłącznie racja stanu, jak również interesy rodowe, gdyż Ezzon i Matylda pobrali się z miłości. Co więcej, cesarska siostra, kobieta o nietuzinkowej osobowości, wykazała się niemałą odwagą, idąc za głosem serca i wbrew woli swego cesarskiego brata poślubiając palatyna reńskiego, a więc człowieka plasującego się znacznie niżej na szczeblach drabiny feudalnej niż ona. Najwidoczniej Otton III darzył Matyldę braterską miłością, a może zwyczajnie nie miał siły, by przeciwstawić się tak wielkiej indywidualności, gdyż zachował się zupełnie nieszablonowo jak na władcę, którego krewna popełniła mezalians. Nie tylko nie okazał siostrze niełaski, ale przełknąwszy gorzką pigułkę, obdarzył jej męża ogromnymi włościami, przyczyniając się tym samym do wzrostu pozycji Ezzona. Z czasem szwagier Ottona stał się bardzo ważną postacią w cesarstwie.
Ezzon i Matylda doczekali się trzech synów i siedmiu córek, w tym Rychezy. Aż sześć córek, z wyjątkiem naszej bohaterki, zapewne z woli rodziców przybrało habity i wszystko wskazuje na to, że całkiem dobrze radziły sobie za klasztorną furtą, ponieważ wszystkie piastowały funkcje przełożonych. Trudno dzisiaj ustalić, dlaczego to właśnie Rycheza jako jedyna z córek Ezzona i Matyldy nie została przeznaczona do zakonnego życia. Z reguły do klasztoru trafiały najmłodsze córki, dla których nie starczyło środków na wiano, chociaż przyszłe zakonnice także musiały być wyposażone w sowity posag i stosowną wyprawę. Jeżeli z wyroków losu któraś z córek była w jakimś stopniu upośledzona, co uniemożliwiało jej zamążpójście, również trafiała za klasztorną furtę. Tymczasem mniszkami zostały jedna starsza i pięć młodszych sióstr Rychezy, która urodziła się jako czwarte dziecko Matyldy i Ezzona. Być może była najładniejsza ze wszystkich dziewcząt, ale niewykluczone, że o jej losie zadecydował wuj, cesarz Otton III, który sam wychowany przez matkę i babkę, dwie niezależne, inteligentne i ambitne kobiety, właśnie takie cechy cenił u płci pięknej. A jego siostrzenicy inteligencji, niezależności i ambicji odmówić nie było można. Rycheza odebrała równie staranne wykształcenie, jak jej siostry, wiemy z pewnością, że posiadła sztukę czytania i pisania, znała też kilka języków, między innymi łacinę. Niestety, nigdy nie nauczyła się języka polskiego, mowy swego małżonka, co nie zjednało jej sympatii w Polsce.
Daty przyjścia na świat Rychezy nie jesteśmy w stanie ustalić, ale przyjmuje się, że urodziła się około 993 roku. Co prawda, historyk Palatynatu Tolner twierdził, że w 1000 roku, kiedy odbywał się zjazd gnieźnieński, Rycheza miała dwanaście lat, ale nie mamy podstaw, by w tej kwestii ufać kronikarzowi żyjącemu sześć wieków później. Córka Matyldy młodość zapewne przeżyła w klasztorze, w którym podobnie jak inne dobrze urodzone średniowieczne panny pobierała nauki. Ponieważ jej ciotka Adelajda, siostra jej matki i Ottona III, była przełożoną klasztoru w Kwedlinburgu, historycy podejrzewają, że rodzice Rychezy umieścili ją właśnie tam, powierzając opiece troskliwej krewnej.
Nie wiadomo, jak Rycheza zapatrywała się na plany wydania jej za syna Bolesława, możemy jednak podejrzewać, że nie była tą perspektywą zachwycona. Przyszły teść nie cieszył się bowiem w jej kraju zbyt dobrą opinią, a wuj Rychezy, Otton III, w zachwytach nad jego osobą był odosobniony. Księcia władającego państwem, które niedawno dołączyło do europejskiego grona krajów chrześcijańskich, uważano w Niemczech za barbarzyńcę, człowieka krwiożerczego, nieustępliwego i chciwego. Żyjący w czasach Chrobrego niemiecki kronikarz Thietmar opisywał go przecież jako władcę, który „z lisią chytrością” połączył schedę po Mieszku, zgodnie z wolą ojca podzieloną między synów wywodzących się z dwóch jego małżeństw, w jeden organizm państwowy. Następnie, „wypędziwszy macochę i braci oraz oślepiwszy swoich zaufanych Odylena i Przybywoja. Onże Bolesław, aby tylko samemu panować, podeptał wszelkie prawo i sprawiedliwość”4.
Faktem jest, że przyjmując dzisiejsze kryteria, Chrobry był władcą okrutnym, żeby nie powiedzieć: tyranem, niestroniącym od przemocy i gwałtów, mającym na swoim koncie wiele grzechów, z gwałtem na Przedsławie i oślepieniem krewnego, bratanka matki, Bolesława Rudego, na czele. Także jego metody krzewienia chrześcijaństwa wśród poddanych budzą dzisiaj prawdziwą grozę, ale teść Rychezy nie był wyjątkiem wśród europejskich władców. Wielu z nich miało na sumieniu równie krwawe zbrodnie, nawet jeżeli później Kościół, doceniając ich zasługi w szczytnym dziele nawracania pogan na wiarę chrześcijańską, wyniósł ich na ołtarze. Trzeba jednak przyznać, że Chrobry, nie bez udziału Emnildy, dołożył wszelkich starań, aby wychować swojego syna na władcę europejskiego, co mu się zresztą udało.
Mieszko posiadł niełatwą sztukę czytania, czego nie zdołał nigdy osiągnąć jego ojciec, nie wspominając o dziadku, po którym odziedziczył imię. Pisać zapewne nie umiał, ale pamiętajmy, że w owych czasach na dziesięć osób potrafiących czytać tylko jedna umiała samodzielnie stawiać litery, a przy tym pisanie było uznawane nie tyle za umiejętność przydatną, ile za rzemiosło. A żaden szanujący się władca średniowieczny nie parał się przecież rzemiosłem, bo było to zajęcie niegodne. Śmiało za to możemy uznać Mieszka za poliglotę, gdyż wiemy, że władał kilkoma językami, oprócz polskiego i zapewne niemieckiego posługiwał się także łaciną i greką. Wprawdzie znajomość greki nie była ówczesnym ludziom do niczego potrzebna, ale posługiwanie się językiem Homera każdemu przydawało prestiżu. Tak się bowiem złożyło, że za sprawą Teofano, matki Ottona III, z pochodzenia księżniczki bizantyjskiej, która po śmierci swojego męża, cesarza Ottona II, przez ponad dziesięć lat sprawowała regencję w imieniu swego małoletniego syna, w całej zachodniej Europie zapanowała moda na grekę. Umocnił ją jeszcze Otton III, biegle posługujący się tym językiem, jak również zakładane za regencji jego matki wpływowe klasztory promujące kulturę Bizancjum, które funkcjonowały między innymi w Reichenau, Kolonii, Leodium, Dijon, Gone i Toul. Dla Mieszka nauka greki nie była fanaberią, ale koniecznością – młody książę, syn władcy państwa, które dopiero niedawno przyłączyło się do chrześcijańskiej Europy, udowadniał w ten sposób, że Piastowie nie są barbarzyńcami, lecz pełnoprawnymi członkami europejskiej elity. Nieobce mu były także meandry wielkiej polityki, pierwsze szlify w dyplomacji zdobywał jako poseł wysyłany przez ojca za granicę, a Chrobry zadbał też, aby ukochany syn zapoznał się również z rzemiosłem wojskowym i trudną sztuką dowodzenia armią.
Nie wiemy, jak wyglądał przyszły mąż Rychezy, ale można domniemywać, że Mieszko Lambert odziedziczył po ojcu sylwetkę, był więc wysoki i barczysty, ale w przeciwieństwie do Chrobrego, który w drugiej połowie życia miał taką nadwagę, że musiano mu pomagać przy wsiadaniu na konia, był szczupły. Zapewne wyglądał tak, jak sportretowano go na miniaturze zamieszczonej w Kodeksie Matyldy, przysłanym mu przez księżnę Matyldę Szwabską, żonę Henryka II z Lotaryngii. Wspomniana miniatura jest najstarszym wizerunkiem polskiego władcy i choć karta z portretem Mieszka zaginęła, to zachowała się jej dokładna kopia. Piast przedstawiony jest tu jako szczupły mężczyzna o dość przyjemnej twarzy, uwagę zwraca starannie przystrzyżona bródka. Co ciekawe, zdaniem badaczy to właśnie owa bródka wskazuje, że jest to rzeczywiście portret Bolesławowica. W czasach gdy rozgrywały się opisywane tu wydarzenia, Niemcy starannie golili twarze, natomiast brody, mniej lub bardziej przystrzyżone, były charakterystyczną cechą ówczesnych Słowian. Na podstawie powyższych przesłanek można sądzić, że Mieszko Lambert prezentował się bardzo dobrze, zapewne przewyższając pod tym względem niejednego młodzieńca na cesarskim dworze. Rycheza musiała być zadowolona z dokonanego za nią wyboru kandydata na męża.
A jak wyglądała narzeczona Piasta? Nie zachował się żaden portret pierwszej królowej Polski poza schematycznym wizerunkiem na jej pieczęci. Jednak na podstawie oględzin jej szkieletu dokonanych przez niemieckich uczonych w 1959 roku można stwierdzić, że była niewysoka i drobnej budowy. W trakcie tych oględzin stwierdzono, że musiała być zapaloną amazonką, gdyż odkryto ślad po złamaniu obojczyka, co było bardzo częstą kontuzją podczas jazdy konnej. A w owych czasach jazda konna nie była popularna wśród kobiet, które wolały podróżować w wygodnych karocach, w pozycji półleżącej wsparte na miękkich jedwabnych poduszkach. Jednak pełna energii Rycheza najwidoczniej lubiła galopować na koniu.
Jak już wspomniano, Mieszko Lambert nie był pierworodnym synem Bolesława. Najstarszym męskim potomkiem był Bezprym, owoc drugiego małżeństwa Bolesława z nieznaną z imienia węgierską księżniczką. Być może była nią Karolda, córka księcia Siedmiogrodu Gyuli, lub, co jest znacznie mniej prawdopodobne, Judyta Gejzówna, córka władcy węgierskiego z dynastii Arpadów. Księżniczka owa nie zaznała szczęścia u boku polskiego księcia, skoro ten z nieznanych przyczyn odprawił ją zaledwie po roku wspólnego pożycia i to mimo że obdarzyła go synem, który oczywiście wychowywał się na dworze ojca. Zdaniem współczesnych badaczy przyczyną odprawienia księżniczki był właśnie Bezprym, który… nie był synem Bolesława! Istnieje hipoteza, wprawdzie dość karkołomna, ale zarazem intrygująca, jakoby Bezprym był owocem przedmałżeńskiego romansu przyszłej żony Chrobrego, a ona, wychodząc za mąż za polskiego władcę, była już w ciąży. Nawet jeżeli tak było i w żyłach urodzonego pomiędzy 986 a 987 rokiem chłopca nie płynęła piastowska krew, a on był pasierbem, a nie synem Bolesława, to nie przekreślało to jego praw do schedy po Bolesławie. Bezprym uchodził za biologicznego syna władcy i nikt nie był w stanie udowodnić, że nim nie jest. Nawiasem mówiąc, odesłanie jego matki niemalże w połogu, na krótko po urodzeniu przez nią następcy tronu, było bezprecedensowym zdarzeniem na europejskich dworach, więc może rzeczywiście Bezprym nie był synem Chrobrego, ale jedynie osobliwym „posagiem” wniesionym przez drugą żonę władcy. Wszystko wskazuje jednak, że Bolesław liczył się z tym, iż jego pierworodny przejmie po nim władzę. Nie dość, że nie odesłał go razem z matką na Węgry, to jeszcze trzymał przy sobie aż do dnia, gdy na świecie pojawił się jego następny syn, Mieszko. Dopiero wówczas, uznawszy, że jego sukcesja jest zabezpieczona, Chrobry odesłał Bezpryma do odległego klasztoru Świętego Romualda w pobliżu Rawenny. Pamiętając o wojnie, jaką stoczył ze swymi przyrodnimi braćmi, wolał zawczasu zapobiec bratobójczej walce swoich dwóch synów.
A może było jeszcze inaczej? Ostatnio pojawiła się hipoteza, zgodnie z którą Bezprym niejako na własne życzenie stracił prawo do tronu, bo pierwotnie to właśnie on, a nie Mieszko, miał przejąć schedę po Bolesławie, on też miał poślubić cesarską siostrzenicę. Tymczasem młodzieniec, mający w dniu zjazdu gnieźnieńskiego zaledwie trzynaście lub czternaście lat, uległ fascynacji dwudziestoletnim cesarzem, który zaraził go swoją skłonnością do mistycyzmu. Jest bardzo prawdopodobne, że i Otton obdarzył Bezpryma sympatią i poprosił Chrobrego, aby jego najstarszy syn towarzyszył mu w drodze do Rzymu, na co polski książę niechętnie udzielił zgody. W Italii Bezprym zetknął się z cieszącym się wówczas wielkim poważaniem Romualdem z Camaldoli, krzewiącym ideały pustelniczego życia, którego w 1481 roku Kościół wyniósł na ołtarze. I to właśnie on namówił księcia do rezygnacji z dóbr doczesnych i obrania życia zakonnego. Z perspektywy współczesnego człowieka takie postępowanie wydaje się niedorzeczne. Bezprym miał bowiem dobrowolnie dać się zamknąć w klasztorze, którego klauzura nakazywała bezwzględne milczenie i ustawiczne posty, a tymczasem w domu czekało na niego dostatnie życie, władza i bogactwo. W dodatku, postępując w ten sposób, naraził się na gniew ojca, który nie słynął z łagodności. Pamiętajmy jednak, że Bezprym był wówczas nastolatkiem, był więc w wieku, w którym człowiek jest wyjątkowo podatny na manipulacje, zwłaszcza ze strony osób w jego oczach cieszących się autorytetem. A Romuald był autorytetem nawet dla samego Ottona III. Poza tym był właśnie rok 1000, w którym zdaniem wielu miał nastąpić koniec świata i w każdym nieszczęściu, które dotykało ówczesnych ludzi, dopatrywano się znaków rychłego przyjścia Chrystusa i sądu nad ludzkością. Po co zatem martwić się o władzę i dobra doczesne, skoro świat właśnie się kończy? I co znaczy gniew ojca, nawet najpotężniejszego ziemskiego księcia, wobec gniewu samego Boga?
Zdaniem profesora Błażeja Śliwińskiego to jednak nie decyzja Bezpryma o pozostaniu w klasztorze przekreśliła jego szansę na przejęcie tronu, ale późniejsze, znacznie dramatyczniejsze wypadki. Młody książę z czasem zmienił zdanie i uległ wreszcie woli ojca, a ponieważ nie zdążył jeszcze złożyć ślubów, mógł wrócić do kraju. Wprawdzie namyślał się dość długo, bo w drogę powrotną wyruszył dopiero w 1004 roku, ale ostatecznie postąpił po myśli Chrobrego. Wracając, przejeżdżał przez Czechy, gdzie jak twierdzi profesor Śliwiński, spotkała go tragiczna w skutkach przygoda, która ostatecznie wykluczyła Bezpryma z walki o tron. W owym czasie Czechami władał Przemyślida, książę Jaromir, mający na pieńku z Chrobrym. W nieznanych okolicznościach czeski władca pojmał Bezpryma i kazał go wykastrować. W ten sposób Jaromir miał się odpłacić Chrobremu za to, że niegdyś tak samo postąpił wobec niego jego własny starszy syn, Bolesław Rudy, będący wiernym sojusznikiem Chrobrego. Tylko że w tym wypadku zemsta nie miała sensu, niegdysiejszy prześladowca Jaromira został bowiem przez polskiego władcę, swego niegdysiejszego sprzymierzeńca, w 1003 roku oślepiony i pozbawiony tronu, by resztę swojego marnego żywota spędzić w Krakowie. Można więc uznać, że sprawiedliwość dokonała się sama i szukanie zemsty na niewinnym Bezprymie było bezsensowne. Jeżeli jednak Jaromir rzeczywiście kazał wykastrować polskiego następcę tronu, to nieszczęsny Bolesławowic jako trzebieniec nie miał szans na schedę po ojcu i prawo dziedziczenia automatycznie przeszło na drugiego pod względem starszeństwa Mieszka.
W tym miejscu należy dodać, iż kastracja była dość skutecznym sposobem na usunięcie politycznych konkurentów. W średniowieczu pozbawienie władcy męskości było równoznaczne z jego śmiercią cywilną. Monarcha oślepiony, pozbawiony języka lub innych członków pozostawał w oczach poddanych nadal osobą godną szacunku, ale władca wykastrowany tracił wszelką szansę na władanie. Nie możemy wykluczyć, że sprawy nie przybrały aż tak dramatycznego biegu i za pozbawieniem Bezpryma praw do tronu stała Emnilda, ukochana żona Chrobrego, która swoimi intrygami sprawiła, że najstarszy syn jej męża został przeznaczony do stanu duchownego.
Tak czy inaczej, kiedy Rycheza została żoną Mieszka Lamberta, jej mąż był następcą tronu i dumna cesarska krewna mogła z optymizmem patrzeć w przyszłość. Małżonek, a w perspektywie czasu także jej syn, którego spodziewała się doczekać z Mieszkiem, miał być władcą potężnego państwa. Wszystko wskazywało też, że ich małżeństwo będzie udanym związkiem, skoro pasowali do siebie niczym dłoń do rękawiczki. Oboje byli bowiem młodzi, zapewne urodziwi, inteligentni, wykształceni, jak również lubowali się w księgach i uczonych dysputach. Niestety, los szykował Rychezie bardzo niemiłą niespodziankę.
Ze względu na to, że niemieckie źródła nie wspominają o ceremonii zaślubin Rychezy z polskim księciem, historycy przypuszczają, iż ślub pary odbył się w Polsce. Niewątpliwie Chrobrego rozpierała duma i miał ku temu uzasadnione powody: dzięki małżeństwu jego syna i siostrzenicy Ottona III Piastowie wchodzili do kręgu najważniejszych dynastii ówczesnej Europy. W żyłach Rychezy płynęła bowiem nie tylko krew panujących wówczas Ludolfingów, ale i samego Karola Wielkiego, o cesarzach bizantyjskich nie wspominając. Za jej sprawą wnuki Chrobrego dziedziczyłyby zatem tradycję Cesarstwa Rzymskiego, zarówno zachodniego, jak i wschodniego.
Rycheza do kraju swojego małżonka przywiozła nie tylko cenne przedmioty codziennego użytku, ale także spisany na tablicy paschalnej5 tak zwany Rocznik Rychezy, stanowiący kontynuację Rocznika kolońskiego. Po jej przyjeździe prowadzono go nadal, najpierw w Gnieźnie, a potem w Krakowie, dokumentując dzieje rodu Piastów. Zdaniem wielu współczesnych historyków to właśnie z tego dokumentu, oprócz legend i opowieści zachowanych w formie ustnej, korzystał Gall Anonim, jak również autorzy Rocznika świętokrzyskiego dawnego oraz Rocznika kapituły krakowskiej. Niestety, przywieziony przez Rychezę oryginał nie zachował się do naszych czasów. Co ciekawe, to właśnie żonie Mieszka II zawdzięczamy również znaną wszystkim polskim dzieciom legendę o Popielu zjedzonym przez myszy. Ta sama legenda od dawna była znana w ojczyźnie Rychezy, aczkolwiek jej bohaterem nie był Popiel, ale zupełnie ktoś inny. Jak to zwykle bywa z tego typu historiami, z czasem w nieco zmodyfikowanej wersji przyjęła się w naszej rodzimej tradycji jako przypowieść o karze, jaka słusznie spotkała niegodziwego władcę. Niemiecka księżniczka zapoczątkowała w naszym kraju także kult Świętego Mikołaja.
Po przyjeździe do Polski cesarska krewna, przyzwyczajona do standardów obowiązujących na zachodnich dworach, musiała przeżyć rozczarowanie. Wprawdzie jej mąż wykształceniem i manierami nie odbiegał od zachodnioeuropejskich książąt, ale dwór, na którym przyszło jej żyć, nie przypominał tego, do czego była przyzwyczajona. Dla pobożnej, wychowanej w klasztorze Rychezy szokiem musiała być też świadomość, że w kraju jej męża wciąż dominuje pogaństwo i większość poddanych Chrobrego wrogo odnosi się do kościołów budowanych w miejscach kultu dawnych bóstw. Zapewne na niechęć do chrześcijaństwa miał wpływ sposób, w jaki Bolesław starał się utrwalić tę wiarę u swoich poddanych. Efekty jego okrutnych poczynań były chyba dość mizerne, skoro Rycheza szybko zorientowała się, że nową wiarę wyznawał tylko dwór i stosunkowo niewielka grupa możnych. Przynajmniej oficjalnie ją wyznawali, nie można bowiem wykluczyć, że wielu z nich potajemnie wciąż oddawało cześć pogańskim bóstwom. Z całą pewnością natomiast niższe warstwy społeczeństwa były wierne wierzeniom przodków, czego dowodem były pogańskie rewolty, raz po raz wybuchające w różnych częściach rozległego państwa Chrobrego, a najpoważniejszy bunt zwolenników przywrócenia kultu bogów przodków wybuchł pod koniec panowania władcy, kiedy ten planował swoją koronację. Bez wątpienia taki stan rzeczy bolał Rychezę, która postanowiła wzbogacić swoją nową ojczyznę o kilka kościołów i klasztorów.
Chyba największego rozczarowania przysporzyło młodej władczyni odkrycie, że jej poślubiony przed Bogiem i ludźmi mąż kocha inną kobietę. Co gorsza, owa kobieta była… jego żoną, tak przynajmniej uważa część historyków. Wbrew pozorom, Mieszko nie był bigamistą, a przynajmniej nie w rozumieniu prawa obowiązującego wówczas w państwie Chrobrego. Jego pierwszy związek nie był bowiem sakramentalnym małżeństwem pobłogosławionym przez kapłana, ale małżeństwem zawartym według obyczaju słowiańskiego. Książę nie był w tej kwestii wyjątkiem: słowiańskie śluby były powszechnie praktykowane w ówczesnej Polsce, zwłaszcza że polski Kościół nie dysponował ani odpowiednią liczbą świątyń, ani duchownych mogących udzielać wszystkim chętnym ślubów. Z tego względu istniało przyzwolenie na takie de facto pogańskie śluby. Wyjątkiem byli władcy, którzy jako pomazańcy Boży musieli zawierać małżeństwa przed ołtarzem. Jeżeli Mieszko Lambert rzeczywiście wziął ślub w obrządku słowiańskim, potwierdzałoby to teorię, że to nie on, ale Bezprym pierwotnie miał być następcą Chrobrego. Kiedy jednak utracił to prawo, z przyczyn opisanych wcześniej, Chrobry stanowczo zażądał od Mieszka, by ten odprawił ukochaną i pojął za żonę krewną cesarza. Młody książę, który zapewne szczerze kochał słowiańską małżonkę, postąpił zgodnie z wolą ojca, ale ku zdziwieniu Bolesława, choć zgodził się pojąć za żonę Rychezę, to jednak stanowczo odmówił odprawienia słowiańskiej żony. Był to pierwszy przypadek w jego życiu, kiedy poważył się przeciwstawić woli potężnego ojca. A Bolesław ostatecznie ustąpił, najwyraźniej uznając, że syn będzie dzielił łoże zarówno z poślubioną przed Bogiem małżonką, jak i kochaną „słowiańską żoną”. Zdanie synowej w tej kwestii zupełnie go nie obchodziło, zresztą on sam, dopóki w jego życiu nie pojawiła się Emnilda, traktował kobiety dość instrumentalnie. Rycheza jednak była dumną cesarską krewną, nieodrodną wnuczką Teofano, i nie mogła ścierpieć innej kobiety u boku małżonka, zwłaszcza że Mieszko doczekał się z tą kobietą syna, któremu nawet miał czelność dać imię Bolesław, po swoim ojcu. A przecież zgodnie z tradycją powinien je nosić syn Rychezy jako prawowity następca tronu.
Nie wiemy, jak nazywała się ukochana Bolesławowica, być może miała na imię Dobrawa lub Dąbrówka. Co więcej, nie mamy pewności, czy… rzeczywiście istniała, gdyż historia o pierwszej słowiańskiej małżonce Mieszka Lamberta jest wyłącznie hipotezą. I wbrew utyskiwaniom przeciwników tezy o jej istnieniu jest to hipoteza dość prawdopodobna. Jak wspomniano, po ślubie książęca konkubina nadal mieszkała na dworze, ale Mieszko, zapewne nie chcąc drażnić żony, dokonał zmyślnego manewru, wydając swoją ukochaną za mąż za pewnego dworzanina imieniem Embrich, który do Polski przybył razem z Rychezą. Oczywiście wcześniej zjednał dworzanina bogatymi darami.
Rycheza po ślubie z Mieszkiem zamieszkała z nim na Wawelu, Chrobry bowiem wydzielił swojemu synowi osobną dzielnicę i wszystko wskazuje na to, że była to właśnie ziemia krakowska. Wraz z małżonkami na Wawel udała się także Dobrawa z mężem. Nie wiemy, czy ta mistyfikacja z przemyceniem kochanki do Krakowa udała się Mieszkowi, choć możliwe, że Rycheza początkowo żyła w nieświadomości, zwłaszcza że małżonek, posłuszny woli srogiego ojca, wiele czasu spędzał z nią w łożnicy, starając się o męskiego potomka, choć początkowo bez rezultatu, co zapewne martwiło księżną. W owych czasach winą za brak potomstwa obarczano bowiem wyłącznie kobiety. W 1014 roku Rychezie przybył kolejny powód do zmartwień: z woli Chrobrego Mieszko wyjechał do sąsiednich Czech, by pozyskać przychylność władcy tego państwa, księcia Udalryka, dla sojuszu przeciwko cesarstwu. Niespodziewanie Mieszko został podstępnie pojmany i uwięziony. Na czekającą na niego w wawelskim zamku Rychezę padł strach, mąż mógł bowiem zginąć, być oślepiony albo, co jeszcze gorsze, wykastrowany. Perspektywa życia z kastratem, bez nadziei na potomstwo, z pewnością martwiła Rychezę. Jej przeczucia na szczęście się nie sprawdziły – książę wrócił zdrów i cały, zachowując wzrok oraz męskość, w czym niemałą rolę odegrał Henryk II, spokrewniony z Rychezą.
W lipcu 1016 roku Rycheza i Mieszko doczekali się pierwszego dziecka, syna, któremu nadano niespotykane wcześniej w piastowskiej dynastii typowo słowiańskie imię Kazimierz. Trudno wyobrazić sobie, by właśnie takie imię wybrała dla pierworodnego potomkini cesarzy, zwłaszcza że chłopiec otrzymał na drugie znacznie godniejsze imię – Karol. Zapewne była to decyzja męża, który być może nie ucieszył się z przyjścia na świat męskiego potomka, miał już bowiem syna Bolesława, który był znacznie bliższy jego sercu. To jego w przyszłości chciał uczynić swoim następcą. Póki żył ojciec, miał związane ręce, ale postanowił powziąć konkretne kroki, kiedy tylko Chrobry umrze. Zdaniem wielu badaczy dowodem dynastycznych planów Mieszka miało być właśnie imię nadane synowi Rychezy – Kazimierz, oznacza bowiem człowieka szanującego rozkazy. Książę wyraźnie dawał do zrozumienia, że syn jego i Rychezy miałby być powolny rozkazom ojca. Historycy, odrzucający hipotezę o istnieniu Dobrawy, a tym bardziej syna będącego owocem jej związku z piastowskim księciem, podają inne znaczenie imienia nadanego na chrzcie pierworodnemu Rychezy. Ich zdaniem Kazimierz oznacza człowieka, który „kazi mir”, a więc mąci pokój, a nadano je chłopcu na cześć wielkiego dziada po mieczu. Właśnie w ten sposób zaklinano rzeczywistość, mając nadzieję, że malec, kiedy osiągnie wiek męski, pójdzie w ślady Chrobrego, prowadząc zwycięskie boje i przysparzając Polsce nowych ziem i chwały. Tylko dlaczego, chcąc uhonorować dziada, nie dano wnukowi na imię Bolesław? A może na dworze rósł już inny chłopiec o tym imieniu, będący owocem związku Mieszka z jego kochanką, a raczej słowiańską żoną?
Oprócz Kazimierza Rycheza i Mieszko doczekali się jeszcze dwóch córek, ale znamy tylko imię młodszej z nich, późniejszej żony księcia kijowskiego Izjasława I – Gertrudy. Trzeba przyznać, że w kwestii potomstwa Mieszko i jego małżonka mieli dość skromny dorobek, przynajmniej w porównaniu z rodzicami Rychezy, którzy doczekali się co najmniej dziesięciorga dzieci. Zdaniem wielu historyków świadczy to o dość chłodnych relacjach łączących tę parę, bo przecież dbałość o ciągłość dynastii była nadrzędnym obowiązkiem każdego władcy, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę wysoką śmiertelność wśród dzieci w owych czasach. Najwidoczniej Mieszko odwiedzał łoże żony tylko z obowiązku, starając się obcować z nią jak najrzadziej.
Rycheza miała ambicje polityczne i nie była tylko małżonką następcy tronu. Istnieją dowody, że realizowała się jako władczyni w dzielnicy podarowanej mężowi przez Chrobrego, doprowadzając Kraków do rozkwitu. Zdaniem Romana Michałowskiego księżnej marzyło się przeistoczenie grodu w ośrodek dorównujący Akwizgranowi, który był jednym z najważniejszych miast wczesnośredniowiecznego Zachodu. Wskazuje na to wręcz uderzające podobieństwo między Krakowem z czasów Mieszka II i Rychezy a ówczesnym Akwizgranem. Za sprawą księżnej na Wawelu powstały kościoły pod wezwaniem świętego Gereona oraz świętych Feliksa i Adaukta, których kult wcześniej na ziemiach polskich był praktycznie nieznany. Jak na wnuczkę Teofano przystało, Rycheza zaangażowała się w politykę, wspomagając swego teścia w jego staraniach o koronę. Nie ma wprawdzie na to dowodów, ale można przypuszczać, że to właśnie synowa Chrobrego prowadziła niełatwe rokowania w tej kwestii, przy czym negocjowała zapewne nie tyle z samym Konradem II Salickim, który zastąpił niechętnego Chrobremu Henryka II, ile z jego żoną Gizelą. Tak się bowiem złożyło, że małżonka Konrada II znacznie przewyższała męża pod względem intelektualnym i Rycheza mogła łatwiej znaleźć wspólny język z nią niż z Konradem. W efekcie starań Rychezy niemiecki władca wprawdzie nie dał oficjalnej zgody na koronację Piasta, ale się jej głośno nie sprzeciwił, a to już bardzo ułatwiało podjęcie dalszych kroków. Należało się spieszyć, bo wprawdzie Chrobry nie był sędziwym starcem, miał niespełna sześćdziesiąt lat, ale bardzo niedomagał. Na szczęście wszystko udało się załatwić na czas i najprawdopodobniej w Wielkanoc 1025 roku polski władca spełnił marzenie swojego życia, nakładając na swe skronie królewską koronę. Nie cieszył się długo królewskim tytułem, gdyż 17 czerwca tego samego roku zmarł.
Nie mamy pewności, kiedy jego następca został królem: według niektórych Mieszko i Rycheza zostali koronowani tego samego dnia co Bolesław, zdaniem innych doszło do tego już po zgonie Chrobrego. W każdym razie wkrótce po śmierci ojca Mieszko wraz żoną przenieśli się do Gniezna. Rycheza została królową i nie zamierzała być tylko bierną żoną, ale zabrała się do polityki, co nie znalazło uznania w oczach małżonka. A przecież Mieszko dorastał w domu, w którym pierwsze skrzypce grała jego matka. Nie stroniła wprawdzie od polityki, ale w przeciwieństwie do wielu aktywnych kobiet swoich czasów Emnilda nigdy otwarcie nie wtrącała się w sprawy państwa, będąc raczej przysłowiową szyją kręcącą głową, czyli mężem. Poza tym Mieszko wystarczająco długo był powolny rozkazom ojca, by teraz słuchać kogokolwiek, a zwłaszcza własnej żony. Uwolniony od obecności Chrobrego mógł wreszcie być samodzielnym władcą, jednak w dążeniach do niezależności nie dostrzegał, że Rycheza mogłaby mu skutecznie pomóc. A przecież już na początku swego panowania musiał borykać się z braćmi, mającymi spory apetyt na schedę po ojcu. Jego żona mogła też dostrzegać rysy na tej potężnej budowli o niestabilnych fundamentach, jaką niewątpliwie była Polska pozostawiona Mieszkowi w spadku przez Chrobrego. Ale i ona nie umiała postępować z mężem ani schować dumy i ambicji do kieszeni. Wypada zgodzić się z Kamilem Janickim piszącym, że małżeństwo Mieszka i Rychezy „było jak wielki kocioł. Pływały w nim urażona duma, chorobliwa nieufność i zraniona ambicja. Wśród gęstego, ohydnego płynu wirowały wzajemne pretensje i niespełnione oczekiwania”6. W tym stadle zabrakło też spoiwa, jakim jest miłość. Rycheza była w stanie wiele przełknąć, ale kiedy mąż zaczął afiszować się z kochanką, urażona duma księżnej kazała jej spakować manatki i wynieść się do Krakowa, w którym zresztą czuła się znacznie lepiej niż w Gnieźnie.
Gall Anonim, Kronika polska, http://www.sp86krakow.pl/dokumenty/gall.pdf[wróć]
Margraf (inaczej: margrabia) – zwierzchnik marchii w średniowieczu. [wróć]
Palatyn, inaczej komes pałacowy (łac. comes palatinus) – zarządca dworu królewskiego, zastępujący władcę przy wydawaniu sądów. Tytuł ten nosili początkowo najwyżsi sądowi przedstawiciele niemieckich królów, później stał się tytułem niemieckich książąt feudalnych. [wróć]
Kronika Thietmara, przekł. M.Z. Jedlicki, Kraków 2012, s. 84. [wróć]
Tablica paschalna – zestawienie świąt wielkanocnych, będące podstawą do obliczania terminów kościelnych świąt ruchomych w kolejnych latach. [wróć]
K. Janicki, Damy ze skazą. Kobiety, które dały Polsce koronę, Kraków 2016, s. 237. [wróć]
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki