Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Druga część serii obyczajowej Pensjonat na wzgórzu.
Lato w pensjonacie na wzgórzu trwa. Patrycja, Klaudia i Martyna postanawiają wspólnymi siłami rozkręcić na nowo rodzinny biznes. Relacje pomiędzy siostrami stopniowo się poprawiają, a ich ojciec wraca do zdrowia. Każda z kobiet mierzy się jednak z własnymi problemami.
Patrycja, która ma za sobą traumatyczne małżeństwo, boi się zaangażowania w związek z Sewerynem. Kiedy dowiaduje się, że mężczyzna ma córkę, postanawia się wycofać.
Martyna jest w ciąży, której nie planowała, z mężczyzną, z którym nie chce mieć nic wspólnego. Myśl o tym, że miałaby zostać samotną matką, wydaje jej się absurdalna.
Klaudia wierzy, że jej kochanek rozwiedzie się dla niej, ale nie jest do końca przekonana, czy to mężczyzna, z którym chce spędzić resztę życia.
Wszystkie trzy stoją przed ważnymi życiowymi decyzjami. Czy siostry będą dla siebie nawzajem wsparciem? Czy bieszczadzki pensjonat okaże miejscem, w którym odnajdą spokój?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 295
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja: Justyna Czebanyk
Korekta: Angelika Ogrocka
Skład: Izabela Kruźlak
Projekt okładki: Aleksandra Bartczak
Zdjęcia na okładce: Shutterstock © Mike Pellinni, © Natalia Bostan; Grzegorz Rak (zdjęcie autorki)
Redaktorka prowadząca: Agnieszka Pietrzak
Wydanie I © Copyright by Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.
Bielsko-Biała 2021
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Odniesienia do realnych osób, wydarzeń i miejsc są zabiegiem czysto literackim. Pozostali bohaterowie, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.
Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.
ul. 11 Listopada 60-62
43-300 Bielsko-Biała
www.wydawnictwo-dragon.pl
ISBN 978-83-8172-873-7
Wyłączny dystrybutor:
TROY-DYSTRYBUCJA Sp. z o.o.
ul. Mazowiecka 11/49
00-052 Warszawa
tel. 795 159 275
Oddział
ul. Legionowa 2
01-343 Warszawa
Zapraszamy na zakupy: www.fabulo.com.pl
Znajdź nas na Facebooku: www.facebook.com/wydawnictwodragon
Konwersja do epub i mobi: Mariusz Kurkowski
Rodzina to prawdziwy motor napędzający nas do działania. Mojemu bratu Pawłowi i najbliższym kuzynkom – Ani i Patrycji za lata wspólnych zabaw, radości, wsparcia. I za to, co jeszcze przed nami.
Poczekalnia gabinetu ginekologicznego wydawała jej się bardzo jasna. Panował w niej idealny ład i porządek: półeczki zawieszone w równych odstępach na kremowych ścianach tworzyły stałą, równą linię, a każdy kąt przyozdabiała jakaś zielona roślina. Nie zabrakło również pięknych zdjęć różowiutkich niemowląt z pierwszymi delikatnymi uśmiechami. Wszystko wkoło zdawało się mówić: „Będziesz najlepszą mamą na świecie”, „Czekają cię wspaniałe chwile” i „Dziecko jest największym cudem”.
Martyna prychnęła pod nosem, gdy zobaczyła jeden z tych cukierkowych obrazków, i spuściła wzrok na ekran komórki, którą kurczowo ściskała w dłoni. Czuła coraz większe zdenerwowanie, a towarzystwo kobiet szczebiocących o czekających je porodach w ogóle nie pozwalało jej opanować nerwów. Zdążyła się już dowiedzieć, że jedna z jej towarzyszek po raz trzeci zostanie mamą, ale tym razem z góry poprosi o cesarkę. Martynie zrobiło się niedobrze na samą myśl.
– A pani? – Dziewczyna, która siedziała tuż obok, zerknęła na nią ukradkiem. – Dobrze się pani czuje?
– Tak – wydusiła Martyna, choć oblewał ją zimny pot.
– Na pewno? Mogę z panią wyjść…
– Nie trzeba. – Odchyliła głowę do tyłu i spróbowała wziąć kilka głębszych oddechów.
– Początki zawsze takie są – odezwała się wieloródka z końca kolejki, ta od cesarki. – Nagle się w głowie zawróci i nieszczęście gotowe.
– A może wcale nie jestem w ciąży? – warknęła Martyna w odpowiedzi, a wszyscy zebrani nagle odwrócili wzrok. Wszyscy oprócz najbliższej sąsiadki. – Nic mi nie jest – powtórzyła, choć sama wyczuła, że jej drżący głos nie zabrzmiał przekonująco.
– Chce się pani czegoś napić? – Nieznajoma uśmiechnęła się i nie zaczekawszy na odpowiedź, wygrzebała z torebki butelkę niegazowanej wody.
Martyna, zdziwiona tym gestem, bez słowa odebrała butelkę. Wiedziała, że wypiła zdecydowanie zbyt mało w ciągu całego dnia, ale nie spodziewała się, że organizm może tak nagle się zbuntować. Napiła się.
– Dziękuję… – Otarła usta wierzchem dłoni. Nie miała świadomości, że była tak bardzo spragniona.
– Zatrzymaj. Mam drugą w samochodzie. Strasznie długo się dzisiaj czeka – westchnęła dziewczyna i zerknęła wymownie na zegarek. – Zwykle idzie nieco szybciej.
– To już końcówka? – Martyna wskazała głową na spory brzuszek młodej mamy.
– Jeszcze nie. To bliźniaki.
– Współczuję – wydusiła z siebie, nim zdołała się powstrzymać.
Kobieta tylko się uśmiechnęła.
Martyna mogła przyjrzeć się jej dokładniej. Wyglądała na dosyć młodą osobę. Rude, kręcone włosy spięła w wysoką kitkę, a na nadgarstku brzęczały kolorowe bransoletki. Długa suknia przywodziła na myśl hippisowski styl.
– Lepiej nie będę ci mówić, ile mam lat, bo dopiero złapałabyś się za głowę! – Nieznajoma zaśmiała się nagle.
– Dwadzieścia pięć?
– Dwadzieścia jeden – poprawiła, splatając dłonie na zaokrąglonym brzuchu.
Martyna otworzyła szeroko usta. Zdała sobie sprawę, że ta zupełnie obca dziewczyna jest młodsza od jej siostry i już spodziewa się – o zgrozo – bliźniaków. Obiecała sobie w duchu, że po powrocie do Równi potrząśnie Klaudią raz a porządnie i ostatecznie wybije jej z głowy tego kretyńskiego Karola.
– Wpadka? – zapytała wprost.
– Planowaliśmy dzieci, ale dopiero po ślubie. – Dziewczyna nie przestała się uśmiechać. – Trochę nam to pokrzyżowało plany, ale próbujemy jakoś odnaleźć się w tej sytuacji. Jestem Agata – przedstawiła się, wyciągając dłoń w jej stronę.
– Martyna.
Normalnie nie zawierałaby takich znajomości, które z góry skazane były na porażkę. Przecież te kilka minut w poczekalni nie mogło zaowocować żadną głębszą przyjaźnią, ale doznała takiego szoku, że bez zastanowienia uścisnęła dziewczynie rękę.
– Jesteś… prawie w wieku mojej siostry – wydusiła.
– To teraz nic nadzwyczajnego. – Agata wzruszyła ramionami. – Połowa kobiet zachodzi w nieplanowane ciąże.
„Nieplanowane ciąże” – powtórzyła w myślach Martyna. Należała do tego odsetka, co za kilka chwil zostanie potwierdzone przez ginekologa, choć wciąż próbowała sobie wmawiać, że to jakieś zaburzenia hormonalne.
– W sumie to się cieszę. – Dziewczyna przerwała jej rozmyślania. – Dwójka za jednym razem.
– Jedno to już jest za wiele. – Martyna pokręciła głową i odblokowała swoją komórkę, gdy poczuła, jak ta zawibrowała w dłoni. Odczytała szybko SMS od Klaudii, ale nic nie odpisała. Nikomu się nie przyznała, że jedzie do ginekologa.
– Jeśli doczekasz się swojego, na pewno spojrzysz na to wszystko inaczej. – Agata poklepała się delikatnie po dłoni.
– Pani Idasik? – Martyna usłyszała swoje nazwisko dochodzące zza drzwi gabinetu.
Wstała i o dziwo nie upadła, choć nogi miała jak z waty. Nim weszła, zdążyła wziąć głęboki oddech i odzyskać względną równowagę.
– Dzień dobry! Proszę usiąść. – Lekarz, który siedział przy biurku, nawet na nią nie spojrzał.
Zacisnęła zęby i zajęła miejsce na wskazanym krzesełku. Mężczyzna kończył wypisywać ostatnie dokumenty. Wyjątkowo mocno dociskał długopis do papieru i Martyna była w stanie dojrzeć zagłębienia w kartce, co strasznie ją zirytowało. Założyła nogę na nogę i, chcąc nie chcąc, skupiła wzrok na mężczyźnie przed sobą. Jak na lekarza, w dodatku ginekologa, miał zdecydowanie zbyt luzackie podejście do swojego wyglądu. Brązowe włosy sterczały mu w każdą stronę, jakby zapomniał się rano uczesać, a bródka przywiodła jej na myśl postać Koziołka Matołka.
– W czym mogę pomóc? – zapytał nagle i podniósł wzrok znad kartki.
Martyna otrząsnęła się na pytanie, którego kompletnie się nie spodziewała. Zmusiła się, by oderwać spojrzenie od dość oryginalnego zarostu, i odchrząknęła.
– Spóźnia mi się okres. Chciałabym dostać coś na wywołanie…
– Ile się spóźnia?
– Ponad miesiąc.
– Bierze pani jakieś leki? Tabletki antykoncepcyjne?
– Od kilku lat – potwierdziła.
– Regularnie?
– Oczywiście, że tak – obruszyła się, prostując dumnie ramiona.
– Uhm. – Mężczyzna nagle się uśmiechnął. – Dobrze, sprawdzimy, co się dzieje, a później zdecydujemy, co dalej… – Wskazał dłonią na fotel ginekologiczny.
Martyna poczuła, jak robi jej się zimno. Nienawidziła wdrapywać się na to badziewne krzesło. Jeszcze teraz okazało się, że ginekolog, do którego się umówiła, to facet. Najprawdziwszy mężczyzna, a nie kobieta, jak przypuszczała. Niechętnie przeszła we wskazane miejsce i zaczęła się rozbierać.
– Czy ma pani jeszcze jakieś niepokojące objawy? Duszności, skoki temperatur? – zaczął wymieniać, wciąż siedząc za biurkiem.
– Czy zatrzymanie miesiączki to naprawdę tak skomplikowana w diagnozie sprawa? – warknęła.
– Może to wynikać z wielu kwestii, niekoniecznie problemów typowo ginekologicznych. Zmieniła pani dietę w ostatnim czasie? – odpowiedział ze stoickim spokojem.
– Nie – burknęła, stojąc naga od pasa w dół.
– Dobrze.
Usłyszała, jak odsunął krzesło, a po chwili pojawił się obok fotela ginekologicznego.
– Zapraszam… – Wyciągnął dłoń, jakby chciał jej pomóc usiąść, ale duma nie pozwalała jej przyjąć nawet tak drobnego gestu.
Usiadła w fotelu, rozłożyła nogi i spojrzała w sufit. Pozostało jej modlić się, żeby badanie szybko się skończyło. O dziwo, mężczyzna był bardzo delikatny. Sprawnie wprowadził wziernik i na wszelki wypadek pobrał wymaz do badania cytologicznego.
– Zrobimy jeszcze USG – powiedział i odsunął się, by mogła spokojnie zejść.
– Nienawidzę tego – oznajmiła chwilę później, gdy kładła się na leżance i próbowała nie myśleć o głowicy aparatu tkwiącej w jej pochwie.
– Mogę się tylko domyślać, że to wyjątkowo niekomfortowe. – Lekarz uśmiechnął się, nie spuszczając wzroku z monitora.
– Niekomfortowe – prychnęła. – I co? – zapytała, ale nie odważyła się spojrzeć na ekran.
– Jest pani pewna, że przyjmowała antykoncepcję regularnie? – Spojrzał na Martynę z dziwnym wyczekiwaniem.
Jasne, że była pewna. Pomijając ten jeden dzień, gdy kompletnie o tym zapomniała – po tym, jak Klaudia dała jej znać o zawale ojca.
– Jest pani w ciąży – powiedział ginekolog, nie doczekawszy się odpowiedzi. – To już dziewiąty tydzień. Serce pięknie bije – dodał, uśmiechając się delikatnie. – Proszę spojrzeć.
– Uhm… – Przelotnie zerknęła na monitor, ale tylko po to, by dostrzec na nim kilka nierównych plam. – Co z tym zrobimy?
– Za siedem miesięcy powita pani na świecie syna lub córkę, na tę chwilę nie mogę stwierdzić, czy…
– Nie mogę go urodzić – przerwała mu.
Mężczyzna wysunął ostrożnie głowicę i odwiesił ją przy aparaturze USG. Martyna podniosła się z leżanki. Chciała się ubrać i jak najszybciej opuścić to miejsce. Najlepiej z receptą w dłoni.
– Na tę chwilę nie widzę medycznych przeciwwskazań – powiedział mężczyzna wciąż spokojnym głosem i przyjrzał się jej uważnie.
– Zmieniła się moja sytuacja życiowa. Rozstałam się z partnerem, to nie jest dobry moment…
– Pani Martyno… – Tym razem on jej przerwał. – Rozumiem, że jest pani zaskoczona tą wiadomością, ale wydaje mi się, że po głębszym przemyśleniu doceni pani ten dar…
– Dar? – Szarpnęła spodnie leżące na skraju leżanki. – To komplikuje całe moje życie. Nie mogę być samotną matką. Mam własną działalność, jeśli nie będę mogła pracować… – Urwała, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie to brzmiało. – Proszę mi pomóc.
– Nie mogę tego zrobić, a nawet jeślibym mógł, to nie chciałbym. Proszę pojechać do domu, porozmawiać z bliskimi, jestem pewien, że po zastanowieniu zmieni pani zdanie.
Miała ochotę palnąć go w ten roztrzepany łeb i zgasić durny uśmiech. Bez słowa włożyła spodnie i wróciła na krzesło przed biurkiem.
– Niejedna kobieta chciałaby być dziś na pani miejscu. – Lekarz uchwycił brzeg fartucha i pociągnął go do przodu, siadając na krześle.
– Los jest ślepy – odwarknęła, krzyżując ramiona na piersi.
– W tym wypadku najwyraźniej ma pani rację. – Sięgnął po blankiet recept i utkwił w Martynie badawcze spojrzenie. – Wiele rodzin czeka na adopcję niemowląt – dodał nagle, a kobieta aż się wzdrygnęła.
– Przez kolejne siedem miesięcy to dziecko będzie siało spustoszenie w moim organizmie. Rozciągnie mnie. Będę miała rozstępy i pewnie mnóstwo innych problemów, o których nie mówi się przyszłym matkom – pochyliła się nad biurkiem – a później mam je tak po prostu oddać?
– Cóż – uśmiechnął się – tak. Jeśli nie chce pani zostać jego matką, to będzie najlepsze wyjście.
Martyna nie odpowiedziała. Była wściekła na siebie za cholerne pigułki, których nie wzięła w odpowiedniej chwili, na lekarza, bo postawił sobie za punkt honoru, by ocalić nienarodzone dziecko i zepsuć jej życie, i na Adriana za to, że był dupkiem.
– Zapiszę pani kwas foliowy i podstawowe badania do wykonania na następną wizytę. – Mężczyzna wciąż opanowanym głosem przerwał ciszę, która zapadła po jego ostatnich słowach.
– Skąd pomysł, że jeszcze do pana wrócę? – fuknęła, zakładając nerwowo włosy za ucho.
– Nawet jeśli zdecyduje się pani na to, by ktoś inny prowadził tę ciążę, będzie potrzebował tych wyników, a kwas foliowy to tylko dobry start dla dziecka. – Mówiąc to, wypisywał kolejne badania. – Mogę założyć kartę ciąży?
Martyna przewróciła wściekle oczami. Czegokolwiek nie powiedziałby ten lekarz, nie był w stanie zmienić jej zdania. Uznała, że zaczeka, aż mężczyzna wypisze wszystko, na co ma ochotę, i podziękuje mu za wizytę. Wtedy ona po prostu wyjdzie, po drodze wyrzucając dokumenty do kosza.
Ludwik lubił mocną parzoną kawę. Do szklanki, koniecznie z grubym brzegiem, należało wsypać dwie kopiaste łyżeczki kawy i jedną płaską łyżeczkę cukru. Mleko było tylko dodatkiem, dosłownie kilka kropel. Patrycja odmierzyła wszystko skrupulatnie, choć z dwóch miarek kawy zrobiła jedną. Wiedziała, że ojciec nie będzie marudził. Na szczęście trzymał się zaleceń lekarzy – jego powrót do pełnej sprawności był teraz najważniejszy.
Kobieta zalała wrzątkiem przygotowaną mieszankę i ostrożnie zamieszała z góry łyżeczką. Z konsternacją spojrzała na drugi kubek i zawahała się.
– Jaką kawę pije Marek? – zapytała, zwracając się do Klaudii, która w skupieniu wyszukiwała coś na komputerze.
– Chyba rozpuszczalną. – Wzruszyła ramionami, nie podnosząc wzroku na siostrę.
– Wolałabym nie wylewać całej zawartości kubka do zlewu, jeśli…
– Wypije to, co przygotujesz – przerwała jej Klaudia, marszcząc brwi. – Nigdy nie marudził.
– Normalnie facet ideał – westchnęła Patrycja z lekką kpiną w głosie.
– Możliwe… – Młodsza siostra przygryzła wargę, jakby właśnie się nad czymś skupiała.
Patrycja zdecydowała się przygotować kawę rozpuszczalną. Uznała, że odpowiedzialność zrzuci na Klaudię, w końcu sama nie miała obowiązku znać upodobań mężczyzny, którego poznała ledwie miesiąc wcześniej.
– Mleko? Cukier? – zapytała znów dla formalności.
– Bez mleka, ale daj mu trochę cukru.
Kobieta zastygła z dłonią wyciągniętą nad uchem kubka.
– Ale nie wiesz, co lubi? – Chciała się upewnić. Klaudia nie mogła dostrzec lekkiego uśmieszku, który pojawił się na jej twarzy.
– Nie wiem.
– Jasne – mruknęła Patrycja pod nosem. – Idę im to zanieść. Znalazłaś tę ślizgawkę?
– Tak. Jeśli zamówimy przed dwunastą, powinna jutro dojść. – Klaudia odwróciła monitor laptopa w jej stronę.
– Zaraz zrobię przelew. – Patrycja pochyliła się nad stołem, by przyjrzeć się wybranej zjeżdżalni. – Dzisiaj powinny przyjść komplety pościeli do domku. Trzeba je szybko uprać, bo potrzebujemy zdjęcia na stronę, żeby jak najszybciej wystartować z reklamą. Może uda się nam wynająć domek jeszcze w tym sezonie.
– Może zrobimy bez zaścielonych łóżek? – Młodsza dziewczyna podparła głowę na dłoni. – Pisałam do znajomego, który mógłby zrobić zdjęcia w środku i je obrobić. Czas nam ucieka.
– Kiedy może przyjechać?
– Nawet dzisiaj…
– Dobra – zgodziła się Patrycja. – Położymy tylko te nowe koce. Dobrze by było, żeby zdjęcia nie uchwyciły drugiej budowy.
– On będzie wiedział, jak to zrobić. Daj mi te kawy, a sama zapłać za zjeżdżalnię.
Klaudia odebrała z jej rąk kubki i wyszła na zewnątrz, zanim Patrycja zdążyła zaprotestować. Kobieta nie usiadła jednak za stołem, lecz ukradkiem wyjrzała przez okno na plac zabaw, który Marek właśnie wykańczał. Rzeczywiście poradził sobie z nim w ekspresowym tempie. Gdy przyjechało drewno, poskręcał go w dwa dni. Później impregnował i malował. Huśtawki czekały na zawieszenie, a tuż obok leżała kupka piasku do piaskownicy. Patrycja nie mogła powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.
Spis treści
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19