Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czasem na naszej drodze stają ludzie, którzy niczym anioły pomagają nam oswoić trudną codzienność. Trzeba tylko usłyszeć ich szept, który w życiu bohaterów tej mądrej i czułej opowieści jest jak zaklęty w muszli szum wiatru…
Spokojne zazwyczaj Płotki stają się „polem bitwy” o latarnię. Choć sprawa wydaje się przesądzona, na horyzoncie pojawia się tajemnicza Kaja, która oferuje wójtowi pomoc swojego pracodawcy. Tymczasem wiatr zmian wieje nie tylko na klifie, ale również w życiu bohaterów. Oliwia, tęskniąc za Danielem i przygotowując się na powrót Eleonory, pisze listy, w których skrywa wszystkie swoje lęki i marzenia. Kiedy jest już na dobrej drodze, by oswoić się z sytuacją, w kamiennym domku pojawia się Norbert z rodziną... Dawid wyjeżdża na wymarzone studia, a Bogusi i Tymonowi doskwiera nie tylko cisza zaległa w ich opuszczonym przez synów domu, ale również poważne wyzwanie w postaci operacji i ewentualnej rehabilitacji kobiety. Sonia pracuje w miejscowym sklepie i opiekuje się matką, która z każdym dniem popada w coraz głębszą depresję. Dziewczyna uparcie odrzuca pomoc, nie dostrzegając, że prawdziwy przyjaciel jest bliżej, niż sądzi. Bruno przyjmuje niespodziewanych gości, Lucynka i Bogdan przechodzą pierwszy poważny kryzys w związku, a Karol Terlecki zamierza za wszelką cenę zrealizować swoje plany przebudowy miasteczka.
Czy wraz z odejściem Jakuba zgaśnie nie tylko światło latarni, ale również nadzieja na jej ocalenie? Kto okaże się jego spadkobiercą? Czy bohaterowie odnajdą w sobie siłę, by pokonać wszystkie życiowe sztormy i zrozumieć, że cisza na wzburzonym dotąd morzu ludzkich losów nie zawsze zwiastuje kolejną burzę?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 292
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki
Anna Slotorsz
Redakcja
Anna Seweryn
Zdjęcia na okładce
© Pakhnyushchy, Alexander_Evgenyevich, Shaliapina, StarLine, Jaros, Rita Kostor, krisArt | shutterstock.com
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz przygotowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Wydanie I, Gdańsk 2023
tekst © Aleksandra Rak, 2022
© Wydawnictwo FLOW
ISBN 978-83-67402-70-5
Wydawnictwo FLOW
+48 538 281 367
Tobie, bo Aniołem może być każdy z nas.
Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny.
Ernest Hemingway, Komu bije dzwon
Nie możemy zmienić kierunku wiatru, ale możemy inaczej postawić żagle.
Andreas Pflüger
Mówili o niej. Szeptali, jakby sądzili, że się nie domyśli. Widziała ich ukradkowe spojrzenia. Jedni zerkali ze współczuciem, inni z dziwną, niezrozumiałą ekscytacją. Ktoś przyniósł jej kawę, ktoś inny kawałek ciasta z bufetu, a niektórzy pokusili się o krótkie: „Trzymasz się?”. Jasne, że się trzymała. Nie była przecież słaba i krucha jak Jolka z księgowości, żeby przepłakać po takim czymś cały miesiąc. W końcu związki się rozpadają, prawda? Również te wieloletnie. Dlaczego więc ona miałaby się przejmować własną półroczną porażką?
Udawała, że niczego nie zauważa. Uśmiechała się promiennie i machała w odpowiedzi, jakby chciała odgonić natrętną muchę, choć najchętniej postawiłaby przed sobą stos segregatorów i utonęła w pracy. I to nie dlatego, że się wstydziła. Nie, nie… po prostu nie miała zamiaru z nikim o tym dyskutować. Tłumaczyć się, odpowiadać na męczące pytania, które donikąd nie prowadziły. Oczekiwali zapewne, że weźmie urlop, co najmniej tygodniowy. Że gdy wróci, to z naręczem chusteczek i nosem czerwonym jak u Rudolfa. Oj, nie… rozczarowali się gorzko i właśnie dlatego nie mieli pojęcia, jak powinni się zachować… i szeptali, szeptali, spoglądali, i znów szeptali.
Miała ochotę wrzasnąć na całe biuro, że przecież nie jest ślepa i powinni sobie darować te podchody. Nic jej nie jest! To tylko koniec pewnego etapu w życiu! Najwyraźniej ten kretyn po prostu jej nie doceniał, i tyle. I wróćmy do pracy. O!
– Idiota… – skwitowała jej przyjaciółka, gdy wściekła jak osa zadzwoniła do niej z pytaniem, czy może u niej przenocować. Bo ten drań wyrzucił ją z mieszkania.
„Rozstańmy się w przyjaźni” – usłyszała, a później dodał: „Będę wdzięczny, jeśli wyprowadzisz się już dzisiaj”. Spojrzała wtedy na zegarek. Dziewiętnasta trzydzieści. Nie chciała pokazać, że ją to zabolało. Zapakowała najważniejsze rzeczy do walizki, oznajmiła, że po resztę wróci następnego dnia, i wyszła. Przed blokiem zapaliła papierosa. Przyszła wściekłość na niego, na cały świat. Po trzecim zdeptanym pecie dotarło do niej, że dała się wyrolować. Została bez mieszkania i samochodu, za to z poczuciem kompletnego braku perspektyw.
Wyła w poduszkę tylko tę jedną noc, poklepywana dłonią zatroskanej przyjaciółki. Na tyle sobie pozwoliła. Rano wstała i z dumnie uniesioną głową ruszyła do pracy. No i proszę… siedziała tu teraz jak nabita na kołek. Ze sztywnym karkiem i bólem głowy, obserwując otoczenie jak jakaś lwica gotowa do skoku na każdego, kto podejdzie zbyt blisko.
– Kaja, szef cię wzywa.
Podniosła wzrok na kobietę przed sobą. Najwyraźniej biedna sekretarka została wydelegowana, bo przypominała białą kartkę, tak była blada, i spodziewała się prawdopodobnie, że zostanie zjedzona, i to z kosteczkami!
– Słucham? – mruknęła w odpowiedzi, sądząc, że się przesłyszała.
– Wzywa cię…? – W głosie kobiety zabrzmiała nuta paniki, co spowodowało, że to zabrzmiało bardziej jak pytanie niż informacja.
– Nie może się sam pofatygować? – Kaja wyprostowała się na krześle, nerwowo klikając myszką otwarte okienka na monitorze. Nagle zapragnęła opuścić to biuro raz na zawsze. – Teraz jeszcze będzie zadzierał nosa, żeby mi pokazać, kto tutaj rządzi? Powiedz szanownemu dyrektorowi Michałowi, żeby sam…
– Ale to… Adam cię prosi – przerwała zlęknionym głosem i Kaja nie była pewna, która z nich była bardziej zawstydzona, bo obie oblały się krwistymi rumieńcami.
Zerwała się z krzesła, aż odjechało pod samo okno, i nie patrząc na nikogo, skierowała się do gabinetu. Weszła bez pukania ze świadomością, że wszystkie oczy zwrócone są teraz na nią, i zamknęła drzwi, a właściwie zatrzasnęła je za sobą, bo wymsknęły jej się z dłoni.
– Wybacz – mruknęła, spoglądając na mężczyznę za biurkiem.
Uśmiechnął się pod nosem, choć wzrok wciąż miał skierowany na monitor laptopa.
– Usiądź. Już kończę – powiedział, wskazując na krzesło.
Adam był tym „milszym szefem”, choć nie zawsze „do rany przyłóż”. Miał jednak zdecydowanie więcej cierpliwości i zrozumienia dla pracowników niż Michał, dla którego liczyły się tylko efekty. Słupki. Wykresy. Niby bracia, a jakże inni…
– Mam dla ciebie dwie wiadomości… – zaczął, przymykając laptop.
– Uwielbiam ten wybór. – Przewróciła oczami i odruchowo odgarnęła z twarzy krótko ścięte włosy. – Niech zgadnę… zła i gorsza? Wal prosto z mostu największym kalibrem. Co gorszego może na mnie spaść?
– Zwalniam cię – wydusił, przyglądając się jej z zaskoczeniem.
– Słucham?! – Zerwała się na równe nogi. – To jakiś żart? To jego pomysł, prawda? – Wskazała palcem drzwi gabinetu, jakby chciała się przez nie przebić i wetknąć siedzącemu za ścianą mężczyźnie paznokieć w oko. – Zwalniasz mnie, bo twój brat jest kretynem?
– Usiądź – poprosił rozbawiony. – Sama chciałaś, żebym rzucił najcięższym, co miałem – przypomniał jej i splótł dłonie na biurku.
Kaja nie miała najmniejszej ochoty siadać na niczym. Musiała to przechodzić. Zdecydowanie tak. Spacer był najlepszym wyjściem.
– Możesz zachować posadę, ale musisz się przeprowadzić – powiedział mężczyzna, obserwując uważnie, jak krążyła po gabinecie.
– No jasne. Najpierw ten… ten… – Urwała, szukając dobrego określenia dla zadufanego w sobie, snobistycznego idioty, którym był Michał. – Ten bufon kazał mi się wynieść w środku nocy z mieszkania, a teraz stawia mi takie warunki? I myślisz, że na to pójdę?!
– Dostaniesz służbowy samochód i większe wynagrodzenie – kontynuował Adam i znów się uśmiechnął. Grzywka zabawnie opadała mu w takich chwilach na oczy i wyglądał jak czterolatek proszący o lizaka. No i te niewinne kocie oczy… – Mogliśmy od tego zacząć, ale rozumiem, że twoje emocje są w tej chwili na granicy…
– Możesz przejść do meritum? – Przymknęła powieki i policzyła w myślach do dziesięciu. – Nie zamorduję cię tylko ze względu na fakt, że prawie byliśmy rodziną.
– Jesteś nazbyt łaskawa. – Otworzył laptop i zwrócił go w jej stronę, by mogła dokładnie przyjrzeć się monitorowi. – Pojedziesz tam i się dowiesz, ile to jest warte. Chcę mieć dokładny kosztorys ewentualnego odrestaurowania. Wszystkie za i przeciw.
– Ty tak serio? Przecież to na pierwszy rzut oka wygląda na jakąś ruinę. – Skrzyżowała ramiona na piersi.
– Nie pytam cię o opinię, chcę twardych danych. Chcesz się tym zająć czy mam poszukać kogoś…?
– Biorę – wydusiła. – Choć zapewne będę tego żałować… Dokąd jadę?
– Tu masz adres kwatery. To stary dom wczasowy, myślę, że to najlepsza opcja. Rozejrzyj się wokół, wyczuj, czy warto w to inwestować. – Podsunął jej odręczną notatkę.
– Płotki?! – prychnęła. – Jakaś zabita dechami wiocha… No niech ci będzie. Ale nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy inwestować w jakąś starą latarnię. Mogę od razu zlecić…
– Nie! – zaprotestował i wstał zza biurka. Wsparł się na kuli, by nie upaść, i podszedł do Kai. – To nie jest sprawa agencji. Rozumiemy się? – wyraźnie ściszył głos.
– Jakieś podejrzane interesy? – Iskra podekscytowania błysnęła w jej oczach, a Adam zaśmiał się pod nosem.
– Nie. To po prostu nie jest sprawa agencji. Dzwonisz do mnie i tylko do mnie. Z wiadomych przyczyn do Michała lepiej nawet nie pisz wiadomości.
– Nie jestem desperatką – burknęła.
– Świetnie. Możesz wyjechać, kiedy ci pasuje. – Cofnął się pod szafę, w której trzymali segregatory, i wyciągnął jeden z nich.
Musiał się przy tym nieźle natrudzić, bo drugą ręką wciąż wspierał się na kuli. Za każdym razem, gdy obserwowała go podczas tak prostych czynności, stwierdzała, że życie jest niesprawiedliwe. By nie rozczulać się zbytnio nad stanem zdrowia starszego brata Michała, zerknęła jeszcze raz na zapisany adres.
Państwo Rudniccy
ulica Przymorska 6
Płotki
***
Danielu…
Nie wiem, który to już list. Są coraz krótsze, a częstsze. Czasami piszę do Ciebie kilka razy w ciągu dnia, bo chciałabym powiedzieć Ci o czymś już… Teraz. Natychmiast. A czasami wieczorem spisuję wszystkie swoje myśli.
Po długich deszczowych tygodniach przywitaliśmy słońce. Jastrowo tętni życiem. Przyjechało wielu wczasowiczów. Musiałam zrezygnować z powrotów brzegiem morza do Płotek, bo ciągle na kogoś wpadałam. W naszych Płotkach jest spokojniej…
Dziś jest dzień, w którym najchętniej usiadłabym z Tobą na plaży i milczała. Milczenie z Tobą jest równie cenne jak rozmowa.
Brakuje mi Ciebie.
Mogę to powiedzieć… Pierwszy raz w życiu z taką stanowczością.
To takie niesamowite tęsknić za kimś. Jak za powiewem morskiego wiatru.
Oliwia