Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
Są takie chwile, kiedy tracimy nadzieję i potrzebujemy kogoś, kto zagości w naszym życiu niczym smak uzdrawiającej i aromatycznej jaśminowej herbaty.
Życiowe ścieżki koleżanek ze szkolnych lat los splata ponownie na jubileuszu w liceum. Honorata to zabiegana matka trójki dzieci. Gabrysia, żeby zaopiekować się siostrą, musiała porzucić swoje artystyczne zamiłowania i pracuje w agencji ubezpieczeniowej. Alicja jest przedszkolanką i uwielbia swoją pracę, ale cieniem na jej codzienności kładzie się zerwana relacja z rodzicami. A bibliotekarka Dagmara, choć otoczona na co dzień ukochanymi książkami, skrycie marzy o miejscu, w którym herbata i dobra powieść stworzą niezapomniany duet.
Powrót do wspomnień sprawia, że kobiety zaczynają patrzeć na swoje wybory przez pryzmat utraconych szans i niewykorzystanych okazji. Każda z nich ma swoje problemy i smutki, które topi w filiżance niespełnionych marzeń. Brakuje im ciepła i otuchy. Po spotkaniu rozkwita w nich potrzeba zmiany swojego życia. Pod wpływem łańcuszka zbiegów okoliczności stają się dla siebie nieoczekiwanym wsparciem i dają sobie wzajemnie siłę, by zadbać o własne związki, zdrowie i błogi spokój. Żadna z nich nie spodziewa się jednak, jakie konsekwencje przyniesie szalony pomysł wypicia tajemniczej mikstury przygotowanej przez matkę Dagmary...
Czy kobietom uda się pokonać codzienne trudy, by znów poczuć, że naprawdę żyją? Czy poznają smak mocnej przyjaźni? Jaką rolę w ich życiu odegra przytulna Herbaciarnia pod Jaśminem? Odpowiedzi poznacie w słodko-gorzkiej historii o tym, że jedna chwila może odmienić przyszłość i przywrócić wiarę w lepsze jutro.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 253
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Anna Seweryn
Redakcja techniczna, skład, łamanie i opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Anna Jeziorska
Projekt okładki
Anna Slotorsz
Ilustracje na okładce
© ABC vector, darina.ill, dzujen, Elena_Medvedeva, Jane_Mori, Natalia Samoliuk, Olga Khalizeva, wacomka, Yuliya Derbisheva VLG | shutterstock.com
© ElenaMedvedeva, ozhangona, freepik | freepik.com
Wydanie I, Chorzów 2024
tekst © Aleksandra Rak, 2023
© Wydawnictwo FLOW
ISBN 978-83-8364-062-4
Wydawnictwo FLOW
Lofty Kościuszko
ul. Metalowców 13/B1/104
41-500 Chorzów
+48 538 281 367
Każda zmiana jest trudna na początku,
bolesna w trakcie i cudowna na końcu.
Robin S. Sharma
Inspirującym Babeczkom z Kobieciarni z Tczewa.
Wasza pasja i przyjaźń stały się podwalinami tej historii.
Asiu, dziękuję za to, że mogłam Was poznać.
– Wyjaśnij mi, proszę, co my tutaj robimy. – Honorata z powątpiewaniem zadarła wzrok na budynek szkoły. Aż się otrząsnęła.
– Ja będę robić zdjęcia, a ty mi towarzyszysz – odparła Gabi, uśmiechając się do niej szeroko zza przeciwsłonecznych okularów, i wymownie uniosła swój aparat fotograficzny.
– Czyli ty wtopisz się w tłum, a ja spędzę najbliższe godziny, udając, że rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi, tak? – Nerwowo poprawiła torebkę na ramieniu i skinęła głową do mijających ją dwóch starszych kobiet. Rozpoznała je natychmiast i cieszyła się, że one wprost przeciwnie, kompletnie nie zwróciły na nią uwagi. – Niezła pogoda jak na początek maja, nie sądzisz? – zapytała, rozglądając się.
– Ty się czymś stresujesz? – Przyjaciółka roześmiała się lekko pod nosem, pstryknęła jeszcze kilka zdjęć budynku liceum i schowała aparat.
– Może ty masz same dobre wspomnienia związane z tym miejscem, ale ja niekoniecznie… – prychnęła Honorata i otworzyła torebkę.
Przetrząsnęła ją porządnie i wyciągnęła szczotkę, by przeczesać włosy, które naturalnie układały się w piękne jasne fale. Gabi z zazdrością zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem i wetknęła do ust cienki papieros. Sama mogła poszczycić się lichymi strąkami w mysim kolorze i choć od zawsze marzyła o długich włosach, musiała się zadowolić marnym, związanym na szybko kokiem, który, choć dodawał jej uroku, trudno było nazwać imponującym.
– Honka, Honka… – Pokręciła głową, podpalając papierosa. – Minęło dziesięć lat. Wszyscy jesteśmy już innymi ludźmi. Pójdziemy tam, posiedzimy na specjalnie przygotowanym programie artystycznym i… – Wzruszyła ramionami, zaciągając się mocno. – Później może skoczymy na jakiegoś drinka? Co ty na to?
– Na drinka? – Honorata zsunęła z nosa okulary przeciwsłoneczne i powątpiewającym wzrokiem zerknęła na przyjaciółkę. – Nie wiem jak twoje plany, ale moje zakładają kolację, kąpiel i wieczorną rutynę.
– Zapomniałaś, że ostatni raz widziałyśmy się z miesiąc temu? – Gabi się obruszyła. – Zbyszkowi chyba nic się nie stanie, jeśli na jeden wieczór przejmie twoje obowiązki?
Nie odpowiedziała. Zadarła jedynie dumnie podbródek i odwróciła wzrok. Skrzyżowane na piersi ramiona jasno dały do zrozumienia, że ten wątek uważa za zamknięty.
– Wchodzimy? – zapytała więc, bo na tyle dobrze znała Honoratę, by wiedzieć, że drążenie tematu nie ma najmniejszego sensu.
Gdy miesiąc wcześniej zadzwoniła do niej dyrektorka szkoły z propozycją nie do odrzucenia, brała pod uwagę, by jednak grzecznie odmówić. W liceum wzięła udział w kilku konkursach fotograficznych, ale nigdy nie zdobyła żadnej znaczącej nagrody, ledwie parę wyróżnień. Gdy jednak padła kwota, którą szkoła skłonna była zapłacić za zdjęcia, Gabi postanowiła spróbować, choć teraz, przekraczając próg liceum, zaczynała wątpić w to, że sobie poradzi…
– Świetnie. Stare mury, stary zapach… wszystko stare – mruknęła Honorata, ściągając z nosa okulary, i zaczęła błądzić wzrokiem po znajomych ścianach.
– Daj spokój, to tylko godzina, może dwie. Dasz radę. Przysiądziesz sobie gdzieś z brzegu i nikt cię nie będzie zacze… – Urwała, spoglądając w głąb korytarza prowadzącego do sali gimnastycznej. – Czy to jest…
– O matko, to Ala? – wydusiła Honorata, przygryzając zauszniki okularów. – Ona jest w…
– Gabi?! Honka?! – Jakby je usłyszała, bo odwróciła się gwałtownie, a jej twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu, i choć nie przypominała siebie sprzed dziesięciu lat, to kobiety nie miały wątpliwości, że oto mają przed sobą Alicję Grzelakowską, Alcię, Alencję, Alunię, która nigdy nie traciła pogody ducha. – A zastanawiałam się wczoraj, czy się pojawicie! – Pisnęła radośnie, rzucając się im na szyję, co zmusiło je, by się pochylić.
Ala była od nich niższa o głowę, w dodatku nie lubiła nosić butów na obcasie, co tylko podkreślało jej filigranową posturę. Skróciła włosy i przefarbowała się na rudo, co według Gabrysi nie do końca jej pasowało, bo z długimi przypominała jej Calineczkę.
– Ja nie planowałam przychodzić, ale wiesz, że Gabi nie można odmówić – mruknęła Honorata, gdy udało jej się wyswobodzić z uścisku.
– Dziesięć lat po maturze! Dziesięć lat! I w dodatku jubileusz szkoły! – Ala uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – To wspaniałe, że będziemy mogły się podzielić z innymi swoimi doświadczeniami! Wiecie, ile dobra możemy wlać w te młode umysły?!
Honorata nie podzielała entuzjazmu koleżanki, bo wymownie zaczęła się rozglądać po twarzach zebranych w korytarzu osób.
– Może ty jeszcze możesz na cokolwiek wpłynąć – odparła, chowając okulary do torebki. – W przedszkolu dzieciaki chłoną wszystko, ale liceum? Proszę cię… – Roześmiała się kpiąco. – Nie pamiętasz, jak to było?
– Może po prostu wejdźmy i zajmijcie sobie jakieś miejsca, bo ty chyba nie powinnaś stać zbyt długo? – Gabrysia uznała, że najlepiej będzie skierować temat na inne tory, i zatrzymała wzrok na wyraźnie zaokrąglonym brzuszku Alicji.
– Och! No tak! Czasami zapominam, że jestem w ciąży! Tak świetnie się czuję, że już planuję kolejne!
– Nawet przy jednym jest masa roboty – wtrąciła dumnie Honia.
– Ty coś o tym wiesz, co? Trójka to niezły armagedon… – Gabi szturchnęła ją łokciem i ruszyła przed siebie z nadzieją, że obie kobiety pójdą w ślad za nią.
Liczyła na to, że akademia nie potrwa dłużej niż godzinę i że żadnej z nich, mimo imiennych zaproszeń ze szkoły, które otrzymały, nie wywołają na scenę. Nawet nie wiedziała, co miałaby powiedzieć i jakimi osiągnięciami się pochwalić.
Od razu zabrała się do pracy. Zmieniła odpowiednio ustawienia w aparacie i zaczęła robić zdjęcia. Każdemu, kto się nawinął. Czy był to nauczyciel, absolwent, czy uczeń. Wyszła z założenia, że im więcej ujęć przekaże szkole, tym bardziej będą zadowoleni. Odszukała wzrokiem Honoratę i Alicję, które zajęły miejsca lekko z tyłu, by nie wyróżniać się z tłumu, i pomachała im. Gest odwzajemniła jedynie Alicja, energicznie przy tym podskakując. Honia wciąż się rozglądała, jakby się bała, że zaraz zostanie wywołana do odpowiedzi przy tablicy.
Szkoła w związku z jubileuszem swego istnienia zorganizowała również akademię dla absolwentów, którzy obchodzili w tym roku swoją małą rocznicę – dziesięć lat po maturze. Szmat czasu, choć Gabi się wydawało, że dopiero wczoraj wyszła z liceum ze świadectwem dojrzałości w dłoni i głową pełną chaotycznych myśli, bo tamtego dnia wciąż nie miała pomysłu na to, jak poukładać swoje życie.
Ku rozpaczy Honoraty uroczystość trwała prawie dwie godziny, bo choć uczniowie przygotowali bardzo ciekawy program artystyczny, to rzutnik wciąż wyświetlał zdjęcia z kronik szkolnych, przywołując najczarniejsze wspomnienia. Obserwowała Gabrysię, która biegała po sali z aparatem, zupełnie jakby zapomniała, gdzie się znajduje. To stanęła przed dyrekcją, to przysłoniła sobą sztandar szkoły…
– Ale Gabi ma w sobie pasję – westchnęła Ala rozmarzonym głosem. – Zapomniała o całym świecie, nie sądzisz?
– Sądzę, że po prostu nie zachowuje się profesjonalnie. Powinna zwracać uwagę na otoczenie. – Pokręciła głową. – Niech to się już kończy, bo straszliwie rozbolała mnie głowa – dodała, by jakoś wytłumaczyć swoje marudzenie.
Choć bardzo chciała, nie mogła się powstrzymać przed kąśliwymi uwagami. Nie powinna tutaj przychodzić i przywoływać wspomnień. Zrobiła wszystko, by jak najszybciej zakończyć swoją edukacyjną drogę i wracanie do tych czasów było jej nie na rękę, zwłaszcza że po powrocie do domu cały żal i frustrację przeleje na dzieci… Zawsze tak było i za każdym razem się później karciła, z bezsilności wyjąc w poduszkę.
– Nie dałaś znać, że za mąż wychodzisz – zwróciła się cicho do Alicji.
– Bo nie wyszłam za mąż. – Wzruszyła ramionami, wyciągając wysoko szyję, by lepiej widzieć nauczycieli, którzy wmaszerowali na scenę.
– Wpadłaś? – Honorata uniosła lekko brwi.
– Żadna wpadka! – oburzyła się Ala. – Wszystko było zaplanowane… Patrz, chemica – wydusiła, skrywając się za mężczyzną, który zajmował miejsce tuż przed nią.
Honia mimowolnie osunęła się na krześle. Zdawała sobie sprawę, że jej emocje są irracjonalne, ale walka z nimi wydawała się jej od początku przegrana. Po krótkich wspominkach nauczycieli na środek wywołano troje absolwentów, którzy opowiedzieli o swojej ścieżce kariery po ukończeniu liceum.
– Oho, twój Tymek. – Cmoknęła, z zadowoleniem spoglądając na Alę. – Pan prokurator. Nieźle.
– Myślałam, że się wyprowadził z miasta.
– Pewnie specjalnie przyjechał na jubileusz. No i Kryśka Tomczyk. To było pewne. – Prychnęła zniesmaczona. – Przewodnicząca szkoły.
– A teraz zarządza jakimś zespołem w korporacji. – Ala znów się wychyliła, by zobaczyć ostatnią osobę, która miała przemawiać. – O ja… to Dagmara?!
– „Mara” Dagmara?! – Honorata aż wstała z krzesła, by lepiej się przyjrzeć. – No, jak w mordę strzelił!
Aż przysłoniła usta dłonią i przysiadła skrępowana na swoim miejscu, bo kilka osób spojrzało na nią z niemałym zaskoczeniem. Dziwiła się, że nikt nie zwrócił jej uwagi, żeby się uspokoiła.
Gdy kobieta na scenie się przedstawiła, Honia nie miała już żadnych wątpliwości, że to „Mara”. Wszędzie rozpoznałaby ten przestraszony głosik, burzę loków na głowie i powłóczyste kiecki, które ubóstwiała w liceum.
– Bibliotekarka… – Alicja skrzyżowała ramiona na piersi. – To nic specjalnego w porównaniu z takim prokuratorem, co nie?
– A czy któraś z nas może się pochwalić czymś nadzwyczajnym? Nie wiem, co my tu w ogóle robimy! – Znów się zbulwersowała i do końca akademii nie odezwała ani słowem.
Ala najwyraźniej również straciła dobry humor, bo tylko głaskała raz po raz zaokrąglony brzuch i już nie wychylała się ponad głowy pozostałych widzów.
Po oficjalnej części uroczystości absolwentów zaproszono na poczęstunek. Alicja tęsknym wzrokiem spojrzała w stronę stołów zastawionych przepysznie wyglądającymi kanapeczkami, które przygotowała miejscowa restauracja, ale nie chciała sama krążyć po sali, a Honorata odmówiła dalszego uczestnictwa w obchodach, twierdząc, że wystarczająco dużo nerwów kosztowało ją przyjście tutaj. Dlatego też zdecydowały się zaczekać przed szkołą na Gabrysię, która chciała zrobić jeszcze kilka szybkich zdjęć i miała do nich dołączyć. Zabrały ze sobą ukradkiem kilka tościków i wyszły przed budynek.
– Już prawie szesnasta – skwitowała Ala, spoglądając na zegarek. – Nim dojadę do Orzesza, będzie osiemnasta.
– Myślałam, że wyprowadziłaś się do Katowic. – Honia wygrzebała komórkę z torebki i zaczęła przeglądać wiadomości.
– Tak, ale wróciłam. Nie układało mi się z Mariuszem.
– To… nie jest dziecko Mariusza? – Zdziwiona potrząsnęła głową, jakby chcąc ochłonąć z szoku.
– Nie. – Alicja uśmiechnęła się tajemniczo.
– Nieźle… Ty zawsze byłaś kochliwa, ale… – wydukała Honorata, odwracając wzrok w stronę swojej torebki, z której wydobywała się melodia. – Boże! Naprawdę nie potrafią sobie poradzić beze mnie?! – wybuchnęła nagle i odeszła parę kroków, by w spokoju zadzwonić.
Zapewne do męża. Ala nie spodziewała się, by ktokolwiek inny mógł jej teraz zaprzątać głowę.
– Lub też czy kiedykolwiek ktoś inny niż Zbyszek marnował twój cenny czas – mruknęła już sama do siebie, gdy Honia oddaliła się na tyle, by jej nie słyszeć.
Wybierając się na jubileusz, zdawała sobie sprawę, że może paść wiele niewygodnych pytań, i to nie tylko o Katowice, Mariusza czy ciążę. W jej życiu wydarzyło się tak wiele, że ona sama z trudem układała to w jakąś logiczną całość w swojej głowie. Starała się skupić na tym, że ma stabilną pracę i że może tym razem wszystko będzie dobrze.
– Tu jesteście! – Gabrysia wybiegła ze szkoły, chowając w pośpiechu aparat do torby. Zaraz za nią z budynku wyszła Dagmara. – Wszędzie was szukałam… – dodała, zatrzymując się tuż przed Alicją. – A Honia?
– Ogarnia zdalnie życie rodzinne – wyjaśniła z kpiną, wskazując na kobietę, która pod wierzbą wygłaszała właśnie pouczający monolog o tym, dlaczego do prania należy dolać płynu zmiękczającego.
– Jedziemy coś zjeść? – zaproponowała Gabrysia, kompletnie nie przejmując się problemami przyjaciółki.
– Muszę lecieć na autobus. – Ala pokręciła głową. – Dagmara?! – zawołała za koleżanką, która minęła je bezszelestnie. – No co ty?! Nie poznajesz starych znajomych?! Świetnie wypadłaś na scenie!
– Dzięki… to nic takiego. Podobno nikt nie chciał wystąpić, więc się zgodziłam – wymamrotała, oblewając się rumieńcem. – Muszę lecieć, zaraz mam…
– Mogę was podrzucić. – Gabi sięgnęła do kieszeni spodni, by wyciągnąć kluczyki do samochodu.
Ponieważ Dagmara wciąż sprawiała wrażenie, jakby chciała uciec w siną dal, Ala przytrzymała ją mocno za ramię i uśmiechnęła się szeroko w podzięce. Każdy sposób, by nie musiała podróżować komunikacją miejską, był jak zbawienie.
– Świetnie… trochę poplotkujemy, jak za starych, dobrych czasów. A ty dalej mieszkasz w Mikołowie? – zwróciła się do Dagmary.
Stare, dobre czasy, o których Ala wspominała z takim entuzjazmem, nie dla wszystkich były tak łaskawe. Dagmara pamiętała codzienną walkę o miejsce w autobusie. Ukradkowe spojrzenia innych pasażerów i kpiące szepty za plecami na temat jej wyglądu, które towarzyszyły jej na szkolnych korytarzach. Nazywali ją Marą, Cyganą i Czarownicą. Tylko dlatego, że się wyróżniała.
Gdy Honorata przeprowadziła szybkie szkolenie z obsługi pralki i suszarki, po czym wydała swoim dzieciom polecenie posprzątania pokoi i się rozłączyła, natychmiast odzyskała dobry humor.
– Może jednak napijemy się czegoś po drodze? – zapytała rozbawiona, wsiadając do samochodu przyjaciółki.
– O nie… ja nie mogę – zaprotestowała Ala, próbując naciągnąć pas pasażera.
– A ja nie piję – dodała Dagmara półgłosem.
– Szkoda, że jednym drinkiem nie można zmienić swojego życia, co? Zaraz byś mówiła inaczej… – Honia pokręciła głową. – A twoja mama jeszcze gotuje te swoje ziołowe napary?
– Tak. Nadal prowadzi swój sklepik.
– O, widzisz! – Klasnęła z radości. – Może znajdzie coś u siebie, co nas zmieni, co? Tak żebyśmy poczuły się lepsze! Silniejsze! Pewniejsze!
– Magiczne mikstury tak nie działają. Musisz manifestować to, co chciałabyś osiągnąć – zaprzeczyła Ala.
– Napar brzmi lepiej i łatwiej. To co, Daga?! – Odwróciła się do kobiety, która przyglądała się jej, jakby zaraz ze strachu miała uciec z samochodu. – Jedziemy do ciebie?
– Nie wierzę w żadne magiczne trunki ani potęgę manifestacji – mruknęła Gabi, wycofując samochód z parkingu. – Jak ktoś ma do dupy życie, to już nic z tym nie zrobi…
– Ja jednak wolę spróbować. Zapłacę! – zaznaczyła Honia.
Dagmara niezauważalnie przełknęła ślinę i odwróciła wzrok ku szybie. Nie była pewna, czy dawna koleżanka znów z niej nie kpiła, ale każda okazja do zarobku powinna zostać wykorzystana, dlatego też nie zaprotestowała, gdy padła propozycja, by odwiedzić sklepik jej mamy. Milczała całą drogę. Przywykła do tego, bo nikt nigdy nie oczekiwał od niej, że weźmie udział w dyskusji. Prowadziła rozważania w myślach, wyciągała własne wnioski i zachowywała je dla siebie, wiedząc, że prędzej czy później okażą się przydatne.
***
– Napar zmieniający życie? – Matka Dagmary, która wydawała się lustrzanym odbiciem córki, roześmiała się pod nosem. Zerknęła ukradkiem do saloniku, gdzie rozsiadły się dawne szkolne koleżanki córki, i pokręciła głową. – A co one takiego chcą zmienić?
– Widocznie są niezadowolone z tego, co osiągnęły – wyjaśniła.
– Dobrze je znasz? – Podparła się pod bokiem, a bransoletki na jej nadgarstku rozdzwoniły się przyjemnie.
– Ala była w klasie językowej, Gabi i Honorata w humanistycznej. Widywałyśmy się na kółku historycznym. Jakie to ma znaczenie?
– Zastanawiam się, czy cię gnębiły…
– Daj spokój, mamo. – Obruszyła się. – Minęło dobre dziesięć lat, ten temat jest dla mnie zamknięty. Daj im cokolwiek i niech jadą każda w swoją stronę.
– W porządku… – Uniosła dłonie w geście kapitulacji i zaczęła ściągać z półek słoiczki z ziołami, by przygotować iście magiczny napar, którego zażyczyły sobie niespodziewane klientki.
Dagmara postanowiła nie przeszkadzać matce i w saloniku zajęła miejsce obok Gabi, która, przeglądając zdjęcia na aparacie, nie brała udziału w ożywionej dyskusji na temat pieluch dla niemowlaków, którą toczyły Ala i Honorata.
– Całkiem udane… – skomentowała jedno z ujęć.
– Och, dzięki, ale to nic nadzwyczajnego. – Gabi wzruszyła ramionami. – Połowa pewnie pójdzie do kosza.
– Masz niezłe oko, powinnaś w siebie bardziej uwierzyć.
– Może napar twojej mamy mi pomoże. – Pokręciła głową, a kącik jej ust drgnął w uśmiechu.
– A co u twojej siostry? – zagadnęła, dobrze wiedząc, że porusza wyjątkowo drażliwy temat.
– W porządku – odparła ze spokojem Gabrysia, choć mimowolnie zacisnęła mocniej szczęki. – Udało mi się ją przekonać, żeby skończyła liceum. Jest w klasie informatycznej – dodała, jakby doszła do wniosku, że wcześniejsze wyjaśnienie było zbyt ogólne.
– To dobrze. Z maturą w kieszeni będzie mogła zrobić znacznie więcej niż bez niej.
– A ty? Wydałaś już jakąś powieść? – zapytała, zmieniając temat.
– Jestem na dobrej drodze. – Dagmara zmusiła się do uśmiechu. Nie zamierzała się tłumaczyć z tego, że od prawie trzech lat nie zajrzała do swojego notatnika.
– Trzymam za ciebie kciuki… – powiedziała, wracając wzrokiem do zdjęć.
– Proszę bardzo, zgodnie z życzeniem! – oświadczyła matka Dagmary, wnosząc do pokoju tacę z trzema pękatymi szklankami. – To odmieni wasze życie. Dojrzycie jego jaśniejsze strony i zyskacie pewność siebie.
Honorata sięgnęła po napar jako pierwsza. Powąchała go i choć mina nieco jej zrzedła, spojrzała po swoich koleżankach, by zachęcić je do wypicia.
– No dalej! Ja stawiam! A ty, Ma… to znaczy Daga, nie pijesz?
– Och, zostawiłam twoją szklankę w sklepiku, ale ze mnie zakręcona kobieta! – Matka teatralnie się roześmiała i wyszła, pozostawiając je same.
– Czy to jest bezpieczne? – Ala ostrożnie powąchała ziołową miksturę.
– Wspomniałam mamie, że jesteś w ciąży, więc na pewno nie dodała niczego, co mogłoby ci zaszkodzić – wyjaśniła Dagmara, wyczekująco przyglądając się koleżance.
– Nie sądzę, że to w czymkolwiek pomoże, ale niech wam będzie. – Gabi wyciągnęła przed siebie rękę.
Matka Dagmary wróciła z identyczną szklanką dla córki, ale ona miała na tyle wyczulony węch, że rozpoznała drobne różnice. W jej napoju czegoś brakowało. Zerknęła na matkę, ale ta uśmiechnęła się tylko szeroko i klasnęła. Bransoletki znów zadźwięczały.
– To na zdrowie, moje kochane! Do dna! Za zmiany!
– Za zmiany! – zawtórowała jej Honorata i gdy szklanki zabrzęczały na znak toastu, pierwsza wypiła magiczny napar.
Alicja wmusiła w siebie połowę, a Gabi delikatnie zmoczyła wargi, krzywiąc się przy tym okropnie.
– Za zmiany… – mruknęła Dagmara, przechylając swoją szklankę.
Napar podrażnił jej gardło i miał gorzki smak. Zupełnie jak ziółka, które matka wlewała w nią w młodości, by wspomóc jej odporność.
Dawno, dawno temu w pewnym mieście nad brzegiem jeziora mieszkała mała dziewczynka, która chciała mieć szczęśliwą rodzinę.
Gdy zadzwonił budzik, Honorata z ogromnym trudem pokonała ciężkie powieki i wyłączyła alarm. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni czuła się tak źle, ale do głowy przychodziły jej jedynie święta Bożego Narodzenia z zeszłego roku, kiedy to w ostatni dzień przedszkola Hania przyniosła jelitówkę. Całą Wigilię przeleżeli w piątkę w salonie, otoczeni miskami i garnkami, a w pierwszy dzień świąt dołączył do nich pies. Nie dociekała, czy miało to jakikolwiek związek z ich wirusem.
Zmusiła się, by usiąść na łóżku i przez kolejne pięć, a może nawet dziesięć minut dumała nad tym, czy nie może zrobić dzieciom jednego dnia wolnego od przedszkola i szkoły, ale doszła do wniosku, że bez nich uda jej się choć na chwilę położyć, jeśli dolegliwości nie przejdą. Chwiejnym krokiem wyszła z sypialni i skręciła do łazienki. Dopóki nie obudzi dzieci, nie wstawi wody na kawę i nie włączy radia, będzie jej towarzyszyła błoga cisza. Ceniła ją sobie, bo był to jedyny moment w ciągu dnia, kiedy mogła uporządkować myśli. Powoli rozczesywała włosy, wsmarowywała w wyschniętą skórę krem, który kupiła na promocji, i zakładała soczewki. Później zaczynała budzić dzieci. Kolejno Jaśka, Hanię i Agatę. Zbyszek na szczęście nie potrzebował pomocy, by otworzyć oczy.
– Nie chcę tych spodenek! – krzyknął Jaś, gdy podsunęła mu niebieskie szorty.
Honorata zerknęła na niego nieprzytomnym wzrokiem. Niezadowolony czterolatek wydął usta i próbując skrzyżować ramiona na piersi, praktycznie się nimi objął. Wyglądało to nad wyraz komicznie. Już wzięła wdech, by wytłumaczyć mu, że to nie ma większego znaczenia, co włoży tego dnia do przedszkola, ale porzuciła ten pomysł, czując zbliżające się mdłości. Sięgnęła więc po kolejne spodenki, które już bardziej przypadły maluchowi do gustu, i zwróciła się w stronę drugiego łóżka, gdzie rozbudzona Hania przyglądała się jej zagadkowo.
– A ja chcę sukienkę… – powiedziała pewnym głosem, wyczuwając, że tego dnia z matką wynegocjuje wszystko. – W motyle.
Sukienka w motyle wisiała w szafie na najwyższym drążku. Przygotowana na wyjątkowe okazje. Dziewczynka wielokrotnie zaglądała przez drzwiczki tylko po to, by upewnić się, że jest na swoim miejscu i że nikt jej nie ukradł. Kochała ją całym swoim maleńkim serduszkiem i nie mogła zrozumieć, dlaczego nie może jej nosić codziennie. W końcu była królewną. Księżniczką. Nosiła diadem i buty z brylancikami na obcasach. Dlaczego więc nie mogła się wystroić jak na prawdziwą damę przystało?
Honorata jęknęła w duchu, ale skurcz żołądka nie pozostawił jej wyboru. Szybkim ruchem ściągnęła sukienkę z wieszaka i wybiegła z pokoju młodszych dzieci, by zdążyć do łazienki.
– Mamo! Nie potrafię znaleźć zeszytu do matematyki! – Usłyszała, pochylając się nad umywalką.
Najwyraźniej Agata zapomniała, że plecak do szkoły powinna mieć spakowany z wieczora.
Honorata podniosła wzrok na swoje odbicie w lustrze. Wyraźnie pobladła i choć wciąż odczuwała mdłości, nie była w stanie zwymiotować.
– Mamo!
Pomyślała, że gdyby to któreś z dzieci albo Zbyszek czuli się tak źle, jak ona w tej chwili, nie wstaliby nawet z łóżka. Ale w tym domu nikt nie pytał o jej zdrowie. Nikt się nie zastanawiał, czy może tego ranka coś jej dolegało. Była przecież matką. Maszyną nie do zdarcia.
Opłukała energicznie twarz i wzięła kilka głębszych wdechów. Musiała się skupić na tym, by jak najszybciej wyprawić dzieci z domu, zamknąć piętro na cztery spusty i udawać, że wyszła na zakupy, by w zaciszu łóżka przetrwać ten dzień. Ale nic nie szło po jej myśli… Jasiek wylał na siebie kakao i musiała go przebrać, co, oczywiście, wymagało umiejętności negocjacyjnych, bo tym razem maluchowi nie odpowiadała bluzka. Gdy zaplotła Hani warkocz, dziewczynka uznała, że ta fryzura kompletnie nie pasuje do sukienki w motyle. Nim upięła koczek, Agata z niezadowoloną miną pojawiła się na śniadaniu. Rzuciła matce zdenerwowane spojrzenie i przysunęła sobie kubek z ciepłą jeszcze herbatą.
– Co się stało? – wymamrotała, ze wszystkich sił próbując ustać na nogach.
– Tata siedzi w łazience już od dwudziestu minut! – jęknęła dziewczyna.
– Gdybyś nie pakowała plecaka z rana, zdążyłabyś skorzystać przed nim… – westchnęła Honorata, dotykając głowy córki, by związać kucyk.
Włosy sięgały jej lekko za ramiona, tak by można było je swobodnie spiąć. Nad tym faktem ubolewała sama Honorata, bo uważała, że gdyby córka odrobinę bardziej zadbała o swój wygląd, mogłaby mieć naprawdę ładne, długie włosy, których zazdrościłyby jej koleżanki, ale Agata, w przeciwieństwie do Hani, stawiała na wygodę i za nic nie chciała ich zapuścić.
– Tata mi nie przypomniał, że mam się spakować! – oburzyła się dziewczyna.
– Sama powinnaś o tym pamiętać…
– Gdybyś wróciła szybciej, nie byłoby problemu – stwierdziła, sięgając po tost z szynką i serem, który Honorata przygotowała z braku lepszego pomysłu i chęci.
„No oczywiście – pomyślała, przewracając oczami. – To zdecydowanie moja wina”.
– Przepraszam bardzo, ale zapytałem, czy jesteś przygotowana do szkoły – wtrącił się Zbyszek, wchodząc do kuchni. Wraz z nim w pomieszczeniu rozgościł się zapach malinowego żelu pod prysznic, który Honorata kupiła niedawno.
Zmierzyła męża krótkim spojrzeniem. Nie cierpiała, gdy zaczesywał mokre włosy tak gładko do tyłu. Wyglądał wtedy jak postać rodem z filmu o jakichś mafiosach. Dostrzegła również, że z wychudzonej twarzy zniknął zarost, który drażnił ją od dobrych kilku dni, ale nie komentowała go, by nie doprowadzić do kolejnej kłótni z mężem. Ostatnio zbyt często dochodziło pomiędzy nimi do spięć.
– Bo jestem przygotowana. Zadania mam odrobione – odparła Agata. – Spakowanie plecaka to zupełnie inna sprawa…
– Mamo! Pobrudziłam motylka! – wrzasnęła rozpaczliwie Hania.
– A ja nie chcę już tego pić! – dopowiedział Jasiek, ześlizgując się z krzesła i trącając przy tym kubek siostry, który przeturlał się po blacie, rozlewając wokół zawartość.
– No i co zrobiłeś, mały smrodzie?! – Agata złapała go za ramię i szarpnęła w swoją stronę tak mocno, że uderzył głową w oparcie krzesła.
– Mam brudną sukienkę! – lamentowała Hania.
– Zaraz was rozstawię po kątach! – zagrzmiał Zbyszek, nawet nie spoglądając na dzieci, bo delektował się już kawą, stojąc przy uchylonym oknie, i sprawdzał najnowsze wiadomości w komórce.
Honorata w milczeniu przyglądała się całej tej absurdalnej sytuacji, zastanawiając się, czym sobie zasłużyła na taki ciężki poranek.
Gdy w końcu udało się jej całą czwórkę wystawić za drzwi, przywarła plecami do ściany i osunęła się po niej na podłogę. Bezradnie rozejrzała się po mieszkaniu. Została sama z całym bałaganem, który w ciągu trzydziestu minut udało się zrobić jej rodzinie. Poplamiona kakao sukienka w motyle leżała teraz przy drzwiach łazienki, razem z mokrymi ubraniami Jasia. Agata zostawiła na stole drugie śniadanie, które zaczynało właśnie pływać w resztkach rozlanego mleka i zaraz nie będzie się nadawało do zjedzenia, a w łazience, Honorata była o tym przekonana, czekała na nią niemała kałuża na podłodze po kąpieli Zbyszka.