Kiedy znajduję - Aleksandra Rak - ebook + audiobook

Kiedy znajduję ebook

Aleksandra Rak

4,6

Opis

Po zaręczynach Dominika i Agnieszki staje się jasne, że Irena nie pozwoli, by jej córka zmarnowała sobie życie u jego boku i zrobi wszystko by zniszczyć ich związek.

Kiedy Małgorzata, młodsza siostra Leny, ucieka z rodzinnego domu. Dziewczyna musi stanąć oko w oko z mężczyzną, który ją skrzywdził i spróbować pomóc Gosi uwolnić się spod jego wpływu. Wszystko to w czasie, kiedy jej udział w zawodach sportowych staje pod ogromnym znakiem zapytania.

Lena stara się znaleźć choć promyk nadziei na to, że w jej życiu zapanuje jeszcze spokój, a ona znów będzie wstanie kochać tak mocno jak kiedyś. Zwłaszcza teraz, gdy znalazła kogoś, kto chciał ją przez wszystko poprowadzić.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 196

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (123 oceny)
87
28
7
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
GosiaKora

Całkiem niezła

Czytałam znacznie lepsze serię tej autorki
00
toskabelka

Nie oderwiesz się od lektury

Superuyi
00
phunwone

Nie oderwiesz się od lektury

No to czas na ost czesc 😗
00
ewela286

Nie oderwiesz się od lektury

Lena powoli odnajduje spokój. Przed nią jeszcze długa droga, żeby w pełni dojść do siebie. Ale ma przy sobie wyrozumiałego Kamila, który ją wspiera. Ta część jest bardzo spokojna, pojawiają się problemy, ale szybko są rozwiązywane. Przeczytam ostatnią część, bo jestem ciekawa jak zakończy się historia Leny i jej przyjaciół, ale czytałam lepsze serie, które wyszły spod pióra Pani Aleksandry.
00
Bajkaa85

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam cala serie!
00

Popularność




Rozdział I

– Lena… Lena, obudźsię…

Słyszała, że ktoś ją wołał, ale ani myślała otwierać oczu. Piekły ją, jakby miały zaraz wybuchnąć. Głowa pulsowała tępym bólem, a w uszach wciąż słyszała denerwującypisk.

– Lena – powtórzył ktoś jej imię i potrząsnął lekkoramieniem.

– Yhm… – mruknęła z nadzieją, że intruz jązostawi.

– No przestań. Wstawaj…

Z trudem zmusiła się, by podnieść powieki. Przez krótką chwilę widziała przed sobą dwie niewyraźne postacie. Dopiero gdy całkiem się rozbudziła, rozpoznała przed sobą Dominika. Uniosła się na ramieniu i spojrzała na niego bezmyślnym wzrokiem. Uśmiechnął sięszeroko.

– Która godzina? – spytała.

– Dziewiąta.

– Zwariowałeś?! Dopiero się położyłam! – Uświadomiła go, wspominając swoją późną porę powrotu zwesela.

– Lena, ona się zgodziła, prawda? – Dominik znów potrząsnął jejramieniem.

Dziewczyna ziewnęłaszeroko.

– Agnieszka – doprecyzował. – Powiedziała…

– Powiedziała, że tak. – Objęła dłońmi jego policzki. – Zgodziła się. Wyjdzie za ciebie za mąż. – Udało jej się wreszcieoprzytomnieć.

– Nie przyśniło mi się. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Puścił ramiona Leny i usiadł napodłodze.

– Wariat. – Pokręciła głową, opadając na poduszki. – Mogłeś obdzwonić po kolei wszystkich gości, każdy by ci topotwierdził.

Chłopak wyglądał jak dziecko rozradowane na widok prezentów gwiazdkowych. Uśmiechnęła sięmimowolnie.

– Dlaczego wczoraj? – zapytała. – Mogłeś się oświadczyć w każdej innejchwili.

– Gdy byliśmy z Kamilem młodsi, to często rzucaliśmy sobie wyznania o to, który z nas jest większym tchórzem. A potem żaden z nas nie chciałodpuścić.

– Kazał ci się oświadczyć? – Zmarszczyłabrwi.

– Zarzucił mi, że nie przyznam w obecności jego rodziców, co czuję do Agnieszki. Poszedłem o krokdalej.

– A coty…?

– Jużwiesz.

– Że nie powie mi… – urwała i zacisnęła powieki. – Ale z wasdzieciaki.

– Każdy sposób jestdobry.

Lena przewróciła oczami, naciągając kołdrę nagłowę.

– Siostra… – Dominik nagle zerwał się z podłogi. – Nie jesteś szczęśliwa? – zapytał, wspierając ramiona na brzegu jej łóżka. Spojrzała na niegouważnie.

– Jestem – przyznała z lekkim uśmiechem. – Ale…

– Żadne „ale”. – Pokręcił głową. – Wstawaj… za chwilę mamy obiad w domuAgnieszki.

– Słucham? – jęknęła.

– Najbliższa rodzina zjeżdża się na niewielkie poprawiny w ogrodzie – wyjaśnił, podchodząc dodrzwi.

– No właśnie. – Usiadła gwałtownie – Najbliższarodzina.

– Jestem narzeczonym Agnieszki! – Klasnął wdłonie.

– Baw siędobrze.

– A ty jesteś z Kamilem – przypomniał jej. – Więc wstawaji…

– Nie – zaprotestowała, czując nagły przypływ paniki. Wczorajszy wieczór miał w sobie magię, której dzisiaj brakowało od samegorana.

– Lena. Nie każ mi znowu krzyczeć. Śniadanie zaraz będzie – dodał, opuszczając energicznym krokiem pokójdziewczyny.

Wczoraj jeszcze trzymały ją emocje, adrenalina i fakt, że na sali jest wystarczająco dużo osób, żeby ukryć się przed Ireną. Dzisiaj Lena nie widziała dla siebie żadnego ratunku. Usiadła na łóżku, przecierając mocno oczy, a potem wstała i rozsunęła zasłony. Liczyła jeszcze na to, że może będzie padać i zaszyje się w domu, ale słońce najwyraźniej nie zamierzało dzisiaj z niąwspółpracować.

Czuła też dziwny niepokój na samą myśl o spotkaniu reszty rodziny Agnieszki i Kamila. Dziś już wszyscy będą świadomi, że ona nie jest przypadkową dziewczyną, którą Kamil zabrał na wesele. Zaczną padać pytania, a ona nie chciała na żadne odpowiadać. Może powinna ustalić z Dominikiem jakąś wspólnąwersję?

Zeszła do kuchni, licząc na to, że jej przybrany brat zdążył już ochłonąć, ale wzrok cioci Teresy, która próbowała przygotować sobie herbatę tuż obok tryskającego radością Dominika, nie pozostawiałzłudzeń.

– Usiądź wreszcie na tyłku. – Zirytowana kobieta wskazała chłopakowi krzesło. – Tańczysz, jakby cię ktośnakręcił.

– Ciociu, powinnaś się cieszyć jak ja! – zawołał radośnie, okręcając kobietę wokołosiebie.

– Że nas z Ireną swatowymi zrobisz? – prychnęła, uwalniając się z jegouchwytu.

– Przecież nie musicie się zaraz na ciasto umawiać. – Machnął niedbale ręką. – O… Lena. Siadaj. – Wskazał krzesełko przedsobą.

– Siadaj, dziecko, może się zarazisz energią. – Teresa postawiła przed nią kubek kakao. – Bo ten młodzieniec ma jej zdecydowanie zadużo.

Rozbawiona dziewczyna zajęła krzesło, przysuwając sobie naczynie. Właściwie nie byłagłodna.

– Ciociu, zaręczył się. – Uznała za stosowne przypomnieć jej ten szczegół.

– Zaręczył się. – Skinęła głową, wyciągając z lodówki kilka jajek. – Za chwilę tu samazostanę.

– Ja się nigdzie nie wybieram. – Lena odchrząknęła lekko, wbijając wzrok w czekoladowąpiankę.

– Tylko czekać, aż Kamil coś wymyśli. – Usłyszała kąśliwą uwagę cioci i zamarła wbezruchu.

– A ja nie zdziwiłbym się, jakby stary Czepliński zaczął się tu częściej kręcić. – Dominik nie był dłużny i odgryzł sięTeresie.

– Chwała Panu, nie muszę dzisiaj oglądać Ireny i jej wiecznie naburmuszonej miny, choć z nieukrywaną radością doświadczę chwili, gdy zwrócisz się do niej „mamo” – rzuciła, posyłając bratankowi krótkie spojrzenie, kończące tę bezsensownądyskusję.

Lena dałaby sobie głowę uciąć, że miała na celu wytrącenie Dominika z równowagi, co jej się udało, bo nagle pobladł. Świadomość, że pani Irena ma zostać jego teściową, musiała uderzyć go ze zdwojonąsiłą.

– Bracie… – Dziewczyna złapała go nagle za rękę. – Nie jesteś szczęśliwy? – Uśmiechnęła się szeroko, a słysząc dzwonek swojego telefonu dochodzący z pokoju na piętrze, wstała z krzesełkakuchennego.

Niespecjalnie spieszyła się do góry. Nogi zaczynały ją boleć, a podbicia piekły. Wszystko przez pożyczone szpilki, które dla Leny były zdecydowanie za wysokie. Nie wybrzydzała jednak. Darowanemu koniowi nie zagląda się wzęby.

– Halo? – Odebrała, nie spojrzawszy nawyświetlacz.

– Hej… – Lekko zachrypnięty głos Kamila po drugiej stronie sprawił, że natychmiast sięuśmiechnęła.

– Cześć. – Usiadła nałóżku.

– Jak sięczujesz?

– Bolą mnie nogi – przyznała. – Na dodatek Dominik wciąż nie może uwierzyć, że Agnieszka przyjęła zaręczyny, choć teraz chyba doznał szoku, bo uświadomił sobie, kto będzie jego teściową – wyrzuciła z siebie nawydechu.

– Tak… mnie też by to przytłoczyło. Dominik wspominał ci o obiedzie? Z tego wszystkiego zapomniałem ci powiedzieć.

– Wspominał.

– Będzieszoczywiście?

– Stęskniłeś się już? – Przygryzławargi.

– Trochę – przyznał. – Nawet bardzo – dodał po chwili zastanowienia. – Mamy do dokończenia wczorajsząrozmowę.

– To przyjadę. – Uśmiechnęła się. – Na czym skończyliśmy? – Grał w jej grę, dzięki czemu sięrozluźniła.

– Przypomnęci.

– Wporządku.

– Do zobaczenia… – Wyczuła, że sięuśmiechnął.

– Pa… – Rozłączyłasię.

Uśmiechała się sama do siebie. Być może uczucia nie uderzyły w nich niczym piorun i nie mogli nazwać tej rozwijającej się powolutku więzi miłością od pierwszego wejrzenia, ale zdecydowanie działo się coś, czego Lena nie czuła od bardzo dawna – byłazakochana.

Rozdział II

Lena wyjrzała przez szybę samochodową na posiadłość Polków. Dom jej rodziców nie mógł równać się z tą nowoczesną willą i mimo że jako dziecko Lena nie doświadczyła żadnych braków, dziś dostrzegła wyraźne różnice, nie tylko majątkowe, między sobą a wieloma osobami, które przyszło jejpoznać.

Gdy Dominik wjechał na dość spory parking przed domem, zaraz za nim pojawiły się kolejne samochody. Każdy raczej z wyższej półki i Lena zaczęła poważnie zastanawiać się naducieczką.

– Stresik? – Dominik zerknął na niąrozbawiony.

– Lekki – przyznała. – Nie przywykłam do takichspotkań.

– Wiem, ja też. – Ujął troskliwie jej rękę. – Ale naprawdę cieszę się, że jesteśmy tutaj razem. – Sięgnął doklamki.

Równocześnie wysiedli z samochodu. Lena poczuła się jeszcze bardziej zagubiona niż przed pięcioma minutami i tylko dzięki temu, że szła ramię w ramię z Dominikiem, udało jej się dotrzeć do ogrodu, gdzie czekali już Łukasz i Patrycja, witający gości promiennymi uśmiechami.

– Trzymasz się? – Łukasz z wyraźnym podziwem zerknął na chłopaka, podając mu rękę. – Po wczorajszych oświadczynach wypiłeś chyba z każdym wujkiem nasali.

– Wodę piłem, wodę. – Dominik sięuśmiechnął.

– Aga się jeszcze szykuje. – Skinął na dom. – Jest w pokoju. A Kamila jeszcze nie ma – dodał, dostrzegłszy Lenę, która rozglądała się wokołopłochliwie.

– Och. – Zarumieniła się, zdając sobie sprawę, że zwrócił się do niej. – Nie ma sprawy. Zaczekam… w ogóle nie powinno mnie tutajbyć.

– Daj spokój. – Patrycja przytuliła ją mocno do siebie. – Cieszymy się, żejesteś.

Po tych słowach Lena poczuła się mniej skrępowana, choć wciąż z pewną obawą czekała na przywitanie z Ireną. Na szczęście kobiety nie było nigdzie widać, za to podszedł do nich ojciec Agnieszki. Podał Dominikowi dłoń na powitanie, uśmiechając się przy tymserdecznie.

– Dobrze, że jesteście, z tych emocji zapomniałem wam przypomnieć o obiedzie – rzekł, wymownie spoglądając naLenę.

– Agnieszka by mi głowę urwała, gdybym nie przyszedł. – Dominik pokręcił głową. – O której zjechaliście dodomu?

– Ja byłem po szóstej. Zero snu – westchnął pan Tomasz. – Na szczęście lata pracy na wokandzie nauczyły mnie, że czasami organizm potrafi dać z siebie więcej, niż przypuszczamy. A wywyspani?

– Dominik, nie wierząc we własne szczęście, obudził nas przed dziewiątą. – Lena z trudem ukrywałazmęczenie.

– W takich okolicznościach można mu to wybaczyć, prawda? – Tomasz uśmiechnął się i poklepał chłopaka po ramieniu. – Rozgośćciesię.

– Może pójdziemy do Agnieszki? – zaproponowaładziewczyna.

Dominik nie zaprotestował i gestem wskazał jej kierunek. W dzieciństwie bywał tu na tyle często, że znał na pamięć układ tego budynku. Wejścia były dwa – jedno od głównego placu, prowadziło przez salon, drugie od ogrodu, którym wpuszczano gości bezpośrednio na schody wiodące na piętro i właśnie tamtędy Dominik poprowadziłLenę.

Wspinając się na piętro, słyszeli, że w kuchni rozmawiały kobiety. Wymieniały uwagi dotyczące wczorajszego wesela, dekoracji, orkiestry, sukni pannymłodej…

– Aga? – Dominik zajrzał do jejpokoju.

Agnieszka kończyła właśnie makijaż, gdy z błyskiem w oku zwróciła się w stronę drzwi, w których stał jej narzeczony. Czułe powitanie sprawiło, że Lena, która stała lekko z boku, szybko zorientowała się, że właściwie nie jest im potrzebna doszczęścia.

Z zaciekawieniem przyglądała się ścianom, na których zawieszone były abstrakcyjne obrazy. Próżno szukała jakiegokolwiek zdjęcia. Wiedziała, że pokój Łukasza był zaraz przy schodach, oglądali tam film zaraz po tym, jak wyszła ze szpitala. Obok pokoju Agnieszki było pomieszczenie, w którym kiedyś prawdopodobnie mieszkał Kuba, ale zmieniono go na pokój gościnny. Lena spojrzała na koniec korytarza. Drzwi ostatniego pomieszczenia nie były zamknięte. Podeszła do nich wolnym krokiem i zajrzała dośrodka.

Ściany były równie ciemne, jak w sypialni w mieszkaniu nad stadniną. Zrozumiała, że to pokój Kamila. Chłopak już od dłuższego czasu otaczał się ponurymi kolorami. Weszła głębiej, krzyżując ramiona na piersi. Pod jedną ze ścian stała biblioteczka z kilkunastoma książkami. Przebiegła wzrokiem tytuły, ale były to głównie pozycje medyczne. Następnie podeszła do biurka, które stało nieopodal tarasowego okna z widokiem na ogród. Było na nim tylko jedno zdjęcie w ramce. Lena sięgnęła po nie. Rozpoznała Akanta, najstarszego konia ze stadniny. Za uzdę przytrzymywał go mężczyzna, którego Lena widziała po raz pierwszy. Był trochę podobny do pani Ireny i spoglądał na chłopca siedzącego w siodle. Lena uśmiechnęła się. Kamil musiał mieć tutaj z sześćlat.

Nagłe poruszenie w ogródku zmusiło dziewczynę do odłożenia zdjęcia. Wyjrzała przez okno, zastanawiając się, co takiego mogło ją ominąć. Zdołała dojrzeć tatę Kamila, który przytrzymywał ogłowie jakiegośkonia.

– Iskra? – mruknęła do siebieLena.

– Znalazłaś mój pokój. – Dziewczyna aż podskoczyła, gdy usłyszała za sobą czyjś głos. Odwróciła się niepewnie i odetchnęła z ulgą na widokKamila.

– Narzeczeni zajęli się sobą. Musiałam znaleźć sobie inne zajęcie… ZabrałeśIskrę?

– Jest ładna pogoda. – Wszedł do środka, przymykając za sobą drzwi. – A ona cały wczorajszy dzień spędziła w boksie. – Podszedł bliżej Leny i się uśmiechnął, widząc, że jego ulubione zdjęcie zmieniło swoje miejsce. – To mój dziadek i Akant – potwierdził jejdomysły.

– Siedziałeś w siodle szybciej niż ja. – Lena ponownie podniosłafotografię.

– Konie zawsze tutaj były. – Zerknął na jej profil. – A zabrałem Iskrę, bo mam nadzieję, że się stądwyrwiemy.

– Nie lubisz swojej rodziny? – Uśmiechnęła się lekko, podnoszącwzrok.

– Nie lubię takichspędów.

– Więc coś nas łączy – stwierdziłacicho.

– Z każdą chwilą coraz więcej. – Objął ją ramieniem w talii i przygarnął dosiebie.

Bała się tej chwili. Pierwszego spotkania po weselu, gdy czar zabawy i miłosny nastrój ślubny pryśnie jak bańka mydlana i pozostanie im rzeczywistość. Pocałował ją ostrożnie, jakby się bał, że odskoczy wystraszona tym gestem. Lena jednak nawet nie drgnęła, poddając się pieszczocie. Cofnęła się, dopiero gdy usłyszała głosIreny:

– Zaraz zaczynamy obiad! – Kamil uśmiechnął się pod nosem, wyraźnie rozbawiony jej reakcją. – WidzieliścieKamila?!

– Będziesz tak odskakiwać za każdym razem, kiedy ją zobaczysz? – zapytał z lekkąironią.

– Wystarczy jej sytuacji szokowych jak na jeden weekend. – Wzięła głęboki oddech, przygryzając lekkowargę.

Zsunął rękę na jej dłoń. Zacisnęła palce praktycznie odrazu.

– Chodź… – Pociągnął ją lekko w stronędrzwi.

Po wyjściu z domu czuła się już o wiele spokojniej. Dominik i Agnieszka byli już na dole. Dziewczyna, otoczona wianuszkiem cioć, pokazywała dumnie swój pierścionek. Patrycja i Łukasz stali nieopodal przy stołach, objęci iszczęśliwi.

– Cześć, piękna. – Lena nie mogła się oprzeć pokusie pogłaskania Iskry, a klacz jak na komendę nadstawiłanozdrza.

– Nie dość, że piękna, to jeszcze kocha konie! – Znajomy głos cioci Lucynki przebił się przez gwar. – No kto by pomyślał… – Kobieta wyjrzała zza ramienia taty Kamila. – Witaj, kochanie.

Uroczysty obiad, dzięki Bogu, przebiegał bez zakłóceń. Lena miała szczęście usiąść obok Agnieszki, dzięki czemu mogła na spokojnie przyjrzeć się pierścionkowi, który kupił Dominik. Zastanawiała się, dlaczego chłopak nie zdradził się ze swoimizamiarami.

Obsługa cateringowa szybko uporała się z porządkami i po krótkiej chwili goście mogli się cieszyć kawą i zaserwowanym ciastem. Lena czuła, jak zmęczenie coraz bardziej zaczyna brać nad niągórę.

Wśród gości było kilkoro dzieci, które z nieskrywaną fascynacją kręciły się przy Iskrze. Kamil przyglądał im się z lekkimrozbawieniem.

– Może je przewieź – zaproponowała Agnieszka, pochylając się dobrata.

– Dzisiaj mamwolne.

– Szkoda, że nie przyprowadziłeśkucyków.

– Mogliśmy poprosić Julię. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – O takich planach trzeba mówićwcześniej.

– Teraz na to wpadłam. – Wzruszyłaramionami.

– Będą miały frajdę. – Lena zwróciła się do Kamila. Chłopak zmierzył jąspojrzeniem.

– Nawet niepróbuj.

– Czego? – zdziwiłasię.

– Tych waszych słodkichoczek.

– Ja? – prychnęła. – Sama je przewiozę – mruknęła, wstając odstołu.

Ostatnie, czego chciała, to brania go na litość. Nie zastanawiając się dłużej, podeszła do grupki dzieci. Pomogła pierwszej dziewczynce dosiąść Iskrę. Odczekała chwilę, by klacz mogła się uspokoić, po czym delikatnie pociągnęła uzdę. Klacz ruszyła doprzodu.

– Nieźle sobie radzi. – Tomasz zatrzymał się obok syna. – Co z zawodami?

– Nie rozmawialiśmy – przyznałKamil.

– Wiesz, że powinniście zacząć treningi, jeśli chceciewystartować.

– Widziałeś, jak jeździ, niepotrzebuje…

– Nikt nie jest na tyle doskonały, żeby przerywać treningi. Co z jej koniem? – Mężczyzna wsparł się o oparciekrzesła.

– Nie wiem. Łukasz nie dotarł przed ślubem, a Lena twierdzi, że Dante nadal kuleje. Był kowal, ale też niczego nieznalazł.

– Tylko kuleje? – zamyślił sięmężczyzna.

– Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo Lena tego nie przełknie – stwierdził nagle Kamil. – Zgrała się znim.

– Ściągnij Łukasza w tym tygodniu. – Tomasz wyprostował się, spoglądając na dziewczynę, która sama dosiadła Iskry, by posadzić przed sobą najmłodszego uczestnika imprezy. Dwulatek był wniebowzięty. – Gdybanie nic nieda.

– Postaram się – Chłopak skinąłgłową.

– Później wyjeżdżają z Patrycją – przypomniał mu ojciec i powoli oddalił się do kolejnych gości, by zamienić z nimi kilkasłów.

Najchętniej kazałby zbadać bratu Dantego jeszcze dzisiaj, ale to nie wchodziło w grę. Miał tylko nadzieję, że te kilka dni niczego niezmienią.

– Dominik… – zwróciła się do swojego narzeczonego Agnieszka z dziwnym błyskiem w oku. – Chodźmystąd.

– Aga. – Dominik się uśmiechnął. – Z miłą chęcią, ale…

– Chodź… Proszę. – Zsunęła dłoń w kierunku jegouda.

Kamil zerknął na Lenę, która kończyła właśnie ostatnie kółko po ogródku. Wyciągnął z kieszeni klucze do stadniny i wstał. Przechodząc obok Dominika, podał mu jeukradkiem.

– Godzina – rzucił tylko iodszedł.

Dominik w pierwszej chwili nie zrozumiał, ale dostrzegł w pęku klucze do mieszkania chłopaka i zacisnął dłoń na ręce Agnieszki. Godzina to dużo i mało, ale nie zamierzał tracić ani chwili. Pociągnął dziewczynę w górę i korzystając z zamieszania przy Iskrze, wyprowadził ją zogródka.

– Dokąd idziemy? – zapytała lekkozaskoczona.

– Cicho. – Przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. – Kamil dał miklucze.

– Chcesz jechaćdo…

– Aga, wsiadaj. – Otworzył przed nią drzwi. – Potem się zastanowimy, co zrobić, żeby nie spotykać się po kryjomu, a teraz korzystaj z tego, że dostaliśmy wolnąrękę.

– ALena?

– Jest z nią Kamil… o co się martwisz? – Zastygł, przytrzymując drzwi. – Wsiadasz?

Chciała tego bardzo, choć spodziewała się, że ucieczka z przyjęcia będzie miała swoje konsekwencje w postaci kazania matki. Wsunęła się na siedzenie. Miała serdecznie dość czekania na kolejne spotkanie z chłopakiem, miała dość samotnych wieczorów, chciała go miećcodziennie.

Kamil kątem oka zauważył, jak samochód Dominika wyjeżdża z parkingu rodziców. Przebił się przez tłumek wokoło Iskry i Leny i skrzyżował ramiona na piersi, wymownie spoglądając nadziewczynę.

– Co? – zdziwiona, przytrzymała mocniejuzdę.

– Też chce sięprzejechać.

– Proszę. – Chciała się cofnąć, by mógł dosiąść klaczy, ale skutecznie zagrodził jej drogęramieniem.

– Z tobą – dodał z lekkimuśmiechem.

Chciała zaprotestować, powiedzieć, że nie powinni odjeżdżać. W końcu to było przyjęcie jego brata, na dodatek był świadkiem na wczorajszym weselu i nie wypadało, by teraz zniknął, ale błysk w jego oku nie pozwolił jej na wypowiedzenie żadnego „ale”.

– Kamil, nie ma teraz czasu na takie zabawy. – Irena podeszła bliżej, gdy chłopak usiadł w siodle. – Wracajcie dostołu.

– Mamo, tylko chwilka… – Przewrócił oczami i wyciągnął dłoń w kierunku Leny, która już cofnęła się o krok, widząc matkę chłopaka. – Zarazwrócimy.

Jechać z dzieckiem na jednym koniu wydawało się Lenie pestką, ale jazda z drugim dorosłym była już wyczynem, zwłaszcza że musieli zmieścić się w jednym siodle, co oznaczało bliskość, na którą nie była gotowa. Dosiadła jednak Iskry, żeby nie robić zamieszania, choć serce zaczęło walić ze strachu jak oszalałe. Uchwyciła się siodła, czując, jak chłopak przytula się do jej pleców i obejmuje ramionami, by chwycićwodze.

Iskra ruszyła powoli do przodu i choć sama jazda na koniu była dla niej przyjemnością, a fakt, że jest tak blisko chłopaka, powinien powodować radosne uczucia, Lena czuła się coraz bardziej skrępowana. Wyjechali z ogródka na drogę dojazdową i Kamil pokierował koniem w kierunku wzgórza, gdzie znajdował się zagajnik. Lena drżała, choć nie było jej zimno. Dłonie Kamila, choć trzymające wodze znajdowały się niebezpiecznie blisko jej ud, ukrytych pod zwiewną sukienką. Czuła też jego oddech naszyi.

– Lena? – zauważył, że była spięta. – Wszystko wporządku?

– Nie. – Pokręciła głową, oddychając szybko. – Zatrzymajsię.

– Ale…

– Proszę… – jęknęła, jakby zaraz miała sięrozpłakać.

Kamil przyciągnął wodze, a Iskra posłusznie przystanęła. Zszedł pierwszy z siodła i pomógł Lenie zejść na ziemię. Natychmiast odeszła parę korków, jakby chciała odsunąć się od niebezpieczeństwa. Zaczęła żałować, że pozwoliła mu na wczorajszy pocałunek. Gdyby nie on, dziś nie siedziałaby z nim w jednym siodle i nie chlipała jak zraniona dziewczynka. Nie wiedziała, czy jest jej wstyd, czy się go boi. Zagubiła się we własnychuczuciach.

– Co się dzieje? – zapytał, nie mogąc zrozumieć jejzachowania.

– Przepraszam cię. – Nie była w stanie opanowaćszlochu.

– Ale zaco?

– Byłeś tak… tak blisko. – Podniosła na niego zawstydzonywzrok.

– Lena… – pokręcił głową – …niechciałem…

– To nie twoja wina. – Cofnęła się gwałtownie, gdy wyciągnął w jej stronę dłonie. Przerażona własnymi emocjami wplotła dłonie we włosy. – Przepraszam. – Usiadła w wysokiejtrawie.

– Kamil zerknął na Iskrę, która zaczęła skubać trawę i przykucnął przydziewczynie.

– Nie chciałem – powtórzył cicho. Chciał dotknąć jej ramienia, ale zawahał się, nie chcąc pogorszyć jej stanu. – Wczoraj, gdy cięprzytulałem…

– Byłeś przede mną. Widziałam cię. Mogłam… – urwała połykając łzy – kontrolowałam.

– Lena. – W końcu siadł obok niej, nieświadomie łapiąc zarękę.

– Darek mnie zniszczył – wydusiłanagle.

Zagryzł wargi ze złości. Domyślał się, że prędzej czy później taka sytuacja się pojawi. Nie spodziewał się jednak, że będzie musiał tak szybko szukać słów napocieszenie.

– Nie… – pokręcił w końcu głową – popatrz na mnie. – Ścisnął jej rękę. Niepewnie podniosła wzrok. – Wszystko jest w porządku. To ja niepomyślałem.

Nie wyglądała naprzekonaną.

– A jeśli już nigdy nie będę mogła? – zapytała.

– Lenka – pokręcił głową – daj sobie czas. – Drugą ręką ostrożnie pogładził jejramię.

Skinęła nieznacznie głową, czując, jak potworna i obezwładniająca panika zaczyna powoli ustępować. Ciało się rozluźniało. Pochyliła się do chłopaka, przytulając do jego barku. Objął jąramieniem.

Teraz był pewien, że Lena, opowiadając o tym, co się wydarzyło w Warszawie, sporo szczegółów zostawiła dla siebie. Co gorsza, nie wiedział, czy jest gotowy na to, żeby jepoznać.

Rozdział III

Dominik odrzucił na brzeg biurka kilka dokumentów i pokręcił zniecierpliwiony głową. Nigdy nie był dobry z matematyki, a teraz musiał podliczać koszty, choć cyferki migotały mu niebezpiecznie przed oczami od dobrych kilkunastuminut.

– Naprawdę nie mógłby tego zrobić ktoś inny? – zapytał, sięgając po swój kubek z kawą. Zdegustowany zauważył, że prawie nic niezostało.

– Leje – mruknął Kamil, zerkając na przyjaciela. – Nie mamy klientów. Masz coś lepszego doroboty?

– Spotkać się z Agą? – zasugerował.

– Moja matka wpuści cię dodomu?

– Zawsze możesz przywieźć ją do mnie. – Dominik się uśmiechnął. – I zajrzeć doLeny.

– Skończ to. – Kamil wrócił wzrokiem do ekranu monitora. – Im szybciej się z tym uporasz, tym szybciej będziemy wiedzieć, czy możemy organizować dniotwarte.

– Jesteś całkowicie pozbawionyspontaniczności.

– Mam za to sporo zdrowegorozsądku.

– Nie zauważyłem. – Dominik niechętnie przysunął kartki z powrotem podnos.

Wrócił do podliczania, zapisując uwagi na osobnej kartce. Będą musieli zrezygnować z kilku pomysłów. Wyobraźnia trochę ich poniosła: gdy dotarł do punktu „lody dla wszystkich”, zrozumiał, że kiedy sporządzali ten plan, byli myślami w zupełnie innychmiejscach.

– Nie wróciłeś w niedzielę do stadniny – przerwał ciszęDominik.

– Zostałem u rodziców. – Kamil nie oderwał wzroku odmonitora.

– Dzięki, że odwiozłeśLenę.

– Nie widziałem potrzeby zabierania jej z powrotem naprzyjęcie.

– Yhm… Coś sięstało?

– Lena poprosiła o kilka dni wolnego. – Nie zaniepokoiło go to jakoś szczególnie. Pogoda była kiepska i sam nie widział sensu przesiadywania w stadninie. Dziewczyna była może odrobinę bardziej milcząca niż zwykle i znów mniej jadła, ale zwalała to na zmęczenie po weselu. A on jak głupek jej uwierzył. Nawet nie przyszło mu do głowy, że wydarzyło się coś, o czym może powinien z nią porozmawiać. – Co wiesz o tym gwałcie? – zapytał nagle Kamil, przerywając wpisywanie faktur w komputer. Spojrzał uważnie naDominika.

– Ona nic nie mówiła, oprócz tego, że… no wiesz. – Zmarszczył brwi. – Dlaczegopytasz?

– Chciałem wrócić do stadniny. Jechaliśmy razem na Iskrze, a Lena spanikowała. Była wystraszona, jakby bała się, że coś jejzrobię.

– W szpitalu lekarz powiedział, że wygląda na pobitą, duszoną. Nigdy nie zapytałem, jak towyglądało.

– Trzymałem wodze, w żaden sposób niepróbowałem…