Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dr Ross W. Greene, psycholog i autor bestsellerowych książek dla rodziców, stawia ważne pytania o to, jak:
- wydobyć z dzieci to, co najlepsze,
- przetrwać najtrudniejsze etapy rodzicielstwa,
- nauczyć się wspólnie rozwiązywać problemy w sposób satysfakcjonujący obie strony. Proponowany przez autora model działania dzięki swojej prostocie i przejrzystości zapewnia rodzicom narzędzie, które umożliwia:
- lepsze poznanie możliwości dziecka,
- urealnienie oczekiwań dorosłych,
- porozumienie między światem dzieci i dorosłych.
Sprawdź, co możesz zrobić, aby również i twoje dziecko nauczyło się dobrze sobie radzić w życiu, w domu i w szkole. Opracuj własny plan działania i zobacz, jak łatwo wcielić go w życie!
„Ross Greene przekazuje rodzicom wytyczne, które są jasne, wykonalne i z pewnością wzmocnią zarówno rodziców, jak i dzieci”.
Adele Faber, współautorka „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 335
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ross W. Greene
Porozumienie przez współpracę. Jak stworzyć partnerską relację ze swoim dzieckiem
Tytuł oryginału: Raising Human Beings: Creating a Collaborative Partnership with Your Child
Copyright © 2016 by Ross W. Greene
Copyright © 2016 by Scribner, a Division of Simon & Schuster, Inc
Copyright for the Polish edition and translation © 2023 by Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.
Przekład: Dorota Skowrońska
Redakcja i korekta: Kamila Wrzesińska
Projekt okładki: Joanna Florczak
Skład: Sylwia Budzyńska
ISBN 978-83-67555-47-0
Wydawnictwo Mamania
Grupa Wydawnicza Relacja
ul. Marszałkowska 4 lok. 5
00-590 Warszawa
www.mamania.pl
Miło mi powitać cię w książce „Porozumienie przez współpracę”. Bardzo się cieszę, że ją czytasz. Już sam fakt, że to robisz, pokazuje, że do bycia rodzicem podchodzisz poważnie i chcesz tę rolę spełniać właściwie. To dobrze; twoje dziecko potrzebuje, żebyś przemyślał, co chcesz osiągnąć jako rodzic, i żebyś miał do wypełnienia tego zadania odpowiednie narzędzia. To zrozumiałe, że czujesz się w tej materii nieco zdezorientowany. W dzisiejszych czasach rady dotyczące wychowania dzieci są tak powszechne i tak niespójne, że trudno orzec, co jest dobre, a co złe, co ważne, a co nie, co stawiać za priorytet, a co sobie odpuścić oraz jak najlepiej reagować, kiedy dziecko nie spełnia oczekiwań.
Najpierw zastanówmy się nad najbardziej istotnym zadaniem w rozwoju twojego dziecka: musi ono odkryć, kim jest – poznać swoje umiejętności, upodobania, przekonania, wartości, cechy charakteru, cele i ukierunkowanie – oswoić się z tym, a potem dążyć do życia z tym w zgodzie. Ty jako rodzic masz podobne zadanie: też musisz odkryć, kim jest twoje dziecko, oswoić się z tym i pomóc mu żyć z tym w zgodzie. Oczywiście chcesz też mieć na to wszystko wpływ. Chcesz, żeby dziecko czerpało korzyść z twojego doświadczenia, twojej mądrości oraz twoich wartości, a także żeby skutecznie radziło sobie z oczekiwaniami Prawdziwego Świata w dziedzinie nauki, funkcjonowania w społeczeństwie oraz zachowania.
Tę równowagę – między posiadaniem wpływu a pomaganiem dziecku, by żyło w zgodzie z samym sobą – trudno jest osiągnąć. Większość konfliktów między rodzicami i dziećmi wybucha, gdy zostanie ona zachwiana. Podejście do rodzicielstwa, które zostało opisane w tej książce, oparte na współdziałaniu, pozbawione kar i antagonizmu, pomoże ci utrzymać tę równowagę i pozostać otwartym na bezpośrednią komunikację.
Książka ma dwojaki cel. Tak, z pewnością warto, żeby twoja relacja z dzieckiem dobrze się układała, i warto, żeby dziecko radziło sobie z wymaganiami i oczekiwaniami Prawdziwego Świata. Ale warto też sprawować opiekę rodzicielską w sposób, który wspiera tę bardziej pozytywną stronę ludzkiej natury. My, ludzie, jesteśmy zarówno zdolni do czynów altruistycznych, jak i niegodziwych. Intuicja może nas popychać do przejawiania niezwykłego współczucia i do współpracy, jak również do godnych pożałowania konfliktów, braku wrażliwości oraz działań destrukcyjnych. Jesteśmy zdolni do przejawiania rzeczy takich jak empatia, szczerość, współpraca, współdziałanie, świadomość tego, jak nasze czyny wpływają na innych ludzi, przyjmowanie czyjejś perspektywy oraz rozwiązywanie różnic zdań w sposób niewywołujący konfliktu. Są to cechy, których będzie wymagał Prawdziwy Świat. Ale trzeba je pielęgnować i rozwijać. Przedstawione w niniejszej książce podejście do rodzicielstwa pomoże ci wypełnić również i to zadanie.
Gdy zatoniesz w drobnych sprawach dnia codziennego, tak samo jak wielu innym rodzicom może ci być trudno zachować właściwy ogląd tego, jakim rodzicem chcesz być. Łatwo stracić z oczu obraz całości, gdy pochłoną cię dbałość o higienę dziecka, odrabianie lekcji, obowiązki domowe, sporty, zajęcia, spotkania, znajomi, przywożenie i odwożenie, egzaminy i składanie dokumentów na studia. Ale warto dołożyć starań, by zachować właściwą perspektywę – nie tylko ze względu na relację z dzieckiem, lecz również dlatego, że wyzwania, z jakimi mierzy się nasz gatunek i nasz świat, wymagać będą od niego i od ciebie najlepszego wyczucia i działania. Musimy sobie podnieść poprzeczkę, począwszy od tego, jak wychowujemy swoje dzieci.
A teraz kilka słów o mnie. Jestem ojcem dwojga dzieci, obecnie nastolatków, zatem mam doświadczenie z pierwszej ręki w dziedzinie rodzicielskich wzlotów i upadków. Jest to najfajniejsze i najbardziej uczące pokory doświadczenie w moim życiu. Od dwudziestu pięciu lat jestem też psychologiem klinicznym, specjalizującym się w dzieciach z trudnościami w funkcjonowaniu społecznym i emocjonalnym oraz problemami z zachowaniem. Pracowałem z tysiącami dzieci w wielu różnych środowiskach: w rodzinach, szkołach, na oddziałach psychiatrycznych, w ośrodkach terapeutycznych, a także w więzieniach. Czy wykształcenie psychologiczne i doświadczenie w pracy działało na moją korzyść przy wychowywaniu własnej dwójki dzieci? Podejrzewam, że tak. Ale tak samo jak wszyscy musiałem poznać moje dzieci, odkryć, kim są, i zobaczyć, co dalej. I w różnych miejscach po drodze musiałem się dostosowywać, bo te moje dzieciaki cały czas rosły i wciąż mnie zmieniały.
W mojej pierwszej książce, zatytułowanej „Trudne emocje u dzieci”, opisałem podejście do wychowania dzieci z problemami z zachowaniem – zwane obecnie modelem Proaktywnego Rozwiązywania Problemów przez Współdziałanie (Collaborative & Proactive Solutions, CPS) – które pomaga opiekunom nie koncentrować się na próbach zmiany zachowania dzieci, a raczej na budowaniu partnerskiej relacji z nimi, żeby rozwiązać problemy stojące za tymi zachowaniami. W tej książce przeczytasz dużo o tym podejściu, bo z równie dobrym skutkiem daje się ono zastosować w przypadku dzieci, których problemy i zachowania są bardziej typowe. Bo tak naprawdę wcale nie ma wielkiej różnicy między „typowymi” dziećmi a tymi, które określić można jako bardziej wymagające. Tak, jedne dzieci są bardziej gwałtowne i niestabilne od innych. Jedne są gadatliwe, inne są ciche lub zupełnie nic nie mówią. Jedne rozwijają się w sprzyjających okolicznościach, inne musiały pokonać o wiele trudniejszą drogę. Jedne żyją ze swoimi rodzicami biologicznymi, inne z jednym rodzicem albo z ojczymem lub macochą, z rodzicami adopcyjnymi, rodzicami przybranymi albo z dziadkami. Niektóre mają trudności z nauką, innym trudno się nawiązuje znajomości, a jeszcze inne walczą z nadużywaniem różnych substancji albo gier komputerowych czy mediów społecznościowych. Niektóre mają wzniosłe aspiracje, inne nie myślą zbyt wiele o przyszłości.
Ale wszystkie potrzebują tego samego: rodziców i opiekunów, którzy wiedzą, jak zachować równowagę między oczekiwaniami a umiejętnościami dziecka, jego upodobaniami, przekonaniami, wartościami, cechami charakteru, celami i ukierunkowaniem; którzy potrafią wprowadzać tę równowagę w życie codzienne; którzy pomogą mu uczestniczyć w rozwiązywaniu problemów, które napotyka w życiu; którzy podejdą do tego w sposób wspierający te najbardziej pożądane ludzkie odruchy.
Inspiracją do stworzenia postaci tej książki było wiele istniejących dzieci oraz rodziców, których poznałem i z którymi pracowałem, jednak postacie te są ich mieszanką. Ponadto w książce przeplata się kilka historii, które mają pomóc objaśnić różne wątki i strategie. Oczywiście mam ogromną nadzieję, że w tych postaciach i historiach odnajdziesz siebie i swoje dziecko.
Dla niektórych pomysły zawarte w tej książce mogą być znajome. Innym wydawać się mogą całkiem nowe. Być może trafisz na coś, co nie idzie w parze z twoim obecnym sposobem myślenia, a niektóre strategie mogą ci się wydać zbyt obce. Ale pozwól tym pomysłom się trochę uleżeć, a potem daj im szansę – nie jedną i nie dwie – a istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że się przyjmą.
ROSS GREENE
Portland, Maine
Wydaje się, że tak było od zawsze. Dorośli mówili dzieciom, co mają robić, i je do tego zmuszali. Racja mocniejszego zawsze lepszą bywa. Ojciec wie zawsze najlepiej. Kto nie słucha ojca, matki, będzie słuchał psiej skóry. Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Dzieci i ryby głosu nie mają.
A jednak, podobnie jak inne niegdyś podporządkowane grupy – kobiety, ludzie o odmiennym kolorze skóry – dzieci przebyły daleką drogę. Nie tak dawno dzieci powoływano na świat, żeby zapewnić przetrwanie gatunku, żeby pomagały w gospodarstwie, żeby przynosiły dochód albo po prostu dlatego, że antykoncepcja nie była jeszcze popularna ani nie można było na niej polegać. W dzisiejszych czasach, gdzie nasz gatunek nigdy wcześniej nie był tak liczny i gdzie większość dzieci (przynajmniej w zachodnim świecie) została zwolniona z obowiązku pilnowania stada albo dokładania się do dochodu, dzieci mają wybór. Są prawdziwymi ludźmi. Liczą się. I są tego świadome.
Niektórzy obserwatorzy zachodniego społeczeństwa niezbyt entuzjastycznie przyjmują poprawę statusu dzieci, wskazując z zaniepokojeniem na wszystko to, co odbierają jako lekceważący i zuchwały charakter współczesnego dziecka (oczywiście Arystoteles narzekał dokładnie na to samo). Ubolewają nad „udoroślaniem” dzieci i patrzą z pogardą na rodziców, którzy nie mają wystarczająco dużej władzy. Tęsknią za starymi, dobrymi czasami, kiedy role były jasno określone, dzieci znały swoje miejsce, a zasłużone lanie nie powodowało, że człowiek zostanie zgłoszony odpowiednim władzom.
Po przeciwnej stronie są ci, których nie do końca przekonuje, że te stare, dobre czasy były tak wspaniałe, jakimi się je przedstawia. Dochodzą do wniosku, że siła i racja nie zazębiają się płynnie oraz że ojciec nie zawsze wie najlepiej. Przyznają, że psia skóra była niepotrzebnym narzędziem, przynoszącym wręcz odwrotne skutki, że lanie było dość ekstremalnym sposobem postawienia na swoim oraz że wychowanie to coś więcej niż kij i marchewka. Uważają, że pozwolenie dzieciom, by zabierały głos w sprawach, które ich dotyczą, może tak naprawdę być dobrym przygotowaniem do życia w Prawdziwym Świecie.
Zatem w kwestii wychowania dzieci wielu rodziców jest nieco zagubionych i nie wie, jak w dzisiejszych czasach postępować. Ugrzęźli na błotnistym terenie pomiędzy pobłażliwością a autorytaryzmem. Chcą, żeby ich dziecko było samodzielne, o ile nie będzie dokonywać złych wyborów. Chcą uniknąć bycia surowymi i nieugiętymi, o ile to nie zaowocuje tym, że dziecko będzie łamać reguły i nie okazywać szacunku. Nie chcą być zbyt nachalni i apodyktyczni, ale nie za cenę tego, że ich dziecko będzie zdemotywowane i apatyczne. Chcą mieć dobrą relację ze swoim dzieckiem, ale nie jeśli to miałoby oznaczać dawanie się wykorzystać. Nie chcą krzyczeć, ale chcą być wysłuchani.
W tym wszystkim chodzi o równowagę, ale ta równowaga czasem zdaje się tak niepewna, tak trudna do osiągnięcia.
Na szczęście między Królestwem Dyktatury a Prowincjami Wykorzystywania wcale nie ma błota. Jest tam partnerska relacja, i to taka, w której to współdziałanie, nie zaś władza, jest głównym składnikiem. Partnerstwo, które pomoże tobie i twoim dzieciom stać się sojusznikami – członkami tej samej drużyny – zamiast przeciwnikami. Partnerstwo, które pomoże wam wypracować relację, która sprawdzi się dla obu stron, która obu stronom da przestrzeń do rozwoju, która wyposaży dziecko w solidny fundament, potrzebny, by pewnego dnia móc rozłożyć skrzydła i wzbić się w powietrze.
Chyba się trochę zagalopowaliśmy. Partnerska relacja oparta na współdziałaniu? Z moim dzieckiem? Serio?
Serio. Możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale zacząłeś współdziałać ze swoim dzieckiem już w chwili, gdy ono przyszło na świat. Gdy płakało, próbowałeś dojść do tego, co się stało. Potem starałeś się temu zaradzić. Następnie w zależności od reakcji dziecka, kiedy okazywało się, że twoje domysły i podjęte działania nie były strzałem w dziesiątkę, korygowałeś je… Zatem od jakiegoś czasu masz już ze swoim dzieckiem partnerską relację opartą na współdziałaniu.
Czy w partnerskiej relacji opartej na współdziałaniu nadal będę mieć autorytet?
Tak, jak najbardziej. Okazuje się, że tak naprawdę to, czego przede wszystkim szukasz jako rodzic, to wpływ. Nie kontrola. I jest więcej niż jeden sposób na zdobycie tego wpływu. Jedna z dróg związana jest z władzą i przymusem, ale jest też inna droga, która uwydatnia komunikację, poprawia relacje i lepiej przygotowuje dzieci na wiele z tych rzeczy, które tak naprawdę ich czekają w Prawdziwym Świecie. Ta książka, jak już zapewne się domyśliłeś, traktuje o tej drugiej drodze.
Dobra wiadomość jest taka, że masz wpływ już z samego tytułu bycia rodzicem. Zła wiadomość jest taka, że nie masz tak dużego wpływu, jak ci się wydawało, i jeśli użyjesz go w niewłaściwy sposób, będziesz go miał jeszcze mniej.
A teraz jeszcze jedna dobra wiadomość: twoje dziecko też chce mieć wpływ.
To dobra wiadomość?
Tak, to dobra wiadomość. Żeby twoje dziecko mogło poradzić sobie w Prawdziwym Świecie, będzie musiało wiedzieć, czego chce. Oczywiście nie byłoby najlepiej, gdybyś mu dawał wszystko, czego chce, tylko dlatego, że tego chce. Zatem dziecko będzie musiało nauczyć się, jak dążyć do osiągnięcia tego, czego chce, dostosowując się i uwzględniając potrzeby oraz obawy innych osób. Jak napisał niegdyś pewien dość wpływowy gość o nazwisku Hillel, „Jeżeli nie ja dla mnie – kto dla mnie? A gdy ja tylko dla siebie – kim jestem?”. Problem oczywiście w tym, że Hillel nie dał nam przepisu na to, jak znaleźć równowagę między tymi dwiema myślami. Mimo wszystko jesteś zobowiązany pomóc swojemu dziecku ją osiągnąć.
Budowanie z dzieckiem relacji partnerskiej opartej na współdziałaniu jest dla wielu rodziców nieznanym terytorium, a my, dorośli, niezbyt entuzjastycznie podchodzimy do wkraczania na nieznane terytorium. Jeśli zbłądzimy, raczej będziemy błądzić w kierunku autorytaryzmu i surowości i z łatwością znajdziemy poparcie dla takiej postawy, na przykład ze strony ekspertów w dziedzinie wychowania (zależnie, kogo będziemy słuchać) albo z literatury (jeśli będziemy szukać wybiórczo). Jednak praca nad partnerską relacją opartą o współdziałanie ma szansę sprawić, że wychowywanie dziecka da znacznie większą satysfakcję i że kiedyś spojrzysz w przeszłość z zadowoleniem.
My, ludzie, tak daleko zaszliśmy w wielu dziedzinach. Mamy elektryczność i iPody, smartfony i internet. Możemy komunikować się w czasie rzeczywistym z ludźmi z każdego zakątka świata. Opanowaliśmy sztukę latania. Lądowaliśmy na Księżycu i badaliśmy planety. Potrafimy przeszczepiać serca, wątroby i twarze, a także tworzyć protezy kończyn. Umiemy zapobiegać chorobom i je leczyć. Potrafimy powoływać dzieci na świat bez potrzeby odbywania stosunku… i pomagać im przeżyć, jeśli urodzą się na wiele tygodni przed terminem.
Ale jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów, wciąż zbytnio polegamy na władzy i kontroli. W tej bardzo istotnej kwestii nie zaszliśmy wystarczająco daleko. A wszystko zaczyna się od tego, jak wychowujemy dzieci.
Kończąc cytat z Hillela, „A jeśli nie teraz – to kiedy?”.
•••••
Jak powiedzieliśmy sobie we wstępie, przez książkę przewija się kilka historii. Każda z nich skupia się na innej rodzinie. Sytuacja każdej z tych rodzin pomoże objaśnić myśli przewodnie i strategie, z którymi się zapoznasz. Poznajmy zatem pierwszą z rodzin.
Denise była wykończona wczesnym porankiem w wykonaniu samotnej matki. Trójka dzieci do wyprawienia do szkoły, praca, do której trzeba dotrzeć (najlepiej na czas), i szef, który starał się być wyrozumiały, ale nie darzył spóźnialskich pracowników zbytnią życzliwością.
– Hank, zejdź tu i zjedz śniadanie! Nick, zostaw tę pracę domową i ubieraj się do szkoły, przecież powinieneś był zrobić ją wczoraj! Charlotte, proszę wyłączyć telewizor i spakować plecak. Spóźnisz się na autobus! Tyle razy cię prosiłam, żebyś rano, przed szkołą, nie oglądała telewizji! A pies wciąż nie dostał jedzenia!
Charlotte, najmłodsza z dzieci Denise, zawędrowała do kuchni.
– Czy ktoś inny nie może karmić psa rano? Ja mam tyle rzeczy do zrobienia.
– Dobra, ja nakarmię psa – rzuciła Denise, nalewając Hankowi mleko do miski z płatkami. – Tylko wyjdź już wreszcie, żebyś się nie spóźniła na autobus. Nie mam czasu znowu cię odwozić do szkoły!
– Lubię, jak mnie odwozisz do szkoły – odparła Charlotte, siadając na kuchennym krześle.
– Charlotte, nie siadaj! – powiedziała Denise. – Ja też lubię cię odwozić do szkoły, ale nie w momencie, kiedy już i tak jestem spóźniona. No idź!
Charlotte wstała z krzesła i w tym momencie jej starszy brat, Hank, siadając do śniadania, pstryknął ją w ucho.
– Mamo!
– Zostaw ją, Hank! – wycedziła Denise. – Pamiętasz, co ci mówiłam o tym, co się stanie z twoim Xboxem, jeśli nie przestaniesz dokuczać siostrze?
– Co jest na śniadanie? – wymamrotał Hank, wciąż trochę nieprzytomny.
Denise postawiła przed nim miskę z płatkami.
– Nie chcę płatków – burknął Hank.
– Tylko na to mi dzisiaj starczyło czasu.
– No to nie zjem śniadania.
– W zamrażarce są gofry – zaproponowała Denise. – Mogą być?
– Nie chcę śniadania.
– Nie pójdziesz do szkoły bez śniadania – oznajmiła Denise, otwierając puszkę psiej karmy.
– No cóż, nie jestem głodny. Nigdy nie masz czasu, żeby zrobić naleśniki, tylko w weekendy.
Hank wstał od stołu i wyszedł z kuchni.
– Nie mogę codziennie robić naleśników! – zawołała Denise. – Poza tym i tak nikt oprócz ciebie nie lubi naleśników. Nick, zostaw tę pracę domową. Chcesz płatki, których nie zjadł Hank?
– Pewnie już w nie napluł – uznał Nick.
– No jasne, frajerze – zawołał Hank z przedpokoju. – Bo frajerzy żrą moją ślinę.
– Nie będę tego jadł – oznajmił Nick.
Westchnąwszy, Denise wylała płatki i przyszykowała Nickowi miskę świeżych.
– Nie będę jadł z tej miski, do której on napluł!
– Dobra. Dam ci nową miskę. – Denise wsypała świeże płatki i nalała świeże mleko do nowej miski, a przed Nickiem postawiła miskę z psią karmą.
– Ohyda! – zaprotestował Nick, zanim Denise zorientowała się w swojej pomyłce.
– O rany! – Denise zamieniła psie jedzenie na miskę płatków.
– Nie rozlej mi tego na moją pracę domową! – ostrzegł ją Nick.
– Pa! – zawołała Charlotte z przedpokoju.
– Pa, słoneczko! Kocham cię! – zawołała Denise.
Minutę później Denise usłyszała, jak Hank wychodzi bez pożegnania. Potem zauważyła, że Nick nawet nie tknął swoich płatków.
– Nick, dość już tej cholernej pracy domowej!
Gdy Nick już wyszedł, a Denise wreszcie ruszyła do pracy, jak zwykle o parę minut za późno, zastanawiała się, dlaczego każdy poranek musiał wyglądać tak samo. Czy to się kiedykolwiek miało stać łatwiejsze?