Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zakazany romans, sekrety z przeszłości i urokliwy pensjonat z winnicą
Po przyjeździe do Redwood Seila dowiaduje się, że Leo złożył pozew o rozwód. Chociaż od dawna mieli kryzys, kobieta bardzo to przeżywa. Dużym wsparciem w trudnych chwilach okazuje się dla niej Ryan, jeden z pracowników rancza. Chłopak od dawna jest zafascynowany Seilą, a i ona ma do niego słabość…
Problem w tym, że starsza o osiem lat Seila ciągle jest mężatką, a Ryan ma dziewczynę. Poza tym on niedługo wraca na studia do Portland, a ona do pracy do Nowego Jorku. Dodatkowo okazuje się, że przelotny romans sprzed lat może znacząco wpłynąć na ich dalszą znajomość.
Czy obezwładniające pożądanie okaże się silniejsze niż rozsądek? Czy relacja tych dwojga ma szansę się rozwinąć?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 259
Autorka: Nana Bekher
Redakcja: Magdalena Binkowska
Korekta: Kinga Kościak
Projekt graficzny okładki: Joanna Lisowska
eBook: Atelier Du Châteaux
Elementy graficzne makiety: Shutterstock: ArtistMiki
Zdjęcia na okładce: Adobe Stock: Aleksandr Doodko, Lightfield Studios
Redaktor prowadząca: Agnieszka Knapek
Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka
© Copyright by Nana Bekher
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki, bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2024
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
ISBN 978-83-8317-354-2
Siedziałam z lampką wina w dłoni, obserwując moje rodzeństwo. Grant i Callie wydawali się szczęśliwi. Właściwie byli szczęśliwi i wcale się temu nie dziwiłam. Lars jak dla mnie był dziwny, ale dawał Callie szczęście i widać było, że naprawdę ją kocha, zaś Grant przy Isabelle się uspokoił. Brakowało tylko Caleba, któremu niestety nie udało się przylecieć na urodziny Granta. Ach! Brakowało również mojego męża Leonarda, ale moje rodzeństwo chyba się już do tego przyzwyczaiło, że on ciągle nie ma czasu. Był architektem, i to jednym z najlepszych w mieście, co wiązało się z tym, że miał licznych klientów i mnóstwo zleceń. Jemu to odpowiadało. Naprawdę kochał swoją pracę i poświęcał jej dużo czasu. Szkoda, że pomijał w tym wszystkim mnie. Pierwszy rok po ślubie był magiczny. Dużo podróżowaliśmy, spędzaliśmy ze sobą czas, niemalże nie wychodziliśmy z łóżka. Kochaliśmy się dziko i namiętnie, nie potrafiąc oderwać od siebie rąk i ust, a potem… Potem czar nagle prysł.
Leo otworzył własne biuro architektoniczne i ruszył z impetem. Ja zaś awansowałam na redaktorkę naczelną i godzinami przesiadywałam w biurze. Nie do końca mi to odpowiadało. Chciałam być w ruchu, jeździć na reportaże, być w centrum wydarzeń, dlatego zrezygnowałam z tego stanowiska i wróciłam do wywiadów, artykułów. Leo twierdził, że popełniłam największy życiowy błąd, ale w końcu robiłam to, co kochałam. Oboje byliśmy tak pochłonięci pracą, że mieliśmy coraz mniej czasu dla siebie. Staraliśmy się tak planować zajęcia, by co jakiś czas wyskoczyć gdzieś razem na weekend. Parę razy się udało, ale potem żadne z nas nie chciało już przekładać swoich obowiązków. W rezultacie razem wyjeżdżaliśmy albo do moich, albo jego rodziców, i to tylko na święta. Powoli oddalaliśmy się od siebie, porzucając nawet plany powiększenia rodziny.
Tak, marzyliśmy o dzieciach. Trzy lata temu myślałam, że się udało. Okres mi się spóźniał i naprawdę sądziłam, że jestem w ciąży. Niestety, to był bardzo intensywny i stresujący czas w moim życiu. Byłam przepracowana, przemęczona i po tym, jak zemdlałam w pracy, trafiłam do szpitala. Lekarz uświadomił mi, że jeśli myślę o dziecku, najpierw muszę zadbać o siebie. Niby proste, logiczne, a jednak… Wtedy przystopowałam, wzięłam się za siebie i przede wszystkim regularnie badałam. Chciałam być gotowa na dziecko nie tylko mentalnie, lecz również fizycznie. Nie miałam tylko pojęcia, że mój mąż już nie chciał mieć ze mną dziecka. Powiedział, że teraz nie jest na to odpowiedni moment, że może za parę lat się postaramy, że ma teraz dużo pracy i nie będzie mógł się skupić na dziecku. To był dla mnie cios. Kolejny, gdy zaczął używać prezerwatyw i stwierdził, że lepiej by było, gdybym brała tabletki albo zastrzyki. Jasno dał mi do zrozumienia, że o dziecku mogę zapomnieć.
Po tym naprawdę się między nami popsuło. Albo ciągle się kłóciliśmy, albo unikaliśmy, by nie dochodziło do kłótni. Wtedy Leo pierwszy raz wspomniał o rozwodzie. Najpierw pomyślałam, że ma kogoś na boku, ale jego jedyną kochanką była praca. Piąta rocznica ślubu była lekkim przełomem. Próbowaliśmy na nowo rozpalić w sobie ogień i nawet przez pewien czas nam się to udawało, jednak później znowu się zepsuło. Gdy mu powiedziałam, że lato spędzę w Redwood, powiedział krótko: „A więc podjęłaś decyzję co do naszego małżeństwa”.
Byłam wściekła, że tak do tego podchodzi. To nie był mój kaprys, ale nie miałam zamiaru się wymigiwać. Przez jakiś czas mogłam pracować zdalnie, on zresztą też, lecz Leonard nie wyobrażał sobie życia bez swojego ukochanego biura. Szanse na uratowanie naszego małżeństwa malały z każdym dniem.
Kiedy wylądowałam w Medford, zadzwonił do mnie. Zapomniał, że dziś miałam być w Redwood i oczywiście jeszcze raz się pokłóciliśmy. A jeszcze wczoraj rano, przed wyjściem do pracy, przypominałam mu o wyjeździe i próbowałam namówić, żeby ze mną jechał, ale powiedział, że ma w sobotę ważnego klienta i nie może tego przełożyć. Nie rozumiałam jego zaskoczenia, że wyjechałam, ale właśnie tak wyglądało nasze małżeństwo.
Gdy zaczęło się ściemniać, Callie i Lars zebrali się do domu; niedługo po nich poszli również Grant z Isabelle, ale ja nie miałam ochoty jeszcze zamykać się w pokoju. Byłam lekko wstawiona, a przebywanie na świeżym powietrzu dobrze mi robiło. W winiarni znalazłam moje ulubione wino, więc zabrałam butelkę i wróciłam do ogrodu.
– To i ja będę leciał – usłyszałam głos Ryana i aż podskoczyłam, nie wiedzieć czemu, chowając za plecami butelkę.
– Myślałam, że jestem tu sama – powiedziałam speszona.
– Zaraz już mnie tu nie będzie.
– Daj spokój, nie to miałam na myśli.
– Wiem. – Podniósł na mnie wzrok. – Nie chciałaś zostać przyłapana z butelką wina.
– Masz mnie. – Zmarszczyłam nos. – Najwyżej Grant urwie mi głowę – zaśmiałam się i wyciągnęłam butelkę zza pleców.
– Passion Desire – szepnął, wpatrując się w nią. – Bardzo dobry wybór.
– To może pomożesz mi zatrzeć ślady? – Przygryzłam dolną wargę.
– Właściwie… Chętnie – zgodził się, po czym przenieśliśmy się do altanki w głębi ogrodu.
Musiałam przyznać, że dobrze się czułam w towarzystwie Ryana. Chłopak miał dwadzieścia jeden lat, choć wyglądał na starszego i jak na swój wiek był bardzo dojrzały. Ja w jego wieku… Och, lepiej było do tego nie wracać.
Ta altanka była takim moim małym azylem. Tata zbudował ją, gdy miałam dwanaście lat. Lubiłam tu przychodzić, by się pouczyć, poczytać, posłuchać muzyki lub po prostu posiedzieć w spokoju, w otoczeniu zieleni.
Ryan nalał nam wina, podał mi lampkę i usiedliśmy w wygodnych fotelach.
– O czym tak rozmyślasz? – zapytał w pewnej chwili, a ja się lekko uśmiechnęłam.
– Przypomniały mi się chwile z młodości.
– No tak, z młodości, bo teraz jesteś już stara – zaśmiał się.
– Ej, mam dwadzieścia dziewięć lat.
– Okej, sorry, babciu – rzucił rozbawiony.
– Babcią to akurat nie będę, bo nie planuję mieć dzieci – prychnęłam.
– Nie obudził się w tobie instynkt macierzyński?
– Obudził, ale zdążył ponownie zasnąć. – Wzruszyłam ramionami.
– Mogę wiedzieć, skąd taka zmiana?
Poczułam, że tego właśnie w tej chwili potrzebuję. Chciałam to chyba z siebie wyrzucić, wygadać się, zwłaszcza po dzisiejszej kłótni z Leo. W Nowym Jorku miałam przyjaciółkę, ale miała zupełnie inne poglądy na życie, dlatego nie rozumiała mojego rozczarowania negatywnym testem ciążowym.
– Długo by opowiadać.
– Jak widzisz, nigdzie się nie wybieram. – Uśmiechnął się uroczo.
– No dobra, tylko nie zaśnij.
Ryan przechylił głowę na bok, po czym otrząsnął się i przetarł oczy.
– Mówiłaś coś? – zażartował, przez co i ja się zaśmiałam.
– Już w tym wieku masz problemy ze słuchem?
– Za to wzrok mam doskonały.
– Ciekawe, co takiego widzisz?
– Piękną kobietę.
– Nie podlizuj się.
– Więc słucham twojej historii. – Rozsiadł się wygodnie. – Dlaczego nie chcesz zostać matką?
– Wiesz, to nie tak, że nie chcę, po prostu nie mam na to nadziei – odparłam zamyślona.
– Naprawdę mówisz jak staruszka. – Pokręcił głową.
– Nie układa nam się z Leo – wyznałam. – Jesteśmy małżeństwem od sześciu lat, a z każdym dniem jest coraz gorzej między nami.
– Już go nie kochasz?
– Nie wiem, co mam czuć do człowieka, którego tak naprawdę nie znam – westchnęłam. – Kiedyś byliśmy inni. Pełni miłości, namiętności, pasji, a teraz? Praktycznie się nie widujemy. W ostatnią niedzielę mieliśmy okazję razem zjeść śniadanie. Leo zrobił mi kawę z mlekiem i cukrem. Nie pamiętał, że od dwóch lat nie słodzę.
– Kiepsko – skrzywił się.
– Nie winię go za to. Ja nie pamiętałam, że już nie lubi syropu klonowego.
– I co z wami będzie? – zapytał, po czym upił łyk wina.
– Żebym to ja wiedziała.
– Wiesz, nie jestem ekspertem, ale może terapia małżeńska? – zasugerował niepewnie.
– Leo nawet nie chce o tym słyszeć. Powiedział, że nie będzie się zwierzał komuś obcemu. A poza tym trzeba jeszcze mieć czas na terapię.
– Przepracowuje się?
– Tak, ale on to kocha. Praca jest dla niego wszystkim. Parę godzin temu, gdy wylądowałam w Medford, zadzwonił do mnie i już był zdenerwowany, bo zapomniał, że dziś będę w Redwood. Powiedział mi: „Zobacz, jaką byłabyś matką. Ciągle nie ma cię w domu. Nasze dziecko przestałoby cię poznawać”.
– Dupek z niego – rzucił Ryan, a ja uniosłam brwi.
– Oboje przedłożyliśmy pracę nad nasze małżeństwo, naszą rodzinę, więc taki jest tego skutek. – Podniosłam się z fotela, by rozprostować nogi. Podeszłam do wyjścia, oparłam się o futrynę i odwróciłam w stronę Ryana. – Leo miał rację, byłabym beznadziejną matką.
– Ej, nie mów tak – wstał z miejsca i ruszył w moim kierunku. – Calvados cię uwielbia.
– Ty to potrafisz pocieszyć.
– Staram się, jak mogę – odparł i stanął naprzeciw mnie.
– Fajny chłopak z ciebie – rzuciłam luźno, mierząc go wzrokiem.
– Dziękuję za komplement. – Ukłonił się z promiennym uśmiechem.
– Twoja dziewczyna to szczęściara.
– Obecnie nie ma takiej.
– Żartujesz?
– Dziewczyny jakoś się mnie nie trzymają.
– Och, nie ukrywam, że trudno mi w to uwierzyć.
– Wiesz, może niektóre uważają mnie za dzieciaka – rzucił z przekąsem.
– Zasłużyłam sobie. – Spuściłam na moment wzrok.
– Przepraszam, to nie było fair, ale byłaby z nas niezła para. Dzieciak i babcia – zaśmiał się.
– Nie zapominaj o Calvadosie.
– Twój mąż naprawdę jest dupkiem – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
– Ryan…
– Za to nie zamierzam przepraszać. Gdybyś była moja, zrobiłbym wszystko, żebyś czuła się jak księżniczka. Byłabyś dla mnie najważniejsza – wyznał, co z jednej strony było dosyć niezręczne, a z drugiej przywołało wspomnienia, gdy to dla Leo byłam księżniczką.
W tym momencie coś we mnie pękło i choć próbowałam powstrzymać łzy, czułam, że płyną po moich policzkach. Otarłam je szybko kciukiem, jednak Ryan to zauważył.
– Powiedziałem coś nie tak? – Patrzył na mnie, a jego zielone tęczówki błyszczały niczym dwa szmaragdy.
Nie miałam pojęcia, co w tamtym momencie mną kierowało. Byłam nieco rozbita po kłótni z Leo, a Ryan był taki czarujący, w dodatku alkohol też zrobił swoje, bo nagle przysunęłam się do chłopaka i wpiłam w jego usta. Początkowo zaskoczony Ryan nie zareagował, ale w następnej chwili ujął moją twarz w dłonie i pogłębił pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on uniósł mnie za biodra i docisnął do ściany. Oplotłam go nogami w pasie, przyciągając do siebie. Moje zmysły kompletnie oszalały. Zatraciłam się w jego gorących ustach, silnych ramionach i obłędnym zapachu. Ryan całował mnie z taką namiętnością, z taką pasją, że całkowicie mu się oddałam.
Przenieśliśmy się na fotel. Usiadł, pociągając mnie na swoje kolana, tak że usiadłam na nim okrakiem. Czułam, jaki jest twardy, a ja sama byłam już niesamowicie podniecona. Rozsunęłam mu rozporek, a on włożył dłonie pod moją bluzkę, złapał moje piersi i ściskał je, masował, aż niemal zapłonęłam. Czułam to pożądanie, ten ogień, zupełnie jak na początku mojego związku z Leo.
Boże, Leo…
– Ryan, stop! – przerwałam gwałtownie, zrywając się z jego kolan i poprawiając ubranie, by nieco się otrząsnąć. – Przepraszam cię, ale nie mogę… – niemal jęknęłam. – Mam chwilę słabości, jednak jest też Leo i nie mogę ryzykować, jeśli mamy próbować naprawić nasze małżeństwo. – Aż sama miałam ochotę strzelić się w twarz. – Po prostu brakuje mi bliskości, ale nie chcę cię wykorzystywać – kontynuowałam. – Nie mogę zrobić tego tobie, sobie ani jemu.
– To ja przepraszam – odparł, przeczesując dłonią włosy. – Wiem, że jesteś rozbita, ale masz męża i nie powinienem, choć…
– Co takiego?
Dlaczego chciałam to wiedzieć?
– Jesteś niesamowicie piękną i zmysłową kobietą – wyznał, a ja poczułam piekące policzki. – Szalenie cię pragnę, ale obiecuję, będę trzymał ręce przy sobie – dodał i posłał mi tak uwodzicielski uśmiech, że z ledwością się powstrzymałam, by nie zatopić się znowu w jego ramionach.
– Wygłupiłam się tylko. – Potrząsnęłam głową. – Możemy o tym zapomnieć? Czuję się niezręcznie.
Przecież nie mogłam mu powiedzieć, jak bardzo zrobiło mi się gorąco od tego pocałunku. W głowie mi się zakręciło, gdy przycisnął swoje wargi do moich. I choć serce zabiło mi mocniej z podniecenia, musiałam to przerwać. Nic więcej nie mogło się wydarzyć.
– W porządku – przytaknął, choć miałam wrażenie, że poczuł to samo. – To co, jeszcze po kieliszku? – zapytał, sięgając po butelkę wina.
– Chętnie.
Miałam wrażenie, że czas w Redwood się zatrzymał. Było tu niemal tak samo, jak za moich szkolnych czasów. Pięknie, spokojnie, wręcz idyllicznie. Wiedziałam, co się tu wydarzyło kilka tygodni temu. Grant opowiedział mi o tym, gdy już było po wszystkim, i aż trudno mi było uwierzyć, że wpakował się w takie bagno. Poza jednym incydentem, gdy trafił do aresztu za pobicie, zawsze był rozsądny, twardo stąpał po ziemi i wydawał się zorganizowany. To Caleba uważaliśmy za łobuza, który wpada na szalone pomysły, chadza własnymi ścieżkami i nikogo się nie słucha. Dawno się z nim nie widziałam i byłam ciekawa, co u niego. Miałam tylko nadzieję, że nie narozrabiał jak Grant. Nawet się nie zorientowałam, że ktoś mnie ochraniał, że coś mi groziło. Może to i lepiej, bo gdybym była tego świadoma, to chybabym oszalała. Na szczęście wszystko było już dobrze i naszej rodzinie nic nie groziło. Gdy dwa tygodnie temu przyjechałam do Redwood, odwiedzili mnie Callie i Lars, a tydzień temu wpadli Grant z Isabelle. To niesamowite, jak moje rodzeństwo odnalazło swoje drugie połówki, choć Callie i Lars tym spontanicznym ślubem przebili chyba wszystko.
Między mną a Leonardem ciągle była wielka niewiadoma. Ostatnio rozmawialiśmy przez telefon trzy dni temu. Dostał bardzo duże zlecenie i miał teraz mnóstwo pracy. Zresztą kiedy nie miał? Liczyłam, że przyjedzie w ten weekend, tak jak się umówiliśmy, i spędzimy trochę czasu razem. Póki co jeszcze tego nie odwołał, więc była nadzieja, choć z jego pracą tak naprawdę nigdy nie miałam szans.
Cieszyłam się, że tu jestem. Czekało mnie sporo roboty, ale to dobrze. Przyzwyczaiłam się do tego, że dużo pracowałam, lecz starałam się tak organizować swój czas, by mieć go dla męża i znajomych. Częściej jednak widywałam się ze znajomymi niż z nim. Mogłam śmiało powiedzieć, że Leo nie miał wolnego czasu. Albo pracował w biurze, albo w domu. Ja musiałam teraz nieco przeorganizować swoją pracę, ale miałam naprawdę świetnego szefa, który przydzielił mi takie zadania, bym przez te trzy miesiące mogła pracować zdalnie. Dostałam co prawda więcej pracy redakcyjnej, jednak na tę chwilę to mi najbardziej odpowiadało. W międzyczasie postaram się przygotować jakieś artykuły z wydarzeń w okolicy.
Praca na ranczu była wymagająca, ale wszyscy tu byli tak świetnie zorganizowani, że nie miałam się czego bać. Będę jednak musiała znaleźć zastępstwo za Caroline, która, na szczęście, zgodziła się zostać z nami nieco dłużej i będzie pracowała prawie do końca sierpnia, oraz za Ryana, który od września też odchodzi. Wiedziałam, iż trudno mi będzie znaleźć kogoś na jego miejsce. Miał niesamowite podejście do zwierząt, a one go uwielbiały i słuchały się go jak nikogo. Posiadał też ogromną wiedzę z zakresu weterynarii i metod leczenia. Widać było, że to jego prawdziwa pasja. Musiałam też przyznać, że mimo wszystko wciąż miałam w głowie nasz pocałunek, choć robiłam sobie wyrzuty, bo przecież miałam męża. Próbowaliśmy jeszcze jakoś się dogadać, a ja całowałam się z innym… I choć mój mąż mnie olewał, a Ryan mnie pociągał, to nie było w porządku wobec Leonarda. Niestety miałam wrażenie, że nie jestem zbyt dyskretna, bo Ryan zorientował się, że mi się podoba. Nawet nie potrafiłam zaprzeczyć. Zresztą gdy wbił we mnie to swoje szmaragdowe, hipnotyzujące spojrzenie, nie byłam w stanie skłamać. Byłam zła na siebie, bo nie powinnam była zwracać uwagi na innych facetów, i do tej pory zresztą tak było. Dopóki nie poznałam Ryana…
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo piękny i słoneczny. Kolejne też tak się zapowiadały, więc pomyślałam, że skorzystam z pogody i odświeżę nieco dom. Chciałam pomalować ściany w salonie, kuchni i moim pokoju, ale chyba ograniczę się tylko do pomieszczeń na parterze, jeśli chcę zdążyć przed przyjazdem Leo. Po śniadaniu pojechałam do Medford po wszystkie potrzebne rzeczy, bo tam był większy wybór, niż w lokalnym sklepie. Po powrocie przebrałam się i zabrałam najpierw za przygotowywanie salonu. Miałam mnóstwo energii i chęci do pracy. Oczywiście Finn zaoferował mi wsparcie, ale póki co świetnie sobie radziłam. Poprosiłam go tylko o pomoc przy przesunięciu szafy. Około drugiej zrobiłam sobie przerwę na obiad, a potem wróciłam do malowania. Byłam tak tym pochłonięta, że nawet nie usłyszałam, jak ktoś wszedł do domu. To był Ryan. Chłopak miał dzisiaj wolne, więc się go nie spodziewałam.
– Widzę, że się nie nudzisz – powiedział, mierząc mnie wzrokiem.
Sposób, w jaki na mnie patrzył, nie był taki zwyczajny. Patrzył z zainteresowaniem, pożądaniem, jakby doskonale wiedział, że wtedy to nie była tylko chwila słabości. On mnie po prostu pociągał.
– Lubię mieć zajęcie – odparłam, ocierając dłonią pot z czoła. – A co ty tu właściwie robisz?
– Odwiozłem mamę do ciotki i pomyślałem, że wpadnę w drodze powrotnej.
– Tak? – Splotłam dłonie na piersiach. – A gdzie mieszka twoja ciotka? – zapytałam podejrzliwie. Coś mi mówiło, że nie przyjechał tu przypadkiem.
– W okolicach Buncom, trzydzieści mil stąd.
– Jasne.
– Co, nie wierzysz mi? – Rozłożył ręce, zmniejszając dystans między nami.
– Wierzę – zrobiłam krok w tył i przełknęłam ślinę – bo przecież byś nie kłamał w takiej sprawie.
– Nie kłamię. Nienawidzę kłamstw. – Nie odrywał ode mnie spojrzenia. – Pomogę ci z tym malowaniem.
– Daję radę.
– Wiem, ale możesz od czasu do czasu przyjąć czyjąś pomoc – zasugerował.
– Pobrudzisz sobie koszulkę. – Zerknęłam na jego ubiór. Miał na sobie dżinsowe spodnie i śnieżnobiałe polo.
– Masz rację – odparł i zrobił coś, czego raczej się nie spodziewałam. W następnej chwili ściągnął koszulkę, prezentując swój nagi, umięśniony tors. – Teraz się nie pobrudzi.
O Boże… Na moment wstrzymałam oddech. Ryan był taki gorący i cholernie seksowny. Co miałam poradzić na to, iż byłam tak spragniona bliskości z mężczyzną, że takie widoki mnie rozpalały i ostatkiem sił powstrzymywałam się, by go nie dotknąć?
– Może… Może przyniosę ci jakąś koszulkę Granta? – zaproponowałam i ruszyłam w stronę drzwi, ale Ryan złapał mnie za rękę.
– Naprawdę nie będzie potrzebna – powiedział, przewiercając mnie wzrokiem.
– Okej – szepnęłam, czując, że w środku cała drżę. – Chcesz coś do picia?
– Wodę.
– Jasne – odparłam i poszłam do kuchni.
Seila, do cholery, weź się w garść!
Gdy wróciłam do salonu, zastałam Ryana malującego ścianę naprzeciw drzwi. Zatrzymałam się na moment, podziwiając jego wyrzeźbione ciało: ruchy rąk, napinające się mięśnie pleców przy każdym wyciągnięciu rąk lub schyleniu się. Dłuższą chwilę spędziłam, przyglądając się kolorowemu tatuażowi, który zdobił plecy chłopaka. To były płomienie, przypominające skrzydła, w kolorach czerwieni, pomarańczy i żółci. Musiałam przyznać, że Ryan wyglądał niesamowicie. Oczywiście od razu skarciłam się za te myśli, choć nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Po chwili zatrzymał się, jakby czuł, że na niego patrzę, po czym powoli się odwrócił.
– Zobaczyłaś coś ciekawego? – zapytał, opierając dłoń na biodrze.
– Tak… – odparłam bez namysłu i przygryzłam dolną wargę, wpatrując się w jego mięśnie brzucha układające się na kształt litery V.
– Seilo, to dla mnie? – Wskazał na szklankę z wodą, którą trzymałam w dłoni.
– Ach tak! Przepraszam. – Podeszłam do niego i podałam mu ją. – Masz bardzo ciekawy tatuaż.
– Dzięki! – uśmiechnął się lekko.
– A na torsie co będzie?
– Na razie nic. Zrobiłem sobie taki prezent na osiemnaste urodziny.
– Och, i pewnie myślałeś, że szybko pójdzie – zaśmiałam się.
– Żebyś wiedziała – przytaknął, odpowiadając śmiechem.
– To co, działamy dalej?
– Jasne, szefowo!
Zajęliśmy się malowaniem i choć byłam nieco rozkojarzona, starałam się całkowicie skupić na pracy. Praktycznie nie rozmawialiśmy, zamieniliśmy ze sobą dosłownie kilka słów w temacie malowania. Dwa razy zadzwonił telefon, ale go zignorował. Za trzecim razem również odrzucił połączenie, jednak tym razem chyba wysłał wiadomość.
– Jeśli to coś pilnego, to ja sobie poradzę – odezwałam się, bo być może nie chciał zostawiać mnie samej z tą robotą.
– Nie, to nic takiego. Już to załatwiłem – powiedział wymijająco.
– Dziewczyna? – zapytałam szybko.
– Tak – odparł, lekko się krzywiąc, jakby nie było mu to na rękę.
– Ryan, naprawdę sobie poradzę. Nie chcę ci psuć planów. Czuję się z tym niezręcznie.
– Ale ja nie miałem na dziś żadnych planów – upierał się.
– Jasne – prychnęłam. – Odwiozłeś mamę, masz wolną chatę i mam ci uwierzyć, że nie chciałeś skorzystać z okazji? – popatrzyłam na niego podejrzliwie.
Chłopak uśmiechnął się tajemniczo, potrząsając głową, po czym sięgnął po kolejną puszkę z farbą i ruszył z nią w moim kierunku. Próbowałam uciekać wzrokiem gdzieś na boki, ale to okazało się zbyt trudne. Stałam jak zahipnotyzowana. Aż głupio mi się było tak w niego wpatrywać.
– Możesz mi nie uwierzyć, ale tu z tobą jest mi zdecydowanie lepiej – powiedział, minął mnie i jak gdyby nigdy nic kontynuował malowanie.
A więc tak?
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, zadzwonił mój telefon.
– Zaraz wracam – odezwałam się i przeszłam do holu, gdzie go zostawiłam.
Leo. No, w końcu. Od razu pomyślałam, że zarezerwował lot.
– Cześć, Leo.
– Cześć, Seilo. – Czułam w jego głosie chłód.
– Kiedy przyjedziesz? – zapytałam niecierpliwie.
– Właśnie nie przyjadę – odparł, a mnie kompletnie zamurowało.
– Ale jak to? – zaczęłam się denerwować.
– Seilo, to nie ma sensu – westchnął.
– Ale co nie ma sensu? Twój przyjazd czy nasze małżeństwo?! – wybuchłam.
– Dobrze wiesz, że popsuło się między nami.
– Dlatego myślałam, że chociaż spróbujemy to uratować.
– Tu już nie ma co ratować, Seilo – powiedział, a ja poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody.
– Czekaj, ty chcesz mi powiedzieć, że… – Odwróciłam się, bo poczułam, że Ryan stoi tuż za mną. Nie myliłam się. Chłopak musiał słyszeć moją rozmowę z mężem, bo był mocno zdezorientowany. – Leonard, po prostu powiedz to! – niemal załkałam.
– Seilo, uważam, że powinniśmy się rozstać. Chcę rozwodu – rzucił stanowczo.
Początkowo miałam wrażenie, że się przesłyszałam, ale to nie był pierwszy raz, kiedy Leo mówił o rozwodzie. Aż tak się męczył w naszym małżeństwie? I co ja miałam teraz zrobić? Mój mąż już mnie nie kochał i nie chciał ze mną być, bo w przeciwnym razie walczyłby o nas. Poddał się, bo ten ogień, który był w nas, już dawno zgasł, zabierając ze sobą miłość i namiętność. Nie mieliśmy już nic. Nie zatrzymam go siłą, nadzieja umierała.
Leo chce się ze mną rozwieść.
– Wystarczy, że zgodzisz się na rozwód bez orzekania o winie.
– A jakie mam wyjście? Nie mam zamiaru się z tobą szarpać.
– Posłuchaj, nie musisz się niczym zajmować. Już wszystko załatwiłem z moim adwokatem, więc pozew dostaniesz na dniach. To naprawdę najlepszy adwokat i, przede wszystkim, bardzo skuteczny. Załatwimy to szybko i sprawnie, bez niepotrzebnej separacji. Możesz mi zaufać, nie zostawię cię na lodzie – kontynuował, a ja słuchałam zszokowana i nie potrafiłam mu przerwać. – Nie ukrywam, że chciałbym zatrzymać dom, bo mam w nim urządzone biuro i do tego blisko do firmy. Zresztą wiesz…
Oczywiście!
– Rzeczoznawca już go wycenił i wiem, ile miałbym ci zapłacić. Pieniądze przeleję zaraz po rozprawie. – To chyba miało brzmieć zachęcająco. – Będziesz mogła kupić sobie piękne mieszkanie w okolicach Empire State Building. Zawsze chciałaś tam zamieszkać.
Naprawdę nasz dom był aż tyle wart?
– Seilo, nie chcę cię ranić, ani sprawiać ci przykrości…
Jakiś ty szlachetny!
– Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie, poznasz kogoś odpowiedniego. Chcę, byś była szczęśliwa, bo zasługujesz na to… Seilo, powiesz coś?
– Wypchaj się tymi pieniędzmi! – rzuciłam nerwowo, po czym się rozłączyłam.
Ryan spojrzał na mnie pytająco, ale rozmowa o moim nieudanym małżeństwie i rozwodzie była ostatnim, czego w tym momencie chciałam.
– Przepraszam, muszę wyjść – odezwałam się i ostatkiem sił, powstrzymując napływające do oczu łzy, wybiegłam na zewnątrz.
Swoje chwilowe szczęście odnalazłam w winiarni, pomiędzy sporą liczbą butelek z winem. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój mąż, człowiek, którego znam od siedmiu lat, zakończył nasz związek przez telefon. Nie stać go było nawet na to, by tu przyjechać i ze mną porozmawiać. Wolał zadzwonić i w ten sposób przekazać mi wiadomość o rozwodzie. Przecież byłam świadoma, jak kiepsko nam się układało, ale sądziłam, że oboje chcemy tego samego. Że jeszcze spróbujemy uratować nasze małżeństwo. Nie potrafiłam nawet powiedzieć, co w tej chwili do niego czułam. On mnie nie kochał, a ja? Sama tego nie wiedziałam. Owszem, uczucie między nami się wypalało, od dawna gasło, jednak nie umiałam przestać go kochać z dnia na dzień. Nieraz zastanawiałam się, czy jest w jego życiu inna kobieta i choć nie miałam pewności, raczej myślałam, że to praca go tak pochłania. Oddaliliśmy się od siebie, żyliśmy gdzieś obok, nie pielęgnowaliśmy naszego związku, dlatego zaczął się rozpadać. Ten telefon uświadomił mi, że nic z niego nie zostało.
Schowałam się w piwniczce, delektując się winem taty. Czułam się jak za szkolnych lat, gdy musiałam uważać, by nie zostać przyłapaną, ale i tym razem się nie udało. Ryan nie odpuszczał. Powinnam mu powiedzieć, by wrócił do domu. Nie byłam w nastroju na pogaduszki i raczej nie potrzebowałam teraz towarzystwa. No, chyba że tych pięknych butelek z trunkiem w niesamowitym karmazynowym kolorze.
– Seilo, jesteś tu? – usłyszałam jego głos. – Seila?
– Nie ma mnie – burknęłam.
Ryan stanął naprzeciw, krzyżując ręce i obrzucił mnie karcącym spojrzeniem. Chyba się zagalopował.
– Postanowiłaś się upić?
– Nie twój interes, dzieciaku – rzuciłam luźno.
– O, znowu jestem dzieciakiem – prychnął, podsunął sobie skrzynkę i usiadł na niej.
– Ryan, przepraszam, ale jestem w kiepskim nastroju – pokręciłam głową – a ty powinieneś już wracać do domu.
– Chyba żartujesz. Nie zostawię cię w takim stanie.
– Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie.
– A wiesz, że nie skończyliśmy malowania?
– Pieprzyć malowanie – bąknęłam, po czym wychyliłam spory łyk wina.
– Czyli na pewno się stąd nie ruszę.
– Nie mam ochoty na zwierzenia.
– Nie musisz się zwierzać.
– To dobrze.
– Rozumiem, że twój mąż nie przyjedzie? – zapytał wyraźnie zaciekawiony.
– Nie – pokręciłam obojętnie głową.
– Dlaczego?
– Bo ma mnie gdzieś – prychnęłam. – A, i najlepsze, chce rozwodu, tym razem już na poważnie, bo zaczął wszystko załatwiać.
– Czyli się rozwiedziecie?
– Leo mnie nie kocha, nie jest ze mną szczęśliwy i chce odejść. Myślałam, że mamy jeszcze szansę, że uratujemy nasz związek, ale on naprawdę nie chce ze mną być – powiedziałam. – Cholera! Miałam ci się nie zwierzać…
– To nic złego – wzruszył ramionami. – Chcę ci pomóc lub chociaż wysłuchać.
– Dlaczego to robisz? – Podniosłam na niego spojrzenie, a on na chwilę odpłynął gdzieś myślami.
– Wiem, jak może boleć rozwód.
– A co, jesteś rozwodnikiem? – zmarszczyłam czoło.
– Nie ja. Moi rodzice kilka lat temu się rozwodzili i pamiętam, jak mama to przeżywała – wspomniał z wyraźnym smutkiem.
– Przykro mi. – Spuściłam na moment wzrok.
– Dlatego chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć.
Poczułam ciepło na sercu, gdy to powiedział. Nie znaliśmy się aż tak dobrze, a już okazał mi swoje wsparcie.
– Dziękuję.
– Nie ma sprawy. Chyba powinniśmy dokończyć jednak to malowanie…
– Niestety, mój mąż zabił cały mój entuzjazm – odparłam, krzywiąc się nieco.
– To ja będę pracował, a ty możesz siedzieć i patrzeć, czy dobrze to robię – zasugerował, poruszając znacząco brwiami, aż się zaśmiałam.
– Niemożliwy jesteś.
– Po prostu chcę ci poprawić humor.
– No dobra, wygrałeś – powiedziałam, podnosząc się z podłogi. – Bierzmy się do roboty.
Nie miałam wyjścia. Salon wyglądał jak pobojowisko i bez pomocy Ryana taki by pozostał. Wcześniej miałam w sobie tyle chęci i energii, że odmalowałabym każdy dom w Redwood, a teraz nie chciało mi się nawet ruszyć pędzlem. Oczywiście zabrałam się za malowanie z Ryanem, bo obserwowanie go przy pracy jedynie działałoby na mnie rozpraszająco. Musiałam się czymś zająć, bo inaczej bym zwariowała.
Szło nam całkiem sprawnie, biorąc pod uwagę mój brak entuzjazmu, i koło siódmej byliśmy już prawie na finiszu. Raczej odpuszczę jutro malowanie mojego pokoju, ale miałam już farbę, więc zrobię to jakoś na dniach. Ochłonę i wrócę do pracy.
– I zobacz, prawie skończyliśmy – powiedział Ryan, zbierając puste puszki.
– Zostaw, jutro to ogarnę. Pewnie chcesz wracać do domu.
– Mam wrażenie, że od początku próbujesz się mnie pozbyć.
– Przepraszam, to wcale nie tak – pokręciłam głową – po prostu… Zresztą nieważne. Mam ochotę na chińszczyznę, może zjesz ze mną?
Chłopak był wyraźnie zdezorientowany. Nie chciałam go wyganiać, bo dobrze spędzało mi się z nim czas, ale gdy myślałam o swojej beznadziejnej sytuacji, zbierało mi się na płacz.
– Okej, dzięki za zaproszenie – przytaknął zmieszany.
– Super! To zamówię i zaraz dokończę sprzątanie.
Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do restauracji, by złożyć zamówienie. Miałam tylko nadzieję, że nie zanudzę Ryana i że przy okazji nie przeleję na niego swojego kiepskiego humoru. Wiedziałam, że moje małżeństwo z Leonardem wisiało na włosku i podświadomie czułam, że rozwód to kwestia czasu, jednak nie byłabym sobą, gdybym nie miała choć odrobiny nadziei. Dlatego jeszcze w nas wierzyłam, nawet gdy Leo już dawno przestał. Jednak fakt, że o rozwodzie powiadomił mnie telefonicznie… Nie miał odwagi, by przyjechać i powiedzieć mi to prosto w oczy. Chyba to mnie najbardziej zabolało.
Jakąś godzinę później siedzieliśmy w moim pokoju przy włączonym telewizorze i zajadaliśmy się chińszczyzną. Nie mogło zabraknąć również wina, od którego już nieco szumiało mi w głowie. Miałam nieodparte wrażenie, że Ryan czekał, żebym w końcu się przed nim otworzyła i zrzuciła z siebie ten ciężar. Ja jednak nie chciałam go nim przytłaczać. To nie były jego problemy i musiałam sama się z tym uporać. Wystarczyło, że był tu ze mną, że mi towarzyszył, a dodatkowo bardzo pomógł przy malowaniu.
– Albo byłam taka głodna, albo to jest takie pyszne – westchnęłam, odstawiając puste pudełko.
– Już zjadłaś? No to faktycznie byłaś głodna… Swoją drogą to najlepsze chińskie żarcie w okolicy.
– Prawda? – uśmiechnęłam się do niego.
– Nie chcę się chwalić, ale podobno robię wyśmienite risotto z kurczakiem i warzywami.
– Gotujesz? – Nie mogłam uwierzyć.
– Trochę. Ostatni rok spędziłem, opiekując się mamą, więc musiałem się nauczyć.
– Nie chcę być wścibska, ale… Czy twoja mama na coś choruje?
– Moja mama uległa poważnemu wypadkowi – zaczął. – Zderzyła się z ciężarówką, wskutek czego straciła lewą rękę i przez kilka tygodni była w śpiączce. Miała też liczne złamania.
– O rany… Przykro mi, Ryan.
– Wiesz, ona się zupełnie załamała. – Widziałam, że i jemu to sprawia smutek. – Najpierw rozwód, przez który wpadła w depresję. Przeprowadzka do Merlin, a gdy stawała na nogi, zdarzył się ten wypadek. Nie mogłem zostawić jej samej, zwłaszcza że nikogo do siebie nie dopuszczała. Zamknęła się w sobie i z nikim nie chciała rozmawiać.
– Musiała bardzo cierpieć – szepnęłam.
– Ale była też niezwykle uparta. Powiedziałem jej, że całkiem rzucę studia, jeśli nie weźmie się w garść i widzę, że dopiero to poskutkowało.
– No właśnie, co będzie z twoją mamą, gdy wrócisz na uczelnię?
– Mama coraz lepiej sobie radzi, a ciotka June zadeklarowała, że jej pomoże – wyjaśnił.
– A twój ojciec? – zapytałam niepewnie.
– Nie mam ojca – odparł szorstko.
– Masz na myśli to, że zmarł?
– Nie. Myślę, że on ma się świetnie, ale dla mnie nie istnieje i nie pozwolę mu się zbliżyć do mamy. Przez lata ją zdradzał, oszukiwał, więc niech się cieszy, że mu nie obiłem gęby za krzywdy, które jej wyrządził.
– Naprawdę mi przykro z tego powodu, Ryan.
– Było, minęło. Na szczęście nie ma go już w naszym życiu. Śmieci same się wyniosły – dodał z wyraźną odrazą.
– Widzisz, za to ja praktycznie w ogóle nie gotuję – postanowiłam wrócić do bezpieczniejszego tematu.
– Ale jak to?
– Lubię robić rzeczy, z których czerpię radość, a gotowanie tylko dla siebie do nich nie należy – odpowiedziałam, po czym upiłam łyk wina.
– Nie jedliście z mężem wspólnie śniadań czy obiadów? – zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową.
– Bardzo rzadko, może raz w tygodniu. Na początku było inaczej – wspomniałam. – Jak tylko byliśmy na miejscu, umawialiśmy się zawsze w porze lunchu, by razem zjeść. Potem zaczynało nam brakować na to czasu, jedliśmy o różnych porach i różnych miejscach.
– Co zrobisz po powrocie z Redwood?
– Nie mam pojęcia. Trochę się obawiałam przyjazdu tutaj, a teraz najchętniej bym została.
– To zostań – zasugerował z uśmiechem.
– Nie mogę. Zdalna praca na dłuższą metę nie wypali, a lubię swój zespół, atmosferę, miejsce. Będę musiała po prostu zacząć od nowa.
– Zostajesz w waszym domu?
– Leo chce go zatrzymać, a mnie spłacić, bym mogła sobie kupić mieszkanie w okolicach Empire State Building.
– O! Pewnie na żywo robi niesamowite wrażenie.
– Jak już kupię tam mieszkanie i się urządzę, to cię zaproszę – rzuciłam luźno.
– Będę cię trzymał za słowo, choć pewnie do tego czasu już o mnie zapomnisz – mówiąc to, na moment spuścił wzrok.
– Z moją pamięcią jest jeszcze całkiem dobrze – zwróciłam mu uwagę. – W końcu pamiętam, że się rozwodzę – prychnęłam.
– Seilo…
Nie wiem dlaczego, ale poczułam nagle…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej