Dom w malinowym chruśniaku - Halina Kowalczuk - ebook + audiobook + książka

Dom w malinowym chruśniaku ebook i audiobook

Kowalczuk Halina

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Przeszłość może o sobie przypomnieć i nieźle namieszać w życiu w najbardziej niespodziewanym momencie.

Przekonuje się o tym Alicja, odnosząca sukcesy prawniczka, która przed laty straciła miłość swojego życia i została sama z córeczką. Teraz, gdy wreszcie w malowniczej Malinówce znajduje swoje miejsce, a także nowego mężczyznę, nagle jej świat zostaje wywrócony do góry nogami. Czy Alicja zdecyduje się wrócić do tego, co dawno minęło? Czy na nowo pozna smak szczęścia i miłości?

Nowa książka Haliny Kowalczuk to jak zwykle porcja wzruszeń przyprawiona szczyptą magii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 356

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 37 min

Lektor: Joanna Domańska
Oceny
4,6 (98 ocen)
68
22
5
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kasiabin

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna świetna pozycja autorki, polecam bardzo.
00
farjatka

Dobrze spędzony czas

Rewelacja. Czyta się szybko. Świetna pozycja.
00
marzannagk

Nie oderwiesz się od lektury

aż szkoda że to już koniec czytania :(
00
2323aga

Z braku laku…

W porównaniu z innymi książkami autorki akurat ta wypada słabo
00
Bogda67

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka. olecam wszystkim, na zimowe wieczory.
00

Popularność




Copyright © Halina Kowalczuk Copyright © 2019 by Lucky
Projekt okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Skład i łamanie: Mariusz Dański
Redakcja i korekta: Barbara Ramza-Kołodziejczyk
Wydanie I
Radom 2019
ISBN 978-83-66332-83-6
Wydawnictwo Lucky ul. Żeromskiego 33 26-600 Radom
Dystrybucja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
Konwersja: eLitera s.c.

– Pani Alicjo, halo... Proszę się obudzić...

Głos dochodził z góry i wwiercał się bólem w uszy. Alicja nie miała ochoty dostosować się do polecenia. Chciała spać, wszystko ją bolało. Jednak ten ktoś najwyraźniej sobie postanowił, że nie da jej spokoju.

– Pani Alicjo, wiem, że pani mnie słyszy... Za drzwiami czekają pani matka i babcia...

Ta z pozoru niewinna informacja zmusiła ją jednak do otwarcia oczu. Powieki wydawały się zrobione z ołowiu, tak ciężkie, że niemal niemożliwe do podniesienia. Dziewczyna musiała użyć niemałej siły woli, by wykonać polecenie. Kiedy już jej się prawie udało, szybko zamknęła je z powrotem, bo oślepiające światło nie dało swobodnie spojrzeć na tego kogoś, kto ją zmuszał do tego nadludzkiego wysiłku.

– Światło razi? – zapytał głos, po czym nie czekając na odpowiedź, nieznajoma osoba zgasiła lampę, która była źródłem oślepienia. – Teraz na pewno będzie lepiej.

– Co się stało... – wychrypiała Ali, oddychając z trudem.

– Miała pani wypadek, ale już jest lepiej. Czuje pani ból w gardle, bo miała pani podłączony respirator – dorzuciła mówiąca, widząc, że dziewczyna z trudem usiłuje przełknąć ślinę.

– Wypadek? – Ali nie mogła zrozumieć słów kobiety.

– Tak, ale proszę o tym teraz nie myśleć. Poproszę pani mamę i babcię. Czekają już od kilkunastu godzin. Jestem pielęgniarką, zaraz podłączę drugą kroplówkę ze środkiem przeciwbólowym, zaśnie pani i łatwiej zniesie niedogodności fizyczne.

Alicja otworzyła oczy. Leżała w niewielkiej sali, której ściany pomalowane były zieloną, olejną farbą. Wokół niej stało pełno różnej aparatury.

Miarowa praca urządzeń łączyła się ze wzmagającym się bólem. Ali czuła pieczenie w gardle, z trudem oblizała spierzchnięte usta. Chciała sobie przypomnieć, co się stało, jednak nie potrafiła.

Pielęgniarka zawiesiła nad nią kroplówkę i podłączyła ją do wenflonu przytwierdzonego do ręki dziewczyny. Potem wyszła z sali, drzwi zostawiając lekko uchylone. Po kilku minutach pojawiły się w nich matka i babcia Alicji. Obie miały oczy zaczerwienione od płaczu, ale usilnie próbowały przywołać na swoich ustach uśmiech.

– Córciu, jak się czujesz? – zapytała matka, siadając na drewnianym krześle ustawionym przy łóżku chorej.

– Wszystko mnie boli – odparła Ali, niemal sylabizując każde słowo. – Jak długo tu jestem, co się stało...?

– Miałaś wypadek samochodowy, niemal czołowe zderzenie, bo jakieś auto na trzeciego was wyprzedzało. Kierowca i pasażerowie tego samochodu nie przeżyli...

– Mały chłopiec przeżył, bo mimo fotelika i pasów wyrzuciło go przez rozbitą szybę – wtrąciła sędziwa kobieta siedząca po drugiej stronie łóżka chorej. Alicja spojrzała w jej stronę. Babcia jak zwykle musiała wtrącić swoje trzy grosze i podać szczegóły, pod tym względem zawsze można było na nią liczyć. – A byłaś nieprzytomna prawie miesiąc – dodała po chwili, wycierając spocone czoło chusteczką, którą wyjęła z trzymanej na kolanach torebki.

– Miesiąc? – Ali nie mogła w to uwierzyć.

– Tak, kochanie, po operacji wprowadzono cię w śpiączkę farmakologiczną, a wczoraj wybudzono – wytłumaczyła matka, troskliwie odgarniając z czoła córki mokre kosmyki włosów. – Teraz już będzie dobrze...

– Pamiętam, że kiedy ogłoszono wyniki matur, postanowiliśmy z Michałem uczcić to w restauracji nad naszym jeziorem i tam jechaliśmy... Mamo! – Ali poruszyła się gwałtownie, jakby chciała usiąść, ale ból z powrotem przykuł ją do łóżka.

– Ali, spokojnie, leż. Takie ruchy mogą ci tylko zaszkodzić, leż – prosiła matka.

– Ona chce o Michała zapytać – rzuciła babcia. – Ma prawo wiedzieć.

– Mamo, proszę, nie teraz – odparła z wyrzutem w głosie kobieta.

– I tak się dowie, nie jest już dzieckiem – upierała się staruszka.

– To może im zaszkodzić. – Matka nie ustępowała.

Starsza pani spojrzała na nią z politowaniem, po czym odwróciła głowę w stronę wnuczki, której spojrzenie było aż nadto wymowne.

– Michała przewieziono do Warszawy, a dwa tygodnie temu rodzice zabrali go do kliniki w Szwajcarii, gdzie niedawno jego ojciec objął stanowisko ordynatora chirurgii...

– Żyje? – Ali uśmiechnęła się z ulgą. – Najważniejsze, że żyje! Dzięki Bogu. Mamo – zwróciła się do matki – muszę do niego zadzwonić albo chociaż napisać list... – gorączkowała się.

– Na razie to niemożliwe, skarbie, nie znamy jego adresu, a ich telefon został odłączony. Oni wyjechali na stałe... – Matka opuściła głowę. Nie mogła patrzeć na twarz córki, na której wyraźnie malowały się żal i zawód, a także rozczarowanie.

– Na stałe? – powtórzyła Ali.

– Ano tak – potwierdziła babcia. – I prosili, żebyś go nie szukała. Tak najłatwiej! Bogacze! Ludzie lepszego sortu. Córka sprzedawczyni ze sklepu to nie była partia dla ich syna. Wykorzystali sytuację! – Nie kryła oburzenia, zaś Ali w lot wszystko zrozumiała.

– Mamo! – zawołała ostro jej matka. – Wiesz, że Ali nie może się denerwować, w jej sytuacji to szczególnie niebezpieczne!

– Anno, opanuj nerwy! Nie tym tonem, moja panno! – Babcia nie dawała za wygraną.

To właśnie Florentyna Bińczyk była seniorką rodu i niczym szara eminencja rządziła całą rodziną. Kiedy wszystko szło po jej myśli, była kochaną starszą panią, do rany przyłóż. Jednak jeśli ktoś jej się sprzeciwiał lub próbował zwrócić uwagę, reagowała ostro. Jedynie Ali miała klucz do jej serca, ukochana wnuczka wśród całej reszty potomków jej dzieci. Florentyna żelazną ręką trzymała swoją rodzinę i nawet synowie ani zięciowie nigdy nie sprzeciwiali się jej decyzjom. Nikt nie wiedział, na czym polega jej magia: nie była bogata, całe życie ciężko pracowała, aby jej dzieci mogły ukończyć studia, a potem iść swoją drogą. Na pozór łagodna, niezdarna, w pewnych sytuacjach stawała się twardą i niezłomną kobietą, a jedno jej spojrzenie każdego stawiało do pionu.

– Przepraszam. – Anna wyraziła skruchę. – Ale w jej stanie to naprawdę niebezpieczne, ledwo ją wybudzono...

– Mamo, o co tu chodzi? Wcześniej powiedziałaś w liczbie mnogiej, że ja i... no właśnie, kto jeszcze?

– Teraz nie czas o tym rozmawiać. Spróbuj zasnąć, i tak za długo tu byłyśmy jak na pierwszy raz – odpowiedziała spokojnie matka. – Śpij – dodała i wstała ze swojego miejsca. Tym razem Florentyna się nie sprzeciwiła, poszła w jej ślady.

Kroplówka zaczęła działać, po chwili Ali zasnęła.

*

Feralnego dnia Alicja wraz ze swoim chłopakiem pojechali sprawdzić wyniki matur. W zasadzie oboje byli pewni zdanej. W końcu byli najlepszymi uczniami w liceum. Wygrywali wszystkie konkursy ogólnopolskie: Michał z biologii i chemii, Alicja z historii i wiedzy o społeczeństwie. Dzięki temu już przed maturą otrzymali indeksy wybranych przez siebie uczelni. Michał, tak jak jego ojciec, chciał studiować medycynę, Ali – prawo.

Oboje byli młodzi, szczęśliwi i pełni apetytu na życie. Swój sukces chcieli uczcić obiadem w restauracji nad jeziorem, gdzie często bywali. Chłopak mógł sobie na to pozwolić. Był jedynym synem Suderów, znanej w miasteczku, bardzo bogatej i wpływowej rodziny. Na początku rodzice spoglądali na jego związek z Ali przez palce. Kiedy jednak w dniu ogłoszenia wyników matur syn oświadczył im, że podczas obiadu, na który ją zaprosił, planuje poprosić ją o rękę, wpadli niemal w furię. Najpierw chcieli mu wytłumaczyć, że to mezalians, kiedy to nie pomogło, próbowali go zastraszyć odcięciem od gotówki. To tylko spowodowało, że chłopak jeszcze bardziej utwierdził się w swoich zamierzeniach. Czuł się dorosły i odpowiedzialny, jeżeli okaże się to konieczne, będzie studiował i pracował, poradzi sobie!

Nie chciał psuć ukochanej humoru w tak ważnym dla nich obojga dniu, nic więc nie powiedział o awanturze ani o tym, że jego rodzice zamierzali w lipcu przeprowadzić się do Szwajcarii, gdzie jego ojciec miał objąć ważne stanowisko w znanej klinice. Bez wiedzy chłopaka załatwili mu nawet miejsce na jednej z tamtejszych uczelni, gdzie miał studiować swój wymarzony kierunek.

Kiedy po ogłoszeniu wyników jechali do restauracji, co chwilę sprawdzał, czy pudełeczko z pierścionkiem jest w kieszeni. Marzył, by ślub odbył się, gdy oboje ukończą studia. Sami dorobią się wszystkiego, niczego nie weźmie od rodziców! Alicja od dziecka była przyzwyczajona, że w domu się nie przelewało. Kiedy miała pięć lat, jej ojciec zginął tragicznie na niestrzeżonym przejeździe kolejowym. Od tamtej pory wychowywała ją matka, przy pomocy Florentyny. Oprócz skromności wpoiły jej także szacunek do innych. Michał już w pierwszej klasie liceum zakochał się w jej uśmiechu, zielonych oczach i długich, czarnych włosach. Zawsze znajdowała rozwiązanie problemu, nikogo nie oceniała, w każdym widziała dobro. Zdawała sobie sprawę z tego, że rodzice Michała nie są jej przychylni, choć nie wiedziała, dlaczego. Nie dopuszczała do siebie myśli, że sytuacja ta spowodowana jest różnicą majątkową między ich rodzinami. Sama nigdy w ten sposób nie patrzyła na innych.

Tego dnia uśmiech nie schodził z jej ust. Planowali w lipcu wyjechać nad morze, gdzie chcieli pracować w barze prowadzonym przez wujka Michała. Zaś we wrześniu mieli ruszyć w Tatry, aby przed rozpoczęciem studiów odpocząć. Życie stało przed nimi otworem!

Potem ostre szarpnięcie samochodem w bok, auto zawirowało na drodze. Zgrzyt gniecionej blachy, ostry ból z tyłu głowy, pas Ali się odpiął. Kątem oka zauważyła, że Michał uderza głową w boczną szybę. Potem nastąpiła ciemność.

*

– Pani mecenas, co z moją sprawą? – Alicja odebrała telefon od jednego z klientów.

– Pojutrze rozprawa, jestem pewna, że sprawę wygramy. Wina pracodawcy jest ewidentna, więc będzie musiał wypłacić panu odszkodowanie.

– To dobrze, sama pani wie, w jakiej jestem teraz sytuacji... Ale na pewno ureguluję należność...

– Panie Mateuszu, zrobimy tak, jak się umawialiśmy. Pamięta pan? – odparła spokojnie Ali, klikając jednocześnie jednym palcem wolnej ręki po klawiaturze laptopa.

– Tak, pamiętam, ale to nie fair... Tak nie można... – bronił się.

– Proszę pana! To ja dyktuję formę zapłaty, pan się zgodził, więc koniec dyskusji.

– Tak, wiem. Kochana pani jest – powiedział drżącym głosem klient.

– Daj pan spokój, do zobaczenia pojutrze o dziesiątej rano, sala numer 10.

– Jeszcze raz dziękuję, do widzenia – pożegnał się mężczyzna.

Alicja zakończyła połączenie i odłożyła telefon na blat biurka. Wygodniej usadowiła się na fotelu, odchylając głowę do tyłu. Miała za sobą kilka ciężkich miesięcy. Trudno się dziwić, była jednym z najlepszych adwokatów w Warszawie. Sprawy, które zdecydowała się prowadzić, zawsze wygrywała. Dzięki temu mogła sobie pozwolić na kolejny krok w swoim życiu – przeprowadzkę do Krakowa, a w zasadzie w jego okolice. Gabrysia, jej córka, dostała się na medycynę na Uniwersytet Jagielloński, więc postanowiła przenieść się tam wraz z nią. Dzięki znajomościom udało jej się wynająć biuro w centrum miasta, a kiedy poszła fama, że Alicja Bińczyk zamieszka i będzie pracować w Krakowie, już miała poumawianych klientów. W Warszawie trwała jeszcze jedna sprawa, po zakończeniu której planowała przeprowadzkę.

Oczywiście matka i babcia rozpaczały nad jej decyzją, ale ona była uparta. Podobnie było wówczas, kiedy ukończyła studia i zrobiła aplikację, po czym poinformowała je, że będzie pracować w kancelarii adwokackiej ojca swojej koleżanki w Warszawie. Obie panie stanowczo się temu sprzeciwiły. Uważały, że nie poradzi sobie z małym dzieckiem i pracą w mieście, w którym nie ma nikogo bliskiego. Jak się okazało, jedna nie znała dobrze swojej córki, druga – wnuczki. Alicja z roku na rok nabierała doświadczenia, ojciec koleżanki był z niej bardzo zadowolony i powierzał jej coraz poważniejsze sprawy. W końcu zaproponował pomoc w otwarciu własnej kancelarii. Nie odmówiła.

Całymi dniami ciężko pracowała, by wieczorami z ulgą wracać do wynajętego mieszkania, gdzie czekała na nią Gabi wraz z opiekunką. Z czasem, w miarę jak dziewczynka rosła i stawała się coraz bardziej samodzielna, zaczęła być dla Alicji wielką pomocą. W twarzy dziecka kobieta widziała swojego ukochanego. Mała miała jego fiołkowe oczy i kręcone ciemne włosy. Była jak on zdolna i bardzo odpowiedzialna, zaś po matce odziedziczyła empatię do wszystkiego, co żyje. Alicja była z niej dumna.

Gabi w zasadzie nigdy nie zapytała o swojego ojca, jakby wyczuwała, że to temat tabu. Kiedy skończyła piętnaście lat, Alicja sama zaproponowała jej, że o nim opowie. Pamiętała ten dzień, tydzień przed Bożym Narodzeniem, kiedy wróciwszy z kancelarii do domu, zastała córkę pochyloną nad starym albumem, który kiedyś starannie ukrywała na pawlaczu.

– Gdzie go znalazłaś? – zapytała, siadając w płaszczu na skraju kanapy i patrząc uważnie na córkę.

– To on? – odparła pytaniem dziewczynka. Wskazywała zdjęcie, na którym widniała Alicja w objęciach młodego chłopaka.

– Tak. – Kobieta westchnęła ciężko, spoglądając na wskazaną fotografię.

– Śmiesznie byliście ubrani – zauważyła Gabi, by rozładować atmosferę, która stawała się napięta. – Przepraszam, mamo, ale znalazłam ten album na pawlaczu, kiedy wyciągałam bombki i ozdoby na choinkę...

– Nie masz mnie za co przepraszać, kochanie. Dawno powinnyśmy były o nim porozmawiać. Masz pełne prawo znać prawdę. Dziwię się, że ani babcia, ani prababcia jeszcze ci o nim nic nie opowiedziały.

– Bo ja nie pytałam – przyznała dziewczynka, przekładając kolejną kartę albumu.

– Cała ty. Zrób nam herbaty i opowiem ci o twoim ojcu – zaproponowała Alicja, wstając z kanapy i kierując się do przedpokoju, aby zdjąć płaszcz i kozaki.

Kiedy obie ponownie siedziały w dużym pokoju na rozłożystej kanapie, Alicja zaczęła mówić:

– Twojego ojca poznałam w pierwszej klasie liceum, od razu zwróciliśmy na siebie uwagę i tak to się zaczęło. Oboje byliśmy najlepszymi uczniami w szkole, on z biologii i chemii, ja z historii i wiedzy o społeczeństwie. Byliśmy niemal nierozłączni. – Alicja uśmiechnęła się do swoich wspomnień. – Postanowiliśmy, że po maturze ja pójdę na prawo, a on na medycynę. Startowaliśmy we wszystkich konkursach i olimpiadach, które mogły pomóc nam zdobyć upragnione indeksy.

– Niemal jak w bajce – wtrąciła Gabi, przyglądając się kolejnej fotografii.

– Tak, chociaż wiedziałam, że jego rodzice są mi nieprzychylni...

– Dlaczego? – Dziewczynka nie kryła zdziwienia.

– No cóż, w tamtych czasach inaczej patrzono jeszcze na niektóre sprawy. Sama wiesz, jacy są mieszkańcy Borowców, gdzie mieszkałam, a gdzie babcia i prababcia nadal mieszkają.

– No fakt, patrzą tylko, jak się ubierasz, jak mieszkasz i ile masz na koncie.

– Otóż to, tak niestety jest do tej pory. Może z czasem się to zmieni, ale chyba nieprędko.

– Czyli dziadkowie ze strony taty nie chcieli cię na synową, bo byłaś biedna?

– Chyba tak, ale... – Ali zawiesiła głos. – Nie jestem tego pewna na sto procent, to tylko moje przypuszczenia. W dniu, w którym doszło do wypadku... O tym chyba ci kiedyś opowiadałam?

– Ty nie, ale babcia, kiedy powiedziałam jej, że jak będę mogła, chcę zrobić prawo jazdy.

– Pewnie chciała cię od tego odwieść? – Ali roześmiała się, bo dobrze znała swoją matkę.

– Jasne, nie byłaby sobą. – Gabi jej zawtórowała.

– Ja znalazłam się w najbliższym szpitalu. Michał, twój ojciec, był w gorszym stanie, helikopterem przetransportowano go do Warszawy. Przeszłam poważną operację i po niej wprowadzono mnie w śpiączkę farmakologiczną. Kiedy mnie wybudzono, nie wiedziałam ani gdzie jestem, ani co się stało. Dzień po dniu dowiadywałam się nowych informacji. Okazało się, że twojego ojca rodzice zabrali do Szwajcarii, zresztą i tak planowali tam zamieszkać, bo twój dziadek miał w tamtejszej klinice otrzymać posadę ordynatora. Fakt, był lekarzem znanym nie tylko w Polsce. Tam leczono Michała... – Alicja zamilkła, sięgnęła po kubek z herbatą, jakby ociągała się z dalszym opowiadaniem.

– No i co dalej? Wyzdrowiał? – dopytywała Gabi.

– Tak, wyzdrowiał, zaczął tam studia, teraz jest znanym neurochirurgiem, ożenił się...

– Nie szukał cię?

– Nie, niestety nie.

– No a ty?

– Ja też nie. Zresztą kiedyś nie było wszystkich tych portali: Facebook, Messenger, Twitter. Kiedy już otworzyłam swoją kancelarię, przez przypadek w Internecie przeczytałam artykuł o nim, piął się w górę. Zobaczyłam jego zdjęcie, był szczęśliwy.

– Nie wiedział o mnie? – Gabi spojrzała na matkę wyczekująco.

– Nie. Ja sama nie wiedziałam, że jestem z tobą w ciąży. Dowiedziałam się po wypadku w szpitalu. Lekarze twierdzili, że to cud, iż cię po tym wszystkim nie straciłam.

– Ale on miał prawo wiedzieć o mnie i przecież nie mógł ot, tak zapomnieć o tobie. – Gabi nie dawała za wygraną. – To podłe, wygląda na to, że skorzystał z okazji, by cię zostawić.

– Kochanie, nie bądź niesprawiedliwa. Nie ma go tutaj i nie może się wytłumaczyć, zresztą po tylu latach nie ma to już znaczenia. Może coś stało mu na przeszkodzie?

– Dziwne, wiedział, gdzie mieszkasz. Nawet gdyby babcie się wyprowadziły, to sąsiadki by mu powiedziały, dokąd. Ale one nadal są w Borowcach.

– Gabi, nie oceniaj kogoś, kto nie może przemówić w swojej obronie. – Alicja niemal bohatersko zdobyła się na te słowa.

– Nadal go kochasz? – Gabi spojrzała na matkę uważnie, jakby chciała wyczytać odpowiedź z jej twarzy.

– Na początku jeszcze bardzo go kochałam, to oczywiste, ale potem coraz mniej, aż zupełnie o nim zapomniałam. Ot, był i zniknął z mojego życia... – odparła Alicja, starając się, aby zabrzmiało to wiarygodnie.

– Nie mogę uwierzyć, że tak szybko się poddałaś, zwłaszcza że byłam ja – drążyła Gabi.

– Dajmy już spokój, było, minęło. Jest mi zupełnie obojętny, życzę mu szczęścia. Widocznie Bóg tak chciał...

– Akurat – przerwała jej córka. Wstała z kanapy i gwałtownie zatrzasnęła album. – Idę do Kaśki, jutro mamy test z chemii, a ona kuleje, powtórzymy razem.

– Dobrze, tylko nie wracaj za późno – odparła Alicja, sprzątając z ławy kubki z niedopitą herbatą.

*

Alicja patrzyła przez okno na zatłoczoną ulicę. Słońce grzało wyjątkowo mocno, znikąd nie było najmniejszego powiewu wiatru. W tym momencie bardzo się cieszyła, że kilka lat temu kazała zainstalować w swoim gabinecie klimatyzację. Od rana była dziwnie niespokojna. Myślała o zaplanowanej przeprowadzce do Krakowa, studiach Gabi i swojej kancelarii. Czas na zmiany. Zresztą Warszawa coraz bardziej ją męczyła. Co prawda nie była do końca pewna, czy dobrze robi, ale...

Kilka tygodni wcześniej, kiedy któregoś dnia udało jej się wcześniej wrócić do domu, Gabi przysiadła obok niej z tabletem w ręku.

– Zobacz, ta klinika, w której pracuje mój tak zwany tatuś, ma stronę na Facebooku. Piszą tutaj, że otwierają prywatną klinikę w Warszawie, a on ma przyjechać, żeby pomóc ją rozkręcić. Co ty na to?

Alicji zabrakło słów. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, była zaskoczona. Zaczerwieniła się na twarzy, czuła, jak na gardle zaciska jej się żelazna obręcz. Próbowała odkaszlnąć.

– Dobrze się czujesz? – Córka spojrzała na nią z troską. – Przepraszam, nie wiedziałam, że tak zareagujesz. Mówiłaś, że jest ci obojętny. Chciałam ci to pokazać jako ciekawostkę...

– Wszystko już dobrze, po prostu mnie tym zaskoczyłaś. Na szczęście niedługo przeprowadzamy się do Malinówki, więc nie natknę się na niego nawet przypadkiem i chciałabym, abyś...

– Wiem, mamo, co chcesz powiedzieć. Nie bój się, na pewno nie będę szukała z nim kontaktu. Nie zasłużył na to. Jestem mu wdzięczna jedynie za to, że odziedziczyłam po nim zamiłowanie do medycyny. Za nic innego. – Gabi wstała i nie czekając na reakcję matki, poszła do swojego pokoju.

Alicja nadal siedziała, oszołomiona informacją. Było to dla niej zaskoczenie, bo sama nie korzystała z żadnego z portali społecznościowych, tak modnych wśród ludzi, i to nawet w jej wieku, i nigdy nie szukała tam informacji o Michale. Nie chciała się z nim spotkać, nawet przypadkiem. Teraz musiała się przyznać sama przed sobą, że miłość do niego przerodziła się w nienawiść, zwłaszcza kiedy zobaczyła go szczęśliwego w objęciach pięknej żony, też lekarza. Istotnie nie kochała go już... chyba nie kochała, ale też nigdy nie potrafiła sobie ułożyć życia z innym mężczyzną. Każdego podświadomie porównywała do Michała. Na początku czekała na niego każdego dnia, miesiąca, roku... Z czasem zrozumiała, że to nie ma sensu. Skupiła się na studiach, potem pracy i przede wszystkim na wychowaniu Gabi, która coraz bardziej przypominała jej dawną miłość.

Pewnego dnia zaakceptowała to, że już nigdy nie będzie miała u swojego boku partnera. Nie potrafiła się z nikim związać na dłużej. Studia Gabi dały jej nadzieję na zmianę na lepsze, na rozpoczęcie czegoś nowego. Kilka miesięcy wcześniej zaczęła szukać dla siebie i córki domu w okolicach Krakowa. W samym mieście nie chciała, miała dość zgiełku, smogu i tłoku. Anna podsumowała jej decyzję szybko:

– No tak, jesteś po czterdziestce, a to oznacza, że teraz idziesz już w dół i potrzebujesz po prostu spokoju.

– Mamo! – Ali zawołała z wyrzutem.

– Jakie w dół?! – oburzyła się Florentyna. – Spójrz na mnie, mam już ponad dziewięćdziesiąt lat i dla mnie ciągle jest w górę.

– Ty, babciu, jesteś wyjątkiem – przytaknęła Ali. – Ale mama ma chyba rację. Zaczynam mieć powoli dość tej wrzawy, która jest wokół mnie na co dzień. Zgiełk, smog...

– Rozumiem. Ale w Krakowie wcale nie jest lepiej. W telewizji mówili, że przy tamtejszym zanieczyszczeniu powietrza nie wiadomo, dlaczego turyści mają płacić opłatę klimatyczną – odparła Anna.

– Masz rację, mamo, ale ja i Gabi będziemy mieszkać pod Krakowem. Sprawdzałam nawet informacje o tamtejszym powietrzu. Na szczęście położenie tej miejscowości jest takie, że smog ją omija...

– A jak się nazywa ta wioska, bo nawet nie wiem? – zapytała babcia.

– Malinówka, babciu. Byłam tam. Śliczna niewielka wioska, domy porozrzucane, nikt nikomu w drogę nie wchodzi...

– No, jeszcze i to! – Matka przerwała jej ostro. – Czyli dwie samotne kobiety na jakimś odludziu! Pięknie, po prostu pięknie! A jak was ktoś napadnie?! – atakowała.

– Mamo, dom jest otoczony wysokim płotem, ma kamery, jest monitorowany 24 godziny na dobę przez firmę ochroniarską – tłumaczyła spokojnie Ali, chociaż powoli traciła cierpliwość do matki.

– No właśnie! To znaczy, że poprzedni właściciele nie czuli się w nim bezpiecznie, że coś im groziło! – Anna nie dawała za wygraną.

– Mamo, proszę, przestań. Z Gabi podjęłyśmy decyzję i jej nie zmienimy.

– Anno, dajże jej spokój. Jest dorosła, wie, co robi. – W sukurs Alicji przyszła Florentyna.

– Dzięki, babciu. Jak tylko się tam rozlokujemy, to was zaprosimy na kilka dni, zobaczycie same, jak tam pięknie – kusiła Alicja. – Dolinka, w niej dom, wokół las, a za nim majestatyczne góry...

Dom i lokal na biuro pomogła jej znaleźć przyjaciółka ze studiów, która zamieszkała w Krakowie, kiedy wyszła za mąż. Po opuszczeniu murów uczelni dziewczyny nie straciły ze sobą kontaktu, często się odwiedzały. Już podczas studiowania były niczym papużki nierozłączki, choć różniły się zarówno charakterami, jak i wyglądem. Basia była niska, lekko zaokrąglona, o rudych włosach. Zawsze opanowana i zachowująca pokerową twarz. Jedynie zielone, wesołe oczy mogły zdradzić jej prawdziwy nastrój. Burza rudych włosów i piegi rozsiane niczym mak na jej twarzy powodowały, że budziła w ludziach nie tylko sympatię, ale przede wszystkim zaufanie. W duecie z Alicją była szarą eminencją, studziła ogień koleżanki, który potrafił rozgorzeć z byle powodu. Ali niezwykle jej imponowała, nawet próbowała ją naśladować. Jako przyszły prawnik chciała posiadać chociaż kilka cech przyjaciółki, które mogły być bardzo pomocne w ich pracy. Nawet nie zauważyła, że to, co pragnęła zdobyć, samo przyszło i zagnieździło się na dobre w jej naturze.

Ali była wysoką brunetką o czarnych, wpadających niemal w granat włosach, które niesfornie się kręciły. Jej zielone kocie oczy niejednego studenta przyprawiały o szybsze bicie serca, ale ona pozostawała nieczuła na wszelkie afekty. Wychowywanie córki, nauka i dorywcza praca zajmowały jej cały czas, zresztą blizny po Michale były zbyt świeże, by mogła związać się z kimś innym. Czasami myślała, że wraz z porzuceniem przez ukochanego jej serce zamknęło się na tę sferę życia. Nie odczuwała potrzeby posiadania przy sobie męskiego ramienia.

Alicja zawsze była uparta. Kiedy poszła na studia i zamieszkała w akademiku, podjęła niezłomne postanowienie, że sama będzie wychowywać Gabi. O tym, że jest w ciąży, dowiedziała się kilka dni po wybudzeniu w szpitalu. Był to dla niej szok. Jak, gdzie, kiedy? No cóż... Sama wiedziała, że to głupie pytania. Dziecko oznaczało dla niej wyrzeczenia, być może rezygnację ze studiów. A Michał? Czy jej pomoże? Upływający czas ukazał brutalną prawdę. Ojciec dziecka zniknął, nie próbował się z nią kontaktować, chociaż wiedział, że może ją znaleźć w ich rodzinnym miasteczku, gdzie zamierzała spędzać każdą wolną chwilę podczas studiów.

Często myślała, że ten wypadek był dla niego doskonałym pretekstem, aby z nią zerwać, aby rozpocząć dorosłe życie bez zbędnego balastu. Czas pokazał, że miała rację. Po urodzeniu Gabi nadal mieszkała w akademiku. Uczelnia poszła jej na rękę i przydzielono jej samodzielny pokoik, a dziecko pomagały jej wychowywać rzesze „cioć” z roku, na którym studiowała. Oczywiście najlepszą z nich była Basia, która uwielbiała małą, a po kilku miesiącach została jej chrzestną. Na szczęście dziewczyny miały tak rozłożone wykłady i ćwiczenia, że na zamianę pilnowały dziecka. Kiedy nie było takiej możliwości, zawsze znalazła się jakaś koleżanka, która na dwie–trzy godziny chętnie zostawała z maluchem.

Po ukończeniu edukacji uniwersyteckiej Alicja i Basia, dzięki znajomościom tej drugiej, szybko znalazły kancelarie, w których mogły zrobić aplikacje. Razem wynajęły w Warszawie dwupokojowe mieszkanie, Gabi chodziła już do przedszkola i tak czas leciał. Aż Basia w trakcie prowadzenia jednej ze spraw zakochała się w swoim kliencie, zresztą szczęśliwie i z wzajemnością, ale ku przerażeniu Ali, ponieważ oznaczało to zmiany w życiu ich kobiecej trójki. Basia wyszła za mąż i przeniosła się do Krakowa, gdzie otworzyła swoją kancelarię. Na szczęście przyjaźń przetrwała. Gabi często jeździła do cioci Basi i wujka Jurka na wakacje, ferie lub wtedy, kiedy Ali była zajęta. Dziewczynka wolała to niż wizyty u babć, a że te mieszkały daleko i dojazd tam był utrudniony, wybór miejsca na jej wyjazdy był oczywisty. Ciocia Basia i wujek Jurek ją ubóstwiali i pozwalali jej na wszystko, zaś babcie stawiały wymagania, co młodej, zbuntowanej panience nie odpowiadało.

Ali nieraz ubolewała, że po wizytach Gabi w Krakowie nie może sobie poradzić z córką, ale Basia tylko się śmiała i twierdziła, że ona jest od rozpieszczania, zaś Alicja, jako matka, od wychowywania.

Czas mijał, córka stanęła przed wyborem studiów. Decyzja nie była łatwa.

– Mamo, dzięki olimpiadom mam już indeks każdej uczelni i... – Gabi zawiesiła głos, kiedy pewnego marcowego wieczoru wspólnie oglądały telewizję. Ali spojrzała na córkę wymownie, jakby chciała przyspieszyć nieuchronne. – Wybrałam. Będę studiować na Jagiellonce w Krakowie medycynę – oświadczyła dziewczyna. – Tak jak mój, pożal się Boże, tatuś – dorzuciła ironicznie.

– Kochanie, po pierwsze bez tej ironii, proszę. Nie zapominaj, że pewne cechy odziedziczyłaś po nim, między innymi zainteresowanie medycyną...

– Tak, wiem, i chabrowe oczka...

– Gabi, proszę. A teraz do rzeczy. Kraków leży dość daleko od Warszawy, nie będziesz miała pod ręką mnie ani nikogo innego z rodziny. – Alicja zaczęła wyliczać przeszkody. – Nie lepiej tutaj, na miejscu?

– Mamuś, nie zakładaj najgorszego. Jestem dorosła i sama wiesz, że na tyle samodzielna, aby rozpocząć życie na własną rękę...

– Tak, wiem. Tylko to nie jest dla mnie łatwe. Zostanę sama. – Ali uderzyła w inny ton. – Basi nie ma, ciebie nie będzie. Będę wracać do pustego domu...

– Oj, nie przesadzaj – odparła Gabi, sięgając po kubek z herbatą. – Czekaj! Mam pomysł!

– Jaki? – Ali spojrzała na córkę uważnie.

– Ciocia Basia wiele razy ci proponowała, żebyś przeprowadziła się do Krakowa, mówiła, że pomoże ci znaleźć biuro na kancelarię, mieszkanie. Co ty na to?

Ziarno zostało zasiane. Ali nie zdawała sobie sprawy, że jej ukochana córeczka wszystko to zaplanowała wspólnie z ciocią Basią i wujkiem Jurkiem. Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.

Przyjaciółka kilka lat wcześniej prowadziła sprawę spadkową pewnej starszej pani, która wraz z mężem mieszkała w Malinówce. Kiedy mężczyzna, generał marynarki, przeszedł na emeryturę, postanowili przenieść się z Krakowa do którejś z okolicznych wsi. Obojgu do gustu przypadła właśnie Malinówka, osada z domami porozrzucanymi po dolinkach i wzgórzach. Tam właśnie postawili dom. Niestety ich szczęście trwało dość krótko, bo zaledwie pięć lat. Pewnego ranka pan Edward z zapałem pracował w przydomowym ogródku, kiedy w jego ciele nastąpił rozległy zawał. Choć karetka szybko zabrała go do szpitala, następnego dnia starszy pan zmarł. Jego żona, pani Maria, straciła chęć do życia, a dom kojarzył jej się tylko ze śmiercią męża. Po dwóch latach postanowiła go sprzedać. O pomoc prawną poprosiła Basię Terlecką, przyjaciółkę Ali. Pani mecenas, niewiele myśląc, a znając jednocześnie plany Gabi, zaproponowała zakup domu Alicji. Cena była przystępna, ale najważniejsze dla Ali było to, że będzie bliżej córki.

Pewnego kwietniowego dnia trzy kobiety wyruszyły, aby obejrzeć dom i okolicę, chociaż Ali była już zdecydowana, podjąwszy decyzję na podstawie zdjęć, które Basia zrobiła wcześniej i jej pokazała.

– No, moje panie, jedziemy – zakomenderowała Terlecka, kiedy jej goście zjedli już śniadanie i dopijali kawę. – Czas ruszać do Malinówki, żebyście same zobaczyły, jak tam jest pięknie.

– Rzekło się „a”, trzeba powiedzieć „b” – stwierdziła filozoficznie Gabi, wstając od stołu i zbierając naczynia na tacę.

– Trochę się boję – wyznała Ali, która trzymała jeszcze filiżankę z resztką kawy.

– Ty? – Basia, myjąca nad zlewem naczynia, nie kryła zdziwienia. – No nie wierzę.

– Czemu się tak dziwisz? – odparła Bińczyk. – Mam już swoje lata i ponownie zaczynam wszystko od nowa – broniła się.

– Owszem, ale tym razem twoja córka jest dorosła, lokal na kancelarię stoi gotowy, piękny dom czeka na ciebie i masz kasę. Jesteś niezależna – odpowiedziała przyjaciółka, ustawiając mokre naczynia na podręcznej suszarce obok zlewu.

– Tak, ale sama wiesz, im jesteś starsza, tym mniej pewna, czy dobrze robisz. Poza tym, co tu kryć, nie mam w sobie już dawnej przebojowości – westchnęła Alicja w odpowiedzi.

– Za to masz zaplecze, inni nie mogą sobie na takie rzeczy pozwolić. Nie marudź, decyzja zapadła i nie ma co nad tym rozmyślać. Chyba że dom i okolica ci się nie spodobają, wówczas mówi się trudno.

– Wątpię – dorzucił Jerzy, który zszedł z piętra do salonu. – Sam bym tam chętnie zamieszkał, ale oczywiście Basia nie chce, bo musi być bliżej biura i klientów. Jednak... – zawiesił głos, podchodząc do żony i obejmując ją w pasie – obiecała, że tak się stanie, kiedy oboje przejdziemy na emeryturę. Na razie musi nam wystarczyć gościna u ciebie – spojrzał na Alicję – w weekendy.

– Nie widzę problemu, o ile faktycznie mi się tam spodoba – odparła Bińczyk, wstając z wysokiego taboretu stojącego przy blacie kuchennym.

– Kochana, skoro nawet mi się tam spodobało, to i tobie przypadnie do gustu to miejsce – dodała Basia, całując męża w policzek i uwalniając się z jego objęć. – No, moje drogie, jedziemy – zakomenderowała, kierując się do przedpokoju. – Jerzy, o której dzisiaj będziesz w domu?

– O jedenastej jestem umówiony z klientem na omówienie kosztorysu, nie powinno to trwać długo, potem będę wolny, a co?

– To zrób jakiś obiad, proszę – odparła.

– O matko, i po cholerę powiedziałem prawdę? – Udał załamanego, podchodząc do ekspresu do kawy.

– Nie udawaj, lubisz gotować – odezwała się Ali. – Gdyby gotowanie dawało większą kasę niż budowlanka, to byś został kucharzem – roześmiała się.

– To prawda, a im liczniejsze audytorium przy stole, tym większą mam satysfakcję. – Kiwnął ugodowo głową.

– A co, wujku, ugotujesz? – zapytała Gabi, wiążąc sznurówki adidasów.

– A co by nasza księżniczka chciała?

– Spaghetti! Z dużą ilością sera i sosu! – odkrzyknęła.

– Po co ją w ogóle pytasz? – zastanawiała się głośno Alicja, zakładając płaszcz. – Zawsze chce to danie, ilekroć jesteśmy u was albo wy u nas.

– Kiedy takiego makaronu nikt na świecie nie gotuje! – roześmiała się Gabi. – I to kolejny powód, by mieszkać bliżej wujka i cioci.

– Ot, wymyśliła – mruknęła Ali z przekąsem.

*
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki