Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Joanna od prawie dwudziestu lat pracuje w korporacji, jest doświadczonym, ale niedocenianym pracownikiem. Kiedy już zaczyna myśleć, że to się nigdy nie zmieni, firma wysyła ją na szkolenie dla wypalonych zawodowo, które odbywa się w malowniczej Białej Kamiennej u podnóża Tatr. Joanna poznaje tam niezwykłych ludzi i tajemnicze miejscowe legendy. Dostaje propozycję pracy nie do odrzucenia i… szansę na miłość. Będzie jednak musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czego naprawdę chce w życiu, a także stawić czoła całkiem realnemu niebezpieczeństwu.
Kto sprawi, że serce Joanny zacznie być szybciej?
Czy będzie gotowa otworzyć się na uczucie?
I czy można rozmawiać z wężami?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 290
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Joanna Waśko pracowała w korpo od prawie dwudziestu lat. Firma zajmowała się głównie planowaniem i projektowaniem reklam, a także kolportażem produktów. Jak określało to wielu pracowników: wszystkim i niczym. Joanna po maturze i studiach zaocznych na wydziale marketingu i telemarketingu na Uniwersytecie Warszawskim rozpoczęła pracę w White jako goniec, z czasem zaczęła awansować, aż zatrzymała się na średnim szczeblu w dziale planowania reklam. Zawsze lubiła swoją pracę, co było widać, bo rozsiewała wokół siebie pozytywną energię, pomocna, uśmiechnięta i pełna zapału do nowych zadań. Była odpowiedzialna za projektowanie reklam telewizyjnych oraz angaż aktorów do nich. Do swoich zadań podchodziła z wielką starannością, dbała o każdy szczegół, co przekładało się na sukcesy klientów i firmy. Od kilku lat obiecywano jej awans na stanowisko kierownika działu, ale zawsze ktoś ją wyprzedzał. A to znajomy znajomego dyrektora, a to kuzynka głównej księgowej, bratanica prezesa i tak dalej. Co prawda wszyscy oni szybko też odchodzili, bo albo nie spełniali oczekiwań zarządu, albo nie wytrzymywali napięcia i stresu, które towarzyszyły im każdego dnia. Za każdym razem Aśka miała nadzieję, że to ten moment, kiedy jej zaproponują to stanowisko, ale aż do tej pory tak się nie stało. Na początku odgrażała się w myślach, raz nawet spróbowała szantażu na dyrektorze, ale ją zignorowano i powiedziano, że wolna droga, na jej miejsce jest dziesięć innych osób. W końcu pogodziła się z sytuacją. Codziennie przychodziła do pracy na ósmą, a wychodziła około osiemnastej. Czy z tego tytułu miała dodatkowe wynagrodzenie? Niestety nie. Dyrektor kiedyś stwierdził na głos, że nieudolni muszą pracować dłużej i sami są sobie winni. Te słowa bardzo zabolały Joannę, a współczujące i pocieszające spojrzenia koleżanek i kolegów tylko wzmogły w niej poczucie krzywdy. Zamknęła się w sobie. Pracowała niczym automat, który ma zaplanowane i wgrane zadania na dany dzień. Nie odczuwała jednak satysfakcji ani radości z tego, co robiła.
Czarę goryczy przelał pewien incydent. Nową kierowniczką została młoda, około trzydziestoletnia Beata Kryger. Wiedziano o niej, że zaczynała kilka kierunków studiów, ale żadnego nie ukończyła. Pracowała w kilku firmach, ale nigdzie nie mogła zagrzać miejsca, bo... godziny pracy jej nie odpowiadały, przełożony był idiotą, wymagania były wygórowane w stosunku do wynagrodzenia. Do White trafiła jako protegowana samego pana dyrektora, więc każdy już wiedział, że nie ma co podskakiwać. W dziale Aśki zaczęto nawet robić zakłady, jak długo popracuje. Tym bardziej, że ludzie zauważyli, że pani kierownik dość często przesiaduje w gabinecie dyrektora, razem wychodzą z pracy... Wszyscy znali też żonę zwierzchnika, widziano ją kilka razy w akcji, kiedy szybko rozprawiała się z kolejnymi romansami męża. A on? Był wobec niej bardzo potulny, robił, co kazała, w każdej chwili odbierał od niej telefony i przytakiwał każdemu zdaniu, które wypowiadała.
Joanna pracowała w tym czasie nad kampanią reklamową kremu dla cery dojrzałej. Planowanie i projektowanie zajęło jej ponad dwa miesiące, niemniej była zadowolona z rezultatu. Zespół również po przeanalizowaniu projektu złożył jej gratulacje. Dała go Beacie do akceptacji, co uważała za formalność, bo wyniku była pewna. Po dwóch godzinach została jednak wezwana do gabinetu kierowniczki i... całkowicie zaskoczona reprymendą, a wręcz awanturą.
– Co to jest? – Beata siedziała rozparta w wielkim skórzanym fotelu i machała plikiem dokumentów ze szczegółami projektu.
– Projekt reklamy i całej kampanii kremu... – odparła zaskoczona Aśka.
– Kpisz? Kto po obejrzeniu takiej reklamy chciałby kupić ten krem? Chyba ślepa baba, i jeszcze by się targowała. Kobieto, jesteś najbardziej nieudolna w całym zespole i poważnie zastanawiam się nad tobą... – celowo zaakcentowała ostanie słowa.
– Możesz jaśniej mówić? – Waśko czuła, jak jej żołądek na przemian to kurczy się, to rozluźnia, by za sekundę ze zdwoją siłą ponownie zamienić się w supeł.
– Nawet tego nie rozumiesz? Kiedy tutaj przyszłam, tyle osób cię chwaliło, nie rozumiem za co? Ani inwencji twórczej, ani pracowitości, o których mówiono. Zastanów się, czy nie czas zmienić branżę na taką, gdzie myślenie nie jest potrzebne.
– Chyba się mylisz... – zaczęła ostrożnie Joanna.
– Ja się mylę? Ja? – Beata rzuciła teczkę z dokumentami na swoje biurko i gwałtownie wstała, omal nie przewracając fotela. – Chyba nie wiesz, co mówisz i do kogo! Wyjdź stąd lepiej, zanim będzie za późno, zastanowię się, co z tobą zrobić! – Podniosła rękę i palcem wskazała drzwi.
Waśko posłusznie wykonała polecenie. Do swojego pokoju wróciła niemal jak automat. Czuła na sobie spojrzenie współpracowników. Domyślali się, że coś poszło nie tak, ale nie naciskali, by od razu zaczęła mówić. Znali ją, wiedzieli, że musi to przetrawić, zanim zechce coś powiedzieć.
– Ktoś chce kawę? – zapytał Michał Zakrzewski, wysoki 38-letni mężczyzna, który dołączył do ich zespołu dwa lata wcześniej i dopiero teraz otrzymał swoje pierwsze samodzielne zadanie. Dotyczyło reklamy jogurtów dla dzieci, z czego był dumny i czego też nie ukrywał.
W dziale lubiono go za poczucie humoru, empatię i wieczną gotowość do pomocy każdemu.
– Ja się napiję! – podchwyciła Martyna, do której zaraz dołączyli Łukasz, Paweł i Nikola.
– Ja też chętnie zrobię sobie przerwę – stwierdziła Monika, siedząca najbliżej Waśko. – Asiu, napijesz się z nami?
Zapytana skinieniem głowy potwierdziła. W zasadzie było jej to obojętne, ale czuła, że nie jest teraz w stanie pracować.
Współpracownicy za wszelką cenę starali się zachowywać normalnie i rozmawiać o tym co zwykle, kiedy Martyna wyszła z Michałem do pracowniczej kuchni, aby przygotować kawę dla wszystkich.
– Ponoć nowy prezes jednak bywa u nas, tylko że rzadko wychodzi z gabinetu – zaczęła ostrożnie Nikola.
– Też tak słyszałem. Nikt go nie widział, sam starałem się znaleźć chociaż jego zdjęcie w internecie, żeby zobaczyć, jak wygląda, ale nic z tego, facet chroni swoją prywatność – odparł Paweł, bujając się w swoim fotelu.
– Kolejny fotel połamiesz – zauważyła ze śmiechem Nikola.
– A bo teraz takie dziadostwo robią! Powinni wiedzieć, że fotele biurowe muszą być znacznie mocniejsze – odparł niczym niezrażony.
– Masz rację. Ile już sprzętu poszło na śmietnik? A to biurko, a to półka, a to krzesło dla klienta. Taki szajs teraz robią, tylko wygląda, jakby było z pałacu królewskiego – poparła go siedząca obok Anita.
– Nie zaprzeczam, ale wiedząc o tym, powinno się mimo wszystko uważać, by kolejny sprzęt nie poszedł na śmietnik – przyznała im rację Nikola.
– Wracając do temu, to zastanawiam się, dlaczego nowy prezes nigdy się nam nie pokazał? Chyba powinien przyjechać, przejść wszystkie działy, przywitać się – kontynuował Paweł.
– Nie wiem, w sumie główna siedziba firmy jest w Krakowie, więc tam przebywa. – Wzruszyła ramionami Anita.
– Tamtejsza siedziba jest mniejsza od naszego działu, i to jest dziwne – dorzucił Łukasz.
– Tak, ale on, o ile wiem, mieszka w Krakowie, tam też ma rodziców, może chce być z nimi – dywagowała Nikola.
– On jest żonaty? – zapytała Anita.
– Nie, tego jestem pewien, bo kiedyś dyrektor mówił, że stary prezes ubolewa nad tym, jak to jego syn się nie ożenił, jest sam – poinformował Paweł.
– Może gej? – zastanawiał się na głos Leszek, student inżynierii komputerowej, który dołączył do zespołu pół roku wcześniej.
– Możliwe, ale w tej firmie chyba nie będzie robił coming outu. Mogłaby na tym wiele stracić, wśród naszych klientów jest wielu homofobów – stwierdził Łukasz. – Pamiętacie tego, co zlecił nam reklamę kapsułek do prania?
– To był niezły ubaw – zarechotał Leszek. – Kapsułki w kształcie swastyk dla „czystych rasowo gospodyń domowych”.
– Matko, ale się wtedy dyrektor namęczył, żeby mu wyjaśnić, jakie to może mieć konsekwencje, że w jednej chwili może stracić firmę i cały dorobek życia!
– No fakt, to był hardcore, jakiego w tej firmie nie widziano – przyznała Anita. – A do tego facet uparł się, że Asia ma mu tę reklamę zrobić... – Dziewczyna na chwilę zamilkła, zastanawiając się, czy nie za wcześnie włączyła Waśko do rozmowy, i spojrzała na nią kątem oka, ale zobaczywszy mimowolny uśmiech na ustach koleżanki, kontynuowała: – Zabrałaś go do muzeum Auschwitz-Birkenau – zwróciła się już bezpośrednio do niej.
– Tak, dobrze to pamiętam... – odparła spokojnie Aśka. – Wynajęłam dla niego indywidulanego przewodnika, który nas oprowadził, opowiedział o wszystkim, zaprezentował eksponaty, statystyki, ilu ludzi tam pomordowano... Gość wyszedł stamtąd blady jak ściana...
– Ale dzięki temu kapsułki stały się kwiatkami – zauważył Paweł.
– W naszej pracy zawsze musimy liczyć się z tym, że klienci są dziwni i trzeba ich naprowadzać na dobre rozwiązania – stwierdził nieco filozoficznym tonem Łukasz, co mu się dość często zdarzało.
– Kochani, kawa! – Drzwi pokoju się otworzyły, weszła Monika, torując drogę Michałowi, który niósł na tacy kubki. Monika zgrabnie postawiła czarny, parujący napój przed każdym na biurku. Spojrzała znacząco na Anitę, która mrugnęła okiem, co miało oznaczać, że Waśko zaczynała „odtajać” po wizycie w gabinecie Beaty.
– W kuchni natknęliśmy się na Beatę, oczywiście nie obyło się bez jej sarkastycznej uwagi, że nie pracujemy, tylko kawę pijemy albo plotkujemy – poinformował Michał, odkładając pustą tacę na parapet okna.
– Asiu, wypluj to z siebie, bo się męczysz, a my patrząc na ciebie też. – Monika zebrała się na odwagę, siadając w swoim fotelu i patrząc na koleżankę wymownie.
Joanna oparła się łokciami o blat biurka i przetarła dłońmi twarz.
– No więc... – zaczęła niechętnie. – Wiecie, że od dłuższego czasu pracowałam nad reklamą nowatorskiego kremu dla kobiet...
– No tak, świetna robota – wtrącił Michał, zawzięcie dmuchając w kubek, by nieco ostudzić wciąż gorącą kawę.
– Tak, to prawda, ale Beata oświadczyła mi, że projekt jest okropny pod każdym względem, a ja powinnam się zastanowić nad zmianą branży, bo nic nie potrafię. Jestem leniwa... – Joanna westchnęła ciężko.
– A to franca zapowietrzona! – Anita nie wytrzymała.
– Franca? To mało powiedziane – stwierdziła Martyna. – Idź z tym projektem do dyrektora, babiarz i wiadomo, że romans z Beatą wisi w powietrzu, ale rzetelną robotę potrafi docenić – doradziła.
– Nie oddała mi projektu, chyba wyrzuciła go do kosza, nie pamiętam, co z nim zrobiła. Machała mi dokumentami przed nosem, rzucała nimi o biurko i darła się na mnie – odparła Aśka.
– Dziwne, coś cholera knuje. Lepiej idź i zabierz od niej ten projekt, Martyna ma rację – dorzucił Paweł, a reszta mu przytaknęła.
– Teraz mam iść? – Waśko miała lekkie opory.
– Oczywiście, takie sprawy trzeba załatwiać na gorąco – odpowiedział Leszek. – Iść z tobą?
– Nie, dziękuję ci. Sama muszę to załatwić – oświadczyła Aśka i wstała z fotela. Wzięła głęboki wdech i ruszyła w stronę drzwi, odprowadzana wzrokiem współpracowników. Czuła się jak skazaniec idący na szafot. Ale wiedziała, że nie może tak tego zostawić i nie pozwoli, by taka smarkata bez doświadczenia na nią wrzeszczała.
Wyszła z pokoju i wąskim korytarzem skierowała się do gabinetu Beaty. Po kilkunastu metrach stanęła przed drewnianymi drzwiami. Wzięła kolejny wdech i nacisnęła klamkę. Weszła. Kierowniczka siedziała w fotelu i przeglądała coś w telefonie. Zobaczywszy Aśkę, skrzywiła się wymownie.
– Czego chcesz jeszcze? – zapytała nieprzyjemnie.
– Chcę swój nieudany projekt – odparła Joanna odważnie, starając się, by głos jej nie zadrżał.
– Po co?
– Bo ja go zrobiłam, jest mój, nawet jeżeli tobie się nie podoba.
– Robiłaś go w godzinach pracy i mimo że jest nieudolny, wypłatę weźmiesz, więc należy do firmy, nie do ciebie. A teraz żegnam, nie mam czasu na takie pierdoły, zaraz mam konferencję on-line z prezesem i muszę się do niej przygotować. Jestem pod tym względem pedantyczna, tobie też to radzę – odparła z kpiącym uśmiechem na ustach.
– Powtarzam, że chcę swój projekt, albo...
– Albo co? Grozisz mi?! – Beata wstała z fotela i oparła się końcami palców o blat biurka, przybierając wrogą postawę.
– To nie jest groźba, tylko prośba – odparła Aśka, nieco zbita z tropu.
– Tak już lepiej, ale... powtarzam: nie dostaniesz go, a teraz idź i zobacz, czy cię nie ma z drugiej strony drzwi. Jeszcze z tobą nie skończyłam. A tym występem tutaj jeszcze dolałaś oliwy do ognia! – Beata syknęła przez zęby niczym żmija szykująca się do ataku.
Waśko cała zesztywniała i niczym robot ruszyła do drzwi. Dopiero kilka metrów dalej w korytarzu zatrzymała się i oparła plecami o ścianę. Zrobiło jej się słabo. Czarne punkciki zaczęły wirować jej przed oczami, potem dziwna zielona ściana sprawiła, że niczego już nie widziała.