Don't hate me - Lena Kiefer - ebook + książka

Don't hate me ebook

Kiefer Lena

4,3

Opis

ON ją okłamał.
ONA chce o nim zapomnieć.
Ale los ma inne plany.

KENZIE przyrzekła sobie, że nigdy więcej nie będzie mieć kontaktu z klanem Hendersonów. Po tym, jak Lyall złamał jej serce, chce po prostu skupić się na nauce. Chwilę później otrzymuje jednak kuszącą ofertę od Theodory Henderson, aby pomóc w zaprojektowaniu kurortu na Korfu. Kenzie podejmuje wyzwanie nie wiedząc, czego może się spodziewać.
LYALL próbuje wszystkiego, by zapomnieć o Kenzie, po tym, jak zdemaskowała jego kłamstwo i go porzuciła. Plany dotyczące rodzinnej firmy są teraz jego najwyższym priorytetem. Kiedy matka potrzebuje pomocy przy projekcie hotelu w Grecji, nie zastanawia się dwa razy. Nie ma jednak pojęcia, jak bardzo jego serce zostanie tam wystawione na próbę...
Drugi po „Don’t love me” tom bestsellerowej trylogii Leny Kiefer, ukazujący miłosne dylematy i emocjonalny rollercoaster, który stał się udziałem Kenzie i Lyalla. Finałowe Don’t leave me już wkrótce!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 519

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (189 ocen)
106
54
19
9
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Domzestron

Nie oderwiesz się od lektury

Don't hate me czyli drugi tom historii Kenzie oraz Lyalla - aby uniknąć spoilerów zdradzę Wam tylko, że tym razem autorka z malowniczej Szkocji przenosi nas do Grecji. W malowniczym klimacie główni bohaterowie będą musieli zawalczyć nie tylko o siebie, ale też stawić czoła szeregowi wyzwań związanych z ich pracą oraz pasją jaką jest architektura. . Poza główną parą w drugim tomie serii pojawi się kilka nowych ciekawych postaci, ale też niczym starzy przyjaciele wrócą charaktery, które możemy kojarzyć z pierwszego tomu. Ciekawie zostanie również pociągnięty jeden z pobocznych wątków i mam szczerą nadzieję, ze siostra Lyalla doczeka się swojej własnej historii. . W odróżnieniu od Don't love me, w tomie drugim pojawia się więcej przygód, co moim zdaniem sprawia, że lektura jest jeszcze ciekawsza. Język oraz styl autorki - tak jak i w pierwszej części - bardzo przypadł mi do gustu. Lektura minęła szybko (chociaż myślami wracałam do niej jeszcze przez jakiś czas), a ja ponownie dałam się ...
10
nat_malecka

Nie oderwiesz się od lektury

Pierwsza część była dobra, ale nie rewelacyjna, za to ta część trylogii porwała mnie bez końca. Przez chwilę wydawało mi się, że z łatwością zgadnę zakończenie, ale jakie było moje zaskoczenie ostatnimi stronami! Czytajcie nie pożałujecie!
10
koktajlhere

Nie oderwiesz się od lektury

Ta część była jeszcze bardziej emocjonująca od poprzedniej. Uwielbiam tą serie i czekam z niecierpliwością na trzecią część. Polecam 😍
10
wissienka

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham Dumę i Uprzedzenie, a każda analogia, wstawka czy nawiązanie zawsze podnoszą notę czytanej lektury. święta seria i czekam z niecierpliwością na finałowy tom.
10
AnaCross

Dobrze spędzony czas

Świetna historia, która nie naciska na romans, lecz przedstawia jego konsekwencje z poprzedniego tomu. Zdecydowanie polecam.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Don’t Hate Me

Redakcja: Dorota Matejczyk

Korekta: Katarzyna Malinowska, Renata Kuk

Copyright © 2020 by cbj Jugendbuch, a division of Penguin Random House Verlagsgruppe GmbH, München, Germany

Projekt okładki: Kathrin Schüler, Berlin

Zdjęcie wykorzystane na okładce: © Gettyimages (oxygen; Moment)

Opracowanie graficzne polskiej okładki: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Copyright for the Polish edition © 2021 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

ISBN 978-83-8266-020-3

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2021

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2021

Dla Kathrin, bo jesteś Kenzie dla mojej Willi.

1

Lyall

Jezioro Michigan przybierało o tej porze roku wygląd niczym z innej planety. Jak okiem sięgnąć jego całą powierzchnię przykrywał lód, którego połamaną taflę otulał skrzący się śnieg. Zatrzymałem się, żeby przyjrzeć się temu surrealistycznemu krajobrazowi, przyłączając się na przybrzeżnej ścieżce do spacerowiczów próbujących uchwycić ten spektakl w swoich obiektywach. Mój zachwyt był nieco stłumiony irytacją. Nie mogę powiedzieć, że nie cierpię zimna, ale w tym wypadku było ono równoznaczne z brakiem możliwości pływania na zewnątrz. Zostawał mi tylko basen w budynku, w którym mieszkam. Może jednak przed trzema i pół roku powinienem był przyjąć miejsce na uniwersytecie w Los Angeles.

Przeskoczyłem do kolejnego utworu na playliście i ruszyłem dalej. Podczas biegu w kierunku Navy Pier moją głowę przeszywał lodowaty wiatr, a w słuchawkach leciało Water Bishopa Briggsa. Zostawiłem dzielnicę rozrywki i luksusowych sklepów, skręcając w lewo. Był typowy styczniowy dzień, szary i w pewien sposób mroczny. Trudno było sobie wyobrazić, że niebawem zawita wiosna. Ale być może tylko ja tak to postrzegałem.

Minąłem dwie osoby robiące zdjęcia przed Disney Store i zwolniłem. Przede mną wznosił się wieżowiec John Hancock Center, którego zapierające dech w piersiach fasady nie przestawały mnie zachwycać nawet po trzech latach życia w tym mieście. Ta część mojego serca, która biła dla architektury, za każdym razem podskakiwała z radości na jego widok. I bardzo dobrze, bo w ten sposób mogłem się przekonać, że jestem jeszcze zdolny do emocji. Przynajmniej w tej sprawie.

Mróz szczypał mnie w twarz, więc obrałem kurs prosto na swoje mieszkanie i byłem przeszczęśliwy, gdy wreszcie znalazłem się w ciepłym korytarzu. Odpowiedziałem portierowi na jego ukłon, wsiadłem do windy i zjechałem wprost do basenu, który mieścił się na podziemnym piętrze apartamentowca. Nie piękne widoki z okna ani metraż apartamentu, ale właśnie możliwość pływania zdecydowała o tym, że wybrałem to miejsce.

Teraz było tu pusto. Wyglądało na to, że nikt nie zamierzał korzystać z basenu dzisiejszego popołudnia. Zdjąłem dres, wziąłem krótki prysznic i wskoczyłem do wody, żeby przepłynąć swój codzienny dystans, co trwało zazwyczaj około godziny. Cisza oraz niewielkie ciśnienie w uszach pozwoliły mi się pozbyć z głowy wszystkich myśli. Pływanie było jedyną skuteczną metodą, żeby się wyciszyć. I uwolnić od uczuć, które mnie przytłaczały już od niepamiętnych czasów – od bólu i poczucia winy. Oprzeć się czeluściom, które wciąż się przede mną otwierały. Mrok, który kiedyś wypływał na powierzchnię jedynie sporadycznie, był teraz moim stałym towarzyszem. Gdy wreszcie wyszedłem z wody i zrobiłem długi wydech, poczułem się nieco lepiej. Usiadłem na chwilę na leżaku obok wyjścia, żeby uspokoić oddech.

Nagle ktoś mnie zagadnął.

– Cześć, Lyallu. Cóż za przypadek! Nie spodziewałam się, że cię tu zastanę o tej porze.

Podniosłem wzrok.

– Cześć, Sophio. Właściwie to nie moja pora, ale siedziałem dziś dłużej nad projektami, dlatego przyszedłem później niż zwykle.

Sophia mieszkała dwa piętra pode mną, była atrakcyjną dziewczyną o ciemnych włosach, jasnych oczach i figurze, która mogłaby zachwycić nawet mojego kuzyna Finlaya. Poza tym też studiowała architekturę. Tyle się od niej dowiedziałem na korytarzu, gdy tu się wprowadzała kilka tygodni temu.

– Chciałam ci powiedzieć, że obejrzałam ten dokument o Normanie Fosterze, który mi poleciłeś – oznajmiła. – Był bardzo interesujący. Nie mam pojęcia, dlaczego nie widziałam go wcześniej. Przecież uwielbiam ekspresjonizm strukturalny.

Pokiwałem głową.

– Mówiłem ci, to coś dla wtajemniczonych.

– Jeśli już o tym wspominasz… – uśmiechnęła się. – Chciałam wieczorem zamówić pizzę i pooglądać inne filmy dla wtajemniczonych. Miałbyś ochotę dołączyć? Wczoraj wreszcie przywieźli moją kanapę, więc nie musielibyśmy siedzieć na podłodze.

Tak łatwo mógłbym połknąć haczyk. Najpierw byśmy coś zjedli, obejrzeli dokumenty, podyskutowali trochę o architekturze, a potem… może zdarzyłoby się coś więcej. Gdybym był normalnym facetem, nie wahałbym się ani sekundy. Ale Sophia nie była jedną z tych dziewczyn, z którymi idzie się do łóżka, a potem o nich zapomina. A ja zdecydowanie nie szukałem niczego poza seksem. Jeżeli ostatnie wakacje czegoś mnie nauczyły, to na pewno jednego: że związki są poza zasięgiem moich marzeń.

– Chciałbym, ale zbliża się termin oddania mojego projektu i powinienem się teraz skupić wyłącznie na nim – oświadczyłem.

Uśmiech na jej twarzy nieco zbladł. Każdy, kto choć trochę potrafi czytać między wierszami, zrozumiałby moje słowa jako odtrącenie.

– Jasne – odpowiedziała przytłumionym głosem. – Uniwerek jest zawsze na pierwszym miejscu.

– Tak, niestety. – Owinąłem ręcznik wokół szyi i pozbierałem swoje rzeczy. – No to na razie.

Skinęła głową.

Zostawiłem ją, czując na sobie jej zawiedziony wzrok. W głębi duszy wiedziałem, że postąpiłem jak najbardziej właściwie, odprawiając ją z kwitkiem, ale mimo wszystko było mi przykro. Sophia nie mogła przecież wiedzieć, że nie chodzi tu o to, że uważam ją za nieciekawą czy brzydką. Nie mogła wiedzieć, że moje serce jest nie tylko złamane, ale także zajęte. Że gapię się czasami na materiały z zajęć zupełnie niewidzącym wzrokiem, bo w mojej głowie jest cały czas jest ona.

Kenzie.

Minęło już prawie pięć miesięcy od naszego ostatniego spotkania. Od momentu, gdy wymusiła na mnie w drodze z Kilmore, żebym wyznał jej prawdę. Wciąż jeszcze miałem przed oczami wyraz jej twarzy, mieszankę wstrętu, osłupienia i przygnębienia. I iskry nadziei, że to, o czym się dowiedziała, to jednak kłamstwo.

Ugasiłem tę iskrę. A potem ona odeszła. Na zawsze.

Ani razu nie próbowałem do niej dzwonić. Oczywiście nie raz sięgałem po telefon, wybierałem kontakt „Panna Bennet”, ale nigdy nie odważyłem się nacisnąć na słuchawkę, żeby się z nią połączyć. Nie miałem pojęcia, co mógłbym jej powiedzieć. Jak powinienem wytłumaczyć i odkupić swoją winę. I czy w ogóle powinienem to robić, skoro beze mnie i tak będzie jej lepiej. Zdecydowałem się więc tak to zostawić. Wprawdzie wciąż jeszcze miałem jej numer i czasami przeskakiwał mi przed oczami, gdy szukałem innych kontaktów, ale nigdy go nie wybrałem.

Jak mogłem wierzyć, że nigdy nie pozna prawdziwej historii o Adzie? Albo – jeszcze większa głupota – że nie odejdzie, gdy dowie się o wszystkim? Te dwa pytania wciąż nie dawały mi spokoju. Z czasem prześladowały mnie rzadziej, bo poznałem na nie odpowiedź. Po prostu byłem zbyt zakochany w Kenzie i miałem nadzieję, że nic innego nie będzie się liczyło.

Wjechałem windą do mieszkania i włączyłem laptop, żeby sprawdzić mejle. Jeden z nich był od kuzyna Logana, który niedawno skończył studia i został naszą wtyczką w radzie rodzinnej. Odkąd w niej zasiadał, my – młodsze pokolenie z planami obrania przez naszą rodzinę nowego kursu – zaczęliśmy dużo lepiej orientować się w mechanizmach funkcjonowania rady, a ja mogłem wykorzystywać te informacje. Przynajmniej na tym froncie wszystko przebiegało zgodnie z planem.

Gdy wyszedłem spod prysznica i zacząłem się wycierać ręcznikiem, usłyszałem wibrację telefonu leżącego na łóżku. Owinąłem ręcznik wokół bioder i odebrałem.

– Cześć, mamo. Dzwonisz już drugi raz w tym tygodniu. Co się stało, praca się skończyła?

– Cha, cha – skomentowała mój żart. – Już nie można po prostu zadzwonić, żeby się dowiedzieć, jak się czuje mój ulubiony syn?

– Masz tylko jednego syna.

– Ach, nieistotny szczegół. Co tam u ciebie słychać, skarbie?

Powstrzymałem westchnięcie. Odkąd mama kilka tygodni temu złożyła mi wizytę i zobaczyła, że właściwie cały czas dzielę tylko między naukę a sport, postanowiła, że będzie się o mnie martwić. A przecież wcale nie miała pojęcia, dlaczego zatraciłem się w nauce.

– Wszystko w porządku, mamo – zapewniłem ją. – Dokładnie tak samo jak w środę. I w zeszłym tygodniu. I w poprzednim tygodniu. Nie masz powodu, żeby się niepokoić.

Westchnęła ciężko.

– A zacząłeś dokądś wychodzić? Masz tam jakieś rozrywki? Umawiasz się z kimś?

– Jasne – skłamałem. – Bez przerwy.

– Straszny z ciebie kłamca.

Te słowa trafiły w mój najczulszy punkt i jednym ciosem pozbawiły mnie zdolności oddychania. Nie było w nich nic niezwykłego, a jednak nagle znowu znalazłem się na ścieżce w Kilmore, cały zakrwawiony, a nade mną stała Kenzie w świetle swojej latarki z komórki. Użyła dokładnie tych samych słów. Myliła się, byłem doskonałym kłamcą. Niedługo później mogła się o tym doskonale przekonać.

– Świetnie się bawię, okej? – udało mi się wydukać.

– To dobrze. – Mama nie do końca sprawiała wrażenie przekonanej. – A co z zaproszeniem?

– Jakim zaproszeniem? – zapytałem niewinnym tonem.

Pod stertą listów na biurku leżała ciężka koperta z drogiego papieru ozdobionego logo grupy hotelowej Hendersonów. Podszedłem z nią do okna. Nie musiałem jej otwierać, bo już od zeszłego tygodnia wiedziałem, co kryło się w środku.

Szanowny Panie Lyallu Hendersonie,

z okazji otwarcia nowej części hotelu mamy zaszczyt serdecznie Pana zaprosić na przyjęcie inauguracyjne, które odbędzie się pierwszego lutego w hotelu Kilmore Grand. Nadmieniamy, że obowiązują stroje wieczorowe. Uprzejmie prosimy o odpowiedź zwrotną do osiemnastego stycznia. Liczymy na Pańską obecność.

Moira Henderson wraz z personelem Kilmore Grand.

– Mam na myśli zaproszenie, na które dałeś Moirze odmowną odpowiedź.

Mój żołądek znowu zacisnął się w supeł.

– Ach, to zaproszenie. A co?

Koperta trafiła jednym celnym rzutem do kosza na papiery na drugim końcu pokoju. Na otwarcie się nie wybierałem.

– Naprawdę muszę to powiedzieć na głos? – zapytała. – Wszyscy oczekują, że się tam zjawisz. Ty również pracowałeś nad tym projektem, poza tym babcia chce, żeby przybyła cała rodzina. Po tych świętach nie możesz sobie znowu pozwolić na absencję.

Racja, święta. Udawałem, że mam grypę, żeby uniknąć rodzinnego spotkania w Kilmore. Babka oczywiście kręciła nosem, ale w końcu zrozumiała, że będzie lepiej, jeżeli w tym stanie odpuszczę sobie uroczystości rodzinne.

– Czy istnieje jakiś powód, dla którego unikasz wizyty w Kilmore? – drążyła mama.

Zamilkłem, bo nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Wprawdzie mógłbym jej wyznać prawdę, ale wtedy wyszłoby na jaw, że kłamałem. Przecież mama wierzyła, że rozstałem się z Kenzie przez wzgląd na moją przyszłość. Po tym, jak nagle opuściła Kilmore pod koniec wakacji, nikomu oprócz Finlaya nie zdradziłem, że Kenzie odkryła prawdę o Adzie. Gdyby ktoś z rady się o tym dowiedział, Kenzie od razu znalazłaby się pod obstrzałem rodziny. Zmusiliby ją do podpisania oświadczeń o zachowaniu tajemnicy i ofiarowaliby jej pieniądze za trzymanie języka za zębami. Nie chciałem jej tego robić – obojętnie, jak bardzo mną gardziła, miałem nadzieję, że i tak nic nie rozpowie i nie przekaże nikomu nagrania z mojej ostatniej rozmowy telefonicznej z Adą. Tak więc mama o niczym nie wiedziała. I byłoby lepiej, żeby tak pozostało.

– Lyallu Toranie Hendersonie – usłyszałem głos w słuchawce. Zwracała się do mnie w ten sposób tylko wtedy, gdy chciała mnie przywołać do porządku. – Nie będziesz chyba teraz próbował znaleźć sobie kolejnej wymówki, żeby wymigać się od spotkania z rodziną.

– Okej, żadnych wymówek. A przyjmiesz argument, że w tym roku kończę studia i mam dużo nauki? A może przekonają cię aspekty ekologiczne? Lot z Chicago do Edynburga na jeden wieczór? To nie są wymówki, tylko fakty.

Nie mogą mnie przecież zmusić do przyjazdu na inaugurację. Na samą myśl o tym, że mógłbym w Kilmore spotkać Kenzie, zaczynałem panikować. Wiedziałem, że istnieją małe szanse, żeby tam się zjawiła. Nawet jeżeli pracowała przy tym projekcie, pewnie nie będzie chciała wrócić do miejsca, które przede wszystkim wiązało się dla niej ze złymi wspomnieniami o mnie. A ja nie mogłem ryzykować, że babka weźmie mnie jeszcze bardziej na celownik niż zazwyczaj. Lepiej dmuchać na zimne. Mimo że jakaś część mnie oddałaby wszystko, żeby ją zobaczyć choć jeszcze raz, druga część, ta racjonalna, dokładnie wiedziała, że gdy ją spotkam, kompletnie się rozlecę na najmniejsze kawałki.

– Przykro mi, mamo – powiedziałem. – Nie mogę.

I odłożyłem słuchawkę.

2

Kenzie

– Już wychodzisz? – Spojrzał na mnie pytająco swoimi pięknymi niebieskimi oczami.

Twarz, okolona zmierzwionymi jasnymi włosami, też była niczego sobie, zresztą podobnie jak reszta ciała. Należała do mojego byłego, który dziś wyjątkowo się do mnie kleił.

– Tak, dziś moja kolej na gotowanie.

Pospiesznie włożyłam koszulkę i sweter, którą Miles jakiś czas temu ze mnie ściągnął, i zaczęłam się rozglądać za dżinsami. Chyba wciąż leżą w przedpokoju.

– Okej, ale… – Wsparł się na łokciach i spojrzał na mnie. – A może wybierzemy się w weekend do jakiejś restauracji? W Londynie? Na przykład do tej tajskiej w Camden, którą tak zachwalałaś.

Westchnęłam głęboko.

– Szczerze? To chyba nie jest dobry pomysł. Przecież wiesz, że nic z tego nie będzie. Nie pasujemy do siebie. – Ostatnia próba skończyła się katastrofą. – Dla mnie może zostać tak, jak jest. Ale jeżeli masz na ten temat inne zdanie, po prostu powiedz i to zakończymy.

Potrząsnął głową.

– Nie, coś ty. Pomyślałem tylko, że ty… No nie wiem. Że może szybki numerek i pa, pa to dla ciebie trochę za mało.

Uśmiechnęłam się szybko.

– Tyle mi w zupełności wystarcza.

Właściwie to było dokładnie to, czego chciałam. Wyłączyć mózg i nic nie czuć. A już na pewno nie zamierzałam się w żaden sposób otwierać. Miles doskonale spełniał swoją funkcję. Znałam go i choć był idiotą, mogłam być pewna, że nie złamie mi serca – znaczył dla mnie zbyt mało. Inaczej niż… Nie. Stop.

– Opowiesz mi kiedyś, co tam się wydarzyło? Podczas wakacji w Szkocji? – Miles usiadł i zmarszczył brwi. – Wyjechałaś, a po powrocie stałaś się… właśnie taka. – Wskazał dłonią swoje mieszkanie i łóżko, podsumowując tym gestem wszystko, co miało tu miejsce podczas ostatniej godziny. I co się ciągnęło w ten sposób od kilku miesięcy. Jedno z nas dzwoniło do drugiego, umawialiśmy się na seks, po wszystkim się żegnaliśmy i to wszystko. – To znaczy, nie chcę narzekać, jest super, ale…

– No to nie narzekaj. – Uśmiechnęłam się na wychodne. – Trzymaj się, Miles.

Zanim zdążył odpowiedzieć, byłam już po drugiej stronie drzwi. Po chwili zbiegłam schodami i znalazłam się na parkingu. Stary fiat mojej siostry Willi stał całkiem na końcu, więc opatuliłam się szczelniej płaszczem i pobiegłam do niego. Nienawidziłam stycznia. Przytulne ciepło świąt zdążyło się dawno ulotnić, a postanowienia noworoczne odpuściłam sobie wcześniej. Poza tym prześladowała mnie myśl, że ten rok wcale nie będzie lepszy od poprzedniego. Przy czym… dużo gorzej być już nie mogło.

Wsadziłam kluczyk do oblodzonego zamka, otworzyłam skrzypiące drzwi miniauta i usiadłam na siedzeniu kierowcy z nadzieją, że silnik zaskoczy za pierwszym razem. Niestety wydał z siebie tylko jakieś rzężenie, a zaraz potem zamilkł.

– No weź! Fozzie Bear, nie opuszczaj mnie! – błagałam staruszka fiata, którego Willa tak kochała, że za żadne skarby nie dawała się namówić na nic bardziej niezawodnego.

Wciąż się upierała, że można na nim zawsze polegać, jeżeli tylko zapewni mu się wystarczającą ilość benzyny i miłości. Co zapewne było powodem, dlaczego ten skubaniec postanowił teraz zastrajkować pomimo pełnego baku.

Ale jeszcze pamiętasz, że w hali u taty stoi twój trzyletni kamper, tak? Tak, nie zapomniałam. Jednak od wakacji powtarzałam jak mantrę, że potrzebuje kilku drobnych napraw, i jeździłam wszystkim, tylko nie nim. Dokładniej mówiąc, nie odpaliłam silnika ani razu, odkąd odstawiłam samochód pod dom po moim przedwczesnym powrocie ze Szkocji pod koniec sierpnia. Tata wyciągnął z niego moje rzeczy i zawiózł go do firmy, gdzie odtąd czekał w kącie, aż odważę się do niego wsiąść. Co chyba nigdy nie nastąpi. Najlepiej by było podarować go Willi. Albo poczekać, aż Eleni podrośnie i będzie mogła nim jeździć.

Fozzie wreszcie zmienił zdanie i zaskoczył po tym, jak sobie przypomniałam instrukcje Willi na temat głaskania go z czułością po desce rozdzielczej. Ogrzewanie w fiacie potrzebowało co najmniej pół godziny, zanim zaskoczyło, a ponieważ dom Milesa nie znajdował się aż tak daleko od naszego, dojechałam na miejsce przemarznięta.

– Jest tu kto? – zapytałam donośnym głosem po otwarciu drzwi wejściowych.

Nie zdejmując płaszcza ani szalika, podeszłam do kominka i kucnęłam obok niego, cała się trzęsąc.

– Tylko ja. – Willa pojawiła się na schodach w topie i spodniach dresowych. W przeciwieństwie do mnie jej było ciepło o każdej porze roku. – Już wróciłaś ze swojej seksrandki?

Zmarszczyłam nos.

– Nie nazywaj tego tak.

– Niby dlaczego? Przecież dokładnie tym jest. – Zeszła po schodach i podeszła do lodówki. – A co na ten temat twierdzi Miles? Pewnie nie może uwierzyć w swoje szczęście.

– Coś w tym rodzaju. – Pominęłam milczeniem fakt, że próbował zaprosić mnie na zwykłą randkę. Zdjęłam płaszcz i powiesiłam go w garderobie. Wyswobodziwszy się ze wszystkich warstw szalika, zajrzałam do salonu. – Dlaczego Juliet jeszcze nie pozdejmowała dekoracji świątecznych i nie zaniosła ich na strych? Kurczę, jest przecież środek stycznia!

Willa wzruszyła ramionami.

– Ale łańcuchy świetlne są takie fajne. Dzięki nim świat w tym ponurym okresie robi się przytulniejszy. – Pokiwała głową z przekonaniem na potwierdzenie swoich słów.

– Myślałam, że Ciara zadbała o to, żeby było ci przytulnie – uśmiechnęłam się.

Nowy podbój Willi to koleżanka, z którą pracowała w kinie. Były ze sobą od dwóch tygodni.

– Nie, to już skończone. Ale umówiłam się w sobotę z Bearem, wiesz, tym kolesiem z klubu fitness. Ciacho. Gorące jak świeżo wyciągnięte z piekarnika – dodała znacząco z porozumiewawczym spojrzeniem.

Roześmiałam się.

– Mam nadzieję, że przynajmniej jada węglowodany po dziewiętnastej – wypaliłam bez namysłu.

A potem nagle teleportowałam się do poprzednich wakacji, do momentu, gdy podjęłam brzemienną w skutkach decyzję, wierząc, że postępuję słusznie. Tylko po to, żeby wkrótce potem się dowiedzieć, że wszystko, w co wierzyłam, było kłamstwem. Fuck! Dlaczego wracanie do tego wciąż było takie bolesne? Przecież minęło już prawie pół roku.

Nie byłam jedyną osobą, która o tym pomyślała. Moja siostra zaczęła mi się uważnie przyglądać.

– Słyszałaś coś o… no wiesz, o kim?

– Nie. – Odwróciłam się, żeby wyciągnąć z lodówki warzywa na kolację. – Pomożesz mi? Chciałam zrobić zapiekankę, więc potrzebowałabym pary rąk i noża.

Willa pokręciła palcami.

– Należą do ciebie. Jeżeli odpowiesz na moje pytanie.

– Przecież mówiłam, nic o nim nie słyszałam.

Wciąż nie ustępował ból, któremu towarzyszyły wzburzenie, złość i głębokie rozczarowanie. A Lyall nawet nie próbował tego zmienić.

„Powiedziałeś to do niej, Lyall?! Powiedziałeś to, a ona się zabiła, tak?!”

„Tak”.

To wszystko. Po prostu „tak”. Żadnego „pozwól, że ci to wytłumaczę” ani „proszę, daj mi pięć minut, a wszystko wyjaśnię”. Wiem, że bym wysłuchała. Może nic by to nie zmieniło, ale bym to zrobiła. Ale nic takiego nie nastąpiło. Nic więcej nie powiedział, nie zadzwonił, nie przysłał żadnej wiadomości, żadnego mejla ani pieprzonego gołębia pocztowego. Tym samym potwierdził tylko, że zakochałam się w człowieku, którego ciemnej strony nie chciałam wcześniej widzieć. I że zrobiłam błąd, obdarzając go zaufaniem. Złamał nie tylko moje serce. Złamał mnie. I za to go nienawidziłam. Przez większość czasu.

– Kenz? – zagadnęła mnie Willa. – Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale czy jesteś pewna, że nie chcesz do niego zadzwonić?

Moja siostra zawsze wyglądała na twardą sztukę, ale miała zdolność wczuwania się w nastroje każdej z nas. Wiedziała, kiedy coś jest nie tak.

Nie opowiadałam nikomu z mojej rodziny o tym, że zdążyłam się pogodzić z Lyallem, ani o tym, co wydarzyło się później. Dlatego wciąż myśleli, że zakończyłam ten związek, żeby go chronić. I że to właśnie dlatego wycofałam się potem z życia i zaczęłam się spotykać z Milesem. Nie mieli bladego pojęcia o tym, co wiedziałam ja – że facet, w którym tak strasznie się zakochałam, był odpowiedzialny za śmierć młodej dziewczyny – i że to przede mną ukrywał. Oczywiście mogłabym tym się z kimś podzielić, ale nie chciałam się przyznać do swojej pomyłki. Nie chciałam widzieć zszokowanych spojrzeń, gdy moja rodzina zda sobie sprawę z tego, kogo obdarzyłam uczuciem.

– Jestem tego pewna jak nigdy wcześniej – odpowiedziałam i zaczęłam myć paprykę. – Temat zamknięty, Willy. Po prostu jestem zestresowana wszystkim po trochu. Możesz obrać marchewkę? – Osuszyłam ręce i podsunęłam jej pęczek. – A gdzie właściwie podziewa się Leni? Powinna była dawno wrócić. – Zegar na ścianie wskazywał kwadrans przed siódmą.

Willa zaczęła się zmagać z obieraczką, jakby była królem Arturem, a marchewka tępym mieczem.

– Jest jeszcze u Camerona. Napisała do mnie wcześniej, że jego mama ją do nas przywiezie.

– No, przynajmniej jedna z nas jest w stanie wytrwać w dłuższym związku. – Zaśmiałam się gorzko.

– To dużo prostsze, gdy ma się czternaście lat. Wystarczy, że chłopak ci się podoba i będziecie razem odrabiać lekcje. – Siostra wyrzuciła obierki do kosza stojącego w kącie. – Komplikacje zaczynają się dopiero wtedy, gdy… Momencik, a co to takiego? – Wyciągnęła dwoma palcami z kosza jakiś świstek i go uniosła. O nie! Przecież specjalnie wcisnęłam to pod wczorajsze obierki z ziemniaków.

– Willy… – zaczęłam.

– Zaproszenie? – zapytała i zrobiła wielkie oczy na widok ozdobnego pisma na zabrudzonym papierze. – Z Kilmore Grand? Dostajesz zaproszenie od Hendersonów i wyrzucasz je do śmieci? Kompletnie ci odbiło?

– Nie, nie odbiło mi. – Wyciągnęłam jej przemoczony papier z ręki i wrzuciłam z powrotem do kosza. – Nie pojadę tam.

Willa skrzyżowała ramiona na piersi.

– Ale to przecież zaproszenie na otwarcie nowego budynku hotelowego, w którym zrealizowali twój projekt. Nie jesteś ciekawa, jak to ostatecznie wygląda?

– Oczywiście, że jestem ciekawa. Ale nie chcę mieć nic wspólnego z tą rodziną.

Dźwięk otwieranych drzwi pomógł mi zakończyć temat. Weszła Eleni, a zaraz za nią Melinda, mama Camerona i Milesa.

– Dzięki, że ją przywiozłaś. – Uśmiechnęłam się do niej.

Zawsze ją lubiłam. Zerwanie z nią kontaktu po naszym rozstaniu z Milesem doskwierało mi bardziej niż brak jego.

– Ach, zawsze chętnie podwiozę do was Eleni. Przecież nie mam daleko. – Spojrzała na mnie. – Powiedz mi, Kenzie, słyszałam, że ty i Miles znowu jesteście…

– On tak twierdzi?

Starałam się nie dać po sobie poznać, w jaką panikę wpadłam na dźwięk tego pytania.

– Nie, on tylko wspominał, że się znowu spotykacie. Wyszłam z założenia, że może daliście sobie drugą szansę.

No super! Jak uświadomić matkę swojego byłego, że spotykam się z nim tylko po to, żeby się z nim przespać, a potem w pośpiechu wymykam się z ich domu? Willa pewnie nie wahałaby się tego przedstawić z całą szczerością, ja jednak nie chciałam w ten sposób zagrażać przyjaźni Eleni z Cameronem.

– Kto wie? – uśmiechnęłam się. – Może coś z tego będzie. W tym momencie podchodzimy do tego na luzie.

Rozpromieniła się.

– To byłoby naprawdę super, Kenzie. Miałaś na niego taki dobry wpływ.

Na szczęście nadejście mojego ojca i Juliet wybawiło mnie od dalszej rozmowy, a po kilku minutach small talku Melinda się pożegnała i odjechała do domu. Gdy zamknęłam za nią drzwi i wróciłam do kuchni, moje siostry wymieniły się spojrzeniami.

– Co? – zapytałam.

– Kilmore – odpowiedziała Juliet. – Czy to prawda, że nie wybierasz się na otwarcie?

Przewróciłam oczami.

– Tak, to prawda. Dzięki, Willy, że musiałaś to natychmiast roztrąbić.

– Nie ma za co, kochana. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Możesz teraz wysłuchać każdego z nas po kolei, jak bardzo nie mieści nam się w głowie, dlaczego zrezygnowałaś z tego wyjazdu.

– No, ja na pewno tego nie rozumiem. – Juliet zmarszczyła czoło. – Ja bym tam od razu pojechała, gdybym była tobą.

Eleni przytaknęła gorliwie.

– Ja też. Pewnie jest tam pięknie zimą.

– Na pewno by cię tam poklepali po plecach za wykonanie dobrej roboty – dodała Willa. – Mogłoby ci to utorować drogę do kariery.

Westchnęłam.

– A przyszło wam do głowy, że on tam też się pewnie zjawi? – Spojrzałam na moje siostry z wyrzutem. – I że nie chcę się z nim spotkać? On też brał udział w pracach nad tym projektem, więc jego rodzina na pewno będzie chciała, żeby przyleciał na inaugurację. Ledwo się po nim pozbierałam. Nie chcę ryzykować powtórki z rozrywki.

Eleni spojrzała na mnie.

– Nigdy nie mówisz o nim po imieniu – stwierdziła. – Czy to możliwe, żeby się po kimś pozbierać i jednocześnie nie potrafić wypowiedzieć jego imienia?

– Dobra, zrobię to specjalnie dla ciebie: nie chcę spotkać Lyalla. Pasuje? – Próbowałam odgrywać zimną, zdecydowaną i silną kobietę. A prawda była taka, że nie wypowiadałam jego imienia, bo się bałam. Bałam się uczuć, które mnie teraz przenikały – bólu i smutku z powodu tego, co między nami mogło się wydarzyć. Co mogło trwać już zawsze. A na co nie było nawet cienia nadziei. Po wszystkim, co się wydarzyło, te nadzieje wydawały mi się już tylko żałosne.

Obie siostry wymieniły ze sobą spojrzenia, które potrafiłam aż nadto dobrze zinterpretować. Zignorowałam je i wrzuciłam obrane marchewki do naczynia żaroodpornego. Nie chciałam dłużej rozmawiać o Lyallu. Nigdy więcej.

– Nie pojadę tam – powiedziałam zdecydowanym tonem. – Nawet nie próbujcie mnie przekonać. I pozdejmuj wreszcie te łańcuchy świetlne, Juliet. Nikomu ten szajs nie jest już potrzebny.

Zgromiła mnie spojrzeniem i ciężkim krokiem wyszła do salonu.

– Wolałam cię taką, jaka byłaś, zanim poznałaś Lyalla – doszło mnie jej mamrotanie pod nosem.

Wcale mnie to nie dziwi, pomyślałam. Ja siebie też.

3

Lyall

Gapiłem się tępym wzrokiem na makietę. Stała pośrodku skrawków tektury na ławie i z każdą sekundą podobała mi się coraz mniej. Im dłużej się w nią wpatrywałem, tym bardziej byłem przekonany, że nie mogę za nią dostać zaliczenia. Była za mało oryginalna, mdła, nie miała w sobie nic z idei, która mi przyświecała przy jej tworzeniu. Korciło mnie, żeby nią cisnąć o ścianę i zacząć wszystko od nowa. Zmarnowałem na nią pół nocy. Była ósma rano i nie miałem bladego pojęcia, jak ją uratować. Miałem na to czas do siedemnastej.

Właściwie temat był dość łatwy – dostaliśmy wolną rękę, jeżeli chodzi o rodzaj obiektu, więc wybrałem mój projekt marzeń: hotel w Nowym Jorku. Z jednej strony bardzo nowoczesny, z drugiej jednak idealnie wtapiający się w scenerię pełną zabytkowych budynków. Szczegóły miałem w głowie już od lat, ale teraz za żadne skarby świata nie potrafiłem tego wszystkiego ze sobą połączyć.

Dzwonek do drzwi uchronił makietę przed niszczycielskim ciosem. Spojrzałem w górę i zmarszczyłem brwi. Kto to mógł być o tej porze? Nie informując mnie o tym przez telefon, portier wpuszczał na górę tylko kilkoro znajomych. Czyli mogła to być albo Sophia, w co szczerze wątpiłem, po tym, jak ją spławiłem, albo ktoś z rodziny. Finlay, moja mama albo…

– Edina – stwierdziłem, otwierając drzwi.

– Ciebie też miło widzieć, braciszku. – Uniosła papierową torbę i uśmiechnęła się promiennie. – Przyniosłam ci śniadanko.

– Co ty tu robisz? – zapytałem, ignorując jej słowa.

Odkąd się dowiedziałem, że podczas ostatnich wakacji siostra przekonała Kenzie, żeby ta dla mojego dobra ze mną zerwała, nasze stosunki mocno się ochłodziły. Wprawdzie do późniejszej katastrofy nie doszło z jej winy, ale czasem nie mogłem się pozbyć wrażenia, że wszystko zaczęło się pieprzyć wraz z uknutą przez nią intrygą. I choć mi jej brakowało i poczułem przyjemne ciepło na jej widok, nie dałem tego po sobie poznać.

– Chciałam cię zobaczyć. – Jej ramiona nieco opadły, a potem westchnęła. – Mama się martwi, że u ciebie coś jest nie tak. Nawet w swoje urodziny nie chciałeś się z nami spotkać. Pomyślałam, że muszę sprawdzić, co u ciebie słychać.

Odsunąłem się od drzwi, wpuszczając ją do środka.

– Nie musiałaś przyjeżdżać. Wszystko ze mną w porządku. Mama przesadza, jak zwykle zresztą.

– Nie wyglądasz, jakby wszystko było z tobą w porządku, Lye. – Zatroskany głos mojej siostry pozbawił mnie wszelkich argumentów.

Zacisnąłem usta i odwróciłem się w jej stronę. Edina wskazała moje ciuchy. Wiedziałem, jak wyglądam – w dresach, rozciągniętej bluzie, na bosaka, nieogolony… Nie mogłem sprawiać wrażenia, jakby wszystko było ze mną okej.

– Gdybyś wcześniej zadzwoniła, włożyłbym coś innego – powiedziałem.

Nie musiałem wyjaśniać, że całą noc pracowałem nad makietą, którą miałem dziś oddać, i że właśnie dlatego tak wyglądam. Nie musiałem się jej z niczego tłumaczyć. Nie chciałem tego robić.

Edina odstawiła torebkę na barek w kuchni i westchnęła.

– Wiesz, że mi przykro z powodu tego, co zrobiłam. – Jak zwykle nie traciła czasu na zbędny small talk.

– Tak – odpowiedziałem. – W końcu nagrałaś mi tak mniej więcej trzysta wiadomości głosowych o tej treści.

– I mimo wszystko nie potrafisz mi tego wybaczyć? – Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.

Podszedłem do ekspresu do kawy, mijając ją.

– Wiem, dlaczego to zrobiłaś. Nie jestem zły, że chciałaś mnie chronić. Tylko dlatego, że zrobiłaś to za moimi plecami, dokładnie w ten sam sposób, jakby zrobiła to ona. To dokładnie styl babki. Pociąganie za sznurki zza kulis.

Edina osunęła się na taboret.

– Bo po prostu nie wiedziałem, jak trafić do twojego upartego łba, że możesz wszystko stracić. Znam cię i wiem, że nie zrezygnowałbyś z Kenzie.

Posłałem jej złowrogie spojrzenie.

– To nie był powód, żeby ją w ten sposób wykorzystać. Żeby ją zmusić do tego, by mnie zraniła, chociaż… – urwałem, bo zdałem sobie sprawę, że to bez sensu.

Z Kenzie dawno wszystko skończone. Rozmowa o tym niepotrzebnie wyciąga na powierzchnię to, o czym chciałem zapomnieć.

– Czy to dlatego nie jesteście już ze sobą? – zapytała z wahaniem Edina. – Bo ją o to poprosiłam?

Siostra nie wiedziała, jaki był prawdziwy powód naszego ostatecznego rozstania. W normalnych warunkach ona i Finlay byliby pierwszymi osobami, którym bym zaraz o tym opowiedział. Ale nie mieliśmy ostatnio ze sobą kontaktu.

– Nie – powiedziałem szczerze. – Nie to było powodem. Napijesz się kawy?

Wyciągnąłem z szafki dwa kubki, bo i tak znałem odpowiedź.

– Jasne. – Skinęła głową.

Podałem jej mleko z lodówki. Przyjrzałem się jej uważnie i musiałem ze zdziwieniem przyznać, że nie ja jeden miałem dziś cienie pod oczami. Wyglądała na zmęczoną i przygnębioną. Poza tym chyba schudła, bo niebieski sweter, który miała na sobie, wyraźnie na niej wisiał.

– A co z tobą? – spytałem i zdałem sobie sprawę, że gniew natychmiast ustąpił miejsca trosce o siostrę. – Dają ci popalić na uniwerku?

Jesienią rozpoczęła w Londynie studia z ekonomii i polityki. Byłem wprawdzie pewien, że żaden kierunek nie jest zbyt trudny dla mojej siostry, ale nie chciałem od razu zadawać pytań o bardziej prawdopodobny powód.

– Nie, studia są w porządku. – Edina potrząsnęła głową, po czym łzy napłynęły jej do oczu i przez chwilę walczyła, żeby je powstrzymać.

Podszedłem do niej i objąłem ją, jak to miałem zawsze w zwyczaju, gdy przychodziła do mnie jeszcze w wieku dziesięciu, czternastu czy osiemnastu lat. A ona przytuliła się do mnie, jak robiła to kiedyś, choć dziś z jej oczu nie popłynęły żadne łzy. Westchnęła tylko głęboko i po krótkiej chwili uwolniła się z mojego objęcia.

– Jakoś to będzie – wymamrotała i upiła łyka kawy. – O, kurczę, Lyall! Na który poziom ustawiłeś ekspres?

– Na najwyższy.

W innym wypadku nie dałbym rady dotrwać do końca tego dnia bez dodatkowej dawki snu.

– No raczej!

Sięgnęła po karton z mlekiem i dolała go aż po brzeg kubka. Podszedłem do kanapy i rozsiadłem się na niej. Po chwili Edina dołączyła do mnie. Podkuliła pod siebie swoje długie nogi i siedzieliśmy chwilę w milczeniu.

– Chodzi o Finlaya? – A miałem nie poruszać tego tematu. – Co znowu nawyrabiał? Przecież już wszystko zdążyło się między wami poukładać.

Przynajmniej na tyle, na ile to było możliwe. Po decyzji rady Edina i Finlay zdecydowali się zrobić wszystko, żeby o sobie zapomnieć: tego dowiedziałem się od niego. Siostra nawet zaczęła się umawiać w Londynie z jakimiś kolegami ze studiów. Tego z kolei dowiedziałem się od mamy. A mój kuzyn… jechał dalej ze swoim stałym programem – imprezy, modelki, a jeżeli starczało czasu – studia. Nic nie mówił, że coś między nimi zaszło. Ale okej, z nim też nie rozmawiałem od jakichś dwóch tygodni.

– Tak było – prychnęła Edina, ściskając kurczowo swój kubek. – Do momentu, gdy wpadliśmy na siebie w sylwestra w Nowym Jorku.

Powoli zaczynałem się domyślać, jaki mógł być ciąg dalszy.

– I jak to się skończyło? – Wiedziałem, do czego są zdolni, gdy czują się zapędzeni w kozi róg. A po tym, jak miesiącami trzymali się na dystans, na pewno doszło między nimi do kłótni. – Skoczyliście sobie do gardeł?

– Gorzej. – Edina spojrzała mi w oczy. – Wskoczyłam mu do łóżka.

Popatrzyłem na nią zszokowany.

– Fuck! – wyrwało mi się.

– Tak, tak też to można nazwać – dodała, uśmiechając się z przekąsem.

– Kurczę, Edie! Jak mogliście?!

Przekroczyli granicę, za którą dotąd nigdy się nie zapuszczali.

Choć byli w sobie zakochani od czterech lat, nigdy nie poszli ze sobą do łóżka. Bo czuli, że po takim kroku nie będą w stanie trzymać się od siebie z daleka. I wcale się nie mylili, co było aż nader widoczne po mojej siostrze.

– To było… Nie planowaliśmy tego, Lye. Spotkaliśmy się na imprezie, potem z niej wyszliśmy, jeździliśmy trochę po mieście i wreszcie wylądowaliśmy na dachu Mandarin Oriental. Rozmawialiśmy i było wesoło. Od lat między nami nie było takiego luzu. Gdy wybiła dwunasta, nastrój się zmienił. Fin mnie pocałował, przerwałam to, bo czułam, jak to może się skończyć. Tylko że… potem znalazłam się na dole przed hotelem i wiedziałam, że on jest na górze w apartamencie… I nie wytrzymałam, wróciłam tam do niego. Chyba oboje mieliśmy nadzieję, że to będzie gwóźdź do trumny naszego związku. Że się przekonamy, że wcale nie jest tak różowo, jak to sobie wyobrażaliśmy.

Parsknąłem poirytowany, bo to było tak typowe dla Finlaya.

– No i? Jak durny był ten pomysł w skali od jednego do dziesięciu?

– Jakieś dwadzieścia cztery. – Edina spojrzała przygnębionym wzrokiem na swój kubek. – Uciekłam stamtąd nad ranem i od tamtego czasu ze sobą nie rozmawialiśmy.

– I jak się z tym czujesz?

Nie miałem pojęcia, po co pytam. Odpowiedź była wymalowana na jej twarzy.

Zaśmiała się słabo, myśląc pewnie o tym samym.

– Jeżeli wcześniej sądziłam, że już gorzej być nie może, to po prostu byłam w błędzie. Nie mogę bez niego wytrzymać, nie mogę do niego zadzwonić ani z nim pogadać. Nie tylko dlatego, że się ze sobą przespaliśmy, ale po prostu zdałam sobie sprawę z tego, jaki jest dla mnie ważny. Fin jest jedynym mężczyzną, którego pragnę, Lye. – Westchnęła ciężko. – Ale wiem, że nie mamy żadnych szans na związek. Próbuję to zaakceptować.

Stara śpiewka, która żadnemu z nich w niczym nie pomagała. Zanim zdołałem odnaleźć w głowie pasujące słowa, które wniosłyby coś nowego i zdołały naprawdę podnieść ją na duchu, Edina potrząsnęła energicznie głową.

– No dobra, ale przyjechałam tu ze względu na ciebie, a nie po to, żeby ci się wypłakiwać. – Wskazała ręką kosz na śmieci, z którego zaproszenie wystawało niczym karcący palec. – Nie wybierasz się na otwarcie?

– Nie, odmówiłem.

– To naprawdę niezbyt rozsądnie z twojej strony. Zdajesz sobie chyba z tego sprawę?

– Tak, ale nie mogę tam polecieć. Ona… Kenzie też może się tam zjawić, a byłoby lepiej, gdybyśmy się tam nie spotkali.

Przede wszystkim dla mnie. Jeżeli miałem szczęście, ona zdążyła z tym sobie już poradzić. Życzyłem jej tego z całego serca. Choć oczywiście na myśl, że mogła być z kimś innym, mój żołądek zawiązywał się w wielki i bolesny supeł.

– Nie rozmawiałeś z nią już potem? – zapytała Edina.

Potrząsnąłem głową.

– Ale właściwie dlaczego? – Popatrzyła na mnie zmrużonymi oczami. – Wygląda na to, że nie jest ci obojętna, a Kilmore nie jest już przecież przeszkodą.

– Kilmore nie ma nic tu nic do rzeczy.

– W takim razie dlaczego do niej nie zadzwonisz? Kenzie na pewno nie ma do ciebie żalu. Jestem pewna, że…

– Ona wie – przerwałem jej. – Kenzie wie wszystko o Adzie, Edie. – Nie było powodu, żebym to dłużej ukrywał przed siostrą. – I właśnie dlatego nigdy więcej się do mnie nie odezwie.

Edina spojrzała na mnie zszokowana.

– Co dokładnie wie?

– Wszystko. – Westchnąłem. – Że Ada nie żyje, jak zmarła i co ja miałem wspólnego z jej śmiercią.

– Kiedy o tym usłyszała?

– Pod koniec sierpnia, tuż przed odjazdem.

– Dowiedziała się tego od ciebie?

Potrząsnąłem głową, powstrzymując się, żeby nie wykrzyczeć: „Chciałbym, żeby ode mnie”. Ale nawet wtedy nie mógłbym uratować naszego związku. Kto by mógł zaakceptować coś takiego? Jak można wybaczyć komuś słowa zachęcające inną osobę do samobójstwa? Czegoś takiego nie da się wybaczyć. Obojętnie, z jakiego powodu to zrobiłem.

– Nie, ktoś jej przesłał nagranie mojej ostatniej rozmowy z Adą. Prawdopodobnie Freddie.

– O rany, Lye! – Na twarzy Ediny malowało się osłupienie. – I nikomu o tym nie powiedziałeś? Przecież wiesz, że to ewidentnie sprawa dla rady.

– Tak, wiem. Ale nie chciałem ściągać tej całej kawalerii na Kenzie.

Z jednej strony pragnąłem jej tego po prostu oszczędzić, z drugiej – nie chciałem się afiszować z podejściem mojej rodziny do załatwiania każdej sprawy pieniędzmi, a na pewno wpadliby na pomysł, że trzeba jej zapłacić za milczenie. Kenzie była zbyt dumna, żeby przyjąć jakąkolwiek kwotę, ale miałaby poczucie, że jej nie ufamy. Że ja jej nie ufam.

– I zamiast tego postanowiłeś położyć na szali swoje życie? Całą swoją przyszłość? – Siostra spojrzała na mnie tak surowo jak nigdy dotąd. – Kenzie jest naprawdę fajna, ale jak mogłeś być tak lekkomyślny? Przecież mogło się zdarzyć wszystko. Mogłaby donieść o tym prasie albo…

– Ale tego nie zrobiła – przerwałem jej.

– Nie. Co oznacza, że jest jeszcze porządniejsza, niż się spodziewałam. – Edina westchnęła. – Albo że jeszcze tli się dla was jakaś nadzieja.

– Zapomnij! – parsknąłem, myśląc o sobie. – Nie było cię tam. Nie masz pojęcia, jak na mnie patrzyła. Jakby mnie widziała po raz pierwszy w życiu. Uświadomiła sobie w tym momencie, że myliła się co do wszystkiego, co na mój temat myślała. Jeżeli jeszcze cokolwiek do mnie czuje, to na pewno tylko nienawiść.

– To mocne słowo.

– Zgadza się. Ale okłamałem ją w żywe oczy w sytuacji, gdy zaufała mi na sto procent. Jeżeli mnie nie znienawidziła za to, co zrobiłem Adzie, to na pewno za to, że zawiodłem jej zaufanie.

Edina wyciągnęła zaproszenie z kosza i wygładziła je dłonią.

– Logan mówił, że byłeś tematem obrad rady, po tym jak nie przyjechałeś na święta do Kilmore. I wcześniej też unikałeś wizyt. Babcia napomknęła, że poniesiesz konsekwencje, jeżeli nie dowiedziesz, że rodzina jest dla ciebie ważna.

Mama też wspominała coś podobnego. Siostra nachyliła się w moją stronę.

– Musimy patrzeć w przyszłość, Lyall. Musimy iść dalej, skoncentrować się na naszych celach. Ukończyć studia, zasiąść w radzie, zacząć sabotować decyzje babki i zmienić zasady. A może nawet zapanować nad całym światem. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

Uśmiechnąłem się słabo, ale nic na to nie odpowiedziałem.

– Czy słyszę: „dobra, polecę na tą przeklętą inaugurację”? – zapytała Edina.

– Pomyślę nad tym, okej?

– Okej. A teraz opowiedz mi coś o tym. – Wskazała dłonią moją makietę. – Co to w ogóle ma być? Wygląda jak połączenie Empire State Building, Coldwell House i kanciapy dla portiera w domu babki.

Wiedziałem, że tylko się ze mną przekomarza, ale i tak mina natychmiast mi zrzedła.

– To moja największa porażka – wyznałem, krzywiąc się. – Nie udało mi się przekazać absolutnie nic z tego, co zamierzałem. Wyszedł bezkształtny i drętwy blok pozbawiony oryginalności. A muszę oddać tę makietę dziś po południu, jeżeli chcę za nią dostać jakieś punkty.

– I wszystko jasne. – Edina się podniosła. – W takim razie teraz zjedzmy śniadanie, a potem weźmiemy się do ratowania twojego zaliczenia. Głowa do góry! Zgoda?

Uśmiechnąłem się, bo właśnie takiej Ediny mi brakowało.

– Zgoda.

4

Kenzie

– Jak się dzisiaj miewasz, Kenzie?

– Dobrze. To znaczy… bywało lepiej, ale przecież zawsze istnieje jakieś „lepiej”. – Uśmiechnęłam się półgębkiem, wygładzając dłońmi podłokietniki z czerwonej skóry.

– Tak, to racja. – Doktor Hanson odwzajemniła mój uśmiech i sięgnęła po swoje notatki. – A czy w ciągu ostatnich dwóch tygodni były jakieś chwile, gdy nie czułaś się dobrze?

Natychmiast przyszło mi do głowy zaproszenie od Hendersonów.

– Tak, ale sobie poradziłam.

– W jaki sposób? Możesz mi o tym opowiedzieć?

Zamilkłam. Jeżeli jej o tym opowiem, nie uniknę tematu Lyalla – a na tę myśl coś mnie ściskało w środku.

Zaczęłam terapię behawioralną dwa miesiące po powrocie z Kilmore. Nie z powodu Lyalla, zrobiłam to dla siebie. Gdy mama zmarła, cała moja rodzina chodziła do doktor Hanson – z wyjątkiem mnie. Chciałam sobie z wszystkim poradzić sama, bez pomocy innych. Ale po tym, jak Kilmore pod każdym względem wstrząsnęło moim życiem, jednak zdecydowałam się na terapię. Przede wszystkim dlatego, że po tej całej sprawie z Lyallem czułam, że nie mogę sama sobie zaufać. Byłam całkowicie przekonana, że w przeciwieństwie do całego Kilmore to ja mam rację, a po tym wszystkim stwierdziłam, że wcale się nie znam na ludziach. Nie potrafiłam się potem w ogóle skupić na nauce. Rodzina codziennie pytała, co się ze mną dzieje. Wtedy zdecydowałam się poszukać kogoś, kto mi pomoże. Od trzech miesięcy przychodziłam tu regularnie co dwa tygodnie, ale nie zdradziłam się jeszcze ani słowem o Lyallu. Powtarzałam sobie, że nie o niego tu chodzi, tylko o mnie. Nie było powodu, żeby o nim rozmawiać i przyznawać mu miejsce w mojej głowie.

– Kenzie? Nad czym się tak zastanawiasz? – Terapeutka przypatrywała mi się uważnie.

Była jedną z tych kobiet, które zawsze wyglądają młodo i dynamicznie. To dlatego czułam się u niej dobrze. Nie potrzebowałam nikogo, kto będzie mnie niańczył, tylko kogoś, kto powie mi prawdę i pomoże mi sobie z nią poradzić. Robiłyśmy postępy pod tym względem. Powoli, ale zawsze.

– Bo… Nie mam pojęcia. Przyszło zaproszenie z Kilmore. Właściciele hotelu otwierają nowy budynek, nad którego projektem pracowałam. Ale nie chcę tam jechać.

Doktor Hanson spojrzała do swoich notatek.

– Dlaczego nie chcesz tam jechać?

Mogłabym wybrać prostszą drogę i opowiedzieć jej, że nie chcę znowu się narażać na konfrontację ze wspomnieniami o śmierci mamy i wszystkimi tymi opowieściami o niej. Doktor Hanson powiedziałaby mi, że te uczucia są normalne, i poradziłaby mi, co robić w takich sytuacjach, żeby nie wpaść w panikę. Ale to by było kłamstwo. Oczywiście myśl o powrocie do Kilmore faktycznie była bolesna, lecz nie miało to nic wspólnego ze śmiercią mamy.

Zastanawiałam się jeszcze przez chwilę, ale wreszcie zdecydowałam się wyznać jej prawdę. Bo milczenie na temat Lyalla to jedno, ale kłamstwo to jednak zupełnie coś innego. Jeżeli bym to zrobiła, byłabym dokładnie taka jak on.

– Podczas wakacji w Kilmore poznałam pewnego chłopaka, studenta architektury, który pracował razem ze mną przy tym projekcie – zaczęłam. – Na początku nie dogadywaliśmy się zbyt dobrze, bo zachowywał się jak arogancki idiota, ale z czasem… zauważyliśmy, że się lubimy. To znaczy... to było coś więcej. Był przy mnie, gdy straciłam głowę na widok zdjęć mamy. Pomógł mi też wrócić do Londynu, gdy Eleni miała wypadek. – Moja terapeutka wiedziała o tych wydarzeniach, ale nie wspominałam jej dotąd o Lyallu. – Zakochałam się w nim i myślałam, że jest tym jedynym. Śmieszne, prawda? – Parsknęłam z ironią. – Znaliśmy się zaledwie kilka tygodni, a mnie się wydawało, że to już będzie trwało zawsze.

Doktor Hanson wzruszyła ramionami.

– Dlaczego nie? Nie istnieją żadne zasady mówiące, od której chwili można wierzyć, że ktoś jest tym jedynym partnerem. Nie wydaje mi się, że jesteś kimś, kto lekkomyślnie się zakochuje.

– To racja. Ale jednak zakochałam się w niewłaściwej osobie.

– Dlaczego w niewłaściwej?

Znowu zamilkłam. To był ten moment, żeby wyrzucić z siebie wszystko o Lyallu. Nie potrafiłam się jednak przemóc, żeby iść dalej tą drogą. Nie potrafiłam przyznać, jak bardzo co do niego się myliłam.

– Okłamał mnie – powiedziałam i niemal zobaczyłam oczami wyobraźni, jak szanse przejścia na drugą stronę frontu nikną niczym we mgle. – Chodziło o jego byłą dziewczynę. Nie powiedział mi całej prawdy. Więc zerwałam z nim i odtąd się nie widzieliśmy.

– Rozumiem. – Doktor Hanson pokiwała głową, choć pewnie domyślała się, że kryje się za tym coś jeszcze. – A więc jakie są twoje obawy przed tą imprezą? Co takiego złego mogłoby ci się tam przytrafić?

– Jego obecność – odparłam. Taka też była prawda. Nie wiedziałam, jak zareaguję na widok Lyalla. – Gdybym go spotkała, wszystko by wróciło.

– Co dokładnie by wróciło?

Musiałam się chwilę zastanowić.

– Wydaje mi się, że już trochę doszłam do siebie po tym, co się stało. Boję się, że rany znowu się pootwierają.

– A czy istnieją powody, dla których powinnaś się tam mimo wszystko udać?

Skinęłam głową.

– Oczywiście. Jestem ciekawa, jak wygląda ten nowy hotel i które z moich pomysłów jeszcze tam wykorzystano. W końcu ten projekt był głównym punktem mojego podania na UAL.

– To przecież ważne argumenty. A czy jest możliwe, że mimo tych bolesnych wydarzeń powrót do Kilmore mógłby ci pomóc?

Teraz ja rzuciłam jej pytające spojrzenie.

– Że to mogłaby być szansa, żeby to raz na zawsze zakończyć? Nie, nie wydaje mi się.

Zaśmiała się.

– Mnie też nie. Ale mogłoby ci pomóc zrozumieć i uporządkować to, co czujesz. Gdy tam wyjechałaś w zeszłym roku, wyszedł z ciebie ból po śmierci mamy. Dzięki temu mogłaś teraz zrobić duże postępy w radzeniu sobie z tymi uczuciami. Podobnie mogłoby się stać z tym zawodem miłosnym. Nieważne, jak długo z tobą zostanie. Jesteś silną kobietą. Może stwierdzisz, że strach przed skonfrontowaniem się z tą sytuacją jest większy od zagrożenia, które niesie ze sobą.

Zaczęłam się zastanawiać nad jej słowami. Wykręcenie się z tego zaproszenia było takie łatwe. Sam wyjazd zająłby mi sporo czasu, którego nie miałam zbyt dużo. Oprócz zajęć, których wzięłam na siebie w tym trymestrze całkiem sporo, pracowałam dla taty i jeździłam do Olsena, żeby pomóc przy kilku projektach i zdobyć kolejne referencje do mojego portfolio. Szefa chyba dręczyły wyrzuty sumienia po tym, jak mnie odesłał z kwitkiem w zeszłym roku. Nigdy nie skontaktowałam się z Theodorą Henderson w sprawie obiecanego pisma polecającego. Jej wizytówka wciąż leżała nietknięta w moim biurku, mimo wszystko nie chciałam jej wyrzucać. Ale nawet gdyby jej syn nie pojawił się na otwarciu, ona na pewno by się tam zjawiła. Nie byłam pewna, czy chciałam ją spotkać.

– Czyli może jednak powinnam tam pojechać? – zapytałam doktor Hanson.

– Nie, nie to dokładnie miałam na myśli. Sądzę, że powinnaś się zastanowić, co jest dla ciebie ważne. Dla ciebie i dla twojego rozwoju. Decyzja należy tylko do ciebie.

Miała rację.

Choć to niczego nie ułatwiało.

5

Lyall

Nigdy nie lubiłem tej krótkiej chwili, gdy samolot podrywa się z ziemi. Zawsze mi się wtedy wydawało, że moje ciało stawia opór, że nie chce opuścić bezpiecznej przystani, zanim ostatecznie zaakceptuje ten dla niego nienaturalny stan. Dopiero wtłaczająca mnie w fotel siła ciężkości pomagała mi pozbyć się paniki i sprawiała, że byłem w stanie odetchnąć z ulgą i się odprężyć.

– Czym właściwie zasłużyliśmy sobie na łaskę twojej obecności? – żartował sobie Logan. – W końcu jesteś pierwszym z Hendersonów, któremu udało się wyłgać od spotkania świątecznego. Zastanawiałem się, czym się wykręcisz tym razem.

Finlay siedzący obok niego wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Przecież wiesz, że Lye nie potrafi oprzeć się urokowi prywatnych jetów. Cały ten luksus, szampan, skórzane fotele… Dopiero w tym otoczeniu zaczyna się dla niego prawdziwe życie.

Uniosłem kąciki ust i zaprezentowałem mu mój środkowy palec, co go wyraźnie rozbawiło. Oczywiście to on krył się za zorganizowaniem dla nas tego luksusowego i zbytecznego środka transportu. Właścicielem jeta był ojciec jednego z jego przyjaciół, który i tak miał w tym samym czasie zostać odebrany w Edynburgu. Przynajmniej mogliśmy się delektować spokojem podczas trwania tego ośmiogodzinnego lotu.

– No, ale tak na serio – Logan podjął wątek – z jakiego powodu zdecydowałeś się jednak z nami lecieć? Kilmore nie należy przecież do twoich ulubionych miejsc.

– Racja – potwierdziłem. Dokładniej rzecz ujmując, mieściło się gdzieś na samym końcu tej listy. – Ale mama i Edina uświadomiły mi, że jeżeli tym razem tam się nie zjawię, babka da mi popalić.

Poza tym cały ten wyjazd nie zajmie nawet jednej doby. Jutro przed południem wracam do Chicago.

– I jesteś pewien, że sobie poradzisz? Mam na myśli wspomnienia.

Finlay wygrzebał z jednej z szafek opakowanie m&m’sów. Powybierał skrupulatnie wszystkie brązowe cukierki, wsypał je do miseczki i podsunął mnie.

– Poradzę sobie – odpowiedziałem wymijająco i sięgnąłem po orzeszki, przypatrując mu się badawczo.

Chciałem do niego zadzwonić zaraz po odwiedzinach Ediny i zapytać go, dlaczego, do diaska, nic nie opowiedział mi o Nowym Jorku, ale zdecydowałem się poczekać, aż sam z tym do mnie przyjdzie. Z Loganem na sąsiednim siedzeniu raczej było to w tym momencie mało prawdopodobne. Choć byli braćmi, nigdy ze sobą nie rozmawiali na temat Ediny.

– Miałeś ostatnio jakiś kontakt z Jamiem? – zapytał Finlay.

– Tak, rozmawialiśmy przez telefon przedwczoraj. Ten projekt dla byłych uzależnionych u Diany ma na niego bardzo dobry wpływ. Wygląda na to, że swoimi specjałami zdołał sobie zjednać całą grupę. Nawet jeżeli mu się wydawało, że nie potrafi gotować na takim samym poziomie jak wcześniej, dla jego współlokatorów jego obecne umiejętności wydają się zupełnie wystarczające.

– A co tam nowego w radzie? – zapytałem, spoglądając na Logana.

– Projekt twojej mamy na Korfu jest obecnie numerem jeden wszelkich obrad. – Zmarszczył brwi. – Analiza lokalizacji wykazała, że musimy odrzucić jej pomysł. Ten kompleks leży zbyt blisko dwóch innych hoteli w zatoce, ma jedynie ograniczony dostęp do prywatnej plaży, a poza tym tej wyspie brak wystarczającego prestiżu dla naszej klienteli.

Uśmiechnąłem się.

– Niech zgadnę. I właśnie z tego powodu mama chce przeforsować ten projekt.

– Opowiadała ci o nim?

– Nie, ale od zawsze marzyła o otworzeniu hoteli, na które stać zwykłych ludzi.

Tak naprawdę skrywała w sobie pełną ideałów hipiskę, a po latach kierowania swojej kreatywności wyłącznie na luksusowe hotele marzyła pewnie o stworzeniu czegoś własnego, co by do niej bardziej pasowało.

– W każdym razie rada odrzuciła ten projekt – powiedział Logan, przewracając oczami. – Ja za nim głosowałem, ale Fiona, Moira, mama i babka oczywiście były przeciwne.

Parsknąłem z irytacją. No jasne! Nikt się nie odważy zatańczyć inaczej, niż gra babka, w przeciwnym razie ryzykowałby odstrzałem.

– Poza tym babka ostatnio zaczęła dopytywać, kiedy sobie znajdę żonę. – Logan chwycił w palce pukiel swoich rudych włosów, jak to miał w zwyczaju, gdy go coś martwiło.

– Fuck, serio? – Finlay skrzywił się i spojrzał na brata. – I co jej na to powiedziałeś?

– No co… że nie mam w tym momencie nikogo. – Spuścił wzrok.

Na przekór swoim genom Hendersonów i w przeciwieństwie do nas wszystkich Logan był strasznie nieśmiały, jeśli chodzi o kobiety. Niestety z tego powodu groziło mu, że babka wepchnie go w ramiona pierwszej lepszej dziewczyny odpowiedniej według niej. Każdy z nas wiedział, jak to się mogło skończyć. Nieważne, czy coś do niej będzie czuł, tylko czy przyda się w firmie. I nawet jeżeli od takich planów jeżyły nam się włosy na głowie, nie znaleźliśmy dotąd innego rozwiązania niż granie na zwłokę. Żeby wreszcie dotrwać do chwili, gdy przejmiemy większość w radzie, pozbawimy babkę władzy nad firmą i losami każdego z nas, i wyzwolimy się spod jej jarzma.

– I co teraz zrobisz? – zapytałem Logana.

Wzruszył ramionami.

– Na razie nic. Mam dwadzieścia cztery lata. Myślę, że przez kilka kolejnych lat będę się wykręcał. A w tym czasie może coś nam się uda zmienić.

– Współczuję – powiedziałem.

Ile razy będę to musiał jeszcze powtarzać, zanim znajdziemy sposób, żebyśmy sami mogli decydować o naszym życiu bez ryzyka, że rodzina się od nas odwróci?

– Nie przejmuj się. – Logan uśmiechnął się półgębkiem. – Nawet jeżeli niebawem wyskoczy z jakimiś kandydatkami, poradzę sobie. Wszystko inne to tylko kwestia czasu.

Finlay wyglądał przez okno, jakby nie istniało dla niego nic bardziej interesującego od chmur za oknem, ale ja domyślałem się, jakie myśli krążą mu teraz po głowie. Pewnie wydaje mu się, że jego sytuacja jest dużo gorsza od naszej. Jego zaduma nie trwała jednak dłużej niż kilka sekund, zresztą jak zawsze. Nagle wyrwał się z zamyślenia, rzucił jakimś żartem o babce i z powrotem był sobą. Kolejną godzinę spędziliśmy, wspominając najgorsze sytuacje z udziałem rodzinnej głównodowodzącej, potem obejrzeliśmy jakiś film, wreszcie Finlay wyciągnął swój laptop.

– Sprawdźmy, jakie to osobistości zaszczycą nas swoją obecnością – powiedział, otwierając plik z listą gości. – Och, cóż za znamienite grono. Przybędzie do nas sama rodzina królewska, nawet jeżeli tylko w postaci księżniczki Eugenii – zaczął odczytywać kolejne nazwiska, z których zaledwie połowa była mi znana.

Nagle zbladł i spojrzał na mnie, a potem błyskawicznie odwrócił wzrok na ekran.

– Co? – zapytałem, chociaż czułem, co się kroi. – Jego reakcja nie mogła oznaczać nic dobrego. Milczał, próbując dobrać odpowiednie słowa. – Fin, no weź! Powiedz wreszcie, o co chodzi!

Kuzyn odwrócił laptop w moją stronę. Odczytałem nazwisko w podświetlonej rubryce w Excelu.

Kenzie Stayton.

Miałem ochotę zakląć, ale głos uwiązł mi w gardle. Zamiast tego zacisnąłem usta, a zaraz potem wydałem z siebie tylko głębokie westchnienie, po czym potrząsnąłem głową.

– Nie sądziłem, że zechce przyjechać – powiedziałem półgłosem.

Podczas ostatnich dni cały czas sobie wmawiałem, że na pewno nigdy więcej nie zechce postawić stopy w Kilmore. Ale Kenzie nie była przecież tchórzem. Pewnie po przemyśleniu zrozumiała, że nie może pozwolić na to, żeby ryzyko mojej obecności powstrzymało ją przed obejrzeniem wyników swojej pracy. Tylko czy naprawdę nie mogła mimo wszystko wybrać na to jakiegoś innego momentu? Czy musiała się zjawić akurat na inauguracji?

Finlay ponownie odwrócił laptop w swoją stronę i go zamknął.

– Stary, potrzebujesz drinka? – zapytał ze współczuciem.

Potarłem dłonią oczy.

– Niejednego. Ale raczej dopiero wieczorem.

– Okej, no to mamy już plan – skwitował Logan. Nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się między mną a Kenzie. Znał tylko wersję, którą opowiedziałem mojej mamie. – Uraczymy cię alkoholem, a po godzinie z żalem opuścisz towarzystwo, ponieważ nie będziesz mógł dłużej utrzymać się na nogach.

– Świetny pomysł – przytaknąłem z sarkazmem. – Taki obrót sprawy będzie babce jeszcze bardziej na rękę niż moja absencja podczas świąt.

– W takim razie znajdziemy jakiś inny sposób, żebyś nie musiał się spotkać z Kenzie – obiecał Finlay.

– Zapomnij. Nieważne, jakie tłumy się tam pojawią, do naszego spotkania na pewno dojdzie. Pytanie brzmi raczej, jaki będzie jego przebieg.

Minęło już pięć miesięcy. Pięć miesięcy, podczas których każdego dnia myślałem o Kenzie. Jak to będzie znowu ją zobaczyć?

– Spójrz na to optymistycznie. – Finlay przekrzywił głowę i chciał wyjaśnić swoją myśl, ale zreflektował się, że obok niego siedzi Logan, więc musi starannie dobierać słowa. – Nikomu nic nie powiedziała, prawda? Pewnie dała sobie z tobą spokój i dawno o tobie zapomniała.

Tak, ale ja o niej nie zapomniałem, odpowiedziałem mu w myślach. Nie pozbierałem się po jej odejściu, ta chwila uświadomiła mi ten fakt aż nazbyt dobrze. Poczułem w środku dobrze znaną mieszankę poczucia winy, pogardy wobec siebie i przeszywającej na wskroś tęsknoty. Nigdy wcześniej nie czułem się tak dobrze jak z Kenzie – taki szczęśliwy, pełen optymizmu i nadziei. Byłem taki naiwny! Historia z Adą była czarną plamą na mojej duszy, której nigdy nie zdołam się pozbyć. Byłem głupi, mając nadzieję, że Kenzie wcześniej czy później nie odkryje całej prawdy…

– Tak, pewnie masz rację – odpowiedziałem mu.

Ale nie byłem do końca pewien, czy właśnie tego naprawdę chcę.

Kilmore nawet zimą było takim samym sielskim grajdołkiem jak w lecie – wprawdzie panował tu teraz siarczysty mróz, a z drzew dawno opadły wszystkie liście, ale dodawało to miastu jakiegoś tajemniczego uroku. Po południu dotarliśmy do naszego hotelu i z niejaką ulgą stwierdziłem, że pozwolono mi tym razem dzielić z Finlayem jeden z pokoi gościnnych w domu Moiry. Po zakwaterowaniu zeszliśmy na poczęstunek z herbatą i czas upłynął nam w nadspodziewanie miłej atmosferze. Tym razem obyło się bez kąśliwych pytań, co z pewnością wynikało z tego, że babka jeszcze nie dotarła na miejsce, do Moiry ciągle dzwonili z nowego budynku jacyś pracownicy, bo jeden z dostawców chciał się z nią tam zobaczyć, a sama Fiona nie miała tyle odwagi, by zachowywać się tak irytująco i uszczypliwie jak w ich obecności. Odważyła się do mnie odezwać dopiero wieczorem, gdy schodziłem w garniturze do salonu na parterze domu Moiry.

– Nie sądziłam, że jednak tu się zjawisz – zagadnęła mnie tym typowym dla siebie złośliwym tonem.

Z pewną konsternacją zauważyłem, że moi kuzyni już zdążyli opuścić dom. Szarpałem się jeszcze przez chwilę z krawatem, zanim udało mi się go wreszcie poluzować na tyle, żebym mógł w nim wytrzymać cały wieczór. Dobrze, że nie musiałem wkładać kiltu. Wyrzuciłem go tuż przed opuszczeniem Szkocji pod koniec wakacji. Nie tylko dlatego, że był poplamiony krwią.

– Dlaczego miałbym sobie odpuścić taką przyjemność? – odpowiedziałem pytaniem, unosząc brew.

Odkąd trzymałem ją w szachu, odkrywszy jej romans z pracowniczką, zachowywała się względem mnie mniej złośliwie. Ale właściwie mieliśmy okazję zobaczyć się jeszcze tylko raz po wakacjach, dokładnie w listopadzie, na otwarciu naszego nowego hotelu w Sydney.

– Może dlatego, że na liście gości widnieje Kenzie. – Spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.

Domyśliłem się, dlaczego mnie o to zagadnęła. Liczyła na to, że tą uwagą pobije mojego asa w rękawie. Płonne nadzieje!

– Przecież to było wieki temu! – Machnąłem ręką. – Serio sądzisz, że będę rozpamiętywał jakąś dziewczynę, którą ostatni raz widziałem jakieś pięć miesięcy temu? Proszę cię, Fi! Powinnaś znać mnie lepiej.

Fiona nie spuszczała ze mnie wzroku.

– No właśnie. Znam cię. I dobrze wiem, że to nie była jakaś tam dziewczyna. Była twoją szansą na ucieczkę. Twoją nadzieją na to, że sprawa z Adą nie będzie się za tobą ciągnąć przez całą wieczność.

Poczułem, że moje dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści, ale powstrzymałem się i spojrzałem na nią obojętnie.

– Powtórz, bo cię nie słuchałem – powiedziałem nonszalancko, mijając ją w kierunku drzwi. – Musiałabyś się postarać trochę bardziej, żeby mi dopiec twoimi pseudopsychologicznymi konkluzjami. A teraz musisz mi wybaczyć, opuszczę cię i udam się na inaugurację budynku, nad którego projektem pracowałem. A co z tobą? Udało ci się cokolwiek wnieść do tego projektu? Czy zdążyłaś tylko przelecieć konsjerżkę, gdy tylko pracownicy skończyli robotę?

Twarz Fiony przybrała kolor jej włosów, ale zanim straciła panowanie nad sobą, zdążyłem opuścić dom. Przemaszerowałem przez trawnik wprost do nowego budynku. Było dość chłodno, ale zimno pomogło mi ostudzić emocje. Podczas ostatnich godzin zastanawiałem się, jak powinienem się zachować, gdy wreszcie stanę naprzeciw Kenzie, lecz nie udało mi się znaleźć odpowiedzi. Będę musiał zareagować bez przygotowania.

Nowy budynek tętnił już życiem. Pomiędzy mniej lub bardziej ważnymi osobistościami w eleganckich strojach krążyli w holu kelnerzy z napojami. Właściwie powinienem był się bardziej przyłożyć do tego, by ten budynek odniósł sukces. Pomimo przybyłych tłumnie gości można było zauważyć, że otwarte lobby korzystnie wpływa na odczucie przestrzeni. Była to również zasługa ścianek działowych, które odgradzały od siebie poszczególne pomieszczenia. Ale ja bardziej byłem skupiony na skanowaniu wzrokiem obecnych w poszukiwaniu Kenzie. Bezskutecznie. Odnalazłem już Logana i Finlaya, podobnie jak rodziców ich obu – Patricię i Erica. Nie umknęła mi także obecność Moiry, babki oraz mamy. Ale nigdzie nie widziałem Kenzie. Gdy mój wzrok napotkał wzrok Finlaya, ten lekko pokręcił głową, dając mi do zrozumienia, że też jej jeszcze nie widział. A może lista gości na jego laptopie była po prostu nieaktualna? To całkiem możliwe, w końcu przyjęcie już dawno się zaczęło, a Kenzie zawsze była punktualna. Odetchnąłem z ulgą, ale w pewien sposób poczułem się oszukany.

Jakby pozbawiono mnie szansy na spotkanie z nią.

Ponieważ niebawem Moira miała zacząć przemowę powitalną, postanowiłem skorzystać z okazji, że góra hotelu była jeszcze pusta, i rzucić okiem na mieszczące się tam pokoje. Za pół godziny wszystkie wnętrza wypełnią achy i ochy niezliczonych gości, ale teraz powstrzymywała ich jeszcze elegancka wstęga rozpięta przed głównymi schodami. Nie chciałem przez nią przeskakiwać, więc odwróciłem się w kierunku kuchni i wjechałem windą dla personelu prosto na najwyższe piętro, na którym mieściły się apartamenty. Panowały tu absolutna cisza i pustka, dokładnie tak, jak się tego spodziewałem. W hotelu tej klasy przykładano szczególną wagę do wyciszenia wnętrz. Mogłem się przespacerować przez poszczególne pokoje, kontemplując w spokoju ich wystrój, w którym można było rozpoznać rękę głównej projektantki wnętrz – Pauli McCoy, choć dostrzegałem również pewne szczegóły, których autorkami były mama oraz Kenzie. Zbliżając się do ostatniego, najbardziej ekskluzywnego apartamentu w nowym budynku, na widok uchylonych drzwi ogarnęło mnie nagle jakieś niejasne przeczucie. Pchnąłem je lekko i zamarłem.

Na wprost ogromnego obrazu stała Kenzie.

Zerwała się na mój widok i dostrzegłem przerażenie na jej twarzy. Na jej niewiarygodnie ślicznej twarzy, której nie zapomnę do końca moich dni. Jak mógłbym – skoro wciąż ją widziałem oczami wyobraźni? Czyżby moja obecność tutaj ją zaskoczyła? Przecież musiała się liczyć z taką możliwością.

Nagle wszystko odżyło. Zniknął apartament, zniknęły nasze odświętne stroje – mój garnitur i jej zabójcza niebieska sukienka, wysoko upięte brązoworude włosy. Staliśmy znowu na drodze w Kilmore w strumieniach deszczu, który przemoczył jej czarną koszulkę na równi z potarganymi wiatrem włosami. Patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakbym był dla niej kimś kompletnie obcym, i wiedziałem, że stało się coś złego. Puściła nagranie i usłyszałem z jej telefonu mój głos. Nie potrafiłem na jej pytanie odpowiedzieć innym słowem niż „tak”. Stałem tam jak skamieniały, kompletnie niezdolny do jakichkolwiek wyjaśnień. Ale to i tak by nic nie zmieniło. Nie tylko powiedziałem do Ady te straszne słowa, ale też przemilczałem ten fakt przed Kenzie. I widziałem po jej oczach, że najlepsze wyjaśnienia nic by mi nie pomogły, nigdy by mi tego nie wybaczyła.

Wszystkie te myśli przelatywały mi teraz przez głowę, a jednocześnie dotarła do mnie bolesna prawda, że mimo upływu czasu siła moich uczuć do Kenzie w ogóle się nie zmieniła. Jej obecność pozbawiła mnie władzy nad sobą, tak samo jak spojrzenie jej jasnobrązowych oczu. Choć ich wyraz był tak odmienny od tego, na który miałem nadzieję. Nie byłem w stanie wydać z siebie ani jednego słowa. Nie potrafiłem ani się z nią przywitać, ani jej za wszystko przeprosić.

Nie byłem zdolny do niczego.