Drzewnik. Leśna terapia w praktyce - Agnieszka Antosik - ebook
NOWOŚĆ

Drzewnik. Leśna terapia w praktyce ebook

Agnieszka Antosik

0,0

37 osób interesuje się tą książką

Opis

Wejdź do niezwykłego świata natury z „Drzewnikiem”  wyjątkowym ćwiczeniownikiem dla miłośników przyrody.

Odkryj fascynujące tajemnice drzew, poznaj ich terapeutyczną moc i wpływ na zdrowie oraz samopoczucie. Przeczytaj drzewne historie, opowiedziane przez Agnieszkę Antosik, dendroterapeutkę, autorkę bestsellera „Leśna terapia”, znaną także jako Szepcząca z Drzewami. Miesiąc po miesiącu wzbogacaj swoją wiedzę na temat drzew, ich symboliki, właściwości leczniczych i znaczenia w kulturze.

Dowiedz się, dlaczego drzewem stycznia jest sosna, lutego – wierzba, a marca – brzoza. Poznaj ciekawostki zielarskie, dendroterapeutyczne, daj się zainspirować do aktywności związanych z danym drzewem.

Na pięknych kartach „Drzewnika” znajdziesz nie tylko mnóstwo miejsca na plany, notatki, zapiski, ale także wklejanie liści, rysunki i inne kreatywne aktywności. Możesz zacząć używać go w dowolnym momencie roku, tak aby służył Ci zgodnie z filozofią zero waste – od pierwszej do ostatniej strony.

Rozpocznij swoją podróż z naturą już dziś!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 203

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redaktorka prowadząca: Agata Ługowska, Dorota Jabłońska

Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz

Redakcja: Ida Świerkocka

Korekta: Anna Burger

Projekt okładki, wyklejka i DTP: Adelina Sandecka

Copyright © 2025, Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © 2025 by Agnieszka Antosik

Copyright © 2025 for illustrations by Adelina Sandecka

Informacje zawarte w tej książce nie służą do postawienia diagnozy, leczenia, udzielenia zaleceń ani nie zastąpią porady uprawnionego pracownika ochrony zdrowia.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie I

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-070-0

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

WSTĘP

Trzymasz w  rękach Drzewnik – zbiór opowieści o  drzewach. Dowiesz się z  niego, w  jaki sposób postrzegali je nasi przodkowie, jaką rolę odgrywały one w  życiu społeczeństw, a  także poznasz związane z  nimi mity, legendy oraz obrzędy. 

Zdradzę również, jakie moce i  umiejętności dendroterapeuci przypisują poszczególnym gatunkom – dzięki temu na własnej skórze sprawdzisz, czy takie podejście do drzew jest Ci bliskie. By Twoje możliwości skorzystania z  ich dobrodziejstw były pełne, wspomnę także o  surowcach zielarskich. W  ten sposób odkryjesz, jak wiele może zaoferować Twoje ulubione drzewo.

Ponieważ jednak najistotniejsze dla mnie jest przekonanie Cię do zaprzyjaźniania się z  przedstawicielami „Stojącego Plemienia”, niezależnie od tego, gdzie mieszkasz i  jak wiele czasu możesz spędzać na łonie natury, pokażę Ci przede wszystkim, jak bogatymi osobowościami są drzewa i  jak złożone tworzą światy. 

Nie obiecuję Ci lekcji botaniki czy fitoterapii. Bardziej szczegółowe informacje o  dobroczynnych działaniach poszczególnych gatunków drzew czy typów lasów znajdziesz w  mojej książce Leśna terapia. Chcę Cię zarazić moją pasją do drzewolubstwa, aby stało się ono Twoją codzienną praktyką przez cały rok – ten i  każdy następny. W  tym Drzewniku prowadzę Cię za rękę, pomagając postawić pierwsze kroki na ścieżce, którą sama kroczę od lat. Rozpoczniesz ze mną przygodę, by dalej ruszyć własnymi ścieżkami i  osobiście przekonać się, jak wspaniały jest świat wzbogacony obecnością Drzewnych Przyjaciół. 

Idealną formą do takiego celu jest planer, który będzie naszym wspólnym dziełem: moim, Twoim i  – przede wszystkim – drzew, które będziesz odkrywać i  przeżywać z  nimi swe przygody. Ja tylko go rozpoczynam – najwartościowszą treścią wypełnisz go Ty oraz drzewa, które staną się Twoimi towarzyszami. 

Dwanaście drzew na dwanaście miesięcy roku. Wybrałam je, kierując się przyczynami, które poznasz, czytając ich opisy. Ale nie musisz się zgadzać z  moimi wyborami. Twoje drzewo miesiąca może być całkiem inne niż to, które ja wybrałam. Klimat ostatnio zupełnie nie jest posłuszny kalendarzowi, bardzo prawdopodobne więc, że opisane przeze mnie w  danym miesiącu zjawiska zaobserwujesz znacznie wcześniej. Posługuj się zatem tym Drzewnikiem według własnego uznania, wypełniając go swoimi treściami.

Dla mnie będzie to najpiękniejsze zwieńczenie działalności, którą kiedyś rozpoczęłam jako Szepcząca z  Drzewami. W  ten sposób wyrażam głęboką wdzięczność wobec łaskawych drzew, które napotkałam na swojej drodze, oraz spłacam część długu, jaki u  nich zaciągnęłam.

Czym będzie Drzewnik dla Ciebie? Wierzę, że początkiem lub kontynuacją wspaniałej przygody! 

Gorąco Ci tego życzę, dziękując za zaufanie, które kazało Ci po niego sięgnąć.

WIOSNA

marzec, kwiecień, maj

MARZEC

BRZOZA

Czy wiesz o tym, że kiedyś marzec zwał się Brzezień? Dziś słowa Березень używają już tylko Ukraińcy, do naszego słownika weszło określenie o rodowodzie mniej naturalnym, a bardziej… batalistycznym. To w trzecim miesiącu roku, po zimowym przestoju, wyruszano na wojenne `wyprawy, stąd nazwa kojarząca ten czas z bogiem Marsem. W przeszłości to brzoza była uważana za najważniejsze drzewo w tym okresie. Nasi przodkowie zbierali wtedy oskołę, czyli sok brzozowy, który był wymarzonym eliksirem wspomagającym podczas trudnego czasu przednówka, gdy w domach brakowało jedzenia, a przetrwanie tego okresu wiązało się z ryzykiem chorób. Pełen witamin i minerałów, sok był darem dzikiej natury dla ludzi w potrzebie i pozostaje równie wartościowy dzisiaj. Mimo to, gdy co roku pojawiają się liczne zachęty do praktykowania tego zwyczaju, ja opowiadam się za tym, by z niego zrezygnować. Dlaczego? Pozwól, że Ci wyjaśnię.

Drzewnik nie jest tworzony z przeznaczeniem, by psuć Ci nastrój mrocznymi przepowiedniami dotyczącymi przyszłości. Ale pewnych rzeczy zbagatelizować nie można. Zmiany klimatyczne spowodowały, że nastał czas ciężki dla brzóz. Role się odwróciły. Dla nas przednówek jest jak każda inna pora roku, jeżeli chodzi o dostępność pożywienia i leków. Brzozy to drzewa północy, znoszące i pięćdziesięciostopniowe mrozy. W efekcie coraz mniej zimowych zim i suszy, która po nich następuje, licznie schną. Te zaś, które się nie poddają, jesiennieć zaczynają już w lipcu. Naukowcy mówią wprost: za 30 lat w naszej coraz bardziej ciepłej i suchej strefie klimatycznej brzóz zabraknie. Jeżeli pobieramy sok, kaleczymy drzewo, co naraża je na infekcje grzybiczne. W czasach suszy drzewom trudniej się przed nimi bronić.

Jeżeli zatem masz na należącym do siebie terenie brzozę i korzystasz z jej soku, zapewne odnosisz wrażenie, że drzewo ma go w sobie mnóstwo. Rzeczywiście tak jest – brzoza w marcu tętni niczym ogromny słup życiodajnej wody.

Niemniej nie można zapominać o tym, że pobierając ten dobroczynny sok, ryzykujesz zdrowie drzewa, a może nawet skracasz jego życie. Zabieg, z którym brzozy radziły sobie doskonale w czasach, gdy marzec nazywano brzeźniem, dziś naraża je na poważne ryzyko.

Czy to oznacza, że zdrowotne dary, którymi od wieków wspiera ludzi brzoza, są dla nas niedostępne? Zdecydowanie nie! Ale po kolei. 

Brzoza w marcu

Oprócz tego, że żywo zaczynają w niej krążyć soki, zaczyna też kwitnąć, a pod koniec miesiąca pyli, co stanowi prawdziwe utrapienie dla wszystkich uczulonych, którzy bez zaopatrzenia się w stosowne leki powinni unikać brzozowych zagajników. Niewątpliwie jest to wielką stratą, bo brzoza to jedno z tych drzew, co do którego ogół świata nie ma najmniejszych wątpliwości: jest przepiękna. I to o każdej porze roku. 

Przyjmuje się, że w naszym kraju występuje od 5 do 8 gatunków brzozy, ale najpowszechniejsze są dwie: brodawkowata i omszona. Pierwsza to ta najczęściej przez nas spotykana, o kredowobiałej korze, która łuszczy się poprzecznie cienkimi pasmami, podobnymi do zwijających się ruloników bibuły. Najbardziej znana brzoza ma zwisające gałęzie kojarzące się z wierzbą płaczącą i nadające drzewu nieco melancholijny wygląd. W odróżnieniu od niej brzoza omszona miewa pokrój krzaczasty, jej gałęzie są zadziornie wzniesione, a kora mniej biała, raczej szarawa. Ponieważ w przeciwieństwie do mało wymagającej brodawkowatej preferuje tereny podmokłe, torfowiska i okolice zbiorników wodnych, warto wykorzystać marzec, by się z nią bliżej zaznajomić. W kolejnych miesiącach jej ulubione miejscówki mogą być już trudniej dostępne. A szkoda, bo rozrastająca się nieraz niby ukwiał brzoza omszona tworzy niesamowicie przytulne zakamarki wyścielone grubo mchami, którym zawdzięcza swą nazwę. 

W znakomitej większości zatem brzozy, które spotykasz na swej drodze, to odmiana brodawkowata. Pozornie eteryczne i delikatne, urzekające zjawiskową barwą kory, o ażurowej, subtelnej koronie, w rzeczywistości są drzewami silnymi, a nawet dość bezwzględnymi w walce o swą przestrzeń i światło. Wszystko za sprawą tych malowniczo zwisających wiotkich gałęzi. Gdy zrywa się wiatr, unoszą się i stają się biczami bezlitośnie chłoszczącymi wszystko, co znajduje się w ich zasięgu. Żadne drzewo zbyt blisko rosnące nie ośmieli się naruszyć wywalczonej przez brzozę przestrzeni. Może za to ją szybko przerosnąć, co sprawia, że brzoza w naszych rejonach ceni sobie skraje lasów. Niemniej za sprawą brzozowej chłosty, którą potrafi ona potraktować otoczenie, wielki znawca drzew Peter Wohlleben określił brzozę „zdzirą z pejczem”. To dosadne miano zmienia nieco spojrzenie na brzozę, prawda?

Twarde zawodniczki

Tak, zapewniam Cię, że urzekające delikatną urodą brzozy to tak naprawdę twarde zawodniczki. Choć ich korzenie są płytkie, liczne, drobne i mocno rozgałęzione – co sprawia, że nawet pod ziemią zachowują eteryczny charakter – to prawdziwe pionierki, wykorzystywane przez leśników jako przedplon. Gleby skażone czy zniszczone pożarem albo erupcją wulkanu, zbyt jałowe, by zdecydowały się tam zapuścić korzenie inne drzewa – brzozy nie lękają się takich wyzwań. Nie lękają się też, jak już wiesz, iście syberyjskich mrozów. To właśnie między innymi Syberia jest miejscem, w którym czują się najlepiej, żyją najdłużej i rozwijają zupełnie nieosiągalne u nas rozmiary. Najprawdopodobniej zresztą to w związku z ulubionym środowiskiem bytowania wykształcił się tak niepowtarzalny kolor ich kory. Biała i gładka, dobrze odbija światło, co pozwala na zmniejszenie utraty wody wskutek parowania. A ta, w stanie płynnym, stanowi towar deficytowy podczas mrozu.

Nie żałuje za to parowania brzoza w skwarne dni. Wtedy uwalnia ze swych delikatnych listków kilkaset litrów pompowanej wody i jonizuje ujemnie powietrze, czyniąc tym wymarzoną miejscówkę na odpoczynek, ale jednocześnie tę wodę tracąc. Te romboidalne, delikatne listki wytrzymają i sześciostopniowy mróz. Obecnie w naszym kraju rzadko są na taką próbę wystawiane. Natomiast na skwar i brak opadów – znacznie częściej. Proszę, pamiętaj o tym, nim zdecydujesz się na brzozowy sok. I słowo daję, to już ostatni raz, gdy tu o tym piszę!

Żywioł kobiecy

Czy zdziwię Cię informacją, że brzoza jest jednoznacznie utożsamiana z żywiołem kobiecym? W którąkolwiek stronę świata się zwrócimy, nie znajdziemy żadnego męskiego boga, który byłby z nią wiązany. Za to boginie – w niektórych językach zawarte są już w samej nazwie brzozy. Wśród ludów germańskich nawiązują one bezpośrednio do bogini Birgit, czy też Brigid. Samo słowo będące źródłem obu tych nazw oznacza: jasność, świetlistość. Z tą też boginią, będącą panią wody życia i ognia, kojarzyli brzozę Celtowie. Brygida, strażniczka źródeł, a zarazem bogini słoneczna, idealnie pasowała do drzewa, którego kora potrafi płonąć nawet wtedy, gdy jest wilgotna. Czczona 1 lub 2 lutego Brigid, wyznaczała początek nowego okresu powracającego światła, a co za tym idzie – życia. 

Stąd obecność brzozy w licznych rytuałach związanych z rozpoczęciem nowego cyklu wegetacyjnego, rozbudzeniem mocy witalnych i płodnościowych. Przystrojone gałązki brzozowe noszone są przez dziewczynki i młode kobiety po polach, grządkach, łąkach, wioskach, ulicach i okolicznych domostwach, by z pieśnią na ustach przywołać pomyślność na kolejny rok agrarny. 

Jeżeli nasuwa Ci to jakieś skojarzenia, to być może przypominasz sobie procesje Bożego Ciała. Podczas tej uroczystości cztery ołtarze, do których wędrują wierni urywają dla siebie dekorowane są brzozami właśnie. Po dokonaniu obrządków wierni urywają dla siebie kawałki brzozy, by zdobyć gałązkę stanowiącą od tej pory talizman służący wielorakiej ochronie: przed piorunami, nieurodzajem, chorobami, czarami, a nawet… przed kretami albo złymi duchami. Nie brzmi to chrześcijańsko? Rzeczywiście, rodowód takiej praktyki jest czysto pogański, niemniej Kościół zwyczaj ten zaadaptował, tłumacząc, że brzozowy talizman uświęcony zostaje obecnością na ołtarzu. 

Skandynawowie brzozę wiązali z prządką chmur, boginią deszczu Frigg. Małżonka Odyna jest też patronką małżeństw, rodzin i domowego ogniska. Podobne funkcje pełni słowiańska Mokosz, pani żyznej ziemi, bogini płodności, urodzaju i narodzin. I tej bogini też właśnie brzoza jest przypisana. Dodajmy jeszcze do tego boginię miłości Wenus, zrodzoną z wody, i da nam to ogląd na to, jak postrzegano w przeszłości sakralną rolę brzozy i do jakich w związku z tym rytuałów jej obecność była niezbędna. 

Słowiańskie kobiety chętnie smagały się w czasie kąpieli w bani witkami z brzozowych gałęzi, co było sposobem na zapewnienie sobie zdrowia, płodności oraz atrakcyjności. W Jare Gody takimi brzozowymi witkami traktowano nie tylko ludzi, lecz także duchy starego roku, brzozowym drewnem wzniecano zaś nowy ogień, „by nowy rok mógł się bezpiecznie narodzić”. 

Czary i przesądy

Wracając do typowo kobiecych rytuałów – panny używały brzozy, by sprawdzić, ile jeszcze muszą poczekać na zamążpójście. W tym celu, odwrócone plecami do drzewa, próbowały wrzucać na brzozy swe wianki. Oczywiście, im wyżej na gałązkach się zaczepiały, tym większa szansa na pożądaną zmianę statusu. By szczęściu bardziej pomóc, upatrzonemu chłopakowi wręczało się brzozową gałązkę – intencje dla obu stron były teraz zupełnie jasne, chłopak mógł zaczynać starać się o rękę zaradnej panny. Również na węgierskich wsiach w maju zatykano gałęzie brzozowe przed domami niezamężnych panien, by zwiększyć ich szanse na szczęśliwe zamążpójście.

Wśród ludów germańskich z kolei kobiety wykorzystywały wsparcie brzozy w magii ochronnej. Przytulały się więc do tego drzewa zarówno te, które matkami zostać chciały, jak i te już oczekujące dziecka, prosząc o lekki poród. Potem układały swe dzieci w brzozowych kołyskach, bo takie zagwarantować miały maluchom ochronę przed złymi duchami.

Mocy brzozowej magii ochronnej używały też kobiety słowiańskie, szczególnie podczas obrządków rusalnych. Czas świąt związanych z niebezpiecznymi, a ponętnymi wodnymi pannami, przypadał na porę, kiedy dziś świat chrześcijański obchodzi Zielone Świątki. Był to okres wzmożonej aktywności rusałek – można je było spotkać na polach, dojrzeć, jak huśtają się na brzozowych gałęziach, kąpią się w rzekach czy tańcują na łąkach. Czasem zdarzało się nawet, że przychodziły do chat! Tolerowano to zuchwalstwo, bo obecność rusałek gwarantowała dobre plony. Jednakże z racji, że były to demony dość kapryśne i skutecznie wabiące ku sobie naiwnych mężczyzn (ku ich zgubie, rzecz jasna!), nadchodził czas, gdy kobiety musiały brać sprawy w swoje ręce. I tu pojawiała się brzoza. Po tygodniu swobodnego rusałczanego hasania, uzbrojone w brzozowe gałęzie i przystrojone w takież wieńce kobiety, odprawiały obrzęd odprowadzenia brzegiń na cmentarz lub do lasu. Rusałki, posłuszne brzozowej magii, opuszczały ludzkie siedliska, ale ich gniew mógł odczuć każdy, kto pochopnie próbował się kąpać przed Kupalnocką. 

W tym okresie zalecano wzmożoną czujność, a ponieważ powszechnie wierzono, że brzoza chroni przed demonami i uderzeniem pioruna, nie szczędzono licznych talizmanów. Domy strojono witkami brzozowymi, a przy wejściach do chat stawiano całe ścięte młode drzewka. Dodatkowo stosowano brzozowe okadzanie i wtykano witki w zagonki. To również może budzić skojarzenia z obrzędami towarzyszącymi Bożemu Ciału.

Wyżej wspomniane dowody zapobiegliwości spotykano głównie w świecie słowiańskim. Ale ochronna moc brzozy była doceniana i przez ludy zamieszkujące obecne tereny Niemiec, które używały jej w starciach z nieprzyjaznymi czarownicami. 

Druidzi celtyccy inicjowali wiele ceremonii, używając do tego gałązek brzozowych. W świecie szamańskim brzoza była wysoko ceniona. Razem ze świerkiem uważano ją za drzewo kosmiczne, będące osią świata, dzięki której młodzi adepci odbywali symboliczną wędrówkę w zaświaty. To właśnie u korzeni brzozy i świerku muchomory – magiczne grzyby używane w wielu rytuałach szamańskich – znalazły swoje ulubione miejsce. Ponieważ drzewem grudnia jest świerk, szczegóły należące do świata szamańskiego omówię przy tej okazji. Warto jednak wspomnieć o roli brzozy jako szamańskiej drabiny do nieba i związanej z nią germańskiej baśni.

Opowiada ona o tym, jak pewnego razu w środku wioski wyrasta potężne drzewo. Jest to brzoza tak wysoka, że koroną tonie w chmurach. Bohater, wabiony przez światła bijące z samego szczytu drzewa, przez siedem dni wspina się na nie i odkrywa prastare władczynie kolejnych dni tygodnia – codziennie po jednej. One dbają o jego dobrostan, zapewniając mu jadło i nocleg, a potem wysyłają wyżej. Tym sposobem młodzieniec dociera na sam szczyt, gdzie w niedzielę poznaje miłość i doświadcza największego z cudów. Co ciekawe, również Celtowie w swym kalendarzu wiązali brzozę właśnie z niedzielą. 

Czy to niedziela, czy dzień powszedni, zawsze warto było omieść dom i obejście miotłą z brzozowych witek. Nie służyło to bowiem jedynie celom porządkowym – miotła brzozowa miała szereg zastosowań magicznych. Omiecenie od niechcenia butów przybywających do domu gości gwarantowało, że ich złe intencje wobec gospodarzy domu rozwieją się jak dym. Miotła postawiona obok drzwi zabezpieczała przed przekroczeniem progu przez wszelkie złe duchy – zarówno demony, uroki, jak i choroby czuły przed nią respekt. Bali się jej też złodzieje. Trzeba jednak było zachować ostrożność! Wywrócony na próg magiczny artefakt brzozowy zwiastował śmierć jednego z domowników. W przeciwieństwie do mioteł z wierzby rzadziej podejrzewano te brzozowe o konszachty z wiedźmami, choć oczywiście jeżeli takowa w pobliżu się znalazła, mogła i miotły z brzozy dosiąść.

Skoro zaś już przy tym temacie jesteśmy, idąc do brzóz, możesz czasem zauważyć, jak wypuszczają tak zwaną czarcią miotłę. Zjawisko to, zwłaszcza na bezlistnych drzewach szczególnie uderzające, polega na zahamowaniu normalnego rozwoju pędu, co może nastąpić w efekcie różnych procesów chorobotwórczych. Ciekawy jest jego efekt: na gałęzi tworzy się przedziwny splątany, zbity twór, złożony z pędów, które ignorują prawa grawitacji. Takie zadziwiające, a niekiedy nawet przyprawiające o dreszczyk twory, możemy zauważyć na różnych drzewach: iglastych oraz liściastych. Ale te brzozowe były przez naszych przodków szczególnie cenione. Jeżeli chory z wysoką gorączką udał się pod brzozę wyposażoną w czarcią miotłę, poczynał całym drzewem trząść. Połączenie tej czynności z odpowiednim zaklęciem dawało nadzieję, że roztrzęsiona brzoza – czy to z racji swej wspaniałomyślności, czy to z potrzeby świętego spokoju – zabierze z delikwenta jego dolegliwość.

Drzewo o tak jednoznacznie dobrej reputacji jak brzoza zawdzięczało ją między innymi właśnie licznym zastosowaniom zdrowotnym, które niekoniecznie musisz naśladować, ale warto je poznać.

I tak na przykład podczas obłożnej choroby, przy bólach głowy lub koszmarach, dobrze było włożyć pod poduszkę cierpiącej osoby brzozowe witki. Miały one też zastosowanie przy nerwowych, płaczliwych i zbyt długo moczących się maluchach – należało brzozowe gałązki włożyć pod materac, by sen dziecka stawał się spokojniejszy. 

Wierzono, że nawet śnienie o brzozie ma dobroczynną moc i stanowi dobrą wróżbę. A by już temat snu w kontekście brzozowym uczynić bez reszty wyczerpanym – trzeba poruszyć i ten wieczny, którym przyjdzie spocząć każdemu z nas. Bo brzoza – w oczywisty sposób uznawana za drzewo życia – była też drzewem śmierci. W równie oczywisty sposób. Zadecydowała o tym jej natura: ze zwisających gałązek, przez brodawki, które nadały jej nazwę, sączą się kropelki substancji przypominającej żywicę. Zirytuje Cię to, jeżeli postawisz pod taką brzozą samochód. Ale naszym przodkom dało to asumpt do przekonania, że brzoza, podobnie jak ta szczególna odmiana wierzby, jest drzewem litościwym i opłakującym. Powszechnie sadzono ją więc przy grobach. Różniły się tylko szczegóły.

W wierzeniach czczących Słońce Słowian dbano o to, by brzoza rosła zawsze po północnej stronie. Chodziło o to, by zwróconemu ku wschodowi zmarłemu nie zasłaniała wędrówki Swarożyca po niebie. Z kolei u Finów, układających zmarłych nogami na południe, żałobna brzoza była sadzona tak, by podążając za słońcem, z czasem pochylała się nad mogiłą, otulając ją swymi gałęziami – bardzo wymowne ukoronowanie życia w kraju zwanym czasem jedną wielką brzeziną.

W równie jak Finlandia porośniętej brzozami Rosji mawiano, że zmarły „podąża do brzóz” – zasłynął z tego powiedzenia obwód kałuski. Łączyło się to z wierzeniami Słowian, zgodnie z którymi dusza po śmierci człowieka przybiera ptasią postać. Takie ptasie duszyczki znajdowały oparcie właśnie w gałązkach brzozowych, na których mogły usiąść i odpocząć.

Skandynawowie sadzili brzozy przy grobach, by chronić zmarłych przed złymi duchami. Warto przy okazji zaznaczyć, że to wokół tego drzewa właśnie ma odbyć się ostateczna bitwa bogów, Ragnarök.

W niektórych grobach celtyckich znajdowano kapelusze z kory brzozowej. Przybierano w nie zmarłych na ostatnią drogę. Co dyktowało wybór akurat takiego materiału? Łączy się to ze wspomnianym już uznaniem brzozy za jedno z wielkich i świętych drzew szamańskich, stanowiących drabinę do nieba. Być może Celtowie wierzyli, że zaopatrzony w brzozowe nakrycie głowy zmarły łatwiej znajdzie drogę ku drugiemu życiu?

Dziś sypiąca deszczem złotych liści albo płacząca żywicą brzoza bywa postrzegana jako kłopotliwe sąsiedztwo zanieczyszczające wypolerowany nagrobek. Ale jako wspomnienie po czasie, gdy traktowano ją jako ostatnią towarzyszkę, przetrwały brzozowe krzyże, upamiętnione w melancholijnej piosence Czerwonych Gitar.

Właściwości prozdrowotne

No ale wróćmy do teraźniejszości, do życia i do tego, w jaki sposób Ciebie może wesprzeć brzoza! Jeżeli sądzisz, że na oskole jej marcowe dary się kończą, to zdecydowanie nie! Gdy tylko zauważysz na zaprzyjaźnionych brzozach pączki rozwijających się młodych listków, możesz, jeszcze lepkie od chroniącej je przed mrozami żywicy, zrywać i zjadać jako przepyszną nowalijkę na kanapkach czy w sałatkach. Gdy listki nieco urosną, do końca czerwca możesz zrywać je i suszyć, by cały rok mieć możliwość parzenia obfitej w dobrodziejstwa herbatki.

Pamiętaj, by żadnych zbiorów nie traktować rabunkowo. Korzystając z darów drzew, zawsze pamiętaj o umiarze i szacunku.

Jeśli chcesz być blisko natury, zwłaszcza drzew, warto kierować się zasadami „indiańskiego BHP”, o których pisałam w książce Leśna terapia. Dla mnie to oczywista postawa każdego, kto pragnie żyć w harmonii z przyrodą. Traktuj pozyskiwanie darów natury jak otrzymywanie prezentu od zaprzyjaźnionych istot, a nie jak wizytę w supermarkecie.

Nie wyobrażam sobie odzierania zaprzyjaźnionego drzewa z kory, ale jeżeli pozyskasz ją na przykład ze spadów, warto pamiętać, że wzorem dawnych znachorów można używać jej do okadzania, bo zwalcza to gronkowca złocistego. Wszystko za sprawą zawartej w białej korze betuliny, którą wykorzystuje się na przeróżne sposoby w medycynie i kosmetyce.

Ponieważ Drzewnik to przede wszystkim zachęta do bycia wśród żyjących drzew, to na koniec opowiem jeszcze trochę o dendrorecepcie. 

Kiedy udać się do brzozy? Idź do niej, gdy zmagasz się z trudnościami, smutkiem lub traumatycznymi przeżyciami. Udaj się tam również wtedy, gdy nie radzisz sobie do końca z własnymi emocjami, gdy chcesz pozbyć się gniewu, złości czy strachu, gdy boli Cię dusza i życie. Sprawdź, co się wydarzy – na pewno nie pożałujesz.

To niezwykle kobiece, delikatne drzewo o silnej woli i strategiach przetrwania pomaga uporządkować zawirowania związane z równowagą płci. Brzoza harmonizuje w nas pierwiastki żeński i męski, łagodząc dychotomie wynikające z kulturowych podziałów na to, co męskie i kobiece. Jeśli masz tendencję do dominacji, nieustannej potrzeby rywalizacji, ciągłej gotowości do reagowania na sytuacje alarmowe czy walki, brzoza pomoże Ci wyciszyć te męczące cechy osobowości typu A.

Dendroterapeuci podkreślają również dobroczynne właściwości brzozy dla zdrowia fizycznego. Jak robiły to nasze przodkinie, kobiety powinny zwracać się do tego cudownego drzewa ze swoimi dolegliwościami. Każdy, kto zmaga się z napięciami tak silnymi, że objawiają się fizycznie – szczególnie w ramionach, brzuchu i klatce piersiowej – powinien szukać ukojenia u zaprzyjaźnionych brzóz. Mówi się też, że brzoza przynosi ulgę w przeziębieniach i grypie, ale pamiętaj, sama brzoza ich nie wyleczy.

Spotkania z nią w marcu – i przez cały rok – będą za to bezcenne!

Poza brzozą – z drzewami w marcu

MOJA PROPOZYCJA

Nic oryginalnego Ci nie zaproponuję, bo byłoby to niepotrzebne ograniczenie! W marcu zaczyna się dziać tyle, że po prostu – miej oczy i nozdrza szeroko otwarte! Zresztą każdy inny zmysł również. To miesiąc, w którym trudno oprzeć się uczuciu ekstazy na widok pękających pąków, zieleniących się gałązek i kwitnących kwiatów.

Jeżeli jednak marzec bez posmakowania soku z drzewa wydaje Ci się zbyt zubożony, udaj się z tą potrzebą do klonu jesionolistnego. Drzewo to, nielubiane zarówno przez przyrodników, jak i projektantów zieleni miejskiej, jest tak zwanym gatunkiem inwazyjnym. Oznacza to, że traktuje się je jak intruza, świetnie radzącego sobie w warunkach, które obecnie trudne są dla naszych rodzimych drzew. O samym klonie jesionolistnym możesz tu jeszcze poczytać więcej – w części o październiku. Profesor Łukasz Łuczaj, ceniony botanik i specjalista od dzikiej kuchni, jest jednym z propagatorów wykorzystania klonu jesionolistnego jako źródła pozyskania cukru. Ty nie musisz destylować soku klonowego ani syropu, ani tym bardziej cukru, ale jeśli chcesz napić się z drzewa dawki soku drogocennego zdrowotnie, a smaczniejszego i bardziej słodkiego niż brzozowy – szukaj klonu jesionolistnego! 

Co jeszcze w marcu?

Kwitną wierzby, te, które jeszcze nie uczyniły tego w lutym – jeżeli chcesz w pełni to wykorzystać, zajrzyj koniecznie do części Drzewnika poświęconej tym drzewom.

Wierzba płacząca się zieleni – czy pamiętasz, że to ona najpóźniej zrzucała liście na zimę? Nie zapomnij posłać wdzięczności tej, która najdłużej z liściastych nam aktywnie towarzyszy!

Kwitną też już niektóre z topoli, wiązów oraz klonów. Kwiaty zarówno jednych, jak i drugich można wykorzystać dla celów kulinarnych, zdrowotnych i kosmetycznych. Ale można się po prostu nimi cieszyć! 

Oczywiście kwitną i krzewy, i rzadsze drzewa. Forsycja oficjalnie i efektownie wyznacza kres zimy. Dereń jadalny zachwyca subtelnością urokliwych kwiatów.

Ważne daty

2 marca

Światowy Dzień Dzikiej Przyrody

14 marca

Międzynarodowy Dzień Sprzeciwu wobec Tam

18 marca

Międzynarodowy Dzień Słońca i Ziemi

21 marca

Światowy Dzień Lasu, Dzień Wierzby

22 marca

Światowy Dzień Wody, Światowy Dzień Leśnika

25 marca

Światowy Dzień Czytania Tolkiena,

jednego z największych miłośników drzew

ostatnia sobota marca

Godzina dla Ziemi

A może spróbujesz…

…zebrać nieco nagich gałązek i zabawić się twórczo?

Marzec to miesiąc nagich gałęzi, których widok może budzić już znużenie. A gdyby tak spojrzeć na nie z odrobiną kreatywności? Podejść do znalezisk ze spaceru jak w dzieciństwie… do kija? Nie bez powodu uznano go za najbardziej kultową zabawkę w dziejach ludzkości – może pełnić niezliczone funkcje! Podobnie nagie gałęzie kryją w sobie wiele możliwości: mogą stać się ozdobą, dziełem sztuki lub pełnić praktyczne funkcje w Twoim domu. 

Idealnie dla takich działań będą nadawać się wierzba, z której gałązek łatwo zapleść wianek – może być on ozdobą sam w sobie, może służyć jako podstawa do sezonowych zmian dekoracji. Możesz pozyskiwać wierzbowe witki bez obaw. Królowa żywotności doskonale sobie z takimi ubytkami poradzi. A to, co pozostanie Ci jako niewykorzystany materiał, możesz potraktować zielarsko. Na przykład wrzucić do któregoś z domowych octów, którego smak i aromat wzbogacą niby leżakowanie w specjalnych beczkach. Do takiego aromatyzowania octów możesz użyć oczywiście różnego rodzaju gałązek.

Miłego eksperymentowania!

MOJA BRZOZA:

DOŚWIADCZENIA, POMYSŁY, INSPIRACJE

_______________

_______________

_______________

_______________

_______________

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

KWIECIEŃ

JESION

Dostępne w wersji pełnej

MAJ

TOPOLA

Dostępne w wersji pełnej

CZERWIEC

OLCHA

Dostępne w wersji pełnej

LIPIEC

LIPA

Dostępne w wersji pełnej

SIERPIEŃ

BUK

Dostępne w wersji pełnej

WRZESIEŃ

KASZTANOWIEC

Dostępne w wersji pełnej

PAŹDZIERNIK

KLON

Dostępne w wersji pełnej

LISTOPAD

DĄB

Dostępne w wersji pełnej

GRUDZIEŃ

ŚWIERK

Dostępne w wersji pełnej

STYCZEŃ

SOSNA

Dostępne w wersji pełnej

LUTY

WIERZBA

Dostępne w wersji pełnej

ZAKOŃCZENIE

Dostępne w wersji pełnej

BIBLIOGRAFIA

Dostępne w wersji pełnej

PODZIĘKOWANIA

Dostępne w wersji pełnej