Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nowatorskie podejście do przemysłu, stworzone i wdrożone przez Henry’ego Forda w zakładach Ford Motor Company, na zawsze odmieniło oblicze masowej produkcji. Echa opracowanych przez niego standardów spotkać można w fabrykach na całym świecie po dziś dzień.
Autobiograficzna publikacja „Dziś i jutro” to wnikliwe spojrzenie na wiele procesów inicjowanych w firmie amerykańskiego przemysłowca. To również niezwykle interesujący wgląd w analityczny umysł Henry’ego Forda. Na kartach swojej książki dzieli się swoim spojrzeniem na kwestie społeczne i polityczne, porusza tematy związane z ekologią, edukacją, etyką, działalnością charytatywną, a także osiągnięciem równowagi pomiędzy odpoczynkiem a pracą. Zaznajamia również z tym, co stanowiło obiekt jego pozabiznesowych zainteresowań.
Książka Forda, choć swoją premierę miała wiele lat temu, nie straciła na swej aktualności i świeżości. Wiele zawartych w niej przemyśleń i sugerowanych rozwiązań nawet dziś stanowi wyzwanie dla zakładów przemysłowych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 363
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dom Wydawniczy Kontinuum przedstawia:
Autor: Henry Ford
Tłumaczenie: Damian Łukasz Tarkowski
Korekta: Izabela Zgrzywa
Wstęp
Rozdział 1. Rozdzimy się w obliczu możliwości
Rozdział 2. Czy istnieje granica rozwoju dla wielkiego biznesu?
Rozdział 3. Wielki biznes i władza pieniądza
Rozdział 4. Czy zyski są złe?
Rozdział 5. Nie da się tego zrobić
Rozdział 6. Uczenie się z konieczności
Rozdział 7. Co to są standardy?
Rozdział 8. Uczenie się na marnotrastwie
Rozdział 9. Sięganie do źródeł
Rozdział 10. Znaczenie czasu
Rozdział 11. Ratowanie drewna
Rozdział 12. Powrót na wieś
Rozdział 13. Płace, godziny pracy i motywy płacowe
Rozdział 14. Znaczenie mocy
Rozdział 15. Edukacja dla życia
Rozdział 16. Utwardzanie lub zapobieganie
Rozdział 17. Jak sprawić, by kolej była opłacalna
Rozdział 18. Lotnictwo
Rozdział 19. Problemy gospodarstw rolnych są problemami gospodarstw rolnych
Rozdział 20. Znalezienie równowagi w życiu
Rozdział 21. Do czego służą pieniądze?
Rozdział 22. Stosowanie zasad w każdej firmie
Rozdział 23. Bogactwo narodów
Rozdział 24. Dlaczego nie
Zakończenie
Henry Ford swoją działalnością na zawsze zmienił oblicze świata w początkach XX wieku. Stworzona przez niego ruchoma linia montażowa oraz zastosowane w fabryce techniki masowej produkcji ustanowiły standardy w przemyśle na kolejne dekady. Jego praktyczne samochody sprzedawane po przystępnych cenach wpłynęły niemal na każdy obszar życia społeczeństwa – najpierw w Stanach Zjednoczonych, a później na całym globie. Z jego doświadczenia i innowacji wdrożonych w zakładach Ford Motor Company czerpało wielu późniejszych przedsiębiorców, w tym choćby Kichiro Toyoda, założyciel japońskiego koncernu Toyota Motor Company.
Przez setki lat ludzie narzekali na brak odpowiednich możliwości i często mówili o pilnej potrzebie znalezienia właściwego sposobu podziału już istniejących dóbr. Jednak każdego roku pojawiały się coraz to nowsze pomysły, a wraz z nimi nowe możliwości. Dziś mamy już wystarczająco dużo sprawdzonych koncepcji, które, zastosowane w praktyce, mogłyby wyciągnąć świat z bagna i wyeliminować ubóstwo, zapewniając utrzymanie wszystkim, którzy będą pracować. Na przeszkodzie tym nowym ideom stoją tylko dawne, przestarzałe pojęcia. Świat zakuwa się w kajdany, zasłania oczy, a potem zastanawia się, dlaczego nie może biec naprzód.
Weźmy pod rozwagę tylko jeden pomysł – sam w sobie mały – taki, który mógł mieć każdy, ale którego rozwinięcie przypadło w udziale właśnie mnie – pomysł wyprodukowania małego, mocnego, prostego samochodu, wyprodukowania go tanio i płacenia wysokich wynagrodzeń ludziom pracującym przy jego produkcji. 1 października 1908 roku wyprodukowaliśmy pierwszy z naszych małych samochodów. 4 czerwca 1924 roku wyprodukowaliśmy dziesięciomilionowy egzemplarz. Teraz, w 1926 roku, na produkcyjnym liczniku mamy już trzynasty milion.
Jest to interesujące, ale być może mało istotne. Ważne jest to, że zaczynając od zaledwie garstki ludzi zatrudnionych w warsztacie, rozwinęliśmy się w duży przemysł zatrudniający bezpośrednio ponad dwieście tysięcy ludzi, z których żaden człowiek nie otrzymuje mniej niż sześć dolarów dziennie. Nasi dealerzy i stacje obsługi zatrudniają kolejne dwieście tysięcy ludzi. Ale w żadnym wypadku nie produkujemy sami wszystkiego, czego używamy. Z grubsza rzecz biorąc, kupujemy dwa razy więcej, niż produkujemy, i można śmiało powiedzieć, że dodatkowe dwieście tysięcy ludzi zatrudnionych jest przy pracach wykonywanych dla nas w zewnętrznych fabrykach. Daje to w przybliżeniu sumę sześciuset tysięcy pracowników bezpośrednich i pośrednich, co oznacza, że około trzech milionów mężczyzn, kobiet i dzieci utrzymuje się z jednej idei, wprowadzonej w życie zaledwie osiemnaście lat temu. I nie uwzględnia to ogromnej liczby osób, które w taki czy inny sposób pomagają w dystrybucji lub utrzymaniu tych samochodów. A ten pomysł jest przecież dopiero w powijakach.
Liczby te nie są podawane z myślą o przechwałkach. Nie mówię o konkretnych osobach czy firmach. Mówię o pomysłach. Te liczby pokazują, co można osiągnąć dzięki jednemu pomysłowi. Ludzie ci potrzebują jedzenia, ubrań, butów, domów itd. Gdyby oni i ich rodziny zebrali się w jednym miejscu, a ci, którzy dostarczają im zaopatrzenia, zgromadzili się wokół nich, powinniśmy zobaczyć miasto zaludnione gęściej niż Nowy Jork. Wszystko to rozwinęło się w krótszym czasie, niż dorasta dziecko. Jakim nonsensem jest dziś myśleć lub mówić o braku możliwości! Najwyraźniej jako społeczeństwo nie wiemy, co to jest sposobność.
Na świecie zawsze są dwa rodzaje ludzi: ci, którzy są pionierami i ci, którzy się ociągają. Ci, którzy się ociągają, zawsze atakują pionierów. Mówią, że pionierzy wykorzystali wszystkie możliwości, podczas gdy w rzeczywistości, gdyby pionierzy sami nie przetarli szlaku, nie mieliby gdzie się poruszać.
Pomyśl o swojej pracy w tym świecie. Czy to ty stworzyłeś swoje miejsce pracy, czy ktoś przygotował je za ciebie? Czy to ty rozpocząłeś pracę, którą wykonujesz, czy też ktoś inny? Czy kiedykolwiek znalazłeś lub stworzyłeś okazję dla siebie, czy też jesteś beneficjentem okazji, które inni znaleźli lub stworzyli?
Jesteśmy świadkami rozwoju takiego rodzaju charakteru, który nie chce wykorzystywać szans, ale zmierza do tego, aby cały bukiet możliwości podano mu na tacy. Ten temperament nie jest amerykański. Jest on importowany z krajów i od ras, które nigdy nie były w stanie dostrzec ani wykorzystać możliwości – żyły tylko tym, co im dano.
Obecnie faktem jest, że pokolenie temu o każdą okazję walczyło tysiąc ludzi, podczas gdy dziś na każdego człowieka czeka tysiąc możliwości. Stan rzeczy w tym kraju uległ zdecydowanej zmianie.
Jednak, gdy przemysł dorastał, możliwości były ograniczone. Mężczyźni dostrzegali tylko jedną ścieżkę awansu i wszyscy chcieli się na nią dostać. Naturalnie niektórzy z nich zostali odsunięci; było więcej ludzi niż przypadających na nich szans. Właśnie dlatego w dawnych czasach mieliśmy między ludźmi tak wiele zaciętości i okrutnej rywalizacji. Nie było wystarczająco dużo szerokich możliwości, aby każdy miał szansę z nich skorzystać.
Ale wraz z dojrzewaniem przemysłu otworzył się zupełnie nowy świat możliwości. Pomyśl, ile drzwi twórczej działalności otworzył każdy krok przemysłowego postępu. Po wszystkich zaciekłych walkach konkurencji okazało się, że żaden człowiek nie może odnieść sukcesu w ramach swoich możliwości bez stworzenia wielokrotnie większej liczby szans, niż sam jest w stanie ogarnąć.
Niemal niemożliwe jest zrozumienie istoty rozwoju przemysłu bez dostrzeżenia dawnego niedoboru możliwości. Wydaje się, że niektóre formy biznesu rozwijały się dalej, ale nasza wiedza o nich pochodzi głównie od tych, którzy zostali pokonani.
Dostępnych jest jednak wystarczająco dużo faktów, aby wskazać, że kiedy przemysł rozwijał się pod presją potrzeb ludzi (a jest to jedyna siła, która go powołała do życia), niektórzy mieli wielką wizję, podczas gdy inni mieli wizję ograniczoną. Ludzie o większej wizji naturalnie pokonywali innych. Ich metody były czasami niemoralne, ale to nie ich niemoralne metody stanowiły o ich sukcesie – była to ich szersza wizja potrzeb oraz sposobów i środków do ich zaspokojenia. Musi być ogromny przedział właściwej wizji w projekcie, który miałby przetrwać próbę czasu, stosując nieuczciwe lub okrutne metody. Przypisywanie sukcesu samej nieuczciwości jest powszechnym błędem. Często słyszymy o ludziach „zbyt uczciwych, aby odnieść sukces”. To może być dla nich pocieszająca refleksja, ale nigdy uczciwość nie jest rzeczywistą przyczyną ich porażki.
Nieuczciwi ludzie czasami odnoszą sukces. Ale tylko wtedy, gdy świadczą usługi, które przewyższają ich nieuczciwość. Uczciwi ludzie czasami zawodzą, ponieważ brakuje im innych istotnych cech, które szłyby w parze z ich uczciwością. Można śmiało powiedzieć, że w sukcesie ludzi nieuczciwych wszystko, co jest dotknięte nieuczciwością, zanika.
Ci, którzy nie wierzą w swoje możliwości, i tak odnajdą swoje miejsce w szansach stworzonych dla nich przez innych; ci, którzy nie potrafią skutecznie kierować swoją pracą, zawsze znajdą możliwość bycia kierowanymi przez innych.
Ale czy nie działamy zbyt szybko – nie tylko w produkcji samochodów, ale ogólnie w życiu? Wiele słyszy się o tym, że robotnik został zrównany z ziemią przez ciężką pracę, że to, co nazywamy postępem, odbywa się takim czy innym kosztem, i że kładzenie nacisku na wydajność niszczy wszystkie najdrobniejsze elementy życia.
To prawda, że życie jest dziś wytrącone z równowagi – i zawsze tak było. Do niedawna większość ludzi nie miała wolnego czasu, z którego mogłaby korzystać, i stąd oczywiście nie wie, jak z niego korzystać.
Jednym z naszych wielkich problemów jest znalezienie równowagi między pracą a zabawą, między snem a odżywianiem, a w końcu odkrycie, dlaczego ludzie chorują i umierają. O tym więcej napiszę później.
Z pewnością przemieszczamy się dziś szybciej niż kiedyś. Albo, bardziej poprawnie, jesteśmy przemieszczani szybciej. Ale czy dwadzieścia minut spędzone w samochodzie jest łatwiejsze, czy trudniejsze niż cztery godziny solidnego marszu polną drogą? Który sposób podróżowania na końcu drogi pozostawia wędrowca świeższym? Który z nich pozostawia mu więcej czasu i energii psychicznej? Wkrótce w ciągu godziny będziemy pokonywać samolotem dystans, jaki samochodem pokonywaliśmy przez wiele dni. Czy wszyscy wobec tego staniemy się nerwowymi wrakami?
Czy ten stan wyczerpania nerwowego, do którego podobno wszyscy zmierzamy, istnieje w prawdziwym życiu, czy tylko w książkach? W książkach czytamy o wyczerpaniu nerwowym robotników, ale czy słyszy się o tym od samych robotników?
Idźcie i spytajcie ludzi, którzy pracują nad prawdziwymi produktami wytwórczości tego świata, od robotnika jadącego ulicą samochodem do swojej pracy do młodego człowieka, który w ciągu jednego dnia przemierza kontynent. Znajdziecie u nich zupełnie inne nastawienie. Zamiast odsuwać się od tego, co nadeszło, oni patrzą z niecierpliwością na to, co nadchodzi. Zawsze są gotowi odrzucić dziś na rzecz jutra. To jest błogosławieństwo aktywnego człowieka, takiego, który nie siedzi samotnie w bibliotece, próbując dopasować nowy świat do starych form. Idźcie do robotnika jadącego w tramwajowym wagonie. Powie wam, że jeszcze kilka lat temu wracał do domu tak późno i tak zmęczony, że nie miał czasu na zmianę ubrania, po prostu jadł kolację i szedł spać. Teraz kupuje swoje ubrania w sklepie, wraca do domu za dnia, wcześnie je kolację i zabiera rodzinę na przejażdżkę. Powie ci, że morderczy pęd ustał. Może człowiek musi być teraz trochę bardziej wydajny w pracy niż dawniej, ale stary, niekończący się, wyczerpujący bieg ustał.
Ludzie na szczycie, ci, którzy zmieniają te wszystkie rzeczy, powiedzą wam to samo. Nie załamują się. Maszerują zgodnie z postępem i łatwiej jest im podążać za nim, niż próbować go powstrzymywać.
I właśnie w tym tkwi tajemnica: ci, których boli głowa z niemożności pogodzenia się ze zmianami, próbują powstrzymać świat, próbują zamknąć go ponownie w swoje małe, ciasne definicje. Nie da się tego zrobić.
Samo słowo „efektywność” jest dziś znienawidzone, ponieważ tak wiele rzeczy, które nie są efektywnością, przybrało jej postać. Wydajność to po prostu wykonywanie pracy w najlepszy sposób, jaki znamy, a nie w najgorszy. Jest to transportowanie pnia pod górę na ciężarówce, a nie na własnych plecach. Jest to szkolenie robotnika i aby był w stanie więcej zarabiać, więcej mieć i wygodniej żyć. Chiński chłopek pracujący przez długie godziny za kilka centów dziennie nie jest szczęśliwszy od amerykańskiego robotnika z własnym domem i samochodem. Ten pierwszy jest niewolnikiem, drugi zaś jest wolnym człowiekiem.
W organizacji pracy Forda nieustannie sięgamy po coraz bardziej rozwiniętą siłę. Udajemy się do zagłębi węglowych, do strumieni i do rzek, zawsze szukając jakiegoś taniego i dogodnego źródła energii, które możemy przekształcić w elektryczność, podłączyć do maszyny, zwiększyć wydajność robotników, podnieść ich płace i obniżyć cenę dla społeczeństwa.
W ten ciąg wydarzeń wkracza ogromna i stale rosnąca liczba czynników. Musisz uzyskać jak najwięcej z mocy, z materiału i z czasu. To zaprowadziło nas pozornie daleko, jak na przykład do kolejnictwa, górnictwa, leśnictwa i żeglugi. Wydaliśmy wiele milionów dolarów tylko po to, by zaoszczędzić kilka godzin tu i tam. W rzeczywistości jednak nie robimy nic, co nie jest bezpośrednio związane z naszą działalnością, czyli produkcją silników.
Moc, którą wykorzystujemy w produkcji, wytwarza inną moc – moc silnika, który trafia do samochodu. Około pięćdziesięciu dolarów wartości surowca przekształca się w dwadzieścia koni mechanicznych zamontowanych na kołach. Do 1 grudnia 1925 roku dzięki samochodom i traktorom dodaliśmy światu prawie trzysta milionów koni mechanicznych, czyli jakieś dziewięćdziesiąt siedem razy więcej, niż wynosi potencjalna moc wodospadu Niagara. Cały świat wykorzystuje tylko dwadzieścia trzy miliony koni ze stacjonarnych elektrowni, z czego Stany Zjednoczone wykorzystują ponad dziewięć milionów.
Efektem wprowadzenia całej tej dodatkowej rozwiniętej mocy do kraju jest coś, czego jeszcze nie potrafimy dokładnie przeliczyć, ale jestem przekonany, że niezwykły dobrobyt Stanów Zjednoczonych jest w dużej mierze wynikiem tej dodatkowej mocy, która, oswobodziwszy ludzi od pracy, uwalnia i pobudza ich myśli.
Światowy postęp zachodził w bezpośredniej proporcji do wzrostu wygody komunikacji. Odmieniliśmy ten kraj dzięki automobilom. Ale nie posiadamy tych samochodów tylko dlatego, że jesteśmy zamożni. Jesteśmy zamożni, ponieważ je posiadamy. Pamiętają Państwo, że nie kupiliśmy ich wszyscy naraz. Kupowanie odbywało się stopniowo – w rzeczywistości nigdy nie byliśmy w stanie nadążyć za zamówieniami, a przy naszych obecnych zdolnościach produkcyjnych, wynoszących dwa miliony rocznie, jesteśmy w stanie zaspokoić potrzeby naszych obecnych klientów tylko wtedy, gdy każdy z nich kupi nowy samochód nie częściej niż raz na sześć lat.
To na marginesie. Ogólny dobrobyt kraju, gdy odchodzimy od złych czasów tradycyjnej gospodarki, jest wprost proporcjonalny do liczby samochodów. Jest to nieuniknione, gdyż nie można wprowadzić do kraju możliwości rozwijania tak ogromnej mocy bez odczuwania skutków tych zmian praktycznie wszędzie. Tym, za co między innymi odpowiada samochód, zupełnie poza swoją własną użytecznością, jest ogólne zapoznanie ludzi ze sposobem użycia rozwiniętej mocy – nauczenie ich, czym jest moc i wyprowadzenie ich ze skorupy, w której żyli. Przed pojawieniem się samochodu wiele osób żyło i umarło, nie będąc nigdy dalej niż pięćdziesiąt mil od domu. W tym kraju to już przeszłość. W dużej części świata jest to jednak nadal rzeczywistość.
Kiedy przedstawiciele Rosji przyjechali kupić traktory do swoich gospodarstw państwowych, powiedzieliśmy im:
„Nie, najpierw powinniście kupić samochody i przyzwyczaić swoich ludzi do maszyn i ich mocy oraz do poruszania się z pewną swobodą. Samochody spowodują budowę dróg, a wtedy będzie można dostarczać produkty z waszych gospodarstw do miast”.
Poszli za tą radą i kupili kilka tysięcy samochodów. Teraz, po kilku latach, kupili także kilka tysięcy traktorów.
Istotą tego wszystkiego nie jest jednak to, że samochód lub cokolwiek innego można dobrze i tanio wyprodukować dzięki planowaniu i wykorzystaniu mocy. Wiemy o tym od dawna. Samochód jest szczególnie ważny z powodów, które zostały podane, ale to, co przyćmiewa wszystkie inne aspekty, to fakt, że odkryliśmy nową motywację dla przemysłu i znieśliśmy pozbawione znaczenia terminy „kapitał”, „praca” i „społeczeństwo”.
Przez wiele lat słyszeliśmy wyrażenie „motyw zysku”, które oznaczało, że ktoś zwany kapitalistą dostarczał narzędzi i maszyn, zatrudniał ludzi – czyli siłę roboczą – za najniższą możliwą płacę, a następnie wytwarzał dobra i sprzedawał je jakiemuś nieokreślonemu zbiorowi ludzi znanemu jako „społeczeństwo”. Kapitalista sprzedawał temu społeczeństwu produkty po najwyższej cenie, jaką mógł uzyskać, i zgarniał swoje zyski. Najwyraźniej sądzono, że społeczeństwo pojawiło się z powietrza i również otrzymało swoje pieniądze z powietrza, dlatego musiało ono być chronione przed spekulującym kapitalistą. Robotnik również musiał być chroniony i ktoś wymyślił pojęcie „płacy wystarczającej na życie”, a wszystko to wyrasta z kompletnie błędnego rozumienia całego procesu przemysłowego.
To prawda, że drobny biznes może działać na podstawie błędnego założenia na linii kapitał – praca – społeczeństwo, ale ani wielki, ani mały biznes nie może urosnąć w siłę na podstawie teorii, pozwalającej na to, by uciskał swoich pracowników. Oczywistym faktem jest, że klientela, która kupuje od ciebie, nie bierze się znikąd. Właściciel, pracownicy i odbiorcy kupujący towar to jedno i to samo i jeśli przemysł nie potrafi zarządzać sobą w taki sposób, aby utrzymać wysokie płace i niskie ceny, to sam siebie niszczy, ponieważ w przeciwnym razie ogranicza liczbę swoich klientów. A to właśnie pracownicy powinni być najlepszymi klientami.
Prawdziwy postęp naszej firmy datuje się od 1914 roku, kiedy to podnieśliśmy minimalną płacę z nieco ponad dwóch dolarów do zaokrąglonej kwoty pięciu dolarów dziennie, ponieważ wtedy zwiększyliśmy siłę nabywczą naszych własnych ludzi, a oni zwiększyli siłę nabywczą innych ludzi i tak dalej, i tak dalej. To właśnie ta myśl o zwiększeniu siły nabywczej poprzez wysokie płace i sprzedawanie po niskich cenach leży u podstaw dobrobytu tego kraju.
Jest to podstawowy motyw działalności naszej firmy. Nazywamy go „motywem płacowym”.
Ale oczywiście, wysokie płace nie mogą być wypłacane nikomu tylko na samo żądanie. Jeśli płace są podnoszone bez obniżania kosztów, to siła nabywcza nie jest powiększana. Nie ma czegoś takiego jak „płaca wystarczająca na życie”, ponieważ, o ile nie zostanie zwrócony ekwiwalent w postaci pracy, żadna płaca nie może być wystarczająco wysoka, by człowiek mógł z niej żyć. Nie może też istnieć „standardowa” płaca. Nikt na tej ziemi nie wie wystarczająco dużo, by ustalić standardową płacę minimalną. Sama idea standardowej płacy zakłada, że wynalazki i sztuka zarządzania osiągnęły już swoje granice rozwoju.
Nie można wyrządzić człowiekowi większej szkody, niż zapewniać mu wysoką płacę za niewielką ilość pracy, gdyż wtedy jego wysoka płaca podnosi ceny towarów i stawia je poza jego zasięgiem. Nieprawdą jest również twierdzenie, że zyski lub korzyści z wynalazków, które przynoszą niższe koszty produkcji, należą do robotnika. Takie przekonanie wynika z innego błędnego pojmowania procesu przemysłowego. Zyski należą przede wszystkim do przedsiębiorstwa, a robotnicy są tylko częścią tego przedsiębiorstwa. Gdyby wszystkie zyski zostały oddane robotnikom, nie byłoby możliwe wprowadzenie ulepszeń, które zostaną opisane poniżej. Ceny by wzrosły, konsumpcja by spadła, a firma z czasem przestałaby istnieć. Zyski muszą być przeznaczane na obniżenie kosztów, a korzyść z niższych kosztów musi w dużej mierze odnieść konsument. W efekcie jest to więc to samo, co podnoszenie płac.
Może się to wydawać skomplikowane, ale u nas sprawdziło się to dość łatwo.
Aby wpłynąć na gospodarkę, wnieść siłę, ukrócić marnotrawstwo, a tym samym w pełni zrealizować motyw płacowy, musimy mieć wielki biznes, który jednak nie musi oznaczać biznesu scentralizowanego. My się decentralizujemy. Każdy biznes oparty na motywie płacowym i ożywiony wyłącznie myślą o służbie musi się rozrastać. Nie może urosnąć do pewnej wielkości i na tym poprzestać – musi iść naprzód lub się cofać. Oczywiście to, co wydaje się wielkim przedsiębiorstwem, może powstać z dnia na dzień poprzez wykupienie dużej liczby małych firm. Rezultatem może być albo wielki biznes, albo po prostu muzeum biznesu, pokazujące, jak wiele ciekawych rzeczy można kupić za pieniądze. Wielki biznes to nie władza pieniądza: to władza udogodnień.
Tak się składa, że wielki biznes oznacza środki, dzięki którym mieszkańcy Stanów Zjednoczonych zarabiają na życie. Wszystkie nasze interesy, niezależnie od tego, na ile kawałków zostaną podzielone, nieuchronnie stają się wielkie. Jest to duży kraj z dużą populacją, która ma duże potrzeby, toteż wymaga dużej produkcji i dużych dostaw. Nie sposób wymienić choćby najbardziej trywialnego towaru, którego produkcja w tym kraju nie stanowi przemysłu na ogromną skalę. Dziś produkuje się nawet więcej rowerów niż w szczytowym okresie rowerowego szaleństwa. A biznes musi rosnąć i rosnąć, w przeciwnym razie będziemy mieli niewystarczające dostawy i wysokie ceny.
Weźmy za przykład przypadek farmerów z Sudbury w stanie Massachusetts mniej niż dwieście lat temu. Istnieje zapis o ich spotkaniu, na którym zatwierdzono środki podjęte przez „kupców i innych mieszkańców miasta Boston w celu obniżenia wygórowanych cen artykułów pierwszej potrzeby”. Kawa była wtedy sprzedawana po rozsądnej cenie dwudziestu dolarów za funt; buty męskie po dwadzieścia dolarów za parę (o butach damskich nie wspomniano, bo być może były niepotrzebne); tkanina bawełniana była wysoko wyceniana, a buszel soli kosztował małą fortunę.
Co odpowiada za zmianę cen tych artykułów wtedy i teraz? Biznes, który jest organizacją podaży.
Biznes zaczął się od małych, a rozrósł się do wielkich rozmiarów. Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Kiedy transport był utrudniony, a społeczność potrzebowała paśników na siano lub motyk, łatwiej było je dostać na miejscu. Nie zawsze były to najlepsze produkty, ale najłatwiej było je nabyć. Jest to jeden z najważniejszych elementów biznesu – mieć towar w pobliżu osoby, która go potrzebuje. W dawnych czasach miejsce na rynku było z konieczności miejscem produkcji. Większość towarów produkowano w mieście. Wszystkie targi wyrastały wokół poczty. Kowal wykonywał większość narzędzi rolniczych. Tkacz wytwarzał większość tekstyliów, których nie produkował przemysł kuchenny. Miasto było niemalże samowystarczalną społecznością.
Nie wynikało z tego jednak, że wszystkie te usługi były dzięki temu najlepsze czy najtańsze. Każdy konsument powie Wam, że słowo „masło wiejskie” nic nie znaczy. Wszystko zależy od tego, jak dobra jest żona rolnika w wytwarzaniu masła. Najlepsze i najgorsze masło może pochodzić z domowych, wiejskich procesów wytwórczych. Nowoczesna mleczarnia zbliża się do wyższej średniej jakości. I stąd było naturalne, że w miarę, jak kraj się rozrastał, jak środki wymiany między społecznościami stawały się bardziej sprawne, a zwłaszcza, jak rozwijał się transport, lepszy typ dostawców uzyskiwał coraz szerszy zasięg terytorialny.
W ten sposób wiele z najwcześniej założonych i największych przedsiębiorstw rozwinęło się na wschodzie, bo tam żyła większość rosnącej populacji. Kiedy pojawił się przemysł, rozwinął się on do największych rozmiarów w tych częściach kraju, które dostarczały mu podstawowych materiałów – rud i paliwa. Gdy pojawiły się wielkie problemy z zaopatrzeniem w żywność, przedsiębiorstwa przemysłowe zajęły swoje miejsce w części kraju pomiędzy produkującymi żywność a konsumującymi ją grupami ludności. Wszystkie te wielkie organizacje stwarzające rozmaite udogodnienia powstały na podstawie całkowicie naturalnego i logicznego planu. To ludzie je stworzyli. Jedna lub więcej osób mogły rozwinąć pomysł, ale decydujące było wsparcie tych, którzy nadali temu pomysłowi jego wielkie miejsce w życiu świata.
A teraz, kiedy kraj się rozrósł, biznes również się rozwinął i wiele się nauczyliśmy. Wiemy, że biznes jest nauką i że wszystkie inne gałęzie nauki mają w nim swój udział. Znajdujemy się w wielkim wieku przejścia od znoju życia do przyjemności życia. A to, czego nauczyliśmy się o sposobach i środkach służących do tego przejścia, zostanie opowiedziane w następnych rozdziałach w kategoriach ciężkiego doświadczenia.
Jeśli robotnik ma być w stanie kupić to, co wytwarza – to znaczy, jeśli motyw płacowy ma być w pełni realizowany – to rozwój wielkiej korporacji jest nieunikniony.
Sprawianie, że robotnik kupuje to, co wytwarza, ma oczywiście swoje wyjątki, a myśl ta odnosi się głównie do towarów. Nie można oczekiwać od robotnika, że kupi organy piszczałkowe, statek parowy czy drapacz chmur. Jako robotnik nie miałby on żadnego pożytku z którejkolwiek z tych rzeczy. Ale ma on pożytek z dobrego jedzenia, dobrego ubrania, dobrego mieszkania i rozsądnej ilości przyjemności zarówno dla siebie, jak i dla swojej rodziny.
Nie może ich uzyskać za pomocą jakiegokolwiek politycznego instrumentu ani poprzez żadną organizację negocjacyjną, taką jak związek zawodowy, ponieważ dobra nie powstają ani przez prawo, ani przez negocjacje – co, o dziwo, nie wydaje się powszechnie uznawane. W ciągu ostatnich kilku lat odwiedziło mnie wielu zagranicznych przywódców związków pracowniczych i bez wyjątku mówili oni o polityce, podczas gdy zagraniczni przywódcy przemysłowi mówili o polityce tylko w sposób defensywny. Ich głównym zainteresowaniem, a przynajmniej tak się wydawało, było znalezienie sposobów i środków na wyrównanie różnic między pracą a kapitałem. Oczywiście – kiedy myśli się w kategoriach „pracy i kapitału”, zaczyna się myśleć w kółko, ale przynajmniej ci ludzie szukali wyjścia poprzez produkcję, podczas gdy przywódcy robotniczy zdawali się pragnąć przede wszystkim możliwości sprawowania urzędu i wygłaszania przemówień.
Ludzi nauczono bać się wielkiej korporacji. Obawiają się jej częściowo dlatego, że jej nie rozumieją, a częściowo dlatego, że boją się monopolu. Obawiają się również władzy pieniądza i mylą wielki biznes z wielką władzą pieniądza. Ich myślenie jest zapóźnione o wiele lat. Wracają do czasów, kiedy milion dolarów był dużą sumą pieniędzy i kiedy uważano, że żaden człowiek nie może uczciwie zarobić ani wykorzystać miliona dolarów. Ktokolwiek zaczął to głosić, musiał być człowiekiem o najwęższej wizji, bo inaczej wiedziałby, że o wiele łatwiej jest zarobić pieniądze uczciwie niż nieuczciwie. Jedynym ważnym punktem w tym wszystkim jest to, że ludzie myślą o biznesie, a szczególnie o wielkim biznesie, jako o czymś liczonym w dolarach, a nie jako o czymś działającym w służbie człowieka.
Teraz pamiętajmy, że to dzieje się dzisiaj, a nie wczoraj czy jutro. Świat zawsze potrzebował przywództwa. Wczoraj to przywództwo było wojskowego i politycznego rodzaju. Nie było różnicy, jaką formę rządu miało dane państwo: odnosiło sukcesy, gdy miało przywództwo, a ponosiło porażki, gdy go nie miało. Ani przywództwo wojskowe, ani polityczne nie jest kreatywne. Biznes odnosił sukcesy tylko wtedy, gdy sięgał po coś, co ktoś inny już stworzył. Nie ma jednak sensu kłócić się z przeszłością. Takie przywództwo, jakie otrzymała przeszłość, było bez wątpienia tym przywództwem, którego potrzebowała. Ale czasy się poprawiły i dziś przywództwo polityczne i wojskowe nie może służyć ludziom tak dobrze jak przywództwo przemysłowe. Całkiem możliwe, że przywództwo polityczne wszędzie jest mniej więcej na poziomie średniej. Powodem, dla którego utrzymuje się poniżej średniej, jest to, że ludzie popadli w nawyk proszenia świata polityki o realizację tego, czego może w istocie dokonać tylko przemysł. Zawodowi reformatorzy tego nie rozumieją. Myślą, że polityka może uczynić to, czego dokonać może tylko przemysł, i proponują regulacje cen tego, tamtego i jeszcze czegoś innego, wychodząc z założenia, że w ten sposób mogą przynieść dobrobyt.
Istnieje tęsknota za dobrobytem ustanowionym przez prawo i jest to zupełnie naturalne, że tak powinno być. Myśl, że głównym przekleństwem życia jest praca na utrzymanie, jest dziś raczej powszechna. Myślący ludzie wiedzą, że praca moralnie, fizycznie i społecznie jest zbawieniem rasy ludzkiej. Praca nie tylko daje nam środki do życia: ona daje nam nasze życie. Ale w jakiś sposób dobrobyt – a wszyscy zgadzają się, że dobrze jest być zamożnym – miesza się z wysokimi cenami i wysokimi płacami, a ponieważ zarówno ceny, jak i płace mogą być najwyraźniej (choć nie w rzeczywistości) podnoszone przez prawo, wydawać by się mogło, że jakieś ustanowione prawo może zastąpić pracę.
Każdy powinien już wiedzieć, że prawdziwy dobrobyt charakteryzuje się obniżeniem cen i że jest to jedyny sposób, dzięki któremu dobrobyt może stać się stanem normalnym, a nie jedynie rzadkością.
Rozważmy kilka podstawowych zasad. Po pierwsze, dlaczego w ogóle powinniśmy mieć dobrobyt? Dobrobyt jest łatwym i nieprzerwanym ciągiem zaspokajania potrzeb. Potrzeby naszych ludzi są normalne i zróżnicowane, a środki do ich zaspokojenia są obfite, z nadwyżką dla tych, którzy znajdują się daleko od źródła, a których własne formy zaopatrzenia nie zostały rozwinięte. Bardziej logiczne pytanie brzmi: dlaczego mielibyśmy być pozbawieni dobrobytu? Nawet w „ciężkich czasach” mamy pod ręką wszystkie elementy dobrobytu, tak że zagadką jest, czy kiedykolwiek jeszcze będziemy musieli przechodzić przez „ciężkie czasy”, chyba że z powodu złego zarządzania naszymi sprawami. Ekonomiczna podstawa dobrobytu zawsze działa.
Ale ludzie muszą być poprowadzeni do dobrobytu. Tłum jest bezsilny, chyba że chodzi o sianie zamętu i zniszczenia. Większość ludzi nie jest inteligentna sama z siebie; trzeba ich tego uczyć. Nie wszyscy ludzie dostrzegają możliwości ucieczki od znoju w pracy poprzez włożenie w nią inteligencji, potrzebują lekcji. Nie dostrzegają mądrości w dopasowywaniu środków do celów, w oszczędzaniu materiałów (które są święte jako rezultat pracy innych), w oszczędzaniu najcenniejszego towaru – czasu; trzeba ich tego nauczyć.
Przemysł musi mieć przywództwo i to wysokiego rzędu. Wielka korporacja jest nieuchronną konsekwencją przywództwa przemysłowego.
Jak bardzo korporacje będą się rozrastać? Czy istnieje granica ich wielkości, a jeśli tak, to jaka? Czy należy je regulować, aby służyły interesowi publicznemu? Jakie są zagrożenia związane z monopolem? Czy monopol powinien być ograniczany?
Pytania te same znajdują dla siebie odpowiedź, jeśli przyjrzymy się, jak powstaje korporacja usługowa. Po pierwsze, musi ona być zaprojektowana do sprzedaży pewnych udogodnień. Korporacja musi podążać za stwarzanym produktem. Udogodnienie nie podąża za korporacją. Liczy się projekt. Wszystko na tym świecie, aby było zrobione właściwie, musi być zgodne z projektem, a czas spędzony na doprowadzeniu rzeczy do porządku nigdy nie jest stracony. Finalnie jest to czas zaoszczędzony. Ale tu ktoś może zapytać: „Co ja mam zaprojektować?”. Możecie wziąć coś, o czym ludzie już wiedzą, i spróbować stworzyć lepszy projekt niż ten, który jest oferowany. To może być kierunek, którym należy podążać w towaroznawstwie, ale prawdopodobnie lepszym sposobem jest ocenianie potrzeb ludzi przez pryzmat własnych pragnień.
Następnie zacznij od miejsca, w którym stoisz i pozwól, aby społeczeństwo stworzyło Twój biznes dla Ciebie. Społeczeństwo i tylko ono może stworzyć biznes.
Jeśli mamy dziś dobrą stal, to dlatego, że społeczeństwo kupowało ją, gdy była wadliwa, i w ten sposób pomagało mistrzom stali doskonalić ich naukę i produkcję. Jeśli mamy dziś wygodny transport, to dlatego, że ludzie byli skłonni płacić za niewygodny transport i pozwalali systemowi rosnąć. Jeśli mamy dziś szybkie, trwałe i niezawodne samochody, to dlatego, że ludzie kupowali je, gdy były one w dużej mierze jeszcze w fazie eksperymentalnej. Jeśli mamy dziś różnorodne produkty naftowe, to dlatego, że ludzie kupowali i spalali „olej węglowy”, a dzięki ich zaufaniu i patronatowi przemysł naftowy wszedł na drogę do ułatwiania życia światu.
Ponieważ to społeczeństwo tworzy przedsiębiorstwo, podstawowym zobowiązaniem przedsiębiorstwa jest zobowiązanie wobec społeczeństwa. Ci, którzy pracują dla firmy i z nią współpracują, są częścią tej społeczności. A to rozstrzyga jedną z podstawowych zasad polityki korporacyjnej: komu przypadają korzyści z udoskonaleń?
Załóżmy, że przemysł jest w stanie dzięki efektywności i uznanym już rozwiązaniom obniżyć koszty ponoszone przez konsumentów. Daje korzyści z tych ulepszeń swoim klientom. Jeśli wyprodukowanie artykułu kosztuje o dolara mniej niż poprzednio, to o dolara spada cena dla konsumenta. Dzięki temu procesowi więcej ludzi jest w stanie kupować. Więcej kupujących sprawia, że biznes staje się jeszcze większy. Większy biznes jeszcze bardziej obniża koszty, co z kolei jeszcze bardziej go powiększa.
Teraz jest już oczywiste, że bez względu na to, jak skuteczna była idea ekonomicznej produkcji w tej fabryce, taki wzrost nie nastąpiłby, gdyby nie podzielono się oszczędnościami ze społeczeństwem. Załóżmy, że jeden zaoszczędzony dolar został dodany do zysków, a cena dla konsumenta pozostała taka sama. Nie nastąpiłaby żadna zmiana w wielkości biznesu. Przypuśćmy również, że zaoszczędzony dolar zostałby dodany do płac, a wtedy także nie byłoby żadnej zmiany w rozmiarach biznesu. Ale przez dzielenie się zyskami z szeroką klientelą pojawia się natychmiastowa i wielka korzyść publiczna, następuje stymulująca reakcja na biznes; ceny spadają, biznes rośnie, tysiące ludzi zostaje zatrudnionych tam, gdzie wcześniej nie było pracy, płace i zyski rosną. Zaczynając od właściwego końca: ceny idą w dół, co oznacza, że dla społeczeństwa wartość idzie w górę, płace idą w górę i nadwyżka idzie w górę. Chodzi o to, że nie stało się to przez zrobienie tego, czego się czasem oczekuje, czyli zamianę wszystkich zysków na płace. Więcej korzyści przynosi płacącemu za zakupy, posiadającemu pięcioosobową rodzinę, obniżenie kosztów artykułów pierwszej potrzeby dla członków jego rodziny niż zwiększenie jego płacy bez obniżenia kosztów. Wzrost płacy następuje przez wzrost biznesu, a żaden rozwój w biznesie nie jest możliwy inaczej niż przez obniżenie cen dla społeczeństwa.
Ludzie pracujący są bardziej kupującymi niż sprzedającymi. Punktem, w którym należy zacząć toczyć koło, jest koniec kupowania. Ułatw zwykłym ludziom kupowanie. To daje pracę. To daje płace. To daje nadwyżkę na rozbudowę i większe udogodnienia dla społeczeństwa.
Ciężar tego wszystkiego spoczywa na barkach kierownictwa. Robotnicy pracują w każdym systemie. W warsztacie nie ma większego znaczenia, czy stosuje się najlepszą metodę, ani czy uzyskuje się najlepsze wyniki z wykorzystania materiałów i optymalizacji ruchów ludzkich; jest to taki sam dzień pracy. Różni się on wartością produkcji i to jest właśnie biznes zarządzania.
Załóżmy, że jakaś firma się rozwinęła i prosperuje dzięki takiej polityce służenia społeczeństwu. Nie jest samowystarczalna – musi kupować na zewnątrz. Jej dostawy są zagrożone. Złe zarządzanie przedsiębiorstwami, które dostarczają surowce, powoduje strajki, które opóźniają dostawy. Albo rozważmy politykę naliczania opłat, polegającą na doliczaniu do ceny sum za wszystko, co wymaga jakiejkolwiek pracy, co jest wykorzystywane do nieuzasadnionego podnoszenia cen, uniemożliwiając właścicielowi sprzedaż jego towaru klientom po cenie, która jest właściwa dla niego i dla nich. Znajduje się on na łasce wprowadzających go w błąd robotników spoza jego przedsiębiorstwa, którzy dostarczają mu surowca, wyłudzając zyski. Oczywiście jego obowiązkiem jest chronić swoich klientów. Oni potrzebują pewnego towaru po cenie, którą mogą zapłacić, a grozi im to, że zostanie ona podniesiona do wysokości, na którą nie mogą sobie pozwolić.
Przedsiębiorca będący producentem musi od razu zdecydować, czy jego produkty dla klientów będą ograniczone przez siły pozostające poza jego kontrolą, czy też w miarę posiadanych zasobów będzie on sam się zaopatrywał. Jeśli zdecyduje, tak jak my zdecydowaliśmy, że ilość i jakość naszych wytworów powinna być pod naszą kontrolą, wtedy stopniowo zostanie wciągnięty, przynajmniej w stopniu zapewniającym mu bezpieczeństwo, w produkcję surowców i w wiele rozgałęzień, które zostaną opisane później. A wraz z przejęciem pierwszego źródła surowców przychodzi próba naszej służby społeczeństwu.
W każdym z wykorzystywanych surowców był zysk. Zysk z węgla, zysk z wapienia, zysk z rudy i wielkiego pieca, zysk z tarcicy, zysk z transportu i tak dalej. Czy producent ma zabierać dla siebie każdy z tych zysków i dodawać go do zysku, który otrzymuje za przekształcenie tych surowców w artykuł użytkowy? Nie, jeśli jest on prawdziwym człowiekiem interesu, działającym na zasadzie oddawania usług i biorącym tylko uzasadnioną nadwyżkę na wymianę i ekspansję. On pomija wszystkie zyski dodatkowe, a korzyści z nich płynące oddaje konsumentowi.
Wcześniejszy zysk, który dało społeczeństwo, aby umożliwić ekspansję, teraz wraca do społeczeństwa w postaci ustabilizowanej podaży, zrównoważonych kosztów i niższej ceny sprzedaży. Liczba zysków przypisanych do jednego towaru została zredukowana.
Sprawdzianem jakości produktów korporacji jest to, w jakim stopniu korzyści z nich płynące są przekazywane konsumentom. Zmniejszenie zysków w liczbie i kwocie na każdym towarze jest natychmiastową i ogólną korzyścią dla społeczności.
Czy taki biznes jest zagrożeniem, czy korzyścią dla społeczeństwa? Musi być pożytkiem dla społeczeństwa, bo inaczej by się nie rozwijał. Rozwinął się poprzez służenie społeczeństwu, a granicą jego wielkości jest zdolność do służenia społeczeństwu. Ta zdolność do obsługi może być ograniczona przez zarządzanie lub przez transport. Nie znaleźliśmy żadnych trudności w zarządzaniu, głównie dlatego, że (jak to zostało wyjaśnione w poprzedniej książce – „Moje życie i dzieło”) nie mamy u siebie sztywnego modelu zarządzania. Po prostu rozrastaliśmy się i w miarę, jak każda jednostka była dodawana, pojawiał się ktoś z naszych szeregów, aby podjąć się zarządzania.
Prawdziwym ograniczeniem dla wielkości korporacji jest transport. Jeśli musi ona transportować swoje towary zbyt daleko, to nie może funkcjonować w optymalny sposób i sama ogranicza swoją wielkość. Transportu i tak jest o wiele za dużo – za dużo bezużytecznego wożenia towarów do centralnych punktów, skąd są rozprowadzane do punktów konsumpcji.
Jeśli niskie ceny i wysokie płace są jakimkolwiek zagrożeniem, to jest nim także cały wielki przemysł. Korporacja utworzona nie po to, by odpowiadać na realne potrzeby, ale tylko po to, by sprzedać swoje akcje, to inna sprawa, którą zajmiemy się później.
Są ludzie, którzy uważają wielki biznes za niebezpieczny tylko dlatego, że jest on wielki. Wierzą w to, że stary sposób, w którym każda firma jest samowystarczalna we własnym mieście, jest właściwym pomysłem. I sto lat temu było to słuszne założenie. Każdy szewc w swoim małym miasteczku robił buty – i były to dobre buty. Miejscowy fabrykant wozów robił wozy dla mieszczan.
Należy pamiętać o tym, że w czasie, gdy powstawały te wszystkie nowe pomysły, płacili za nie ci, którzy kupowali. Żaden traktor, żadna młockarnia, żaden samochód, żadna lokomotywa, żadne nowe urządzenie przemysłowe nigdy nie zostałoby opracowane, jeśli ludzie nie pokryliby niezbędnych kosztów.
Dawna koncepcja biznesu, która polega on na tym, że jeden człowiek zwyczajnie staje się lepszy od drugiego, nie jest już uznawana za biznesową nawet przez tych, którzy ją praktykują. Amerykańska koncepcja biznesu opiera się na nauce, ekonomii i moralności społecznej – to znaczy: uznaje, że wszelka działalność gospodarcza jest pod kontrolą prawa naturalnego i że żadna działalność człowieka nie wpływa w tak ciągły sposób na dobrobyt innych, jak codzienna działalność gospodarcza. Nie musimy zabiegać o publiczną regulację biznesu. Społeczeństwo zawsze regulowało działalność gospodarczą samo z siebie.
Zaistnienie monopolu lub superkontroli nad towarami wydaje się niemożliwością wśród oświeconych i zaradnych ludzi. Naród, który nie zniósłby podatku od herbaty – czy zniósłby absolutną despotyczną kontrolę nad rzeczami potrzebnymi mu do życia? Naród, który uwolnił swoich niewolników – czy sam stałby się niewolnikiem? Producent szpilek może je wytwarzać tak długo, jak długo są to dobre szpilki. Jeśli nie, zrobi je ktoś inny. Prawdziwym kontrolerem jest zawsze społeczeństwo.
Duży czy mały biznes rozwija się w odpowiedzi na popyt, a popyt jest tworzony przez zapotrzebowanie na określone udogodnienie. Przestańcie ułatwiać ludziom życie, a popyt ustanie. Wystarczy zatrzymać popyt i gdzie znajdzie się wtedy wielki biznes? Wszystkie pieniądze na świecie nie powstrzymają konkurencji między Amerykanami. Robienie jednej rzeczy dobrze stymuluje innych do robienia tego lepiej.
Biznes rozrasta się dzięki popytowi publicznemu. Ale nigdy nie staje się większy niż popyt. Nie może kontrolować ani wymuszać popytu. Nie ma nad nim żadnej superkontroli poza tą, którą sprawują ludzie reagujący na otrzymywane produkty. Jedyny możliwy monopol jest oparty na oddawaniu do użytku najwyższej jakości wytworów. Ten rodzaj monopolu jest korzystny. Każda próba sztucznego zmonopolizowania rynku jest tylko metodą wyrzucania pieniędzy.
Ale czy rozwój wielkiej korporacji nie wyłączy indywidualnej inicjatywy? Gdzie może się zwrócić młody człowiek?
Czy lepiej jest dla niego zatrudnić się u kogoś innego, czy stworzyć własny biznes? Pytanie to jest uzasadnione, jeśli zadaje się je z pełną świadomością dwóch faktów: po pierwsze tego, że w dzisiejszych czasach jest więcej drzwi prowadzących do prywatnego biznesu niż kiedykolwiek wcześniej, a po drugie, że zatrudnienie konkuruje z prywatnym biznesem jako droga kariery dla każdego człowieka.
Ludzie stale przechodzą z jednej dziedziny do drugiej. W każdym dużym biznesie można znaleźć ludzi, którzy prowadzili swój własny biznes i z niego zrezygnowali. Można również znaleźć ludzi, którzy mają nadzieję, że kiedyś uda im się zrezygnować z pracy i ustanowić biznes dla samych siebie.
Motywy, którymi kierują się osoby porzucające działalność gospodarczą na rzecz zatrudnienia, są różne. Niektórzy uważają, że nie są w stanie znieść tego obciążenia. Są oni przygotowani do służenia, lecz nie są w stanie kierować pracą innych ani nawet dostosować charakteru swojej pracy do zmieniających się potrzeb czasu. Podejmują więc pracę tam, gdzie mogą służyć pod czyimś kierownictwem, pewni stabilnego dochodu i wolni w kultywowaniu swoich pozostałych zainteresowań.
Niektórzy przyjmują pracę, ponieważ widzą w szerokim, nowoczesnym biznesie najszersze i najbardziej zachęcające ujście dla swoich zdolności. To, co zajęłoby im całe życie, gdyby mieli to zbudować od podstaw, znajdują gotowe tuż pod ręką, zbudowane przez innych, a teraz potrzebujące ich pracy.
Na tym polega atrakcyjność nowoczesnego biznesu dla młodego człowieka: może on zacząć od organizacji, której ciężkie dni eksperymentów już się skończyły i która jest w stanie robić to, do czego została stworzona, a także dokonywać większych rzeczy, ponieważ powiększone doświadczenie prowadzi do większych i bardziej udanych eksperymentów.
W prywatnym biznesie wkracza się w atmosferę konkurencji, podczas gdy w firmie o dużym zatrudnieniu angażuje się w atmosferę współpracy. Wielki, nowoczesny przemysł rozwija się dzięki połączonej myśli i energii wielu ludzi. Ich współpraca opiera się nie na emocjonalnym porozumieniu czy osobistych preferencjach, ale na wspólnym interesie w pracy, która ma być wykonana.
A możliwości zdobycia pozycji i kompetencji są większe w pracy niż w prywatnym biznesie, ponieważ jest tam więcej miejsc do obsadzenia, a wynagrodzenia są wyższe. Pensje w tym kraju są wyższe niż zyski. Ci, którzy uważają, że biznes jest zazdrosny o postępy pracowników, są zapóźnieni. Biznes może istnieć tylko wtedy, gdy rozwija w swoim ciele pracowników, talent i siłę, które będą go prowadzić. Biznes żyje dzięki wigorowi i umysłom ludzi, których szkoli. A każdy duży biznes potrzebuje więcej znakomitych specjalistów, niż mogłoby ich potrzebować wiele małych odrębnych firemek. Z większym zapotrzebowaniem na talenty wiążą się większe możliwości.
Doszliśmy do punktu, w którym jest więcej rzeczy do zrobienia niż ludzi do ich wykonania. I to właśnie wielki biznes doprowadził do całego tego stanu rzeczy.
Kiedy było więcej ludzi niż możliwości, toczyła się walka – bardzo zacięta i często nieludzka. Ale zakładanie, że takie jest podstawowe prawo praktyki biznesowej i sukcesu biznesowego w dzisiejszych czasach, jest nonsensem. Ze stanu, w którym uważano, że konkurencyjność zmniejsza rozmiary biznesu, przeszliśmy do stanu, w którym wiemy, że konkurencja go zwiększa. Dzieje się tak dlatego, że wiele możliwości istnieje tam, gdzie wcześniej było ich bardzo niewiele.
Duży biznes oparty na wytwarzaniu sam reguluje swoją wielkość i postępowanie. Jeśli opiera się na pieniądzach, a nie na reagowaniu na realne potrzeby, to już zupełnie inna historia.
Dom Wydawniczy Kontinuum dziękuje za lekturę.
Zapraszamy do zapoznania się z pozostałymi pozycjami z naszej oferty.
Jeśli zainteresowała Cię osoba Henry’ego Forda, polecamy takie publikacje, jak „Moje życie i dzieło” oraz „Henry Ford. Prorok przemysłu”.
Inne nasze książki prezentujące sylwetki największych przedsiębiorców i wynalazców lub głoszone przez nich idee to np.:
•Benjamin Franklin, Autobiografia
•John D. Rockefeller. Droga na szczyt
•John D. Rockefeller. Najbogatszy Amerykanin w historii
•Leonardo da Vinci. Życie i dzieło
•Werner Siemens. Wspomnienia z mego życia
Do przeczytania wkrótce!
Dom Wydawniczy Kontinuum
Wstęp
Rozdział 1. Rozdzimy się w obliczu możliwości
Rozdział 2. Czy istnieje granica rozwoju dla wielkiego biznesu?
Zakończenie
Table of Contents