39,99 zł
Choć były mąż Faye nie żyje, jej koszmar trwa dalej. Ojciec, który zbiegł z więzienia i jest na wolności, stanowi dla niej śmiertelne zagrożenie. Mężczyzna budzi w niej przerażenie, a niebezpieczeństwo zagraża nie tylko jej, ale też wszystkim, których kocha. Faye musi ochronić swoich najbliższych oraz swoje życiowe dzieło – firmę Revenge. Planując ostateczną zemstę, zbiera wokół siebie grupę nieustraszonych kobiet i sięga po pomoc jedynego mężczyzny, któremu ufa. Ale czy uda jej się pokonać ojca, który współpracuje z potężną, niebezpieczną organizacją przestępczą i jest groźniejszy niż kiedykolwiek wcześniej?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 307
Osiem miesięcy wcześniej
Z apartamentu w Grand Hotelu Faye spoglądała na wody Strömmen. Przed zamkiem chodzili grupkami po nabrzeżu lekko ubrani ludzie. Położyła dłoń na piersi i poczuła, jak wali jej serce. Czy kiedykolwiek biło aż tak szybko?
Gdy rozległo się pukanie, podskoczyła.
– Kto tam? – zawołała. Jej głos zabrzmiał słabo, ledwie mogła go rozpoznać.
Fakt, że w ogóle musiała o to pytać, tylko potęgował w niej niepokój.
– Alice – usłyszała w odpowiedzi znajomy głos i odetchnęła. Tak jej ulżyło, że niemal zachichotała.
Drżącą ręką otworzyła drzwi.
Przyjaciółka, a zarazem ważna partnerka w firmie Faye, Revenge, weszła do środka i od razu udała się na obchód.
– A więc to tak sobie pomieszkuje ta lepsza połowa…
– O tobie też raczej nie sposób powiedzieć, żebyś mieszkała w slumsach, Alice.
Faye zaśmiała się, chociaż serce wciąż waliło jej jak głupie.
– To w tym apartamencie zatrzymują się na ogół Madonna i Beyoncé? – spytała Alice i usiadła na dużej sofie, jednej z kilku. – Czy mają tu jeszcze coś elegantszego?
– Nie, to tutaj.
Faye sięgnęła po srebrny dzbanek, który stał na dużej tacy wyładowanej pysznościami na śniadanie.
– A więc poniekąd właśnie wdycham resztki ich DNA… – odparła Alice nabożnie.
Faye znów się zaśmiała.
– Przypuszczam, że wywietrzono je stąd już jakiś czas temu. I zniknęły razem z innymi śladami płynów ustrojowych. Musisz się zadowolić moimi rodnikami.
Podała Alice filiżankę z kawą i pytająco wskazała na dzbanuszek z mlekiem.
Przyjaciółka pokręciła głową.
– Nie, dziękuję. Wolę czarną. Tak czarną, jak czarny jest mój obecny kochanek.
Faye wyszczerzyła się i gdy sobie też nalała, usiadła w fotelu naprzeciwko Alice.
– Nie było to chyba zbyt poprawne politycznie z twojej strony… – zauważyła.
Alice wzruszyła ramionami. Zważywszy na to, jak przeczołgał ją rozwód z Henrikiem, prezentowała wyzwalający wręcz brak troski o to, co inni myślą o jej życiu.
– Dlaczego chciałaś, żebyśmy spotkały się tutaj, a nie w biurze? I czemu mieszkasz w hotelu, a nie w swoim mieszkaniu?
Alice, jak zwykle, nie ceregieliła się.
Faye spuściła wzrok na dłonie. Nie chciała obarczać bliskich swoimi zmartwieniami, życie jednak nauczyło ją, że nikt nie jest mocny w pojedynkę.
– Wczoraj wieczorem widziałam ojca. Kiedy siedziałyśmy w Riche, stanął przed oknem i popatrzył prosto na mnie. Potem zniknął.
Wzdrygnęła się na wspomnienie dzikości jego oczu. Przez całe dzieciństwo czuła się mała i słaba, bo wiedziała, że gdy ojciec popatrzy na nią lub na mamę w taki sposób, kary nie da się już uniknąć i wkrótce zostanie wymierzona.
Alice z głośnym brzdękiem odstawiła filiżankę na spodek.
– Jesteś pewna?
Faye przytaknęła.
– Tak, niestety.
– Zauważyłam, że coś się stało. Zrobiłaś się milcząca i szybko wyszłaś. Ylva też się nad tym zastanawiała.
– Tak, z nią też muszę porozmawiać.
Napotkała wzrok Alice.
– Kiedy wróciłam do domu, zauważyłam ślady na drzwiach, jakby ktoś próbował się tam włamać. Dlatego przeniosłam się od razu do hotelu.
– Och, jejku. – Alice wyciągnęła rękę i ścisnęła dłoń Faye. – To co teraz będzie z twoim wyjazdem do Włoch?
Faye aż poczuła gulę w gardle na samą myśl o pięknym domu w Ravi, gdzie czekały na nią córka i mama.
– Odwołam ten wyjazd. Nie mogę ryzykować, że go do nich zaprowadzę. Wie, że żyją, trzymał wczoraj ich zdjęcie, to, które dałam Jackowi, zanim… umarł. Najwyraźniej mieli ze sobą kontakt nawet po ucieczce z więzienia, Jack musiał mu je dać i teraz… Sama nie wiem. Muszę jednak znaleźć sobie nowe miejsce zamieszkania. Jakiś dom. Jeśli pominąć okres, gdy wynajmowałam pokój u Kerstin, od chwili przeprowadzki do Sztokholmu nie mieszkałam w domku jednorodzinnym.
– A czy nie byłoby bezpieczniej w centrum? W mieszkaniu?
Faye pokręciła głową.
– Zbyt wiele osób się tu kręci. Dom będę mogła kontrolować, monitorować.
– Daj znać, jeśli będę mogła w czymś pomóc – odparła Alice i wstała z sofy. Dolała sobie kawy z dzbanka.
– Później z pewnością przyda mi się twoja pomoc. Sporo spraw muszę jednak najpierw sama pozałatwiać.
– Ale naprawdę myślisz, że zaryzykuje i coś ci zrobi? Najwyraźniej udało mu się uciec, to prawda, ale może po prostu gdzieś się zaszyje. I zostawi was w spokoju.
Faye znów pokręciła głową.
– Nie. Za dobrze go znam. Coś knuje. Po co inaczej pokazywałby mi to zdjęcie? Muszę być przygotowana.
Miała na rękach gęsią skórkę, jakby w eleganckim pokoju hotelowym panował przeciąg.
– A co z rynkiem amerykańskim? Mamy wszystko przełożyć?
– Nie. Jakoś to załatwię. Zbyt ciężko nad tym pracowałyśmy, żeby podejmować ryzyko i cokolwiek teraz przekładać. Jeśli wejdziemy do Stanów, wprowadzimy Revenge do absolutnie najwyższej ligi wśród marek kosmetycznych, obie dobrze o tym wiemy. Nie pozwolę, żeby mój ojciec pokrzyżował nam te plany.
Faye objęła się ramionami, przeciąg jakby się nasilił. Czy to wina klimatyzacji?
– Mogłabyś tylko jak najszybciej wzmocnić ochronę w biurze? Muszę się tam wybrać, może nawet jeszcze dzisiaj, tylko nieco później – ciągnęła.
– Od razu się tym zajmę.
Alice wstała i mocno ją przytuliła.
Faye wciągnęła w nozdrza dobrze sobie znane Chanel numer pięć. Alice zawsze lubiła klasykę.
Kiedy drzwi za przyjaciółką się zamknęły, weszła do sypialni i po chwili wahania wzięła telefon. Nie była to rozmowa, na którą czekałaby z niecierpliwością. Nie znosiła okłamywać córki. Mamie będzie musiała powiedzieć prawdę. Wie aż za dobrze, jakie niebezpieczeństwo stanowi jej były mąż, i utrzymywanie jej w nieświadomości byłoby nie w porządku.
Westchnęła i zadzwoniła przez FaceTime’a. Kiedy zobaczyła na ekranie słodką buzię swojej córki, aż zakuło ją w sercu.
– Mamo! Kiedy wrócisz do domu? Narysowałam dla ciebie obrazek, dostaniesz go, jak przyjedziesz!
– Skarbie, kochana jesteś! Bardzo, ale to bardzo mi ciebie brakuje, mój przyjazd trochę się niestety opóźni, wypadło mi w pracy kilka spraw, muszę więc zostać i je załatwić.
Zawiedzione spojrzenie Julienne wydało się jej aż nadto znajome. Po raz kolejny nie dotrzymywała słowa. Bolało ją to tym bardziej, że dobrze widziała, jak córka z całej siły stara się wyglądać na nieporuszoną.
Julienne wzruszyła ramionami.
– Rozumiem.
– A jak się w ogóle miewasz?
– Pewnie jak zwykle chcesz porozmawiać z babcią?
– Och, Julienne. W tej chwili jest to naprawdę bardzo ważne, ale następnym razem możemy…
– Jasne.
Twarz córki zniknęła i zastąpiły ją podskakujące jasne ściany i ciemne meble – Julienne szła przez dom.
– Babciu! – zawołała.
Później na ekranie pojawiła się twarz starszej kobiety.
– Mogłabyś się na chwilę gdzieś zaszyć? – spytała cicho Faye.
Matka przytaknęła, a Faye śledziła przez telefon, jak idzie na piętro.
– Co się dzieje? – spytała później mama, lekko zdyszana po tym, jak dziarskim krokiem weszła po schodach. – Wystraszyłaś mnie.
Faye wzięła głęboki wdech.
– Widziałam go wczoraj. Tatę. I wydaje mi się, że próbował się dostać do mojego mieszkania.
Matka głośno wciągnęła powietrze.
– Göstę? Jesteś pewna?
O to pytała ją już Alice i Faye udzieliła jej tej samej odpowiedzi.
– Tak. Jestem tego pewna. I wie, że żyjecie. Odwołałam więc podróż i na razie do was nie przylecę, nawet jeśli to całkowicie wykluczone, żeby ojciec wiedział o domu w Ravi. Ale jeśli mnie śledzi, mogłabym go tak do was zaprowadzić.
Poczuła, jak łzy palą ją pod powiekami, ale zebrała w sobie wszystkie siły, żeby je odpędzić.
– Bądźcie teraz jeszcze ostrożniejsze. A ja, rzecz jasna, postaram się zorganizować wam jak najszybciej dodatkową ochronę. Nie zamierzam ryzykować.
– Gdzie teraz jesteś?
Głos matki lekko drżał, a telefon trząsł się w jej ręce.
Ojciec Faye miał tę niesamowitą zdolność: budził głęboki, pierwotny lęk. Obie dobrze wiedziały, do czego jest zdolny i jakie zło w nim się kryje.
– Przeniosłam się do Grandu. Ale rozglądam się za jakimś nowym, bezpieczniejszym lokum w Sztokholmie.
– Uważaj na siebie – poprosiła cicho mama, a Faye tylko skinęła głową.
Nie mogła pozwolić, żeby strach wziął nad nią górę. Nie chciała oddać ojcu tej władzy. I musiała zachować chłodną głowę, żeby zaplanować kolejny krok. Uciekł, szukała go policja, a to dawało jej pewną przewagę.
– Zajmij się Julienne. Kocham was – powiedziała i się rozłączyła.
Została na łóżku. Po tym, co działo się przez ostatnie lata, była już zmęczona walką. Ale to będzie zmuszona teraz zrobić. Czekała ją walka o życie swoje i swojej rodziny. Pomyślała o tamtym zdjęciu, które pokazała Jackowi i które zabrał. O jedynym zdjęciu, na którym była jej mama i Julienne. Faye ogarnęło nagle pragnienie, żeby znów na nie popatrzeć. Zrobiła je na plaży na Sycylii i oczami wyobraźni zobaczyła, jak Julienne siedzi skulona na kolanach u babci i patrzy w obiektyw, a jej długie jasne włosy są potargane po kąpieli w morzu. Teraz to zdjęcie miał ojciec.
Postanowiła, że będzie walczyć za nie trzy aż do ostatniej kropli krwi.
Znów wzięła do ręki telefon, wyszukała agencje nieruchomości, Sztokholm. Pierwsze, co wyskoczyło, jasno dawało do zrozumienia w opisie, że firma specjalizuje się przede wszystkim w ekskluzywnych mieszkaniach. Kliknęła w numer podany na stronie i niedługo później usłyszała męski głos.
– Dzień dobry, chciałabym kupić dom – powiedziała krótko.
– Oczywiście! Zaraz panią przełączę do jednego z naszych agentów.
Czekając, Faye sięgnęła po wodę mineralną stojącą na stoliku nocnym i upiła łyk, żeby spłukać gorzki posmak kawy.
– Peter Bladh, w czym mogę pomóc? – Jeśli sądzić po odgłosach w tle, mężczyzna jechał samochodem.
– Nazywam się Faye Adelheim i chciałabym kupić dom. Jak najszybciej. Szukam czegoś nad wodą, maksymalnie pół godziny od centrum Sztokholmu. Cena nie gra roli.
Na moment zapadła wypełniona dezorientacją cisza.
– Mmm… Mam chyba coś takiego – powiedział w końcu agent. – Dom na Lidingö, tuż nad wodą. Cena wywoławcza to…
– Jak już mówiłam – przerwała mu Faye – cena jest bez znaczenia. Kiedy mogłabym go obejrzeć?
– A gdzie pani jest w tej chwili? – spytał agent.
Należało zachowywać się jak zwykle, nie okazywać lęku. Cios padnie w swoim czasie, a wtedy musi być przygotowana.
– Mieszkam w Grand Hotelu.
– Mogę panią odebrać za dwadzieścia minut. Wcześniej zajadę tylko na moment do biura, żeby wziąć klucze i kody do tego domu.
– Świetnie.
Po skończonej rozmowie Faye wstała i poszła pod prysznic. Miała teraz mnóstwo rzeczy do zrobienia. Musiała ochronić swoją rodzinę. Za wszelką cenę.
Dom zbudował przed pięcioma laty szwedzki miliarder. Teraz jednak założył rodzinę, sprzedał udziały w znanym przedsiębiorstwie inwestycyjnym i przeniósł się do Nowego Jorku. Jak na finansistę ma dobry smak, jeśli chodzi o urządzanie wnętrz, pomyślała Faye, rozglądając się po pokojach. O ile była w tym w ogóle jakakolwiek jego zasługa. Meble i wyposażenie musiały kosztować miliony koron, a nie były przy tym wcale krzykliwie wulgarne. Bez większego trudu mogła sobie wyobrazić, że tu zamieszka.
Posesję otaczał wysoki mur, a solidna elektryczna brama bezgłośnie się otworzyła, gdy podjechali kabrioletem agenta nieruchomości. Budynek miał trzy kondygnacje i znajdował się na dalszym brzegu Lidingö. Przez okno panoramiczne wypełniające jedną ścianę domu można było podziwiać wodę. Poniżej rozciągały się zadbany trawnik, duży basen i piaszczysta plaża.
Agent o imieniu Peter stanął przy jednym z ogromnych okien. Kiedy Faye pospiesznie oglądała dom, on trzymał się na uboczu. Po morzu przepłynął prom wożący ludzi po archipelagu i do brzegu dotarły delikatne fale.
– Z zewnątrz nic nie widać. Okna są tak zrobione, że może pani wyjrzeć na dwór, ale nikt nie zajrzy do środka.
– Jak w pokoju przesłuchań.
Peter się zaśmiał. Na jego twarzy pojawił się ładny, symetryczny uśmiech. Zęby miał białe i równe.
– Tak, jak w pokoju przesłuchań.
Stanęła obok niego i poczuła zapach perfum. Mężczyzna był po trzydziestce, wysoki, o falowanych brązowych włosach zaczesanych z przedziałkiem z boku. Uprzejmy, ale tak bez nadskakiwania, pewny siebie, ale nie arogancki. Faye od razu przypadł do gustu i jazda z nim samochodem okazała się całkiem przyjemna.
Była przekonana, że jest singlem. W każdym razie nie miał obrączki na palcu. Ubierał się według własnego gustu, z przemyślaną elegancją, w taki męski sposób, nie zważając na to, co się może podobać jakiejś kobiecie.
– Zabezpieczenia są tu top notch. Monitoring, alarm połączony bezpośrednio z Wadling Security. Sprzedający przykłada dużą wagę do kwestii bezpieczeństwa. Sztokholm nie jest już taki jak kiedyś. Z pewnością wie pani o istnieniu całych szajek włamywaczy, które specjalizują się w ograbianiu takich domów jak ten. Trzeba się więc przed nimi chronić.
Faye przytaknęła ze wzrokiem wbitym w umięśnioną klatkę agenta, która wyraźnie się odznaczała pod jego obcisłą koszulą. Z całych sił musiała się powstrzymywać, żeby nie oblizać sobie ust.
To nie szajki włamywaczy przysparzały jej zmartwień, tylko ojciec. I nie powstrzyma go nawet najlepszy system bezpieczeństwa na świecie, jeśli spróbuje się do niej dobrać. Przy jednym z tych nielicznych razy, gdy mama próbowała go zostawić i przeniosła się z nią i Sebastianem do schroniska dla ofiar przemocy, ojciec walił tam pięścią w drzwi już następnego poranka. Był jak pies gończy, zawsze za nimi trafił. Dzięki dobrym zabezpieczeniom może jednak zyskać na czasie.
– I co pani myśli? – spytał Peter, kiedy cisza utrzymywała się przez jakieś pół minuty.
Faye krótko skinęła głową.
– Są jacyś inni zainteresowani?
– Był tutaj wczoraj Martin Lorentzon, żeby obejrzeć tę nieruchomość.
Wiedziała, że współzałożyciel Spotify ma głębokie kieszenie po niesłychanym wręcz sukcesie, jaki odniosła jego firma. W takiej sytuacji musiała się spieszyć.
A dom był idealny. Będzie czuć się w nim tak bezpiecznie, jak to tylko możliwe w jej sytuacji, mieszkać stosunkowo niedaleko centrum, a zarazem zyska niezbędną prywatność. Nie będzie tu mieć ciekawskich sąsiadów, którzy by się mieszali – Östermalm z roku na rok stawał się pod tym względem coraz gorszy. Kiedyś sądziła, że mieszkanie na bezosobowej, dyskretnej Lidingö nie jest dla niej. Teraz właśnie za to ceniła wyspę. I będzie w stanie zapewnić wokół posesji tak rygorystyczną ochronę, o jakiej w ścisłym centrum nie mogłaby nawet pomarzyć.
– Dorzucę pięć milionów ponad żądaną kwotę. O ile tylko będę mogła się tu natychmiast wprowadzić.
– Nie powinno być z tym problemu. Zadzwonię do sprzedającego.
Zszedł po schodkach, zostawiając ją samą przy oknie. Chwilę później pojawił się na trawniku prowadzącym do piaszczystej plaży, telefon miał przyciśnięty do policzka. Faye stała na swoim miejscu, czując się pewnie ze świadomością, że agent nie widzi jej przez tę szybę.
Znów się wzdrygnęła. W związku z pojawieniem się ojca musiała zmienić plany. Nie panowała już nad sytuacją. Czuła, że musi coś z tym zrobić, znów przejąć kontrolę. Żeby to się jednak udało, musiała się trochę odprężyć.
Oparła dłoń o szybę, drugą wsunęła sobie w majtki. Już była wilgotna. Pieściła się ze wzrokiem utkwionym w Peterze, w jego dobrze wytrenowanym ciele, sylwetce emanującej pewnością siebie. Wyobrażała sobie ten wyrzeźbiony tors. Z pewnością ogolony. Z małymi twardymi sutkami. Na orgazm nie musiała długo czekać. Zagryzła wargi, stłumiła jęk, który chciał się wydostać z jej gardła, i cała drżąc, zamknęła oczy.
Po chwili poprawiła ubranie i usiadła na kremowej sofie. Tętno się uspokoiło. Wyjęła puderniczkę Revenge ze swojej birkin Hermèsa i poprawiła makijaż w małym lusterku. Potem rozpięła suwak wewnętrznej kieszonki i wyciągnęła medalik. Teraz, kiedy nie miała już fotografii, tam go przechowywała. Otworzyła wieczko i popatrzyła na piękne małe zdjęcie przedstawiające ją i Julienne, kiedy jej córka była naprawdę mała. Zrobiła je im fotografka Kate Gabor. Zawsze było to jej ulubione zdjęcie.
Chwilę później usłyszała na schodach kroki Petera, zatrzasnęła więc pospiesznie medalik i schowała wisiorek do torebki.
Stanął przed nią.
– Przepraszam, że to tyle trwało.
Uśmiechnęła się.
– Nic nie szkodzi. Podziwiałam widoki.
Przeleciała go wzrokiem.
Odchrząknął, jego opalone policzki lekko się zarumieniły.
– Rozmawiałem ze sprzedającym, przyjął pani ofertę. Kiedy jego żona usłyszała, że to pani chce kupić ich dom, popadła w ekscytację. Prosiła mnie, żebym przekazał, że jest wielką fanką pani i pani produktów. Zawsze używa Revenge.
– Kobieta ze smakiem.
Faye ruszyła z miejsca, a Peter dał jej znać wyprostowaną ręką, żeby szła przodem. Gdy został przy drzwiach, żeby wstukać kod zamykający dom i uzbroić alarm, Faye poszła dalej do samochodu, wsiadła i założyła okulary przeciwsłoneczne. Agent zajął miejsce za kierownicą i uniósł kluczyk z pilotem, tak że brama bezgłośnie się rozsunęła.
Kiedy odjeżdżali, Faye przyglądała się w lusterku wstecznym domowi, który właśnie kupiła. W innej rzeczywistości Julienne mogłaby kiedyś się tu z nią wprowadzić, na to jednak nie było szans. W oczach świata jej córka nie żyła. Czasem nawet jej samej wydawało się to na wskroś realne, Faye tak dobrze odgrywała swoją rolę, że aż strach.
Nie miała jednak wyboru. Od zdjęć, które widziała na komputerze Jacka, włos jeżył się na głowie. Wystawił ich córkę na największe potworności. Musiała odebrać Julienne jej ojcu i dopilnować, żeby ten już nigdy więcej jej nie skrzywdził.
Życiowe kłamstwo było warunkiem koniecznym, żeby jej córka mogła w ogóle żyć. Faye liczyła, że jakoś temu podoła, czasem jednak ciężar zdawał się ją przytłaczać.
Po raz ostatni rzuciła Peterowi zalotne spojrzenie i wyszła z biura agencji nieruchomości przy Humlegårdsgatan. Podpisała właśnie umowę zakupu domu na Lidingö. W parku Humlegården mieszkańcy Sztokholmu rozsiedli się w przerwie na lunch, urządzając sobie na kocach pikniki, albo leżeli na plecach na trawie. Słońce świeciło, grzejąc ciemny asfalt, a niewielkie białe smugi chmur unosiły się na niebie.
Faye kochała to miasto, odkąd przyjechała tu na studia na Handelshögskolan. Wtedy zdawało się jej ogromne. Teraz jawiło się jej jako dusząco małe. Miała wrażenie, że każda napotykana osoba została wysłana tu przez jej ojca.
Nastrój Faye zmienił się tak szybko, że zakręciło się jej w głowie. Najpierw wszystko wydawało się z grubsza takie samo jak zawsze, chwilę później przypominała sobie, że ojciec ją ściga, i niepokój rozdzierał ją ostrymi pazurami.
Skręciła w lewo, w stronę Stureplan i siedziby Revenge. Alice zadzwoniła i zapewniła, że jest tam już maksymalna ochrona, mimo to Faye nie opuszczało poczucie, że sporo ryzykuje. Ojciec z całą pewnością wie, gdzie jest jej biuro. Nie może jednak ukrywać się po wsze czasy.
Recepcjonistka uśmiechnęła się wesoło i pomachała. Kiedy Faye ją mijała, kątem oka dostrzegła dwóch ochroniarzy, po jednym z każdej strony wejścia, zdawali się ponurzy i groźni. Goście czekający na to, żeby ich wpuszczono, w zaciekawieniu unieśli brwi na jej widok. Była przyzwyczajona do posyłanych jej spojrzeń. Zdążyła stać się już dobrze znana i w Szwecji, i poza jej granicami.
Czasem z radością napawała się sławą, czasem ją ona przytłaczała. Zarazem jednak była warunkiem koniecznym jej sukcesów. Legenda Faye. Zdradzonej kobiety, która walczyła o swoje. Ta prawda była cząstką jej samej, choć obraz został starannie przez nią zaaranżowany.
Faye przeciągnęła kartę, minęła bramki i z poczuciem ulgi, że nie ściąga na siebie uwagi otoczenia, szybkim krokiem poszła do windy. Była to jej twierdza, bezpieczna przystań. Sama to wszystko stworzyła. Z niczego.
Nacisnęła przycisk w windzie, która wwiozła ją potem lekko i delikatnie na najwyższe piętro. Kiedy drzwi się otworzyły, od razu skręciła na prawo. Gabinet Ylvy znajdował się w jednym rogu i przez ogromne okno roztaczał się z niego oszałamiający widok na miasto.
– Jezu, Faye – powiedziała Ylva, kiedy Faye do niej weszła.
Wstała i uścisnęła ją równie długo i serdecznie jak Alice kilka godzin wcześniej w apartamencie w Grandzie. Tym razem Faye poczuła w nozdrzach Chloé. Ylva z czułością miała w zwyczaju powtarzać Alice, że Chanel numer pięć jest dobry dla emerytek.
– Podwyższyłyśmy poziom bezpieczeństwa do maksimum – zapewniła ją Ylva, po czym usiadła na twardej i niewygodnej sofie stojącej w kącie przestronnego gabinetu.
– Nie mogę pojąć, dlaczego trzymasz tu jeszcze tego grata – skrzywiła się Faye. – Od siedzenia na nim bolą mnie cztery litery. I jeszcze kłuje.
Przejechała dłonią po obiciu, a drzazgi jakby utkwiły jej w skórze.
– To pamiątka rodzinna. Przypomina mi o tym, skąd pochodzę – odparła Ylva. – Opływanie w zbytnie luksusy może źle się skończyć.
– Moje cztery litery mają na ten temat inne zdanie.
Przyjrzała się uśmiechowi Ylvy. Siostrzeństwo. To te kobiety spotkała na swojej drodze, to one stały u jej boku, gdy przez to wszystko przechodziła. Nie tylko były jej przyjaciółkami, traktowała je jak rodzinę.
Ylva i droga, jaką przeszły do przyjaźni, była – delikatnie mówiąc – wyboista. Wszystko zaczęło się od tego, że Faye nakryła ją w łóżku ze swoim mężem. A potem Jackowi i Ylvie urodziło się jeszcze dziecko – córka. Między nią a Faye nie było jednak teraz ani odrobiny złości. Jack wykiwał je obie. A one się na nim zemściły.
Ylva pochyliła się do Faye.
– Co teraz zrobisz?
– Na początek kupię dom, zresztą już to właśnie zrobiłam. W mieszkaniu nie czuję się bezpiecznie. Nie rozmawiałam jeszcze z Kerstin, więc nie wiem, czy będzie chciała zostać u siebie w mieszkaniu, czy przeniesie się ze mną.
– Ile potrzebujesz?
Ylva zajmowała się finansami firmy i samej Faye. Była prawdziwą mistrzynią liczb, ogarniała to wszystko w sposób, jaki dla Faye pozostawał niedościgniony mimo świetnych wyników w Handelshögskolan. Której w gruncie rzeczy nie ukończyła. Czegoś jednak nauczyła się przez te wszystkie lata, kiedy budowała swoje przedsiębiorstwo: warto otaczać się ludźmi, którzy nas uzupełniają.
– Osiemdziesiąt milionów.
– Ach, czyli innymi słowy, skromne gniazdko w okazyjnej cenie.
– Tak jakby.
Faye się uśmiechnęła. Sukces Revenge przyniósł jej taką fortunę, o jakiej nawet nie śniła, dorastając w Fjällbace. Ale nie wszystko da się kupić za pieniądze. W tym momencie z radością oddałaby cały swój majątek, żeby tylko móc żyć bezpiecznie ze swoimi bliskimi.
– Załatwię to. Masz ze sobą umowę?
Faye podała jej gustowną teczkę agencji nieruchomości, a Ylva wstała i położyła ją na biurku. Potem znów usiadła koło Faye i ujęła jej ręce.
– Jak się czujesz?
Wzrok był przenikliwy, nie chciał odpuścić.
Płacz podszedł Faye do gardła i musiała kilka razy przełknąć ślinę. Nie mogła się teraz załamać. Na coś takiego nie miała ani czasu, ani pieniędzy.
– Beznadziejnie. Tak całkowicie szczerze, to beznadziejnie. Odwołałam wyjazd do Ravi i musiałam okłamać Julienne, zwalając wszystko na pracę. Jej mina, kiedy to powiedziałam… – Odchrząknęła, słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Kilka razy głęboko zaczerpnęła powietrza. – Ale mamie powiedziałam o tym, co się dzieje. Nie sądzę, żeby ojciec wiedział o domu we Włoszech, ale nie ma co ryzykować. Muszę szybko znaleźć jak najlepszych speców od bezpieczeństwa i zapewnić im ochronę.
– Korzystamy z usług Secur, są najlepsi. Porządnie rozeznałam się w temacie, zanim ich zatrudniłam. Chcesz, żebym to za ciebie załatwiła?
– Nie, wolę sama z nimi porozmawiać. Daj mi tylko namiary, a się tym zajmę.
– Jasne. Już ci je przesyłam.
Ylva wyjęła telefon i szybko w niego postukała. Potem znów wzięła Faye za rękę i mocno ją ścisnęła.
– Nie jesteś sama. Nigdy o tym nie zapominaj.
– Wiem.
Płacz znów uwiązł jej w gardle, ale po raz kolejny go przełknęła.
Kiedy wychodziła z gabinetu Ylvy, zatrzymała się w progu i popatrzyła na panoramę miasta. Sztokholm. Taki piękny, a zarazem tak zdradliwy. Gdzieś tam kryje się w nim jej ojciec. I nie odpuści, dopóki nie zobaczy jej martwej.
Wielokrotnie tylko krok dzielił go od zabicia jej mamy, z powodu wściekłości, jaką w sobie nosił. Wściekłości, którą wyrażał jedynie za pomocą twardych pięści. Krzywdząc innych i niszcząc. Faye mogła uwolnić mamę od ojca, wyłącznie fingując jej śmierć i dopilnowując, żeby wina za to spadła na niego.
Od tamtego czasu ojciec niczego bardziej nie pragnął, jak tylko się zemścić na Faye.
– Dzień dobry – przywitała się kobieta siedząca za kontuarem recepcji wykonanym z ciemnego dębu. Z wprawą udawała, że najmniejszego wrażenia nie robi na niej to, kogo ma przed sobą. – Podać coś do picia?
– Nie, nie trzeba, dziękuję.
– Carl zaraz przyjdzie.
W tym momencie pojawił się mężczyzna po pięćdziesiątce. Wysoki, o sztywnej, wyprostowanej sylwetce. Bez trudu dało się zauważyć, że to były wojskowy, co na Faye podziałało uspokajająco. Wyciągnął do niej silną dłoń.
– Carl Novak.
Uścisk był mocny, ale nie dominujący.
– Faye Adelheim.
Zaprowadził ją do nadspodziewanie dużego biura z widokiem na tłumy przechadzające się po Kungsgatan. Secur musiało dobrze prosperować.
– W czym mogę pani pomóc?
Założyła nogę na nogę i zdjęła okulary przeciwsłoneczne.
– Na początku chciałabym się upewnić, że to, co powiem, nie opuści tego pokoju.
Sięgnęła do torebki i wyciągnęła przygotowane zawczasu zobowiązanie do zachowania poufności. Położyła je na biurku i przesunęła w jego stronę.
– Podpisywaliście już takie z Revenge, ale teraz chodzi o prywatną sprawę.
Jeśli nawet zdziwiło to Carla, nie dał tego po sobie poznać. Przeleciał wzrokiem papier, wyjął długopis z najwyższej szuflady biurka i podpisał dokument wprawnym ruchem.
Faye złożyła kartkę i schowała ją do torebki.
Mimo że Carl podpisał zobowiązanie, całą sobą odczuwała niechęć do wyjawienia komuś kryjówki mamy i Julienne. O tym, że te dwie w ogóle żyją, poza Faye wiedziały tylko Kerstin, Alice i Ylva, jej najbliższe powierniczki. Ojciec miał wprawdzie ich zdjęcie, ale w gruncie rzeczy żadnych dowodów. Jej były mąż został skazany za zamordowanie Julienne, a ojciec za zabójstwo jej matki. Jeśli prawda wyjdzie na jaw, nie tylko będzie to oznaczało jej upadek, trafi też do więzienia.
– Mam nieruchomość w Ravi we Włoszech. W domu mieszkają dwie osoby, którym chciałabym zapewnić ochronę. A o ile dobrze rozumiem, mają państwo wydział zajmujący się ochroną międzynarodową.
Carl przytaknął.
– Kiedy mielibyśmy zacząć?
– Jak najszybciej.
Odchylił się na krześle i się jej przyjrzał.
– Czy tym osobom grozi jakieś nagłe niebezpieczeństwo?
– Tak. Chciałabym je właśnie ochronić przed pewnym nagłym niebezpieczeństwem, które zagraża ich życiu. Wszelkimi możliwymi środkami. Prosiłabym, żeby zaangażował pan do tego swoich najlepszych ludzi.
– Oczywiście. Żeby móc chronić te osoby, musimy…
– Zapłacę, ile będzie trzeba. A osoby, którym zleci pan zadanie, będą musiały podpisać zobowiązanie do zachowania poufności. I jak już mówiłam, mają to być pana zdecydowanie najlepsi ludzie.
Przejechał dłonią po gładko ogolonych policzkach, nie spuszczając z niej wzroku.
– Dyskrecja nie jest tu żadnym problemem. Wszyscy nasi operatorzy mogą się poszczycić solidnym doświadczeniem wojskowym. Ma pani może zdjęcie tej nieruchomości, w której przebywają obiekty?
Faye wzięła telefon i poszukała w mailach zdjęć z drona, które przysłano jej przy okazji zakupu domu.
Podała mu telefon. Sięgnął po okulary do pracy przy komputerze, założył je na czubek nosa i przyjrzał się zdjęciom.
W końcu opuścił telefon.
– Nieruchomość jest duża, ale z tego, co udało mi się zauważyć, dobrze zabezpieczona, nawet jeśli, rzecz jasna, musimy to sprawdzić na miejscu. Jak wygląda sprawa alarmów?
– Wszystko jest zainstalowane. Firma ochroniarska, z którą współpracuję na południu, twierdzi, że na rynku nie ma lepszego sprzętu. Ale to nie wystarczy. W każdym razie już nie. I dlatego chciałabym zatrudnić firmę, na której naprawdę mogę polegać.
Carl oddał jej telefon i zdjął okulary, starannie złożył zauszniki i położył je na biurku.
– Poślę tam dwie osoby już dziś wieczorem. W zależności od tego, jak ocenią sytuację, podejmiemy wspólnie decyzję o tym, ilu operatorów będzie potrzebnych. Może tak być?
– Oczywiście.
W kącikach ust Carla pojawił się niewielki uśmiech, ale z jego oczu bił spokój.
– Te osoby będą bezpieczne. Moi ludzie to żołnierze, niektórzy z nich są najlepiej wyszkoleni na świecie.
Faye przytaknęła. Jej ramiona nieco opadły.
– Do tego kupiłam dzisiaj jeszcze dom w Szwecji i muszę dopilnować, żeby w nim też było bezpiecznie – dodała.
Agent nieruchomości Peter Bladh zapewniał ją wprawdzie, że firma ochroniarska, którą zatrudnił były już właściciel, to top notch, Faye nie mogła się jednak na to zdać. W rachubę nie wchodziło choćby najmniejsze ryzyko.
– Zajmiemy się tym zaraz po zakończeniu naszego spotkania – zapewnił ją Carl, kiedy podała mu adres. – Najpóźniej dzisiaj wieczorem będzie już pani miała ochronę na miejscu.
Faye odchyliła się na krześle.
– Świetnie. Potrzebuję jednak pomocy w jeszcze jednej sprawie, także do załatwienia natychmiast, najlepiej już dzisiaj.
Wyjaśniła Carlowi, co ma na myśli, a on nie okazał najmniejszych oznak zdziwienia. Kiwał tylko głową, kiedy Faye przedstawiała mu swoje oczekiwania.
Położony w lesie cmentarz Skogskyrkogården pięknie się prezentował nawet w szarej mgle. Faye lekko się trzęsła, zmierzając szybkim krokiem na grób. Stale oglądała się przez ramię. Cały czas nie opuszczało jej przeczucie, że ktoś ją obserwuje, po drodze napotykała jednak tylko dziarskich emerytów z laskami w dłoniach i matki z wózkami, które wybrały się tutaj na spacer i gawędziły, idąc obok siebie.
Jak zwykle odbiła w prawo, żeby ominąć sektor z dziecięcymi grobami – te wszystkie misie i zdecydowanie zbyt mały odstęp między datą narodzin a śmierci nie były na jej nerwy. Kiedy zbliżyła się do grobu Chris, zwolniła kroku. Wizytom tutaj towarzyszył ból, ale pomimo to było miło odwiedzić przyjaciółkę. Dzisiaj wypadały zresztą jej urodziny. A Faye nie chciała, żeby Chris kiedykolwiek była w taki dzień sama. Świat mógł się walić, a ona i tak by tu przyszła, żeby posiedzieć z Chris i chociaż przez chwilę poczuć jej bliskość.
Poznały się na studiach i przez długi czas były nierozłączne. Faye z nikim nie bawiła się równie dobrze, nie śmiała aż tyle i nikogo nie kochała aż tak bardzo jak Chris. Przyjaciółka stanowiła personifikację radości życia opakowaną w energiczną osobowość. Dlatego wciąż trudno było pojąć, że już nie żyje.
Przed śmiercią Chris dane było doświadczyć miłości, co zawsze stanowiło dla Faye pewną pociechę w tych mrocznych momentach, gdy tak bardzo brakowało jej przyjaciółki, że serce krajało się jej w piersi. Zanim rak ją zabrał, Chris wyszła za mąż za swojego ukochanego Johana, dobrego człowieka i mężczyznę, który kochał ją w zdrowiu i chorobie aż do końca.
Czasem Faye się zastanawiała, czy jej kiedykolwiek będzie dane doświadczyć takiej miłości. Wierzyła, że tak się stanie, kiedy poznała Jacka. On jednak zawiódł ją na wszelkie wyobrażalne sposoby, na jakie tylko można kogoś zawieść. Teraz nie żył, a wcześniej został skazany na karę pozbawienia wolności za zabójstwo ich córki Julienne. Co do joty zgodnie ze starannie obmyślonym i wykonanym planem Faye.
Przez krótki czas przypuszczała, że może znów znajdzie miłość, ale także została zdradzona. Ograniczała się więc teraz do krótkich nocnych schadzek z młodymi, dobrze wytrenowanymi mężczyznami, którzy dawali jej w łóżku to, czego było jej trzeba, i nie wpuszczała między swoje nogi nikogo więcej.
Ukucnęła przy grobie. Tuż przy tablicy leżał piękny bukiet. Dzisiaj jest Twój dzień. Choć teraz w zasadzie już wszystkie dni są Twoje. Zawsze będę Cię kochać! Johan
Ostrożnie musnęła palcami odręcznie napisany bilecik. Przed oczami stanęli jej Johan i Chris podczas ślubu, który odbył się zaledwie dzień przed śmiercią Chris.
– Mnie też jej brakuje – powiedział ktoś za nią i Faye aż podskoczyła.
– Jak mnie znalazłaś?
Faye wstała, otrzepała kolana z liści i igieł, po czym objęła Kerstin. Wspaniała, cudowna Kerstin, która uratowała ją, kiedy Faye znalazła się na dnie. Załamana, zrozpaczona i biedna jak mysz kościelna wynajęła poddasze w domu Kerstin w Enskede i od tego czasu stały się sobie bardzo bliskie.
– Nie było cię w biurze. A wiem przecież, że dzisiaj są urodziny Chris. Postanowiłam zaryzykować.
Faye otarła upartą łzę.
– Tak bym chciała, żeby tu z nami była. Rozszarpałaby mojego ojca gołymi rękami.
– Zaraz po tym, jak obcięłaby mu jaja – zauważyła trzeźwo Kerstin i się roześmiała. Potem znów zrobiła się poważna. – Dzwoniła twoja mama i powiedziała mi, co jej przekazałaś. A w twoim mieszkaniu jest firma przeprowadzkowa i pakuje rzeczy.
– Przepraszam, powinnam była się do ciebie odezwać, ale musiałam najpierw załatwić kilka spraw. Tak, przeprowadzam się. Nie jestem już tam bezpieczna, więc kupiłam dom. Na Lidingö. Właśnie odebrałam klucze. Sama możesz zdecydować, czy chcesz dalej mieszkać w swoim mieszkaniu, czy wolisz u mnie. Ale w tej chwili, jeśli mam być szczera, będzie dla ciebie chyba bezpieczniej, jeśli zostaniesz na Karlavägen.
– Zrobię, jak uważasz – powiedziała łagodnie Kerstin i pogłaskała ją po policzku.
Pod wieloma względami Faye odbierała to tak, jakby miała dwie matki. Jedną, z którą dorastała. I Kerstin. I wiedziała, że Kerstin traktuje ją jak córkę.
– Pójdziemy na ciastko do Delseliusa, żeby uczcić urodziny Chris? O ile masz czas? I jeśli jest to bezpieczne?
Faye wzięła Kerstin pod rękę.
– Czasu w zasadzie nie mam. I może nie jest to bezpieczne. Ale w tej chwili nigdzie nie jestem w pełni bezpieczna. A Chris chciałaby, żebyśmy zjadły za nią kilka tysięcy kalorii.
Kiedy szły pod rękę przez piękny cmentarz, Faye czuła się przez moment tak, jakby ciężar na jej piersi zelżał. Rozwiąże to. Razem to rozwiążą.
— Ale szybko się z tym pani uwinęła!
Peter Baldh rozejrzał się zdziwiony po domu. Firma przeprowadzkowa spakowała cały jej dobytek w mieszkaniu, a potem rozpakowała go tutaj w domu. Sporo rzeczy nie stało może jeszcze we właściwych miejscach, a mebli nie starczyło na wyposażenie całego domu, ale dało się tu w każdym razie zamieszkać. W tej chwili tylko to się dla Faye liczyło, reszta jej nie interesowała.
Carl Novak dotrzymał danego słowa. Nowy sprzęt zabezpieczający już zamontowano. Proponował jej jeszcze bodyguarda, ale chociaż Faye zdawała sobie sprawę, że nie byłoby to wcale głupie, odmówiła. Żeby zrealizować swój plan, musi mieć sporo wolności. Była gotowa podjąć to ryzyko. Wiedziała jednak, że alarm włączy się w nocy przy najmniejszym ruchu na jej działce i firma ochroniarska w mgnieniu oka znajdzie się na miejscu. W domu urządzono do tego safe room, gdzie w razie czego mogła zawsze bezpiecznie poczekać na pomoc. Ryzyko było więc oszacowane, nie szła na żywioł.
Przyjrzała się Peterowi.
– Jestem kompetentną usługobiorczynią. Gotową słono zapłacić za takie usługi.
Stali w przestronnej kuchni z szafkami na wymiar, lśniącymi marmurowymi blatami i wyposażeniem Gaggenau najwyższej klasy.
– Napije się pan kieliszek wina?
Wskazała na butelkę, która stała odkorkowana, żeby trunek się napowietrzył.
Agent zawahał się, po czym wzruszył szerokimi ramionami.
– Mogę chyba wrócić do domu taksówką, a samochód odebrać jutro?
Pytanie było z podtekstem, Faye odpowiedziała, nalewając wina do dwóch dużych kieliszków.
– Za dom! – powiedział agent i uniósł swój.
– Za prowizję! – odparła Faye i upiła duży łyk drogiego wina.
W ciszy się sobie przyglądali, po czym Faye odstawiła najpierw swój kieliszek, a potem jego na szary marmurowy blat i zbliżyła się o krok do Petera. Usta agenta smakowały dopiero co wypitym winem, ostrożnie wsunęła mu język do ust. Kiedy spotkało się to z przychylnym przyjęciem, poczuła rozchodzące się z krocza ciepło. Wyzwalająco było przestać myśleć i oddać się czystemu pożądaniu. Wszystko inne zniknęło i cała jej uwaga skupiła się na języku Petera splecionym z jej, a także coraz mocniejszym pulsowaniu pomiędzy nogami.
Jego dłonie zaczęły ją pieścić. Zatrzymała się w połowie pocałunku, wskoczyła na brzeg stołu, dzięki czemu mogła objąć go nogami. Znów zaczęli się intensywnie całować i Peter przycisnął się do niej. Kiedy poczuła dotyk jego dłoni na piersiach, aż jęknęła.
Ściągnęła bluzkę i stanik, po czym zabrała się do rozpinania jego koszuli. Wytrenowana klata Petera była gładko wydepilowana woskiem, nie został na niej choćby ślad owłosienia, dokładnie tak, jak to sobie wyobrażała. Dzięki temu każdy, nawet najmniejszy mięsień był wyraźnie widoczny pod skórą. Kiedy ujęła w palce jego sutki, cicho jęknął i lekko ugryzł ją w wargę. Faye zjechała dłońmi niżej, między jego nogi, i pod cienkim materiałem spodni poczuła z radością, jak sztywny jest jego członek.
– Nie tak szybko – powstrzymał ją zachrypłym głosem, ale ona zignorowała go i dalej pieściła jego męskość z coraz większym naciskiem.
Peter odsunął się i przed nią uklęknął. Nie spuszczając z niej wzroku, ściągnął jej powoli rajstopy i majtki; została w samej spódnicy. Kiedy odrzucił ubrania na bok, podciągnął jej spódnicę i rozsunął nogi. Miał wolną drogę. Faye napawała się uczuciem, że to, co zaraz nastąpi, jest jak niezapisana karta. Nie znała tego mężczyzny, nie wiedziała, jaki jest w łóżku, a teraz, już za moment, będzie pieścić ją swoim językiem.
Sekundę później poczuła delikatny nacisk na łechtaczkę. Peter niespiesznie poruszał językiem, ale z determinacją, w sposób świadczący o tym, że wie, co robi. Faye jeszcze mocniej rozsunęła nogi, żeby nic go nie hamowało. Peter z kolei zmienił nacisk, wykonywał okrężne ruchy, a ona poczuła się jeszcze bardziej wilgotna, niż była przed sekundą. Kiedy do lizania dołączył pieszczoty palcami, nie dała już rady nad sobą zapanować. Chciała go poczuć w sobie, teraz, natychmiast.
Złapała go za głowę i przyciągnęła do siebie. Jednym ruchem ściągnął spodnie i bokserki, a później zdjął też skarpetki, ani na chwilę nie przestając jej całować. W jego coraz bardziej zapalczywych pocałunkach wyczuła własny smak, co jeszcze bardziej rozpaliło w niej pożądanie. Ściągnęła spódnicę i teraz już oboje byli nago. Jego penis okazał się większy, niż się spodziewała, chwyciła go prawą ręką, co zostało nagrodzone głębokim jękiem, gdy zaczęła poruszać dłonią w górę i w dół.
– Chcę cię wyruchać – powiedział cicho, odtrącając jej dłoń, a zarazem ostrożnie ją popychając, żeby położyła się plecami na stole.
Gwałtownym ruchem przyciągnął ją do siebie, tak że jej pośladki znalazły się na brzegu stołu, po czym znów rozsunął jej nogi. Nie spieszył się, patrzył na nią z podziwem i pieścił jej piersi, napierając z wolna penisem na cipkę. Kiedy wreszcie w nią wszedł, mocniej zagryzła wargę, potem się odprężyła, pozwalając, żeby powoli w niej doszedł. Poruszali się w zgodnym rytmie, jakby wcześniej robili to już tysiące razy.
– Podziałaj trochę sama, chcę, żebyśmy doszli jednocześnie – wyszeptał i patrzył z pożądaniem, jak posłusznie wsunęła dłoń między nogi i zaczęła pocierać łechtaczkę.
Kiedy przyspieszył, zrobiła to samo. Orgazm nadszedł niemal zbyt wcześnie.
– Teraz – wysapała, a on jeszcze bardziej przyspieszył i wbił się głęboko w jej trzewia.
Odchyliła głowę, głośno pojękując, a on jeszcze kilka razy mocno ją pchnął, z krzykiem chwycił jej biodra i przez chwilę w niej został. Potem opadł na nią i leżał tak na jej brzuchu, aż ich pot się ze sobą wymieszał.
Po kilku sekundach Peter oparł się na łokciach i uśmiechnął łobuzersko.
– Mam już jechać czy powtórzymy to jeszcze?
Faye też się uśmiechnęła.
– Napijemy się trochę wina. A później, tak sobie myślę, że weźmiesz mnie od tyłu.
Kiedy Peter już wyszedł, popatrzyła przez okno, na tę nieprzeniknioną ciemność, którą przełamywały tylko pojedyncze latarnie. Najdłużej, jak to tylko możliwe, chciała od siebie odsunąć ten moment, gdy zostanie tu sama ze swoim strachem.
Faye siedziała w fotelu przed oknem panoramicznym, na podłokietniku stała filiżanka espresso, a na kolanach trzymała otwartego laptopa. Powinna się skupić na Revenge. Na ojcu. Ale zamiast tego przeglądała artykuły o szajkach przestępczych, o których wspominał Peter, tych, które napadają zamożnych ludzi w ich domach. Najwyraźniej starannie rozpracowywali ofiary przed włamaniem. Ile czasu upłynie, zanim zainteresują się jej domem?
Oderwała wzrok od ekranu i popatrzyła na wodę w dole. Spędziła już pierwszą noc w tym pięciusetmetrowym domu. Sama, bo Peter w końcu pojechał do siebie.
Potrzebowała chwili, żeby zorientować się, jak działa tu ekspres do kawy – srebrzysta maszyna wielkości lokomotywy parowej.
Padał deszcz. Niebo było szare i zlewało się kolorystycznie z wodą.
W tej właśnie chwili tęsknota za Julienne zdawała się nie do zniesienia.
Uporała się z najważniejszym i najpilniejszym zadaniem: zapewniła bezpieczeństwo mamie i córce. Teraz musiała zająć się innymi kwestiami. Dziełem swojego życia. Nie zamierzała dopuścić, żeby ojciec stanął na drodze do realizacji tego, co zaplanowała dla Revenge. Wszyscy ciężko pracowali, żeby jej imperium kosmetologiczne weszło na amerykański rynek, zamysł był taki, że poleci do Nowego Jorku i osobiście pokieruje ekspansją. Ale dopóki jej ojciec jest na wolności, coś takiego nie wchodzi w ogóle w rachubę.
Nie miała pojęcia, co ojciec może planować, ale nie wątpiła ani przez chwilę, że zechce się na niej zemścić. Poza tym, że ta świadomość napawała ją lękiem, doprowadzała ją też do szału. Połowa życia upłynęła jej na uciekaniu przed nim, druga połowa na wymazywaniu wszelkich śladów, jakie na niej pozostawił, czy to fizycznych, czy to psychicznych. Wydawało się jej, że ma to już za sobą. Że jest wolna. Teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania.
Kątem oka dostrzegła jakiś ruch i się wzdrygnęła, okazało się jednak, że to tylko łódź przepłynęła po morzu. Wróciła myślami do szajek. Zaliczała się do grona najbogatszych kobiet w Szwecji, już nawet nie wiedziała, na ile miliardów wyceniany jest jej majątek. Prasa się o niej rozpisywała, a jej nazwisko nieustannie zdobiło pierwsze strony tabloidów. Mieszkała sama, przez co – jak przypuszczała – była wdzięcznym celem. Ale istniała też inna możliwość: że te osoby, które – jak dobrze wiedziała – podążają jej tropem, zostały nasłane przez jej ojca. Dopóki nie rozpozna bliżej czyhającego na nią zagrożenia, musi brać pod uwagę obie opcje.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki