Felicja znaczy szczęście - Agata Czykierda-Grabowska - ebook + audiobook + książka

Felicja znaczy szczęście ebook i audiobook

Agata Czykierda-Grabowska

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czy dziewczynka, dzięki której poznałeś smak piasku z piaskownicy, może okazać się kobietą twojego życia? Czy chłopiec, który za wszelką cenę próbował policzyć twoje piegi, mógłby stać się tym jedynym?
Felicja i Szymon poznali się na osiedlowym placu zabaw. To właśnie tam Felicja po raz pierwszy postawiła się chłopakowi, a on poznał temperament tej niewinnie wyglądającej dziewczynki.
Trudna przyjaźń z piaskownicy przeradza się w bardzo skomplikowaną nastoletnią relację, której żadne z nich nie potrafi nazwać. Nie znoszą się, a jednocześnie coś ich do siebie przyciąga. Nieporozumienie na szkolnym balu buduje między nimi mur nie do przeskoczenia.
Kilka lat później wracają na wakacje do rodzinnego miasta, a ich drogi zaczynają się coraz częściej krzyżować. Nic dziwnego, mieszkają po sąsiedzku, a ich pokoje dzieli jedynie ściana. Felicja i Szymon postanawiają zakopać wojenny topór, przecież mają już po dwadzieścia lat i nie mogą rozpamiętywać nastoletnich nieporozumień.
Ale czy to w ogóle możliwe?
Czy powstrzymają swoje mordercze zapędy, a może do głosu dojdą zupełnie inne uczucia?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 320

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 13 min

Lektor: Agata Czykierda-Grabowska
Oceny
4,4 (448 ocen)
262
115
55
16
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SyciaB

Nie oderwiesz się od lektury

FANTASTYCZNA!!!❤️❤️❤️ale niczego innego się nie spodziewałam😁jejku, poczułam się jakbym znowu miała 20 lat...cudowna, emocjonalna, czasem zabawna. Aha - moje uczucia do widoku morza są takie jak Felicji 😁🥰 ale się rozmarzyłam...😍POLECAM !!!
Madzialena4891

Dobrze spędzony czas

Lekka i przyjemna książka. Jednakże czasami bardzo irytowała mnie postawa i zachowanie Feli.
20
zaczytane

Nie oderwiesz się od lektury

Klasyczne new adult, bardzo ciepła i przyjemna historia.
20
Tamtamo

Całkiem niezła

Fela trochę irytująca, bo jak beton trzyma się swoich wyobrażeń o sąsiedzie, który chyba tylko nie stepował przed nią na rzęsach.
10
Annastempel

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo miło się słuchało
00

Popularność




Copyright © by Agata Czykierda-Grabowska
Okładka Maciej Sysio
Fotografie na okładce Copyright © freepik.com/Lookstudio
Redakcja i korekta Beata Kostrzewska, Marta Grabowska
Skład Monika Pirogowicz
ISBN 978-83-948502-9-6
Wydanie I, Warszawa 2022
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
BMDesign
Ul.Górczewska 224/98
01-460 Warszawa
Konwersja: eLitera s.c.

1.

Felicja i Szymon, 5 lat

– Felicja! Zostaw tego chłopca! – Za mną rozległ się surowy głos mamy, ale udawałam, że nic nie słyszę i jeszcze mocniej złapałam go za włosy.

Nazwał mnie brzydką biedroną. Tata powiedział, że jak mnie ktoś zacznie przezywać, to mam temu komuś najpierw powiedzieć, żeby tego nie robił, bo jest mi przykro. Jak mnie nie posłucha, to mam powiedzieć, że poskarżę się pani albo rodzicom. Jak dalej nie przestanie, to mogę go walnąć. Pomyślałam, że lepiej będzie, jak od razu przejdę do ostatniej rady taty i go walnę.

Najpierw się zdziwił, ale jak potem zaczął głośno śpiewać: biedrona, biedrona, biedrona, to złapałam go za włosy i pociągnęłam za sobą wokół trampoliny. Inne dzieci otoczyły nas i zaczęły krzyczeć moje imię.

– Auaaa. To boli!!! – wrzasnął ten durny chłopak, ale go nie puściłam, bo sobie zasłużył.

Mama ukucnęła i złapała mnie za rękę.

– Felicja, co ty wyprawiasz? – powiedziała i zaraz znów powtórzyła, żebym go natychmiast zostawiła w spokoju.

Tym razem musiałam posłuchać.

Zacisnęłam dłonie w pięści i patrzyłam na niego spod krowy, czy jakoś tak. Chciałam go przestraszyć, żeby zapamiętał, że nie wolno mnie przezywać. Wszystkie dzieci na placu zabaw wiedziały, że nie wolno, ale on był nowy i musiałam mu to wytłumaczyć. Mama by tego nie zrozumiała.

To wszystko przez moje piegi. Dzieci się z nich śmiały, a ja nie lubiłam, gdy ktoś się ze mnie wyśmiewał. Tata nauczył mnie, że powinnam się bronić. No to się broniłam. Teraz nikt nie odważył się mnie przezywać, ale ten nowy w ogóle się nie bał. Musiałam mu pokazać, gdzie żółwie zimują.

Nowy odsunął się ode mnie, wytknął w moją stronę język, a potem pobiegł na drugi koniec placu zabaw do swojego taty.

Mama przytrzymała mnie za ramiona i powiedziała, że nie mogę się tak zachowywać i że muszę przeprosić tego chłopca.

– Ale mamo... – zaczęłam, jednak tylko położyła mi palec na ustach i kazała być cicho.

– Przeprosisz go! – powiedziała, a ja wiedziałam, że kiedy tak mówi, to już postanowione i za nic mnie nie wysłucha. – To syn naszego sąsiada z naprzeciwka – dodała ciszej.

Pociągnęła mnie za rękę na drugi koniec placu zabaw i zatrzymała się przy ławce, na której tata chłopaka przecierał mu czymś policzek. Policzek, w który go walnęłam. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Szkoda tylko, że się nie rozpłakał.

– Co się stało, Szymek? – zapytał, a nowy tylko wzruszył ramionami.

Przynajmniej nie jest kapusiem, pomyślałam.

– Przepraszam – zaczęła mama. – Przykro mi, ale to chyba nasza wina. – Jej głos stał się słodziutki.

Tak rozmawiała z babcią, mamą taty, gdy ta przyjeżdżała do nas na święta. Była dla niej miła, ale gdy nikt nie patrzył, pokazywała babci środkowy palec. Nie wiedziałam, co oznaczał, ale chyba nic dobrego.

Tata chłopaka popatrzył na nas ze zdziwieniem.

– Moja córka... chyba uderzyła pana syna i chciałybyśmy przeprosić za jej zachowanie – powiedziała mama.

– Ja wcale nie chcę... – Znowu nie dała mi dokończyć, tylko szturchnęła mnie w ramię.

Wyrwałam się i skrzyżowałam ręce przed sobą. Wcale nie zamierzałam go przepraszać. Za nic na świecie. Chłopak patrzył na mnie podejrzliwie. Miał brązowe oczy i był blondynem. Nie znosiłam blondynów.

– Felicja, przeproś chłopca – poleciła mama.

– Ale on mnie przezywał! – Tupnęłam nogą.

– To nie oznacza, że możesz kogoś bić – pouczyła mnie.

– Spokojnie – powiedział tata chłopaka i wstał z ławki.

Był wysoki, chudy i miał takie same blond włosy jak jego syn. Ble.

– Szymek, czy to prawda? Przezywałeś tę dziewczynkę?

Chłopak przełknął ślinę i wzruszył ramionami.

– Pytam cię o coś! – powiedział surowym tonem.

Uśmiechnęłam się na to z satysfakcją.

– Bo namówiła dzieci, żeby się ze mną nie bawiły. – Zacisnął mocno usta.

Głupek.

– Nieprawda!

– Prawda!

– Stop! – powiedział tata chłopaka i westchnął ciężko. – Najlepiej będzie, jak się oboje przeprosicie.

– Tak. To najlepszy pomysł – dodała moja mama.

Chciałam już sobie stąd pójść, ale nie mogłam pierwsza wyciągnąć do niego ręki. Nie po tym, jak nazwał mnie brzydką biedroną. Dobrze, że on zrobił to jako pierwszy.

– Przepraszam. Wcale nie jesteś brzydka – burknął.

Dotknęłam jego palców tak szybko, jakby miał zarazę, i pod nosem powiedziałam:

– Przepraszam.

Tak zaczęła się moja znajomość z Szymonem. Moim przekleństwem.

2.

Felicja i Szymon, 8 lat

– To wszystko przez ciebie! – krzyknęłam wściekle.

Łzy zgromadziły mi się pod powiekami, ale mrużyłam mocno oczy i nie pozwalałam im wypłynąć. Nie kiedy Szymon na mnie patrzył. Nie mogłam pozwolić, żeby uznał mnie za mięczaka.

– Przepraszam... – Próbował się zbliżyć, ale syknęłam na niego głośno.

Wyglądał na przestraszonego. I dobrze, pomyślałam, chociaż ból stawał się coraz silniejszy. Ściągnęłam skarpetę i wybałuszyłam oczy. Stopa wyglądała jak balon i zaczęła się robić fioletowa.

– Wow – powiedział Szymon i nachylił się nad moją nogą, żeby z bliska dokonać inspekcji. – Ale spuchła. Pewnie złamana – skwitował i raz jeszcze próbował się do mnie zbliżyć.

– Nie dotykaj! – ostrzegłam, ale już słabszym głosem, bo ból jeszcze przybrał na sile. – To wszystko twoja wina – powtórzyłam oskarżenie, żeby o tym nie zapominał.

Szymon wyśmiewał się z mojego roweru i stwierdził, że za nic w świecie go na nim nie wyprzedzę. No więc musiałam mu udowodnić, że się myli. Ścigaliśmy się po naszym osiedlu, ale w pewnym momencie Szymek skręcił gwałtownie w moją stronę, a ja, żeby uniknąć zderzenia, szarpnęłam kierownicą w bok i wpadłam na krawężnik. Próbowałam podeprzeć się stopą, ale noga mi się wykręciła i poturlałam się po trawie.

– Ale nie chciałem. Skąd mogłem wiedzieć, że spadniesz. – Skrzywił się i uklęknął przy mnie. – Jak chcesz, mogę cię zanieść do domu. Wejdziesz mi na barana.

Zmarszczyłam brwi, przerażona tą propozycją.

– Jesteś za chudy, żeby mnie podnieść – zarzuciłam mu.

– Nieprawda! – żachnął się.

– Lepiej zawołaj mojego tatę – nakazałam.

Szymon przełknął ślinę i zapytał:

– Jesteś pewna, że nic ci się nie stanie?

– Nie – odpowiedziałam zdecydowanie, chociaż wcale nie byłam co do tego przekonana.

Skinął głową i pobiegł w stronę naszego bloku. Nie minęło nawet pięć minut, gdy zobaczyłam pędzącego w moją stronę tatę. Na jego widok omal się nie rozpłakałam. Tylko przy nim mogłam płakać. Ale musiałam się jeszcze powstrzymać, bo Szymek był tuż za nim.

– Fela! Co ci się stało?

– To nic. To tylko noga – powiedziałam słabym głosem, żeby nie martwić taty, który natychmiast przy mnie ukląkł i uważnie obejrzał stopę. Obiecał, że wszystko będzie dobrze.

Potem wziął mnie na ręce i przytulił. Wyjrzałam zza jego pleców, gdy niósł mnie w stronę auta. Szymek podnosił właśnie mój rower i próbował wyprostować wygiętą kierownicę. Mimo złamanej nogi uśmiechnęłam się pod nosem, bo ostatecznie to ja wygrałam wyścig.

3.

Felicja i Szymon, 15 lat

Zobaczyłem ją na korytarzu, jak plotkowała z tymi swoimi psiapsiami. Nie mogłem znieść tego ich trajkotania, od którego bolała mnie głowa, ale nie potrafiłem się powstrzymać i podszedłem do nich.

– Cześć, Karolina – zwróciłem się do najbliższej koleżanki Felicji i pacnąłem ręką jej gruby warkocz.

Dziewczyna zachichotała, a ja powstrzymałem się przed przewróceniem oczami. W zamian za to wyszczerzyłem się od ucha do ucha.

Lubiłem w ten sposób drażnić Felicję. Udawałem, że jej nie dostrzegam, bo ona robiła to samo w stosunku do mnie, chociaż mieszkaliśmy w tym samym bloku, na tym samym piętrze, a nasi rodzice dobrze się znali.

– No hej, Szymon – odparła Karolina.

Kątem oka zauważyłem, że Felicja wywróciła oczami. Przynajmniej ona nie musiała się powstrzymywać.

– Idziesz do domu? – zagadnąłem, chociaż w duchu się modliłem, żeby odpowiedź była przecząca.

Nie wiedziałem, jak dałbym radę znieść ten jazgot przez całe piętnaście minut.

Karolina odrzuciła za siebie warkocz i zmarszczyła nos.

– Niestety nie. Idę z dziewczynami do Spota na pizzę... – Westchnęła.

Odetchnąłem z ulgą i odważyłem się zerknąć na Felicję, ale jak zwykle sprawiała wrażenie, jakbym dla niej nie istniał, co doprowadzało mnie do szału. Odsunęła się z Alą, swoją drugą koleżanką, i rozmawiały o czymś, zupełnie nie zwracając uwagi na mnie i Karolinę.

– No nic, spadam. Odezwę się na Fejsie. – Posłałem jej kolejny uśmiech i odszedłem do chłopaków, którzy czekali na mnie na dziedzińcu.

Byłem na siebie wkurzony, że znowu dałem się sprowokować Felicji. Stała tam – niczym na wystawie – aż prosząc się o to, żeby ją zaczepić. Od zawsze tak było. Po prostu prowokowała mnie do tego. Tak jak wtedy na balu przebierańców dla klas jeden–trzy, gdy przyszła przebrana za bałwana. Bałwana! Wszystkie jej koleżanki udawały tego dnia księżniczki i superbohaterki, a ta wyskoczyła w stroju bałwana. Z górnej części kostiumu zrobionego z wełnianych kul wystawała tylko jej piegowata twarz, a do czoła miała przyczepioną papierową marchewkę. Na samo to wspomnienie szczerzyłem się jak głupi. Wyglądała niedorzecznie. Cała Felicja.

Czy można było winić mnie za to, że dokuczałem jej cały bal i do końca roku szkolnego nazywałem bałwanem? Tak, wiem. Nie brzmiało to może zbyt miło, ale sama się podłożyła, a potem i tak mama kazała mi ją przeprosić, więc byliśmy kwita. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Ale Felicja tak tego nie zostawiła. Zemściła się, wrzucając mi do plecaka psią kupę, ale nie to okazało się najgorsze. Najstraszniejsze było to, że przestała się do mnie odzywać. Na początku nawet mnie to cieszyło, bo potrafiła być bardzo pyskata, ale po jakimś czasie zacząłem się z tego powodu denerwować. Każdego by to zdenerwowało.

Udobruchanie jej zajęło mi kilka dobrych miesięcy.

Felicja uśmiechała się do moich rodziców, gdy natknęła się na nich na klatce schodowej. Udawała grzeczną dziewczynkę, ale gdy tylko zostawaliśmy sami, zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni. Przestawała mnie dostrzegać i odpowiadać na „cześć”. Odzywała się tylko do mojego młodszego brata. Była dla niego bardzo miła, tym samym podkreślając fakt, że tylko dla mnie nie może taka być.

Trudno. Nie zamierzałem dawać jej satysfakcji i reagować na tego typu zachowanie. Nie sądziłem jednak, że potrwa to tak długo. Dopiero w czwartej klasie znowu zaczęła ze mną rozmawiać, ale tylko tak zdawkowo i zazwyczaj gdy wychodziliśmy gdzieś grupą znajomych.

Nie byliśmy już dziećmi i takie zachowanie utwierdzało mnie w przekonaniu, że to z nią jest coś nie tak.

*

Dołączyłem do kumpli i we trzech ruszyliśmy do domu. Mieszkaliśmy w małym mieście, gdzie wszędzie dało się dotrzeć pieszo. I to zazwyczaj szybciej niż miejskim autobusem, który pojawiał się bardzo nieregularnie. Trochę pogadaliśmy o ostatnim meczu piłki nożnej i temat zszedł na bal, który miał się odbyć pod koniec tygodnia.

– Idziecie z kimś? – zagadnął Sławek. – Ty chyba lecisz na tę Karolinę z trzeciej c. – Zaśmiał się i trącił mnie łokciem w bok.

– Co? Ja? – żachnąłem się, autentycznie zdziwiony.

Dziewczyny to skomplikowany temat. W zasadzie to na nikogo szczególnie nie leciałem, a Karolina była moim narzędziem do zaczepki Feli.

– Zagadujesz do niej na każdej przerwie – rzucił Piotrek i poprawił okulary na nosie. – Nie gadaj, że na nią nie lecisz.

– Zejdźcie ze mnie. – Podniosłem ręce, bo ten temat zaczął mnie drażnić. – Nie zamierzam jej nigdzie zapraszać – zakończyłem.

– I co? Pójdziesz sam jak ten ostatni frajer? – zdziwił się Sławek.

– Albo nie pójdę w ogóle. Nie cierpię takich imprez, będą nas tam pilnować jak zwierzęta w zoo.

– Jak sobie chcesz. – Sławek wzruszył ramionami. – Ja chcę zaprosić Felicję – dodał jakby nigdy nic.

Co?

– Co? – Zatrzymałem się nagle.

– Co co? – odpowiedział w ten sam sposób.

– Felicję? Moją Fel... to znaczy moją sąsiadkę? – Chciałem uściślić. Bo chociaż nie chodziła z nami do szkoły żadna inna Felicja, potrzebowałem pewności.

– Tak, tę samą? Co cię tak dziwi, człowieku?

– Mnie nic nie dziwi – odchrząknąłem, bo nagle zaschło mi w gardle. – Tylko ona się nie zgodzi – wyjaśniłem.

– A niby czemu?

– Znasz ją. Jest specyficzna. – Wzruszyłem ramionami.

– Jak dla mnie jest fajna – powiedział Sławek.

– I jest ładna. Nawet bardzo – musiał dopowiedzieć Piotrek.

– Obu wam odbiło – skwitowałem. Ta rozmowa sprawiła, że poczułem olbrzymi dyskomfort.

Dyskomfort i dziwny niepokój. Jak do tej pory nie widziałem, żeby wokół Feli kręcili się jacyś frajerzy. A zresztą, skąd mógłbym to wiedzieć? Przecież wcale jej nie obserwowałem. No, wcale nie aż tak uważnie.

– W zasadzie to chcę ją prosić o chodzenie – dorzucił szybko Sławek, jakby już chciał mieć to wszystko z głowy.

Nie, tego było za dużo.

– Posłuchaj. – Złapałem go za ramię – Jest tyle dziewczyn, dlaczego akurat Felka? Przecież wiesz, że jest... – Otworzyłem usta, ale zabrakło mi słów.

Piotrek zmarszczył czoło, czekając, aż skończę zdanie, ale ja stałem tam jak jakiś głupek i nie mogłem nic z siebie wydusić. Tak naprawdę chciałem, żeby się odpieprzył od Felicji, ale nie mogłem tego powiedzieć wprost. Po prostu nie mogłem, dlatego w końcu tylko się zaśmiałem i machnąłem ręką.

– Zapomnij. – Wzruszyłem ramionami i klepnąłem go po plecach. – Ale, stary, rób, jak chcesz. Już ci współczuję – parsknąłem i ponagliłem kumpli, żeby się wreszcie ruszyli.

Do końca drogi patrzyli na mnie jakoś dziwnie, ale udawałem, że tego nie zauważam.

Gdy dotarłem do domu, zrzuciłem plecak i od razu zamknąłem się w swoim pokoju. Na szczęście nie było jeszcze rodziców ani Tymka. Korzystając z ich nieobecności, włączyłem konsolę, ale gra mi nie szła, więc rzuciłem ją w cholerę.

Nie wiedziałem, co się ze mną działo. Co mnie obchodziło, że Sławek chciał chodzić z Felicją i że ją zaprosić na ten durny spęd? Z całych sił zacisnąłem dłonie w pięści – aż poczułem ból, gdy paznokcie wbiły się w skórę.

I wtedy przyszła pocieszająca myśl. Felicja się nie zgodzi. Na pewno się nie zgodzi. Poczułem olbrzymią ulgę, co... było dziwne. Uśmiechnąłem się i podrzuciłem miniaturową piłkę do futbolu amerykańskiego. Felicja odmówi Sławkowi i wszystko wróci do normy.

Z tą pocieszającą świadomością poszedłem sobie podsmażyć pierogi ruskie, bo poczułem ssanie w żołądku.

Po obiedzie wyszedłem na balkon, który graniczył z balkonem Felicji. Jej klasa już dawno skończyła lekcje, a ona jeszcze nie wróciła. Ale zaraz sobie przypomniałem, że przecież poszła razem z dziewczynami na shake’a do Spota. Mimo wszystko powinna już być w drodze, pomyślałem, zerkając na zegarek na nadgarstku. Umościłem się w fotelu ogrodowym i próbowałem coś czytać na jutrzejszą historię, ale nie byłem w stanie się skupić.

Kiedyś to był nasz rytuał. Gdy pogoda sprzyjała, siadałem po szkole na balkonie i udawałem, że się uczę albo po prostu jestem tu, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Ona wychodziła, żeby przez chwilę popatrzeć na miasto, a czasami pogadać przez telefon z psiapsią. Gdy mnie widziała, machała mi ręką albo kiwała głową. Nie wiedziałem dlaczego, ale dzięki temu zawsze czułem się lepiej. Świat stał w tym samym miejscu, bo była w nim Felicja.

Ale tak to wyglądało kiedyś. Od ponad dwóch lat znowu mnie ignorowała w każdy możliwy sposób. Czasami tylko coś burknęła, gdy zwróciłem się do niej wprost. Co za dziwaczka.

W pewnym momencie mój wzrok przykuło coś znajomego. Nawet z czwartego piętra rozpoznałem jej wiosenną żółtą kurtkę. I niestety nie tylko kurtkę. Sławek. Ten cwaniak przemilczał fakt, że to właśnie dzisiaj miał wyskoczyć ze swoim małym miłosnym wyznaniem.

A to sukinsyn, pomyślałem, wychylając się za barierkę.

Zatrzymali się przed naszą klatką i usiedli na ławce. Jak romantycznie, prychnąłem w myślach.

Przewiesiłem się przez balustradę i próbowałem ich podsłuchać, ale byłem za wysoko. W pewnym momencie Fela zaśmiała się głośno, odrzucając do tyłu głowę, szybko się więc schowałem za słomianą osłoną balkonu. Odczekałem chwilę, a potem raz jeszcze wyjrzałem poza barierkę. Dalej tam siedzieli, a Sławek omal na nią nie wlazł. Zacisnąłem mocno szczęki, powstrzymując się przed tym, żeby tam nie zbiec albo chociaż nie zrzucić mu na głowę doniczki z bratkami mamy.

Obserwowałem, jak Felicja zachowywała się w stosunku do Sławka i... trafiał mnie szlag. Śmiała się, wygłupiała i była sobą. Dokładnie tak samo kiedyś to wyglądało między nami. Dlaczego teraz traktowała mnie zupełnie inaczej, jakbym zabił jej szczeniaczka – i to z premedytacją?

– Szymek! – Usłyszałem za plecami i drgnąłem niespokojnie.

Odskoczyłem od barierki i zaczesałem do tyłu włosy, które zaczynały mi już włazić do oczu.

– Cześć, mamo – przywitałem się.

– Machałam ci z dołu, ale chyba mnie nie widziałeś – powiedziała mama i sprawiała wrażenie, jakby miała się za chwilę roześmiać.

Tak się wgapiałem w tę parkę, że nawet nie zauważyłem, jak wchodziła do klatki.

– A... tak. – Odchrząknąłem. – Zagapiłem się. – Podrapałem się po szyi.

– Na co? – drążyła, a kąciki jej ust zadrżały. – Na Sławka i Felicję?

– Co? – żachnąłem się. – Tak po prostu się zapatrzyłem... na miasto. – Zakaszlałem na końcu.

– Oczywiście – dodała i z krzywym uśmiechem weszła do mieszkania.

Przewróciłem oczami i wypuściłem z ust wstrzymywane powietrze. Dopiero po tym zdecydowałem się znowu zapuścić żurawia. Na ławce siedział Sławek. Sam. Akurat wstawał, gdy coś mokrego spadło mu na głowę.

– Ja pierd... – Dobiegło mnie z daleka.

Przykucnąłem, żeby mnie nie dojrzał. Zerknąłem pomiędzy splecioną trawą i zobaczyłem, jak pokazuje mi środkowy palec. Oczywiście doskonale wiedział, kto go ochlapał. Przecież bywał u mnie przynajmniej trzy razy w tygodniu.

Parsknąłem głośno i wróciłem do mieszkania. Ten chlust wody z konewki wcale nie poprawił mi humoru. Nic a nic.

*

Wróciłam ze szkoły i od razu opanowały mnie wątpliwości. To już dzisiaj, pomyślałam z przerażeniem. W szkole dziewczyny nie gadały o niczym innym. W zasadzie miałam nadzieję, że uda mi się z tego wykręcić, ale nie dawały mi spokoju. Myślałam, że wszyscy idą sami, ale wtedy Sławek wyskoczył z tym zaproszeniem.

Sławek, najlepszy kumpel Szymona. Pokręciłam głową, próbując poukładać sobie to w głowie. Nie znałam tego chłopaka za dobrze, można powiedzieć, że bardziej z widzenia, a także kilku wycieczek, na które nasze klasy wyjeżdżały razem. Dlatego omal nie doznałam szoku, gdy dwa dni temu zaczepił mnie na przystanku, na którym zawsze wysiadałam. Byłam pewna, że czeka na Szymona, ale nie, czekał na mnie. Żeby mnie zaprosić na tę szkolną imprezę.

Gdy pierwszy szok minął, doszłam do wniosku, że dlaczego nie. Tym bardziej po tym, co powiedziała Karolina. Była przekonana, że Szymek lada dzień ją zaprosi. W zasadzie miała pewność, że zrobiłby to tamtego dnia po szkole, gdybyśmy jej nie wyciągnęły do Spota. O ile było mi wiadomo, nie zrobił tego do dziś.

Od środy jednak zaczął się dziwacznie zachowywać. Na każdej przerwie patrzył na mnie spode łba, jakbym ukatrupiła mu złotą rybkę, a ja w zamian wkładałam wszystkie siły w to, żeby go ignorować. Jak zawsze. Nic nowego.

Dlaczego to robiłam? Bo okropnie mnie drażnił. Był taki pewny siebie i arogancki. Jego żarty już dawno przestały mnie bawić. Za to docinki i dogryzanie działały jak płachta na byka. Nie chodziło o to, że nie potrafiłam się zrewanżować, ale takie słowne potyczki tylko dodatkowo go nakręcały. Zauważyłam, że im bardziej go ignorowałam, tym mocniej się wkurzał – i sprawiało mi to satysfakcję.

Szymek nie zawsze taki był. Kiedyś potrafił mnie naprawdę rozśmieszyć, a jako dzieciaki zawsze znaleźliśmy sposób na rozkręcenie zabawy. Często razem pakowaliśmy się w kłopoty, ale jakoś za każdym razem udawało nam się z nich wykręcić.

Teraz podeszłam do szafy i otworzyłam ją na oścież. I wtedy uderzył mnie jeden przerażający fakt. Nie miałam się w co ubrać. Jęknęłam w duchu i zaczęłam szperać w tej otchłani. Nic, normalnie nic.

Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Na zakupy było już za późno, zresztą nie miałam serca naciągać mamy na jakieś fatałaszki, które założę raz, a potem wepchnę w kąt na wieki.

Odkąd mama kilka miesięcy temu straciła pracę, staraliśmy się żyć oszczędnie. Co prawda udało jej się znaleźć coś innego, ale ten okres bez zatrudnienia znacznie uszczuplił rodzinny budżet. Nie, nie mogłam poprosić jej o kasę na sukienkę. Zresztą nie miałam już czasu na poszukiwania.

Do przyjścia Sławka pozostały tylko cztery godziny. Trochę żałowałam, że zgodziłam się na wspólny bal. Inaczej mogłabym robić, co chcę. Przyjść, kiedy chcę, i wrócić, kiedy chcę, a tak byłam trochę uwiązana.

– Ech... – westchnęłam głośno i zerknęłam w stronę balkonu.

Chciałam zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. W drodze na taras zatrzymała mnie mama.

– To dzisiaj? Ta potańcówka? – zagadnęła.

– Potańcówka? – parsknęłam.

– No ten bal czy coś. – Machnęła ręką i zerknęła na mnie znad laptopa.

– Niestety tak.

Ściągnęła okulary i przyjrzała mi się uważniej. Miała długie blond włosy, które związywała w koński ogon. Nie wiedziałam, dlaczego nie odziedziczyłam ich po niej. Jedyne, co jej zawdzięczałam, to te nieszczęsne piegi, przez które przeżywałam piekło w przedszkolu i podstawówce.

– Dlaczego niestety?

– Nie mam co na siebie włożyć, poza tym nieopatrznie zgodziłam się pójść z takim jednym chłopakiem – wyznałam, bo nie miałam przed nią żadnych sekretów.

– Takim jednym? – Uśmiechnęła się pod nosem. – Czy tym konkretnym zza ściany hm? – Podniosła znacząco brwi.

Dobrą chwilę zajęło mi zrozumienie, o kim mówi. I gdy to do mnie dotarło, zrobiłam wielkie oczy.

– Co? Z Szymonem? – Niemal pisnęłam. – Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? – Odchrząknęłam.

Nagle poczułam suchość w gardle.

– No nie wieeeem – zaakcentowała i podniosła znacząco brwi. – Może dlatego, że jesteście przyjaciółmi od dziecka. I ty, i on wybieracie się na ten bal. Poza tym Szymon chyba... cię lubi – dodała ostrożnie.

– Co? – Aż się zachłysnęłam z oburzenia. – Lubi mnie? I dlatego jestem obiektem jego kpin od pierwszego spotkania? – Prychnęłam. – Dobrze, że wtedy skopałam mu tyłek. – Przypomniałam sobie, jak się poznaliśmy na placu zabaw.

Mama zachichotała i odrzuciła do tyłu głowę.

– A ty nie wiesz, że kto się czubi, ten się lubi? – zapytała ze śmiechem. – Już tu nie udawaj takiej ofiary. – Wyszczerzyła się. – Nigdy nie zapomnę widoku zmarzniętego na kość Szymona, po tym jak w środku grudnia wrzuciłaś go na osiedlu do oczka wodnego. – Na to wspomnienie zrobiła udawaną przerażoną minę.

– Sople zwisały mu nawet z nosa. – Tym razem to ja parsknęłam, po czym dodałam: – Jak zwykle sobie zasłużył. – Wzruszyłam niewinnie ramionami.

Nazwanie mnie córką Shreka nikomu nie uszłoby na sucho, a już na pewno nie Szymonowi. W tamtym czasie puścili kolejną część filmu o zielonym ogrze, który dorobił się kilkorga dzieci, a jedna z jego córek nazywała się Felicja.

– W zasadzie to wasza wina. – Podchodząc do kuchennego blatu, oskarżycielsko wycelowałam w mamę palec. – Po co nadaliście mi takie dziwne imię?

– Dziwne? Piękne – oburzyła się. – Felicja to piękne imię – powtórzyła z rozrzewnieniem.

Tak, tak, znałam tę historię. Felicja to w wolnym tłumaczeniu radość. Moja mama przez długi czas nie mogła zajść w ciążę, a jeśli się jej udawało, to szybko ją traciła. Gdy już myślała, że nie będą mieli z tatą dziecka, na świecie pojawiłam się ja. Usłyszałam tę opowieść jako mała dziewczynka i potem chciałam się stać najlepszą córką na świecie... ale nie zawsze mi to wychodziło. Miałam zbyt wybuchowy charakter i często wpadałam w kłopoty.

Sama nie wiedziałam, jak do tego dochodziło.

Ech, westchnęłam w myślach. Nie chciałam się o to sprzeczać z mamą, chociaż miałam świadomość, że w wielu przypadkach moje imię było przyczyną konfliktów z Szymonem.

Szymon. Skąd jej przyszło do głowy, że mogłabym z nim pójść na imprezę...? Że już nie wspomnę o tym niedorzecznym pomyśle, iż mnie lubi. Przecież od zawsze żyliśmy jak pies z kotem i o wszystko rywalizowaliśmy.

Nalałam sobie soku pomarańczowego i wyszłam na balkon, zostawiając mamę z jej pracą. Słońce przyjemnie dzisiaj grzało. Ledwie zaczął się maj, a już zrobiło się bardzo ciepło. Lubiłam taką pogodę i chętnie zostałabym tu do wieczora, gdyby nie ten przeklęty bal na zakończenie roku. Nie wiedziałam, po co zgodziłam się wyjść ze Sławkiem.

Skrzywiłam się i klapnęłam na wiklinową ławkę. To nie tak, że nie był miły czy coś, ale... Nie był też brzydki czy coś. Był nawet fajny, ale, ale... Nawet nie wiedziałam, jak to opisać, określić... Nie kręcił mnie.

Gdy usłyszałam głośne chrząknięcie, spojrzałam w bok.

– Dławisz się? – zapytałam zmęczonym głosem.

Znowu on, pomyślałam. Moje życiowe utrapienie. Był wszędzie, gdziekolwiek się nie obróciłam. W szkole, w ulubionym lokalu, a nawet za ścianą mojego mieszkania.

– Śmieszne – skwitował, zerkając zza szklanego panelu.

– Czego? – burknęłam niezbyt zachęcająco.

Przeżywałam rozterki i nie miałam teraz siły, by się z nim przeszczekiwać. Zresztą już dawno mnie nie zaczepiał, pewnie teraz nie mógł się dłużej powstrzymać.

Szymon odrzucił do tyłu pokaźną blond grzywkę i wyszczerzył się szeroko.

– Jesteś dziś wyjątkowo miła. Nawet mnie zauważyłaś. – Podniósł znacząco brew.

Przewróciłam oczami na ten komentarz, bo dobrze wiedziałam, jak działa na jego ego to, że tak jawnie ignoruję go w szkole. To była niezła zabawa – patrzeć, jak się wkurza i gimnastykuje, byle zwrócić na siebie moją uwagę. I nie robił tak dlatego, bo mnie lubił. Po prostu nie mógł znieść, że ktoś nie obdarza go uwielbieniem, jak cała rzesza dziewczyn w szkole. Ale one nie znały go tak dobrze jak ja.

– Czego? – powtórzyłam, wystawiając twarz do słońca, chociaż wiedziałam, że już po kilku minutach zaczną mi wyskakiwać nowe piegi.

– Czy ty znowu próbujesz wyglądać, jakbyś opalała się przez sito? – powiedziało przekleństwo mojego życia. – Chyba nie chcesz, żebym wymyślił dla ciebie nową ksywę? – zapytało na pozór miło i przyjaźnie.

Wiedziałam, co Szymon próbował zrobić. Sprowokować mnie do żywszej reakcji. Ale nie.

– Czy ty masz pięć lat? Wymyślanie przezwisk to chyba zajęcie dla przedszkolaków, nie? – odparłam spokojnie i wzięłam kolejny łyk ulubionego soku.

– Nie, karmienie się nawzajem piachem to zajęcie dla przedszkolaków, pisanko. – Znowu się wyszczerzył.

– Aha... – westchnęłam, w ogóle nieporuszona jego staraniami.

Zamknęłam oczy, a wokół zapanowała cisza. Byłam pewna, że już sobie poszedł, ale po chwili znowu się odezwał:

– A więc idziesz ze Sławkiem?

– Idę – odparłam jak cywilizowany człowiek. – I co z tego?

– Nie, nic. Tylko chciałem cię przed czymś ostrzec – dodał jakby nigdy nic.

Nie chciałam dać po sobie poznać, że zwrócił tym moją uwagę. Popatrzyłam na niego i zmarszczyłam brwi, ale bardzo subtelnie.

– Przed czym?

Uśmiechnął się w jakiś dziwny sposób i szepnął:

– On się chyba w tobie buja.

Palcem narysował w powietrzu wielkie serce i zatrzepotał rzęsami. Pewnie roześmiałabym się na ten widok, gdyby ta wiadomość mnie nie zmroziła. Przeraziła wręcz.

– O czym ty gadasz? – Próbowałam udawać niewzruszoną, ale chyba głos mi zadrżał.

Szymon podparł głowę na dłoni i przekrzywił, jakby chciał mi się przyjrzeć pod innym kątem.

– Wiesz, prawdopodobnie jesteś jedyną dziewczyną, która na wieść o tym, że jakiś koleś się w niej kocha, blednie ze strachu i dostaje wytrzeszczu oczu – powiedział po zastanowieniu.

– Spieprzaj! – syknęłam, ale tak, żeby mój głos nie dotarł do mamy, która wciąż pracowała w salonie.

Znowu mnie wkurzył. Był jedynym człowiekiem na świecie, który tak na mnie działał. Miałam ochotę go trzasnąć – jak wtedy w drugiej klasie, gdy przyczepił mi do pleców kartkę z napisem „kopnij mnie”. Sprałam go za to na kwaśne jabłko i nawet czarne serduszko za złe zachowanie, które przypięła mi do swetra wychowawczyni, mnie nie zmartwiło. Nosiłam je z dumą.

– I po co te nerwy, Felka – dodał zwodniczo łagodnie.

Wiedział, że jest bezpieczny na swojej części balkonu i że nie zacznę się z nim teraz szarpać, bo znajdowaliśmy się na czwartym piętrze. Ale i tak dużo ryzykował, bo przecież mogłam go dopaść później.

Postanowiłam rozegrać to na chłodno. Znowu opadłam na oparcie fotela i uśmiechnęłam się do siebie, bo miałam świadomość, że Szymon bredził. Sławek po prostu nie chciał iść sam, jak zresztą cała reszta ludzi ze szkoły, a ten bałwan za ścianą zwyczajnie próbował mnie znowu wkurzyć.

– I co? Dalej chcesz się z nim wybrać? – drążył.

– A co ci do tego?

– Nic. – W tym krótkim słowie dosłyszałam jakieś wahanie.

– No więc jaki masz problem? – Spojrzałam na Szymona wymownie.

Już nie wyglądał na tak strasznie zadowolonego z siebie. Dobrze.

– Nie mam problemu. – Wyszczerzył się, ale jakoś tak sztucznie, jakby trzymał w ustach plaster cytryny.

– To sio, sio. – Machnęłam na niego lekceważąco ręką, czując przypływ satysfakcji.

Znowu zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tym pięknym majowym dniem. A bal? No trudno. Przeboleję te dwie, trzy godziny i wrócę do domu, a potem rozpocznę weekend i może wyjadę na działkę za miasto. Rozłożę się na kocu i poczytam, a potem...

– Czyli Sławek ci się podoba? – Słowa niszczące ciszę zdawały się głośne niczym młot pneumatyczny.

Zerwałam się na nogi tak gwałtownie, że krzesło pode mną aż zatrzeszczało złowieszczo.

– Co cię to w ogóle obchodzi? – W ciągu sekundy znalazłam się przy dzielącej nas balustradzie ze szkła.

Szymon nie cofnął się, ale na jego twarzy pojawiła się jakaś nowa emocja. Złość? Zdziwienie? Nie, to coś zupełnie innego, stwierdziłam. Wlepił we mnie te swoje ciemne ślepia i ani drgnął. Pachniał czymś przyjemnym... czymś, czego nie czułam nigdy wcześniej. Czymś męskim.

Mierzyliśmy się spojrzeniami dobrą minutę, a potem znowu uśmiechnął się szeroko, ale tak samo sztucznie jak wcześniej.

– Nic mnie nie obchodzi. Nic a nic. – Podniósł ręce w geście poddania i zrobił krok w tył. Niemal zniknął za przegrodą dzielącą balkony. – Ja tylko chciałem pomóc – dodał i wszedł do mieszkania.

– Wrrr – zawarczałam pod nosem, zła na siebie, że pozwoliłam mu się wyprowadzić z równowagi.

W zasadzie to nie wiedziałam, dlaczego tak zareagowałam. Czy chodziło o wścibstwo Szymona czy może fakt, że próbował mnie okłamać w sprawie Sławka? Przecież koleś był jego najlepszym kumplem. Jaki miał interes w odkrywaniu jego tajemnic? Musiał kłamać, żeby mnie ośmieszyć albo wystraszyć.

– Walić to – szepnęłam i wzięłam głęboki wdech.

Wróciłam do mieszkania i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Postanowiłam, że zanim stawię czoła tej całej imprezie, odrobinę się jeszcze zrelaksuję. I owszem, zrelaksowałam się... aż za bardzo. Obudziłam się w panice trzy godziny później. I to tylko dzięki interwencji mamy, która chciała zapytać, czy nie powinnam zacząć się zbierać.

Zerknęłam na zegarek. Było kilka minut po osiemnastej. Sławek miał po mnie przyjść dwadzieścia po siódmej, a ja... nawet nie miałam się w co ubrać.

– Spokojnie, Fela – powiedziała mama. – Zaraz ci coś znajdziemy – postanowiła, bo wciąż byłam nieprzytomna po tej dziwnej drzemce.

Tata przyglądał się moim chaotycznym staraniom z uśmiechem politowania, ale starałam się nie zwracać na niego uwagi. Z pomocą mamy udało mi się wcisnąć w jakąś jej kieckę. Mała czarna jednak jest dobra na wszystko. Ta miała cienkie ramiączka, była dopasowana w talii i uszyta z elastycznego materiału. Nie do końca czułam się w niej komfortowo, gdy mnie tak opinała, ale nie miałam alternatywy. Założyłam także ażurowe bolerko, a potem przejrzałam się w lustrze. Musiałam przyznać, że nie wyglądałam tak źle.

Włosy umyłam i wyprostowałam, a delikatny makijaż, który zrobiła mi mama, dopełnił całości.

Gdy tylko wyszłam z łazienki, rozbrzmiał dzwonek.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki