We krwi - Agata Czykierda-Grabowska - ebook

Opis

Miłość bez wzajemności jest bolesna. Trudno jest jednak o niej zapomnieć. Adrian liczył na ognisty wakacyjny romans, jednak Hania pozostała odporna na jego urok. Nim skończą się wakacje, ich drogi rozchodzą się i żadne z nich nie wierzy, że spotkają się ponownie. Wracając do Wrocławia, czerpie ze studenckiego życia pełnymi garściami i aby zapomnieć o dziewczynie, która rozpaliła jego zmysły, wikła się w romans bez zobowiązań. Chłopak nie wie, że Hania ukrywa prawdziwe uczucia. I również stara się zapomnieć. Dziewczyna oddaje się całkowicie swojej pracy i gdy wydaje jej się, że wyrzuciła z myśli niepokornego Adriana, ten nieoczekiwanie ponownie staje na jej drodze. Czy iskra, która pojawiła się między nimi w wakacje, jest w stanie zamienić się w pożar? Czy da się zapomnieć o kimś, kto wciąż krąży w twoich żyłach?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 336

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (673 oceny)
386
178
90
18
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewitka66

Dobrze spędzony czas

fajna historia polecam
00
polaraksa0101

Nie oderwiesz się od lektury

😀😀😀
00
mediateka

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Kalotka

Dobrze spędzony czas

Polecam.
00
salix911107

Dobrze spędzony czas

luźna, lekka
00

Popularność




Copyright © by Agata Czykierda-Grabowska
Okładka Maciej Sysio
Fotografie na okładce Copyright © PeopleImages.com-ID1371758
Redakcja i korekta Beata Kostrzewska
Skład Monika Pirogowicz
ISBN 978-83-94850-24-1
Wydanie I, Warszawa 2020
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
BMDesign
Ul.Górczewska 224/98
01-460 Warszawa
Konwersja: eLitera s.c.

Dla Kai

Adrian

– O kurwa! – sapnąłem, opadając na rozgrzane ciało Anki.

Jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała w zawrotnym tempie. Orgazmy tej dziewczyny zawsze były długie i intensywne, co strasznie mnie kręciło.

– Mam rozumieć, że było spoko, Adi? – zapytała zachrypniętym i lekko rozbawionym głosem.

Odgarnęła z policzka kosmyk wilgotnych włosów i oblizała nabrzmiałe usta. Byliśmy wyczerpani po prawie dwugodzinnym porannym seksmaratonie. Podniosłem się na łokciu i przejechałem palcami po jej nagim i mokrym od potu ciele. Kciukiem zatoczyłem koło wokół jej lewego sutka. Dziewczyna zassała głośno powietrze.

– Było całkiem znośnie. – Uśmiechnąłem się półgębkiem.

Droczyłem się z nią i ona bardzo dobrze o tym wiedziała. Było nam ze sobą w łóżku zajebiście i jak do tej pory nie spotkałem nikogo, z kim tak dobrze dogadywałbym się na tym polu.

Uśmiechnęła się leniwie i nachyliła do pocałunku, a potem chwyciła mnie za kark i przyciągnęła do siebie z taką mocą, że zderzyliśmy się zębami. Bardzo ją to rozbawiło. Zachichotała głośno. Przyglądałem się smukłemu, opalonemu ciału Ani i zastanawiałem, dlaczego spotykamy się tak rzadko. A tak, przypomniałem sobie i westchnąłem w duchu. Nie chciałem dawać kumpeli fałszywych nadziei na coś więcej, bo niczego więcej od niej nie potrzebowałem.

Przykryłem dłońmi oczy, próbując wymazać z umysłu twarz, która prześladowała mnie od kilku tygodni i przez którą długo nie mogłem wrócić na właściwe tory. Myślałem, że gdy po wakacjach wrócimy z Anką do naszego małego układu, uda mi się zapomnieć, ale to nie pomagało.

– Zjemy coś? – zapytała Ania, przeczesując palcami moje włosy i w ten sposób wyrywając mnie ze wspomnień.

– Jasne. Idź pod prysznic, a ja coś ogarnę.

Chciałem na chwilę zostać sam. Musiałem wyrzucić z głowy obraz dziewczyny o krótkich blond włosach. Zapomnieć o dołkach w jej policzkach i blasku brązowych oczu. Zazwyczaj trwało to kilka minut, potem mogłem już normalnie funkcjonować.

Może kiedyś zdołam usunąć ją z mojego krwiobiegu, pomyślałem z nadzieją.

Szum wody spod prysznica przywołał mnie do porządku. Odrzuciłem pościel, wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Już miałem skierować się do kuchni, gdy za oknem usłyszałem znajomy dźwięk... charakterystyczne chlapnięcie. W pośpiechu wygrzebałem z szafy parę znoszonych spodni dresowych i pierwszy lepszy T-shirt. Wyszedłem na balkon, żeby się upewnić, czy mam rację i gdy zlokalizowałem kałużę wymiocin tuż obok donicy z tują, wypadłem z mieszkania jak rażony piorunem.

– Dość, kurwa, rzygania na mój balkon – syknąłem pod nosem, przeskakując po dwa stopnie naraz.

W ciągu kilku sekund byłem już pod drzwiami tych jebanych przygłupów i waliłem w nie pięścią. Po minucie usłyszałem szuranie po drugiej stronie. Drzwi otworzyły się i stanął w nich rozmemłany koleś w spranych gaciach. Jego włosy żyły własnym życiem, a oczy były przekrwione. Wyglądał jak Kudłaty z kreskówki Scoobie Doo.

– Co jest? – wymamrotał zaspanym głosem.

– Co jest? – Prawie się zapowietrzyłem z oburzenia. – To jest, kurwa, że na moim balkonie znajduje się coś twojego i jak zaraz tego nie zabierzesz, to stracę cierpliwość.

Facet skrzywił się, a potem podrapał po rozczochranej głowie.

– Co? – wybełkotał nieprzytomnie, a wtedy nabrałem ochoty, żeby go trzasnąć w gębę.

– Gówno – przedrzeźniłem go. – Jak jeszcze raz zrzygasz mi się na balkon, to przysięgam, że następnym razem nie przyjdę tu z takim miłym nastawieniem, tylko wywlekę cię stąd siłą i wysmaruję ci tymi rzygami ryja. A teraz za szmatę i zapierdalaj na dół to czyścić.

Koleś zachwiał się i odwrócił. Ten ruch sprawił, że do moich nozdrzy dotarł odór z mieszkania i aż mnie zemdliło. Nie żebym nigdy wcześniej nie był w podobnych okolicznościach przyrody, ale na trzeźwo nie miałem zbyt wysokiej tolerancji na zapach przetrawionego alkoholu, fajek i wymiocin.

– Daaaaniel! – krzyknął Kudłaty, oglądając się za siebie.

– Jeju, czemu tak krzyczysz? – Z jednego z pokoi dobiegł kobiecy głos.

Nim zdołałem pojąć, skąd znam tę ciepłą i dźwięczną barwę, w korytarzu pojawiła się dziewczyna. Jej jasne, krótkie włosy sterczały we wszystkie strony, a policzki były zaróżowione. Góra od piżamy opinała jej pełne piersi, a trochę za długie spodnie zwisały luźno z bioder.

Na kilka sekund zamarłem, a moje serce omal nie wyskoczyło przez gardło. Hania spojrzała wprost na mnie. Autentycznie zaparło mi dech w piersiach. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.

Po tym, jak spławiła mnie kilka tygodni temu, straciłem z nią kontakt i sądziłem, że już się nigdy nie spotkamy.

Spostrzegłszy mnie, Hania szybko skryła się w pokoju, z którego przed chwilą wyszła. Zwalczyłem odruch rzucenia się za nią w pogoń, jak to miałem w zwyczaju. Nie mogłem jej cały czas ścigać.

Już nie.

Pokręciłem gwałtownie głową – jak pies, który chce strzasnąć z siebie wilgoć. Moje serce cały czas kołatało się w piersi, a umysł nie pracował na pełnych obrotach. Właśnie tak działała na mnie ta dziewczyna. Jak działka heroiny wstrzyknięta bezpośrednio do żyły. Nienawidziłem jej za to i jednocześnie uwielbiałem.

– Idź, zasrańcu, na dół i wytrzyj swój haft – odezwał się Kudłaty do kolejnego typa, który wyłonił się z tego samego pokoju, w którym zniknęła Hanka.

Moje dłonie samoistnie zwinęły się w pięści. Zazdrość uderzyła we mnie z siłą kowalskiego młota. Facet był wysoki i dobrze zbudowany. Na jego lewym bicepsie widniał niedokończony tatuaż przedstawiający wilka. Megaoryginalnie, pomyślałem z ironią.

Kudłaty przepuścił go w przejściu, a sam schował się we wnętrzu mieszkania. Zrobiłem krok w tył, bo już stąd czułem bijący od typa smród. Co Hania robi z takim frajerem?

– Dobra, sorry – odezwał się i podrapał w blond czuprynę. – Zaraz do ciebie zejdę i to sprzątnę. Daj mi sekundę.

Zamknął mi drzwi przed nosem, a ja nadal tam stałem jak jakiś debil, nie mogąc otrząsnąć się po tym, co zobaczyłem. Czy to naprawdę była ona? A może ktoś bardzo do niej podobny? Nie, to nie mogła być ona. Takie zbiegi okoliczności po prostu się nie zdarzają.

Jak w transie wróciłem do siebie i rzuciłem się na rozbebeszone łóżko. Jezu, znowu mam omamy, pomyślałem i westchnąłem z bezsilności. Zdarzało się to regularnie, odkąd wróciłem do Wrocławia. Widziałem ją na ulicy, w pubie, w autobusie, na uczelni.

– Muszę się dziś zalać – mruknąłem do siebie, a potem drgnąłem, gdy w pokoju, owinięta tylko ręcznikiem, zjawiła się Anka.

Jej długie, ciemne włosy opadały na ramiona mokrymi strąkami. Wyglądała seksownie, ale w tej chwili postrzegałem to na zupełnie innym poziomie. Byłem w pełni świadomy tej obiektywnej prawdy, ale moje myśli nie były w tej chwili w stanie połączyć się z kutasem w spodniach. Wciąż znajdowałem się pod wpływem omamu wzrokowo-słuchowego sprzed kilku minut.

– I jak z tym śniadaniem? – zapytała, wycierając ręcznikiem włosy.

A tak, śniadanie, ocknąłem się.

– Sorka, już się zabieram. Miałem dyskusję z frajerem z góry.

Opowiedziałem jej, co zaszło i zacząłem przygotowywać kanapki. Nie byłem wirtuozem w kuchni, ale proste rzeczy nie sprawiały mi trudności. Ada, moja siostra bliźniaczka, zawsze mnie opieprzała, gdy próbowałem wmanewrować ją w gotowanie. Co mogłem poradzić na to, że radziła sobie w kuchni o wiele lepiej niż ja.

Zanim zabrałem się do zaparzania kawy, rozległ się dzwonek do drzwi. Ania popatrzyła na mnie pytająco.

– To ten zjeb z góry – wyjaśniłem, wstałem i poszedłem mu otworzyć.

– Jestem – zakomunikował, jakby to nie było oczywiste.

– Balkon jest tam, tylko ruchy, bo się spieszę – zastrzegłem.

– Spoko. Będę jak błyskawica – rzucił wesolutko i zarechotał jak knur.

Przysięgam, że miałem ochotę mu przypierdolić za wydanie z siebie tego dźwięku, ale powstrzymałem się. Najpierw chciałem mieć czysty balkon.

– Adi, będę leciała. – Ania była już w pełni ubrana, a w ręku trzymała jedną z kanapek. – Na dziesiątą jestem umówiona z Elizą. – Podeszła i cmoknęła mnie w policzek. – Było fajnie, jak zawsze. – Puściła do mnie oko i już jej nie było.

Właśnie za to uwielbiałem Ankę. Była nieskomplikowana i chciała dokładnie tego, co ja. Nasze spotkania zawsze wyglądały tak samo: dużo seksu, mało słów, żadnych deklaracji, żadnej zazdrości. To był właśnie idealny układ.

Zabrałem się do chleba, który obficie wysmarowałem masłem orzechowym i czekoladą. Usilnie starałem się także nie myśleć o tym, co działo się na tarasie, na którym kolo z góry sprzątał wymiociny. Nie byłem jakoś szczególnie wrażliwy, ale wolałem nie wizualizować sobie tej pracy przy śniadaniu.

– Haaania! – rozległo się nagle za oknem.

Omal nie zadławiłem się chlebem, którego kęs utknął mi w gardle.

– Ej, możesz przynieść mi tu na dół jakąś szmatę? – krzyknął typ z balkonu.

Na chwilę przestałem oddychać w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Sam sobie przynieś. Ja spadam – odpowiedział przyciszony głos, w którym rozpoznałem moją blond obsesję.

Hania. Hania mieszkała w tym samym bloku co ja, a przynajmniej przebywała w nim w tej chwili. Hania była z jakimś frajerem, który zrzygał się na mój balkon. Nie potrafiłem objąć tego rozumem, ale zaczynałem czuć znajomą wściekłość. Wściekłość i frustrację, które towarzyszyły każdej naszej wspólnej chwili. Jej słowa namieszały mi w głowie jak terapia u psychoterapeuty... tylko takiego chujowego. „Nic do ciebie nie czuję”. „Nie jesteś facetem, z którym mogłabym się związać”. „Nie pasujemy do siebie”.

Prychnąłem głośno, odkładając na bok chleb z czekoladą. Najwyraźniej znalazła człowieka, z którym mogła się związać na stałe i z którym połączyła ją wspólna pasja, pomyślałem z drwiną i dopiero po chwili zauważyłem, że ściskam nóż od strony ostrza. Na dłoni pojawiła się czerwona szrama. Całkowicie straciłem apetyt. Włożyłem rękę pod kran i odkręciłem zimną wodę. Najchętniej wsadziłbym pod nią całą głowę, żeby ostudzić ten cały zawód i gniew, którego nie mogłem się pozbyć od tylu tygodni.

W minione wakacje wydarzyło się tak wiele, że do tej pory nie potrafiłem sobie tego wszystkiego poukładać. Omal nie straciłem siostry, która była dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie.

Tak wielu ludzi starało się ją skrzywdzić, a ja nie potrafiłem temu przeciwdziałać, co wyrzucałem sobie do tej pory. Zdawałem sobie sprawę, że nie jestem wszechmocny i nie potrafię przewidywać przyszłości, ale nie mogłem przestać winić siebie za to, że jej nie uchroniłem. Dzięki Bogu w jej życiu znowu pojawił się Oskar, nasz wspólny przyjaciel ze szkoły, a obecnie true love mojej siostry. Czułem się o wiele spokojniejszy na myśl, że ten mój osobisty wrzód na dupie ma kogoś, kto się nim opiekuje. Wiedziałem dobrze, że Oskar dałby się za moją siostrę pokroić i szczerze mówiąc, nikt mniej zaangażowany w związek z Adą nie zyskałby mojego błogosławieństwa.

Do tej pory moja siostra miała niefart, jeśli chodziło o związki. Ja nigdy nie cierpiałem na tego typu bolączki. Spotykałem się z dziewczynami, z kilkoma nawet chodziłem dłużej, ale to nie było nic poważnego. Z żadną też nie chciałem czegoś więcej, ale w ostatnie wakacje poznałem kogoś, kto całkowicie zawrócił mi w głowie. Los pokazał mi jednak środkowy palec i pozwolił zadurzyć się w dziewczynie, która mnie nie chciała.

Poznałem ją na domówce u koleżanki ze szkoły. Krótka i roztrzepana blond czupryna od razu przyciągnęła moją uwagę i Bóg mi świadkiem, że nie wiem dlaczego. Dziewczyna nie była w moim typie. Od zawsze stawał mi na widok wysokich, smukłych brunetek. Nie żebym gardził blondynkami czy ognistymi rudzielcami, ale ciemno- i długowłose dziewczyny były moimi pierwszymi celami. Tym razem było zupełnie inaczej. Pożerałem wzrokiem tę niewysoką, zaokrągloną dziewczynę o brązowych oczach i ładnej, ale nieszczególnie pięknej buzi, a w głowie miałem milion pomysłów na to, co mógłbym z nią zrobić. Ściągałem już z niej jasnoniebieskie, obcisłe dżinsy i T-shirt z wytartym nadrukiem, który ciasno opinał jej pełne piersi. Nie byłem jakiś niewyżyty, ale w tamtym momencie nie potrafiłem się powstrzymać.

Ona, w przeciwieństwie do kilku innych lasek z imprezy, w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Na początku myślałem, że to właśnie ta jej nonszalancka poza tak na mnie zadziałała, ale to było coś zupełnie innego.

Obserwowałem ją dość otwarcie, bo nie zamierzałem kryć się z tym, że się nią zainteresowałem. Próbowałem do niej podejść i zagadać, ale cały czas ktoś mnie zaczepiał i usiłował wciągnąć w rozmowę. Gdy tajemnicza dziewczyna zniknęła w łazience, poszedłem do kuchni po coś do jedzenia i miałem nadzieję na upolowanie czegoś słodkiego. Niestety Zuza, gospodyni, zapomniała o moich preferencjach kulinarnych, bo jedyne, co zdołałem znaleźć, to jakieś sałatki wielowarzywne, koreczki i tego typu bzdury. Żadnych serników, makowca czy choćby kostki czekolady.

Musiałem zapić tę nagłą zachciankę, więc otworzyłem sobie kolejne piwo. Kuchenne okno wychodziło na tyły domu, gdzie większą część posesji zajmował trawnik. Wyjrzałem przez nie i zastygłem w bezruchu. Na tym właśnie trawniku w wirze kropli z ogrodowego zraszacza, boso tańczyła moja blond wróżka. Dziewczyna była nieświadoma tego, że ktoś ją obserwuje, przez co wydawała się tak bardzo naturalna. W pewnym momencie zaczesała ręką przydługą, wilgotną od wody grzywkę i zaczęła powoli kręcić biodrami, płynąc z taktem muzyki, która docierała z salonu, dokładnie z In my blood Shawna Mendesa.

Dziewczyna uniosła głowę, odsłaniając smukłą szyję, i przejechała po niej palcami. W tamtym momencie wstrzymałem oddech, a moje serce wywróciło się w piersi.

Na jej ładnej twarzy zakwitł delikatny uśmiech, który totalnie mnie zahipnotyzował. W jej lewym policzku pojawił się dołek. Z wrażenia aż jęknąłem i w tej chwili zrozumiałem, że mam przejebane.

Ze wspomnień wyrwał mnie głos frajera tkwiącego na moim balkonie.

Muszę się dziś zalać, pomyślałem po raz kolejny i zanim zdołałem się powstrzymać, wychyliłem się przez kuchenne okno, które wychodziło na balkon.

– Ta blondyna – głową wskazałem na wyższe piętro – to twoja... laska?

Udawałem zupełny luz, ale w środku poczułem znajomy ucisk. Rozczochraniec potrzebował chwili, żeby się namyślić, a po kilku sekundach zamrugał ze zdziwienia. W tym momencie wyglądał, jakby dopiero teraz się obudził.

– Kto? Hania? – Jego twarz pojaśniała i się roześmiał. – Boże broń. To moja kuzynka. – Posłał mi cwaniacki uśmiech i dodał, parskając: – Powodzenia.

Nie zwracałem już na niego uwagi. Z głupkowatym podekscytowaniem stwierdziłem, że Hania jeszcze nie upadła tak nisko, żeby zadawać się z kimś takim. W zasadzie to miałem nadzieję, że nie zadawała się z nikim... Byłem totalnym debilem, bo znowu robiłem sobie nadzieję, ale co mogłem na to, kurwa, poradzić.

Koleś wybył z mieszkania, a ja nie potrafiłem się na niczym skupić. Musiałem jeszcze ogarnąć jakieś projekty na zaliczenie, ale była sobota i miałem na to też następny dzień. I chociaż wiedziałem, że jutro będę umierał na kaca, bo dziś miałem się zamiar sponiewierać, to głęboko we mnie wciąż żyła nadzieja, że do wieczora wydobrzeję i uda mi się wykonać zadanie.

Stanąłem na moment w bezruchu, udając sam przed sobą, że zastanawiam się nad moimi dzisiejszymi planami, ale tak naprawdę nasłuchiwałem kroków. Słyszałem, jak Hanka powiedziała, że zaraz wychodzi, a że w naszym bloku nie było windy, nie mogła zejść, nie mijając mojego mieszkania.

Podczas czatowania w przedpokoju nałożyłem rolki, nałokietniki i nakolanniki. Musiałem mieć jakiś wiarygodny pretekst, aby zetknąć się z nią „przypadkiem” na korytarzu. Nagle usłyszałem echo zamykanych na górze drzwi. Wiedziałem, że to była ona. W pośpiechu otworzyłem swoje i jakby nigdy nic wyszedłem na zewnątrz, starając się spokojnie stawiać każdy krok.

Gdy Hania znalazła się dokładnie naprzeciw mnie, podniosła oczy. Zatrzymała się raptownie i otworzyła usta. Z mowy jej ciała wyczytałem, że najchętniej by uciekła, nie odwracając się za siebie. Trochę mnie to zabolało, ale postanowiłem rozegrać sprawę na zimno.

– Hej – przywitałem się.

– Hej – odpowiedziała, podnosząc wysoko podbródek.

Uśmiechnąłem się w myślach na ten jej gest. Zawsze dumna i zdecydowana. Nie martw się, powiedziałem do niej niemo. Nie zamierzam cię już ścigać.

Nie potrafiłem opanować drżenia dłoni, gdy sięgnąłem do plecaka po klucze. Chciałem zająć czymś ręce, żeby nie wyglądać na roztrzęsionego gówniarza. Jej bliskość znowu wprawiła mnie w rozchwianie emocjonalne. Ta przeklęta dziewczyna musiała rzucić na mnie czar. Przy nikim nie czułem się w ten sposób... jakbym odczuwał wszystko podwójnie. Właśnie to mnie w niej zafascynowało. Jej uśmiech, poczucie humoru i tajemnica w oczach. Całe wakacje próbowałem ją rozwikłać, ale nie udało się. – Co słychać? – zapytałem, żeby ją zatrzymać.

Obserwowałem każdy jej ruch. Nic się nie zmieniła przez te kilka tygodni. Może z wyjątkiem włosów, które były teraz dłuższe i jaśniejsze. Wciąż było mi trudno uwierzyć, że ją widzę.

– Wszystko dobrze – odpowiedziała i na chwilę się zawahała, po czym dodała: – Przykro mi z powodu Ady. Jak ona się czuje?

Na jej twarzy pojawiła się troska. Polubiły się z moją siostrą od pierwszego wejrzenia i nie miałem wątpliwości, że jej pytanie było szczere.

– To Ada. – Uśmiechnąłem się. – Jej nie da się załatwić.

Hania zaśmiała się, ale po chwili ponownie spoważniała.

– To dobrze. – Pokiwała w zamyśleniu głową. – Nie będę cię zatrzymywać. – Wskazała na rolki na moich nogach, a ja już miałem odpowiedzieć, że mnie nie zatrzymuje, ale w porę się powstrzymałem.

Hania dobrze wiedziała, że dla niej zawsze miałem czas, ale ona go nie chciała. Jej odrzucenie strasznie mnie dotknęło, ale nie mogłem jej za to znienawidzić, czy choćby poczuć do niej niechęci. To było niemożliwe, co nie oznaczało, że po raz kolejny to ja będę przejmował inicjatywę. Już nie.

– Na razie – rzuciła i nie czekając na moją odpowiedź, zbiegła pospiesznie po schodach.

Przełknąłem ciężko ślinę, wzniosłem oczy ku niebu i z frustracji pociągnąłem się za włosy.

– Chryste – syknąłem i ruszyłem z miejsca.

Musiałem natychmiast wywiać z głowy wszelkie myśli o Hance, bo znowu bym popadł w paranoję, jak wtedy gdy szarpałem się z kolesiem, który poprosił ją do tańca. Chodziłem z limem i rozciętą wargą przez dwa bite tygodnie. Co prawda zaraz po bijatyce Hania, widząc mnie w takim stanie, trochę zmiękła, ale nie trwało to długo.

Odepchnąłem się od barierki znajdującej się przy wejściu do klatki i ruszyłem z kopyta. Zimny, październikowy wiatr ciął w twarz i trochę rozjaśniał myśli. Poranny seks z Anką dobrze mi zrobił. Czułem się pełen energii, ale wiedziałem, że gdy tylko się zatrzymam i odetchnę, do mojej głowy wróci dziewczyna o blond czuprynie.

Przyspieszyłem, czując, jak z każdym slajdem jestem bardziej rozluźniony. Ból w mięśniach sprawiał, że czułem kolejny przypływ adrenaliny i uwalniałem umysł od niechcianych myśli.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki