Folwark komendanta. Początki - Norbert Grzegorz Kościesza - ebook

Folwark komendanta. Początki ebook

Norbert Grzegorz Kościesza

0,0

Opis

Kontrowersyjny, mocny, brutalny i wulgarny świat policji

przedstawiony przez byłego policjanta,


który nie ukrywa niczego i bez pardonu pokazuje prawdziwe oblicze Polskiej Policji.
Autor w bezpośredni i bezpardonowy sposób ujawnia kulisy tego jak przyszły policjant, przyszły komendant dostaje się na szkołę policji w Szczytnie, a to dzięki protekcji rodzinnej i koneksjom. Nie mniej szokujący jest obraz tego co dzieje się w Wyższej Szkole Policji, choć Kościesza oparł je na wydarzeniach z różnych szkół i miejsc, między innymi z Legionowa, Słupska, Katowic i także ze Szczytna.

To nie są wydarzenia sprzed 30-20 lat, to się wciąż dzieje w tej firmie - jak nazywa policję autor i jego koledzy. Seks, alkohol, kolesiostwo, mobbing i łapownictwo - to wszystko, a nawet więcej Kościesza przedstawia w swej książce.

"Folwark komendanta. Początki" to fabularyzowana literatura faktu, w której otrzymujemy mocną, skondensowaną dawkę prawdy. Jak sam autor mówi, to 80% tego co napisane, reszta to zmienione nazwiska, inne miejsca, inne okoliczności, ale wydarzenia, historie zawarte w tej publikacji są takie same, są prawdziwe, choć zwykłemu człowiekowi wydają się nie do pojęcia! Bohaterowie tej książki, ci dobrzy i ci źli, doskonale się tutaj odnajdują.

Czy czytelnik jest gotów zmierzyć się z prawdziwym obrazem tego co opisał autor?
Czy faktycznie do dziś zdarzają się takie sytuacje na szkołach policji i wewnątrz jej komend?

Jeśli się tego nie boisz i jesteś gotów skonfrontować wiedze jaką posiadasz, z tym co napisał
Norbert Grzegorz Kościesza

- zapraszamy do lektury "Folwark komendanta. Początki"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 234

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Norbert Grzegorz Kościesza 2025

ISBN 978-83-953782-8-7

Wydanie drugie

Redakcja

Adrian Kyć

Korekta

Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl

Skład i łamanie

Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl

Projekt okładki

Ewelina Małgorzata Rokosa

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane

w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autora.

Z uwagi na wulgaryzmy, sceny drastyczne oraz erotykę KSIĄŻKA NIEWSKAZANA DLA OSÓB WRAŻLIWYCH I PONIŻEJ 16. ROKU ŻYCIA!

SŁOWNICZEK

Alo, salut, sunt eu, un haiduc – Cześć, cześć, to ja, banita

archiprezbiter – urząd lub tytuł honorowy w Kościele katolickim

baksy – dolary

Biały – skrót od nazwy Białystok

biret – nakrycie głowy duchownych Kościoła katolickiego, rzadziej pastorów, może mieć trzy (w Polsce) lub cztery rogi oraz ewentualnie pompon z wełny

blondyna, guma, lola – pałka policyjna

bomba, bomby, bulaje, koguty – sygnały świetlne i dźwiękowe; w cywilnym radiowozie wożona jest lampa błyskowa przyczepiana do dachu za pomocą magnesu

BSW – Biuro Spraw Wewnętrznych, tak zwana policja w policji prowadząca śledztwa przeciwko funkcjonariuszom policji

buda – budka wartownicza, na przykład przy ambasadach

Cela – znana knajpka w Szczytnie w pobliżu WSPolu, gdzie poborowi, kursanci, przyszli oficerowie, a nawet kadra szkoły często chodzą na imprezy

Czarna – miejscowość Czarna Białostocka

czarnuch – czarne moro policyjne

czarny – ksiądz

czekolada – haszysz

dres – osiedlowy „gangster” ubierający się w sportowe ciuchy

dwukropek – podkomisarz

dzięcioł, kot – młody policjant

fabryka oficerów – WSPol Szczytno, sześcio-, siedmiomiesięczne kursy oficerskie

fala w wojsku – nieformalna hierarchia wśród odbywających zasadniczą służbę wojskową. Wojskiem (dotyczy korpusu szeregowych) rządzili starsi żołnierze. Pozycja w fali zależała od stażu służby i cyfry (także DDC – dni do cywila), to jest liczby dni pozostałych do wyjścia do cywila. Najniżej w hierarchii stały miśki i koty, później ogony, wicki i w końcu dziadki – tak zwana rezerwa, która rządziła razem z wickami. Fala zakończyła się wraz ze zlikwidowaniem zasadniczej służby wojskowej

Falklandy – oddalona od WSPolu część magazynów należących do szkoły

firma – między policjantami: określenie całej formacji, jaką jest policja

gabardyna – tutaj: marynarka munduru (nazwa średnio grubej tkaniny wełnianej o splocie ukośnym. Gabardyna używana jest do produkcji płaszczy, garsonek, garniturów, spodni, kostiumów i innych części garderoby, a przede wszystkim mundurów galowych oficerów i podoficerów zawodowych policji oraz wojska)

gest Kozakiewicza – potoczna polska nazwa obraźliwego gestu znanego także wałem, który polega na zgięciu jednej ręki w łokciu i złapaniu ramienia drugą

green ghost – zielony duszek

Grey Goose Vodka – inaczej szara gęś, wódka francuska z regionu Cognac. Sprzedawana w specjalnej klatce za około 2600 zł, a cena za półlitrową butelkę bez klatki to – bagatela – 1500 zł (ceny z 2013 roku)

gumisie, krymy – kryminalni

gwiazdor – zazwyczaj oficer z dużą liczbą gwiazdek na pagonach, w książce: nadkomisarz mający cztery gwiazdki

herbatnik – osoba pijąca sporo alkoholu

inspektor – najwyższy stopień oficerów starszych w polskiej policji. Niższy stopniem jest młodszy inspektor, a wyższy – nadinspektor

jeniec – osoba zatrzymana

język spustowy – część mechanizmu broni palnej o kształcie przystosowanym do palca. Za jego pomocą uruchamia się mechanizm uderzeniowy w celu oddania strzału

kaban – tutaj: wieprz

kalotka – okrągła czapeczka noszona przez biskupów katolickich na szczycie głowy

karbid – acetylenek wapnia, węglik wapnia – po wypiciu niektórych „szlachetnych” trunków z Podlasia i nie tylko wydychane powietrze ma zapach karbidu

KGP, główna – Komenda Główna Policji

kiep – tutaj: niedopałek. Kiep może ponadto oznaczać w przenośni (od prasłowiańskiego „srom”) kobietę, a także mężczyznę zniewieściałego lub zachowującego się nie po męsku. Z tego słowa wzięło się później kolejne znaczenie na określenie człowieka głupiego, używane do naszych czasów

klamka – potocznie: pistolet, broń służbowa

koloratka – stosowany przez duchownych kołnierzyk, który występuje w dwóch postaciach: krótkiej (tak zwany listek) i długiej z pektorałem.

komis – komisariat

konowały – lekarze

krawężnik – pogardliwie: policjant chodzący z buta, zazwyczaj o najniższym stopniu, patrolujący ulice

kulki mocy – gotowane pulpety lub kula sera białego z ziołami

kulochwyt – urządzenie do wyłapywania pocisków na strzelnicy zamkniętej, na przykład w WSPolu używa się odpowiednich skrzyń z piaskiem

Kyrie eleison – Panie, zmiłuj się (nad nami)

lepa w karczycho – cios otwartą dłonią w kark

lizak – potoczna nazwa tarczy do zatrzymywania pojazdów

łabądki – dwóje

łypa – japa, ryj, morda; dostać w łypę – dostać w japę

maładiec (ros.) – zuch

mantolet – strój bez rękawów (peleryna) sięgający kolan, zakładany na komżę i rokietę przez biskupów, prałatów oraz kanoników

mieć garba, plecak – mieć znajomości

mietek – merc, mercedes

moracz – ubiór ćwiczebny, czarny. Jeszcze do niedawna używany przez prewencję podczas służby patrolowej, a także przez pododdziały OPP i NOP w trakcie działań policji, zabezpieczeń imprez masowych, meczów i tak dalej

mossberg – gładkolufowa strzelba powtarzalna skonstruowana przez firmę O.F. Mossberg & Sons

na kolorach – na czerwonych światłach

obwarzanki – ecstasy

OPP, NOP – Oddziały Prewencji Policji, Nieetatowe Oddziały Policji

ORMO – Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej

O-Zone – mołdawski boys band grający i śpiewający muzykę dance w latach 1998–2005

pała – wulgarne określenie milicjanta, później policjanta

Papilio ulysses – motyl z rodziny paziowatych uznawany za jednego z najpiękniejszych na świecie

pektorał – ozdobny krzyż noszony na piersi przez wyższe duchowieństwo

perturbatio personalitatis (łac.) – zaburzenia osobowości

peszak – pistolet P-64, polski pistolet samopowtarzalny na nabój 9 mm Makarowa, skonstruowany po drugiej wojnie światowej, jeszcze do niedawna w policji i służbach mundurowych

pierwsza linia – policjanci pionów prewencji

piter – portfel

podeszwa – gotowany lub pieczony kawałek mięsa o dość dużym stopniu twardości

poldek – polonez

policyjna blacha – odznaka, gwiazda policyjna

pop – duchowny, ksiądz prawosławny lub greckokatolicki

Popularne, Mocne – marki papierosów gorszego gatunku. Popularne zaprzestano produkować pod koniec lat 90.

posterunkowy – najniższy stopień w policji, odpowiednik szeregowego w wojsku. Funkcjonariusz z czystymi pagonami

prorok – prokurator

psiarnia – policja

rajdowóz – radiowóz

RMG – ręczny miotacz gazu

rokieta – komża biskupia noszona przez kardynałów, biskupów i kanoników jako element stroju, używana od IX wieku

ruchacz – policjant ruchu drogowego

scenki – odgrywanie scen mających uzmysłowić, odzwierciedlić i pokazać kadetom realność tego, co może się zdarzyć podczas pełnienia służby w patrolu, wydziale konwojowym, kryminalnym i tak dalej

sierściuch, sierść, sierściu – sierżant

skoszony pocisk – utknięcie pocisku w oknie wyrzutu łusek, między komorą nabojową a magazynkiem

sufitówka – amfa, amfetamina

szaszłyk – aspirant

szczekaczka – megafon, tu: megafon policyjny, radioodbiornik w radiowozie policyjnym

szmata – legitymacja (słowo uznawane za obraźliwe, jednak używane przez samych policjantów); wyjęcie szmaty – okazanie legitymacji służbowej

szwej – policjant OPP

traktorzysta – sierżant sztabowy (mówi się także: sierściuch, czyli sierżant)

transplantator – złodziej

trawa – marihuana

unitarka – okres, w którym przyjęci do wojska żołnierze szkoleni są przed złożeniem przysięgi wojskowej

więzienne tatuaże – piorun oznacza grypsującego więźnia; 1500 V to siła, z jaką bije, i wskazuje, że najmocniej bije tą częścią ciała; kropka między brwiami oznacza świra, człowieka nieprzewidywalnego

WSPol – Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie

wykałaczka – chudy

wyrwać kitę – ruszyć z kopyta, energicznie

wysprzęglony – mocno pijany

zaprawa poranna – ćwiczenia zaraz po pobudce, zazwyczaj bieganie i ćwiczenia ruchowe mające obudzić leniwych kadetów

WSTĘP

Drogi Czytelniku, książka, którą trzymasz w rękach, jest fabularyzowaną literaturą faktu. Jeśli nie wiesz, co to takiego, podpowiem Ci, że w znakomitej większości ta powieść składa się z rzeczywistych zdarzeń oraz anegdot. Jak w mojej poprzedniej książce o policji, Psach prewencji, zawarłem tu osiemdziesiąt procent realnych sytuacji, które stały się udziałem byłych i służących do tej pory policjantów. Trudno będzie Ci uwierzyć, że już sam początek nie jest zmyślony! Niestety to działo się naprawdę. Zmieniłem jedynie czas, miejsce oraz imiona i nazwiska bohaterów, a wątki zespoiłem jedną linią fabularną. Książka stanowi zbiór osobistych przeżyć, opowieści kolegów oraz historii nadesłanych przez działających w całym kraju funkcjonariuszy, którzy zdecydowali się podzielić swoimi doświadczeniami z początków własnej kariery.

Na potrzeby tej publikacji wyselekcjonowałem nieliczne opowieści spośród wielu i stworzyłem coś, co przybliży Ci realia, które panowały i nadal panują w policji. Przekazane przez funkcjonariuszy historie zaczynały się już od pójścia na komisję lekarską, a nawet grubo przed nią. Postanowiłem więc stworzyć jednego z głównych bohaterów, komendanta.

Jego losy stanowią zlepek historii, ale sama postać jest prawdziwa, inspirowana kilkoma ludźmi, których miałem wątpliwy zaszczyt poznać na służbie. O jednej z tych osób – komendancie – usłyszałem od mojego starszego kolegi, emerytowanego policjanta, który snuł opowieści przy szklance ducha puszczy. Jako młody policjant chłonąłem to gadanie z otwartymi ustami, do których wlewałem co rusz alkohol. Wszystko odbywało się na jednym z komisariatów w otoczeniu innych młodych i starych funkcjonariuszy. Ten człowiek znał komendanta, bo wychowywał się z nim na jednym podwórku i wiedział o nim wszystko. Gdyby nie mściwość, wrogość i mobbingowanie przez byłego kolegę, który został oficerem, nikt nie usłyszałby historii opowiedzianej kilkunastu osobom, w tym mnie. Dziś postanowiłem zawrzeć tę opowieść w postaci przyszłego komendanta.

Po paru latach służby wierzyłem już we wszystko, co zostało wtedy powiedziane, w to, co się działo i dzieje w firmie. Od czasu, gdy wstąpiłem w jej szeregi, usłyszałem niejedną historię ludzi w niej służących. Niektóre były smutne, inne wesołe, wszystkie jednak związane z tym, jak traktuje się szeregowego funkcjonariusza i jak funkcjonariusze odnoszą się do siebie nawzajem oraz do osób postronnych.

Gdy pracowałem jeszcze w policji, wielu ludzi przekazujących swoje doświadczenia nie ukrywało, co nimi kierowało i jak dostali się do firmy – ci zaś, którzy nic nie mówili, zazwyczaj byli naznaczeni. Mieli znajomości i dojścia wśród wysokiej kadry oficerskiej na szczeblach komend wojewódzkich, powiatowych, miejskich, a niejednokrotnie także komendy głównej. Z czasem jednak i oni pod wpływem emocji zdradzali, w jaki sposób dostawali się do tej formacji.

To, co usłyszałem, co przeżyliśmy ja i moi koledzy, znajdziesz tutaj, Czytelniku…

Jeśli rażą Cię wulgaryzmy oraz opisy traumatycznych sytuacji, to proszę, zaprzestań czytania i przekaż tę książkę komuś innemu.

Pokażę Ci na jej kartach, jak to jest być w szkole policji, na kursie podstawowym. W Folwarku komendanta opisałem szkołę policji w Szczytnie, lecz sceny przedstawione tutaj pochodzą z różnych placówek w kraju i dotyczą różnych ludzi.

Nie zapomnij, że zdarzenia te przeżywali prawdziwi bohaterowie, tak jak w przypadku Psów prewencji. Pozytywni bohaterowie znów się ujawnią, a negatywni będą grozić za moimi plecami.

W tej publikacji odnajdziesz sporo zabarwionych negatywnie scen dotyczących funkcjonariuszy wstępujących do policji. Warto, byś wiedział, że ich większość to doskonali policjanci, znający prawo, dbający o dobro obywateli i swoich rodzin. Są wierni rocie przysięgi, którą składają, ojczyźnie oraz bliskim. Jak wszędzie jednak zdarzają się czarne owce, które należy piętnować – i właśnie w tym celu została napisana ta książka. Chcę Ci powiedzieć, że funkcjonariusze będący na samym dole hierarchii, niemający żadnej protekcji i poparcia rodziny albo znajomych, ciężko pracują na dobre imię swoje i policji. Często są to osoby niedoceniane, pomijane w awansach i w nagradzaniu za służbę.

Ta powieść ma Ci także pokazać, że nepotyzm, kolesiostwo i kurewstwo powinny być tępione, zwłaszcza w służbach mundurowych, w których władzę i stołki przejmują nierzadko ludzie niekompetentni, bez wiedzy i wykształcenia, kierujący się prywatnymi interesami, a nie dobrem podwładnych oraz obywateli.

Wytęż wzrok, bo za chwilę staniesz oko w oko z firmą, jakiej nie znasz i może nigdy nie poznasz. Spotkasz ludzi, którzy stworzyli sobie prywatne folwarki jako komendanci policji. Zobaczysz też, jakie były początki kariery kilku z nich.

ZACZĘŁO SIĘ TAK…

1. Gdzieś na wschodzie

Mała miejscowość na wschodzie Polski, rok 1983

Zatoczył się i zderzył z drzwiami wejściowymi, które z impetem walnęły o stojący w przedpokoju wieszak.

– Ćśśśśś. – Mężczyzna przyłożył palec do ust. – Ćśśśś, kurwa, powiedziałem…

Wszedł do mieszkania i powoli zamknął skrzypiące skrzydło. Było ciemno, więc stąpał ostrożnie, przesuwając dłonią wzdłuż ściany, aż doszedł do wieszaka z ubraniami. Stanął na chwiejących się nogach, rozpiął rozporek i szybko wsadził rękę do spodni w poszukiwaniu kutasa, ale nie zdążył zrobić nic więcej. Mocz poleciał mu grubą strugą po ręce i nogach na drewnianą podłogę. Przy okazji zasikał spodnie, buty i dywan.

– Nooo i chuuuj, kuuurwaaaa! – zaseplenił, opierając się o stojak. – Złoty deszszszcz pooolesiał…

Pod ciężarem mężczyzny wieszak przewrócił się na podłogę wraz z wiszącymi na nim kurtkami, płaszczami i kilkoma starymi parasolkami. Łoskot został zagłuszony przez ciuchy. Nietrzeźwy potknął się o przewrócone w pomieszczeniu rzeczy i z hukiem runął na drewnianą podłogę. Odgłos padającego bezwładnie ciała zadudnił głucho w mieszkaniu.

– Co tam się dzieje? Rany boskie! – rozległ się piskliwy, zaspany głos, zatrzeszczały sprężyny w łóżku i dało się słyszeć uderzanie bosych stóp o posadzkę. Nagle w przedpokoju rozbłysło światło.

W progu jednego z pomieszczeń stanęła kobieta w rozchełstanej koszuli nocnej, spod której wystawały brudne stopy. Olbrzymie piersi wypadały na zewnątrz przez szeroki dekolt. Złapała go jedną ręką, a drugą odgarnęła rozczochrane ciemne włosy i spojrzała w dół.

– Kuuurwaa! Zdzisiek, ty znowu pijany. – Obróciła się do wnętrza pokoju, z którego przed chwilą wyszła. – Wojtuś, chodź, pomożesz mamusi, ojciec znowu pijany w trzy dupy wrócił.

Zza niej wyłonił się chłopiec mający może dziewięć lat. Podszedł wraz z matką do kłębowiska ciuchów i parasoli. Wspólnie je odgarnęli i ich oczom ukazał się śpiący mężczyzna w milicyjnym mundurze. Kobieta obróciła pijanego.

– Weź sprawdź dla ojca kieszenie, czy ma jeszcze jakieś piniądze z wypłaty, bo wszystko przechlo, pijaczyna jebana – rzuciła kobieta, po czym z całej siły uderzyła Zdziśka w twarz otwartą ręką. Plasnęło, aż zapiszczało w uszach, siarczysty policzek jednak nie wywarł wrażenia na leżącym, który jedynie coś zabełkotał i ponownie zachrapał.

– Mamo, ale on się znowu zlał w spodnie i kurtkę moją do szkoły zaszczał…

– Nie marudź, kurwa, tylko szukej piniędzy! Bo na chleb jutro nie bedzie. A kurtke dla ciebie, Wojtuś, jutro wypiere – zaciągnęła po podlasku.

Mały z obrzydzeniem włożył ręce do zasikanych kieszeni spodni ojca. Mokre i śmierdzące, lepiły się do jego rąk. Przeszperał z przodu i z tyłu, później zajrzał za poły milicyjnej marynarki i też ją przeszukał. Spojrzał zaspanym wzrokiem na kobietę i pokręcił przecząco głową.

– Mamo, ojciec nie ma pieniędzy, sprawdziłem wszystkie kieszenie.

– A to kutas jeden, pewnie gdzieś schował przede mną. – Podrapała się po głowie, na której każdy włos sterczał w inną stronę. Jej fryzura wyglądała, jakby piorun jebnął w rabarbar. Kobieta przez moment stała, przygładzając raz po raz rozmierzwione kłaki i na zmianę je drapiąc. – Już wiem, podaj dla mnie czapkę starego.

Dziewięciolatek się rozejrzał i jego wzrok padł na czapkę leżącą do góry nogami. Złapał ją za czarny daszek i wręczył matce. Często bawił się w milicjanta w domu i ją nosił, aż w końcu odpadał jej metalowy orzełek. Ojciec przykręcił go jakąś przylutowaną naprędce śrubką. Pod emblematem na otoku widniały dwie gwiazdki podporucznika milicji.

Matka złapała czapkę i zaczęła macać jej wnętrze, dotykając podszewki. Wyczuła pod palcami zwitek banknotów, wyjęła go i ścisnęła w garści.

– Widzisz, Wojtuś, mamusi on nie oszuka – powiedziała z nieukrywaną satysfakcją. – No dobra, dawaj starego chuja do wyra.

Oboje z niemałym trudem podnieśli leżącego i powoli zaciągnęli do łóżka. Matka zaczęła zdejmować mu buty, później spodnie i resztę ubrań, rzucając je na podłogę obok tapczanu. Gotówkę schowała do poszewki poduszki i podłożyła sobie ją pod głowę.

Chłopak udał się do swojego pokoju i zasnął niespokojnie.

Nad ranem zbudził go krzyk matki, zerwał się więc na równe nogi i pobiegł do pokoju rodziców. Gdy znalazł się w pomieszczeniu, zobaczył, jak ojciec trzyma jedną ręką matkę za włosy, a drugą wali ją w twarz. Koszula nocna kobiety oraz pościel zbryzgane były krwią z jej rozbitych ust.

– Oooo, ty kurwo, piniądze będziesz dla mnie kraść! – Przy tych słowach z całej siły uderzył ją pięścią. W lewej dłoni została mu garść kosmyków. Kobieta fiknęła przez łóżko na podłogę.

– …Zdzisiek, Zdzisiek, jak Boga kocham, nie wziełam żadnych piniędzy, nie wzie…

W tym momencie dopadł ją ponownie i zdzielił kolanem w podbródek. Padła do tyłu i wypluła sporą ilość krwi. Chłopiec podbiegł do ojca, wskoczył na łóżko i zaczął go okładać pięściami.

– Zostaw mamę, zostaw mamę! – krzyczał z całych sił.

– A może ty dla mnie ukradłeś pieniądze, mały bękarcie!

Zdzisiek odwrócił się w stronę syna. Chwycił go za szyję, mały w strachu złapał poduszkę. Wtedy ojciec pchnął go na ścianę. Poszewka pękła, a z jej wnętrza wysypały się banknoty schowane w nocy przez matkę. Dziewięciolatek przeleciał prawie pół pokoju, zanim uderzył głową w kant stołu. Krew zalała oczy, zrobiło mu się ciemno i stracił przytomność.

Kilka dobrych lat później

Brudne palce objęły porcelanowy niebieski kubek z policyjną gwiazdą i dużym napisem: „Naszemu Naczelnikowi podwładni”. Spod połamanych paznokci wychodziły czarne zlepki nieokreślonej substancji. Zaciśnięta ręka podniosła naczynie z zawartością do ust obrośniętych rudą szczeciną. Bursztynowy płyn popłynął częściowo do gardła i na brodę, ściekając na poplamioną białą podkoszulkę na ramiączkach.

– Aaaarrghhh. – Lewa dłoń wytarła wargi. – Ooołłuuu kurwaaa, jeessst mooc! Jebany zna się na pędzeniu… – dał się słyszeć przyciszony męski głos. Kubek stuknął o blat pokryty ceratą w kolorowe kwiatki, po czym dłoń sięgnęła po zieloną butelkę z nalepką, na której widniała półprzezroczysta postać duszka wśród puszczańskich drzew. Mężczyzna spojrzał okiem konesera na etykietę. – Pierdolony Duch Puszczy z Czarnej, że też nie zostałem bimbrownikiem – mówił sam do siebie – tylko ciągle tkwię w tej pierdolonej chujni. – Ręka trzymająca butelkę przechyliła ją i część płynu przelała się do kubka. – Taaa, kurwa, „naszemu naczelnikowi podwładni” – przeczytał powoli. – Dupowłazy jebane i wazeliniarze. – Szare oczy zlustrowały z obrzydzeniem napis na policyjnej gwieździe. – Własne matki by sprzedali za pięć złotych, gdybym powiedział, że awans dostaną. – Naczynie ponownie powędrowało do ust, a monolog został przerwany solidnym siorbnięciem. Mężczyzna spojrzał za okno. Na drzewach owocowych widniały drobne pąki oznajmiające, że niedługo zakwitną kwiatki. W powietrzu czuć było zapach wiosny. – Wojtek! – krzyknął w stronę przedpokoju. – Wojtek, do mnie!

W korytarzu pojawił się szczupły chłopak dość wysokiego wzrostu. Gdy wszedł do kuchni, rudawe włosy zajaśniały w słońcu.

– Co chcesz, tato? – zapytał młodzieniec wystraszonym głosem i stanął w progu.

– Siadaj, kurwa – powiedział ojciec głosem nieznoszącym sprzeciwu i położył na stole białą policyjną gumę.

Chłopak wzdrygnął się na jej widok, zimny pot oblał mu czoło. Spoglądał to na nią, to na ojca zlęknionym wzrokiem. Nieraz dostawał tą gumą wpierdol za złe oceny, za niewłaściwe sprawowanie, a czasami dlatego, że stary miał taki kaprys.

Mężczyzna popatrzył z pogardą na chłopaka.

– Kurwa, zawsze byłeś mięczakiem! Pora zrobić z ciebie prawdziwego faceta! – Nalał do kubka ducha puszczy po sam brzeg i podsunął synowi. – Naaaści, pij!

– Kiedy ja nie chcę…

– Pij, kurwa, jak ci każę! – Ojciec wstał chwiejnie i złapał blondynę w prawą dłoń. Pochylił się w kierunku Wojtka i spojrzał mu w oczy, równie szare jak jego. – Pij, kurrrwa – zasyczał tym razem i trzasnął pałą o blat kuchennego stołu, tak że cerata zmarszczyła się przez uderzenie.

Chłopak skulił się w sobie, a blizna na jego prawej skroni posiniała pod wpływem emocji. Złapał tłusty od brudnych rąk ojca kubek i przywarł wargami do jego poślinionych brzegów. W tym momencie mężczyzna przechylił się jeszcze bardziej przez stół i chwycił syna lewą ręką za kark, a prawą, w której trzymał pałę, podniósł naczynie, po czym wlał jego zawartość do ust chłopaka. Wojtek zachłystywał się przy każdym łyku. Próbował się wyrwać, ale ojciec był silniejszy i kropla po kropli zmuszał młodego do wypicia bursztynowej cieczy. Chłopakowi zakręciło się w głowie, alkohol był ostry i mocny. „Boże, niech to się skończy”, myślał. Zamknął oczy i krztusząc się, wypił do dna.

– Nooo – powiedział ojciec, patrząc na syna – ludzi z ciebie nie będzie, ale zostaniesz takim samym skurwielem jak ja! – Opadł ciężko na krzesło i postawił obok siebie kubek. Wlał do niego resztę duszka i wychylił jednym haustem.

W tym czasie chłopak ścierał łzy z oczu, ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Ojciec spojrzał na niego z jeszcze większą pogardą.

– Jesteś miękki jak twoja matka. Do niczego się nie nadajesz! – Nachylił się do Wojtka, a ten ponownie się skulił. Kręciło mu się w głowie od alkoholu, zrobiło się gorąco i duszno, szumiało w uszach, a słowa ojca dudniły niczym uderzenia w dzwon kościelny. – Tak, tak, do niczego się nie nadajesz, miękka faja. – Kiwał głową sam do siebie. – Matury nie zdałeś, pracy żadnej nie masz, baby też nie. – Wskazał na młodego palcem. – Bo nie masz, kurwa, jaj! Hmmm. – Spojrzał za okno w zadumie i z powrotem na syna. – Jedynym wyjściem, Wojtek, dla ciebie jest to, co ci teraz powiem. – Złożył ręce jak do modlitwy, po czym splótł brudne palce. – Trzeba z ciebie zrobić faceta, a nie pierdoloną ciotę, jaką jesteś! Jeszcze w tym miesiącu pojedziemy do wujka Stefana. On jest komendantem w Warszawce i ma dojścia w szkole w Szczytnie. A później do wujka Kazika, może nas przyjmie. On już dwadzieścia lat jest czarnym i siedzi teraz po prawicy biskupa Warmii w Olsztynie. – Nakręcał się coraz bardziej. – Pójdziesz do policji, Wojtek! Zostaniesz pałą, tak jak ja! – Popatrzył na syna uważnie, tym razem jakby z czułością. – Tradycję rodzinną trzeba podtrzymywać, co nie? – zapytał, choć nie spodziewał się odpowiedzi. – Teraz takie czasy nastały, że chyba Kazik dla mnie najbardziej pomoże. – Ponownie obrzucił chłopaka badawczym spojrzeniem. – Taaak, kurwa, sprawnościówki nie przejdziesz, może testy z wiedzy, ale lepiej dmuchać na zimne. Dostaniesz się za pierwszym razem, a później przypilnujemy, żebyś nie zawalił żadnych egzaminów.

Wojtek spuścił głowę, łzy leciały mu po policzkach wielkie jak grochy. Nie miał nic do powiedzenia, bał się sprzeciwić, nie wiedział, do kogo mógłby się zwrócić. Matka uciekła od nich kilka lat temu i słuch po niej zaginął. Od tamtej pory mieszkał sam z ojcem alkoholikiem, który wciąż służył na jednej z podlaskich komend.

– Nie maż się, gówniarzu. – Stary przechylił się przez stół i poklepał syna po ramieniu. – Wyciągnij jeszcze dla mnie jednego duszka, a jutro zobaczymy, może pojedziemy do Kazika. – Zaśmiał się. – No, kurwa, to się księżulo zdziwi, jak mnie zobaczy. – Przeniósł cały ciężar ciała na krzesło, aż zatrzeszczało. – Tyle lat żeśmy się nie widzieli z tym skurwysynem… – Rozejrzał się za Wojtkiem, który grzebał w szafce w poszukiwaniu pełnej butelki. – I kubek weź drugi dla siebie, mamy co opić, synek…