Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czarna owca rodu Windsorów?
Od najmłodszych dni Harry ścigany przez obiektywy kamer i aparatów wszędobylskich fotoreporterów i żądnych sensacji dziennikarzy.
Obserwowano jego pierwsze kroki, śledzono postępy w nauce, wypominano suto zakrapiane imprezy, na których odreagowywał stres i nieustanne bycie na świeczniku. Media, które znienawidził, obwiniając za spowodowanie wypadku w paryskim tunelu, w którym zginęła księżna Diana, towarzyszą mu na każdym kroku.
Choć rzekomo to właśnie nadmierne zainteresowanie ze strony paparazzi spowodowało słynny Megxit, czyli rezygnację Harry'ego i Meghan Markle z obowiązków wynikających z przynależności do rodziny królewskiej i przeprowadzkę do Stanów Zjednoczonych, z czasem okazało się, że para nie broni tak zaciekle swojej prywatności. Udzielali wywiadów, podpisali kontrakt na serial dokumentalny o ich życiu, wpuszczając kamery do ich domu, a autobiografia Harry'ego pozostaje jedną z najszerzej komentowanych książek 2023 roku.
Buntownik? Wrażliwiec? Hipokryta? Nieszczęśliwy i dotknięty traumą czy wreszcie spełniony? A może wszystko po trochu? Poznaj bliżej niesfornego księcia Harry’ego, który sprawia tak wiele problemów brytyjskiej rodzinie królewskiej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 518
Brytyjski książę Harry, syn króla Karola III, podobnie jak jego starszy brat od urodzenia żył w blasku fleszy, niemal od pierwszego dnia ścigany przez obiektywy kamer i aparatów fotoreporterów oraz żądnych sensacji dziennikarzy. Jest przecież synem najsłynniejszej pary ówczesnego świata, jego rodzicami są bowiem olśniewająca księżna Diana i niegdysiejszy następca brytyjskiego tronu, których ślub stał się wielkim wydarzeniem medialnym. Kiedy przyszedł na świat, opinia publiczna była przekonana, że jest owocem pięknej, baśniowej miłości, jaka łączy księżną Di i Karola, podczas gdy w książęcym stadle działo się już bardzo źle, a pod maską uśmiechu urodziwej księżnej kryła się głęboko nieszczęśliwa kobieta. Harry był też młodszym synem następcy tronu, a zarazem członkiem najpopularniejszej dynastii świata.
Konia z rzędem temu, kto powie, jaka dynastia panuje w nie tak odległych od Polski krajach, jak: Szwecja, Norwegia, Dania czy Belgia i Holandia, niemal każdy zaś na to samo pytanie odnośnie do Wielkiej Brytanii bez namysłu wymieni Windsorów. A nawet jeżeli wiadomo, że w Szwecji panuje król z rodu Bernadotte’ów, Norwegią i Danią władają Glücksburgowie, a Belgią – Koburgowie, to podanie imion władców tych państw i ich następców sprawi z pewnością niemało problemów. A w przypadku Windsorów odpowiedź jest prosta, wszak każdy wie, kim jest William, jak na imię ma jego żona, ile mają dzieci i jakie noszą imiona. I każdy wie, że ma młodszego brata, który poślubił amerykańską aktorkę, w dodatku mieszanego pochodzenia. Chociaż w tym ostatnim przypadku trudno się dziwić, bo książęca para nie daje o sobie zapomnieć, mimo że formalnie „wypisali się” z rodziny królewskiej, rezygnując z pełnienia obowiązków i przenosząc się do USA.
Windsorowie nie tylko są najbardziej popularną dynastią, ale wręcz celebrytami współczesnego świata, powstają o nich książki i filmy, a serial opowiadający o losach Elżbiety II i jej rodziny, emitowany przez znaną platformę streamingową, bił rekordy popularności. Po zakończeniu jednego sezonu widzowie z niecierpliwością czekali na kolejny, a przecież losy bohaterów produkcji są ogólnie znane. Bez wątpienia gwiazda Windsorów lśni najmocniej na monarszym firmamencie, chociaż Wielka Brytania nie jest jedyną monarchią na świecie ani w Europie. Wliczając Watykan, który ma status monarchii teokratycznej, na Starym Kontynencie funkcjonuje dwanaście państw o ustroju monarchicznym, poza Państwem Kościelnym istnieje tu siedem królestw oraz cztery księstwa. W dodatku we wszystkich, poza Księstwem Andory oraz Państwem Kościelnym, obowiązuje zasada dziedziczności tronu. Żadna rodzina królewska nie budzi jednak takiego zainteresowania opinii publicznej jak Windsorowie, chociaż dzieje niejednej z nich mogłyby być kanwą równie ciekawego serialu jak The Crown. Niemała w tym zasługa zmarłej królowej Elżbiety II, której udało się umocnić autorytet monarchii i która była postrzegana jako swego rodzaju łącznik między niegdysiejszym imperium brytyjskim a współczesnym, wieloetnicznym, wielokulturowym oraz wieloreligijnym Zjednoczonym Królestwem. Ale romans Windsorów z mediami zapoczątkował jej dziadek król Jerzy V, który notabene doprowadził do zmiany nazwy dynastii z Koburgów na Windsorów. Był pierwszym monarchą w dziejach Wielkiej Brytanii, którego publicznym wystąpieniom oraz ceremoniom czy wydarzeniom, które uświetniał swą obecnością, towarzyszyły media – wtedy prasa i radio. Za jego panowania zarówno w gazetach, jak i na antenie radiowej systematycznie ukazywały się informacje o władcy i innych członkach rodziny królewskiej. Wówczas też w oczach opinii publicznej ukształtował się niemal idealny wizerunek Windsorów.
Ulubieńcem mediów był też jego najstarszy syn – książę Edward, zwany w rodzinie Davidem. Przystojny, doskonale ubrany i elokwentny młodzieniec stał się twarzą imperium poza jego granicami. Wydawało się, że ten książę, kochany przez poddanych ojca i uwielbiany przez prasę, będzie idealnym królem, ale on zrezygnował z korony, jako przyczynę podając miłość do rozwiedzionej Amerykanki, której nie mógł poślubić, będąc królem. Kiedy abdykował w aurze skandalu, zainteresowanie mediów przeniosło się na jego młodszego brata, który zastąpił go na tronie, Jerzego VI, i jego rodzinę. Uwagę zajmowały głównie królewskie córki, następczyni tronu Elżbieta i jej młodsza siostra Małgorzata.
Długie panowanie Elżbiety II przypadło na epokę rozkwitu telewizji, a później Internetu, jak również social mediów, a królowa była obecna w każdym z nich. Jej ślub transmitowało radio, koronację zaś telewizja i obejrzało ją tylko w Wielkiej Brytanii aż 20 milionów ludzi. To bardzo dużo, zważywszy, że telewizja była nowym medium, a odbiorniki miało niewielu Brytyjczyków. Monarchini zapoczątkowała także tradycję wygłaszania przemówień bożonarodzeniowych na antenie telewizyjnej, za jej czasów założono oficjalną stronę internetową rodziny królewskiej, jej członkowie stali się także obecni w social mediach.
Ale prawdziwe medialne szaleństwo na punkcie royalsów, trwające zresztą do dzisiaj, zapoczątkowało pojawienie się Diany, urodzonej gwiazdy. Nawiasem mówiąc, ona sama je podsycała, bo bardzo wcześnie poznała siłę mediów i nauczyła się ją wykorzystywać, chcąc zaś pozyskać przychylność dziennikarzy, dbała o nich, starając się nie wchodzić w konflikty z prasą. W zamian media przedstawiały ją jako anielsko dobrą księżną, idealną matkę i działaczkę charytatywną, wrażliwą na ludzkie nieszczęście. Z czasem jednak sprawy wymknęły się spod kontroli i zaczęto mówić również o mniejszych i większych grzeszkach księżnej, a co gorsza ujawniać jej romanse. A wówczas okazało się, że Karol wprawdzie zdradzał ją z Camillą, ale ona nie pozostawała mu dłużna. O ile jednak on pozostawał wierny jednej kobiecie, ona miała wielu kochanków. Ujawnienie tych tajemnic zburzyło idealny wizerunek księżnej, a ona do końca życia musiała się zmagać z prześladującymi ją paparazzi.
Obaj jej synowie także znaleźli się w orbicie zainteresowania mediów. Bardziej skupiano się na Williamie, jako na potencjalnym królu, ale jego młodszy brat też dorastał na oczach całego świata – obserwowano jego pierwsze kroki, jego pierwsze dni w szkole, ba, nawet jego oceny i wyniki w nauce, które obowiązkowo były podawane do wiadomości opinii publicznej. Małemu chłopcu, który nie dbał o sławę i uwielbienie, któremu zależało jedynie na miłości rodziców i beztroskiej zabawie, niezbyt podobało się takie zainteresowanie mediów. I bardzo szybko dał temu wyraz: na jednej z fotografii został uwieczniony, jak pokazuje język robiącemu mu zdjęcie reporterowi. A kiedy dorastał, zdał sobie sprawę, że każdy aspekt jego życia jest szeroko komentowany, a każde nawet z pozoru niewinne zachowanie może budzić krytykę wszechmocnych mediów. Trudno się zatem dziwić, że nie czuł sympatii do dziennikarzy, a po śmierci matki zaczął pałać do nich nienawiścią, obwiniając za spowodowanie wypadku w paryskim tunelu, w którym zginęła księżna Diana.
Rudowłosy, żywiołowy, a jednocześnie bardzo wrażliwy Harry bez wątpienia swoim zachowaniem skupiał na sobie uwagę, dlatego niesfornemu księciu bardzo szybko przypięto w rodzinie łatkę łobuziaka i rozrabiaki. Początkowo media traktowały go dość pobłażliwie, a wręcz z sympatią, zwłaszcza gdy stracił matkę, ale z czasem, kiedy z uroczego chłopca zmienił się w zbuntowanego nastolatka, zmieniło się też nastawienie dziennikarzy. A on sam zapracowywał na złą opinię, bo zdarzało mu się sięgać po alkohol i inne używki oraz prowadził imprezowy tryb życia. Takie zachowanie nie uchodziło członkowi rodziny królewskiej, zwłaszcza że jego starszy brat nie miał na swoim koncie żadnych poważniejszych ekscesów. Harry’ego okrzyknięto czarną owcą Windsorów, a ponieważ z natury wrażliwy młodzieniec nie radził sobie z zainteresowaniem mediów, odreagowywał, pijąc i imprezując, co jeszcze bardziej pogarszało sprawę.
Ku wielkiej uldze rodziny okazało się, że niepokorny książę doskonale odnajduje się w armii, odbył nawet służbę na froncie w Afganistanie, ale pobyt w wojsku nie wyleczył go z buntowniczych skłonności. Okiełznał je dopiero, kiedy idąc śladem matki, zaangażował się w działalność charytatywną.
Mimo że postrzegano go jako rozrabiakę i łobuza, nigdy nie narzekał na brak powodzeniu u kobiet, a urodziwe dziewczęta lgnęły do niego jak muchy do miodu. Nie od dziś przecież wiadomo, że kobiety lubią niegrzecznych chłopców. U jego boku pojawiały się piękne dziewczęta, zarówno arystokratki, jak i artystki czy aktorki, ale książę długo nie mógł trafić na tę jedyną.
A tymczasem William ułożył sobie życie z Kate Middleton, która mimo iż nie pochodziła z arystokracji, doskonale odnalazła się w świecie monarchii, zyskała przychylność poddanych królowej i obdarzyła Williama trójką uroczych dzieci. W końcu i Harry spotkał swoją księżniczkę z bajki. Serce księcia zdobyła wyemancypowana, ambitna i niezależna, z afroamerykańskim pochodzeniem, amerykańska aktorka Meghan Markle, typowa kobieta sukcesu. Jej pojawienie się w rodzinie królewskiej potraktowano jako swego rodzaju powiew świeżości, który urodziwa Amerykanka wniesie do nieco skostniałej monarchii. Tymczasem Meghan nie miała ochoty realizować się jako żona księcia i wypełniać protokolarnych obowiązków, gdyż miała zupełnie inny pomysł na życie swoje i swojej rodziny. W efekcie oboje z mężem podjęli decyzję o rezygnacji z obowiązków wynikających z ich przynależności do rodziny królewskiej i przenieśli się do Stanów Zjednoczonych. Wprawdzie stracili predykaty „Ich Królewskich Wysokości” i odtąd muszą żyć na własny koszt, ale, jak twierdzili, nie była to zbyt wygórowana cena za życie wolne od zainteresowania mediów i natarczywych dziennikarzy. Przy tej okazji ogłosili światu, że odtąd pragną żyć w całkowitej prywatności, jak również że zależy im na ochronie prywatności swoich dzieci.
Jednak książęca para nie dała zapomnieć o sobie światu i wkrótce opinia publiczna przekonała się, że Meghan i Harry mają dość osobliwe podejście do kwestii prywatności. Pomimo deklarowanej niechęci do mediów i dziennikarzy udzielali wywiadów, podpisali kontrakt na film dokumentalny o ich życiu, wpuścili też kamery do swego domu i pozwolili filmować twarze dzieci, na których ochronie podobno tak bardzo im zależy. Wszystko to nie przysporzyło im sympatii, a wręcz wzbudziło oskarżenia o hipokryzję. Na domiar złego, udzielając wywiadów, przedstawiali się w roli ofiar i prześladowania przez rodzinę królewską, przy czym oboje, a zwłaszcza Meghan, rażąco mijali się z prawdą i podawali różne wersje tych samych wydarzeń. Trudno się dziwić, że jeden z brytyjskich dziennikarzy porównał Meghan do Pinokia.
Prawdziwą burzę wywołały jednak wspomnienia Harry’ego opublikowane na początku 2023 roku – Spare (polski tytuł: Ten drugi), w których książę podzielił się swoimi doświadczeniami i przeżyciami, jak również ujawnił tajemnice rodziny królewskiej. Publikacja świetnie się sprzedaje, ale budzi mieszane uczucia. Wprawdzie nie przysporzyła księciu sympatii i do reszty skłóciła go z rodziną, za to walnie przyczyniła się do poprawy stanu jego konta.
Poznajmy zatem niesfornego księcia Harry’ego, który będąc w gruncie rzeczy wrażliwym człowiekiem, sprawia tak wiele problemów brytyjskiej rodzinie królewskiej.
Diana, księżna Walii. Wikimedia Commons (CC BY-SA 2.0)
Rozdział 1
„Cokolwiek oznacza miłość”
15 września 1984 roku z Londynu w świat popłynęła radosna wieść: Karol, brytyjski następca tronu, książę Walii, doczekał się drugiego syna. Jego żona, piękna i niebywale popularna księżna Diana, powiła go o godzinie 16.20. Podobnie jak w przypadku starszego syna książęcej pary, Williama, poród odbył się w skrzydle Lindo szpitala St. Mary’s Hospital, w Paddington w Londynie. Wspomniana placówka od 1971 roku, gdy księżniczka Anna, drugie dziecko królowej Elżbiety, urodziła tam syna Petera, nazywana jest dumnie porodówką rodziny królewskiej. Dziesięć lat później na świat przyszła tam również jej młodsza córka Zara, a 21 czerwca 1982 roku obecny następca tronu. Prywatny oddział położniczy szpitala, noszący nazwę na cześć portugalsko-żydowskiej rodziny filantropów, zajmuje całe piętro budynku i zapewnia zarówno rodzącym, jak i noworodkom doskonałe, wręcz luksusowe warunki pobytu.
Wprawdzie Harry był drugim dzieckiem Diany, ale poród małżonki następcy tronu był wyjątkowo długi, trwał bowiem aż dziewięć godzin, a rodzącej nie podano żadnych środków znieczulających. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i księżna wydała na świat zdrowego chłopca. Mały książę ważył 3,118 kg, a więc troszkę mniej niż jego brat, i jak to bywa w królewskich rodach, otrzymał kilka imion, w tym przypadku cztery, z których żadne nie było wybrane przypadkowo: Henryk Karol Albert Dawid (ang. Henry Charles Albert David). Pierwsze imię nosiło wielu królów angielskich, z których znaczącą rolę w historii Anglii odegrali dwaj kolejni władcy z dynastii Tudorów, Henryk VII i jego syn Henryk VIII. Drugie imię chłopiec otrzymał po ojcu, ale na imię Charles miał także jedyny brat Diany, trzecie zaś jest tradycyjnym imieniem w brytyjskiej rodzinie królewskiej, upamiętniającym księcia Alberta, męża królowej Wiktorii. Ponadto imię to nosił pradziadek Harry’ego, który po objęciu tronu przybrał imię Jerzego VI, pod którym przeszedł do historii. Czwarte imię noworodek otrzymał na cześć św. Dawida z Menevii, patrona Walii, której tytularnym władcą w momencie urodzin dziecka był Karol, jego ojciec. Imię Dawid nosił również Bowes-Lyon, brat Elżbiety, królowej matki, prababci małego księcia.
Nazwisko chłopiec otrzymał po ojcu: Mountbatten-Windsor, chociaż w wojsku figurował jako Henry Wales, ale jeśli nie było konieczności używania formalnego nazwiska, tytułowany był po prostu Henryk Karol Albert Dawid z Walii (ang. Henry Charles Albert David of Wales), ale media ochrzciły go księciem Harrym i tak jest nazywany do dzisiaj, również w Polsce. Obecny tytuł naszego bohatera brzmi: Henryk Karol Albert Dawid (ang. Henry Charles Albert David), książę Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej z dynastii Windsorów, książę Sussexu. Do 2018 roku Harry nosił tytuł „książę z Walii” (ang. prince Harry of Wales), który nie jest tożsamy z tytułem „książę Walii”, przysługującym wyłącznie następcy tronu. Z woli panującej wówczas Elżbiety II po ślubie z Meghan Markle został zastąpiony tytułem księcia Sussexu (ang. Duke of Sussex).
Diana i Karol, podobnie jak w przypadku narodzin Williama, małego Harry’ego zaprezentowali opinii publicznej na szpitalnych schodach, kiedy wraz z matką opuszczał oddział położniczy. Książęca para dwa lata wcześniej zapoczątkowała w ten sposób nowy królewski obyczaj, który był kontynuowany przez Williama i zapewne będzie przez kolejne pokolenia rodziny, przyjmując oczywiście, że monarchia w Wielkiej Brytanii będzie nadal trwać. Narodziny dziecka w rodzinie królewskiej, podobnie jak ślub, stanowią bowiem bardzo ważne wydarzenie, cementujące przywiązanie i sympatię poddanych do swoich monarchów, nawet jeżeli ich władza jest iluzoryczna. Jak tłumaczą to historycy konstytucjonalizmu, jest to swego rodzaju paradoks: „Współczesna demokracja może się wzmocnić dzięki elitarystycznym i niedemokratycznym tradycjom dawnego ustroju. Nic jednak nie ma takiej siły oddziaływania jak widok śpiącego noworodka w beciku, nowego życia, które daje wszystkim nadzieję”1. I właśnie tak było w przypadku prezentacji małego Harry’ego, kiedy miliony telewidzów na całym świecie z zachwytem przyglądały się parze książęcej dumnie prezentującej w blasku fleszy swojego młodszego syna na schodach londyńskiego szpitala. Nikt z obecnych wówczas przed szpitalem dziennikarzy, a tym bardziej nikt z oglądających to wydarzenie na ekranach telewizorów, nie przypuszczał, że wraz z narodzinami księcia umarł związek pięknej Diany i księcia Karola.
Małżonkowie wywodzili się niemalże z tej samej warstwy społecznej, bo wbrew pozorom panna Spencer nie wchodziła w związek małżeński jako Kopciuszek. Wręcz przeciwnie: korzenie szlacheckiego rodu Spencerów sięgają XI wieku, gdyż ich protoplasta miał wylądować w Anglii w 1066 roku wraz z Wilhelmem Zdobywcą. A przynajmniej tak głosi rodzinna legenda. Z całą pewnością natomiast Spencerowie zapisali się na trwałe w historii Wielkiej Brytanii, gdyż przodkowie Diany ze strony ojca należeli do grupy brytyjskich arystokratów, którzy w 1714 roku osadzili na tronie dynastię Hanowerską, co, jak wówczas uważano, ocaliło Wielką Brytanię od rządów katolickich Stuartów. Swoją fortunę zbudowali natomiast na handlu owcami, tytuł hrabiowski i rodowy herb wraz z mottem Boże, broń racji nadał im Karol I.
Spencerowie zaczęli odtąd obracać się w królewskich kręgach, powierzano im różnego rodzaju urzędy – byli paziami, rycerzami Orderu Podwiązki, doradcami monarchów. Jeden z przodków Diany, Georg John Spencer 2. hrabia Spencer, był pierwszym lordem admiralicji, zaś 3. hrabia Spencer John Charles Spencer był ministrem, ale miał nawet szansę zostać premierem. Kobiety z rodu Spencerów były na ogół damami dworu, pełniły nawet zaszczytną funkcję Lady of the Bedchamber, polegającą na nadzorowaniu sypialni monarchini lub małżonki władcy. Co ciekawe, jedna z nich była nawet kandydatką na żonę następcy tronu. Chodzi o żyjącą w XVIII wieku, nomen omen, lady Dianę Spencer, która o mały włos nie poślubiła księcia Walii Fryderyka Ludwika, najstarszego syna króla Jerzego II Hanowerskiego. Z planów matrymonialnych nic nie wyszło, bo książę ostatecznie pojął za żonę niemiecką księżniczkę, Diana zaś poślubiła innego arystokratę, ale małżeństwo nie przyniosło jej szczęścia. Zmarła młodo, przeżywszy zaledwie dwadzieścia pięć lat. A jej niedoszły narzeczony, Fryderyk Ludwik, nigdy nie objął tronu, zmarł bowiem w 1731 roku na skutek wypadku podczas meczu krykieta.
Z dworem królewskim blisko związany był także ojciec matki księcia Harry’ego, Edward John Spencer, przez krewnych i przyjaciół zwany Johnny, który swego czasu był koniuszym królowej, jak również towarzyszył Elżbiecie i jej mężowi w trakcie ich pierwszej po koronacji podróży po krajach Wspólnoty Narodów. 1 czerwca 1954 Johnny Spencer poślubił Frances Ruth Roche, również mogącą poszczycić się znakomitym pochodzeniem. Ród Fermoyów, z którego się wywodziła, pochodził z Irlandii, a jej ojciec nosił tytuł 4. barona Fermoy.
Pomijając niewielką domieszkę amerykańskiej krwi, która płynęła w żyłach przyszłej księżnej Walii za sprawą prababci ze strony matki, Frances Ellen Work, córki amerykańskiego bankiera, którą w 1880 roku wydano za barona Fermoya, Jamesa Rocha, Diana wywodziła się z rodziny od stuleci związanej z Anglią. Tego samego nie można powiedzieć natomiast o rodzinie jej męża – Windsorach, którzy są dynastią niejako „importowaną” z Niemiec. Mało tego, biorąc pod uwagę historyczne kryteria, należałoby uznać Windsorów za… nieistniejącą dynastię. Wszak ich członkowie powinni używać rodowego nazwiska Sachsen-Coburg-Gotha lub w skrócie Koburgowie. Od 1714 roku na tronie Anglii zasiadali bowiem władcy niemieccy, gdyż po bezpotomnej śmierci Anny Stuart korona Plantagentów, Tudorów i Stuartów spoczęła na skroniach Jerzego I Hanowerskiego, po kądzieli spokrewnionego ze Stuartami. Nie znaczy to jednak, że dynastia Stuartów zniknęła z kart historii, wręcz przeciwnie – problemem była jednak przynależność jej członków do Kościoła rzymskokatolickiego, gdyż protestanccy mieszkańcy Albionu woleli mieć na tronie Niemca niż papistę. I to właśnie przedstawiciele tej nacji panowali na Wyspach przez kolejne pokolenia. Niemiecka krew płynęła w żyłach królowej Wiktorii, która poślubiła niemieckiego księcia, a kolejni władcy – potomkowie tej słynnej pary – nosili nazwisko jej małżonka, księcia Alberta Sachsen-Coburg-Gotha. I dopiero ich wnuk, król Jerzy V, na fali nasilających się nastrojów antyniemieckich podczas I wojny światowej, w 1917 roku zmienił nazwę dynastii na Windsor, od zamku mającego dla Anglików tak samo duże znaczenie jak dla Polaków Wawel. Nawiasem mówiąc, Diana, już po rozpadzie jej związku z Karolem, w rozmowie ze swoim prawnikiem nazwała krewnych księcia wprost „rodziną Niemców”, co nie do końca było zgodne z prawdą, bo babcia przyszłego króla, Elżbieta Bowes-Lyon, wywodziła się ze szkockiej, a nie z niemieckiej szlachty.
Johnny Spencer wkrótce po ślubie porzucił dworską służbę i osiadł wraz z rodziną w Park House w posiadłości Sandringham, bardzo blisko od rezydencji Windsorów, w której rodzina królewska tradycyjnie spędzała Boże Narodzenie. Trudno się zatem dziwić, że Diana Spencer w oczach wielu wydawała się wręcz idealną kandydatką na żonę następcy tronu: była arystokratką, wywodziła się z zacnej rodziny, od wieków związanej z królewskim dworem, w dodatku wychowywała się w sąsiedztwie jednej z najsłynniejszych rezydencji Windsorów. Wydawało się, że stanowi to gwarancję, iż jako małżonka przyszłego króla bez problemu poradzi sobie z obowiązkami wynikającymi z racji przynależności do rodziny królewskiej. Ponadto była młoda, zdrowa, piękna i miała doskonałą prezencję, w dodatku była dziewicą. Dzisiaj ten wymóg stawiany kandydatce na przyszłą żonę następcy brytyjskiego tronu wydaje się śmieszny, ale w czasach, gdy rozpatrywano matrymonialne plany dotyczące Karola, kwestia dziewictwa jego przyszłej żony miała wręcz kluczowe znaczenie. Wszystkie dziewczyny, z którymi się wcześniej spotykał, były automatycznie skreślane z listy potencjalnych kandydatek, jeżeli pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości co do ich cnoty.
A tymczasem książę Walii stanowczo zbyt długo ociągał się ze zmianą stanu cywilnego – 14 listopada 1978 roku obchodził trzydzieste urodziny i ani myślał się żenić. Wprawdzie widywano go z rozmaitymi pięknościami, a prasa interesująca się jego kolejnymi podbojami pisała o „aniołkach Charliego”, nawiązując do bijącego rekordy popularności telewizyjnego serialu, ale żadnej nie poprosił o rękę. Wśród rzeszy owych mniej lub bardziej urodziwych dziewcząt znajdowała się jednak jedna bratnia dusza, z którą Karol najchętniej spędziłby resztę życia. Chodzi oczywiście o Camillę Shand, szerzej znaną jako Parker-Bowles, bo właśnie takie nazwisko nosiła po ślubie. Panna Shand, która prowadziła swobodny tryb życia, mało elegancka, w dodatku klnąca jak szewc i często zmieniająca partnerów, nie była nigdy brana pod uwagę jako kandydatka na narzeczoną księcia Walii. A kiedy wyszła za Andrew Parkera-Bowlesa, jej kandydatura ostatecznie odpadła, ku wielkiej uldze rodziny królewskiej i królewskich doradców, a zmartwieniu Karola.
Wydaje się, że z szerokiego grona panien, z którymi spotykał się książę Walii, największe szanse na zostanie jego żoną miała rudowłosa, szczupła i wysoka jak trzcina Sarah, a właściwie Elizabeth Sarah Lavinia Spencer. Zbliżyli się do siebie w 1977 roku podczas meczu polo, ukochanej dyscypliny księcia Karola, a potem coraz częściej widywano ich razem. A kiedy dziewczyna przyjęła jego zaproszenie i w lutym następnego roku towarzyszyła mu w wyjeździe na narty do Klosters w Szwajcarii, media mówiły o niej jako o przyszłej królowej. Wkrótce okazało się, że były to przedwczesne rokowania, Sarah bowiem nie pokochała Karola, a perspektywa bycia żoną następcy tronu i życia na świeczniku wcale jej nie pociągała. Swoje uczucia jasno określiła w jednym z wywiadów. „Nasza relacja jest absolutnie platoniczna. Uważam go za swego starszego brata, którego nigdy nie miałam. […] Nie poślubiłabym nigdy mężczyzny, którego nie kocham, wszystko jedno czy byłby to książę, czy król Anglii. Jeżeli poprosi mnie o rękę – odmówię”2. Tym szczerym wyznaniem nie tylko zraziła do siebie całą rodzinę królewską, ale i ubodła Karola, który od lat budował swój wizerunek wytrawnego uwodziciela.
Kiedy kolejny związek albo właściwie potencjalny związek Karola legł w gruzach, do akcji wkroczyła babcia następcy tronu, Elżbieta, kobieta energiczna i zdecydowana, która postanowiła ożenić swojego ukochanego wnuka. A ponieważ wcześniej realizowała każde powzięte postanowienie, była pewna, że uda jej się znaleźć odpowiednią kandydatkę na żonę dla następcy tronu. I faktycznie, jej poszukiwania zostały uwieńczone sukcesem, w dodatku idealną dziewczynę znalazła w domu Spencerów, była nią młodsza siostra Sarah – Diana. Karol poznał ją w 1977 roku, podczas polowania na pardwy, ale szesnastoletnia wówczas panna Spencer nie wzbudziła jego zainteresowania. Zauważył wprawdzie, że jest ładna i pełna uroku, ale w jego oczach wciąż była dzieckiem, z którym nie ma o czym rozmawiać. Na Dianie książę wywarł jednak wręcz oszałamiające wrażenie. Co więcej, dziewczyna oznajmiła swoim koleżankom, że zostanie jego żoną. Wydaje się, iż nie znała porzekadła głoszącego, że kiedy Bóg chce kogoś ukarać, spełnia jego marzenia, które w jej przypadku okazało się aż nadto prawdziwe.
Chociaż Diana nie miała o tym pojęcia, znalazła sojuszniczkę w osobie babci księcia, która zainteresowała się jej osobą. Diana, trzecie dziecko Johna Spencera i Frances Ruth Shand, oprócz wspomnianej Sarah miała jeszcze jedną starszą siostrę, Cynthię Jane, na co dzień używającą drugiego imienia, oraz młodszego brata, Charlesa. Przyszłą księżną Walii od reszty rudowłosego rodzeństwa odróżniały jasne włosy, odziedziczone po babci ze strony ojca, Cynthii. Nie bez znaczenia było też to, że królowa matka dobrze znała rodzinę Spencerów – babcia Diany ze strony matki, lady Fermoy, była damą dworu królowej, ojciec dziewczyny, jak wspomniano wcześniej, przed ślubem był koniuszym Elżbiety II, zaś mąż Jane, Robert Fellows, sprawował zaszczytną i odpowiedzialną funkcję prywatnego sekretarza monarchini i spisywał się na tym stanowisku bardzo dobrze.
Babcia Karola uznała zatem, że urodzona 1 lipca 1961 roku Diana jest wymarzoną kandydatką na żonę ukochanego wnuczka. W jej oczach zaletą była nawet dość spora różnica wieku dzieląca narzeczonych, prawie trzynaście lat. Starsza pani zdążyła się zorientować, że Diana nigdy nie miała chłopaka i była dziewicą, co dodatkowo podniosło akcje dziewczyny w oczach królowej matki. Zaletą było też wyznanie przyszłej narzeczonej, Spencerowie bowiem od wieków byli członkami Kościoła anglikańskiego. W oczach babci Karola Diana była chodzącym wcieleniem cnót niewieścich, w dodatku mocno ugruntowanych. Poza tym była arystokratką, wychowaną w poszanowaniu tradycyjnych wartości, jak również świadomą misji spoczywającej na niej z racji urodzenia: poślubienia odpowiedniego mężczyzny i urodzenia mu gromadki dzieci.
Ani Karol, ani jego przyszła żona nie mieli pojęcia, że królowa matka snuje wokół nich misterną sieć, w którą wkrótce oboje wpadną. Naiwna i zaczytująca się w romansach Barbary Cartland Diana byłaby zapewne tym faktem zachwycona, ale książę Walii niekoniecznie. Jego babcia jednak wiedziała, co robi, i z uporem konsekwentnie przedstawiała wnukowi uroki najmłodszej Spencerówny, wykorzystując każdą okazję, by chociaż wspomnieć o urodzie, wdzięku i skromności Diany. Za każdym razem zapewniała wnuka, że z pewnością polubi tę wspaniałą i nietuzinkową dziewczynę, kiedy tylko ją lepiej pozna. Ale Karol nie miał na to ochoty, bo od 1979 roku odnowił romans z Camillą, tkwiącą w nieszczęśliwym małżeństwie z niepoprawnym kobieciarzem, jakim był Andrew Parker-Bowles. Kochankowie byli wprawdzie ze sobą bardzo szczęśliwi, ale oboje zdawali sobie sprawę, że ich związek nie ma przyszłości, a książę w końcu będzie musiał się ożenić. Twardo stąpająca po ziemi Camilla powtarzała ukochanemu: „Musisz znaleźć sobie żonę, która nie będzie zbyt męcząca”3. To przyzwolenie na ślub być może wynikało z przekonania, że ożenek księcia niekoniecznie oznaczałby koniec ich romansu. Wszak jej praprababcia przez wiele lat była kochanką księcia Walii Edwarda, mimo że oboje oficjalnie byli w związkach małżeńskich.
Jednak nawet największe zachwyty w ustach jego babci nie wystarczyłyby do tego, by w sercu Karola zatliło się uczucie do panny Spencer, gdyby ona sama nie wkroczyła do akcji. Latem 1980 roku dziewczyna została zaproszona na weekend do rezydencji New Grove w hrabstwie Sussex, należącej do rodziny jednego z przyjaciół księcia Walii, Philipa de Passa. Na miejscu okazało się, że przebywa tam także następca tronu. Książę przygotowywał się właśnie do prestiżowego turnieju z udziałem swojej drużyny, Niebieskich Diabłów, który miał zostać rozegrany w Cowdray Park, nieopodal posiadłości. Był to tragiczny czas w życiu księcia, gdyż niedawno stracił swojego ukochanego wujka Dickiego, jak w rodzinie zwano lorda Louisa Mountbattena. 27 sierpnia 1979 roku Dickie zginął w zamachu zorganizowanym przez IRA, której członkowie podłożyli bombę na jego jachcie. Zgon lorda i jednego z jego wnuków, który także padł ofiarą zamachowców, pogrążył w żałobie cały kraj, ale najbardziej dotknął Karola. Strata była tym boleśniejsza, że książę traktował wuja jak ojca, bo z własnym nie miał zbyt dobrych relacji.
Diana, osoba niebywale empatyczna, doskonale zdawała sobie sprawę z uczuć, które targały wówczas następcą tronu, dlatego widząc go siedzącego samotnie na beli siana i pogrążonego w niewesołych rozmyślaniach, podeszła do niego i powiedziała: „Wyglądałeś na smutnego, kiedy podczas ceremonii pogrzebowej szedłeś nawą opactwa. To był najtragiczniejszy widok, jaki w życiu ujrzałam. Serce mi krwawiło, kiedy na ciebie patrzyłam. Pomyślałam: tak nie powinno być. Jesteś taki samotny. Powinieneś mieć kogoś, kto się tobą zaopiekuje”4. A wówczas Karol spojrzał na nią innymi oczyma, ku swemu zaskoczeniu odkrywając w tej młodej, ładnej dziewczynie piękną, mądrą i współczującą kobietę. Zupełnie nieświadomie wpadł więc w sidła zastawione wcześniej przez sprytną babcię, bo to właśnie ona sprawiła, że Philip de Pass zaprosił pannę Spencer do swojej posiadłości i namówił dziewczynę na rozmowę z księciem. A ona ochoczo się do tego dostosowała, rozpoczynając tym samym lawinę wydarzeń, które doprowadziły do jej ślubu z Karolem, a w konsekwencji uczyniły jedną z najsławniejszych i najbardziej podziwianych kobiet swoich czasów. Ciekawe, czy gdyby mogła zajrzeć w przyszłość i dowiedzieć się, że związek z następcą tronu uczyni ją też jedną z najnieszczęśliwszych kobiet na świecie, poszłaby tą samą drogą?
Zanim doszło do zaręczyn, Karol rozmawiał z Dianą o wizji rodzinnego życia, chcąc zorientować się, czy ma świadomość zmian i odpowiedzialności, jakie niesie ze sobą małżeństwo z następcą tronu i związane z tym wejście do rodziny królewskiej. A to, co usłyszał z ust młodziutkiej dziewczyny, mile go zaskoczyło i jak twierdzi jeden z przyjaciół księcia, sprawiło, że uznał, iż panna Spencer „znacznie przewyższa dojrzałością swoje rówieśniczki”5. O dojrzałości Diany miało świadczyć jej przekonanie, że miejsce żony jest u boku męża, oraz chęć posiadania gromadki dzieci. Najwyraźniej zdeklarowana feministka nie mogłaby liczyć na przychylność Karola, przynajmniej w owym czasie. To szczere wyznanie, bo Diana rzeczywiście miała takie poglądy, zapewne w pewnym stopniu przekonało księcia do małżeństwa z panną Spencer, ale było też wyrazem rozpaczliwego pragnienia dziewczyny, by mieć szczęśliwy dom. Przyszła księżna nie zdawała sobie sprawy, że Karol nie jest w stanie jej tego ofiarować, a przynajmniej nie w takiej formie, o jakiej marzyła, i że to nie z nim powinna budować swoją przyszłość. Oboje wnosili do małżeństwa bagaż trudnych doświadczeń z dzieciństwa, które pozostawiło na ich osobowości niezatarte piętno, a Diana dodatkowo zmagała się z poważnymi problemami natury psychicznej.
Małżeństwo jej rodziców zostało wprawdzie zawarte z miłości, ale nie było szczęśliwe. Frances rodziła same dziewczynki, natomiast mąż pragnął syna, który zgodnie z prawem mógłby odziedziczyć tytuł i majątek Spencerów. A kiedy w końcu wywiązała się ze swojego obowiązku i powiła chłopca, okazało się, że dziecko cierpi na poważną wadę rozwojową płuc i zmarło zaledwie kilka godzin po przyjściu na świat. Gdy wkrótce zaszła w czwartą ciążę, w sercu jej małżonka rozbłysła nadzieja, że tym razem będzie to upragniony dziedzic, Johnny, lecz czekało go czarowanie, bo na świat przyszła trzecia córka, Diana. Ponieważ spodziewano się narodzin chłopca, wybrano dla dziecka męskie imiona, dlatego o imionach dla córki zdecydowano dopiero tydzień po porodzie. Rodzice postanowili ochrzcić w gruncie rzeczy niechcianą dziewczynkę imionami Diana Frances i tak też zrobiono 30 sierpnia 1961 roku w kościele św. Marii Magdaleny w Sandrigham.
Spencer topił swoje niezadowolenie w alkoholu, a za brak męskiego potomka obwiniał oczywiście swoją małżonkę. Nie dość, że obwoził ją po różnych placówkach medycznych, zmuszając do upokarzających, a często również bolesnych badań, to w stanie upojenia alkoholowego wylewał na niej swoje frustracje, posuwając się nawet do rękoczynów. A ponieważ często sięgał po butelkę, przemoc na dobre zagościła w stadle Spencerów.
Być może Johnny opamiętałby się w końcu, bo 20 maja 1964 roku Frances powiła zdrowego chłopca i wymodlonego dziedzica, Charlesa Edwarda Maurice’a Spencera. Jak można się domyślić, Spencer szalał ze szczęścia, czego wyrazem był uroczysty chrzest malca zorganizowany w opactwie westminsterskim, z królową Elżbietą II w roli matki chrzestnej. Narodziny dziecka nie poprawiły bynajmniej relacji Spencerów, a niekochana, wiecznie upokarzana i przeraźliwie samotna, nieszczęśliwa Frances postanowiła odejść od męża. Tym bardziej że znalazła szczęście u boku innego mężczyzny – Petera Shanad Kydda, zapalonego żeglarza i zamożnego biznesmena, a zarazem spadkobiercy prężnie działającego przedsiębiorstwa produkującego tapety. Wprawdzie nowy wybranek Frances nie wywodził się z arystokracji, ale był właścicielem dużego majątku, w którego skład wchodziły posiadłości w Anglii, Szkocji i Australii.
Początkowo dzieci znalazły się pod opieką matki, ale na skutek knowań lady Fermoy, która niespodziewanie stanęła po stronie zięcia, Frances straciła prawo do opieki nad całą czwórką. Starsza pani zeznała bowiem przed sądem, że nigdy nie widziała, jak zięć podnosi rękę na swoją żonę – była to prawda, bo nie bił jej w obecności teściowej. Nie znaczyło to jednak, że nie robił tego w ogóle. W efekcie Sarah, Jane, Diana i Charles wychowywali się w domu ojca, ale z matką i jej nowym mężem spędzali wakacje. Wydaje się, że z całej czwórki potomstwa Spencerów to właśnie przyszła księżna Walii najciężej zniosła odejście matki, które po latach uzna za największe trzęsienie ziemi swego dzieciństwa. Najboleśniejszym wspomnieniem był widok Frances pakującej walizki do bagażnika swego auta, co sześcioletnia wówczas Diana obserwowała, siedząc na schodkach prowadzących do domu. Jedyne, co wówczas z tego pojęła, to poczucie, że matka ją porzuca. Jej starsze siostry, nieco lepiej zorientowane w relacjach między rodzicami, nie były świadkami tej rozdzierającej sceny, jaką ze schodków domu widziała przyszła księżna Walii, gdyż przebywały wówczas w szkole z internatem, a trzyletni wówczas Charles nic nie pamiętał z owych wydarzeń.
Tymczasem Diana czuła się winna rozpadowi związku Frances i Johna, niejednokrotnie myślała o tym, że gdyby była chłopcem, sprawy przybrałyby zupełnie inny obrót. Wiele razy schowana za drzwiami była świadkiem gwałtownych kłótni rodziców, kiedy zarówno ojciec, jak i matka nie przebierali w słowach, a Johnny wyrzucał żonie, że nie obdarzyła go upragnionym synem. „Rodzice bardziej niż nami byli zajęci kłóceniem się ze sobą. Mama ciągle płakała, tata nigdy nie chciał nam wyjaśniać dlaczego, a my nie mieliśmy odwagi zapytać. […] Pamiętam wielkie poczucie braku stabilizacji. Zabawki były moją rodziną”6 – zwierzała się po latach księżna Walii.
Wprawdzie Spencer kochał swoje dzieci, a niechciana trzecia córka z czasem stała się jego oczkiem w głowie, ale miał poważny problem z okazywaniem uczuć. Jedyną formą wyrażania miłości było obdarowanie kochanych osób prezentami, na które był w stanie wydawać fortunę, ale przecież prezenty w relacjach z dziećmi nie są najważniejsze. W dodatku nie miał zbyt wiele czasu dla swojego potomstwa. Jak wspominał Charles, brat Diany, ich ojciec całymi dniami przesiadywał „w swoim gabinecie. Pamiętam, że czasem, bardzo rzadko, grywał ze mną w krykieta. Sprawiał mi tym ogromną radość”7. Opiekunki, które zatrudniał, niezbyt dobrze radziły sobie z wychowaniem jego dzieci, zwłaszcza Diany, która pomimo wyglądu słodkiego aniołka była niesforną, żywiołową dziewczynką i niejeden raz dała się im mocno we znaki. Z tego powodu żadna z opiekunek nie zagrzała zbyt długo miejsca w domu Spencerów i żadnej nie udało się nawiązać emocjonalnej więzi z podopieczną, co jeszcze bardziej wzmagało w Dianie poczucie osamotnienia i rozpaczliwy głód bycia kochaną.
Dziewięcioletnia Diana trafiła do szkoły z internatem Riddlesworth Hall Preparatory School w hrabstwie Norfolk, w której niezbyt dobrze radziła sobie z nauką. Realizowała się za to w balecie, który okazał się wielką pasją dziewczynki. Godzinami ćwiczyła przy drążku, a kiedy przyjeżdżała do rodzinnego domu, tańczyła w swoim pokoju. Miała też świetne rezultaty w sporcie: doskonale pływała, grała w tenisa i siatkówkę. Jej piętą achillesową była jazda konna, gdyż po upadku z konia i kontuzji ręki, która była tego wynikiem, skutecznie zraziła się do jeździectwa, jak również do koni.
W 1972 roku w życiu dziewczynki doszło do dwóch znaczących wydarzeń: zmarła jej ukochana babcia, hrabina Spencer, a ją wysłano do renomowanej West Heath School, do której uczęszczały jej siostry. Gdy Diana dołączyła do grona uczniów, najstarszej, Sarah już nie było w placówce, ponieważ jakiś czas wcześniej została ze szkoły relegowana. Powodem było dość bezczelne oświadczenie dyrektorce szkoły, że jest niesubordynowana, bo atmosfera szkoły ją nudzi. Średnia z sióstr Spencer, Jane, nadal przebywała w szkole i nie zanosiło się, żeby podzieliła los Sarah, gdyż w przeciwieństwie do niej była pilną i zdyscyplinowaną uczennicą, czego nie można było powiedzieć o Dianie. Najmłodsza z panien Spencer przypominała raczej Sarah, chociaż była nieśmiała i nieco wycofana. Wrodzona nieśmiałość najwyraźniej nie przeszkadzała jej jednak w dokazywaniu, skoro nauczyciele uznali ją za niesforną.
W West Heath School okazało się jednak, że cechuje ją wielka empatia i ma niezwykłą łatwość w nawiązywaniu kontaktów z chorymi, upośledzonymi i bezradnymi osobami. Przekonała się o tym podczas prac społecznych, należących do obowiązków uczennic. Dziewczęta odwiedzały wówczas szpitale, również psychiatryczne, domy starców, ale większość z nich, w przeciwieństwie do Diany, uważała to za mało przyjemny obowiązek. Jak wiadomo, kiedy została księżną, żoną następcy tronu, ta umiejętność przysporzyła jej wielu wielbicieli. Gdy okazało się, że nie miała obaw przed przytuleniem dziecka chorego na AIDS czy innych obłożnie chorych i nieszczęśliwych, została okrzyknięta królową serc. Takie zachowanie i wrażliwość na ludzką krzywdę i cierpienia starała się potem wpoić swoim dzieciom – Williamowi i Harry’emu. A młodszy książę, podobnie jak jego zmarła matka, słynie z empatii i wrażliwości na los cierpiących, czemu niejednokrotnie dawał wyraz.
W 1975 roku, po śmierci dziadka Spencera, ojciec Diany, noszący dotąd tytuł wicehrabiego Althorp (ang. Viscount Althorp), zyskał prawo do tytułu 8. hrabiego Spencer (8th Earl Spencer), Dianie zaś od tej pory przysługiwał tytuł „lady”.
W 1976 roku, po bez mała dziewięciu latach samotnego życia, Johnny postanowił się ożenić. Jego, wydaje się, niezbyt fortunny wybór padł na Raine McCorquodale, wdowę po hrabim Darthmouth, córkę wziętej pisarki specjalizującej się w łzawych romansach, Barbary Cartland.
Żadne z czworga dzieci Spencera nie było z tego powodu szczęśliwe, bo macocha nie budziła w ich sercach ciepłych uczuć, do czego sama walnie się przyczyniła. Poważyła się bowiem na wprowadzenie pewnych zmian w rodowej rezydencji rodziny, zmieniając ją w muzeum, atrakcję turystyczną, która miała przynosić konkretne zyski. Rodzeństwo Spencerów potraktowało to jako świętokradztwo, zwłaszcza że ich macocha swoje rządy zaczęła od zwolnienia większości służby oraz zlikwidowania stajni, którą przekształciła w herbaciarnię połączoną ze sklepem z pamiątkami. Ponadto wystawiła na sprzedaż część obrazów, należących do rodziny od pokoleń. Wprawdzie zrobiła to w dobrej wierze, aby uregulować długi swego męża, ale zdaniem jego dzieci sprzedała cenne dzieła sztuki znacznie poniżej ich wartości.
Raine również nie wspomina dobrze początków jej małżeństwa z Johnnym: „Sarah mnie nie znosiła, nie mogła nawet ścierpieć, że zajmuję miejsce u szczytu stołu i za moimi plecami wydawała rozkazy służbie. Jane przez dwa lata nie odzywała się do mnie, nawet gdy wpadłyśmy na siebie w korytarzu. Diana była słodka, zawsze robiła, co do niej należało, a Charles… Charles był po prostu okropny”8. Zacytowana wypowiedź pochodzi z późniejszego okresu, kiedy Raine ułożyła sobie relacje z najmłodszą pasierbicą, bo początkowo Diana dokuczała jej tak samo jak reszta rodzeństwa. Nie dość, że otwarcie z niej kpiła, naśmiewając się ze stylu ubierania się macochy, która z dość żałosnym skutkiem naśladowała hollywoodzkie gwiazdy, i w ramach zemsty wyrzuciła ze swojej biblioteczki wszystkie książki Barbary Cartland, to jeszcze uwielbiała snuć się po korytarzu, głośno śpiewając refren piosenki zaczynający się od słów: Odejdź, deszczu, odejdź (imię Raine wymawia się po angielsku tak samo jak rain – deszcz). Przyszła księżna pozbyła się wprawdzie dzieł brytyjskiej królowej romansów, co nie oznacza, że przerzuciła się na ambitniejszą lekturę: uzupełniła swój księgozbiór o powieści Danielle Steel.
Ponieważ Diana fatalnie zdała egzaminy końcowe, nie mogła marzyć o studiach. Po ukończeniu West Heath School poszła w ślady Sarah, która po relegowaniu z tej samej szkoły uczyła się w Institut Alpin Videmanette w Szwajcarii. Była to prestiżowa i bardzo droga szkoła, którą można by nazwać „szkołą żon” lub „szkołą ekskluzywnych gospodyń domowych”, ponieważ placówka ta przygotowywała swoje uczennice do życia w wyższych sferach i prowadzenia domu na najwyższym poziomie. Jej program obejmował naukę szycia, gotowania, konwersacji w języku francuskim oraz jazdy na nartach. Dianę pociągało nie tyle samo szycie czy pichcenie obiadków w eleganckim fartuszku, ile szansa na opanowanie mowy Moliera. Lecz szkolna rzeczywistość rozczarowała ją tak bardzo, że uznała pobyt w tej renomowanej placówce za stratę czasu i pieniędzy, dlatego ostatecznie zrezygnowała z nauki i wróciła do domu.
Przez jakiś czas szukała swojego miejsca w życiu, realizując się jako opiekunka do dzieci i pracując w tym charakterze, a także jako nauczycielka tańca w szkółce dla dzieci, ale z tej posady musiała zrezygnować na skutek kontuzji na nartach. Zatrudnienie znalazła ostatecznie w przedszkolu Young England, prowadzonym przez Victorię Wilson i Kay Seth-Smith przy parafii kościoła Zbawiciela w Pimlico. W niedalekiej przyszłości owa placówka miała stać się bodaj najsłynniejszym przedszkolem na świecie, właśnie za sprawą zatrudnionej tam panny Spencer. A ponieważ nie była to praca na cały etat, Diana dorabiała sobie jako opiekunka Patricka Robinsona, syna amerykańskiego potentata naftowego, oraz… sprzątając w domu swojej starszej siostry Sarah. Nie narzekała, ponieważ wszystkie zajęcia sprawiały jej przyjemność: z dziećmi dogadywała się bardzo dobrze, znajdowała także dziwną satysfakcję we wprowadzaniu porządku w otoczeniu swoim i swoich najbliższych, dlatego godzinami potrafiła układać rzeczy w szafach, polerować srebra, zmywać czy odkurzać. Podobnie jak inne dziewczęta w jej wieku spotykała się oczywiście z chłopcami, ale z żadnym z nich nie udało się jej stworzyć trwałej relacji.
Jej pierwszym poważnym partnerem był książę Walii, w którym od jakiegoś czasu skrycie się podkochiwała – jej współlokatorki ze szkolnego internatu twierdziły nawet, że nad swoim łóżkiem powiesiła portret Karola. Najwyraźniej była to tylko fascynacja, jaką dziewczęta w pewnym wieku przeżywają w stosunku do gwiazd kina czy estrady, a nie prawdziwe, dojrzałe uczucie. Jest to normalny etap rozwoju emocjonalnego dziewcząt, który mija wraz z pojawieniem się chłopców, z którymi chadzają na randki i budują prawdziwe, coraz dojrzalsze relacje. W życiu Diany, która emocjonalnie wciąż była naiwną, bujającą w obłokach i czytającą ckliwe romanse nastolatką, ten etap nigdy nie nastąpił.
Na domiar złego przed ślubem nie miała okazji lepiej poznać swojego przyszłego męża. Siostrom żaliła się, że prawie w ogóle nie widuje Karola, ma za to bezustannie do czynienia z całym sztabem pałacowej służby, która na różne sposoby usprawiedliwia przed nią nieobecność księcia, tłumacząc to nawałem obowiązków następcy tronu. Jej narzeczony też niewiele wiedział o dziewczynie, którą miał poślubić, i nawet nie zadał sobie trudu, żeby ją dobrze poznać. A to źle wróżyło przyszłości tego związku, zwłaszcza że Karol, podobnie jak Diana, wnosił w małżeństwo bagaż nieszczęśliwego dzieciństwa.
Pierworodny syn Elżbiety II był owocem małżeństwa zawartego z miłości i uszczęśliwił swoich rodziców, przychodząc na świat niespełna rok po ich ślubie. Jego narodziny wywołały też istną euforię w całym imperium brytyjskim. Jego mama wciąż była następczynią tronu, na tronie zasiadał bowiem dziadek Karola, Jerzy VI, i nikt się nie spodziewał, że jego panowanie potrwa jeszcze tylko trzy lata. Narodziny Windsora płci męskiej, następcy tronu, ucieszyły rodzinę królewską, podobnie jak polityków oraz poddanych. Pewnym zgrzytem, a zarazem złą wróżbą na przyszłość był dość niefortunny wybór pierwszego imienia, bo imię Karol jest uważane za wyjątkowo pechowe dla władców Anglii, czego dowodzi historia dwóch Stuartów, Karola I i Karola II. Pocieszano się jednak, że kiedy książę dorośnie i obejmie tron, zmieni je na imię znacznie szczęśliwsze dla Korony, Jerzy, do czego, jak wiemy, nie doszło. Malec był zdrowy i dobrze się rozwijał, a jego wychowaniem zajmował się sztab nianiek, bo mama nie miała dla niego czasu. Nie dość, że całym sercem oddawała się obowiązkom następczyni tronu, to gdy jej pierworodny miał zaledwie jedenaście miesięcy, pozostawiła go pod opieką uszczęśliwionych tym faktem dziadków oraz sztabu nianiek i opiekunek i wyjechała na Maltę. Dołączyła tam do księcia Filipa, wówczas pierwszego oficera na HMS „Magpie”.
Na Malcie przyszła królowa po raz pierwszy, i jak się miało okazać ostatni, wiodła życie zwyczajnej kobiety, żony oficera Royal Navy, ale jej synek wychowywał się bez niej. Podobnie postąpiła w przypadku swojego drugiego dziecka, księżniczki Anny, urodzonej 15 sierpnia 1950 roku, która także dorastała pod okiem nianiek i opiekunek. Dla wychowywanego właściwie bez rodziców Karola, widującego ich wyłącznie na zdjęciach, Elżbieta i Filip byli obcymi ludźmi, z którymi nie udało mu się wytworzyć żadnej więzi. Znacznie bardziej był przywiązany do swoich dziadków, których widywał codziennie, oraz do nianiek, zresztą pierwszym słowem, jakie wypowiedział, było właśnie nanny – niania.
Co prawda jego matka na wieść o chorobie króla wraz z mężem wróciła do kraju, ale nie oznaczało to zmian w życiu jej syna i córki. Wręcz przeciwnie – schorowany monarcha scedował na nią większość oficjalnych obowiązków, z których Elżbieta, od dziecka niebywale obowiązkowa, wywiązywała się bardzo sumiennie. A kiedy została królową, obowiązków jej jeszcze przybyło, co boleśnie odczuły jej dzieci. Wprawdzie media, pracujące pod dyktando pałacu, przedstawiały ją jako wzór matczynych cnót, ale Karol i jego siostra widywali ją jeszcze rzadziej niż przedtem. I chociaż zmieniła godziny cotygodniowych spotkań z premierem po to, by móc regularnie spotykać się z dziećmi, to widywała je zaledwie na pół godziny. Po upływie tego czasu nianie zabierały je do ich apartamentów, bo królową drażniło ich zachowanie, jak również rozpierająca, trudna do okiełzania energia malców.
Z czasem było tylko gorzej, bo Anna i Karol, chcąc widzieć się z matką, musieli umawiać się z nią… za pośrednictwem sekretarki. W królewskiej rodzinie nie do pomyślenia było, aby którekolwiek z nich wpadło tak po prostu do mamy, zapytać, co u niej słychać, porozmawiać o szkolnych problemach czy zwyczajnie dać jej buziaka. Zdaniem wtajemniczonych królowa znaczenie więcej serca miała dla swoich ukochanych piesków rasy corgi oraz koni, bo ich hodowla była prawdziwą pasją monarchini. „Gdyby poświęciła wychowaniu dzieci choć połowę tego czasu, który poświęcała hodowli, w rodzinie królewskiej nie byłoby takich problemów emocjonalnych – zżymał się jeden z jej sekretarzy, udzielając wywiadu już po przejściu na zasłużoną emeryturę. – Gdyby nie czytała tych wszystkich dokumentów – bo co jej to dawało? – a poważniej potraktowała swoje obowiązki matki i żony, wszyscy o wiele lepiej na tym by wyszli. Owszem, świetnie radzi sobie z premierami, ale czy umiała poradzić sobie z najstarszym synem? A co było ważniejsze?”9.
Być może Elżbieta była zbyt młoda na macierzyństwo, a może faktycznie chcąc sprostać roli monarchini, którą została stanowczo w zbyt młodym wieku, przedkładała powinności wobec Korony nad obowiązki wobec dzieci. Bo przecież w stosunku do swoich młodszych synów, Andrzeja i Edwarda, była zupełnie inna. Nie bez przyczyny obaj uchodzą za najszczęśliwsze dzieci Elżbiety i Filipa.
W dodatku tak się niefortunnie dla Karola złożyło, że królowa, zajęta sprawami państwa, kierowanie jego wychowaniem powierzyła Filipowi, któremu najwyraźniej doskwierało odgrywanie drugoplanowej roli w ich małżeńskim stadle. Nie dość, że w trakcie ceremonii koronacyjnej musiał przyklęknąć przed swoją żoną i ślubować jej posłuszeństwo, to w tym samym dniu jego syn awansował w królewskiej hierarchii wyżej od niego. To wszystko ubodło ambitnego Filipa, któremu już wcześniej nie podobało się, że ich dzieci nie noszą jego nazwiska. Mawiał, że jest tylko „amebą” w królewskiej rodzinie. I po części tak było, bo zgodnie z wielowiekową tradycją, dworskim protokołem i etykietą książę musiał podążać „dwa kroki za królową” i zawsze znajdować się w jej cieniu, chociaż jego niespożyta energia i temperament sprawiały, że od czasu do czasu udawało mu się jednak z tego cienia wychodzić.
Elżbieta, dla której Filip był miłością życia, zdawała sobie sprawę, że pozycja, jaką zajmuje jej energiczny z natury małżonek, jak również przymusowa bezczynność, bo książę po koronacji musiał zrezygnować z czynnej służby, bardzo mu doskwierają. I zapewne dlatego powierzyła mu wychowanie dzieci, co w przypadku jej pierworodnego syna okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Filip początkowo niezbyt przykładał się do ojcowskich obowiązków, skoro przez pierwsze pięć lat był wielkim nieobecnym w życiu chłopca. Nie pojawiał się nawet na urodzinach pierworodnego, ograniczając się do wysyłania mu bilecików z życzeniami. A potem narzekał, że wychowaniem jego syna zajmują się wyłącznie kobiety i zniewieściali dworacy, na skutek czego przyszły król wyrasta na ofermę i ciamajdę.
W rzeczywistości Karol nie był żadną ofermą, tylko zamkniętym w sobie introwertykiem, w dodatku bardzo nieśmiałym. Dręczyły go również kompleksy dotyczące odstających uszu, które jego ukochany wujek Dickie nazywał „płetwami Windsorów” i które fotografowie wykonujący zdjęcia rodziny królewskiej, dbając o wizerunek następcy tronu, przyklejali taśmą do skóry. Na koniu mały książę czuł się niepewnie, z nerwów obgryzał paznokcie, panicznie bał się ciemności, do tego cierpiał na chorobę morską, a przecież był synem admirała! Te kompromitujące zdaniem jego ojca cechy charakteru Karola rzucały się w oczy, zwłaszcza gdy porównywano go z młodszą siostrą, dziewczynką śmiałą, odważną i pyskatą, która w końskim siodle czuła się tak, jakby się w nim urodziła.
Filip, człowiek ulepiony z zupełnie innej gliny niż Karol, który wdał się w równie nieśmiałego i zakompleksionego dziadka po kądzieli, króla Jerzego VI, postanowił uczynić z pierworodnego prawdziwego twardziela. „Filip starał się wychować syna, który potrafi być królem w brutalnym świecie – zauważał jeden z przyjaciół księcia. – Z pewnością Karol nie był beksą, miał jednak ogromną wrażliwość. Książę Filip nie całkiem zdawał sobie z tego sprawę. Inne dziecko mogłoby nawet nie zwrócić na to uwagi, ale Karol zwijał usta w podkówkę. Po prostu wycofywał się”10. A takie zachowanie jeszcze bardziej irytowało jego ojca, który zdecydował, że następcę tronu należy wyrwać spod opieki nianiek i dworaków, wśród których się wychowywał. Dlatego nie zgodził się, aby jego syn uczył się w domu pod okiem prywatnych nauczycieli, ale wysłał go do publicznej szkoły Hill House, po roku zaś Karol trafił do tej samej placówki, w której przed laty uczył się Filip – Cheam School.
Filip wspominał tę szkołę bardzo dobrze, ale jego pierworodny wyniósł z placówki jak najgorsze wspomnienia, gdyż wobec uczących się tam dzieci stosowano bardzo surowe metody wychowawcze. Karol poza tym stał się ofiarą przemocy w szkole: bezustannie się z niego naśmiewano i z powodu nadwagi przezywano tłuściochem. A kiedy wspólnie z nielubiącymi go kolegami oglądał w telewizji Elżbietę II, obwieszczającą światu, że nadaje synowi tytuł księcia Walii, poczuł się jeszcze bardziej wyobcowany. Dla zamkniętego w sobie chłopca prześladowania i bezustanne drwiny rówieśników stały się niemal traumatycznymi doświadczeniami, które z pewnością wpłynęły negatywnie na jego wyniki w nauce. Bo Karol, mówiąc oględnie, nie należał do najlepszych uczniów i ledwo przebrnął przez egzaminy końcowe.
W przypadku chłopców z wyższych sfer kolejnym etapem edukacji była nauka w Eton, ale z woli ojca książę trafił do Gordonstoun na północy Szkocji. Pobyt w tej placówce, w której stosuje się dość nieszablonowe metody kształcenia, stał się dla następcy tronu kolejnym traumatycznym przeżyciem, Karol określił ten okres swojego życia „piekłem”. Jak łatwo się domyślić, chłopak miał poważne problemy z adaptacją w nowym środowisku, a jego koledzy nie dość, że go nie zaakceptowali, to jeszcze traktowali jak obiekt okrutnych żartów i znęcali się nad nim. „Czy można traktować kogoś jak normalnego faceta, jeśli portret jego matki jest na monetach, które wydajesz w szkolnym sklepie, i na znaczkach, które przyklejasz na listy do domu; jeśli gdziekolwiek on się poruszy, krok w krok za nim chodzi detektyw?”11 – pytał retorycznie jego kolega ze szkoły w rozmowie z dziennikarzem związanej z pobytem następcy tronu w Gordonstoun. Harry w autobiografii napisał, że gdy ojciec opowiadał synom o nauce w tej szkole, przyznał, że „ledwo przeżył” pobyt w tej placówce. Jeżeli wierzyć relacji księcia Sussexu, Karol, opowiadając im tę historię, trzymał w rękach pluszowego misia, swoją ukochaną przytulankę z dziecięcych lat. „Miś wszędzie tacie towarzyszył. Wyglądał żałośnie, z połamanymi ramionami i zwisającymi wyprutymi nitkami, pokryty częściowo załatanymi dziurami. Wyglądał, tak sobie wyobrażałem, jak tata, kiedy łobuzy się z nim rozprawiły. Miś wymownie ukazywał, bardziej niż tacie kiedykolwiek udało się to wyrazić, głęboką samotność dzieciństwa taty”12.
Szczęściem w nieszczęściu to właśnie tam Karol odkrył swoją wielką pasję, którą był teatr, a szkolne występy dowiodły, że ma spore zdolności aktorskie. Nie zaimponował tym ojcu, którego irytowały mierne wyniki syna w sporcie. Trzeba jednak przyznać, że to właśnie Filipowi następca tronu zawdzięcza przełamanie lęku przed wodą, umiejętność jazdy konnej i gry w polo, jak również pasję do myślistwa. Po ojcu Karol odziedziczył też zamiłowanie do służby na morzu, dlatego po ukończeniu studiów wstąpił do marynarki wojennej, a służbę zakończył po ślubie z Dianą. Chęć zaimponowania ojcu sprawiła też, że nauczył się pilotażu i ku swemu zdziwieniu odkrył, iż bardzo dobrze czuje się zarówno za sterami samolotu odrzutowego, jak i śmigłowca. Książę Walii jest więc posiadaczem licencji pilota. Jest też jedynym królem Wielkiej Brytanii legitymującym się dyplomem uniwersyteckim: 2 sierpnia 1975 roku ukończył studia w Trinity College w Cambridge, z wykształcenia jest archeologiem, specjalizującym się w historii wypraw krzyżowych.
To ostatnie osiągnięcie pierworodnego niezbyt obeszło Filipa, któremu wprawdzie trudno odmówić wrodzonej inteligencji, ale z pewnością nie można go nazwać intelektualistą. Małżonek Elżbiety nad uczone dysputy zawsze przedkładał aktywność fizyczną, podobnie jak jego jedyna córka Anna, która wprawdzie w szkole miała opinię bystrej i inteligentnej, ale nie poszła w ślady starszego brata. Zamiast ślęczeć nad książkami, wolała galopować na koniu bądź towarzyszyć ojcu w górskich wspinaczkach czy żeglowaniu po morzu. Anna nie ma złego zdania o rodzicach i w przeciwieństwie do Karola bardzo ciepło wspomina swoje dzieciństwo. Karol natomiast bardzo surowo oceniał zarówno ojca, jak i matkę.
Ku radości królowej matki, która po cichu odgrywała rolę swatki swego wnuka, wydawało się, że wszystko zmierza do szczęśliwego finału, bo Diana coraz częściej pojawiała się u boku następcy tronu, wzbudzając zupełnie zrozumiałe zainteresowanie mediów. Parę widywano na premierach w teatrze i operze, jak również na pokładzie jachtu Karola – w tym przypadku towarzyszyły im przyzwoitki. Ale kiedy Diana otrzymała zaproszenie do królewskiej rezydencji w szkockim Balmoral, dla wszystkich było oczywiste, że kawalerski okres w życiu następcy tronu nieuchronnie zbliża się do końca. Niewielu bowiem mogło liczyć na wizytę w ukochanej rezydencji królowej Elżbiety, a tym bardziej monarchini nie kwapiła się do przyjmowania tam każdej dziewczyny, z którą spotykał się jej najstarszy syn. Diana została zatem wyróżniona, a dla zorientowanych w sprawach dworu było oczywiste, że zaakceptowano ją jako kandydatkę na narzeczoną następcy tronu.
I rzeczywiście skromna, nieśmiała, ale ładna i pełna uroku dziewczyna z miejsca podbiła serca krewnych Karola. Spodobała się zwłaszcza swojemu teściowi, księciu Edynburga, który gustował w długonogich, szczupłych i wysokich blondynkach, co nie przeszkodziło mu pojąć za żonę Elżbiety, odbiegającej wyglądem od tego wizerunku. Filip podczas partyjki golfa miał nawet wyznać jednemu ze swoich przyjaciół, że wybór syna go cieszy, bo wcześniej obawiał się, iż Karol ożeni się z jakimś „szkaradztwem”, tak to określił. Także Harry w swojej książce Ten drugi nadmienia, że jego dziadek od początku był zagorzałym zwolennikiem przyszłej księżnej Walii i jej „najbardziej zdeklarowanym sprzymierzeńcem. Niektórzy twierdzą, że to on wyswatał moich rodziców”13.
Karolowi z pewnością pochlebiało zainteresowanie urodziwej Diany, która pokochała go pierwszym, silnym uczuciem. Dziewczyna chodziła za nim „wszędzie niczym wierny zapatrzony w swojego pana szczeniak, śmiała się ze wszystkich jego dowcipów, interesowała każdym poruszonym przez niego tematem, zachwycała wiejskim krajobrazem i trybem życia, które on uwielbiał”14. Nie wszyscy jednak podzielali entuzjazm i zachwyty nad panną Spencer. Do grona sceptyków zaliczał się chociażby jeden z przyjaciół księcia, Nicholas Soames, notabene wnuk Winstona Churchilla, który uznał potencjalną narzeczoną Karola za „dziecinną i nieuformowaną”, dodając, że ona i Karol „nie mogliby się bardziej różnić”15. Podobne zdanie miała Penny Romsey, żona wnuka nieodżałowanego wuja Dickiego, Nortona Knatchbulla, która wprawdzie dostrzegła, że Diana darzy Karola uczuciem, ale jej uwadze nie uszło, iż młoda i naiwna dziewczyna „zakochała się w wyobrażeniu, a nie w człowieku”16. A to, jak wiadomo, źle wróży związkowi. Z czasem nawet lady Fermoy, początkowo wielka zwolenniczka małżeństwa wnuczki z następcą tronu, uznała to za niefortunny pomysł i nawet starała się zniechęcić do tego Dianę. Nie kierowała się przy tym bynajmniej dobrem dziewczyny, ale księcia. Podobnie jak wszystkie damy dworu królowej matki obdarzała bowiem Karola prawie nabożną czcią i uważała go za jednego z najwspanialszych przedstawicieli płci męskiej, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Starsza pani uznała więc, że Diana nie jest go godna, a ponadto nie poradzi sobie z obowiązkami, jakie nałoży na nią małżeństwo.
Pomimo obiekcji osób z otoczenia Karola, a po części także obaw samego księcia, 6 lutego 1981 roku sprawa dobrnęła do szczęśliwego finału – Karol oświadczył się Dianie na zamku Windsor i ofiarował pierścionek zaręczynowy. Z oficjalnym komunikatem czekano jednak aż do 24 lutego, ze względu na przypadające na dzień 19 lutego urodziny średniego syna Elżbiety, księcia Andrzeja. Radosną informację o zaręczynach podano do wiadomości opinii publicznej o godzinie 11.00, a poddani Elżbiety przyjęli ją z entuzjazmem. Z gratulacjami młodej parze pospieszyła ówczesna premier Margaret Thatcher, a gazety prześcigały się w zachwytach nad przyszłą królową. Zwracano uwagę, że Diana Spencer wniesie do rodziny królewskiej krew Stuartów, gdyż wśród jej przodków znajdowali się nieślubni potomkowie królów z tej dynastii – Karola II i Jakuba II. Pisano, że „Dla narodu, bardziej niż kiedykolwiek spragnionego symboli nadziei i dobra w publicznym życiu, tym ważniejszy staje się królewski przykład, daleki utraty blasku. Najlepsze uczucia osobiste są inspiracją dla największych publicznych czynów. Dzięki monarchii naród brytyjski ma na swoim szczycie instytucję, która budzi takie uczucia, i rodzinę, która je urzeczywistnia. Wobec tak wielu zwykłych ludzi, którzy nienawidzą, tym większej wagi nabiera perspektywa, że pewnego dnia na tronie Anglii zasiądzie książę, który kocha”17.
I niewielu zastanowiła zagadkowa odpowiedź księcia, udzielona w wywiadzie przeprowadzonym przez brytyjską BBC. Kiedy dziennikarz zapytał narzeczonych, czy są w sobie zakochani, Diana z entuzjazmem przytaknęła, dodając, że jest „strasznie, rozkosznie szczęśliwa”, jej partner przytaknął, by zaraz dodać zagadkowo: „Cokolwiek oznacza miłość”18. A przecież nie takiej deklaracji spodziewamy się ze strony szczęśliwego narzeczonego, którego czeka ślub z młodą i piękną dziewczyną. Bardziej realistycznie na związek brata patrzył książę Andrzej, który bodaj jako jedyny w rodzinie poważył się głośno wyrazić swoje zdanie na ten temat. „Przecież wiemy, że on jej nie kocha – powiedział. – Możemy jedynie trzymać kciuki, żeby zapałał do niej uczuciem lub choćby nauczył się z nią żyć, zachowując pozory szczęśliwego małżeństwa”19. Młodszy brat pana młodego był chyba jedynym członkiem rodziny królewskiej nastawionym sceptycznie do małżeństwa następcy tronu z Dianą Spencer. Reszta rodziny wprawdzie zdawała sobie sprawę, że Diana nie jest wielką miłością księcia, ale łudzono się, że po ślubie wszystko się ułoży. Zwłaszcza Filipowi nie mieściło się w głowie, że można nie pokochać tak ślicznej i słodkiej dziewczyny jak panna Spencer.
Opinia publiczna, a przynajmniej jej przeważająca większość, także naiwnie wierzyła w piękną baśń, jaką wydawała się miłość następcy tronu i jego pięknej żony. Bo przecież wszystkie baśniowe historie kończą się ślubem i zdaniem: „i żyli długo i szczęśliwie”. A transmisja ze ślubu, którą 29 lipca 1981 roku oglądało 750 milionów telewidzów, stała się wielkim wydarzeniem medialnym, ceremonię okrzyknięto zaś „ślubem stulecia”. Ze względu na liczbę gości na miejsce uroczystości wybrano katedrę św. Pawła, nie zaś szacowne opactwo westminsterskie. Poza tym droga do katedry jest dłuższa, co przedłużało czas przejścia tradycyjnego orszaku ślubnego, który na ulicach Londynu oglądało aż dwa miliony osób.
Panna młoda kroczyła do ołtarza u boku swego dumnego ojca, odziana w suknię o kroju bezy, projektu Davida i Elizabeth Emanuelów, w którą sprytnie wkomponowano panele z koronki należącej do prababki księcia Karola, królowej Marii, żony króla Jerzego V. Najbardziej spektakularnym elementem kreacji Diany był bez wątpienia długi na ponad siedem metrów tren, sprawiający niemało kłopotu pannie młodej, podobnie zdobiąca jej głowę ciężka tiara, od pokoleń należąca do rodu Spencerów, której ciężar przyprawił dziewczynę o migrenę. Nikt tego jednak nie dostrzegał, podobnie jak plam po perfumach, którymi Diana spryskała swoją kreację. Cały świat widział tylko zakochaną parę, która odtąd będzie dzielić życie. Zdanie to najwyraźniej podzielał ówczesny arcybiskup Canterbury Robert Runcie, który powiedział w kazaniu: „Oto materiał, z którego snuje się baśnie”20.
Przyszłość miała pokazać, że nie był to materiał na baśń, ale na małżeńską katastrofę, ponury dramat, który miał rozegrać się na oczach całego świata. Diana i Karol doskonale prezentowali się na zdjęciach, oczywiście pod warunkiem, że fotografowano ich na siedząco, albo gdy pozowali na stojąco i księżna miała buty na płaskim obcasie. Nawiasem mówiąc, jako żona Karola nigdy innych nie nosiła, a wszystko po to, aby stojąc obok księcia, nie być od niego wyższa. Byli równego wzrostu, mierzyli bowiem 1,78 m, ale wysokie obcasy zaburzały te proporcje i, co było znacznie gorsze, drażniły ego następcy tronu.
Nieszczęśliwe dzieciństwo, które zaważyło na psychice obojga małżonków, skomplikowało także ich wzajemne relacje. Gdyby było im dane bliżej się poznać, zapewne szybko zrozumieliby, że nie pasują do siebie, i zakończyliby związek, ale tak się nie stało. Nieporozumienia między księciem Walii i jego młodą żoną zaczęły się krótko po ślubie, kiedy okazało się, że parę więcej różni, niż łączy. Dianę i Karola rzeczywiście dzieliła istna przepaść, i to nie tylko z powodu różnicy wieku. Książę mentalnie tkwił w zupełnie innej epoce i nawet w porównaniu do swoich rówieśników był bardzo staroświecki. Miał zupełnie inne poczucie humoru i zainteresowania niż jego żona, po matce odziedziczył zaś poczucie obowiązku i etos pracy. Diana natomiast była typową współczesną dziewczyną, kochała popkulturę lat osiemdziesiątych, a tej fascynacji Karol nie podzielał. Był zdumiony i zaskoczony, że jego piękna, fotogeniczna i bardzo kontaktowa żona zyskiwała coraz większą sympatię opinii publicznej, spychając go na drugi plan.
Lecz Dianie wdzięcznie pozującej do zdjęć, z nieodłącznym uśmiechem na twarzy, także nie było łatwo. Od początku małżeństwa borykała się z poczuciem odrzucenia i walczyła o uwagę i miłość swego męża, w czym z pewnością nie pomagały jej problemy psychiczne, z którymi się borykała, w tym bulimia. Jak się okazuje, ta podstępna choroba dopadła ją też krótko przed ślubem, wywołując drastyczny spadek wagi, a w konsekwencji – konieczność przeróbki kreacji. Nawracające ataki komplikowały także życie intymne książęcej pary podczas podróży poślubnej, na którą popłynęli jachtem. Załoga jachtu była zdumiona, że szczuplutka Diana pochłania olbrzymie ilości jedzenia i mimo to nie tyje. Jak się okazuje, nie przybierała na wadze, bo dręczona poczuciem winy wszystko zwracała w toalecie, celowo wywołując torsje. A potem, żeby ukryć ten fakt przed Karolem, starannie i długo myła zęby. Jej zabiegi na nic się jednak nie zdały. „Przez cały miesiąc miodowy czułem zapach wymiotów, od którego skręcał mi się żołądek – skarżył się potem Camilli, którą traktował jak zaufaną przyjaciółkę i powiernicę. – Oczywiście nie uszło mej uwagi, co ona robi. Wystarczy spędzić z nią kilka dni, by o wszystkim wiedzieć. Musi być niemądra, sądząc, że trwam w nieświadomości”21. Potem do problemów z bulimią doszła też huśtawka nastrojów, a Karol nie potrafił pomóc żonie, zresztą wychowany w emocjonalnym chłodzie zabierał się do tego wyjątkowo nieumiejętnie, sprawiając wrażenie człowieka zupełnie pozbawionego empatii. Jego zachowanie jeszcze bardziej pogarszało stan Diany i koło się zamykało.
Samopoczucia księżnej Walii nie poprawiało to, że czuła wciąż na plecach oddech Camilli, byłej partnerki Karola. Wprawdzie kochankowie zakończyli swój związek przed ślubem, ale uczynili to w dość osobliwy sposób: spędzając ze sobą noc przed ślubem Karola z Dianą. Parker-Bowles nie zniknęła z życia księcia, przedzierzgnęła się bowiem w przyjaciółkę byłego kochanka. Co więcej, taką samą rolę grała przed Dianą, chciała służyć radą w przypadku ewentualnych małżeńskich kłopotów, w końcu znała Karola znacznie dłużej i lepiej niż jego żona, ale Diana nie wierzyła w szczerość jej intencji. A znalezione przypadkiem prezenty, które jej małżonek miał zamiar ofiarować swojej byłej kochance, wzbudzały u niej ataki zazdrości, na które książę reagował wzruszeniem ramion.
Karola z kolei irytowały brak obycia Diany i jej luki w wykształceniu. Szybko zorientował się także, że jego żona ma zupełnie inne poczucie humoru, a żarty, z których jeszcze tak niedawno zaśmiewał się razem z Camillą, zupełnie nie bawią Diany. W efekcie zaczął tęsknić za swoją dawną kochanką, coraz częściej więc do niej telefonował i rozmawiali całymi godzinami, co oczywiście doprowadzało jego żonę do rozpaczy. Nieszczęsna księżna, nie mogąc sobie poradzić z tą sytuacją, uznała, że to ona ponosi winę za chłód opanowujący jej małżeństwo. Poczucie winy nasiliło jej problemy psychiczne i wywoływało ataki bulimii. Z czasem księżna straciła także sympatię rodziny królewskiej, bo sztywna dworska etykieta i reguły dworskiego życia, które dla arystokratki nie powinny być żadną nowością, były dla niej nie do przyjęcia. Niejednokrotnie łamała etykietę, zdarzało się jej także okazywać brak szacunku teściowej, która była przecież królową, a to niewybaczalne. W dodatku bała się koni i (o zgrozo!) gardziła polowaniami, które od wieków były ulubioną rozrywką arystokracji i koronowanych głów.
Sytuacji Diany nie poprawiło nawet zajście w ciążę, którą księżna znosiła niezbyt dobrze. Męczyły ją mdłości, a mimo to oczekiwano od niej, że będzie nadal wypełniać swoje obowiązki. Z uśmiechem i bez zarzutu. A tymczasem ona się buntowała. „Nie mogłam spać, nie jadłam, cały świat zwalił mi się na głowę. Cały czas wymioty, bulimia i poranne mdłości z powodu ciąży – wyznała po latach Andrew Mortonowi. – Ludzie próbowali dawać mi jakieś tabletki, żebym przestała wymiotować, ale odmówiłam. Chora, chora, chora, chora, chora. A że w tej rodzinie nie było przedtem nikogo, kto cierpiałby z powodu porannych mdłości, więc za każdym razem, kiedy musiałam uczestniczyć w jakiejś eleganckiej okazji w Balmoral, Sandringham czy Windsorze, albo mdlałam, albo wychodziłam, żeby zwymiotować. To było takie ambarasujące, bo niczego wtedy nie wiedziałam, nie czytałam stosownych książek, ale wiedziałam, że to poranne mdłości, ponieważ je miałam. Tak więc stałam się dla nich »problemem« [dla Windsorów – I.K.] i oni zakwalifikowali Dianę jako »problem«”22.
Czytając te słowa, możemy wprawdzie współczuć księżnej, ale trzeba zauważyć, że nieco mija się z prawdą, bo kiedy Elżbieta była po raz pierwszy w ciąży, także cierpiała na poranne mdłości. Na dodatek odbywała wówczas swoją pierwszą oficjalną wizytę w Paryżu, ale dolegliwości ciążowe nie powodowały zaniechania związanych z tym obowiązków ani rezygnacji z uczestnictwa w spotkaniach i przyjęciach. Książę Walii najwidoczniej uznał, że żona powinna naśladować w tym względzie jego matkę, mimo że Elżbieta nie uznała za stosowne podzielić się swoimi doświadczeniami z synową. Dlatego zmuszał ciężarną żonę do spotykania się z poddanymi królowej czy uczestniczenia w oficjalnych spotkaniach. Na szczęście Diana świetnie radziła sobie z tym niełatwym zadaniem, ale pozbawione empatii zachowanie jej męża z pewnością dodatkowo pogorszyło ich relację.
Wydaje się jednak, że para mimo wszystko doszła do porozumienia, skoro w lutym 1982 roku udała się na ostatnie wakacje przed powiększeniem się rodziny. Spędziła je na Bahamach, z dala od rodziny, nadętych dworaków i Camilli, ale nie bez paparazzich. Jeden z nich wykonał z ukrycia zdjęcia ciężarnej Diany pluskającej się w morzu, które potem opublikowała brytyjska gazeta. Ale był to jeden niemiły zgrzyt, bo Karol i jego żona cieszyli się swoim towarzystwem: godzinami pływali w morzu, urządzali grilla i nie szczędzili sobie czułości.
Po porodzie, kiedy świeżo upieczoną mamą księcia Williama, czyli Wilhelma, bo tak właśnie otrzymał na pierwsze imię pierworodny syn Karola, znowu ze zdwojoną siłą zainteresowały się media, wróciły jej problemy psychiczne. Wprawdzie chwilowo relacje w książęcym małżeństwie znacząco się poprawiły, zwłaszcza że następca tronu doskonale sprawdzał się w roli ojca, jednak z czasem, wraz z pogorszeniem się zdrowia Diany, znowu zaczęły się nieporozumienia. A Karol nie miał pojęcia, jak jej pomóc, ale tym razem przynajmniej próbował, i to właśnie dzięki niemu Diana trafiła pod opiekę najlepszych specjalistów, którzy pomogli jej uporać się z depresją poporodową.
Wkrótce księżna ponownie zaszła w ciążę, ale tym razem znosiła odmienny stan znacznie lepiej niż za pierwszym, a poranne mdłości dokuczały jej w mniejszym stopniu. Co więcej, Diana czuła się na tyle dobrze, by udać się samotnie z oficjalną wizytą do Norwegii. Lepsze samopoczucie sprawiło, że księżna sądziła, iż tym razem urodzi dziewczynkę. Byłoby to zgodne z oczekiwaniami Karola, który niejednokrotnie wspominał, że chciałby powitać na świecie córeczkę. Kiedy można już było określić pleć, okazało się jednak, że wyda na świat drugiego chłopca. Bojąc się reakcji Karola, aż do porodu przezornie ukrywała przed nim płeć dziecka. Po latach, będąc już rozwódką, księżna wspominała, że druga ciąża bardzo ich do siebie zbliżyła, a kryzys w małżeństwie wydawał się ostatecznie zażegnany: „Podczas sześciu tygodni, które poprzedzały […] poczęcie, Karol i ja bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Nigdy tak nie było między nami – ani wcześniej, ani później. Potem nagle, z narodzinami, wszystko się skończyło”23. Tymczasem z relacji przyjaciół Karola wyłania się zupełnie inny obraz książęcego stadła w tym okresie. Według nich dla następcy tronu czas z konieczności spędzany u boku ciężarnej żony był nie tylko wielkim wyrzeczeniem, ale także stanowił istną „mękę”. „Gdy Diana chodziła w drugiej ciąży z Harrym, telefonował do Camilli pięć, sześć razy dziennie i widywał ją przy każdej okazji. Koniec baśniowego małżeństwa zdawał się nieubłagalnie nadciągać”24.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Za: R. Lacey, Bitwa braci. William, Harry i historia rozpadu rodziny Windsorów, Warszawa 2021, s. 10. [wróć]
2. Za: A. Morton, Diana. Moja historia, Warszawa 2013, s. 99. [wróć]
3. Za: C. Graham, Camilla, kochanka księcia Karola, Pruszków 1995, s. 66. [wróć]
4. Za: K. Kelley, Dynastia Windsorów, Kraków 1998, s. 241. [wróć]
5. Za: C. Graham, Camilla…, dz. cyt., s. 81. [wróć]
6. Za: L. Nowak, Żyła bez matki, a znienawidzoną macochę zepchnęła ze schodów. Nieznane losy księżnej Diany [online], https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/smutne-dziecinstwo-diany-spencer-zycie-rodzice-rodzenstwo-macocha-zdjecia/jjd7j10 [wróć]
7. Za: A. Morton, Diana…, dz. cyt., s. 24. [wróć]
8. Za: A. Morton, Diana…, s. 24. [wróć]
9. Za: R. Lacey, Bitwa braci…, dz. cyt., s. 140. [wróć]
10. Za: J. Dimbleby, Karol książę Walii. Biografia, Warszawa 1997, s. 30. [wróć]
11. A. Morton, Diana…, dz. cyt., s. 67. [wróć]
12. Książę Harry, Ten drugi, Warszawa 2023, s. 52.