Jak mądrze kochać. Co zrobić, by nie zatracić się w uczuciach, nie zrezygnować z siebie i nie cierpieć - Walter Riso - ebook

Jak mądrze kochać. Co zrobić, by nie zatracić się w uczuciach, nie zrezygnować z siebie i nie cierpieć ebook

Riso Walter

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dzięki tej książce dowiesz się, jak żyć miłością, ale się w niej nie zatracić. Nauczysz się, na czym polega zdrowa miłosna relacja, w której jest miejsce na wzajemny szacunek, rozwój i spełnienie. Wielu z nas traktuje miłość jak ciężar, który dźwigamy, ponieważ nie wiemy, że można kochać w zdrowszy sposób. Zdarza się, że rezygnujemy z własnych potrzeb, byle tylko nie sprawić bliskiej osobie przykrości czy kłopotu. Niektórzy pod wpływem uczuć nieświadomie krzywdzą siebie bądź partnera, inni z kolei nadmiernie idealizują osobę, z którą żyją, albo rezygnują z własnego rozwoju w imię miłości. Wszystko to sprawia, że zmieniamy się we własne cienie… Pamiętaj, że w zdrowym związku nie ma miejsca na męczeństwo, a jeśli musisz odsunąć własne potrzeby na dalszy plan lub niszczyć siebie, aby twój partner był szczęśliwy, twoje życie kręci się wokół niewłaściwej osoby albo to, jak postrzegasz miłość, doprowadziło cię we niewłaściwe miejsce. Wciąż jednak możesz to zmienić! Walter Riso, psycholog z 30-letnim doświadczeniem i autor 25 poradników psychologicznych, w tej książce opisuje rozmaite trudne sytuacje, z jakimi spotyka się w życiu każda osoba, która jest, była lub będzie w związku. Przedstawia też sformułowane przez siebie zasady funkcjonowania w miłosnej relacji, które dotyczą w zasadzie nas wszystkich. Jego rozsądne rady i wskazówki, ilustrowane historiami pacjentów, skłaniają do przemyśleń na temat własnych przeżyć i inspirują do początkowo małych, a z czasem wielkich zmian. Niezliczona liczba osób na świecie grzęźnie w gmatwaninie uczuć, oczekując odmiany swego losu i nie zdając sobie sprawy, że to one same muszą przeprowadzić własną rewolucję emocjonalną. Doświadcza tego każdy, kto na nowo sam wchodzi w związek zgodnie z własnymi potrzebami i podstawowymi przekonaniami, każdy, kto ją tworzy lub niszczy, korzysta z niej lub cierpi z jej powodu. Umieranie z miłości nie jest wam pisane ani zdeterminowane przez biologię, społeczeństwo czy siły pochodzące z kosmosu. Możesz ustanowić własne reguły i nie zgadzać się na bezsensowne cierpienie. Niech ta myśl wami kieruje. (fragment książki)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 207

Oceny
4,6 (66 ocen)
46
14
3
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ananas15

Dobrze spędzony czas

Dość pesymistyczna, ale warta uwagi!
00
Infinifable
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Konkretny i pomocny poradnik, napisany przystępnym i momentami humorystycznym językiem, dzięki czemu czyta się go bardzo sprawnie, choć temat nie jest łatwy. Pozycja ta przytacza pułapki, schematy i błędy, które wywołują cierpienie w związkach. Myślę, że tytuł będzie odpowiedni w szczególności dla osób, które kochają za bardzo, czasem kosztem samych siebie.
00
wiolla0

Dobrze spędzony czas

Warto przeczytać. :)
00
7e58b1734b84cfef6f65fa35d4fda7a0

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo mądra polecam każdemu
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

„Umrzeć z miło­ści, powoli i w ciszy” – śpiewa hisz­pań­ski pio­sen­karz, Miguel Bosé. Nie jest to jedy­nie fik­cja lite­racka ani muzyczna roz­rywka, lecz praw­dziwa, bru­talna rze­czy­wi­stość. Dla wielu osób miłość jest cię­ża­rem, bólem – słod­kim i nie­unik­nio­nym, lub krzy­żem, któ­rego cię­żar muszą dźwi­gać, ponie­waż nie potra­fią, nie mogą lub nie chcą kochać w spo­sób zdrow­szy i mądrzej­szy. Nie­któ­rzy nawet odbie­rają życie sobie lub part­ne­rowi, albo usy­chają niczym drzewo na środku pustyni, bo tak wiele kosz­tuje ich miłość. Po co więc tak kochać? Prawda jest taka, że nie każ­dego z nas miłość wzmac­nia i nie każ­demu pomaga roz­wi­nąć peł­nię poten­cjału. Wiele osób słab­nie i prze­staje być sobą, pra­gnąc pod­trzy­mać nie­ra­cjo­nalną i powo­du­jącą cier­pie­nie rela­cję. Miło­ścią trzeba żyć, a nie umie­rać z jej powodu. Miłość nie jest aktem maso­chi­zmu, w któ­rym zatra­casz się w poczu­ciu jakie­goś obo­wiązku narzu­co­nego przez inną osobę lub przez sie­bie samych.

Umie­ra­nie z miło­ści nie jest nie­unik­nione, wbrew temu, co twier­dzą nie­któ­rzy nie­po­prawni roman­tycy. Rela­cje warte pod­trzy­my­wa­nia, ubar­wia­jące nasze ist­nie­nie, pla­sują się gdzieś pomię­dzy schi­zo­fre­nią (miłość jako sza­leń­stwo) a mocą uzdra­wia­nia (miłość, która wszystko ule­czy). Miłość ziem­ska unosi nas w powie­trze, nawet jeśli nie­zbyt wysoko. Spo­tka­nie osoby, do któ­rej zbli­żymy się duszą i umy­słem, to praw­dziwe szczę­ście, nie­zwy­kłe i pra­wie zawsze nie­moż­liwe do wyja­śnie­nia wza­jemne dostro­je­nie. Ary­sto­te­les twier­dził, że kochać ozna­cza rado­wać się. Jed­nak czę­sto wiąże się to rów­nież z zasko­cze­niem i zdu­mie­niem wobec tego, jak zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­nie zgra­li­śmy się z drugą osobą. Stąd wła­śnie bie­rze się typowe pyta­nie zako­cha­nych: „Gdzie byłeś, zanim cię spo­tka­łam?” lub: „Jak to moż­liwe, że ist­nia­łeś, a ja o tym nie wie­dzia­łam?”. Kochać zna­czy żyć peł­niej i lepiej, pod warun­kiem że miłość nie jest chora ani tok­syczna. W zdro­wej miło­ści nie ma miej­sca na zwąt­pie­nie ani męczeń­stwo. Jeżeli musisz się wyrze­kać sie­bie lub cier­pieć po to, by twój part­ner był szczę­śliwy, nie jest to dla cie­bie wła­ściwa osoba.

Aby kochać, nie trzeba „umie­rać z miło­ści”, cier­pieć, zni­kać, tra­cić gruntu pod nogami, zle­wać się z drugą osobą w jedno ani pozba­wiać się wła­snej toż­sa­mo­ści: taki stan to zatru­cie emo­cjo­nalne. Docho­dzi do niego, gdy myli nam się zauro­cze­nie z miło­ścią, uspra­wie­dli­wiamy emo­cjo­nalne cier­pie­nie lub jego nagły wybuch, inten­sy­fi­ka­cję czy też wzbu­rze­nie, a w efek­cie tkwimy w nega­tyw­nych rela­cjach, które zatru­wają nam życie, gdyż sądzimy, że „tak wła­śnie wygląda miłość”. Nie­kiedy w gabi­ne­cie tera­peu­tycz­nym przyj­muję pary tak nie­do­brane, że zasta­na­wiam się, jakim cudem ci ludzie w ogóle się ze sobą zwią­zali. Czyżby byli ślepi? Odpo­wiedź brzmi: tak, w pew­nym sen­sie byli. Nie była to śle­pota fizyczna, lecz emo­cjo­nalna. Uczu­cie zade­cy­do­wało za nich i zalało ich niczym rzeka wystę­pu­jąca z brze­gów. Miłość ma siłę, która może ponieść cię w dowolne miej­sce, o ile nie zain­ter­we­niu­jesz i nie weź­miesz sprawy w swoje ręce.

Umie­ra­nie z miło­ści to tak naprawdę umie­ra­nie z niemiło­ści; jest spo­wo­do­wane odrzu­ce­niem, trudną do wytrzy­ma­nia grą nie­pew­no­ści i nie­wie­dzy, czy naprawdę uczu­cie jest odwza­jem­nione, nie­zno­śnym ocze­ki­wa­niem, nie­moż­li­wo­ścią speł­nie­nia czy krót­kim „nie”, które może na nas spaść niczym grom z jasnego nieba. Jest to poni­ża­nie się, pro­sze­nie, bła­ga­nie i trwa­nie wbrew jakiej­kol­wiek logice, ocze­ki­wa­nie cudów, odro­dze­nia, magicz­nych prze­mian i wszyst­kiego, co przy­wró­ci­łoby nam uko­chaną osobę lub inten­syw­ność uczu­cia, które osła­bło lub wymknęło nam się z rąk.

Nie­zli­czona liczba osób na świe­cie grzęź­nie w gma­twa­ni­nie uczuć, ocze­ku­jąc odmiany swego losu i nie zda­jąc sobie sprawy, że to one same muszą prze­pro­wa­dzić wła­sną rewo­lu­cję emo­cjo­nalną. Takiej sytu­acji doświad­cza każdy, kto na nowo sam wcho­dzi w zwią­zek zgod­nie z wła­snymi potrze­bami i pod­sta­wo­wymi prze­ko­na­niami, każdy, kto go two­rzy lub nisz­czy, korzy­sta bycia w nim lub cierpi z jego powodu. Umie­ra­nie z miło­ści nie jest nikomu pisane ani zde­ter­mi­no­wane przez bio­lo­gię, spo­łe­czeń­stwo czy siły pocho­dzące z kosmosu. Możesz usta­no­wić wła­sne reguły i nie zga­dzać się na bez­sen­sowne cier­pie­nie. Niech ta myśl tobą kie­ruje.

Co można zatem zro­bić? Czy jest moż­liwe, by kochać, nie popeł­nia­jąc tak wielu błę­dów, tak by cier­pie­nie było wyjąt­kiem, nie regułą? Jak kochać, by przy tym nie umrzeć, a nawet cie­szyć się miło­ścią i poczuć jej nie­od­partą moc?

W tej książce sta­ram się przed­sta­wić nie­które z pro­ble­mów, przez które miłość zamie­nia się w źró­dło cier­pie­nia i udręki, oraz zesta­wiam je z listą pod­sta­wo­wych zasad emo­cjo­nal­nego prze­trwa­nia sta­no­wią­cych narzę­dzia, które pozwolą ci nie umrzeć z miło­ści i zmie­nią tra­dy­cyjny obraz tego uczu­cia na now­szy i bar­dziej zdrowy. Zasady te posłużą ci jako sche­maty uod­par­nia­jące czy też czyn­niki ochronne.

Przyj­rzyjmy się teraz krót­kiemu pod­su­mo­wa­niu tych pro­ble­mów i zasa­dom, które należy zasto­so­wać w przy­padku każ­dego z nich.

Jesteś z kimś, kto cię nie kocha, mówi ci o tym otwar­cie i nie może się docze­kać, aż cię opu­ści albo ty odej­dziesz od niego. Mimo to trwasz przy nim, licząc na cud, który nie nad­cho­dzi, i mie­rząc się z dła­wią­cym poczu­ciem odrzu­ce­nia. Nie­za­leż­nie od przy­czyny tej sytu­acji, źró­dłem wspar­cia i reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 1:

Jeżeli ktoś prze­stał cię kochać, pogódź się

z

porażką

i

odejdź

z

god­no­ścią

.

Jest ktoś, poza twoim part­ne­rem, kogo pra­gniesz i kochasz. Nawet nie zauwa­żasz, jak po tro­chu two­rzysz sobie rów­no­le­głe życie, które staje się czymś wię­cej niż roman­sem. Każ­dego dnia zada­jesz sobie pyta­nie, co zro­bić, choć tak naprawdę dobrze znasz odpo­wiedź. Nie wiesz jed­nak, jak tego doko­nać: bra­kuje ci odwagi. Marzysz o tym, aby za pomocą magii twój kocha­nek zna­lazł się na miej­scu two­jego part­nera, ale by zara­zem wszystko pozo­stało bez zmian, tak jakby nic się nie wyda­rzyło. Mie­rzysz się z ogrom­nym dyle­ma­tem, który nie pozwala ci żyć w spo­koju. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 2:

Poślu­bie­nie kochanka jest niczym dosy­pa­nie soli do deseru.

Pro­wa­dzisz żywot wiecz­nego męczen­nika. Tak bar­dzo pra­gniesz roz­wią­zać pro­blemy part­nera, że zapo­mi­nasz o sobie. Nie tylko jed­nak poma­gasz mu i za wszelką cenę sta­rasz się popy­chać go naprzód, lecz czy­nisz to metodą abso­lut­nego samo­po­świę­ce­nia: sza­rze­jesz po to, by on zyskał blask. Obni­żasz swoją war­tość i umniej­szasz zalety, aby ukryć defi­cyty part­nera albo spra­wić, że nie będą zbyt widoczne. Prak­ty­ku­jesz szcze­gólną formę emo­cjo­nal­nego samo­bój­stwa. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 3:

Uni­kaj nie­ra­cjo­nal­nego poświę­ce­nia.

Nie umniej­szaj swo­jego zna­cze­nia, by uszczę­śli­wić part­nera.

Pozo­sta­jesz w bez­na­dziej­nej rela­cji, ponie­waż twój „part­ner” zacho­wuje się ambi­wa­lent­nie i „nie jest pewien”, jakie ma wobec cie­bie plany, ma bowiem wąt­pli­wo­ści co do swo­ich uczuć. Jesteś ofiarą syn­dromu „ani z tobą, ani bez cie­bie” i nie masz poję­cia, jak z tego wybrnąć. Twój part­ner raz kocha, raz nie, a ty podą­żasz za nim niczym wska­zówka w kom­pa­sie. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 4:

Ani

z

tobą, ani bez cie­bie? Ucie­kaj jak naj­da­lej!

Czu­jesz (i wiesz), że wła­dzę emo­cjo­nalną czy też uczu­ciową w waszym związku ma twój part­ner. Ozna­cza to, że jemu znacz­nie łatwiej byłoby pora­dzić sobie bez cie­bie niż tobie bez niego. W tej gma­twa­ni­nie sił i sła­bo­ści, dąże­nia ku sobie i odda­la­nia, to zawsze ty jesteś u dołu. Spra­wia to, że mówisz „tak”, gdy chcesz powie­dzieć „nie”, oraz zga­dzasz się na rze­czy, które ci nie odpo­wia­dają, a wszystko to z miło­ści albo ze stra­chu przed utratą uko­cha­nej osoby. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 5:

Wła­dzę emo­cjo­nalną ma ten, kto mniej potrze­buje dru­giej osoby

.

Myśl o jakiejś nie­odwza­jem­nio­nej miło­ści, obec­nej lub daw­nej, nie pozwala ci nawią­zy­wać nowych rela­cji. Aby pozbyć się jej obrazu z umy­słu, uzna­jesz, że należy wybić klin kli­nem, i poszu­ku­jesz kogoś potęż­niej­szego i „wspa­nial­szego”, kto bły­ska­wicz­nie pozwoli ci pora­dzić sobie z bra­kiem two­jego byłego lub byłej. Nie­stety bez efektu. Twoja pamięć emo­cjo­nalna wciąż jest opa­no­wana przez nie­zmien­nie silne wspo­mnie­nie daw­nej miło­ści. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 6:

Nie zawsze da się wybić klin kli­nem. Cza­sami

w

efek­cie oba zostają

w

środku

.

Twój obecny zwią­zek jest zimny i pełen dystansu. Twój part­ner nie wyraża miło­ści w spo­sób, jakiego pra­gniesz i potrze­bu­jesz. Czu­jesz, że oddala się od cie­bie i że wasza rela­cja jest prze­sy­cona obo­jęt­no­ścią. Nie­chęć i odtrą­ce­nie głę­boko cię ranią i wpły­wają na twoje poczu­cie wła­snej war­to­ści, lecz nie jesteś w sta­nie pod­jąć żad­nych dzia­łań. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 7:

Jeżeli miło­ści nie widać ani nie czuć, ozna­cza to, że nie jej nie ma albo że ci nie służy.

Wychwa­lasz part­nera pod nie­biosa. Uwa­żasz, że jest naprawdę nie­sa­mo­witą osobą, na którą wła­ści­wie nie zasłu­gu­jesz, i widzisz w nim same cudow­no­ści. Ide­ali­zu­jesz go, przy­wią­zaw­szy się do tego ilu­zo­rycz­nego obrazu, co unie­moż­li­wia ci dostrze­że­nie jego zwy­czaj­nej, ludz­kiej strony. Pro­blem polega na tym, że w pew­nym momen­cie trzeba będzie się zde­rzyć z rze­czy­wi­sto­ścią, i moż­liwe, że nie spodoba ci się to, co zoba­czysz, pozba­wiw­szy się mecha­ni­zmów samo­oszu­ki­wa­nia, gdy wszel­kie maski i prze­bra­nia opadną. Być może jesteś zako­chany w wytwo­rzo­nym przez sie­bie złu­dze­niu. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 8:

Nie ide­ali­zuj uko­cha­nej osoby, postrze­gaj ją taką, jaką jest, surowo

i

bez znie­czu­le­nia

.

Jesteś z kimś dużo star­szym lub dużo młod­szym od sie­bie i wywo­łuje to w tobie pewien nie­po­kój lub zde­ner­wo­wa­nie, nawet jeżeli sta­rasz się to ukryć. Wiesz, że wraz z upły­wem czasu róż­nica wieku jest coraz bar­dziej widoczna, a nie chcesz stać się osobą zazdro­sną, znie­chę­coną czy nie­pewną. Mimo to wolisz nie zasta­na­wiać się nad tym poważ­nie, bo oba­wiasz się, że przez to miłość, którą czu­je­cie w tej chwili, wyga­śnie. Jed­nak, świa­do­mie lub nieświa­do­mie, zada­jesz sobie pyta­nie: ile lat szczę­ścia nam jesz­cze pozo­stało? Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 9:

Miłość

się nie sta­rzeje, ale zako­chani

– 

ow­szem.

Nie dajesz sobie rady po roz­sta­niu. Znik­nęły twoje typowe punkty odnie­sie­nia, doskwiera ci samot­ność i nie chcesz teraz nawet myśleć o miło­ści. Poza tym masz pew­ność, że już ni­gdy nikogo sobie nie znaj­dziesz oraz że wszyst­kie kobiety lub męż­czyźni to idioci. Innymi słowy, masz pro­blem z zaak­cep­to­wa­niem roz­sta­nia, które wciąż jest dla cie­bie bole­sne, i nie widzisz moż­li­wo­ści, by zacząć od nowa. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 10:

Nie­które roz­sta­nia są kształ­cące; uczą cię tego, czego nie chcesz wie­dzieć

o

miło­ści

.

Każdy roz­dział sku­pia się na jed­nej z zasad. Dodat­kowo wyja­śnione zostają kon­kretne prze­słanki i wnio­ski, które sta­no­wią dopeł­nie­nie obrazu i służą jako wska­zówki. W epi­logu pod­su­mo­wuję wszyst­kie opi­sane wcze­śniej reguły i poka­zuję, jak zasto­so­wać je w prak­tyce.

Zapro­po­no­wany tu deka­log z całą pew­no­ścią nie wyczer­puje tematu nie­zdro­wej miło­ści, nic z tych rze­czy! Prze­cież składa się na nią tak wiele skom­pli­ko­wa­nych czyn­ni­ków. Jed­nak te dzie­sięć zasad prze­trwa­nia emo­cjo­nal­nego może sta­no­wić dla cie­bie ogromną pomoc, jeżeli uda ci się je uwew­nętrz­nić i kon­se­kwent­nie sto­so­wać. W mojej pracy mia­łem oka­zję zaob­ser­wo­wać, że ich wyko­rzy­sta­nie w znacz­nym stop­niu zwięk­sza praw­do­po­do­bień­stwo nawią­za­nia szczę­śliw­szych i bar­dziej satys­fak­cjo­nu­ją­cych rela­cji. Z tego powodu pro­po­nuję zapo­zna­nie się z każdą z zasad, nie zaś jedy­nie z tymi, które kon­kret­nie doty­czą two­jego pro­blemu.

Książkę tę pisa­łem z myślą o oso­bach naj­bar­dziej kru­chych emo­cjo­nal­nie oraz o tych, które cier­pią z powodu miło­ści, mimo swych wysił­ków, aby iść dalej przed sie­bie i odna­leźć naprawdę war­to­ściowe uczu­cie. Nie myśla­łem o oso­bach sil­nych ani o ludziach, któ­rzy wyko­rzy­stują innych, lecz o tych, któ­rzy podej­mują próby i trwają w wysił­kach mimo błę­dów i złych decy­zji. Praw­dziwa war­tość nie polega na tym, by po pro­stu kochać, lecz by kochać dobrze. To wła­śnie ten cel przy­świeca niniej­szej książce.

Zasada 1

Zasada 1

Jeżeli ktoś prze­stał cię kochać, pogódź się z porażką i odejdź z god­no­ścią

Zapo­mnie­nie to rodzaj wol­no­ści.

K. Gibran

Namięt­ność jest dobra wów­czas, gdy nad nią panu­jesz, nato­miast zła, gdy jesteś jej nie­wol­ni­kiem.

J.J. Rous­seau

Ana­to­mia porzu­ce­nia

Zasko­cze­nie

Nie wie­rzymy, że coś takiego może nas spo­tkać. Kto o tym myśli? Któż z nas wyobraża sobie, że w pew­nym momen­cie uko­chana osoba poin­for­muje nas, że już nic do nas nie czuje albo że czuje bar­dzo nie­wiele? Nikt nie jest na to gotowy i dla­tego umysł igno­ruje fakty. „Chwi­lami czuję, że jest bar­dziej zdy­stan­so­wany, że już nie patrzy na mnie tak jak wcze­śniej, ale to pew­nie tylko moja wyobraź­nia”. Jed­nak pew­nego dnia part­ner mówi, że musi z tobą poroz­ma­wiać, i z nie­ty­pową powagą oraz nie­od­gad­nio­nym spoj­rze­niem, bez owi­ja­nia w bawełnę oznaj­mia: „Już cię nie kocham, nie chcę, żeby­śmy byli razem, tak będzie lepiej dla nas obojga”. I rze­czy­wi­ście – ma rację. To będzie lep­sze dla obu stron. Po co być z kimś, kto cię nie kocha? Albo po co być z kimś, kogo ty nie kochasz? Nie jest to jed­nak żadna pocie­cha. Logika nie daje ci uko­je­nia, bo mie­li­ście prze­cież wspólne cele, marze­nia, plany… Zerwa­nie rela­cji to nie akt prawny i boli aż do szpiku kości, bez względu na to, jak ta wia­do­mość została prze­ka­zana.

Upa­dek i oszo­ło­mie­nie

Gdy już wiesz, wszystko zaczyna dziać się bar­dzo szybko i w ciągu kilku minut doświad­czasz karu­zeli uczuć. Po pierw­szym szoku wywo­ła­nym wia­do­mo­ścią ból spra­wia, że zaczy­nasz zada­wać głu­pie pyta­nia. „Jesteś pewien?”. „Może jesz­cze to prze­my­ślisz?”. Tak naprawdę, co można zro­bić poza pyta­niem i pła­ka­niem? Nie odpusz­czasz i pod wpły­wem bez­pod­staw­nej, kru­chej nadziei sta­jesz się wyjąt­kowo naiwny: „Dobrze to prze­my­śla­łeś? Nie potrze­bu­jesz jesz­cze tro­chę czasu?”. Tak jakby to była kwe­stia czasu. Odpo­wiedź dru­giej osoby spada na cie­bie niczym grom z jasnego nieba: „ Nie, nie… Prze­my­śla­łem to dobrze…”. W pew­nym momen­cie ucie­kasz się do mani­pu­la­cji: „W ogóle cię nie obcho­dzi, że mnie ranisz!”. „A co, jeśli póź­niej będziesz tego żało­wać?”. Cisza. Nie ma już za bar­dzo czego powie­dzieć bądź dodać. Tak, wła­śnie tego chce twój part­ner. Znowu pła­czesz… Czu­jesz się coraz gorzej, masz wra­że­nie, że roz­pa­dasz się na małe kawa­łeczki, bo zda­jesz sobie sprawę, że on nie kła­mie. Czy może być coś trud­niej­szego do znie­sie­nia niż pew­ność sie­bie osoby, która nas opusz­cza?

Nie­unik­nione pyta­nie: dla­czego już mnie nie kocha?

Oto kilka moż­li­wych odpo­wie­dzi: jest ktoś inny, chce się zmie­nić i potrze­buje do tego samot­no­ści (ty był­byś prze­szkodą) albo po pro­stu – i to jest naj­gor­sza ewen­tu­al­ność: uczu­cie wyga­sło bez kon­kret­nego powodu.

Pewien męż­czy­zna wyznał mi, szlo­cha­jąc: „Naj­okrut­niej­sze, naj­bar­dziej bole­sne i wręcz absur­dalne jest to, że dla nikogo mnie nie zosta­wiła! Nic poza nią samą nie stoi na prze­szko­dzie, by ze mną była…”. I jest to prawda. Wyga­śnię­cie miło­ści bez obiek­tyw­nych przy­czyn jest naj­trud­niej­sze do znie­sie­nia, bo nasu­wa­jący się wnio­sek nie­ła­two zaak­cep­to­wać: „Jeżeli nie ma żad­nej zewnętrz­nej przy­czyny, kochan­ków, kry­zysu, cho­roby, nie ulega wąt­pli­wo­ści, że pro­ble­mem jestem ja!”. Póź­niej przy­cho­dzi ana­liza prze­szło­ści w poszu­ki­wa­niu choćby naj­mniej­szych błę­dów czy uchy­bień albo wyobra­ża­nie ich sobie: myślimy o wszyst­kim, co zro­bi­li­śmy źle, co mogli­by­śmy zro­bić lepiej, a czego nie zro­bi­li­śmy, roz­trzą­samy wady, które powin­ni­śmy wyeli­mi­no­wać (gdy­by­śmy dostali jesz­cze jedną szansę), czyli wszyst­kie nasze oso­bi­ste sprawy pod­le­gają suro­wej oce­nie.

Czy przyj­miesz mnie na nowo, jeżeli obie­cam, że się zmie­nię?

Nie­znana siła wywo­łuje w tobie poczu­cie, że możesz doko­nać eks­tre­mal­nej zmiany, aby tylko odzy­skać utra­coną miłość (szcze­rze wie­rzysz, że po czymś tak wspa­nia­łym jak ona musiało coś pozo­stać). Opo­wia­dasz byłemu part­ne­rowi o tym twoim „nowym ja”, obie­cu­jesz, że będzie teraz mieć przy boku zupeł­nie odmie­nioną osobę i popeł­niasz przed nim emo­cjo­nalne hara­kiri. Nie­stety odpo­wiada ci jedy­nie to samo, prze­ra­ża­jące mil­cze­nie. W ostat­nim pory­wie nadziei budzisz w sobie chwi­lowy opty­mizm: „Może jutro spoj­rzy na to ina­czej. Może obu­dzi się z tego letargu”. A jako że naza­jutrz nic się nie zmie­nia, posta­na­wiasz trwać przy tej nadziei i w ten spo­sób mijają ci kolejne godziny i dni. Po mie­siącu ważysz pięć kilo­gra­mów mniej, a on czy ona wciąż twardo obstaje przy swo­jej decy­zji. Powtó­rzymy raz jesz­cze: już cię nie kocha. To rzecz pewna, a ty po pro­stu nie chcesz dostrzec rze­czy­wi­sto­ści.

Zwy­cię­żyć lub umrzeć

Gdy wszystko wydaje się już skoń­czone, wycią­gasz asa z rękawa. Od wcze­snego dzie­ciń­stwa uczono cię, że ni­gdy nie można dawać za wygraną i trzeba wal­czyć o to, co wydaje nam się spra­wie­dliwe i war­to­ściowe. Dla­tego podej­mu­jesz jesz­cze jedną próbę. Jed­nak za każ­dym razem coraz bar­dziej się poni­żasz i umac­niasz w poczu­ciu odrzu­ce­nia. Tylko osoby nad­mier­nie trzy­ma­jące się daw­nych uczuć twier­dzą, że nic, co robimy dla miło­ści, nie może być żało­sne. Miłość cię przy­gniata, cią­gnie cię za sobą, a jeśli nie zacho­wasz ostroż­no­ści, może cię zabić. Wraz z upły­wem dni, w miarę jak porzu­ce­nie staje się oczy­wi­ste, spada twoja pew­ność sie­bie. Nie można wal­czyć niczym Don Kichot o czy­jeś uczu­cie, które wyga­sło, i za wszelką cenę sta­rać się rato­wać zwią­zek. To wymaga dwóch osób, dwóch chęci, dwóch potrzeb – dwojga, któ­rzy „pra­gną kochać”.

Kiedy naprawdę nie jesteś już kochany, nie­za­leż­nie od moż­li­wych przy­czyn i moty­wów, czas porzu­cić wojow­ni­cze nasta­wie­nie i nie podej­mo­wać bez­sen­sow­nej, roz­dzie­ra­ją­cej bata­lii. Walka o nie­moż­liwą miłość, nową czy dawną, ma wiele kon­se­kwen­cji. Lepiej raz a dobrze prze­cier­pieć utratę niż godzić się na nie­prze­rwaną, okrutną nie­pew­ność; lep­szy jest zasmu­ca­jący realizm niż upo­rczywa wiara, która by­naj­mniej nie prze­nosi gór.

Czy jest ktoś inny?

Jeżeli osoba, z którą jesteś w związku, jest nie­wierna, sta­niesz się prze­szkodą w reali­za­cji jej pla­nów. Jej wyzna­nia o wyga­śnię­ciu miło­ści nie będą do końca auten­tyczne ani szczere. Będzie chciała usu­nąć cię z drogi, aby móc swo­bod­nie zastą­pić cię kimś innym. To kwe­stia prze­strzeni wewnętrz­nej: „Ktoś inny stał się bli­ski memu sercu, a nie ma w nim miej­sca dla dwóch osób”. Nie cho­dzi o tym­cza­sowe odda­le­nie, lecz o odcię­cie się, a nie­kiedy rów­nież lek­ce­wa­że­nie. Ist­nieje jesz­cze inna moż­li­wość, spra­wia­jąca, że cier­pie­nie i roz­bi­cie, które odczu­wasz, są jesz­cze sil­niej­sze: nie dość, że odsu­nięto cię na bok, bo poja­wił się ktoś inny, to jesz­cze part­ner wprost obwi­nia cię o to, co się stało.

Powi­nie­neś się cie­szyć, że taka osoba ode­szła z two­jego życia, jed­nak twoje poczu­cie god­no­ści zazwy­czaj się ugina pod lawiną pytań podyk­to­wa­nych roz­pa­czą i przy­wią­za­niem. „Dla­czego wła­śnie mnie się to przy­tra­fiło?”. „Co takiego jest w tej dru­giej oso­bie, czego mi bra­kuje?”. „Od kiedy mnie zdra­dzano?”. „Czy jest star­szy ode mnie, ma wię­cej pie­nię­dzy, jest bar­dziej atrak­cyjny?”. Ta chęć dowie­dze­nia się wszyst­kiego, roz­grze­by­wa­nia tematu i roz­dra­py­wa­nie blizn ma w sobie coś z maso­chi­zmu oraz despe­ra­cji. Żadne „jak?”, „kiedy?” i „gdzie?” nie ma tak dużego zna­cze­nia jak to, co ci zro­biono. Ważne jest to, że part­ner już cię nie kocha i że zosta­łeś zdra­dzony; wszystko poza tym to kwe­stie dru­go­rzędne, sta­no­wiące jedy­nie pożywkę dla two­jego cier­pie­nia. Czy naprawdę liczysz na to, że wszech­świat, w swej nie­skoń­czo­nej dobroci, zwróci ci uko­chaną osobę w nie­zmie­nio­nej for­mie, tak jakby nic się nie wyda­rzyło? „Miło­sne cuda” i „uczu­ciowe odro­dze­nia” ist­nieją tylko w baj­kach. Gdy miłość się koń­czy, należy ją pocho­wać.

Odko­cha­nie, które wyzwala

To pozy­tywna strona miło­snego zawodu, strata warta uczcze­nia. Zapewne trudno w to uwie­rzyć, ale nie­kiedy świa­do­mość, że druga osoba nas już nie kocha, uwal­nia nas od cię­żaru nie­pew­no­ści. Nie musisz się już mio­tać. Skoń­czą się docho­dze­nia i śledz­twa egzy­sten­cjalne! Ist­nieją bole­sne wąt­pli­wo­ści, które może wyci­szyć tylko pew­ność. Jedna z pacjen­tek powie­działa mi: „Nie byłam już pewna, czy on mnie kocha, i przez wiele mie­sięcy usi­ło­wa­łam roz­szy­fro­wać jego uczu­cia… Ileż się wtedy nacier­pia­łam! W jed­nej chwili moja nadzieja prze­ra­dzała się w roz­cza­ro­wa­nie… I, to cie­kawe, ale gdy powie­dział, że chce się roz­stać, poczu­łam ulgę”. Jak mogłaby jej nie poczuć? Jak można nie dostrzec, że cier­pie­nie zwią­zane z widze­niem rze­czy takimi, jakie są, w całej suro­wo­ści, nie­sie ze sobą rów­nież pewne uko­je­nie? Już wia­domo, czego się trzy­mać!

Nie każda „nie­mi­łość” jest czymś złym i nie każda miłość jest moż­liwa do znie­sie­nia. Pamię­tam histo­rię pew­nej kobiety, kochanki gang­stera, który trak­to­wał ją jak nie­wol­nicę sek­su­alną. Musiała być dla niego dostępna dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę i wie­działa, że grozi jej śmierć, jeśli tylko spoj­rzy na innego męż­czy­znę. W końcu łotr zna­lazł sobie inną kochankę, osiem­na­sto­latkę, a moja pacjentka natych­miast stała się dla niego starą, brzydką wiedźmą. Gdy zapy­tała mnie, co może zro­bić, pora­dzi­łem jej, by posta­rała się jesz­cze bar­dziej zeszpe­cić, aby pomóc losowi. Wkrótce potem męż­czy­zna bez żad­nych skru­pu­łów wyrzu­cił ją na ulicę. Tak naprawdę otwo­rzył jej klatkę i pozwo­lił odle­cieć. Koniec miło­ści, doświad­czany przez tych, któ­rzy poślu­bili nie­wła­ściwą osobę, tych, któ­rzy źle się dobrali, albo tych, któ­rzy krzyw­dzą się w imię uczu­cia, jest dobro­dziej­stwem.

Rady, jak nie umrzeć z miło­ści, gdy ktoś prze­stał cię kochać

1. Naucz się prze­gry­wać, choć będzie to boleć

Czy pogoń za czymś lub za kimś, kto już wymknął się spod waszej kon­troli, ma sens? Odszedł, już go nie ma, już nie chce być. Po co nale­gać? Są rze­czy, na które nie macie wpływu, nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo ich pra­gnie­cie czy jak wielką ochotę na nie macie. Co powie­dzie­li­by­ście o kimś, kto wpadł w szał i tupie ze zło­ści, bo pada deszcz? Czy nie lepiej wycią­gnąć para­solkę niż szlo­chać i złorze­czyć na złą pogodę? Umie­jęt­ność prze­gry­wa­nia polega na tym, by odróż­niać to, co od nas zależy, od tego, na co nie mamy wpływu, oraz aby wie­dzieć, kiedy obsta­wać twardo przy swoim, a kiedy pozwo­lić się ponieść bie­gowi wyda­rzeń. Nie ma wiel­kiego sensu „prze­ko­ny­wać” kogoś, by was poko­chał (miłość nie działa w ten spo­sób). Może­cie jed­nak oczy­ścić umysł, aby zro­bić tam miej­sce dla dru­giej osoby, która kocha­jąc was, czu­łaby się szczę­śliwa. Każdą kro­plę potu i całą ener­gię, jaką poświę­ca­cie, by roz­pa­czać za tym, co mogło się wyda­rzyć, lepiej prze­zna­czyć na uzdra­wia­nie swej duszy. Jeśli ktoś darzy samego sie­bie miło­ścią, w końcu będzie gotów powie­dzieć sobie z dumą: Jeśli ktoś mnie nie kocha, sam nie wie, co traci.

Na pocie­sze­nie mogę zapew­nić, że pozna­łem nie­zli­czoną liczbę osób, które zostały opusz­czone, a po jakimś cza­sie były wdzięczne losowi za to, że tak się stało, ponie­waż spo­tkały kogoś bar­dziej dla sie­bie odpo­wied­niego. Pomyśl o tych wszyst­kich miło­ściach, jakie prze­ży­łeś na prze­strzeni swego życia, i o tym, co w danym momen­cie dla cie­bie zna­czyły. Przy­po­mnij sobie nasto­let­nie, ślepe i burz­liwe uczu­cia, a teraz spójrz na nie z per­spek­tywy swego dłu­go­let­niego doświad­cze­nia. Czy wywo­łują one w tobie jakieś nie­po­ha­mo­wane impulsy, nie­moż­liwe do opa­no­wa­nia emo­cje: wzbu­rzają was, poru­szają, nie­po­koją? Nie, prawda? Pamięć emo­cjo­nalna ustą­piła miej­sca tej bar­dziej logicz­nej, chłod­nej i opar­tej na inte­li­gen­cji. Wiele z tych wspo­mnień wciąż ma zna­cze­nie aneg­do­tyczne, sta­nowi część two­jej oso­bi­stej histo­rii oraz emo­cjo­nal­nego cur­ri­cu­lum vitae. A nie­gdyś zro­bił­byś wszystko, by tamte rela­cje utrzy­mać! Wów­czas myśla­łeś i czu­łeś, że umie­rasz wraz z każ­dym „żegnaj” czy kolejną nie­odwza­jem­nioną miło­ścią, a teraz nie mają one dla cie­bie naj­mniej­szego zna­cze­nia. Tak samo będzie w przy­padku tej osoby, która dziś prze­stała cię kochać: sta­nie się kolej­nym wspo­mnie­niem, stop­niowo coraz bar­dziej neu­tral­nym i odle­głym. Wraz z upły­wem czasu, gdy życie będzie bie­gło dalej, odzy­skasz spo­kój.

Nie ist­nieje żadne lekar­stwo na ten rodzaj bólu, żadna „pigułka dzień po” ani „sześć mie­sięcy po” (bo tyle on mniej wię­cej zazwy­czaj trwa). Trzeba sta­rać się wytrzy­mać i nie pod­da­wać, tak jakby to była walka bok­ser­ska: dziś wy przy­pie­ra­cie cier­pie­nie do ziemi, jutro zaś to ono jest górą. Jedyne, na czym musisz się sku­pić, to nie dopu­ścić do nokautu. Jeżeli wytrwasz, to zapew­niam, że nawet jeśli parę razy zosta­niesz powa­lony na deski, i tak wygrasz, zdo­by­wa­jąc wię­cej punk­tów.

2. W przy­padku nie­szczę­śli­wych miło­ści naj­pierw należy porzu­cić nadzieję

Brak przy­szło­ści. Bru­talna rze­czy­wi­stość: tu i teraz odarte ze złu­dzeń, bez znie­czu­le­nia. Zawsze powta­rzano ci, że nadzieja umiera ostat­nia, i może to być prawdą w nie­któ­rych, szcze­gól­nych oko­licz­no­ściach. Jed­nak w przy­padku miło­ści bez wza­jem­no­ści lub sytu­acji, w któ­rych ktoś powie­dział lub oka­zał ci, że już cię nie kocha, utrata nadziei jest niczym bal­sam dla duszy. Jeżeli ktoś prze­stał cię kochać, nie licz na nic, nie miej żad­nych pozy­tyw­nych ocze­ki­wań: lepiej być inte­li­gent­nym pesy­mi­stą niż źle poin­for­mo­wa­nym opty­mi­stą. Kie­dyś pewna nasto­latka na skraju depre­sji zapy­tała mnie: „A co, jeżeli on znów mnie poko­cha, a ja jego już nie będę kochała?”. Moja odpo­wiedź była pro­sta: „Guzik cię wtedy będzie obcho­dziło, czy cię kocha, czy nie!”. Spóź­nione miło­ści są nie­zdrowe i nie­po­żą­dane.

3. Utwier­dza­nie się w błęd­nym prze­ko­na­niu, czyli „Na­dal mnie kocha”

Roz­pacz może spo­wo­do­wać, że zaczniesz wie­rzyć, iż w jakiś magiczny albo inny nie­okre­ślony spo­sób wszystko znowu będzie jak kie­dyś. „Jeżeli będę tego pra­gnąć z całego serca, moje marze­nia się speł­nią”. Czy­sta mrzonka z ele­men­tem halu­cy­na­cji. Nie­ra­cjo­nalna i nie­uza­sad­niona nadzieja spra­wia, że nasz umysł znie­kształca infor­ma­cje, i zaczy­namy widzieć i czuć to, co byśmy chcieli.

Spoj­rze­nia, uśmiech, gry­mas, gest, roz­mowa – wszystko inter­pre­tu­jemy jako odro­dze­nie daw­nej miło­ści. Mia­łem pacjenta, który będąc na gra­nicy psy­chozy, przed­sta­wiał mi wła­sne uczu­cia jako dowód, że jego była part­nerka na­dal go kocha: „Wiem, że mnie kocha… Czuję to, wszystko mi mówi, że tak jest…”. Uzbro­jony w kulo­od­porną pew­ność, pod­jął próbę odzy­ska­nia uko­cha­nej, co skoń­czyło się dla niego zarzu­tem stal­kingu. Inna moja pacjentka zwró­ciła się do mnie o pomoc, ponie­waż narze­czony zosta­wił ją dla jej naj­lep­szej przy­ja­ciółki. W trak­cie sesji pełna opty­mi­zmu opo­wia­dała mi: „Wczo­raj spo­tka­łam się z nim pierw­szy raz od czte­rech mie­sięcy i jestem pewna, że wciąż mnie kocha… Po tym, jak na mnie patrzył, poznaję, że o mnie nie zapo­mniał… Dało się to też wyczuć, gdy poca­ło­wał mnie na do widze­nia. Powiem wię­cej, jestem pewna, że pró­bo­wał mnie uwieść….”. Kilka dni póź­niej wyznała mi w roz­pa­czy: „Jestem zdez­o­rien­to­wana, nie wiem, co myśleć… Dowie­dzia­łam się, że bie­rze z nią ślub… Wysłał mi zapro­sze­nie!”. To są wła­śnie zagrywki naszego rozumu, fan­ta­zje oparte na myśle­niu magicz­nym.

„Wciąż mnie kocha, ale o tym nie wie”. Czyż można bar­dziej się oszu­ki­wać? Słowa te usły­sza­łem od pew­nej mło­dej dziew­czyny, która od trzech lat była zarę­czona z kimś, kto ni­gdy nie powie­dział jej, że ją kocha. Miłość part­ner­ska nie jest magią, tylko rze­czy­wi­sto­ścią two­rzoną przez nas na bie­żąco, w opar­ciu o nasze uczu­cia i prze­ko­na­nia. Nie­stety nie­które z nich są cał­ko­wi­cie nie­ra­cjo­nalne.

4. Po co się poni­żać?

Jaka­kol­wiek forma poni­że­nia się: bła­ga­nie, przy­się­ga­nie, kaja­nie się, nad­mierne ule­ga­nie lub przy­mi­la­nie się do dru­giej osoby, wywo­łuje efekt bume­rangu. Oto zła wia­do­mość dla tych, któ­rzy godzą się na miłość prze­kra­cza­jącą ich oso­bi­ste gra­nice: ule­głość z cza­sem powo­duje zmę­cze­nie. Jeżeli było tam jesz­cze jakieś uczu­cie – zanika. Jeżeli pozo­sta­wały choćby resztki sza­cunku – zostają utra­cone. Chcesz wzbu­dzać litość? Chcesz oddać jesz­cze wię­cej kon­troli oso­bie, która cię nie kocha? Chcesz wzmoc­nić jej ego? Gdy­byż tak łatwo było prze­ko­nać kogoś, kto prze­stał kochać! Jak utrzy­mać poczu­cie wła­snej war­to­ści, bła­ga­jąc lako­nicz­nie i rzew­nie: „Pro­szę, kochaj mnie!”? Słowa nie zmie­nią zacho­wa­nia kogoś, kto nic do was nie czuje. Przyj­mij to jak doj­rzała osoba. Po co się poni­żać, jeżeli nie sprawi to, że odzy­skasz miłość?

Pomocne może być zro­bie­nie sobie prze­rwy. Poroz­ma­wiaj z rodziną, wróć do swo­ich korzeni, do tych war­to­ści, które są czę­ścią cie­bie, a które teraz zdają się przy­ćmione przez żal i roz­pacz, które odczu­wasz w wyniku nie­od­po­wied­niej dla cie­bie miło­ści. Zapa­mię­taj sobie i weź do serca te słowa: Zasady nie pod­le­gają nego­cja­cji. Jeżeli chcesz cier­pieć, szlo­chać i wyle­wać łzy, krzy­czeć na cały głos, peł­zać po pod­ło­dze pokoju, gdy jeste­ście sami, jeżeli chcesz robić to wszystko i jesz­cze wiele wię­cej – zgoda, ale ni­gdy nie odda­waj swo­jej nie­za­leż­no­ści, nie poświę­caj wła­snego „ja”. Możesz cier­pieć, ile tylko zapra­gniesz, ale nie kosz­tem poczu­cia wła­snej war­to­ści.

5. Ota­czaj się ludźmi, któ­rzy cię kochają

Nie­któ­rzy są eks­per­tami w posy­py­wa­niu ran solą. Czy i tobie nie zda­rzało się tak robić? Wyobraź sobie, że sły­szysz od przy­ja­ciółki od serca: „Stra­ci­łaś nie­zwy­kłego męż­czy­znę. Był naj­lep­szy, rozu­miem, jak się teraz czu­jesz…”. Jak to? „Nie­zwy­kłego męż­czy­znę”? „Naj­lep­szy”? Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że przez rze­komą przy­ja­ciółkę prze­ma­wia zazdrość lub nie­życz­li­wość. Po co mówić coś takiego komuś, kto pra­wie kona z roz­pa­czy? Ci, któ­rzy naprawdę nas kochają, biorą naszą stronę i zawsze nas bro­nią, sta­rają się wycią­gnąć nas na powierzch­nię, nie­ważne, czy mamy rację, czy nie. Trosz­czą się o nas i tyle. Trzy­maj się z dala od kobiet, które twier­dzą, że są two­imi kole­żan­kami, a na każ­dym kroku przy­po­mi­nają ci, jaka głu­pota przez cie­bie prze­ma­wiała czy prze­ma­wia. Jeśli chcesz prze­żyć kathar­sis, poślij takie osoby do dia­bła! To samo doty­czy tych przy­ja­ciół, któ­rzy twier­dzą, że są „obiek­tywni” i usi­łują być spra­wie­dliwi w sytu­acji, w któ­rej nie jest to moż­liwe. Mam na myśli tych, któ­rzy prze­mą­drza­łym tonem gło­szą: „To prawda, że ona była bar­dzo pro­ble­ma­tyczną osobą, ale i ty nie masz łatwego cha­rak­teru”. Dosko­nały moment, aby wypo­mi­nać komuś jego wady i sła­bo­ści! Zabierz się za oczysz­cza­nie swo­jej drogi i świata uczuć.

Potrze­bu­jesz teraz wspar­cia, dostro­je­nia emo­cjo­nal­nego, wspól­nych chwil mil­cze­nia, pokle­pa­nia po ple­cach, krze­pią­cych słów, miło­ści rodziny i innych osób, które chcą ulżyć ci w cier­pie­niu. Potrze­bu­jesz „kocha­nych kłam­czu­chów”, któ­rzy będą ci powta­rzać, jakim jesteś wspa­nia­łym, atrak­cyj­nym, dosko­na­łym czło­wie­kiem, czy cokol­wiek innego, co dobrze zrobi two­jemu zra­nio­nemu „ja”. Kon­struk­tywną kry­tykę należy zosta­wić na póź­niej, kiedy już ta emo­cjo­nalna burza się prze­to­czy. Teraz musisz się wydo­być z dołka, a w tym pro­ce­sie bar­dzo pomocne będą osoby, które naprawdę cię kochają. I to wła­śnie tam, na tym bez­piecz­nym, przy­ja­ciel­skim fun­da­men­cie, po tro­chu nauczysz się od nowa kochać.

6. Oddal się od wszyst­kiego, co przy­po­mina ci byłego part­nera

Precz z mdłym roman­ty­zmem! Zresztą, o jakim roman­ty­zmie może być mowa, skoro dru­giej osoby już nie ma? Nic ci nie da samotne odwie­dza­nie miejsc prze­peł­nio­nych emo­cjo­nal­nymi wspo­mnie­niami. Po co się sku­piać na pustce, która została po roz­sta­niu, i chwy­tać się muzyki, zapa­chów czy przed­mio­tów zwią­za­nych z utra­coną osobą? Co prawda nie­kiedy cał­ko­wite zanu­rze­nie się we wspo­mnie­niach i pozwo­le­nie sobie na cier­pie­nie się­ga­jące gra­nic wytrzy­ma­ło­ści ma efekt tera­peu­tyczny, ale takie „nur­ko­wa­nie” lepiej prze­pro­wa­dzać przy wspar­ciu spe­cja­li­sty zna­ją­cego się na tema­cie. Posta­raj się stwo­rzyć w swoim oto­cze­niu mikro­kli­mat spo­koju, który znaj­dzie odzwier­cie­dle­nie w twoim wnę­trzu. Posprzą­taj w miesz­ka­niu i stwórz moty­wu­jącą atmos­ferę. Pamię­taj: nie ma już nadziei, on prze­stał / ona prze­stała cię kochać, to nie­od­wra­calne. Na co zatem cze­kasz? Pozbie­raj, zapa­kuj i pood­da­waj wszystko, co zostało ci po tej rela­cji. Co prawda znów zaczy­nasz od zera, ale liczy się to, że w ogóle zaczy­nasz.

7. Zasto­suj metodę „Stop!”

Za każ­dym razem, gdy naj­dzie cię jakieś wspo­mnie­nie, obraz czy wyobra­że­nie zwią­zane z nim/nią, zaklaszcz w dło­nie i powiedz na głos: „Stop!”. To sygnał do zatrzy­ma­nia, który zakłóci tę myśl na kilka chwil i pozwoli ci na oddech. Po kilku razach nie będziesz już musieć mówić tego na głos; „Stop!” sta­nie się po pro­stu czę­ścią two­jego wewnętrz­nego języka. Nie jest to zbyt skom­pli­ko­wane roz­wią­za­nie, a pomaga i przy­nosi ulgę. Nie zamy­kaj się we wła­snej gło­wie i nie odda­laj się od ludzi. Warto pójść do kina (byle nie na film o miło­ści ani o uro­czych wam­pi­rach), wyjść coś zjeść (tylko nie w miej­sce, gdzie cho­dzi­li­ście razem; i nie zama­wiaj też jego/jej ulu­bio­nego dania), odwie­dzić przy­ja­ciół (roz­mowy na wia­domy temat zabro­nione), czyli po pro­stu wyjść do ludzi, poka­zać się światu i bli­skim. Choć może być ci trudno w to uwie­rzyć, słońce nie prze­stało wscho­dzić, a życie wcale się nie zatrzy­mało. Powtó­rzę: gdy zaczniesz snuć nega­tywne roz­my­śla­nia, two­rzyć w gło­wie wła­sną tele­no­welę, zasto­suj tech­nikę „Stop!” i wątek się urwie, aż do następ­nego razu.

8. Pamię­taj zarówno to, co dobre, jak i to, co złe

To typowe. Nasz umysł lubi się nurzać w nostal­gii i uża­lać się nad sobą, kiedy to tylko moż­liwe. Nie ma więk­szego sensu w prze­sa­dza­niu i wspo­mi­na­niu „cudow­nych lat” czy „pięk­nych chwil”. Znajdź rów­no­wagę! Nie ma też potrzeby popa­dać w skrajną nie­chęć. Sta­raj się wywa­żyć wszyst­kie infor­ma­cje: nie zapo­mi­naj tego, co nega­tywne, nie glo­ry­fi­kuj osoby, która już cię nie kocha. Nie upięk­szaj tego, co nie­przy­jemne, nie prze­ba­czaj tego, co godne potę­pie­nia. Seks nie był zbyt dobry? On był ego­istą? Ona była nie­wierna? Był obo­jętny? Nie mie­li­ście o czym roz­ma­wiać? Nie ukry­waj tego! Pamię­taj o tym, przy­po­mi­naj sobie poszcze­gólne fakty! Nie mówię, że trzeba zło­rze­czyć czy pozwo­lić się opa­no­wać nie­na­wi­ści albo żądzy zemsty. Pro­po­nuję tylko zacho­wa­nie w pamięci nega­tyw­nych aspek­tów waszego związku. Jeśli zaczniesz wyol­brzy­miać i prze­sad­nie roz­pa­mię­ty­wać jej czy jego pozy­tywne cechy, trud­niej ci będzie pora­dzić sobie z bólem. Znacz­nie łatwiej jest się roz­stać z czło­wie­kiem niż z anio­łem.

9. Jeśli masz dzieci, pie­lę­gnuj waszą bli­skość

Nie mam na myśli cho­ro­bli­wego przy­wią­za­nia. Nie suge­ruję też porzu­ce­nia swo­ich pozo­sta­łych ról i prze­mianę wyłącz­nie w ojca czy matkę. Jed­nak dzieci sta­no­wią ele­ment misji, która jest zapi­sana w naszych genach. Twoje dzieci są czę­ścią cie­bie, a miłość, którą do nich czu­jesz i którą one czują do cie­bie, prze­trwa wła­ści­wie każdą próbę. Dla­tego skup się na nich, na tej czy­stej, szcze­rej miło­ści. Dostrze­gaj w nich źró­dło swego szczę­ścia, które spra­wia, że życie staje się bar­dziej zno­śne. One nie są niczemu winne i potrze­bują cie­bie jako osoby sil­nej i sku­tecz­nej. Nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo pogrą­żasz się w smutku, wciąż musisz je wycho­wy­wać, opie­ko­wać się nimi i trwać przy ich boku. Działa to mniej wię­cej w ten spo­sób: były part­ner cię topi, jed­nak dzieci wycią­gają cię na powierzch­nię. Były/była nie należy do cie­bie, a dzieci są krwią z two­jej krwi. On/ona już cię nie kocha, dzieci kochają cię bez­wa­run­kowo. Speł­nie­nie można odna­leźć nie tylko w miło­ści part­nerskiej, lecz rów­nież w miło­ści do dzieci.

Zasada 2

Zasada 2

Poślu­bie­nie kochanka jest niczym dosy­pa­nie soli do deseru

Miłość to przej­ściowe sza­leń­stwo, które leczy się za pomocą mał­żeń­stwa.

A. Birce

Zako­chani są jak sza­leńcy.

Plaut

Staty­styki są miaż­dżące: po zebra­niu danych z róż­nych kul­tur oka­zało się, że około połowa osób spo­tyka się z kimś na boku i przy­pra­wia part­ne­rowi rogi. Zaka­zane związki są szcze­gól­nie kuszące, gdyż dostar­czają wyjąt­kowo zin­ten­sy­fi­ko­wa­nej, wszech­ogar­nia­ją­cej przy­jem­no­ści, która uza­leż­nia. Nie­za­leż­nie od naszej opi­nii na temat pota­jem­nych rela­cji musimy przy­znać, że wiele z nich zamie­nia się w oso­bi­sty Disney­land, w któ­rym kochan­ko­wie są bli­żej stanu manii niż nor­mal­nego życia. Two­rzą swój mikro­ko­smos i wła­sne reguły funk­cjo­no­wa­nia: świat, w któ­rym jest miej­sce tylko dla dwojga. W tym miło­snym ukła­dzie każda z osób okre­śla ist­nie­nie dru­giej i nadaje jej zna­cze­nie. Jedna z pacjen­tek opo­wie­działa mi: „Tylko dzięki temu, że mogę z nim spę­dzić kilka godzin, cały mój tydzień nabiera sensu… Gdy go nie widzę, staję się nie­kom­pletna, jakby wyrwano część mnie…”. Uza­sad­nie­nie egzy­sten­cjalne wraz z jed­no­cze­snym zespo­łem odsta­wien­nym; nic się nie da zro­bić. Wystar­czy kilka spo­tkań, by codzienne życie nabrało wyjąt­ko­wych kolo­rów, a czarno-biała rze­czy­wi­stość stała się wie­lo­barwna i trój­wy­mia­rowa. To powo­duje nie­chęć do wydo­sta­nia się z tej gma­twa­niny bez względu na to, jak silna jest zewnętrzna pre­sja: nikt nie chce utra­cić roz­ko­szy miło­ści, która wynosi ponad wszyst­kie poziomy.

Jed­nak mimo ogrom­nej szczę­śli­wo­ści part­ne­rzy nie­kiedy chcą cze­goś wię­cej; pra­gną zale­ga­li­zo­wać zwią­zek i prze­dłu­żyć go w cza­sie. W jaki spo­sób? For­ma­li­zu­jąc go, wycho­dząc z ukry­cia i z dumą poka­zu­jąc się światu. Ujaw­nia­jąc swoją zaka­zaną miłość niczym w baśni: „Kochamy się, będziemy żyć razem i stwo­rzymy rodzinę, z moimi i two­imi dziećmi, a kie­dyś może i z naszymi wspól­nymi”. Jeśli jesteś obec­nie w takiej sytu­acji, radzę ci nieco obni­żyć ocze­ki­wa­nia. Nie chcę cię znie­chę­cać, ale zale­d­wie nie­wielki pro­cent kochan­ków, któ­rzy decy­dują się żyć razem lub wziąć ślub, daje radę utrzy­mać zwią­zek. Takie są skutki zej­ścia na zie­mię i nada­nia struk­tury sza­leń­stwu oży­wia­ją­cemu do tej pory rela­cję. Trudno jest pod­po­rząd­ko­wać namiętną miłość kon­kret­nym regu­łom i ocze­ki­wać, że wszystko na­dal będzie takie samo.

Emo­cjo­nalny rol­ler­co­aster kochan­ków wiąże się z inten­sywną satys­fak­cją sek­su­alną, zamgle­niem świa­do­mo­ści, czu­ło­ścią, rado­ścią, poczu­ciem winy, stra­chem i odwagą, zachwy­tem i roz­cza­ro­wa­niem, miło­ścią i odrzu­ce­niem, szczę­ściem i poczu­ciem ulgi, śmie­chem i pła­czem oraz wie­loma innymi skraj­no­ściami. Kochan­ko­wie owład­nięci są plą­ta­niną pozy­tyw­nych i nega­tyw­nych uczuć róż­nego rodzaju i o róż­nym nasi­le­niu. To wła­śnie zmien­ność i róż­no­rod­ność tych emo­cji oka­zuje się czę­sto dla nich zgubna. Jak zapa­no­wać nad tą fascy­nu­jącą, pozba­wioną kon­troli ener­gią, aby oswoić ją i zara­zem nie spra­wić, że utraci żywot­ność?

„Nie chcę rezy­gno­wać z tego szczę­ścia”

Jest w tym pewna sprzecz­ność: nie chcesz rezy­gno­wać ze szczę­ścia zwią­za­nego z posia­da­niem kochanka, ale jed­no­cze­śnie pra­gniesz tę rela­cję pozba­wić jej natury, wyrwać z jej eko­sys­temu i prze­nieść do domu. Dla­czego tak się dzieje? Dyna­mika jest mniej wię­cej nastę­pu­jąca: gdy przy­wią­za­nie zapusz­cza korze­nie, począt­kowe posta­no­wie­nia o „cie­sze­niu się nim, póki się da” czy o „życiu chwilą” zaczy­nają tra­cić na sile, wzra­sta zaś potrzeba bycia razem i przy­szłość zaczyna coraz bar­dziej nie­po­koić. Poja­wiają się argu­menty sta­no­wiące cie­kawą mie­szankę hedo­ni­zmu i kosmicz­nej spra­wie­dli­wo­ści: „Co jest złego w tym, byśmy razem zamiesz­kali? Czy nie zasłu­gu­jemy na szczę­ście? To nie przy­pa­dek, że nasze drogi się spo­tkały!”. Oczy­wi­ście nikt nie „zasłu­guje” na to, by być nie­szczę­śliwy. Pro­blem polega na roz­po­zna­niu, czy jest moż­liwe, by rela­cję kochan­ków prze­isto­czyć w sta­bilne mał­żeń­stwo, nie tra­cąc przy tym tej żywot­no­ści, która tak nas uszczę­śli­wia.

Dla­tego zasta­nów się, czy twoja decy­zja nie wynika wyłącz­nie z pogoni za przy­jem­no­ścią. Czy znasz swo­jego kochanka czy kochankę wystar­cza­jąco, czy może to, co o nim wiesz, wiąże się tylko z wybu­chem miło­snych uczuć, pozba­wio­nym wszel­kich nega­tyw­nych aspek­tów? Zadaj sobie pyta­nie, jakiego szczę­ścia szu­kasz. Praw­dzi­wego, zakła­da­ją­cego twarde stą­pa­nie po ziemi, czy takiego, któ­rego jedyny fun­da­ment sta­nowi pra­gnie­nie, by nic go nie zmą­ciło.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki