Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy kiedykolwiek myślałaś, ile może kosztować Cię jeden błąd?
Co, jeśli jedna chwila nieuwagi zmieni całe Twoje życie na zawsze?
Nowa powieść Gabrieli Gargaś to poruszająca historia kobiet, które żyją za kratami – nie tylko tymi z metalu, ale również tymi niewidzialnymi, utworzonymi z poczucia winy, wyrzutów sumienia i straconych szans.
W tej historii pada pytanie: dlaczego ja? Odpowiedź łamie serce: jeden błąd. A przecież niekiedy wystarczy być po prostu w niewłaściwym miejscu i czasie…
Karolina spędziła dzieciństwo z matką alkoholiczką, szukając jedzenia w śmietnikach.
Dagmara przeżyła załamanie nerwowe i znalazła się w szpitalu psychiatrycznym.
Kama i Aleks za kulisami korporacyjnej współpracy rozpoczynają płomienny romans.
Jedna kłótnia, jedno zdarzenie powodują, że wszystko wywraca się do góry nogami.
Autorka bestsellerowych powieści obyczajowych odwiedziła osadzone w areszcie śledczym. Wysłuchała ich poruszających historii o walce z samotnością i próbach odzyskania nadziei. Jeden błąd to opowieść o odwadze, upadkach i przebaczeniu – zwłaszcza sobie samej.
Gabriela Gargaś w losach kilku bohaterek ukazuje, jak nasze decyzje mogą zmienić całe nasze dotychczasowe życie, a pozornie nieistotne zdarzenia wpływają na przyszłość.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 316
Historie przedstawione w książce są fikcją literacką luźno inspirowaną wydarzeniami autentycznymi. Dla potrzeb opowieści i wzmocnienia jej dynamizmu zmieniłam w niektórych miejscach aspekty prawne.
Autorka
Chciałabym Ci coś napisać...
Otóż to, że inaczej to sobie wyobrażałam. Może jest tak, że ludzie z reguły inaczej sobie wyobrażają pewne sprawy, rzeczy, miejsca, w których nie byli...
Czasem wyobrażenia nijak się mają do tego, jak wygląda rzeczywistość.
Mamy tendencję do jej nadmiernego barwienia.
A więc inaczej to sobie wyobrażałam. Bardziej filmowo? Dramatycznie? Nie wiem.
Czy się bałam? Tak. Nawet nie tego, czy mogłoby mi się coś stać, ale tego, że mogłabym powiedzieć tym dziewczynom coś, co by je uraziło...
Weszłam do budynku aresztu śledczego z Adą i Weroniką. Dowody zostały u strażnika w dyżurce. Odłożyłyśmy telefony i torebki do szafek. Przeszłam dalej. Bez niczego.
Nie wiedziałam, że jestem uzależniona od telefonu. Czułam się dziwnie. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo przyrosłam do tego urządzenia. I cały czas sprawdzałam, gdzie je mam.
Ale nie to było najdziwniejsze.
Przeszłam przez pierwsze okratowane drzwi i usłyszałam za sobą szczęk przekręcanego klucza. Doznałam dziwnego uczucia, ni to strachu, ni lęku. I zdałam sobie sprawę, że zostałam zamknięta. To przeraziło mnie chyba najbardziej. Potem przeszłam przez korytarz, wyszłam na zewnątrz, by przejść do następnego budynku. Minęłam areszt śledczy oraz spacerniak i weszłam na oddział zamknięty. Jedna krata, druga, schody na piętro i kolejna krata, która została za mną zamknięta.
Nagle zrozumiałam, że jestem w zamkniętym pomieszczeniu bez okien, jakbym znajdowała się w pudełku. Do moich nozdrzy wtargnął zapach stęchlizny, potu i dymu papierosowego.
Zaczęłam odczuwać panikę. Czułam, jak w gardle rośnie mi jakaś klucha.
Zdałam sobie sprawę, że jestem w miejscu, z którego sama nie mogę wyjść. I ta przerażająca świadomość, że gdybym chciała uciec, to... nie mogłabym swobodnie tego zrobić.
Kiedy się zastanawiam, kogo spodziewałam się zobaczyć, na myśl przychodzą mi więźniarki, takie, jak przedstawia się je w filmach – groźne, buńczuczne, nieprzystępne. Do świetlicy weszły natomiast zwykłe kobiety w różnym wieku. I choć miałam świadomość, że to kobiety po wyrokach, które popełniły poważne przestępstwa, to gdy je zobaczyłam, pomyślałam, że są całkiem zwyczajne. I gdybym spotkała się z nimi w innym miejscu, z którąś być może mogłabym nawiązać znajomość.
Chciałabym zapytać jakiegoś psychiatry, jak to jest – dlaczego na przykład człowiek lubi drugiego człowieka za jakąś jego cechę albo za uśmiech, a o jego wadach nie myśli? Czy mózg wypiera złe rzeczy, kiedy żywimy do kogoś ciepłe uczucia?
Na początku nie wiedziałam, co powiedzieć, bo nie chciałam, żeby osadzone miały wrażenie, że jestem od nich lepsza. A ja nie czułam się lepsza.
Więc było drętwo. Bo ważyłam każde słowo. Podobnie Weronika, z którą przygotowałam prezentację. Obie byłyśmy spięte. Ale potem jakoś poszło... Żarty, opowiadanie historii. Dziewczyny też się otworzyły i zaczęły opowiadać o sobie.
I pomyślałam, że jest mi z nimi naprawdę przyjemnie.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że darzę je sympatią. Jak działa ludzki mózg? Dlaczego przestałam widzieć to, co złe: ich zbrodnie i przewinienia? Zobaczyłam przed sobą kobiety pełne wrażliwości, uśmiechnięte, żartujące. Niektóre wykształcone, ze swoimi bolączkami, smutkami i rozczarowaniem, że szampon w więzieniu kosztuje krocie...
I zapomniałam, że może któraś z nich zabiła czyjąś córkę, że kogoś skrzywdziła. Dlaczego człowiek wypiera takie rzeczy?
Te kobiety, które przede mną siedziały, zaczęły wydawać mi się coraz mniej obce. W ich oczach widziałam nie tylko historie błędów, ale też iskierki nadziei, tęsknotę za utraconym życiem, skruchę. Z czasem ich przestępstwa zaczęły blaknąć w mojej pamięci, ustępując miejsca ich obecnym postaciom.
Wtedy zrozumiałam, że ludzki umysł potrafi doskonale wypierać niewygodną prawdę.
Arek, psycholog, powiedział mi następnego dnia:
– To mechanizm obronny, który pozwala nam kontynuować interakcje bez ciągłego przypominania sobie o złu, którego ktoś się dopuścił. Pomaga stworzyć bardziej znośną rzeczywistość, w której można funkcjonować. W naszych umysłach ciężar winy i przeszłości zaczyna być zastępowany przez współczucie i zrozumienie dla obecnej sytuacji drugiej osoby. To nie jest proces świadomy; dzieje się to stopniowo, niezauważalnie, aż pewnego dnia spostrzegamy, że nasze pierwotne obawy i sądy zniknęły. Jednak wyparcie ma też swoje mroczne strony. Czasem prowadzi do zapomnienia o prawdziwych zagrożeniach. To cienka linia pomiędzy zrozumieniem a zapomnieniem, między empatią a ignorancją.
Gdy siedziałam w świetlicy, śmiejąc się z żartów tych kobiet i słuchając ich historii, zastanawiałam się, jak wiele jeszcze nie wiem, jak wiele jestem gotowa zignorować, by móc patrzeć na nie jak na równe sobie. Czy to prawdziwa akceptacja, czy jedynie niechęć do konfrontacji z trudną prawdą?
Miałam do dziewczyn mnóstwo pytań i nie wiedziałam, które są odpowiednie, a które nie.
– Można tu się z kimś zaprzyjaźnić? – zapytałam.
– Można. Ale tak jak w życiu można się zawieść – odparła blondynka z długimi włosami.
– Myślę, że czy tu, czy tam... zawsze można się zawieść na drugim człowieku – powiedziałam.
– Masz rację. – Dziewczyna w kucyku pokiwała głową.
– A tęsknota?
– Wiesz, tęskni się za wszystkim... Za tym, że deszcz pada, za wkurwieniem na korki, za pracą, za zjebanym szefem, za rodziną, za tym, że czasem jest źle i trzeba naprostować sprawy. Za zakupami w Biedrze – dodała ta najbardziej gadatliwa, ta z błyskiem w oczach.
– To ciekawe. Wiesz, ja ostatnio wkurzyłam się na kolejkę do kasy w Biedrze – oznajmiłam.
– Też bym chciała się powkurzać.
– Widzisz, a ja tego nie doceniam. Można się przyzwyczaić do tego miejsca?
– Tak – odpowiedziała śliczna długowłosa dziewczyna.
– Nie... Nigdy się nie przyzwyczaję – odparła ta z blond włosami, która była bardzo inteligentna i przyjemna.
– Dlaczego?
– To miejsce odziera człowieka z godności. Wiem, myślisz, że siedzę tutaj za karę... I powinno mi być źle.
– Nie. Wcale tak nie myślę – zaprzeczyłam.
– A ja się przyzwyczaiłam – mówi ta rozgadana dziewczyna z długimi rudymi włosami.
– Dlaczego?
– Dlaczego się przyzwyczaiłam? Przeczytaj moją historię, a wszystko będziesz wiedziała – odpowiedziała rudowłosa piękność. – Jestem Misia Mała. Tutaj mi lepiej. Tu jest moja wielka rodzina.
– Lepiej niż tam?
– Lepiej. Wiesz dlaczego? – Spojrzała mi w oczy.
– Nie mam pojęcia...
– Poznaj moją historię.
Zanim zagłębisz się w moją opowieść, weź sobie te słowa do serducha!
Zamiast mnie osądzać i oceniać moje życie, włóż moje buty, przejdź ścieżki, które ja przeszłam, przeżyj moje bóle, smutki i cierpienia... Wytrzymaj tyle, ile ja wytrzymałam, upadnij tam, gdzie ja upadłam, i podnieś się tak samo, jak ja się podniosłam. Kiedy już naprawdę poznasz moją historię, zyskasz prawo, żeby oceniać moje życie, tylko myślę, że może cię to przerosnąć!
Od dzieciaka miałam ciężko, bo rozbita rodzina i miłości garść niewielka. Rozbita rodzina to mało powiedziane – stracone młode lata, bo w ośrodkach i bidulach przesiedziane. W domu alkohol i przemoc, coraz bardziej się buntowałam. Od szóstych urodzin żyłam w wielkim strachu, moja Kochana Mamusia leżała w śpiączce w szpitalu. W końcu po pięciu latach stało się najgorsze – na zawsze ją straciłam. Rodzina zastępcza to nie to samo, nawet Prababcia i dalsza rodzina nie dawali sobie ze mną rady – ja wiem, że gdzieś tam jesteś, tęsknię za Tobą, Mamo!
Ojca praktycznie nie miałam, bo większość mojego dzieciństwa w kryminałach przesiedział.
W końcu kolejna rodzina zastępcza. Wujek był wojskowym, tak bardzo nie chcę o tym pamiętać. Szczerze go nienawidzę, ale muszę o nim wspomnieć.
Kieruję to do ciebie, ty chory pajacu! Jak mogłeś tak bić małe dziecko?! W tym akapicie nie będę się za bardzo produkować na twój temat, bo nie jesteś nawet tego wart, ale parę słów sobie zapamiętaj. Kiedy trafisz do piekła, diabeł cię nie pominie. Będziesz smażył się w smole, srogo tego żałował. Pomyślisz wtedy o mnie i będziesz wspominał moje słowa.
Do dziś pamiętam, jak uciekałam z domu i szukałam pomocy. W końcu się udało i wyciągnęłam z tego piekła też rodzeństwo.
Potem złe towarzystwo, inaczej być nie mogło, wychowana tak naprawdę przez brudne ulice. Bardzo zbłądziłam i nikt nie umiał mnie powstrzymać, nawet rodzeństwo i dobrzy przyjaciele rodziny. Miałam dwanaście lat, kiedy zaczęłam próbować, jak smakują używki. Alkohol, narkotyki, popełniałam już pierwsze przestępstwa, tak bardzo załamałam się po śmierci Mamy. Nic mi nie pomogło! Brakowało mi ciepła, wsparcia, prawdziwej rodziny. Ja tak nie chciałam żyć, przeklinałam swoje życie, ciągle przez organy ścigana, wciąż na gigancie. Uciekałam z biduli do mojej schorowanej Prababci, aby przy niej być i pomagać.
Miałam piętnaście lat, gdy trafiłam do MOW-u[1]. Troszkę się ogarnęłam, ale to było za mało, więc na nogi nie stanęłam.
W dwa tysiące szesnastym roku kolejna tragedia – ukochana Prababcia też stanęła u bram nieba. Ona była dla mnie wszystkim, zawsze mnie broniła. Zostały tylko siostry, za którymi stanę murem, mimo że są bardzo chore. Nikt nie ma prawa ich dotknąć, pobić, obrażać, wyśmiewać z powodu chorób, chyba że chce mieć ze mną na pieńku. Zaczęłam się coraz bardziej podnosić, aż w końcu się udało!
Trener Kuba, którego poznałam w ośrodku wychowawczym na jednych z zajęć – to on potrafił do mnie dotrzeć. Traktowałam go jak ojca, mogłam zawsze na niego liczyć. W końcu odkryłam swoje pasje – zapasy i trójbój siłowy. Ogólnie poszłam w sport całą sobą. A trójbój siłowy to moje największe zamiłowanie – nie bez powodu trafiłam do klubu Tytan Team Łódź. Ciężko w MOW-ie trenowałam, tak się oddałam mojej pasji, że zostałam mistrzynią Europy i dwukrotną mistrzynią Polski. Jako junior! Z czasem dzięki pewnej wychowawczyni wstąpiłam do wolontariatu, bo pragnęłam pomagać innym dzieciom. Co tydzień byłam w szpitalu jako wolontariuszka Fundacji Krwinka, dla dzieci z chorobami nowotworowymi. Dobrze to wspominam mimo widoku cierpiących maluchów.
Kiedy wyszłam z MOW-u, nie minęło dużo czasu i zaczęłam znowu odwalać. Powrót na stare śmieci nie był dobrym pomysłem. Nawet daleka rodzina się mnie wyparła i musiałam sama sobie radzić. Bracia, o których nie wspominam, byli w kryminale. Byłam zdana tylko na siebie.
Picie, pobicia, kradzieże, damski bokser – przy tym ciągle mi serce krwawi, bo chodzę z nożem wbitym. Mężczyzną cię nie nazwę nigdy.
Szczerze mówiąc, cieszę się, że jestem w kryminale, bo odcięłam się od wszystkiego. Nie miałam skończonych dwudziestu lat, jak tu przyszłam, i do dzisiaj tu tkwię. Jeszcze trochę i wyjdę, zacznę nową drogę. Jak to piszę, mam dwadzieścia cztery lata i bardzo się cieszę, że mogę poznawać dobrych ludzi, uczestnicząc w zajęciach – po wyjściu będę utrzymywała kontakt z Fundacją Dom Kultury.
Chyba na razie wystarczy, nie będę was zanudzać. Trzymajcie się!
Misia Mała
PRZYPISY
[1] MOW – Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy.