Jej orgazm najpierw. Jak zadowolić kobietę - Ian Kerner - ebook

Jej orgazm najpierw. Jak zadowolić kobietę ebook

Ian Kerner

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Od niepamiętnych czasów mężczyźni walczą z szybkimi reakcjami na bodźce seksualne, by znaleźć sposób na doprowadzenie do orgazmu znacznie wolniej reagującej kobiety, cóż, odpowiedź leży na końcu męskiego języka. Jej orgazm najpierw to kompendium wiedzy o technikach seksu oralnego, który jest niezawodnym sposobem na zapewnienie partnerce prawdziwej rozkoszy. Autor - seksuolog kliniczny twierdzi, że seks oralny przez długi czas uważany jedynie za element gry wstępnej, powinien stanowić główne danie erotycznego menu. Wychodząc z założenia, że niewielu mężczyzn potrafi poprosić o pomoc i wskazówki dotyczące życia seksualnego, Ian Kerner postanowił napisać książkę dla nieśmiałych. Powstał poradnik, dzięki któremu kobiecy orgazm przestaje być dla mężczyzn tajemnicą!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 198

Oceny
4,1 (62 oceny)
27
20
11
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wiesiapom

Nie oderwiesz się od lektury

Absolutnie cudowna, jak i druga jej część.
00

Popularność




WSTĘP: Wyzna­nia nie­opie­rzo­nego kogu­cika

Prze­sła­nie tej książki jest pro­ste. Jeżeli na akt zaspo­ko­je­nia kobiety spoj­rzeć przez pry­zmat miło­ści, okaże się, że każdy męż­czy­zna powi­nien uży­wać swego języka rów­nie bie­gle jak wtedy, gdy posłu­guje się ojczy­stą mową. Autorka cie­szą­cych się wiel­kim powo­dze­niem publi­ka­cji z dzie­dziny sek­su­olo­gii Lou Paget napi­sała: „Przy­zna to więk­szość kobiet, jeśli oczy­wi­ście będą szczere, że naj­bar­dziej roz­pala je coś, co zara­zem zda­rza się nie­zwy­kle rzadko, mia­no­wi­cie gdy męż­czy­zna potrafi odpo­wied­nio wła­dać języ­kiem”.

Tak jed­nak jak w każ­dej mowie, by wyra­zić się płyn­nie i potrak­to­wać temat z należ­nym mu sza­cun­kiem, potrzebne jest grun­towne wta­jem­ni­cze­nie w reguły gra­ma­tyki i stylu. Jedną z mych ulu­bio­nych ksią­żek poświę­co­nych tej dzie­dzi­nie jest nie­za­stą­pione kla­syczne dzieło The Ele­ments of Style. Nie wyobra­żam sobie, jak mógł­bym prze­brnąć przez pierw­szy rok stu­diów czy zro­bić spe­cja­li­za­cję, gdy­bym kie­dy­kol­wiek roz­stał się z tą ksią­żeczką w mięk­kiej okładce o poza­gi­na­nych rogach. Wyło­żone w niej przez kom­pe­tent­nych auto­rów Strunka i White’a zasady gra­ma­tyki nie były ani zro­zu­miałe, ani wyra­zi­ste. Były po pro­stu piękne. Książka ta zachę­cała czy­tel­ni­ków do „odważ­nych wypo­wie­dzi i sta­wia­nia kon­kret­nych wnio­sków”. Wciąż pozo­sta­jąc pod wpły­wem nie­prze­mi­ja­ją­cego ducha tego dzieła, sta­ra­łem się ująć bogac­two doświad­czeń oraz facho­wo­ści w pro­stej i zwię­złej for­mie porad­nika. Opie­ra­jąc się na tych samych kla­sycz­nych pod­sta­wach, nawią­zu­jąc do tej samej filo­zo­fii, napi­sa­łem ni mniej, ni wię­cej jak tylko kon­kretny prze­wod­nik po taj­ni­kach seksu oral­nego. Jeśli chcesz się nauczyć, jak dopro­wa­dzić kobietę do roz­pa­la­ją­cego zmy­sły orga­zmu, jest to książka dla cie­bie.

Cho­ciaż zro­bi­łem dok­to­rat w dzie­dzi­nie sek­su­olo­gii kli­nicz­nej, książka ta jest napi­sana przede wszyst­kim z per­spek­tywy prak­tyka, kogoś, kto zna i uwiel­bia język sty­mu­la­cji oral­nej oraz doce­nia jego rolę w nawią­zy­wa­niu twór­czego dia­logu z kobietą. A także kogoś, kto roz­bu­do­wał meto­do­lo­gię kon­se­kwent­nego dopro­wa­dza­nia kobiety do orga­zmu. Opiera się ona na prze­ko­na­niu, że sty­mu­la­cja oralna to nie tylko pewien prze­jaw ini­cja­tywy, ale samo sedno filo­zo­fii sek­su­al­nego zado­wo­le­nia. Nazwijmy to „drogą języka”.

Nie zro­zum­cie mnie jed­nak źle. Nie jestem jakimś tam casa­nową czy don­żu­anem, który w swej próż­no­ści prze­lewa słowa na papier po to, by się cheł­pić. Od tego jestem daleki. Przez więk­szość życia ogrom­nie cier­pia­łem z powodu sek­su­al­nej nie­mocy i nazbyt dobrze znam smak upo­ko­rze­nia, lęku i roz­pa­czy, towa­rzy­szą­cych cał­kiem nie­uda­nym pró­bom zado­wo­le­nia part­nerki. Napi­sa­niu tej książki przy­świe­cała raczej szczera nadzieja, że innym męż­czy­znom dane będzie roz­wi­nąć sku­teczne „nawyki” – takie, które pozwolą im, a także ich part­ner­kom, cier­pieć mniej niż ja, a może nawet wcale. Ten­nes­see Wil­liams w swej sztuce Kotka na roz­pa­lo­nym bla­sza­nym dachu pisał o łożu mał­żeń­skim: „Kiedy mał­żeń­stwo zmie­rza na skały, te znajdą się dokład­nie na jego dro­dze”. No dobrze, oto nad­cho­dzi wyba­wie­nie od skał i bez­pieczna żegluga po spo­koj­nym morzu.

Kiedy pierw­szy raz wkro­czy­łem w świat seksu oral­nego, było to dale­kie od trium­fal­nego wjazdu. Szu­ka­łem tam szansy na zre­kom­pen­so­wa­nie mej sek­su­al­nej nie­udol­no­ści, a zara­zem skła­nia­łem się ku prze­ko­na­niu, że to tylko skromna przy­stawka przed ucie­chą i świet­no­ścią „praw­dzi­wego seksu”. Wielu uważa podob­nie. Uzna­łem za pew­nik, że „wła­ści­wym spo­so­bem” doświad­cza­nia orga­zmu przez pary jest sto­su­nek. Ku swemu zasko­cze­niu odkry­łem jed­nak, że „droga języka” by­naj­mniej nie ustę­puje tra­dy­cyj­nemu zbli­że­niu. Co wię­cej – prze­ra­sta je, i w wielu przy­pad­kach, pomi­ja­jąc mastur­ba­cję, sta­nowi jedyny spo­sób, by zapew­nić kobie­cie cią­głą i ryt­miczną sty­mu­la­cję nie­zbędną do osią­gnię­cia orga­zmu. Szybko uświa­do­mi­łem sobie, że praw­dziwy seks to seks oralny. Potem zda­rzyło mi się tra­fić na egzem­plarz przy­go­to­wa­nego przez Shere Hite1 prze­ło­mo­wego spra­woz­da­nia doty­czą­cego sek­su­al­no­ści kobiet. Utwier­dziło mnie ono w prze­ko­na­niu, że kobiety uwa­żają piesz­czoty oralne za „jedną ze swych ulu­bio­nych i naj­bar­dziej pod­nie­ca­ją­cych form aktyw­no­ści sek­su­al­nej”. Ankie­to­wane nie­ustan­nie wska­zy­wały, jak bar­dzo je uwiel­biają. Jeżeli mowa o zapew­nia­niu sobie roz­ko­szy, nie spo­sób nawet wspo­mi­nać o dobrym czy złym spo­so­bie na orgazm. Jedyną złą rze­czą w tych oko­licz­no­ściach jest pogląd, że kobieta ocze­kuje lub zasłu­guje na mniej, niż może doko­nać jej part­ner.

W arty­kule Just Be a Man: Six Sim­ple Sug­ge­stions spe­cja­li­zu­jąca się w tema­tyce sek­su­olo­gicz­nej Amy Sohn od razu zauważa: „Faceci scho­dzą na psy. I nie ma pomi­łuj. Szkoda złu­dzeń”.

Ale co wobec tego powinni robić męż­czyźni? Ogromna więk­szość kobiet uskarża się na takich, któ­rzy nie lubią tego robić, nie wie­dzą jak albo po pro­stu nie robią tego pra­wie wcale. Flan­nery O’Con­nor2 miała rację – trudno zna­leźć praw­dzi­wego męż­czy­znę, zwłasz­cza takiego, który lubi zapusz­czać się coraz niżej na nie­śpieszne spa­cery. Z dru­giej strony jed­nak raz odkryty języ­kowy talent rzadko kiedy pozo­staje nie­do­ce­niony. W eseju Lip Service: On Being Cun­ning Lin­gu­ist autorka arty­ku­łów o tema­tyce sek­su­olo­gicz­nej Anka Rada­ko­vich wychwala swego przy­ja­ciela, który wyka­zuje się bie­gło­ścią w sek­sie oral­nym: „Sta­łam się uza­leż­niona od jego języka i nawet pro­po­no­wa­łam mu, że zro­bię za niego pra­nie, jeśli tylko zechce wpaść i mnie zado­wo­lić. Po dwóch mie­sią­cach posta­wi­łam sobie na biurku opra­wione zdję­cie jego języka”.

Pora jed­nak wyjść poza jej kate­go­rie myśle­nia. Kiedy docho­dzi do piesz­czot oral­nych, każdy męż­czy­zna powi­nien wziąć sobie do serca słowa, jakie Rhett Butler kie­ruje do Scar­lett O’Hary w Prze­mi­nęło z wia­trem: „Chcę, aby ci było słabo. Powinno ci być słabo. Cze­ka­łaś na to od lat. Żaden z tych głup­ców, któ­rych zna­łaś, nie cało­wał cię w ten spo­sób, prawda?”3.

Ci, któ­rzy mnie znają, wie­dzą, że jestem czło­wie­kiem skrom­nym. Nawet do głowy by mi nie przy­szło, by zwie­rzać się całemu światu z moich zma­gań z nie­mocą sek­su­alną, gdy­bym nie był w pełni prze­ko­nany, że taką koniecz­ność dyk­tuje ta książka. Powstała ona w nawią­za­niu do moich lek­tur, wykła­dów, i co naj­waż­niej­sze, oso­bi­stych doświad­czeń z pracy w cha­rak­te­rze sek­su­ologa kli­nicz­nego. Spo­strze­głem mia­no­wi­cie, że kobiety nie tylko pra­gną seksu oral­nego, nie tylko spra­wia im on roz­kosz. One tego wyma­gają. Każdy sek­su­olog tera­peuta przy­zna, że skarga numer jeden, nie­ustan­nie powta­rzana przez kobiety, doty­czy ich nie­moż­no­ści doświad­cze­nia orga­zmu w trak­cie tra­dy­cyj­nej pene­tra­cji. Roz­wią­za­niem nie jest tutaj „wię­cej gry wstęp­nej”, za któ­rej brak czę­sto besz­tają nas cza­so­pi­sma. Cho­dzi raczej o umie­jętne roz­bu­do­wa­nie tych czyn­no­ści, które koja­rzymy z grą wstępną – mia­no­wi­cie sty­mu­la­cji oral­nej – do rangi odręb­nego, w pełni świa­do­mego miło­snego aktu. Gra wstępna prze­obraża się zatem w grę zasad­ni­czą.

Nie wystę­puję tutaj prze­ciw typo­wym tech­ni­kom, lecz popie­ram nie­kon­wen­cjo­nalne roz­wią­za­nia. Zbli­że­nie, które wykra­cza poza pene­tra­cję, nie­sie ze sobą wspólną przy­jem­ność i lepiej odpo­wiada żeń­skiej ana­to­mii, pobu­dza­jąc kobietę do osią­gnię­cia eks­tazy. Model ten nie wyklu­cza tra­dy­cyj­nych sto­sun­ków, lecz pro­po­nuje męż­czy­znom odło­że­nie zaspo­ko­je­nia do chwili, w któ­rej kobieta osią­gnie pierw­szy, cho­ciaż nie­ko­niecz­nie ostatni, orgazm. Takie opóź­nie­nie przy­nosi podwójny zysk. Part­nerka może doznać satys­fak­cji, co rów­nież zna­cząco wzmaga dozna­nia męż­czy­zny w momen­cie speł­nie­nia. Jestem za odro­cze­niem wypłaty, ale nie za odro­cze­niem przy­jem­no­ści.

Książka ta pro­po­nuje męż­czy­znom i kobie­tom podej­ście „na pew­niaka”, gwa­ran­tu­jące udany seks, jako prze­ci­wień­stwo ryzy­kow­nego „wszystko albo nic” pod posta­cią tra­dy­cyj­nego sto­sunku. Nad­szedł czas, by zapeł­nić luki w świa­do­mo­ści sek­su­al­nej i wznieść się na wyż­szy poziom, gdzie pole do popisu otwiera się przed wymianą przy­jem­no­ści. Seks oralny to znacz­nie wię­cej niż spo­sób doświad­cza­nia wznio­słego finału. Sta­nowi on sedno nowego para­dyg­matu, który rado­śnie wychwala wspólne doświad­cza­nie roz­ko­szy, bli­sko­ści, sza­cunku i zado­wo­le­nia. Jest to rów­nież jeden z naj­więk­szych poda­run­ków miło­ści, jaki męż­czy­zna może ofia­ro­wać kobie­cie.

Jak czy­tać tę książkę

Część I, zaty­tu­ło­wana „Ele­menty stylu sek­su­al­nego”, wpro­wa­dzi cię w arkana wiel­kiej filo­zo­fii, ujaw­nia­jąc bądź rewo­lu­cjo­ni­zu­jąc twe podej­ście do seksu oraz związ­ków. Dowiesz się, jak:

poło­żyć kres „nie­wie­dzy” i pie­lę­gno­wać praw­dziwe zro­zu­mie­nie kobie­cej sek­su­al­no­ści,

sku­pić myśli na łech­taczce i sty­mu­la­cji, nie zaś na pochwie i pene­tra­cji,

opóź­nić moment zaspo­ko­je­nia, nie rezy­gnu­jąc przy tym z przy­jem­no­ści,

zamie­nić pre­lu­dium gry wstęp­nej w arię główną,

umie­jęt­nie ste­ro­wać reak­cjami part­nerki, doce­nia­jąc rolę łech­taczki jako naj­waż­niej­szego źró­dła roz­ko­szy,

osią­gnąć stan świa­do­mo­ści, w któ­rym orgazm kobiety, będący czę­sto zja­wi­skiem nie­uchwyt­nym, sta­nie się wyraź­nie i nie­wąt­pli­wie roz­po­zna­walny.

Poświę­cimy rów­nież uwagę istot­nym, choć czę­sto opacz­nie poj­mo­wa­nym kwe­stiom, takim jak „praw­dziwa” ana­to­mia kobie­cych geni­ta­liów, higiena oraz bez­pieczny seks.

Spró­bu­jemy odna­leźć się w spo­łecz­nym i kul­tu­ral­nym kon­tek­ście, który kształ­tuje spo­sób postrze­ga­nia i trak­to­wa­nia miło­ści oral­nej.

O ile w Czę­ści I poja­wiać się będzie pyta­nie „dla­czego?”, o tyle Część II, „Spo­sób uży­cia”, odpo­wiada na wszyst­kie „jak?”. Odsłoni ona przed tobą spraw­dzone tech­niki oralne, które pozwolą ci pomyśl­nie dopro­wa­dzić kobietę do zasad­ni­czej fazy aktu sek­su­al­nego, czyli cze­goś, co zwy­kłem nazy­wać „sta­nem roz­ko­szy”.

Zwa­żyw­szy na to, że wiele ksią­żek poświę­co­nych tej tema­tyce poprze­staje zale­d­wie na wytłu­ma­cze­niu czy­tel­ni­kowi, co robić, jestem prze­ko­nany, że nie mniej istotne jest kiedy. Wszystko zależy tu od koor­dy­na­cji, zatem Część III, „Pod­su­mo­wa­nie”, zawiera kla­rowne sce­na­riu­sze, które płyn­nie łącząc opi­sane wcze­śniej tech­niki w jed­no­litą prak­tykę, pozwolą tobie oraz twej part­nerce osią­gać nowe szczyty sek­su­al­nego zado­wo­le­nia.

W tej książce znaj­dziesz rów­nież ilu­stra­cje, wska­zówki, ćwi­cze­nia, inte­re­su­jące fakty oraz naj­czę­ściej zada­wane pyta­nia. Natra­fisz w niej także na szczere odpo­wie­dzi nie­któ­rych męż­czyzn oraz kobiet, z któ­rymi roz­ma­wia­łem o sek­sie, związ­kach, tech­ni­kach oral­nych oraz ich oso­bi­stych upodo­ba­niach i zaha­mo­wa­niach.

Wresz­cie na końcu książki znaj­dziesz sze­reg dodat­ków, które odno­szą się do wielu istot­nych zagad­nień oraz spe­cy­ficz­nych sytu­acji.

Książka ta trak­to­wana cało­ściowo repre­zen­tuje naj­bar­dziej grun­towne z aktu­al­nie dostęp­nych opra­co­wań na temat sztuki seksu oral­nego. Nauczysz się z niej wszyst­kiego, co potrzebne, by opa­no­wać gra­ma­tykę języka miło­ści. Znaj­dziesz rów­nież odpo­wiedź na wszyst­kie pyta­nia, jakie tylko mogłyby się nasu­nąć.

Koń­cząc lek­turę, nie tylko spoj­rzysz na seks z innej per­spek­tywy, ale też nie będzie już dla cie­bie tajem­nicą, jak raz za razem, uży­wa­jąc języka, dopro­wa­dzać kobietę do orga­zmu.

Quiz

Czy­ta­jąc tę książkę, czuj się swo­bod­nie i wybierz spo­sób, jaki uznasz za naj­wy­god­niej­szy. Jeśli jed­nak masz zamiar pomi­nąć Część I i od razu przejść do tech­nik omó­wio­nych w Czę­ści II, chciał­bym popro­sić cię o chwilę zasta­no­wie­nia nad kil­koma pro­stymi pyta­niami:

Czy wie­dzia­łeś, że łech­taczka składa się z osiem­na­stu czę­ści, z któ­rych każda odgrywa istotną rolę w dostar­cza­niu przy­jem­no­ści? Potra­fisz je roz­po­znać?

Czy wie­dzia­łeś, że ogromna więk­szość zakoń­czeń ner­wo­wych, które odpo­wia­dają za orgazm kobiety, jest sku­piona wokół wej­ścia do pochwy, zatem pene­tra­cja nie jest konieczna, by pobu­dzić je w celu dopro­wa­dze­nia do orga­zmu?

Ilu róż­nych rodza­jów orga­zmu jest w sta­nie doświad­czyć kobieta?

Czy możesz z całą pew­no­ścią przy­znać, że wiesz, jak odna­leźć punkt G? Czy potra­fisz nazwać inne ukryte strefy roz­ko­szy?

Czy wiesz, dla­czego sty­mu­la­cja oralna jest naj­lep­szym spo­so­bem na dopro­wa­dze­nie kobiety do orga­zmu?

Czy wiesz, dla­czego męż­czy­zna jest czę­ściowo odpo­wie­dzialny za zapach geni­ta­liów part­nerki?

Czy jesteś cał­ko­wi­cie pewien, że twoja part­nerka ni­gdy nie uda­wała orga­zmu i potra­fisz jed­no­znacz­nie odróż­nić ory­gi­nał od imi­ta­cji?

Jeśli nie udało ci się udzie­lić odpo­wie­dzi na żadne z tych waż­nych pytań, chciał­bym zachę­cić cię, byś prze­czy­tał tę książkę od początku do końca. Nie­za­leż­nie jed­nak od twego doświad­cze­nia oraz tego, w jaki spo­sób zamie­rzasz ją stu­dio­wać, liczę, że okaże się ona lek­turą, do któ­rej zechcesz wra­cać wiele razy.

Obie­cu­jący smak

Na prze­sła­nie dzieła Ele­ments of Style składa się kilka pod­sta­wo­wych reguł, które powi­nie­neś sobie przy­swoić.

1. Naucz się doce­niać war­tość iro­nii. Pełno jej we wszyst­kim, co doty­czy ludz­kiej sek­su­al­no­ści. Na począ­tek weź pod uwagę fakt, że męskie i żeń­skie geni­ta­lia zostały ufor­mo­wane z tej samej embrio­nal­nej tkanki, a jed­nak trudno o więk­sze róż­nice mię­dzy płciami, jeżeli cho­dzi o prze­ży­wa­nie roz­ko­szy. Zało­ży­ciele maga­zynu „Men’s Health” Ste­fan Bech­tel i Lau­rence Roy Sta­ins w książce Sex: A Man’s Guide ujmują to w spo­sób zwię­zły: „Bada­nia wyka­zują, że trzy czwarte męż­czyzn osiąga satys­fak­cję w ciągu pię­ciu minut sto­sunku. Tym­cza­sem kobie­tom czę­sto trzeba co naj­mniej pięt­na­stu minut, by osią­gnąć stan pobu­dze­nia wystar­cza­jący do osią­gnię­cia orga­zmu. I w tym jest cały ból, tu tkwi przy­czyna całej wście­kło­ści i fru­wa­ją­cych garn­ków oraz doni­czek”.

Uży­wa­jąc ter­mi­no­lo­gii zaczerp­nię­tej z gra­ma­tyki, powie­dzie­li­by­śmy, że więk­szość kobiet doświad­cza fru­stra­cji z powodu „nie­do­koń­czo­nych zdań” wypo­wia­da­nych przez part­nera w „try­bie przed­wcze­śnie doko­na­nym”. Dla­tego wła­śnie ta książka akcen­tuje przede wszyst­kim koniecz­ność odło­że­nia męskiej satys­fak­cji na potem, o czym mówi sam jej tytuł – Naj­pierw ona. Jak dowo­dzi Paula Kamen w Her Way, a Survey of Con­tem­po­rary Young Women, „Orga­zmy kobiet nie ucho­dzą już za pre­mie dla szczę­ścia­rzy czy nie­prze­wi­dziany wstęp­nym pla­nem doda­tek, który uwal­nia męż­czy­znę od poczu­cia winy i pozwala kobie­tom zaznać tego, co dla ich part­ne­rów jest chle­bem powsze­dnim”.

Pra­gnąc dać kobie­cie zado­wo­le­nie, nie zapo­mi­naj o sta­ro­żyt­nej mak­sy­mie tao­istycz­nego mistrza Wu Hsiena: „Męż­czy­zna musi kon­tro­lo­wać sytu­ację i bez zbyt­niego pośpie­chu czer­pać radość z zespo­le­nia”.

2. Nie pomyl jej pod­miotu z przed­mio­tem. Cho­dzi o łech­taczkę. Osiem tysięcy zakoń­czeń ner­wo­wych, czyli dwa razy wię­cej, niż znaj­dziesz w peni­sie, daje jej godną pozaz­drosz­cze­nia zdol­ność dopro­wa­dza­nia swej wła­ści­cielki do wie­lo­krot­nych orga­zmów pod­czas jed­nego zbli­że­nia. Nie prze­zna­czono jej żad­nych zadań poza dawa­niem przy­jem­no­ści, czy dziwi zatem, że Wil­liam Masters i Vir­gi­nia John­son4 okrzyk­nęli łech­taczkę „orga­nem wyjąt­ko­wym na skalę całej ludz­ko­ści”? Składa się ona z osiem­na­stu czę­ści, widocz­nych, jak i ukry­tych, które biorą udział w zapew­nia­niu roz­ko­szy. Czy­ta­jąc dalej, dowiesz się, jak ujarz­mić każdą z nich. Prze­ciw­nie, niż gło­szą obie­gowe prawdy, powszechne przy­naj­mniej tak jak krem Ben-Gay5 w zardze­wia­łej szafce spor­towca, łech­taczka to coś znacz­nie wię­cej niż „guzi­czek miło­ści”. To wyra­fi­no­wana sieć czu­łych punk­tów, która kryje w sobie wię­cej ener­gii niż uśpiony wul­kan.

3. Język może wię­cej niż miecz. Zwłasz­cza kiedy docho­dzi do pobu­dze­nia łech­taczki. Nawet Ron Jeremy, gwiaz­dor fil­mów porno, dumny z posia­da­nia ćwierć­me­tro­wego przy­ja­ciela, zauważa: „Dzięki mojemu języ­kowi szczy­to­wało wię­cej kobiet niż dzięki peni­sowi”. Shere Hite, autorka raportu na temat sek­su­al­no­ści, odwa­żyła się powie­dzieć wprost: „Tra­dy­cyjny sto­su­nek ni­gdy nie był rów­no­znaczny z dopro­wa­dze­niem kobiety do orga­zmu”. Jedną z pod­staw takiego stwier­dze­nia jest fakt, że łech­taczka jest odda­lona od wej­ścia do pochwy mniej wię­cej o trzy cen­ty­me­try. Zazwy­czaj pod­czas pene­tra­cji czło­nek w ogóle jej nie dotyka.

Auto­rzy książki Sex: A Man’s Guide przy­ta­czają wynik bada­nia, któ­remu pod­dano dzie­więć­dzie­siąt osiem kobiet żyją­cych w szczę­śli­wych i trwa­łych związ­kach. Każda z nich pro­wa­dziła dzien­nik, w któ­rym odno­to­wy­wała czę­sto­tli­wość swego współ­ży­cia oraz poziom osią­ga­nej satys­fak­cji. Wśród wszyst­kich opi­sa­nych zbli­żeń naj­bo­gat­sze w dozna­nia oka­zały się te z udzia­łem sty­mu­la­cji oral­nej. Za naj­bar­dziej satys­fak­cjo­nu­jące uznało je osiem­dzie­siąt dwa pro­cent kobiet, do zado­wo­le­nia z pene­tra­cji przy­znało się zaś jedy­nie sześć­dzie­siąt osiem pro­cent. Ankie­to­wane kobiety oznaj­miły, że orgazm przy­nio­sło im tylko dwa­dzie­ścia pięć pro­cent tra­dy­cyj­nych sto­sun­ków. Tym­cza­sem sty­mu­la­cja oralna pozwo­liła im szczy­to­wać ponad trzy razy czę­ściej. W książce New Joy of Sex dok­tor Alex Com­fort napi­sał o tej meto­dzie: „Można w ten spo­sób dać kobie­cie tuziny orga­zmów, a ona wciąż będzie chciała wię­cej”.

4. Ucz się na wła­snych błę­dach. Shane Mooney pisze o dora­sta­ją­cych chłop­cach z jed­nej z Wysp Cooka, Man­gaia, któ­rzy uczeni są pobu­dza­nia piersi, sty­mu­la­cji oral­nej i opóź­nia­nia wytry­sku, by zagwa­ran­to­wać satys­fak­cję swym przy­szłym part­ner­kom. Edu­ka­cja na Zacho­dzie, oce­niana w tym świe­tle, wydaje się poważ­nie wybra­ko­wana. Kiedy Shere Hite badała recep­cję tech­nik oral­nych, znaczna więk­szość kobiet nie szczę­dziła kry­tycz­nych uwag pod adre­sem swych part­ne­rów. Skar­żyły się, że są oni zbyt bru­talni i zbyt nie­cier­pliwi, zbyt szybcy albo zbyt powolni, nie tra­fiają we wła­ściwe miej­sce albo zmie­niają rytm w nie­od­po­wied­nim momen­cie. Jedna z kobiet oznaj­miła nawet: „To wygląda tak, jakby chciał zetrzeć moją łech­taczkę”.

O rety!

Wiele kobiet nie zdaje sobie jed­nak sprawy, że męż­czy­znom tęskno do wymiany doświad­czeń i rad. Dopra­szają się wska­zó­wek, ale roz­mowy na temat seksu nie należą do łatwych, gdyż w chwi­lach unie­sie­nia słowa czę­sto zawo­dzą. W książce Talk Dirty to Me: An Inti­mate Phi­lo­so­phy of Sex Sally Tis­dale stwier­dza: „Tak naprawdę nie potra­fimy wytłu­ma­czyć swego pod­nie­ce­nia, tego, czym jest orgazm, a im głęb­sze są nasze dozna­nia, tym mniej­szą war­tość mają słowa i tym rza­dziej w ogóle ich uży­wamy”.

Się­gamy zatem po książki albo cza­so­pi­sma na temat seksu, albo, co gor­sza, po kiep­skie fil­mi­dła por­no­gra­ficzne i pie­przne knaj­piane dow­cipy. Więk­szość ksią­żek repre­zen­tuje ency­klo­pe­dyczne podej­ście do sek­su­al­no­ści – wszyst­kiego po tro­chu i niczego pod dostat­kiem. Kładą one nacisk raczej na ilość niż na jakość, miło­ści oral­nej zaś w naj­lep­szym wypadku poświę­cają tyle samo uwagi, co innym zagad­nie­niom. Kiedy docho­dzi do omó­wie­nia poszcze­gól­nych tech­nik, więk­szość opra­co­wań poświęca każ­dej z nich naj­wy­żej kilka stron i pra­wie wszyst­kie trak­tują sty­mu­la­cję oralną raczej jako aspekt gry wstęp­nej niż odrębny pro­ces rzą­dzący się wła­snymi pra­wami. Takie opra­co­wa­nia są niczym opa­słe książki kuchar­skie, które ogra­ni­czają się do poda­nia kilku prze­pi­sów w każ­dej z kate­go­rii. Tym­cza­sem seks oralny to uczta sama w sobie i można w niej uczest­ni­czyć na setki, jeśli nie tysiące, spo­so­bów.

Uwaga, pano­wie

Z mojej książki może sko­rzy­stać każdy, kto chce dowie­dzieć się cze­goś o kobie­cym orga­zmie i poznać fine­zyjne tech­niki, które do niego pro­wa­dzą. Została ona jed­nak napi­sana przede wszyst­kim dla męż­czyzn, któ­rzy pra­gną stać się lep­szymi, wraż­liw­szymi kochan­kami, oraz dla kobiet chęt­nych, by zyskać na ich wie­dzy.

Prawda jest taka, że kobiety i męż­czyźni zna­cząco róż­nią się od sie­bie, jeśli cho­dzi o spo­soby zdo­by­wa­nia wie­dzy na temat seksu. Raport Kin­seya, znany pro­jekt badaw­czy doty­czący ludz­kiej sek­su­al­no­ści, ujaw­nił w 1953 roku: „To oczy­wi­ste, że ani młode dziew­częta, ani star­sze kobiety nie roz­ma­wiają o swych sek­su­al­nych doświad­cze­niach w spo­sób tak otwarty, jak czy­nią to męż­czyźni”. Od tam­tego czasu wiele się zmie­niło. W zak­tu­ali­zo­wa­nym w 1990 roku Kin­sey Report on Sexual Lite­racy auto­rzy odno­to­wują, że kobiety w wieku od osiem­na­stu do dwu­dzie­stu dzie­wię­ciu lat mają lep­szą wie­dzę na temat sek­su­al­no­ści niż ich męscy rówie­śnicy. Zauwa­żają też zmiany wśród kobiet, które „nabie­rają coraz więk­szego prze­ko­na­nia o swym pra­wie do edu­ka­cji sek­su­al­nej oraz dostęp­nych opra­co­wań o tema­tyce zdro­wot­nej”. Mogłoby się zatem wyda­wać, że zarówno ruch femi­ni­styczny, jak i pro­pa­ga­to­rzy bez­piecz­nego seksu, kła­dący nacisk na przej­rzy­stość i obiek­ty­wizm, w ciągu ostat­niego pół­wie­cza uczy­nili cał­kiem sporo dla świa­do­mo­ści kobiet na temat ich ciała oraz sek­su­al­no­ści.

A co z face­tami?

Pro­wa­dząc moje bada­nia, zauwa­ży­łem, że wie­dza kobiet doty­cząca seksu jest ogól­nie rzecz bio­rąc więk­sza. Wyka­zują one więk­szą ochotę do swo­bod­nych i szcze­rych roz­mów na ten temat. Wypo­wia­da­jąc się o róż­nych for­mach aktyw­no­ści sek­su­al­nej, a zwłasz­cza miło­ści oral­nej, wyka­zują znacz­nie więk­szą świa­do­mość doty­czącą zarówno aspek­tów jako­ścio­wych, jak i szcze­gó­łów tech­nicz­nych. Pod­kre­śla­jąc zna­cze­nie oso­bi­stego doświad­cze­nia w zdo­by­wa­niu wie­dzy, kobiety potwier­dzały rów­nież, że wiele infor­ma­cji doty­czą­cych seksu uzy­skały od przy­ja­ciół i rodzi­ców, ale też zaczerp­nęły z ksią­żek, cza­so­pism oraz Inter­netu.

Tym­cza­sem wie­dza męż­czyzn na temat seksu nie jest aż tak bogata. Mają oni skłon­ność do opi­sy­wa­nia takich form współ­ży­cia jak seks oralny w spo­sób bar­dziej obra­zowy i pełen kon­kret­nych detali. Przy­znają rów­nież, że poszu­ku­jąc infor­ma­cji na temat kobie­cej sek­su­al­no­ści, wolą pole­gać raczej na por­no­gra­fii oraz bez­po­śred­nich doświad­cze­niach. Poru­sza­jąc tak intymne tematy w roz­mo­wach z przy­ja­ciółmi bądź rodzi­cami, czują się bar­dzo nie­zręcz­nie.

Gdzie zatem męż­czy­zna może poszu­ki­wać spe­cy­ficz­nych i szcze­gó­ło­wych infor­ma­cji na temat tego, jak pobu­dzać kobietę pod­czas zbli­że­nia? Media bom­bar­dują nas sek­sem sie­dem dni w tygo­dniu, dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę. Cho­ciaż pro­gramy o tej tema­tyce są adre­so­wane głów­nie do męż­czyzn, trudno tam o szanse na poważ­niej­szą dys­ku­sję. Jak na iro­nię, nie­któ­rzy z moich roz­mów­ców twier­dzą, że serial tele­wi­zyjny Seks w wiel­kim mie­ście, pełen szcze­rych zwie­rzeń na temat współ­ży­cia, orga­zmów i innych kwe­stii, sta­nowi dla nich główne źró­dło infor­ma­cji o kobie­cych potrze­bach i poglą­dach. Inni przy­znają, że obja­wie­niem jest dla nich lek­tura maga­zy­nów takich jak „Cosmo’ albo „Jane”, gdzie natra­fili na rze­czy, jakich próżno by szu­kać w cza­so­pi­smach dla męż­czyzn.

Jeden z face­tów pod­su­mo­wuje: „Jeśli cho­dzi o tę tema­tykę, „Cosmo” i „Gla­mour” są o wiele bar­dziej kom­pe­tentne niż męskie pisma typu „Play­boy” bądź „Maxime”, które wpraw­dzie nie­ustan­nie nawią­zują do seksu, ale nie sek­su­al­no­ści. Bar­dziej nasta­wiają się na eks­pan­sję niż na udzie­la­nie rad i czę­sto sku­piają się na gadże­tach, tera­piach odchu­dza­ją­cych i karie­rze zawo­do­wej. „Men’s Health” zde­cy­do­wa­nie pod­nosi poprzeczkę, ale to zale­d­wie jeden taki maga­zyn, który i tak skła­nia się raczej w stronę ide­al­nej abs­trak­cji niż życio­wych porad”.

Nie­stety, obie płcie cier­pią wsku­tek braku odpo­wied­niej wie­dzy. Męż­czyźni bły­ska­wicz­nymi ruchami języka naśla­dują gwiaz­do­rów porno, przyj­mu­jąc pozy­cje, w któ­rych praw­dziwe pobu­dze­nie łech­taczki jest raczej nie­moż­liwe. Gene­ral­nie brak im poję­cia o kobie­cej ana­to­mii oraz pro­ce­sach, jakie zacho­dzą pod­czas zbli­że­nia.

Jeśli cho­dzi o przy­swo­je­nie reguł gra­ma­tyki seksu oral­nego, potrzeba cze­goś wię­cej niż gar­ści wyryw­ko­wych porad zaczerp­nię­tych z ostat­niego numeru „Maxime’a” czy „Cosmo”. Potrzeba nam praw­dzi­wego pod­ręcz­nika, w roli któ­rego tak zna­ko­mi­cie spraw­dziła się książka Ele­ments of Style. Potrzeba nam dzieła zwię­złego, skon­cen­tro­wa­nego na meto­dach, które mają sens, zawie­ra­ją­cego przy­stępne wyja­śnie­nia i pro­po­nu­ją­cego spraw­dzone roz­wią­za­nia. Potrzeba książki, która potrafi zain­spi­ro­wać do poszu­ki­wań swego wła­snego nie­po­wta­rzal­nego brzmie­nia oraz wyczu­cia stylu. Książkę taką wła­śnie trzy­masz w ręku.

Nie­ważne, czy wkra­czasz dopiero na ścieżkę kli­te­ra­tury, czy nale­żysz już do grona kli­te­ra­tów – przy­go­tuj się do zgłę­bie­nia reguł gra­ma­tyki i sto­so­wa­nia ich we wła­snej twór­czo­ści.

Po co napi­sa­łem tę książkę

Moja wła­sna edu­ka­cja lin­gwi­styczna bie­rze swój począ­tek z sek­su­al­nej nie­mocy i dłu­go­trwa­łych zma­gań z przed­wcze­snym wytry­skiem. Znaj­do­wa­łem się w bez­na­dziej­nie dra­ma­tycz­nej sytu­acji. Wystar­czył widok nagiego kobie­cego ciała, bym tra­cił nad sobą pano­wa­nie, a gra wstępna szybko zamie­niała się w smutny epi­log. Mówiąc języ­kiem miło­ści, nie byłem w sta­nie wykrztu­sić nic poza pierw­szą sylabą. Byłem prze­ko­nany, że na moim nagrobku powinno zna­leźć się epi­ta­fium nastę­pu­ją­cej tre­ści: „Przy­był. Ujrzał. I musiał popro­sić o powtórkę”.

Póź­niej, stu­diu­jąc doro­bek pre­kur­sora sek­su­olo­gii Alfreda Kin­seya, dowie­dzia­łem się, że typowy męż­czy­zna jest w sta­nie spi­sy­wać się nale­ży­cie zale­d­wie przez około dwie i pół minuty pene­tra­cji. Ta wia­do­mość nie popra­wiła mi humoru, choć może poczu­łem się mniej samotny. Czę­sto zasta­na­wia­łem się, co to za „bio­lo­giczna klą­twa” dopro­wa­dza mnie do orga­zmu w tak krót­kim cza­sie. A może to pozo­sta­łość po ewo­lu­cyj­nych bojach o prze­dłu­że­nie gatunku, kiedy to samiec musiał jak naj­szyb­ciej prze­ka­zać nasie­nie, by zapew­nić prze­trwa­nie swego mate­riału gene­tycz­nego? Czyżby Karol Dar­win poka­zał mi wła­śnie, że to, co uwa­ża­łem za bole­sną przy­pa­dłość, w rze­czy­wi­sto­ści przy­nosi mi prze­wagę w walce o byt? Być może, lecz i tak ozna­czało to dla mnie jedy­nie przy­na­leż­ność do grona nie­szczę­śni­ków.

Dzi­siaj jestem prze­ko­nany, że jedną z głów­nych przy­czyn przed­wcze­snego wytry­sku są nie­wła­ściwe przy­zwy­cza­je­nia zwią­zane z mastur­ba­cją. Chłopcy są nauczeni, choć wła­ści­wie nikt ich tego nie uczył, by robić to szybko i ukrad­kiem, cała zaś sprawa sta­nowi wsty­dliwe tabu. Nie trzeba zatem wiele, by młody czło­wiek nasta­wił się na szyb­kie poszu­ki­wa­nie przy­jem­no­ści, a taki zły nawyk trudno wyko­rze­nić. Przy­pusz­czal­nie gdyby ktoś wcze­śniej pora­dził mi, bym ona­ni­zo­wał się, wyobra­ża­jąc sobie orgazm part­nerki, a nie swój, oszczę­dzi­łoby mi to wielu lat roz­te­rek.

Byłem sek­su­al­nym kaleką, a tech­niki oralne stały się moją jedyną pod­porą. Skoro nie mogłem zapew­nić kobie­cie satys­fak­cji za pomocą penisa, było wię­cej niż pewne, że zado­wolę ją ustami! Na­dal jesz­cze pamię­tam wszyst­kie te obawy, prze­sądy i wpadki zwią­zane z moimi pierw­szymi doświad­cze­niami wieku szkol­nego. Wkra­cza­jąc w świat miło­ści oral­nej, nie róż­ni­łem się zbyt­nio od wielu innych męż­czyzn. Pełen waha­nia i nie­pew­no­ści zapusz­cza­łem się w dolne par­tie, by tylko poli­zać parę razy tu i ówdzie. Sto­su­jąc metodę prób i błę­dów, uświa­do­mi­łem sobie wresz­cie, że seks oralny to coś znacz­nie wię­cej niż jedna z opcji gry wstęp­nej. Oka­zał się on samo­dziel­nym pro­ce­sem, posia­da­ją­cym począ­tek, roz­wi­nię­cie i zakoń­cze­nie, słu­żą­cym do prze­pro­wa­dze­nia kobiety przez wiele eta­pów pobu­dze­nia, aż do punktu kul­mi­na­cyj­nego. Pozwo­lił mi nie tylko zaspo­koić kobietę w spo­sób pełny i grun­towny, ale rów­nież prze­stać się mar­twić o seks i zacząć czer­pać z niego przy­jem­ność. Postę­pu­jąc w ten spo­sób, byłem w sta­nie wyzbyć się nie­po­koju, zyskać lep­szą samo­kon­trolę i w ogóle stać się lep­szym kochan­kiem. Cun­ni­lin­gus bez wąt­pie­nia był oca­le­niem dla mego życia sek­su­al­nego. Kiedy przy­po­mnę sobie całą tę depre­sję i cier­pie­nia, jakich przy­spa­rzały mi porażki w walce z przed­wcze­snym wytry­skiem, nie będzie zbyt­nią prze­sadą, gdy powiem, że oca­lił moje życie w ogóle.

Ni­gdy nie zapo­mnę, jak pierw­szy raz dopro­wa­dzi­łem part­nerkę do orga­zmu za pomocą języka. Był to moment prze­ło­mowy. Ogar­nęło mnie uczu­cie podobne do tego, jakie opi­sał w swo­ich wspo­mnie­niach E.B. White. Kiedy roz­po­czy­nał karierę pisar­ską w Nowym Jorku, prze­glą­da­jąc listy pod­czas obiadu w restau­ra­cji Child’s na Czter­na­stej Ulicy, odkrył czek za swój pierw­szy arty­kuł. Napi­sał: „Wciąż pamię­tam to uczu­cie, że to jest wła­śnie to, że wła­śnie sta­łem się zawo­dow­cem. Czu­łem się świet­nie i bar­dzo sma­ko­wał mi obiad”.

Mało co może traf­niej oddać mój ówcze­sny nastrój.

Obec­nie, żyjąc w uda­nym mał­żeń­stwie, jestem w sta­nie bez pro­ble­mów upra­wiać seks, ale wciąż pozo­staję zago­rza­łym wyznawcą „drogi języka”. To po pro­stu przy­po­mina narzę­dzie dosko­nale przy­sto­so­wane do swego zada­nia. Co wię­cej, wie­rzę, że jest to naj­bar­dziej intymna, pełna sza­cunku i wdzięczna forma zbli­że­nia, w jaką może zaan­ga­żo­wać się męż­czy­zna. Jak napi­sała Sally Tis­dale: „Zbli­że­nie oralne może być naj­po­tęż­niej­szym z aktów sek­su­al­nych. Swoją moc czer­pie z naj­de­li­kat­niej­szej intym­no­ści”.

Nie­któ­rzy ludzie, mówiąc o sek­sie oral­nym, uży­wają ter­mi­no­lo­gii muzycz­nej. Skoro tak, to przy­pusz­czam, że jako muzy­kowi nie można odmó­wić mi talentu. Ale odkry­łem go dopiero w chwili, w któ­rej pozna­łem moją żonę, odkąd tra­fi­łem na mego stra­di­va­riusa, nie­po­wta­rzalny, piękny i bez­cenny instru­ment. Jeżeli ona to moje skrzypce, ja jestem jej smycz­kiem. Zachę­cam was, byście nie usta­wali w poszu­ki­wa­niach. A każdy, komu się uda, niech chroni swoją part­nerkę, pie­lę­gnuje ją i będzie wytrwały, bo tylko w ten spo­sób nauczy się grać jak wir­tuoz.

W miarę jak będę oma­wiał pod­sta­wowe tech­niki pro­wa­dzące do osią­gnię­cia suk­cesu, sta­nie się jasne, że każda kobieta jest inna. Cun­ni­lin­gus nato­miast sta­nowi uko­ro­no­wa­nie indy­wi­du­al­nego aktu wza­jem­nego pozna­wa­nia i dawa­nia. Nie cho­dzi mi wcale o to, że nie można przy­pad­kiem zaznać mnó­stwa przy­jem­no­ści, jak­kol­wiek takie wzloty to mimo wszystko pościg za per­fek­cją, choć pozba­wiony okre­ślo­nego celu. Bar­dziej piro­tech­nika niż praw­dziwe fajer­werki. By pójść na całość, trzeba zawie­rzyć ryt­mowi wyda­rzeń i w odprę­że­niu zapaść się w głęb­szą, bar­dziej instynk­towną część sie­bie. Pociąga to za sobą wspól­nie prze­ży­wany pro­ces, pole­ga­jący na wza­jem­nym wyzwo­le­niu i zespo­le­niu się na każ­dym z pozio­mów. Tego nikt nie potrafi uda­wać. Tu trzeba cze­goś wię­cej niż samej tylko tech­niki. Należy ją połą­czyć z całym swoim wyczu­ciem i wyobraź­nią. Musisz być obecny, musisz być auten­tyczny, musisz tam być całym swoim cia­łem, umy­słem i duchem.

E.B. White napi­sał: „Styl wynika raczej z tego, kim jesteś, niż z tego, co umiesz. Jest jed­nak parę wska­zó­wek, które pozwolą ci zyskać prze­wagę”.

Mając to na uwa­dze, ruszajmy naprzód.

Część I: ELE­MENTY STYLU SEK­SU­AL­NEGO

Podą­ża­jąc zatem za porząd­kiem natury, zacznijmy od tych praw, które poja­wiły się jako pierw­sze.

Ary­sto­te­les

ROZ­DZIAŁ 1: Naj­pierw ona. Liczy się kur­tu­azja

Dro­dzy pano­wie, na ogół naj­pierw prze­pusz­czamy panie. Gdy jed­nak idzie o zapew­nie­nie satys­fak­cji kobie­cie, daleko nam do tej drob­nej, sta­ro­świec­kiej uprzej­mo­ści.

Żebyś nie pomy­ślał, że waga takiego gestu jest nie­wielka, przy­po­mnij sobie Lorenę Bob­bit. Zapy­tana przez poli­cję, dla­czego obcięła swemu mężowi czło­nek, odparła: „On zawsze ma orgazm i nie czeka na mnie. To nie jest w porządku”.

Czy trzeba coś jesz­cze doda­wać?

Męż­czy­zna jest stwo­rzony do tego, by być wydaj­nym. Nie trzeba wiele, by pobu­dzić nas do dzia­ła­nia i jest to raczej nie­skom­pli­ko­wany pro­ces. Zazwy­czaj docho­dzimy tylko raz, tuż przed osią­gnię­ciem „fazy nie­sfor­no­ści”, zna­nej rów­nież jako etap, kiedy prze­wra­camy się na drugi bok i zaczy­namy chra­pać. W zależ­no­ści od wieku faza ta może trwać od kilku minut do kilku dni.

Jest czymś natu­ral­nym, że osią­gnię­cie orga­zmu przy­cho­dzi męż­czyź­nie z łatwo­ścią. Masters i John­son okre­ślają to jako „nie­uchron­ność wytry­sku”, a nie­ży­jący już dok­tor Alfred C. Kin­sey, który zasły­nął z prze­pro­wa­dze­nia tysięcy wywia­dów doty­czą­cych życia sek­su­al­nego, ogła­sza, że sie­dem­dzie­siąt pięć pro­cent męż­czyzn koń­czy przed upły­wem dwóch minut.

Jeśli zaś cho­dzi o orgazm kobiety, nie ma nic pew­nego. Sally Tis­dale pisze:

Męska sek­su­al­ność zdaje się grun­tow­nie róż­nić od mojej. On nie musi anga­żo­wać niczego poza głową i ostrzem penisa. Żad­nej innej czę­ści ciała nie potrze­buje nie­po­koić, doty­kać, obna­żać czy zawsty­dzać. Zawsze mia­łam wra­że­nie, że męski orgazm wyrywa się wła­ści­wie zni­kąd i jest nie­skoń­cze­nie bar­dziej gor­liwy od mojego.

Orgazm kobiety to bar­dzo skom­pli­ko­wane zagad­nie­nie i zazwy­czaj trzeba znacz­nie wię­cej czasu, by pod­czas zbli­że­nia do niego doszło. Szcze­gól­nie trudny do osią­gnię­cia jest pierw­szy orgazm, wyma­ga­jący nie­ustan­nego pobu­dza­nia, sku­pie­nia i odprę­że­nia. Czy może więc być zasko­cze­niem wynik badań prze­pro­wa­dzo­nych przez naukow­ców z uni­wer­sy­tetu w Chi­cago? W wyda­nym w 1994 roku Sex in Ame­rica Survey ogło­sili oni, że męż­czyźni osią­gają satys­fak­cję w cza­sie sto­sunku znacz­nie czę­ściej niż kobiety. Orgazm za każ­dym razem prze­żywa trzy czwarte panów, ale tylko nie­spełna jedna trze­cia ich part­ne­rek. Nie­spełna jedna trze­cia! Ozna­cza to, że prze­cięt­nie na trzy kobiety przy­pa­dają dwie, któ­rym nie było dane dostą­pić eks­tazy. Dobry powód, byś zaczął cho­wać ostre przed­mioty.

Męż­czy­zna to jang.

Jang ma to do sie­bie, że łatwo go pobu­dzić.

Ale też łatwo ustę­puje.

Kobieta to jin.

Jin ma to do sie­bie, że powoli się pobu­dza.

Ale też powoli osiąga prze­syt.

(mistrz tao Wu Hsien)

W pro­ces doj­rze­wa­nia każ­dego z nas wpi­sana jest gorzka i okrutna iro­nia. Istota tak wyjąt­kowa w swej sek­su­al­no­ści jak kobieta, wypo­sa­żona zarówno w organ stwo­rzony wyłącz­nie do dostar­cza­nia przy­jem­no­ści, jak i zdol­ność doświad­cza­nia wie­lo­krot­nych orga­zmów pod­czas jed­nego zbli­że­nia, tak czę­sto odkrywa, że jej ogromny poten­cjał zale­d­wie się tli. A wszystko to z braku zapałki, która mogłaby roz­pa­lić ten pło­mień.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Shere Hite (ur. 1943) ame­ry­kań­ska popu­la­ry­za­torka edu­ka­cji sek­su­al­nej i femi­nistka. Jej bada­nia kon­cen­trują się wokół sek­su­al­no­ści kobiet. [wróć]

Flan­nery O’Con­nor (1925–1964) ame­ry­kań­ska pisarka, autorka opo­wia­dań nawią­zu­ją­cych do tra­dy­cji lite­ra­tury gotyc­kiej. [wróć]

Mar­ga­ret Mit­chell, Prze­mi­nęło z wia­trem, tłum. Celina Wiśniew­ska, Książ­nica, Kato­wice 1990, t. 3, s. 150. [wróć]

Vir­gi­nia John­son i Wil­liam Masters pierwsi zba­dali zacho­wa­nia sek­su­alne w labo­ra­to­rium, objęli nimi 312 męż­czyzn i 382 kobiety. Wyniki zostały oparte na 10 000 cyklów reak­cji sek­su­al­nych, bada­nych elek­tro­dami i przy­rzą­dami medycz­nymi insta­lo­wa­nymi w narzą­dach. [wróć]

Popu­larny w Sta­nach Zjed­no­czo­nych krem prze­ciw­bó­lowy dla spor­tow­ców na bazie spi­ry­tusu i kam­fory (przyp. tłum.). [wróć]